WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://policestationpictures.files.wor ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kumulujące się ostatnimi czasy sytuacje sprawiły, że jego - nienajlepsza i tak - higiena snu, pogorszyła się jeszcze bardziej. Przewracał się z boku na bok, starał wyłączyć myślenie (myśląc o tym, żeby nie myśleć, logiczne...), czy też odłożył wszelkie rozpraszacze na bok. Nie wiedział, jak dużo prawdy jest w tym, że zarówno jasne światło emitowane przez wyświetlacz laptopa, czy smartfona, potrafiło odsunąć zmęczenie i senność, ale postanowił z braku lepszej alternatywy skorzystać z tych sugestii.
Nie podziałało.
Środki nasenne kupione w aptece - bez recepty - były zbyt słabe, więc zamiast jednej, połknął ze cztery miękkie kapsułki nasenne z trzema miligramami melatoniny w każdej z nich. Poskutkowało...po jakiejś godzinie, i na około dwie godziny przed tym, nim z - pozornie - twardego snu wyrwał go płacz dziecka.
Kurwa, co?
Przetarł oczy przedramieniem i przewrócił się na brzuch. Te sny były coraz dziwniejsze; już nie ograniczały się do chaotycznego rytmu wydarzeń sprzed pięciu lat, sprawnie łącząc się z jego teraźniejszością. Finalnie często zrywał się w ostatniej chwili; na moment przed tym, nim umysł kazał mu zaznaczyć ostrzem krwawy zarys na delikatniej, jasnej (koloru kości słoniowej) cerze młodej blondynki. Data neonem biła po oczach, sugerując obecny rok, a następnie kolejny długi wyrok.
Zacisnął powieki, jakby to mogło sprawić, że wróci w objęcia morfeusza, który wcale nie został przebudzony przez krzyki z dołu. Po omacku przesunął dłonią po pościeli i sięgnął po małą poduszkę, którą przykrył sobie głowę. Za późno; to nic, że pod powiekami czuł piasek, a w ustach nieprzyjemny, rdzawy posmak. Przetarł nadgarstkiem wargę, ścierając z niej niewielkie krople krwi, stanowiące pamiątkę po jedynym, uroczym spotkaniu, z którego wrócił z rozciętą wargą i kilkoma innymi draśnięciami.
Jakiś czas później - jak już zrozumiał, że jednak to nie jakiś koszmar, tylko żywe dziecko - karawanem podjechał pod posterunek policji. Nie było to najlepszym pomysłem, lecz chyba jeszcze gorszym było posadzenie brzdąca na siedzenie motocyklu, którym prywatnie najczęściej się poruszał. Chłopiec na zmianę płakał, krzyczał, kopał nogami w fotel, drzwi. Nie mówił, a piszczał, co tylko wprawiało Blake'a w jeszcze większą frustrację i bezsilność. Wyszedł z pojazdu, i chcąc w choć niewielkim stopniu odstresować się przed tym, co czeka go wewnątrz wielkiego gmachu budynku, odpalił papierosa. Nim zdążył się zaciągnąć trującym (i tak przyjemnie łaskoczącym płuca) dymem, malec wystrzelił z ciemnego, mrocznego wozu i pędem ruszył przed siebie... odbijając się od nóg kobiety. Automatycznie poleciał do tyłu, siadając przy tym na zimny, mokry od deszczu chodnik.
- Ja pierdolę... - burknął przeciągle, z niezadowoleniem Blake, wydychając przed siebie chmurę białego dymu i ruszył wolnym krokiem do tego małego człowieka. I kobiety, której jeszcze przed chwilą widział zaledwie plecy.
- No, dalej, wstawaj, nic się nie stało. - I tu wypadałoby powiedzieć imię, ale go nie znał. Ukucnął koło chłopca, chcąc pomóc mu wstać; przecież wypadało stworzyć choć pozory, że zachowuje się dobrze i odpowiedzialnie.
- Przepr... - urwał, gdy wzrokiem spotkał jej spojrzenie. - Dev. Cóż za miła niespodzianka - rzucił z ewidentną kpiną, która nie leżała blisko szczerego, miłego zaskoczenia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • vi.
Zjawiła się pod budynkiem policji o dość wczesnej porze jak na nią, co nie zmieniało faktu, że nadal była (standardowo) spóźniona. Wyjątkiem od reguły stanowiło to, że zmierzała tu z nieco innym zamiarem niż tylko praca, która na nią czekała, bowiem tym razem na swoje usprawiedliwienie miała faktyczne wydarzenie, jakim było włamanie do The Trading Musician. Zgłoszenie zajścia do odpowiednich służb wydawało się najrozsądniejszym krokiem, przynajmniej na początku całej drogi. Nie dość, że dokonane zniszczenia znacząco wpływały na poczucie winy brunetki i ogólne samopoczucie, to jeszcze konfrontacja z ojcem nie poszła dokładnie po jej myśli. Nie znosiła kiedy wisiała między nimi złowroga atmosfera, szczególnie jeśli to ona była sprawczynią. Zwykle o to nie dbała, ale w przypadku Jeremy'ego starała się trzymać fason. Co prawda nigdy długo nie chował urazy, ale wątpiła, żeby pomimo jego najszczerszych zapewnień o powrocie do normy, jak to zwykle bywało, uszło jej to całkowicie na sucho. Jedno jest pewne: cokolwiek zrobi w tej kwestii, nie zamierzała do tego wykorzystywać prawdziwego powodu, jaki stał za jej roztargnieniem tamtego feralnego wieczoru, kiedy zapomniała zamknąć sklep.
Spóźnienie było solidne, aczkolwiek przed zniknięciem w policyjnych murach chciała jeszcze skończyć odpalonego przed momentem papierosa, dlatego zatrzymała się przed wejściem, by przy okazji, podczas tej krótkiej, acz błogiej chwili, nabrać więcej zdrowego podejścia do całej sytuacji, które mogło zostać przysłonięte początkowymi emocjami. Wciągnęła więc dym, przytrzymując go w płucach, po czym zadarła nieznacznie podbródek ku górze i wolno wydmuchała strużkę dymu, jednocześnie roztaczając wokół siebie miętową woń. Myślami była gdzie indziej, jednak to nie sprawiło, że nie poczuła odbijającego się od jej nóg... no właśnie, czego?
Odwróciła się, od razu kierując wzrok ku dołowi, gdzie aktualnie znajdował się niewielkich rozmiarów człowiek. Jej pierwszy (ani w sumie drugi czy trzeci) odruch wcale nie zakładał scenariusza, w którym pospieszyłaby mu z pomocą przy wstaniu i otrzepaniu spodenek z brudu. Wręcz przeciwnie, zaciągnęła się papierosem, przez chwilę wpatrując się chłodno w chłopca. W końcu podniosła wzrok i rozejrzała się za kimś odpowiadającemu rodzicowi, opiekunowi lub ciamajdowatej niańce, na kim wyładowanie niezadowolenia z powodu nieokrzesania krasnala nie budziłoby powszechnego oburzenia, jak zapewne byłoby w przypadku dziecka. Właśnie wtedy zauważyła nachodzącego Blake'a. Tak jakby ten dzień nie mógł być jeszcze gorszy.
— Będziesz mnie teraz nachodził w pracy? I straszył dziećmi? — odezwała się, gdy ich spojrzenia wreszcie się skrzyżowały. — Muszę przyznać, że jak dotychczas to najskuteczniejsza broń. — Po raz kolejny uwaga kobiety skupiła się na chłopcu, w tym samym czasie wypuszczając z ust dym. Dzieciak był co najmniej dziwny. I nie miało to związku z pełnym grozy wyrazem twarzy i przyglądaniu się jej spode łba. To jeszcze była w stanie wytłumaczyć tym, że może wyczuwał jej nieprzychylne nastawienie do niego czy robaków jego pokroju, gotowych rozpłakać się na zawołanie. Raczej chodziło o fakt, iż roztaczał wokół siebie niepokojącą aurę. Trochę inną niż w normalnych okolicznościach jego rówieśnicy posiadający szereg osobliwych cech charakterystycznych wyłącznie dla ich gatunku, a w towarzystwie których zwykle czuła zakłopotanie pomieszane z irytacją. On wyglądał jakby chciał rzucić na nią zaklęcie albo klątwe. A może już to robił? Mimo to w pierwszych dłuższych sekundach nawet nie mrugnęła pod naporem jego przenikliwego wzroku, pod koniec dopiero jedynie mrużąc delikatnie (żeby nie powiedzieć ostrzegawczo) oczy.
— Uroczy — zwróciła się do mężczyzny, choć beznamiętny ton, z jakim wypowiedziała to słowo sugerował, że wcale tak nie uważała. — Podobny do ciebie — dodała, co również było sprzeczne z prawdą, ale podejrzewała, że wprawi go to w jeszcze lepszy humor niż ten, którym emanował na dzień dobry.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mógł poczekać. Kwadrans, godzinę, kilka. Dać szansę Tottie, aby znajome odpisały na wiadomości rudowłosej odnośnie dziecka, które pojawiło się pod jego drzwiami. Mógł również przerzucić ten problem na Lunarie; wszak była jego - chcąc, choć bardziej nie chcąc - współlokatorką. Nikt nie zostawił przy dziecku żadnej karteczki-notatki, sugerującej, aby to on zajął się przybłędą, zatem... dlaczego wziął na barki całe te nieporozumienie związane z kilkulatkiem? Całość wydawałaby się łatwiejsza, gdyby ten zaczął z nim współpracować: odpowiadał na pytania, rzucił hasłem-klucz, jakie mogło doprowadzić Blake'a do rozwiązania zagadki, albo chociaż podało wartościowe podpowiedzi. Nieprzespana noc oraz brak możliwości rozbudzenia się gorącą kawą, jedynie podbijały jego sfrustrowanie i wprowadzały w jeszcze gorszy nastrój. Zaciągnął się papierosem i przez krótką chwilę - najprawdopodobniej - wypuszczonym dymem, starał się załatać zszargane nerwy. Cienka koszulka, którą zdążył na siebie zarzucić, niekoniecznie chroniła przed zimnem; chłodny wiatr muskał jego ręce, a on bezwiednie przetarł przedramiona dłońmi. Nowy, aczkolwiek już wygojony tatuaż - rewolwer - zdobiący jego skórę, był chyba jedynym plusem, jaki zarejestrował tego poranka. Strzepał popiół (niekoniecznie dbając o to, czy może w tym miejscu) i wyprostował się, siłując na spojrzenia z Eileen.
- W pracach - poprawił ją - liczyłem, że zastanę cię w sklepie muzycznym, nie udało się, więc przyjechałem tu - poinformował z powagą, po swoich słowach przelotnie rozglądając się po okolicy. W rzeczy samej przed kilkoma dniami odwiedził sklep jej ojca, ale miał nadzieję, że tym razem trafi na właściciela, a nie jego córkę. Udało się; Jeremy wykazał się profesjonalizmem. Nieco chłodnym, zamkniętym w ramach utrzymania dyplomatycznej rozmowy, ale... pasowało mu to. Nie dopytywał, czy przestrzegła go Dev, czy to kwestia odsiadki, braku wiary w jego niewinność. A może mężczyzna najzwyczajniej w świecie albo go nie pamiętał, albo miał taki humor? Pewne rzeczy dało się załatwić, inne nie - zapowiedział się zatem, że pewnie niebawem jeszcze pojawi się w tamtym miejscu.
- Zauważyłaś zmianę w wystroju The Trading Musician? - zapytał, wsuwając fajkę między wargi i zupełnie ignorując chłopca, który finalnie samodzielnie podniósł się z chodnika i podejrzliwym spojrzeniem błądził od niego, do Shepherd. Oczy miał nieco zmrużone, wyraz twarzy zacięty. Przestał płakać, nie piszczał, w zasadzie... nie wydawał żadnego dźwięku, co tylko dodatkowo dawało nieme (dosłownie) przyzwolenie na ignorowanie jego obecności.
- Może nie jest tym, czego mogłaś oczekiwać, ale starałem się cię zaskoczyć. - Rzecz jasna nie chodziło mu o bałagan, który zrobił włamywacz, a to, że... kupił instrument, więc przestrzeń, jaką przez jakiś czas zajmowała perkusja, pewnie została pusta, lub postawiono tam coś innego. O samym nieprzyjemnym zajściu, które miało miejsce nie miał pojęcia, bo skąd mógłby wiedzieć?
- Uhm - odburknął - widzę większe podobieństwo do twojej osoby - stwierdził, kiedy otaksował ją wzrokiem i z większą uwagą (wreszcie) spojrzał na dzieciaka. Cóż, ten najwidoczniej uznał, że za mało się nim interesują i... najpierw kopnął sporej wielkości kamień, który uderzył w pobliski samochód policyjny, by po paru sekundach z impetem wskoczyć w dużą kałużę centralnie między nimi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Po co zachowywać finezje? Mogłeś od razu wpaść do domu — mruknęła z drwiną. W innych okolicznościach z pewnością doceniłaby podchody, ale nic nie zwiastowało, żeby te kiedykolwiek miały się zmienić. Podejrzewała, że jemu również nie umknęło, że mieszkają w tej samej okolicy, aczkolwiek jeśli jakimś sposobem jeszcze tego nie zanotował, to lepiej dla niej. Już sam ten fakt miał duży potencjał do podsycania irytacji czy złości. Mimo wielkich nadziei wątpiła, aby nie doszedł tego okdrycia, ponieważ nawet ona, ze swoim sąsiedzkim radarem pracującym na wyjątkowo niskich obrotach, była w stanie to zrobić. I to bez wysiłku.
— Co? — Zmarszczyła brwi w dezorientacji, która utrzymywała się na twarzy dłużej niż by tego chciała. Jej myśli cały czas zaprzątało włamanie, jednak to, że sam zagaił temat, niejako się podkładając, spowodowało, że machinalnie powiązała jedno z drugim. Tym bardziej, że kiedy nie pracowała w sklepie, to niespecjalnie interesowały ją przebigające tam transakcje, więc nie wiedziała, że to on kupił perkusje. Monitoring na nic się zdał, bo włamywacz miał zakapturzoną twarz, a wszystko było spowite ciemnością, jak to w środku nocy, ale równie dobrze mógł to być on. Jak inaczej wytłumaczyć jego słowa, jeśli nie przyznaniem się do winy? A może wcale nie widział w tym nic nadzwyczajnego i to celowe zagranie z jego strony? Cała ta szopka z rozstrojonym fortepianem. Tylko po co? Poza tym, skąd by wiedział? Wszystko było jeszcze świeże, dowody na włamanie i wandalizm cały czas były zauważalne w sklepie, przynajmniej dopóki policja nie sprawdzi śladów. Nawet Loganowi nie zdążyła o niczym wspomnieć.
Jej wyraz twarzy zmieniał się wraz z momentem, w którym prawda (a raczej to, co wydawało jej się nią być) do niej docierała, a spojrzenie, z jakim się w niego wpatrywała stawało się coraz intensywniejsze, wręcz przeszywające.
— Czego chcesz, Griffith? — Zrobiła krok do przodu, tym samym zmniejszając między nimi odległość. — Za mało ci wrażeń? Jestem pewna, że jeśli tylko dobrać się do twoich akt, na pewno coś się znajdzie i tym razem nie ujdzie ci to na sucho. Włamanie i zniszczenie mienia może nie jest ciężkim nadużyciem, ale to tylko zalążek — powiedziała nad wyraz spokojnym tonem, nie odrywając od niego oczu. Przynajmniej dopóki nie zarejestrowała wybryków nicponia, którego ze sobą przywlókł. Zacisnęła usta, powstrzymując się od niecenzuralnych określeń, jakie cisnęły się na usta w odniesieniu do chłopca, gdy dewastował policyjny wóz. Już miała odpuścić, ale ten rozchlapał dookoła mętną od brudu wodę z kałuży, która osadziła się na wysokości jej kostek.
— Ej, ty, Breivik. — Nachyliła się nad małym terrorystą, bo jednak różnica wzrostu w tym przypadku była znacząca, a chciała, żeby przekaz jasno do niego dotarł. — Wiesz, co robią w przedszkolach z takimi chłystkami, jak ty? — Nie mógł mieć więcej niż pięć lat, więc to pewnie już ten czas. — Zamykają w ciasnych, cuchnących potem innych młodocianych zwyroli klitkach z kratami w oknie i przywiązują do kaloryfera. — Zmierzyła go chłodnym, przeciągłym wzrokiem po czym wyprostowała się. Miała wrażenie, że wcale nie musiała mu tego tłumaczyć, bo wyglądał jakby doświadczył podobnych metod, ale samą swoją obecnością działał jej na nerwy.
— Gdyby nie to, że widać tu twoje wychowanie, to pomyślałabym, że komuś go podprowadziłeś — rzuciła w kierunku mężczyzny. Wcale nie oczekiwała odpowiedzi, zarówno w kwestii domniemanego wychowania (chciała być tylko złośliwa) jak i uprowadzenia. Po prostu wyrażała w ten sposób swoją frustrację w związku z rozpuszczeniem dzieciaka. Poza tym uważała, że to mało prawdopodobne, żeby faktycznie podprowadził go komukolwiek, nawet ze względu na ciągoty kryminalne. Chociaż z początku nie podejrzewała go też o włamanie, a tu proszę. Gdyby ją to obchodziło, to już prędzej założyłaby, że sam go zmajstrował na widzeniach. Za dużo podobieństw, wiadomo. Nie przepadała za dziećmi ogólnie, ale jeszcze nie była tak uprzedzona, żeby nie zauważyć, że niektóre były znacznie mniej ruchliwe i ograniczały się jedynie do nieustępliwego gapienia się czy targania rodziców za nogawki. Wszystko do przyjęcia, o ile nie były to jej nogi i nogawki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie rozglądał się po okolicznych domach, aby móc zarejestrować jacy są jego sąsiedztwem. Wiedział, że niedaleko mieszka Tottie oraz Aura z Psem, była jeszcze starsza, złośliwa kobieta, która za każdym razem, kiedy przechodziła o kuli obok jego domu, najpierw patrzyła się przesadnie długo na okna i drzwi, a gdy Blake wyłaniał się z murów, ta najwyraźniej zapominała o swojej niedołężności i... nagle i ta kula zdawała się być niepotrzebna...
...ewentualnie służyła do obrony, tak w razie czego, gdyby morderca z Phinney Ridge postanowił celować w osoby ze starszym wiekiem, niżeli jego wcześniejsze ofiary.
Wzrokiem nie wodził za Eileen, ani nikim innym; nie szukał kontaktu, nie planował pożyczać od nikogo cukru, soli, ani cyjanku. Może tylko raz - jak wypatrywał swojego nowego domu - bardziej skupił się na okolicy, ale jedynie pod kątem nieruchomości. Nie wiedział, że parę minut drogi od niego mieszkała Shepherd, co w takim razie mogło ją zaskoczyć - ta nieświadomość (którą - możliwe, że - uznałaby za ignorancję).
- Czekałem na zaproszenie - odparł spokojnie - zastanawiałem się czy grasz na czymś, poza tym, że nieustannie testujesz grania na nerwach innych ludzi - rzucił luźno, z lekkim znudzeniem unosząc brew do góry, gdy oparł wzrok na jej profilu. Bo chyba dobre geny jej ojca musiały choć minimalnie jej przypaść? Jak na razie zupełnie nie widział w ciemnowłosej podobieństwa, ale może gdyby wiedział, że ma brata, który wydawał się całkiem w porządku facetem, to uznałby, że to on przejął te najlepsze cechy.
Te nagłe wzburzenie wydało mu się niezrozumiałe i dziwne, lecz i tak twardo stał w miejscu, nie zważając na to, że Eileen groźnie ruszyła w przód. Zapewne nawet rozłożył ręce na boki, w celu pokazania jej, że niezbyt rozumie o co jej chodzi...albo nie, a sugerował jej, że śmiało, skoro ma ochotę się wyżyć (znów), to jest. Może od czasu do czasu lubiła wylać swoją frustrację na innych ludzi? Jemu to za bardzo różnicy nie robiło... i tak wszystko po nim spływało. Dosłownie.
Brudna, ciemna woda z kałuży pojawiła się na jego nogawce, częściowo wpijając się w materiał, ale większymi kroplami zbierała mniejsze, uciekając w dół, aż wreszcie rozbijała się o chodnik.
- Co robię? - zapytał marszcząc czoło. - Uznałem, że warto poćwiczyć, zanim dobierzesz się do moich akt i wsadzisz za kraty, skoro jesteś tak zdeterminowana. - Wywrócił kpiąco oczami na znak, że wcale jej w to nie wierzy, bo co mogła mu zrobić? Sfabrykować jakieś dowody? Ma już doświadczenie w odsiadce, ale ma też - jak się okazało w ostatniej apelacji - naprawdę dobrą pomoc, aby z opałów wyjść, a teraz (jeszcze) w nic się nie wplątał. Za to chłopiec...
Młody gniewny nie był zadowolony pogadanką, którą zafundowała mu nieznajoma. Nadymał policzki, a kiedy Dev się podniosła, tym razem postanowił kopnąć, ale... w jej kostkę. Nie będę tu określał siły, żeby nie było, że aż tak wyładowuję dzieckiem awersję Blake'a, więc możesz sobie wybrać jak mocno to zrobił.
- Widać, że wyczuwa dobrych i złych ludzi. Może coś z niego będzie - mruknął, zaciskając usta, aby nie wykrzywił ich ironiczny uśmiech. Położył dłoń na ramieniu chłopca i przyciągnął go bliżej siebie, tym samym zwiększając odległość między nim, a Eileen.
- Zostaw panią. To czarownica. W nocy porywa dzieci, bawi się ich krwią, a potem udaje, że fachu się wyuczyła całkiem legalnie. To dopiero dobra zmyłka, bo przecież najciemniej pod latarnią - podsumował, rzecz jasna tak serio nie myśląc, że jest czarownicą. W te dziwne praktyki wcale jednak by nie wątpił, bo gdzieś trzeba było zdobyć doświadczenie, a nie wyglądało, jakby lubiła dzieci. A najciemniej pod latarnią, cóż, sam tak mówił, jak krążył karawanem po mieście...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Tylko ty masz takie szczęście — odparła z wyraźną drwiną w głosie. Shepherd z natury była zdystansowana i opryskliwa wobec ludzi, których spotykała na swojej drodze, szczególnie tych, których nie znała albo za którymi nie przepadała, ale w większości przypadków okazywała zwykłą, pospolitą obojętność czy nawet neutralność. Ktoś naprawdę musiał sobie zasłużyć, czy to w dobrym czy negatywnym tego słowa znaczeniu, żeby wykazała nieco większe zaangażowanie. Chociaż i to zwykle nie trwało długo, bowiem szybko się nudziła i nawet jeśli nie zapominała, to prędzej czy później odpuszczała. Gdyby nie kryminalna przeszłość Griffitha, to zapewne spotkałby się jedynie z chłodną obojętnością. Nawet nie chciała myśleć jak prezentowałaby się sytuacja, gdyby jej nie posiadał, bo może ewoluowałoby to aż do neutralności.
— Chcesz, żebym ci za to podziękowała? Może i bym mogła, ale trochę wypadłeś z formy. Żeby tego było mało zasłaniasz się dzieciakiem. Pomysły też od niego bierzesz? Wykonanie na to wskazuje. — Uśmiechnęła się kpiąco, rzecz jasna mając na myśli aranżacje wnętrza sklepu po włamaniu, bo choć jakieś tam straty ponieśli, to jednak nie było to nic poważnego. Nic nie zostało skradzione, co tym bardziej miało sens w kontekście tego, iż to on mógł za tym stać. Poza tym jeśli zdawało mu się, że odnalezienie na niego jakiegoś haka stanowiło problem, to mylił się. Zresztą jako główny zainteresowany z pewnością wiedział, że ludzi, którym zależało, żeby go przyskrzynić było więcej niż tych, których celem było wydostanie go na wolność.
Mogła spodziewać się takiego zachowania po tym nieokrzesanym szczeniaku, a mimo wszystko nie zmniejszyła dystansu, ani tym bardziej nie poderwała się, gdy ten przeprowadził atak na jej kostkę. Najchętniej by mu oddała, ale dotąd nie wykazywała agresji wobec dzieci i mimo całej niechęci jaką posiadała, nie zamierzała tego zmieniać, przynajmniej na razie, więc ograniczyła się jedynie do cichego przekleństwa pod nosem i zaciśnięcia ust, jednocześnie próbując zignorować pulsujący w kostce ból. Ja już naprawdę nienawidzę dzieci.
— W takim razie dziwne, że przy tobie nie dostaje konwulsji. Musiałeś go czymś nafaszerować. — Raz jeszcze zwróciła wzrok ku chłopcu, śląc mu nienawistne spojrzenie. To by wyjaśniało, dlaczego zachowuje się jak żywcem wyrwany z horroru klasy B. Liczyła, że przy tych wszystkich osobliwościach, potrafi też czytać w myślach, bo tylko taki sposób był dozwolony na wyrażenie tego, co o nim myśli.
— Zapomniałeś wspomnieć, że przypalam je papierosami, kiedy są nieposłuszne — mruknęła w odpowiedzi na to zwięzłe podsumowanie jej osoby, którego wcale nie zamierzała dementować, po czym niemal demonstracyjnie zaciągnęła się papierosem. Może dzięki temu więcej dzieci będzie trzymało się od niej z daleka. — Poczekaj aż usłyszysz w jaki sposób fachu uczył się twój opiekun — zwróciła się do malca, ale ze wzrokiem utkwionym w mężczyźnie, co by wiedział, jaki konkretnie fach miała na myśli. Szybko jednak minęła jej ochota na jakiekolwiek żarty w jego towarzystwie i spoważniała.
— Przyszedłeś tu sobie pogawędzić czy prowadzisz małego do szkółki niedzielnej? — spytała chłodnym i lekko poirytowanym tonem. — Doceniam twoją wylewność. Skorzystam z niej przy zgłaszaniu włamania, ale po tej grze wstępnej straciłam ochotę na więcej. — Wypuściła dym i zgasiła papierosa, wyrzucając niedopałek do kosza, przy którym stała.
Ostatnio zmieniony 2020-10-25, 11:57 przez Eileen Shepherd, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W takim razie - o dziwo - wachlarz emocji posiadanych przez Griffitha był większy od tego, jaki miała Eileen (a przynajmniej w kontaktach z ludźmi), a jego spektrum nie ograniczało się do zdystansowania, opryskliwości, czy obojętności. Niekiedy ludzie potrafili u niego wywołać rozbawienie, krótkie, gardłowe prychnięcie (zażenowania, czy też kpiny), albo naciskali na struny rozdrażnienia. Bywało, że i zostawiali po sobie pozytywne wrażenie, choć to nie było częste - ze względu na to, że wtedy i on musiał się choć w minimalny sposób przyłożyć do tego kontaktu i nie zachowywać jak niemiły buc. Rzadko kiedy chciało mu się dawać coś więcej od siebie, a tym bardziej nie zamierzał przypodobać się innym, tylko po to, by coś im udowodnić. Swoją winę, niewinność - bez znaczenia.
- Świetnie - mruknął w odpowiedzi - to prawie zaszczyt, że poświęcasz na mnie tyle energii, by spróbować dogryźć. Może nawet kiedyś ci się uda to zrobić, bo jak na razie te starania są bezowocne - stwierdził, wzruszając bezradnie ramionami. Nie, żeby chciał, by finalnie trafiła w jakiś jego czuły punkt, choć zdawał sobie sprawę z tego, że może; miała cięty język, jakąś zadziorność w spojrzeniu i odwagę do tego, aby mówić to, co myśli. Trochę tylko - nadal - nie rozumiał czym podpadł, zatem został przy pierwszej wersji jaka przyszła mu do głowy: po prostu nie pasowało jej to, że siedział w więzieniu i został uniewinniony. W końcu sama pracowała w służbie prawa poniekąd, zatem stała murem przy swoich, jakby inaczej.
- Wypadłem z formy...do czego? - zapytał, marszcząc przy tym czoło z konsternacją. - Jakie pomysły? Nic mi nie wiadomo na temat tego, by w ostatnim czasie kupił perkusję. Za to i jemu wybitnie idzie granie na nerwach - zauważył, opuszczając wzrok i zawieszając swoje spojrzenie gdzieś na czubku głowy malca. Nie wiedział, iż Eileen pije do włamania, skoro samemu mówił o czymś totalnie różnym - i zdecydowanie bardziej legalnym.
Blake nie miał awersji do dzieci, ale i nie był ich wielkim fanem. Chyba z reguły były mu obojętne - dopóki ktoś im ich nie podrzucał, albo nie zachowywały się karygodnie w jego obecności. Teraz, ten mały demon, faktycznie robił coś, za co powinien dostać reprymendę od... opiekuna. On się za niego nie poczuwał.
- To tylko środki uspokajające. Może te siedem tabletek to za mało, mogłem podać mu więcej - powiedział z niby-zamyśleniem, drapiąc się przy tym po zaroście. Nie dał mu ich rzecz jasna, w zasadzie zapytał tylko czy ten chce coś do picia (skoro tak się drze, to może zaschło mu w gardle, logiczne), ale najwyraźniej nie chciał, więc olał sprawę, wsadził go do karawanu i przyjechał na policję.
- Dziwne masz fetysze, Dev - rzucił lekko, nawiązując do tego przypalania papierosami. - Tym bardziej nie byłbym zainteresowany czymś więcej, niż grą wstępną - skwitował, posyłając jej kpiący uśmiech. - Swoją drogą... nie wiedziałem, że podczas tej rozmowy o niej fantazjowałaś. W tej wcześniejszej, w sklepie... też? - Uniósł pytająco brew i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Skoro już był zmuszony wyjść na zewnątrz i popsuć sobie dzień, to chociaż się z nią trochę podroczy i popsuje i jej, czemu nie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wachlarz emocji Eileen nie ograniczał się jedynie do tych kilku przykładów, bowiem często improwizowała. O wiele swobodniej czuła się też w towarzystwie osób bliżej związanych z jej środowiskiem, z nią samą, ale wachlarz ten w żadnym wypadku nie był zarezerwowany dla niego. Do tej pory nie wydarzyło się nic z jego udziałem, co zmieniłoby jej postawę. Wręcz przeciwnie, tylko utwierdziła się w przekonaniu, że miała słuszność w okazywaniu zdawkowości. Nie przepadała za nadmierną demonstracją emocji, zwłaszcza publiczną, i rzadko jej się to zdarzało. Nie popadała w skrajności, nie unosiła się i nie widziała ku temu powodów.
— Masz mnie za idiotkę? — Patrzyła na niego z coraz bardziej przebijającą się przez twarz dezorientacją wynikającą z kolejnych słów, jakie przedostawały się na zewnątrz i zaprowadzały w myślach kobiety istny rozgardiasz. Jaka znowu perkusja? I co to ma wspólnego z włamaniem, do którego niejako się przyznał? Cokolwiek sobie postanowił, jakąkolwiek stosował taktykę, zaczynało ją to irytować, bo nie znosiła, jak padała ofiarą jakiś wątpliwych podchodów, już tym bardziej z jego strony. Złościło ją, że miał w tym zakresie jakiekolwiek przebicie.
— Przestań mnie tak nazywać — żachnęła się momentalnie, bo limit użycia tego... słowa w jego przypadku wyczerpał się mniej więcej zaraz po pierwszym razie, aczkolwiek wtedy jeszcze próbowała to ignorować, co by nie dawać mu pretekstu do drażnienia jej. — Nie jestem żadną Dev. Zaczynam myśleć, że fakty ci się mieszają — zakpiła i kolejny raz podeszła bliżej, przechylając głowę, kiedy zrodził się w niej pewien pomysł, mający na celu przeprowadzenie małego odwetu za chęć popsucia jej samopoczucia. Ona też lubiła się droczyć.
— Dlatego włamujesz się do sklepów? Jakaś stara znajoma? Zmora przeszłości? Macie jakieś porachunki? Zalazła ci za skórę, co, Griffith? Nawet trochę jej teraz zazdroszczę. — Uśmiechnęła się leniwie, gdy już znalazła się nieprzyzwoicie blisko, a przynajmniej tak, aby mogła swobodnie zlustrować wzrokiem jego twarz i zatrzymać go na dłużej na wysokości jego ust, co w domyśle musiało być dla niego co najmniej niekomfortowe. — Że jej się udało, i żałuję że nie jestem nią. Może wtedy moje starania, jak to ująłeś, byłyby bardziej... owocne. Na pewno lepiej byśmy się bawili. — Wróciła na moment do oczu mężczyzny, po czym bez zawahania wyciągnęła spomiędzy jego warg papierosa. Wetknęła go między swoje, zaciągnęła się i ostentacyjnie wydmuchała dym prosto na niego, zwieńczając ten popis teatralnym wyrazem zniesmaczenia. — Wyjątkowo paskudne — podsumowała, odsuwając od siebie niedopałek, a zaraz po tym upuściła go na ziemię i przydeptała butem. Nie zwracała uwagi na wciąż towarzyszącego im chłopca. Najwyraźniej zbytnia uwaga działała na niego drażniąco, a to z kolei działało drażniąco na Shepherd.
— Dlaczego miałabym na to odpowiadać? — spytała tak, jakby oczekiwała od niego czegoś, co przekonałoby ją na tyle, aby puściła parę z ust, jakby faktycznie zamierzała to uczynić, jednocześnie nie ruszając się z miejsca. Liczyła, że finalnie zniechęci go tymi podrygami do prowadzenia gierek, odczepi się i przestanie straszyć przechodniów widokiem tego dzieciaka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Próbował, a nawet - co trochę zaskakujące - chciał zrozumieć o co jej chodzi. Wtedy, w sklepie muzycznym jej ojca, jak i teraz - stojąc niedaleko budynku zajmowanego przez policję. Niestety, wraz z mijającym czasem, jego mobilizacja i chęć poznania motywów, w które ubrana była jej niechęć do niego, znacznie słabły. Zaczął godzić się z wersją, w której to Eileen po prostu go nie lubiła, bo umknął pierwszemu, skazującemu go wyrokowi. Rzekomą niesprawiedliwość poczuła na sobie - skoro jej zajęcie związane było poniekąd ze służbą prawa, a kryminaliści powinni spędzić życie za kratami, tymczasem po pięciu latach chodził na wolności.
Tylko... dlaczego ta awersja była aż tak bardzo odczuwalna, a kobieta zaangażowana w jej okazywanie? Czy i to mogłaby tłumaczyć czymś związanym z pracą? Nie był przekonany. Zmrużył nieznacznie oczy, nie odrywając spojrzenia od jej oczu.
- Mam przestać nazywać cię idiotką, Dev? - zapytał, a na jego ustach pojawił się kpiący uśmiech. Doskonale wiedział, że nie to miała na myśli, ale z drugiej strony - chyba nie do końca był świadomy tego, że nie przepadała za swoim imieniem. Miała pecha, skoro w następstwie swoich słów przyznała się, że właśnie o to jej chodziło. Zadarł wyżej podbródek, aczkolwiek nadal patrząc na nią... z góry. Może nawet z pewną wyższością, bynajmniej nie mającą związku z jego wzrostem.
- Jeszcze nie zacząłem, ale dziękuję za sugestię. Przemyślę, może się zastosuję i będę tak do ciebie mówił, skoro imię ci nie pasuje - poinformował uprzejmie, czego zdecydowanie nie można było powiedzieć o jego chłodnym uśmiechu, którego nie udało jej się zmyć z jego twarzy. Gdzieś pomiędzy tym - słowami luźno wypuszczanymi w eter, kąśliwymi uwagami i złośliwościami, zapomniał o bezimiennym dziecku, które umykając przed spojrzeniami innych, skryło się gdzieś za jednym z samochodów policyjnych.
- Powinnaś przejść badania psychiatryczne, Shepherd - powiedział nagle - za kratkami trochę czytałem o zaburzeniach osobowości. Po samym monologu, którym mnie uraczyłaś, wyczuwam co najmniej dwa - oznajmił, ostentacyjnie spoglądając w bok, ale szybko spojrzał na nią znów. Nie spodziewał się, że perfidnie zabierze mu fajkę, a do tego bezczelnie chuchnęła w jego twarz dymem. Zmarszczył czoło, obserwując ten jej popis z zażenowaniem.
- Nie bałaś się, że się czymś ode mnie zarazisz? - Tym razem jego wzrok powędrował z poziomu jej oczu, na wargi a na końcu spoczął na chodniku, gdzieś przy pecie. - Nie odpowiadaj. Widziałem, jak na mnie patrzysz - skwitował zuchwale, rozkładając ręce na boki. Planował dodać coś jeszcze, ale przeszkodził mu w tym alarm samochodu. Nie, niestety nie karawanu...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ona natomiast uważała, że to zaskoczenie czy może raczej niezrozumienie mężczyzny spowodowane jej niechęcią do jego osoby (o ile kiedykolwiek było ono widoczne na tyle, aby mogła je rozpoznać), było celowym posunięciem, jakąś formą manipulacji czy innego perfidnego zagrania. Nie podejrzewała nawet, że ten mógł nie wiedzieć o istnieniu jej znajomej, która tamtego feralnego wieczoru również straciła życie, ale o której nie mówiło czy pisało się z takim zapałem, jak o pozostałych ofiarach, albo że konsekwentnie ignorował ten fakt, nie uznając za wystarczająco wiarygodny, co w sumie wydawało się bardziej prawdopodobne, bo idealnie jej do niego pasowało. Gdyby któryś z nich stał się dla niej jasny, wcale nie traktowałaby go ulgowo. Shepherd naprawdę potrzebowała osobistego powodu, aby w ogóle okazać się przed kimś ze swoją awersją czy jakimkolwiek zaangażowaniem w sprawę. Samo to, że siedział i został uniewinniony, słusznie czy niesłusznie, normalnie nie robiłoby na niej tak dużego wrażenia. Nie od strony emocjonalnej. Takie rzeczy dzieją się nieustannie.
— Jeśli już musisz się do mnie odzywać, to na imię mi Eileen — mruknęła, siłując się z nim na spojrzenia. Zdążyła się już zorientować, że nie przyniesie to żadnych oczekiwanych skutków, ale spodobał jej się kierunek, jaki obrała w tej sprawie i nie zamierzała za szybko z niego rezygnować. Najwyraźniej potrzebowała trochę więcej czasu i wysiłku, żeby go podejść, ale podjęła się tego wyzwania. — Ale z chęcią się dowiem, kim była Dev. — Uniosła kąciki ust zadziornie. Jak na razie świetnie się bawiła, co poniekąd rekompensowało wszystko to, co wystąpiło po drodze.
— Powiedziałabym, że raczej dobrze znany przypadek z autopsji — skomentowała, odnosząc się tutaj do jego obecnego zachowania, jakim było usilne udowodnienie, że ona to Dev. Choć wcale się nie mylił, to jednak nie chciała, aby o tym wiedział, więc jeśli wziąć to pod uwagę i mówić już o jakiś zaburzeniach osobowości, to jej zdaniem to on zdecydowanie bardziej przejawiał ich objawy, mimo że jak sam stwierdził, wyłącznie czytał o tym w książkach. Przez jej twarz przemknął nawet autentyczny wyraz rozbawienia, bo gdyby nie to, że z kolei ona za punkt honoru obrała sobie udowodnienie swojej racji, to oddałaby mu sprawiedliwość i powiedziała, że to całkiem dobry żart.
— Jak na ofiarę tuż przed uderzeniem obuchem w głowę? Wiedziałam, że to uczucie nie jest ci obce i będziesz w stanie je wyłapać. — Uśmiechnęła się bezczelnie, jednak nie przyszło jej się rozkoszować tym pozornym momentem triumfu zbyt długo, bo usłyszała rozlegający się głośno alarm samochodowy, za którym instynktownie powędrował jej wzrok. Dostrzegając odbiegającego od miejsca zdarzenia chłopca, skrzywiła się nieznacznie z niemym przekleństwem na ustach. — Na was już chyba czas. Zabierz dzieciaka zanim zdecyduje się podpalić posterunek — oznajmiła po chwili chłodnym tonem, chociaż z przyjemnością zobaczyłaby, jak ten radzi sobie z nowym problemem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pamięć płatała mu figle. Najwyraźniej nie była ona poszatkowana jedynie pod koniec zdarzeń; wtedy, gdzie trauma zwyciężyła, a wspomnienia nie chciały sięgać obrazów umierającej narzeczonej, a coś nie pasowało już wcześniej. Nie pamiętał, iż dziewczyna, która towarzyszyła Jamesowi, przyszła z koleżanką, którą była Eileen. Gdyby całość - tak jak wszystkich zapewniał - była klarowna i zrozumiała przez niego, na pewno wiedziałby o co chodziło ciemnowłosej. W końcu była o włos od śmierci, a i ona kogoś straciła. Czy stawiając się na jej miejscu, mając w głowie przekonanie, że rozmawia z mordercą, byłby milszy, używał bardziej dyplomatycznych słów i zwrotów? Skądże. Pewnie skończyłoby się to na rozlewie krwi, po którym ponownie wylądowałby za kratami. Tymczasem stał z nią przed komisariatem, w sprawie zgoła innej niżeli ta, dotycząca niewyjaśnionego do tej pory zabójstwa trzech osób.
- Nikim ważnym. Nie ma sensu o niej opowiadać, skoro nic w moim życiu nie znaczyła - odpowiedział, wzruszając przy tym ramionami w geście obojętności. Przed imprezą, zapewne widzieli się kilkukrotnie; w jakiejś grupie znajomych, może w sklepie muzycznym jej ojca. Całość w jego pamięci wyglądała bardziej jako: kojarzę ją, ale nie mogę powiedzieć, że znam. Teraz nawet nie chciał poznać, nieważne, czy Eileen, czy Dev. I miał niemalże pewność, że ona ma podobne uczucia względem jego osoby.
- Słabe odbicie piłeczki, Shepherd, docinki na zasadzie chyba ty, mogły zaboleć jak mieliśmy po pięć lat - odpowiedział znudzonym tonem, a może nawet trochę z politowaniem, bo sądził, że stać ją na coś więcej. Pomylił się? Poza tym... w więzieniu miał kilka rozmów z psychologami, psychiatrami, i żadne z nich nie wykryło czegoś podejrzanego w jego zachowaniu. Nie był ani socjopatą, ani psychopatą. Nie wykazywał zaburzeń związanych z rozdwojeniem jaźni, czy inną manią. Może jedynie przez długi czas towarzyszyła mu głęboka znieczulica, do której wpadł - za skrajności w skrajność - po otrząśnięciu się z żałoby.
- Uhm, tak sobie wmawiaj. - Uśmiechnął się cierpko. - Oszukiwanie samych siebie jest podobno całkiem niezłym sposobem, jeżeli nie chcemy się do czegoś przyznać - poinformował - ja widziałem coś całkiem innego w tym spojrzeniu - skwitował, zadzierając wyżej podbródek, a wzrok utrzymując śmiało na jej tęczówkach.
- A może właśnie po to tu jest? - zagaił luźno, w nawiązaniu do tego całego podpalenia. Nie doczekał się jednak odpowiedzi, bo po rzuceniu w eter: ej, młody, idziemy!, ruszył schodami na górę. W połowie spotkał się z funkcjonariuszem, który wyszedł zaniepokojony po usłyszeniu alarmu. Po wymianie kilku zdań, złapaniu niesfornego chłopca, wspólnie weszli do budynku, w którym (eh) Griffith musiał spędzić dobrą godzinę, albo i ponad, zanim mu uwierzono, że znalazł typka pod drzwiami, a nie uprowadził dla okupu, lecz finalnie nikt dzieciaka nie chciał, więc go grzecznie oddał.
A co z Eileen? Liczył, że szybko na nią nie wpadnie, tym bardziej, po tych jej dziwnych oskarżeniach o włamaniu do sklepu.

/zt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— To nie żadne odbijanie piłeczki, tylko stwierdzenie faktów — skwitowała, znużona i zirytowana tą rozmową i jego zuchwałością, której nawet nie chciała już dłużej komentować. Zmrużyła tylko oczy z dużą dozą rezerwy w spojrzeniu, żeby tym razem nie miał już wątpliwości i wyczytał z niego nic innego, jak czystą niechęć, choć ta niezmiennie jej towarzyszyła, ilekroć na niego trafiała. Na szczęście wiedział, kiedy się usunąć z drogi, aczkolwiek nadal odczuwała nieprzyjemne konsekwencje konfrontacji. Aż miała ochotę zapalić kolejnego papierosa, gdy...
— Shepherd! — Usłyszała za plecami wzburzony głos. Nie musiała się oglądać (przynajmniej na same jego wybrzmienie), aby rozpoznać w nim przełożonego, który właśnie pokonywał stopnie w dół w towarzystwie swojego przydupasa, śpiesząc gdzieś z arcyważną misją ratunkową. Westchnęła cicho po czym obróciła się. — Co się z tobą dzieje, do cholery? Od pół godziny ktoś próbuje się z tobą skontaktować. Czekają na raport w konferencyjnej. I niech ktoś w końcu uciszy ten rupieć, do kurwy nędzy! Ten jazgot słychać w sąsiednim stanie! — wykrzyczał i oddalił się, postukując wymownie w tarcze zegarka na nadgarstku w stronę kobiety, gdyby nie dotarło do niej, co ma zrobić. Mruczał coś jeszcze pod nosem, a gdy spojrzała na niego ostatni raz przed zniknięciem w budynku, wymachiwał rękami, tłumacząc coś zacięcie asystentowi i przeklinał pewnie w duchu, z jakimi półgłówkami przyszło mu pracować, że nawet nie są w stanie sami się domyślić, o co mu chodzi. Wbrew pozorom, nadmierne przeklinanie to jego najmniejszy problem. Po posterunku roznosiły się pogłoski, że biedny cierpi na impotencję.
Jako że nie przewidywała aż takiej obsuwy (za którą obwiniała Griffitha, a jakże!) udała się prosto do konferencyjnej, gdzie najkrócej i najzwięźlej jak tylko mogła, przedstawiła raport z ostatniej krwawej sprawy. Wymknęła się niepostrzeżenie jeszcze przed zakończeniem, celem zgłoszenia włamania. Nie omieszkała się też do tego wykorzystać najnowszych informacji i wspomnieć o Blake'u w kontekście podejrzanego. Jeśli myślał, że tego nie zrobi w obawie o ewentualne konsekwencje i ujdzie mu to na sucho, to srogo się mylił. Może i Dev nie zapisała się w jego przeszłości w żaden sposób, ale Eileen popamięta.
  • zt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • niewiemktóryalekiedyśuzupełnię
Niepewność była najgorsza. Wręcz zjadała go od środka kiedy jego pytania rzucane raz po raz w stronę policjantów pozostawały bez echa, bez odpowiedzi, bez choćby zająknięcia, które pozwoliłoby mu wywnioskować na tej podstawie cokolwiek. Naprawdę cokolwiek. Nie wiedział przecież co z Hazel, co z całą resztą, pomijając Blake'a, z którym przez kilkanaście godzin dzielił małą celę na komisariacie w centrum miasta. Co z dziewczynami, co z harcerkami. Co z tą jedną, której krew cały czas miał na swoich ubraniach, o które musiał się wytrzeć zanim wszystko dokładnie zmył z siebie wodą. Co z tą głową, którą ktoś wrzucił do szopy, po raz kolejny zamieniając cały wieczór w koszmar.
Co ze wszystkim.
Na żadne z tych pytań nie umiał odpowiedzieć, nawet jeśli przez większość czasu to właśnie one zaprzątały jego głowę, dając o sobie znać szczególnie wtedy, gdy wreszcie chciał odpocząć. W końcu bardziej niż o swoją dłoń bał się o Hazel, o jej bezpieczeństwo, o jej komfort. Bardziej niż własnymi zarzutami przejmował się tym czy nic jej nie jest, czy znaleźli ją, czy dotarła już do domu i w przeciwieństwie do niego miała okazję zmienić ubrania, wziąć długi, gorący prysznic i spróbować usnąć, mając nadzieję, że tej nocy nie będzie miała żadnych koszmarów. Wszystko kręciło się wokół Hazel.
Hazel, która czekała na niego pod budynkiem komisariatu, kiedy wreszcie następnego dnia bez postawionych zarzutów został zwolniony i odprawiony z kwitkiem. I przez którą ta niepewność, ta cholernie okropna niepewność rozpłynęła się w kilka sekund, których potrzebował by podejść do niej z szeroko rozłożonymi ramionami. – Haz – rzucił krótko, dotknięciem jej ręki upewniając się, że naprawdę tu jest, naprawdę przed nim stoi. Cała, żywa, może jedynie trochę odrapana. Taka sama, ale jednak inna, z kolejnymi wspomnieniami, z nowymi doświadczeniami, których nikt na jej miejscu nie chciałby przeżyć. – Nic Ci nie jest? – zanim przyciągnął ją do siebie musiał się upewnić, że w przeciwieństwie do niego wyszła z tego cało, bez większych, na pierwszy rzut oka niewidocznych obrażeń. I kiedy pokiwała głową dopiero pozwolił sobie by jednym ruchem ręki zamknąć ją w objęciach, utwierdzając się w przekonaniu, że naprawdę ma ją przed sobą.
Że oboje z tego wyszli, a wspomnienia poprzedniej nocy pozostaną już tylko wspomnieniami, które wraz z upływem czasu coraz bardziej będą się zacierać. Aż zatrą całkowicie, a oni zaczną żyć tak, jak żyli kiedyś. O ile było to w ogóle możliwe.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Najgorsza impreza halloweenowa w całym jej życiu. Okej, może nie było szczególnie długie, ale jednak parę ich przeżyła i żadna nie była tak traumatyczna jak ta tegoroczna. Dość szybko się zorientowała, że się zgubiła. Zgubiła się w tym pieprzonym lesie. Nie wiedziała jak wrócić do reszty grupy, ciągle miała wrażenie, że też ktoś jest niedaleko. Zaczęła świrować i to było najgorsze… minuty? Godziny? Sama nie wiedziała ile czasu właściwie minęło zanim usłyszała ujadanie policyjnych psów i w oddali zauważyła światła latarek. Była przerażona, ale odczuła też ogromną ulgę. Zwłaszcza, że dość szybko dowiedziała się, że jej imprezowa grupa – zwłaszcza Harry – byli cali i bezpieczni. Może niekoniecznie w komfortowej sytuacji, ale bezpieczni.
Gdy tylko dowiedziała się, że Thompson wylądował na komisariacie od razu tam pojechała, zadzwoniła też do jego ojca, bo kto inny mógł pomóc go wyciągnąć? Ale nawet Staremu Thompsonowi nie udało się tego załatwić wcześniej niż „na następny dzień”. Ugh. Ale przynajmniej odwiózł ją do domu, upewnił się, że jest bezpieczna i tak… Hazel została sama, co wcale nie było przyjemne, bo nagle puste mieszkanie zrobiło się dość przerażające. Każdy dźwięk wydawał się budzić niepokój i nawet nie udawała, że uda jej się zasnąć.
Ale przynajmniej mogła wziąć prysznic i się przebrać. Fizycznie nic jej nie było – trochę siniaków (zwłaszcza ten na szyi, gdy mężczyzna ciągnął ją w stronę lasu), trochę zadrapań (głównie od tego, gdy zgubiła się w lesie i ciągle wpadała w jakieś krzaki) i trauma na resztę życia.
Nie mogła się doczekać kiedy Harry wyjdzie, więc gdy wreszcie się tak stało – opuścił budynek komisariatu, momentalnie rzuciła mu się na szyje. Nie bawiła się w jakieś ostrożne kroki i w to „co wypada”. Rzuciła mu się na szyję, ciasno oplotła go łapskami i przez dobrą chwilę nie puszczała – Z twoim ojcem od razu próbowaliśmy cię wyciągnąć, ale stwierdzili, że w nocy nie uda się nic zrobić, że muszą cię zostawić do rana. Przepraszam, że tyle to trwało. – wytłumaczyła się od razu, gdy wreszcie się od niego odkleiła, ale nie odsunęła się wcale i musiała zadrzeć głowę do góry, żeby na niego spojrzeć – Nie wiem jak ty, ale ja już nigdy, przenigdy nie pójdę na żadną imprezę halloweenową.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Police Department”