WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

30. Coraz trudniej radziła sobie z zaistniałą sytuacją, coraz trudniej przychodziło jej unikanie bruneta, chociaż pozornie mogłoby się wydawać, że ten etap mieli już za sobą – a mimo to po ostatnim spotkaniu, Jordana znowu nieco się wycofała. Nie dlatego, że nie chciała tego co wówczas zaszło, ale właśnie dlatego, że chyba nie ufała już samej sobie i że wiedziała, iż w jego obecności naprawdę znowu traciła głowę. Co więcej, naprawdę chciała więcej i obawiała się, że gdyby znowu mieli zostać sam na sam… po prostu zatraciłaby się w tym bez końca. A to wszystko nie było wcale takie proste, bo nawet jeżeli istotnie oboje pragnęli tej fizycznej bliskości, to mimo wszystko nadal pozostawało wiele nierozwiązanych kwestii, a dla ciemnowłosej najważniejszą z nich była kwestia zaufania. Bo to zaufanie było dla niej wyznacznikiem wszystkiego i to właśnie ono objawiało się tym, iż mogłaby dać mu kolejną szansę. Jednakże nie do końca jeszcze radziła sobie ze wspomnieniami, bo czy chciała czy nie, nadal miała przed oczami bruneta z inną kobietą i chyba nie tak łatwo było to wymazać ze swojej pamięci, nawet jeżeli bardzo chciała. To wszystko więc składało się w jedną, nieprzychylną bądź co bądź dla niego – całość, a Jordie nie pozwalało przełamać tej ostatniej bariery, więc… znowu prościej było trzymać się na dystans. Pod pretekstem więc różnych załatwień czy też po prostu normalnego czasu, którego potrzebowała dla samej siebie, pozostawiała Reggie’go pod opieką bruneta, a gdy ewentualnie wracała do domu i go widywała, nie była wówczas sama: bo w towarzystwie którejś ze sióstr bądź koleżanek. Mogło to wydać się nawet całkiem zabawnym zagraniem z jej strony, ale po prostu nie ufała już na tyle samej sobie, po tym jak ostatnio znowu straciła dla niego głowę. Z drugiej strony – nadal mocno tęskniła, brakowało jej jego ciepła, wsparcia na co dzień i tych wspólnych chwil, które były dla niej najważniejsze. Więc to również nie tak, że zapomniała – że odcięła się całkowicie i że nic się już dla niego nie liczyło, bo wręcz z każdym dniem to wszystko liczyło się coraz bardziej, ale… nadal pozostawało to jedno „ale”, które stawało na drodze do ich szczęścia. Dlatego istotnie panna Halsworth skupiła się teraz na sobie: potrzebowała złapać oddech, oczyścić umysł, zadbać również o swoje ciało i te wszystkie drobne przyjemności, które wpływały na jej samopoczucie. Dlatego też w ostatnich dniach chyba naprawdę znowu wzrosła jej samoocena, ciało powoli wracała do formy, a gdy tylko lekarz pozwolił jej wdrożyć lekkie ćwiczenia, chętnie zapisała się do trenera personalnego, którego poleciła jej przyjaciółka – bo właściwie był to jej brat i chętnie służył pomocą. A ponieważ Jordie nie chciała przesadzić, wolała oddać się w ręce profesjonalisty, by jednak powoli i z rozsądkiem wrócić do formy. Ale wystarczyło kilka sesji treningowych, by na nowo odżyła, nie tylko fizycznie, ale i mentalnie – bo wszystko zaczynało się i kończyło na głowie. Najpewniej właśnie dlatego o wiele chętniej przyjęła namowy siostry, by pojawiła się na prywatnej imprezie w mieszkaniu Connora – u którego zamieszkiwała i z którym jak było jej wiadomo, łączyło ją znacznie więcej. I och, szczerze Jordana zazdrościła jej tych chwil pełnych uniesień, które uskrzydlały ją na tyle, że czasami wręcz nie poznawała własnej siostry bliźniaczki. Nie mogła jednak odmówić: raz, wiedziała, że Indiana wyciągnęłaby ją tam nawet siłą, a dwa, naprawdę potrzebowała wyrwać się do ludzi. I mimo, iż Indy twierdziła, że Chester nie powinien się pojawić, to i tak ciemnowłosa była przekonana, że jako najlepszy przyjaciel Brewstera, ten na pewno się zjawi: męska solidarność i te sprawy. Ale za to ona zamierzała dzisiejszego wieczora czuć się znowu seksownie i kobieco – dlatego zdecydowała się założyć nowy zakup tj. ultra krótką spódniczkę, białą bluzeczkę z pokaźnym dekoltem, by całokształt zasłonić jednak kusząco marynarką. Do tego pierwszy raz od dawna zamieniła wygodne, płaskie buty, na wysokie czarne szpilki, które dopełnił efektu w stu procentach. I chyba naprawdę była zadowolona z efektu końcowego, bo zwiastował on starą Jordanę, która miała ten błysk w oku, zadziorny charakterek i emanowała beztroskim podejściem do życia. I chociaż istotnie teraz była przede wszystkim mamą, to od czasu do czasu mogła się znowu poczuć jak dawniej – i to był ten moment. Gdy więc zawitała do eleganckiego mieszkania, które obecnie zamieszkiwała jej siostra, przywitała się z nią serdecznie, z uśmiechem przyjmując komplementy na temat swojego wyglądu, śmiechem kwitując to, iż stanowiła dla niej dzisiaj największą konkurencję. Ale przecież były właściwie identyczne, więc… o konkurencji nie było mowy. Jordie jednak odzyskała pewność siebie i czuła się dziś na tyle swobodnie, iż ten śmiech nawet był o wiele bardziej szczery i naturalny. Znowu czuła się sobą. Przywitała się więc z Connorem i jeszcze kilkoma osobami, które znała, bowiem to byli wspólnie znajomi jej oraz Indiany, ale także pozostała kilka nowych, które pojawiły się ze strony właściciela tego lokum. I cóż, musiałaby skłamać, mówiąc, iż nie schlebiały jej spojrzenia męskich oczu – wymowne i pełne zachwytu. Siedząc więc póki co z siostrą na kanapie, popijała sok i kręciła głową z rozbawieniem, słuchając jej dywagacji na temat tego, iż powinna dzisiaj poflirtować z jednym bądź dwoma facetami, którzy ewidentnie nieustannie wodzili za nią wzrokiem, licząc najpewniej na to, iż mieli do czynienia ze śliczną singielką – nie zaś młodą mamą z noworodkiem u boku. – To zdecydowanie nie jest dobry pomysł – odparła z rozbawieniem, mimo wszystko prześlizgując wzrokiem po męskich sylwetkach, aż do momentu, w którym jej wzrok spoczął na jednej sylwetce, której znowu od kilku dni nie widziała. Do salonu wszedł bowiem Chet, w towarzystwie Brewstera, który najpewniej poszedł go wpuścić, a wówczas jej siostra chyba zmroziła go wzrokiem, pozwalając sobie na nieprzychylny komentarz w jego stronę. – Wiem, mówiłaś, że miało go nie być. Ale Indy, nie mamy po dwanaście lat, nie przeszkadza mi jego obecność. Przypominam, że mamy dziecko, nie mogę go unikać – pokręciła lekko głową, uciekając znowu na moment wzrokiem, bo wewnątrz znowu poczuła to wszechogarniające ciepło na jego widok i te uczucia na nowo ją przytłaczały. Bo znowu był tak blisko, a jednocześnie tak cholernie daleko. – Przedstaw mi lepiej tego Prestona – rzuciła zachęcająco, by oderwać zarówno te nieprzychylne myśli siostry na temat jej byłego narzeczonego, jak i własne – ale za to zdecydowanie bardziej przychylne. Poza tym nie ukrywajmy, brunet dziś również wyglądał obłędnie, więc nic dziwnego, że i damskie spojrzenia chętniej spoczęły na jego osobie, co nie umknęło uwadze Jordany. Wstała więc zgrabnie z kanapy i zgarnęła ciemne włosy na plecy, ruszając za siostrą do póki co nieznajomego blondyna, który z wyraźnym zadowoleniem przyjął ich obecność i jeszcze chętniej zapoznał się z Jordie. Miała nadzieję, iż siostra dotrzyma im jednak towarzystwa, ale szybko czmychnęła do Connora, pozostawiając ją wręcz na pożarcie czarującemu mężczyźnie, który co więcej – był zawodowo związany z branżą dziennikarską, dzięki czemu ostatecznie Halsworth znalazła z nim szybko wspólny język. Przystanęli nieco z boku, gdy wręczył jej kolejną szklankę ze sokiem, a gdy był wyraźnie zaskoczony tym, iż nie pije alkoholu, Jordie wprost oznajmiła, że niedawno urodziła, co… wyraźnie go zaskoczyło.
- Niemożliwe, że niedawno urodziłaś, przecież wyglądasz jak milion dolarów – skwitował wprost, niemal śmiało świdrując jej sylwetkę wzrokiem, na co Jordie się zaśmiała i szturchnęła go lekko w geście rozbawienia.
- Och, daj spokój, wcale nie jest aż tak dobrze – odparła, śmiejąc się cicho, chociaż jawne komplementy i tak były miłe. A przecież zdawała sobie sprawę z tego, że wyglądała dziś obłędnie i tak też chciała się czuć. Pomimo tego, że nie wszystko było jeszcze takie jakby chciała, to i tak efekt końcowy był świetny – w końcu eksponowała swoje nadal zgrabne i długie nogi, a przy tym także kuszący dekolt, który po wspomnianej ciąży nadal był wyraźnie większy, co chyba też jej się podobało. Ostatecznie jednak bardzo pozytywnie przyjmowała towarzystwo Prestona, który nawet nie był zrażony tym, iż ma maleńkie dziecko, bo wprost ją komplementował i oprócz żywej dyskusji o dziennikarstwie, wprost z nią flirtował. I nie sądziła, że takie zainteresowanie ze strony mężczyzn nadal jest możliwe, co nie zmieniało faktu, że jej spojrzenie i tak co jakiś czas uciekało w stronę Chestera, którego wzrok czuła na sobie niemal nieustannie. I nie, nie wzbudzała w nim zazdrości celowo, ale… z drugiej strony, mogła mu przecież pokazać co tracił. I co mógł stracić ostatecznie, wybierając inną – a że i ona sama nadal to zainteresowanie ze strony innych mężczyzn miała. Więc taka mała, słodka zemsta mogła być całkiem przyjemna, chociaż sama Jordie nie zamierzała wcale iść na całość. Zaśmiała się znowu, słysząc żart blondyna, ale jego spojrzenie w końcu padło na kogoś za jej plecami, więc ostatecznie odwróciła się ostrożnie, by zobaczyć, kto przerwał właśnie jego wypowiedź i… dostrzegła za sobą Chestera, z którym właśnie podzieliła spojrzenie. – Cześć… - powiedziała więc pierwsze co przyszło jej do głowy, bo ostatecznie wcale się jeszcze dzisiaj nie przywitali i chyba serce znowu zabiło jej szybciej, gdy tylko znalazł się na tyle blisko, iż jej nozdrza znowu przyjemnie wypełnił zapach jego perfum, które tak uwielbiała. Wpatrywała się w niego przez chwilę, chyba nazbyt długo, bo w końcu do jej uszu znowu dotarł głos Prestona.
- Znacie się? – zagadnął z wyraźnym zainteresowaniem.
- My… tak – kiwnęła lekko głową, nie chcąc chyba jednak wprost mówić o tym co ich łączyło i co się wydarzyło, więc przekręciła się lekko tak, by teraz widzieć również blondyna. Miała ochotę określić go po prostu mianem znajomego, ale to byłoby o wiele za mało, więc nie pozostawało jej chyba nic innego, jak krótko nakreślić obraz ich relacji. – Byliśmy parą – dodała, wprost więc sugerując, iż to jej były partner, ale właśnie nie wdając się w szczegóły łączącej ich relacji. Chociaż wzrok brunet wcale nie wskazywał na to, iż to odpowiedź mu się podobała, ale… przecież sam był sobie winien. I to głównie z jego winy występowali teraz w roli byłej pary, a nie obecnej, skoro na jej palcu nie widniał już także pierścionek zaręczynowy. – Chester, Preston – wskazała jednego i drugiego, by przerwać moment ciszy, który nagle zapanowała pomiędzy nimi i chyba chciała również w ten sposób nieco rozładować napięcie. Ale to wzrastało z każdą chwilą coraz bardziej, nawet gdy panowie ostentacyjnie uścisnęli sobie dłonie, dopełniając zapoznania, które im zaserwowała. Jordie za to wyłapała pośród ludzi spojrzenie Indiany, która z rozbawieniem przyglądała się zaistniałej sytuacji i chyba wcale nie zamierzała ratować siostry z tej małej opresji. Niedobra!

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

39.

To, co dla Jordany było trudną sytuacją, dla Chestera okazało się furtką, którą tamta nieoczekiwana chwila bliskości na nowo uchyliła; i chociaż gdzieś tam w środku zdawał sobie sprawę z tego, że zapewne nie powinien cieszyć się z tego, jak Halsworth była zagubiona we własnych uczuciach, i nie powinien tego wykorzystywać, to jednak tylko to dawało mu nadzieję na powrót do dawnego stanu. Do tego, jak było im ze sobą dobrze; jak byli bezmyślnie szczęśliwi i zakochani; jak codziennie na nowo tracili dla siebie głowę. Chciał wierzyć, że to nadal było możliwe i że nie wszystko było stracone, chociaż... na równi z nadzieją, tliła się w nim chyba także obawa, że nawet pomimo swych uczuć, Jordie nie będzie potrafiła wyrzucić z głowy tego obrazu oraz myśli, że tymi samymi ustami, którymi ją całował i mówił, że ją kocha - całował inną kobietę, a później opowiadał te wszystkie kłamstwa. I bał się, że ten ostatni pocałunek tylko jej to uświadomił, w istocie przekreślając szanse na ewentualny powrót. Od tamtej pory bowiem prawie ze sobą nie rozmawiali, a Chet znowu nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Halsworth go unikała, i sam już nie był pewien, czy działo się tak, dlatego, że nie mogła sobie ufać w jego pobliżu i że sama obawiała się tej słabości, którą do niego miała - czy po prostu dlatego, że nie mogła na niego patrzeć. Chciał wierzyć, że chodziło o to pierwsze, ale mimo wszystko postanowił dać jej tę przestrzeń, jakiej najwidoczniej potrzebowała; zamiast desperackich prób zbliżenia się do niej, skupiając się raczej na pielęgnowaniu więzi z synkiem i na tym, by nie przegapić ani chwili z jego życia. Nawet jeśli wciąż cholernie żałował, że nie mógł tego wszystkiego dzielić z Jordaną i że chyba... coraz bardziej wymykała mu się ona z rąk. Nie powinno być więc żadnym zaskoczeniem to, że kiedy jego najlepszy kumpel, a tym samym współlokator siostry panny Halsworth, wspomniał mu, że zamierzają wspólnie zorganizować małą domówkę - pierwszym, o czym brunet pomyślał, była okazja do spotkania z Jordie na neutralnym gruncie i z dala od ich, do niedawna wspólnego domu, oraz od ich synka, który stanowił obecnie jedyny i ostatni element, jaki jeszcze ich łączył. I w jakimś sensie będzie ich łączył już zawsze, bo nawet jeśli nie będą parą ani rodziną, to wciąż pozostaną rodzicami Reggie'ego; zaś perspektywa ciągłego widywania Jordie i niemożności odcięcia się od niej w przypadku, gdyby ich drogi jednak rozeszły się na stałe - gdyby z czasem ułożyła sobie życie z innym mężczyzną - brzmiała niczym najgorszy scenariusz z możliwych. I Chet szczerze liczył na to, że ten nigdy się nie ziści. Może zatem potrzebowali dla odmiany spotkać się w okolicznościach, w których nie byliby tylko rodzicami swojego syna, a po prostu: dwojgiem ludzi, pragnących spędzić miło czas w gronie wspólnych znajomych, chociaż Chesterowi - w przeciwieństwie do Jordie, najwidoczniej - nie przeszłoby nawet przez myśl, aby byłą narzeczoną, która wciąż pozostawała miłością jego życia, określać mianem znajomej. Niestety dzisiaj mogli być tylko tym, co Chet zrozumiał w chwili, jak tylko wkroczył do salonu w apartamencie Brewstera - domyślając się, ze gdyby drzwi otworzyła mu siostra Jordany, najpewniej od razu też zatrzasnęłaby mu je przed nosem, bo ni mniej ni więcej dokładnie tyle mówił jej wyraz twarzy - i napotykając po chwili spojrzenie Jordie, nie dostrzegł w nim właściwie nic. Nie uśmiechnęła się, nie skinęła nawet głową na powitanie, a jedynie odwróciła zaraz wzrok, kompletnie ignorując jego osobę, ale z drugiej strony - chyba niczego innego brunet się nie spodziewał. Nie spodziewał się jednak również tego, że kiedy oddali się na moment po coś do picia, kolejnym, co zastanie, będzie widok Jordie z jakimś obcym typem, którego najwidoczniej przedstawiła jej właśnie siostra - i chociaż teoretycznie Jordie była teraz wolna i miała pełne prawo rozmawiać, z kim tylko chciała, a nawet - poznawać nowych facetów, to i tak oglądanie tego sprawiło, że Chet zacisnął mocniej dłoń na szklance bezalkoholowego napoju - bo mimo wszystko nie chciał, aby Halsworth widziała, jak pił, zwłaszcza że oboje wiedzieli, jak pod wpływem procentów potrafiło mu czasem odwalić; chociaż i bez tego bywał odrobinę zbyt porywczy i zaciśnięte gniewnie szczęki były najlepszym tego dowodem. - Co to za chujek? - zapytał stojącego obok niego Brewstera, który z kolei wydawał się być całą sytuacją rozbawiony. Cóż... przynajmniej ich znajomi mieli pożywkę. A może bawiło ich to, bo jako postronni obserwatorzy doskonale widzieli, że tych dwoje nie potrafiło bez siebie żyć - i tylko dla nich samych nic tu nie było takie proste. Nie zamierzając więc bezczynnie przyglądać się, jak Halsworth beztrosko gawędziła sobie z nowym znajomym po tym, jak jej siostra zostawiła ich samych, celowo chyba podchodząc do niego i Connora, tylko po to, aby powitanie tego pierwszego zbyć lodowatym spojrzeniem, a drugiego - gdzieś ze sobą porwać; Chet zdecydował się podejść i przywitać, bo, jak by nie było - znali się i tego wymagała grzeczność. A on - naprawdę zamierzał być grzeczny, nawet jeżeli widząc sposób, w jaki tamten facet patrzył teraz na jego Jordie, miał ochotę rozbić mu tę trzymaną w dłoni szklankę na głowie. Ale może powinien ją rozbić na własnej, skoro to on sam odpowiadał za to, że Halsworth była teraz singielką z prawem do flirtowania, z kim zechce. I doprawdy był na siebie wściekły za to, że przez własną głupotę obecnie nie mógł po prostu objąć jej i pocałować, tak jak zrobiłby to kiedyś, by zamanifestować, że Jordana Halsworth była jego kobietą. Bo już nie była, i frustrowało go to tym bardziej, że tak fantastycznie dzisiaj wyglądała, i chociaż postawiła na nieco inny strój niż te kuse sukienki, do jakich go przyzwyczaiła i za jakimi Chet doprawdy cholernie tęsknił, to ta nieprzyzwoicie króciutka spódniczka również sprawiła, że chyba coś w nim drgnęło. - Cześć - przywitał się równie lakonicznie, choć kiedy ciemnowłosa odwróciła się w jego stronę, a ich spojrzenia po raz kolejny się spotkały - na moment znów chyba zapomnieli o obecności drugiego mężczyzny i dopiero jego pytanie wyrwało ich z tego lekkiego transu, w jaki nieustannie zapadali, kompletnie zatracając się nawzajem w swoich oczach, zupełnie jakby sami dopiero się poznali. Chet odchrząknął więc krótko, przenosząc następnie wzrok na drugiego rozmówcę, któremu Halsworth jakże trafnie opisała charakter łączącej ich obecnie relacji. - I mamy razem dziecko - dopowiedział, niejako sugerując, że pomimo bycia byłymi, ich historia nie była zamknięta, skoro wciąż łączyło ich dziecko. I Chet uznał za niezbędne poinformowanie o owym fakcie Prestona, na wypadek, gdyby Jordie sama zapomniała wspomnieć o tym, że była mamą - lecz ten nie wydawał się być ową rewelacją zdziwiony, w przeciwieństwie do samego Chestera, który sądził chyba, że na wieść o dziecku, facet ucieknie, gdzie pieprz rośnie. Zamiast tego jednak blondyn skwitował ową informację tylko krótkim: - Ach, tak - kiwając ze zrozumieniem głową, jakby informacja o tym, że to właśnie Chet był ojcem jej dziecka, rozjaśniła mu nieco sytuację. Z pozorną uprzejmością, panowie uścisnęli więc sobie dłonie, pozwalając, by na parę długich sekund znów zapadła między nimi odrobinę niezręczna cisza. - Przeszkodziłem wam? - powracając spojrzeniem do Jordie, brunet zasygnalizował, że to pytanie kierował właśnie do niej - bo opinia Prestona niewiele go interesowała, ale gdyby to Halsworth dała mu jasno do zrozumienia, że nie życzyła sobie jego towarzystwa, cóż - najpewniej musiałby to uszanować, niezależnie od tego, jak bardzo by go ta świadomość mierziła, i sam - właściwie nie miałby nic przeciwko uczestniczeniu w tej osobliwej konwersacji, jeśli tylko tak miał przeszkodzić pannie Halsworth w beztroskim flircie z facetem, który nie był nim. Ba, z facetem, który był jej kompletnie obcy, a z którym rozmawiała teraz chętniej niż ze swoim byłym, od siedmiu boleści, narzeczonym; i przy którym śmiała się częściej, niż przy nim. I patrzenie na to nie było dla niego niczym przyjemnym.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Podobne obawy niestety miała również Jordana – bo pomimo uczuć, którymi nadal go żywiła, co akurat było absolutnie oczywiste, nadal tliła się w niej ta niepewność co do tego, czy pomimo tej miłości będzie w stanie wyrzucić z głowy obraz bruneta z inną kobietą. Czy będzie w stanie zapomnieć o tym, że te usta nie tylko całowały inną, ale również mówiły jej te wszystkie kłamstwa – w dodatku, kiedy tak ufanie spoglądał jej w oczy, że bynajmniej nie mogłaby przypuszczać, że za tym kryło się jakieś drugie dno. I prawdą było, że nie mogła zapomnieć, chociaż w przeciągu ostatnich kilkunastu dni naprawdę próbowała – tym mocniej starała się to zrobić po tej chwili słabości, na którą pozwoliła sobie w ich wspólnym do niedawna domu. Co więcej ten niespodziewany pocałunek wcale nie uzmysłowił jej tego, że cholernie trudno będzie jej zapomnieć o tym, że te usta całowały inną, ale boleśnie utwierdził ją w przekonaniu, że wciąż pragnęła go tak samo mocno, iż nie była w stanie nad sobą zapanować, gdy był blisko. Nawet jeżeli powinna była wyznaczyć granice i się jej trzymać. Dlatego to właśnie ucieczka poniekąd była jedynym rozwiązaniem – unikanie go, które pozwalało zachować trzeźwość umysłu, a jednocześnie dając jej szansę na poukładanie sobie tego wszystkiego w głowie. Ale im dalej w las, tym trudniej było znaleźć drogę powrotną, a ona… jedynie mocniej za nim tęskniła. Nadal jednak była w niej ta sama pusta: rozczarowanie jego zachowaniem, złość i żal, że nie mogli teraz współdzielić tych pięknych chwil, które wypełniał im czas spędzony z synkiem. Bo obecnie spędzali go z nim osobno, a nie jako rodzina – nie mogąc cieszyć się tym wspólnie. Dlatego tak miotała się pomiędzy jednym, a drugim, nie mogąc w żaden sposób znaleźć złotego środka na rozwiązanie tej sytuacji – chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że wszystko teraz zależało od niej. I widziała to jak się starał, jak dawał jej przestrzeń i czas, o które prosiła, ale jednocześnie będąc obok, gdy tego potrzebowali – zarówno ona, jak i synek. Ale istotnie nie ufała sobie, gdy byli sam na sam, doświadczyła już tego jak jej ciało reagowało na jego bliskość i jak na nowo rozpalał w niej ten sam ogień, niemal samą swoją obecnością. Dlatego początkowo nawet nie zareagowała – uciekła wzrokiem, nie przywitała się, nie uśmiechnęła – bo gdy tylko zobaczyła go, wchodzącego do salonu, niemal od razu powróciły do niej wspomnienia tamtego pocałunku: paradoksalnie wcale nie tych wszystkich chwil pełnych uniesień, których razem doświadczyli, ale właśnie ten jeden pocałunek, który na nowo uświadomił jej, że tylko i wyłącznie Chet był w stanie zaspokoić jej głód. I co więcej, że na nowo ten głód odczuwała, jakby wzmagał się w niej z dnia na dzień coraz bardziej. Niemniej on sam również nie pokwapił się o jakąkolwiek reakcję, tym samym nie naruszając jej przestrzeni ani czasu spędzanego wówczas z siostrą, która jedynie mroziła go wzrokiem. Sama nie wiedziała więc czemu właściwie zachęciła Indy do tego, by przedstawiła jej Prestona, ale po części chyba chciała jednak odrobinę utrzeć nosa brunetowi, nawet jeżeli zakrawało to o całkiem dziecinne zachowanie – ale skuteczne, prawda? A jednocześnie chciała chyba po prostu poznać w końcu kogoś nowego, kiedy to pierwszy raz od dawna wyszła tak naprawdę do ludzi, po tym jak wiele ostatnich miesięcy spędzała głównie w domu. I absolutnie nie przeszkadzał jej czas spędzany z synkiem, ale z drugiej strony tęskniła już odrobinę za cywilizacją. I za branżą dziennikarską, w której chciała się realizować, więc głównie tym blondyn kupił jej uwagę i to właśnie dlatego tak chętnie oddała się dyskusji z nim, jednocześnie chętnie przyjmując te śmiałe komplementy, którymi ją raczył. Bo było to miłe. Nie liczyła jednak na to, że ten całkiem miły moment postanowi przerwać właśnie Chester, a więc rozbawienie, które widziała potem w oczach siostry naprawdę zakrawało o okrucieństwo. Bo zamiast ratować ją z opresji, to zostawała Jordie na pastwę dwóch samców alfa. Jednakże musiało coś być w tym, że najpewniej wszyscy wokół wiedzieli, że ta dwójka nie może bez siebie żyć, a mimo to kręcili się wokół siebie, uparcie twierdząc, że tak nie jest – a przynajmniej tak twierdziła Jordana, z kolei Chet podążał za nią, licząc na to, że zmieni zdanie. Fakt był jednak taki, że nie było czego zmieniać – nie mogła bez niego żyć i nie mogła się w tej kwestii okłamywać, a najlepszym tego dowodem było to, jak znowu utonęła w głębi jego spojrzenia, gdy tylko napotkała jego wzrok. I jak niewiele trzeba było, by znowu straciła rezon i kontakt z rzeczywistością. Chcąc czy nie, musieli jednak wrócić do rzeczywistości, gdy drugi rozmówca przypomniał o swojej obecności, zaś Jordie zagryzła lekko nerwowo wnętrze policzka, gdy Chet wprost oznajmił, iż był ojcem jej dziecka. Nawet ją to trochę rozbawiło, chociaż nie dała tego po sobie poznać – bo reakcja bruneta wprost sugerowała, iż próbował w ten sposób zaprzepaścić jej szansę na dobry flirt, jeżeli istotnie zapomniałaby wspomnieć o tym, że jest młodą mamą. Ale cóż, Preston już o tym wiedział i bynajmniej nie był tym zrażony.
- Tak, właśnie Chet jest ojcem mojego synka, o którym Ci wspominałam – dodała, jakby chcąc pokazać, iż wcale się tego faktu nie wstydziła i że nie chciała go ukrywać, chociaż wolała się jednak nie zagłębiać w szczegóły.
- To chyba trochę rozumiem skąd ta odrobina niezręczności – zauważył, mimo wszystko z lekkim rozbawieniem, najpewniej w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego jak wyglądały relację pomiędzy tą dwójką. I absolutnie nie było to jego winą. Jordie z kolei czuła się w jego towarzystwie dobrze, ale… tylko dobrze. Miło było dla odmiany podyskutować o pasji, nie zaś tylko o dzieciach, kłopotach i problemach, które nieustannie mieli na swojej drodze razem z Chesterem. I chyba stąd jej szczery uśmiech, jak i nawet lekki zawstydzenie za sprawą komplementów, których dawno nie słyszała od innego faceta, ale – to nadal nie był Chet. I nic nie mogło zmienić tego, że Preston po prostu nie działał na nią w ten konkretny sposób. Zerknęła więc na Chestera, gdy przerwał moment krępującej ciszy.
- Rozmawialiśmy – oznajmił wprost blondyn, jakby sugerując, iż istotnie im przerwał, ale Jordana wpatrywała się jedynie w oczy Chestera, jakby na moment znowu zapominając o tym gdzie właściwie się znajdowała i że z całą pewnością nie byli tutaj sami.
- Tak, rozmawialiśmy. Preston pracuje w branży dziennikarskiej, więc miło było podyskutować o czymś innym niż pieluchy – odparła, właściwie nie wiedząc czemu tłumacząc się z tego co miało tutaj miejsce – Ale nie przeszkadzasz – pokręciła lekko głową, upijając kilka łyków. I tym samym uciekła wzrokiem od jego osoby, bo to jego przeszywające spojrzenie znowu sprawiało, iż traciła grunt pod nogami.
- Mówiłem też, że nie chce mi się wierzyć, że niedawno urodziła, bo wygląda fantastycznie – dodał mężczyzna, uśmiechając się wymownie w kierunku Jordany – I równie niewiarygodne, że wypuściłeś ją z rąk – zauważył, pijąc w kierunku bruneta, być może sądząc, iż przepracowali już etap wspomnianego rozstania, a może jedynie próbował go zdenerwować, co lekko zaniepokoiło pannę Halsworth.
- Nie mówmy już o tym – pokręciła stanowczo głową, przenosząc wzrok z jednego na drugiego, starając się w ten sposób uciąć temat. Zerknęła znowu kontrolnie na Chestera, by ocenić stan jego nastroju, ale wtem Preston ujął jej dłoń i skinął głowę w przeciwnym kierunku.
- Chodź, przedstawię Ci jeszcze kogoś – zaproponował, właściwie nie dając jej szans na reakcję, więc jedynie podzieliła spojrzenie z brunetem, a potem powędrowała za blondynem w kierunku nieznanych sobie osób. Okazało się, że dwoje z nich również pracuje w redakcji, a jedna z dziewczyn także ma małe dziecko, więc Jordana chyba świetnie odnalazła się wśród nowych znajomych. Co nie zmieniało faktu, że chętnie podyskutowała potem także ze starymi znajomymi, do których dołączyła również Indiana, więc mogli powspominać stare czasy. W międzyczasie Jordie pozbyła się marynarki, pozostając w dość kusej bluzeczce, bo zrobiło się jej ciepło. Mimo jednak tego, iż otaczała się ciągle przynajmniej kilkoma osobami, jej wzrok i tak co jakiś czas uciekał w kierunku bruneta, którego mimowolnie tym wzrokiem szukała. Nie tyle co obserwując jego reakcję, co po prostu jego samego. I to było silniejsze od niej. Nawet jeżeli wiedziała, iż znalezienie się z nim na tym neutralnym gruncie mogło przynieść jej zgubę, ale jednocześnie tej zguby równie mocno pragnęła. Nie byli jednak sami. W końcu Jordie przeprosiła Prestona i jego znajomą, po czym powędrowała do łazienki, do której pokierowała ją Indy, znajdującej się nieco dalej od salonu, bo trzeba było przejść do niej korytarzem. Po skorzystaniu z niej, wyjęła telefon i wsparła się plecami o ścianę, po czym napisała smsa do drugiej siostry, która obecnie zajmowała się Reggie’m. Niezależnie bowiem od tego czy byłaby na kameralnej imprezie czy nudnym spotkaniu – nadal pozostawała mamą, więc musiała upewnić się, że u synka wszystko dobrze. By potem móc ze spokojną głową wrócić do towarzystwa.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Żywa dyskusja, granicząca z niewinnym flirtem, jaki Halsworth uskuteczniała z nowopoznanym Prestonem na oczach bruneta, bez wątpienia był skutecznym sposobem na to, aby utrzeć mu nosa - aby uzmysłowić mu, jak ogromnym był szczęściarzem, skoro to właśnie z nim Jordie pragnęła być, kiedy ewidentnie nie narzekała na brak zainteresowania ze strony innych mężczyzn i właściwie - mogłaby mieć każdego. Tymczasem on kompletnie tego nie doceniał - a w każdym razie takie można było odnieść wrażenie: tak sugerowała owa zdrada, której (prawie) się dopuścił, mimo iż w rzeczywistości Chet miał pełną świadomość tego, że nigdy na Jordanę nie zasługiwał - tak samo jak nie zasługiwał na to, by każdego dnia budzić się przy niej i czuć to szczęście oraz spokój, jakiego nie dawało mu nic innego. Wbrew temu jednak, czego można się było spodziewać po Chesterze oraz jego ewentualnej reakcji na widok Jordany w towarzystwie innego faceta - zazdrość odczuwał tylko przez chwilę, i tylko na chwilę odezwała się w nim ta samcza potrzeba oznaczenia swojej własności - która zresztą jego własnością i tak już nie była. Paradoksalnie bowiem komentarz Jordie odnośnie współdzielonych z Prestonem zainteresowań, otworzył brunetowi oczy na coś innego: i mimowolnie zastanowił się, czy rzeczywiście jedynym, o czym on i Jordie potrafili ze sobą rozmawiać, były pieluchy i inne dziecięce sprawy dotyczące ich synka. Czy rzeczywiście nie łączyło ich nic poza Reggie'm. Czy rzeczywiście Halsworth miała więcej wspólnego z jakimś obcym człowiekiem, niż z nim. I odpowiedź na te kwestie niestety nie jawiła się zbyt optymistycznie, gdy Chet uzmysłowił sobie, że właściwie - nie mieli zbyt wielu wspólnych zainteresowań. Nie spędzali czasu na wspólnych aktywnościach, nie posiadali wspólnych pasji. I do tej pory wydawało mu się czymś całkowicie normalnym oraz zdrowym to, że on miał swoich znajomych z pracy, a Jordie - własnych znajomych ze studiów, którzy zapewne podzielali jej plany odnośnie kariery w branży dziennikarskiej. Ba, sam wręcz dążył do tego, by mieć coś swojego i chyba dopiero teraz dotarło do niego, że - przecież miał. I że pragnął dzielić się z Jordie swoim życiem - całym, a nie tylko wybranymi jego aspektami. Ale na równi z tym pragnieniem, musiał zastanowić się nad tym, czy to wszystko było dobre dla niej - czy też jedynym, co on sam kiedykolwiek dla niej zrobił, było pozbawienie jej młodości w momencie, kiedy powinna beztrosko korzystać z życia i poznawać nowych ludzi, co być może... uświadomiłoby jej, że Chet wcale nie był tym, z kim powinna być. I ta myśl - że być może odebrał jej więcej, niż dał w zamian - przeszyła go na wskroś i teraz, widząc ją z cholernym Prestonem, i widząc, z jaką chęcią przyjmowała jego komplementy - naprawdę poczuł, że ją traci. Ostatecznie jednak jej słowa brunet skwitował tylko lekkim skinieniem głowy, po chwili ponownie przenosząc wzrok na drugiego mężczyznę, którego zmierzył czujnym spojrzeniem. - Nie wiedziałem, że jedno i drugie musi się wykluczać - zauważył w odpowiedzi na skierowany pod adresem panny Halsworth komplement, jaki zdawał się sugerować, że kobieta w ciąży lub tuż po niej nie mogła wyglądać dobrze - co do pewnego stopnia było zrozumiałe i pewnie każdy mężczyzna, któremu ukochana kobieta nie urodziła właśnie dziecka, byłby tego samego zdania. Ale Chet widział w niej znacznie więcej nawet wtedy, gdy oglądał ją bez makijażu i w wygodnych dresach - lecz widocznie to, że dla niego Halsworth nigdy nie przestała być najpiękniejsza, bledło w obliczu zainteresowania, jakie okazywał jej teraz obcy facet. Tylko skąd nim to zgorzknienie, skoro sam wcale nie był lepszy? Wzruszył więc ramionami i wydął lekko usta w wyrazie bezradności. - Tak, ja też w to nie wierzę - odparł, istotnie nie dowierzając, jak wielkim był idiotą, wypuszczając Jordanę z rąk, ale teraz - niewiele już mógł w tej kwestii zrobić. I nie zrobił, bowiem kiedy ta w żaden sposób nie zaprotestowała, pozwalając Prestonowi poprowadzić ją do grupy jego przyjaciół i tym samym wybierając towarzystwo blondyna, zamiast Chestera, ten ostatni uciekł po chwili spojrzeniem gdzieś w bok, nie mając chyba zwyczajnie ochoty patrzeć na to, jak odchodziła, gdy wiedział, że nie potrafił jej zatrzymać. Jedynym plusem pozostawało zatem to, że przynajmniej nie wybuchł i nie wszczął awantury, mimo że Preston ewidentnie go ku temu prowokował - ale ta bierność... nie była naturalna; nie dla kogoś takiego, jak Chet Callaghan. Nie zamierzał jednak psuć Jordanie wieczoru, uznając zamiast tego, że miała przecież prawo spędzić czas ze swoimi znajomymi, doskonale bawiąc się bez niego. On więc - dołączył do własnych przyjaciół, skutecznie zajmując teraz swoje myśli rozmową z nimi, tak, aby te nie musiały co rusz powracać do panny Halsworth, ku której mimowolnie podążało jednak jego tęskne spojrzenie, parę razy może nawet napotykając to jej, bo prawda była taka, że niezależnie od tego, ile osób brunet miał wokół siebie, to zawsze ona była najważniejsza. Nawet jeśli sama nigdy w to nie wierzyła. Tymczasem Chet starał się po prostu miło spędzić ten wieczór w gronie znajomych, co chyba nawet nieźle mu się udawało, przynajmniej do momentu, w którym wracając do salonu z balkonu, gdzie wyszedł na moment się przewietrzyć, nie poczuł nagle, jak ktoś wylał na niego drinka, a unosząc swoje spojrzenie na sprawcę owego wypadku, ujrzał przed sobą niemal idealną kopię Jordany Halsworth. Z drugiej jednak strony - oblanie go drinkiem było czymś, czego zdecydowanie mógł się spodziewać po każdej z jej sióstr. Tym trudniej było mu uwierzyć w przypadek, gdy wywrócił jedynie oczami i z zaplamioną słodkim napojem koszulą skierował swoje kroki do łazienki. Nie zdołał jednak nawet dosięgnąć do klamki, kiedy drzwi nieoczekiwanie się otworzyły, a on w progu nieomal wpadł na Jordie. Zaskoczony i troszkę chyba odurzony przyjemnym zapachem jej perfum, jaki osnuł teraz jego nozdrza, odruchowo posłał jej przepraszający uśmiech i cofnął się o krok, zawieszając spojrzenie na wysokości jej oczu i zapewne zagradzając jej swoją osobą przejście. - Twoja siostra przypadkiem wylała na mnie drinka - wyjaśnił, skinąwszy na swoje ubranie, jakby obawiał się, że Jordie gotowa była pomyśleć, iż uganiał się za nią, jak pies, albo celowo ciągle się brudził, żeby móc świecić jej po oczach swoją gołą klatą, co istotnie jednak zakrawało już na lekki absurd. Ale brunet chyba nawet nie podejrzewał, że bliźniaczka Jordany miała w tym wszystkim jakiś ukryty cel, inny niż fakt, że zwyczajnie mu się należało. Przecież nie kibicowała im w ukryciu i nie uknuła intrygi, żeby skłonić ich do konfrontacji... - Ale nie powinno mnie dziwić, że nienawidzi mnie tak samo, jak ty. Zresztą, to chyba też mi się należało. A ty jak się bawisz? - podjął, wymijając ją w taki sposób, że praktycznie się o siebie otarli, i wchodząc do łazienki, by choć częściowo osuszyć plamę, i kontynuować przy tym tę osobliwą, acz niezobowiązującą rozmowę, z dala od lekkiego gwaru - bo to nie było miejsce ani czas na rozgrzebywanie ich problemów - ku czemu zaproszeniem miały być wciąż otwarte drzwi. Niemniej brunet zrozumiałby też, gdyby Jordie jednak nie miała na to ochoty - dlatego pozostawił jej wolną rękę i otwartą drogę ucieczki.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Wbrew pozorom Jordana wcale nie chciała uzmysławiać mu tych wszystkich rzeczy – z jej strony były to raczej całkiem naturalne i swobodne odruchy, które objawiały się sympatyczną rozmową z nowo poznanym facetem. Który owszem – flirtował z nią, a przynajmniej próbował, ale tylko i wyłącznie ten aspekt w jakiś sposób połechtał przyjemnie jej poczucie własnej wartości, gdy uzmysłowiła właściwie samej sobie, że nadal mogła podobać się mężczyzną. A po niedawnej, dość trudnej przeprawie ciążowej i poporodowej, to było dla niej chyba niezmiernie ważne – bo przecież wszystko zaczynało się i kończyło właśnie w głowie. Bo to właśnie głowa blokowała ją przed bliskością, której poskąpiła Chesterowi, ale wówczas wcale nie celowo. Po prostu wtedy nie umiała inaczej. Niemniej jednak obecnie drobny flirt w jakimś stopniu faktycznie miał pokazać mu, że mogła inaczej – że jej świat nie kończył się w domu, chociaż istotnie bardzo chciała spędzić z synkiem jak najwięcej czasu i nie stracić ani sekundy z pierwszych miesięcy jego życia. Ale w tym wszystkim nadal była też młodą kobietą, którą pragnęła więcej – była jego Jordaną, chociaż chyba przez chwilę o tym zapomniał, nie dając jej tego czasu, którego potrzebowała, aby dojść do siebie. Więc chciała uzmysłowić mu, że teraz już była sobą, przynajmniej częściowo, że potrafiła się śmiać, spędzać czas ze znajomymi, poznawać nowych ludzi i być… po prostu sobą. Że wystarczyło poczekać – i cholernie żałowała, że brunet nie poczekał. Nie pomyślałaby jednak, że krótkie wyjaśnienie jej pogawędki z Prestonem wzbudzi w nim nagle wątpliwości co do tego, iż nie mieli wspólnych tematów – bo to akurat nie było jej zamysłem i ona sama wcale tak tego nie odbierała. Bo mimo, że nie współdzielili pasji czy zainteresowań, to przecież wiele par tak właśnie funkcjonowało i chociażby kwestie zawodowe dzieliło w odrębnych dziedzinach. Ale przy okazji nie miało to żadnego wpływu na ich relacje i rodzinę, bo to z kolei opierało się na przyjaźni, wsparciu i namiętności – a tego przecież Jordanie i Chesterowi nigdy nie brakowało. Nie musiał więc z nią dyskutować o dziennikarstwie, czy ona próbować zrozumieć to czym on się zajmował – bo i tak najpewniej nic by z tego nie pojęła; chodziło jedynie o to, by potrafili ze sobą żyć, dzieląc się wzajemnie szczęściem i miłością. Niemniej poczułaby chyba lekkie okłocie żalu w związku z tym, iż pomyślał, że mogłaby mieć więcej wspólnego z Prestonem niż z nim – bo po tym co już razem przeszli i czego doświadczyli, mogłaby się pokusić wręcz o stwierdzenie, że właściwie z nikim nie miała tak wiele wspólnego. Możliwe, że nawet z własną z siostrą bliźniaczką, chociaż dosłownie współdzieliły życie. Ale obecnie mogła już być mu jedynie wdzięczna, że opanował swoje emocje i że dla odmiany, wcale nie wszczął awantury czy nie odgryzł się Prestonowi, który ewidentnie bruneta prowokował. I Jordie z kolei bardzo doceniła jego całkiem odmienne zachowanie, które bez wątpienia zadziałało na plus. Nawet więc jeśli obecnie otaczało ją przynajmniej kilkoro osób, nawet jeżeli kilku z obecnych wokół mężczyzn prawiło jej komplementy, to i tak nie mogło to zmienić tego, że jej myśli – i spojrzenie – nieustannie uciekały w stronę Chestera. Dziś, zdawać by się mogło, jeszcze bardziej niż ostatnio, gdy na tym pozornie neutralnym gruncie byli znowu po prostu Jordaną i Chesterem – bez pieluch, problemów, obowiązków i maleńkiego dziecka. Ale za to również bez procentów, których także nieco Jordie brakowało, bo wszyscy wokół sączyli jakieś drinki czy whisky, a ona musiała pocieszać się sokiem, po którym istotnie musiała już skorzystać z toalety. Ale nie spodziewała się, że wychodząc, nieomal wpadnie na samego Chestera, bo gdy tylko otworzyła drzwi, dosłownie ujrzała go przed sobą, więc właściwie w ostatniej chwili się zatrzymała i lekko cofnęła, by uniknąć zderzenia. Utkwiła spojrzenie na jego oczach i zastygła na moment w bezruchu i tak nie mając możliwości przejścia, bo zablokował swoim ciałem drzwi. Zmarszczyła lekko brwi, gdy wspomniał o jej siostrze i wyraźnie zaskoczona spojrzała teraz na jego koszulę. – Nie wierzę, że naprawdę to zrobiła – pokręciła z niedowierzaniem głową, dostrzegając plamę na jego ubraniu – Z pewnością stało się to… przypadkiem. Przecież doskonale znasz Indy, nigdy by tego nie zrobiła celowo – uniosła znowu wzrok, a jej mina wskazywała na lekkie rozbawienie, gdy wspominała o występku siostry i o tym, iż oboje całkiem nieźle ją znali. Chet właściwie z tej strony, która ni mniej ni więcej objawiała się czujną obserwacją i niechęcia, gdy tylko przyczyniał się do cierpienia Jordany. Nie była do końca pewna czy siostra po prostu chciała się zemścić czy być może było to jakimś elementem małej intrygi, ale… i tak była jej trochę wdzięczna, nawet jeżeli to pokręcone. – Co więcej to już drugi raz w niedługim czasie, gdy ktoś moczy Twoje ubranie i nawet nie musiałam robić tego sama – uniosła wymownie brew, pozwalając sobie na mały żarcik, bo nadal utrzymywała swoją wypowiedź w luźnym charakterze. Istotnie też nie pomyślała, że Chet mógłby celowo za nią chodzić, czy – co więcej, celowo się brudzić, by tylko móc znaleźć się gdzieś w pobliżu. – Obawiam się, że ten kolorowy drink mógł całkowicie zniszczyć Twoją koszulę, nie jestem pewna czy to zejdzie. Może Connor mógłby Ci coś pożyczyć do przebrania – zasugerowała, zerkając raz jeszcze na plamę z lekkim zakłopotaniem, bo miała poczucie, iż to mogło być przecież z jej winy, chociaż nie bezpośredniej. Spojrzała jednak na niego znowu z wyraźnym zdziwieniem, gdy zasugerował, że siostry Halsworth go nienawidziły, co bynajmniej z jej strony wcale nie było prawdą. Co prawda skrzywdził ją i wiele mogła mu mieć za złe, ale… to nigdy nie była nienawiść, nie mogła być, skoro nadal szczerze go kochała. Otworzyła już usta, by coś powiedzieć, ale gdy zapytał o to jak się bawi, wzruszyła lekko ramionami. Znowu jednak nie zdążyła nic powiedzieć, bo odruchowo odsunęła się, stając bokiem i zastygła w bezruchu, gdy przecisnął się pomiędzy nią i framugą, aby wejść do łazienki, co poskutkowało tym, że praktycznie ich ciała się o siebie otarły, co na wciągnęła powietrze, czując ten przyjemny prąd, który niemal automatycznie przeszył jej ciało. – Mogłeś mnie najpierw wypuścić – zaśmiała się cicho, gdy odzyskała chociaż odrobinę zdolność racjonalnego myślenia i odprowadziła go wzrokiem w głąb łazienki, nadal jednak pozostając w przejściu, skoro nie zechciał za sobą zamknąć drzwi. – A bawię się całkiem dobrze, to pierwsze wyjście od dawna, więc jest miło. Korzystam. Chociaż przyznam szczerze, że trochę mierzi mnie fakt, że nie mogę się napić, a wszyscy wokół tylko wypijają kolejne drinki i najpewniej większość jest już nieco wstawiona. O ile nie bardzo – stwierdziła z lekkim rozbawieniem – Ale Ty chyba też nic dzisiaj nie piłeś – zauważyła ostrożnie, nie chcąc wprost pokazać, że go obserwowała i że rejestrowała takie szczegóły jak to, co właściwie dzisiaj pił – i że nie był to alkohol. Niemniej była ciekawa dlaczego zrezygnował z procentów, więc przyjrzała mu się z zaciekawieniem, przestępując dwa kroki do przodu, ku własnemu chyba zaskoczeniu wcale nie na zewnątrz, a do środka pomieszczenia, skoro pozostawił otwarte drzwi w geście zaproszenia. Nie uciekała więc, a wręcz przeciwnie – przyjęła owe zaproszenie. Utkwiła spojrzenie na jego sylwetce, gdy zajmował się osuszaniem mokrej plamy i świdrowała wzrokiem jak napinało się jego ciało, ukryte skrupulatnie pod delikatnym materiałem koszuli. Zagryzła mimowolnie wargę i podeszła nieco bliżej. – A jak Ty się bawisz? – zagadnęła jeszcze, dostrzegając na jego koszuli nadal taką samą plamę, ale pominęła na moment ten szczegół i podniosła wzrok, napotykając kolejny raz jego spojrzenie. Zamilkła na moment, pozwalając, by przez tą krótką chwilę jedynie mierzyli się wzrokiem, po czym przełknęła ślinę, by zwilżyć gardło, w którym nagle jej okropnie zaschło, po czym pokręciła lekko głową. – Nie nienawidzę Cię, Chet. Nigdy tak nie myśl, niezależnie od wszystkiego, to nigdy nie będzie nienawiść – oznajmiła dosadnie, chcąc uzmysłowić mu, że nienawiść była ostatnim uczuciem, którym mogłaby go kiedykolwiek darzyć. Nie spuszczając więc wzroku z jego oczu, cofnęła się o krok, jakby próbując chociaż pozornie zwiększyć dystans i przerwać tę nić połączenia, której w żaden sposób nie mogli zerwać i najpewniej oboje odczuwali teraz ten charakterystyczny prąd, który przepływał pomiędzy nimi, niemal zagęszczając atmosferę w pomieszczeniu, chociaż na dobrą sprawę… jeszcze nic nie zrobili. Odchrząknęła więc cicho i założyła włosy za ucho. – Jestem pewna, że Indiana też Cię nie nienawidzi, ale też targają nią sprzeczne emocje, podobnie jak mną. W końcu sporo się wydarzyło…

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

To, że Jordie nie miała złych intencji i pewnie nawet nie podejrzewała, że jej słowa mogą wzbudzić u bruneta jakiekolwiek wątpliwości, nie zmieniało jednak faktu, że Chet, mimo iż sam wolał uważać się za realistę, to niejednokrotnie miał tendencje do widzenia pewnych rzeczy w ponurych barwach (chociaż będąc z Jordie, znacznie więcej z nich widział jednak w tych jasnych kolorach, i bynajmniej nie chodziło tu o problemy ze wzrokiem). Dlatego nie lubił niedopowiedzeń i Halsworth powinna już zapewne wiedzieć, że nie należało pozostawiać mu zbyt wiele pola do własnej interpretacji - bo ta nazbyt często skłaniała się ku pesymistycznym scenariuszom, trochę tak, jakby jego własna podświadomość dążyła do tego, aby go unieszczęśliwić. Niechybnie zatem dochodził do wniosku (irracjonalnego, bo przecież wiedział, co czuł i jak czuł się przy niej), że tym, co ich łączyło i co sprawiało, że to właśnie Jordana bez wątpienia stała się najbliższą mu osobą - i pomimo utrzymującego się pomiędzy nimi dystansu, nadal nią pozostawała - była historia: to, że wiele razem przeszli, a te doświadczenia, jakie mieli na swoim koncie, w jakimś sensie ich ze sobą związały. Ale prawda była taka, że w tym wszystkim, wiele rzeczy nie było wcale dziełem ich własnego wyboru, a przypadku: i Chet chyba nie umiał nie zastanawiać się nad tym, czy gdyby sprawy potoczył się inaczej, a Jordie nie zaszła wtedy w tę nieplanowaną ciążę, to nadal byliby razem? Czy, gdyby nie została postawiona pod ścianą, to kiedykolwiek uznałaby go za odpowiedniego kandydata na ojca dla jej dziecka? Czy chciałaby założyć z nim rodzinę? Czy też w ogóle nie byliby teraz razem, gdyby odjąć tę jedną rzecz - wspólną historię - jaka ich połączyła? I wreszcie: czy ona również się nad tym zastanawiała? Czy - zwłaszcza po tym, jak Chet okazał się być nikim więcej niż zwykłym, zdradliwym śmieciem - żałowała, że to z nim związała swoje życie? Mogła przecież trafić lepiej i chyba oboje mieli tego świadomość. A w każdym razie: miał ją Chet, i chyba bardziej, niż czegokolwiek innego, bał się, ze Jordie również dojdzie do takiego wniosku. Że uzna, iż to, ze mają razem dziecko i tę wspólną, burzliwą przeszłość, wcale nie oznacza, że muszą być razem. Że lepiej dla niej samej będzie zostawić go za sobą i skupić się na tym, co wciąż mogło być przed nią. Jak by nie patrzeć, dopiero po rozstaniu z nim Jordana odżyła, mimo że brunet nigdy nie chciał ciągnąć jej w dół. Ale może taki już był; może nieświadomie i niecelowo wyniszczał ją tak samo, jak niszczył niemal wszystko na swojej drodze. Tak, jak zniszczył ich rodzinę. I zasługiwał na karę, chociaż drink wylany na jego koszulę nijak nie dorównywał temu, że przez cały wieczór brunet musiał patrzeć, jak Jordie świetnie bawiła się ze swoimi znajomymi, kiedy on musiał trzymać się z boku i nie mógł jej towarzyszyć. Dlatego nie obwiniał jej za to, że jego ubranie szpeciła obecnie nieestetyczna plama - obwiniał jej siostrę, ale równocześnie chyba rozumiał jej motywację i kobiecą solidarność - toteż spoglądając na swoje odbicie w lustrze, a następnie bezpośrednio na swoją koszulę, wzruszył ostatecznie ramionami. - Może - skwitował, nie rozwijając kwestii pożyczenia czegoś od Connora. - Dlatego z tymi kolorowymi drinkami są same problemy. Nie byłoby tematu, gdyby piła czystą - zauważył, pozwalając, by kącik jego ust drgnął w uśmiechu, sugerującym, że nie zamierzał wyciągać z tego tytułu żadnych konsekwencji. Wiele rzeczy przyjmował już na klatę i rozlany drink bynajmniej nie był najgorszą z nich. I nawet jeśli jego twarz nie wyrażała teraz gniewu, to i tak jej wyraz zdołał jeszcze bardziej złagodnieć, gdy brunet spojrzał na Jordie po raz kolejny, skinąwszy lekko głową. - Słusznie, należało ci się trochę rozrywki, żeby oderwać się na chwilę od brudnych pieluch. Mam nadzieję, że Reggie nie daje za bardzo popalić swojej cioci i nie okaże się, że to było pierwsze i ostatnie wyjście - zaśmiał się pod nosem, niejako sprawdzając, czy Jordie - a raczej: ile razy - dzwoniła już do swojej siostry z pytaniem o to, jak ma się ich synek. To było całkiem normalne i właściwie Chet spodziewał się nawet, że po raz pierwszy rozstając się z maluszkiem na tak długo, Halsworth w ogóle nie będzie umiała oderwać swoich myśli od tego, co działo się w domu, więc mimo wszystko cieszył się, że finalnie udało jej się czerpać przyjemność z tego spotkania z przyjaciółmi. Dla bruneta to było zapewne dużo łatwiejsze, zwłaszcza odkąd nie mieszkał już z nimi pod jednym dachem i nawet na co dzień widywał swojego synka znacznie rzadziej. Co nie zmieniało faktu, że cholernie tęsknił zarówno za nim, jak i za Jordie; ale w tym momencie nie chciał już znowu rozmawiać z nią o pieluchach - chociaż tego chyba nie dało się całkiem uniknąć, skoro mieli razem małe dziecko. Zamiast tego jednak postanowił podjąć temat swojej dzisiejszej abstynencji, jaka właściwie nie miała żadnego uzasadnienia poza tym, że obiecał kiedyś Jordie, że postara się w tej kwestii ograniczyć, aby uniknąć nieprzyjemnych sytuacji, i chociaż od tamtej pory zdarzyło mu się czasem wypić kieliszek czy dwa, to nie chciał, aby teraz kolejne jego słowo okazało się nic nie warte. - Nie piłem. Pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo w trzeźwości, żeby tu nie zwariować. Więc gdybyś potrzebowała później podwózki do domu, to... - nie dokończył, wzruszając zamiast tego ramionami i uciekając ponownie spojrzeniem ku swojej, nieustannie lepiącej się do jego ciała koszuli, którą starał się osuszyć nieco ręcznikiem. Nie chciał, aby Jordana czuła się do czegokolwiek zobligowana i wcale nie zdziwiłby się, gdyby wolała jednak zamówić taksówkę albo zabrać się z kimś innym, niż wsiadać wraz z nim do samochodu, gdzie nie mogłaby już tak łatwo uciec. Dopiero jednak, gdy ciemnowłosa odbiła piłeczkę, pytając o to, jak się bawił, Chet ponownie wzniósł spojrzenie na wysokość jej oczu, nie mając jednak chyba do powiedzenia nic więcej niż: - W porządku - co potwierdził skinieniem głowy, przez moment przyglądając jej się w milczeniu, by ostatecznie ściągnąć brwi w lekkiej dezorientacji, gdy Jordie przyznała, że wcale go nie nienawidziła - ale jednocześnie cofnęła się o krok, jakby znów chciała od niego uciec. I może Chet powinien jej na to pozwolić, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to nie był dobry moment na wywlekanie tego tematu. I istotnie nie chciał psuć Jordanie wieczoru, ale... był chyba zbyt wielkim egoistą, by nie skorzystać z każdej nadarzającej się okazji, aby się do niej zbliżyć. Nawet jeśli jedyne, o co go prosiła, to dystans. Nie odrywając spojrzenia od jej oczu, brunet odłożył więc ręcznik na umywalkę, poddając się w tej walce o czystą koszulę - ale nie zamierzał równie łatwo poddawać się w walce o Jordie. - Owszem, sporo się wydarzyło. I czasem myślę, że może byłoby łatwiej, gdybyś mnie nienawidziła - odrzekł, bezwiednie postępując o krok w jej stronę. - Uderzyłabyś mnie po tym, jak cię ostatnio pocałowałem, ale przynajmniej... wiedziałbym, co to znaczy. I czego się spodziewać. A teraz... - a teraz nie wiedział, jakiej reakcji się spodziewać, gdy zrobił kolejny krok naprzód, a po nim następny, utrzymując nieustannie ten intensywny kontakt wzrokowy, który sprawił, że atmosfera między nimi napęczniała do granic, kiedy Chet sięgnął ostrożnie dłonią do kobiecej twarzy - a właściwie tuż poniżej, do jej szyi, zaledwie kciukiem przesuwając wzdłuż linii jej żuchwy w kierunku ucha, by zanurzyć ostatecznie palce w jej ciemnych włosach. - Co zrobisz? - ściszając nieco głos i zezując z oczu Jordany na jej usta, nachylił się nieco, tylko po to jednak, by zatrzymać się tuż przed tym, jak jego wargi spotkały się z tymi jej. To zawieszenie trwało jednak może sekundę: sekundę, jaką dał Jordanie na zareagowanie, na odepchnięcie go, na ucieczkę; choć znacznie bardziej liczył na sygnał, że i ona tego chciała - a raczej: że to nie zakończy się tak, jak poprzednio. Bo to, że chciała - już widział; ale widział również, jak serce biło się w niej z rozsądkiem, i, całkowicie egoistycznie, miał nadzieję, ze tym razem zwycięży w niej to pierwsze. Że Jordana nie każe mu dłużej czekać: bo nie umiał już czekać, bo nie miał już siły, bo czuł, że ją tracił, i zwyczajnie był tym faktem przerażony. A ta niepewność - była po prostu wycieńczająca. Nie tylko panną Halsworth targały zatem sprzeczne emocje, i to właśnie te emocje dało się wyczuć w chwili, jak ich usta wreszcie się spotkały, a Chet aż westchnął z ulgą, która wzięła teraz górę nad nieustającą w nim od dawna tęsknotą, kiedy drugą dłonią objął ją w talii, przyciągając do siebie aż zetknęła się z jego ciałem, i wpił się śmielej w jej wargi w czułym, ale przy tym namiętnym i pełnym pasji pocałunku, jakby miał on być ich pożegnaniem - lub zupełnie nowym otwarciem. I żadne z nich nie umiało przewidzieć, czym się to faktycznie okaże.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Wydawać by się mogło, że w ostatnim czasie Jordana zostawała mu aż nazbyt wiele pola na domysły, pozostawiając wyłącznie niedopowiedzenia i kolejne pytania bez odpowiedzi. A to nigdy nie wróżyło nic dobrego, o czym ona sama akurat powinna wiedzieć najlepiej – w końcu, gdy takowa sytuacja działała w drugą stronę, jej wyobraźnia działała na najwyższych obrotach. Dlatego owszem – niecelowo wzbudziła w nim te wątpliwości, ale właściwie nawet nie pomyślała, że brunet może tak opacznie odebrać jej słowa, z pozoru tak całkowicie błahe. Najwidoczniej jednak w tej kwestii oboje mieli taką samą tendencję, do wyolbrzymiania pewnych spraw i do widzenia ich wyłącznie w czarnych barwach. Więc gdyby miała możliwość i gdyby teraz pokierowała się właśnie sercem, a nie rozumem, to najpewniej chętnie odpowiedziałaby na wszystkie jego pytania, w oczywisty sposób rozwiewając wątpliwości. Bo nawet jeżeli wiele razy ją zranił – to i tak nie zmieniało to faktu, że nadal kochała go równie mocno jak na początku i czy tego chciała czy też nie – Chester pozostawał miłością jej życia i co do tego jednego była pewna. Niezależnie więc od czego co by zrobił, a czego nie, zawsze byłby dla niej równie ważny. Więc nawet teraz, gdy jawił się jako kłamliwy i zdradziecki dupek… ona nadal nie mogła wygrać z własnym sercem, nadal nie mogła go znienawidzić, nadal nie mogła o nim zapomnieć i nadal nie mogła go wyrzucić ze swojego serca. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – bo nie chciała. Oczywiście można by gdybać nad tym co by byłoby gdyby nie zaszła w ciąże, gdyby nie urodził się ich synek, gdyby nadal pozostawali po prostu Jordie i Chet’em, którzy doskonale się ze sobą bawili, korzystając z życia. I wręcz pewnym wydawało się to, że gdyby nie los, który zrzucił im na barki stworzenie rodziny tak szybko, to na pewno nie byliby zaręczeni i nawet nie myśleliby o zakładaniu rodziny tak wcześnie – możliwe, że nawet nie byliby razem, ale w to jedno akurat Jordana osobiście wątpiła. Wątpiła, bo na pewno chciałaby go przy sobie zatrzymać i niezależnie od wszystkiego zapewne zawsze dawałaby mu kolejne szanse, chyba, że… ostatecznie to on nie chciałby jej. Ale miała wrażenie, że niezależnie od biegu wydarzeń i tak pozostaliby razem, tylko być może na zupełnie innym etapie tej relacji. Dlatego właśnie, że chciała z nim być i o tym powinien pamiętać – bo nie było jej przy nim dlatego, że zmusiła ją do tego ciąża, ale dlatego, że sama tego chciała, bo sama go przecież wybrała. Wręcz dosłownie – bo w końcu to ona podeszła do niego tego pamiętnego, pierwszego dnia, by poprosić o jego numer. I raczej przypadkiem okazał się być obecnie fakt, iż potencjalnie odżyła, kiedy ich drogi się akurat rozeszły – odżyła bowiem tylko dlatego, że nadszedł na to wreszcie odpowiedni moment, na tyle odpowiedni po ciąży i porodzie, by mogła zająć się również sobą. I tylko tego było jej potrzeba – czasu, o którym tak wiele razy mu mówiła, nie zaś jego nieobecności w swoim życiu. Musiał więc przestać widzieć wszystko, ale i siebie samego, w tych najczarniejszych barwach, bo wcale nie był najgorszym co się jej przydarzyło, ale najlepszym czego mogła kiedykolwiek chcieć. Nawet jeżeli obecnie nadal jej zaufanie względem niego pozostawało niepewne i pomimo faktu, iż ciągle jej serce walczyło z rozumem. Walczyło jednak na tyle skutecznie, że Jordie istotnie pozostawała z nim w łazience, chociaż spokojnie mogła uciec i wrócić znowu do towarzystwa, by nie kusić losu. Ale może właśnie chciała go kusić? – Być może właśnie dlatego kobiety piją kolorowe drinki, by przy dobrej okazji móc je wykorzystać – zauważyła, unosząc wymownie brew ku górze, aczkolwiek w lekkim rozbawieniu – Indy akurat bardzo je lubi, przypuszczam jednak, że w tym geście solidarności ze mną celowo wybrała taki, którego plamę ciężko będzie usunąć – dodała, mimo wszystko z lekką skruchą. Bo chociaż z jednej strony była doprawdy wdzięczna siostrze i jak zawsze rozczulało ją jej wsparcie, to mimo wszystko nie czuła się z tym wszystkim aż tak dobrze. Chociaż istotnie Chet zrobił coś o wiele gorszego i zdecydowanie sobie na to wszystko zasłużył. Ale najwyraźniej te uczucia względem niego przysłaniały jej zdrowy osąd sytuacji. – Oczywiście uwielbiam spędzać czas z Reggie’m i mam wrażenie, że nawet przywykłam już do tych brudnych pieluch, ale… jednak potrzebowałam się też trochę wyrwać z domu. Do ludzi. Brakowało mi tego – zauważyła, przyglądając mu się nieustannie, gdy znowu podjął próbę chociaż osuszenia swojego ubrania, przynajmniej do momentu, w którym znowu nie podzielił z nią spojrzenia – A każda ciocia wręcz uwielbia Reggie’ego, można by powiedzieć, że niemal biłyby się o to, która mogłaby z nim zostać i to nawet w wolny weekend, kiedy same mogłyby przecież gdzieś wyskoczyć – zaśmiała się cicho, wzruszając lekko ramionami - Ale dziś pozwoliły mi na małe co nieco, więc mały ma się dobrze. Poza tym… dzwoniłam już do niej dwa razy – przyznała ze skruchą i wyraźnym rozbawieniem, bynajmniej nie mając z tego powodu wyrzutów sumienia – No wiesz, żeby się upewnić, że wszystko w porządku – wyjaśniła, spuszczając mimo wszystko na moment wzrok. Oczywiście miała się dobrze bawić i o niczym nie myśleć, ale po prostu nie potrafiła. Martwienie się o synka było już dla niej bowiem odruchem całkowicie naturalnym i nie potrafiła inaczej, po prostu zawsze miała go w swoich myślach i gdy pierwszy raz zostawiała go na dłużej – naturalnym było martwienie się. Pokiwała więc w końcu ze zrozumieniem głową, w oczywisty sposób doceniając fakt, iż Chet jednak zrezygnował dzisiaj z alkoholu – i że istotnie dotrzymał danego jej słowa. I była wdzięczna, że pomyślał w tym wszystkim również o niej. – Więc wydaje mi się, że obecnie jesteśmy jedynymi osobami w tym mieszkaniu, które są trzeźwe – zauważyła z rozbawieniem i przyjrzała mu się przez moment w zamyśleniu, po czym kiwnęła nieznacznie głową – I dzięki, będę pamiętać. Przyjechałam taksówką, więc być może skorzystam. Bo szczerze mówiąc nie lubię zbytnio jeździć taksówkami sama po nocy – odrzekła, poniekąd jakby sugerując, iż to było jedynym powodem, dla którego faktycznie mogła z nim pojechać. Właściwie miał racje – podróż z nim ucięłaby jej jakąkolwiek możliwość ucieczki, ale jak wiemy, to uciekanie ostatnio coś niezbyt jej wychodziło, więc… zapomniała już nawet o tym, że prosiła go o trzymanie dystansu. Widziała, że Chet z trudem się na to godził, a i tak doceniała to, że dał jej tego czasu tym razem wystarczająco, na tyle, iż to pragnienie urosło w niej do granic możliwości. Poza tym ona podświadomie wcale nie chciała, by się poddał – ale jednocześnie nadal nie mogła mu niczego obiecać, więc – może po prostu mogli nasycić się sobą, skoro oboje tak bardzo tego potrzebowali. A uciekanie przed tym było po prostu bezcelowe. Spojrzała więc na ręcznik, który odłożył, a potem ponownie na niego, gdy zaczął powoli i ostrożnie do niej podchodzić, wcale nie wzbudzając w niej tym automatycznej chęci ucieczki. – Ja też myślę, że tak byłoby łatwiej. Łatwiej byłoby, gdybym mogła Cię nienawidzić, ale… nie potrafię – przyznała cicho, nieustannie mierząc się z nim spojrzeniem, które niemal przeszywało ją na wskroś. Czuła jak wręcz boleśnie szybko zaczynało bić jej serce pod wpływem tych wszystkich emocji i jego bliskości, bo zmniejszał dzielący ich dystans coraz bardziej. Już miała się odezwać, ale wtem poczuła ciepło jego skóry na swojej, gdy przesunął kciukiem wzdłuż linii jej żuchwy i dalej, by następnie zatopić palce w jej włosach. I tak cholernie uwielbiała ten gest, że niemal już traciła grunt pod nogami, czując na nowo wzbierające w niej pragnienie, które w oczywisty sposób wzbudzał nawet tak drobnym gestem. Odpowiedź na jego pytanie była więc zbędna, a właśnie mogła być tylko jedna – nie zrobiłaby nic co mogłoby to przerwać. Sama mimowolnie zerknęła na jego usta, a potem znowu w jego ciemne oczy, niemal intensywnie odczuwając to wzbierające między nimi fizyczne napięcie – i tak jak poprzednio, dzisiaj również rozsądek przegrał walkę z sercem, bo nawet gdyby chciała, nie mogła udawać, że tego nie chciała. Bo pragnęła go bardziej niż kiedykolwiek i chciała dzisiaj się zapomnieć – zapomnieć o tym co się wydarzyło i pozwolić sobie oraz jemu na bycie znowu po prostu Jordaną i Chesterem. Jak kiedyś. Odetchnęła więc głęboko, gdy zbliżył się do jej ust i gdy wstrzymał się zaledwie na sekundę, by zaraz po tym mogła wreszcie poczuć jego usta na swoich. Westchnęła cicho, poddając mu się całkowicie w momencie, w którym złączyła ich usta w namiętnym i pełnym pasji pocałunku, a przepadła z chwilą, w której objął ją drugą ręką i przysunął do siebie tak blisko, iż zetknęła się z całym jego ciałem. Oddychała głęboko, rozchylając zachęcająco usta i wpuściła go do środka, smakując zachłannie jego ust w czułym, ale tęsknym pocałunku, gdy ich języki połączyły się w namiętnym tańcu. Niemal rozpadała się na miliony kawałeczków, gdy znowu całował ją dokładnie tak jak kiedyś, pozwalając, by traciła dla niego głowę na nowo. Nie chciała więc myśleć czy to pożegnanie czy nowy początek – chciała zatracić się w tej chwili bez końca – bez myślenia, bez obaw, bez analizowania. Westchnęła nieco głośniej, gdy niespodziewanie przyparł jej drobne ciało do najbliższej ściany i oderwała się od jego ust, by zaczerpnąć tchu. Zacisnęła mocniej palce na materiale jego koszulki, gdy jego usta kusząco muskały jej skórę w okolicy szyi, gdy on sama wsunęła jedną z dłoni w jego ciemne włosy i aż spięła się cała, pragnąc więcej. Gdy ponownie się wyprostował i mogła spojrzeć znowu w jego oczy, kiedy dyszeli zachłannie w swoje usta, przesunęła dłońmi po jego torsie i musnęła jego wargi – raz, drugi i trzeci, by ponownie złączyć je w soczystym, aczkolwiek krótkim pocałunku. – Potrzebuję Cię – niemal wyszeptała pomiędzy jedną, a drugą pieszczotą, wyraźnie sugerując, że nie zamierzała już dzisiaj uciekać. Że to był dokładnie ten moment, w którym się poddała swoim pragnieniom. I naprawdę czuła, że była już na to gotowa – i że chciała tego tylko i wyłącznie z nim. Musieli dać upust swoim żądzą, bo inaczej oboje by zwariowali. Gdy po kolejnym pocałunku znowu zabrakło im tchu, oderwała się niechętnie od jego ust i posłała mu kolejne intensywne spojrzenie, przygryzając przy tym kusząco dolną wargę, po czym… wyswobodziła się z jego objęcia. Mogło to świadczyć o tym, że znowu ucieka, ale Chet powinien doskonale czuć, że wcale tak nie było – że jej odejście nie miało na celu ucieczki, a raczej wodziła go na pokuszenie, jedynie pragnąc, by za nią podążył. W tej chwili Jordie naprawdę nie kierowała się rozsądkiem, ale pragnieniem – znała rozkład mieszkania, bo bywała parokrotnie u Indy, nawet pod nieobecność Brewstera, więc wiedziała również, że tuż obok tej łazienki znajdował się wolny pokój dla gości. I była niemal pewna, że wszyscy byli już na tyle wstawieni, że nikt nawet nie zauważy ich nieobecności, dlatego wycofywała się powoli z łazienki w kierunku drzwi, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Chesterem nawet na sekundę. Oddychała głęboko, czując to napięcie i pragnienie, które przejmowało kontrolę nad całym jej ciałem, gdy w końcu przekroczyła próg i dopiero wtedy obróciła się powoli do niego tyłem, po czym ruszyła kuszącym, kobiecym krokiem w kierunku najbliższych drzwi. Nie obejrzała się za siebie, wiedziała doskonale, że Chet podąży za nią, więc weszła do pokoju, który spowijał póki co mrok, bez zbędnych słów i gestów, przeszła niespiesznie nieco dalej, docierając na sam jego środek i dopiero wtedy się zatrzymała. Przeczesała palcami swoje długie włosy i zgarnęła je wszystkie na plecy, w powolnym, seksownym geście, dokładnie w momencie, w którym usłyszała zamykane drzwi... co wywołało na jej ustach delikatny uśmiech, który zwiastował to słodkie napięcie, które odczuwała w tym oczekiwaniu.

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Jordanie zapewne łatwiej było nie zastanawiać się nad tym, czym to wszystko było: czym było to spotkanie, czym była ta rozmowa, czym był ten pocałunek; bowiem tak naprawdę to od niej w znacznej mierze zależała odpowiedź na te pytania. A tej odpowiedzi - wciąż nie potrafiła brunetowi w jednoznaczny sposób udzielić, wiele pozostawiając w sferze domysłów i trzymając go w nieustającej niepewności, przez którą sam nie był w stanie orzec, jak Halsworth zareaguje na jego osobę oraz jego zachowanie. I wcale nie był to ten rodzaj niepewności oraz ryzyka, jakie lubił - a mimo to chciał zaryzykować. Chciał się przekonać, choćby miał opłacić to kolejnym odrzuceniem. Ale czy miał inne wyjście, niż po prostu: próbować do skutku? W końcu Jordie musiała się kiedyś przełamać; musiała się temu poddać, i chociaż Chet nie śmiał oczekiwać, że nastąpi to właśnie dzisiaj, to w momencie, kiedy ciemnowłosa odwzajemniła pocałunek - poczuł przede wszystkim ulgę; po raz pierwszy od dłuższego czasu mogąc wreszcie rozluźnić się i poczuć ten błogi spokój, jakby z jego barków zdjęto ogromny ciężar, który dźwigał od chwili rozstania. A właściwie jeszcze dłużej, bo te wszystkie kłamstwa, jakimi ją bezustannie karmił, również nie dawały mu spokoju, nawet jeśli był w nich tak przerażająco wiarygodny. Pragnąc zatem, aby ta chwila po prostu trwała - zacisnął lekko dłonie na jej talii i naparł swoim ciałem na Jordie, wymuszając na niej parę kroków w tył, aż jej plecy spotkały się ze ścianą, nim w końcu oderwał się niechętnie od jej ust, tylko po to, by - oddychając ciężko, jakby właśnie wynurzył się na powierzchnię po długiej chwili pod wodą, i bez mała, tak się właśnie teraz czuł, choć nie dosłownie - prześlizgnąć wargami przez jej żuchwę w kierunku szyi, owiewając ją gorącym oddechem i muskając delikatnie jej miękką skórę. Wiedział doskonale, że pocałunki w tym rejonie były jedną z tych rzeczy, jakim Jordana Halsworth nie potrafiła się oprzeć, w czym utwierdziła go, zanurzając paluszki w jego włosach. Chociaż wciąż miał w głowie fakt, że kiedy ostatnim razem próbował się do niej dobrać, w odrobinę nachalny może sposób - Jordie i tak mu odmówiła i żadne jego starania nie były wówczas w stanie zmienić jej decyzji. Dlatego tym razem był ostrożniejszy, nie chcąc, by znowu poczuła się, jakby wywierał na niej presję, zwłaszcza że to, na co mu pozwoliła, to i tak było więcej, niż mógł liczyć. Sęk jednak w tym, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, a Jordie zawsze budziła w nim ten zwierzęcy wręcz głód. Z niemałym trudem powstrzymał się więc przed wbiciem w nią swoich zębów; zamiast tego wznosząc finalnie spojrzenie na jej twarz i pozwalając, by ich wargi spotkały się parokrotnie w krótkich, wzmagających jeszcze bardziej jego pragnienie, pocałunkach. - A ja ciebie - sapnął wprost w jej usta, wspierając czoło o to jej. Potrzebował nie tylko bliskości jej ciała - choć w tym momencie ta potrzeba była w nim najsilniejsza - lecz potrzebował jej w swoim życiu i... kurewsko przerażało go to, jak bardzo był od niej uzależniony. Jakby nie wiedział już, kim był bez niej; jakby nie potrafił już funkcjonować jako samodzielna jednostka, lecz wyłącznie jako część całości, którą tworzył wspólnie z Jordie, a bez niej - nie był kompletny. Kiedy więc po kolejnym pocałunku Halsworth wydostała się z jego objęć, brunet był chyba zbyt oszołomiony, aby odpowiednio to przetworzyć, przez co w pierwszej chwili odczuł jedynie nieprzyjemne ukłucie zawodu. Dopiero po sekundzie zrozumiał, że Jordie nie próbowała mu się wymknąć; zaś w chwili, jak to do niego dotarło - aż rozchylił zaskoczony usta i wpatrzony nieustannie w jej ciemne oczy, ruszył bezwiednie za nią, dając zaprowadzić się do pokoju i w żaden sposób nie będąc w stanie otrząsnąć się z tego uroku - czy czymkolwiek było to, co Jordana wokół siebie roztaczała. Dopiero kiedy obróciła się do niego tyłem, Chet odetchnął głęboko, mimowolnie prześlizgując spojrzeniem na jej pośladki, skryte za tą króciutką spódniczką, która, wraz z resztą kobiecej sylwetki, utonęła po chwili w mroku sypialni gościnnej. Wkraczając do pokoju tuż za nią, mężczyzna zamknął za sobą drzwi i po omacku trafił dłonią we włącznik na ścianie; pozwalając, aby jedna z lamp oświetliła pomieszczenie ciepłą, nienachalną poświatą, w której Jordie prezentowała się niczym piękna, senna mara, wodząca zdradliwych mężczyzn na pokuszenie i Chet - cholernie chciał po raz kolejny stracić dla niej głowę, gdy zaszedł ją od tyłu i przylgnął do jej pleców, przesuwając niespiesznie dłońmi od jej bioder ku górze, po materiale jej ubrania w kierunku żeber. - Masz nade mną jakąś nieludzką władzę - mruknął wprost do jej ucha, kąsając delikatnie jego płatek. I choć z pożądania wprost skręcało go w trzewiach, to tym razem nie rzucił się na nią, jak wygłodniałe zwierzę - wciąż chyba obawiał się zrobić coś, na co Jordie nie miałaby ochoty albo na co nie byłaby gotowa, a mimo iż znał ją niemal na wylot - to w tej chwili nie wiedział do końca, czego chciała. Sama musiała dać mu znać. Dlatego - być może ku jej rozczarowaniu; być może nie - musnął zaledwie wargami, nęcącą tak przyjemnie jego nozdrza, skórę na jej karku, po czym zdjął ręce z jej ciała, by zamiast tego ująć jej dłoń, którą uniósł do swoich ust i złożył na niej przelotny pocałunek w chwili, jak wyminął Jordie, zwracając się do niej przodem - a tyłem do łóżka, ku któremu zrobił teraz krok, by, dobijając doń łydkami, usiąść na brzegu materaca. Mając przed sobą Jordie, przebiegł opuszkami palców po jej udach, zanim sięgnął - o dziwo - niespiesznie do guziczka i suwaka u jej spódniczki, którą zsunął w dół, pozwalając, by ciemnowłosa, stojąc przed nim, wyplątała nóżki z jej okowów, a następnie zdjęła z siebie również białą bluzeczkę, ku czemu Chet zachęcił ją, podsuwając nieco jasny materiał ku górze, gdy zadarł jednocześnie głowę, by z obecnym w kąciku jego warg uśmiechem móc spojrzeć w jej oczy, pragnąć w ów niewerbalny sposób zapewnić ją, iż nie musiała obawiać się przed nim rozebrać, tak jak miało to miejsce w ostatnim czasie. Zresztą - jak mogłaby się obawiać, kiedy miała go przed sobą niczym oddanego jej bez reszty wyznawcę, gotowego czcić każdy centymetr jej ciała, które odkrywała teraz niespiesznie, by w końcu pozostać przed nim w samej bieliźnie. - Jesteś najpiękniejsza - oznajmił, przebiegając łakomym spojrzeniem wzdłuż jej sylwetki, zanim przylgnął wargami do napiętej skóry na jej brzuchu, sunąc powoli od pępka w górę, by wreszcie przyciągnąć Jordie do siebie, by rozgościła się na jego kolanach. I chyba teraz zrozumiał, czemu jego komplementy - w przeciwieństwie do tych, jakie prawili Jordanie inni mężczyźni - były w gruncie rzeczy bezwartościowe: bo Chestera Callaghana zaślepiała miłość i paradoksalnie z tego powodu jego opinia nie była zapewne zbyt rzetelna. Ale była szczera - i w to jedno Jordie musiała mu wierzyć.

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Jordie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

love you still, always have, always will
Awatar użytkownika
23
174

mama na pełen etat

i narzeczona Chet'a

columbia city

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

- Ale wypuściłeś... - niemal szepnęła, ponownie gubiąc się w swojej niepewność i niezdecydowaniu, jakby boleśnie wracając na ziemię po tej cudownej chwili pełnej uniesień. Przesunęła dłońmi poprzez jego ramiona aż na nagi tors i spojrzała na niego, gdy ponownie miała jego twarz tuż przed sobą. – Muszę się doprowadzić do porządku – oznajmiła, póki co nadal gładkim i spokojnym tonem głosu, który chyba nie zwiastował niczego złego, a jedynie normalną kolei rzeczy. Gdy więc brunet przetoczył się na drugą stronę łóżka, uwalniając ją z tego słodkiego potrzasku, przeczesała palcami zmierzwione i nieco wilgotne włosy, zgarniając kilka pasemek z twarzy i przeciągnęła się lekko, nim niechętnie usiadła, pozwalając, by włosy w uroczy sposób opadły jej na ramiona. I znowu na twarz. Przełknęła ślinę, nie mając kompletnie pojęcia co począć – zagubienie brało górę na tyle, że chyba pragnęła jedynie uciec, by mieć czas to wszystko przemyśleć. Złamała się i dała się ponieść chwili, czystemu pragnieniu, które tliło się w niej od dawna, ale… co to właściwie wszystko znaczyło? Dla niej? Dla niego? Dla nich? Pochłonięta własnymi myślami, zerknęła jedynie na bruneta, po czym ześlizgnęła się z łóżka i póki co nago – nieskrępowana jego obecnością, przeszła do niewielkiej łazienki, która na szczęście znajdowała się przy tej sypialni i można było wejść do niej prosto z pokoju – chyba za to szczególnie ceniła luksusowe mieszkanie jego przyjaciela. Tam doprowadziła się do porządku i przemyła wodą twarz, spoglądając na swoje odbicie w lustrze tuż po tym, jak otarła ją ręcznikiem. – Co teraz? – mruknęła cicho sama do siebie, wpatrując się w to własne odbicie przez jeszcze krótką chwilę. W końcu jednak wróciła do pokoju, przechodząc pod czujnym wzrokiem bruneta, który najwyraźniej czekał na to, że Jordana do niego wróci – że tym razem nie ucieknie. Podzieliła z nim spojrzenie jedynie przez krótką chwilę, po czym sięgnęła po swoją bieliznę i to ją sprawnie założyła jako pierwszą, odnajdując wzrokiem także resztę swoich ubrań. – Muszę wracać do domu – powiedziała cicho, niemal instynktownie odczytując jego myśli, gdy czuła cały czas na sobie jego wzrok i to pytające, pełne obaw spojrzenie. Znowu przełknęła ślinę, czując niemal bolesny uścisk w klatce piersiowej, gdy wiedziała już co musi zrobić i co powiedzieć, by zatrzeć ten moment – by uciec i wrócić do swojej bezpiecznej klatki, w której nikt nie mógł jej już zranić. Bo chociaż kochała bruneta całym sercem i pragnęła dzielić z nim takie momenty już zawsze, to jednocześnie to bolesne wspomnienie zdrady i zranienia nie mogło tak swobodnie odejść. Nie pozwalało jej pokonać tej ostatniej bariery i zmuszało ją do obrony, która objawiała się ucieczką. Wciągnęła spódniczkę na biodra i zapięła ją, po chwili sięgając po bluzkę. I dopiero trzymając ją w dłoni, obróciła się przodem do bruneta i z ogromnym trudem spojrzała znowu w jego oczy. – To był tylko seks, Chet. Oboje tego chcieliśmy, oboje tego potrzebowaliśmy, ale… to niczego nie zmienia między nami – skłamała, siląc się jednak na to, by brzmieć stanowczo. Mimo, iż było to swoistym kłamstwem, a Chet znał ją na tyle, by wiedzieć, że w tej kwestii po prostu nie mogła go oszukać – że to co właśnie się zdarzyło nie było tylko fizycznym aktem, a czymś o wiele więcej – dla nich obojga. I chociaż czuła dokładnie to samo co on, kolejny raz wymakała mu się z rąk, czując, że nie była nadal gotowa na przełamanie się tak do końca. Ale skoro złamała się już dziś w tej kwestii, to czy nie znaczyło to, iż była na dobrej drodze do wybaczenia? Że to nie był tylko epizod, a pierwszy krok ku czemuś lepszemu? A teraz jedynie walczyła sama ze sobą i mimo, że przegrała to starcie, to nie oznaczało to, że nie było nadziei – bo chyba najlepiej pokazała mu to wówczas, gdy tkwiła w jego ramionach, ciało przy ciele, oddając mu się w całości. Ale… - Było cudownie, ale to kończy się tutaj, w tym pokoju. A do domu wrócę jednak taksówką…

autor

Jordie

ODPOWIEDZ

Wróć do „215”