WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3 + Taki trochę okutany kulek :lol:

Dziś pod wieczór było wyjątkowo chłodno, dlatego też postawił na cieplejsze ciuchy, a nawet opaskę na czoło sobie owinął. Nie chciał zmarznąć! Jego pies musiał się porządnie wybiegać, a niewątpliwie był z niego energiczny typ, który nie potrafił usiedzieć zbyt długo w jednym miejscu. Zresztą tak jak jego pan! Jason lubił z nim wychodzić na długie spacery, samemu sobie po drodze truchtając, zazwyczaj dookoła jakiegoś parku. Żeby przypadkiem dana okolica się mu nie przejadła, codziennie wybiera co innego, acz do tych zwiedzonych już od dawna też często wraca. W każdym razie lepiej sobie wszystko urozmaicać, aby unikać monotonii, o!
Jego myśli krążyły nieustannie wokół Jareda. Coraz częściej łapie się ostatnio na rozważaniach, co by było, gdyby to z nim spróbował czegoś więcej... Sęk w tym, że wciąż istniało wiele pytań, na które odpowiedzi nie posiadał. A przede wszystkim utrzymywał się w nim nieustający strach, iż ten jeden drobny krok mógłby spieprzyć tak zażyłą relację, jaką z nim ma. To wywoływało coraz większe rozdarcie w jego wnętrzu. Z tego względu potrzebował się mocniej przewietrzyć i udać na wręcz wielogodzinną wędrówkę z ich wspólną pociechą. Przecież Jason także się nim często zajmuje, a jak! A pamiętał, jak jeszcze niedawno skupiał się głównie na przejętym klubie. Poprzedni właściciel pozostawił wówczas po sobie spory pierdolnik i na jego barki spadło uporządkowanie go. Gdyby ojciec mu nie powiedział o Hellish Hill, zapewne żyłby dalej w niewiedzy i uniknąłby rozczarowań z nim związanych. Niby rozwinął lepiej potencjał tegoż przybytku niż poprzednik od którego miał sto razy lepszą reputację, do tego drastycznie różnił się od niego charakterem, toteż koniec końców pracownicy polubili go bardziej. Jednak... cała reszta wyszła wprost fatalnie, by finalnie z tego całego biznesu zdecydował zrezygnować, pozostając przy karierze muzycznej i tańcu. Całe szczęście, że nie pokusił się o to, aby wniknąć jakkolwiek w przeszłość tego casanowy, gdyż już od tego, co się konkretnie o nim nasłuchał coś go aż wykręcało. Potwornie nienawidził takich typów... Dostatecznie o nim poczytał, by te informacje mu zdecydowanie wystarczyły. Więcej mu nie było potrzeba. Jedyne co musiał sprawdzić, to firmę Montgomerych, z którymi ten mężczyzna wcześniej współpracował. Jakby tego było mało, rodzice Tabby i jego właśni chcieli ich ze sobą zeswatać, a on nie znosił takiego narzucania... Wolał ogółem zakochać się w kimś ze wzajemnością, a nie brać ślub tylko i wyłącznie z powodu czyjegoś pochodzenia, czy generalnie dobrych wpływów, bo tak matce i ojcu pasuje. Żeby też aż tak strasznie się nie buntować, usiłował coś wskórać, jakoś przekonać kobietę do siebie, ale niestety jego próby zakończyły się fiaskiem i wszelkie sprawy się pogorszyły. Może by go to aż tak nie ruszyło, gdyby po drodze nie powstały w nim te cieplejsze uczucia w minimalnym stopniu. Wprawdzie dopiero kiełkowały, lecz wystarczyły, by dopadł go smutek i przygnębienie na jakiś czas i zwyczajna chęć rzucenia klubem w cholerę, aby nie musieć wracać wspomnieniami do kolejnej z rzędu porażki w sferze uczuciowej. Po tym jak już ochłonął i przestało go tak w sercu boleć, przyszły właśnie te natrętne myśli związane z Jungiem.
Z lekkim rozgardiaszem w głowie spowodowanym przez jego najlepszego przyjaciela (obecnie kogoś więcej, ale on w życiu nie przyzna tego na głos!), właśnie sobie biegał ścieżką, a klimat był całkiem romantyczny pomimo tego, że wiał trochę zimny wiatr. Przynajmniej na niebie widniało milion pięknych, jasno świecących gwiazd łącznie z pełnym księżycem. Kiedy dostał lekkiej zadyszki, rozejrzał się za jakąś ławką, czy czymś, na czym mógłby na moment odsapnąć. Ujrzał huśtawkę, więc przy niej się zatrzymał i sobie klapnął na kawałku drewna powieszonym z obu stron linami na gałęzi jakiegoś wielkiego drzewa, trochę bardziej oddaloną od huśtawek znajdujących się na placu zabaw. Taka przeznaczona dla większych osób, nie jedynie samych maluchów. Pomimo swego wieku, Kim czasem czuł się jak takie małe dziecko... Pomijając chaos szerzący się w jego umyśle i chęci poukładania sobie tego w samotności był w całkiem dobrym nastroju. Tak mu się udzieliło, że aż odbił się stopami od ziemi i zaczął delikatnie bujać to w przód, to w tył, mocno ściskając palcami sznury, żeby nie spaść prosto w piach. Przymknął powieki, czując na swej twarzy dość przyjemnie muskający skórę silniejszy wiatr uwydatniony za sprawą zwiększonego ruchu. Soonshim sobie luźno latał dookoła, szukając jakichś kijów do zabawy czy załatwiając swe potrzeby, zaś jego pan zwyczajnie bujał się na huśtawce. Przeuroczy widok, nieprawdaż?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

1. + outfit

Również i umysł Aarona zdawał się być mocno zmącony, a jeśli porównać by go do półek z różną zawartością, każde drzwiczki i szufladki byłyby szeroko otwarte na oścież, a ich wnętrze walałoby się po każdym zakamarku jego głowy. Z tegoż powodu jakoś mniej zwracał uwagę, gdzie się kieruje – czy to w samotności, czy w towarzystwie psiego kompana. Dzisiaj to właśnie Seoho zdawał się ustalać kierunek wędrówki, a Kim posłusznie dreptał za nim, w milczeniu podziwiając okolicę swego rodzinnego miasta. Myśli o ostatnim już elemencie z kostnych znalezisk ciągle nie dawały mu spokoju i w kółko próbował dojść do tego, jak mogli przeoczyć jeszcze jedną osobę… Jak nie więcej. Rzeczka mimo wszystko nie ciągnęła się w nieskończoność, a Aaron zadbał o to, by dokładnie przeczesać cały ten obszar. Nic więcej nie mógł już zrobić, co tylko bardziej go gnębiło. Tyle czasu przecież miał wrażenie, że to było jedno z ważniejszych zadań, które powinien był doprowadzić do mety. Czyżby błędnie ocenił jego trudność? Ewentualnie jego umysł wciąż był zbyt ograniczony, by rozważyć opcję braku szczątków z powodu… braku śmierci.
Jego brat miał rozterki odnośnie uczuć, ale sprawa młodszego Kima przecież też ich dotyczyła. Ron zdawał się być zwyczajnie zagubiony i od lat nie mógł wyrzucić Adeona ze swoich myśli. I choć obecnie absolutnie wszystko nakazywało mu wreszcie zamknąć ten rozdział oraz ruszyć naprzód, wciąż nie był w stanie podjąć słusznej decyzji w tym kierunku. To ich łączyło – obaj zdawali się myśleć bez końca, nie wiedząc co ostatecznie ze sobą począć. Aaron również się obawiał, że swoją decyzją coś zniszczy. Swoje życie, reputację jego czy rodziny. Gdy zbyt mocno zaangażuje się w poszukiwania wyjdzie jeszcze na obłąkanego, który nie rozumie pojęcia koniec. Odpuszczenie oznaczałoby jednak wyrzuty sumienia, które znając życie utrzymywałyby się bez końca. Unikał więc czegokolwiek, odkładając tę sprawę w kółko na później, a skupiając się na innych kościach i zawartych w nich sensownych odpowiedziach. Zajął się też swoim prywatnym życiem, więcej czasu poświęcając na swoje hobby czy rodzinę i przyjaciół. No i na psa, co widać było właśnie dzisiaj… Lecz spacery, gdy delikatny wietrzyk kłuł go w twarz, a pies ciągnął w nieznanym kierunku, nie były dobrymi rozpraszaczami. Ba, wręcz przeciwnie.
Był tak zamyślony, że ledwie dostrzegł własnego brata. Dopiero wesołe szczekanie Seoho, a także nagła zmiana kierunku wprost na plac zabaw zaalarmowały Aarona, który wyłączył wreszcie myślenie o przygniatających go sprawach. Jego brwi zaraz uniosły się w zdumieniu, choć dość szybko nadrobił sympatycznym uśmiechem na widok Jasona, a także i Soonshima.
Powrót do starych wspomnień, bracie? — rzucił zamiast powitania, bez wahania kierując się ze swoim psem w kierunku wolnej huśtawki. Miał milczeć do czasu aż spocznie na siedzisku, lecz gdy już faktycznie to uczynił wciąż nie zabrał głosu. Zastanawiał się przede wszystkim co faktycznie Jason tutaj robił. Nie skojarzył, że ten mógł w obecnym momencie prowadzić zawziętą batalię myśli w głowie, tak samo jak Aaron. Odpoczywał? Po stroju wywnioskował, że wybrał się raczej na bardziej aktywny spacer, w przeciwieństwie do młodszego Kima. To samo zdawał się twierdzić pupil brata, który energicznie biegał wokół nich, ostatecznie zatrzymując się przed ciemnowłosym na głaski. — Też miło cię widzieć, sierściuchu. — z uśmiechem się schylił, by palcami zmierzwić zwierzakowi sierść na łebku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oj to się jak zwykle bracia Kim zgrali — chaos jaki panował w umyśle Jasona wyglądał niemal identycznie jak ten znajdujący się w tym Aarona. Z tego powodu, by nie skupiać się nieustannie na swych rozterkach związanych z Jaredem, potrzebował właśnie wybrać się na samotną, a zarazem dłuższą przechadzkę ze swym psim kompanem. Uznał, że takie przewietrzenie się i lekki trucht w pobliskich okolicach dobrze mu zrobi i go częściowo chociaż zrelaksuje. Zagubiony to i on był mimo wszystko... Nigdy w życiu nie czuł się tak rozstrojony emocjonalnie, nawet wcześniej kiedy to wielokrotnie miał jakąś przedstawicielkę płci pięknej na oku. Wszystko wynikało z tego, iż długo nie potrafił po prostu dopuścić do siebie, że mógłby zainteresować się jakimś facetem. A powoli wychodziło na to, że tak naprawdę od dawna skrywa głębsze uczucia do swego ochroniarza i najlepszego przyjaciela w jednym. Jason kompletnie nie wiedział, cóż ma z tym fantem począć, co też wynikało z lęku, że odważenie się na dalszy krok mogłoby zniszczyć ich wieloletnią przyjaźń, a tego bardzo nie chciał. I tu tkwił najgorszy problem. Z tego względu Kim nieco dziwnie się zachowywał i jakby zdawał się unikać trochę Junga, przykładowo takimi eskapadami gdziekolwiek, byle się z nim nie konfrontować, bo niechciane uczucia mogłyby wyjść na jaw, których na dokładkę sam był coraz bardziej świadomy i to mu nie pomagało. Zasadniczo wynajdywał sobie milion różnych zajęć, aby mieć za każdym razem jakąś wymówkę, byle jakimś cudem Jared o niczym się nie zorientował.
Zwierzęta zawsze wykazywały więcej empatii niż ludzie, dlatego też tak przyjemnie spędzało się czas w ich towarzystwie. Coś na ten temat wiedział. Póki sam nie miał swojej drugiej połówki (a właściwie miał, tylko jest wciąż ślepym głupkiem!), mógł liczyć na swojego psa, który trwał u jego boku zawsze, głównie w tych najgorszych chwilach. Wyczuje, kiedy jego panu jest źle i przychodzi go wtedy pocieszyć najlepiej jak tylko może i to jest wspaniałe. Szkoda, że istnieje tak mało ludzi, którzy emanują taką ilością pozytywnych, ciepłych uczuć. A tak trzeba się męczyć co rusz z jakimiś imbecylami i weź nie zwariuj.
Miał przymknięte powieki, czując błogostan tak bujając się coraz szybciej na huśtawce. Nie od razu zwrócił uwagę na to, że ktoś inny się tu pojawił, zakłócając jego spokój. Przestał być sam ze swoim huskym, który zainteresował się dużo większym futrzakiem, którego zresztą tak doskonale znał. Popiskiwania i wydawanie przez niego radosnych dźwięków sprawiło, że otworzył szerzej oczy, aby sprawdzić, co się zadziało. Dostrzegłszy Aarona, który prędko zabrał głos, posłał mu blady, acz uroczy uśmiech, który był dla niego nadzwyczaj charakterystyczny.
Raczej nie... próba ogarnięcia mętliku, który mam w głowie. Masakra... Coś czuję, że u ciebie wcale nie jest lepiej, co? — wypalił z głośnym i bezradnym westchnięciem, z góry wydedukowawszy tak oczywistą rzecz. Znał go na wylot, toteż nietrudno było się domyślić, że i jego wiele aspektów w dalszym ciągu gnębi. Pamiętał ile razy musiał być jego wsparciem i go uspokajać, gdy do niego przychodził po tym jak stracił miłość swego życia. Co za tym idzie praktycznie raptownie przewidział jego samopoczucie. Nie potrzebował też głośnego potwierdzenia. Soonshim podbiegł natychmiast do młodszego Kima by go przywitać. Na ten widok Jason serdecznie się doń uśmiechnął. Podobnie zrobił Seoho — począł trącać nosem starszego chłopaka, na co odpowiedział błyskawicznie, by dog nie musiał czekać zbyt długo i się niecierpliwić na niedostarczenie pieszczot. Zaczął go gładzić tam gdzie sięgał, w sumie to przez jego wielkość miał spore pole do manewru. Jakby tego było mało mu to jedynie ułatwił, gdyż dodatkowo wpakował mu się połowicznie na kolana. Nie odtrącił go oczywiście, tylko przytulił do siebie, a ten w podzięce polizał go po policzkach. Aż cicho zachichotał z zaistniałej sytuacji, ponieważ wyraźnie było widać jak ten kolos się za nim stęsknił. Jason nic więcej chwilowo nie dodawał... sam nie miał pojęcia, od czego zacząć. Pewnie wszystko samo się jakoś potoczy, byle nie zapanowała między nimi głucha cisza. Jednak jest to wielce wątpliwe.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeden Kim nie dopuszczał do siebie myśli, iż mógł lubić facetów, a drugi – że jego poszukiwania były całkowicie bezsensowne i już wiele lat temu powinien dać sobie spokój. Aaron był jednak człowiekiem tak upartym, że nic nie mogło przemówić mu do rozsądku poza sromotną porażką. Sam fakt, iż jego wychowanie było dla rodziców najpewniej nie lada zadaniem, mówił sam za siebie. Minęło jednak wiele lat, a młodszy Kim nauczył się trochę w czasie swojej dotychczasowej, życiowej wędrówki. Odrobina więcej pokory, przykre doświadczenia – to tylko nieliczne z sytuacji, które dość mocno sprowadziły go na Ziemię. „Samobójstwo” Adeona było jednak wciąż wyjątkiem, w który nie mógł przestać wątpić. Szczególnie teraz, gdy nie znaleziono żadnej kostki czy chociażby zęba pasującego do jego ponoć zmarłego ukochanego. Teoretycznie sprawa była zakończona – nie było już miejsca, w którym mógłby szukać. Nie przekopie przecież ziemi wokół rzeczki, a nie miał też zasięgów, by ot tak przeszukać każdy możliwy zbiornik wodny w Seattle. Chcąc czy nie, musiał odpuścić. Myśli Aarona były jednak zupełnie innego zdania, co wprowadzało go w skrajny i chaotyczny nastrój. Nie potrafił tego tak zostawić i po prostu zająć się czymś innym, ruszyć naprzód. Rozmowa z innymi nie pomagała, bo każdy twierdził iż nie ma tu już czego drążyć. Nawet jego psycholog tak uważał, co zirytowało go chyba najmocniej. On również stwierdził więc, że chwilowo trzeba odpocząć od ludzi. W takich sytuacjach Seoho był niezastąpiony. Zwierzęta nie rzucały złośliwych komentarzy i nie grzebały marzeń, nawet wtedy gdy było to i tak nieuniknione. Ich towarzystwo było uspokajające, a ich spojrzenie pełne zrozumienia. Tego właśnie potrzebował Aaron, co mimowolnie skłoniło go do wzięcia psiaka na spacer w siną dal. Kto wie, może spotkanie braci nie było wcale zbiegiem okoliczności, a zrządzeniem losu? Może to siebie nawzajem mieli się poradzić w kwestiach, które tak mąciły ich umysły? Mimo wszystko zawsze mogli na siebie liczyć i Aaron wiedział o tym aż za dobrze. Wciąż odczuwał wyrzuty sumienia, gdy tylko sobie przypominał jak posądzał Jasona o coś złego czy zwyczajnie mu zazdrościł.
Wracając jednak do rzeczywistości… Widok uradowanych sobą psiaków nie mógł nie skłonić młodszego Kima do uśmiechu. Może nie było to zbyt wiele, lecz czuł się nieco lepiej obserwując beztroskie zwierzaki. Te to dopiero miały fajnie. Zero problemów czy trudnych orzechów do zgryzienia… Co najwyżej mogły mieć problem z rozwaleniem piszczącej piłeczki.
Ty również? — aż prychnął cicho, kręcąc powoli głową. Zastanawiał się, czy los się czasem nie uwziął na Kimów, skoro oboje byli obecnie w trudnym położeniu. — No właśnie nie bardzo… Ostatnia sprawa w pracy nie daje mi spokoju. A u Ciebie co się dzieje? — póki co nie informował brata, iż chodzi o jego zmarłego byłego, acz jeśli ten byłby zainteresowany, pewnie sprecyzowałby mu więcej szczegółów. Ściągnął brwi, na nowo zanurzając się w sprawie. Dobrze więc, że Soonshim tym razem wyratował go z kłopotów i dopraszał się o zainteresowanie. Z opóźnieniem zarejestrował tę „wymianę” psami, lecz to było tylko kolejne zdarzenie, które sprowokowało u niego słaby śmiech. Głaskając psa Jasona, jednocześnie obserwował swoją pociechę w towarzystwie brata. Musiał przyznać, iż tęsknił za tak pozornie normalnymi, lecz ciepłymi chwilami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Starszy Kim chyba jako jedyny dostatecznie potrafił wesprzeć tego młodszego w jego gorszych chwilach i mu dopingował niezależnie od tego, co by to nie było. Jak już dowie się o co chodzi, pewnie zacznie go namawiać, aby rzeczywiście nie odpuszczał. Wiedział doskonale, jak uparty z niego człowiek, zresztą... to jedna z tych cech, która ich łączy! Sam jest generalnie cholernie zawzięty i jeśli nie osiągnie celu, nie daje za wygraną. Aczkolwiek kiedy dojdzie do wniosku, że jest na straconej pozycji, dopiero wtedy daje sobie z daną rzeczą spokój. A tak walczy do upadłego jeśli na czymś mu mocno zależy. Dlatego skoro dla Aarona okoliczności śmierci jego chłopaka są dlań tak istotne, pomimo iż ta sprawa w dalszym ciągu jego zdaniem jest nierozwiązana, sam Jason stwierdzi, żeby mimo wszystko się nie poddawał. Zwłaszcza że intuicja nieustannie pchała go ku kontynuacji tego, co zaczął. Kości w magiczny sposób nie mogłyby zniknąć ani się rozpuścić... chyba że wrzuciłoby się je do czegoś mocno żrącego, ale to było mało prawdopodobne. Normalnie taki patent w ogóle nie przeszedłby komukolwiek przez myśl. Jeśli istniał choćby cień nadziei, warto w to brnąć dalej, nieważne ile by miało to w praktyce zająć. Byle dopiąć swego. Oczywiście Jason na tyle ile będzie mógł pomoże swemu bratu, ponieważ życzył mu jak najlepiej. Chciałby jak już przynajmniej odrobinę ulżyć mu w cierpieniu i w miarę odciążyć go od tego chaosu, który szerzył się w jego umyśle. W drugą stronę przecież działało to tak samo. Nie wątpił w to, że w razie kryzysu Aaron wyciągnie ku niemu pomocną dłoń i wyratuje z opresji, a także zarzuci jakąś porządną radą. Pod tym względem nigdy się na nim nie zawiódł. Co nie zmienia faktu, że... wypowiedzenie na głos tego, co czuje do swego ochroniarza będzie dla niego zadaniem nadzwyczaj trudnym. Ale w końcu mu o tym powie. Pewnie szybciej, niż mu się wydaje... przy nim za każdym razem z niejasnych powodów miękł i nie potrafił przed nim niczego zataić. Poza tym... i tak nie miał przed nim absolutnie żadnych tajemnic, więc tym bardziej. Och tak, zwierzaki jakby nie patrząc miały moc sprawczą i w większości przypadków ich towarzystwo było korzystniejsze niż innego człowieka. I to sprawdza się niemalże za każdym razem.
Cóż... nic nie dzieje się bez przyczyny, w związku z czym faktycznie mogło tak być. Może w końcu zacznie być im obojgu o wiele łatwiej i nie będą aż tacy skonfundowani po wspólnej rozmowie? Niewykluczone! Widok rozentuzjazmowanych psów był na tyle urzekający, że trzeba by było być kimś wypranym z uczuć, by się choć minimalnie nie uśmiechnąć. Jednak po usłyszeniu zadanego przez Aarona w jego kierunku pytania, mina mu dość prędko zrzedła.
Niestety, ale najwyraźniej na to wygląda. — potwierdził jego słowa z jawnym skrzywieniem zdobiącym kąciki jego ust, do tego ciężko i głęboko westchnął ze zrezygnowania. A to dobre... jakie zgranie nawet w tej kwestii! On również nie raz i nie dwa kontemplował intensywnie nad tym, czy los się na nim nie uwziął bardziej niż na innych... — Przykro mi to słyszeć... Sprawa? Jaka sprawa? — zainteresował się natychmiast tematem, unosząc pytająco brwi ku górze. Jak już to poruszył, chciał znać każdy najdrobniejszy szczegół, toteż się nie wahał i zwyczajnie zadziałał w tym kierunku. Przypuszczał, że to może być powiązane z Adeonem, lecz nie mając stuprocentowej pewności, nie wyskakiwał z tym bezpośrednio. Wolał otrzymać potwierdzenie, niżeli palnąć nagle jakąś głupotę z samych domysłów.
U mnie? Ugh, jakby ci to... ja chyba... — urwał nieoczekiwanie i się zaciął, przygryzając nerwowo dolną wargę, bo totalnie nie wiedział, jak się do tego zabrać; zakłopotanie było wyraźnie po nim widoczne i tego nie sposób było ukryć. Nie jest także niczym zaskakującym, że aż dostał czerwonych barw na policzkach, gdy na nowo wrócił do Jareda myślami i to o nim zaraz przyjdzie mu opowiadać swemu bratu. A to wcale takie łatwe dla niego nie było. Zwłaszcza że każdy go znał bardziej z tego, iż kręciły go kobiety i dotychczas tylko z takowymi się spotykał. Nawet najbardziej oddany fan za nic nie wpadłby na to, że Jason toczył obecnie tak olbrzymią batalię w głowie nie dość, że odnośnie swojej orientacji, którą sam od jakiegoś czasu począł kwestionować, to na dokładkę odnośnie swych skrytych od dawna głębokich uczuć, którymi w istocie darzył drugiego mężczyznę. — ...się zakochałem. W swoim najlepszym przyjacielu... iiii za cholery nie wiem, co mam z tym fantem zrobić. Boję się, że zniszczyłbym naszą więź, gdybym mu się do tego przyznał... nigdy w życiu nie byłem tak zagubiony... ja pieprzę... — wywalił to niemalże na jednym tchu, omal się nie zapowietrzając. Czuł, jak spala się ze wstydu, przez co aż skrył twarz za wielkim cielskiem Seoho, do którego mocniej przylgnął i zaczął energiczniej gładzić rękoma po sierści. O dziwo go to nie odrzuciło, a wprost przeciwnie — przystawiał się do niego jeszcze bardziej niż wcześniej żeby było śmieszniej. Tak jakby wyczuł jego emocje, przez co usiłował go jakoś pocieszyć, skoro ewidentnie coś go frapowało.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#6

Wujku, wstawaj! Poraaaa wstać!
Właśnie te słowa wyrwały go z cudownej krainy Morfeusza, gdy w połączeniu z dużą skalą dźwiękową i efektami specjalnymi w postaci dwóch skaczących na łóżku potworków, nie było mowy już na dalsze spanie. Pobudka może nie należała do przyjemnych, ale widok dwóch małych klonów wpatrzonych w niego tymi błękitnymi oczkami i raczących go szerokimi uśmiechami, sprawiło, że również jemu udzieliła się ta radość z ich niespodziewanej obecności. Wiedział, że na cały weekend spadnie na niego odpowiedzialność związana z opieką nad chłopcami, jednak liczył na przyjście brata w godzinach ludzkich, gdzie będzie już wypoczęty i gotowy na robienie za wujka przez te dwa dni, a nie jeszcze ledwo żywy. Nie zamierzał jednak narzekać, bo rzadko kiedy miał czas dla swoich szcześcioletnich siostrzeńców, gdy natłok pracy oraz inne sprawy niecierpiące zwłoki, kolidowały z możliwością odwiedzenia ich. Dlatego dzisiaj zamierzał być dobrym wujkiem, nawet gdy ilość krzyków, płaczu lub zamętu powstającego wraz ich obecnością w danym miejscu, przyprawiała go o zawroty głowy i chwilę słabości.
Chcemy lody! Kupisz nam to? I to? Mogę lizaka? Chcemy iść na plac zabaw Wujku. Zabierzesz nas?
Ilość słów wypowiedziana przez Noela i Nico tego dnia była wręcz niewyobrażalnie duża. Nawet on tyle się nie nagadal przez tydzień, ale czego można się spodziewać po dwójce rozbrykanych dzieciaków, którzy mieli znacznie więcej sił do zabawy i rozrabiania. Kiedyś William był taki sam jak oni, wraz rodzeństwem było ich pełno w rodzinnym domu lub miejscach publicznych. Teraz jednak jedno z nich miało już własne pociechy, drugie radziło sobie z życiem po przez narkotyki, a William poświęcał się pracy, nie mając czasu na ponowne budowanie własnej rodziny. Wystarczyła ta pierwsza próba, która zakończyła się wraz podpisanymi papierami rozwodowymi i nie czuł potrzeby próbować iść w to raz jeszcze. Nie narzekał, tym bardziej, że jego siostrzency są już za nad to wymagający i musiał cały czas skupiać na nich swoją uwagę na placu zabaw. Wystarczyła jednak chwilą nieuwagi, gdy liczba bliźniaków ograniczyła się do jednego, który sam nie wiedział gdzie znajduje się drugi. Panika. Wpadł w panikę, gdy próby znalezienia go wzrokiem, szły na marne.
- Noel to nie jest zabawne! Gdzie jesteś? Wydarł się, zapominając na moment o innych osobach przebywających w tym miejscu. Dopiero potem stwierdzil, że potrzebuję jednak czyjejś pomocy.- Nie widziałaś może drugiego takiego chłopca? Doslownie taki sam tylko w szarej kurtce. - Zapytał stojącą nieopodal kobietę i od razu wskazał na Nico, który nie dokonca pojmował jeszcze powagi obecnej sytuacji. Trzymając go za rękę, sprawdził wszystkie możliwe atrakcje na placu, ale nie było żadnego śladu obecności drugiego bliźniaka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • #38


Ten tydzień minął tak szybko, że traciła rachubę w dniach tygodnia. Może dlatego, że ostatni weekend spędziła bez syna? Miała wrażenie, że gdy odstawiała Keylena do przyjaciółki, a zaś gdy ponownie pojawiła się pod jej drzwiami, by go odebrać, minęło zaledwie kilka chwil. Nie robiła tego często – mogłaby właściwie na palcach jednej ręki policzyć, ile razy w ciągu jego cztero i pół letniego życia spędzili weekendy osobno. Była przyzwyczajona, że jest obok, że znika jej z oczu jedynie na czas przedszkola albo plejdejta u ulubionego kolegi. Z drugiej strony, może to dobrze? Może to czas na miarowe odcinanie pępowiny? Byli zawsze sami – nie licząc ciotek odwiedzających ich raz na czas. Nie było taty, nie było dziadków, którzy go rozpieszczali. Radziła sobie sama, więc może dlatego teraz chwilami było jej tak ciężko patrzeć jak dorasta? Yghghgh. Kolejny weekend postanowiła spędzić tylko i wyłącznie z nim, oczywiście jak już się wyspała. Nie mógł jednak na to narzekać, bo nie często pozwalała mu o chorej godzinie z rana włączyć telewizor w salonie. Jak to możliwe, że ten dzieciak nie pamięta by zawiązać buty, ale dokładnie pamięta jak obsługiwać pilot? Zrobili wspólnie syf gofry i przeklinając się w duchu, pozwoliła mu nałożyć tyle Nutelli ile chciał. Pojechali zaś na plażę, bo oboje to miejsce uwielbiali, a wracając do domu zahaczyli o plac zabaw. Nie często mijali ten konkretny po drodze, ale było w nim coś, co nie pozwalało KeyKeyowi przejść obok niego obojętne. No co jej szkodziło? Dała mu kilka minut i nawet się nie obejrzała, a wystrzelił z samolotem w dłoni przed siebie. Właściwie nie zwracała za bardzo uwagi dookoła – raz na czas rzuciła okiem na syna, który zawzięcie tłumaczył coś innemu dzieciakowi w podobnym wieku, a w między czasie udało jej się odpisać na jednego maila. Dopiero, kiedy usłyszała podniesiony głos, zerknęła w bok na mężczyznę, który stał całkiem blisko. Automatycznie jej wzrok powędrował ku Keylenowi, ale widząc, że sam się do niej zbliżył, wróciła spojrzeniem do zdenerwowanego faceta. Pewnie w normalnej sytuacji rzuciłaby głupim żartem, bo na pewno było ich dwóch? Ale przecież widziała, w którymś momencie nawet stali przy młodym Butlerze.
Przepraszam, nie zwracałam za bardzo uwagi… – urwała w pół, widząc, że ten coraz bardziej panikuje. – Sprawdzałeś wszędzie? Czasami lubią się chować w najbardziej oczywistych miejscach - udawała, okej? Dostałaby szału, gdyby choć przez sekundę nie mogła zlokalizować swojego syna. Dzisiejsze czasy były okropne, a i dzielnica w której obecnie przebywali nie była zbyt chwalona, prawda? Zerknęła na dzieciaka przy jego nodze. – Gdzie lubi bawić się twój brat? Gdzie go widziałeś? – kto mógłby wiedzieć to lepiej?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby pewnego dnia, któraś z jego seksualnych przygód skończyłaby się na informacji o zostaniu ojcem, z początku zrobiłby z tego wielka scenę - Bo czemu? Jak, skoro się zabezpieczali? A może to nie jego? Potem jednak ochłonąłby i stanął na wysokości zadania, robiąc wszystko, by okazać się dobrym tatą w oczach małego dziecka. Nie planował jednak na tą chwilę odnajdywać się w tej roli, po przez zapładnianie przypadkowych kobiet do momentu, aż któraś nie da mu potomka. Wolał mieć to chociaż przemyślane i dokonać tego cudu z kimś, na kim będzie mu naprawdę zależeć. Z byłą żoną mu nie wyszło, ale nie wszystko jest skreślone, bo kiedyś na pewno znajdzie tą jedyną i wtedy pomyśli o powiększaniu rodziny. Teraz wystarczyło mu jedynie robienie za opiekunkę dwóch małych psotników, gdy i tak już samo to było bardzo pochłaniającym zajęciem. Nie narzekał, kochał brata zarówno mocno jak i jego dzieci, nie mając problemu z powierzanej mu opieki nad nimi co jakiś czas. Zazwyczaj zabierał ich wtedy do kina, na lody lub siedzieli w domu, gdzie wymyślał dla nich ciekawe zabawy.
Dzisiaj przez te ciągle prośby ze strony chłopców, stanęło na tym placu zabaw, co okazało się nie być zbyt dobrym pomysłem. William chyba zbyt szybko poddał się emocją, gdy tylko nie zastał widoku Noela przy swoim bracie. Za często się nie rozdzielali na odległość dłuższą niż kilka metrów, dlatego zaskoczony brakiem jednego z bliźniaków, w głowie zdąrzył już przerobić setkę czarnych scenariuszy, co zdecydowanie byłoo winą długoletniej pracy w policji oraz tego ile zdąrzył przez te lata tam zobaczyć.
- Wydaje mi się, że sprawdziłem już wszędzie na tym placu. - Odparł, nerwowo przeczesując w tym czasie swoje włosy. Pierwszy raz od dawna, poczuł tak silną panikę, że nie był nawet w stanie racjonalnie myśleć. Przez pracę na wydziale zabójstw nauczył się być bardziej opanowanym i już "łatwiej" przychodziło mu mierzeniem się z niektórymi sprawami. W tym momencie chodziło jednak o jego siostrzeńca. Członka rodziny, z którego startą w żadnym wypadku by się nie pogodził, tym bardziej, że jego brat nie wybaczyłby mu tego za żadne skarby.
- Widzieliśmy kotka. Noel chciał go złapać. - Powiedział cicho Nico, patrząc to na nieznajomą, to na Williama. - Był tam! - Wskazał nawet kierunek, w którym prawdopodobnie mógł pójść jego brat.
- Czemu nie powiedziałeś mi tego wcześniej? - Zapytał, choć nie uzyskał żadnej konkretnej odpowiedzi na to pytanie. Nie pozostało mu w tym momencie nic innego, jak pójść w tamtym kierunku i nie skupiać się już na żadnej innej części placu zabaw. - Przez te dzieci kiedyś osiwieje, a nawet nie są moje tylko brata. - Te słowa skierował już w stronę nieznajomej, która zapewne dobrze coś o tym wiedziała. Nie chciał zawracać jej z początku głowy, bo na własną rękę mógł szukać chłopca, ale w takim przypadku stał się po prostu przerażony i zdecydowanie powinien zapanować nad emocjami. - Muszę go znaleźć. - Dodał. Skoro już znał mniejwiecej kierunek w jakim się udał Noel, to chyba nie potrzebował dalszej pomocy, a może jednak?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mama?
Zerknęła na syna, układając dłoń na jego bujnych włosach. – Wszystko jest okej, Keylen – denerwujący się facet przy jego mamie, dość napięte miny i podniesione głosy zdecydowanie nie były tym, czego doświadczał na co dzień. Podała mu dłoń i ścisnęła jego palce, kiedy włączył swoją łapkę w jej.
- Na pewno tutaj jest. Znajdziemy go, spokojnie – przeniosła wzrok na panikującego mężczyznę, choć były to ostatnie słowa, które chciałaby usłyszeć, gdyby była w podobnej sytuacji. Butler była pierwszorzędną panikarą i za nic w świecie nie potrafiła ukryć tego, co czuje. Emocje zazwyczaj brały górę, co wyrażała zarówno w słowach, mimice jak i ruchach ciała. Narobiłaby najpewniej tutaj takiego szumu, że mówiłoby o tym pół, cholernego, South Park. Właściwie czuła podenerwowanie już teraz, więc co musiał czuć ten gość? – Pewnie się jedynie gdzieś schował i śmieje teraz do rozpuk… – nie skończyła mówić, bo sześciolatek nagle się odezwał. Kiwnęła w jego kierunku głową, posyłając mu lekki, uspokajający uśmiech. Ile czasu już minęło? Pięć minut? Dziesięć minut? Czy czas miał znaczenie? Boże, jej głowa podsuwała jej już różne scenariusze. Koniec z filmami dramatycznymi, Kaylee. Na pewno poszedł za kotkiem i bawi się za rogiem. – Na pewno dopiero teraz sobie przypomniałeś – dzieciakowi posłała uśmiech, a wujkowi, jak się właśnie dowiedziała, rzuciła ostrzegawcze spojrzenie. – No jeszcze ci brakuje przestraszonego dzieciaka do kompletu – odezwała się niemrawo, ale nie chciała być niemiła, niech tego tak nie odbiera. Bliźniak pewnie i tak czuł się niepewnie w obecnej sytuacji, więc może można zostawić reprymendy i wypominki na późniejsze kazanie? – Daj spokój, pomożemy wam, prawda, Key? Nie traćmy czasu, siwieć będziesz później – kiwnęła głową i ruszyli za nim. Nie było mowy by zostawiła KeyKeya samego, bo co, jak też będzie chciał zobaczyć jakiegoś cholernego kotka? Przecież tyle się słyszy o porywaczach, którzy namawiają dzieci na oglądanie szczeniaka… Nah. Na pewno nie. – Wy tamta część, my ta? Noel, tak? – wolała się upewnić, bo nie skupiła się za bardzo na imieniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Widząc zmartwionego chłopca u boku nieznajomej, poczuł się trochę źle, że swoim zachowaniem mógł go wystraszyć. Nie chciał by zawładnęły nim emocje w postaci stachu, paniki lub dezorientacji, tym bardziej nie złość, którą wyładowałby na kogoś innego z powodu własnego błędu. Mógł być bardziej uważny, a jednak skupił się na czymś innym i wystarczyła chwilą, by jeden z chłopców zniknął mu z oczu. Dzieci są nieobliczalne, nie myślą o konsekwencjach swych czynów, a po prostu robią i choć stara się im wpajać od małego różne wartości, to trzeba pamiętać, że z czasem przyjdzie im zrozumieć wszystko.
- Pewnie tak będzie. - Odparł już trochę trzymając się nerwy na wodze. Zrobiło mu sie źle z powodu podniesienia głosu oraz niepokoju, którym obdarzył Nico. Dlatego zaraz, gdy tylko się odezwał, wziął go na barana. Jak na szczesciolatka był bardzo drobny i jeszcze niski, więc z łatwością utrzymywał go na swoich barkach beż większego obciążenia. - Przepraszam młody. Będziesz teraz przez chwilę mną i zamienisz się w detektywa, który pomoże znaleźć Noela, okey? - Zapytał, a chłopiec od razu pokiwał głową. Pewnie dziewczyna miała rację i drugi bliźniak teraz siedział gdzieś niedaleko placu zabaw z kotem, wiedząc, że nie powinien jeszcze dalej się oddalać. Miał bynajmniej taką nadzieję. W takim razie Keylen ty ze swoją mamą, też będziesz dzisiaj detektywem. - Powiedział bardziej spokojnie, gdy tylko kobieta zaoferowała dalszą pomoc w poszukiwaniach. Miał szczęście, że Kaylee go nie zignorowała, bo tak naprawdę nie była nic mu dłużna i nawet się ze sobą nie znali.
Ruszyl z nią dalej niż poza teren placu, licząc, że te całe poszukiwania długo nie zajmą. - To dobry pomysł i tak, nazywa się Noel. - Zaraz po swojej odpowiedzi, rozdzieli się ze sobą. On poszedł w lewo, cały czas wołając siostrzeńca i licząc, że zaraz nagle mu na nie odpowie. Szedł tak kilka minut rozglądając się cały czas, Nico robił to samo chwilami mylac te całe poszukiwania z jakąś zabawą, w końcu Miał robić za detektywa, co nie? Już miał wątpliwości, gdy za jednym z drzew zauważył wystraszonego dzieciaka. Jak się okazało była to właśnie jego zguba, co sprawiło, że cały niepokój wyparował.
- Znalazłem go!- Krzyknął, widząc, że dziewczyna znajdowała się niedaleko. Jak się okazało, mały skupiony na tym całym głupim kocie, zapomniał drogi powrotnej na plac zabaw. - Przyprawiłeś wujkowi niezłą palpitacje serca.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miała mu tego za złe. Gdyby straciła na tak długą chwilę Keylena z oczu, miałaby gdzieś to, co dzieje się z innymi dziećmi – w tym momencie najważniejsze byłoby to jedno jedyne – jej. I tak byłą pod wrażeniem, że zważywszy na to, w jakim regionie Seattle się znajdują, nie bacząc na to, że obok niego jest drugi, denerwujący się chłopiec, jako tako zachowuje zimną krew. Może na co dzień miał do czynienia z sytuacjami kryzysowymi? Miała wrażenie, że tracą cenny czas, a mimo to, mimowolnie się uśmiechnęła, widząc stosunek mężczyzny do sześciolatka, bo nadal cholernie ją to rozczulało. Może dlatego, że tato Keylena nie miał na to ochoty, a samo ojcowanie bardzo szybko mu się znudziło? Może dlatego, że nie nawet jak już sama kogoś poznawała, to nie pozwalała im się zbliżać do swojego syna? Trochę traktowała go jak porcelanę – miała wrażenie, że jest cholernie kruchy, a najmniejsze zło, może go zniszczyć.
Keylen z ekscytacją pokiwał głową, chociaż nigdy nie uwzględniał policjanta, tudzież detektywa w swoich planach na przyszłość. Chciała już iść, chciała sprawdzić, chciała zaglądać, a nawet i chciała zadzwonić na policję. Może potrzebowali pomocy? – Jest ich dwóch, mówisz, że są tacy sami, jak mogłeś nie zauważyć jak sobie idzie? Jak mógł ci zniknąć z oczu? – kurde, nie chciała tego mówić, jakoś tak samo wyszło. Skierowała swoje kroki za nim, kręcąc głową i już trochę żałując, że to słowa wydostały się z jej ust. Taka była – zbyt często działała sercem, nie rozumiem. – Przepraszam, po prostu… – nie dokończyła, bo skręcił w inną stronę niżeli ona. Wzięła głęboki oddech. – Masz się nigdy tak nie oddalać, słyszysz? Nie żartuję Keylen, bezpieczna odległość to taka, w której cię widzę – zerknęła na syna, który chyba do serduszka wziął sobie słowa szatyna, bo zaglądał pod każdy najmniejszy kamień. Całe szczęście, nie trwało długo, nim wszyscy, w końcu, znaleźli się przy sobie w komplecie. Odetchnęła z ulgą, widząc jak i twarz nieznajomego rozluźnia się z zaciśniętej szczęki. – Faktycznie są tacy sami – przyznała, przyglądając się, jak teraz dwóch chłopców, nie zważywszy na okoliczności, próbowało okiełznać kotka. – Przepraszam – powiedziała raz jeszcze, zerkając na policjanta. – Takie sytuacje cholernie mnie stresują. Szczerze powiedziawszy byłam o krok od zaalarmowania policji, pewnie jeszcze chwila, a bym to zrobiła – przyznała, puszczając w końcu dłoń syna. Szkoda, że nie lubił kotów, bo pobawiłby się z nimi. – Co byłoby bez sensu, na szczęście – dodała, bo jednak dobrze, że nigdzie nie zadzwoniła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie raz życie mu pokazało, że nie warto dawać wygrać emocją nad rozsądkiem i to szczególnie w pracy policji. Każde użycie pieści w gniewie, ciągnęło za sobą jeszcze gorsze konsekwencje, a krzyk podsycał większy chaos. Co innego że spokojem, który wraz z rozumiem potrafił mieć wieksza siłę sprawczą, o ile udało się komuś opanować taką umiejętność. W tej chwili William właśnie walczył że sobą, strach przesłaniał mu logiczne myślenie, a to dzięki niemu szybciej poszłoby mu znalezienie chłopca. Nie był przygotowany na coś takiego, nikt nigdy nie jest i dlatego pierwszym odruchem ludzkim w takich sytuacjach jest niepokój. Trochę minęło nim chłodny jego ton się ocieplił, a drugiemu z siostrzeńców okazał już znacznie więcej troski. Był za obu odpowiedzialny i nie mogl dopuścić się myśli, że któregoś z nich by stracił. Jak spojrzałby wtedy w oczy swojego starszego brata?
- Na moment skupiłem się na czymś innym I tak wyszło. Nie przypuszczałem, że bawiąc się razem, jeden z nich w ciągu minuty postanowi się oddalić.- Mruknął, próbując się wytłumaczyć, chociaż nie miał za bardzo takiej ochoty. Przez cały czas był uważny, patrzył jak się bawią nieopodal i nie przypuszczał, że jak na chwilę zerknie w jakimś kierunku lub odpisze komuś na smsa to nagle jeden z bliźniaków wyjdzie z placu zabaw. Mieli 6 lat i uważał ich za inteligentnych chłopców jak na swój wiek, a jednak przeliczył się w tej kwestii. William, gdy skręcał już w inna stronę, usłyszał przeprosiny że strony dziewczyny. Pokiwał tylko głową, choć dalej czuł, że spierdolił sprawę. Czuł poczucie winny, ale musiał się teraz całkowicie skupić na poszukiwaniach.
Przepraszam Cię Wujku, ja ... ja nie chciałem się tak oddalić.
Gdy tylko usłyszał te slowa, ściągnął Nico że swoich barków i mocno przytulił do siebie Noela. Zaraz potem schylił się bardziej i przytulił ich obu, by wiedzieli jak bardzo mu na nich zależało. - Doprowadzicie mnie kiedyś do zawału serca.- Wyszeptał w ich trochę, wyprostował się dopiero gdy Butler do nich podeszła wraz ze swoim synem. Na fakt o ich podobieństwie tylko pokiwał głową, bo jedyna różnica między nimi była związana teraz tylko z kolorem ich kurtek, choć Will widział znacznie więcej. Te same twarze, ten sam kolor oczu i włosów, jednak w ich głoske oraz zachowaniu momentami była dostrzegalna odmienność.
- Bo to są naprawdę stresujące sytuację. Na komisariacie nie raz słyszymy o zaginionych dzieciach i teraz wiem chociaż w małym stopniu co czują ich rodzice. - Posłał w jej stronę przyjazny uśmiech, a skoro już emocje opadły to mogli się lepiej poznać, tym bardziej, że był jej dłużny. Pomogła mu i on przez to czuł wdzięczność, którą chciał w jakiś sposób jej okazać. - Detektyw William McCoy, ale mów mi Will. Dziękuję Ci za pomoc ...- Przerwał, bo jeszcze nie znał jej imienia i nie ukrywał, że chciałby je poznać.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Delridge”