WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[#1]

Zmiany.
Od zawsze się ich bała - zwiastowały nieunikniony koniec scenariusza, który zdążyła już poznać i do którego zdążyła się przyzwyczaić. Zawsze zajmowało to zbyt dużo czasu, a gdy wreszcie stąpała pewne kroki w zupełnie nowej rzeczywistości znów wszystko się zmieniało - jakby to oznaczało, że nic już nie miało być takie same. Działo się to za każdym razem gdy zaczynało być względnie dobrze I tak jak potrafiła zapanować nad przebiegiem swojej kariery w końcu dochodząc do punktu w którym aktualnie się znajdowała i pracując w miejscu, w którym mogła przyczynić się do czegoś dobrego, pomóc słabszym od siebie i zmienić ich życie na lepsze - tak z ogromnym bólem serca musiała przyznać się, że nad całą resztą zwyczajnie nie potrafiła zapanować. Gdzie był ten kolec, którego nie mogła się pozbyć, a był wbity na tyle mocno, że dawał o sobie przypominać jak i niezwykle drażniący, który również nie dawał za wygraną.
Jej świat wywrócił się do góry nogami gdy po raz pierwszy jej siedmioletni synek powiedział, że może już iść do swojej pracy bo on i tak woli bawić się ze swoją nianią. <br>Wtedy poczuła wyjątkowo ostry ból, tak ostry jak jeszcze nigdy dotąd nie miała okazji takiego doświadczyć. Przez moment wydawało jej się, że osunie się z nóg bo świat przed oczami zrobił się jakby za mgłą.
Dziś słowa Steva też brzmiały intensywnie w jej głowie, które powtórzył je kolejny raz. Choć już wyglądało na to, że totalnie je zignorowała tak w drodze do pracy ledwo powstrzymywała łzy aby tylko nie rozpłakać się przy ich szoferze - choć rzadko z niego korzystała bo kochała jeździć swoim autem. Po raz pierwszy nie zostawiła mężowi planu dnia, który miał mu pomóc w ogarnięciu dnia. Zostawiła mu tylko karteczkę na lodówce z wyjątkową zmianą; miłego dnia kochanie, Twoja C. — brzmiało zapewne odrobinę lepiej niż lista wytycznych co ma zrobić w danej godzinie, prawda? Separacja, separacją ale tego dnia poczuła, że wreszcie przyszedł czas na zmiany. I pomyślała, że trzeba zacząć od małych kroczków, prawda?
Kiedy jednak wymieniła jedno, krótkie spojrzenie z kierowcą zrozumiała, że nie musiała przejmować się jego obecnością. I choć przyniosło jej to odrobinę ulgi, dzięki czemu mogła dzisiaj jeszcze w miarę funkcjonować w pracy - robiąc jak zwykle dobrą minę do złej gry. Ale te dłużące się godziny były dla niej istnym wybawieniem.
Po skończonej operacji ostatniego pacjenta mogła wrócić, niestety do domu. Chyba specjalnie dziś przeciągała wyjście, doglądając jeszcze innych i sprawdzając czy wszystko zgadzało się w dokumentacji. Nawet nie zorientowała się jaka była pogoda za oknem, a niestety co raz bardziej padało, a jej, nie dość, że rozładował się całkiem telefon to jeszcze nie miała jak sprowadzić pod szpital kogokolwiek kto mógłby ją podwieźć do domu.
Przeklęła pod nosem wychodząc z głównego wejścia szpitala w sam środek ulewy a na szpitalnym parkingu panowały wyjątkowe pustki. Właściwie jedynym rozsądnym punktem byłoby cofnięcie się z powrotem do środka, a ona stała jak zamurowana, wpatrując się przed siebie w ciemność i nawet nie zwróciła uwagi jak już zdążyła cała przemoknąć. - i już miała odwracać się, kompletnie zrezygnowana kiedy niespodziewanie podjechało auto, którego nie potrafiła z początku nawet rozpoznać.
Clive? — spojrzała zdziwiona po raz drugi kiedy w końcu zainteresowana gdy światło latarni padło na wychodzącego mężczyznę z auta. Niewiele myśląc ruszyła do przodu, czując jak nie mogąc powstrzymać łez ze swoich oczu ale na szczęście mieszały się z deszczem. Nie wiedząc czy może sobie na to pozwolić czy nie, objęła swojego męża ramionami, chowając swoją twarz w jego szyi — Nie wiem co tu robisz, ale nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę - odsunęła się wreszcie od męża, ale nie na dłużej bo jakoś nie mogła powstrzymać się by nie musnąć go delikatnie w usta. Nie wiedziała jak na to zareaguje, ale tak bardzo właśnie teraz tego pragnęła jak nigdy wcześniej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 2.
Zmiany.
Niestety, gdy tylko się pojawiają nie jesteśmy w stanie nad nimi zapanować, niezależnie od tego jak bardzo pragniemy ich uniknąć, sprawić aby zatrzymał „kręcący się w kółko” świat - to musimy się do nich dostosować. Clive Thornton nie spodziewał się, że jego życie zostanie wywrócone o sto osiemdziesiąt stopni, otóż przecież zawsze uważał się za człowieka przygotowanego na wszelakie (inne, niż zwykle) okoliczności. Nauczony przykładnego tworzenia własnej rzeczywistości - przez trzydzieści cztery wiosny swojej egzystencji wszystko szło zgodnie z planem. Studia, rezydentura - małżeństwo, (w odpowiednim czasie) dziecko - następnie ta ukochana praca. Czcił swój wszechświat - nie spodziewał się nadchodzącej wielkimi krokami katastrofy, bo jeżeli pójdziemy przykładem osób religijnych - choć sam się za takowego nie uważał - to jednak w jego myślach nasuwało się pytanie „Dlaczego Bóg zabiera mu możliwość ratowania ludzkiego życia?” Neurochirurgia była jego największym marzeniem, mógł spełniać się w roli dobrego lekarza - po czym wspiąć się jeszcze wyżej, zostać ordynatorem, bo choć był dopiero po trzydziestce, już teraz po korytarzach „chodziły pogłoski” jego awansu. Mogłoby się wydawać, że wszystko te półtora roku temu odnalazło swoje prawdziwe miejsca gdyby nie diagnoza - wstrętna, okrutna - przerażająca, a jednocześnie niszcząca absolutnie każdy zakątek tego co udało mu się przez lata zbudować. Choroba go odmieniła; doprowadziła do o wiele większych wariacji - odsunął od siebie każdego, kto był skłonny do pomocy. Cóż, Clive nienawidził litości - a spoglądając w oczy swoich bliskich, odczuwał jak bardzo mu współczują - nie chciał być traktowany niczym jak „trędowaty” - dlatego jeszcze bardziej zagłębiał się w swojej rozpaczy, praktycznie całe dnie spędzając we własnym gabinecie z butelką whisky w dłoni. Alkohol powoli stawał się jego odskocznią od rzeczywistości, taktował go trochę jak wybawienie od własnych myśli - ale było to złudne, trwało niecałą dobę i ostatecznie sprawiało, że odczuwał coraz większy wstręt do swojej osoby. Pijał rzadziej, ale kiedy mu się zdarzało - zawsze do stanu ostateczności.
Dzisiejszy dzień był inny - zawdzięczał to tylko i wyłącznie swojemu byłemu przełożonemu, ponieważ z ramion morfeusza wybił go dźwięk telefonu - dzwoniący Harvey Blackword - aktualny ordynator neurochirurgii, poinformował głównego zainteresowanego, aby odebrał wszystkie pozostawione przez lata papiery; czyli już oficjalnie to koniec; od teraz Thornton przestał przynależeć do społeczności Swedish Hospital - od tego momentu był zwykłym, szarym pacjentem. Oczywiście - spodziewał się tej „nadchodzącej zmiany” - jednakże gdy stało się to urzeczywistnieniem - ból po klatce piersiowej (ex) lekarza wyraził swoje emocje. Decydując się nie przekładać tego na kolejne dni - w końcu po tych przeżyciach, nie wiadomo jaki krzyż na niego spadnie - wziął prysznic (pierwszy od prawdopodobnie trzech dób); następnie narzucił na siebie perfekcyjnie wyprasowane ubrania i skierował się do samochodu. Drogę do szpitala znał na pamięć - albowiem jeździł tam odkąd wykończył studia, a to przeszło już w dekadę.
Rozmowa z (byłym) pracodawcą trwała dłużej niż się spodziewać, pomimo braku wylewności ze strony Thorny'ego - to szefuncio zdecydował się na długi, niezwykle nudny monolog - po wydostaniu się z klatki - potocznie znanej jako gabinet Blackword'a ponownie wsiadł do pojazdu; teczkę z dokumentami rzucając na tyle siedzenia - kilkukrotnie przeklął, uderzył w kierownicę - aby po niecałym kwadransie odpalić auto. Rozpoczęła się ulewa - z tego względu samochód poruszał się wolno, aby po dostrzeżeniu znajomej sylwetki całkowicie się zatrzymać. - A spodziewałaś się kogoś innego? - rzucił unosząc wymownie jedną brew wyżej, a kiedy poczuł jak się przytula - na dodatek jej usta znalazły się na jego - zamrugał kilkukrotnie obrzucając ją intensywniejszym spojrzeniem. Pierwszy raz w życiu nie miał pojęcia jak zareagować - dlatego dość szybko nacisnął gaz i wyjechał na główną ulicę. - Od kiedy stałaś się taka wylewna? - wymamrotał po dłużej chwili milczenia, ponownie na nią spoglądać; no bo halo! Jeszcze wczoraj nie potrafiła uraczyć go nawet zwykłym uśmiechem, a teraz rzucała mu się na szyję? Co jest kurwa grane?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie żałowała swojej decyzji wychodząc za Clive'a Thorntona - jej życie co prawda zmieniło się i już nic nie było takie jak dawniej, ale było lepsze. Miała obok siebie mężczyznę, którego kochała całym swoim sercem i była szczęśliwa, że mogła dać mu syna jako pierwsze dziecko - naprawdę nigdy nie śmiała narzekać na cokolwiek. Kwitnąca kariera ich obojga plus do tego opcja zostania ordynatorem neurochirurgii była tym bardziej ciesząca.
Chyba najmocniej trzymała za męża kciuki do momentu...gdy wszystko runęło jak domek z kart po tym jak mężczyzna usłyszał diagnozę. Diagnozę, której nie powinien usłyszeć. I ona sama tego nie rozumiała. Widziała jak go to dotknęło - choć próbował ukryć przed całym całym światem swój nastrój to ona próbowała go niejednokrotnie namówić na to, że przed nią samą nie musiał udawać.
Chciała być dla niego wsparciem. Nie z litości - była jego żoną, byli małżeństwem. Powinni być dla siebie nie tylko w tych dobrych, ale właśnie w tych najgorszych. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego ją odsuwał. Im bardziej się starała być dla niego tym bardziej miała wrażenie, że wszystko psuje. Próbowała znaleźć złoty środek, ale chyba takiego nie było. Gdyby tylko mogła, gdyby tylko tak się dało najchętniej sama przejęłaby na siebie jego chorobę - chciała, aby spełniło się jego największe marzenie, a teraz? Nic nie potrafiła zrobić. I czuła się z tym okropnie źle.
Bezsilnie.
- O tej porze to właściwie nikogo się już nie spodziewałam - przyznała drżącym od zimna. Złapała z nim dłuższe spojrzenie w górnym lusterku, próbując odgadnąć stan w jakim się znajdował. Widziała ten ból w jego spojrzeniu i już wiedziała, że był to ten koniec, który obydwoje próbowali opóźnić. Ona rozmowami z obecnym ordynatorem, jak widać on również próbował. Była rozdarta. Mówić mu teraz o tym, czego dowiedziała po jednej z przeprowadzonych operacji, kiedy znów ją zemdliło? Nie rozumiała dlaczego teraz przeoczyła wszystkie objawy jakie można było mieć.
Bo nie miała ich praktycznie wcale. Było zupelnie inaczej niż za pierwszym razem. Ale kiedy kolega od ginekologii wręczył jej usg wszystko było już praktycznie jasne. Miała wiele pytań i obaw w głowie. Czy to był właściwy moment na dziecko kiedy ich małżeństwo znajdowało się w ruinie? - Muszę ci o czymś...powiedzieć - dalej w jej głosie było słychać ogromne wahanie, ale w końcu uznała, że Clive musi wiedzieć tylko i wyłącznie od niej. Po pierwsze dlatego, że był jej mężem a po drugie...zasługiwał na to. - Jestem w ciąży- powiedziała w końcu, wpatrując się teraz przed siebie, bojąc się spojrzeć w jego stronę. Wpatrywała się w migające szybko wycieraczki, próbując nadążyć za ich szalonym tempem. Z torebki wyciągnęła pierwsze usg, które ostrożnie wyciągnęła w jego stronę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miłość jaką otaczała go Callie była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju - nieskazitelna, lecz w pewnym sensie nachodząca na definicję nieco przesadzonej. Czasem odczuwał wrażenie, że kochała go za bardzo, a na pewno bardziej niż on ją; to go przerażało, albowiem niejednokrotnie dostrzegał, iż ukochana rezygnuję ze swoich własnych pasji, marzeń - tylko dlatego, że od-czasu-do-czasu zaczynał kręcić nosem. Nie chciał należeć do tego typu mężów, którzy wraz ze swoim wygórowanym ego, oraz kwintesencją pragnienia „bycia na szczycie” czy też „noszenia spodni w tym związku” powoli niszczyli w nich kobiety, które niegdyś pokochali. Kiedyś za takie zachowanie plunąłby sobie w twarz, mało tego! Nie byłby w stanie spojrzeć na siebie w lustrze - jednakże, aktualna sytuacja oraz wrastające w nim niechęć, zazdrość, chciwość - wraz z chorobą napatoczyły dany charakter. Otóż, przesiadując samemu w domu - a raczej we własnym gabinecie, wgapiający się niemo w blade ściany poczęła się w nim cecha odzwierciedlająca brak jakichkolwiek nadziei. W dniu diagnozy - przestał marzyć, walczyć - i niezależnie jak okrutnie to zabrzmi oczekiwał od małżonki dokładnie tego samego; zwykły hipokryta. Niestety nie zauważając swoich błędów (które w większości to on popełnił w stosunku do powolnego rozpadu ich małżeństwa) - odsuwał się od Calliope, nie mogąc patrzeć jak jej kariera „pnie się do góry” nieświadomie zaczął wypatrywać w niej swojego wroga, przeciwnika - choć wbrew pozorom, w tamtym czasie pozostała jedyną, która chciała wywalczyć jego uwagę i nie zanosiło się na to, aby kiedykolwiek poprzestała.
Z początku separacja mogła się wydawać idealnym rozwiązaniem - dzięki niej, możliwe że doszliby do jakikolwiek wniosków pt. Czy dalej warto próbować? czy wręcz przeciwnie poddać się przy pierwszej okazji; niestety, państwo Thornton do tej pory tego nie wiedzieli - bo zamiast w końcu normalnie porozmawiać, niczym jak cywilizowani ludzie - wzbraniali się od tej rozmowy przez minione półtora roku. Z tego względu czas wcale nie „zdziałał cuda” - sprawił, że znaleźli się w punkcie nie-do-przeskoczenia. Więc może to dobrze, że dzisiejszego wieczoru los napatoczył lekarkę tak, że wsiadła do tego durnego samochodu? - Wiesz... - mruknął niechętnie, nieco mocniej naciskając stopą na pedał gazu - a swój wzrok wciąż miał skoncentrowany na przedniej szybie. - Trudno mi w to uwierzyć. - hej, w końcu oboje pracowali w tym szpitalu od lat, dziwne by było gdyby Callie nagle nie wiedziała, że wiele lekarzy dopiero co przyjeżdża na nocne dyżury - zważając na to, że zapewne znała całą kadrę; podobnie jak on - nawet teraz mógłby rzucić nazwiskami dzisiejszych pracowników.
Kierując się w stronę ich wspólnej posiadłości ani razu nie powędrował wzrokiem ku swojej żonie, cóż humor mu nie dopisywał - przecież to ostatni dzień, gdy może tytułować się jako neurochirurg, nie wróć; jako PRACUJĄCY NEUROCHIRURG. - Hm...? - mruknął w momencie gdy się odezwała, akurat zapaliło się czerwone światło - więc mógł bez problemu zatrzymać pojazd i pomimo wszystko miał rzeczywiście szczęście, bo gdyby jechał z pełną prędkością usłyszawszy takie rewelacje - mogłoby dojść do tragedii. - Co-o? - rzucił automatycznie przybierając minę zdezorientowaną i to nie tak, że nie usłyszał, albowiem słyszał „głośno i wyraźnie” lecz chyba potrzebował, aby powtórzyła? Sam nie był pewien - nagle spokojny powrót do domu okazał się istnym gorącym zapalnikiem w okolicach żołądka Thorntona. - Jak. to się.. - nie, nie, nie w ten sposób. - Od kiedy wiesz? - dzisiaj? Wczoraj? Tygodnia? - Żartujesz, prawda..? - wolał, aby tak było - lecz widząc minę ukochanej, wiedział - że była szczera, całkowicie - jak nigdy przedtem.
Zapaliło się zielone światło - kilka kierowców z tyłu, zaczęło pospiesznie naciskać swoje klaksony - Clive ponownie powrócił do kierowania autem, tylko po to by zaraz zjechać na pobocze ciemnej uliczki. Siedział bezruchu - milczał, jego mina wskazywała jedno; był pogłębiony w rozmyślaniach. Musiał minąć kwadrans, aby obrócił się w stronę kobiety omiatając jej twarz intensywnym, wręcz przenikającym na wskroś spojrzeniem. - Co Ty sobie myślałaś? - ton głosu lekarza nie był przyjemny - i wcale taki nie miał być. - Uważasz, że teraz, akurat teraz potrzeba nam kolejnego dziecka? - dodał, marszcząc brwi przesunął trzęsącymi się dłońmi po swoim karku. - Oczywiście, że chciałem zostać powtórnie ojcem... - starał się być spokojniejszy - nadaremno, ponieważ jego nerwy, aż wypływały z ciała. - Ale nie jestem w stanie utrzymać nawet łyżeczki w ręku! Pomyślałaś, co będzie za parę lat? Jak to cholerstwo się rozwinie? I co wtedy zrobisz? Rzucisz pracę? Czy zatrudnimy kolejną guwernantkę? Kurwa, Callie. - burknął opadając plecami na oparcie fotela. - Nie jesteśmy nastolatkami, którzy nie mają pojęcia o wychowaniu seksualnym. Jesteś lekarką! Jak to możliwe, że wpadliśmy? Przestałaś brać tabletki? - czyżby w ten sposób chciała go zatrzymać przy sobie? Cóż, Clive nie wierzył, że posunęłaby się do tak haniebnego czynu, lecz z drugiej strony nie wiedział co o tym myśleć. - Zamierzasz urodzić? - proste pytanie, choć mogło zabrzmieć bezczelnie - aczkolwiek, chciał mieć pewność jak teraz będzie wyglądać ich życie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeżeli Clive oczekiwał właśnie takiej postawy od niej to zdecydowanie się przeliczył. Jakby nie poznał jej charakteru przez tyle lat - była ostatnią osobą, która się poddawała. Widziała zawsze światełko w tunelu, próbując znaleźć rozwiązanie, którego nie było. Może to było odrobinę przesadzone, sama czasami to odczuwała. Próbowała zwolnić, dając im więcej oddechu, ale wtedy nachodziły ją wyrzuty sumienia, że sobie odpuszcza, że daje z siebie za mało. Clive zasługiwał na więcej bo był dla niej wyjątkowy pomimo tego, że wszystkie znaki na niebie podopowiadały jej na samym początku aby trzymała się od niego z daleka. W końcu wpadła w sidła jego uwodzicielskiego spojrzenia, którego nigdy więcej nie mogła pozbyć się z pamięci, kiedy zgadzała się na każdą następną randkę. A teraz, te wspomnienia były jak za mgłą, zastanawiała się nawet czasem czy tamte chwile, sprzed małżeństwa jeszcze kiedyś się powtórzą? Czy koniec ich małżeństwa właśnie nieubłagalnie się zbliżał a ona podzieli losy swojej starszej siostry?
Zawiodła na całej linii - czuła to w kościach, obwiniała się przez to cały czas. Dlatego w pewnym momencie zrozumiała, że musi się zmienić. Musi, by Clive dostrzegł zmiany, że może jeszcze nie jest dla nich za późno. Nie była już młodą dziewczyną z pięknym ciałem, o którym zawsze marzyła. Była kobietą, która przez całe swoje życie starała się wszystkim udowadniać, że była coś warta. że była wstanie jest dążyć własną ścieżką, uparcie do celu. Była kobietą, która urodziła, jej ciało już nie było w tak świetnej kondycji choć usilnie starała się o siebie dbać jak tylko mogła - choć nie była aż takim eko świrem, jadła mięso i w ogóle czasem lubiła zatrzymać się na mieście i zjeść w budce kebaba. Wszystko się plątało, kiedy próbowała znaleść ten pieprzony złoty środy. Czego byś chciał, kurwa mać, Thornton?
Z całego serca nienawidziła dnia, w którym poznali diagnozę - wszystko legło wtedy w gruzach. Z każdym dniem tęskniła za jego uśmiechem. Uśmiechem, który już praktycznie wcale nie pojawiał się na jego twarzy, chyba, że wtedy kiedy był przy nim ich syn. A ona widziała tych chwil co raz mniej, kiedy cały czas przesiadywała w szpitalu. Wracając z niego, bała się cokolwiek mu opowiadać - w końcu nie chciała go drażnić z obecności bycia na operacjach kiedy on właściwie już nie mógł. Milczała więc, omijała to jak tylko mogła, właściwie sama chciała się też oderwać choć na chwilę od szpitalnych problemów.
- Dowiedziałam się kilka godzin temu...nie miałam jak cię od razu powiadomić - przełknęła ślinę, domyślając się już, że był zły. Być może nawet wściekły. Nie było ostatnio miedzy nimi romantycznych chwil. Nie było czułości, czy nawet drobnych gestów. -Ja...zemdlałam w czasie operacji. Gdy się ocknęłam...zabrali mnie na wszystkie badania - przez ostatnich kilka dni miała objawy, które mogły jej podpowiedzieć, że coś było nie tak, ale w gruncie rzeczy była przekonana, że była to zwykłe zatrucie, nic zwyczajnego. A jednak się myliła - Clive, naprawdę myślisz, że zrobiłam to celowo?! - uniosła również głos kiedy mąż zaczął zjeżdżać na pobocze. Może to był dobry pomysł, żeby teraz nie jechali kiedy wreszcie porozmawiać. Wreszcie dostała chwilę uwagi z jego stronę ale chyba nie takiej uwagi oczekiwała.
-Co ja sobie wyobrażam? - powtórzyła za nim odwracając w końcu głowę w jego stronę z zaciśniętymi ustami. Nie bała się jego mroźnego spojrzenia, już nie raz go doświadczyła. Teraz walczyła sama ze sobą, aby nie stchórzyć.- Jeśli tak bardzo tego nie chciałeś, nie musiałeś się WTEDY ze mną pieprzyć. Sama sobie go nie zrobiłam - wygarnęła mu, kiedy zrzucił na nią całą odpowiedzialność za zajście w tą cholerną ciążę, której chyba obydwoje teraz nie chcieli. Przez chwilę, leżąc w gabinecie i kiedy Felix właściwie odgadł całą tajemnicę po raz pierwszy od dawna czuła się szczęśliwa, że znów zostanie mamą. Przypominając mu jednocześnie tamto, ostatnie zbliżenie, które doświadczyli w jakiś przedziwny sposób. Rozumiała też jego obawy, że znów sobie nie poradzą, że to kolejna przeszkoda, która ich całkowicie pogrązy -Nie wiem, Clive. Naprawdę...nie zrobiłam tego specjalnie, jeśli mi nie chcesz wierzyć, możesz sobie jechać do domu i sprawdzić mój listek - w tej chwili już całkowicie nie zapanowała nad łzami, które cisnęły się już wcześniej do oczu. Nigdy nie kłamała, bo nie potrafiła. Nie raz, kiedy próbowała coś kręcić od razu mu się udawało ją rozszyfrowywać.Miała wrażenie, że pas, którym była zapięta dosłownie ją dusił - Daruj sobie - warknęła teraz zła, że w ogóle ją o to zapytał, że śmiał o tym nawet pomyśleć. Nie spodziewała się tego pytania po nim, mimo wszystko. Rozumiała jevo złość. Sama była wściekła.Roztrzęsiona, chwyciła nagle za drzwi samochodu, które otworzyła gwałtownym ruchem - Jak tak bardzo to przeżywasz, czy urodzę TWOJE dziecko to droga wolna, Clive. - wpadła teraz w histerię, fakt, ale nie potrafiła dłużej dusić już przy nim emocji. Jeszcze tym jednym pytaniem całkowicie ją dobił. Wiedziała, że nie znosił kiedy trzaskało się drzwiami w jego aucie. Dlatego z całej siły nimi uderzyła by następnie z wściekłością iść poboczem drogi, nie zważając na to, że w jednej chwili cała przemokła.
Obrazek
And here I stand in the shadows of<br> the ones that you chose over me -
a thousand tries with one goodbye

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niestety, lecz trzeba to przyznać, Clive ostatnio (przynajmniej od roku) nie odzwierciedlał postaci „przykładowego męża” - stronił od czułości, romantyzmu, czy też tych seksownych momentów, lecz czy można mu się dziwić? W dniu uzyskania diagnozy stracił częściowo pewność siebie jako prawdziwy mężczyzna - „samiec rodu.” Choroba odebrała mu możliwość zarabiania na rodzinę, a Clive był bardzo staroświeckim osobnikiem, przez to poczuł się nieco stłamszony - oczywiście, zdawał sobie sprawę, że Calliope nie będzie wymagała od niego niemożliwego, że przystanie na tym co może jej zaoferować, aczkolwiek za parę lat wszystko będzie stanowiło dla niego trudność, czy wtedy kobieta będzie potrafiła to zaakceptować? Rzecz jasna, kochał ją - pragnął wierzyć, że pomimo tego zdarzenia, nie zrezygnuję z nich - całej rodziny, jednakże z drugiej strony, nie zamierzał tego na lekarce wymuszać; właściwie to wolałby aby sama to przemyślała, rozpracowała na czynniki pierwsze - bo choć teraz zapewniała, że go nie zostawi, wesprze - odciąży, jednak że to były tylko słowa - ponieważ w rzeczywistości, co robiła? Bezustannie przebywała w szpitalu, na paręnaście godzin potrafiła pozostawić go wraz z Steven'em zupełnie samych; także aktualnie liczyły się również czyny - zwłaszcza, iż Thornton nie należał do osobników, którzy będą bezczynnie czekać na powrót własnej żony. I to był właśnie ten czynnik, przez który zupełnie się nie rozumieli - a po czasie powoli zaczął przekształcać się w całkowite odizolowanie - nie poznawał siebie, jej ich i zamiast walczyć o to co przez tyle lat stworzyli, aktualnie nie widział szansy na wygraną. Więc pozwalał chłonąć się pozycji w jakiej oboje się znaleźli - akceptował ten stan rzeczy, zgadzając się na separację - a następnie zmierzenie się z nieuniknionym. - Nigdy nie wymagałem od Ciebie, abyś mówiła mi wszystko od razu. - za to ton Clive wydawał się spokojny - nie miał ochoty na kolejną kłótnie, walkę - „rozrywanie się na strzępy.” Szczerze to pragnął w spokoju, a najlepiej to w ciszy powrócić do domu. - Myślałem, że z żoną to się kocha... - wtrącił unosząc jedną brew wyżej, cóż pieprzyć mógłby zupełnie kogo innego, nieprawdaż? - Ale w porządku mów jak uważasz. - stwierdził, nieco mocniej zaciskając palce na kierownicy. - Źle mnie rozumiesz, Callie. - zresztą jak zwykle - w momencie patrzenia na małżonkę, neurochirurg powoli dostrzegał jaka wielka przepaść znalazła się pomiędzy nimi. Obserwował ją, jej wściekłość - sprzeczną interpretację jego słów, czy w tym przypadku rzeczywiście byli dla siebie stworzeni? Czy w chwili gdy przyszłość mężczyzny „roztrzaskała się na milion kawałków” stracili nie tylko wzajemne zrozumienie, ale także możliwość przeprowadzania normalnych rozmów? - To nie tak, że Ci nie wierzę, po prostu... - niestety, nie było mu dane dokończyć - bo w tej samej chwili drzwi od auta otworzyły się, aby chwilę później obecność Callie całkowicie zniknęła - pozostawiając za sobą tylko toń zapachu jej perfum.
Siedział przez kilkanaście sekund wpatrywał się w przednią szybę, w ten o to sposób widząc zmniejszającą się sylwetkę ukochanej - dwukrotnie uderzył obiema dłońmi w kierownicę, aby pewnym ruchem wysiąść z pojazdu. - Callie! - krzyknął za nią, ruszając szybszym krokiem. - Callie! - ponownie, tym razem głośniej. - Nie będą za Tobą biegł! - zatrzymał się, czując jak zimne krople deszczu spływają po jego skórze. - I to jest właśnie Twój problem! - nie zamierzał przestać, miał dość nieustającego obwiniania go o rozpad tego małżeństwa. - Ty nie potrafisz rozmawiać! Gdy powiem coś nie po Twojej myśli, histeryzujesz, płaczesz! Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko i jak mamy dojść do porozumienia, huh? Krzykami, nieustającą walką? Wiedziałaś, że to nie jest odpowiedni moment, jak sądziłaś, że zareaguję? Rzucimy się sobie w ramiona? Bo dziecko nas uratuję? Serio jesteś, aż tak naiwna? Gdzie podziała się rozsądna kobieta, w której się zakochałem? Wolisz obarczać mnie winą, zamiast przyznać, że jesteśmy... - skończeni - jednakże zdecydował się nie kończyć, patrzył na plecy szatynki - unosząc obie ręce, aby przejechać nimi po swej wykończonej twarzy. - Mam dość. - mruknął teraz o wiele ciszej, pozostając w jednym miejscu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Separacja nie była idealnym rozwiązaniem, ale kiedy do niej również dotarło, że na ten moment było jedyne sensowne rozwiązanie. Nie chciała by w ich domu rozbrzmiewały wieczne awantury i, żeby Steve widywał ciągle kłócących się rodziców. Chciała mu tego wszystkiego oszczędzić, dlatego też zdecydowała się na warunki przedstawione przez męża. Jednakże w tym wszystkim chciała zacząć podejmować choć minimalne próby naprawienia tego, co chyliło się już bardziej ku końcowi. Jednak dlaczego by nie dać im tej jeszcze jednej szansy? Rozumiała obawy swojego męża. Była przerażona jego diagnozą, tym co go spotkało. Każdego wieczoru miała ochotę rozbijać wszystkie kieliszki w ich domu, ale przecież to nie miało najmniejszego sensu. Czuła się w kropce - powinna rzucić również pracę i zostać przy nich? Oczywiście, że mogła bo wcale tu nie chodziło o pieniądze - w tej sytuacji akurat dogadali się wręcz perfekcyjnie. Za każdym razem miała okropne wyrzuty sumienia, że wychodziła na długie godziny do pracy W pracy wcale nie było łatwiej - zadręczała się, zastanawiając się czy sobie radzą. Wcale nie była w łatwiejszej sytuacji, nawet jeśli ta praca była w pewnym sensie ucieczką, w której samotnie próbowała toczyć walkę z słabościami. Tęskniła. Tęskniła za tym mężczyzną, którego pokochała jeszcze przed ślubem, który był pełen pasji. Podziwiała jego samozaparcie, chęć dążenia do perfekcji - to on ją w gruncie rzeczy tego nauczył. Oszlifował, a kiedy razem szli niemalże ramię w ramię nie żałowała ani chwili przy nim. Dlaczego teraz wszystko sypało się jak domek z kart?
- Żebyś potem mógł zarzucać mi kłamstwo? - zmarszczyła brwi, a drżące dłonie zaciskały się w pięści. W takich chwilach rozumiała jego irytację, wcale nie kazała mu się brać w garść. Jasne, że by tego chciała, ale doskonale go rozumiała. Clive doskonale wiedział, że nie potrafiła kłamać. Zawsze stawiała w tym małżeństwie na szczerość - próbę rozwikłania każdego sporu. Kiedyś potrafili ze sobą rozmawiać - pamiętała te czasy, jak wspólnie próbowali przeciwstawić się problemom. Ale teraz? Patrzyła na niego, rozjuszona. Dawno nie miała w sobie tyle sprzecznych emocji. Z jednej strony chciala temat zamknąć raz na zawsze, a z drugiej wiedziała, że nie jest to takie proste.
- Oczywiście, nigdy nic nie rozumiem. Clive, - wycedziła, czując, że jeśli szybko nie wyjdzie z tego auta, zrobi coś czego może później będzie żałować. Wymijali się już od dłuższego czasu. Przyzwalała na to i też czuła się temu wszystkiemu winna. Chłód jaki bił z jego strony był przygniatający, wręcz wbijał ją w fotel. - Tamtego wieczora nie wypiłbyś o tą jedną za dużo szklankę whiskey jeśli to miało być kochaniem - wywróciła oczami, bo wtedy, tamta noc była co prawda jedną z nielicznych kiedy się do siebie zbliżyli, ale Clive był jakiś inny. Nigdy wcześniej aż tak agresywnie się nie kochali. Ale nie to było teraz ważne. Nie chciała sobie przypominać tamtego razu, o którym chciała raczej zapomnieć.
W pewnym momencie nie mogąc już znieść ciężkiej atmosfery, której była prawdę mówiąc sama sobie winna. Trzaśnięcie drzwiami przyniosło jej dziwną ulgę, ale musiała się kawałek przejść. Nie miała najmniejszego planu - znajdowali się na jakimś pieprzonym pustkowiu. Zacisnęła oczy kiedy usłyszała w dźwiękach głośnych kropel deszczu swoje imię. Przez chwilę przyspieszyła, aż wreszcie zrezygnowała z tej nieudolnej ucieczki i wolno odwróciła się w jego stronę - Jestem taka wściekła Clive. Na samą siebie - wymamrotała, niechętnie musząc mu wreszcie przyznać rację. Po raz pierwszy. Ukryła na moment twarz w dłoniach by móc dać sobie kilka dłuższych sekund na pozbieranie myśli. - Chcę, żebyś tylko wiedział....że nie planowałam tego. Nie chciałam się mścić na tobie w ten sposób...w ogóle nie chciałam się mścić. Nie miałam pojęcia, że będę w tej cholernej ciąży. Przepraszam Clive...tak bardzo...nie wiem co teraz robić... - nie wiedziała skąd wzięła w sobie teraz siły by mu o tym teraz powiedzieć. Miał pieprzoną rację i musiała mu to wreszcie przyznać, nawet jeśli się tego bała. Zacisnęła mocno oczy kiedy nagle oślepiło ją i w pewnym momencie nie wiedziała co się dzieje - CLIVE, UWAŻAJ! - pisnęła gdy ciszę przerwał głośny klakson a ona odruchowo popchnęła męża w bezpieczną stronę. Świat przez krótki moment zawirował jej ale istotne było to, że chyba zdążyli uniknąć najgorszego. Klatka piersiowa unosiła się w jej szaleńczym tempie - Clive? - zapytała drżącym głosem, podnosząc się powoli z kolan, próbując wyłapać gdzie znajdował się jej mąż.
Obrazek
And here I stand in the shadows of<br> the ones that you chose over me -
a thousand tries with one goodbye

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Małżeństwa nie rozpadają się tak nagle; rozpoczyna się od małych (lecz istotnych!!) czynników, które powoli wprowadzają pomiędzy partnerów „zarazę” pchającą ich ku końcowi. Niedomówienia, brak porozumienia - oschłość, niepewność - aż ostatecznie niechęć, czy to do prowadzenia wspólnej konwersacji, czy również przebywania ze sobą sam-na-sam. Oczywiście, to nie tak że Clive planował odsunięcie się od żony - odizolowanie kobiety od własnych problemów - właściwie to pragnął, aby przy nim była, choć jednocześnie stwarzał wrażenie wiecznie oziębłego. A czy w takiej sytuacji, można mu się dziwić? Stracił jedną z najważniejszych aspektów jego egzystencji - możliwość do wykonywania zawodu. A kochał to robić; uwielbiał po kilkanaście godzin stać przy stole operacyjnym - wiedząc, że może uratować komuś życie, równocześnie podejmując te ryzyko gdyby jednak mu się nie udało. Był stworzony, aby leczyć - nadawał się perfekcyjnie, każdy ruch ręką lekarza - posiadał nieokiełznaną moc. A teraz? Spadł. Upadał na najniższy szczebel swojej własnej wartości - nie miał pojęcia w którą stronę powinien się kierować, aby choć przez chwilę poczuć szczęście i mogłoby się wydawać, że to Calliope miała stać się „światełkiem w tunelu” chirurga, aczkolwiek swoją chęcią pomocy, próbą dotarcia do mężczyzny - ten kierunek uległ zmianie. Raczej wyglądało to w sposób odpychający - albowiem, wstydził się rozmawiać z nią na ten temat, jednocześnie (niezależnie jak to samolubnie zabrzmi) zazdrościł lekarce, że ona nadal ma możliwość powrotu. Bezproblemowo może przyjmować na siebie dyżury - spędzać czas w miejscu, które niegdyś Thornton nazywał „drugim domem.” Okrutne. Niesprawiedliwe. Bezczelne, ale czy Clive kiedykolwiek twierdził, że jest dobrym człowiekiem? - Nie bądź śmieszna. - z ust mężczyzny, podobnie jak z ukochanej wydobył się niezbyt przyjemny odgłos. Czy kiedykolwiek „zarzucał” szatynce kłamstwo? Jakimś zachowaniem sprawił, że poczuła się jakby ją sprawdzał? Wręcz przeciwnie - uważał Callie za jedną z najbardziej szczerych ludzi w swoim otoczeniu. Może po prostu nie potrafił tego okazać? - O co Ci teraz kurwa chodzi? - odrzekł, obracając łepetynę w stronę małżonki, by obrzucić jej sylwetkę błękitnymi tęczówkami - przesunął po niej dwukrotnie, powracając zaraz do oczu. - Wiesz, że jestem już troszeczkę zmęczony Twoim wiecznym „czepianiem się o szczegóły?” - w porządku ta wspólna noc kilka miesięcy wstecz mogła nie należeć do najprzyjemniejszych, lecz z drugiej strony. Calliope najpierw narzekała na brak współżycia cielesnego, a aktualnie? Na to, że raz dali się ponieść? I kto był w tym momencie sprzeczny?
Stojąc w jednym miejscu - czując jak zimne krople deszczu spływają po jego skórze, obserwował - krzyżując ramiona (dzięki temu przynajmniej nie widział coraz to bardziej drżących dłoni) i słuchał; pierwszy raz od dawna pozwolił jej mówić - nie wcinał się, wysłuchiwał każdego słowa, unosząc podbródek wyżej. - Czego Ty chcesz? - z pomiędzy warg wysunęło się głośne westchnięcie, jeszcze raz odetchnął. - Za co Ty mnie przepraszasz? - dodał, robiąc jeden krok ku ciemnowłosej. - Po prostu jesteś nieodpowiedzialna. - nie mieli w planach kolejnego dziecka - Clive nie czuł się na siłach, by zostać ojcem. - Nie mam pojęcia jak to będzie wyglądać, Callie, ponieważ... - nie zdążył dokończyć, bo nagle odczuł mocne uderzenie na swej klatce piersiowej, dzięki temu cofnął się kilka kroków dopiero teraz dostrzegając nadjeżdżający pojazd. - Nic mi nie jest! - rzucił, szybszym krokiem podchodząc do kobiety, a na jej ramieniu ułożył dłoń. - A Ty? Jak się czujesz? - mruknął, przesuwając palcami wyżej - aż do jej policzka. - Wracamy do szpitala, powinni zrobić Ci badania. - to nie była prośba, a rozkaz - ponieważ pomimo wszystko zdrowie matki jego dziecka (a teraz dwóch!!!) było najważniejsze. Nie czekając na sprzeciw - podniósł ją zanosząc do samochodu, sam wsiadł od strony kierowcy odjeżdżając.

/ztx2

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”