WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
25
177

student i dorywczo bileter w teatrze

university of washington

belltown

Post

Miłość, która przytrafiła się Mercy’emu, nie była jednak aż tak bolesna i dramatyczna, jak to, co musiało spotkać Teresę. Uczucie, jakie przeżył Feathers, było po prostu… Życiowe. Piękne i dobre, dopóki trwało, a potem bolesne i gorzkie, gdy zaczęło się wypalać, aż zgasło - szkoda tylko, że po jednej stronie prędzej, niż po drugiej. Nie pozostawiło po sobie jednak otwartych ran, a jedynie parę blizn, blaknących z czasem, choć nadal wyczuwalnych, gdy tylko skupić się na nich na chwilę dłużej. Szkopuł leżał w tym, że Emerson coraz bardziej miał pewność, że nie chce, by wygoiły się raz na zawsze, by zniknęły, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Jego pierwsza miłość - choć miała skończyć się zupełnie inaczej, niż skończyła się ostatecznie - była tą częścią jego historii, której nie wstydził się, i nie żałował. Stworzyła go takim, jakim dzisiaj był, i w gruncie rzeczy był z tego całkiem dumny. Ze świadomości, że potrafił poradzić sobie z cierpieniem, i wybaczyć. I nie żywić urazy, choć bezpośrednio po samym zerwaniu był przecież tak nieszczęśliwy i wściekły, że miał ochotę cały świat obrócić w proch i pył.
Zresztą zmiana otoczenia - nieuchronnie związana z przeprowadzką do Seattle - też nie pozostawała bez znaczenia w jego procesie radzenia sobie z rozstaniem. Jeśli miłość faktycznie była jak choroba, jak to mówili niektórzy (choć sam Mercy nie do końca zgadzał się z tym stwierdzeniem), to wyzdrowieć było o wiele łatwiej, gdy tej jednej osoby nie spotykało się co i rusz na uniwersyteckich korytarzach... A w dodatku w objęciach innego mężczyzny (o którym ci, którzy byli bardzo złośliwi, albo bardzo nieświadomi, mówili, że był “prawdziwy”). I łatwiej też było nie czuć bólu, gdy uwagę miało się zajętą innymi czynnościami. Wirem obowiązków i rozterek ważniejszej wagi, chociażby.
Albo… nocnymi przejażdżkami w towarzystwie nowo poznanej dziewczyny?
Mimo panującego wokół półmroku, Emerson dostrzegł cień uśmiechu przesuwający się po twarzy Teresy. Nie powstrzymał podobnej reakcji - lekkiego grymasu zadowolenia. Zastanawiał się, czy możlowe, że myśleli o tym samym?

Poczuł też, że dziewczyna odpuszcza, i choć nie czuł, że musi mówić to na głos, był jej naprawdę wdzięczny. Nie cierpiał, gdy ktoś narzucał mu konieczność rozmowy, i gdy kolejne pytania zadawał w sposób niepozostawiający miejsca na jakąkolwiek ucieczkę od niewygodnych tematów. Czasem robił tak jego ojciec, albo młodsze siostry. Innym razem ktoś z grona jego przyjaciół, nawet jeśli teraz, po przeprowadzce, ich kontakt jakby trochę się rozluźniał. Mercy wiedział, że wszyscy oni robią to z troski, i chęci wsparcia go, i lepszego zrozumienia w tym, przez co przechodził, ale po każdej z takich sytuacji czuł się tylko coraz bardziej zmęczony. Tym stałym zapewnianiem, że daje sobie radę, i że wszystko jest w porządku. Robieniem dobrej miny do złej gry, i pocieszaniem innych bardziej niż samego siebie, kiedy jedynym, na co miał ochotę, było zaszycie się pod kocem i przetrwanie najbliższych miesięcy w towarzystwie czekolady z truskawkami i ciasteczkami, i głupich seriali na Netflixie. Albo nawet Zmierzchu, jakby nie miał innej opcji wyboru.
W towarzystwie Teresy było jednak inaczej - musiała wyczuć, że do pewnych spraw Mercy zwyczajnie nie chce dzisiaj nawiązywać, i wdzięcznie wycofała się z niebezpiecznego terenu. Nieważne, czy to dlatego, że nie znała go jeszcze wystarczająco dobrze, i nie wiedziałaby nawet o co spytać, lub czuła się onieśmielona, albo nie poczuwała do odpowiedzialności za dawanie mu dobrych rad i częstowanie niechcianymi mądrościami. Odetchnął głęboko, i w dźwięku tym dało się wychwycić ulgę.
Tak było lepiej. Przyjemniej, po prostu. A póki co ich krótka interakcja przebiegała w tak beztroski sposób - mimo zderzenia z asfaltem, chłodnego wiatru, i braku autobusu, którym prędko i sprawnie można by się było zabrać w przytulniejsze i cieplejsze miejsca - że chłopak nie chciał burzyć atmosfery jakimiś smętami. Te niech im zostaną na inną okazję.

- Sześć lat!? - udał absolutne oburzenie, teatralnie wybałuszając przy tym lekko oczy - To w ogóle legalne!? Nie powinnaś ich podać do jakiegoś Sądu...? - zapytał nawet, choć tym razem nie udało mu się zachować kamiennej twarzy, i prędko zdradził się z kryjącym się pod pozorem powagi rozbawieniem - Żartuję. Wiem, że tak. Sam zacząłem fortepian, gdy miałem niewiele więcej… - wyznał, choć na co dzień się tym zbyt chętnie nie chwalił. Wtedy wszyscy zaczynali prosić, żeby coś im kiedyś zagrał, a potem, pod pozorami komplementów, dawać mu do zrozumienia, że marnował wielki talent, i że to wielka szkoda, że zarzucił tę pasję na rzecz innych, nie zostając ostatecznie wielkim wirtuozem - Lubisz grać? - nie powstrzymał się przed zapytaniem, bo coś w tonie dziewczyny wskazywało, że odpowiedź mogła być dość złożona, a dalej popchnęła go po prostu zwyczajna ciekawość.
- Nie? - zainteresował się, gdy Teresa wyznała, że nie zjawiała się na zajęciach jakoś bardzo systematycznie… - Cholera. To mam nadzieję, że jednak wrócisz na przyzwoitą ścieżkę edukacji, żebyśmy mogli wpadać na siebie trochę częściej... - uśmiechnął się zawadiacko - Ja sam jestem strasznym kujonem. W ostatnim semestrze opuściłem tylko jeden dzień zajęć! Tego dnia, gdy... - Urwał. Tego dnia, gdy umarła jego mama.
Pokręcił głową, i prawie usłyszał przy tym jej głos. No już, Mercy. Żadnych smutków!
Rozgoniwszy czarne chmury myśli, przyjął od Teresy pokaźny papierowy kubek, z wdzięcznością zaciągając się aromatem ciepłej, i słodkiej herbaty.
- Zgoda - potaknął posłusznie - Wychodzi na to, że tym popychaniem na sam szczyt po prostu odwdzięczę ci się w naturze…
Możliwe, że jeszcze się z tego śmiali gdy po długim, ale wypełnionym rozmowami spacerze dotarli wreszcie do areału farmy Feathersów, a Mercy przytknął palec wskazujący do warg, żartobliwym gestem nakazując Teresie zachowanie ciszy. Tak naprawdę po prostu nie chciał, żeby wszystkie ich psy rozszczekały się, a jego młodsze siostry obudziły, i znalazły sobie na następny dzień idealną okazję do zadawania mu niezliczonych pytań kim jest ta dziewczyna, z którą w środku nocy zaszył się w warsztacie ojca...

/zt

autor

-

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#53
Szum wody w zatoce zagłuszał zgiełk miasta, które późną, wieczorową porą, nadal nie spało i odbijało się od zatoki milionem świateł, tworząc niesamowity widok. W tej części miasta, oddalonej od centrum o jakieś dwie mile, było znacznie spokojniej. A jednak serce Nathaniela biło dwa razy szybciej, niż powinno. Siedząc na jednym z konarów drzew wyrzuconych na brzeg, nadszarpniętych czasem, wpatrywał się w wodę w oczekiwaniu na Lavę, na próżno próbując opanować emocje. Wiedział jednak, że najwyższy czas było szczerze ze sobą porozmawiać i naprostować wszystko, co działo się między nimi wcześniej.
Nie spodziewał się spotkać ją dzisiaj w drzwiach. Po tych kilku miesiącach bez słowa odzewu od niej nadal miał wrażenie, jakby poranne wydarzenia były tylko snem. Ale wydarzyły się naprawdę. Najtrudniejsze w tym wszystkim było to, że jednocześnie zetknął się z tym, co czuł, będąc razem z nią, oraz z nową rzeczywistością, czyli odnalezieniem się w roli ojca. Połączenie jego przeszłości wraz z teraźniejszością było dla niego niezwykle trudne. Niemniej jednak potrzebował wyjaśnień. Do tej pory skupiał się wyłącznie na dobrze Nadii, wiedział jednak, że musiał uporządkować sobie również własne życie i związane z pojawieniem się córki sprawy. Musiał wiedzieć, na czym stał, uspokoić własne sumienie, oczyścić atmosferę i przestać krzywdzić osoby, na którym mu zależało. A Lavę naprawdę uważał za kogoś wyjątkowego.
Zbliżające się kroki przemierzające piasek wyrwały go z zamyślenia. Podniósł wzrok w kierunku nadchodzącej postaci i delikatnie uśmiechnął się na widok znajomej twarzy.
- Hej, mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że wyciągnąłem cię z domu o takiej porze - przyznał cicho, nagle trochę zakłopotany własną inicjatywą. Przemierzenie tych kilku przecznic mogło być dość kłopotliwe i w tej kwestii nie do końca przemyślał sprawę. Najważniejsze jednak, że się pojawiła. - Namieszaliśmy trochę, prawda? - przyznał retorycznie, unosząc nieznacznie kącik ust w krzywym uśmiechu. Wina bezsprzecznie leżała po obu stronach. Jak powinni się z tego wyplątać? Musieli postawić wszystko na jedną kartę. Nate westchnął głęboko. Nadszedł czas. Teraz, albo nigdy.
- Wiesz… nie byłem z tobą do końca szczery. Ze sobą zresztą też - przyznał, czując na sobie ciężar swoich przewinień. Mimo to postanowił kontynuować: - Wspominałem ci, że byłem raz w poważnym związku, ale nie powiedziałem ci, czemu się skończył. - Podniósł wzrok przed siebie, na majaczące w tle rozżarzone miasto. Choć wspomnienia nadal przynosiły smutek, jakoś dziwnie przy niej przestawał się bać o tym mówić. - Oboje byliśmy nastawieni na kariery i to stało się dla nas zgubne. Zaniedbaliśmy nasz związek i choć myślałem, że ślub i wizja stworzenia domu z dziećmi to coś, do czego oboje zmierzaliśmy, okazało się inaczej. A dowiedziałem się o tym dopiero, kiedy zobaczyłem na blacie pozostawiony pierścionek. - Czyli o wiele za późno, bez szans na wyjaśnienia, które otrzymał dopiero po trzech latach. Jego duma przez długi czas sprawiała mu ból, kiedykolwiek o tym myślał, a tym bardziej mówił, więc mimowolnie zacisnął mocniej dłoń na konarze powalonego drzewa. - Od tamtej pory przestałem ufać kobietom i angażować się w obawie przed ponownym zawodem. - I bólem związanym ze stratą i rozczarowaniem. - Zapomniałem, co dla mnie ważne, idąc po prostu na łatwiznę i korzystając z życia, by zapełnić lukę, którą w sobie nosiłem. - Sporty ekstremalne, wyjazdy, przygody życia, nieustająca adrenalina - to go napędzało. - Z tobą wszystko wydawało się prostsze. Znaliśmy zasady, choć ich nie spisywaliśmy i pewnie między innymi przez to wszystko się pokomplikowało, sam nie wiem, kiedy. - Na moment zacisnął szczęki. Zupełnie stracił wtedy kontrolę nad sytuacją, a tego nie cierpiał. - Ale wiem, że powodów było kilka. Jak głupcy myśleliśmy, że seksem rozwiążemy wszystkie nasze bolączki. A nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy ze sobą otwarcie o wszystkim, o przeszłości, o tym, z czym się w danym momencie zmagaliśmy. Byliśmy ze sobą blisko, ale nie na tyle, żeby potrafić się przed sobą otworzyć. To takie popaprane - ściągnął brwi i pokręcił głową. Z perspektywy czasu rozumiał, jak wiele błędów popełnił, ale z drugiej strony nie spodziewał się, że Lava zacznie dla niego znaczyć tak wiele. Przewrotność losu bywała okrutna. Bo gdyby wiedział, to, co wiedział teraz, to w niektórych momentach ich życia postąpiłby zupełnie inaczej. W tym momencie chciał jednak naprawić swoje błędy.

autor

Lyn [ona]

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

#46
Nie spodziewała się, że do kolejnego spotkania dojdzie tak szybko. Miała wrażenie, że po niezapowiedzianej wizycie w mieszkaniu Nathaniela, nieprzemyślanym potoku słów, których chyba trochę żałowała, bojąc się, że niepotrzebnie jeszcze bardziej komplikuje ich, już i tak bardzo skomplikowaną sytuacją, a także przypadkowym spotkaniu z Cecylią i Nadią, do następnego spotkania może już więcej nie dojść. Widziała ich – prawie idealny obrazek, prawie rodzina. Przecież tak niewiele brakowało, by pozbyć się tego prawie. Zdążyła zauważyć, jak Nate podchodził do Nadii i jak bardzo ona była wpatrzona w niego. Była też zaskoczona tym, jak zachowali się w stosunku do siebie z jej matką. Wyglądali tak, jakby wszystko mieli wyjaśnione, wiedzieli na czym stoją, cieszą się z tego, w jakim miejscu teraz są i budują to wszystko razem. Nie to, co ona i Nathaniel – ze zbyt dużą dawką emocji, niewypowiedzianych myśli, niepewnością, wątpliwościami, pragnieniami, ale też obawami. To było dla niej cholernie trudne. I tym razem, zamiast zapijać smutki (choć to planowała na później), postanowiła zająć umysł i ciało treningiem. Gdyby napisał pół godziny później, byłaby już pewnie w piżamie, z drinkiem w dłoni i łzami spływającymi po policzku. Albo z tabletką leżącą na stoliku nocnym, przeglądając wiadomości od znajomych, ewentualnie zastanawiając się, czy kogoś do siebie nie zaprosił, by skutecznie odwrócił jej uwagę od dręczących ją myśli.
A jednak szła właśnie deptakiem w kierunku Nathaniela, od którego dzieliło ją jeszcze kilkanaście metrów. W głowie miała mętlik, ale była za bardzo zmęczona tym, co ostatnio się działo, by pozwolić na to, by kolejne sprawy pozostawały nierozwiązane. Wolała omówić to teraz, będąc przekonana, że Nathaniel jasno postawi sprawę i ich drogi rozejdą się na dobre.
– Nie, no coś ty. Myślę, że to ty możesz mi mieć za złe dzisiejsze najście. – uśmiechnęła się blado, mając wrażenie, że to ona przekroczyła jakąś granicę i to ona powinna za to przeprosić. – To chyba w naszym stylu. – odparła, wzruszając lekko ramionami. Ich początki nie były łatwe, koniec jak widać również nie. Krążyli wokół siebie, nie potrafili rozmawiać, po prostu mieszali, jak to idealnie ujął Nathaniel.
Wyprostowała plecy, wyciągnęła głowę i zatrzymała spojrzenie na jego twarzy, zaciskając usta w cienką linię, by nie wyrwać się z odpowiedzią i dać mu dojść do słowa. Kiwnęła tylko głową, by dać mu znać, że nie będzie mu przerywać. Słuchała, co nie było łatwe. Znali się od dwóch lat, byli razem jakiś rok, a on dopiero teraz dzielił się z nią tym wszystkim. Problem był taki, że im obojgu z trudem przychodziły rozmowy o uczuciach, o tym, co tak naprawdę myślą, jaki mają stosunek do pewnych spraw. Lava, mimo tego, że byli razem, miała wrażenie, że to nadal jest trochę taka relacja, jaka była na początku, ograniczająca możliwość spotykania się z innymi ludźmi, bardziej angażująca, jednak nadal nienarzucająca wizji wspólnej przyszłości. Do czasu, oczywiście. To, co mieli, faktycznie było łatwe, więc i długo nie chciała tego zmieniać.
– Nate… ja doskonale rozumiem, że doświadczenia z poprzedniej relacji wpływały na twoje decyzje. – zaczęła, choć tak naprawdę nie wiedziała, co może mu powiedzieć. – Nigdy, ale oczywiście jak już wiemy, do czasu, nie oczekiwałam czegoś więcej nie chcąc cię zmuszać do zmiany statusu naszej relacji. – dodała, nerwowo oblizując wargi. Teraz, wiedząc już, jakie Nate miał plany z poprzednią partnerką, zaczynała zdawać sobie sprawę z tego, że ich wspólne plany też mogły się różnić. – I zgadzam się… wspólnie popełniliśmy te wszystkie błędy, chyba naprawdę myśląc, że spotkania w łóżku mogą wszystko załatwić. Ale może to był czas, w którym właśnie tego potrzebowaliśmy? – westchnęła, unosząc pytająco brew. Skoro nie czuli potrzeby rozmawiania i dzielenia się tym, co przechodzą, to może faktycznie w tamtym momencie potrzebowali tylko bliskości drugiej osoby, ale niekoniecznie zbędnego analizowania?

autor

Pateczka

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Na jej zaprzeczenie pokręcił głową. Kiedy zobaczył ją w drzwiach po tych kilku miesiącach milczenia, naturalnie najpierw doznał szoku, ale ostatecznie w końcu poczuł ulgę i zakiełkowała w nim nadzieja. Wreszcie zyskał szansę na sprostowanie wszystkiego i wyjaśnienie sobie spraw, które ciążyły na nim, odkąd zniknęła za tymi samymi drzwiami po raz ostatni.
- Cieszę się, że przyszłaś. Może rano okoliczności nie sprzyjały rozmowie, ale nadal mi na niej zależy - oznajmił poważnie, bo tak też traktował ich spotkanie. Tak jak ona, miał już dość tego plątania, chciał w końcu znaleźć dla nich rozwiązanie, które nie krzywdziłoby żadnej ze stron.
Biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo był skryty w sobie, pielęgnując własne bolączki gdzieś w głębi i nie pozwalając sobie na okazywanie słabości przed nikim, zdradzanie intymnych kwestii i rozmowa o własnych uczuciach nie przychodziła mu łatwo. Otwarcie się przed Lavą, której zdanie zawsze brał pod uwagę i je szanował, było tym trudniejsze, bo zależało mu na jej dobrej opinii o nim. Co więcej, do tej pory miał problemy z interpretacją uczuć, ale w tym momencie było to jedyne właściwe wyjście i chciał się tego podjąć. A wraz z wypowiadanymi na głos słowami czuł się nieco lżejszy.
- Ja z kolei nie chciałem cię w żaden sposób ograniczać - przyznał z cichym westchnieniem. Dzięki wyznaniu Lavy nagle zrozumiał, że oboje zwyczajnie nie chcieli się narzucać, więc żadne z nich nie zrobiło pierwszego kroku w celu unormowania relacji, jednak podświadomie czuli z tego powodu pewien niedosyt, który ostatecznie pochłonął to, co mogło przerodzić się w coś wartościowego. - Taak, chyba masz rację, skoro do pewnego czasu nam to w zupełności wystarczyło - odparł, potakując przy tym nieznacznie głową. Najwyraźniej odpowiadała im niezmienność ich relacji, bo oznaczała bezpieczeństwo i pewność, że zawsze byli dla siebie dostępni, kiedy potrzebowali bliskości, jednocześnie szanując swoje własne, prywatne życie i codzienność. Po krótkiej chwili wpatrywania się w wodę jego spokojny głos znów wzbił się ponad szum fal:
- Zawsze przypominałaś mi pięknego, barwnego ptaka, celebrującego swoją wolność i niezależność, dlatego wydawało mi się, że dla ciebie życie w klatce, czyli związku z kimś takim jak ja, jest wbrew twojej naturze. A twoje plany odnośnie podróży i braku przynależności do Seattle tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że nie mógłbym i nie chciałbym stanąć na drodze twoim marzeniom - obdarzył ją krótkim spojrzeniem, w którym czaił się smutek i uczucie, które kierowało nim zarówno wtedy, jak i teraz, choć wtedy nie potrafił go jeszcze nazwać. Po kilku sekundach ponownie odwrócił wzrok na morze. Właściwie nadal uważał siebie za przeszkodę, zwłaszcza z nowym bagażem w formie córeczki, na którą Lava nigdy (czy kiedykolwiek będzie?) się nie pisała. Za każdym razem, kiedy wypowiadała się na temat wyjazdów i chęci zwiedzania Europy, miał wrażenie, że nie uwzględniała go w swoich planach, niemniej nadal szanował jej wybór, chcąc dla niej jak najlepiej. On mimo podobnego uwielbienia do podróżowania, czuł więź z miastem, w którym się urodził i wiedział, że Seattle zawsze będzie stanowiło dla niego szczególne miejsce w sercu. Było jedynym miejscem, które mógł nazwać domem i do którego, gdziekolwiek by nie był, jego wewnętrzny kompas zawsze będzie go prowadził. Nie mógł więc być względem niej samolubny i wymagać od niej czegoś, co mogłoby ją unieszczęśliwić.

autor

Lyn [ona]

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Naprawdę nie wiem, co sobie wtedy myślałam. Po prostu nagle poczułam, że musimy porozmawiać. – przyznała szczerze, uśmiechając się przy tym blado. Nie miała nic na swoje usprawiedliwienie, to był po prostu impuls. I tak była przekonana, że go nie spotka, że Nathaniel będzie już w pracy, a ona odbije się od drzwi. To, że w jednym momencie chciała z nim porozmawiać i go zobaczyć, niekoniecznie znaczyło, że jednocześnie miała na to faktycznie siłę. To było zbyt skomplikowane, a jednocześnie proste. Przecież rozstali się kilka miesięcy temu i nie wiedziała, czy jest sens rozdrapywać powoli zabliźniające się rany.
W tym momencie było już za późno. To była spokojna i łagodna rozmowa, choć Lava przez chwilę myślała, że by naprawdę oczyścić atmosferę między nimi, powinni wszystko z siebie wyrzucić - każdy żal, pretensję, złość. W końcu to te negatywne długo skrywane emocje doprowadziły ich do rozstania, które nawet nie odbyło się oficjalnie. Hale po prostu zniknęła z życia Covingtona i oboje przeszli z tym do porządku dziennego.
Przeniosła spojrzenie z twarzy Nathaniela na taflę powoli falującej wody. Ocean był ciemny, odbijał się w nim księżyc i światło lamp ustawionych wzdłuż deptaka. O tej porze robiło się już chłodniej, o czym przypominał wieczorny wiatr. Wcisnęła dłonie w kieszenie swojej kurtki i przestąpiła z nogi na nogę, wciągając powietrze głęboko do płuc. Znów zawiesiła wzrok na sylwetce Nathaniela, słuchając, co ma jej do powiedzenia. Uśmiechnęła się blado, utożsamiając się z jego opisem i stwierdzając, że jest w nim wiele prawdy. To, co powiedział, było poniekąd tym, czego od zawsze dla siebie pragnęła.
– To prawda. – przytaknęła w końcu, nie bardzo wiedząc, co w tej chwili może innego powiedzieć. – Zawsze chciałam być wolna, a przynajmniej tę wolność czuć. I nie twierdzę, że kiedykolwiek ty mnie ograniczałeś… ale to ja sama, samą świadomością, że będąc w związku z tobą, do czegoś się zobowiązuję, a ty… Seattle uważasz za swój dom, masz tu pracę, a teraz… dziecko, teraz jeszcze bardziej zapuszczasz tu korzenie. – dodała, starając się, by jej słowa miały jakikolwiek sens. Nie było jej łatwo ubrać w słowa swoich myśli, które mieszały się w jej głowie. Zawsze wolała być otwarta na różne opcje, czując, że każde ograniczenie, to stracona szansa na jakieś wspaniałe doświadczenie. Nigdy nie planowała przeprowadzki w jedno miejsce, by tak po prostu wymienić Seattle na inny zakątek świata, by w nim budować od nowa życie. Chciała być wszędzie i to wtedy, gdy tego zapragnie. W Seattle była już od dwóch lat, co jak na nią było szmatem czasu, jednak wszystko, co się w tym czasie wydarzyło w jej życiu, sprawiało, że nie była gotowa wyjechać. Najtrudniejszą rzeczą był jej wewnętrzny konflikt – z jednej strony chęć bycia otwartą na nowe, bycia wolną, a z drugiej strony chęć zbudowania z kimś relacji, w której poczuje się bezpieczna. Była świadoma tego, że za wiele swoich związkowych porażek była odpowiedzialna, a to tylko sprawiało, że niepotrzebnie asekurowała się jeszcze bardziej.
– Jestem ci wdzięczna, Nate. – uśmiechnęła się ciepło. – Za ten czas, który razem spędziliśmy. – dodała, powoli kiwając głową. Mówiła prawdę. Doceniała każdy dzień, w którym mogła z nim być i chciała, żeby to wiedział.

autor

Pateczka

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Z uwagą słuchał jej wypowiedzi, powoli potakując głową. Lava potwierdzała jego przypuszczenia, więc nie czuł z tego powodu zaskoczenia. Jedynie zasępił się na wspomnienie o dziecku. Mała Nadia rzeczywiście odmieniała go i miała znaczny wpływ na jego aktualne plany życiowe.
- Nigdy nie ukrywałem, że Seattle zawsze będzie dla mnie ostoją. I choć uwielbiam podróże i mam jeszcze parę marzeń do spełnienia, to teraz zyskałem kolejny powód, by tu zostać - przyznał stoicko, z pewną melancholią w głosie. Nie zamierzał oponować czy wmawiać, że było inaczej, skoro to prawda. Niemniej jej słowa sprawiły, że zaczynał mieć coraz mniejszą nadzieję na to, że kiedykolwiek mieliby szansę. To go przygnębiło, ale z drugiej strony liczył się z tym, że nie byli jednomyślni w wielu kwestiach i nie był w stanie sprawić, by uległo to zmianie. Tak naprawdę wszystko zależało od stojącej przy nim kobiety.
- Tak, ja tobie też. To nauczyło mnie kilku rzeczy i uwolniło emocje, o których nawet siebie nie posądzałem. Ale zdałem sobie z tego sprawę trochę za późno - westchnął ciężko i zacisnął nerwowo szczęki w gonitwie myśli. Trochę to spore niedopowiedzenie. Nie mógł jednak odwrócić czasu i temu zapobiec, w tamtym czasie działo się zbyt dużo i za szybko, a na niektóre sprawy nie mógł mieć żadnego wpływu. Dlatego pomimo otwarcia oczu na uczucia, które zalewały go za każdym razem, kiedy spoglądał na Lavę, trzymał je w sobie do tej pory. I jakkolwiek prawda nie była ich najmocniejszą stroną, tak Nate czuł w kościach, że ta rozmowa to ogromny przełom. I Lava musiała się dowiedzieć. Choćby nie miało to zbyt wiele między nimi zmienić. Mimowolnie zacisnął dłonie w pięści, by po chwili je rozluźnić.
- Lavo… - zaczął i napotkał jej spojrzenie, po którym mimowolnie uniósł wyżej jeden z kącików ust - Zakochałem się w tobie, odkąd wślizgnęłaś się obok mnie przy barze w Rapture i poprosiłaś o pomoc w ucieczce przed natrętnym typem. Wiem, zrozumienie tego zajęło mi zbyt długo - wywrócił oczami i uciekł wzrokiem gdzieś w bok. - Byłem na tyle uparty, że nie chciałem dopuszczać do siebie myśli, że między nami pojawiło się coś głębszego. A potem pojawiła się Cecylia z Nadią, a ty wspierałaś Charlotte i później zajmowałaś się Rhysem. Wszystkie problemy się spiętrzyły i doszło do kłótni, po której wyjechałaś. - Znów pozostawiając go bez wyjaśnień. I przez to mógł czuć się urażony przez Lavę albo rozczarowany nią, że całą sprawę zamiotła pod dywan, co pewnie przez chwilę miało miejsce. Najpewniej jednak powinien być rozczarowany przede wszystkim sobą, że ponownie dał się nabrać i pozwolił sobie na słabość. Po raz kolejny jakaś kobieta go oszukała i zachowała się samolubnie, najpierw wzbudzając w nim lojalność i zaufanie, by potem zniknąć, w ogóle się z nim nie licząc. To byłoby najprostsze - zwalić winę na kogoś innego. Tak się jednak nie stało. Tym razem nie mógł się załamać z prostego powodu - był tatą, musiał stać się opoką dla małej dziewczynki, która na niego liczyła. Musiał zachować się dojrzale i nauczyć się podejmować dojrzałe decyzje, na wszystkich polach.
- Powinienem być na ciebie zły - postanowił kontynuować, spoglądając na dziewczynę. - Zostawiłaś mnie bez słowa wyjaśnienia. Ani razu nie odpisałaś ani nie odebrałaś telefonu, nie dając znaku życia. Pozbawiłaś nas możliwości naprawienia sytuacji… - mówił spokojnym tonem, kręcąc przy tym głową przy każdym nie, ostatecznie na moment się zatrzymując, by zaczerpnąć powietrza. Nie planował wyliczać jej błędów, których sam popełnił wiele. Postanowił więc wrócić do meritum. - Ale nie jestem zły. Jasne, to wiele by ułatwiło. Ale nawet, jeśli bym chciał, to nie mógłbym - przyznał, ściągając na chwilę usta w linijkę, po czym podniósł wzrok na ciemnowłosą. - Kocham cię, Lavo. I dlatego, że cię kocham to nie chcę cię więcej ranić. Spieprzyłem, nie potrafiąc ci dostatecznie zaufać, ale tamta kłótnia pokazała, jak bardzo musielibyśmy jeszcze nad sobą popracować, gdybyśmy… postanowili nie rezygnować z tego, co nam pozostało. - Przełknął ślinę, w tym momencie ukazując jej tę część siebie, którą ukrywał przez długie lata. Czuł się z tym nieswojo, ale był już wystarczająco dużym chłopcem, żeby zmierzyć się z problemem i nie uciec, jak czynił do tej pory. Obawiał się, że po tym czasie postawa Lavy względem niego mogła się znacząco zmienić albo, co gorsza, nigdy nie była taka, jak to odczytywał, ale trudno. Nie miał już siły na dalsze domysły. Musiał postawić wszystko na jedną kartę. - Źle zaczęliśmy. Byliśmy kochankami, nie przyjaciółmi, ale połączyło nas coś znacznie więcej i jeżeli choć odrobinę z tego nadal do mnie czujesz to chciałbym zobaczyć, do czego nas to zaprowadzi. Zacząć od nowa, nie w związku, a na przyjacielskim gruncie. Rozmawiać, polegać na sobie, po prostu... być dla siebie w razie potrzeby. Do niczego by nas to nie zobowiązywało, za to pozwoliłoby to nam się w tym wszystkim odnaleźć i poukładać sprawy w głowie. Dać sobie czas, jednocześnie będąc blisko siebie. - Po wszystkim, co razem przeszli, nie potrafiłby zapomnieć o Lavie ot, tak. Chciał krążyć gdzieś wokół niej nawet, jeśli ostatecznie nie odnaleźliby się na wspólnej orbicie. Należała do ważnych osób w jego życiu, dla których zrobiłby naprawdę wiele i przy tym szanował każdy jej wybór. Poza tym jego propozycja wydawała się bardzo rozsądna, biorąc pod uwagę fakt, że oboje musieli zmierzyć się ze swoimi problemami i przekonaniami, przez co powinni dać sobie przestrzeń i czas. Pod warunkiem, że prezenterka radiowa nadal chciała mieć z nim jakikolwiek kontakt. Kochał ją, więc nie mógł jej zatrzymywać przy sobie na siłę.

autor

Lyn [ona]

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Gdyby tylko chcieli…
Niby chcieli, cała ta rozmowa kręciła wokół tego, że chcieli, a jednak… nadal nie potrafili wykazać się elastycznością, jeśli chodziło o ich ewentualną wspólną przyszłość. Nathaniel pragnął tradycyjnego związku, rodziny, urlopów, które poświęci na swoje wyjazdy, a przede wszystkim stabilności. Lava natomiast pragnęła czegoś zupełnie innego, nie w głowie jej było zakładanie rodziny albo ograniczanie się przez utarte schematy, przez które ludzie nie zmieniali niczego w swoich związkach. Ich relacja na samym początku była szczera i prosta, a także doskonale przedstawiała to, czego Hale pragnęła. A przynajmniej tak się jej wydawało.
– To prawda. Chyba… po prostu nie sądziłam, że kiedyś znajdziemy się w takim momencie, w którym będziemy musieli o tym rozmawiać. Na samym początku wszystko było cholernie proste, Nate. – przyznała szczerze. Nie mogła prosić go o to, by rzucił wszystko, co tu miał i wyjechał z nią. Tak samo, jak dobrze wiedziała, że on nie byłby w stanie prosić jej o to, by została z nim w Seattle na stałe. Choć gdyby oboje wyrazili chęć, z pewnością dałoby się to jakoś ustalić. Czy związek naprawdę musiał ich ograniczać? Czy musieli każdy dzień spędzać razem? Niekoniecznie. Czy mogli podróżować osobno, w miejsca, które mieli w swoich planach? Oczywiście, bo z pewnością było też coś, co mogli razem zobaczyć. To samo mogło tyczyć się rodziny, której pragnął Nate, w której przecież Lava nie mogłaby od niego odciąć. Ludzie potrafili tworzyć najróżniejsze relacje, dopasowując je do swojego trybu życia, charakterów i pragnień, a te wszystkie ograniczenia narzucane przez społeczeństwo i tradycję wszystko tak naprawdę utrudniały.
Kąciki jej ust uniosły się na wspomnienie ich pierwszego spotkania. Pamiętała je doskonale i czasami tęskniła za tymi beztroskimi momentami, na które sobie pozwalali. Nie mogła zrozumieć, który moment był przełomowy i świetną relację zamienił coś, w czym się pogubili. Po chwili jednak na jej czole pojawiła się zmarszczka, gdy przypomniał jej to wszystko, co wydarzyło się kilka miesięcy temu. Westchnęła, ale nie odezwała się, pozwalając mu mówić. To nie było dla nich typowe, więc jeśli chciała do końca wysłuchać, co ma jej do powiedzenia, nie mogła mu przerywać. Pokręciła głową, czując jak nagle cała odpowiedzialność za ich sytuację spadła na nią. Zacisnęła usta w wąską linię, pilnując się, by mu nie przerwać. Widział to zupełnie inaczej niż ona. Próbowała wytłumaczyć sobie, że miał do tego prawo i to właśnie przez to, że oboje mieli na tę sytuację inne spojrzenie, pojawiły się zupełnie inne oczekiwania i reakcje.
– Zawiniliśmy oboje, Nate. – wtrąciła się w końcu, stanowczo akcentując swoje słowa. – I możesz być na mnie zły. Ja byłam na ciebie zła, cholernie. – przyznała szczerze. Chciała pozwolić sobie na te negatywne emocje, które towarzyszyły jej w ostatnich misiach i chciała, by i on je poczuł. Złość potrafiła oczyszczać, bo dzięki niej dokładnie nazywało się to, co sprawiało nam problem. Lava była zła na Nathaniela za to, że ukrywał przed nią, że ma dziecko i że w jego życiu pojawiła się Cecylia. Była wściekła na siebie, że nagle poczuła, że nie jest już ważna.
Poczuła ucisk w okolicach klatki piersiowej, gdy usłyszała jego wyznanie. Na te słowa czekała od dawna, jednak nie spodziewała się usłyszeć ich w takich okolicznościach. Nie, kiedy tuż po nich pojawiało się jakieś ale. Zrobiła krok w jego stronę, stając naprzeciwko i unosząc nieco głowę. Chciała zarzucić ręce na jego szyję, chciała ułożyć dłoń na jego policzku, chciała znów poczuć jego miękkie usta. Coś jednak ją przed tym powstrzymywała. Słowa Nathaniela odbijały się echem w jej głowie, zmuszając ją do przesadnego analizowania każdego słowa. Kochał ją. Ale czy chciał nad pracować nad sobą… nad nimi?
– Dobrze. – wymamrotała w końcu, wyraźnie zaskoczona jego szczerością, trochę też przytłoczona całą tą rozmową. Takiego obrotu spraw się nie spodziewała. Nathaniel w końcu odsłaniał się przed nią i mówił to, co myślał, co bardzo się jej podobało. Sama jednak miała trudność z ułożeniem jakiegoś sensownego zdania. Tak jak ona wzięła go z zaskoczenia kilka godzin temu, tak teraz on zaskoczył ją. Nie miała czasu, by się do tego przygotować, nie miała pojęcia, że dotrą do tego punktu. Nerwowo przełknęła ślinę, zaczesując kosmyk włosów na ucho. Dopiero po głębokim oddechu znów na niego spojrzała.
– Też cię kocham, Nate. – zaczęła, widząc jego wyczekujące spojrzenie. Domyślała się, że było to dla niego cholernie trudne, nie mogła więc pozwolić, by czekał dłużej na jej wyznanie. – I zgadzam się z tobą, masz całkowitą rację. Powinniśmy wrócić do pewnego punktu, dać sobie przestrzeń i poznać się od zupełnie innej strony. – przyznała szczerze, posyłając mu delikatny uśmiech. Zawsze była zdania, że najlepsze związki opierały się na przyjaźni, jednak na początku ich relacji uwielbiała to, że przyciągała ich cielesność, że w swoim towarzystwie problemy zostawiali za drzwiami, że w jakiś sposób, choć jak się potem okazało, niekoniecznie dobry sposób, tworzyli sobie swoją bańkę, w której nie było miejsca na problemy i sprawy przyziemne. Z Natanielem chciała być tu i teraz.
– Dajmy sobie czas.. – przytaknęła w końcu, zgadzając się na jego propozycję. Nie mogła przecież pozwolić, by ktoś tak dla niej ważny, zniknął z jej życia.

autor

Pateczka

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Nigdy wcześniej Nate nie był skory do długotrwałych relacji opartych wyłącznie na bliskości i intymności, połączonej niekiedy z intelektualnymi rozmowami na temat świata i życia. Otwarty na wszelkie tematy, nie zdawał sobie sprawy, jak wiele w sobie skrywał, a tym bardziej, jak bardzo okłamywał sam siebie. Z pozoru prosta więź, w której łatwo było się zatracić, kiedy unikało się problemów codzienności, z czasem niepostrzeżenie, poprzez dołączające do niej emocje, zaczęła się coraz bardziej plątać i komplikować coś, co do tej pory wydawało się jedynie wytchnieniem od tego nazbyt poukładanego i dziwnego świata.
- Wiem. Żadne z nas nie spodziewało się, że wyjdzie z tego coś więcej. A tym bardziej, że wszystko się tak potoczy - przyznał, z wolna potakując głową. Chcąc, czy nie chcąc, do tej rozmowy doprowadziły mimowolnie rosnące w nich oczekiwania względem siebie. Byli głupcami, uważając, że wraz z upływającym czasem u swego boku nie przywiążą się do siebie na tyle, by w głębinach poświadomości znaleźć miejsce dla siebie w przyszłości.
Możliwe, że mężczyzna po cichu miał nadzieję, że w jakiś sposób uda im się wszystko doprowadzić do ładu. Kto wie, w jaki sposób postąpiłby, gdyby nie dowiedział się o istnieniu Nadii? Gdyby nie świadomość o zostaniu tatą, czy udałoby się w nim rozbudzić jeszcze rodzicielski instynkt, czy po prostu przyjąłby ze spokojem nowe okoliczności i decyzję o braku założenia tradycyjnej rodziny? Widział Kath, która spełniała się w roli matki i cholernie był dumny z faktu bycia ojcem chrzestnym, twierdząc, że to mu w zupełności wystarczało.
Niestety, los bywał przewrotny, o czym oboje z Lavą przekonali się na własnej skórze i już nie będzie im dane wrócić do tego, co było. A przynajmniej nie do momentu, zanim wszystko się posypało.
- Tak, też nie jestem bez winy - powiedział, całkowicie się z nią zgadzając. Choć jego poprzednie słowa mogły zabrzmieć jako atak to nie ukrywał się ze świadomością poczucia winy, za co już tego dnia przepraszał. To były tylko przykłady niedociągnięć, za które mógłby być na nią zły, gdyby rzeczywiście nadal chował do niej jakąś urazę. - Może przez chwilę byłem - odparł cicho, swoim tonem wyraźnie dając znać, że to już było dawno za nim. Jeśli się naprawdę kogoś kochało to odnajdowało się siłę, by wybaczyć, choćby wyrządzone krzywdy cholernie bolały i dawały powód do wściekłości. Z tą myślą zwrócił się w stronę kobiety i spojrzał jej w oczy. - Zachowałem się strasznie samolubnie, nie biorąc ciebie pod uwagę. Wybaczysz mi? - zapytał, a w jego niskim tembrze głosu pobrzmiewała skrucha. Nadal żałował tego, co się wydarzyło podczas tamtej kolacji i odczuwał potrzebę całkowitego oczyszczenia. Przeprosiny oczywiście nie mogły zmazać wszystkich win, które nadal pozostawały w pamięci, ale pozwalały na zniwelowanie niesionego ciężaru, dzięki czemu łatwiej było iść naprzód. A tego oboje potrzebowali, żeby zacząć od początku tak, jak właśnie to uzgodnili.
Jej wyznanie sprawiło, że nagle zalało go ciepło, które rozgrzało jego klatkę piersiową. W tym momencie poczuł silną potrzebę objęcia jej i podarowania pocałunku, mówiącego więcej niż tysiąc słów. Kiedy tylko o tym pomyślał, dotarły do niego następne jej słowa, które niczym kubeł wody, powstrzymały go przed pochopnym czynem. Przełknął więc ślinę, na moment mocniej zarysowując tym kości żuchwy i odpowiedział na jej uśmiech poprzez równie delikatne uniesienie kącików ust.
- Dobrze. W takim razie zróbmy, jak należy i zacznijmy od nowa. - Wyciągnął do niej dłoń. - Cześć, jestem Nate - uśmiechnął się szerzej, a w jego oczach po raz pierwszy od początku tej rozmowy pojawił się błysk.

autor

Lyn [ona]

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Lava w relacjach bywała, a gdyby policzyć wszystkie jej związki - te poważne, ale też te mniej - to wyszłaby z tego całkiem długa lista. Zawsze była otwarta na to, co przyniesie jej los. Owszem, niektóre relacje zaczynała z założeniem, że ma być to tymczasowe, wiedząc, że niebawem zniknie z czyjegoś życia i nie ma sensu, by się przywiązywać, jednak życie i uczucia potrafiły zaskakiwać, a Lava nie miała wpływu na to, co podpowiadało jej serce.
– No cóż, teraz już dobrze wiemy, że takich rzeczy nie da się zaplanować. – przyznała szczerze. Nigdy nie chciała, by oczekiwania względem drugiej osoby ją zgubiły, a jednak i tak się to stało. Czuła się jak nastolatka, która pierwszy raz się zakochała i nie miała pojęcia, co z tym uczuciem zrobić. Jakby wszystkie słowa nagle wyparowały z jej głowy, jakby nie potrafiła określić swoich uczuć, a także potrzeb. A przecież doskonale wiedziała, czego chciała. Najwidoczniej chciała za dużo – od siebie i od niego – a w dodatku już-teraz, nie zważając na wszystko inne. Chciała, by ich relacja była inne niż wszystkie, by była tak samo prosta, jak się zaczęła, by nic ich nie ograniczało, by rutyna nie wkradła się jakąś szczeliną do ich życia, zabierając całą radość z bycia razem. Tyle że to były jej wyobrażenia i naiwnie liczyła, że w tym niesamowitym połączeniu dusz, które czuła przy Nathanielu, on również będzie myślał podobnie.
Powoli pokiwała głową, w odpowiedzi na jego pytanie. Nie mogła trzymać urazy, nie mogła rozpamiętywać wszystkich błędów, które popełnili, musiała w końcu iść naprzód. Była świadoma tego, że Nathaniel był już kilka kroków dalej, układając sobie życie, budują rodzinę, zajmując się dzieckiem. Lava próbowała, ale czuła, że stoi w miejscu.
– A czy ty... wybaczysz mi? – zapytała, nie chcąc jednak wymieniać dokładnie swoich grzechów. Popełniła dużo błędów, ale nie była pewna, czy chodziło tu o wybaczenie. Chciała, by ją rozumiał, by wiedział, dlaczego podjęła takie, a nie inne decyzje, dlaczego jedne rzeczy były ważniejsze od innych. Choć nie było łatwo tego wytłumaczyć, sama miała z tym niemały problem, tak po prostu chciała poczuć, że jednak oboje rozumieją, co poszło nie tak.
To nie był dobry moment na kolejny impulsywny ruch, na rzucenie się sobie w ramiona i w pewnym sensie zaprzeczenie temu wszystkiemu, co właśnie sobie powiedzieli. Skoro wystarczyła jedna szczera rozmowa, by znów poczuć iskry i chęć złożenia pocałunku na ustach drugiej osoby, to dlaczego nie zrobili tego kilka tygodni temu? To było bardziej skomplikowane, a ten jeden pocałunek mógł znów namieszać. W tym momencie oboje wydawali się całkiem pewni swoich słów, nawet jeśli były to tylko pozory.
Kiwnęła głową, zgadzając się z jego pomysłem. Choć o wiele rozsądniej byłoby zachować wszystko, co się wydarzyło w pamięci, ta na przyszłość i wszelki wypadek, by wiedzieć, jakich błędów unikać, tak potrzebowała tej chwili, w której nie byli poważnymi i rozsądnymi ludźmi.
– Cześć, miło cię poznać, Nate. Jestem Lava. – odpowiedziała, podając mu swoją doń. – Co tu robisz o tej porze? – zagadnęła, gestem dłoni wskazując, że mogliby ruszyć przed siebie na krótki spacer.

autor

Pateczka

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Na słowa Lavy jedynie przytaknął. Problem polegał na tym, że Nathaniel czuł bardzo podobnie względem kobiety, przynajmniej zanim w jego życiu nie pojawiła się Nadia. Kierowały nim samolubne pobudki, spowodowane bolesnymi wydarzeniami z przeszłości. Wolał prosty, wygodny związek, a jednocześnie czuć bliskość i tę niesamowitą więź, którą dzielił z ciemnowłosą. Usilnie próbując zachować prostotę ich relacji, poprzez wkradające się emocje i potrzeby, które podświadomie zaczęły nim kierować, niepostrzeżenie zaczął mącić.
Ciężar trzymany w sercu przez winy, które uczynił względem Lavy, nieco zelżał, kiedy kobieta przytaknęła na jego pytanie. Mimo kłębiącego się w nim smutku związanego z zakończeniem pewnego etapu ich relacji, poczuł ulgę, że w końcu coś zaczęło się między nimi klarować. Usłyszawszy jej, równie podobne pytanie, kącik jego ust uniósł się do góry w bladym uśmiechu.
- Tak, wybaczam - powiedział cicho, zgodnie z własnym sumieniem. Po porannej rozmowie, ponowne zetknięcie się z tamtym wieczorem nakazało mu przemyśleć sprawę, po raz ostateczny ułożyć sobie wszystko w głowie i wyjaśnić wszystko przed Lavą. Zdawał sobie sprawę, że nie spodziewała się tego nagłego otwarcia przed nią i była przytłoczona jego słowami i emocjami wiszącymi w powietrzu, dlatego nie musiała zbyt wiele mówić, wystarczyło, że on to zrobił, zbierając w sobie całą odwagę. To była zbyt poważna rozmowa, która wymagała pewnych ustaleń i wiedział, że powinna na spokojnie to wszystko przemyśleć, a on musiał dać jej odpowiednią przestrzeń. I biorąc pod uwagę to, że mimo wszystko nadal coś ich łączyło, nowy początek miał również nie należeć do zbyt łatwych. Musieli pozwolić, by czas pokazał, czy ich relacja się ułoży i ich wspólna przyszłość nadal pozostawała jedną wielką niewiadomą, ale zdecydowanie warto było spróbować.
- Cóż za ciekawe imię. Jak ta prezenterka radiowa w Kiro Radio? - dopytał, ściągając przy tym nieco brwi i delikatnie uścisnął jej dłoń, a w jego głosie czaił się żartobliwy ton. Automatycznie przypomniał sobie imię Ivy, które podczas ich pierwszego pamiętnego spotkania w klubie podała mu jako pierwsze. Wtedy zaczęło się od drobnego kłamstwa, więc teraz cieszył się, że to już mieli za sobą. - Musiałem wyjaśnić pewną ważną sprawę i szczerze mówiąc, wreszcie mam nadzieję, że wszystko zmierza w dobrym kierunku - przyznał z czającym się w kącikach ust uśmiechem, po czym według wskazówek Lavy, skierował swoje kroki wzdłuż dróżki. I tak rzeczywiście było. W tym momencie idąc powoli deptakiem, ramię w ramię, wreszcie miał nadzieję, że ich relacja zmierzała ku dobremu.

//zt x2

autor

Lyn [ona]

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alki Beach”