WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Pomieszczenie było jasne i czyste. Nigdy nie dbał przesadnie o porządek, czasem jakaś skarpetka przeczekała dłużej pod łóżkiem, wcześniej nie znaleziona, kubek po kawie brudził podstawkę drugi dzień, na nudnej książce zebrała się cienka warstwa kurzu – nie był typem bałaganiarza, ale po wyglądzie domu można było stwierdzić z całą pewnością, że ktoś w nim mieszka. Kuchnia była jednak tym pomieszczeniem, które wyglądało jak z katalogu. Czyste blaty, lśniące ostrza wystające ze stojaka na noże, świeżo wyprana ściereczka, nowa rolka ręczników papierowych, a w kącie, w drewnianych białych skrzynkach owoce i warzywa – oczywiście te, które nie zostały wybrane do prezentowania się na szerokim talerzu ustawionym na wyspie kuchennej.
Logan zajrzał do skrzynki z pomidorami, wybrał pięć pękatych, lśniących czerwonych okazów i odłożył je na blat. Z lodówki wyjął cztery jajka i jedną ostrą papryczkę. Oprócz tego, przygotował jeszcze ząbki czosnku, bazylię w doniczce, trochę przypraw i, po krótkim zastanowieniu, sięgnął także po oliwę. Nie sądził, żeby Eileen była w nią zaopatrzona. Mógł się mylić, choć uważał, że szanse na to są niewielkie, bliskie zerowym. Wpakował wszystko do płóciennej torby, którą zawiesił sobie na ramieniu, pod pachę wziął pudełko z grą „Zgadnij kto to” i ruszył do drzwi. Trzymając już rękę na klamce zawahał się, zawrócił, wziął wydrukowany wcześniej artykuł, wpakował go do torby, po czym wreszcie wyszedł.
Nie miał daleko, mógłby susem przeskoczyć płot dzielący ich domy, żeby znaleźć się zaraz na ganku Eileen. Na uwadze miał jednak pomidory i nowe spodnie, których nie chciał podrzeć. Jak cywilizowany człowiek przeszedł więc krótki dystans chodnikiem, a następnie pokonawszy schodki zapukał do drzwi.
-
- v.
— Toż to brat marnotrawny. — Przywitała Logana w drzwiach z nieco mniejszym entuzjazmem niż pies, jednak nie ruszyła się z miejsca, żeby go przepuścić. Jej dłoń wciąż spoczywała na klamce, jakby w ten sposób dawała do zrozumienia, że nie miało to prędko nastąpić. — To moja dzisiejsza kolacja czy coś, czym powinnam cię obrzucić za zdradę i sprzymierzenie się ze społecznością sąsiedzką? — Kiwnęła głową na torbę wypełnioną warzywami, pośród których pomidory wybijały się najbardziej. Pewnie pomyślał, że dla kogoś takiego jak ona, kto zwykle jada gotowe dania, fakt, że kolację przygotowuje się najpierw z prawdziwych produktów, jest wręcz nieprawdopodobny, ale ona tylko się droczyła. Chociaż na jego miejscu miałaby się na baczności mimo wszystko. Wiadomo, co się mówi o głodnych osobach, więc jeśli do tego doda się jeszcze chęć odegrania się, to powstaje mieszanka wybuchowa.
Przewróciła oczami po czym odsunęła się z przejścia i podążyła niespiesznym krokiem w stronę kuchni.
— Zastanawiałam się czy w ogóle cię wpuścić, ale doszłam do wniosku, że jestem zbyt głodna — mruknęła ze słyszalnym przekąsem w głosie, zerkając na niego przez ramię, gdy przekroczyła próg pomieszczenia, w którym przedmioty kuchenne w końcu do czegoś posłużą, przynajmniej w sposób zgodny z ich przeznaczeniem. — Co prawda mogłabym wziąć tylko torbę, ale pomyślałam, że tym razem zrobię wyjątek i dam ci się chociaż wytłumaczyć. — Podeszła do lodówki (zdecydowanie najczęściej używanego mebla w kuchni), otworzyła ją i wyciągnęła dwie butelki idealnie schłodzonego piwa. Usiadła z nimi przy blacie kuchennym i podważając w zębach kapsel, otworzyła najpierw jedną, potem drugą, którą posunęła w jego kierunku. W obozach, na które jeździła jako nastolatka, najbardziej lubiła tego typu praktyczne umiejętności, wykorzystując je później do zjednaczania sobie męskiej zgrai uczestników, aczkolwiek to, że była tam jedną z nielicznych dziewczyn, w zupełności by wystarczyło. Eileen jednak od zawsze wolała większe wyzwania i niekonwencjowalne metody radzenia sobie w różnych sytuacjach. Jak widać, zwykły otwieracz nie spełniał jej oczekiwań.
— Mam nadzieję, że skromne wyposażenie kuchni i średnie zaangażowanie jej właścicielki cię nie zniechęca. — Uśmiechnęła się bezceremonialnie i rozsiadła na siedzeniu ze wzrokiem skupionym na mężczyźnie. Opierając łokcie o blat w nonszalanckim geście, upiła łyk piwa. — Chociaż jeśli mam być szczera — ciągnęła — to prawdziwy chef potrafi zrobić coś z niczego.
-
- Eileen, promieniejesz. - obwieścił. Beznamiętna mina młodszej Shepherd nie zdradzała pokładów wielkiej miłości, jaką niewątpliwie odczuwała względem ukochanego brata. Lubiła zaznaczać swoją niezależność, stając mu na drodze i zmuszając do cierpliwego czekania, aż ona będzie chciała wpuścić go do środka. Pozwalał jej na to. W każdym momencie mógł wziąć ją pod pachę i wedrzeć się do domu. Albo wtargnąć oknem. Ona być może wezwałaby policję, albo potraktowała go paralizatorem.
- Na twoim miejscu bym niczego nie próbował. Pani Burston z naprzeciwka znowu siedzi w oknie. Tym – Logan poruszył delikatnie torbą - cię nakarmię, o ile będziesz grzeczna. I wpuścisz mnie do kuchni.
Wszedł za Eileen, po drodze rzucając spojrzeniem czy coś się zmieniło w jej domu. Gdy obróciła się do niego pociągnął ją za lekko za kołnierz, złapał twarz w obie dłonie i złożył na jej czole mokrego całusa. – Mogłabyś być milsza, Dev. – rzucił i zaczął rozkładać na blacie produkty. Rozglądał się za jakąś deską do krojenia, kiedy spostrzegł w jaki sposób siostra otworzyła piwo. Na nim to zdecydowanie nie robiło wrażenia, a przynajmniej nie pozytywnego. Podejmowała z swoim życiu parę decyzji, z którymi się nie zgadzał, ale uważał, że ma pełne prawo decydować o sobie i to nie jego rola, by jej zwracać uwagę - łaskawca. Ale TO? To już przesada! - Będziesz jedyną na ulicy osobą przed czterdziestką, która musi nosić protezę. Ja pierdolę, Eileen. Jak menel spod budki. - Sfrustrowany pokręcił głową, ale przyjął piwo. Upił łyk i odstawił butelkę na blat.
- Co do ciebie nie mam już żadnych wymagań, zawiodłaś wszelkie oczekiwania lata temu. - rozejrzał się, zajrzał do jednej z szafek i wyciągnął stamtąd nóż, którym wskazał na brzuch brunetki. - Straciłabyś ten bebzol szkarado, gdybyś normalnie jadła. I wyszczekasz wszystko jak już spróbujesz mojej shakshuki. Ah, wziąłem grę. W pudełku jest instrukcja, ale myślę, że nawet ty ogarniesz o co w tym chodzi. - machnął ręką w kierunku kartonu, który położył niedaleko na szafce. - A czy my w to już nie graliśmy…? - wbił nóż w deskę i oparł się ciężko o blat, zastanawiając się przez krótką chwilę. W końcu westchnął. - Chyba wyparłem to z pamięci.
Zajął się myciem pomidorów, ufnie odwracając się do Eileen plecami. Był w tym momencie wrażliwy na atak, ale pokładał nadzieję w ucywilizowanie siostry. - Jak w pracy? Podnieciłaś się dziś wąchając czyjąś krew?
-
— Za to ty mógłbyś ostrzegać, zanim coś takiego zrobisz — burknęła, powstrzymując się od otarcia czoła, na którym jeszcze chwile temu spoczęły jego usta. Delikatnie mówiąc, nie przepadała za okazywaniem czułości i nadmiernych emocji, szczególnie w publicznej przestrzeni, sama się tego wystrzegała i on doskonale o tym wiedział, dlatego przypuszczała, że to ten fakt sprawił, iż nie szczędził sobie ich w jej kierunku. Będąc tak związani zapewne znał jej czułe punkty. Nie wszystkie, bo była dość ostrożna i wyczulona w tej kwestii, a zażyłość, tak rzadko występująca w jej przypadku, nie dawała mu jeszcze przyzwolenia do wykorzystywania tego przeciwko niej.
— Świetnie się składa. Nie musisz daleko odchodzić — odparła z dozą uszczypliwości na komentarz odnośnie jej menelskich nawyków. — Jest szansa, że dołączysz do bezzębnego klanu, jeśli następnym razem najdzie cię na czułości i pomyślisz, że naruszanie mojej przestrzeni osobistej jest dobrym pomysłem. — Posłała mu ostrzegawcze spojrzenie i choć zwyczajnie się z nim droczyła, to jednak słowa te nie były do końca pozbawione rzeczywistego odbioru. Ceniła sobie swoją własną przestrzeń i nikomu nie pozwalała jej naruszać. Wyjątków nie przewidywała, tak że byłaby w stanie poświęcić jego hollywoodzki uśmiech dla zachowania takiego stanu rzeczy.
— Chcesz mi powiedzieć, że shakshuki to normalne jedzenie? Najwyższy czas zejść na ziemię, golden boy'u. — Uśmiechnęła się zgrzyźliwie. Zaraz po tym pokręciła głową z politowaniem na kolejne brednie. — Jaki bebzol? Chcesz się zmierzyć? Tylko dlatego, że masz lepsze nogi ode mnie, nie znaczy, że z innymi partiami pójdzie ci tak łatwo. — Była pewna, że to, że porzucił treningi (choć to bardzo dewastujące, nawet dla niej, bo musiała znosić jego nadgorliwość pod różną postacią, która normalnie ulatywała wraż z innymi emocjami na korcie), wpływało teraz na jej korzyść, mimo że sama nie dbała jakoś specjalnie o sylwetkę czy kondycję. W zupełności wystarczy jej to, co odziedziczyła w genach.
— Na twoim miejscu też bym się starała zapomnieć o gigantycznych porażkach, jakie ponosisz za każdym razem, kiedy w to gramy. Spokojna głowa, braciszku. Na szczęście ja zawsze będę ci o tym przypominać. — Uniosła butelkę z piwem w jego stronę, jakby w ten sposób mówiła: nie ma za co, po czym upiła większy łyk. — Musisz zmienić grę albo taktykę. Ta opierająca się na nadziei, że może tym razem się uda, jest przestarzała. — Pewnie nie przywykł do przegrywania jako gwiazda tenisa. Tym bardziej jest to zawstydzające, jeśli weźmie się pod uwagę, iż jest to gra dla osób w przedziale wiekowym od sześciu do dwunastu lat góra. Nawet trochę mu współczuła.
— Jak ty mnie dobrze znasz — przyznała z udawanym podziwem, bo choć w większości trudno było ją rozgryźć, to trzeba przyznać, że jemu, jako jednemu z nielicznych, udawało się to z większym lub mniejszym powodzeniem. Z pewnością pomagało to, iż sama nie miała z tym zbytnich problemów. — Skoro w innych sferach się to nie udaje, to muszę szukać gdzie indziej. Truposze nigdy nie zawodzą — odparła z bezceremonialnym uśmiechem. No co? Sam zaczął! Zapytał, to odpowiedziała. — A co? Szukasz inspiracji? — zagaiła z nieznacznym rozbawieniem w głosie. Nadal nie mogła darować sobie złośliwości, aczkolwiek za nimi kryła się również chęć dowiedzenia się, co u niego. Tak po prostu. To taki jej nowatorski sposób.
-
Aż się zdziwił, że nie przetarła czoła, wbrew pozorom była miła tego dnia. Logan pomyślał, że, choć może to być ryzykowne, chyba musi okazać jej więcej czułości. Zasługiwała na to. Jakkolwiek można zinterpretować to stwierdzenie.
Ich spojrzenia skrzyżowały się po jej ostrzeżeniu. Na jego usta powoli wkradł się uśmieszek. Nie miły, raczej złośliwy. Im bardziej zachowywała się jak dzika kotka, tym większą miał ochotę zagłaskać ją na śmierć. Musiała o tym wiedzieć. Zwykle w tej sposób zaczynały się ich sparingi. Nie zawsze Logan wygrywał, był silniejszy oczywiście, ale zwykle nie tak zaciekły jak Eileen. Byli jednak już dorośli, nie będą odstawiać zapasów na dywanie. Raczej.
- Eileen, nie groź facetowi z nożem - poradził uprzejmie, choć miał świadomość, że jeżeli któreś z nich miałoby sięgnąć po ostrze pewnie uprzedziłaby go siostra.
Zacisnął usta słysząc jej uwagę, ale odpowiedział jej z poważną miną, niemal urażony. - Dla reszty świata? Tak. Wyjdź z jaskini. Shakshukę możesz zjeść na każdym rogu. To na tyle prosta potrawa, że mogłabyś się nauczyć ją przyrządzać i jeść porządnie. Ale zbyt wielką miłością pałasz do tego… - wskazał nożem na mikrofalówkę i posłał siostrze spojrzenie pełne dezaprobaty. Potrafił zrozumieć wiele, ale biorąc pod uwagę, że kuchnia w tym domu nie wyglądała wcale źle, zaskakiwało go to, że pani domu tak rzadko z niej korzystała.
Brwi podjechały mu w górę. - Nogi? Założę się, że tyłek też mam lepszy - rzucił arogancko. Może już nie biegał na korcie, ale nadal dbał o swoje ciało. Głównie skupiał się na utrzymaniu, czy też poprawie formy, jednak przy okazji jego sylwetka nie wyglądała najgorzej. Absolutnie nie mógł narzekać.
Zaśmiał się lekko i pokiwał głową. - Majaczysz, żadna nowość. Ja przegrywam…? - machnął ściereczką w kierunku Eileen. - Ja przynajmniej nie oszukuję. Trzymam się zasad i gram uczciwie. Fair play, o czym ty oczywiście nie słyszałaś. Przynajmniej w tej jednej rzeczy chcesz być lepsza. - trzasnął biedną ściereczką o blat i odrzucił ją na bok, jakby zdegustowany. Może zbyt poważnie podchodził do rywalizacji, może. - I możesz być, oczywiście. - rozłożył ręce i uśmiechnął się w sposób prawie że obłąkany. - Po moim trupie - wycedził, a po czym dodał szybko - To nie jest propozycja. - Ten wieczór miał się szybko nie skończyć. Bądź przeciwnie! Skończy się zanim usiądą do jedzenia.
Czy niepokoiła go dziwna fascynacja Eileen trupami? Trochę. Zdążył się przyzwyczaić do jej dziwactw, wiec nie ruszało go to tak jak kiedyś. Choć też niegdyś miał ją za świrniętego dzieciaka, nie sądził, że podobne zdanie będzie miał o niej też dwadzieścia lat później. - Cieszę się, że praca pozwala ci… zaspokoić ten głód. Znalazłaś w końcu jakichś przyjaciół? …Żywych? - spojrzał na nią przez ramię.
Zaśmiał się cicho, nieco zamyślony. Osuszył warzywa i wrócił z nimi do blatu, dziwnie milczący. Zaczął ściągać skórkę z pomidorów. Przy tej odmianie nie było to trudne zadanie, bez większego problemu odchodziła od miąższu. - Ostatnio jedna ze studentek niefortunnie się przewróciła i zdarła sobie skórę z połowy uda. Spodobałoby ci się. Nie wiem po co ci ludzie się zapisują do mnie na zajęcia. Wydawałoby się, że jedyną bezpieczną pozycją dla nich jest stanie nieruchomo w miejscu, ale i tak jakimś cudem zaplączą im się nogi. - nudził samego siebie. Praca nie przynosiła mu satysfakcji, nie była fatalna, ale nie była też dla niego. Zmarszczył brwi krojąc papryczki. Zachmurzył się na moment pogrążając w myślach i to wystarczyło. Zaklął siarczyście pod nosem i złapał się za palec. Obrócił się do zlewu i puścił zimną wodę z kranu. - Eileen, trzymaj się ode mnie z daleka zboczuchu. Wyjmij lepiej grę z pudełka - rzucił takim tonem, jakby znajdował się w pomieszczeniu z wampirem, a nie z młodszą siostrą. W zasadzie jedno nie wyklucza drugiego, ale...
-
— Nie wiem, kto cię tak rozpuścił jak dziadowski bicz, Shepherd — zaczęła — ale nie masz pojęcia, jakie to są proste potrawy. Chyba potrzebujesz małego wprowadzenia. — W jej głosie słychać było dziwną nutę ekscytacji, gdyż wyczuła tu lekkie wyzwanie, choć to zapewne była zwykła prowokacja z jego strony do tego, aby w końcu zaciągnąć ją do kuchni i wbić do głowy jakiś inny schemat niż tylko ten polegający na odgrzewaniu gotowego żarcia w mikrofali, w kierunku której zresztą powędrował jej wzrok, gdy o niej napomknął. — To platoniczna miłość. Czasami używam patelni — wtrąciła w trakcie kolejnego przemyślenia: — Następnym razem to ja wymyślam menu. — Rzecz jasna musiała ostudzić jego ewentualny zapał związany z odniesionym przez niego sukcesem.
— Nawet nie próbuj mnie podpuszczać. W mojej głowie nie istnieje chociażby najmniejszy zakamarek, który dopuszczałby skojarzenie twojej osoby ze słowem tyłek, i to w jednym zdaniu. Chyba, że ma to związek ze skopaniem go, na przykład w grze. — Wskazała palcem na pudełko z zawartością wspomnianej gry i wstała z krzesła, gotowa do rozłożenia jej. Już wolała to, niż słuchać o jego tyłku, w jakimkolwiek kontekście na dobrą sprawę.
— Aż tak źle mi życzysz? — Zmarszczyła brwi na wzmiankę o przyjaciołach. Była wyczulona na to zobowiązujące określenie, przy którym cechowała się roztropnością oraz skąpstwem i rzaczej rzadko uświadczało się go z jej ust. — Przecież mam Geralta. — Pies, niemal jak na zawołanie, ożywił się i poderwał w jej kierunku, z merdającym ogonem przysiadając tuż przy jej nodze, więc nachyliła się nad nim i podrapała pieszczotliwie za uchem. Cały czas się krzątał w ich pobliżu, zwłaszcza przy Loganie, bo wyczaił już, że ten jest w posiadaniu jedzenia. — No i ciebie. A wielkość twojego ego zapełnia ewentualną pustkę w tej materii, więc sam rozumiesz, nie ma już miejsca na nikogo innego. — Zerknęła na niego z ukosa ze złośliwym uśmiechem. Prawda była jednak taka, że Eileen wolała unikać tematów zakrawających o wszelkie znajomości. Nie należała do najbardziej zażyłych osób, wartościujących i nad wyraz ceniących sobie komfort posiadania kogoś bliskiego przy sobie. Znacznie bardziej preferowała swoje własne towarzystwo. Co więcej, odkąd znaczna część jej przyjaciół leżała na cmentarzu, to stało się to dla niej delikatną kwestią, a sama straciła zapał w zdobywaniu i otaczaniu się nowymi. Niełatwo się przywiązywała do kogoś, a dziewczyny (to też w ogóle ewenement, bowiem zwykle trzymała się z mężczyznami), którym niegdyś udało się przebić przez tą barierę, stanowiły w jej przypadku prawdziwy wyjątek.
— Naprawdę nie wiesz, czy to tylko świadomie zagranie i chcesz, żebym ci przypomniała? — Spojrzała na niego litościwie. No tak, słowa powtarzane przed siksy o tym, jaki to on jest przystojny i wpisuje się w dzisiejsze kryteria, teraz wypowiedziane przez siostrę zapewne zrekompensowałoby mu wszelkie potknięcia, łącznie z tymi poczynionymi dopiero w przyszłości. — To na pewno twoja wszechstronność je przyciąga. Chociaż doszły mnie słuchy, że przypominasz jednego aktora. Armie Hammer, czy jak mu tam — mruknęła pod nosem, niby niezaangażowana w budujące się napięcie, aczkolwiek kątem oka obserwowała jego reakcję. — Wiadomo, że to tylko takie gadanie. Armie Hammer jest znacznie wyższy. Nie wspominając już o tym, że kiedy się uśmiecha, to nie wygląda jakby miał zatwardzenie.
-
Zaśmiał się szczerze w reakcji na jej pruderię. Tyłek jak tyłek. Jego był świetny i powinna móc to docenić nawet siostra. Nie proponował jej przecież żeby go dotknęła. - Nie chcesz spojrzeć prawdzie w oczy. - uśmiechnął się prowokacyjnie i pociągnął łyk z butelki. Pokiwał głową i cmoknął - Zacznij od przysiadów, zobaczysz różnicę.
Wiedział, że Eileen jest raczej typem samotniczki. I przeklął w duchu zarzucając sobie bezmyślność. Przytyki względem siostry były jak najbardziej ok, ale wchodził na grząski grunt zbliżając się do tematu bliskich jej osób, które niestety straciła i tu żarty były kwestią wielce dyskusyjną. Cała szczęście, że był odwrócony do niej plecami. Mógł się skrzywić.
- Wielkość mojego ego jest cholernie adekwatna, nic nie poradzę - odparował. - To po pierwsze. Po drugie - kontynuował przemądrzałym tonem - nie obwiniaj mnie za swoje pustelnictwo. Wspominałem ci o mojej Lo. Palomie, kojarzysz ją. Mogłybyście się dogadać. Dbam o ciebie, Dev. - nie wiedział czy rzeczywiście mogłyby się dogadać. Były kompletnymi przeciwieństwami. Ale może to w jakiś przedziwny sposób podziałałoby na korzyść ich relacji?
Mówiąc szczerze, czasem zakładał, że być może za to, że ma pod swoimi skrzydłami kompletne gapy powinien winić swój wygląd i buzujące hormony młodych studentek. Trudno mu było jednak zrozumieć upór. Nie prościej na samym początku próbować wyprosić numer, a później dać sobie spokój z zajęciami?
Trzymał dłoń pod strumieniem zimnej wody, drugą ręką sięgnął po ręcznik papierowy. Listkiem owinął palec, ściskając go mocno. Jako sportowca tego typu urazy nie ruszały go zbytnio.
- Nie spodziewałem się, że jesteś na bieżąco z hollywoodzkimi przystojniakami. Mam nadzieję, że nie masz jego plakatu nad łóżkiem? - uśmiechnął się do siostry kpiąco. - Tak? Taki wysoki? I ma taki ładny uśmiech? I jednocześnie twarz podobną do mojej? Eileen, zaakceptuję u ciebie wiele, ale jeżeli miękną ci nogi na myśl o moim sobowtórze to wąchanie krwi nie jest twoim największym problemem. - oparł się rękami o szafkę kuchenną za plecami i zadarł wyżej brodę przyglądając się młodszej Shepherd wyzywająco. Zdarzało mu się czuć zazdrość względem innych ludzi, ale niezwykle rzadko była to zazdrość wynikająca z porównywania się atrakcyjnością. - Dokończ krojenie, została jedna papryczka. Mmm, potrafisz posługiwać się nożem, no nie?
Odbił się o szafki i przeszedł do pudełka z grą. Wyjął dwie tacki z opakowania, ustawił je na blacie i sięgnął po swoje piwo. - Skończysz już gotować, co? Ja krwawię. - uniósł rękę z owiniętym papierem palcem. - Jakbyś sobie nie radziła to wyratuję cię z opresji, jestem tu. - posłał siostrze szeroki uśmiech.
-
— Chyba miałabym dla ciebie coś odpowiedniego — powiedziała z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Od razu wiedziała co to za rzecz, a na samą myśl, przez jej twarz przebiegł mimowolny cień złowieszczego uśmieszku, z którym nie chciała się tak szybko zdradzać, bo zepsułaby mu niespodziankę. Dlatego też odwróciła się i pomaszerowała prosto do swojej sypialni. Doskonale wiedziała gdzie szukać, więc wróciła już po chwili ze zwiniętą w dłoniach koszulką. — Czekała na prawowitego właściciela — oznajmiła, rzucając ją w jego stronę. Podeszła do blatu i oparła się na przedramionach, patrząc na niego. — Jest twoja — dodała, nie kryjąc się dłużej z uśmiechem i upiła łyk ze swojej butelki.
— Nie pękaj, Shepherd. Gdzie twój słynny duch walki i postawa zwycięzcy? — jęknęła z wyraźnym niezadowoleniem. — Nie chcesz podjąć wyzwania chociażby po to, żeby udowodnić mi, że i tak od początku się myliłam? — Oczywiście wcale nie zamierzała dać mu tak łatwo wygrać, nawet w dziedzinie, w której wydawał się lepszy i bardziej zorientowany. Zwyczajnie go prowokowała. Zdrowa rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła, aczkolwiek jakby tak zagłębić się w temat, to z żadne z nich nie wyjdzie z tego jako przegrany. W końcu chodzi o jedzenie, a jedzenie niemal w każdej formie jest dobre. — Dam ci fory. Nie planuję cię prześcigać i podbijać kuchni...jeszcze. Komu byś wtedy gotował? — rzuciła jeszcze, unosząc zadziornie kąciki ust, jednak ten postarał się, żeby skutecznie ostudzić jej zapał, przypominając tak naprawdę, że wcale nie byłoby mu trudno znaleźć zastępstwa. No tak. Jego Lo. Prawie o niej zapomniała.
— Za to mam wątpliwości czy dbasz o swoją Lo, skoro chcesz dopuścić mnie do niej i pozwolić mi zepsuć ją do szpiku kości — mruknęła z drwiącym uśmiechem. — Może jeszcze ustaw nam spotkanie, żeby mieć pewność, że w ogóle do niego dojdzie? — Zareagowała dość pasywno-agresywnie na słowa brata, mimo że zwykle w takiej sytuacji próbowała zachować neutralność, w najgorszym przypadku obojętność, ale teraz poczuła się trochę urażona. Fakt, iż był zdania, że te dwie byłyby w stanie się dogadać pomimo wyraźnej rezerwy ze strony Shepherd, w jakiś sposób jej umniejszył, bowiem ona nie dostrzegała żadnych podobieństw i jeśli do tej pory ich nie było, to wątpiła, żeby kiedykolwiek w przyszłości nastała zmiana w tej kwestii. Wierzyła też, że jej postawa nie ma niczego wspólnego z ewentualnym uprzedzeniem. — A może chciałbyś też, żebym przedstawiła cię któremuś z moich znajomych? Co prawda nie rozmawialiśmy od liceum, ale może spodoba mu się ta perspektywa. — Właśnie tak odbierała tę sytuację, chociaż bardziej chyba chciała dać mu do zrozumienia w jakiś pokrętny sposób, jak zapatruje się na łączącą go zażyłość z Palomą.
— Na trzeźwo tego nie dźwignę, ale nie mam wyjścia. Jeszcze zabrudzisz mi kuchnię i będę miała problem z wytłumaczeniem się z tego — stwierdziła, biorąc tym razem głębszy łyk po czym obeszła blat i stanęła po jego drugiej stronie, w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się Logan. Chwyciła za nóż i zaczęła prezentować swoje do bólu przeciętne umiejętności, krojąc paprykę. — Wytrzymasz bez twojego ulubionego plasterka z Piotrusiem Panem czy będziesz tupał nogą? — zerknęła na niego w trakcie wykonywanej czynności.
-
Zatrzymał się na chwilę i czekał na powrót siostry, zastanawiając się co tym razem wpadło jej do tej cudownej głowy. Jaka myśl szatańska wywołała niepokojący uśmieszek? Logan mógł się tylko domyślać, choć spodziewał się, że żaden jego pomysł nie znajdzie się blisko prawdy, bo mimo że znał Eileen jak tylko pewnie poznać można, jej złowieszcze plany urodzić się mogły tylko w spragnionym krwi umyśle, a skoro on takiego nie posiadał, nie był w stanie wykreować czegoś podobnego.
Po chwili wróciła, a w jego dłonie wpadł kawałek materiału, który po rozwinięciu okazał się być koszulką. Parsknął cicho, wlepiając wzrok w nadrukowaną uśmiechniętą muzyczną rodzinę. - Oczekiwałem czegoś gorszego - przyznał, przenosząc spojrzenie na siostrę. - Przepadałem za nimi - zagryzł dolną wargę próbując powstrzymać szeroki uśmiech. Odchrząknął, sprawnie pozbył się koszuli i zastąpił ją podarowaną przed chwilą koszulką. Była duża, niewystarczająco jednak długa, by uspokoić jego niepokój względem czystości nowych spodni. W ramach wymiany koszulę, która jeszcze sekundę temu okrywała tors, rzucił w stronę Eileen, mierząc w jej głowę. - Odłóż w bezpieczne miejsce. Proszę. - powrócił do gotowania, skupiając uwagę na wysokiej jakości produktach.
- Podpuszczasz mnie jakbym wciąż miał czternaście lat - odparł, z trudem jednak nie poddając się prowokacji. - Oboje wiemy, że się nie masz najmniejszych szans na wygraną. - dumny z siebie, zakończył. Mina jego wyrażała poczucie wyższości, które było produktem silnej woli odpornej na podjudzanie siostry. Czasem.
- Ustawię, jeśli proponujesz. - jego mina uległaby niewielkiej zmianie, gdyby wystawił w tym momencie język, do czego jednak nie zamierzał się zniżać. - Paloma jest świetna, może ją polubisz - podsunął. Eileen nie wydawała się być zachwycona tą perspektywą. Jego zdaniem, w przedziwny sposób, te dwie mogłyby się dogadać, mimo kompletnie innych charakterów. Shepherd być może skorzystałaby na znajomości ciepłej, przyjacielskiej i otwartej, choć nieco zagubionej we własnych fantazjach Pilby. Za to Palomie potencjalnie przydałaby się do bólu szczera, bystra i uparcie niezależna, chociaż złośliwa, Eileen. - Ja na szczęście mam wystarczająco dużo znajomych. - odparł krótko, chcąc zakończyć temat.
Trochę był zdziwiony, że siostra nie broniła się przed przejęciem sterów i bez większych oporów chwyciła za nóż. Spodziewał się raczej wyrazów protestu, więc miło go zaskoczyła. - Biorąc pod uwagę, że wszyscy wiedzą o twojej miłości do krwi, rzeczywiście miałabyś się z czego tłumaczyć. - mówiąc przyglądał się jej technice krojenia. Wiele kosztowało go powstrzymanie uwag cisnących się na usta, ale dla większego dobra musiał pozwolić Eileen pracować w spokoju.
Zerknął na owinięty papierem palec, po czym wyciągnął go w jej stronę. - Jak pocałujesz, przestanie boleć - odpowiedział, wydymając usta. Zaraz jednak opuścił rękę, by nie wabić panny Shepherd krwią. Przygotował plansze do gry i zaczął uzupełniać je obrazkami ludzi. Przesunął drugą tackę w stronę Eileen. - Wybierz postać. - skupił spojrzenie na własnym zestawieniu, by nie kusiło go żeby podejrzeć. Jaki sens ma gra, jeśli dopuszcza się oszustwa?
- Rozmawiałaś ostatnio z tatą? - spytał niewinnie. Sam unikał od tygodnia kontaktu z Papą Shepherd.
-
— Okej, chciałam załatwić to profesjonalnie, ale skoro sam się prosisz o manto, to nie mogę nie spełnić twojej prośby — Wymierzyła w niego nożem ostrzegawczo, który akurat trzymała w dłoni, po czym zagryzając kawałek pokrojonego warzywa, drugim (kawałkiem, rzecz jasna...) cisnęła w jego kierunku, z satysfakcją patrząc, jak odbija się od jego czoła.
— A może strusie zaczną latać — powiedziała bez większego entuzjazmu, chcąc dać mu w ten sposób znać, że żadna z tych opcji jest nieprawdopodobna. Nigdy nie robiła niczego, aby komukolwiek się przypodobać, albo zrobić coś bezpośrednio na korzyść dla danej osoby, ale gdyby miałaby już kogoś wksazać, to byłby to Logan. Dlatego po chwili, na pewną myśl, odezwała się: — Skoro tak, to może zaprosisz ją na nasz coroczny biwak? — Gdy tylko wypowiedziała te słowa, od razu ich pożałowała, jednak starała się nie dać po sobie tego poznać i trzymać usilnie się myśli, że wykrzesa z tego coś dla siebie, żeby i ona mogła super się bawić. Oczami wyobraźni już widziała Palomę borykającą się z podstawianymi przez nią przeszkodami, co napawało ją niespotykanym w jej przypadku optymizmem.
— Ew, Logan, musisz znaleźć sobie kobietę do takich rzeczy — odchyliła się ostentacyjnie w tył przed wystawionym ku jej twarzy palcem mężczyzny. — Możesz spróbować z tatą, ale on powie ci dokładnie to samo. — Zwykle nie mieszała się w jego sprawy, co dopiero tak prywatne i zarezerwowane wyłącznie dla niego, a tymi słowami wcale nie zamierzała tego zmieniać, a jedynie zrobić złośliwy przytyk w tę stronę. — Może jak już jakąś znajdziesz, to pójdziesz za ciosem i od razu zaopatrzysz się w nową grę, bo najwyraźniej ja nie zasługuje na taki gest — dodała w odpowiedzi na polecenie wybrania postaci. Tak też zrobiła, ale nim przystąpili do gry (jemu i tak pewnie zajęło trochę rozstawianie jej), dokończyła, co miała dokończyć i razem zasiedli do stołu.
— Tak — odparła zdawkowo, bo choć chciała wiedzieć, co kryło się za tym pytaniem, to nie musiała mówić nic więcej. Jej wzrok, którym się w niego wpatrywała, zdradzał ciekawość z tym związaną, a zarazem nakłaniał do rozwinięcia tematu. Resztę wieczoru spędzili na rozmowie, konsumowaniu przygotowanego posiłku oraz grze z, w której to za punkt honoru postawiła sobie wymyślać coraz to nowsze i bardziej kreatywne pytania, co by nie dać mu tak łatwo wygrać.
- zt x2