WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table> <div class="kp0">
<div class="kp2">
<div class="kp3">

<div class="kp4"> <input type="radio" id="kp4-1" name="kp4-gr" checked><label for="kp4-1"> me </label> <div class="kp5-a"><img src="https://p6.itc.cn/q_70/images03/2021022 ... peg"></div> </div>

<div class="kp4"> <input type="radio" id="kp4-2" name="kp4-gr"><label for="kp4-2"> about</label>
<div class="kp5"> <div class="kp5-t">about me</div> <div class="kp5-in">

<div class="kp5-info"> <h1>imie i nazwisko</h1> <h2>saturn dust farewell</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>pseudonim</h1> <h2>dust</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>data i miejsce urodzenia</h1> <h2>13.02.1993</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>dzielnica mieszkalna</h1> <h2>queen anne</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>stan cywilny</h1> <h2>lekko odklejony</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>orientacja</h1> <h2>średnio zorientowany</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>zajęcie</h1> <h2>artysta wizualny; doktorant malarstwa</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>miejsce pracy</h1> <h2>wolny zawód</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>wyznanie</h1> <h2>sztuka</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>miejscowy</h1> <h2>w seattle od urodzenia z przerwami</h2></div>
</div> </div></div>

<div class="kp4"> <input type="radio" id="kp4-3" name="kp4-gr"><label for="kp4-3">story </label> <div class="kp5"> <div class="kp5-t">my story</div>
<div class="kp5-in">Obrazek<br>
francisco goya, 1819–1823, saturn eating his son, museo del prado in madrid
<br>
Saturn Dust Farewell urodził się w 1993 roku w Seattle. Pasję do sztuki odziedziczył po matce, Inez Richter, znanej przede wszystkim w Europie z subtelnych abstrakcji mal<br>
Urywam, moje westchnienie wybucha ciepłem wewnątrz dłoni kryjących twarz. Już teraz wiem, że nie przebrnę przez notkę biograficzną do końca. Kuratorzy mówią, że ciężko ze mną współpracować, że gdyby nie talent, nikt by się nie pokusił na takie partnerstwo. A ja, zwyczajnie, nie umiem zamknąć się w ramach wystawienniczych tradycji. Kogo by to zresztą interesowało, w której szkole uczyli mnie jak naciągnąć płótno i dobrać technologię malarską? Najważniejszego nauczyłem się i tak gdzieś indziej, dlatego za każdym razem, gdy próbuję, zacinam się po wspomnieniu Inez – jedynej nauczycielki wartej wzmianki. Takiej, która wyznaczyła tory mojego życia na tyle głębokie, by żadna siła nie była w stanie mnie z nich wytrącić; nawet ta prosząca o tradycyjną biografię autorską do walltextu na wystawę.<br>
Kursor mruga do mnie złowrogo. <br>
Po chwili namysłu z namaszczeniem przyciskam backspace, usuwam ten niechlubny bełkot i zamaszyście spisuję historie, dla odmiany, interesujące. Takie, których nikt nie przeczyta, a nawet jeśli przeczyta – zrozumie to tak, jak zechce.<br><br>

Obrazek<br> saturn d. farewell, 1997, Inez, me and father, private collection<br>

I. istniała w trzech trybach; pracowała, chorowała i poświęcała sto procent swojej uwagi mnie, i tak w nieskończoność na zmianę.<br> Towarzyszyłem jej w każdym z nich. Przyglądałem się zawziętym, chociaż jednocześnie wyważonym gestom, którymi kładła setki warstw laserunków, pracując na kilku płótnach jednocześnie. Sposób, w jaki z chaosu wyłaniały się pełne światła, zbalansowane kompozycje, bijące jej czystą esencją, wydawał mi się magią – a fakt, że I. potrafiła w tym trybie nieskończenie milczeć, jedynie tę magię wzmagał. Za każdym razem trwało to kilka tygodni, a ja niezłomnie siedziałem w jej pracowni i obserwowałem z cierpliwością – jak mówiła mi I. – starszą niż tylko cztery lata (potem pięć, sześć, siedem... aż do momentu, w którym wyjechałem). Koliste ruchy jej rąk mogłyby równie dobrze być wahadłem hipnotyzera. Tworzyła od kilku do kilkunastu płócien – a potem przychodziła w tryb choroby.<br>
Tych nie wspominam dobrze. I. milczała w tym czasie równie uporczywie, ale tym razem nie miałem do niej dostępu poprzez wrota jej tańca ze światłem i barwą. Nie wiedziałem, na co chorowała, ale jej stan był ciężki – za każdym razem, gdy wchodziłem do jej pokoju, patrzyła dokładnie w ten sam punkt ściany. Była wtedy wciąż znacznie bardziej obecna w swojej pracowni, w rzędzie ustawionych do wyschnięcia, połyskujących na wiele różnych sposobów płócien. Myślałem sobie wtedy, że malując te wszystkie obrazy, wtłaczała się do nich cała, opuszczając swoje ciało, a potem miała problem, by wrócić do niego z powrotem. (Dzisiaj wciąż się z tym zgadzam.)<br>
Ale potem wracała – i to był mój ulubiony czas. Bo I. rozumiała mnie tak, jak żaden inny dorosły, nawet wtedy, gdy mój marny wokabularz nie pozwalał na znalezienie wystarczająco trafnych określeń na akurat przeżywany świat. I. była w stanie przeżywać go ze mną. Nie musiałem jej nawet za bardzo tłumaczyć, co jest na obrazku, który narysowałem, bo wiedziała to czasami nawet lepiej ode mnie. Wciąż nie mówiła wtedy wiele, ale gdy już mówiła – niewielką ilością słów trafiała w samo sedno. Powoli wytwarzaliśmy wspólnie język, którego nie rozumiał ani H., ani, już lata później – J.<br>
Jeśli chodzi o H. – on mógłby równie dobrze nie istnieć. I często nie istniał, zbyt zajęty swoim biznesem, liczbami i algorytmami – nie wiem sam, czym on się tak dokładnie zajmuje. Bardzo chciał, żebym zajął się tym też ja i pomnażał zarabiany przez niego majątek, ale H. też zawsze wiedział, że to się nie wydarzy, nie ma szans. Zastanawiałem się często, dlaczego I. go wybrała – i chyba tylko dla wygody, bo bogaty mecenas na własność to skarb. Mnie przydaje się jako argument w rozważaniach, czym jest, a czym nie jest "rodzina" – chociaż, przyznaję, myśl, że gdybym chciał, mógłbym do końca życia nic nie robić, o ile mnie nie wydziedziczy, też jest wygodna.<br><br>
Obrazek<br> saturn d. farewell, 2010, study of an eye, private collection*<br>

Dla zasady nie napiszę, jaka to była szkoła – tylko tyle, że z internatem i po drugiej stronie kraju. Podobno liceum dla wszystkich jest trudne – wyobraźcie sobie zatem liceum dla dzieciaków z bogatych rodzin; co prawda kierunkowane na sztukę, ale okazało się, że nie zmieniało to wiele. Chociaż nie mam problemu z zawieraniem znajomości i nie mogłem narzekać na socjalny upadek, tak wciąż, moich społecznych potrzeb nie zaspokajały rozmowy o sprawach, które zajmowały większość uwagi moich szkolnych kolegów. Gdyby w rozmowach o samochodach chodziło o design, a nie cenę, a w rozmowach o dziewczynach o nie same, a nie ich ciało i co może ono dać, gdyby w rozmowie o sztuce chodziło o sztukę, a nie narkotyki-<br>
Jeszcze wtedy potrafiłem trochę dostrajać rytm swojego tykania do tego, który mnie otaczał, ale w głębi siebie czułem, że wprowadzam tam dziwną kakofonię; że do nich nie pasuję, nawet jeśli sprawnie odwracałem od tego ich uwagę i długo nikt się nie domyślił.<br>
Dopóki nie wykrzyczał tego B. (tak naprawdę mówił w bardzo stonowany sposób, ale równie dobrze mógłby krzyczeć).<br>
B. był wysoki i szczupły, miał ogorzałą twarz i więcej talentu, niż ktokolwiek, kto przebywał z nim w klasie, wliczając w to wszystkich profesorów. Może właśnie dlatego klasowe ogiery siliły się na parsknięcia śmiechu i wytykały między sobą każde jego potknięcie. B. sprawiał wrażenie, jakby nawet ich nie słyszał, ale raz, rozstawiony ze sztalugą tuż za nim, widziałem jak wszystkie ścięgna w jego ramieniu napinają się, gdy rozgniata w palcach kawałek węgla. Wtarł go potem zamaszyście w karton, kreśląc nad postacią czarną, siarczystą aureolę, a ja zapomniałem na chwilę o własnej pracy, zahipnotyzowany obserwując jego gesty, taniec podobny do tego, który widziałem u I. On tańczył jednak z cieniem i czymś zupełnie dla mnie nieuchwytnym. Z transu wytrącił mnie A., klepiąc mnie w ramię i nachylając się do mnie, by teatralnym szeptem żartować o upadłych aniołach. Widzę, że B. obraca lekko głowę, nasłuchując naszej rozmowy. Mówię A., żeby się zamknął, a moje spojrzenie krzyżuje się z tym B. <br>
Od tamtej chwili byliśmy nierozłączni. <br><br>

Obrazek<br> saturn d. farewell, 2013, B., lost*<br>

Czuliśmy się w i e l c y.<br>
Okazało się, że łatwo pomylić się co do B., bazując jedynie na pierwszym wrażeniu. Nie był wcale cichy i nieśmiały; pod fasadą zdystansowania buchała charyzma i pasja. Prowadząc z nim zażarte dyskusje o stanie współczesnego społeczeństwa, miałem wrażenie, że B. zrewolucjonizuje świat, a chociaż on do tego twierdzenia dodawał my, dobrze wiedziałem, że to B. jest moją najsilniejszą stroną. Rozdzierałem się przy nim ze złudzeń, iluzji i masek; nie obchodziła mnie wtedy cena, którą za to płaciłem – stając się tak jak i on szkolnym pariasem, czułem przynajmniej zgodę ze sobą.<br>
Ale to wszystko może równie dobrze nie być prawdą. Może to tylko historia, którą opowiadałem sobie wystarczająco zapalczywie, by stała się kolejną warstwą iluzji do zdarcia.<br><br>
Pierwszym objawem retinisis pigmentosa jest pogorszenie widzenia w ciemnościach. A więc – na wiele sposobów – wszystko zaczęło się wtedy.<br><br>
W ostatniej klasie poznałem R. Była młodsza i na początku roku wciąż jeszcze nie wiedziała, że rozmową ze mną wędruje na społeczny margines – a gdy się dowiedziała, było już za późno. Hormony działały przeciwko nam, chociaż intensywne barwy zadurzenia niesamowicie nam się podobały.<br>
Ale B. – już nie. Zauważa je z refleksem równym I. na moim płótnie. Pyta, czy kocham R. Nie wiem, co odpowiedzieć. Widzę tylko jego napięte ramiona i intensywne spojrzenie. Coś się między nami zmienia – a może po prostu odkrywam, ze zawsze było inne, niż myślałem. B. pyta, czy jest dla mnie ważniejszy od R. Nie waham się. Jest. Wnikam w to głębiej i głębiej, aż z moich płócien znikają wibrujące barwy R. – zastępują je ramiona B., z którym przy malowaniu wymieniam długie spojrzenia. Gdy widzę swój portret w jego pracach – pełen światła – wszystko staje się dla nas jasne.<br>
Nie umiem trzymać tego w tajemnicy przed R.<br> R. nie przyjmuje tego dobrze.<br>
Płacę za to wysoką cenę.<br>
Wkrótce moje imię bębni na korytarzach, rytmicznie wymieniając się ze słowami pedał, ciota i cwel. Wkrótce pełen zestaw moich semestralnych rysunków i płócien płonie na dziedzińcu. Wkrótce nie mogę przejść bezpiecznie szkolnym korytarzem, nie mogę spać, nie mogę skupić się na zajęciach. Dyrekcja nic z tym nie robi, bo nie jestem w stanie wskazać sprawców.<br>
B. mówi mi – przecież jesteś w stanie. B. mówi, żebym zaczął walczyć o siebie. B. mówi mi – jak śmiesz się poddawać. I że takich jak my będzie więcej, jeśli na to pozwolę.<br>
Ale ja nie jestem stworzony do walki. Nie umiem nic zobaczyć w ciemnościach.<br>
Nie widzę więc tamtego dnia, że B. jest inny. Dopiero po czasie rejestruję w tym wspomnieniu, że faktycznie – był dziwny, odległy. Żegnał się ze mną, jakby miało nie być jutra. Jakby to było nasze ostatnie spotkanie.<br><br>

Obrazek<br> saturn d. farewell, 2019, untitled, Neue Nationalgalerie in Berlin*<br>

Może gdybym jej nie powiedział.<br>
Albo może gdybym nie przytakiwał zawzięcie, gdy B. mówił o rewolucji, o tym, że system musi upaść, o tym, że nie możemy być więźniami zepsutego społeczeństwa.<br>
Może gdybym nie powiedział A., żeby się zamknął.<br>
Może gdybym go nie namalował.<br>
Może gdybym nie istniał?<br><br>
Dowiaduję się od taksówkarza. <br>Prawie nic nie widzę po badaniach, więc wyjątkowo zamawiam taksówkę, zamiast pojechać rowerem. Lekarz odesłał mnie lekceważąco, żebym zbadał krew, może po prostu brakuje mi witaminy A albo cynku. Muszę wymienić szkła w okularach i zamówić nowe soczewki. Chcę zadzwonić do I., ale kierowca, słysząc adres, który podaję, z przejęciem pyta, czy wiem, co stało się dziś rano w tamtej szkole.<br>
W mojej szkole.<br>
Zaczyna opowiadać, ale przerywa mu program na ten temat w radiu, który podgłaśnia. W rozmytym świecie fale radiowe bębnią tak, że czuję się, jakbym utknął pomiędzy płytami tektonicznymi. Stopniowo, wszystko zaciera się coraz bardziej.<br>
Nie żyje A.<br>
Nie żyje R.<br>
Nie żyją F., I., N., nie żyją H., O. i W., a T. będzie do końca życia kaleką.<br>
Nie żyje B., bo po tym, jak ich wszystkich zastrzelił, zastrzelił też siebie.<br>
Pamiętam tylko szum swojej gęstniejącej krwi, wysoki pisk, zniekształcony monolog wzburzonego taksówkarza pierdolącego coś o kontroli broni. Potem pamiętam radiowóz i pokój przesłuchań, sam nie wiem, jak tam się znalazłem, muszą mi wytłumaczyć – ktoś zeznał, że o wszystkim wiedziałem, to dlatego nie było mnie tego dnia w szkole. Nie jestem w stanie się tłumaczyć (nie jestem stworzony do walki, B.), więc trzymają mnie na posterunku tak długo, aż nie przylatuje I. razem ze swoim prawnikiem. Potem pamiętam, jak I. mówi, że oczyścili mnie z zarzutów. Pamiętam, że wybucham śmiechem.<br><br>
Ostatni semestr szkoły kończę w Seattle. Odwiedzam dom B. w Wyoming; jego matka zatrzaskuje mi drzwi przed nosem. Nikt nie potrafi mi wytłumaczyć, dlaczego. Maluję, jakby jutra nie było. Dopiero dwa lata później dochodzę do siebie i idę na studia. Jestem wyuczonym uśmiechem, taktycznym pytaniem i z fascynacją uciekam w sprawy innych ludzi. Im bliżej mi do nich, tym większy dystans czuję. Wielokrotnie pozornie go skracam, ale pozostaję więźniem swojego świata. Każda wystawa, którą prezentuję, jest kolejnym pożegnaniem, które wcale nie działa. Moje nazwisko musi być jakąś klątwą.<br><br>
Muszą minąć lata, żebym potrafił przyznać, że być może nigdy nie znałem B. Muszą minąć kolejne, żebym sam siebie zapytał, czy naprawdę go kochałem? Czy to coś nieuchwytnego, co mnie tak fascynowało, zawsze było powiązane z shotgunem i wykalkulowanym ostrożnie planem zagłady? Czy nie potrafiłem tego zobaczyć, bo kochałem tylko to, co rozpoznawałem też w sobie?<br>
A może po prostu uparcie odmawiam tego rozpoznania?<br><br>
Gdy w końcu, po wędrówkach od lekarza do lekarza, dowiaduję się, co się ze mną dzieje, jestem przekonany, że to nieuchronne następstwo tego, że doszukuję się piękna nie tam, gdzie powinienem.<br><br>

Obrazek<br> saturn d. farewell, 2022, self portrait, private collection*<br>
Żyję z dnia na dzień. Żyję, i nie mogę się temu nadziwić. <br>
Czasami zastanawiam się, czy I. nie wiedziała od początku. I. wie wiele rzeczy zdających się wymykać regułom logiki. Czasami zastanawiam się – dlaczego nadała mi takie imię? Może jednak wybrała H. ze względu na nazwisko? I wiem, że to absurdalne, ale jednocześnie<br>
myślę o Francisco i ostatnich latach jego życia, o jego zmaganiach z postępującą ślepotą, o fresku, który mnie prześladuje, i nie mogę zapytać – I. jest teraz prawie zawsze w trybie katatonii, mimo że przestała malować – więc jedyne, co mi zostaje, to żyć z dnia na dzień. Być wyuczonym uśmiechem, pytaniem, którego nie umiem zadać i z fascynacją uciekać w nie swoje światy.</div> </div></div>

<div class="kp4"> <input type="radio" id="kp4-4" name="kp4-gr"><label for="kp4-4"> flaws </label> <div class="kp5"> <div class="kp5-t">my flaws</div>
<div class="kp5-in"> ☉ Nie próbuj zdrabniać jego imienia; Sat (w wymowie prawie jak Sad), Sattie albo Urn to dla Saturna zbyt wiele w połączeniu z nazwiskiem; z krótszych form akceptuje swoje drugie imię – Dust;<br>
☉ W półświatku sztuki jest znany głównie ze swojego malarstwa, chociaż tworzy także grafiki, rysunki tuszem, węglem i grafitem, kolaże i instalacje. Ciągle próbuje czegoś nowego, ale w chwili zwątpienia zawsze chwyta za pędzle i oleje lub akwarele.<br>
☉ Ludzie często są w szoku, widząc jego obrazy – pełne wynaturzeń, groteskowe, lepkie i gęste. Na pierwszy rzut oka Dust nie wygląda na kogoś, kto malowałby w ten sposób – ale od tej strony zna go niewielu, bo obok malarstwa, najlepiej opanował sztukę dywersji;<br>
☉ Po studiach pierwszego stopnia przez dwa lata objeżdżał Amerykę łacińską, Afrykę i Europę; w tej ostatniej mieszkał i tworzył przez rok i właśnie tam jest najbardziej znany;<br>
☉ Zna Seattle na wylot, bo przeszedł je na piechotę lub przejechał rowerem wzdłuż i wszerz – to jego dwa ulubione środku transportu;<br>
☉ Uwielbia pchle targi, antykwariaty i charity shopy; potrafi spędzić godziny na wynajdowaniu perełek, a także zapomnianych pocztówek bez adresata, dziadków do orzechów z wyłamanymi nosami, potrzaskanych i wygiętych papierośnic, blaszanych pudełek na listy i wszystkich innych przedmiotów, których nikt nie chce kupić;<br>
☉ Na codzień nosi specjalistyczne soczewki, rzadziej grube okulary, a o swojej wadzie genetycznej nie mówi;<br>
☉ Nagość jest dla niego absolutnie normalna; naoglądał się wystarczająco ludzkich ciał, ćwicząc rysowanie modeli i modelek, by naga forma człowieka nie robiła na nim większego wrażenia;<br>
☉ Jeden z nawyków, których nie potrafi zrzucić po B., to tagowanie; w przestrzeni Seattle znajdziesz sporo wyciągniętych z głowy Farewella myśli, czasami zdarzy się jakiś plakat, a na palcach Saturna – ślady zbrodni, które nie dają się do końca zmyć przez kilka dni;<br>
☉ Przez Inez zna się trochę na astrologii i tarocie (ma słońce w wodniku, księżyc w skorpionie i lwa w ascendencie);<br>
☉ Jest albo ubrany w strój roboczy – czyli najczęściej podziurawione i poplamione farbą lniane koszule i luźne spodnie w neutralnych barwach, albo odświętnie – czyli w przedziwne koszule, przeróżne nakrycia głowy, fantazyjne marynarki, wzorzyste lub zwyczajnie barwne spodnie i ekscentryczne skarpetki; łączy je na sposoby, które teoretycznie nie powinny mieć sensu, ale jakimś cudem – mają;<br>
☉ Przestał lubić malarstwo Bacona, zbyt często do niego porównywany; tak samo Goya, o którego pytanie często pada, gdy się przedstawi. Jego ulubionymi twórczyniami i twórcami są Valerie Hammond, Joseph Beuys, Hilma af Klint i Akira Komoto;<br>
☉ Z zasady nie czyta artykułów o sobie samym i recenzji swoich wystaw – bo zbyt często wspominane jest jego powiązanie ze strzelaniną w liceum i niekończące się mimo oficjalnego werdyktu lokalnej policji spekulacje, czy miał, czy nie miał z tym czegoś wspólnego. Temat przebija nawet domniemania o tym, czy swojej popularności w świecie sztuki nie zawdzięcza przypadkiem sławie swojej matki;</div> </div></div>

<div class="kp4"> <input type="radio" id="kp4-5" name="kp4-gr"><label for="kp4-5">more</label> <div class="kp5"> <div class="kp5-t">and more</div> <div class="kp5-in">
<div class="kp5-c-info"> <h1>imię/ nick z edenu</h1> <h2>ksenia</h2></div>
<div class="kp5-c-info"> <h1>kontakt</h1> <h2> pw / discord</h2></div>
<div class="kp5-c-info"> <h1>narracja</h1> <h2>wszystkiego po trochę</h2></div>
<div class="kp5-c-info"> <h1>zgoda na ingerencję MG</h1> <h2>tak</h2></div>
</div> </div></div>

</div></div>
<div class="kp1"> <h1>saturn dust farewell</h1> <h2>charles de vilmorin</h2></div> </div></table>
Ostatnio zmieniony 2022-11-20, 12:57 przez saturn farewell, łącznie zmieniany 4 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

akceptacja!
Serdecznie witamy na forum, twoja karta została zaakceptowana. Możesz teraz dodać tematy z relacjami, kalendarz oraz telefon i cieszyć się fabularną rozgrywką, którą musisz rozpocząć w ciągu 7 dni.

autor

Zablokowany

Wróć do „Karty postaci”