WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2021-10-12, 20:25 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

o n e.     Musiało minąć zaledwie kilka dni odkąd dostała pierwsze wiadomości z groźbami. Z łatwością mogłaby o nich zapomnieć — niepierwszy raz ktoś próbował ją zastraszyć, w przeszłości miała już podobne epizody. Tym razem chodziło o jej brata. Wściekła się na samo wspomnienie o nim — sama nie wiedziała, czy jest na niego bardziej zła dlatego, że wtedy zniknął tak niespodziewanie, czy dlatego, że teraz równie nieoczekiwanie się zjawiał. I przy okazji ściągał na nią kłopoty, bez których i tak potrafiła sobie nieźle pokomplikować życie.
    Początkowo szukała go na oślep — głównie w tych najobskurniejszych barach i pubach niecieszących się najlepszą renomą w mieście. Może dawno go nie widziała, ale doskonale pamiętała, że najchętniej pojawiał się właśnie w takich miejscach. Jego gburowatość idealnie wpasowywała się w klimat takich lokali. Szczynopodobny alkohol, obdrapane kanapy, kiepskie oświetlenie i gdzieś w oddali on, nachylający się nad kieliszkiem. Lub kilkoma.
    Tego dnia poszczęściło się jej. Był już wieczór, miała wychodzić do pracy, ale dostała od koleżanki wiadomość, że Rhys był widziany w pobliżu Trinity. Od razu załatwiła sobie wolne i bez jakiegokolwiek namysłu ruszyła w drogę. Musiała sprawdzić ten trop, bo jeśli faktycznie mogła go złapać w tym klubie, to warto było spróbować. Nie była jednak stuprocentowo pewna, czy w ogóle jest gotowa na taką konfrontację. Nie wierzyła, że przez te kilka lat mógł się jakoś drastycznie zmienić. I może nawet nie chciała, aby okazało się, że jest zupełnie inny.
    Spieszyła się. Jej ruchy były szybkie, gwałtowne, momentami nieuważne. W okolicach klubu pojawiła się po niecałym kwadransie. Starała się nie zwracać na siebie uwagi — przy samym wejściu sprytnie wyminęła grupkę młodych samców, bez problemu wkradając się do środka. Głośna muzyka od razu zaatakowała jej uszy. Prawdopodobnie uśmiechnęłaby się, gdyby nie to, że doskonale wiedziała po co tu przyszła — nie było mowy o żadnej zabawie.
    Uważnie rozejrzała się dookoła — masa tańczących ludzi, ocierających się o siebie ciałami i kilkanaście osób przy barze. Albo więcej. Ogólnie imprezowiczów było w cholerę, rozglądanie się za znajomą mordą było naprawdę trudne. Najłatwiej było się skryć w tłumie, ale on na pewno nie przyszedł się tu bawić. Jeśli w ogóle cokolwiek podkusiło go, by zawitać do Trinity, to na pewno przyświecał temu jakiś większy cel. Musiał zbierać jakieś informacje, wiedziała to. Ludzie w takich miejscach potrafili mówić naprawdę dużo. O wiele za dużo.
    Ruszyła w stronę baru w nadziei, że właśnie tam go znajdzie. Wiedziała jednak, że nie może o niego pytać — musiała go odnaleźć zupełnie sama.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekPo wielogodzinnej podróży wydostajesz się wreszcie z ciasnej klitki, jaką jest dla ciebie kabina starego, zdezelowanego samochodu. Zaciągasz się powietrzem. Myślisz o „świeżym starcie”, a potem… potem zaczyna docierać do ciebie, że tlen już dawno temu w trwałym wiązaniu połączył się z odorem przeszłości. To nie jest start.
ObrazekTo powrót na stare śmieci.
Sfermentowały, zalazły pleśnią, stanowiły istną ucztę dla drążącego w nich robactwa. Witaj w domu, Rhys. Czekaliśmy na ciebie.
ObrazekI nawet jeśli zaprzeczał – to przecież w jednym z kalifornijskich molochów nigdy tak naprawdę nie doszukiwał się swojej szansy na, jak twierdził, lepsze życie. Gdzieś u podstaw świadomości wiedział, że bilet do miasta aniołów nie był biletem w jedną stronę. Że przy pierwszej nadarzającej się okazji posłusznie wróci do nogi nawołującego go pana.
Obrazek Oto więc jestem.
W miejscu, w którym znali – i wciąż pamiętają – jego parszywą gębę. Wielu z nich zapewne miałoby ochotę ją, profilaktycznie, obić. Albo przestrzelić. Albo jedno i drugie; byleby na tym skończyła się właśnie jego rola detektywa. Właśnie dlatego nikt nie pytał, kiedy zniknął – nikogo nie zdziwiłoby też, gdyby znaleziono go wreszcie z zasłużoną kulką we łbie; zabetonowanego gdzieś albo usypanego piachem.
ObrazekPytać zaczęli, kiedy znowu się pojawił. To nie był jeden z tych cudów zmartwychwstania, na wieść którego w podzięce wznoszono ręce – i oczy – ku niebu. A tylko jedne oczy przyprawić mogły go o zaciek chłodnej strugi potu na skroni. Tylko jedne; te, które przez wiele lat goniły w tym samym kierunku, w którym spoglądał i on. Stare dzieje.
Powiedzmy, że wyświadczam ci przysługę. Rozmawiałem z nim. Harvey chętnie podzieli się dziewczynami, ale potrzebuje jakiegoś zabezpieczenia, na wypadek gdyby interes nie… Słuchaj. Potrzebuję tego kontaktu, rozumiesz? Wystarczy, że Flecker przymyka oko na wszystko, co dzieje się u ciebie w papierach. Nie pogarszaj swojej sytuacji i-
– Najpierw chcę zobaczyć dziewczyny, Newman. Harvey już niejeden raz zrobił mnie w chuja. Nie zamierzam naciąć się po raz kolejny. I tobie też radziłbym się zastosować do moich warunków. Bo, popraw mnie, jeśli się mylę… chyba nie muszę ci przypominać, że w tej chwili jesteś zwykłym cywilem bez odznaki. Byłoby szkoda, gdyby ktoś cię wsypał. Poszedłbyś prooostooo… – Ruch palca nieznanego mężczyzny zakreślił sinusoidę zakończoną dobitnym spadkiem. – … do pierdla. Nawet Flecker by cię z tego nie wyciągnął. Wątpię, żeby w ogóle się przejął.
Będziesz miał dziewczyny. Daj mu tydzień.
– Tydzień? Newman… Ja nie mam tygodnia. I ty też go nie masz. Postaraj się, staruszku, bo wychodzisz z formy. To ma być porządny towar. – Śmiech. Najwidoczniej po tylu latach wciąż bawiło go równanie kobiet z narzędziem do świadczenia usług. – Patrz tam. O tym mówię. – Skinął głową na grupę dziewczyn. Wszystkie w przykusych, obcisłych strojach – ewidentnie odwiedzających klub w jednym celu. Nie pamiętać wieczoru.
Rhys nie zamierzał tam patrzeć. Ale coś pchnęło jego łeb we wskazanym kierunku. Pech chciał, że nieopodal tych samych dziewczyn, których wdzięki opiewał jego rozmówca, zakręciła się Ona.
O żeż kurwa.Te oczy.
Nie podchodź tu. Ani waż się tu podchodzić. Nie rób tego, Mah. Nie mieszaj się w to.
– To któraś z nich? Ta czarnulka? Kojarzę ją. Jest…
Będziesz tak kłapał tą zalaną tłuszczem mordą czy zajmiesz się wreszcie chlaniem? – Byle grać na zwłokę.
– O, proszę? Nawróciłeś się? Teraz zrobił się z ciebie obrońca uciśnionych? Daj sobie spokój. Pewnie z uśmiechem na tej buźce kurwi się na lewo i prawo. Nie bądź już taki szlachetny, Newman.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

    Uważnym spojrzeniem lustrowała gości klubu. Wypatrywała jego — tę parszywą gębę rozpoznałaby wszędzie. Lekko zmrużone oczy spoglądały na kolejne, przewijające się przez salę sylwetki. Może wcale go tu nie było? To, że był widziany w pobliżu Trinity nie musiało wcale oznaczać, że wszedł do środka. Ale z drugiej strony... to był jej jedyny trop, jedyna informacja, którą zdobyła na przestrzeni kilku dni.
    Dla niepoznaki postanowiła zamówić jakiegoś drinka (żeby nie przyglądać się tylko podejrzanie wszystkim gościom), którego sączyła powoli, trzymając się na uboczu — zajęła wygodniejsze miejsce przy swoim punkcie obserwacyjnym, posyłając wymuszone uśmiechy przechodzącym obok imprezowiczom. Doskonale pamiętała czasy, gdy sama świetnie bawiła się w takich miejscach, jednak teraz przyświecał jej inny cel.
    — Gdzie się do cholery podziewasz, Rhys? — wycedziła przez zaciśnięte zęby. Z tylnej kieszeni spodni wyjęła swój telefon, żeby jeszcze raz przeczytać wiadomości, które dostała kilka dni wcześniej. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie musiała ponosić konsekwencje za czyny swojego brata, który już chyba dawno postradał zmysły. Nie widziała go tak długo, a teraz, gdy się pojawiał to ściągał na nią wszystkie kłopoty, które wcześniej dotyczyły tylko jego. I chcąc nie chcąc wciągnął ją w to całe gówno, z którego sam prawdopodobnie nie potrafić się wydostać. Może nieświadomie, ale wciąż.
    Odwróciła głowę w bok i wtedy przez jej ciało przeszedł dreszcz. Nieprzyjemny impuls, który zmusił ją do chwilowego odstawienia drinka i przetarcia dłonią rozdrażnionych przez kolorowe światła i ciągłą obserwację oczu. Przez chwilę myślała, że to tylko sen albo jakieś przywidzenie. Ale ich spojrzenia na moment się skrzyżowały i to utwierdziło ją w przekonaniu, że jednak naprawdę go odnalazła.
    Rozmawiał z kimś. Z takiej odległości nie mogła wyczytać jego mimiki. Wzięła głębszy wdech, nie odrywając od niego wzroku. Usta zadrżały jej, ostatecznie przyjmując formę kolejnego, wymuszonego uśmiechu. Złapała za szklankę i upiła kilka większych, łapczywych łyków, finalnie odstawiając ją z hukiem na pobliski stolik. Poruszyła prawym barkiem, a następnie leniwym krokiem ruszyła przed siebie, całkowicie nieświadoma tego, że na własne życzenie pakuje się prosto do paszczy lwa.
    Wyminęła grupkę tańczących dziewczyn, prawie ocierając się ciałem o jakiegoś młodego mężczyznę, który prawdopodobnie przez chwilę śledził ją wzrokiem, by ostatecznie znaleźć się na tyle blisko swojego brata, by już nie mieć żadnych wątpliwości, że to on. Skinęła tylko głową w ramach przywitania — uśmiech nie zniknął z jej twarzy.
    — Mogę na chwilę porwać tego kawalera? — Pytanie było oczywiście skierowane do nieznajomego. Mahalia starała się zachowywać jakąś prezencję, choć z trudem przychodziło jej trzymanie emocji w sobie. Najchętniej rzuciłaby się na Rhysa z łapami, wykrzyczała mu w twarz wszystko to, co od dawna w niej siedziało, by później zjebać go od góry do dołu, że naraża ją na niebezpieczeństwo, podczas gdy ona nawet nie wiedziała o jego powrocie. Co za samolubny czub.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obrazek – Gdzie się do cholery podziewasz, Rhys?
Za daleko od domu. Za daleko od ścieżki, którą niegdyś obiecaliśmy sobie kroczyć. Ty też, Mahalia, zbłądziłaś. Ale o ile wcale nie jesteś z tego powodu bardziej dumna ode mnie – o tyle na pewno radzisz sobie z tą myślą lepiej. Radzisz sobie; w ogóle. I już w tym szczególe tkwi – jak diabeł – twoja przewaga. Chyba nie mógłbym powiedzieć tego samego o sobie.
Wygląda na to, że to ja mógłbym dziś zasięgnąć od ciebie paru wskazówek. Może lepiej bym na tym wyszedł.

ObrazekNie miał jednak czasu na podobne rozważania; wybiegające za daleko myśli sprawnie ściągane były na swoje miejsce – zupełnie tak, jakby młoda Newman owijała je sobie wokół palca. Z każdą pętlą coraz bliżej. Z każdym swoim krokiem. Sam Rhys wiedział już, że ucieczka, choć nagminnie stosowana przez niego jako rozwiązanie, nie była rzemiosłem, który okazywałby się jego mocną stroną. Podobnie bezskuteczna wydawała mu się teraz ucieczka spojrzeń; ucieczka przed tymi oczami. Jej oczami – żądnymi jeśli nie krwi, to przynajmniej wyjaśnień. Najlepiej obszernych i niesatysfakcjonujących. Takich, na które mogłaby splunąć, a potem pozostawić po sobie stukot obcasów i duszącą woń zawodu, w jakiej – w ramach rekompensaty – mógłby równie dobrze zdechnąć.
Zawiódł.

ObrazekZa późno na to, by po raz kolejny zniknąć w tłumie. Za późno na dezercję; tym bardziej teraz, gdy źrenice jego rozmówcy zdawały się niemal drżeć na widok kroczącej w ich stronę brunetki. Choć żaden z niego bohater – choć nie miał prawa tytułować się w podobny sposób – nie zamierzał zostawiać jej na pastwę mężczyzny.
Albo mężczyzny na… jej pastwę.
Czego chcesz, Mah? Od zawsze niczym czarny kot przecinający drogę kogoś, kto kurczowo – i jakże mylnie – wierzył w swój łut szczęścia.
ObrazekPrychnął, usłyszawszy zadane przez siostrę pytanie.
Jesteśmy nieco zajęci, złotko – mruknął; tak jak i ona, ostatkami cierpliwości zachowując pozory opanowania. „Prezencję”. Ze wzrokiem sztywno utkwionym w opróżniony już kieliszek.
– Newman… – zaczął Vasquez, mieląc jego nazwisko na swoim języku. Przeżuwał gumę będącą zlepkiem owych liter. – A ciebie co ugryzło? Nie widzę przeszkód, żeby się do nas przysiadła. Teraz może i jesteśmy zajęci, ale po wszystkim na pewno znajdzie się chwila na… hmf. Odrobinę przyjemności. Siadaj, skarbie. Widzę, że się dogadamy. – Poderżnęłaby ci gardło, jeśli zaszłaby taka potrzeba; przemknęło Rhysowi przez myśl. – Poza tym… – Każde słowo artykułował aż nazbyt wyraźnie; cedząc przez zęby, nie pomijał żadnej głoski. – … jak zda Harveyowi relację, to może skurwysynowi otworzą się wreszcie oczy i zrozumie, że nie jestem typem osoby, z którą może sobie bezkarnie pogrywać.
Świetny… pomysł. – Westchnął. Detektyw nie wiedział, czy – jeśli w ogóle – Mahalia pracowała dziś dla… kogokolwiek. Przez ostatnie dwa lata nagromadziło się wiele pytań, które nigdy nie wybrzmiały. Które nigdy wybrzmieć nie miały. – Na pewno chętnie przekaże wszystko, gdzie trzeba. Na przykład, żeby reszta dziewczyn nie wciskała nosa w nieswoje sprawy, bo może się to dla nich nie najlepiej skończyć. Prawda? – Wymowny przytyk, zwieńczony krzywym uśmiechem. A potem wreszcie spojrzenie. Otwarte; prosto w ślepia, w których tlił się ogień. Prawdziwy, pierdolony pożar.
Była żywiołem. Destrukcyjnym żywiołem. Jednym z tych, którego nie da się tak po prostu „powstrzymać”.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

    Kąciki ust zadrżały jej, jakby uśmiech zdobiący jej twarz miał się znacznie poszerzyć, ukazać w pełni okazałości. Miała wszystko pod kontrolą — musiała mieć. Kłamstwa zawsze przechodziły przez jej gardło z naturalną łatwością, a aktorstwo również miała we krwi. I wiedziała, że tym razem będzie musiała się postarać, bo jeden, nawet najmniejszy błąd mógłby ją zdemaskować i ściągnąć kłopoty, z których nie mogłaby tak łatwo się wywinąć. Chociaż uciekinierką też była dobrą.
    Głośna muzyka otaczała ich z każdej strony. Co chwilę przemykały obok tańczące osoby, pośród których mogłaby się bez problemu schować, gdyby coś miało pójść nie tak, inaczej niż sobie zaplanowała. Bo umówmy się, że w głowie na pewno jakiś scenariusz miała. Przebieg zdarzeń, którego powinna się kurczowo trzymać.
    Dosłownie na chwilę oderwała wzrok od brata, by wbić uważne spojrzenie w jego rozmówcę. Początkowo nie dowierzała w to co mówił, choć mimiką nadal się nie zdradzała. Wyjątkowo łatwo udawało jej się głupią, pustą siksę. Kiedyś robiła to często — najpierw usypiała czyjąś czujność, a później precyzyjnie atakowała w tym najmniej oczekiwanym momencie.
    „(...) Odrobinę przyjemności. Siadaj, skarbie. Widzę, że się dogadamy.”
    Wyszczerzyła się głupkowato, przymykając na chwilę oczy. Najchętniej zamachnęłaby się łokciem w stronę Vasqueza, by pokazać mu jak bardzo się co do niej pomylił. I pewnie zrobiłaby to, gdyby nie odgrywała swojej roli. Zamiast tego milczała, jednocześnie dosiadając się do stolika zajętego przez mężczyzn. Na chwilę kompletnie zignorowała obecność swojego brata — celowo robiła mu na złość, koncentrując całą swoją uwagę na jego przyjacielu.
    Spojrzała w stronę Rhysa dopiero, gdy wycelował w nią ten wymowny przytyk. Rozwarła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, wypalić z czymś głupim, ale ostatecznie udało jej się powstrzymać i nadal grać głupią, pustą lalę.
    — Uuu, podoba mi się ten władczy ton — zaczęła, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. — W łóżku też taki jesteś? — wypaliła, zupełnie nie przejmując się tym, że kieruje te słowa do własnego brata. Teraz musiała wiarygodnie wypaść, najwyżej później dostanie ochrzan za pierdolenie głupot. Niepierwszy i nieostatni raz.
    — Jestem bardziej zainteresowana Twoim gburowatym kolegą. — Zdecydowała się na wbicie ostrej szpili w dumę Vasqueza tylko dlatego, że od samego początku traktował ją jak zabawkę. Zarechotała w swojej głowie, gdy usłyszała niezadowolenie mężczyzny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekZdawał sobie sprawę z tego, że próbowała wyprowadzić go z równowagi. Zresztą – jeśli miałby wymienić jedną osobę, która jak nikt inny na tym cholernym padole potrafiła szarpać za struny czujności; tytułować się wirtuozem w igrcach toczonych na nerwach rozmówcy, tak bez chwili zawahania przytoczyłby jej imię. Kiedyś wydawało mu się, że to wyłącznie braterska ugoda i pobłażliwość pozwalała mu przychylniej traktować każdy z dziewczęcych ekscesów. Z czasem przekonał się jednak, że młoda Newman w stanie była manipulować rzeczywistością każdego, kto zbyt pewnie poczuł się w jej towarzystwie.
Prawdę mówiąc – choć może nie było to podejście nazbyt wychowawcze – pozwalało mu jednak spać spokojniej. Mając pewność, że jego siostra wykaraska się z każdej sytuacji; nieważne w jak głębokie bagno by się nie wpakowała.
Jedno było pewne – wartości ich rodziny odbiegały nieco od tego, co uznawane było za mieszczące się w kanonie „normy”. Czymkolwiek ów norma by nie była.

ObrazekObserwował ją. Jaskrawe plamy kolorowych świateł tulące się do pociągłej twarzy. Obserwował; spojrzeniem pochmurnym, podejrzliwym – tym, który zawczasu przygotować mógłby go do ewentualnej obrony, czy nawet i kontrataku. Ot, efekt uporczywej próby zrozumienia, czy poza iście siostrzaną tęsknotą, powinien w jej najściu dopatrywać się drugiego dna.
– Głupia suka – szczeknął niemrawo mężczyzna, nie przejmując się, że adresatka słów rzuconych nieadekwatnie miękkim tonem, stała tuż obok. Zacisnął palce na szkiełku popijanego drinka. - Nie wiesz co tracisz – dodał zaraz, niby strzegąc swojego honoru. Tego, co pozostało, po wyprowadzonym przez brunetkę nokaucie.
Myślę, że wie. I raczej nie będzie z tego powodu rozpaczać.
Newman cmoknął coś pod nosem; z przykrością stwierdzając, że pole manewru zaczynało niebezpiecznie kurczyć się i zawężać. Jeszcze tego brakowało, żeby jego własna siostra wypowiedziała Vasquezowi niemą wojnę.
Licho wie, na czym taka potyczka by się skończyła.
Masz ochotę to sprawdzić? – zaoferował się – niby obojętnie – w kierunku Mahalii. Propozycja rzucona na potrzeby roli; roli, którą podłapał. – Możemy przenieść imprezę w jakieś… bardziej przytulne miejsce.
– Newman, nie skończyłem z tobą.
Ale ja skończyłem. Nie bój się, dam znać Harveyowi o twoich… ”warunkach”. – Zsunął się z wysokiego stołka, poklepując towarzyszącego mu mężczyznę po ramieniu. – A teraz wybacz, idę się zabawić.
– Lepiej, żebyś nie kombinował. Nie zamierzam wysyłać mu kolejnych ostrzeżeń.
Kolejnych ostrzeżeń w stylu martwych dziewczyn podrzuconych między kontenery konkurencyjnego klubu? Niech cię diabli, Vasquez.
[…]Masz za dużo wolnego czasu, czy co, do chuja? – warknął, ledwie przekroczywszy próg lokalu. Stojąc gdzieś w półcieniu rozległego parkingu. W tle wciąż dudniła tłumiona grubymi ścianami muzyka; tak samo jak i wciąż słychać było zgiełk lubieżnych rozmów i śmiechu przelewanego drogim alkoholem.

//zawieszone - temat do przejęcia
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

2.

Od czasu do czasu, każdy chciał zaznać odrobiny rozrywki. Marshall nie odstawał od ogółu i gdy nie miał innych zajęć, chętnie oddawał się przyjemnościom jakim było chodzenie po barach i klubach, gdzie mógł się nie tylko napić, ale również skusić na jakiś podryw bez zobowiązań. Nie inaczej było tego wieczoru. Kiedy Dawn obwieściła mu, że wychodzi na miasto, nie zamierzał spędzać wieczoru w pojedynkę w jej mieszkaniu. Od dnia, kiedy pozwoliła mu się u siebie zatrzymać, minęło kilka dni. Czuł się swobodnie, nie odczuwał żadnej presji nakazującej mu znaleźć nowe mieszkanie w trybie natychmiastowym, ale tych kilka dni wystarczyło do tego, by przywykł do możliwości odezwania się do drugiej osoby. Jeśli miał więc siedzieć sam, wolał pójść w ślady przyjaciółki i zabalować gdzieś w pojedynkę, bądź w towarzystwie jakiejś fajnej panny, która umiliłaby mu wieczór, a może i noc.
Późnym wieczorem pojawił się więc w jednym z klubów, których Seattle oferowało od groma. Nie wiedział czemu wybrał akurat ten, ale był skłonny przyznać, że swój udział w tym miała nie tylko dobra muzyka wydobywająca się na ulicę, jak i kilka dziewczyn, które mogłyby wpaść mu w oko, wychodzące na zewnątrz. Wierząc, że tak samo atrakcyjnych i skąpo ubranych w środku mogło być więcej, a samczy instynkt nakazywał to sprawdzić.
Podchodząc do baru, nie sądził że los tego dnia nie do końca mu sprzyjał. Zresztą nie tylko jemu, ale również Dawn. Dotąd nie pozwalali sobie na wspólne imprezowanie. Przynajmniej nie od chwili, w której podjęli się współpracy w przestępczym półświatku. Od tej chwili, wspólne wypady w celach rozrywkowych były zakazane, a udawanie, że nic ich nie łączy, stało się kwestią priorytetową.
Był więc zaskoczony, gdy siedząc przy barze i bajerując jakąś małolatę, kątem oka dostrzegł znajomą czuprynę długich włosów i usłyszał równie znajomy głos. Momentalnie przestał zwracać uwagę na swoją dotychczasową towarzyszkę i obrócił się przodem do przyjaciółki - Chyba powinniśmy zorganizować grafik imprez. Wiesz, tak na przyszłość - rzucił, by zwrócił na siebie uwagę i gdy jego spojrzenie zrównało się z tym kobiecym, uśmiechnął się zadziornie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

2.

Dawn Wheeler nie sądziła, że dzielenie z kimś życiowej przestrzeni może być tak przyjemne. Chociaż metraż wynajmowanego w Chinatown mieszkania nie należał do grona największych w szerokiej ofercie nieruchomości Seattle, to jednak ani ona, ani Marshall nie sprawiali wrażenia niezadowolonych z powodu konieczności spędzania ze sobą nieco większej ilości czasu. Brunetka nie zamierzała pozbyć się znajomego przy pierwszej nadarzającej się ku temu okazji. Marshall mógł u niej zostać tak długo, jak tylko miałby na to ochotę i tak długo, jak nie przysparzałoby to im jakichkolwiek problemów czy komplikacji na linii oni-grupa. Ryzykowali i Dawn była tego boleśnie świadoma, ale jednocześnie nie zamierzała udawać, że towarzystwo przyjaciela w mieszkaniu jakkolwiek jej zawadzało. Było wesoło, szczególnie późnymi popołudniami, kiedy wspólnymi siłami podejmowali się kolejnych prób przygotowania na obiad czegoś zjadliwego, albo wieczorami, gdy wraz z butelkami z piwem zajmowali miejsca na kanapie i pozwalali sobie na relaks w towarzystwie niekoniecznie wysokich lotów filmów.
Jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, jak istotna była dla nich przestrzeń osobista. Jej zaburzenie wiecznym spędzaniem czasu we dwoje nie mogłoby wyjść im na dobre, dlatego Dawn jako pierwsza wyszła z inicjatywą odpoczęcia od siebie - oczywiście niezbyt dosłownie. Chęć znalezienia się na imprezie w jakimś klubie po brzegi wypełnionym obcymi ludźmi była silniejsza niż możliwość spędzenia kolejnego wieczoru przy jakiejś komedii czy innym horrorze. Chciała się zabawić i wiedziała, że Hatfield również zamierzał tę okazję do relaksu wykorzystać.
Nie sądziła, że los mógłby z nich tak okrutnie zadrwić.
Znajdowała się na etapie flirtu z nieznajomym, ale cholernie przystojnym blondynem. Tego wieczoru nie miała żadnych hamulców; napięty ,,grafik'' napadów dawał się we znaki, dlatego Dawn była niemal przekonana o prawie do chwili zapomnienia. Może nawet zsunęłaby się z barowego stołka, gdyby nie dźwięk doskonale znanego głosu i równie irytującego, przesyconego ironią śmiechu.
- Ewentualnie przejrzeć mapę miasta i podzielić między sobą dostępne lokale - odparła z uśmiechem, odwracając się przodem do Marshalla. To niekoniecznie spodobało się jej dotychczasowemu towarzyszowi. Znajoma Hatfielda również nie wyglądała na zadowoloną. Dawn wzruszyła ramionami. - Mogłabym Ci ustąpić, ale jestem w samym środku rozmowy o wspólnym wyjściu do mieszkania Tobiasa..
- Thomasa - wtrącił blondyn, zaś zmarszczka na jego czole sugerowała, że ta konkretna pomyłka mogłaby brunetkę słono kosztować.
- Nieważne - machnąwszy lekceważąco dłonią, Dawn znów skupiła swoje spojrzenie na wysokości oczu Marshalla. - Tak czy siak.. niedługo się zmywam, więc nie krępuj się - dodała w rozbawieniu, kończąc znajdującego się w szkle drinka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Początkowo nie zwrócił większej uwagi na faceta stojącego obok niej. Bardziej interesowała go przyjaciółka niż otaczający ich ludzie, o czym świadczyło chociażby to, że z miejsca przestał zwracać uwagę na małolatę, z którą dotąd spędzał czas. Ta najwyraźniej nieusatysfakcjonowana tym, jak szybko ją olał, postanowiła mu przypomnieć o swojej obecności. Poczuł na ramieniu jej drobną dłoń i spojrzał na ładną buzię, uśmiechając się lekko, jakby miało to wystarczyć do tego, by dała sobie spokój z czułościami. Może nawet chciał ją tym sposobem zapewnić, że była to chwilowa niedyspozycja w rozmowie, ale również to, jak wiele innych rzeczy tego wieczoru, zostało szybko zweryfikowane, gdy wysoki blondyn, zaczął okazywać własne niezadowolenie, dając Mrshallowi do zrozumienia, że odciągnął od niego Dawn.
- To też jakiś pomysł. Problem w tym, że mamy podobne gusta, może być ciężko o podział - zauważył, poruszając lekko brwiami, by dać dziewczynie do zrozumienia, że tak jedynie się zgrywał bo nie w głowie było mu dzielenie miasta i klubów, by na siebie nie wpadali. Teraz, kiedy mieszkali razem, wpadanie na siebie na imprezach wydawało się być czymś, na co mogliby sobie pozwolić. Łatwiej byłoby się wytłumaczyć z pozornie niespodziewanego spotkania na mieście, niż z dzielenia ze sobą czterech kątów.
- Nie próżnujesz. Też mam na potem plany, nie wiem jeszcze tylko z kim - odparł, mając gdzieś to, że dziewczyna wieszająca mu się na ramieniu, mogła się czuć tymi słowami urażona. On jednak nie miał względem niej żadnych planów, a na pewno nie na ten moment. Póki co była tylko dobrą towarzyszką do rozmowy i niewinnego flirtu, ale jednocześnie rozsądek podpowiadał mu, że była trochę za młoda na to, by planował kolejne godziny w jej towarzystwie i to poza klubem.
- Pierwsza okazja od niepamiętnych czasów, żeby się napić i trochę zabawić, a ty uciekasz? - burknął markotnie, lekko się krzywiąc, jakby bardzo go to ubodło. Nic takiego miejsca jednak nie miało. Jedyne co mu się nie podobało, to jak towarzysz Dawn na nią spoglądał - Mam lepszą propozycję - podjął i sięgnął do kieszeni spodni, żeby wyciągnąć portfel a z niego banknot pięćdziesięcio dolarowy, który przesunął po blacie w stronę mężczyzny - Ty zostaniesz dzisiaj ze mną, bo przyda nam się mały powrót do przeszłości - wyjaśnił spoglądając na przyjaciółkę, ale zaraz przeniósł wzrok na jej zdobycz - A ty kolego, możesz postawić drinka tej o to tu lasce. Wydaje mi się, że pasujecie do siebie bardziej, niż ona do mnie, albo Dawn do ciebie. Pijcie, bawcie się dobrze i wykorzystaj należycie okazję Tobias - dodał i ku niezadowoleniu dziewczyny, z którą spędzał czas zsunął się z barowego stołka i objął ramieniem Wheller, wolną dłonią klepiąc naburmuszonego Thomasa, którego złośliwie nazwał Tobiasem po ramieniu, tuż przed tym, jak nie poprowadził przyjaciółki w głąb sali, a następnie do kolejnego baru, po przeciwnej stronie parkietu.
- Lepiej dobieraj znajomych. Frajerowi źle z oczu patrzyło i podejrzewam, że rano nie wróciłabyś do domu zachwycona i spełniona... - wyjaśnił w końcu swoje zachowanie, rozglądając się, by mieć pewność, że mężczyzna, który właśnie został odprawiony z kwitkiem, nie szedł za nimi - Czego się napijesz? - zapytał jeszcze, gdy podszedł do nich barman, gotowy przyjąć zamówienie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wywrócenie oczyma zdawało się być dla Dawn naturalną reakcją na słowa brzmiące - w jej mniemaniu - dość absurdalnie. Posłała przyjacielowi zawadiackie, acz dość wymowne spojrzenie.
- Wiesz, kiedy kompromisy są najlepsze? Kiedy każda ze stron jest trochę niezadowolona - zawyrokowała, wzruszając ramionami. Chociaż w rzeczywistości wcale nie zamierzała siedzieć z nim nad mapą miasta i dzielić się terenami, to jednak w teorii czuła, że mogłaby to być całkiem dobra zabawa i swego rodzaju nietypowa forma spędzenia wolnego czasu. Może w drodze długich dyskusji i debat odkryliby zupełnie nieznane oblicze Seattle? To była metropolia, w której starczyłoby miejsca dla każdego. Wheeler wierzyła, że byli w stanie odnaleźć wspólną płaszczyznę i się dogadać. Dla chcącego nic trudnego, a przecież kobiecie zależało na jak najlepszych stosunkach z Marshallem.
- Mylę się czy nie powinniśmy się razem bawić? - zagaiła, unosząc brew. Nie chciała zabrzmieć przy tym jak niewdzięczna zołza, ale była świadoma, że jej być albo nie być w grupie znajomych organizujących napady miało swego rodzaju formę próbną. Nie zamierzała zawalić, nawet jeżeli początkowo oswojenie się z panującymi w grupie zasadami oraz dostosowanie się do nich przychodziło brunetce z ogromnym trudem.
Momentami naprawdę tęskniła za beztrosko spędzanym z Marshallem czasem. Nie lubiła być ograniczana. Dużo lepiej czuła się w swobodnym działaniu i mając możliwość podejmowania własnych decyzji.
- Och, Hatfield. Wiedziałam, że się za mną stęskniłeś, ale żeby aż tak? - mruknęła z nieskrywaną satysfakcją, kiedy rozgrywająca się przy barze scena przybrała dość nieoczekiwany dla Dawn obrót.
Wheeler z zainteresowaniem przyglądała się poczynaniom kolejnych osób oraz reakcjom, spośród których nie wszystkie były pozytywne. Ona, wbrew wszelkim pozorom, cieszyła się, że nieznajomy mężczyzna zniknął z jej pola widzenia, przy okazji zabierając ze sobą dotychczasową towarzyszkę Marshalla.
- Od kiedy przejmujesz się sprawami takimi jak moje spełnienie? - nie byłaby sobą, gdyby zrezygnowała z tej drobnej złośliwości, do której okazję on niemal podsunął jej pod sam nos.
Nie oponowała jednak, kiedy znaleźli się przy drugim z barów. Zająwszy miejsce na stołku, niemal od razu przesunęła wzrokiem po kolekcji mieniących się kolorami butelek.
- Whisky wystarczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Masz rację, ale nie wiem jak ty, ja wolę być zadowolony ze wszystkiego - przyznał. Nie lubił kiedy coś nie szło po jego myśli, albo gdy nie mógł przebywać w miejscach, które upodobał sobie w mniejszym bądź większym stopniu. Wszystko musiało być takie jak chciał, a co za tym szło, robienie jakiś podziałów i odmawianie sobie przyjemności z odwiedzania niektórych barów czy klubów, nie wchodziło w grę.
- Nie powinniśmy, ale siedzę tu od dłuższego czasu i poza tobą nie zauważyłem nikogo znajomego. Zresztą... Jesteśmy w miejscu publicznym. Nie przyszliśmy tu razem co potwierdzi spora część osób, więc wygląda na to, że drogą przypadku jednak możemy się zabawić - przedstawił jej swój punkt widzenia, raz jeszcze rozglądając się po całej sali. Nie dostrzegł nikogo z ekipy. Szanse na to, że ktoś by się pojawił istniały ale jednak wolał wziąć to na logikę. Skoro ktoś przyszedłby na imprezę, to równie dobrze mogli przyjść na nią oni. Przypadki może chodziły parami.
- Zaskoczę cię, ale też nie sądziłem że aż tak się stęsknię. Twoja obecność jest idealnym zwieńczeniem tego wieczora - rzucił pół żartem, pół serio. Potrafił bez niej żyć, zwłaszcza że mówili o zaledwie kilku godzinach. Prawdopodobnie gdyby miała całkowicie zniknąć z jego życia, to nie byłoby mu tak wesoło bo przywykł do tego, że była jego częścią. Kiedy jednak chodziło o wyjścia na miasto, czuł się uprawniony do tego, by nieco się pozgrywać, kosztem dwóch niewinnych osób, które dotąd im towarzyszyły.
- Od niedawna. Właściwie to od niecałego tygodnia, podczas którego miałem niewątpliwą okazję obczaić twój tyłek w każdym wydaniu - mrugnął do niej porozumiewawczo, z błąkającym się w kąciku ust psotnym uśmiechem. Tych kilka dni, które spędzili razem pod jednym dachem, nie mogło się obejść bez echa w postaci tego, jak ją postrzegał. Miał okazję widzieć ją w dresach, ubraniach, które nosiła na co dzień, kusych piżamach, bieliźnie a nawet ręczniku jakim owijała się po kąpieli. Chyba żaden facet nie pozostałby na to obojętny, nawet jeśli przez lata zdawał się nie dopuszczać do siebie myśli, że przyjaźni się z kobietą, która pod warstwami ciuchów, ma cholernie atrakcyjne ciało.
-To mi uświadamia, czemu lubię z tobą pić. Twarda babka potrzebująca do szczęścia konkretów, a nie słodkich, kolorowych dziwactw - stwierdził i złożył u barmana zamówienie, dzięki czemu po chwili stały przed nimi dwie szklanki whisky. Sięgał już po swoją, gdy kątem oka dostrzegł dziewczynę, która zmierzała w ich stronę, a którą dopiero co odprawił z kwitkiem. Nie wyglądała na usatysfakcjonowaną swoim nowym towarzystwem, za to na zdeterminowaną do tego, by pociągnąć rozmowę, którą zakończył na rzecz wieczoru spędzonego z przyjaciółką - Chodź, usiądziemy skoro coś jest wolne - mruknął. Nie chciał się użerać z małolatą, której może odrobinę za dużo powiedział, gdy ją bajerował, dlatego chwycił Dawn za dłoń i pociągnął w stronę jednej z wolnych kanap, niedaleko baru.
Nie pozwolił jednak na to, by usiadła obok niego. Uprzedzając ją, zajął wolne miejsce i wciągnął Dawn na swoje kolana, bliski rozlania swojej whisky, którą uratował w ostatniej chwili i odstawił na stolik, by móc odgarnąć jej długie włosy i schować twarz przy jej szyi - Zagrożenie na horyzoncie. Blondynka, dziewiętnaście może dwadzieścia lat. Uciekła twojemu znajomemu, którego odprawiłem z kwitkiem i mierzy cię nieprzychylnym wzrokiem - wyjaśnił swoje zachowanie wprost do ucha Wheeler - Najlepiej nic nie rób, niech myśli, że jestem bardzo zajęty. Ty zresztą też. Może znajdzie nowe towarzystwo - dodał jeszcze i jakby tego było mało, przesunął czubkiem nosa po szyi przyjaciółki, zaciągając się zapachem jej perfum - Zawsze tak pachniałaś? - zapytał całkowicie poważnie, ale mieszanka perfum i wszelkich innych rzeczy, których używała do pielęgnacji, była naprawdę przyjemna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dawn nie sprawiała wrażenia przekonanej do argumentów, jakimi posłużył się Marshall. Seattle nie było najmniejszym miastem świata, ale prawdopodobieństwo spotkania kogoś znajomego było raczej wysokie - szczególnie po uwzględnieniu tej konkretnej sytuacji, w której znaleźli się oni.
Wheeler nie chciała, by przypadkowe spotkanie doprowadziło do problemów i pociągnęło za sobą całą falę nieprzewidzianych, niekoniecznie przyjemnych skutków. Wolała nie narażać na szwank swojej pozycji w przestępczej grupie, a już na pewno nie zamierzała doprowadzić do momentu, w którym z komplikacjami i to z jej winy musiałby się zmierzyć przyjaciel. W tym konkretnym przypadku preferowała ostrożne, na swój sposób odpowiedzialne zachowanie. Jednocześnie jednak nie byłaby sobą, gdyby odmówiła sobie zabawy, gdy do takowej nadarzyła się idealna wręcz okazja. Czuła się rozdarta i wiedziała przy tym, że ze wszystkich dostępnych opcji, zdecydowanie wybrała tę najgorszą - kontynuowanie wieczoru w towarzystwie Hatfielda.
- Sądziłam, że wspólne mieszkanie to idealna okazja do nacieszenia się moim fantastycznym towarzystwem? - zagaiła z charakterystyczną dla siebie przekorą.
Nie uważała, by była najgorszą współlokatorką na świecie. Właściwie była przekonana, że mieszkanie z nią było całkiem znośne. Szanowała cudzą przestrzeń oraz konieczność spędzenia czasu w ciszy; nie uciekała od obowiązków i opowiadała się za ich równym podziałem, ale jednocześnie nie miała nic przeciwko chwilą, w których spędzany razem czas był urozmaiceniem wieczoru pod postacią filmowego maratonu czy właśnie wyjścia na imprezę. Wątpiła, że dawała Marshallowi jakiekolwiek powody do narzekania na ich obecne, wspólne życie.
- I oczywiście w stu procentach wykorzystałeś każdą z tych okazji - nie pytała. Stwierdzała fakt. Nie była bowiem głupia. Wiedziała, że jej stroje często były w stanie rozbudzić męską wyobraźnię, nawet jeżeli nie było to jej głównym, realizowanym z premedytacją zadaniem. Lubiła luźne, nieco za duże koszulki czy seksowną bieliznę, w której bezwstydnie paradowała po mieszkaniu. Przy mężczyźnie czuła się na tyle spokojnie, że nie zmieniła przyzwyczajeń nawet na czas dzielenia życiowej przestrzeni. - Lubisz ze mną pić, bo wszyscy dookoła Ci zazdroszczą, że masz u boku taką laskę - tym razem w jej głosie pobrzmiewała złośliwość, którą panna Wheeler podkreśliła łagodnym szturchnięciem mężczyzny w bok. Ona również lubiła się z nim bawić.
Nie rozumiała pośpiechu, jakim wykazał się przyjaciel, ale nie protestowała, gdy pociągnął ją w kierunku jednej z kanap. Ona również preferowała picie w tego typu zakątku; nieco z dala od tłumu osób bawiących się na parkiecie, ale jednak z widokiem, który pozwalał obserwować całe otoczenie. O ile siedziało się jak człowiek.
Dawn z zaskoczeniem usiadła na kolanach Marshalla, kątem oka zerkając we wskazanym przez niego kierunku. Zmierzająca w ich stronę blondynka sprawiała wrażenie nieco zbitej z tropu; szybka decyzja sprawiła, że przystanęła przy barze - wciąż rzucając im nienawistne spojrzenia.
- I to niby ja powinnam lepiej dobierać znajomych? - mruknęła w rozbawieniu, sięgając po szklankę z whisky. Zrobiła sporego łyka, świadomie ignorując wzrok, którym wspomniana blondynka raz za razem przesuwała po jej ciele. - Oczywiście. Nie po zajmuję się... ,,naszą pracą'', żeby spryskiwać się najtańszymi sikami z drogerii. Mam słabość do luksusowych rzeczy - przyznała bez ogródek, usadawiając się na jego kolanach nieco wygodniej. Nie czuła skrępowania, nawet jeżeli faktycznie powinna. - Nie widziałeś mojej szafy. I szuflady z bielizną - zawyrokowała krótko, dając mu do zrozumienia, że przyjemne aromaty niebotycznie drogich kosmetyków były zaledwie wstępem do tego, na co obecnie sobie pozwalała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Marshall nie zamierzał jej na siłę przekonywać do własnych racji. Zdawał sobie sprawę z tego, że racja leżała gdzieś po środku. Ona miała rację wiedząc, że powinni byli świadomie ograniczać takie wyjścia jak miało to miejsce obecnie, gdy choć się nie umawiali, skończyli w swoim towarzystwie, on był pewny własnych racji i tego, że nikt nie mógł im niczego udowodnić po jednym razie. Zwłaszcza, że byli w miejscu publicznym, ogólnodostępnym dla każdego.
- Nie zaprzeczę i dodam, że to na tyle zajebiste, że chyba potrzebuję tego towarzystwa więcej. Wiesz, uzależnienie czy jak to tam nazwać - zaśmiał się, ale coś w tym było. Im więcej czasu spędzali razem, tym bardziej mu się to podobało. Dotąd każde żyło własnym życiem, większą część tygodnia zajmowali się swoimi sprawami i widywali się w wolnej chwili, ale te kilka dni uświadomiło mu, że towarzystwo Dawn naprawdę było na wagę złota.
- Oczywiście. Przecież nie zamknę oczu jak wstydliwy dziesięciolatek, który żyje w przekonaniu, że przez całe życie należy zasłaniać oczy na widok tyłków i cycków. Wyrosłem z tego, poza tym lubię ładne rzeczy, albo raczej ładne dziewczyny i nie będę udawać, że jest inaczej w twoim przypadku, tylko dlatego, że się przyjaźnimy i razem pracujemy - wzruszył ramionami. Mówił co myślał, a co ważne mówił jak było. Dawn mogła być jego przyjaciółką, dziewczyną pięć lat młodszą, względem której okazał trochę empatii gdy tego potrzebowała, a teraz również partnerką w zbrodni, ale wciąż była kobietą. Cholernie atrakcyjną, sympatyczną i w jego typie, co stopniowo zaczął pojmować, gdy granice i dystanse zostały zatarte przez współlokatorskie okoliczności - Czy ty właśnie bez cienia skromności, powiedziałaś, że nie znalazłbym lepszej od ciebie? - zagaił z rozbawieniem, gdy wprost się skomplementowała, nie grzesząc skromnością. Jednocześnie nie mógł przyznać jej racji. Wbrew temu co sądziła, wcale nie pił z nią przez wzgląd na to, że inni mogli mu pozazdrościć, gdyż równie dobrze mógł znaleźć sobie inną, atrakcyjną pannę do towarzystwa. Lubił z nią pić, bo lubił ich rozmowy, żarciki, słowne sprzeczki i najzwyczajniej w świecie to, że mogli być sobą, nie musząc udawać nikogo innego.
Pośpiech w zmianie miejsca musiała mu wybaczyć. Nie uważał, by miał czas na to, by pierw raczyć ją wyjaśnieniami, a potem dopiero działać. Wolał zrobić wszystko na opak, co miało swoje plusy, bo ta nieplanowana, nagła bliskość, okazywała się być całkiem przyjemna w skutkach, nawet jeśli była ona totalnie niewinna i miała na celu jedynie uniknąć przyzwoitki w postaci młodej blondynki, która najwyraźniej chciała być wrzodem na ich tyłkach.
- Wydawała się być niewinna i całkowicie niegroźna, może nawet trochę nudna. Ale chyba zawaliłem szansę, bo wygląda na zdeterminowaną.... Ciekawe czy w łóżku byłaby mniej niewinna. Jak myślisz? Ta grzeczna buźka to tylko pozory, czy nie? - skoro już i tak spoglądała na dziewczynę, o której mówili to mogła wyrazić zdanie, jakie wyrabiało jej kobiece spojrzenie. Shall miał z tym problem, bo widział tylko atrakcyjność i nie potrafił rozgryzać tego, co kryło się głębiej.
- Przynajmniej wiem, w jaką półkę cenową celować na twoje urodziny... - westchnął z udawanym ubolewaniem nad tym, że lubiła luksus co wymagało od niego wykosztowania się na coś drogiego. W rzeczywistości nie miał z tym żadnego problemu. Dzięki akcjom na które jeździli do biednych nie należeli, a pozwolenie sobie na to, na co nie mogliby sobie pozwolić kilka lat wcześniej, obecnie wydawało się być doskonałym wynagrodzeniem ryzyka, jakiego regularnie się podejmowali, by zyskać więcej, niż mieli w przeszłości, nawet jeśli robili to w nielegalny sposób.
- Potraktuję to jako zaproszenie do twojej sypialni i szafek. Ale licz się z tym, że jak coś wpadnie mi w oko, mogę sobie zażyczyć, żebyś w to wskoczyła. Zwłaszcza teraz, kiedy nie chcę gorszyć twojej kanapy i uszu... Jedne przyjemności muszę zastąpić innymi - stwierdził, trochę na poważnie, a trochę żartobliwie. Nie oczekiwał żadnych pokazów, czy nawet tego, że będzie cały dzień paradować przed nim w seksownej bieliźnie, by mógł sobie odbić posuchę w życiu erotycznym, którego wolałby nie ograniczać do klubowych toalet czy tylnego siedzenia w samochodzie. Jednocześnie uznał, że trochę życie mogłaby mu umilić i pozwolić na to, by chociaż oczy nacieszył i pomarzył.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wheeler powtórowała mu w śmiechu, kiwając głową z nieskrywanym entuzjazmem. Uzyskana od mężczyzny odpowiedź jak najbardziej ją satysfakcjonowała, zaś perspektywa kolejnych, dużo częstszych spotkań tego typu brzmiała szalenie intrygująco i kusząco na tyle, że Dawn niewątpliwie byłaby gotowa zaryzykować. Nie powinna, ale niektóre reakcje były silniejsze od innych.
- Oczywiście, że byś nie znalazł. Sądziłam, że to powszechnie znany fakt? - mruknęła, będąc w stu procentach przekonaną o tym, jak fantastycznym kompanem do mniej lub bardziej niewinnych zabaw była.
Dawn Wheeler już dawno temu przestała być grzeczną, nieśmiałą, może odrobinę zahukaną dziewczyną. Dość szybko zorientowała się, że szare myszki nie miały zbyt dużej siły przebicia, w efekcie czego rzadko kiedy osiągały to, na co miały ochotę. I chociaż Dawn nie należała do grona osób marudnych czy użalających się nad sobą, to jednak była w stu procentach przekonana o tym, że niekoniecznie udane lata wczesnej młodości wymagały zadośćuczynienia, które organizowała sobie w niekoniecznie legalny i normalny sposób; napady, zdobyte na lewo pieniądze, życie w luksusie oraz przelotne, niezobowiązujące znajomości, które kończyły się wraz z nadejściem poranka.
- Ale skoro wyrażasz takie zapędy względem mojego tyłka, to może powinnam zaopatrzyć się w jakieś bardziej stosowne stroje? - zasugerowała, poruszając zabawnie brwiami. Wątpiła, że odczuwana przez nią we własnym mieszkaniu swoboda jakkolwiek go gorszyła, ale Dawn z przyjemnością obserwowała moment, w którym mina mężczyzny nieco zrzedła, zaś na twarz wkradł się niepokój.
Mógł być spokojny. Nie zamierzała paradować przy nim w worku lub habicie, zaś o jej bezwstydności najlepiej świadczyła sukienka, którą tego wieczoru miała na sobie.
Wheeler nie sądziła, że ich rozmowa mogłaby zejść na temat obcej blondynki, która - od chwili odejścia od mężczyzny, z którym wcześniej rozmawiała również Dawn - ewidentnie szukała sobie towarzystwa. Jednocześnie niezbyt skutecznie ukrywała fakt, że najchętniej wybrałaby do tej roli Marshalla.
- Najpierw dałeś jej kosza, a teraz gdybasz nad tym, czy w łóżku budzi się w niej jakiś demon? Typowy z Ciebie facet, Hatfield - nie brzmiała tak, jak gdyby go upominała, ale jednocześnie nie sprawiała wrażenia zachwyconej tym, że ich dialog nieustannie krążył wokół kwestii tej konkretnej panny. Dawn westchnęła, przyglądając się blondynce raz jeszcze. - Myślę, że albo w ferworze emocji wyrządziłaby Ci krzywdę, albo jest tak nudna, że wycofałaby się w ostatnim momencie - podsumowała, z premedytacją sięgając do męskich włosów w celu przeczesania niesfornych kosmyków między palcami; dokładnie w chwili, w której jej wzrok znów spotkał się w jednej linii ze spojrzeniem niedoszłej kochanki Marshalla.
- Nie bądź sknerą. Ja bym na Ciebie pieniędzy nie żałowała - fuknęła w udawanym, dość mocno teatralnym oburzeniu, które zaraz potem zapiła kolejnym łykiem alkoholu. - Doceniam to, że szanujesz moją kanapę. W ramach rekompensaty.. mogę pomyśleć o jakimś prywatnym pokazie. Może teraz? - zasugerowała, unosząc brew w jednoznacznym, pytającym geście.
Nie wiedziała, skąd właściwie wzięła się ta nagła zmiana jej nastawienia względem łączącej ich relacji, a już na pewno nie miała pojęcia, dlaczego zaproponowała mu przeniesienie tej dość spontanicznej imprezy za drzwi dzielonego mieszkania, ale.. nie żałowała. Czuła, że właśnie na to miała ochotę. W jakimś stopniu zyskała również pewność, że Marshall nie miał zbyt wielu powodów do tego, by jej odmawiać.
- Na Twoim miejscu podjęłabym decyzję szybko - dodała, kiwając w kierunku od baru, od którego blondynka w końcu się oderwała i znów obrała kierunek na sofę, którą oni zajmowali.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Genesee”