WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
John… Anton – wciąż nie mogła przyzwyczaić się do zmiany imienia – wrócił. Niczym senna mara, ujawnił się na eleganckiej kolacji przedślubnej w Silver, przystrojony w czarny garnitur i koloratkę. Spotkanie mężczyzny, do którego miłość niegdyś wypełniała każdy zakamarek langfordowego serca, w roli duchownego udzielającego ślubu przyjaciółce, było dziwne. Przysporzyło projektantce podwyższonego tętna i okropnego bólu głowy, kiedy na drugi dzień zorientowała się, że wypiła o jeden czy dwa kieliszki wina za dużo.
A potem nadszedł dzień wesela. I zakazany owoc na tyłach namiotu, w postaci namiętnego pocałunku. Niespodziewanego. Wyczekiwanego przez niespełna dziewięć lat. Takiego, który nigdy nie powinien mieć miejsca.
Nikomu nie mówiła o tych wydarzeniach. Dzielenie się podobnymi z rozterkami z Jasonem (bo to właśnie jego siłą rzeczy widywała najczęściej) byłoby zwyczajnie niezręczne, szczególnie po wieczorze spędzonym w biurze z butelką szampana. Z Loganem i resztą nie miała okazji się zobaczyć. Ale Pola musiała się dowiedzieć. Weterynarz jako jedyna poznała Blackbirda i doskonale wiedziała, kim był dla C. Trwała ku jej boku, kiedy szatyn wyjechał, a ona zabierała rzeczy zgromadzone w jego mieszkaniu. Była najlepszą przyjaciółką, jaką mogła sobie wyobrazić; swojego rodzaju ostoją. Dlatego właśnie do jej drzwi zadzwoniła dzwonkiem, aby sekundę później oznajmić swoją obecność również mocnym pukaniem.
– Za długo się nie widziałyśmy – pełne wargi Carol wygięły się w uśmiechu, kiedy ściskała drobne ciało Hudson. Weszła do środka, gdzieś po drodze zostawiając torebkę i przeszła do kuchni. Na blacie postawiła dwie butelki białego, słodkiego wina – takie lubiły najbardziej. – Co słychać? – w szufladzie sama wyszukała korkociąg i marszcząc brwi, wzięła się za otwieranie.
-
Australia powitała ją ciepłem, a Afryka podtrzymała to ukojenie, w jakim tkwiła z dala od swoich problemów, od błędów przeszłości, od prawdy. Teraz chłodne Seattle choć zaczynało zaskakiwać jesienną aurą i zmieniającymi się kolorami za oknem, atakowało również chłodem i deszczem, pomalutku dołujące i przyłączając blask panny Hudson, który był wszakże jej znakiem rozpoznawczym. Wiecznie uśmiechnięta, spoglądająca na świat przez różowe okulary, wręcz nie do złamania kobieta o złotym sercu, która każdemu uchyliły rąbka nieba, gdyby miała takie możliwości. Miłośniczka dobrej kuchni, domowych wypieków, którymi zaskakiwała każdego przyjaciela w najbardziej podłe dni, miłośniczka zwierząt, próbująca znaleźć dom każdemu potrzebującemu czworonogowi w Seattle i pielęgniarka, która puka do drzwi z podręczną apteczką i gorącą zupą. Powoli przygasała i tylko wino zdawało się ratować całą parszywą sytuacją. Tego wieczoru zalśni blask w jej oczach, co z tego, że będzie on raczej pijacki i niekoniecznie pozytywny, kiedy przyjdzie jej o poranku zmagać się z kacem.
— Tak się cieszę, że tu jesteś. Potrzebuję tego wina, potrzebuję ciebie… nie chcę zabrzmieć egoistycznie, ale liczę na jakieś rozterki z twojej strony, może dzięki nim poczuje się nieco lepiej — a no i nie można zapominać o tym, że pomimo wizji idealnego świata, którą zamykała w pięknych słowach potrafiła też być szczera i wprost mówiła co myśli, a teraz całkowicie poważnie uważała, że uczuciowe problemy przyjaciółki mogą sprawić, że poczuje się nieco lepiej.
Wyciągnęła dwa niemałe kieliszki na wino i postawiła przed Carol, gdy już uporała się z otwarciem butelki wina.
— Co słychać?
-
– Hudson, boję się – zmarszczyła brwi, kiedy w powietrzu zawisło niewiadomego pochodzenia napięcie. Kto, jak kto, ale ona zawsze była dobrze zorganizowaną osobą. Nigdy nie dopuściłaby do przedawnienia prawa jazdy czy przekroczenia prędkości w miejscu, w którym jest duże prawdopodobieństwo złapania przez mundurowych. – Ile ci wlepili? – wszyscy wiedzieli, że amerykańska policja przykłada do wykroczeń o wiele większą wagę niż ta w Europie – nie ma tu miejsca na prośby i ładny uśmiech.
– Ja też się cieszę! Przecież wiesz, że spotkania z tobą są jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, które robię w życiu – zafalowała brwiami w akcie ogólnego rozbawienia, ale już po chwili wróciła do poważniejszej miny; zdecydowanie bardziej odpowiadającej sytuacji. – Oj, nie. Nie zmienisz tak szybko tematu – łokieć położyła na oparciu i odwróciła ciało w stronę szatynki. Gdy z kimś rozmawiała, zawsze musiała widzieć całą sylwetkę tej osoby. W dłoni wciąż dzierżyła kieliszek wina, który teraz przechyliła w stronę ust. Sama bardziej przepadała za półwytrawnymi wariantami, ale specjalnie dla Poli kupiła słodkie. – Mów, co się dzieje, bo naprawdę się zmartwiłam – sama miała jej sporo do opowiedzenia, ale tym razem chciała, aby to przyjaciółka otworzyła się pierwsza. – Obiecuję, że jak się wygadasz, to opowiem ci coś, czego w życiu byś się nie spodziewała – odparła zgodnie z prawdą, pozwalając sobie na delikatny uśmiech. Pojawił się nie ze względu na rychłe plotkowanie, a wspomnienie o nim. O Johnie. Jej Johnie. Widać, że uwielbia to imię, prawda? Widać, że myśli o nim w każdej sekundzie dnia, tak jakby nigdy nie rozstali się przeszło dziewięć lat temu. Kos był uzależniający. Jedyny w swoim rodzaju, bo nikt inny tak na nią nie działał. Jego godnym zastępcą miał być Aidan, jednak teraz, z perspektywy czasu, zaczęła uważać, że były mąż był fazą. Kochała go, ale nigdy nie w ten sam sposób.
Podkurczyła kolana pod klatkę piersiową i wlepiła wyczekujące spojrzenie w panią weterynarz.
-
-
– Życie na ogół jest skomplikowane, P. – mimowolnie rozłożyła ramiona w akcie bezradności, bo choć chciała zrobić wszystko, aby przyjaciółka poczuła się lepiej, już teraz wiedziała, że pewne rzeczy wymagają po prostu czasu. Czas leczy rany było jednym z najprawdziwszych powiedzeń, jakie słyszała. Cierpliwość pozostawała zaś cnotą potrafiącą wyciągnąć z największego bagna. Przekonała się o tym na własnej skórze, gdy Aidan postanowił zaprzeczyć wszystkiemu i kategorycznie nie zgadzał się na rozwód z orzeczeniem o winie.
Położyła dłoń na ramieniu szatynki – gest miał ją uspokoić i podnieść na duchu. – Wiem. Ale będzie lepiej – umówiliśmy się już, że panna Langford nie radziła sobie najlepiej ze śmiercią. Zupełnie nie potrafiła utożsamić się z osobą, która straciła kogoś bliskiego, bo jej nigdy nie przydarzyła się podobna tragedia. Rodzice wciąż żyli, podobnie Mamie. Doświadczyła odejścia, ale nie tego permanentnego, nieodwracalnego. Do tej pory los nie ukarał jej jedną z najgorszych kar; spoglądaniem na trumnę powoli chowaną pod ziemię. – A Veronica da sobie radę. Zawsze dawała, prawda? Pomyśl sobie, że jeżeli miałaby się przydarzyć jej krzywda, to już by się to stało. Ona umie o siebie zadbać – faktycznie, profesja detektywa w wydziale zabójstw niewątpliwie niosła za sobą ogromne ryzyko i potencjalne konsekwencje. Zresztą, praca w jakichkolwiek organach ścigania mogła prowadzić do poważnych uszczerbków na zdrowiu. Polę i Caro otaczało wyjątkowo dużo osób, które codziennie narażały życie; Veronica, Ryder, Dex. No właśnie… Dex. – Iiii? – próbowała zachować kamienną twarz, bo było to nie lada wydarzenie. Hudson doskonale wiedziała, w jakich relacjach pozostawali Langford i Sherwood, ale rozmawiały o tym wyjątkowo rzadko. Nic dziwnego – temat nie był łatwy głównie przez spontaniczną i wyjątkowo nieprzemyślaną decyzję weterynarz, która złamała Dexterowi serce. I choć zawsze starała się wspierać przyjaciółkę, w tej jednej sprawie nie umiała przyznać jej całkowitej racji. – Jak poszło? Jak… Jak się z tym czujesz? – schodzenie na podobne tematy wymagało alkoholu, dlatego zwinnie przychyliła kieliszek z wina ku pełnym wargom i wypiła kilka łyków. – Well… – wlepiwszy spojrzenie zielonych tęczówek w Huson, przygryzła dolną wargę. – Jest coś, o czym ci jeszcze nie mówiłam – i co ciągnie się od miesiąca. Albo dłużej. – Ale… Wpadłam na Johna – odłożyła szkło na stolik i podkurczyła kolana pod brodę. Czy powinna kontynuować? Przyznać się do łapania płytkich oddechów między jednym a drugim pocałunkiem z duchownym? Przyjemnego ciepła rozlewającego się w podbrzuszu na samą myśl o jego dotyku? Przyspieszonego bicia serca, gdy tylko pojawia się tuż obok? – Jest księdzem. Ale pewnie już o tym wiesz – temat tabu. Nie rozmawiały o Kosie przez wiele lat, chyba że C. pod wpływem alkoholu wracała do studenckich wspomnień i wielkiej miłości.
-
— W dzikiej afryce było inaczej — odparła dając tym samym cichy przekaz o swoich rozmyśleniach dotyczących powrotu w tamte strony. Niejednokrotnie ta myśl w nią uderzała i choć chciałaby się jej pozbyć, nie potrafiła. To jednak nie zmieniało faktu, że rzeczywistość odnalazła ją nawet pośród dzikich kotów. Chciała też wierzyć w to, że czas leczy rany, ale nieustannie zadawała sobie pytanie dlaczego wciąż czuje ten rozrywający ból, który nie chce ustąpić? Zamieszkał w niej, tlił się gdzieś głęboko i nieustannie o sobie przypominał. — Naprawdę chcę w to wierzyć — przytaknęła szczerze czując kojącą dłoń na swoim ramieniu - paradoksalnie spoczywając na nim odejmowała ciężar jaki Hudson w sobie dźwigała. — A Veronika nie ma innego wyjścia. Jeśli da ciała to to musi się liczyć nie tylko ze swoją tragedią, ale i moją bo nie wiem czy będę w stanie przeżyć jeszcze coś takiego — chyba nie zdawała sobie sprawy z tego jak niepokojąco mogło to zabrzmieć. Jakby już planowała z zapasem swoje samobójstwo na wypadek śmierci siostry, z drugiej strony mówiła co czuje nie zdając sobie z tego sprawy.
— Iiii… — zacięła się nie wiedząc co powiedzieć. Wciąż szok towarzyszył jej na myśl o tamtym spotkaniu. — Poszło dziwnie… — zacięła się kiwajac głową z lekkim niedowierzaniem — dziwnie dobrze — a w głosie rozbrzmiał ból, który zupełnie nie pasował do słów które padły. To jednak nie powinno nikogo dziwić, bo odczuwała go jeszcze mocniej uświadamiając sobie jak wielki błąd popełniła zostawiając Dextera. — Naprawdę było zupełnie inaczej niż się spodziewałam, dlatego czuję się jeszcze gorzej. Liczyłam, że wykrzyczy z siebie wszystko, że wyzna jak bardzo mnie nienawidzi i jak zniszczyłam mu życie, a on… on na koniec dał mi do zrozumienia, że chciałby być jeszcze gotowy na jakąś konfrontację ze mną — z każdym słowem wzrastał poziom niedowierzania panoszącego się w jej tonie. Musiała to przepić łykiem wina i przygotować się na informacje jaką szykowała dla niej przyjaciółka, w końcu umawiały się, że coś za coś.
— Zamieniam się w słuch — przytaknęła ponownie nabierając wina w usta. Nie spodziewała się jednak, że wyląduje ona na jej ubraniu, kiedy z niedowierzaniem parsknęła wytrzeszczają oczy w stronę Carol. — Przepraszam. Tak wiem. Ant… John jest księdzem — przytaknęła nie bardzo wiedząc jak się zachować, bo zaskakiwać potrafił (jak widać) nie tylko Dexter, ale i ona wkraczając na grunt, który od lat był oznaczony hasztagiem #tabu. Nauczyła się milczeć na jego temat w jej obecności i wgryzło się w nią to na tyle mocno, że teraz choć myśli cisnęły się na usta to i tak nie potrafiły rozbrzmieć w formie słów. Dlatego też powtórzyła wcześniejsze: — Iiii? — wpatrując się w nią z zaciekawieniem, ale i troską. Dobrze wiedziała jak wiele przeżyła po rozstaniu z nim. — Jak się z tym czujesz? — to również było pytanie z rodzaju tych bezpiecznych, ale naprawdę chciała wiedzieć jak się czuła.