WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Zgasił na prędce dopalającego się peta, popędził zapalić niewielką lampkę zawieszoną pod sufitem. Przy okazji jedną ręką grzebał już w szufladach komody o nieskończonej pojemności; na dnie wynalazł nieco brudny młotek, a na przeciwległym krańcu przegrody - schowane w woreczku gwoździe. Kupił je dzięki poradzie kasjera w budowlanym jakiś czas temu, bo na ostatnie urodziny dostał kawałek abstrakcyjnej sztuki współczesnej. Niespecjalnie się na tym znał, któregoś razu podjął się zresztą interpretacji dzieła po zjaraniu własnoręcznie skręconego lolka, ale nawet z takimi pomocami nie doszedł do żadnych porażających wniosków. Niemniej jednak prezent to prezent, toteż postanowił powiesić go na kawałku wolnej ściany własnej sypialni.
Odpalił w pokoju wszystkie światła, chwilę wcześniej pozbył się jeszcze koszulki (coby to bardziej wczuć się w rolę pracującego w upale majsterkowicza), wybrał odpowiednie miejsce. I trochę intuicyjnie, wszak cała procedura nie zdawała się być zbyt skomplikowaną, rozpoczął wbijanie gwoździa w ścianę. Nie miał kombinerek ani choćby wsuwki do włosów, tak też trzymał go trochę niepewnie palcami; nie miał też pojęcia o tym, jak odróżnić jeden rodzaj ściany od drugiej (czy on w ogóle wiedział, że istnieją różne konstrukcje?). Bez skrępowania walnął młotkiem porządnie, a przy tym precyzyjnie, żeby płytko wbić końcówkę śruby w mur; plan - w istocie - faktycznie się powiódł, zdążyło odpaść raptem kawałek tynku. Bez zwłoki kontynuował więc prace, wbijając koniuszek głębiej młotkiem. Posypało się trochę pyłu, co to osiadł mu na spodniach i podłodze; wszystko jednak wskazywało na to, że prace zostały zakończone sukcesem. Z zadowoleniem odpalił fajkę i zawiesił w końcu ten paskudny obraz; usiadł na łóżku, podziwiał i palił. Do czasu aż minutę po skończonej robocie dzieło sztuki spadło z hukiem na podłogę, pozostawiwszy po sobie dziurę w ścianie wielkości zaciśniętej pięści.
– O kurwa – wymamrotał pod nosem, podchodząc bliżej do szkody. Po drugiej stronie dojrzał nieduży zlew i łazienkowe kafle.
Jednym okiem był już w kiblu sąsiedniego mieszkania.
stażystka
hemsworth company
south park
Sąsiedzi z nowego lokum byli dziwni: nieco spłoszeni i zdystansowani. Prędko mijali korytarze, głośno tupali po stopniach i nerwowo trzaskali drzwiami. Kłócili się – szczególnie ci z pierwszego piętra – słuchali muzyki do drugiej nad ranem i palili papierosy w progu klatki schodowej. Mimo tego zawsze, choć trochę oschle, odpowiadali na „dzień dobry” i „do widzenia” Willow.
Mężczyzny spod numeru 129 nie kojarzyła wcale, ale słyszała jak dwie staruszki z parteru określały go mianem niepokornego; jak rozprawiały o brązowych oczach, sprężystym kroku i kapturze na głowie, wielokrotnie wspominając, że był ładny, lecz nieodpowiedni dla ich wnuczek. Wtedy Willow nawiedzały refleksje odnośnie wizerunku młodego sąsiada, jednak ostatecznie zapominała o nim pod natłokiem codziennych obowiązków.
Dzisiejszy wieczór nie różnił się od reszty, bo zaraz po kolacji i obejrzeniu kolejnej, disnejowskiej produkcji, udała się pod prysznic. Woda zachłannie zdobyła każdy zakamarek jej nagiego ciała, który skrył się za szeleszczącą, plastikową kotarą w paskudnym kolorze ecru. Wkrótce dookoła rozprzestrzenił się zapach arbuzowego żelu, a piana poczęła obejmować rozgrzaną skórę Willow – choć pod wpływem strumienia prędko zniknęła.
Po dziesięciu minutach zakręciła kurki i chcąc dosięgnąć ręcznika wyciągnęła dłoń za zasłonę. Jednak wieszak znajdował się za daleko, dlatego wychyliła się jeszcze mocniej, mocniej i mocniej, i w momencie, w którym opuszkami musnęła miękkiego materiału, poczuła nagły chłód z okolic północnej ściany. Intuicyjnie, tkwiąc z ramieniem wyciągniętym wzdłuż, spojrzała w tamtym kierunku, a kiedy ujrzała dziurę, a w ów dziurze błyszczące, szeroko rozwarte oko, wrzasnęła. Potem pod wpływem impulsu nerwowo złapała za kotarę i natychmiast ją szarpnęła, aby przysłonić obnażone piersi. Niestety w tym geście zabrakło ostrożności, bo jej gwałtowność przyczyniła się do utraty równowagi. Willow z hukiem uderzyła w podłogę, a w międzyczasie wszystkie klipsy wystrzeliły w powietrze, przez co kotara oderwała się od mocowania. Materiał opadł wzdłuż nagiego ciała dziewczyny.
To była kompromitacja!
– Co ty wyprawiasz?! – krzyknęła, jednocześnie zrywając się do pionu. Tym razem zadbała, aby kotara okryła ją od stóp do brody – Dzwonię na policję! Ty… Ty… – wytknęła palec naprzód, lecz czując, że materiał zaczął się osuwać prędko ponownie przycisnęła go do klatki piersiowej – Ty zboczeńcu!
-
– Uwaga wchodzę! – zaczął donośnym głosem, pukając jednocześnie do zamkniętych drzwi łazienki. Na wejściu dojrzał suchy ręcznik, co to pochwycił bez zastanowienia; z zamkniętymi oczami rzucił go gdzieś w jej kierunku, sam z kolei odwrócił się twarzą względem wejścia. –- Ja wszystko wyjaśnię, naprawdę – kontynuował, znacznie już spokojniej i ciszej. – Błagam, tylko nie dzwoń na policję – dodał po chwili, obróciwszy się w stronę zakrytej ręcznikiem kobiety.
stażystka
hemsworth company
south park
Poza Niccolo Mancini, który właśnie zasiał w jej wnętrzu pierwsze ziarno niepewności.
Wcale nie poczuła się pewniej, kiedy jego oko zniknęło sprzed dziury, ale w pewnym stopniu odetchnęła. Przestał doglądać jej nagiego ciała, skrytego za wymiętą, plastikową kotarą, jaką notorycznie poprawiała i dociskała do skóry. Straciła czujność, bo rozluźniwszy mięśnie w pierwszej kolejności zamierzała sięgnąć po szlafrok, zaś w drugiej zadzwonić po policję. Właśnie wyciągnęła dłoń po ubranie, kiedy niespodziewanie usłyszała huk. Potem nerwowy tupot rozdarł się po mieszkaniu, ewidentnie zwiastując kłopoty.
Mimowolnie mocniej naciągnęła kraniec kotary i jednocześnie dobyła gumowego klapka. Nie była gotowa na kolejną konfrontację – w dodatku twarzą w twarz – lecz w przypadku komplikacji była skłonna podjąć walkę. Ostrzeżenie zmobilizowało Willow, aby unieść prowizoryczną broń. Trzask klamki oraz skrzypnięcie drzwi przyśpieszyło rytm jej serca i skróciło oddech. Wydała z siebie niekontrolowane westchnięcie, po czym ujrzawszy w progu młodego mężczyznę, gwałtownie zamachnęła się klapkiem. Ale! W momencie, w którym zamierzała wypuścić obuwie z dłoni, znienacka oberwała ręcznikiem.
– C-co – bąknęła bardziej do siebie, niż do nieznajomego, a następnie zdarła z twarzy materiał. Wzrok umiejscowiła na plecach młodego mężczyzny, którego postawa zakrawała o żałość. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że potrzebowała kilku sekund, aby podjąć jakąkolwiek decyzję. Spojrzała na klapek, dziurę i ponownie ramiona potencjalnego napastnika; potem znowu klapek i dziurę, a na końcu na prysznicową zasłonę oraz ręcznik, który w międzyczasie upadł na podłogę. Nie spuszczając wzroku z
– Spróbuj się odwrócić, a oberwiesz – pogroziła, kierując w stronę Niccolo obuwie. Potem nerwowo zamieniła kotarę na ręcznik. Stanowczo był on łatwiejszy do zawiązania, dzięki czemu mogła zacząć swobodnie używać obu dłoni.
– Miałeś się nie odwracać, ty zboczeńcu! – krzyknęła, kiedy niespodziewanie napotkała baczne spojrzenie intruza. W akcie paniki po raz kolejny wzięła zamach i tym razem rzeczywiście cisnęła klapkiem w kierunku nieznajomego. Trafiła, jednak tylko w tors, dlatego prędko sięgnęła po drugą sztukę i w identyczny sposób odchyliła ramię. Będąc gotową do ataku wytknęła w stronę Niccolo palec.
– Wynocha! – wrzasnęła.
-
– Posłuchajże mnie wreszcie! – wrzasnął równie głośno, jakby w akcie narastającej od dłuższej chwili irytacji. – Na wstępie chciałbym tylko powiedzieć, że wcale cię nie podglądałem. Chciałem powiesić obraz w swoim pokoju, ale wyszło jakoś chujowo, no i zrobiła się dziura – wyrzucił, wskazując przy tym na pokaźną lukę w murze. – Dzisiaj jest już późno, sklepy są zamknięte, ale jutro pójdę do budowlanego, kupię co potrzeba i obiecuję to naprawić – dodał po chwili, z opanowaniem i spokojną mimiką. – Na ten czas zaklej to sobie papierem, zawieś kawałek szmaty, cokolwiek. Tylko błagam cię, nie wzywaj tej pieprzonej policji. I najlepiej nie zgłaszaj nic właścicielowi, bo wyciągnie kasę od nas obojga. – I odłóż już tego cholernego klapka.
stażystka
hemsworth company
south park
Wzdrygnęła się gwałtownie, kiedy wrzasnął i odruchowo oburącz pochwyciła klapka, którego trzymała wysoko w górze. Spięła ramiona i nabrała głębokiego wdechu, jednocześnie mierząc adwersarza bacznym, aczkolwiek przerażonym spojrzeniem. Początkowa brawura Willow stopniowo ustępowała, bo obecna sytuacja była na tyle patowa, że zaczęła obawiać się dalszych konsekwencji. Trwoga rozlała się po jej wnętrzu, dlatego starała się dobierać gesty z większą ostrożnością.
O zgrozo! Utknęła w ciasnej łazience, okryta jedynie cienkim ręcznikiem, z młodym mężczyzną o niewiadomych zamiarach! Być może w innych okolicznościach określiłaby go mianem przystojnego, jednak z uwagi na trwające wydarzenia obawiała się jego intencji. Myśląc o tym wszystkim, o ile to możliwe, jeszcze uporczywiej zacisnęła palce na klapku i przesunęła się bliżej dziury.
– Mam ci uwierzyć, że przedarłeś się do mojej łazienki przypadkiem? – zapytała nie mogąc ukryć ani własnego zdumienia ani oburzenia. Mimowolnie pokręciła głową i na moment oderwała wzrok, aby spojrzeć na ubytek, który wskazywał. – Niewiarygodne! Czymkolwiek to zapcham, to nie mam pewności, że nie będziesz znowu próbował mnie podglądać. Ta dziura jest wielkości mojej pięści! – mówiąc to puściła jedną dłonią klapka i wsunęła ją w dziurę, jednocześnie wciąż kierując przód sylwetki w stronę nieznajomego.
Pomimo wcześniejszego zaparcia Willow wrodzona bezmyślność sprawiła, że po raz kolejny na próżno było doszukiwać się logiki w jej działaniu. Przecisnęła dłoń na drugą stronę ściany i upewniwszy się, ze miała rację z rozmiarem szczeliny, pociągnęła rękę do siebie. Niestety zrobiła to zbyt gwałtownie i pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem. Druga, trzecia, siódma i dziewiąta także, dlatego w pewnym momencie wypuściła klapka i spróbowała wesprzeć się drugą dłonią, ciągnąć pierwszą za nadgarstek. Z każdym kolejnym szarpnięciem robiła to bardziej nerwowo i panicznie. Skóra bolała ją od tarcia i ostrzejszych kawałków betonu, które raz za razem wbijały się w jej śródręcze.
– Nie zbliżaj się – przestrzegła mężczyznę, starając się w ten sposób rzucić aluzję, że wszystko miała pod kontrolą. W rzeczywistości kontrola stała się pojęciem względnym; godnym polemizowania.
Nagle Willow zaparła się stopą o ścianę i odchyliwszy sylwetę gwałtownie do tyłu, przeniosła cały ciężar, skupiając się na sile ramienia. Pięć jęknięć i jedno potężne stęknięcie później zdołała wyrwać się z potrzasku, choć nienaturalna pozycja sprawiła, że straciła równowagę.
Krzyk echem rozniósł się po kaflach. Przymknęła powieki i zacisnęła usta, jednocześnie energicznie machając dłońmi. I w momencie, w którym powinna uderzyć o podłogę, wpadła na coś z goła odmiennego; coś gorącego i miękkiego. Wpierw intuicyjnie mocno wczepiła palce w cudzą koszulę a następnie otworzyła kolejno prawe i lewe oko, jednocześnie zdając sobie sprawę, że wprosiła się do ramion adwersarza. Jednak zanim zdążyła odskoczyć po łazience rozległ się huk; huk tak potężny, że mimowolnie, tkwiąc dalej w bezruchu, skierowała spojrzenie na ścianę. Dziura powiększyła się czterokrotnie, a ogromny odłam betonu leżał w jej łazience.
– Co-co mówiłeś o nie zgłaszaniu niczego właścicielowi? – zapytała mechanicznie, mocno otumaniona – Wiesz – zadarła wzrok, natrafiając na linię jego szczęki – to dobry pomysł. Naprawdę dobry. Nie wezwę policji.
Była współwinna.
-
Pierwszy raz od dawna nie mydlił nikomu oczu, a szczerze gadał o tym, jak bardzo nabroił. Niełatwo było mu się z tym oswoić, przyzwyczajony do ciągłych kłamstw i zrzucania winy na innych, czuł się z tym wszystkim trochę głupio. Mimo wszystko dziewczyna nie chciała wierzyć. Nawet prawdę odrzucała dość bezrefleksyjnie, a on nie wymyśliłby przecież na poczekaniu lepszej wymówki. Wmawiała sobie te absurdy o podglądaniu i konsekwentnie myślała o nim, jak o zboczeńcu.
– Uwierz mi, nie mam żadnych kompleksów i nie muszę podglądać sąsiadek – odparł z westchnieniem, zmęczony już chyba całymi tymi tłumaczeniami. Wierzy czy nie, zasłoni otwór czy nie, naprawi to najszybciej jutro. To chyba do niej dotarło? Chwilę później rozpoczęła wyjątkowo durną pokazówkę - włożywszy rękę do dziury, szarpała się z nią długo, raczej jednak z przypadku, aniżeli potrzeby aktorzenia. Ostatecznie odzyskała kontrolę nad kończyną, sama jednak wpadła przy tym w ciepłe ramiona Nico, które bez przesadnego zaangażowania złapały ją i przywróciły równowagę. Nie zdobył się na żaden inny gest, coby to znów nie zaczęła okładać go klapkiem albo wyzywać od zwyrodnialców na cały blok. Nim oboje się obejrzeli, potężny kawał betonu spadł z hukiem na wyłożoną kafelkami podłogę łazienki. Gwiazda swoim popisem powiększyła lukę jakieś cztery razy. Nie potrafił pohamować śmiechu.
– Ja przepraszam, ale skąd mogę mieć pewność, że nie wejdziesz mi do mieszkania pod moją nieobecność? – spytał, naśladując przy tym trochę manierę jej oburzenia. Zaraz jednak postanowił jej odpuścić i stwierdził tylko: – Teraz już nie wiem, czy dam radę sam to ogarnąć. Ale w międzyczasie będę szukał kumpla, który odpicuje nam to za wagon fajek. – A do tego czasu mamy wspólny, ogromny apartament.
stażystka
hemsworth company
south park
A pomimo tego… skończyła półnago z obcym mężczyzną we własnej łazience.
Początkowo Willow czuła się zszokowana i zagrożona – stąd wynikał wzmożony brak zaufania. Sytuacja była dosyć niecodzienna, dlatego nawet prawdę przyswajała z ogromnym opóźnieniem. Nie zwróciła uwagi na determinację i frustrację Niccolo, bo wierząc wyłącznie we własne racje, traktowała go jak obłudnika; jak podglądacza i zboczeńca. W rzeczywistości daleko mu było do takiej tożsamości, jednak Willow poczuwała się do stawienia oporu.
Dzierżąc tandetnego klapka, wbiła nerwowe spojrzenie w mężczyznę.
– Masz duży nos – bąknęła, kiedy w ten śmiały sposób wspomniał o braku kompleksów. Jednak w chwili, w której skończyła własną wypowiedź, niemal natychmiast zasłoniła usta dłonią. Często zdarzało jej się mówić głupoty, ale w obecnej sytuacji winna była zachować szczególną wstrzemięźliwość, aby nie zdenerwować domniemanego napastnika. Niedługo później wykazała się jeszcze większym brakiem logiki, co zakończyło się upadkiem – niebolesnym, lecz wyjątkowo kompromitującym. Odsunęła się w momencie, gdy Niccolo przywrócił jej równowagę.
Wtedy przestała być zszokowana i przestraszona. Nabrała nowej, nieznanej energii, jaka prędko zaczęła świerzbić ręce oraz język. Ściągnęła brwi i zmrużywszy oczy, zignorowała zarówno kawał betonu jak i dziurę w ścianie. Następnie wytknęła palec i dźgnęła nim Niccolo w sam środek klatki piersiowej.
– Słuchaj – bąknęła wielce obruszona jego słowami – nie jestem – urwała w połowie, zdając sobie sprawę, że kończąc to zdanie dopuściłaby się kłamstwa. Była złodziejką! – Nie zamierzam cię okradać – poprawiła się. Potem westchnęła i zabrawszy rękę, skrzyżowała ramiona.
Wcześniejszy śmiech Niccolo uderzył w nią z siłą pioruna. Pomimo dialogu miała wrażenie, że w jej głowie rozbrzmiewa się echo radosnego wzdrygnięcia mężczyzny.
To było nie do pomyślenia, że raptem kilka minut temu obawiała się jego persony, a obecnie czuła się po prostu rozeźlona. Rozeźlona jego spojrzeniem, w którym lawirowały podejrzane iskry; rozeźlona zapachem perfum albo jego brakiem; bałaganem i tym cholernym echem we łbie. W pewnej chwili ponownie westchnęła, wyrażając tym samym własną frustrację. Tym razem dała wiarę słowom Niccolo – zresztą nie miała za dużego wyboru.
– Wagon fajek brzmi tanio – stwierdziła, po czym wyminęła mężczyznę i udała się w głąb mieszkania. Nie miała ochoty dłużej pozostawać w łazience, która obecnie nadawała się wyłącznie do remontu. – Czy szanowny pan sąsiad chce coś jeszcze zdemolować? – zapytała półżartem. Potem wyciągnęła sok z lodówki. – Mógłbyś podać mi szklanki? – wskazała na górną szafkę. Zazwyczaj wspinała się do niej po blacie, ale obecny strój Willow bardzo krępował ruchy. Wkrótce zamierzała się przebrać, ale jeszcze przyłapywała się na tym, że z wzmożoną podejrzliwością spoglądała w kierunku Niccolo.
– Ile widziałeś? – zapytała znienacka.
-
– I sprytne palce – dodał do jej komentarza pół żartem, pół serio. Może powinnaś poświęcić im więcej uwagi?, pytał głupio w myślach, lustrując ukradkiem fragmenty odkrytej, naelektryzowanej skóry. Skoro bajdurzyli bez skrupułów, mniejszym grzechem stały się niewypowiedziane głośno, nieprzyzwoite pomysły. Nie minęła dłuższa chwila, a ta wylądowała już w jego ramionach. Co za ironia. Kawał gruzu okrutnie go rozśmieszył, ale też zdołał przekonać do tego, by nie dzwoniła na policję. Ani do właściciela. Właściwie to idea jednego dużego apartamentu chyba zaczynała jej się podobać. Słowa wypowiedziane w manierze ironii chyba ją uraziły. Nico nie mógł jednak wiedzieć, że jeszcze niedawno oboje parali się tym samym.
– I tak nie ma czego kraść – uznał bez przejęcia, zwieńczając wypowiedź krótkim machnięciem ręki. Nie mówił do końca szczerze, bo zakamarki szuflad na pewno skrywały jeszcze skarby, których nie zdołał nigdzie i nikomu opchnąć. Ale o tym przecież nie musiała, a nawet nie powinna wiedzieć. Mogła natomiast skupiać uwagę na bystrym spojrzeniu, twarzy skąpanej w dyskretnym uśmieszku, górującej wysoko szczupłej staturze, pachnącej zgoła zwietrzałymi perfumami i spalonymi wcześniej fajkami. Żarcik o demolowaniu mieszkania naturalnie zignorował, z racji że nadal był nieco skołowany wyrządzonym przypałem. Zgodnie z prośbą sięgnął po szklanki, choć trochę chyba niepewnie. Gadkę zmieniła, choć jej wzrok dalej zdradzał nieufność. Nie chciał znowu psuć jej humoru. Postanowił być grzecznym. Trzymać łapy przy sobie, język za zębami, a wzrok zawieszać gdzieś na firance albo stoliczku. Nie na dekolcie i nie na nogach.
– Niewiele. Nawet gdybym chciał, nie dałaś mi ku temu okazji. Zaraz przecież krzyczałaś na cały blok, że jestem zboczeńcem. Nie pamiętasz już? – stwierdził ze szczerością, upijając łyka soku. Prawda była taka, że nie miał czym nacieszyć oka, a i takie podglądanie nie pasowało do jego natury. Zdecydowanie bardziej cieszył go widok nagich panienek, co to same, bez zająknięcia i z premedytacją, się przed nim rozbierały. Ją, jak na razie, właściwie też zakrywał tylko ręcznik.
stażystka
hemsworth company
south park
– I głupie teksty – bąknęła podobnym do Niccolo tonem, świadczącym o połówkowej intonacji, pół żartu, pół prawdy.
Sytuacja była niecodzienna i najwyraźniej oboje próbowali odnaleźć się w tym całym absurdzie. Willow początkowo zachowywała się zgodnie z przyjętymi w świecie normami – obawiała się mężczyzny – lecz przez ogrom kolejnych wydarzeń, stopniowo zaczynała być sobą. Sobą, czyli tą nieporadną, bezmyślną dziewuchą, u której na próżno było doszukiwać się praw logiki.
Gdy stała się współwinna, zaczęła spoglądać na Niccolo przychylniejszym okiem, choć wciąż miała na uwadze, że byli sobie obcy. Obcy, a jednak minimalnie bliżsi niż przed upadkiem Willow w ramiona nieznajomego i upadkiem kawałka betonu na kafle. W tamtej chwili jego śmiech był czymś, co kompletnie nie pasowało do sytuacji lecz ostatecznie pozwoliło jej ochłonąć.
Willow nie ciągnęła tematu kradzieży, a na machnięcie Niccolo zareagowała intuicyjnym wzruszeniem ramion. Jej mieszkanie było pozbawione cennych przedmiotów oraz skrytych w poszwach i szufladach pieniędzy. Była biedna, więc w pierwszej kolejności nie obawiała się o dobytek lecz własne zdrowie. Po raz kolejny zmierzyła mężczyznę spojrzeniem, po czym z dezaprobatą pokręciła głową. Rzeczywiście miał bystre oczy, ładne; dyskretny, choć zawadiacki uśmieszek i rozciągał wokoło zapach tytoniu.
Odebrała od Niccolo szklanki, przy czym omyłkowo dotknęła palcami jego knykcia. Ten drobny, nieznaczący gest wywołał u niej niekontrolowane wzdrygnięcie. Natychmiast odsunęła się na odległość trzech dużych kroków, co wyglądało dosyć komicznie, i z drugiego końca blatu nalała im soku.
– Proszę – wskazała na szklankę, po czym z własnym szkłem żwawo powędrowała w okolice kanapy. – Pamiętam doskonale – bąknęła ze słyszalną w głosie zgryzotą, po czym wzięła głęboki wdech – Ale nie chciałeś? – spróbowała się upewnić – Na pewno nie chciałeś mnie podglądać? – zawtórowała, patrząc w kierunku Niccolo z jawną podejrzliwością. Zadziwiające, bo zaczynała mu w końcu wierzyć.
Dla Willow nagość była czymś wyjątkowym. Nigdy nie pokazała się w ten sposób żadnemu mężczyźnie i wolała, aby to co skrywała pod ubraniami pozostało poza zasięgiem świadomości Niccolo. Poza tym – w innym ewentualnym przypadku – i tak nie miałby czym nacieszyć oka, bo należała do grona wyjątkowo drobnych kobiet.
– Lepiej pójdę się ubrać – oznajmiła, lecz zanim zniknęła w progu sypialni, ostrzegawczo wytknęła palec w stronę mężczyzny – nie podglądaj – zironizowała. Wróciła po czterech minutach w najzwyklejszych, domowych ciuchach , a na jej ramionach spoczęły ciemne, mokre włosy.
zt. x2