WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2022-11-27, 19:53 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[1] Było już późno, gdzie sam Mitchell właśnie kończył swoje drugie piwo. Ubrany był w ciemne jeansy i jasną koszulę na guziki, dopięte niemal całkowicie z jednym odpiętym, pozostawionym na samej górze by się czasem nie przydusić. Choć zapewne to niemożliwe. Lakierków nie ubierał, bo wolał jednak wygodniejsze obuwie, ale i też całe szczęście nie założył adidasów, które często miał na nogach. Zresztą nie był kimś kto dba przesadnie o wygląd, chociaż nikt też nie zarzucił mu braku stylu. W końcu nigdy nie był zależny z tym od kobiety. Nawet jeśli lubił jak dawniej dobierała mu coś jego małżonka. Kobieta, której już z nim nie było. Cholerny los. Choroba musiała odebrać mu właśnie ją. Minęły dwa lata, a w jego głowie ciągle stawały obrazy Kate, jakby to było wczoraj. Podobno z czasem się zapomina. Niekoniecznie tego wyczekiwał, ale to mogło być jednym ratunkiem przed cierpieniem nad którym nie panował czasem. Ogólnie nie dawał po sobie znać, że może mu być ciężko. Już i tak wyszedł na prostą, gdzie nie rozpijał się całkowicie. Całe szczęście głowę miał mocną, że nawet nie odczuwał bardzo tych dwóch wcześniej wypitych piw. Miał się zbierać. Wcześniej miał towarzystwo, ale teraz został już sam. Wtedy jego spojrzenie napotkało znajomą twarz.
Czy to faktycznie ona?
Podszedł do niej zwinnie bo prawdopodobnie też wychodziła, skoro zarzuciła coś na swoje ramiona.
- Cześć - zaczął szybko, by przyjrzeć się jej wyraźniej z bliższzej odległości, jednego kroku. Całe szczęście w tym lokalu nie było za głośno by miała go nie usłyszeć.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2 ..........Obiecała sobie, że weźmie się w garść. Nie, obiecała to Hope. A Hope zawieść przecież nie może. Początki jednak nie były łatwe, a każde wyjście na miasto było dla niej wręcz torturą. Kiedy patrzyła na tych wszystkich rozmawiających, śmiejących i bawiących się ludzi, miała ochotę krzyczeć. I to właśnie robiła, gdy wracała do domu — chowała się w łóżku i krzyczała w poduszkę, a potem znowu płakała. Niełatwo bowiem jest się pogodzić ze śmiercią własnego dziecka. I choć dzisiaj jest o wiele lepiej, choć potrafi już funkcjonować, wychodzić do ludzi, a nawet się uśmiechać, czasem wciąż cierpi. Wciąż pyta wszechświat dlaczego ona? Dlaczego jej mała córeczka, którą nie mogła nacieszyć się dłużej, niż cztery miesiące? To tak kurewsko niesprawiedliwe.
..........O tym jednak myśli teraz jedynie podczas samotnych wieczorów spędzonych na kanapie. Bo kiedy jest na mieście ze znajomymi, naprawdę próbuje się skupić na czymś innym. Na rozmowie, na słodkim drinku, który kupiła, na minionym dniu. Nie inaczej jest dzisiaj, gdy wraz z koleżanką z pracy siedzi przy jednym ze stolików w barze, w którym jest pierwszy raz. Nie przepada za takimi miejscami, zdecydowanie bardziej woli kawiarnie, ale jeden czy dwa drinki raz na jakiś czas jej nie zaszkodzą, prawda?
..........Nadszedł jednak czas, gdy trzeba wracać. O dziwo, tym razem to nie ona zaczyna zbierać się pierwsza. Ale zamiast wyjść razem z koleżanką, ona zostaje jeszcze na moment, aby dopić drinka. Dopiero wtedy wstaje ze swojego miejsca i rusza do wyjścia, narzucając na swoje ramiona jeansową kurtkę. Zatrzymuje się jednak w pół kroku, gdy słyszy gdzieś obok siebie znajomy głos. Zerka więc na równie znajomą twarz, a potem uśmiecha się lekko w kierunku mężczyzny, którego dość dawno nie widziała.
..........Ryan, cześć — mówi miękko, zakładając za ucho kosmyk włosów. Według niej jest to dość niespodziewane spotkanie, szczególnie w barze, biorąc pod uwagę fakt, że niedawno stracił ukochaną osobę. Najwidoczniej i on postanowił ruszyć odrobinę do przodu. A może wcale nie? — Też wychodzisz? — pyta, zerkając na drzwi, a potem znowu na niego.
Ostatnio zmieniony 2020-08-07, 19:50 przez Lana Ortega, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wolał obiecywać, jak przyrzekać. Chociaż i z tym wychodziło tak, że nie robił tego za często. Niemal wcale. Nie lubił słów bez pokrycia, bądź też czegoś czego pewnym nie był. Czasami jednak sytuacje zmuszają nas do różnego zachowania. Pewnie na froncie nie raz obiecał, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli sam nie był czegoś pewien. W życiu codziennym było to jednak czymś czego unikał. A raczej po prostu tego nie robił. Nawet sam sobie nie obiecywał, że weźmie się w garść. Bo wiedział, że te słowa mogą być bez pokrycia. Nadzieja, a raczej wiara jakby opuściła go dawno, wraz ze śmiercią Kate. I to właśnie wtedy, kiedy wyszedł na moment by załatwić coś szybko i akurat zostawił ją na trochę, mówiąc, że zaraz do niej wróci. Z tym, że po jego powrocie już jej nie było…
Głośny krzyk był dużo lepszy jak ten cichy. Ten którego nikt nie słyszy, a który rozrywa Cię od środka, powodując spore szkody.
Dzieci – od zawsze kochał te małe istoty. Nawet te najbardziej psotne i nie było tak, że nie miał podejścia do nich. Nie było mu z tym lekko. Kiedy dowiedział się, że po zranieniu podczas jednej z akcji ratowniczej, stracił możliwość posiadania własnych pociech. A przynajmniej może nie całkiem. Bo ciągle mówili coś o jakichś 90% na to, że to po prostu już niemożliwe. Brzmiało to wszystko jak bajka, szczególnie iż z jego sprzętem wszystko gra. Ot taki kiepski żart z czyjejś strony, którego nikomu nie potrafił zdradzić. Wiedziała o tym Kate. I to najważniejsze. Dlatego ją tak cenił. Wiedziała, a dalej go kochała.
To jednak nieistotne…
Zamiast niej, stała przed nim teraz zupełnie inna kobieta, przez którą powinny przyjść nieprzyjemne wspomnienia podczas okresu choroby jego zmarłej żony, ale nie… było coś jeszcze. Coś innego, co sprawiało, że przy jej obecności było jakoś tak lżej. To ona bowiem jakby znosiła jego i Kate cierpienie, kiedy byli w szpitalu i naprawdę wiele im pomogła.
- Miło Cię widzieć w innym wydaniu jak zawsze – zauważył, bo jednak zawsze jak się widzieli miała na sobie ubraną odzież medyczną. Przytaknął jej od razu po jej pytaniu. – Tak, właśnie się zbierałem i wtedy pojawiłaś się Ty – odparł zgodnie z prawdą i pozwolił sobie na ciepły uśmiech w jej kierunku. – Jak się masz Lana? Może Cię odprowadzę, jeśli tylko jesteś tu sama? – zaproponował nagle. Bo w sumie nie był pewny czy była tutaj sama. A nie chciał się też jej narzucać.
Jedno było pewne - to odpowiedni moment by wyjść z tego lokalu.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........I ona często powtarza fałszywe obietnice bez pokrycia — do pacjentów, którzy wykrwawiają się na śmierć, do rodziców dzieci, które leżą chore na nieuleczalną chorobę i, prędzej czy później, śmierć zabierze także je. Ludzie często wiedzą, że to tylko puste słowa, a i tak chcą je usłyszeć. Chcą w nie uwierzyć — bo w coś wierzyć muszą. Tak samo, jak niektórzy potrzebują wierzyć w Boga, tak inni potrzebują wiary w to, że jest choćby minimalna szansa na to, że wszystko skończy się szczęśliwie. W niej też tliła się ta iskierka nadziei na to, że może jednak lekarze się pomylili i jej córka przeżyje, że da się wyleczyć jej chore serce. Nie poddawała się aż do końca, szukając kogoś, kto mógłby dać jej chociaż cień szansy. Z miłości jesteśmy w stanie zrobić naprawdę wiele.
..........Niestety, świat jest okrutny. Zabiera nam to, co kochamy — czasem nas o tym uprzedzając, innym razem robiąc to nagle, ze zdwojoną siłą. Wbrew pozorom zarówno Lana, jak i Ryan, mieli czas na to, aby się pożegnać. On jeszcze przez pewien czas mógł spędzać czas ze swoją żoną, ona zaś dostała szansę trzymania swojej córki w ramionach przez cztery miesiące. Ból jest jednak taki sami — rozdzierający, czasem wręcz obezwładniający. I nawet mijający czas nie pozwala do końca zapomnieć. Już na zawsze będą pamiętać to uczucie, gdy stracili kogoś ważnego.
..........Doskonale wiedziała, jak czuje się Ryan. Sama przerabiała to parę lat wcześniej. Codziennie przerabia to tysiące osób. Pomaganie im było jej pracą, ale szybko zorientowała się, że robi to też z prywatnych pobudek. Wcale nie miała obowiązku pomagać jemu, a jednak czasem to robiła — bo tak nakazywało jej sumienie.
..........Ciebie również miło widzieć poza szpitalnymi murami — mówi z uśmiechem, przyglądając mu się nieco. Ma wrażenie, że wygląda odrobinę lepiej, niż wtedy, gdy siedział na krześle w sali Kate, pochylając się nad jej łóżkiem. Nie ma co żyć przeszłością i chociaż sama wie jakie to trudne, stara się jak może. I ma nadzieję, że on również to robi. — Jeśli nie masz ważniejszych rzeczy do roboty… Chętnie. — Kiwa głową, popychając drzwi, aby wyjść na zewnątrz. Nie ma nic przeciwko samotnym spacerom, czasem nawet je woli, niż tłuc się jakimś autobusem albo przepłacać za taksówkę. Towarzystwo jest jednak zawsze mile widziane, szczególnie znajome, z którym dawno nie miała okazji porozmawiać. Jest ciekawa, co się dzieje w jego życiu, jak sobie radzi i czym się zajmuje.
..........U mnie wszystko w porządku. Głównie praca, jak zwykle. No i zaczęłam trochę wychodzić do ludzi, świata… Mimo wszystko człowiek nie może żyć samą pracą, prawda? — Zerka na niego z lekkim rozbawieniem, zaraz po tym wzruszając ramionami. — A co u ciebie? Jak się trzymasz? — pyta, ruszając powoli w kierunku swojej dzielnicy, do której trochę ma. Ale ona nigdzie się nie śpieszy. Jutro ma wolne, więc ani nie musi wcześnie wstawać, ani nie musi się przygotować na kolejny dzień.
Ostatnio zmieniony 2020-08-07, 19:51 przez Lana Ortega, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pamiętał tamten czas, aż za wyraźnie. Nawet bardziej jak ten, który spędził w wojsku. Chociaż i tym towarzyszyły jakieś demony, które za nim podążały i o których nie można zapomnieć. Czas spędzony w wojsku, choć miał swoje miłe momenty, nie powinien kojarzyć się z czymś przyjemnym. Satysfakcjonującym może, kiedy ratował ludzkie życie. Z poczuciem, że robi coś ważnego, do czego nie wszyscy są zdolni. Do tego robił za wsparcie kumpla i uratował mu życie. To już wystarczające, by nie żałował swojej decyzji i tego jaki jest postrzegany teraz w rodzinie. Nawet jeśli robił to dla nich.
Mało wtedy spał w tym okresie dwóch lat, od kiedy Kate zachorowała. Od kiedy widział jej cierpienie i uporczywą walką, na którą nie ma już po prostu sił. Chociaż można powiedzieć, że był już do tego przyzwyczajony, do – nie spania. Czuł się wtedy taki bezradny. Mogąc jedynie siedzieć przy jej łóżku i pewnie prosząc o kolejną tabletkę przeciwbólową dla niej, której nie mogła aktualnie wziąć, przez prowadzone leczenie. Mitchell nigdy nie będzie przepadał za szpitalami. Sam bywał w takich miejscach nie raz, ale i tak wolałby się trzymać od tego wszystkiego z daleka. Poznał wtedy jednak Lanę, która naprawdę mu pomogła i jego kobiecie.
Cierpienie wewnątrz było jednak nieporównywalne do tego fizycznego. Nawet jeśli kobiety wydają się na niego bardziej odporne, wtedy nawet tak nie myślał. Snuł się po korytarzach czy w drodze do żony dłużej jak powinien, zanim doszedł do jej pokoju by z uśmiechem wejść do niej, by dodać jej więcej sił, których już nie miała. Jednak ona wiedziała… kiedy patrzyła na niego zza kolejnej przeczytanej książki, a on nic nie mówił.
Być może się zmienił. Z pewnością nie miał już na palcu obrączki, która mówiłaby wszystkim, że jest żonaty.
Osobę Lany zapamiętał naprawdę miło, nawet jeśli nie mieli jakiegoś zbliżonego kontaktu pomiędzy jego wizytami w szpitalu. Przypomniał mu się moment, kiedy raz przyniosła mu kawę, którą się poparzył, zanim ostrzegła go, że jest naprawdę gorąca. Nie było to jednak takie złe, bo wtedy naprawdę go to obudziło, jeszcze zanim napił się tej kawy dobrze, by miała na niego jakikolwiek wpływ. Niczym bodziec, którego wtedy potrzebował. Ból fizyczny wydawał się w końcu bardziej realny, jak ten wewnątrz niego. – Zgadza się. To znacznie lepsza odmiana – przytaknął, bo jednak wolał się w szpitalu nie spotykać.
Oczywiście, że nie miał ważniejszych rzeczy, dlatego kiwnął głową i pozwolił sobie na szerszy uśmiech. Tak, Mitchell potrafi się bardziej uśmiechać, jak wtedy kiedy go widziała. Przytrzymał jeszcze drzwi jak wychodziła, by sam mógł w nich bezpiecznie przejść i nie dostać nimi czasem. Koło nich przeciskali się też inni ludzie, dlatego był tuż za nią. Świeże powietrze uderzyło go po wyjściu z baru, jak i uszy mogły bardziej odpocząć, nie słysząc już muzyki, czy głośnych rozmów innych. – Doskonale wiem, że w pracoholizm nie jest wpaść tak trudno - przyznał, bo być może sam był takim sprawcą, który na własne życzenie poświęcał w jakimś okresie życia więcej czasu na pracę, jak samemu sobie.
- Co mam Ci powiedzieć, czas jakby zatrzymał się u mnie w miejscu od tamtego momentu. Staram się jednak żyć dalej. Chociaż jak widać, chodzenie do barów to nic twórczego z mojej strony – rzucił nawet ze śmiechem. Szedł przy niej w kierunku, który sama wybrała.
Po chwili uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na nią uważniej.
- Wiem, że Ci wtedy dziękowałem za wszystko, ale naprawdę jestem wdzięczny za to ile nam wtedy pomogłaś – rzucił miękkim głosem. Ot, niech nie zapomina jaką jest dobrą kobietą, którą się ceni.
Do tego gdyby nie wojsko, teraz pewnie byłby lekarzem, jak jego ojciec. A może jednak nie?
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Jak na złość zawsze pamięta się chwile, w których zawalił się nam świat. On aż nazbyt wyraźnie pamięta walkę swojej żony z chorobą, ona zaś aż nazbyt wyraźnie pamięta moment, w którym dowiedziała się, że jej córka ma tylko kilka miesięcy życia. Były to piękne miesiące, ale i niezwykle ciężkie — bo mimo radości, że może trzymać swoje dziecko na rękach, zawsze przebijała się myśl, że niedługo się to skończy. Czar pryśnie, a mała Hope zniknie nie tylko z jej ramion, ale i życia. Ona zaś pozostanie z wielką dziurą w sercu, której najprawdopodobniej nikt nie będzie potrafił zapełnić. Teraz wie, że strata dziecka, które nosiło się pod własnym sercem, to największa strata, jaka może spotkać kobietę — i nie życzy tego nikomu.
..........Zresztą strata kogokolwiek to ciężki temat. Niełatwo jest nam pogodzić się z utratą najbliższych — szczególnie tych, których się naprawdę kochało. Niektórzy jednak dają sobie radę. Małymi kroczkami wychodzą z żałoby, godząc się z losem, który ich spotkał. Do nich właśnie należy zarówno ona, jak i Ryan. Nawet jeśli nie jest idealnie, nawet jeśli oboje nie są do końca szczęśliwi, śmiało można powiedzieć, że powoli wychodzą na prostą. Oczywiście, że już nigdy nie będzie tak samo, ale to nie oznacza, że już zawsze będzie źle.
..........Bo czas leczy rany…
..........A oni mogą mu pomóc — żyjąc.
..........Wychodząc do ludzi, znajdując sobie jakieś zajęcia, a nie tylko siedząc w domu i wegetując. I to właśnie robi. Bo jej obecność w barze to wcale nie przypadek, nie jednorazowy wybryk, którego nie ma zamiaru nigdy powtórzyć. Naprawdę zaczyna żyć. Kupiła sobie nawet pianino, które wstawiła do mieszkania, aby w samotne wieczory móc się czymś zająć, a weekendy często przeznacza na kilkugodzinne pieczenie babeczek lub innych deserów. Przepłakała już wystarczająco nocy — czas wziąć się za siebie.
..........To chyba najprostszy sposób, aby odciągnąć myśli — stwierdza, uśmiechając się lekko i poprawia swoją niewielką torebkę na ramieniu. Nie jest to bezpieczne miasto, doskonale zdaje sobie sprawę, że człowiek nie zna dnia ani godziny i w każdej chwili można zostać napadniętym. Po części dlatego zgodziła się na towarzystwo Ryana — zawsze to mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś postanowi ją okraść.
..........Może i nic twórczego, ale wierz mi lub nie, to naprawdę spory krok. Pierwsze wyjście może nie jest komfortowe, aczkolwiek jest to zdecydowanie dobry znak — mówi, zerkając na niego co chwilę. Głównie jednak skupia się na drodze, aby przypadkiem się nie potknąć albo nie wpaść na latarnię, bo czasem pech po ludziach chodzi. Zauważa jednak, jak jego usta rozciągają się w uśmiechu, a w głosie słyszy nutkę rozbawienia — i to też jest dobry znak. Znak, że powoli godzi się z losem. Bo co im innego pozostało? — Daj spokój, mówiłam ci, że to nic takiego. Po części to moja praca, ale muszę przyznać, jest w tym odrobina egoizmu, bo dzięki pomocy innym, sama czuję się lepiej — przyznaje z rozbawieniem, bo może i większość tak tego nie odbiera, ale taka jest zazwyczaj prawda. Nie wstydzi się tego i nie ma zamiaru temu zaprzeczać, bo jeśli dzięki temu ktoś poczuje się lepiej, jest w stanie z tym żyć.
Ostatnio zmieniony 2020-08-07, 19:52 przez Lana Ortega, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mogli słyszeć już coś takiego:
„Przynajmniej miałeś możliwość się pożegnać. Nie jednej osobie nie jest to nawet dane, ale nie w Twoim przypadku”, chociażby ujęte łagodniej, ale jednak z takim znaczeniem.
Cóż, łatwo powiedzieć.
Ciężej uważać, że tak właśnie jest, nawet jeśli to jednak oczywistość. Bo jakby nie było to szczera prawda. Mieli możliwość się pożegnać. Ich ukochani nie zniknęli z chwili na chwilę z zaskoczenia, co budzi nie raz bardziej nadszarpnięte emocje. Oni mogli się do tego chociaż z minimalnym stopniu przygotować. Jednak czy tak można? Czy łagodzi to ból po stracie bliskiego. Nie mógł powiedzieć, że jest lżej. Ale jednak jakoś się trzymał. Może nie raz, bezmyślnie sięgał po butelkę z alkoholem i upijał się w zaciszu domu, by zapomnieć. Potrafił jednak w miarę normalnie funkcjonować. Ciągle na głowie miał Seattle Boxing Gym, jak i miał jeszcze w swoim otoczeniu innych bliskich ludzi, dla których musiał jakoś żyć. Nawet jeśli odczuwał cierpienie po stracie Kate w niektórych momentach, to nie mogło być tak, że ciągle mu to towarzyszyło. Musiał jakoś oddzielić to wszystko. Gdyby tego nie potrafił, jak przetrwałby te wszystkie lata służąc jako żołnierz i snajper na misjach?
Śmierć, cierpienie – jakby towarzyszyły mu w życiu od zawsze, kiedy nie raz był takiej świadkiem. Nawet jeśli sam nie brał w tych własnego udziału, tak jednak nie byłby człowiekiem, gdyby niczego nie odczuwał, widząc nie jeden taki obraz. Taki, którego nie jeden człowiek by nie wytrzymał. On musiał.
Czas jest jedynym być może ratunkiem, który pozwoli złagodzić ten ból. Zastąpić go czymś nowym. Bo nie tak, że już nigdy nie będą szczęśliwi. Bo nigdy nic nie wiadomo. Nawet pamięć bywa ulotna.
Minęły dwa lata… długie dwa lata, które jakby ciągnęły się w nieskończoność. Uśmiech na jego twarzy był mniej wymuszony, jak dawniej. A nawet pojawiał się samoistnie, niekontrolowanie, bo jednak nie odczuwał bólu tak jak wtedy w tym danym momencie. Kobiety być może inaczej przeżywają swoje cierpienie. Albo po prostu inaczej to wszystko po sobie pokazywali, co nie znaczy, że nie bolało ich podobnie. Do tego z wieloma rzeczami się musiał Mitchell pogodzić (chociaż i tak nie wiadomo czy tak właśnie było). Chciał mieć kiedyś dzieci… ale czy będzie takie miał?
Z Ryanem nie powinna się obawiać niczego, chociaż nie tak też, że był niczym człowiek ze stali. Jednego mogła być jednak pewna, że z jego strony nic groźnego jej nie grozi. Nie jednemu też da radę, także może czuć się jakby miała takiego bodyguarda przy sobie.
- Pierwsze wyjście nie należy zdecydowanie do łatwych – zauważył otwarcie i odetchnął. – Także dobrze, że już to mam dawno za sobą – dodał jakby z ulgą, bo ten czas ma już jednak dawno za sobą.
Czy była egoistyczna?
Nic z tych rzeczy. Uśmiechnął się do niej przelotnie, przez moment sam skupiając się na drodze przed nimi. Bo sam też jednak wolałby uniknąć jakiegoś słupa. Chociaż on to się skupiał od zawsze i raczej mu się taki „wypadek” nigdy nie przydarzył z własnej winy.
- To nic złego, czuć się lepiej przez coś takiego – stwierdził ukradkiem i przysunął się do niej bardziej, stykając się z nią ramieniem bardziej jakby chciał, kiedy mijał ich jakiś rowerzysta.
- Gdzie mieszkasz? – zapytał prosto z mostu. – Nie tak, że chcę się wpraszać, ale o tej porze będę czuł się spokojniejszy, jak odstawię Cię pod dom – dodał z uśmiechem.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Tyle razy słyszała te słowa — i ani razu jej one nie pomogły. Bo jak ten fakt może pomóc? Przecież nie sprawi, że ból stanie się mniejszy, że szybciej pogodzi się ze stratą. Sprawiał jedynie, że codziennie zastanawiała się kiedy nadejdzie ten dzień — kiedy serduszko Hope odmówi posłuszeństwa i przestanie bić już na zawsze. Sprawiał, że codziennie czuła stres i strach i nie potrafiła się cieszyć z tego, co ma.
..........Ale ci, co tego nie przeżyli, nigdy nie zrozumieją. Mogą udawać, że wiedzą jakie to jest uczucie, mogą powtarzać, że współczują i że z czasem na pewno będzie lepiej, ale nie mają pojęcia, o czym mówią. To nie ich świat się zawalił, to nie oni muszą żyć bez osoby, która była dla nich wszystkim.
..........Ale oni wiedzą.
..........To ich właśnie łączy — ból, strata, tęsknota i to, że rozumieją. Może właśnie dlatego tak dobrze czuje się w jego towarzystwie. Jeszcze przed chwilą miała przecież dość ludzi. Miała ochotę uciec do swojego mieszkania, schować się w swoich czterech ścianach i odpocząć. Była zmęczona — wyrazami współczucia, pytaniami jak się czuje i tym obchodzeniem się z nią, jak z jajkiem. Przecież próbuje wrócić do normalności, dlaczego więc inni tak uparcie próbują jej to uniemożliwić? Dobrze, że chociaż w pracy może się od tego odciąć — pacjenci nie mają o niczym pojęcia, a osoby, z którymi pracuje mają zbyt dużo roboty, aby interesować się jej samopoczuciem. W szpitalu nie ma miejsca na słabości, nie ma ulgowego traktowania — właśnie dlatego z chęcią oddała się w wir pracy, kiedy pierwszy szok minął.
..........Długo trwała w tym stanie. Całe szczęście, ani razu nie sięgnęła wtedy po alkohol. Kusiło, oczywiście, że tak — wizja znieczulenia zawsze mocno pociąga. Ale dała radę. Dopiero kiedy zaczęła wychodzić, pozwoliła sobie na drinka czy dwa dla towarzystwa. Nie chciała być jedną z tych osób, które wpadną w alkoholizm. Nie chciała zniszczyć sobie życia. I nie chce nadal, głównie dlatego wreszcie się przełamała i zaczęła wychodzić do ludzi.
..........Ja też się z tego cieszę. Wreszcie zaczynam czuć się jak człowiek. Jak dawna ja — przyznaje szczerze, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że odrobinę zwolniła kroku. A przecież przed chwilą tak śpieszno było jej do mieszkania! Teraz jakby o tym zapomniała. Nawet nie przeszkadza jej, gdy mężczyzna odrobinę przysuwa się w jej stronę, kiedy mija ich pędzący w przeciwległą stronę rowerzysta. Czując, jak jego ramię ociera się o jej, ma wrażenie, że już zapomniała jak to jest czuć ciepło drugiego człowieka. Nic dziwnego, skoro zamknęła się przed wszystkimi, nawet przed swoim ówczesnym partnerem, z którym dziś nie łączy ją już nic.
..........Chinatown. To niedaleko, raptem kilka przecznic stąd — wyjaśnia z lekkim uśmiechem, odgarniając zbłąkany kosmyk włosów, który pcha jej się do oczu. — Mam nadzieję, że nie odciągam cię od żadnych ważnych spraw? — pyta jeszcze, bo nie chce mieć później na sumieniu tego, że gdzieś się spóźnił. Zdecydowanie nie narzeka na jego towarzystwo, ale nie lubi się narzucać, szczególnie jeśli ktoś ma coś innego do roboty.
Ostatnio zmieniony 2020-08-07, 19:53 przez Lana Ortega, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatnie pożegnanie do którego wcale nie musi dojść, jeśli nie przyjdzie pogodzenie się z tym wszystkim.
Powolna śmierć.
Wyczekiwanie…
nawet on nie pozwolił jej odejść, choć musiał. A nawet jakby doszło do tego w ostatnim momencie jej życia, to mogłoby być bardziej skomplikowane. Jeśli duchy istnieją, to taki duch Kate właśnie chodzi za nim, wyczekując momentu, kiedy faktycznie pogodzi się z tym wszystkim i pozwoli jej w końcu odejść. Chociaż nawet on może nie być tego świadomy, że czas się dla niego w tamtym momencie zatrzymał, a jego uczucia zamarły. Czekając na wybawienie.
Poszedł z tym wszystkim naprzód? Zapomniał o cierpieniu? Nie całkowicie. Cierpiał każdego kolejnego dnia, bo czuł, że nawalił. Choć to nawet nie była jego wina. Najwidoczniej był o wiele bardziej słaby, jak ta kobieta przed nim, choć mogłoby się to wydawać niemożliwe. W końcu to żołnierz. Były, ale jednak żołnierz. On w odróżnieniu od niej sięgnął po alkohol, jakby ten mógł być jego wybawieniem. Nie, nie był. Mitchell wiele przeżył. Takich rzeczy, którym wielu osobom mogły wydawać się nieprawdopodobne. A jednak, kiedy jest się blisko tego całego syfu związanego z wojną i bronią, wiele może się przydarzyć.
Miał jednak asa w rękawie, dzięki któremu przeżył ten cały czas – potrafił się wyłączyć.
Potrafił się od niedawna nawet bardziej uśmiechać.
Kiedy byli tak blisko ze sobą, że podzielili się własnymi tragediami? Dlaczego uśmiechał się teraz przy niej, całkowicie naturalnie, chcąc ją jeszcze odprowadzić, bo czuł, że musiał?
Pytań mogło być wiele o ile oczekuje się jeszcze na ich odpowiedzi. On tego nie wyczekiwał.
Szybki powiew wiatru jaki pozostawił po sobie rowerzysta, zniknął tak szybko, jak się pojawił. Światło z latarni oświetlało właśnie twarz kobiety, która wypowiadała te ostatnie pytające słowa w jego kierunku.
Wzruszył nieporadnie ramionami.
- Nic nie mam aktualnie ważniejszego – stwierdził poważnie, z powoli pojawiającym się uśmiechem na jego trochę zarośniętej buźce.
- A więc Chinatown? To miejsce jest jakby niezbyt odpowiednie dla Ciebie. Idąc w tym kierunku obstawiałbym bardziej South Lake Union – rzucił na luzie.
- Od dawna tu mieszkasz? – zapytał następnie. Zastanawiał się dlaczego Chinatown, skoro mogła wybrać każde bezpieczniejsze miejsce do mieszkania. Chociaż zawsze to nie South Park.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Nie wierzy w Niebo. Nie wierzy w życie po śmierci. Ma jednak nadzieję, że jeśli się myli, to Hope jest szczęśliwa tam, gdzie się znajduje; że niczego jej nie brakuje i jest jej lepiej, niż było tu, na Ziemi. Nie rozumie też ludzi, którzy wierzą w Boga i twierdzą, że to Jego plan. Dlaczego? Dlaczego, do cholery, Bóg miałby zsyłać cierpienie na małe, niczego nieświadome i niewinne dziecko? Dlaczego chciałby rozbijać rodziny i sprawiać, że ludzie będą cierpieć? To nie Bóg, to po prostu życie — niesprawiedliwe i cholernie bolesne życie. Jeśli masz szczęście, przebrniesz przez nie bez większych tragedii, ale jeśli los obróci się przeciwko tobie… Czasem można stracić wszystko. I tylko od ciebie zależy, czy się po tym podniesiesz.
..........Stara się. Naprawdę się stara żyć dalej, ale nie zawsze jest to takie proste. Szczególnie wtedy, kiedy podczas spacerów widzi szczęśliwe rodziny. Śmiejące się dzieci, rodziców wpatrzonych we własne pociechy i miłość, jaką siebie darzą. Jej życie też miało tak wyglądać — ale coś poszło nie tak, a ona nie miała nawet szansy, aby to naprawić. Była bezradna, tak samo, jak bezradny był Ryan, kiedy jego żona powoli umierała w szpitalu.
..........Podobne doświadczenia zawsze zbliżają do siebie ludzi. Może dlatego podzieliła się z nim swoimi przeżyciami — żeby wiedział, że ona doskonale wie, co w tamtej chwili czuł. I co czuje teraz. Przechodziła dokładnie przez to samo. Przechodzi nadal, bo to nigdy nie zniknie. Już nigdy nie będzie tak, jak było. Ani u niej, ani u niego. W ich pamięci już na zawsze będą ci, którzy odeszli, nawet jeśli na ich miejsce pojawi się ktoś nowy.
..........Faktycznie, to zdecydowanie nie jest dzielnica, w której chciałam mieszkać — mówi, uśmiechając się lekko pod nosem. Zerka przed siebie — na pierwsze budynki tego niezbyt pięknego, a jednak ciekawego miejsca. — Niestety, z marną pensją pielęgniarki nie stać mnie na nic bardziej… Odpowiedniego. Ale zdążyłam się przyzwyczaić. — Wzrusza ramionami, bawiąc się monetą, którą przed chwilą znalazła w kieszeni swojego swetra. — Co nie oznacza, że nie wyprowadzę się stąd, jak tylko nadarzy się okazja — dodaje ze śmiechem, bo przecież nie zamieszka mieszkać w tej dzielnicy już na zawsze. Nie wie czy kiedykolwiek zbuduje jeszcze jakiś związek, ale jeśli nie, tak czy inaczej ma zamiar zamieszkać w jakimś małym, przytulnym domku z ogródkiem. — Niecałe trzy lata. Przez pewien czas po śmierci Hope mieszkałam z rodzicami, ale na dłuższą metę bym z nimi zwariowała — odpowiada szczerze, zerkając ponownie na swojego rozmówcę. Kocha swoich rodziców, ale czuła się w domu strasznie osaczona i traktowana, jakby była z porcelany. Nie tego potrzebowała. Potrzebowała stanąć na nogi, a oni jej tego nie ułatwiali.
..........A ty w której części miasta mieszkasz? Proszę, nie mów, że na drugim końcu miasta, bo będzie mi głupio, jak okaże się, że ciągnę cię w zupełnie przeciwnym kierunku. — Posyła mu błagalny uśmiech, bo przecież nie chce być dla niego kłopotem. Cholera, a mogła złapać taksówkę. Z drugiej strony, spacer z Ryanem naprawdę jej się podoba.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lepiej jest w coś wierzyć, jak nie wierzyć w nic (?)
Przynajmniej mu tak było lepiej sobie radzić z nie jednym czymś. „Jeśli nie ma się oczekiwań od czegokolwiek, to przynajmniej nie ma zawodu” – chciałby tak uważać, jeśli sam nie miałby wiary w cokolwiek, jednak rzeczywistość bywała inna. Wiedział, że na świecie istnieje zarówno dobro, jak i zło.
Los… przeznaczenie… Jego plan?
Co by to nie znaczyło i jakie by to miało swoje istnienie tak naprawdę, nie mu to jest oceniać. Wiedział, że sam szuka czegoś od życia. Czegoś większego, jak samo być] bez określonego celu, coś do czego mógłby się doczepić, by jakoś przetrwać swoje życie w większym znaczeniu, jak samo „ja”. Aktualnie może Mitchell pogubił się jeśli chodzi o jego wiarę, ale tak naprawdę nawet w momencie choroby Kate, wierzył, że zawsze jest nadzieja. Na froncie widział sytuacje, niemal niemożliwe. Cuda naprawdę się zdarzały i nikt nie wmówi mu, że wszystko jest po prostu takie, jak się trafi. Niczym nieodpowiednia pora i nieodpowiednie miejsce. Nawet jeśli nikt nie może decydować za nas i kierować naszymi decyzjami bez naszej wiedzy. Oczywiście istnieje coś takiego jak manipulacja – ostatecznie to od nas zależy co zrobimy. Gdzieś tam na świecie był jeszcze większy chaos, jak nie jedna osoba mogłaby sądzić. Nauka płata niemałe figle, drocząc się z naturą. Gdzieś tam ktoś być może potrafi odebrać komuś rozum. Jednak ich utraty niestety nie były przez nikogo zaplanowane i tylko od nich zależało jak się do tego wszystkiego dostosują. Jak to przeżyją. A szkoda, bo wtedy mógłby kogoś obwinić. Mieć powód do tego, by mieć jakiś cel (niekoniecznie dobry). Nie uważał, że jakoś zbliża się do kogoś, przez podobne tragedie, a jednak idąc z nią ramię w ramię, czuł się spokojniejszy. Być może nie był w stanie przyznać się do tego tylko otwarcie, że w momencie, kiedy podzieliła się z nim swoim bólem i przeżyciem, zdał sobie sprawę, że nie został z tym wszystkim sam i nie zatrzymał wszystkiego tylko dla siebie w środku. Niczym usychający krzak o którym nikt nawet nie wie.
Dobro i zło.
Śmierć i życie.
Całe szczęście to wszystko współgra ze sobą i nigdy nie pozostaje jedno bez drugiego.
Wybór dzielnicy był jej wyborem. Było wiele innych miejsc, które mogła sobie wybrać, ale jakimś trafem padło właśnie na Chinatown. Pozwolił sobie jednak tylko uśmiechnąć w jej kierunku. Bo to był jej wybór.
- Zawsze można coś zmienić w swoim życiu. Nawet jeśli wkradły się już do niego przyzwyczajenia – powiedział miękko i rozejrzał się na boki, sunąc spojrzeniem po budynkach i ulicy. – Nie tak, że jest tutaj źle. Nawet Chinatown ma swój urok. Po prostu stawiałem na inne okolice – zauważył jeszcze, dodając do tego przelotny uśmiech.
- Coś o tym wiem. Jeśli chodzi o rodzinę, to lepiej trzymać się od niej w bezpiecznej dalszej odległości – przyznał jej rację i cmoknął nawet pod nosem. No, całe szczęście, że już dawno opuścił dom rodzinny i się usamodzielnił. Nawet jeśli z ich małą pomocą miał wystarczające środki do życia, by mieszkać tam gdzie mieszka. To nie wstyd skorzystać z kasy rodziny, kiedy i on nie raz wspiera ich jak tylko może w nie jednej sprawie.
- Downtown – odpowiedział na jej pytanie.
Niczym zupełnie inne światy. Z innymi standardami. Jednak ani przez moment nie pomyślał, że mieszka w lepszym miejscu, a ona w gorszym.
Byli już pewnie coraz bliżej jej budynku w którym mieszkała. I nie, nie rzuci słowami typu "daleko jeszcze?". Ten spacer z nią, dobrze mu zrobił, gdzie nie ważne jak daleki miałby być. Gorzej jak było blisko, bo aż szkoda go kończyć.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Dobro i zło.
..........Śmierć i życie.

..........Coś, nad czym nie mamy kontroli. Coś, czego człowiek nigdy nie pokona. Możemy jedynie bezradnie patrzeć, jak świat powoli zostaje niszczony, jak ludzie umierają i rodzą się kolejni, jak pojedyncze osoby próbują zrobić coś. Ale kimże my jesteśmy? Tylko pyłkiem w ogromnym wszechświecie, który nawet w całości nie został odkryty.
..........Bezgraniczna przestrzeń.
..........Nie dziwi się, że ludzie pragną w coś wierzyć. W kogoś, kto nad nimi czuwa, w jakiś większy sens. Zazdrości im, bo ona tak nie potrafi. Nie potrafi wierzyć w kochającego Boga, choć wizja życia po śmierci jest zdecydowanie przyjemna. Chciałaby, aby istniało, głównie po to, żeby jej mała Hope mogła wieść tam szczęśliwe, nowe życie — a ona, po śmierci, mogła tam do niej dołączyć.
..........Do tego momentu ma jednak jeszcze sporo czasu, a przynajmniej na to liczy. Zawsze chciała dożyć spokojnej starości, kiedy to mogłaby obserwować z bujanego fotela swoje biegające po wielkim ogrodzie wnuki. I wciąż ma na to szanse, choć zegar nieubłaganie tyka, a ona na ten moment nawet nie jest w stanie raz jeszcze kogokolwiek pokochać. Jak mogłaby, skoro w jej sercu wciąż tkwi ten jeden mężczyzna, z którym miała być do końca życia? Bo chociaż się rozstali, chociaż ich ścieżki biegną zupełnie innym torem, wciąż jest dla niej ważny. Powoli jednak nadchodzi czas, w którym chyba powinna pogodzić się z tym, że to, co mieli już nie wróci. I że ma prawo znaleźć sobie kogoś, z kim znowu będzie szczęśliwa.
..........Ale to jej wybór. Tak samo, jak wybór dzielnicy, która może i faktycznie nie jest najlepszym wyborem, ale na tyle na razie ją stać. Może za jakiś czas znajdzie sobie coś lepszego, w nieco przyjemniejszej dzielnicy. Gdzieś, gdzie będzie ciszej i spokojniej, gdzie będzie więcej zieleni i kwiatów.
..........Kiedyś zapewne zmienię — mówi, kiwając lekko głową i znowu rozgląda się po okolicy, która o tej porze już tonie w mroku i tylko jaskrawe światło ulicznych latarni sprawia, że cokolwiek widać. — To znaczy… Kocham ich i wiem, że chcą dla mnie jak najlepiej, ale czasem co za dużo, to niezdrowo. Oni wiedzą co to znaczy stracić dziecko, ale nie potrafią zrozumieć, że… To co innego, całkiem inna sytuacja. I że każdy inaczej przechodzi utratę dziecka. — Wzrusza ramionami, wciskając dłonie do kieszeni swetra, po czym zatrzymuje się przed jednym z budynków — tym, w którym mieszka.
..........No widzisz, za to do ciebie Downtown pasuje — śmieje się, nie spiesząc się z powrotem do mieszkania. Teoretycznie noc jest jeszcze młoda, jej się nie chce spać, a obecność Ryana jest naprawdę przyjemna. — Chcesz może wejść? Na kawę już za późno, ale może herbata? Ewentualnie wino? — wypala w pewnej chwili, w ogóle nie zastanawiając się czy tak wypada, czy może nie.
..........Obrazek
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

III. Kiedy dostajesz jeden z tych pijackich telefonów w środku nocy od swojej młodszej siostry, nie zastanawiasz się nawet nad sensem jej słów. Po prostu słyszysz mocno podchmielone brzmienie, brzdęk kieliszków i – o zgrozo – głos jakiegoś skurczybyka w tle i nieważne, że to prawie trzecia nad ranem, pakujesz swój leniwy tyłek z powrotem w jeansy, zakładasz kurtkę i jedziesz pod wskazany adres. Swoją nadopiekuńczością względem rodzeństwa, William niejednokrotnie zasłużył sobie na marmurowy pomnik. Owszem, zdawał sobie sprawę, że oboje byli już dorosłymi ludźmi i mieli swoje szalone życia, o których wolał nie znać szczegółów, ale w jego oczach wciąż byli nieporadnymi maluchami, tępo wpatrzonymi w starszego brata.
Zaparkowawszy auto tuż pod budynkiem, zaczął przepychać się w kierunku drzwi. Piątkowa impreza musiała rzeczywiście być całkiem głośna dla sąsiedztwa, bo ludzi stali z drinkami nawet przed drzwiami frontowymi. Na szczęście brunet doskonale znał swoją siostrę i niemal od razu udało mu się wyszukać znajomą twarz w tłumie.
Przyznaj się, aż tak źle? – zapytał z rozbawieniem, zerkając na kolejkę pustych shotów stojących przed nią. Niewątpliwie nie dałaby rady wypić ich w samotności, ale co dziwne, nie zauważył żadnej z jej koleżanek. – Jesteś tu sama? – z jednej strony bał się odpowiedzi, bo nie chciał słyszeć kolejnej historii o złamanym sercu i nieudanej randce, tym bardziej, że Posy nie grzeszyła trzeźwością. Z drugiej jednak musiał wiedzieć kogo uprzedzić, że wychodzi. Bo skoro dostał telefon, że ma ją odebrać, to impreza właśnie dla niej się kończyła, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co ją podkusiło, żeby zadzwonić akurat do niego? Ze wszystkich ludzi, akurat Will… i tak, był jej bratem, ufała mu bezgranicznie, kochała go najbardziej na świecie i wiedziała, że jej nie odmówi, ale jednocześnie chyba nie chciała, żeby wiedział o wszystkim, co działo się w jej życiu. Wcale nie musiał wiedzieć, że po powrocie do Seattle nie jest tak kolorowo jak mogłaby się wydawać. Że jej życie to tylko praca z którą zdecydowanie przesadza, przepracowując się oraz wieczory ja te, gdy wlewa w siebie nieprzyzwoite ilości tequili i… robi inne nieprzyzwoite rzeczy. I to wszystko, żeby zapomnieć. Żeby nie musieć siedzieć samotnie w czterech ścianach swojego domu i nie musieć walczyć z koszmarami.
Miała jednak moment kryzysu. Ba! W pewnym momencie po prostu coś uderzyło w złe tony i wpadła w dołek. To właśnie wtedy zdecydowała się zadzwonić po brata, bo odechciało jej się imprezowania, odechciało jej się nachalnego towarzystwa faceta, który chyba liczył, że zabierze ją dzisiaj do domu, bo przez cały wieczór stawiał jej drinki i momentami ciężko było mu utrzymać ręce przy sobie.
- Hm? – spojrzała na brata zdezorientowana, gdy się przy niej zmaterializował – Tak. Znaczy… nie… poszedł gdzieś, chyba do łazienki. Ale nie pytaj mnie jak się nazywa. Nie mam pojęcia. Jest strasznie nudny i uparty. – rzuciła konspiracyjnym szeptem i teatralnie przewróciła ślipiami, lekko zsuwając się ze stołka barowego – Dzięki, że jesteś, Willie – szepnęła, opierając głowę na jego torsie i znów na moment się zawieszając – Odwieziesz mnie do domu? Pójdę tylko do toalety… – rozejrzała się za swoją torebką, zgarnęła ją z blatu, sprzedała jeszcze bratu buziaka w policzek i ruszyła do tej wspomnianej łazienki. Gorzej, że jego obecność odnotował także facet, który rościł sobie dzisiaj do niej jakiejś prawa, a że nie wiedział, że jest jej bratem… wyobraził sobie trochę za dużo. Zazdrość. Samczy instynkt. Wrodzona głupota. To wszystko sprawiło, że gdy Posy minęła go zupełnie bez słowa w drodze do toalety (jakby go nie zauważyła i nie poznała) – odwrócił się na pięcie i ruszył za nią. Kłopooooooty.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Georgetown”