WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Brooke wsiadła do swojego Jeepa Cherokee piątek generacji, którego zakupiła w sumie dość niedawno. Zależało jej na dość wygodnym samochodzie, którym łatwo było jeździć po mieście. W sumie był on dość sporych rozmiarów, jednak drogi Seattle potrafiły sprostać takim wymaganiom. A ona sama mogła zmieścić do tego samochodu naprawdę sporą ilość rzeczy. Szczególnie, gdy ta musiała często podróżować w celach służbowych. Co prawda, do Waszyngtonu zawsze brała samolot, jednak lubiła wynajmować podobny samochód do poruszania się w tamtych okolicach.
- Pierdolone radio - burknęła, gdy w wiadomościach miasta Seattle, mówili coś o Astor-Bassach. Niby było to jedynie wytknięcie czegoś, co wydarzyło się w przeszłości, jednak wystarczyło to do rozzłoszczenia Brooklyn. Polityka zawsze grała jej na nerwy.
- Po chuj się wypowiadacie, jak gówno wiecie - powiedziała, agresywnie skręcając w lewo na skrzyżowaniu. Następnie zajechała na podjazd domu opiekunki Luke'a - jej syna - gdzie ostatnio dość często przebywał. Po chwili chłopiec wybiegł, a jego opiekunka posłusznie załadowała go do tylnej części samochodu - zapinając pasy i tak dalej. Zupełnie tak, jakby ładowała zakupy czy coś w tym rodzaju. Brooke jedynie uśmiechnęła się do niej zbywająco, a następnie zablokowała drzwi samochodu jednym przyciskiem.
Podróż odbyła się zupełnie normalnie - Brooke była zbyt pochłonięta jazdą, by słuchać opowieści Luke'a, a radio grało jakiś kalifornijski rap. Gdy Luke krzyknął do niej, żądając nieco więcej uwagi, Brooke roześmiała się i dodała:
- Rap z zachodniego wybrzeża! Nie mów, że ci się nie podoba - dodała i pogłośniła muzykę. Po tym zajechała na podjazd pod remizą i nawróciła tak, by łatwo było jej wyjechać. Ściszyła muzykę, widząc swojego brata idącego w stronę samochodu.
- A kto to idzie, ulubiony wujek! - pisnęła do syna, wskazując na Indio. Wyglądało na to, że Luke nieco się rozpogodził widząc brata swojej matki.
- Wsiadaj, frajerze, jedziemy na plac zabaw - dodała Brooklyn do Indio, całkowicie innym tonem. Luke zaklaskał, gdy ta użyła niewłaściwego słowa na F.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przeciągnął się na krześle wlepiając błękitne oczy w zegar na ścianie, odliczający ostatnie sekundy jego dyżuru. W duchu dziękował za to, że dyspozytorka nie wezwała nagle jego załogi do kotka uwięzionego na drzewie, albo do dzieciaka zatrzaśniętego w kiblu. Gdy jego koledzy zaczęli podnosić się znad niedokończonej partii pokera, Indio był pierwszym który poleciał się przebrać i pierwszym, który wyleciał z remizy. Zerknął w niebo z uśmiechem stwierdzając, że także i pogoda odzwierciedla jego dobry nastrój. Pogwizdując, wyjął telefon i ruszył przed siebie, z przekąsem widząc kilka wiadomości od Mel. Owszem, przyjaciół sam sobie wybrał, ale ta kobita przechodzi ludzkie pojęcie z ilością tekstu w jednej wiadomości. No, ale dobrze im się gada, znają się od lat, Astor-Bass nadrabia braki w relacjach międzyludzkich.
Szedł przez parking, gdy nagle usłyszał znajomy głos. Podniósł wzrok na dobrze znany mu samochód rozpoznając jeszcze lepiej znaną mordę siedzącą za kierownicą. Cwaniacki uśmieszek pojawił się na jego ustach gdy schował telefon i potruchtał w stronę samochodu.
- Cześć lamusko, spadasz mi z nieba, miałem do ciebie pisać. – kłamstwo drogi panie, niech jednak biedna mamusia uważa, że jest ważna dla przybranego brata. Wsiadł od strony pasażera i przekręcił się w fotelu, jedną ręką czochrając włosy bratanka, a druga grzebiąc w kieszeni kurtki i wyjmując lizaka, którego zaraz chłopcu wcisnął do rączki. - Masz. Bo zjem wszystkie sam. – odparł, rozsiadając się wygodnie w fotelu i wygrzebując drugiego (ile on ich tam w tej kieszeni ma?) lizaka. Nie spiesząc rozwinął papierek i wpakował łakoć do ust opierając kolana o schowek.
- A tak na poważnie, jestem już duży, nie trzeba mnie odbierać z pracy, mamo. – popatrzył na nią tak jak Luke to zwykle robił gdy chciał coś dla siebie ugrać. Usłyszał śmiech z tylnego siedzenia, który spowodował że kąciki ust mężczyzny uniosły się w lekkim uśmiechu. - No, ale skoro już tu jesteś, odpalaj to swoje cacko i jedźmy korzystać z ładnej pogody. – cmoknął lizakiem machając łapą, by dać jej znak, żeby w końcu pokazała, jak to cudo potrafi jeździć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Taa? A co, potrzebowałeś gdzieś ubera? - zapytała, udając lekko poirytowaną. Oczywiście nie miała mu tego za złe. Dobrze wiedziała od czego są w sumie siostry. Poza tym podjechałaby po niego nawet na koniec świata.
Jej synek oczywiście od razu ucieszył się, gdy ten wręczył mu lizaka. Zaczął go nieudolnie rozpakowywać z folii. Brooklyn odwróciła się do niego, zmieniając bieg.
- Co mówimy? - zapytała.
Wytresowane przez Astor-Bassów dziecko oczywiście odpowiedziało po krótkiej chwili automatycznym głosem:
- Dzię-kuj-ję.
Brooke wyjęła okulary przeciwsłoneczne ze schowka i wsadziła sobie prosto na nos. Następnie wyjechała na ulicę.
- Mi się wydaje, że mówimy "nie biorę słodyczy od nieznajomych..." - zasugerowała a następnie się zaśmiała. Miała dobry humor. Lubiła spędzać czas z bratem, a on zdecydowanie lubił jej postawę hip-siostrzyczki, która była wyluzowana i tak dalej. Co prawda, prawdziwej Brooklyn daleko do takiej postawy, ale dla Indio warto było włożyć kolejną maskę. Szczególnie że ten był czasami jak mały szczeniaczek.
Brooklyn uniosła brwi.
- Ależ wiem. Jesteś już taki duży - powiedziała, skręcając w stronę parku na Madison Valley. Następnie zaparkowała samochód na jednym z wolnych miejsc parkingowych i wyszła z auta. Zarzuciła na siebie kurtkę jeansową i zamknęła drzwi. Po tym z lekkim politowaniem na twarzy otworzyła drzwi z tyłu - wypuszczając swoją latorośl. Luke nadal miał dość spore problemy z rozpakowaniem lizaka, Brooklyn jednak to zignorowała.
- Chodźmy się pobawić - dodała do synka, próbując podać mu swoją dłoń - ten jednak odmówił. Brooke zignorowała to, starając się wciąż zachować twarz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wzruszył ramionami.
- Ubera mogę potrzebować wieczorem. Wiesz, impreza, morze alkoholu, chętne panie... – tłumaczył jak dziecku, ale efekt popsuł uśmiech, jaki pojawił się na jego twarzy. Zwykle nie szaleje raz czy dwa zdarzało się że Brook go odbierała z jakiejś domówki. Przecież oboje wskoczą za siebie w ogień, prawda?
Potarmosił siostrzeńcowi włosy rozsiadając się wygodniej na fotelu i wyjmując lizaka z ust, łypiąc na blondynkę przenikliwie.
- Ej, to ja zmieniałem mu pieluchy gdy ty wracałaś do pracy. To ja byłem obdarowywany pawiem tego jegomościa, jak siedziałaś nad jakąś trudną sprawą. Trochę szacunku do najlepszej opiekunki pod słońcem. – odparł, ponownie wsadzając lizaka do ust i ciumkając go z dezaprobatą. Tyle dla niej poświęcił, a ona tak mu się odwdzięcza... Czego się jednak nie robi dla rodziny, dla rodziny którą notabene zyskał piętnaście lat temu. Bez której zapewne by go nie było, za co cicho dziękuje Bogu.
- Duży, młody i niesamowicie przystojny, zapomniałaś dodać. – uśmiechnął się uroczo, stukając palcem w kolano wystukując tylko sobie znany rytm. Pogoda na szczęście im dopisywała, ochoczo wyszedł więc z samochodu przeciągając się, czując zesztywniałe mięśnie. Plecak postanowił zostawić w samochodzie, mając upchane po kieszeniach to, co najważniejsze. Zerknął najpierw na siostrę, potem na Luka i uniósł brwi.
- Rodzice... – mruknął i kucnął przy chłopcu, nachylając się do jego ucha i szepcząc mu tak, by nie dosłyszała go matka. Na twarzy malca odmalowało się nieukrywane zainteresowane, a szeroki uśmiech na jego nader dziecięcej twarzy, gdy ochoczo, po słowach Indio, ujął matkę za dłoń i sam ciągnął w stronę placu zabaw. - Do dzieci trzeba sposobem, kochana, ja się dziwię że się tego jeszcze nie nauczyłaś. – odparł prostując się i ruszając za nimi, szukając po kieszeniach papierosów i zapalniczki. Cóż, jak każdy chyba, ma pewien nałóg, z którym trudno mu zerwać. - Ale od czego masz mnie, ukochanego brata. – posłał jej całusa, triumfalnie wyciągając z kieszeni wspomnianą wcześniej paczkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ach tak... -Brooklyn parsknęła i posłała spojrzenie swojemu synkowi z tyłu. Cóż, raczej nie była zwolenniczką chronienia go od wszelkiego zgorszenia, ale czasami martwiła się, że dzieciak coś palnie w obecności rodziców Brooke.
- Ja tam ciebie szanuje! Nawet nie bierzesz połowy tego, co płace Anne Marie! - zachichotała, wspominając swoją obecną opiekunkę do dzieci. Cóż, można się kłócić, że on to rodzina i działa to nieco inaczej. W sumie Brooklyn nie poświęcała temu specjalnie uwagi, ale o wiele bardziej wolała chyba zapłacić komuś za opiekę nad dzieckiem niż wysługiwać się rodziną. Brakowało jej jednak kogoś po tym, jak rozstali się z Cyrusem. Więc powrót do domu, gdzie czekał na nią Luke jak i Indio był dość wyczekiwany.
- O rany, żeby czasami nie obudził się w tobie macierzyński instynkt - rzuciła, idąc przed siebie. Uśmiechnęła się lekko a następnie wskazała na ławkę. Po tym ruszyła w jej kierunku i usiadła. Luke chwilę później oddalił się nieco od nich i zaczął bawić się wraz z innymi dziećmi. Brooklyn to odpowiadało - cały czas miała go oczywiście na oku.
- Cóż, przynajmniej ty potrafisz z nim rozmawiać - stwierdziła blondynka i popatrzyła na Indio. W jakimś sensie imponował jej. Potrafił być sobą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniósł brwi.
- Oboje mamy kasy jak lodu, po chusteczkę mam brać kolejne grosze? Wiesz że ja się nim opiekuję z dobroci czystego serduszka. – parsknął, aczkolwiek była to prawda. Kochał tego malca, nawet jeśli rodziną byli tylko z nazwiska to zawsze z ochotą zajmował się nim, gdy tylko go o to poprosiła, czy też wspólnie z nimi spędzał czas, pomiędzy pracą a kolejną imprezą na której wręcz brylował. Wiedział przez co przeszła, w związku z rozwodem i na swój pokraczny sposób starał się jej okazać wsparcie, w końcu zaakceptowali go takim, jaki jest, nie patrząc na to kim był jego ojciec. I jak wiele krzywd wyrządził Indio.
Wzdrygnął się.
- A w życiu. Po prostu lubię tego szkraba. Mogę niańczyć dzieci innych, swoich nie zamierzam mieć. – wzruszył ramionami zaciągając się dopiero co odpalonym papierosem i ruszył za nią w stronę ławki odprowadzając malca uważnym spojrzeniem, gotowym zareagować gdyby przypadkiem potknął się i trzeba by było go uspokajać.
Rozsiadł się wygodniej na ławce.
- Jestem po prostu sobą, nikogo nie udaję, nie składam obietnic których nie dotrzymam. Nic wielkiego. – dla niego to najnormalniejsza rzecz na świecie, aczkolwiek zna ludzi którym jego podejście do życia i nastawienie do pewnych kwestii jest najwidoczniej solą w oku i starają się go umoralniać na różne sposoby. Nie wiedzą jednak że Indio jak chce potrafi być uparty jak osioł i musiałby zdarzyć się cud, aby zmienił zdanie w pewnych kwestiach.
- Staruszek do mnie dzwonił. Matka znowu jęczy, że się wyniosłem i nie ma jej kto gotować. Chyba jako jedyna lubiła moje jedzenie. – zmarszczył brwi. To stosunkowo dziwne, bo ostatnio jego gotowanie skończyło się rozstrojem żołądka u połowy familii, ale mimo to nie zrezygnował. Miał jednak dosyć ciągłych pytań o to, kiedy się ustatkuje, dlatego znalazł sobie całkiem przyjemne lokum, aczkolwiek nadal wpada bez zapowiedzi, by nie łamać przybranej matce serca. I chyba z poczucia obowiązku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miał w sumie racje. Mieli pieniądze, wpływy i inne tego pokroju rzeczy. Jednak mimo to, Brooklyn poszła w ślady ojca i kiedy tylko mogła na czymś przyoszczędzić - robiła to. Oczywiście nie chodziło tutaj o oszczędzanie na sobie - bardziej na innych. Jeśli mogła obniżyć płacę swojej niani - zrobiłaby to. Jeśli ta spóźniłaby się godzinę, Brooke z pewnością nie dałaby jej pełnej wypłaty. Westchnęła. Czas to pieniądz. Szczególnie w ich rodzinie.
- Taki z ciebie dobry braciszek - rzuciła, unosząc brwi.
Lubiła Indio i jego podejście. Znacznie łatwiej jest być fajnym wujkiem raz na jakiś czas. Jest to też zdecydowanie fajniejsze. To ona musiała męczyć się z położeniem malca do spania, nakłanianiem go do jedzenia warzyw... No i oczywiście to ona miała na głowie drugiego rodzica Luke'a. Westchnęła, myśląc o Cyrusie.
- Ja przecież też nie... - powiedziała, odnosząc się do wypowiedzi Cyrusa o udawaniu kogokolwiek. Cóż, w sytuacji Brooklyn było nieco inaczej. Westchnęła.
- Mimo to, wciąż wydaje mi się, że on mnie po prostu nie szanuje - powiedziała, spoglądając na dzieciaka bawiącego się na placu zabaw. W sumie, czego ona oczekiwała? Ugryzła się w język, wiedząc, że zachowuje się żałośnie.
- Taaak? Cóż. Chyba tylko ty jedyny potrafiłeś używać tamtej kuchni, w domu rodzinnym - rzuciła Brooklyn. Roześmiała się. Następnie widząc mały stragan z gorącą czekoladą niedaleko ich ławki, kiwnęła głową, zapraszając go. Oczywiście cały czas miała na oku swojego syna. Zaczęła się zastanawiać czy jemu też powinna kupić słodki napój. Może później.
- Myślisz, że serwują tutaj Matcha Latte? - zapytała, przeglądając menu na straganie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Indio w sumie też był oszczędny, jedyny większy zakup, na który się skusił, to własne mieszkanie, prócz tego żyje raczej skromnie, mimo pokaźnej sumy na koncie z przyzwyczajenia wybiera tanie ciuchy, idzie na promocje do sklepów. Pewnych nawyków się nie pozbędzie, nie ważne jak bardzo by chciał. Może, gdyby był mniej dyscyplinowany przez ojca, byłby kimś innym. Politykiem, wschodzącą gwiazdą, z perspektywami. A tak... jest po prostu Indio.
- Kochasz mnie, wiem. – posłał jej całusa. Chyba przez to, że był otwarty na świat i ludzi, ze wszystkimi łapał dobry kontakt, pomijając że czasami był upierdliwy jak wrzód na tyłku i potrafił złośliwie żartować. To innym imponowało, lgnęli do niego jak pszczoły do miodu, a on najzwyczajniej w świecie się z tego cieszy.
Strzepnął popiół z papierosa na bok.
- Wydaje ci się. Jesteś jego matką Brooke, on to wie. Może czasami przesadzasz, ale to pewnie taki wiek, przejdzie mu. – nie chciał poruszać drażliwej struny ojca chłopaka, jego samego ogarniała irytacja, gdy słyszał imię tego pieprzonego gliny który w ten sposób z nią postąpił. Wiedział, że ona dosyć mocno to przeżyła, a nie chciał się z nią sprzeczać, więc chyba po raz pierwszy w życiu ugryzł się w język, unikając niepotrzebnej kłótni.
- Bo wam się kutwa nie chciało dupy ruszyć, ale na śniadania do łóżka to nagle wszyscy chętni. – prychnął, przykładając papierosa do ust. Gotowanie w sumie pomagało mu się czymś zająć, dosyć mocno przeżył wywalenie z wojska i musiał znaleźć sobie inne zajęcie. Z cichym westchnieniem podniósł się z ławki i ruszył za nią niczym cień. Skrzywił się, dogaszając dopalonego papierosa. - O ta i sprowadzają ziarna prosto z Kolumbii. Bez jaj, to zwykła lura, taką piłem w wojsku, smakowała jak skarpetki. – skrzywił się, nic sobie nie robiąc z miny sprzedawczyni która wręcz zabijała go spojrzeniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1# stylóweczka

Spacer po centrum Seattle zawsze był dobrym pomysłem, niezależnie od tego jak bardzo Miss była zmęczona po pracy. Oczywiście, marzyła o tym, żeby wziąć prysznic, przygotować sobie jakąś kolację i zasiąść przed jakimś filmem z Netflixa, ale wiedziała, że dla zdrowia dobrze jest sobie czasem pospacerować, więc co jakiś czas wybierała się na przechadzkę. Czasem przy okazji robiła zakupy gdzieś w pobliskim sklepie, tak jak zresztą teraz - wstąpiła do centrum handlowego, kupiła nowy futerał na telefon (bo stary ewidentnie domagał się uwagi, a najlepiej wyrzucenia do kosza) i kilka rzeczy ze spożywczego, które zamierzała dzisiaj wziąć w obroty. Najważniejsze składniki do ukochanego przez nią spaghetti miała w domu, więc dzisiaj dokupiła tylko przyprawy i olej, a że nie było to jakoś mega ciężkie, to po drodze na przystanek zaczepiła o - jak jej się wydawało - park. Ot, kilka kroków wśród drzew, dla zdrowotności.
Miejsce na które dotarła okazało się jednak nie być tym, czego się spodziewała, bo trafiła nie do parku, a na plac zabaw. I najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że sam plac wydawał się jej dziwnie znajomy, choć to mało prawdopodobne, bo przecież nie była dzieckiem od wieków i od chyba równie dawna nie miała potrzeby by zaglądać w takie miejsca. Uśmiechnęła się jednak pod nosem, nie kojarząc nadal, że trafiła czystym przypadkiem w miejsce, w którym wiele lat temu poznała osobę, która przez lata była kimś ważnym w jej życiu. Wygrzebała z torebki telefon, odpaliła aparat i korzystając z tego, że plac był w tym momencie opustoszały - i nikt jej nie oskarży o jakieś niecne zamiary - zaczęła sobie robić selfiaczki; to na huśtawce, to na karuzeli, a wreszcie na przeuroczej ciuchci, na która jakimś cudem się wdrapała. Cóż, ludzie zmęczeni po pracy wpadają czasem na bardzo dziwne pomysły, proszę wziąć na to poprawkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ile, to już czasu minęło? Parę dni? Tydzień? Miesiąc? Nie, nie wiedziała. Wszystko przecież zlewało się w jednej długi dzień. Spędziła, go oczywiście na pracy. Miała zaległości. W sumie zawsze je miała jednak tym razem przez ostatni wyjazd miała naprawdę wielką obsuwa. Pracowała więc bez przerwy naprawdę długo. Słońce zachodziło i zachodziło, a ona siedziała przed monitorami, z małymi przerwami na skorzystanie, z toalety czy wzięcia prysznica. Jadła mało zdrowych rzeczy. Głównie żywiła się słodyczami, kawą czy energetykami. Tak przecież było lepiej. Nadrabiała wszystkie swoje zobowiązania co jakiś czas słysząc przyjemną wibrację telefonu oznajmiającego kolejny przelew. Wreszcie skończyła. Przetarła zmęczone oczy i spojrzała na wyświetlacz. Jeszcze miała czas. Było rano, a może po południu? Jej umysł już powoli przestawał kontaktować. Wiedziała jedynie, że jest jasno. Sukces, co nie? Po raz kolejny przetarła zmęczone powieki i podniosła się z fotela. Poczuła ból mięśni. Jak nic znowu zbyt długo pozostawała w jednej pozycji. Trudno. Jak zawsze w pierwszej kolejności skierowała się do łazienki gdzie szybko ogarniała się na tyle, by wyjść do ludzi. Musiała przecież zrobić zakupy, a nie mogła wyjść w mało świeżych ciuchach. Gdy wreszcie się ogarnęła ruszyła w świat, jaki zdawał się płynąć wraz, z każdym jej oddechem. Wizyty w sklepie nawet nie pamiętała. Wiedziała jedynie, że kupiła coś i tyle. Schowała, to do plecaka i ruszyła w stronę domu zahaczając przy tym do parku, jaki darzyła miłymi wspomnieniami. Był, to błąd. Gdy tylko znalazła się na miejscu pierwszym co przykuło jej uwagę była postać robiąca coś głupiego. Norma. Przywykła do takiego zachowania. Jednak, z każdą kolejna chwilą w jakiej przyglądała się tej postaci coś jej się nie kleiło. Raz jeszcze przetarła oczy. Miała nadzieje, że to odgoni senną marę. No tak! Miała halucynacje! Przecież nie spała ponad tydzień! Takie rzeczy się zdarzają. Jednak szkoda, że są tak namacalne. Przeklęła w duchu ponownie zerkając w stronę zjawy. Nie, nie może być! Ona przecież już dawno przestała istnieć. Dobrze wiedziała, że osoba, jaką właśnie widzi mus,i być marą. Przecież odeszła wiele lat temu. Zostawiła ją. Więc jak nic jest, to objawi halucynacji! Tak sobie wmawiała w chwili, gdy zrobiła krok w tył, aby zachować dystans między sobą, a tą dziwną nocną marą. Tak, to było zmęczenie! Wmawiała sobie przymykając powieki, jakie ciążyły jej coraz bardziej, z każdą kolejną chwilą. Była zmęczona, wykończona, głodna i chyba najwyraźniej odwodniona skoro prze jej oczyma stanęła osoba, jaka powinna być martwa!

autor

I am the designer of my own catastrophy
Awatar użytkownika
22
163

policjantka

Seattle Police Department

the highlands

Post

~6~


Patrolowanie zawsze ją nudziło. Może nie aż tak, jak papierkowa robota w komisariacie, ale jednak. W każdym mieście znajdowały się punkty, które od czasu do czasu musiały być strzeżone przez policję. Najczęściej jednak na patrolu się kończyło, a interwencje były niepotrzebne — i chociaż z jednej strony to dobrze, to z drugiej powodowało u Lily uczucie przejmującej nudy. Lubiła czuć adrenalinę, myśleć pod presją i podejmować się jakiejś walki, nawet jeśli czasem tylko intelektualnej.
Dzisiejszy dzień był czymś pomiędzy. Znowu spędzali popołudnie na patrolowaniu, tym razem placu zabaw. Langley nie czuła się jednak znudzona. Dwa dni temu w tym miejscu uprowadzono dziecko, więc teraz było ono obserwowane przez policję. Aby nie spłoszyć sprawcy, który mógłby chcieć powrócić na miejsce, nie nosili mundurów i nie przyjechali oznakowanym samochodem. Szczerze wątpiła, by porywacz miał tu wrócić i się narażać, ale i tak czuła się w stanie gotowości, dzięki czemu nie narzekała na nudę.
Myślisz, że rzeczywiście tu wróci? Pewnie ktoś by go rozpoznał, kręcą się tu codziennie mniej więcej ci sami ludzie z dziećmi — zauważyła. Oczywiście przestępcy często wracali na miejsce zbrodni, ale to chyba tyczyło się głównie morderstw, a nie uprowadzeń. Chociaż tego akurat nie była pewna.
W całej tej sprawie generalnie coś jej nie pasowało. Nie docierało do niej, jak matka mogła zasnąć i stracić z oczu kilkuletniego syna. Dobra, zmęczenie zmęczeniem, ale do tego stopnia? Pech chciał, że był to chłodny dzień i nikogo innego na placu zabaw nie było. Brakowało więc świadków, co znacząco utrudniało sprawę. Na dodatek zaczęły się telefony osób, które chciały pomóc, ale w rzeczywistości myliły trop, uważając, że każdy pijak w promieniu stu metrów od placu zabaw jest podejrzany.
Zamiast patrolować, wolałaby rozwiązywać tę sprawę do spółki z detektywami, ale niestety, każdy miał do wykonania swoją robotę.
Przy dzieciach naprawdę trzeba mieć oczy dookoła głowy — skrzywiła się lekko, widząc, jak jakaś matka albo niania pociesza chłopca ze zdartym kolanem. Kompletnie nie wyobrażała sobie siebie w takiej roli, nigdy.
Przeniosła wzrok na Rodericka, ciekawa jego zdania na ten temat. Nie wiedziała nawet, czy miał dzieci; raz czy dwa wspomniał tylko o żonie.

Roderick Walker

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Madison Valley”