WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[3]

Były trzy rzeczy, jakie Hunter McNulty najbardziej cenił sobie w samotnych popołudniowych treningach, które zresztą często z planowanych czterdziestu minut wycisku zmieniały się spontanicznie w półtorej godziny (albo dwie, albo nawet i trzy, gdy waga stresu i napięcia szczególnie ciążyła mu na umięśnionych barkach):
Krew, pot i łzy.
No dobra, wcale nie. Żarty na bok, i jeszcze raz:
Głośny, brutalny, wulgarny rap dudniący pod osłoną drogich, nowoczesnych (i oczywiście bezprzewodowych) słuchawek, nadający rytm jego ruchom, przypominający mięśniom, że mają się wytężać, mają się napinać, mają, a nawet muszą, pracować mimo drżenia i narastającego zmęczenia.
Czerń bieżni uciekająca spod opadających na nią raz po raz stóp, jej miarowy szmer i łoskot pod naporem wprawionego w ruch, niepowstrzymanego ciała. Albo metaliczny jęk ciężarów opadających na ławeczkę przy każdym kolejnym powtórzeniu. Albo suchy wizg rozkręconej dziko skakanki miotanej nad głową przy którymś z rzędu podskoku.
I w końcu to... Uczucie... To... Wrażenie... Że może. Że jeszcze wczoraj nie mógł, a dzisiaj już może. Że jeszcze wczoraj biegł wolniej, a dzisiaj biegnie szybciej. Że wczoraj podniósł mniejszy ciężar - nawet jeśli mniejszy jedynie o kilkaset gram - a dziś podnosi cięższy, większy. Że staje się lepszy, że robi postępy, że z każdą minutą przybliża się do ideału bez imienia i bez kształtu, ale do ideału jednocześnie, do którego musi, absolutnie musi, wiecznie zmierzać - i to zmierzać bez wytchnienia.
I to nie do końca tak, że szczególnie się katował. Jasne, zdarzały się dni, w które przesadzał, a treningi z czegoś, co powinno robić się dla siebie zmieniały się w akty wymierzone przeciwko sobie.
Ale na ogół to nie autoagresja i autodestrukcja były główną motywacją Huntera, główną siłą napędową popędzającą go na siłownię o najbardziej niespodziewanych czasem porach.
Była nią obietnica czystości umysłu, chwilowego wytchnienia od wiecznego natłoku myśli, którą przynosiło mu zanurzenie się w wir fizycznego wysiłku.
Stan ten - spokoju, czystości, ulgi - utrzymywał się czasem jeszcze kilka godzin po wyjściu z sali ćwiczeń i był czasem lepszy niż ten, w który człowiek wpada pod wpływem alkoholu albo kokainy, albo po wyjątkowo intensywnym orgazmie.
I towarzyszył McNulty'emu także i teraz, gdy ten, ze sportową torbą przewieszoną na ramię, opuszczał budynek akademickiej siłowni po piątkowej serii ćwiczeń. Był jak ten przysłowiowy kwiat lotosu, kurwa.
Niewzruszony. Stabilny i spokojny i zrównoważony, zupełnie jakby unosił się na niezmąconej niczym, perfekcyjnie gładkiej tafli błękitnego jeziora.
Tak, tak, tak.
Pytanie tylko: na jak długo?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

~~004~~
Ta urodziwa, choć momentami niezwykle działająca na nerwy, młoda dziewczyna zazwyczaj nie odwiedzała tego typu miejsc. Nie musiała, ponieważ jeszcze do niedawna bardzo dbała o swoją linię, przywiązując ogromną wagę do własnego zewnętrznego wyglądu. Niestety w ciągu minionych kilku miesięcy, całe życie Barbary Collins, zostało wywrócone do góry nogami. Począwszy od nagłej i dość niespodziewanej śmierci ukochanej matki, poprzez calą masę długów, jakie ta po sobie postawiła, a które nastolatka zmuszona była spłacić. Kontynuując doszła do tego sprzedaż rodzinnego domu, która okazała się jedynym, rozsądnym rozwiązaniem, na jakie sztynka, mogła sobie wówczas pozwolić. Pomimo ogromych starań wierzyciele i tak nadal za nią biegali, ale to jest już opowieść na zupełnie inną okazję. Podsumowując, Barbie z dnia na dzień, została zupełnie sama. Nie posiadała żadnej innej rodziny, jaka mogłaby przyjąć ją pod swe skrzydła. Chcąc czy nie, dziewczyna musiała nie tylko szybko stanąć na nogi, ale i również dorosnąć do tego, aby móc działać w pojedynkę.
Wracając jednak do wydarzeń chwili obecnej...
Dlaczego siłownia, zamiast na przykład, kubka gorącej czekolady i wylegiwania się pod grubym, ciepłym kocem w zaciszu własnego mieszkania? A dlatego, że Collins wciąż uparcie twierdziła, iż musi porzucić zbędny, nagromadzony "balast"
Choć wszyscy wokół powtarzali jej, iż w rzeczywistości schudła, co mogło być wynikiem ogromu zmartwień i problemów, które nagle zwaliły się Barbarze na głowę, to ta i tak uważała, że powinna zrzucić tu i ówdzie.
Pojawiając się na swoim drugim w tym tygodniu, popołudniowym teningu, Barbie rozpoczęła od podstawowej rozgrzewki, która zajęła jej jakiś kilka, no może kilkanaście minut. W następnej kolejności, zabrała się za rozciąganie. I tutaj w zasadzie pojawił się pierwszy problem, ponieważ podczas ćwiczeń, nastolatka kątem oka zauważyła, że jest bacznie przez kogoś obserwowana.
W pierwszej chwili, nie zwróciła na to wiekszej uwagi. Zmieniła jednak swoje nastawienie, gdy zrozumiała, że nieznajomy pomimo upływającego czasu, nadal jej się przygląda. W normalnych okolicznościach, zapewne by go olała, ale ten ewidentnie miał w sobie coś, co sprawiło, iż młoda dziewczyna, zapragnęła poznać "intruza" który ośmielił się zakłócić jej trening. Z tą myślą Collins, wstała z maty po chwili, kierując się do nieznajomego.
- Cześć, jestem Barbie - Przestawiła się, a w kąciku jej ust, zawitał nieznaczny, acz zadziorny uśmieszek. - Zamiast się tak na mnie patrzeć, może zechcesz dołączyć? - Zaproponowała, zastanawiając się po jaką cholerę właściwie to robi?
- Chyba, że poza gapieniem się, robisz coś konkretnego, to ja chętnie przyłączę się do Ciebie. Co Ty na to? - Dodała, mierząc chłopaka wyzywającym spojrzeniem. Zupełnie tak, jakby oceniała, czy rzeczywiście wart jest poświęcanej mu obecnie uwagi? Testowała go, prowokując i co najlepsze w tym wszystkim, doskonale zdawała sobie z tego sprawę...

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „University District”