WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Artem pomimo tego, że mieszkał w Seattle od dziecka to nie zawsze wiedział jak kierować się po mieście, aby dotrzeć w docelowe miejsce. Wielokrotnie błądził, szukał i zwiedzał miasto mając do przejścia dwa kilometry tylko po to, by wylądować w zupełnie innym punkcie niż miał w planach. To była jedna z kilku jego wad, która będzie się za nim ciągnęła chyba całe życie. Często uruchamiał GPS, by móc się poruszać, ale próbował też dochodzić na własną rękę, by w końcu nauczyć się, że charakterystyczny budynek to jego odskocznia od dalszej trasy... No cóż, charakterystyczne budynki w Seattle to jak igła w stogu siana, a przynajmniej tak mu się wydawało. Mylił je, nie był w stanie zapamiętać co gdzie leży, więc pozostały mu dwie opcje - albo błądzić całe życie albo wszędzie włączać GPS. Co wybrał dzisiaj?
-Nie mam pojęcia [...] Wiem, skręciłem za pomnikiem w lewo, bo go zauważyłem, ale na całej prostej nie było księgarni [...] Nie, to nie to, że jestem głupi [...] Nie pomagasz mi, wiesz? [...] Nie wiem, nie ma oznaczeń na budynkach [...] No, mieć taką siostrę to naprawdę skarb [...] Przypomnę tylko o Twoich zachwaniach nastrojów, które są [...] Ale dlaczego od razu krzyczysz? Zachowujesz się jak wariatka [...] Sam znajdę, a Ty się nie denerwuj na mnie tylko przyjdź po tabsy w końcu, wyleczę Cię [...] No, no, wiem, że nie jesteś chora, tak. - rozłączył się, bo jego rozmowy z siostrą zawsze tak wyglądały. Jakoże nie znał się na żartach to mówił całkiem poważnie. Miał w sobie coś, co podpowiadało mu, że jego siostra potrzebuje hospitalizacji na tle psychicznym i bardzo chciał jej pomóc, ale jak widać nie miał możliwości, nie chciała. Co by nie było na własną rękę musiał znaleźć ksiegarnie, ale nie tą, która odznaczała się w zasięgu wzroku. Potrzebował kilku specjalnych książek z uwagi na swoje ostatnie zainteresowanie problemami nastolatków, które o ile wcześniej nie wydawały się być jego brożką oraz zainteresowaniem, o tyle teraz stawały się dla niego istotne. Westchnął, po czym zacisnął szczękę i wszedł do Seattle Mystery Bookshop.
-Dzień dobry - przywitał się rozglądając po wnętrzu. Przyjemny klimat, kameralnie, ale czysto. Wszystko wydawało się mieć tu swoje miejsce, a od wejścia czuć było atmosferę spokojną, charakterystyczną dla bibliotek, księgarni. Przykuł wzrok do mężczyzny przy jednym z regałów. Pozwolił sobie podejść bliżej poprawiając okulary. -Czy znajdę u Pana książki z dziedziny psychologii młodzieży? - wsunął dłonie do kieszeni spodni nie spuszczając wzroku z pracownika w oczekiwaniu na odpowiedź.
-
Idąc wzdłuż długiej szafy, przesuwał palcami po nieco zakurzonych wolumenach. Z zamyślenia wyrwał go dopiero dzwoneczek, który dzwonił za każdym razem, gdy ktoś nowy wchodził do pomieszczenia. Kątem oka dostrzegł szatynkę powolnym krokiem przechadzającą się wśród półek z książkami. Zlustrował ją wzrokiem, ledwie zauważalnie marszcząc przy tym brwi, po czym kąciki ust mężczyzny nieznacznie powędrowały ku górze. Zmieniła się. Szybko stwierdził, że do twarzy jej w dłuższych włosach i grzywką. – Kogoś mi przypominasz, wiesz? – rzucił, niby nonszalancko i podszedł bliżej kobiety, z opasłym tomiskiem w dłoni. – Czytałem o twoim powrocie do miasta na portalach plotkarskich – Seattle nie było małym miasteczkiem, więc niełatwo było zupełnie przypadkowo trafić na kogoś znajomego. Minęło wiele czasu od momentu, w którym widzieli się po raz ostatni, więc nie był pewny, czy będzie go pamiętała. Ba, on sam zapewne nie poznałaby jej tak szybko, gdyby nie fakt, że czytał jej książki i zapamiętał rysy twarzy ze zdjęć na okładce. – Zostajesz na stałe? – zapytał, opierając się o półkę i wlepiając wzrok w starą znajomą.
-
Jak mógł tak kłamać? Przecież tego nie dało się nawet nazwać nagięciem rzeczywistości – pisarz opowiadał w telewizji wyssaną z palca historię, poprzez którą zdobył serca amerykanów. Nie zdziwiłaby się, gdyby jego powieści nagle znalazły się na szczycie bestellerów New York Timesa. Może powinna zgłosił się po swój procent?
Tak czy siak, nie zamierzała zostawić sprawy wiszącej w powietrzu. Musiała się skonfrontować z brunetem, ale problem polegał na tym, że nigdy nie wymienili się kontaktem. Pisanie na Instagramie od razu wydawało się być złym pomysłem, bo jego skrzynka niewątpliwie była zawalona wiadomościami od fanów. I wtedy zobaczyła plakat wywieszony na witrynie księgarni nieopodal Smalls.
Uwaga! Już niedługo możecie Państwo spotkać się z Robertem Brownem… – najwidoczniej tuż przed festiwalem wydał nową książkę, a teraz rozpoczął akcję promocyjną. Cóż za zbieg okoliczności, prawda? Spojrzała na telefon, stwierdzając z niemałą satysfakcją, że została niecała godzina do wydarzenia. W kolejce przed księgarnią zaczęli ustawiać się pierwsi goście, więc i ona zajęła swoje miejsce. Gdy Kiarze udało dostać się do środka, złapała jedną z kopii i usiadła na plastikowym krzesełku w drugim rzędzie. Po kilku minutach brunet pojawił się na malutkiej – pewnie zamontowanej specjalnie na to wydarzenie – scenie. Fernsby zogniskowała na nim spojrzenie zielonych tęczówek, a potem uśmiechnęła się; uroczo, zbyt uroczo. Musiał ją zobaczyć.
-
-
Błękitne ślepia nie opuszczały twarzy bruneta. Wpatrywała się w niego intensywnie, wciąż racząc go uroczym uśmiechem. W pewnym momencie uniosła rękę do góry. Właściciel księgarni kiwnął w jej stronę głową, a wtedy Kiara zaczęła mówić.
– Kiedy będzie można zadawać pytania? Pan Brown jest wizjonerem wyprzedzającym nasze czasy i nie mogę się doczekać – głos miała spokojny, zabarwiony cukierkowatością, jak na miłą i nieszkodliwą blondynkę przystało. W oczekiwaniu na odpowiedzi, założyła nogę na nogę, tym samym uwydatniając zgrabne kończyny. – Wszystko w porządku, panie Brown? – z udawanym zmartwieniem zmarszczyła brwi i wygięła wargi w podkowę, bowiem Robert uciekał wzrokiem do każdego, możliwego wyjścia z księgarni; dlaczego? Przecież Kiara nic mu nie zrobi.
-
Wtedy kobieta się odezwała, a serce Roberta na moment się zatrzymało. Zerknął na właściciela księgarni, po czym uniósł dłoń w uspokajającym geście. Jego ciało zdawało się mimo wszystko wiedzieć co ma robić, nawet jeśli umysł zawodził.
— Wszyscy się pewnie nie mogą doczekać, ale dzisiejsze spotkanie będzie wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju, bo to ja będę zadawał pytanie wam, bo dzięki wam wszyscy możemy tu teraz być — odparł z zawadiackim, pewnym siebie uśmiechem, podczas gdy w środku czuł się jak homar wrzucony do wrzątku. — Tak więc zacznijmy od początku. To ja zapytam was… czy wszystko u was w porządku? Wszyscy razem…
Kiedy w księgarni zrobił się harmider i fanki zaczęły się przekrzykiwać, Robert na poważnie pomyślał o planie ewakuacyjnym. “Kiara nic mu nie zrobi”, jakoś nie był tego pewny. Tym bardziej, że jakaś jego część naprawde wierzyła, że to ona spowodowała te wszystkie pechowe wydarzenia po programie “u Ellen”, świadomie czy też nie. W końcu odrobinę wierzył w to, że myśli i intencje mają moc sprawczą.
— Ustawcie się w kolejce, a ja podpisze wam książki i odpowiem na jedno pytanie, które będziecie mogli zadać mi prawie w cztery oczy — zachęcił znajdujących się w środku ludzi. Tym sposobem kupi sobie trochę czasu, bo najgorliwsi fani na pewno stratują resztę, chcąc ustawić się jako pierwsi.
-
Ani na moment nie spuściła z niego wzroku. Uporczywie ogniskowała spojrzenie zielonych tęczówek na pisarzu. Czasem tylko zjeżdżała nieco niżej, zastanawiając się, gdzie najlepiej mu przyłożyć. Fernsby z natury nie była agresywną osobą, ale gdy ktoś robił z niej pośmiewisko – a tak się czuł – to nie umiała zostawić sprawy w spokoju. Musiała w jakiś sposób odzyskać swoją godność, a jeżeli rozmowa nie załatwi sprawy…
W dłoniach wciąż ściskała książkę, którą wcześniej zdjęła z półki. Ciekawe, czy rzeczywiście była warta tracenia na nią czasu. Pewnie, w tej całej złości, jaką do niego żywiła, sprawdzi to po powrocie do domu. Nie zamierzała wymagać od bruneta wiele – jedynie przyznania się do winy. Internauci niewątpliwie stworzą kilka memów, Ellen przeprosi widzów, pewnie znajdzie się kilkoro chętnych do demonstracyjnego spalenia dzieł Browna, ale na tym się skończy. Po miesiącu już nikt nie będzie pamiętał o kłamstwie, a K. w końcu zdobędzie upragniony spokój.
Zmarszczyła brwi, gdy usłyszała głupoty wydostające się z ust bruneta. Idiota. Założywszy nogę na nogę, stuknęła paznokciem o tarczę zegarka zapiętego na lewym nadgarstku. Pokazywała brunetowi, że kończy mu się czas. Albo przejdą do konkretów, ale zrobi tu inbę na miarę trzeciej wojny światowej. Gdy więc wspomniał o ustawianiu się w kolejce, blondynka z uprzejmości przepuściła kilka kobiet, które na spotkanie z całą pewnością założyły pampersy. Była coraz bliżej i bliżej. Aż w końcu nastała jej kolej.
– Dla Kiary – zaczęła, ułożywszy książkę przed autorem. – Myślę nad dedykacją… Może coś w rodzaju „dla Kiary, przepraszam za obrzydliwe kłamstwa, które wygaduję od kilku tygodni?”. Albo „dla Kiary, jestem debilem”? Sama nie wiem, która lepiej się sprawdzi. Jakieś pomysły? – kolejny uroczy uśmiech i zatrzepotanie sarnimi rzęsami. – Co ty odwalasz? – dodała już ciszej, pochylając się mężczyzną.
-
Widział jej spojrzenie, to spojrzenie i podejrzewał, że może chcieć zrobić mu krzywdę. Może przyłoży mu książką jego autorstwa prosto w szczękę albo rozbije wazon na głowie? Mógłby wtedy udawać utratę pamięci, co byłoby mu na rękę. Chyba, że faktycznie by ją stracił, wtedy nie byłoby to nic pożytecznego, chociaż miałby to wtedy tam gdzie słońce nie dociera, bo i tak nic by nie pamiętał.
Nie mógł przyznać się do kłamstwa, bo zwyczajnie obawiał się, że wywoła to pożar którego już nikt i nic nie ugasi. Obawiał się nie tylko memów, ale i utraty fanów oraz kontraktów, dzięki którym mógł pozwolić sobie na rozkoszne życie pączka w maśle. Praca, którą wykonywał była bańką, chroniąca go przed przed nieszczęściem kryjącym się w harówce za grosze, w miejscu, którego nienawidzisz. Jak widać nie chroniła go przed Kiarą, ale to może jakoś przeżyje. W grę wchodziło zbyt wiele, zbyt wiele aby mógł pozwolić sobie na postawienie wszystkiego na szali. Za duże ryzyko, a on był tchórzem.
Im blondynka była bliżej, tym bardziej czuł, że nie zniesie tej presji. Był w potrzasku i jedyne o czym teraz marzył to… o wizycie w toalecie.
— Dla Kiary, przepraszam za nieprzespane noce pełne wrażeń — powiedział głośno, z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Chyba powieka zaczynała mu drżeć z nerwów, ale nie przestawał się uśmiechać. Podpisał się krzywo na egzemplarzu powieści należących do kobiety, nawet nie patrząc co dokładnie robi.
— Chwila przerwy — zawołał i czmychnął do toalety na zapleczu, aby stanąć pod ścianą, przyciskając pięści do ust. Pęcherz krzyczał, ale nie dałby teraz rady nic z siebie wykrzesać. Zerknął na okno i zmarszczył lekko brwi. Po kilku minutach zwisał, przewieszony przez framugę i zsuwał się, przybliżając do kontenera pełnego worków na śmieci. Raz się żyje? Oby nie było tam szkieł, czy innych ostrych przedmiotów. Lądowanie było miękkie, ale zapach nie wróżył nic dobrego.
-
Tchórz.
Wzrokiem odprowadziła jego sylwetkę, a następnie przystanęła blisko drzwi do zaplecza. Odczekała minutę, dwie, a gdy nadal nie wychodził, zmarszczyła brwi. Gdzie on był? Ile zajmowało załatwienie się? Czy on… Uciekł? Pędem rzuciła się między półkami i przycisnąwszy książkę do piersi, wybiegła na ulicę. Rozejrzała się to w prawo, to w lewo, ale nigdzie go nie widziała. Nie mogła sobie pozwolić na stracenie takiej okazji. Nie posiadała jego numeru telefonu, nie wiedziała, gdzie mieszka, a przecież ma inne rzeczy do roboty niż wyczekiwanie na pisarza podczas spotkań z fanami. Chciała załatwić to tu i teraz, a on po prostu zwiał. Nie wierzyła własnym oczom.
I wtedy go zobaczyła.
Wychodził z bocznej uliczki, oblepiony resztkami niewiadomego pochodzenia. Chyba wydawało mu się, że jest niewidzialny. Nic bardziej mylnego. Fernsby dziarskim krokiem skierowała się w jego stronę i złapała go za ramię, czego automatycznie zaczęła żałować. Strzepnęła brud z dłoni, po czym skrzyżowała ramiona na piersi. – Czy masz pojęcie, jak bardzo utrudniłeś mi życie? Ludzie bez przerwy zawracają mi tyłek, zaczepiają na ulicy, w pracy i pytają, czy jestem tą dziewczyną od Roberta Browna – brwi powędrowały ku górze, a gdy chciał coś powiedzieć, pogroziła mu palcem wskazującym. – A dobrze wiemy, że nie jestem, przynajmniej nie w takim sensie, jak im się wydaje. Wymień mi proszę jedną rzecz, która mogłaby mnie powstrzymać przed pójściem z tym do mediów – a była na to gotowa. Od tygodni dostawała prośby o udzielenie wywiadów i cierpliwość blondynki się zwyczajnie się skończyła.
-
Wyszedł z bocznej uliczki i odbił w lewo, aby nie przechodzić przed księgarnią, gdzie mógłby zostać przez kogoś zauważony. W pewnym momencie poczuł dłoń na ramieniu, akurat w miejscu, w którym znajdowała się zużyta torebka herbaty. Pewnie przykleiła się blondynie do ręki, co brunet pewnie uznałby za zabawne, gdyby nie powaga i dramatyzm sytuacji, w której się znajdowali. Podskoczył wystraszony i obejrzał się, a widząc wiedźmę, serce podskoczyło mu do gardła. Jak ona się tu tak szybko znalazła? Biegła? Teleportowała się?
Wyglądał na wystraszonego, zaskoczonego i spiętego jednocześnie. Zrobił krok do tyłu, ale nie uciekł, bo to byłoby za bardzo wstydliwe, nawet dla niego. Postanowił pozbierać się nieco psychicznie i wyrzucić z głowy obraz Kiary lecącej na miotle, ubranej jedynie w fartuszek sprzątaczki. Zauważył, że ma skorupki na ramionach i pospiesznie je z siebie zrzucił.
— Słuchaj, no wybacz, że tak wyszło. Czy odrobina sławy to naprawde takie złe doświadczenie? — spytał, po czym zacisnął zęby, zdając sobie sprawę, że to chyba bardzo zły argument w tej sytuacji. — Przepraszam, nie to miałem na myśli. Na festiwalu nie wyszło najlepiej, ale stało się, ok? Mi też nie jest z tym obecnie łatwo, ale nie potrafię tego odkręcić i teraz nawet już nie chcę. Niedawno pochowałem brata, odwiedziłem grób córki, a teraz jest jeszcze ta wariatka, która zna mój adres i pisze jakieś miłosno prześladowcze brednie — wyrzucił z siebie na jednym wydechu, po czym nabrał powietrza, aby odetchnąć i zrobić krótką przerwę w przemowie. — Więc tak, nie chcę tego odkręcać, bo łatwiej jest tego nie robić. Wybacz, że chcę po prostu chociaż jedną rzecz załatwić bez stresu i skandalu — dodał, wyrzucając z siebie wszystko, co go ostatnio męczyło. Jeszcze nikomu się do tej pory w ten sposób nie spowiadał, ale czy to ją w ogóle obchodziło? Był pewny, że ani trochę, ale przynajmniej w końcu miał to z głowy.
-
Jednak, jak mogła być na niego zła po tym, co powiedział? Mina zbitego psa, smutny głos i ciuchy oblepione śmieciami przedstawiały obraz zmizerniałego pisarzyny, nie działającego z premedytacją oszusta. Ewidentnie czuł wobec niej dziwny rodzaj respektu albo był dobrym aktorem. K. stawiała na pierwszą opcję, bo już na festiwalu pomyślała, że wygląda wyjątkowo niewinnie i miło. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w bruneta, a w międzyczasie zmarszczyła brwi, zwilżyła wargi, aby ostatecznie uraczyć go ostentacyjnym westchnięciem.
– Dobrze, wygrałeś – skrzyżowała ramiona na piersi i wywróciła niebieskimi oczętami. – Nie jestem taką zołzą, za jaką pewnie mnie masz, ale… To było nie fair. Nie powinieneś wygadywać takich bzdur i zupełnie nie przemyślałeś, w jakiej sytuacji to stawia mnie. Nie żartowałam, ludzie naprawdę nie dają mi spokoju i jestem tym strasznie zmęczona – minę miała śmiertelnie poważną. – Zależy, czy ktoś chce odrobinę sławy. Ja nie chcę, przynajmniej nie takiej – oparła się murowaną ścianę i pokręciła głową. – Przykro mi z powodu twojego brata i… Córki? – bardziej zapytała, niż stwierdziła, bo w krótkim czasie nawiązał do wielu nieprzyjemnych wydarzeń z jego życia i miała prawo się w nich zagubić. – Ale musisz coś z tym zrobić. Napisz posta na Instagramie albo… O! Nagraj Instastories, na których poprosisz swoich fanów, żeby przestali za mną chodzić. Naprawdę, Robert, ludzie chyba myślą, że jesteśmy razem i że jak będą mnie śledzić, to w końcu doprowadzę ich do ciebie – tym razem rozłożyła ręce w akcie bezradności. – Nie dość, że nie jesteśmy, to nawet nie przeczytałam żadnej z twoich książek – w jednej z dłoni nadal trzymała ostatnią powieść mężczyzny, którą teraz potrząsnęła. Cóż, mówiła zgodnie z prawdą i nawet uśmiechnęła się pod nosem. Na krótko, rzecz jasna, jednak był to pierwszy objaw sympatii wycelowany w Browna. – Jeżeli chcesz, możemy iść na kawę, herbatę, cokolwiek, byleby usiąść i to rozwiązać – potrzebował przewodnictwa, bez dwóch zdań. Tylko żeby sobie nic nie pomyślał, w końcu ma do czynienia z mężatką!
-
Kiwnął tylko głową na jej pytanie odnośnie córki, po czym westchnął ciężko, słysząc kolejne słowa. Właściwie miał ochotę zgodzić się na wszystko, byle zakończyć tą sprawę.
— Dobrze, postaram się to odrobinę odkręcić, przynajmniej w tym sensie, o który Ci chodzi — zgodził się, starając nie pokazywać po sobie, że zawiódł się faktem iż kobieta nie przeczytała ani jednej z jego książek. Cóż zrobić. Może nie była fanką horrorów, albo w ogóle książek.
Uniósł głowę, gdy zaproponowała, aby udali się na coś do picia. Wspólnie. Ona i on. Odrobinę go to zastanowiło i sam nie wiedział czy w pozytywnym czy negatywnym sensie.
— Oczywiście… Dobrze. Ja zapraszam — zgodził się, naturalnie nie chcąc żeby to jeszcze ona płaciła za wszystko, skoro on niejako jest winny. Tylko nie pytaj, idioto, czy to randka. Nie zapytał.
-
Nawet nie chciała wspominać, co mógłby zrobić Robertowi, do którego zapałała krztą sympatii i być może nie chciałaby, aby stało mu się coś złego.
Skrzyżowała ramiona na piersi i wlepiła w bruneta uważne spojrzenie. Robiło się zimno, a stanie w jednym miejscu nie pomagało, szczególnie, że zagradzali przejście innym przechodniom.
– Chcesz wrócić po kurtkę? – zapytała, dłonią wskazując na księgarnię, w której wciąż czekali fani Browna. Będzie musiał znaleźć bardzo dobre wytłumaczenie swojego zachowania; finalnie uciekł w połowie spotkania, bez żadnego pożegnania. Może teraz ludzie skupią się na spektakularnej wycieczce, puszczając heroiczny wyczyn pisarza w niepamięć i sprawa rozwiąże się sama.
– Znam świetną kawiarnię niedaleko stąd – rzuciła tuż po tym, jak Robert zabrał (bądź nie) kurtkę z zaplecza i ruszyła do w stronę wspomnianej knajpki. Miejsce, choć położone w centrum Seattle, miało swój nowojorski urok. Ceglane ściany, charakterystyczne znaki i tablice rejestracyjne, kanapy i fotele o przeróżnych materiałach i wzorach. Lubiła, gdy odwiedzane przez nią miejsca miały duszę i wartą opowiedzenia historię.
Zajęła jeden z wolnych stolików, dłonią wskazując na miejsce naprzeciw siebie. Gdy mężczyzna usiadł, wyjęła telefon z kieszeni i odszukała jego profil na Instagramie. Sama nic nie wrzucała na swoje konto, ale czasem lubiła spojrzeć, co dzieje się u znajomych osób. Social media pozostawały dla niej platformami researchowymi, chociaż pewnie powinna zainteresować się nimi bardziej, ze względu na swój zawód.
– Widzisz? – przysunęła ekran pod jego nos, aby mógł przeczytać jeden z komentarzy. – A gdzie Kiara i dziecko, dlaczego nie ma z tobą Kiary, czy nie przyznajesz się do dziecka – wyrecytowała kilka z nich, po czym pokręciła głową z cichym cmoknięciem i odłożyła smartfon tak, aby nie widzieć już żadnych powiadomień. – Nie denerwuje cię to? – zapytała. W międzyczasie podeszła do nich kelnerka. Wallace zamówiła dużą, czarną kawę.
-
Gdy Kiara zapytała go o kurtkę, zerknął na księgarnie, której wejście widział w oddali. Z tej odległości mógł rozróżnić plakaty, reklamujące jego dzisiejsze spotkanie z czytelnikami.
— Może lepiej tam już nie wchodzić — stwierdził i cicho westchnął. Szczerze wątpił, że jego ewakuacja ze spotkania w księgarni zastąpi wystąpienie u Ellen w telewizji. Tym bardziej jeśli wytłumaczy się złym samopoczuciem, zatruciem, czy innymi zdrowotnymi przypadłościami. Jeszcze będą mu współczuć i wysyłać życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. Może dostanie nawet kilka koszy upominkowych od fanów. Najbardziej lubił takie, w których zamiast zdrowych produktów upychali słodycze i małe pluszowe misie.
Kiwnął głową i ruszył do kawiarni, którą na myśli miała blonydnka. Wszedł do środka i rozejrzał się. Możliwe, że kiedyś tu był, ale prawdopodobnie dawno temu. Wnętrze było w porządku, chociaż on wolał nieco przytulniejsze lokale, najlepiej w pastelowych kolorach z duża ilością poduszek.
Usiadł na przeciwko kobiety i przyglądał się jej, gdy ta szperała w telefonie. Już wcześniej zauważył, że ma bardzo ładny nos i teraz mógł sobie go bezkarnie oglądać, kiedy nie widziała, że patrzy. Wielu mężczyzn zatrzymywało wzrok na piersiach kobiety lub na jej pupie, nogach… Robert szukał w kobiecie różnych fizycznych punktów, które akurat przypadały mu do gustu. Nie ograniczał się do dwóch czy trzech rzeczy. Czy robiło to z niego szlachetniejszego faceta? Takiego, który nie patrzy tylko na cyce? No, sam nie wiedział. Kobiety często mówiły, że wnętrze się liczy, a nie wygląd, jednocześnie wszystko sobie poprawiały. Z resztą nieważne. Podobał mu się nos Kiary, to się podobał. Nie ma co drążyć tematu.
— Co? — zapytał, wyrwany brutalnie z zamyślenia, unosząc brwi. Zerknął na wyświetlacz jej telefonu i przeczytał jeszcze raz komentarz na jego Instagramie. — A to? Nie, rzadko się tym zajmuje, przez większość czasu Instagrama ogarnia mi menadżer — odparł, wzruszając ramionami. Mina wiedźmy Kiary mówiła sama za siebie. Albo poczuje się do odpowiedzialności i skruchy oraz wyrazi chęć naprawienia swojego zachowania albo zginie. — Znaczy no… Denerwuje.
Zerknął w międzyczasie na kelnerkę i zamówił podwójne latte macchiato o smaku karmelowym i serniczek.
Odkaszlnął, zastanawiając się gorączkowo co jeszcze powiedzieć, żeby sytuacja nie eskalowała i Kiara nie rzuciła w ścianę stolikiem, przy którym siedzieli. — Trzeba to sprostować oczywiście, no tak nie może być. Masz rację. Możemy nawet teraz obmyślić plan, jeśli chcesz.
Uśmiechnął się nieśmiało, zdając sobie sprawę, że Kiara obmyślająca plan na jego życie może być ostatnim gwoździem do trumny. Musi jedynie zachować spokój.