WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Bolesne otrzeźwienie najpewniej miało różne oblicza – oprócz dyskomfortu fizycznego, który objawiał się osłabieniem i cholernym bólem głowy, okazało się, iż mógł jednak również przybierać formę kaca moralnego, jeżeli wziąć pod uwagę to co wyczyniało się w stanie nietrzeźwości. Brewsterowi zdarzało się robić różne rzeczy, takie z których był mniej lub bardziej dumny, ale… żaden z tych czynów bynajmniej nie miał tak kolosalnego wpływu na jego życie. Gdy więc tej nocy chciał pokazać Indianie świat, a dokładniej – Las Vegas, zdecydowanie nie przypuszczał, że ich nocne wojaże mogą się tak skończyć. Nie planował bowiem dopuścić do tego, by jemu samemu urwał się film, ale najwyraźniej poczuł się przy niej tak dobrze i tak swobodnie, że zwyczajnie pozazdrościł jej tego luzu i nieumiarkowania w piciu, że istotnie sam także w końcu wyzbył się wszelkich granic. A naprawdę ciężko było go upić. Nie pomagała w tym wszystkim również kompletna pustka w głowie, bo ilekroć po tym jak otworzył już oczy, starał się przypomnieć sobie cokolwiek co miało miejsce pod koniec ich podróżowania po klubach, to jedynie czuł jak wzmagał się ten nieprzyjemny ból i jak mocno pulsowały skronie, natomiast – reszta była całkowitą pustką. Sam nie wiedział więc jak właściwie wrócili do hotelu i jak znaleźli się w łóżku, chociaż akurat to, iż rozpoznał własny hotel i własny pokój, poniekąd go uspokoiło – najwyraźniej nie było tak źle, by spali w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu. Ale to była chyba jedyny plus tej sytuacji. Z lekkiej dezorientacji wybiła go więc Indy, gdy wyczuł najpierw delikatny ruch przy swoim boku, a następnie zaspany pomruk tuż obok ucha, którym tak uroczo się z nim przywitała. I gdyby nie te okoliczności, zapewne przyjąłby to o wiele chętnie, ale coś sprawiało, że wewnętrznie odczuwał obawę – bo nienawidził mieć luk w pamięci. – Cześć – odparł więc krótko, nie odrywając nawet wzroku od swojej dłoni, do której po chwili ciemnowłosa przyłożyła swoją drobną dłoń, na której… widniał identyczny pierścionek, tyle że nieco mniejszy. Zmarszczył więc brwi, z wyraźną niepewnością przyglądając się ich dłonią, bo w głowie włączyła się już czerwona lampka, chociaż tak cholernie nie chciał dopuścić do siebie tej jednej, konkretnej myśli, którą nasuwała się, gdy tylko do jego świadomości dochodził fakt, iż mieli na palcach identyczne pierścionki. Obrączki. – Właśnie nie wiem co to kurwa jest i nie podoba mi się to. Nie pamiętam skąd to mam… mamy… - zaczął, nie odrywając nadal spojrzenia od błyskotki, jakby w ogóle nie przetwarzając nawet jej wcześniejszych słów o pierścionkach przyjaźni, bo jego umysł pracował teraz na nazbyt wysokich obrotach, jak na swój stan skacowania. I niemal przegrzewały mu się sploty, ale nijak nie mógł sobie przypomnieć – kompletnie nic, pustka. – A zważywszy na to, że jesteśmy w pieprzonym Vegas, nie podoba mi się to jeszcze bardziej – dodał z lekką irytacją w głosie, bo przecież na pewno pomyśleli teraz dokładnie o tym samym. Vegas + obrączki = ślub. Westchnął ciężko i przeniósł na nią swoje spojrzenie, gdy wyczuł z jej strony wyraźne podenerwowanie, które odzwierciedlało także to jego i przeklął, ale tym razem w myślach, gdy oznajmiła, że kompletnie nic nie pamięta. Bo już miał ją o to zapytać, z naiwną nadzieją wierząc, że być może jednak ona nie miała luk w pamięci, ale szybko jego nadzieje rozmyła. – Nie wiem kiedy ostatnio urwał mi się film. Kurwa, chyba nigdy mi się nie urwał – pokręciła z niedowierzaniem głową, siadając – Ja też nic nie pamiętam, przynajmniej nie z tej ostatniej części. Nie wiem nawet jak tu dotarliśmy – zauważył, obserwując ją, gdy wstała i narzuciła na siebie jego koszulę, gdy jednocześnie jego oczom ukazały się pomięte i porozrzucane na łóżku pieniądze. Robiło się coraz ciekawiej. Zmiął ich kilka w dłoni i odrzucił nerwowo na bok, wręcz niedowierzając w to, że dali się aż tak ponieść klimatowi Vegas. Rozejrzał się równie nerwowo za swoim telefonem, ale jego także nigdzie nie widział. Także odczuwał palące pragnienie, bo w gardle panowała istna susza, ale póki co jego umysł nadal pracował na najwyższych obrotach i żył w istnym stresie, więc to pragnienie zeszło zdecydowanie na drugi plan. Z ponownego zamyślenia wyrwała go więc znowu Indiana, gdy się zakrztusiła, przez co zwrócił na nią swoją uwagę i znowu zmarszczył brwi, dostrzegając jej reakcję. – Co jest? – spytał, wyraźnie nerwowym głosem, po czym podniósł się powoli, odczuwając równie mocno skutki wczorajszego pijaństwa i ostrożnie podszedł do niej, spoglądając na papiery, leżące na stoliku. Dosłownie oblał go zimny pot, gdy wpatrywał się tępo w skrawek papieru, który niemal krzyczał do niego, że jest aktem małżeństwa. Aktem ich małżeństwa, bo widniały na nim ich nazwiska, a co gorsza – ich podpisy. – Ja pierdole, co to jest?! – warknął, biorąc w dłoń dokument, ale ten wręcz okrutnie wskazywał na to, iż był oryginałem z urzędu, w którym legalnie można zawrzeć związek małżeński – To jakiś żart? Przecież byliśmy w klubie, pamiętam, że postanowiliśmy przenieść się jeszcze do innego, wsiadaliśmy do tej pieprzonej taksówki… - spojrzał na nią energicznie – I co dalej? Jakim cudem wylądowaliśmy w jakimś cholernym urzędzie? – pomachał nerwowo papierami, które lekko zmiął i rzucił na stolik, rozglądając się ponownie za swoim telefonem. Ale uprzednio jeszcze zsunął z palca ten przeklęty pierścionek, który nad wyraz mu teraz ciążył. I bynajmniej nie był zły dlatego, że najwyraźniej wziął ślub z Indianą, którego nawet nie pamiętał – bo nie chodziło o to, że z nią, ale o to, że… w ogóle. A przecież on nigdy nie planował się żenić – nigdy. To kompletnie wykraczało poza jego plany, wizję przyszłości i wszelaki komfort, bo wiązało z drugą osobą nazbyt mocno. A ich relacja nie była przecież nawet w żaden sposób określona. Jak więc mogli być tak nierozważni? Rzucił na stolik również pierścionek, wypełniając ciszę pośród tych czterech ścian odgłosem błyskotki odbijającej się od drewnianej powierzchni i ruszył nerwowo przez pokój, szukając swoich spodni. Bo miał nadzieję, że w nich właśnie znajdzie telefon – a w nim jakieś odpowiedzi. – Powiedz, że coś pamiętasz. Cokolwiek.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Cała ta sytuacja znów uruchomiła w Indy jej niezawodny mechanizm obronny, jakim było wypieranie ze swej świadomości tego, co było nieuniknione - wmawianie sobie, że obrączki na ich palcach wcale nie były tym, czym się wydawały; a później wmawianie sobie, że ich rzekomy ślub - również nie był tym, czym się wydawał. Że dokument, który znaleźli, nie miał mocy prawnej, a był zaledwie pamiątką po jakiejś udawanej ceremonii. I że, w myśl zasady, iż wszystko, co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas, ich małżeństwo również przestanie istnieć w chwili, jak tylko opuszczą to miasto, a oni - będą mogli śmiać się z tego, jak prawie wzięli ślub, co było bez mała najgłupszą rzeczą, o jaką mogli się pokusić. Nie dziwił zatem fakt, że w chwili obecnej ani Indianie, ani pewnie tym bardziej Connorowi nie było do śmiechu, i ciemnowłosa nie zamierzała brać tego do siebie, skoro sama - miała właściwie podobne odczucia, co Brewster. Chociaż z zupełnie innych powodów - bowiem ona pragnęła w którymś momencie wyjść za mąż, ale na pewno nie w takich okolicznościach. Nie po pijaku, nie pamiętając nawet, jak w ogóle znaleźli się przed ołtarzem; i nie za mężczyznę, który jej nie kochał, który nie chciał z nią być, i z którym czekał ją jedynie rychły rozwód - bo nawet jeśli Indy bywała naiwna i głupiutka, to nie aż tak, żeby łudzić się, że teraz razem z Connorem będą żyli długo i szczęśliwie. Dlatego znacznie łatwiej było wierzyć, że ich ślub był tylko pijackim wybrykiem, którego nie będą musieli odkręcać w sądzie, bo na to Halsworth zdecydowanie nie była gotowa. Na trudy tego poranka zresztą również nie była gotowa, podobnie jak i na reakcję Connora, która okazała się o tyle bardziej nerwowa, że do mężczyzny, inaczej niż do Indy, chyba docierała już ta niewygodna prawda. Halsworth zaś - wodziła tylko tępo wzrokiem od twarzy bruneta do dokumentu w jego dłoni, instynktownie kuląc nieco ramiona, bo nie reagowała zbyt dobrze na podniesiony głos, a teraz jeszcze dodatkowo czuła się współwinna tego całego zamieszania (zresztą słusznie, bo przecież była współwinna!) i chyba trochę obawiała się, że Connor... był na nią zły? - To na pewno jakiś żart, w Vegas chyba... robi się takie rzeczy, nie? Na niby? - spojrzała na niego z nadzieją na potwierdzenie, skoro z nich dwojga to Connor częściej tutaj bywał i może nawet wziął już kiedyś taki udawany ślub - chociaż samo stwierdzenie, że w Vegas bierze się śluby, jakoś nie przeszło teraz pannie Halsworth świeżo upieczonej pani Brewster przez gardło. Zwyczajnie nie mieściło jej się w głowie, jak można wziąć ślub po pijaku i nawet tego później nie pamiętać, ba! Kto rozsądny w ogóle udzieliłby ślubu parze w takim stanie? Nawet jeżeli to, jak się prezentowali - łącznie z Indianą w tej piekielnej, białej sukieneczce - mogło sugerować, iż planowali się pobrać i nie podjęli tej decyzji pod wpływem chwili. Zastanowiła się więc nad odpowiedzią na jego pytanie, lecz ostatecznie pokręciła tylko przecząco głową. - Pamiętam, że byliśmy w tym klubie... - mruknęła w zamyśleniu, usiłując przypomnieć sobie cokolwiek z późniejszych wydarzeń, ale - na próżno, bo pamiętała chyba jeszcze mniej niż Connor. Z owego zamyślenia wyrwał ją dopiero brzęk obrączki na blacie, wobec czego Indiana również zsunęła swoją z palca i odłożyła obok, a następnie rozejrzała się ponownie, zaś odnajdując wreszcie wzrokiem swoją malutką torebkę, dopadła do niej szybkim krokiem i wyjęła telefon, odczuwając jednoczesną ulgę, bo obecna sytuacja mogłaby się okazać jeszcze gorsza tylko w przypadku, gdyby Indy zgubiła swoją komórkę. Ale przynajmniej w tej kwestii los był po jej stronie. - Mam telefon, może zrobiliśmy jakieś zdjęcia - rzuciła, ni to do siebie, ni do Connora, skupiona już na niewielkim ekranie, po którym przesuwała paluszkiem, przysiadając jednocześnie na brzegu łóżka, gdzie brunet mógł do niej dołączyć, jeśli chciał wspólnie rozwikłać zagadkę ubiegłej nocy. - - oznajmiła ze skinieniem głowy, otwierając pierwsze zdjęcie, które oboje jeszcze zapewne świetnie pamiętali, a więc - w tym momencie w tych okolicznościach, było ono kompletnie bezużyteczne; toteż Indy szybko przeskoczyła kilka kolejnych fotek, pośród których znalazło się między innymi całkiem sporo zdjęć Connora, które ciemnowłosa najwidoczniej pstrykała mu spontanicznie i bez zapowiedzi, tylko po to, aby uwiecznić jego idealne oblicze - bo czemu nie? Odchrząknęła troszkę zakłopotana, przemykając dalej, aż do zmiany scenerii na taką, której obecnie już nie rozpoznawała. - Co to? Nie pamiętam tego - niemal szepnęła w tym napięciu i niepewności odnośnie tego, co jeszcze ujrzy; kiedy przesunęła ponownie palcem po wyświetlaczu i - aż podskoczyła zaskoczona, kiedy w telefonie rozległ się chaotyczny szum, a to, co Indy uważała za kolejne zdjęcie, okazało się filmikiem. Szum zaś - był dziełem wiatru i silnika taksówki, w której ów filmik został nagrany, skupiając się na nieco rozmywającym się widoku ulic miasta grzechu, oglądanego z wnętrza jadącego samochodu, aż do momentu, w którym, mijając jedną z tych kojarzących się z Las Vegas kaplic ślubnych, Indy - po drugiej stronie obiektywu - nieco bełkotliwym tonem zakrzyknęła nagle, że w Vegas trzeba przecież wziąć ślub, bo inaczej to się nie liczy; a następnie - zapominając najwidoczniej, że nie zatrzymała nagrywania i przysłaniając obiektyw, przez co ciemny obraz stał się bezużyteczny, pozostawiając ich już tylko z przytłumionym nieco dźwiękiem - poprosiła kierowcę, aby zawiózł ich gdzieś, gdzie takowy zostanie im udzielony. Zaś teraźniejsza Indiana - przełknęła tylko nerwowo ślinę, czując, jak jej policzki w jednej chwili oblały się gorącym rumieńcem, lecz nie odważyła się skomentować tego, co właśnie zobaczyli i usłyszeli; zamiast tego uparcie unikając spojrzenia Connora, by nie widzieć, jak musiał być teraz na nią wściekły za to, że ten cały ślub był najwidoczniej jej inicjatywą. A co chyba jeszcze gorsze - to wcale nie był koniec, bowiem następny filmik z ich jakże uroczej ceremonii ślubnej miał chyba ostatecznie rozstrzygnąć to, w jak głębokim bagnie się znaleźli.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Nie było tajemnicą, że miał nerwy ze stali – głównie dlatego był tak świetnym wojskowym, w stu procentach opanowanym na polu walki i w trakcie każdej misji. Chłodna głowa, realna ocena sytuacji – spokój. Wszechogarniający spokój i zimna krew, co miało gwarantować sukces. I cóż, w wojsku było to niezmiernie pożądane, ale tutaj, w realnym życiu z kolei, bardzo ciężko było mu nad tymi emocjami panować, chociaż czasami zdawać by się mogło, że miał serce z kamienia. I że istotnie niczego nie dawał po sobie poznać – ani emocji, ani uczuć, ani jakichkolwiek reakcji. Ale tym razem, najpewniej jeszcze pod wpływem pozostałości procentów i z cholernym kacem, którym rozsadzał mu niemal czaszkę, zdecydowanie nie chciał dopuścić do siebie myśli, iż byli tak nierozsądni i naiwni, by wziąć ślub. Bo to nie było czymś tak błahym, jak całonocne imprezowanie do rana, ale wiązało się z poważnymi konsekwencjami, nie tylko dla niego, ale i dla niej – nie było czymś, co zdarzyło się w Vegas i zostanie potem w Vegas, ale czymś co być może będzie się za nimi ciągnęło w nieskończoność. Dlatego to nieprzyjemne pulsowanie skroni dosłownie się wzmogło, gdy wpatrywał się tępo w świstek papieru, który oznajmiał wszem i wobec, że wzięli ślub. Cholerny, legalny ślub w mieście grzechu. I myśl o tym, że naprawdę do tego dopuścił, dosłownie odbierała mu dech – nie dlatego, że chodziło w tym wszystkim o Indianę, której nie chciał (a którą przecież chciał), ale o sam fakt instytucji małżeństwa, której nie zamierzał praktykować w swoim życiu. Ani dziś, ani nigdy. Więc ostatecznie jego pierwsza reakcja była doprawdy bardzo nerwowa, ale nie mogła go za to winić, czuł się tak, jakby ktoś przystawił go do ściany i zapędził w kozi róg, do miejsca, z którego nie było już ucieczki. A nienawidził się tak czuć – i z całą pewnością nie był zły na nią, ale na siebie samego. Bo to on miał mocniejszą głowę, bo to on powinien być rozważniejszy, bo to on miał sprawować nad nią opiekę i zapewnić jej bezpieczeństwo… a co zrobił? Znowu pozwolił, by spadły na nich kłopoty, chociaż te akurat były chyba już o wiele lepsze niż potencjalne zagrożenie życia. – W Vegas zdecydowanie robi się takie rzeczy i myślę, że doskonale wiesz o tym, że wcale nie na niby. Tutaj ślub można wziąć niemal na każdym pieprzonym rogu ulicy, takich urzędów jest cała masa i ślubu udziela się każdemu kto tego chce. Co gorsza, w pełni leganie i wiążąco – pokręcił z niedowierzaniem głową, przeczesując nerwowo dłońmi włosy, gdy zaczął powoli krążyć po pokoju w poszukiwaniu swoich spodni. Ale w sypialni ich nie było, co świadczyło o tym, iż musieli zacząć się rozbierać już po przekroczeniu progu mieszkania, bo miał szczerą nadzieję, że nie rozebrali się gdzieś po drodze – a przynajmniej on, no i że ostatecznie nie dotarł tutaj półnagi. Ale skoro wziął ślub, którego nie pamiętał, to chyba i tak nie mogło być nic gorszego, prawda? Spojrzał więc zaraz uważnie i z wyraźną nadzieją na Indianę, gdy oznajmiła, że ma swój telefon, po czym podszedł do niej szybko, spoglądając na wyświetlacz. – Mam nadzieję, że jest tam cokolwiek co rozjaśni nam sytuację. Chociaż jest też opcja, że w ogóle nie myśleliśmy wtedy o telefonach – zauważył, nie chcąc robić sobie zbytniej nadziei. Pierwsze zdjęcia, które pokazała doskonale pamiętał, bo co prawda on sam nie lubił się fotografować, ale skoro Indy chciała mieć pamiątkę, to nie protestował. Odrobinę za to zdziwiła go ilość zdjęć jego własnej osoby, których się co prawda nie spodziewał i gdyby nie zaistniałe okoliczności, zapewne poświęciłby temu nieco więcej uwagi, ale… no właśnie, bardziej interesowały go te kolejne fotografie, z miejsc których już zbytnio nie kojarzył. Ale nie wnosiły właściwie nic do obecnego problemu, ale za to nagrany filmik już zdecydowanie rozwiał wszelkie wątpliwości. Skrzywił się lekko od szumu, który się z niego wydobywał, niemniej słuchał uważnie i aż wstrzymał na moment oddech, gdy to głos Indiany oznajmił wszem i wobec, że w Vegas trzeba wziąć ślub. Zastygł na moment w bezruchu, słysząc również jak oznajmiła kierowcy, by zawiózł ich tam, gdzie im go udzielą. Zerknął na nią wyraźnie zszokowany, bo istotnie nie spodziewał się, że to mogło być jej inicjatywą i przez moment chyba pomyślał, że mogłaby to zrobić specjalnie, ale… opanował swoje emocje i szybko wyrzucił to ze swojej głowy – mogłaby to zrobić każda kobieta, ale nie Indiana, którą znał. Westchnął ciężko i z przerażeniem spojrzał na kolejny filmik, niestety obrazujący krótko przebieg ich ślubu, wpatrywał się więc teraz tempo w ekran urządzenia, z niedowierzaniem przyjmując do świadomości to, że właśnie totalnie nawalony składał przysięgę stojącej tuż obok kobiecie. – Naprawdę wzięliśmy ten pieprzony ślub, niemożliwe – odsunął się nieco, kręcąc z niedowierzaniem głową i zaklął znowu pod nosem, wychodząc z sypialni. Tam na szczęście odnalazł swoje spodnie, a w nich telefon, z którym wrócił do pokoju – przeglądał go uważnie, ale na jego akurat nie było kompletnie nic. Spojrzał na Indianę, napotykając jej zakłopotane, przerażone i niepewne spojrzenie, co skutecznie ostudziło jego emocje. Zdawał sobie sprawę z tego jak reagował i że mógł ją wystraszyć, a przecież… nie tylko on był tym przerażony. – Na moim nic nie ma, więc z dwojga złego dobrze, że chociaż Ty masz coś co utwierdza nas w przekonaniu, że naprawdę to zrobiliśmy. Więc nie ma się co łudzić, ten papierek jest prawdziwy i legalny – wskazała ruchem głowy na stolik, na którym leżał zmięty świstek, po czym sięgnął po swoje papiery i odpalił jednego. Musiał zapalić, co zawsze robił w stresujących sytuacjach, bo głowa nadal nieprzyjemnie pulsowała, wszystko go bolało, a do tego po prostu nie mógł zebrać myśli. – Kompletnie nic nie pamiętam, nie wiem kiedy tak urwał mi się film. Kurwa, chyba naprawdę nigdy… niewiarygodne, że tak się upiłem. Albo ktoś nam czegoś gdzieś dosypał – pokręcił głową, zaciągając się, po czym wypuścił dym z ust, kierując wzrok na Indianę – Wzięliśmy ślub w pieprzonym Vegas – powtórzył i zaśmiał się nieco kpiąco, ale bardziej nerwowo, musząc to po prostu powiedzieć kolejny raz głośno, aby być może dotarło to wreszcie w jakikolwiek sposób do jego świadomości – I co teraz? To nie zniknie po wyjeździe stąd – odwrócił wzrok, napotykając ten nadal niepewny, należący do ciemnowłosej, po czym podszedł do niej ostrożnie i pokręcił lekko głową – Nie jestem na Ciebie zły – powiedział tym razem nieco spokojniej, by zagłuszyć jej obawy po tym co usłyszeli i zobaczyli na jej nagraniach. Tak, było to jej inicjatywą, ale nie zamierzał się na niej wyżywać za to. – Owszem, to był kurewsko głupi pomysł, ale stało się i nic już na to nie poradzimy. Po powrocie do Seattle musimy po prostu ogarnąć szybki rozwód.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Indy spojrzała na niego zaniepokojona, gdy zasugerował, że być może ktoś dosypał im czegoś do drinków - bo jej samej nie przeszło to nawet przez myśl, co chyba najlepiej świadczyło o tym, iż w jej przypadku nie był to pierwszy raz, jak urwał jej się film po sowicie zakrapianej imprezie, i nawet jeśli nie zdarzało się to nagminnie, to - się zdarzało. Dlatego w pierwszej chwili ta sugestia zabrzmiała jej odrobinę paranoicznie - bo kto i po co miałby doprawiać im drinki? Żeby chętniej wydawali pieniądze w klubie? Może. Taka opcja zapewne miałaby sens, bo o ile to, że Halsworth miała słabą głowę, nie było żadną tajemnicą, tak Connor był przecież dużym facetem i z cała pewnością niełatwo było upić go do tego stopnia, by następnego dnia niczego nie pamiętał. Choć zapewne nie było to niemożliwe. Zaś ludzie pod wpływem środków odurzających byli w stanie zgodzić się niemal na wszystko - w tym również na ślub - i trochę żałosnym wydawał się fakt, że być może Indiana była w stanie zaciągnąć mężczyznę przed ołtarz tylko wówczas, gdy ten znajdował się pod wpływem i nie był do końca świadomy swoich czynów. A sądząc po nagraniach z ubiegłej nocy - zarówno po tym z taksówki, jak i późniejszym, wypełnionym pijackimi śmiechami i nagranym drżącą ręką innej, nowo zapoznanej i na tych kilka chwil, zaprzyjaźnionej, pijanej pary, czekającej na swój ślub - Indiana nie musiała Brewstera do niczego zmuszać. Co najwyżej użyć swych kobiecych środków perswazji. Niemniej i tak, patrząc teraz na Connora, miała wrażenie, że tak właśnie o niej myślał - że była żałosną desperatką, która zmusiła go do ślubu - i chyba tylko czekała, aż to właśnie brunet jej powie. Ale... nie doczekała się żadnego wybuchu gniewu i sama już nie wiedziała, czy bardziej była mu wdzięczna, czy po prostu zdezorientowana, skoro Brewster to, co myślał, postanowił zachować dla siebie, przez co Indy - nawet nie mogła się wytłumaczyć. Tak jakby w ogóle było z czego, mimo że przecież była ubiegłej nocy równie pijana, co on, i również wcale nie zamierzała opuszczać miasta grzechu jako jego żona. Nawet jeśli żartowała niejednokrotnie, że chciałaby bogato wyjść za mąż i żyć jak księżniczka, to jednak pozostawała przy tym tą naiwną romantyczką, jaka nadal łudziła się, że trafi jednak kiedyś na mężczyznę, jaki dla odmiany ją pokocha. Spojrzała na bruneta, gdy zapalił papierosa, i pokręciła bezradnie głową, kompletnie nie wiedząc, co powinna mu powiedzieć, bo - właściwie to sama miała ochotę zapytać: co teraz? - Nikt nie może się o tym dowiedzieć - oznajmiła trzeźwo, kompletnie nie wiedząc, jak na taką rewelację zareagowaliby jej bliscy, skoro jej samej było chyba zwyczajnie wstyd. Sęk jednak w tym, że ten problem wcale nie zniknie wraz z rozwodem - bo od tej pory już zawsze wypełniając jakiekolwiek dokumenty, Indy będzie musiała zaznaczać rubryczkę przeznaczoną dla smutnych rozwodników. I z całą pewnością trudno będzie ów fakt zataić przed światem. Odłożyła jednak w końcu telefon na łóżko, przyłapując się na tym, że ten cierpliwy i wyrozumiały ton, z jakim Connor oznajmił, iż nie był na nią zły, sprawił, że jeszcze bardziej poczuła się teraz jak nieodpowiedzialna gówniara, która zachowała się bardzo głupio. I trochę żałowała, że ślub w Vegas nie był jedną z tych decyzji, za jakie brunet mógłby ją ukarać klapsem w tyłek, i byłoby po sprawie. - Ale mnie obwiniasz. To wszystko stało się przeze mnie, chociaż nie wiem, czemu wtedy uznałam, że ślub będzie dobrym pomysłem, i ja też się za to winię. To miała być tylko dobra zabawa, a teraz... - pokręciła głową, do której nadal chyba tak do końca nie docierało to, co się stało i jakie faktycznie będzie to miało dla niej konsekwencje, chociaż z każdym razem, jak Connor powtarzał, że wzięli ślub - coraz boleśniej dobijało się to do jej świadomości, przez co, z tego porannego stresu, chyba trochę rozbolał ją brzuch, czego wyrazem był grymas, jaki wykrzywił na moment jej twarz. - Przepraszam, że wszystko popsułam - dodała w końcu, przeczuwając, że oprócz zepsucia tej dobrej zabawy i świetnych wspomnień z wycieczki do Las Vegas - której konsekwencje pozostaną z nimi również w Seattle - popsuła także ich relacje, które na przestrzeni tych zaledwie dwóch dni znacznie się zmieniły - choć Indy nie wiedziała, na jak długo - i obawiała się, że ten wspomniany przez Connora rozwód, jaki przyjdzie im wziąć, mimo że nigdy przecież nie byli razem, istotnie będzie końcem ich znajomości. Skinęła jednak tylko głową na zgodę i westchnęła ciężko, chowając po chwili twarz w dłoniach. - Rozwód... To nie miało tak być... - mruknęła, stłumionym nieco przez jej własne dłonie, głosem, nie decydując się jednak na uściślenie, co konkretnie miała na myśli, przez co Connor mógł zwyczajnie uznać, że istotnie Halsworth miała w tym jakiś plan, w którym zapewne nie zawierał się szybki rozwód. W rzeczywistości jednak chodziło jej raczej o to, że nie tak miał wyglądać jej pierwszy - i, jak się łudziła, jedyny - ślub. Ani noc poślubna, której nawet nie pamiętała - acz miała nadzieję, że tego jednak nie zdecydowała się uwiecznić na nagraniu - i miesiąc miodowy, którego zwyczajnie nie będzie. I nawet jeśli, być może, Indy powinna cieszyć się z tego, że przynajmniej nie groziło jej już zostanie starą panną - a co najwyżej młodą rozwódką - to i tak owa perspektywa nie wydawała się ani trochę lepsza. Po raz ostatni Indiana przetarła więc jeszcze twarz dłońmi, zanim odjęła je, pozbawiona teraz całej swej radości z wizyty w mieście grzechu, przygaszona i przekonana, że po tym wszystkim Connor nie będzie chciał mieć z nią już nic wspólnego, gdy wstała finalnie z łóżka, lecz nie wiedząc zupełnie, co ze sobą teraz zrobić, zatrzymała się w miejscu i opuściła bezradnie ręce wzdłuż swojego ciała, by z wciąż z tym samym poczuciem bezsilności wymalowanym na jej twarzy, rozejrzeć się powoli po pokoju, nim ponownie odnalazła spojrzeniem oczy swojego męża. - Wracajmy do domu...

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Oczywiście, że był wściekły – tak samo mocno jak zdezorientowany i przerażony – niemniej jednak nie zamierzał się za ten stan rzeczy wyżywać na Indianie, nawet jeżeli w jakimś większym stopniu owa sytuacja, w której się właśnie znaleźli była jej winą. Bynajmniej jednak nie pomyślał, że jest desperatką, która zaciągnęła go przed ołtarz, a już na pewno nie, że tylko w ten sposób mogła jakiegoś faceta przez ten ołtarz zaciągnąć: podstępem. Miał bowiem oczy, a przy okazji obcował już z nią na tyle blisko i intensywnie, iż zdawał sobie sprawę z tego, że każdy facet mógłby spokojnie stracić dla niej głowę – i tak, on również. Ale fakt utraty głowy, fascynacji czy nawet jakichś uczuć, w jego przypadku przynajmniej, nie objawiał się chęcią ślubu, bo on zwyczajnie nie chciał go brać – nigdy. Nie czuł takiej potrzeby i nie do końca rozumiał oraz popierał instytucję małżeństwa, poza tym po tym wszystkim czego już w życiu doświadczył, nie uważał, by ten świstek papieru był mu do czegokolwiek potrzebny. A mimo to – właśnie to zrobił, został mężem, chociaż bez oczywistego udziału swojej świadomości. I stąd właśnie to przypuszczenie, iż w którymś z lokali ktoś po prostu musiał im czegoś dosypać do drinków, a może tylko jemu – bo o ile Indy wypiła ich spora i najpewniej miała słabą głowę, tak właśnie to jego było cholernie trudno upić: właśnie na tyle, by niczego nie pamiętał na drugi dzień. Ale przecież to pieprzone Vegas, nie takie rzeczy były tutaj na porządku dziennym, więc dosypanie czegoś komuś wcale by go akurat nie zdziwiło – czy to w celu tego, by więcej kupił, więcej kasy wydał, czy w jakimkolwiek innym. I akurat wydanie większej gotówki byłoby dla niego najmniejszy z obecnych problemów… bo ten świstek papieru, który leżał na stoliku obok obrączek nie był studolarowym banknotem, a aktem ich małżeństwa. Niemniej był jednak tak samo winien zaistniałej sytuacji jak on, bo nawet jeżeli to on ostatecznie obrała kierunek na urząd i to do jej główki wpadł pomysł ślubu – to on pozwolił na to, by urwał im się film i sam przecież zainicjował to całonocne imprezowanie i poznawanie miasta grzechu. Poza tym, nie powstrzymał jej, będąc przytomnym czy też nie, wcale nie musiał się godzić na to szaleństwo, a jednak przystał na jej propozycję i jako miłośnik adrenaliny, postanowił najpewniej zrobić właśnie tej nocy coś szalonego. Spojrzał więc w końcu na nią i pokiwał szybko głową na znak zgody. – Tak, nikt nie może się dowiedzieć – potwierdził, bo akurat o tym wcale jeszcze nie pomyślał w tym natłoku emocji. Jak niby miał komukolwiek powiedzieć, że wyjeżdżał do Vegas jako kawaler, a wraca jako mąż… to samo w sobie brzmiało dla niego jak coś irracjonalnego. I najpewniej nikt by mu w takie rewelacje nie uwierzył. Ale Indiana musiała mu wybaczyć to wszystko co robił i mówił teraz, bo zwyczajnie był w szoku i nie myślał do końca trzeźwo – nie tylko z uwagi na procenty, które pewnie nadal gdzieś tam krążyły w jego krwi. Albo inne świństwo, którym ich odurzono. – I tak już tego nie odwrócimy, stało się. I nie, nie obwiniam Cię, bo mój udział w tym jest właściwie taki sam – zgodziłem się, nawet jeżeli nieświadomie. Chociaż nawet jeżeli weźmiemy w miarę szybki rozwód, to niestety już zawsze będziemy figurować jako rozwodnicy, więc… chyba z tym musimy się już nauczyć żyć – zauważył, zerkając na nią. Bo taki był właśnie fakt, pomimo tego, iż mogą formalnie się rozwieść, to i tak ten epizod na zawsze pozostanie w ich historii i właściwie trudno będzie go ukryć na dłuższą metę. Ale nie tym się teraz przejmował, póki co starał się sam oswoić z tą sytuacją i jakoś przyjąć do wiadomości to, że miał żonę. Chociaż z dwojga złego Brewster akurat był całkiem zadowolony, że padło właśnie na Indianę – i gdyby nie był w takim szoku, najpewniej dostrzegłby więcej plusów tej sytuacji. Więc może jedynie potrzebował nieco więcej czasu, gdy opadną emocje, kurz i wytrzeźwieje bardziej głowa. – Nic nie popsułaś, po prostu… będziemy mieć całkiem interesujące wspomnienia z tej podróży – zauważył, starając się zachować spokój i względne opanowanie, by nie okazać zdenerwowania i złości, a już na pewno by nie dać jej do zrozumienia, że był na nią zły. I że ją za cokolwiek obwiniał. – I bynajmniej będziemy o tym pamiętać do końca życia – dodał jeszcze, mając właśnie na myśli to, iż ile razy tylko przyjdzie im wypełniać jakieś dokumenty bądź wskazywać stan cywilny, status: rozwiedziony – będzie im przypominał o tym co zaszło w Vegas. Sam właściwie nie wiedział co będzie dalej, nie chciał więc snuć żadnych wizji ani czegokolwiek jej obiecywać, bo tak naprawdę nie miał pojęcia co będzie z nimi, gdy wrócą do Seattle. Chociaż chyba łudził się, że ich relacja rozwinie się nieco lepiej… nie chciał jej tracić i to akurat wiedział doskonale. Ale obecnie wspomniany rozwód chyba niego utrudniał sytuację. Ale nie chciał by wraz z rozwodem skończyła się ich znajomość, dlatego czuł się zagubiony, bo jednocześnie nie chciał jej tracić, ale chyba nie chciał również tkwić w małżeństwie – więc gdzie tu znaleźć kompromis? – Poza tym, ja to zapoczątkowałem. To z mojego powodu musieliśmy uciekać, przyjechać tutaj… generalnie to ja Tobie jestem winien przeprosiny. Za to wszystko – machnął ręką, jakby obrazując skalę swoich występków, które sprowadziły ich do tego hotelowego pokoju, w którym tkwili razem z tym aktem małżeństwa, który bezczelnie się z nich nabijał, leżąc nieopodal. Utkwił w końcu spojrzenie na ciemnowłosej, która ukryła twarz w dłoniach i westchnął ciężko, gasząc papierosa w popielniczce. Wypuścił dym z ust i podszedł do niej niespiesznie, przeczesując nerwowo włosy. – Wiem, że nie tak sobie wyobrażałaś pewnie swój ślub… ale poradzimy sobie z tym – razem – zaoferował wsparcie, przystając tuż przed nią, gdy wstała i zastygła w bezruchu, najwyraźniej nie wiedząc co ze sobą począć. Skinął więc głową na znak zgody i rozejrzał się po pokoju – Spakujmy wszystko i wracajmy, czeka nas długa podróż, na pewno będziemy mieć mnóstwo czasu żeby to przyswoić – odparł i zawahał się na moment, ale w końcu przygarnął jej drobne ciało do swojego i przytulił ją na krótką chwilę. Wiedział, że czuła się równie źle jak i on, właściwie był przekonany, że był ostatnim kandydatem na roli jej męża i że najpewniej cholernie żałowała tego, że to właśnie on nim został. Ale mógł jej jedynie obiecać, że to odkręci – nawet jeżeli on sam wcale nie chciał jej tracić. Jednak jednocześnie nie potrafił jej tego pokazać.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

W przeciwieństwie do Connora, Indiana wcale nawet nie starała się oswoić z myślą, że właśnie wzięła ślub i że miała teraz męża - bo miała go tylko na papierze i oczywistym wydawało się to, że nie będzie im dane cieszyć się wspólnym pożyciem, a jej samej nie będzie dane poczuć się jak żona, cokolwiek to właściwie znaczyło, bo i w tej kwestii ciemnowłosa nie miała żadnego doświadczenia. I wiedziała, że akurat tego doświadczenia nie nabierze przy Brewsterze; bo to małżeństwo nie miało przed sobą przyszłości, i jakże ponurym paradoksem był fakt, iż ten poślubny poranek oboje zaczęli od myśli o rozwodzie. I chociaż nie trzeba być geniuszem, aby odgadnąć, że Indy nie tak widziała oczami wyobraźni ów dzień, który - według wszelkich znanych jej relacji osób pozostających w związku małżeńskim - miał być najszczęśliwszym w jej życiu; to prawda była taka, że wcale nie wyobrażała sobie wiele. Może dlatego, że nie było w jej życiu mężczyzny, z którym chciałaby ten ślub wziąć, więc po prostu nawet o tym nie myślała, ale bynajmniej nie chodziło teraz o to, że nie nosiła na palcu pierścionka z brylantem i nie doczekała się hucznego wesela, na którym wystąpiłaby w najpiękniejszej sukni, bo skromny ślub w tajemnicy przed całym światem również mógłby okazać się spełnieniem jej marzeń, gdyby tylko dzieliła te marzenia z mężczyzną, który byłby miłością jej życia. Ale nawet jeśli nie posiadała konkretnych oczekiwań, to wiedziała jedno: że pijacki ślub, którego ani ona, ani jej przypadkowy mąż, rano nawet by nie pamiętali, z cała pewnością nie zawierał się w żadnym z możliwych scenariuszy. - Owszem, wyobrażałam sobie, że będę coś pamiętać - mruknęła z przekąsem, nie komentując jednak kwestii przeprosin, bo i nie uważała, aby Connor był jej je winien. Nie dlatego, że był bez winy, ale dlatego, że już przeprosił za wciągnięcie jej w to bagno - i że wybaczyła mu już chyba wszystko, co było na ten moment do wybaczenia. I przez to, możliwe, że nawet wierzyła Connorowi, kiedy twierdził, że nie obwiniał jej za wydarzenia, jakie miały miejsce tej nocy - a jednocześnie nie umiała wyzbyć się tej dziwnej myśli, że po tym wszystkim brunet po prostu ucieknie, uświadamiając sobie, że Indy najpewniej znowu oczekiwała od niego więcej, niż mógł jej dać, i że sprawy między nimi zaszły zbyt daleko, skoro wylądowali przed ołtarzem. Ale przecież wiedziała, że to mogło się zakończyć tylko w taki sposób - więc czemu czuła się rozczarowana? To chyba pozostawało jednym z tych pytań bez odpowiedzi - podobnie jak i to, czy można stracić coś, czego się nigdy nie miało. Halsworth musiała zatem uzmysłowić sobie wreszcie, że to po prostu nie mogło się udać - i kto wie, może za jakiś czas istotnie nauczy się patrzeć na ich obecną sytuację wyłącznie przez pryzmat interesujących i miłych wspomnień. Ale nie dzisiaj. Pozwalając więc, aby brunet przygarnął ją do siebie, nie wtuliła się jednak w jego ciało tak, jak zwykła to robić dotychczas, ilekroć ją obejmował, co wbrew pozorom bardzo doceniała - i równie mocno po prostu go potrzebowała, a ta świadomość wcale nie ułatwiała jej przyswojenia tej całej sytuacji. - Więcej nie piję - skwitowała - w tym momencie chyba nawet mówiąc całkiem poważnie - i parsknęła krótkim, nerwowym śmiechem, najlepiej chyba wyrażającym to, jak pogubiona była obecnie we własnych emocjach i tym, jak powinna na te wszystkie rewelacje zareagować. Nie zastanawiając się nad tym dłużej - lub może raczej: zastanawiając się, ale już tylko wewnętrznie - zgodnie postanowili opuścić miasto grzechu, w którym wystarczająco już nagrzeszyli. Indy jako pierwsza udała się zatem pod prysznic, po czym przebrała się w świeże ubrania i spakowała swoje rzeczy, gdy Connor robił to samo - by w następnej kolejności wspólnie zejść jeszcze na śniadanie (lunch? obiad?) oraz mocną kawę do hotelowej restauracji, bowiem siadanie za kierownicą na takim kacu i o pustym żołądku byłoby co najmniej nierozsądne. I chociaż Indy jeszcze wczoraj liczyła na to, że znajdą trochę czasu, by nacieszyć się Las Vegas również w ciągu dnia, gdy pogoda była wprost idealna, to obecnie musiał wystarczyć jej widok miasta oglądany z samochodu, gdy wyjeżdżali z feralnej stolicy ślubów hazardu, by w umiarkowanie spokojnej atmosferze wrócić do Seattle. Bynajmniej jednak nie zostawiając w Vegas tego, co się tam wydarzyło...

/ zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże”