WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

#7 | +outfit

Wiedziała, że wypicie kolejnego kieliszka tequili będzie błędem. Mimo to wystarczył uśmiech jasnowłosego mężczyzny, z którym właśnie się bawiła, i słodkie No, nie daj się prosić, by przekonać ją do przechylenia szkła do gardła. Skrzywienie się i rozgrzany przełyk nie zatrzymały jej przed powrotem na parkiet, który i tak był jej. Głośna muzyka wibrowała jej w głowie, a uderzające basy sprawiały, że całe jej ciało raz po raz drżało. Jako osoba wyczulona na punkcie dźwięków, delektowała się każdym brzmieniem, pozwalając, by rytm pochłonął ją do reszty. Cała sala wirowała wraz z muzyką i jej ruchami.
W tej chwili całkowicie zapomniała o projekcie, nad którym ostatnio pracowała przez całe dnie, poświęcając się mu w stu procentach. O Willow, odnalezionej siostrze, z którą relacje miała nadzieję odbudować na nowo. I o Matthew, który wyjechał w sprawach służbowych, pozostawiając ją w Seattle. Natłok nowych okoliczności, na które niekoniecznie była przygotowana, sprawił, że potrzebowała odreagować. Brak mężczyzny w mieście pozwalał jej na większą swobodę, tak więc nie mogła przepuścić okazji i tym razem postawiła na Monkey Loft. W końcu fakt, że była zajęta, wcale nie musiał oznaczać, że nie mogła się pobawić pod nieobecność chłopaka, prawda?
Będąc na parkiecie, każdy kolejny obrót powodował coraz większe zawroty głowy, dlatego w pewnym momencie nieświadomie ułożyła dłoń na ramieniu partnera w tańcu i przylgnęła do niego. Zatracając się w tańcu, zapomniała również o drobnym fakcie - ktoś miał się po nią zjawić o czwartej nad ranem. Kiedy więc mimo powoli odczuwalnego zmęczenia bawiła się w najlepsze z przypadkowo napotkanym facetem, nagle ktoś złapał ją za ramię. Momentalnie odwróciła się i uniosła swoje zamglone zielone oczy w górę. Przed nią stał mężczyzna, którego twarz mimo upojenia alkoholowego nie mogła pomylić z nikim innym.
- Harvey? - ściągnęła na moment brwi, przystając w miejscu, choć w zasadzie przypominało to kołysanie się na łodzi na oceanie. Tatuaże zdobiące jego szyję, które znaczną część zakrywała koszula, zdawały się mienić groźnie w świetle klubowych świateł. Z racji jego wzrostu, mimo posiadania szpilek musiała wspiąć się nieco na palce i chwiejnie pochyliła się w jego stronę, by dać mu powitalnego buziaka w policzek. Nie do końca wyliczyła jednak odległość, bo po muśnięciu wargami jego skóry ostatecznie wylądowała z jedną dłonią na jego klatce, drugą wspierając się na jego ramieniu, co uznała za bezpieczną pozycję powitalną. Tak najwyraźniej miało być. Uwagę posiadała wybiórczą, bo udało jej się natomiast zauważyć, że pod dłonią wyczuwała fantastyczne mięśnie. - Jesteeś. Mój osobisty ochroniarz - westchnęła, a jej twarz wypełnił nieco maślany uśmiech. Odsunęła się na odległość, dzięki której mogła objąć wzrokiem jego trochę falujacą buzię, wpatrując się w Harvey'a, jakby traktowała go jako wybawienie. To oczywiste, że wolała towarzystwo przyjaciela, niż jakiegoś gościa, który najwyraźniej obawiał się wytatuowanego znajomego Alice. - Tsso tak wcześnie? - zapytała, choć już dawno straciła rachubę czasu. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że było już zdecydowanie po czwartej i ile w międzyczasie wysłał jej wiadomości. I że mężczyzna, z którym do tej pory się bawiła, mimo wszystko nadal stał tuż za nią, przyglądając się im w zdezorientowaniu.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Harvey nie przesiedział tego wieczoru samotnie, nie potrafiąc znaleźć sobie zajęcia i ciesząc się, że jakkolwiek wypełnił się jego czas. Wyszedł na miasto z paczką swoich znajomych, ale o jeszcze dosyć wczesnej porze. Posiedział z nimi może dwie godzinki, tak żeby każdy opowiedział, co się u niego działo i byli w stanie przelecieć wszystkie podstawowe tematy. Mógłby siedzieć z nimi dłużej, jednak domyślał się jak to mogłoby się skończyć. Ktoś rzuciłby hasło, żeby zmienić ten lokal na kolejny, może bardziej imprezowy albo żeby pójść posiedzieć do czyjegoś mieszkania. Wszyscy stawaliby się coraz to głośniejsi i bardziej wypici, co normalnie nie przeszkadzałoby mu, ale gdy było się jedyną trzeźwą osobą w towarzystwie, to wiele drobnostek potrafiło zacząć irytować. A musiał wytrzymać do czwartej i nie mógł pić. Wolał nie testować swojej cierpliwości i zmył się wcześniej do domu.
Ogarnął się do spania, położył do łóżka, ustawił budzik przed czwartą i poszedł się przespać, zostawiając telefon w razie czego podgłoszony na maksa - gdyby zadzwoniła wcześniej - chociaż nie spodziewał się, że to mogłoby nastąpić. Raczej gdy umawiała się z nim na konkretną godzinę, to trzymała się jej albo czas jeszcze troszeczkę wydłużał się. Dlatego też zdecydował się na drzemkę, by nie być kompletnym trupem, prowadząc samochód nad ranem. Usnął szybko i łatwo, a jego sen był mocny i spokojny, lecz budzik od razu otworzył szeroko mu oczy. Zerknął na telefon, ale jakikolwiek brak kontaktu nadal go nie dziwił. Zresztą on nie miał jej kontrolować ani jej jakoś pilnować pod nieobecność swojego kumpla, tylko wykonać proste zadanie - jak zazwyczaj - czyli w tym przypadku przetransportować z punktu A do punktu B. Dlatego napisał wiadomość dopiero jak wyjeżdżał spod swojego domu. Te kilkanaście minut później zaparkował samochód nieopodal klubu i chwycił po swojego smartfona. Wyklikał jeszcze jedną wiadomość i zaczął przeglądać coś w Internecie. Brak odzewu w przeciągu kilku minut w końcu go zaniepokoił. Wybrał numer do Alice, lecz po kilku sygnałach jego połączenie zostało odrzucone. Kolejna próba ponownie zakończyła się niepowodzeniem, więc opuścił samochód i udał się do środka.
Musiał mieć jakieś przerzucie, że narzucił na siebie koszulę i dżinsowe spodnie, a nie jakąś zwykłą bluzę i dres, bo w takim wydaniu pewnie nie wpuściliby go do środka. Poszukiwania wcale nie poszły mu łatwo. Chociaż z klubu więcej osób wychodziło niż wchodziło, to nadal było w nim sporo osób. Harvey początkowo skierował się do baru, później w okolice kanap i stolików. Dopiero gdy tam nie odnalazł znajomej twarzy, to ruszył na parkiet. Pośród tańczących w rytm muzyki ludzi, zachowywał się jak intruz, nie potrafiący się dostosować do warunków, ale miał to kompletnie gdzieś gdyż miał bardzo konkretny cel. Alice. Ułożył dłoń na jej ramieniu, zatrzymując się za jej plecami, jednak mając pewność, że ona to ona. Gdy tylko odwróciła się w jego stronę, to jego wyraz twarzy z nieco ostrego i lekko niezadowolonego, momentalnie złagodniał. - W swojej osobie… - nie zdążył w pełni odpowiedzieć, gdy dziewczyna prawie na nim wylądowała. Co prawda nawet się nie zachwiał i odruchowo podtrzymał ją jedną dłonią za talię. - Alice, jest wpół do piątej - odpowiedział, podając zbliżoną godzinę do tej, którą ostatnio widział na ekranie swojego telefonu. Jego uwagę natychmiast przykuł facet, który znajdował się za jej plecami i który wyglądał na widocznie rozczarowanego z pojawienia się osoby trzeciej. - Nic z tego nie będzie koleś, sorry - odpowiedział, uśmiechając się przy tym tak sztucznie, że było widać że akurat wcale go nie żałował. Jednak nie zaprzątał sobie nim za bardzo główki, zaraz opuszczając swoje ciemne ślepia na dziewczynę i jakoś kompletnie ignorując fakt tej wzmożonej bliskości i swojej łapy, ułożonej na jej ciele. - Wracamy do domu? - zapytał, chociaż zabrzmiał troszkę prosząco. Oczywiście stosując ten skrót myślowy miał na myśli „czy zawieźć cię już do domu?”, nie zdając sobie sprawy że w tym stanie i okolicznościach jego słowa mogły zabrzmieć dwuznacznie.

autor

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

-Taak? - Na jej twarzy odmalowało się zdziwienie. Naprawdę nie spodziewała się, że było tak późno. Albo wcześnie, jeśli spojrzeć na to pod kątem nastania niedługo świtu. Nie do końca wiedziała, jak to właściwie powinna określić, uniosła więc dłoń i ze ściągniętymi brwiami musnęła palcem wskazującym swoją lekko rozchyloną dolną wargę, pozwalając, by ten problem do rozwiązania na moment zaprzątnął jej umysł. Kiedy po kilku sekundach ostatecznie zdecydowała w myślach, że dla Harvey’a było to jednak dość późno, to wzruszyła beztrosko ramieniem i znów się do niego uśmiechnęła, tym razem najbardziej uroczo, jak potrafiła, byle tylko się na nią nie gniewał. W końcu powinna być wdzięczna mu za to, że jednak po nią przyjechał. - Noo skoro tak mówisz. Jak ten czas szybko leci - machnęła ręką, która niepostrzeżenie znów opadła na jego ramię. Dopiero następne słowa przyjaciela przypomniały jej o obecności dotychczasowego partnera tanecznego. Odwróciła się nieco w jego stronę, choć nadal bezpiecznie trzymając się Harvey’a i skrzywiła się przepraszająco.
- To jest mój ochroniarz. Nie radzę ci z nim zadzierać - pokręciła głową, chcąc odradzić tamtemu mężczyźnie jakikolwiek sprzeciw, a jej wyraz twarzy mówił Nie warto, nawet nie próbuj. I chociaż ekran nieco jej wirował, to całkiem zabawnym jej się wydała mina, jaką tamten facet zrobił w zamian, ostatecznie odpuszczając i uznała w myślach, że taki team z Harvey’em naprawdę świetnie się sprawdzał. Trzeba to było częściej powtarzać. Kiedy więc wróciła spojrzeniem z powrotem na wytatuowanego chłopaka, jej kąciki ust unosiły się w szerokim uśmiechu. Widząc jego wzrok, nie była w stanie się z nim sprzeczać.
- Tak, tak, jasne. Prowadź - odparła zgodnie, klepiąc go delikatnie w ramię, po czym odsunęła się od niego. Wystarczyło podnieść wzrok na salę, żeby znów poczuć zawroty głowy, dlatego wplotła dłoń w dłoń mężczyzny i pozwoliła mu się poprowadzić.
Po wyjściu na zewnątrz ze zdziwieniem odkryła, że naprawdę zaczynało świtać i już dawno nie spędzała aż tyle czasu w klubie. W nadziei na świeże powietrze, nabrała głębiej powietrza i poczuła zapach papierosów, na co znów się skrzywiła. Nie cierpiała tego zapachu. Ani zapachu auta, do którego Harvey ją prowadził. Wiedząc, co się mogło stać, nagle przystanęła i ścisnęła mężczyznę za dłoń.
- Nie, nie, nie. Harvey… - pokręciła głową i westchnęła ciężko. Tak, potrzebowała świeżego powietrza i orzeźwienia. Nie miała ochoty jeszcze wracać. A już na pewno nie wsiadać do auta. - Nie mogę wsiąść teraz do auta - przyznała w końcu, a w tonie jej głosu można było usłyszeć przejęcie. Przygryzła więc dolną wargę. Kołowanie się w głowie, a tym samym delikatne kołysanie na nogach nie ustępowało. Rozpoznawała swój stan i wiedziała, że jeśli tylko usiadłaby w wygodnym fotelu, a co gorsza, przysnęłoby się jej, to Harvey by sobie z nią nie poradził i pewnie następnego dnia zapadłaby się ze wstydu. Nie, nie mogła na to pozwolić.
- Chodźmy na spacer - zaproponowała, spoglądając na mężczyznę pewnie. A w razie, jakby zamierzał oponować, przekrzywiła nieco głowę w bok i zmrużyła oczy, jakby to miało jej pomóc wyostrzyć wzrok kierowany na przyjaciela. - Przejdziemy się, albo sama pójdę. Ale nie wsiądę. Muszę się przejść. - Nie czekając na odpowiedź, puściła dłoń Harvey’a i zaczęła iść chwiejnym krokiem w stronę ulicy. Była uparta i nikt nie mógł jej zabronić spaceru. A w razie czego to Harvey będzie miał ją na sumieniu. I będzie musiał się tłumaczyć jej rodzicom i jej chłopakowi, jeśli ona zginie. A w tym momencie jej na tym nie zależało. Musiała się przewietrzyć, przechodzić sprawę.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdy usłyszał jej odpowiedź, to uśmiechnął się bez większego przekonania. Nie był od tego, żeby prawić jej kazania, pouczać ją czy doprowadzać do porządku. Chwila luzu i dobrej zabawy należała się każdemu, a w wychodzeniu na miasto pod nieobecność drugiej połówki nie było nic niewłaściwego, dopóki… zachowywało się właściwie. Alice oprócz tego, że prawdopodobnie zagubiła się w czasie i może wypiła ciut za dużo, to raczej nie miała nic na swoim sumieniu, przynajmniej Harvey nie posądzałby jej o to. No i poza tymi oczywistościami, to miał do dziewczyny swojego kolegi jakąś niezrozumiałą słabość. Gniewanie się na nią nie wchodziło nawet w grę. Nie przyjeżdżał po nią z musu, czy tylko dlatego że przyjaciel poprosił go o to, by jej dopilnował. Sam Spencer zdążył już polubić dziewczynę na tyle, by poza zarzuconym obowiązkiem kierować się zwyczajną troską. A tym bardziej gdy uśmiechała się w ten uroczy i niewinny sposób, to wygrywały w nim te opiekuńcze odczucia wobec niej.
- Tak właśnie, nie radzę - wymruczał pod nosem, wywracając przy tym oczami. Jej towarzysz tańca nie był w wcale lepszej kondycji, więc nawet nie było mowy o wchodzeniu w jakąś dyskusję. Ale zawsze można było postraszyć go swoim kolegą z tatuażami, bo to przecież wrzucało go do worka tych groźnych i niebezpiecznych typów, z którymi nie warto było zadzierać. Harvey akurat kompletnie taki nie był. To znaczy, gdy sytuacja wymagałaby tego, to stanąłby do potyczki, ale nie był osobnikiem który sam prosił się o kłopoty. Żaden z niego bad guy czy coś w tym stylu. Jednak nie próbował na siłę tego prostować, bo w jej obecnym stanie i tak nie miało to większego sensu, zresztą… na przestrzeni lat naprawdę znudziło mu się walczenie z tego typu stereotypami. Na szczęście Alice potulnie zgodziła skierować się do domu, co wewnętrznie niezmiernie go ucieszyło. Zmarszczył na moment brwi, czując jej dłoń wplecioną w swoją, gdyż poczuł się z tym w pewnym stopniu nieodpowiednio. Lecz nie pochylił się nad tym wrażeniem, szybko uznając to tylko za konieczność wynikającą z sytuacji i skierował się na zewnątrz, a dalej w stronę swojego samochodu. Zdążył postąpić krok do przodu, gdy zatrzymało go to zaciśnięcie na jego łapie. Odwrócił w jej stronę swoje lekko niespokojne spojrzenie. - Nie możesz, bo…? - zapytał odruchowo, nie łącząc w pierwszej chwili faktów. Chyba nie myślał, że Alice doprowadziła się do tego poziomu, że krótka podróż samochodem mogłaby ją położyć i może doprowadzić do stanu, którego wolałaby przy nim nie osiągać. Lecz zaraz go olśniło. Mógłby spróbować nalegać, bo przecież mógł włączyć klimatyzację i pootwierać szyby, a podróż minęłaby im o wiele szybciej niż jej się wydawało, ale… ona już go puściła i tak zwyczajnie zaczęła iść. Aż go zatkało, bo nawet nie zdążył jakkolwiek zareagować. A to on był tutaj kompletnie trzeźwy. - Ali… Alice, czekaj - mruknął, budząc się z lekkiego amoku i prędko nadrabiając dystans między nimi. Gdy zrównał się z nią to odruchowo pochwycił ją lekko za nadgarstek. - Nigdzie sama nie pójdziesz, chyba zwariowałaś - powiedział ze słyszalnym oburzeniem, bo chyba naprawdę musiała być mocno wstawiona skoro wydawało się jej, że w ogóle taka opcja istnieje. - Musisz robić mi pod górkę, hm? - zapytał, zakładając że to raczej wynika z jakiegoś droczenia się, niż z prawdziwej potrzeby przewietrzenia się. Po chwili rozluźnił też dłoń na jej nadgarstku, bo to samo w sobie nie było też najstosowniejszym ruchem. - Przepraszam… po prostu… dobrze, pójdziemy się przejść - przytaknął jej, próbując stonować bo jeszcze tylko brakowało mu teraz, żeby się na niego obraziła i wymyśliła sobie, że nie życzy sobie nigdzie z nim iść. Należało szybko zmienić temat. - Przynajmniej dobrze bawiłaś się dzisiaj? - zapytał odruchowo, wybierając pierwsze co wpadło mu do głowy i przystosowując się tempem kroków do niej.

autor

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Tatuaże zwykle kojarzyły się z typowymi mięśniakami, którym w głowie były tylko bójki, siłka, koks i więzienne otoczenie. Pierwsze spotkanie z Harvey’em wcale nie wzbudziło w Alice poczucia strachu czy niepewności, jakie zwykle opanowywały ludzi na widok wytatuowanego mężczyzny. Wręcz przeciwnie, patrząc na niego, nie mogła powstrzymać rodzącego się zaintrygowania, bo według niej musiały mieć głębsze znaczenie, przynajmniej częściowo. Postać je nosząca musiała więc być równie barwna, co same tatuaże. Ponadto fascynowało ją, że Harvey nie przejmował się tym, co inni o nim mówili i był zwyczajnie sobą. Tego jeszcze sama ciągle się uczyła.
- Bo nie mogę. Po prostu - stwierdziła w zdeterminowaniu. Nie zamierzała mu się tłumaczyć, bo uważała, że miała jeszcze troszkę swojej godności i wolała zachować prawdę dla siebie. I nie zamierzała się słuchać, skoro odwróciła się na pięcie i poszła przed siebie. Kiedy złapał ją za nadgarstek, najpierw spojrzała na stworzoną z jego smukłych palców obręcz na jej kostce, a następnie na mężczyznę i zmrużyła nieco oczy.
- A kto powiedział, że nie jestem wariatką? - odparła, mierząc go spojrzeniem i zupełnie niezrażona jego protestami, brnęła nadal przed siebie, choć do końca jeszcze sama nie znała kierunku. Zwykle stwarzała pozory grzecznej, ułożonej i posłusznej dziewczynki, bo tego wymagali od niej Carterowie, ale kiedy nie przebywała w towarzystwie z wyższych sfer, w jakim czasem musiała się obracać, to starała się czerpać z życia garściami. Lubiła wolność i przygodę i wtedy czuła, że naprawdę nic nie było w stanie jej powstrzymać. Tak, jak teraz, kiedy próbował to zrobić Harvey. Bo chyba siłą nie zamierzał jej zawlec z powrotem do auta?
- Hmm… może odrobinę - przez jej usta przebiegł łobuzerski uśmieszek. - Może cię sprawdzam, bo nie jestem pewna, czy rzeczywiście nadajesz się na mojego ochroniarza? Wiesz, to nie takie proste zadanie - spojrzała na niego na moment, starając się zabrzmieć poważnie, ale w jej oczach igrały iskierki rozbawienia. Gdyby nie spora ilość alkoholu i potrzeba przewietrzenia się, pewnie nie namawiałaby go na nic. Rozsądek podpowiedziałby jej, że nie powinna nadwyrężać jego dobrej woli i pozwolić mu na odbębnienie zadania oraz następujący po nim należyty odpoczynek. Właśnie to, oraz usłyszane przeprosiny nakazały jej teraz przystanąć. - Ale w razie czego nikt ci nie każe ze mną iść. Jestem dorosła. Poradzę sobie - zapewniła już na serio, bo może rzeczywiście nie było dobrym pomysłem wleczenie go ze sobą po ulicach Sodo. Przygryzła jednak na moment wargę, zdając sobie sprawę, że z nim byłoby o wiele raźniej. Zanim jednak usłyszała odpowiedź zwrotną, znów ruszyła naprzód. Musiała być w ruchu, przynajmniej w ten sposób nie czuła aż tak wirowania.
- Taaak, potrzebowałam tego. Co prawda, Mads wróciła do domu z jakimś kolesiem i zostawiła mnie samą, ale ja sobie miałam nie poradzić? Przecież zawsze sobie sama radziłam - stwierdziła beztrosko, jakby zupełnie jej to nie ruszało, choć myślami mimowolnie popłynęła już dalej. - Niby mam jeszcze Willow, ale chyba nie chce mnie znać, więc w sumie niewiele w tej kwestii się zmieni. Cholera - przeklęła, kiedy po raz kolejny potknęła się o własne nogi chodnik. - Strasznie nierówny ten chodnik, nie? - Zeszła z chodnika na asfalt, tym samym zmieniając temat. Nie chciała myśleć o swojej przyrodniej siostrze, ani się nad sobą rozklejać. Nie dziś. - Te szpilki zupełnie nie nadają się na takie spacery. Ale wiesz, do czego się nadają? Na bieganie - posłała mu niewinny uśmieszek, po czym naprawdę ruszyła do biegu. Co zadziwiające, za każdym razem, kiedy biegała w szpilkach po alkoholu, czuła się bardziej stabilnie niż podczas normalnego spaceru. Przyspieszenie sprawiło, że na wietrze załopotały jej włosy, a poranne, rześkie powietrze napełniło jej płuca. Uwielbiała ten stan, a słysząc, że Harvey postanowił ją dogonić, tylko przyspieszyła ze śmiechem. Nie zdziwi się, jeśli mężczyzna rzeczywiście uzna ją za wariatkę, ale w tej chwili było jej naprawdę wszystko jedno. Kiedy dobiegła do skrzyżowania, zatrzymała się i nieco pochyliła się do przodu, przytrzymując się za biodro i próbując ustabilizować oddech. - Jogging na dziś odhaczony - zaśmiała się do Harvey’a. Uwielbiała biegać, a po pobycie w dusznym klubie naprawdę potrzebowała powietrza. Miała wrażenie, że po tym zrobiło jej się odrobinę lepiej. Ale nie na tyle, by chcieć już wracać.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy w oczach Harvey’ego była jakakolwiek szansa na to, że Alice była wariatką? Jeżeli tak, to bardzo nikła. Chyba nie znał drugiej tak bardzo poukładanej i obytej osoby. Dziewczyny, która zachowywała się jak należy, chociaż to najczęściej w obecności swojego chłopaka. Nie znał jej na tyle dobrze, by wiedzieć w stu procentach jaka była, gdy nic ją nie ograniczało. Pewnie te wieczory jak ten - wypad na miasto podczas nieobecności chłopaka - był namiastką jej wolnej i rozrywkowej odsłony, która zazwyczaj była przykryta pod tą bardzo ułożoną otoczką grzecznej dziewczynki. Lecz mimo wszystko do wariatki było jej daleko. Nie wyobrażał sobie tego, by Alice mogła zrobić coś szalonego, bez większego zastanowienia, rozważenia za i przeciw, przeliczenia potencjalnych szkód i kosztów. Dlatego wyszedł z może zbyt śmiałego założenia, że nią nie była i miał zamiar trzymać się go.
- Po prostu, nie jesteś. To, że wypiłaś trochę alkoholu i zachowujesz się swobodniej, to jedno. Lecz to nie ma nic wspólnego z byciem… nieobliczalną - użył innego, może bezpieczniejszego słowa na określenie opisywanego stanu. Przecież Spencer doskonale zdawał sobie sprawę, że jej obecne zagrywki są skutkiem tylko i wyłącznie spożytych procentów. Nie wyobrażał sobie podobnych zachowań ze strony panny Carter na trzeźwo. - Nie jest proste, zgadzam się. Ale nie radziłbym ci mnie sprawdzać, bo jeszcze okaże się, że się nie nadaje, a wtedy… wątpię że znajdziesz drugiego tak głupiego, żeby się na to zgodził - zażartował w kontrze. Swoją drogą to wypełniał bardzo niewdzięczne zadanie. Robił to z dobrej woli i chęci pomocy oraz ponieważ dał słowo przyjacielowi. Jednak kto zgodziłby się na to, by wstawać w środku nocy (w sumie już o poranku) i latać za jakąś wstawioną dziewczyną, tylko po to by bezpiecznie odstawić ją do domu i wrócić do siebie? Miałoby to więcej sensu, gdyby Spencerem kierowały jakieś… niemoralne, nieczyste intencje. Gdyby liczył na coś, co mogłoby się zdarzyć. Chociaż nic nie mogło, skoro chodziło o Alice Carter.
Później zaczął już tylko słuchać i dopasowywał imiona w historiach do odpowiednich twarzy. Przez krótką chwilę ściągnął brwi, przenosząc na krótko swoje spojrzenie na blondynkę i badając jej wyraz twarzy. Prawdopodobnie skupił się na fragmencie, który nie miał większego znaczenia, skoro zaraz zaczął się nieoczekiwany bieg. Pierw pokręcił głową z niedowierzaniem, ale zaraz dogonił dziewczynę i przystanął obok. - Już? Mógłbym powiedzieć, że poranny jogging zaliczony, ale nawet się nie spociłem - zażartował w odpowiedzi. W sumie normalnie wstawałby za jakieś dwie godziny i zbierał się na przebieżkę ze swoim psem. Harvey należał do osób, które pozostawały aktywne, bo czuł się wtedy o wiele lepiej, zdrowiej oraz potrzebował sportu do pozbycia się z siebie nadmiaru energii. - Ale swoją drogą… podziwiam za bieganie w szpilkach - skomentował, gdy jego wzrok powędrował w dół. Nie miał pojęcia jak kobiety w tym chodziły, a co dopiero biegały. Całe szczęście, że nie skończyło się skręconą kostką. Prędko powrócił swoimi ciemnymi ślepiami do jej buzi. - Wiesz, gdybyś nie miała z kim, to zawsze ja mogę zaproponować ci swoje towarzystwo. Od razu mógłbym odgrywać swoją rolę ochroniarza, a ty mogłabyś być moją skrzydłową, bo chyba dobrze ci to wychodzi - odpowiedział, odnosząc się do wspominki o Mads i jej powrocie do domu z jakimś kolesiem. Jemu też przydałby się taki wieczór, by mógł zaszaleć i wrócić sobie z kimś do domu. Tylko nie z kolesiem, jednak w stu procentach preferował dziewczyny, więc to był warunek konieczny. - Czy dziewczyny tak nie robią? Pewnie nie musicie. Raczej odganiacie się od natrętów - zaczął sam sobie odpowiadać na pytania, wymyślając najbardziej realne komentarze. Chociaż wchodził już na dosyć niebezpieczny teren, bo gdyby tak… usłyszał coś, czego nie powinien? Co powinno dotrzeć do jego przyjaciela a jej chłopaka? Raczej nie powinien wnikać, co Alice robiła, a czego nie robiła w tym klubie. Lecz uciekał trochę w ten sposób od krótkiej wstawki, którą blondynka poczyniła jeszcze przed joggingiem. O Willow. Raczej nie byłoby na miejscu wtrącać się i wypytywać o co chodziło z tym „nie chce mnie znać”, skoro Ali była wstawiona i mogła podzielić się czymś, czym może niekoniecznie chciałaby w innych okolicznościach.

autor

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Na jego słowa wydęła wargę i pokiwała głową, a na jej twarzy malowało się pewne niezadowolenie. - Czy ty mi właśnie rzucasz wyzwanie? - zapytała, opierając dłonie na swoich biodrach i uniosła wyżej brodę, by w ten sposób nieco zminimalizować różnicę ich wzrostu. Jej lekko uniesione brwi sugerowały brak zadowolenia faktem, że się z nią nie zgadzał. Nie chciała być nudna, zwyczajna. I zwykle za taką nie uchodziła, dlatego postanowiła zmienić myślenie Harvey’a. - Ej, wcale nie jesteś głupi - żachnęła się i na chwilę zatrzymała dłoń na jego ramieniu. - Jesteś dobrym facetem. I przyjacielem. Bardzo cierpliwym. Jedynym w swoim rodzaju, bo musisz mnie jakoś znosić - parsknęła śmiechem. - To musi być upierdliwe, co? Mógłbyś robić tyle innych, ciekawszych rzeczy - przyznała, spoglądając na niego ukradkiem. Zastanawiały ją alternatywy, jakie miał Harvey, bo ona będąc trzeźwą nie zawsze dobrze znosiła pijaków i w sumie trochę mu teraz współczuła jego położenia.
Po krótkim, ale dość intensywnym według niej biegu poczuła się bardziej rześko. Na jego uwagę parsknęła śmiechem. - Jak chcesz, możemy zrobić porządniejszy trening. A nawet zawody. Ale wiesz, musisz liczyć się z porażką - stwierdziła, uśmiechając się do niego filuternie. Wymiatała. Nawet w szpilkach. - Dzięki.- Jej kąciki ust znacznie się poszerzyły na komplement. - Uwierz mi, że czuję się wtedy mega stabilnie. Powinnam wziąć udział w jakimś maratonie - zaśmiała się, wcale nie mijając się z prawdą. Musiała bardzo poważnie się nad tym zastanowić. - A ty, nie chcesz spróbować? - dodała ze śmiechem, już wyobrażając sobie Harvey’a w pięknych, złotych obcasach. Wysłuchując jego propozycji na kilka sekund zerknęła na niego uważnie.
- Myślisz, że potrzebujesz rekomendacji? Spokojnie byś sobie poradził - machnęła ręką przed sobą, jakby to było dla niej oczywiste. W końcu dla niej wyglądał na kogoś wartego zainteresowania, a jeśli niektórym pannom było ciężko to zauważyć to ewidentnie miały coś z oczami. Albo z głową. Albo z jednym i drugim. - Prędzej to ze względu na mnie potencjalne kandydatki mogłyby przestać czuć się pewnie. Jestem zbyt dobrą partią, żeby którakolwiek mogłaby się ze mną równać - wzruszyła nonszalancko ramieniem i uśmiechnęła się przewrotnie, głęboko wierząc we własne słowa. Uważała siebie za naprawdę świetną i ponętną kobietę, która łatwo zyskiwała sobie lojalność i uwagę, praktycznie wcale się nie starając. Przy niej żadna nie miałaby szans. Kiedy jednak uświadomiła sobie, że jej wyobraźnia popłynęła trochę za daleko, upomniała się w myślach i dodała: - Ale jeżeli się upierasz to moglibyśmy rozegrać jakąś scenę, żebyś mógł zyskać pocieszenie. Moglibyśmy poudawać parę i się pokłócić na oczach wybranej laski. - Aż jej oczy zalśniły z racji tak genialnego pomysłu. Już sobie wyobrażała tę scenę, niczym z filmu. Z odpowiednią ścieżką dźwiękową mogłoby wyjść ciekawe kino. Stop. Alice, skup się. Pokręciła mocno głową, od czego znowu poczuła skołowanie, więc na jej twarzy znowu pojawił się grymas. Słysząc jego pytanie, na moment przygryzła wargę w zastanowieniu. - To zależy. Ja na przykład lubię wyzwania. Dla mnie ładna buzia i pustka w głowie nie jest pociągająca, ale wiesz, w sumie co kto woli - wzruszyła ramieniem, bo każda potwora miała swojego amatora, czy jakoś tak. - Dla mnie musi być to coś, wiesz, o czym mówię? - zapytała, marszcząc przy tym czoło, bo nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów na określenie, co miała na myśli. Według niej tego nie dało się opisać prostymi słowami. No, to po prostu trzeba było czuć.
Kiedy dotarli do drugiego skrzyżowania, tym razem można było skręcić w lewo lub w prawo. Alice rozejrzała się w obie strony, po czym usłyszała telepiący się pociąg towarowy w oddali i jej wzrok padł na zajezdnię kolejową naprzeciwko.
- O, chodź! - Jej oczy znów się zaszkliły. Z tej strony nie było żadnego ogrodzenia, dlatego niewiele myśląc, złapała mężczyznę za dłoń i skierowała swoje kroki na tory. Niedzielne chwile tuż przed świtem w dzielnicy przemysłowej były tak spokojne, że tylko w pewnej odległości widziała przejeżdżające autostradą auta, a wzdłuż rozjezdni po drugiej stronie stał pociąg towarowy. Uparcie przemierzyła kilka nitek szyn, by w końcu znów rozejrzeć się po terenie. Ujrzawszy majaczące w oddali majestatyczne budynki znajdujące się w centrum, uśmiechnęła się do siebie w zachwycie.
- Zobacz, jaki piękny widok! Tak to wygląda, jakby te tory prowadziły prosto do centrum. - Jeszcze oświetlone miasto stawało się coraz bardziej widoczne, zwiastując nastanie świtu i wyglądało zupełnie tak, jakby znajdowało się na końcu torów. Z wolna ruszyła w tamtym kierunku i… znów się potknęła, łapiąc równowagę jedynie dzięki idącemu przy niej Harvey’owi, którego się złapała.
- Cholera - mruknęła niezadowolona. - Te szpilki się do niczego nie nadają, jakieś krzywe się zrobiły - stwierdziła teraz już mocno zdegustowana, bo przecież to nie była wina jej nieuwagi! - No, najwyraźniej się nie polubiłyśmy - przyznała, a w jej głosie pobrzmiewało urażenie. Usiadła na szynie, po czym wyciągnęła nogi i ściągnęła z nich zbędną część garderoby. Kiedy znów się podniosła, westchnęła z ulgą. - Od razu lepiej. - Przy Harvey’u stała się znów trochę mniejsza, ale wcale się tym nie przejmowała i ruszyła wzdłuż torów w stronę miasta, całkowicie zapominając, że powinna te szpilki zabrać ze sobą. - Widzisz, ile kobiety muszą wycierpieć, żeby się ładnie wam prezentować? - zauważyła, unosząc przy tym wyżej brew. Tyle starań, by dodać sobie pewności siebie i seksapilu. Ciekawe, ilu mężczyzn rzeczywiście to docenia. Na chwilę się zamyśliła. - Słyszałam, że faceci dzielą się na cyckoluby i dupoluby, to prawda? - ściągnęła brwi i spojrzała na Harvey’a, żywo zainteresowana tematem. Był facetem, a jako przyjaciel mógłby przecież wyjawić jej ten sekret.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
19
168

uczennica

-

-

Post

#7

Podobno to był wyjątkowy wieczór. A przynajmniej tak mówił wujek Joe, który obchodził swoje pięćdziesiąte piąte urodziny. Cała rodzina zebrała się na wielkiej kolacji w jednej z lepszych restauracji w mieście. Wujek Joe opowiadał historię swojego życia, drogę do wielkiego sukcesu, tworzenie wspaniałej rodziny, a od niedawna nowego cudownego związku. Nie zapomniał też wspomnieć (jak zawsze), że listopad był miesiącem, w którym urodzili się sami wielcy, a on nieskromnie się do tej listy zaliczał, prawdopodobnie marząc o znalezieniu się któregoś dnia na liście najbardziej wpływowych ludzi według magazynu Times. A więc - Gordon Ramsey, Ethan Hawke, Albert Camus, Leonardo DiCaprio(!), Grace Kelly, Książę Karol (król???), Martin Scorsese - no i wielu innych, których jakimś cudem imiona i nazwiska zapamiętywał wujek Joe. Najwidoczniej w ten sposób ćwiczył mózg, czy coś.
Po urodzinowej kolacji rodzica została zaproszona do klubu, gdzie Joe wynajął całą lożę. Oczywiście nie wszyscy się skusili, jakieś ciotki mamrotały pod nosem, że one do dudniącego klubu nie idą, wujkowie za to zostali przymusem zaciągnięci do domów, by czasem się za żadną nieco za bardzo roznegliżowaną panną nie rozglądali, ale znalazła się grupa osób, które ostatecznie w sporej loży zajęła swoje miejsca. Lemon nie mogła przegapić tej okazji, licząc na bezproblemowe wejście i drineczka. Wszyscy bawili się w najlepsze. Wujek tańczył ze swoją nową dziewczyną na parkiecie. Dziewczyna była młodsza o trzydzieści lat, a Joe z okazji jej dwudziestych piątych urodzin, które obchodziła w lipcu (nie, żeby Lemon uważnie słuchała, oni po prostu głośno się chwalili), zabrał ją na Bahamy. Fajnie, nie? No niekoniecznie, jeśli tylko uświadomić sobie, że dzieliły ją z wujkiem trzy dekady i spokojnie mogłaby być jego córką.
Ku wielkiemu zadowoleniu Lemon, nikt nie pytał o dowód i nikt nie wyrażał swoich wątpliwości, czy mogła pić tego kolorowego drinka, którego trzymała w ręku, bujając się w rytm klubowej muzyki i powoli rozglądając się po wnętrzu Monkey Loft. Wszyscy byli już zajęci sobą, jej bracia zniknęli gdzieś na parkiecie, wujek obmacywał swoją dziewczynę, a jej kuzynka Lemon właśnie tańczyła z jakimś wysokim brunetem. Blondynka przysiadła po jakimś czasie w rogu loży, odsuwając od siebie pustą szklankę po alkoholu i wyciągając telefon, by sprawdzić, czy coś się wydarzyło przez ostatnie pół godziny, kiedy na niego nie zerkała. Musiała mieć przecież stały kontakt ze swoimi znajomymi. Akurat na chwilę uniosła spojrzenie, zastanawiając się, co odpisać na wiadomość, która pojawiła się na ekranie jej telefonu, gdy dostrzegła męską dłoń sięgającą po damską (dobrze jej znaną) torebkę. Siedziała nieco schowana, więc właściciel ręki (bo przecież nie torebki!) mógł nie zdawać sobie sprawy, że w ogóle tam jest. Położyła więc szybko dłoń na jego dłoni i zacisnęła palce, od razu wychylając się w jego stronę.
– Widzę, że znasz się na torebkach! – krzyknęła, bo przecież muzyka tak dudniła, że ciężko było nawet słyszeć swoje myśli, a co dopiero jakiś dziewczęcy głos. – Ale tę musisz sobie odpuścić! – dodała, zaciskając palce na pasku skórzanej designerskiej torebki, która spokojnie warta była kilka tysięcy dolarów. Nie zamierzała jej tak po prostu oddać. Była zaskoczona, że, że ktoś był tak nierozsądny, że nie zwracał na nią uwagi. Owszem, można było mieć dużo pieniędzy, ale… czy to nie była przesada?

autor

Pateczka

ODPOWIEDZ

Wróć do „SoDo”