WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Pokaz fajerwerków

Pokaz Fajerwerków w Portage Bay
4 lipca, 22:00 - 02:00

To z pewnością najbardziej wyczekiwany moment w tym dniu - wizg sztucznych ogni i kalejdoskop kolorów wypełniający niebo! Poratujcie się kawą, jeśli musicie, ale zróbcie wszystko, by dotrwać do fajerwerków o północy!

Na ten wyjątkowy wieczór Przystań w Portage Bay wypełni się stoiskami z napojami i przekąskami - między innymi szampanem, zimnym piwem, frytkami i czwartolipcowymi muffinkami - którymi będziecie mogli delektować się, podziwiając spektakl fajerwerków na nocnym niebie. Nie ma rezerwacji miejsc, więc postarajcie się przybyć odpowiednio wcześnie - im bliżej wody uda Wam się stanąć, tym lepszy widok będziecie mieć na ten niezwykły show. Pierwsze błyski wypełnią niebo około 23:00, ale kulminacja nastąpi o północy, i potrwa około pół godziny.
Po pokazie nie musicie rozchodzić się do domów - na Przystani czekać będzie na Was DJ grający muzykę na żywo, a impreza potrwać ma do samego rana!

Uważajcie na siebie i bawcie się odpowiedzialnie, zwłaszcza, że impreza odbywa się blisko wody!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<a href="https://www.goldderby.com/wp-content/up ... 20">fit</a> W gruncie rzeczy pokaz fajerwerków to najgorsze możliwe miejsce dla epileptyków. Albo czy w ogóle ktoś myśli o osobach z autyzmem? Pewnie nie. Sam Bolesław o nich nie myślał czy nawet nie rejestrował obecności takich osób w swojej codzienności. Chociaż dziś, kiedy trzeba było narzekać (wszak narodowe święta taki już mają w sobie wymóg), każdy powód do czepiania się fajerwerków jest tym wspaniałym.

Aby umilić sobie dzień, Janda zaczął od zjedzenia obiadu na śniadanie u sąsiada, który uprawiał grill na balkonie. Święto miało zupełnie majówkowy vibe, także kiełbaska na początek dnia musiała zaistnieć. Później działy się jakieś typowe rzeczy. Kawa z brandy. Herbata z rumem i lodem. Mojito z... no w sumie bez jakiś zmyślnych dodatków - trudno udoskonalić coś niemal idealnego. Można wymieniać też tak dalej i płynąc z nurtem odświętnej codzienności, ale szkoda na to słów. Należy tylko zaznaczyć , że powietrze wieczorową porą miło orzeźwiało twarz. Usta uśmiechały się same na wspomnienie porannych trunków. Zaś niechęć do otaczającego świata powoli zanikała, topiąc się w plastikowych kubkach z festiwalowym piwie. Bolesław jeszcze zanim ruszył bić się o miejsce na pokazie fajerwerków, musiał zaliczyć stoisko z jedzeniem czy jakąkolwiek szybką przekąską.

/W sumie to nie wiem, jakby ktoś chciał to zapraszam XD

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

look

Melusine z własnego doświadczenia wiedziała, że zmiany w życiu mogą zachodzić w sposób nagły i nieprzewidywalny. Na wiele z nich człowiek nie jest zwyczajnie gotowy, natomiast pozostałe przyjmuje z pokorą, nawet jeśli na co dzień mu jej brakuje. Podobne podejście brunetka prezentowała w chwili, gdy wręczyła papiery rozwodowe mężowi. Na twarzy niebieskookiej malował się spokój oraz zrezygnowanie, jakie towarzyszyło jej przez ostatnie tygodnie, w których coraz bardziej oddalała się od Siriusa, nawet jeśli w głębi duszy nie była pewna czy robi dobrze, czy nie działa zbyt pochopnie, a serce, które z taką mocą uderzało w jej piersi, jedynie potęgowało ową niepewność. Niestety okazało się, że życie nie jest niczym film, a jego proza z czasem staje się zbyt ciężka, aby móc zapisywać kolejne karty wspólnej historii. W pewnym momencie zwyczajnie brakuje siły, aby znosić brak obecności drugiej osoby, śniadanie w samotności nie smakuje tak samo, a brak rozmów doprowadza do ciszy; przenikliwej i okropnej. Tym razem nie potrafiła sobie z nią poradzić, ale nie umiała także ponieść głosu. Od początku uważała, że małżeństwo, przynajmniej teraz, nie jest dla niej, próbowała się w nim odnaleźć, oboje próbowali, ale ponieśli porażkę. Upadek był bolesny, jednak nie tak bardzo jak przypuszczała, że będzie. Obyło się bez zbędnych pretensji, bez krzyków czy łez, bo w gruncie rzeczy wiedzieli, że postępują słusznie, a miłość jaka ich połączyła wciąż istniała, nawet jeśli zrzucili ją na drugi plan. Oboje musieli najpierw ogarnąć własne życie, aby móc dzielić je z drugą osobą.
W przeciągu ostatnich tygodni Melusine przeżywała gorsze i lepsze dni. W czasie trwania tych pierwszych odgradzała się od ludzi, zamykała w czterech ścianach, na nowo analizując wybory jakich dokonała. Często wówczas płakała, nie jadła i tylko zmęczenie sprawiało, że w końcu zasypiała, choć jej sen był niezwykle niespokojny i płytki. Kiedy nadchodził lepszy okres automatycznie wykonywała powierzone jej obowiązki, starała się przebywać wśród przyjaciół, chodziła na mecze Dominica, z którym łączyły ją coraz bardziej zażyłe relacje czy spotykała z Willow, z którą się zaprzyjaźniła; czasem nawet uśmiech pojawiał się na jej twarzy, choć w niebieskich tęczówkach wciąż czaił się smutek. El ciężko było patrzeć na to w jakim stanie była jej córka, dlatego za wszelką cenę starała się jej pomóc, co kończyło się różnie. Pennifold na głos rzadko wspominała o Siriusie, którego nie widziała od dawna, chociaż brała udział w kilku z jego wystaw, ciekawa jak sobie radzi w świecie artystów, bo niczego bardziej nie pragnęła niż jego szczęścia i sukcesu, na jaki niewątpliwie zasługiwał. Ostatnie tygodnie pokazywały, że Melusine Pennifold była tylko człowiekiem; delikatna i krucha.

- Nie wiem czy to dobry pomysł - powiedziała do matki, stając przed lustrem, by raz jeszcze przyjrzeć się własnemu odbiciu. Sińce pod oczami były prawie niewidoczna, a mimo to postanowiłam skryć spojrzenie za okularami, choć na dworze powoli zapadał zmierzch. Lipiec wręcz wdarł się w rzeczywistość brunetki, która dopiero zdała sobie sprawę z upływu czasu.
- To nasza tradycja, dziadkowie specjalnie przyjechali aż z Teksasu, Mel - usłyszała pouczający głos rodzicielki, komentując je cichym westchnieniem. Pokaz fajerwerków był wielkim wydarzeniem w Seattle, w którym brało udział całe miasto i choć Melusine nie miała ochotę wchodzić w tak duży tłum ludzi, to nie mogła odmówić tego, by się tam pojawić, głównie ze względu na dziadków.
- Tak wiem, nie musisz powtarzać tego milion razy - jęknęła, wciąż z lekkim przekąsem, chociaż cieszyła się na wizytę seniorów. - Możemy już jechać? - zapytała, schodząc po schodach do niewielkiego holu, gdzie czekała na nią całą trójka, obdarzając pokrzepiającym, aczkolwiek radosnym uśmiechem.
Tego wieczoru przystań wyglądała zupełnie inaczej; butki z jedzeniem, stoiska z napojami, girlandy świateł zawieszone nad głowami przybyłych osób, które odbijało się od tafli wody. Wszystko to tworzyło naprawdę cudowny klimat. Powietrze wypełniały przyjemne zapachy, głosy ludzi, pogrążonych w rozmowach czy ich śmiech. I chociaż początkowo Melusine była mocno sceptycznie nastawiona do tego, aby się tu pojawić, teraz pomysł ten jawił się jej jako jeden z lepszych.
- Może chcecie się czegoś napić? - zapytała, kiedy to już od dłuższej chwili spacerowali, pogrążeni w rozmowie, w czasie której padło kilka niewygodnych uwag. Na każdą, nieświadomą wzmiankę o byłym mężu reagowała przyziemiem dolnej wargi, bo nie dało się uniknąć wspominania o nim - Zajmijcie jakiś stolik, a ja wszystko przyniosę - oznajmiła, nie dając możliwości na głosy protestu, z którymi zapewne by się spotkała, zwyczajnie chcąc na chwilę wyrwać się, aby złapać oddech.
Idąc wzdłuż budek, zgrabnie omijała przeszkody w postaci innych osób, jednocześnie szukając stoiska z lemoniadą, która wydawała się idealną opcją na ugaszenie pragnienia. Stojąc w kolejce, pod nosem nuciła słowa piosenki, wydobywającej się z ogromnych głośników, delikatnie bujając się w jej rytm. I chociaż nadal prezentowała nieco zamkniętą postawę z dłońmi schowanymi w kieszeniach jeansowych spodenek, to wydawało się, że emanuje lepszym humorem.
- Dziękuję - rzuciła, odbierając swoje zamówienie, po czym odwróciła się gwałtownie, dokładnie w tym momencie kiedy ktoś przechodził tuż obok, przez co cytrynowa ciecz wylała się nie tylko na nią, ale również postronną osobę.
- Cholera! - zaklęła, jak to miała w zwyczaju, w podobnych sytuacjach.
- Przepraszam, ja nie chciałam, to był wypadek. Czekaj, zaraz to ogarnę! - rzuciła w panice, od razu uznając swoją winę. Z tylnej kieszeni wyjęła chusteczki, którymi zaczęła wycierać nieznajomą postać - Oczywiście zapłacę za pralnię - dodała, uznając to za dobrą rekompensatę ewentualnych szkód, chociaż nie sądziła, iż zwykła lemoniada może ich dużo wywołać.
- Pralnię?! - fuknął nieznajomy, sprawiając się Melusine zrobiła pół kroku w tył, zaskoczona jego reakcją, kilka osób zwróciło się w ich kierunku - Pojebało cię dziewczyno?! Nawet nie wiesz ile to ubranie jest warte! Lepiej uważaj jak chodzisz, bo poza tobą są tu też inni - zaczął wydzierać się na brunetkę, która stała niczym posąg wyraźnie zaskoczona nagłym i nie do końca uzasadnionym atakiem. Gość zacisnął dłoń na jej ramieniu, wbijając w nie mocno palce - Cokolwiek do ciebie dociera idiotko?! Zapłacisz mi…. - nie zdążył dokończyć zdania. Wszystko potoczyło się bardzo szybko - nagle między nią a nieznajomym pojawiła się postać, a sekundę później w powietrzu rozległ się jęk bólu. W tej samej chwili Mel szarpnęła się, biorąc od kogoś napój, którym wycelowała w twarz swojego napastnika - tak przyjemniej myślała - oblewając go po raz kolejny, tym razem z premedytacją. Niestety, tak naprawdę oberwał Sirius, który zaskoczony tym, zarobił cios, a z jego nosa zaczęła sączyć się krew.
Wszystko to wydarzyło się w przeciągu trzech sekund, dlatego kiedy ostatecznie ochroniarze w końcu zareagowali, wyprowadzając całą trójkę, Pennifold nie była pewna, co dokładnie się wydarzyło. Czuła złość, a jednocześnie była zaskoczona widokiem Bosworth'a, z którym przyszło jej się spotkać twarzą w twarz po raz pierwszy od prawie miesiąca.
- Po co się wtrącałeś?! - zapytała, nie kryjąc własnego rozdrażnienia, chociaż jej głos drżał pod wpływem wielu innych emocji, jakie wzbudziła w niej cała sytuacja.
Ostatnio zmieniony 2022-07-08, 03:05 przez Melusine A. Pennifold, łącznie zmieniany 3 razy.

autor

you see me down on my knees, but you don't own me
Awatar użytkownika
23
181

baletmistrz i dziwka

pacific northwest ballet

fremont

Post

Gdyby przystanął pod odpowiednim kątem - to znaczy pod wiatr, nie z wiatrem, po skosie od wymalowanego na biało, niebiesko i czerwono kramu z grillowanymi przysmakami, na północ od stoiska, na którym serwowano alkohol, i z daleka od stanowiska z watą cukrową, której zapach był w stanie zdominować wszystkie inne tak, jak dwa dni temu zdominował go jego ostatni klient, Demeter mógłby poczuć się w zasadzie jak w kraju ojczystym, owiany wonią kiełbasy i wódki. I potu. I kurzu. I oczekiwania ja jakąś kawalkadę, i furiacki huk, i błysk rozrywający nocne niebo, oczywiście w poetyckiej metaforze, bo Dima nie był pewien, czy oczekiwanie ma jakikolwiek zapach.
Nie powinno go tutaj być (chociaż nie był ani epileptykiem, ani osobą z autyzmem): to nie było jego święto, 9 maja chociażby, z defiladami i małymi, chrupiącymi obwarzankami sprzedawanymi dzieciakom za bezcen na skraju Placu Czerwonego. Powinien być na próbie, albo na zupełnie nieerotycznym spotkaniu z fizjoterapeutą, który mógłby wymasować mu naciągnięte ścięgno w lewej łydce, dać wykład o istotności odpowiedniego odpoczynku między próbami i wcale nie próbować wyciągnąć od niego numeru telefonu. Albo jeszcze lepiej - powinien był spotkać się z Valentiną, grzecznie szukając na obczyźnie nie tylko kontaktu z własną kulturą, ale też, na miłość boską, z własną rodziną.

Ale jeśli o Dimie wiadomo było jedno, to z pewnością to, że rzadko robił to, co powinien. Wyfiokowany więc po wielce-amerykańsku, w niedorzecznie drogiej lnianej koszuli w barwach amerykańskiej flagi i, mimo późnej pory, z okularami przeciwsłonecznymi nasadzonymi na czoło niby opaska, trzymająca kosmyki jasnych włosów z daleka od błękitu jego oczu, tancerz opierał się o boczną ścianę budki z lodami, nieopodal centralnego punktu, z którego ponoć był najlepszy widok na fajerwerki. Tylko, że Orlov nie patrzył w niebo. Trochę zezował (ale był tak ładny, że można mu było wybaczyć), jednym okiem mierząc Willow, która kręciła się jakieś dwadzieścia metrów dalej (a wokół jej smukłych ud kręciła się lekka spódniczka, od której też, dziwnym trafem, trudno było Dimie odwrócić spojrzenie), a drugim - przyszłą (o ile dobrze pójdzie) ofiarę, ewidentnie zmiękczonego alkoholem jegomościa, który też nie wyglądał jakby był całkowicie stąd.

Rosjanin powinien mieć także plan, ale już wiemy jaki był jego stosunek do rzeczy, które powinien, toteż owszem, planu też nie miał ni cholery. Wiedział jedynie, że założył się z Wi, że pod koniec wieczoru przyniesie jej p r z y n a j m n i e j trzy portfele. A nagroda miała być niespodzianką - niespodzianki zaś zawsze jakoś działały mu na ambicję.
Westchnął, wyrzucił do pobliskiego śmietnika plastikowy kubeczek po niebiesko-czerwonym slushie i odbił się plecami od sklejki tej śmiesznej lodziarenki. Nie było co czekać - trzynaście kroków, i znalazł się przy Bolesławie, po drodze tylko puszczając Hamsworth zuchwałe oko.
- Cześć, słońce - Posyłając mu uśmiech tak uroczy, jak i drapieżny; uśmiech, który wołał: EWAKUACJA, ale Janda, zważywszy na swój stan, miał prawo go nie słyszeć - Podoba mi się twoja kurtka. To Gucci, czy podróba?

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rose przemieszczała się niespecjalnie szybko, może dlatego, że chodzenie z gitarą na plecach nie było zbyt fajne, bo potrzebowała nieco więcej przestrzeni, a niekiedy czuła sobie spojrzenia inne, raczej ciekawskie. Tak się jej przynajmniej zdzawało. Wsunęła ręce do kieszeni i zaczęła iść przed siebie, w międzyczasie zdążyła zgłodnieć dlatego postanowiła sobie podejść do najbliższego stoiska przy którym zapewne stał Bolesław wraz z blond chłopakiem spojrzała na nich kątem oka, a następnie wzrokiem szukała czegoś dobrego i sytego do zjedzenia, a gdy to znalazła zaczęła to brać do ręki. Padło na jakieś słodkie przekąski oraz butelka z wodą, która była jej niezbędna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z racji, że ktoś - dajmy na to że pewien niebrzydki twórca treści z literek - zapomniał się w narracji pierwszoosobowej... Tak teraz ten sam typ nadrobi zaraz swój błąd, gdyż jak to mówi klasyk: it's never late to say sorry

Kiedy zapach jedzenia uderzył mnie w nozdrza a aromat przypraw, których skład podlegał jawnej niepewności społecznej, zaczął mnie kusić do zakupu - przypomniała mi się podstawowa zasada funkcjonowania na wyjściach podobnych do tejże imprezy okolicznościowej. Jeśli piję już na mieście to nie jem. W ogóle to się nie opłaca! Jakby budowanie na sobie stanu alkoholowego upojenia, a później jego utrata na własne życzenie - głupota. We Francji nawet mogliby powiedzieć żenua. Prawdopodobnie, bo nigdy tam nie byłem.

Później usłyszałem głos. Zignorowałem go. Kolejno okazało się, że ktoś mówi do mnie i wypadałoby mniej go ignorować. Obróciłem się z głupawym uśmieszkiem. To rumieniąc się od alkoholu, to widząc jakiegoś młodzieńca wyrwanego z kadru Sean Cody. Szybko przeniosłem spojrzenie z blondyna na jedzenie obok, zatrzymany w miejscy niczym owładnięty czarem. Musiałem się zastanowić czy to nie jakaś porno-impreza. Prawdopodobnie nie.

- Jest to Gucci - albo inne Tanie Versace. Niemniej zapiłem słowa łykiem piweczka, które może nie było już idealne zimie, ale wciąż pieściło gardełko. Poczułem się na alkoholowej fali. Chociaż panowałem nad sobą tylko trochę. Rozsunąłem kurtkę i rozpiąłem guzik od koszuli, że niby to jestem włoskim kochankiem. - Wszystko - dodałem jeszcze, eksponując swój jakże niesamowity outfit, który wcale nie był zlepkiem ubrań względnie czystych i na wyciągnięcie ręki.

- Maja, podaj torbę! - Żachnąłem się do dziewczyny z gitarą, niemrawo wystawiając dłoń w jej stronę. Prawdopodobnie własnie pomyliłem torebkę z gitarą, ale heloł. Ludzie nazywają bagażnik plecakiem dla samochodu a e-papierosy busz-maszyną. Każdą głupotkę można wybaczyć.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#90

Właśnie w taki sposób zmiany zaszły w życiu Siriusa Boswortha: niespodziewanie i nagle. Jednego dnia wznosił galerię, która prędko zaczęła przynosić zyski, korespondował z popularnymi artystami i nie wracał na noc, aby dopiąć ostatnie sprawy związane z wystawami, a drugiego czytał papiery rozwodowe, napotykając uważny, aczkolwiek zrezygnowany wzrok kobiety z jaką planował dzielić życie. Tym razem postanowił jej nie zatrzymywać. Przyjął wszystkie konsekwencje podpisu, który zdecydował się złożyć, choć w tamtym momencie jego serce rozpadło się na kawałki. Cierpiał w ciszy.
Potem cisza towarzyszyła mu również w pracy, gdy przestał dostawać wiadomości od Melusine. I w mieszkaniu: podczas śniadań, kąpieli i samotnych nocy, gdzie przez większość czasu nie potrafił zmrużyć oka. Gdy spał był równie niespokojny. Pomimo emocji, które trawiły go od środka, pracował identycznie, jak wcześniej. Zaniedbał spotkania z Jaydenem, kontaktując się z nim przeważnie za pośrednictwem komunikatora, nie odbierał telefonów od matki i innych znajomych. Sporadycznie szedł do baru na kilka szklanek whisky, lecz nawet wtedy prędko wracał do obowiązków, tematów dzieł sztuki i wernisaży. O Melusine nie rozmawiał wcale, a początkowe wścibstwo Hemswortha, skończyło się solidną wymianą uderzeń.
Na pokaz fajerwerków zdecydował się pójść bardziej z obowiązku, aniżeli chęci spędzenia czasu pod gołym niebem. Dostał zaproszenie od dyrektora okolicznej galerii, aby korzystając z okazji obchodów niepodległości, wypić wspólnie wino i omówić interesy. Spotkanie skończyło się chwile przed pokazem. Sirius, który nie identyfikował się z dzisiejszym wieczorem, zamierzał natychmiast wrócić do mieszkania, dlatego obrał najszybszą drogę do wyjścia z placu.
Minął kilka stoisk z jedzeniem i pamiątkami, przechodził pod szeroko rozwieszonymi, kolorowymi girlandami i omijał innych uczestników eventu. Był już bliski przekroczenia nieumownej, trawiastej linii, oddzielającej festyn od ulicy, kiedy niespodziewanie do jego uszu dotarł znajomy głos. Mimowolnie, z sercem, które nabrało prędkości, cofnął się parę kroków. Zaczął się rozglądać, choć początkowo nigdzie nie wypatrzył osoby, jaką podświadomie pragnął zobaczyć. Potem znowu usłyszał delikatny, skruszony dźwięk, jaki następnie ugiął się pod znacznie innym głosem: rozzłoszczonym i aroganckim. Wówczas kroki Siriusa stały się gorliwsze, a spojrzenie bardziej zacięte. Melusine stała przed budką z lemoniadą i z inicjatywy wysokiego mężczyzny wyglądała na niebywale zaskoczoną. Już wtedy poczuł się zdenerwowany, lecz apogeum gniewu wybuchło w nim w momencie, w którym nieznajomy zacisnął rękę na jej drobnym ramieniu. Wtedy coś w nim pękło – jak zwykle, kiedy jego oczy nabierały koloru czerni.
Nie uderzył mocno – bo nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę, że ostatecznie udało mu się zahamować. Pomimo tego mężczyzna stracił równowagę i potknąwszy się o jakiś przewód, upadł na plecy. Sirius intuicyjnie zasłonił Melusine i gotów był podnieść jegomościa z trawnika, lecz nagły chłód objął jego ciało. Wzdrygnął się, momentalnie czując, że jego ubranie przywarło do rozgrzanej skóry, wywołując nieprzyjemny, długi dreszcz. Odkleił koszulę i spojrzawszy na kobietę, stracił rezon.
Kurwa – bąknął – Melusine – z pretensją wypowiedział jej imię. Skupiwszy się na sylwecie ukochanej nie zauważył, kiedy napastnik wstał z ziemi i pełen rozjątrzenia uderzył go prosto w nos. Wtedy zamachnął się po raz kolejny, lecz silne ramiona ochroniarzy były szybsze i zatrzymały dalsze wydarzenia, redukując liczbę awanturników. Do zera.
Ja pierdole! – krzyknął. – Kurwa, jak to on się do niej rzucił! – zawtórował do łysego ochroniarza, który ignorancko machnął na Siriusa ręką i udał się w stronę bramek. Sprzed jego oczu zniknęła także persona mężczyzny, kłócącego się wcześniej z Melusine. Pomimo towarzystwa innych przechodniów, wydawali się być sami. Wszyscy pędzili na główny plac, skąd za kwadrans miały wystrzelić fajerwerki.
Co? – ściągnął brwi, uprzednio krzyżując ramiona. Dodatkowo zadarł podbródek, jak przywykł to robić przy każdej kłótni z Melusine. – Po co? – roześmiał się złowieszczo – masz siniaka na ramieniu. Miałem pozwolić, aby idiota cię pobił?! – głos Siriusa był równie rozemocjonowany, co kobiety. Widywali się sporadycznie, kiedy mignęła mu na wystawie bądź gdzieś na mieście, jednak to był pierwszy raz, jak mieli okazję zamienić ze sobą kilka zdań. Wzburzonych i nerwowych zdań, w których zebrała się kumulacja rozmaitych emocji – nie tylko tych zebranych dzisiejszego wieczoru.
Sirius krzyczał, bo wcześniej cały czas milczał.
Wzięłaś rozwód i już nie pamiętasz, jak należy o siebie zadbać, Melusine? – starł krew z nosa – naprawdę mam ci to przypomnieć!?

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Brunetka poczuła uścisk w żołądku, a serce w jej piersi zabiło mocniej, kiedy po raz pierwszy od dawna usłyszał, jak znajomy, choć obecnie przepełniony złością, głos wypowiada jej imię. Instynktownie przygryzła dolną wargę, wpatrując się w czekoladowe tęczówki Bosworth'a, w których, jak zawsze, utonęła, na chwilę zapominając o otaczającej ich rzeczywistości. To okazało się błędem, bo poddając się podobnym uczuciom Sirius stracił gardę, obrywając w nos.
- Sirius - wypowiedziała cicho, stłamszonym przez ogarniające ją emocje, a przez to niepewnym głosem, kiedy młody mężczyzna ponownie ruszył z pięściami na jej napastnika, jednak na szczęście został powstrzymany przez ochroniarzy.
Zatrzymała się wpół kroku, z dłonią zawieszoną w powietrzu, którą wyciągnęła ku brunetowi, gotowa powstrzymać jego awanturniczą naturę, chociaż nie miała w sobie tej pewności, jaką smakowała, gdy po raz pierwszy znaleźli się w podobnej, bardziej niebezpiecznej, sytuacji.Opuściła ręce wzdłuż ciała, zaciskając palce, tak, że paznokcie wbijały się w wewnętrzną stronę dłoni. Pojedyncze, mocne uderzenie, jakie rozbrzmiało w jej piersi było ostatnim, zanim na chwilę wstrzymała oddech, a drobnym ciałem targnęła nerwowość.
Ta towarzyszyła jej przez kolejne sekundy, sprawiając, że czuła się, jakby każda trwała wieczność. Nie wiedziała, jak powinna zachowywać się, stojąc przed obliczem byłego męża, dlatego postanowiła zrobić to, co od początku ich znajomości wychodziło jej najlepiej - wyszła z wyraźną pretensją, okazując swoje niezadowolenie wywołane tym, że się wtrącił.
Bosworth automatycznie przybrał postawę obronną, krzyżując ręce na piersi i unosząc wyżej podbródek. Widząc to, Melusine wykonała krok na przód, patrząc mężczyźnie wyzywająco w oczy. Jej początkowa niepewność i pewnego rodzaju obawa, ustąpiły miejsca złości, choć kryła się w niej nuta rozbawienia, co zdradzało lekkie drżenie kącików ust.
- Poradziłabym sobie - oznajmiła hardo, chociaż wątpiła czy dałaby radę postawnemu napastnikowi, nie mniej przed byłym mężem postanowiła zgrywać silną i twardą. Jednocześnie nie chciała zdradzać przed nim, jak wiele kosztuje ją ta rozmowa. Nie widzieli się od miesiąca, nie mieli ze sobą żadnego kontaktu, bo nawet jeśli Mel odwiedzała galerię bruneta, zawsze dbała o to, aby nie doszło do ich spotkania - tymczasem los postanowił sobie z nich zakpić.
Cholera!
- Przypomnieć? - zaśmiała się z wyraźną ironią, wywracając przy tym teatralnie oczami. - Świetnie sobie radzę, Sirius - stwierdziła, automatycznie przybierając poważny wyraz twarzy, mając nadzieję, że uwierzy w kłamstwo, którym właśnie próbowała go nakarmić. - Za to ty wyglądasz okropnie i masz mokrą koszulkę - wytknęła mu złośliwie, od razu zauważając spadek jego kondycji, cienie pod oczami czy zapadnięte policzki. - Do tego leci ci krew z nosa - dodała, po chwili ciszy, opuszczając ramiona. Wzięła głębszy wdech, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że kiedy wypowiadała ostatnie zdanie, w tonie jej głosu rozbrzmiała troska.
- Usiądź - poprosiła, wskazując pień powalonego drzew, który zdążył obrosnąć już mchem.
- I co się tak gapisz? - zapytał, dostrzegając zdezorientowanie malujące się na twarzy chłopaka -Siadaj - tym razem rozkazała.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Ich spotkanie, po niemal miesiącu rozłąki, dla obojga było olbrzymim zaskoczeniem. Ta nieprzewidywalność, przewrotność i spontaniczność sprawiła, że w rzeczywistości nie potrafili odnosić się do siebie tak, jakby tego chcieli – udając niewzruszonych, oburzonych i upartych. Nieprzygotowani, reagowali na bodźce z naturalną ekspresją.
Imię wypowiedziane w tak nieśmiały, aczkolwiek wciąż dźwięczny sposób, wywołało na skórze Siriusa dreszcz, jednak to nie powstrzymało jego burzliwej natury. Gotów był na kontynuowanie starcia tylko po to, aby ujarzmić zuchwałość i arogancje przeciwnika, który zupełnie niepotrzebnie naskoczył na Melusine. Czuł się przez to rozeźlony, choć ostatecznie nie udało mu się dopaść mężczyzny. Skończył na bruku przed placem.
Zmrużył powieki, kiedy kobieta postawiła krok naprzód i rzuciła w jego kierunku rozpretensjowane spojrzenie. Odpowiedział jej podobnym, choć nieco bardziej sfrustrowanym i butnym, przy czym głośno cmoknął.
Poradziłabym sobie – zironizował, przyjmując tą okropną, impertynencką postawę, która prowadziła wyłącznie do konfliktu. Wówczas przestawał słuchać, zamykał się na wszystkie opcje, a jego poglądy stawały się niebywale wąskie. Tkwiąc w rozeźleniu nie potrafił skupić się na argumentach drugiej strony. Jednak tym razem Sirius był pewny, że dobrze zrobił wtrącając się między Melusine a awanturnika.
Świetnie sobie radze Sirius – po raz kolejny powtórzył słowa brunetki, uprzednio wyrzucając dłonie w powietrze. Dodatkowo zrobił głupią, złośliwą minę, która nijak wkomponowała się w zarys jego męskiej twarzy. Ale przecież był zły. Zły i poirytowany nazbyt pewną postawą Melusine. Z drugiej strony mógł się tego spodziewać. Kobieta nigdy nie charakteryzowała się uległością i już niejednokrotnie wychodziła mu na przekór, a on brnął w te wszystkie bezsensowne dyskusje. Tak jak teraz i gdy zdał sobie sprawę, że oboje w oczach postronnych uczestników eventu musieli wyglądać naprawdę komicznie, po prostu pokręcił głową i rozluźnił ramiona. Czerń zaczęła ulatniać się sprzed jego oczu. Potem zwrócił uwagę na koszulkę. Była mokra i pachniała cytryną oraz miętą.
Ciekawe przez kogo jestem mokry – prychnął, po czym znienacka złapał Melusine za nadgarstek – chodź tu – gwałtownie przyciągnął ją do siebie i zamknął szczelnie w ramionach. Schował brodę w zagłębieniu szyi kobiety, uprzednio wchłaniając jej naturalny zapach. Ten, pomimo upływu miesiąca wciąż pozostał taki sam, przez co serce Siriusa zabiło szybciej, niespokojniej. – Teraz też będziesz mokra, Melusine – zaśmiał się i choć kosztowało go to wiele samozaparcia, to zdołał zakończyć uścisk i odsunął kobietę na dogodniejszy dystans.
Tym razem popatrzył na Melusine z dozą troski i zakłopotania. Stała tuż obok - jednocześnie za blisko i za daleko – wywołując u Siriusa nieokrzesane myśli, z którymi właśnie próbował się uporać. Pragnienia mieszały się z taktownością o jaką nie przywykł u siebie walczyć.
Mimowolnie spojrzał na pieniek. Był tak zaaprobowany tym, co działo się w jego wnętrzu, ze początkowo nie zrozumiał tego, co mówiła Melusine. Ściągnął brwi i dopiero kiedy nieuprzejmie ponagliła, wykonał rozkaz.
I co się gapisz? ¬– zironizował po raz kolejny, dzięki czemu stopniowo zaczął odzyskiwać rezon. – Kiedy ostatnim razem mnie opatrywałaś, to skończyliśmy w łóżku. Nie boisz się, ze historia się powtórzy? – uszczypliwie zażartował.

autor

P o l a

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#30

Willow niezmiernie cieszyła się na spotkanie z Dimą i choć miały to być wyłącznie niezobowiązujące odwiedziny na placu wśród huku i blasku fajerwerk, to intuicyjnie obarczyła event mianem randki. Randki – trochę nietaktownej, okraszanej absurdem i wizją jeszcze bardziej absurdalnego zakładu; randki, której daleko było do właściwej definicji, aczkolwiek to nie zmieniło wyboru Willow wobec ładniejszego ubrania i koloru czerwieni na wargach. Prezentowała się dobrze i przede wszystkim inaczej, niż zwykle: nie jak wtedy gdy beztrosko jedli frytki nieopodal Berenoya Hall lub w innym miejscu, podczas innego, niezobowiązującego spotkania.
Pomimo zawirowań w związku z relacją z Jaydenem, Willow nadal starała się spoglądać na Demeter z niezdrowym uporem i podziwem. Nawet teraz, kiedy wsunęła smukłą dłoń w kieszeń nieznanego jegomościa, po czym wyciągnęła z niej skórzany, mocno podniszczony portfel i ukradkiem, ale z wyrazem triumfu, pomachała nim w kierunku chłopaka. Potem skinęła ponaglającą, dając mu w ten sposób znać, że powinien w końcu się ruszyć, bo picie slushie było w tym momencie czymś z goła niepotrzebnym.
Willow lubiła niespodzianki, chociaż właściwie lubiła wszystko, co wiązało się z Demeter Orlovem i w tym jednym na próżno było doszukiwać się kłamstwa. Lubiła jego perlisty uśmiech, jasną czuprynę i zuchwałe spojrzenie, i Ognie Moskwy, którymi wielokrotnie pachniał oddech Dimy albo widok tego samego alkoholu na koszulce, gdy po raz kolejny wpadła na niego bez uprzedzenia. Przypadkiem bądź celowo, jak zwykła to robić.
Stojąc w odległości dwudziestu metrów, bacznie obserwowała towarzysza zbrodni. Potem zaczęła minimalizować dystans, bo zdała sobie sprawę, że Demeter naprawdę ruszył naprzód. Po pokonaniu piętnastu kroków spostrzegła, jak zagadał do mężczyzny. Po ośmiu była już w stanie usłyszeć, jak tamten zawołał jakąś kobietę. Niemal biegiem pokonała ostatnie dwa metry, po czym gwałtownie uwiesiła się na ramieniu Rosjanina.
Postaw mi piwo – powiedziała znienacka i zmieniła położenie rąk. Teraz oplotła Demeter w pasie i ciasno przywarła policzkiem do jego boku, jednocześnie posyłając ciepły, choć wymuszony uśmiech w stronę Bolesława.
Willow wcale nie zmieniła zdania odnośnie zakładu, jednak nie chciała, aby Dima zbliżył się do zwycięstwa. Zależało jej na niespodziance i była skłonna popełnić każdą głupotę, aby zminimalizować jego szansę.
Koniecznie z sokiem – dodała, posyłając palec w kierunku jednej z kolorowych budek; akurat tej, do której stała największa kolejka. – Proszę.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozwarła delikatnie różowe usta, słysząc ironię wcześniej wypowiadanych przez siebie słów. Fakt, że Sirius był zły zupełnie ją nie zaskoczył, w przeciwieństwie do postawy, którą przyjął. Ta wywołując początkowe zdziwienie, sprawiała, że Mel straciła rezon, zatrzymując się w pół kroku, ale kiedy go już odzyskała, uśmiechnęła się, wyglądając na rozbawioną, choć jasny odcień jej oczu wciąż okrywała nieprzyjemna czerń.
- Zachowujesz się jak głupek - oznajmiła, zniżając się do poziomu mężczyzny, który objawiał zachowanie rozwydrzonego dziecka. Nie potrafiła odnaleźć w odmętach umysłu bardziej racjonalnych słów, którymi mogłaby odpowiedzieć na sposób bycia byłego męża. Niestety nie mogła zaprzeczać w nieskończoność, bo w gruncie rzeczy nie było szans, aby poradziła sobie sama; napastnik był większy i silniejszy. Instynktownie chwyciła się za ramię, które ściskała wielka dłoń, zaciskając coraz mocniej palce, po których pozostał ślad. Była pewna, że jutro pojawi się tam również siniak. Z drugiej strony nie kłamała mówiąc, że świetnie sobie radzi, chociaż słowo "świetnie* wypowiedziane było nad wyrost, bo nie chciała przyznać przed Bosworth'em, a co więcej również samą sobą, że odkąd się rozstali było jej ciężko. Wciąż kochała bruneta i kłamstwem było, iż upływający czas w jakimś stopniu osłabił to uczucie. W momencie, kiedy pojawił się przed nią, serce w piersi brunetki zabiło mocniej, a ona sama wstrzymała oddech; z kontrolą tej czynności wciąż miała problem, wpierw spowodowane było to złością, a w następnej kolejności bliskością Siriusa.
- Twoja wi…na - sapnęła, spinając się, gdy zamknął ją w swoim uścisku. Nabrała powietrza w płuca, wdychając cudowną mieszankę, którą pachniał tylko on. Gorąc uderzył ją w policzki, zmieniając ich kolor, czego na szczęście brunet nie mógł dostrzec, a na ciele pojawiła się gęsia skórka, mimo ciepłego wieczoru, jakim uraczyło ich Seattle. Instynktownie, w odpowiedzi na siriusowy gest, wtuliła się w niego, nie panując nad własną reakcją.
- No dzięki, Bosworth. Ty, idioto - mruknęła, próbując w te słowa włożyć chociażby odrobinę złości, jednak nie potrafiła jej okazać. Zamiast tego uśmiechnęła się, uderzając młodego mężczyznę w ramię, a nagła bliskość tak szybko, jak się pojawiła, zniknęła. I chociaż powinna przyjąć to z ulgą, to zamiast niej mimochodem zaczęła odczuwać dokuczliwą pustkę.
Przez pierwsze sekundy unikała spojrzenia w czekoladowe tęczówki i to nie dlatego, że bała się, co może w nich zobaczyć, ale tego, co mówią jej oczy i co Sirius mógłby z nich wyczytać; w starciu z byłym mężem była jak otwarta księga.
Słysząc pytanie padające z ust Bosworth'a uśmiechnęła się nieco złośliwie, co pozwoliło zamaskować jej mieszkankę uczuć, jaką wywoływało u Melusine to spotkanie, wystawiając język. Kiedy w końcu poddał się, podeszła bliżej, ułożyła dłoń na podbródku bruneta i odchyliła jego głowę delikatnie do tyłu. Z kieszeni spodni wyjęła chusteczki, jednocześnie unosząc prawą brew, co było pierwszą reakcją na pytanie Siriusa. Spojrzała na niego, a w niebieskich tęczówkach zamajaczyły charakterystyczne dla Pennifold iskierki, które nigdy nie wróżyły niczego dobrego. Obecnie ciężko było ocenić czego objawem dokładnie były - chęci, czy może omamem wspomnień?
- A może ty się tego obawiasz, Bosworth, hm? - zapytała, obniżając głowę, w taki sposób, że ich usta dzielić zaczęły milimetry. Oczywiście Melusine nie byłaby sobą, gdyby po usłyszeniu tego pytania, nie próbowała igrać z ogniem, co mimowolnie wywołało u jej przyjemne ciepło rozlewające się po ciele. Nie krępowała się przed byłym mężem, jako jedyny znał w pełni jej ciało, każdy jego fragment i sprawiał, że reagowało na niego, tak jak sobie tego życzył. Twarz młodego artysty owiał ciepły oddech. Brunetka opadła dłoń na jego prawym ramieniu, zaciskając na nim mocniej smukłe palce. Uśmiechnęła się zaczepnie.

autor

you see me down on my knees, but you don't own me
Awatar użytkownika
23
181

baletmistrz i dziwka

pacific northwest ballet

fremont

Post

Dima nie był pewien, które z dwojga działało nań bardziej (i, przy tym, niczym płachta na byka): usta Willow, rozciągnięte w triumfalnym uśmiechu, wyjątkowo pociągnięte dziś szminką (której to kolor, zresztą, także kojarzył się z muletą matadora), czy widok portfela znikającego w jej kieszeni, podczas gdy jego własne nadal były tak samo żałośnie puste jak wtedy, gdy zawierał z brunetką ich dzisiejszy zakład.
Niezależnie od ostatecznego wyzwalacza, Dima poczuł, jak jego ego maleje, zaś ambicja - puchnie. Ot, mieszanka wybuchowa, która przynieść im mogła finalnie jedynie tarapaty. Zmarszczył brwi, aż udrapowały się nad jego nosem w śmieszną harmonijkę, i przystąpił do ataku jeszcze bardziej zuchwałego, jeszcze bardziej desperackiego, i jeszcze bardziej komicznego przy tym. Z jedną dłonią rozpędzoną w stronę - pomocnie rozchełstanej przez samego właściciela - koszuli Bolesława, zaś drugą osiadającą gdzieś na wysokości jego biodra.
- Wszystko? - Zapytał, czujny i sceptyczny; oto skończyły się czasy, w których mowa była jedynie o ubraniu - blondyn zagapił się bowiem na skrawek piersi rozmówcy (przy okazji skanując jego ciało pod kątem wszelkich możliwych medalików z Bozią albo imieniem matki wypisanym fikuśną czcionką, które można by zerwać, i sprzedać) - Nawet to? - Trącił palcem występ męskiego obojczyka - A metka gdzie? - Zmrużył oczy, przybierając minę godną absolutnego znawcy marek z najwyższej półki - Co? Albo logo? Bez nich nie uwierzę. Pokaż.
I byłby już całkiem blisko dobrania się nie tylko do Bolesława, ale także i do tylnej kieszeni jego spodni - tej, w której krył się skórzany prostokąt portfela - gdy zdarzyły się dwie rzeczy niespodziewane, niepożądane i absolutnie niepotrzebne:
1) Dziewczyna z gitarą, z jakiegoś względu nadmiernie przyciągająca uwagę Jandy, oraz
  • 2) Willow, przeciwko której (bardzo) bliskiej obecności, zwłaszcza ostatnio, Demeter nie miał nic przeciwko temu, ale nie wówczas, gdy właśnie próbował kogoś okraść, i ponosił fiasko.
- Co ty tu...? - Fuknął, wielce obrażony za jej zuchwały akt przerwania mu złodziejskiej operacji, ale opanował się w ostatniej chwili, konstatując, że może lepiej jednak nie wychodzić z roli - To znaczy, ech, kochanie! Przecież wiesz, że jesteś za młoda na piwo. Chyba, że bez alkoholu... - Dłonią (tą samą, którą niedawno próbował wybadać metkę za kołnierzem podchmielonego jegomościa) rozczochrał Hamsworth starannie wyczesane włosy. Następnie znów przeniósł wzrok na Jandę - To moja siostra, Katiuszka. My... No cóż, jesteśmy... Sierotami. Cała nasza rodzina przepadła w strasznym pożarze cerkwi, piętnaście lat temu, w Moskwie. Od tamtej pory Katia... Nigdy już się nie pozbierała. Przyjechaliśmy tu za lepszym życiem, ale sam wiesz, jak jest... Bieda. Kryzys. Recesja. Toteż... - Karykaturalną miękkością zgłosek podkreślając, jak bardzo jest ze Wschodu - Postawiłbyś mi piwo, co? A Katiuszce sam sok. Biedna dziewczyna, próbuje koić swój ból używkami, ale jest zbyt młoda!

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeżeli manifestacja jest prawdziwa to moje ubranie równie dobrze mogłoby być Gucci. A to że nie było jest już sprawą bardzo poza mną. Czy mam zamiar płakać z tego powodu? Nigdy w życiu! Grunt to się bawić, a ja sącząc chmielową ambrozję nie miałem zamiaru rezygnować z tego, po co przyszedłem na pokaz fajerwerków. Chociaż, tak szczerze, już nie pamiętam po co tu jestem. Nawet nie lubię tych całych sztucznych błysków na niebie.

Po czym dotyk nieznajomego panicza, tak pewny siebie i frywolny, na moim ciele wywołał na twarzy uśmiech tego jednego wujka na weselu, który widzi jak donoszą mu zimną flaszkę. Twarz rozlała się w uśmiechu, zachęcającym do dalszego działania. A ja czułem się z tym dobrze. Chociaż ciało całkiem mi się spięło, a sam dotyk zdawał się zostawiać na ciele, cal po calu, nieprzyjemne pieczenie. Czy ten metaforyczny burd, którego nie potrafi zmyć z siebie żaden prysznic ani żadna kąpiel.

Ostatecznie zaśmiałem się szelmowsko, z nutką charyzmy, tych zmysłowych samców, którzy budują pewność siebie na eleganckich koszulach branych w kredyt. Tych samych, które opinają ciała na sterydach i kuszą na tinderze. Stąd moje resztki testosteronu pokierowały dłoń subtelnie w stronę dolnej wargi Dima. Kciuk posunął się niżej, a ja patrząc mu się w oczy - nie umiałem się nie zaśmiać.

- Zwykle słyszę inne rzeczy, kiedy ktoś usiłuje mnie rozebrać. - Czy przekułem wcześniejszą niezręczność w żart? Pewnie nie, ale desperacka próba ratunku jak najbardziej była warta zachodu. Niemniej, dzięki Welesowi, jakaś opoka w postaci młodej dziewczyny znalazła się na mojej drodze i odciągnęła tegoż gacha ode mnie. Na powitanie posłałem jej równie niewymuszony uśmiech. Dalej musiałem przepić tę całą fizyczność piwem. Ale usłyszałem ich ckliwą historyjkę i musiałem szybko zasłonić twarz ręką, gdyż gaz ulał mi się nosem, spadając na moje buty. Otarłem się jakoś nieporadnie wewnętrzną stroną dłoni i odwróciłem się w stronę rodzeństwa. Nawet chciałem uwierzyć w ich historię. Zwyczajnie nie umiałem, bo te ich więzy siostrzano-braterskie były mi bliskie. Ale gdyby moja Cecylia miała zabronić mi pić, gdy byłem starszy niż 15 lat. Nie no, musielibyśmy się rodzinnie rozwieść po prostu - jako sieroty również.

- Nawet gdybym chciał, a nie chcę - zaznaczyłem to jakoś względnie smutno. Wyciągnąłem portfel, otworzyłem go na wskroś i odwróciłem w stronę chodnika, zaczynając wysypywać z niego wszystko, co mogło tam być. Tylko, że nic tam nie było. Może dowód i przepustka do pracy. Ale pieniądze? Nah, teraz wszędzie płaci się kartą, a ja jako naczelny technologiczny zapaleniec - obsługuję wszystko telefonem. - Nie mam jak - Wzruszyłem ramionami. Mogłem już odejść i nawet chciałem, ale jeszcze ciekawiła mnie odpowiedź tej młodzieży. Już pomijając, że prędzej kupiłbym piwo tej obok niżeli temu obok niej, ale to już wynikało z czystej przekory.

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

Willow nie była skłonna oddać ani portfela Bolesława w łapska Dimy, ani tym bardziej Dimy w ręce Bolesława – chociaż sam się pchał, o zgrozo!
Z początku nie mogła pojąć tego, co miało miejsce. Ściągnęła brwi i szeroko rozwarła usta, jednocześnie przyglądając się twarzy Demeter, która z wyrazu zaskoczenia przeszła do mistrzowskiej mimiki aktora; aktora jaki właśnie usiłował wcisnąć niebywały kit Bolesławowi. W duchu przyznała, że wyglądał i brzmiał przekonywująco – co zaczynało, że coraz bardziej jej imponować. Mimo tego postanowiła wyjść Dimie na przekór, bo ambicja wygrania niespodzianki przewyższała plan jego kradzieży.
Ka-Ka-kto? – Zabawnie nadymała policzki, po czym prychnęła krótkim, aczkolwiek nieco nerwowym śmiechem. Towarzyszyło temu również kiwnięcie. Wyprostowała się i prędko, trochę rozbawiona przebiegiem sytuacji, poprawiła włosy, które chłopak tak pieszczotliwie rozczochrał. – Przyrodnim rodzeństwem – wtrąciła znienacka. – Nie zapominaj, że jesteś adoptowany i nie łączą nas więzy krwi, dlatego niedługo bierzemy ślub – skomplikowała tę historię, posyłając Demeter szeroki i cwaniacki uśmiech, który zupełnie nie pasował do jej delikatnej twarzy.
Historia pożaru cerkwi była ckliwa i poruszająca, ucieczka z Moskwy heroiczna, a domniemana żałoba Willow Katiuszki okropna. Jednak kłamstwo pozostało kłamstwem i po reakcji Bolesława miała wrażenie, że nie uwierzył on w ich dramatyczną przeszłość. Wtedy mocniej uwiesiła się na ramieniu Demeter i jeszcze uważniej zwróciła uwagę na postępowanie mężczyzny. Zaprezentował im pusty portfel – ale w ich zakładzie nie chodziło o zawartość, lecz samą świadomość wejścia w posiadanie tego przedmiotu, dlatego Willow pośpiesznie zmieniła front i tym razem uwiesiła się na boku Bolesława.
To może – uśmiechnęła się wpierw do nowego towarzysza, a następnie do Dimy – to może ja postawię ci piwo? – zaproponowała, po czym jeszcze jeden raz zwróciła się do Demeter – A tobie sok, bo mój przyszły mężu zaczynasz gadać takie głupoty, że zaczyna mnie boleć głowa – dodała o wiele bardziej surowo, przy czym wysoko zadarła nos i mocniej zacisnęła dłonie na ramieniu Bolesława.

autor

P o l a

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Zachowujesz się jak głupek – powtórzył po raz kolejny nie bardziej dojrzale niż wcześniej. Sama prawda kryła się w słowach Melusine, lecz początkowo Sirius uległ wyłącznej ochocie zrobienia jej na przekór. Nadal minęło zbyt mało czasu, aby potrafił porozumiewać się z kobietą bez poczucia rwania duszy i serca. To było trudne, wciąż niemożliwe, dlatego schował żałość pod powłoką cynizmu. Zamknął się, jak przywykł to robić, kiedy nie potrafili się dogadać.
Spojrzał na ramię, na którym Melusine zacisnęła swoje smukłe palce i mimowolnie poczuł, że uszło z niego napięcie. Była skrzywdzona; dotknięta przez innego mężczyznę i w dodatku – prawdopodobnie – przytłoczona ich niespodziewanym spotkaniem. Ostatecznie postanowił odpuścić i pozwolić, aby to wydarzenie popłynęło prawidłowym rytmem; rytmem wybijanym przez skryte pragnienia o jakich od ponad miesiąca nie wypadało już mówić.
Sirius nie zamierzał drążyć tematu winy, bo z perspektywy czasu uważał, że ta stała po obydwu stronach. Zaniedbali nie tylko obowiązki związane z małżeństwem, ale również miłość, którą wcześniej tak pieszczotliwie siebie darzyli. Mimo tego ona nie przepadła, ponieważ nadal była widoczna w spojrzeniach – nawet tych burzliwych – dreszczach na skórze i przyśpieszonym oddechu; w czerwonych policzkach, złączonych brwiach oraz zaciśniętych siriusowych ramionach na sylwetce Melusine.
Kto tutaj jest idiotą – zironizował, przy czym mocniej docisnął głowę kobiety do swojego ramienia. Potem poczuł uderzenie i intuicyjnie pozwolił Melusine odsunąć się na dogodną odległość. Wydawało się, że oboje potrzebowali przestrzeni, a jednocześnie niemal desperacko pragnęli ponownie popaść w chwilowe zapomnienie i zaciągnąć się zapachem mięty oraz malin. Ostatecznie byli zbyt dumni.
W momencie, w którym Melusine ułożyła dłoń na jego podbródku, niespokojnie poruszył się w miejscu, ale zaraz posłusznie odchylił głowę. Wzdrygał się ilekroć chusteczka stykała się ze skórą, choć w rzeczywistości te gesty miały niewiele wspólnego z bólem. Po prostu odwykł od dotyku Melusine, jaki obecnie działał na niego niebywale pobudzająco.
Skądże – zaprzeczył, przy czym arogancko prychnął. Potem pokręcił głową i zacisnął palce na jej drobnej dłoni. Tym razem nie zareagował na ich nagłą bliskość; na baczne spojrzenie niebieskich oczu i oddech, który rozbił się na jego wargach. – Liczę na podobny finał – odpowiedział i choć trudno było stwierdzić, czy mówił prawdę, to wiele energii włożył, aby w rzeczywistości zabrzmieć poważnie. Nie przerwał kontaktu wzrokowego nawet wtedy, kiedy Melusine zacisnęła drugą rękę na jego ramieniu, czym dała mu do zrozumienia, że powinien pozwolić sobie na więcej.
Zróbmy coś szalonego – zaproponował, jednocześnie dotykając jej uda.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „Portage Bay”