Chemia nie działała - to usłyszała dwa dni temu, gdy siedziała z lekarzem w gabinecie. Nie było nawet odrobinę lepiej, a wręcz jej stan się pogarszał (jakby nie wiedziała), więc miała mieć teraz tydzień przerwy, żeby spędzić troszkę czasu w domu i potem wracała znowu na kolejne cztery tygodnie, na powtórkę kursu. Wszyscy przecież wiedzieli co oznaczała oporność na chemioterapię, ale uprzedziła, że skoro ma wrócić do domu, to nie chce o tym rozmawiać. Charlie odebrał ją ze szpitala, po drodze zajechali do jakiejś ulubionej kawiarni Lils, gdzie sprzedawali bajeczne croissanty - bo nie mieli kiedy do niej pójść wcześniej, więc kazała mu przynajmniej jednego zjeść

- Chyba coś dziś sama ugotuję, potrzebuję normalnego jedzenia - stwierdziła, oblizując popękane usta, na które nałożyła grubą warstwę nawilżającej pomadki i wsunęła tyci kawałek ciasta francuskiego do ust. - Zostaniesz? Cams się tak ostatnio tobą jara, że pewnie się ucieszy - dodała. Oparła się plecami o ścianę w lobby, wyciągając dłoń do jego kołnierzyka w koszuli i poprawiła go, muskając przy okazji palcami jego żuchwę. Mógł zostać. Ron powiedział, że nie ma czasu po nią przyjechać, więc tym bardziej, nie? A nawet jeśli by był, to musiał tolerować Charliego w ich życiu. Musiał, bo ona bez niego zupełnie nie widziała niczego i powoli zaczynała się sama przed sobą do tego przyznawać, eh.