WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

2

Frankie była nowa w mieście, więc nic dziwnego, że większość wolnego czasu poświęcała na to, aby poznawać miasto, ciekawe zakątki i tak dalej. W końcu przez dłuższy okres czasu miała tu mieszkać, a jej życie to znacznie więcej niż tylko opieka nad bliźniakami. Oprócz poznawania nowych miejsc, wypadało także poznać nowe osoby, ale stwierdziła, że wszystko po kolei.
Wybrała się do jednego z parków, choć szczerze mówiąc, miejscem docelowym jej wycieczki miało być nadbrzeże. W Londynie byłą najwyżej rzeka, która pod żadnym pozorem nie nadawała się do jakiegokolwiek plażowania czy spędzania czasu - miała nadzieję, że tutejsza woda będzie trochę bardziej łaskawa, ale zdawała sobie sprawę, że do plaż Kalifornii to daleko.
Trafiła na razie do tego parku, bo chyba gdzieś źle wysiadła, na złym przystanku. To nic, Kupiła sobie mrożoną kawę i usiadła na ławce. Była już za stara na to, aby bawić się i biegać po kałużach, ale sama miejsce było całkiem przyjemne. Postanowiła dopić kawę i dopiero ruszyć dalej. Z resztą , musiała jeszcze ustalić dalszą drogę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

01

JR potrzebował tego wyjścia z domu. Jego zdrowie psychiczne wciąż nie było w idealnym stanie po śmierci ukochanej, ale powoli chyba wychodził ze swojej skorupy. Nie było jeszcze dobrze, to na pewno nie, ale znacznie lepiej, niż jeszcze kilka miesięcy temu. Foster wiedział, że sporą zasługę w jego wychodzeniu ze skorupy mieli między innymi jego przyjaciele, ale także zwierzaki, którymi uwielbiał się opiekować. Pracował jako weterynarz i korzystając ze współpracy z miejscowym schroniskiem brał do siebie zwierzaki, które do nich niedawno trafiły i które czekały na adopcję, a jeszcze potrzebowały dość mocnej opieki, nie tylko zwykłej - ludzkiej, ale także medycznej. Uwielbiał pomagać bezbronnym zwierzaczkom i widzieć na ich pyszczkach radość i wdzięczność.
Aktualnie miał pod opieką słodkiego, rozbieganego pieska, mieszankę maltańczyka z jakimś uroczym kundelkiem. Psiak był biały, malutki i sięgał człowiekowi nieco powyżej kostki, a przede wszystkim był przeuroczy i uwielbiał ludzi. JR aż się dziwił, bo większość zwierząt ze schroniska raczej stroniło od większej części ludzi, głównie przez wzgląd na to, co wcześniej przeszły. No, najwyraźniej ten słodziak jednak nie miał żadnych aż tak traumatycznych przeżyć. Wyszli na spacer, JR na chwilę spuścił małego psiaka ze smyczy, uznając, że niech sobie trochę pobiega... a piesek po jakimś czasie biegania w kółko i szczekania na ludzi podleciał do ławki i zaczął obszczekiwać siedzącą na niej Frankie.
- Nemo! - zawołał JR, ruszając dziarsko w kierunku ławki i trzymając w dłoni smycz, w gotowości, żeby z powrotem przypiąć do niej skaczącego teraz pod nogami Frankie pieska. - Nemo, zostaw panią!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Frankie na problemy przyjaciółek z reguły polecała lody, wino i zakupy, ewentualnie wieczór filmowy, więc ewidentnie żaden z niej był terapeuta, ale w takiej sytuacji umiałaby powiedzieć, że krok po kroku. Trzeba zacząć od małych kroków, bo człowiek zdziczeje do reszty i nie będzie umiał się zachować wśród ludzi. Oczywiście, to były rady takie powierzchowne, wręcz tandetne... ale na pewno w sobie coś miały. Jednak nie ma się co martwić, blondynka nie zamierzała niczego nikomu radzić.
Obserwowała mniej więcej, co się dzieje - nie patrzyła na nic konkretnie, jakby ktoś ją zapytał, czy widziała, jak dziecko się przewróciło i rozbiło brodę, czy ktoś mu podstawił nogę, to zdecydowanie nie potrafiłaby odpowiedzieć. Jednak na psa spojrzała jednak z większym zainteresowaniem, bo choć był to mały pies razy zaczepno-obronnej, właśnie uskuteczniał zaczepianie Brytyjki.
-No co tam, mały?-zagadnęła do psa i pochyliła się do niego. Niby wiedziała, że nie powinno się głaskać cudzych psów nie pytając o pozwolenie, bo mogą rękę uchapać, ale... ten pies ledwo by zmieścił jeden palec między swoimi kłami.-Z nim to chyba często bawicie się, w gdzie jest Nemo, co?-zanim jednak podrapała zwierzaka za uchem, uniosła buzię i rozejrzała się za właścicielem. Nemo - idealne imię dla psa, który chodzi własnymi ścieżkami. I może był to niesamowicie suchy żart, ale jednak nie dało się go pominąć, bo język świerzbił -Nie ma problemu. Mogę?-zapytała, odkładając kubek na ławkę obok siebie, aby zająć się pieszczotami tego przystojniaka..

autor

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

#5 | + outfit

Przybycie na miejsce o umówionej porze było najtrudniejszą rzeczą, z jaką Alice musiała się ostatnio zmierzyć. Poprzednie, przypadkowe natknięcie się na własną siostrę, po tylu latach rozłąki, wywołało w niej mieszaninę różnych uczuć. Zaskoczenie, strach i wyrzuty sumienia skołowały dziewczynę i przez jakiś czas nie pozwalały jej skupić się na codzienności. Zderzenie z przeszłością niemile przypomniało jej o zobowiązaniu, przed którym uciekała, zatracając się jako jedyna i najwspanialsza córka państwa Carterów. Wiedziała, że nie mogło trwać to wiecznie, ale łudziła się, że Willow miewała się dobrze, w końcu ona również nie szukała Alice. Każda wymówka brzmiała dobrze, by jakoś uspokoić swoje sumienie, które teraz znów wszczęło alarm w jej świadomości.
Skoro los postawił już Alice przed faktem dokonanym, do następnego spotkania musiała się bardziej przygotować. Jin okazał ogromną wyrozumiałość i chęć pomocy, by siostry wreszcie mogły się poznać na nowo. Niezwykłym było, kiedy całkiem przypadkiem okazało się, iż mężczyzna randkował z Willow, co wzbudziło w Alice mieszane uczucia, które musiała jakoś przełknąć. Nie zmienia to faktu, że była mu wdzięczna za wszystko, co dla niej zrobił.
Chęć spotkania wcale nie wywiązała się z potrzeby odzyskania pieniędzy, ale była dobrą okazją do rozmowy, dlatego nie wyprowadzała Willow z błędu. Długo zastanawiała się nad odpowiednim miejscem, aż ostatecznie zdecydowała się na park. Z pozoru zwyczajne miejsce miało wyjątkową moc, gdyż było świadkiem scen, które zapadły dziewczynie w pamięć, jako nieliczne z dzieciństwa.
Dzień był chłodny i pochmurny. Zapowiedź deszczu późnym popołudniem nie sprzyjała spacerom po parku z widokiem na centrum miasto znajdującemu się w odległości kilku mil. Alice podeszła do zadaszonego tarasu i oparła się o balustradę, skąd było widać cały plac, na którym w lato roiło się od dzieciaków, a teraz był praktycznie pusty. Poza sezonem nie przyciągał szczególnej uwagi.
Gdy usłyszała zbliżające się kroki, nie ulegało wątpliwości, kogo miała zobaczyć po odwróceniu się w tamtym kierunku. Widząc swoją siostrę, westchnęła nieznacznie, licząc, że to doda jej niejako odwagi.
- Cześć, Willow - powiedziała, co zabrzmiało w jej własnych uszach poważniej, niż planowała. - Cieszę się, że przyszłaś. I mam nadzieję, że nie będziesz mi miała za złe wyciągnięcia Cię taki kawał od centrum - dodała, na koniec zdobywając się na delikatny uśmiech. - Jak sprawuje się szybka? - wskazała na trzymany przez Willow telefon, wyciągnięty zapewne w celu odnalezienia miejsca spotkania, które przesłała pinezką.

autor

Lyn [ona]

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#24

Miniony tydzień Willow spędziła w domku w samym środku lasu, gdzie mierzyła się z zupełnie nowymi emocjami. Nie była przygotowana na to, co tam się wydarzyło, dlatego w ostatnim czasie chodziła rozkojarzona, często wzdychała i nerwowo gryzła skórki przy paznokciach. W momencie, w którym otrzymała wiadomość od Alice przez pierwsze pięć minut wertowała tekst, jakby nie rozumiała treści. Potem jednak przybrała naturalną postawę i spróbowała skupić się wyłącznie na spotkaniu.
Willow nadal nie miała podejrzeń względem Alice. Widziała w niej jedynie postać ładnej, uprzejmej dziewczyny, która wyciągnęła ją z opresji; która zaprowadziła do salonu i pożyczyła pieniądze. Dobrze kojarzyła ich pierwsze spotkanie, dlatego pozytywnie zapatrywała się również na kolejne.
Nie biorąc pod uwagę żadnych ewentualności, gorliwie ściskała w dłoni telefon z włączoną mapką oraz 135 dolarów, jakie pożyczyła ostatnim razem. Z tym asortymentem kroczyła wzdłuż Jefferson Parku. W przeciwieństwie od samej Alice miała z tym miejscem szczątkowe wspomnienia – wszakże była mała, kiedy ostatnim razem bawiła się tu z siostrą. Jednak kilka scen pamiętała dosyć dokładnie, chociaż już dawno usunięto ślizgawkę z której spadła oraz labirynt krzewów, gdzie razem z ojcem goniła Alice na czterokołowym rowerku. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim utarło się w jej głowie również kamienie kaczek, bose chodzenie po trawniku, rysowanie kredą podobizny Misia Jogiego na betonowej powierzchni i jedzenie niedojrzałych czereśni, przed którymi zapalczywie ostrzegała je matka. Nie posłuchały, bowiem tata zawsze pozwalał im na większą swobodę.
Alice dostrzegła nieopodal opustoszałego placu zabaw. Wówczas pobieżnie mocniej włożyła seter w pas spodni i ruszyła naprzód.
Hej – przywitała się dokładnie w tym samym momencie, co dziewczyna. Mimowolnie prychnęła, zdając sobie sprawę z tej głupiej, aczkolwiek nieco zabawnej synchronizacji. Potem jednak nieznacznie spoważniała, bo ton głosu towarzyszki był dość surowy. W pierwszej kolejności Willow zaczęła się obawiać, że Alice mogła być już zniecierpliwiona oczekiwaniem na pieniądze, ale ostatecznie odrzuciła te insynuacje. W końcu umówiły się tak, że to Carter miała się odezwać w wolnej chwili.
Nie szkodzi – pokręciła głową – jestem ci bardzo wdzięczna, wiec mogłabym przyjść nawet na koniec świata – zaśmiała się jeszcze jeden raz, będąc przy tym bardzo szczerą. – Jest w porządku. Mój współlokator nawet nie zauważył różnicy, więc jestem zadowolona. Na pewno będę korzystać z usług tego salonu, chociaż mam cichą nadzieję, że więcej nie zajdzie taka potrzeba – wyraziła własną opinię, po czym wyciągnęła na przód dłoń, w której nadal trzymała pieniądze. – Proszę, Alice. Cała kwota. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję!

autor

P o l a

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Pieniądze były ostatnią rzeczą, o jakiej w tym momencie myślała, więc w pewnej konsternacji ściągnęła brwi i spojrzała na trzymane w dłoni Willow banknoty.
- Nie ma za co, Willow. Nie musisz mi ich oddawać. Ja… chciałam się spotkać z Tobą, bo muszę Ci coś wyjawić - stwierdziła z lekkim wahaniem, po czym przełknęła narastającą w przełyku gulę. - Usiądź, proszę - wskazała na ławkę znajdującą się tuż przy nich, po czym sama to uczyniła. Nie mogła ryzykować, że dziewczyna z wrażenia straci czucie w nogach, choć prawdopodobnie pomyślała też o samej sobie. Nie potrafiła przewidzieć emocji, które nasuną się jej wraz z wypowiadanymi na głos słowami, które ciążyły na jej sercu i sumieniu. Kiedy więc ciemnowłosa dziewczyna posłusznie zajęła miejsce obok, przyglądając się zapewne z zaintrygowaniem i ostrożnością, Alice westchnęła.
- Miejsce spotkania wcale nie jest przypadkowe. To z nim między innymi wiążę wspomnienia z rodziną, którą kiedyś miałam. Brodatego tatę, który zawsze pobłażał mnie i mojej młodszej siostrze, traktując nas jak księżniczki i pozwalając na zdecydowanie zbyt wiele, niż robiła to mama. Ona z kolei była ideałem, który trzymał nas wszystkich w ryzach. Była stanowcza, ale i niezwykle troskliwa, oddałaby wszystko za swoje córeczki - mimowolnie uśmiechnęła się na wspomnienie o rodzicach, przy tym na moment odpływając myślami do tych ułamków z życia tuż przed sierocińcem, które pielęgnowała w pamięci.
- Oboje byli zapracowani, ale nigdy nie przepuścili okazji, by wyjechać z nami na urlop. Pewnego razu podczas jednej z podróży bawiłam się z siostrzyczką w berka i podczas bieganiny popchnęłyśmy stolik, na którym w czajniku elektrycznym gotowała się woda. Traf chciał, że obie się poparzyłyśmy, dzięki czemu zyskałyśmy znamię - powoli odsunęła rękaw, by wyciągnąć przed nią nadgarstek, na którym widniało znamię od poparzenia. - Zauważyłam, że też takie masz - wzrokiem wskazała na rękę Willow, którą do tej pory trzymała swobodnie na udzie przed sobą. Z bijącym w wielkim tempie sercem dodała po chwili: - To Ty jesteś moją siostrą. Nasze rodzime nazwisko to Hamsworth - wyznała, przyglądając się reakcji dziewczyny z niepewnością. Obawiała się, że będzie ją obwiniać za pozostawienie jej samej sobie, ale wiedziała, że musiała wyznać przed nią prawdę. Nawet na najgorszą prawdę, niemniej Wi zasługiwała. Mimo usłyszenia własnych słów o posiadaniu siostry, nadal czuła napięcie. Wydawało jej się, że nie ulży jej, dopóki Willow jej nie przebaczy. A czy miała na to jakąkolwiek szansę?

autor

Lyn [ona]

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Od samego początku Willow niczego nie podejrzewała – chociaż czuła niewielki dyskomfort, gdy po raz pierwszy przyszło im się spotkać w Belltown. Ostatecznie zniknął on pod naporem innych wydarzeń, wokół których krążyły jej myśli. Obecnie również żyła w nieświadomości, spiesząc do Alice z pogniecionymi dolarami w dłoni.
Co? – odparła natychmiast, co wypadło dość nieuprzejmie. Spojrzała wpierw na pieniądze, a następnie na twarz młodej dziewczyny, na której widniał wachlarz wielu emocji – konsternacji, zakłopotania i smutku; domieszki nadziei oraz ogromu strachu. Wtedy serce Willow zabiło intensywniej, bo prędko udzieliła jej się osobliwa atmosfera tego spotkania.
Nie rozumiejąc niczego z postawy Alice, spełniła prośbę i usiadła na ławce. Banknoty nadal ściskała w ręku, choć w tamtym momencie wydawały się być zupełnie bezwartościowe. Bacznie obserwowała poczynania dziewczyny, a jej zdenerwowanie coraz dobitniej wpływało na Willow, która wolną dłoń uporczywie zacisnęła na krańcu siedziska.
O co chodzi, Alice? – ponagliła, starając się brzmieć naturalnie: spokojnie i serdecznie, jednak ton zdradził nerwowość.
Odruchowo odsunęła się w bok, kiedy Carter zajęła miejsce na ławce, a gdy odezwała się po raz kolejny, Willow zacisnęła usta. Wsłuchiwała się w słowa dziewczyny, przy czym dwukrotnie, mimowolnie zadarła kąciki warg i zatraciła spojrzenie w panoramie Jefferson Parku. Wtedy jeszcze nie wiedziała do czego uderzała Alice, lecz pomimo tego próbowała sobie wyobrazić, jakimi ludźmi są jej rodzice. Postawa troskliwego, zabawnego ojca i stanowczej matki nie odbiegała od obrazu rodzicieli, których w szczątkach pamięci Willow kojarzyła jako własnych. Być może właśnie dlatego na moment straciła czujność i przybrała bardziej swobodną postawę, daleką od podejrzliwości i ostrożności.
Jednak pod wpływem kolejnych słów Alice, zmarszczyła brwi i zatrzymała tlen w płucach. Zaatakował ją gorąc.
Co? – wydusiła po raz kolejny, omal nie krztusząc się powietrzem. Zdania Carter ułożyły się w obraz, który zaczął migać w głowie Willow, niczym klatki w kalejdoskopie. – Co… – powtórzyła, uprzednio prychając nerwowym śmiechem, będącym efektem początkowego braku wiary w słowa Alice.
Popatrzyła najpierw na nadgarstek towarzyszki, na którym dostrzegła znamię po poparzeniu, a następnie na własne, identycznie oszpecone ramię. Delikatnie, choć z ogromnym zawahaniem dotknęła skóry dziewczyny. Pod opuszkami palców wyczuła charakterystyczne wypukłości. Wtedy gwałtownie wstała i przytkała usta dłońmi.
Alice – wydukała i opuściwszy ręce wzdłuż ciała, omyłkowo wypuściła 135 dolarów. Naprawdę przestały mieć wartość. – Alice – powtórzyła. Próbowała zatrzymać kołatanie serca i huragan myśli, które momentalnie zasłoniły każdą, potencjalnie racjonalną czynność.
Willow nie była przygotowana na spotkanie z siostrą. Nauczyła się żyć w pojedynkę i przywykła do braku obecności rodziny, jednak stojąc przed obliczem Alice poczuła się niebywale słaba i żałosna. Na przemian otwierała i zamykała wargi nie wiedząc, jak powinna odnieść się do tego wszystkiego. Łzy wezbrały się pod jej powiekami, bo patrząc na dziewczynę, przypominała sobie wszystkie te chwile, które już dawno temu zamknęła w albumie sentymentalnych, miłych wspomnień.
Co u ciebie? – zapytała znienacka, jednocześnie nerwowo przecierając oczy. Nie chciała się rozpłakać i w jakikolwiek sposób jeszcze bardziej przytłoczyć siebie i Alice. W końcu to ich pierwsze spotkanie po wielu latach. – Czy byli dla ciebie dobrzy? – ponowne pytanie; dużo cięższe, aczkolwiek istotne – czy twoja nowa rodzina była dla ciebie dobra? – sprostowała.

autor

P o l a

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Napięcie Willow było odczuwalne pomimo próby zachowania pozorów. Alice wcale to nie dziwiło. W końcu nie często nieznajoma osoba sprowadzała kogoś w dziwne miejsce, by wyznać, że wcale nie chodziło jej o pieniądze. Równie dobrze Willow mogłaby pomyśleć, że stała się ofiarą jakiegoś przekrętu, sekty albo co gorsza, mogłaby zostać uprowadzona przez psychopatkę skrytą za miłym dla oka licem jasnowłosej dziewczyny. Tymczasem żaden z ciemnych scenariuszy nie miał prawa się ziścić, gdyż było to tylko spotkanie z dawno niewidzianą siostrą. Odczucia związane z tym spotkaniem wykraczały jednak ponad tylko.
Wyznanie prawdy, poprzedzane cichymi westchnieniami Wi pomieszanymi z niedowierzaniem, było dla Alice niezwykle trudne. Widziała na twarzy siostry malujące się emocje, zapewne te same, których doświadczyła sama, kiedy uświadomiła sobie, z kim miała do czynienia tamtego dnia podczas przechadzki ulicami Belltown. Miała jedynie tę przewagę, że od tamtego momentu kontrolowała czas, który wykorzystała na oswojenie się z przytłaczającymi myślami. I choć zdawało jej się, że uzyskała wszelkie niezbędne informacje co do ówczesnego życia Willow, a także wszystko zdążyła sobie uporządkować w głowie, to i tak nie była w stanie przejść z tym jeszcze do codzienności.
A kiedy dotarła do meritum monologu i dostrzegła nagłą reakcję Willow, dotknęła ją żałość. Wyrzuty sumienia, które wcześniej odczuwała, jedynie się wzmogły, gdy do tej pory niczego nieświadoma dziewczyna nagle zrozumiała sens jej słów. Niepostrzeżenie jej oczy również się zaszkliły, choć myślała, że do tej pory zdążyła już wypłakać wszystko, co dusiła w środku. Zanim jednak zdążyła się cokolwiek odezwać, by nieco złagodzić sytuację, usłyszała pytanie.
- Ja… - nagle poczuła gulę w gardle, nie będąc pewną, co właściwie powinna powiedzieć, żeby niczego nie pogorszyć. Kolejne pytanie przyprawiło ją o zimny dreszcz, nie mający niczego wspólnego z pogodą. Nabrała powietrza w płuca, chcąc dodać sobie jakoś odwagi. - Tak. To dobrzy ludzie, którzy od początku chcieli dla mnie jak najlepiej - przyznała w końcu cicho, nieświadomie zaczynając tłamsić palcami koniuszek płaszczyka. O wiele łatwiej było jej wysłowić się we własnej głowie, kiedy przygotowywała się do tej rozmowy, niż w rzeczywistości, gdy właściwe słowa powinny teraz opuszczać jej usta.
- Willow, ja… przepraszam, że Cię opuściłam. Nie miałam wyjścia, chciałam się stamtąd wyrwać, byłam tylko dzieckiem - opadła nagle z sił, rzucając wymówki, które tak naprawdę niczego nie usprawiedliwiały, więc przygryzła na moment wargę i w złości na siebie pokręciła głową. Cisnące jej się do oczu łzy postanowiła stłumić poprzez zaciśnięcie powiek, ale mimo to spływające po rzęsie pojedyncze krople ozdobiły jej policzki. Westchnęła znów cicho, próbując zachować spokój. - Pytałam Margaret i Johna o Ciebie, ale uznali, że najlepsze dla mnie będzie zamknięcie tamtego rozdziału i rozpoczęcie nowego z nimi. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, co przez to straciłam - powiedziała cicho, kontrolując swój oddech i ton głosu, po czym przetarła mokre policzki. - Bardzo żałuję tego, co się stało. Że nie próbowałam Ciebie wcześniej znaleźć. Że zatraciłam się w swoim nowym życiu. Jako starsza siostra powinnam była być przy Tobie, zadbać o Ciebie, a tymczasem zawaliłam na całej linii - w jej głosie słychać było drżenie wywołane emocjami, które przedzierały się w każdej głosce, powodując co chwila załamanie tonu. Znów przymknęła powieki, niezdolna do odwzajemnienia spojrzenia Willow. Ciężkie westchnięcie i przetarcie dłońmi o własne uda pozwoliło jej na jako takie otrzęsienie się z emocji.
- Ale Ty… - zrobiwszy pauzę, wreszcie spojrzała na nią swoimi wilgotnymi od łez zielonymi oczami - Ty jesteś silna. Poradziłaś sobie mimo wszystkiego, co się stało. Przeżyłaś pobyt w sierocińcu i wyrosłaś na dzielną dziewczynę. Nasi rodzice byliby z Ciebie dumni - przyznała, zdobywając się na coś na pozór delikatnego, choć nadal nieco skrzywionego przez nadmiar emocji, uśmiechu. Dobrze było widzieć, że wyszła na ludzi. Na co Alice zupełnie nie miała wpływu.

autor

Lyn [ona]

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Alice była dla Willow obca. Czas ich siostrzanej miłości stanowił jedynie stronnice, opieszale zapisaną gdzieś we wspomnieniach brunetki, które każdego dnia wydawały się blednąć. Stojąca przed nią kobieta w niczym nie przypominała już utraconej siostry. Była wyższa, miała ciemniejsze włosy i mocniej podkreślone kości policzkowe. Wyglądała na szczęśliwą pomimo tego, że przez aktualną sytuację spoglądała na Willow z odrobiną przerażenie i smutku.
To dobrze – powiedziała, choć w rzeczywistości sama nie wiedziała, czy w tym zdaniu istniała szczerość. Czuła się przytłoczona nadmiarem informacji, dlatego nie do końca wiedziała, jak powinna prawidłowo wyeksponować emocje. Z jednej strony usiłowała cieszyć się towarzystwem Alice: uśmiechała się i przytakiwała, gdy tamta opowiadała o nowej rodzinie. A z drugiej miała wrażenie, że utkwiła w sytuacji, w której nie do końca potrafiła się odnaleźć.
W końcu, słysząc kolejne słowa siostry, poderwała się do pionu i zacisnęła dłonie w pięści. Zauważyła łzy, jakie Alice ostatecznie schowała pod zaciśniętymi powiekami i tę jedną, pojedynczą, która wydostała się na powierzchnie i oszpeciła jej policzek. Wtedy również oczy Willow zaszły szkłem, bo nie potrafiąc dłużej udźwignąć otaczającej ich ciężkiej atmosfery, poczuła się niesamowicie bezradna. Słabość bezwolnie zaczęła manifestować poprzez złość i żal, jaki uderzył w nią znienacka.
Ciekawe czy z ciebie byliby identycznie dumni, Alice – pokręciła głowę, po czym spojrzała gdzieś w głąb parku. Uciekła wzrokiem od wilgotnych, zatraconych w wielu emocjach oczu siostry, jednocześnie walcząc z tym wszystkim, co kotłowało się w jej wnętrzu. Obok złości i żalu zrodziła się również niepewność.
Myślę, że oni nie chcieliby, aby którakolwiek z córek potraktowała drugą jak zamknięty rozdział – westchnęła. – Nawet nie wiem, co powinnam ci teraz powiedzieć, Alice – wczepiła dłoń pomiędzy pasma włosów. – Zjawiasz się nagle po tylu latach i… I nie wiem, czego ode mnie oczekujesz? – zapytała wprost. – Nie znamy się – stwierdziła i choć było to okropne, to w żaden sposób nie minęła się z prawdą.

autor

P o l a

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Nie sądzę, pomyślała w duchu Alice, ale słowa Willow o dumie tak ścisnęły jej gardło, że nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Z resztą, co mogła odpowiedzieć na wymierzony w nią policzek? Ostre pieczenie po nim czuła na licach, bo wiedziała, że zawiodła. Willow, rodziców… Ale to Hamsworthowie głównie się do tego przyczynili, od nich zaczęło się całe to piekło.
- Pewnie nie. Ale obawiam się, że stracili prawo głosu, odkąd nas zostawili bez żadnego zabezpieczenia - przyznała ponuro. W pamięci pielęgnowała o nich najlepsze wspomnienia, w końcu oczy osieroconego dziecka mogły tylko idealizować swoich rodziców, bo to bolało mniej, niż wmawianie sobie, jacy byli źli. Z wiekiem jednak przychodziły bardziej racjonalne myśli, przede wszystkim jak można było być tak lekkomyślnym? Dziewczynki w jeden wieczór straciły wszystko. Dom, majątek, przyszłość. Siebie również.
Doskonale rozumiała, jak trudne musiało to wszystko być dla Willow. Dlatego nie zamierzała w żaden sposób jej ograniczać i narzucać się swoją obecnością. Potrzebowała przestrzeni tak, jak ona w ostatnich dniach. Pociągnęła więc nosem i znów przetarła wilgotne policzki, chcąc dojść do względnego ładu. - Niczego od ciebie nie chcę, Willow. Po tym wszystkim nawet nie mogę prosić o przebaczenie, bo wiem, że na nie nie zasługuję - mimowolnie się skrzywiła na własne słowa. Decyzja, czy kiedykolwiek na to zasłuży, należała do siostry. - Chciałam tylko, żebyś poznała prawdę, a z nią zrobisz, co tylko będziesz chciała. Nie zamierzam ci niczego narzucać - zerknęła na nią, a na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech.
- Chyba najlepiej będzie, jeśli już pójdę. - Choć czuła, że nogi miała jak z waty to z trudem podniosła się z ławeczki i wygładziła płaszcz. - Gdybyś dała mi szansę, z chęcią poznałabym cię lepiej. Mimo wszystko nigdy nie chciałam dla ciebie źle. Ale wiedz, że uszanuję każdą twoją decyzję. W razie czego masz mój numer - stwierdziła cicho, jeszcze raz posyłając dziewczynie smutne spojrzenie.

autor

Lyn [ona]

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow nigdy nikogo nie obwiniała. Dotychczas akceptowała własne życie i wszystkie związane z nim zawirowania, dlatego sama nie rozumiała pretensji, które znienacka wsnuła na wierzch, jednocześnie przyjmując winę Alice jako coś pewnego. W rzeczywistości była równie winna co ona, bo po wyjściu z sierocińca mogła po prostu wszcząć poszukiwania. Tymczasem nie zrobiła nic, aby zbliżyć się do siostry.
Problem w tym, że czas działał na niekorzyść Willow i nagłość z jaką przyszło jej mierzyć się z nowym wyzwaniem, znacznie przerosła kompetencje, którymi się charakteryzowała. Nieprzygotowana działała nazbyt spontanicznie, przez co nie dostrzegała większości własnych błędów – w tym faktu, że odrzuceniem mogła zranić Alice.
Tym razem w milczeniu wysłuchała słów siostry i ostatecznie przytaknęła. Przez chwile obserwowała smutny wyraz twarzy dziewczyny i to, jak z trudem podniosła się z ławki. W tamtym momencie uważała, że zakończenie tego spotkania będzie dla nich najlepsze, a najbliższe dni po prostu zweryfikują, co stanie się z tą relacją.
Odezwę się – powiedziała cicho, choć wtedy jeszcze nie miała pewności, czy rzeczywiście zdoła to zrobić.

zt. x2

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „Jefferson Park”