WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No i proszę - oto jak chwila ciszy i kilka głupich żartów rozluźniły atmosferę. Szeroki uśmiech, śliczne dołeczki w policzkach no i oczka, co to przypominały teraz bardziej półksiężyce niżeli faktyczne paczałki służące do rejestrowania zmian w otoczeniu. O tym, czy Kim faktycznie był JEDYNY w swoim rodzaju przyjdzie im jeszcze porozmawiać - na razie ten domorosły chłopak pokwitował to krótkim “EHE”, jak gdyby podważając autentyczność słów. Oczywiście nie robił tego złośliwie - chodziło mu o wyłączną zaczepkę o żartobliwym charakterze dla pociągnięcia nitki komizmu spotkania. Potem to wiadomo - przyszła pora na skupienie, choć i przed nim Jae buchnął porządnym śmiechem. Wikipedia w istocie miewała w zwyczaju przeinaczać fakty, wszak w większości tworzyły ją osoby z zewnątrz - właśnie dlatego kręcąc łbem, czarnowłosy podważył jej autentyczność.
- Dlatego popijam drinki pochodzące wyłącznie z wiarygodnych źródeł. - po czym dorzucił od siebie małe trzy grosiki. Wspominek o pechowym trafieniu – niekoniecznie w serce – chwilowo przemilczał, co oczywiście nie świadczyło o ignorancji. Może nie czuł się odpowiedni do takiej rozmowy? Albo chodziło o fakt bycia obcym? Z drugiej strony czyż nie Ci rzekomo “nieznajomi” bywali niekiedy lepszymi słuchaczami? Czasem i bliższymi od tych, których tylko w teorii uznawaliśmy za prawdziwie szczerych? Mnogość pytań potrafiła przytłoczyć. Na szczęście żadne z nich nie przewinęło się przez czarnowłosy łepek fotografa i idola pewnie też nie.
- Zawsze zostaje Ci kawa z kakao - widywałem takie kombinacje. - istniała też trzecia i czwarta strona medalu. Jae nigdy nie przestrzegał restrykcji pracy – nigdy też nie wykonywał jej w standardach przeciętnych Kowalskich. Rzeczone milczenie równie dobrze mogło stanowić narzędzie do wyostrzenia tlącego się wewnątrz oczu smutku. Z nim i bez niego – nic nie miało szans na ukrycie się przed aparatem. Przepiękny widok wokół - w środku zaś uchwycona nienaganna sylweta o idealnych proporcjach, dobrze wyważonej budowie i zadbanej twarzy... A jednak to nie one stanowiły meritum – nie, to nie one znalazły się w centrum i nie one grały główną rolę w spektaklu. Pokazanie pierwszego ze zdjęć uchyliło rąbka tajemnicy – i tak oto motywem przewodnim dzisiejszej sesji stały się przede wszystkim oczy...
Pozornie utrwalone w drugim planie - może nawet i w tle trzeciego z paradoksem grania tej pierwszej roli. Połyskujące na świetle z przepleceniem przez nie nici mętności - smutku i rozczarowania. Tak, to właśnie dlatego Koreańczyk nie rozgrzebywał tematu – nie komentował i nie odbijał piłeczki, jak miewał do tej pory. Efektu pierwszej fotografii nie dało się wychwycić na pierwszy rzut ślepka, oj nie. Aby móc to wyłapać, należało się nad nią pochylić, zastygnąć i dobrze przypatrzeć. Wtedy i tylko wtedy na jaw wychodziło mnóstwo detali: emocje oczu, drgania warg – na upartego dało radę zauważyć każde spięcie i rozluźnienie mięśnia ciała wraz z poruszeniem muskanej przez wiatr tkaniny ubrania.
- Otrzymasz w nim o wiele więcej niż to, co piszą na stronach internetowych - coś jak połowiczny życiorys, lecz nie do końca taki, który umieszczamy w dokumentach aplikacyjnych. Zdaje się, że posklejanie Twojej wrażliwej strony nie miało jeszcze miejsca. - wciąż bolało prawda? Powiedz, trafił w sedno? Przytaknij bądź naprostuj – ewentualnie zbądź milczeniem, co potraktuje jako potwierdzenie. Nie bój się rozmowy – on przecież był tylko zwykłym randomem. Niebawem Wasze drogi się rozejdą - Ty zapomnisz o nim on o “Tobie”, bo to nie tak, że raczy kiedyś wrócić pod groźbą naruszenia nieskazitelności delikatnej postury... Wielkim smutkiem spowije się świat i dłonie zbrukane krwią - tą, której przelewać się nie powinno, a która nawet po upuszczeniu będzie emanowała słodyczą, radością i rozgoryczeniem. Grzech zabójstwa - nie zabijaj - już nawet się go nie wystrzegał - wiedział bowiem, że i tak pójdzie do piekła. Czemu więc przed powrotem do “domu” nie ubarwić sobie kilku chwil w życiu?
- Wysłać Ci je na maila? - stąd też zrodziła się fotografia i śmiałe podejście doń. Dlatego też morderczy potworek nie miał żadnych oporów przed tym, aby naruszyć granicę jestestw - podejść i ukazać swe dzieła zamknięte w obiektywie – tak blisko, tak niebezpiecznie blisko. Czemu więc nie miał prawa wzbudzać niepokoju? Może z powodu namiastki dystansu? W końcu nie robił nic... Złego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jason bezsprzecznie wolał być rozluźniony aniżeli spięty, a i tak zdecydowanie za długo co rusz jest w nerwach spowodowanych z natłoku rozmaitych myśli. Kolejnych dodatkowych do tego wszystkiego stresujących sytuacji mu naprawdę nie było trzeba. Całe szczęście, że wariatka sobie odpuściła i odeszła w siną dal, dzięki czemu odczuł przeogromną ulgę. Teraz mógł z większą swobodą kontynuować rozmowę z nowo spotkanym w międzyczasie chłopakiem bez poczucia spłoszenia. Nawet jeśli wyniknie z tego jakaś ciekawa znajomość, którą będzie miał ochotę rozwijać, nadal nie będzie mu do końca ufał. Żeby to mogło mieć miejsce, potrzeba tutaj większej ilości spotkań, lepszego poznania między sobą, co może równie dobrze trwać miesiącami, jak nie latami. Po tak wielu porażkach w sferze uczuciowej Kimowi było nieco ciężej tak szybko jak dawniej zaufać nowej osobie, stąd te jego może odrobinę nader ostrożne podejście. Tyczyło się to również ludzi, z którymi niekoniecznie miałby po drodze romansować.
Nie jemu oceniać, czy faktycznie jest jedyny w swoim rodzaju, niemniej zdążył usłyszeć już kilka takich komentarzy kierowanych bezpośrednio do niego i tak jakoś mu się nasunęło. Zresztą nie da się zaprzeczyć, iż w tłumie się mocno wyróżniał i nikt nie może tego zakwestionować.
Skoro tak... ciekawe czemu akurat przytoczyłeś wikipedię mając inne lepsze źródła informacji? — zerknął na niego skonsternowany, ponieważ nie miało to dla niego do końca sensu, toteż zadał mu takie a nie inne pytanie. I choć Jae powiedział to dość zawile, co było przesycone frazeologizmem, pojął jego dziwnie przytoczone określenie. Właściwie to większość jego wypowiedzi takich była, przez co niekiedy musiał się dłużej zastanowić nad odpowiedzią, ale przeważnie był w stanie połapać się o co mu chodzi. Przeważnie.
Nie oczekiwał od niego żadnych rad ani dłuższego rozwinięcia tematu związanego z łamaniem serc. Być może chciał, by ktoś go wysłuchał i zrozumiał choćby w minimalnym stopniu to, przez co przechodzi. Zresztą tak czy siak chciał coś rozjaśnić i poprawić ten karygodny według niego błąd podkreślając jasno, iż nie jest tak, jak na tej pożal się boże stronie napisali. Tylko tyle.
Hmm... na to jakoś nie wpadłem. Wcale nie taki głupi pomysł. Lubię eksperymentować i smakować różne dziwne mieszanki. Przetestuję i spróbuję! — gdyby nie fakt, że ostatnio nie potrafił się zbytnio na niczym skupić, już dawno pewnie by na takie połączenie wpadł i sobie zrobił kakao z kawą. A nuż okaże się, że będzie to trafem w dziesiątkę i rzeczywiście lepiej się po tym poczuje? Kto wie. Prawdopodobnie tuż po powrocie sobie sprawi taki miszmasz, bo czemu by nie. I tak miał w planach wypicia w najbliższym czasie kawy, nieistotne że był już późny wieczór. Zaczynała mu stopniowo energia ulatywać, a jeszcze zamierzał się czymś konstruktywnym zająć (przypuszczalnie dokończeniem piosenki, którą wcześniej pisał, a miał ją w połowie), zanim pójdzie spać. Wolał pracować nocą i mimo że lepiej się o tej porze czuł i tak zazwyczaj potrzebował kofeiny, by nie dostawać tak zwanych zawiech, których tak cholernie nie lubił. Poza tym trochę się na tej plaży zasiedział, więc nic dziwnego, że zmęczenie poczęło dawać o sobie silniej znać. Doznane dotychczas emocje także zrobiły swoje.
Odkąd zgodził się na tą mini sesję zdjęciową nie zdawał sobie sprawy z tego, iż chłopak skupił się głównie na jego oczach. Zazwyczaj jak już pozował, to wszystko było ujęte — od otoczenia, po każdy detal jego sylwetki. W każdym razie jak już się na coś decydował, starał się zachowywać jak najbardziej naturalnie, pokazując prawdziwego siebie jak najlepiej potrafił. Chyba że go proszono o coś konkretnego, to bezproblemowo umiał odegrać dosłownie każdą rolę, a jednocześnie zachowując przy tym cząstkę siebie.
Zaraz… czekaj, czekaj... co? Chyba nie do końca rozumiem, co masz na myśli. Jakie posklejanie mojej wrażliwej strony...? — tym razem istotnie zgłupiał, aż zamrugał wielokrotnie powiekami, gapiąc się na niego z lekkim niedowierzaniem, zaś jego warga uległa nieznacznemu skrzywieniu w górę. Nieważne jak mocno usiłował rozważyć każdą część usłyszanego zdania... i tak z marnym skutkiem. Wyjątkowo. Do czego on do diaska piął...? Z tego wynika, że albo Jason jest już dostatecznie wyczerpany, by nie ogarniać za bardzo co się wokół niego dzieje, albo on tak namotał, że jego zdezorientowanie nie było niczym dziwnym w tym przypadku. Dlatego na ten moment przydałoby się, by zostało mu to po ludzku wyjaśnione, a nie został zasypany tyloma niedopowiedzeniami i zasadniczo wyrwanymi z kontekstu słowami. Ot, wyskoczył z tym tak nagle i niespodziewanie, że raczej każdy na jego miejscu zareagowałby w identyczny sposób. Chętnie mu więcej opowie, ale niech mu nie robi takiej sieki z mózgu; już i tak miał w nim wystarczająco duży pierdolnik. — Tak, byłoby świetnie. — na podkreślenie tego przytaknął jeszcze potwierdzająco głową, utrzymując swój piękny i sporych rozmiarów uśmiech mimo krótkotrwałego wybicia z pantałyku. Tutaj nie widział niczego złego w znalezieniu się tak blisko Jae — w końcu musiał mu jakoś pokazać zrobione przez siebie zdjęcia, czyż nie? Owszem, niepewność co do niego wciąż pozostawała, co nie oznacza, że mieliby nieustannie być od siebie oddalonymi na ileś metrów. Bez przesady.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oj... To się porobił misz masz. He, he, nie przejmuj się stary - ja też nie ogarniam tego skośnego. Takie to dziwne - przeciętne, miłe i wredne - wiecznie kroczące własnymi drogami. Z dwojga zgłego to już lepiej niech kogoś zabije w ten tradycyjny sposób niżeli, o zgrozo Ozyrysa, chaotyczną przemową. Wyobraźcie to sobie? Zgon z powodu wybuchu mózgu - to dopiero jazda!
- No bo Wiki jest najbardziej powszechna. - rzekł dziwny chloptaś. Z jednej strony faktycznie mącił w głowie - z drugiej natomiast... No przynajmniej wiedział, że Kim śledzi niuanse internetowe - prócz tego sukcesywnie zdał test. Świadomość - to w końcu o nią się rozchodziło. Uwierzcie nam na słowo - chaos i bajzel tu wielki, a jednak ilu prawdziwie skupionych zwracało uwagę na detale? Ci sławni i bogaci ludzie - wielcy, znani, nietykalni przez namacalne łapki zwykłego Kowalskiego - prostym gestem, czynem i słowem Jae w banalny sposób sprawdzał grunt , po którym przyjdzie mu kiedyś kroczyć. Ciemnymi ślepiami wnet wyłapał nieufność, grą zaś wyczuł poziom samoświadomości persony i jej otoczenia wokół. Nawet zaproponowana sesja skrywała w sobie drugie dno i trzecie, jeśli tylko odliczyć tamto poprzednie dla uchwycenia smutku po roztrzaskanym sercu. Wielce niefortunnym byłoby jego dodatkowe pokruszenie - oj... W oczach i czynach takich jak on nie istniało pojęcie honoru. Wybawienie ofiary z leża bardzo często wymagało przynęty. Niesforna plotka, brzydki artykuł - a gdyby tak dorzucić do kociołka możliwości kopertę że zdjęciami... Sławnych ludzi bardzo często próbowano obalić, zgnoić, zniszczyć... Przygnieceni masą negatywów tracili wolę walki a wtedy...
- No bo ten... Na kilometr widać, że dąsasz po rozstaniu. - jedno to odgrywać durnia, drugim niech pozostanie krążenie wokół tematu. Zabójca czy nie - no taki wypruty z emocji Koreanuec nie był, toteż wyjątkowo okazał współczucie na swój durnowato-specyficzny sposób: uśmiechem, żartami i zdjęciami... Do tego wkrótce buchnął radośnie no bo sort stary, Twoja brew i wyraz twarzy same krzyczały o uwiecznienie. Wtem cyk i gotowe - fotki z backstage'u gotowe!
- Nie przejmuj się, smutek po rozterce w końcu minie. - przytaknął czarnym łepkiem. - No to jesteśmy zgadani! Weź mi podyktuje, a ja Ci wyśle paczuszkę. Nie musisz tego nigdzie publikować ani nic, to taka mini sesja w prezencie, ot na Gwiazdkę, do której jeszcze daleko. - zaśmiał się serdecznie w czasie potencjalnej drogi. Chłopak wiedział, że wkrótce ich drogi się rozejdą, lecz nie było a tym nic złego. Być może przyjdzie im się ponownie spotkać - tu, tam, a może już w tych mniej przychylnych okolicznościach... Kto wie, co przyniesie los... Na razie niech trwa wędrówka, przynajmniej do tak zwanego skraju. Tam Jae pożegna się z Jasonem i powędruje we własną stronę. Nie smuc się, zostawi Ci numer telefonu na wypadek chęci kontaktu.

- można dać z.t ❤️

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wątpliwe, by w ogóle było możliwe coś takiego jak zabicie kogoś samą pokrętną gadaniną. Co najwyżej łeb mógłby mocno rozboleć od nadmiaru chaosu, acz generalnie do przeżycia. Eksplozje mózgu są raczej możliwe prędzej w fikcyjnym świecie, do tego w zasadzie od czegoś tak błahego.
Temu nie przeczę, ale i tak jest chujowa. — podsumował krótko, określając ów stronę brzydkim epitetem, niemniej jedynie taki cisnął mu się na usta, wzruszając przy tym obojętnie ramionami. Co jak co lepiej być obeznanym w różnych sprawach, zwłaszcza będąc celebrytą. To mimo wszystko wiele ułatwia i potem łatwiej się, że tak ujmę poruszać po świecie i lepiej unikać wszelkich niedogodności. Jason w dalszym ciągu nie znał ani nie wyczuwał prawdziwych celów Jae wobec niego. Ani tym bardziej nie przyszłoby mu do głowy, iż ten przeprowadzał jakiś test, czy cholera wie co mu się tam w tym jego kreatywnym umyśle kroiło. Tak czy inaczej zaintrygował go swoją osobą i tylko dlatego pociągnął konwersację i go nie spławił, ani nie zwiał przy pierwszej lepszej okazji. Poza tym był mu wdzięczny za pozbycie się tamtej wariatki, bo w końcu wyratował go z opresji, więc chciał się mu w jakiś sposób za ten czyn zrekompensować.
Poniekąd... mam jeszcze inny problem, który mnie gnębi od dłuższego czasu, jednak... nie będę cię tym zamęczał. Przypuszczam, że masz swoje własne. — westchnął z takim głębokim charchotem, co zdecydowanie było dobrze słyszalne. Dobra, faktycznie rozgryzł go, już nawet nie dziwił się, że pewne rzeczy były po nim wyraźniej widoczne rzucając się niemalże natychmiast w oczy i tego nie próbował negować. Już miał wyskoczyć z tekstem „och, to aż tak to po mnie widać...?", lecz sobie odpuścił. Było to zwyczajnie zbyt oczywiste i takie uwagi były absolutnie zbędne. — Żeby to było takie proste... — kolejne cięższe westchnięcie omotane smutną miną i nieznacznym spuszczeniem twarzy w dół. Dalej nie widział też sensu w zbytnim komentowaniu ostatniej wypowiedzi Jae, jedynie przytaknął mu na potwierdzenie, iż jego słowa do niego dotarły i zwyczajnie podał mu swojego maila, póki co tego ogólnego. Prywatnego na tym poziomie znajomości bezapelacyjnie by mu nie podał. Na to było o wiele za wcześnie.
Dzięki. — skwitował to wszystko tym jednym wdzięcznym słowem, posyłając mu na odchodne entuzjastyczny uśmiech. Wprawdzie nie tak urokliwy jak ten, który przez chwilę ujawnił się wcześniej na jego facjacie, ale równie ujmujący. Przynajmniej prawdziwy i szczery. Kiedy dotarli do pewnego punktu, a Jae kierował się w przeciwnym do tego, w którym Kim zamierzał iść, pożegnał się z nim należycie i zapewne wziął od niego ten numer wyrażając tym samym chęć utrzymania kontaktu. Do czego ich to doprowadzi? Czas pokaże.
Było już naprawdę późno, a Jason i tak już dostatecznie długo był poza domem — dłużej niż planował. Ponadto bez jakiejkolwiek formy ochrony. Nie chcąc też zdradzać swojego adresu zamieszkania ledwo co poznanemu chłopakowi, upewnił się, że ten zniknął i za nim nie szedł, a następnie spokojnym krokiem wrócił do swojej bogatej posesji.

[z/t]
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

26 + czapka

Jin miewał takie dni jak ten, podczas których jechał nad wodę, żeby odpocząć i naładować baterie. Kiedy był młodszy, jeździł z ojcem na ryby i to właśnie dzięki niemu, Jin wiedział, w jaki sposób należało ogarnąć wędkę wraz z żyłką, by po zarzuceniu, spławik zajął prawidłową pozycję - unosić się- zamiast lecieć całkowicie na dno. Nie obchodziło go, czy coś złapie, czy wręcz przeciwnie. Chodziło o spędzenie czasu poza domem, w totalnej ciszy. Przez myśl mu przeszło, żeby zaproponować wspólny wypad Jimin, ale z tego, co pamiętał, niedawno zaczęła swoją zmianę. Może kiedyś pojedziemy razem…może..
Właśnie kończył pakować do samochodu torbę z wędkami, kiedy przypomniał sobie o dokumentach. Zamknął bagażnik i szybkim krokiem ruszył w stronę domu, a konkretniej drzwi wejściowych. Po przekroczeniu progu wbiegł do pokoju, żeby zgarnąć z biurka portfel oraz kartę wędkarską. Przy okazji, wziął też litrową butelkę wody. Upewniwszy się, iż tym razem o niczym nie zapomniał, przekręcił kluczyk w zamku dwa razy i powrócił do auta.
Podróż do Lawton Parku zajęła Tae mniej więcej dwadzieścia minut. Zaparkował, zajmując wolne miejsce, dopalił papierosa, po czym zaczął wszystkie potrzebne rzeczy, wyciągać z samochodu. Ogólnie przypominał wielbłąda lub tułacza - z tyłu torba, z przodu torba a w ręce krzesełko. Dokumenty wrzucił do kieszonek, które były dość duże, za co był wdzięczny temu, kto stworzył aktualnie noszone spodnie. Jin nim odszedł od auta, sprawdził, czy na pewno było zamknięte, ciągnąc za klamkę, lecz te ani drgnęły, więc mógł spokojnie iść szukać dobrego miejsca.
Rozbił swój obóz gdzieś daleko od ludzi, żeby przypadkiem mu nikt nie przeszkadzał. Zresztą chciał ciszy. Inaczej odpuściłby wypad na ryby i wybrał jakieś inne zajęcie. Rozłożył swoje krzesełko, zarzucił wędkę, żeby wybadać grunt. Dziesięć minut później, oparł sobie wędkę na takim specjalnym plastikowym kiju, oraz rozsiadł się wygodnie na krześle. Czekał, obserwując w skupieniu spławik. Sięgnął po stojącą obok butelkę, żeby wziąć kilka łyków wody. Kiedy tak siedział, zaczęły go nawiedzać wspomnienia. Miał może z jedenaście lat, a obok siedział ojciec i opowiadał o swoich łowieckich przygodach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 Dzisiejszy dzień przynosił odrobinę wytchnienia. Musiał tylko odwiedzić parę miejsc w Queen Anne, a kiedy już załatwił swoje sprawy, po zerknięciu na zegarek mógł stwierdzić parę godzin wolności. Zaplanowane spotkanie z zespołem przypadało na późne popołudnie, żeby nie powiedzieć wręcz wieczór. Takich luźniejszych momentów było jednak coraz mniej w jego grafiku – szykowało mu się parę wyjazdów i to nie tylko po Stanach, ale też zagranicznych. Niektórzy powiedzieliby, że to całkiem niezłe, ale jego te wszystkie trasy po prostu męczyły. Praktycznie żadnego czasu na zwiedzanie, cały czas w biegu, przejmowanie się wszelkimi opóźnieniami, dbanie o to, żeby mu się grupa nie rozlazła za mocno, bo weź ich potem szukaj po nieznanej okolicy. A niektórzy fani potrafili być naprawdę nachalni i jeszcze trzeba było mieć ochronę gdzieś w pobliżu. Zwłaszcza na hejterów, którzy też się niestety zdarzali. Póki jednak był w Seattle, mógł nieco wyluzować. I przy okazji wypadu do Magnolii przejść się na plażę.
 Wędrówka przez park pomagała mu się nieco wyciszyć i ułożyć myśli. Lubił tę okolicę – mieszkało tu sporo osób z jego zawodowych kręgów, dzięki czemu wydawał się aż tak nie rzucać w oczy. Właściwie trochę się też wyłączył, wchodząc na moment w tryb ignorowania otoczenia, zwłaszcza idąc ścieżką wśród drzew, więc może dlatego nie zauważał jeśli ktoś zaczął patrzeć w jego kierunku. Miał sporo przemyśleń, na tyle prywatnych, że niezbyt miał się z kim nimi podzielić. No na pewno nie z Quinnem, bo sprawa w dużej mierze dotyczyła jego, a Ji-Ji mimo całej swojej odwagi i otwartości nie potrafił poruszyć tematu. Wywalało mu istny bluescreen w pobliżu tego typka.
 W końcu dotarł do plaży. Było tu znacznie ciszej niż w centrum, nie było też jakoś wyjątkowo tłoczno, choć mimo wszystko odwiedzających jednak trochę się kręciło. Cóż, było ciepło, pogoda sprzyjała wychodzeniu, nie było się co dziwić. Wybrał jednak trasę na ubocze, zamiast lawirować między ludźmi. Poprawił okulary przeciwsłoneczne i już miał po zatoczeniu półkola brzegiem wrócić w zalesioną część parku, kiedy w oczy rzucił mu się wędkarz. Taki z profilu nawet znajomy. Najwyżej wyjdzie, że zaczepia jakichś randomów, ale jemu to nie przeszkadzało. Podkradł się próbując nie wyszczerzyć w uśmiechu i zasłonił oczy Jinowi.
 – Gyeonggyereul jiwo eunmilhi ni simjang soge gipsugi. Saegyeojil ireumui juin, juin, juin. Guess baby, who am I? – Może nawet zabawa w zgadywanie by się udała, gdyby zmienił nieco głos i nie śpiewał mu prosto do ucha, bo tak to na starcie już był spalony. Chyba sam zresztą doszedł do wniosku, że nie do końca to przemyślał, bo zaraz zabrał dłonie i wychylił się od boku wesoło susząc zęby. – Heeeej! – przywitał się, jednocześnie energicznie machając.
 Mhm. To na tyle by było z ciszy i spokoju.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jin siedział sobie, rozmyślając o różnych rzeczach oraz wspominając stare czasy, gdy nagle…usłyszał czyjś głos i aż podskoczył z miejsca, uważając na wędkę (bo prawie na niej stanął, a bardzo byłby wkurwiony, gdyby została uszkodzona), bo totalnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw, lub po prostu tego, że ktoś mu zacznie śpiewać do ucha. Wpierw uznał to, za głupi żart, lecz zaraz zrozumiał, iż faktycznie nie był tutaj sam. Normalnie dołączyłby oraz kontynuował śpiewanie, lecz szok osiągnął zbyt wysoki poziom, żeby wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa. Zamrugał szybko kilkakrotnie i walnął Ji w ramię. Tak po przyjacielsku.
- Prawie dostałem zawału…- powiedział, kładąc rękę tam, gdzie znajdowało się serce, czyli po lewej stronie klatki piersiowej.
- Co Cię tu sprowadza? - spytał, zaciekawiony, unosząc brew oraz odrywając dłoń, by wsunąć ją do kieszeni spodni. - A i szacun za repertuar. - dodał. - Właśnie, jeżeli chodzi o repertuar, planujesz niedługo koncert w Seattle? - bo przecież Tae doskonale wiedział, że Ji był artystą, którego wspierał, nabijając mu wyświetlenia na YouTubie oraz odtworzenia na różnych platformach streamingowych (głównie Spotify’u). Pewnie nawet kupił specjalnie CD-ka, żeby podbić sprzedaż albumów.
- Gdyby Ci jakiś tancerz wypadł, to pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Tańczyłem kiedyś…hip-hop, ale szybko się uczę. - Niektórych rzeczy. odrzekł tak totalnie od czapy, chcąc po prostu uświadomić kumpla, iż Jin mógł robić za rezerwę, gdyby zaszła taka konieczność. A bądź co bądź, pewnych kroków się nie zapominało, szczególnie że wykonywał je, gdy odwiedzał kluby. Ostatnio częstotliwość jego odwiedzin zmalała, ponieważ miał sporo pracy, a oprócz tego, wolał spędzać czas z Jimin…myśląc o niej, wyciągnął telefon, by sprawdzić, czy coś napisała, ale zobaczył tylko jedno powiadomienie o tym, że ktoś polubił napisaną przez Jina odpowiedź do tweeta. Tak więc szybko schował telefon i spojrzał na spławik, lecz ten zniknął z pola widzenia. Jin szybko złapał wędkę, by następnie zacząć kręcić kołowrotkiem. Westchnął głośno, kiedy dostrzegł zielone glony. Oczyścił haczyk, wymienił kukurydzę, a potem ponownie zarzucił wędkę. Tym razem, spławik umiejscowiony był nieco bliżej, niż wcześniej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 – Aah! Proszę, nie. – Ciężko stwierdzić czy ten lekki strach był prawdziwy, czy wyłącznie zagrany. Ale może rzeczywiście nie powinien tak napadać ludzi znienacka. Jeszcze by dostał po głowie, albo i po czym innym. Nigdy nie wiadomo, kto co zrobi w odruchu bronienia się. – Nie umiem reanimować – dodał z lekkim śmiechem i przybierając nieco przepraszającą minę. Jakby mu tu Tae faktycznie dostał zawału, to on z wrażenia pewnie też. I kto by im pomoc wezwał? Jeszcze przechodnie by uznali, że to całkiem normalne tak leżeć na plaży jak dwa dywaniki. Ukłonił się lekko, może wręcz teatralnie na dźwięk wyrazów szacunku.
 – W sierpniu. Za tydzień lecę do Europy, a w lipcu do Azji. – Zaczepił kciuki o kieszenie spodni i zerknął na wodę. Lipiec i Azja. Nie ma to jak robić wylot w bardziej rodzinne strony przy takim połączeniu. Początek wakacji był dla niego przygnębiający, a trzeba będzie się szczerzyć i emanować energią przed publiką. – Jeszcze tylko muszę dogadać szczegóły z właścicielem miejscówki, ale to już totalne drobnostki. A co do poprzedniego pytania – wolność mnie sprowadza. Chwilowa. – Uśmiechnął się uroczo, przenosząc znowu spojrzenie na Jina. – Miałem spotkanie w Queen Anne, przy okazji zahaczyłem o jubilera – przerwał na moment, żeby pacnąć palcem łańcuszek z małą czaszką zwisający z lewego ucha. Element połączony był z „kolczykiem właściwym” czyli małym sztylecikiem wyglądającym jakby był wbity w skórę. Ji-Ji był jak taka mała sroka. Dodatki i detale na ogół dobierał tak, że przykuwały wzrok. – Później naszło mnie na spacer, żeby poukładać myśli, a że zauważyłem jakąś znajomą czapeczkę to podbiłem się przywitać.
 Przy okazji witania pewnie płoszył ryby, bo chociaż nie był dziś ubrany na pstrokato, to jednak nie udawał zielonego, nieruchomego krzaczka. I sporo gadał. Jeszcze się co prawda nie rozkręcił na swoje pełne obroty, przy których się zdarzało uciszanie go w bardziej lub mniej bezpośredni sposób, ale na pewno nie pomagało to w polowaniu na wodne stwory.
 – No ja nie wiem, nie wiem, Jin. – Oparł ręce na biodrach, żeby przyjrzeć mu się krytycznie. Przesunął wzrokiem od stóp aż po głowę Tae i zmrużył lekko oczy jakby właśnie oceniał jakąś wyjątkowo abstrakcyjną sztukę w galerii. – Z tym twoim stanem zawałowym... Co jak tempo cię zamorduje, staruszku? I jeszcze ten żyrafi wzrost... – Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, udając intensywne myślenie i poddawanie całości analizie. Tae wśród tancerzy Jianga byłby trochę jak taka przedszkolanka nadzorująca leżakujące dzieciaczki. Większość z nich była dobrana do wzrostu Jingyi, poniekąd pozwalając im na uniknięcie wyśmiewania ze względu na niskość. Bo przecież facet się zaczynał od metra osiemdziesięciu. – Jak chcesz to możesz wpaść na trening. Jutro i pojutrze mamy spotkanie o szóstej po południu. – Niczego nie obiecywał, bo jednak grupa była dość liczna i nikogo nie puszczał na scenę, póki nie opanował choreografii do perfekcji, ale aktualnie i tak uczyli się nowych do objętych jeszcze sporą tajemnicą utworów z nowej płyty. Ufał koledze na tyle, żeby nie martwić się przeciekami z jego strony i jakimiś nagraniami, które pójdą w świat.
 – Widzę, że zielsko bierze jak szalone – rzucił żartobliwym tonem, przyglądając się wszystkim tym czynnościom wykonywanym przez Jina. Dla niego wędkarstwo było czarną magią, może co najwyżej jako tako by opisał elementy wędki, ale jak to działało – pojęcia nie miał. Miał z tym styczność tylko w grach i prawdopodobnie tak zostanie. Ryby były takie śliskie, miotały się po wyjęciu z wody, a jeszcze jak się łowiło na robale to trzeba było ich dotknąć. Fuj.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jin jeszcze przez moment oddychał głośno, a jego klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała, jednak usłyszawszy słowa Jianga, mrugnął kilka razy, po czym uniósł brew.
- No dobra, przekonałeś mnie tym, że mogłoby być słabo z reanimacją. – powiedział, zabierając rękę z serca. On niby coś tam z reanimacji pamiętał, ale wykonanie jej na samym sobie, mogłoby być dość…skomplikowane. Znaczy, gdyby faktycznie dostał zawału, bo gdyby tylko udawał, wtedy samo reanimacja mogłaby się powieść. Sam by się położył w pozycji bezpiecznej.
Woojin skinął głową, kiedy uzyskał odpowiedź, na zadane wcześniej pytanie. Aż najchętniej sam by poleciał z kumplem w trasę, tylko ograniczała go między innymi praca.
- Intensywne wakacje widzę. – stwierdził, umieszczając wakacje w cudzysłowie, ponieważ domyślał się, iż trasa koncertowa, nie miała nic wspólnego z wakacjami, oprócz latania samolotem oraz odwiedzaniem różnych państw. Sam Tae chciał odwiedzić niektóre miejsca w Europie, ale najprędzej znowu odwiedzi Koreę, ponieważ wkrótce miały miejsce urodziny siostry mamity Jina. Lubił tam latać, ponieważ zawsze wracał z oryginalnymi przekąskami. Ogólnie zapytałby też o pocztówki, ale już uznał, że odpuści.
- A zarezerwowałbyś dla mnie bilet? Spokojnie, oddam hajs. – odparł, mówiąc totalnie szczerze, nawet podnosząc rękę, jakby właśnie składał obietnicę. Ogólnie oprócz bycia fanem, bardzo lubił słuchać muzyki na żywo, dlatego czasami odwiedzał knajpy, gdzie akurat ktoś coś grał.
- A, to korzystaj z niej, puki możesz. Spoko czacha. – powiedział, unosząc lewego kciuka, mającego oznaczać aprobatę zakupu. On sam już ze sto lat nie odwiedzał jubilera, ponieważ zwyczajnie, niczego od niego nie potrzebował. Zazwyczaj zachodził tam tylko po to, żeby zobaczyć, czy jest coś, co mógłby ofiarować jako prezent urodzinowy dla bliskich.
- Szanuję. – odrzekł z uśmiechem, klepiąc Jingyia po plecach. - Smutno by mi było, gdybyś przechodząc obok, udawał, że jestem Ci obcy i nawet się nie przywitał. – odparł zgodnie z prawdą. Kto wie, może nawet wleciałby foch?
Zrobił oburzoną minę, mrużąc oczy, gdy został nazwany osobą starą. Specjalnie nawet skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Staruszku!? No wiesz co! Przecież ja mam tylko osiemnaście lat. – zażartował i sięgnął po dokumenty, żeby pokazać swój dowód, niczym w sklepie, kiedy kasjerka sprawdzała pełnoletność, by nie sprzedać niepełnoletniemu alkoholu. Oczywiście dowód jasno mówił, że Tae skończył dwadzieścia pięć lat. Czasami miał wrażenie, jakby ten cały czas, zapierdzielał oraz przelatywał mu między palcami. Przerażało go to. A doskonale pamiętał, kiedy siedząc w szkole, odliczał minuty do końca zajęć. Teraz mógł jedynie odliczać minuty do końca pracy albo lata do emerytury, ale ponieważ praca była całkiem w porządku, nic takiego nie miało miejsca.
- Jutro mam napięty grafik, ale pojutrze przyjdę. Najwyżej na noszach mnie będą wynosić. – rzecz jasna nie mówił poważnie o wzywaniu pogotowia, ponieważ sądził, iż skoro odwiedzał kluby, gdzie właśnie tańczył, to z jego kondycją nie powinno być najgorzej. Natomiast naprawdę planował przyjść, by wziąć udział w próbie. Yolo./
Jin parsknął śmiechem, gdy usłyszał o braniu przez zielsko.
- Najwyraźniej lubi kukurydzę. Jak chcesz, to możesz sobie wziąć garstkę. – wskazał na stojącą obok puszkę, praktycznie pełną. - Wczoraj kupiona, także bez obaw. Świeża jest. I dobra, skoro zielone tak ochoczo ją łapie albo raczej na nią. – i żeby pokazać prawdziwość swoich słów, złapał palcami dwa kawałki kukurydzy, a następnie wrzucił sobie do buzi. Raczej nie sądził, że całkowicie opróżni puszkę, dlatego, jeżeli Ji nie zechce się poczęstować, on sam ją zje. Albo wrzuci do wody.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 Do taktycznego odwracania uwagi nadawał się jak najbardziej, ale jeśli chodziło o ratowanie życia to już znacznie gorzej. Mógł najwyżej spróbować zawołać pomoc, o ile sam nie zacząłby panikować, że mu tu ktoś właśnie próbuje zejść z tego świata. Źle by wyglądało w oczach opinii publicznej, gdyby Ji nie dał rady komuś skoczyć na ratunek, ale kto wie? Może pod wpływem adrenaliny przywołałby z pamięci szkolne zajęcia i dałby radę nie zaszkodzić reanimowanemu.
 – Nawet nie będzie specjalnie czasu na zwiedzanie miast – westchnął ciężko, z wyraźnym zawodem w głosie. No ale to była już jego wina. Nie chciał wyjeżdżać na długo, bo i w Seattle miał sporo do zrobienia, a rozwlekanie trasy na dwa czy trzy tygodnie zmęczyłoby go psychicznie. Tak długo nie widzieć najbliższych znajomych, w otoczeniu obco brzmiących języków, zderzając się z kolejnymi nowymi kulturami. Na prawdziwe wakacje zamierzał się jednak wybrać jesienią. Raz, że sezon się kończył, dwa, że jemu zapowiadało się trochę luzu. A może pojedzie z kimś i przez te parę miesięcy w końcu wyjaśni się, jak określać ich relację?
 – Daj spokój. Tobie to i za darmo wejściówkę VIP z wizytą na backstage'u ogarnę – uśmiechnął się pyrgnąwszy delikatnie Jina w ramię. Zaliczał go do grona przyjaciół i nie zamierzał przyjmować żadnego zapierania się rękami czy nogami. Jeszcze mógł mu osobiście przynieść zaproszenie do domu albo pod pracę dla fejmu i zazdrości kolegów. Z podpisami od całego zespołu. I w akompaniamencie zaimprowizowanej piosenki. Tylko może lepiej było mu tego oszczędzić. Chyba, że by sam chciał, Jiang nie miał z tym żadnego problemu. Dla niektórych coś takiego byłoby niezłą i dość wartościową pamiątką.
 Uśmiechnął się na dźwięk tego komplementu wobec dyndającej ozdoby. W teorii w jego kulturze wszelkie kości nie były za mile widziane, ale dekada spędzona w Stanach robiła swoje. Nikt by krzywo nie spojrzał, niemiło nie skomentował, prędzej w ogóle nie zwrócił uwagi. Mógł się obwieszać czym chciał, bez obaw o wywołanie jakiejś afery.
 – Sława mi nie odwaliła. Zawsze zaczepię kumpla jak go zauważę – oznajmił pewnym tonem. Byłby skończonym burakiem, gdyby z dnia na dzień zaczął ignorować kogokolwiek, kogo znał, tylko dlatego, że setki tysięcy ludzi codziennie wyczekiwało od niego jakiegoś znaku życia w internecie. Bez tych normalnych znajomych, którzy traktowali go jak zwykłego człowieka byłby pewnie nikim. A na pewno nie kimś prywatnie tak samo szczęśliwym jak publicznie.
 – Osiemnaście, mówisz... – Skopiował jego pozę i również zmrużył lekko oczy, choć nie z oburzeniem, a raczej z jakąś lekką złośliwością. – Chyba z jakimś naliczonym podatkiem. – Uśmiechnął się półgębkiem. Tae to chociaż wyglądał na te okolice dwudziestki, bo Ji-Ji to tak różnie. Raz jakby go za uszy wywlekli z lekcji w gimnazjum, raz jak świeżo upieczony student, a gdyby go dorwali charakteryzatorzy to i stuletniego mistrza kung-fu by z niego zrobili. Generalnie jednak wyglądał znacznie młodziej niż faktycznie wskazywałaby na to data w dokumentach, a w połączeniu z niskim wzrostem powstawała wybuchowa mieszanka w postaci nie brania na poważnie. Całe szczęście, że charakter miał dość silny i potrafił postawić na swoim.
 – Podeślę ci w takim razie adres salki i dam znać, żeby ci nie robili problemów na recepcji. – W większym gronie zawsze weselej, a jednocześnie opinia kogoś "z zewnątrz" mogłaby się im przydać. – Spróbuję cię tam nie zajeździć na śmierć – zaśmiał się i wyszczerzył radośnie. Były momenty, że sam bywał wyczerpany po próbach, ale istniała szansa, że akurat Jin nie będzie musiał się martwić o wzywanie zastępu pogotowia do reanimowania go po dzikich tańcach. Jedyne, co mogło im tam grozić, to skręcone kostki i złamania. I to w naprawdę najgorszym przypadku.
 – Co jeszcze, oprócz glonów i mnie, można złapać na kukurydzę? – Zagadnął szczerze zaciekawiony, zaraz po tym jak poczęstował się żółtymi ziarenkami. Był w temacie na tyle zielony, że kojarzył tylko łowienie na robale. Nawet nie wiedział, że można użyć czegoś innego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Aj, to słabo. - stwierdził, ze smutkiem w głosie. - W ogóle nie masz zaplanowanych, chociaż kilku godzin, żeby sobie połazić po mieście? - spytał, będąc po prostu ciekaw. Czyli pewnie jedynie co, będzie mógł podziwiać widoki miejsc zza okna samochodu oraz samolotu.
Ucieszyły Tae słowa kumpla, o czym świadczył jego wyraz twarzy oraz radosne spojrzenie.
- O kurde, serio za darmo? - zapytał, gdyż wolał mieć pewność. Co więcej, dla niego naprawdę nie stanowił problem, by opłacić ten bilet. Szczególnie iż przychód z biletów szedł do Jianga. - Odwdzięczę się…jakoś. Naprawię kompa, postawię litr whiskey albo wódki...albo jakieś jedzenie. - odparł, wymieniając podstawowe czynności, jakie przychodziły mu do głowy, które mógł wykonać w ramach podzięki. Oczywiście, jeżeli Ji będzie potrzebował czego innego, wtedy Jin wysłucha jego sugestii. A ponieważ był informatykiem, mógł zaoferować coś z tej dziedziny, lub zapłacenie za żarcie/picie czy cokolwiek.
- To się szanuje. - odrzekł, celując w Ji palcem wskazującym oraz posyłając mu uśmiech. Doskonale wiedział, że popularni ludzie, potrafili zmienić otoczenie lub zapomnieć oraz olewać starych znajomych. Woojin był naprawdę rad, iż Ji nie odbiła palma przez sławę, pieniądze i wielką karierę.
- Dobra, dobra, już tu nie mędrkuj. - odpowiedział, uderzając Jianga w ramię lub raczej popychając go, lecz nie żeby jakoś mocno. Po prostu taki przyjacielski szturch, bo prawdę mówiąc, Jin sam nie mógł uwierzyć, kiedy ten czas zleciał, a na jego kark wskoczyło 25 lat. Przecież jeszcze niedawno chodził do liceum i rozwiązywał zadania z matmy albo odwiedzał dziadków, u których zostawał na tydzień lub dwa. Westchnął cicho, ponieważ zaczął sobie tamte czasy przypominać. Przestał, kiedy usłyszał o tym, iż otrzyma wiadomość zawierającą numer sali, gdzie planował przyjść, aby spróbować swoich sił, jako jeden z tancerzy.
- Okej, dzięki. Może się nie zgubię. - odparł, doskonale wiedząc, że budynki wytwórni posiadały całkiem liczną ilość pomieszczeń i szansa na zgubienie się wynosiła dość sporo. Chyba że budynek gdzie pracował Ji, należał do tych mniejszych, wtedy te szanse malały. Mimo wszystko Jinek planował przybyć wcześniej, żeby właśnie uniknąć stresów oraz szukania godzinę - lub więcej - odpowiedniej sali. - Spokojna głowa. Jeszcze kondycję jakąś tam mam, więc powinienem dać radę. - chociaż ostatnimi czasy odpuścił bieganie wraz z odwiedzaniem siłowni, co mogło nieco osłabić kondycję Azjaty. Najlepszą kondycję miał kilka lat temu, gdy potrafił biegać każdego dnia lub jeździć na rowerze, a oprócz tego, należał do stałych bywalców siłowni - gdzie wykupił sobie roczny karnet.
Jin miał właśnie odpowiedzieć na pytanie związane z tym, co jeszcze bierze na kukurydzę, lecz dostrzegł, jak spławik nurkuje pod wodą, dlatego szybko wziął wędkę w dłonie, by umiejętnie ją zaciągnąć i kręcić kołowrotkiem. Tym razem udało się złowić rybę - pięknego łososia. Tae odetchnął z ulgą, gdy dostrzegł, że da radę bez problemu wyjąć haczyk, a gdy to zrobił, wrzucił zdobycz do siatki, aby ryba mogła pobyć w wodzie (sam jeszcze nie był pewien, czy ją zabierze ze sobą, czy wypuści wolno).
- Takich oto koleżków. - powiedział, ponownie nadziewając kukurydzę oraz zarzucając zestaw ciut dalej niż ostatnim razem. - Jak chcesz, to następnym razem mogę dać Ci zarzucić. - dodał zaraz z uśmiechem, nie widząc żadnego problemu, żeby sam Ji pobył chwilę wędkarzem.
Po krótkiej chwili, coś znowu zaczęło ciągnąć haczyk wraz ze spławikiem - Jin nawet nie zdążył usiąść - tak więc ponowił procedurę, szybko kręcąc kołowrotkiem.
- O cholera, jakaś większa sztuka nam się właśnie trafiła. - stwierdził, czując, jakby za chwilę miała mu pójść żyłka. Odblokował kołowrotek i zablokował, kiedy uznał za stosowne.
Gdy wreszcie zdobycz była bliżej brzegu, Jina dosłownie zamurowało.
- Kurwa mać! - zaklął, kładąc wędkę i wchodząc do wody, żeby wziąć utopca, którego następnie położył na piasku. Takiego obrotu spraw nie spodziewał się ani trochę. Nachylił głowę, by sprawdzić, czy usłyszy bicie serca.
- Nic nie słyszę. - Ciekawe czy samobójca, czy ktoś mu pomógł…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

 – Kilka może by się znalazło, ale… – Przerwa na ciężkie westchnięcie. – Nie wiem. Może za bardzo się przejmuję? Przed każdym występem wolę robić próbę za próbą, a przecież każdy krok, każdy ruch, dźwięk i słowo byłbym w stanie odtworzyć wywleczony w środku nocy z głębokiego snu. – Objął się ramionami, patrząc daleko przed siebie, ponad taflą wody. To były jego piosenki, jego układy taneczne, scena też była (chwilowo) jego. Lubił zaskakiwać, nikt by nie miał mu za złe, gdyby nagle zmienił choreografię. Poza towarzyszącymi mu osobami, które niekoniecznie mogły taką grupą wystarczająco szybko zareagować na pomyłkę czy improwizację. Wszystko musiało być perfekcyjne, mieszczące się w milimetrowych marginesach błędu, żeby zgranie wszystkich tancerzy wyglądało na niemalże niemożliwe do osiągnięcia dla obserwatorów. – I za każdym razem te same problemy. Czy Jay nie pomyli stron, czy Melody nadąży, czy Kija i Seo-jin mnie złapią, czy Mochou zdąży z przejściem. – Mało komu mógł tak prosto z serca rzucić swoimi obawami. A i tak nie wypluwał wszystkich, bo byłaby tego lista jak stąd do Alki. I to nie na skróty przez zatokę.
 – Albo wyskoczymy parę razy na herbatę, wysłuchasz bez marudzenia moich ciężkich żali, ewentualnie włamiesz się do jakiejś rządowej bazy danych, jeśli wystawią za mną list gończy – mrugnął do niego w taki sposób, jakby ostatnie miało jakąkolwiek szansę się zdarzyć. To było wątpliwe, ale dobrze było mieć jakąś awaryjną opcję naprawienia takich spraw. Chociaż nie no, nie narażałby Jina. Prędzej zleciłby mu wyczyszczenie wszelkiej elektroniki w mieszkaniu, choćby i zdalnie. Na szczęście Jingyi trzymał się bardzo, ale to bardzo daleko od podejrzanej działalności, miał czyste ręce, sumienie i wszystko inne. Nie wymagał też spłacania tego długu – chociaż tyle mógł zrobić dla kumpla i wyskoczenie kiedyś do jakiejś małej, klimatycznej knajpki w Chinatown zdecydowanie by mu wystarczyło.
 Zaraz po tym szturchnięciu wystawił nieco złośliwie, ale jednak nadal dość przyjaźnie język. Ze trzy lata i Tae mu to wypomni, w końcu to nie tak, że dzieliła ich jakaś dekada czy dwie i byli dwoma zupełnie innymi światami. Nawet Ji-Ji czasami bywał w szoku, że na początku liczby reprezentującej przeżyty przez niego czas stoi już dwójka i przestał być uroczą nastką (choć jego wygląd mówił zupełnie co innego). Dopiero skończył studia, a przecież wydawało mu się, jakby ledwie parę miesięcy temu pakował jeszcze torbę na licealne zajęcia i zapamiętywał kwestie do szkolnego przedstawienia. Zdarzało się, że czas mijał wyjątkowo szybko, ale pojawiały się również te dłużące się chwile, podczas których siedzisz gdzieś i po „siedmiu godzinach” orientujesz się, że minął kwadrans.
 Na widok zdobyczy aż wyrwało mu się wcale nie takie ciche woah. Podziwiał rybę, jednak z bezpiecznej odległości – nie chciał, żeby się ta bestia wyrwała i na niego rzuciła. Ryby były śliskie. I mokre. A on zdecydowanie nie był ubrany na walkę z takimi stworzeniami i tarzanie się po plaży.
 – Raczej spasuję. Nie chcę ci czegoś uszkodzić, a znając moje szczęście to jeszcze bym przy zarzucaniu zahaczył jakiegoś przechodnia, siebie, mewę albo w ogóle rzucił wędką jak dzidą. Chociaż nie powiem, na fotkach pewnie wyglądałbym bos… – Nie dane było mu dokończyć zdania, właściwie nawet myśli, bo z zaciekawieniem zaczął przyglądać się kolejnej walce. Jin chyba musiał trafić na jakąś ławicę, skoro tak szybko dorwał kolejną sztukę. O ile to nie następna kępa wodorostów.
 Na początku nie chciał uwierzyć w to, co widzi. Próbował jakoś wytłumaczyć sobie w mniej drastyczny sposób, że to nie jest człowiek tylko jakiś płaszcz, który może przy wichurze zwiało do wody, a teraz dopłynął sobie w pobliże brzegu. Może jakaś folia, w końcu ludzie niespecjalnie dbali o środowisko. Stał kompletnie zamurowany, kiedy Tae wyciągał topielca na bardziej suchy ląd. Dopiero co mówił, że jest beznadziejny w ratowanie życia, a jak na złość los dał mu kopa w dupę i teraz zrywał boki. Robiło mu się słabo, a twarz, naturalnie blada, teraz chyba już kompletnie pozbyła się koloru.
 – Dzie… – wydusił, słabym i łamiącym się głosem. Jeśli chodziło o widok zwłok (nawet potencjalnych), radził sobie raczej kiepsko. O tyle było dobrze, że ciało nie było pokryte krwią, bo ich wędkarz miałby na piasku dwóch nieprzytomnych typów zamiast jednego. – …więćset. J-jedenaście. – Wydukał wreszcie, próbując się uspokoić. Techniki medytacyjne na nic by się jednak zdały, kiedy jednocześnie próbujesz nie wpaść w hiperwentylację i nie wrzeszczeć w panice tak, że na drugim krańcu plaży się odwrócą. – Zadzwoń. – Prośba była skierowana do kolegi, bo sam za żadne skarby by składnie nie opisał całego zdarzenia. W tej chwili mogła się liczyć każda sekunda… albo żadna, jeśli mieli do czynienia z całkiem trupim trupem. Na myśl przyszła mu jednak jedna osoba, która mogłaby pomóc. Jeśli na progu paniki, kiedy w jego głowie panował chaos, dał radę pomyśleć o Quinnie, to chyba myślał o nim nieco za dużo.
 Drżącymi rękami wyciągnął telefon i wystukał wiadomość. Równie chaotyczną jak to, co działo mu się teraz we łbie, do tego utworzona trzęsącymi się palcami, które biegały po klawiaturze na ekranie w tempie jeszcze bardziej ekspresowym niż zwykle. Przed całkowitym pozbawieniem sensu krótkich zdań ratowała go wyłączona autokorekta, bo wtedy Lucky jak nic by stwierdził, że znowu coś pił, albo i gorzej.
 – Cào nǐ zǔzōng shíbā dài, Quinn – warknął wreszcie bardziej do siebie niż do towarzysza, ale zdecydowanie na tyle głośno, żeby go usłyszeć. Rzadko kiedy przeklinał, nawet jakoś lekko, ale teraz wyjechał z ciężkim kalibrem pod tytułem wjechanie na przodków. Generalnie w łagodnym przekładzie dałoby się to przetłumaczyć na dyshonor na ciebie, dyshonor na twoją rodzinę, dyshonor na twoją krowę, ale sądząc po tym, że przerażenie zostało zastąpione wyraźnym zdenerwowaniem zaakcentowanym rzuceniem telefonu na piasek, to raczej nie dyshonor był tu słowem-kluczem. Cóż, spodziewał się nieco czegoś innego. Na co komu znajomy ratownik medyczny, jeśli nawet nie potrafi podpowiedzieć, co robić, poza oczywistą oczywistością? Zostawało mu tylko aktorskie doświadczenie i sięgnięcie pamięcią do tych wszystkich scenek z obmacywaniem nadgarstków czy szyi. To chyba było sprawdzanie pulsu. Ale co jak to tylko fikcja i to tak nie działało? Gdzie dokładnie się to wyczuwało, jak powinno „wyglądać”? I czy… czy on będzie musiał dotknąć martwego ciała, żeby sprawdzić? W ogóle miało to sens, jeśli Jin nie słyszał bicia serca, a typ wyglądał na nieoddychającego i już niekoniecznie na tym świecie?
 Lepiej spróbować niż po prostu się gapić.
 Klęknął obok i z wyraźnym oporem przyłożył dłoń do boku szyi wyłowionego nieszczęśnika. Był dość chłodny w kontakcie z ciepłą skórą Ji, ale na pewno daleko mu było do obrzydliwej, rybiej śliskości. Nie chciał niczego przypadkiem pogorszyć, ale być bezużytecznym też nie zamierzał. Nawet nie wiedział czy to fizycznie możliwe, żeby mieć wodę w płucach, ale to by mogło tłumaczyć brak oddechu. Jeśli jednak chodziło o jakiekolwiek inne parametry życiowe.
 – On… chyba jeszczeżyje nie przeszło mu przez gardło, bo głos mu się znowu załamał, a do tego nie chciał czegoś zapeszyć. Przeniósł spojrzenie na kumpla. Póki coś robił to nie poddawał się panice. Gorzej, że właśnie skończyły mu się pomysły.

autor

Awatar użytkownika
46
0

sędzia

King County District Court

sunset hill

Post

Potrzebowała jej.
Jak nigdy do tej pory i nie przyznając się do tego, ale potrzebowała bardziej niż dotychczas. Wiedziała, że ich relacja jest skomplikowana i nie bardzo mogła mieć czas. Jednak wysłała krótką wiadomość by spotkały się na plaży, bo potrzebuje jej. Dosłownie tak brzmiały słowa pani sędziny. Najbardziej zimnej kobiety, która trzymała jedną z najwyższych pozycji w sądzie.
A wszystko to za sprawą jednego incydentu, który zaważył na wszystkim. Jak zwykle poświęciła swój wolny czas na pracę. Zresztą lubiła to i sprawiało jej to przyjemność, a że dzieci miała odchowane to dlaczego nie skupić się na pracy właśnie. Może i spędzałaby czas ze swoją drugą połówką w domu, ale takowej nie miała. A jeśli w ten sposób pomyślała o Irfy to tamta i tak miała mało czasu i pojawiała się u Hirsch kiedy tylko chciała. Niczym kot, który chodzi własnymi drogami, bo przecież tak było. Potrafiła nie odzywać się przez długie tygodnie by nagle zjawić się w domu sędziny jakby nic się nie stało.
Tym razem miała nadzieję, że jednak telefon nie będzie rozładowany, a ta gadzina spojrzy na telefon.
Przez ostatnie kilka dni Caitlyn dostawała pogróżki. Nic nie znaczące pogróżki, które skutecznie ignorowała nie zaprzątając sobie tym jakoś mocno główki. Zresztą to nie był pierwszy raz jak tak się działo. Powiedzmy sobie szczerze przyzwyczajona była do takich akcji i z tego też powodu jej dom był najbezpieczniejszym miejscem. Jednak teraz nie była w nim. Szukała ratunku, chociaż nawet na taką nie wyglądała. Poprosiła Irfy o spotkanie na plaży. Dlaczego? Nie była pewna. Myślała irracjonalnie, a ponoć spacer koił jej nerwy. Podbite oko bolało. Niczego nieświadoma przechodziła przez jedną z mało przyjaznych uliczek. Ot skrót do samochodu... skrót który zakończył się pyskówką z dwoma typami, których kolegę Hirsch skazała na kilka lat więzienia. Nie mogła się obronić i na szczęście skończyła jedynie z podbitym okiem i przysięgą, że ją jeszcze dopadną. Spanikowała. Nie było chłodnej kalkulacji, a panika i gdy dotarła do auta momentalnie wysłała wiadomość do Vi.

Vanitas Irfy

autor

-

Awatar użytkownika
31
175

mechanik

Chuck's Auto Repai

south park

Post

To było dziwne. Naprawdę. Nawet jak na kobietę posiadającą kij w dupie. Przecież jak inaczej można określić sytuacje jaka zaistniała? Sytuacje, w jakiej otrzymała wiadomość w najmniej sprzyjających okolicznościach? Te, w jakich się znalazła, pachniały cydrem i burzą malującą się w spojrzeniu. Były dzikie niczym zwierzę wypuszczone, z klatki, a zarazem tak bardzo odmienne, od tego co znała. Żadna siła wyższa, czy niższa nie była w stanie określić, dlaczego Irfy sięgnęła po aparat. Dlaczego odczytała wiadomość. Jedno było pewne.
Vanitas bez słowa wstała, z miejsca zbierając swoje rzeczy, z podłogi przypominającej bardziej miejsce jakiejś katastrofy. W pośpiechu narzuciła na siebie czyjąś koszulę, wsuwając przy tym aparat, do kieszeni nie swoich spodni. Najprawdopodobniej należały, do jakiegoś nastolatka, a może hipstera? Nieważne. Ważnym był fakt pakownych kieszeni, w jakich znalazła parę przydatnych drobiazgów. Przyjrzy się im bliżej w sprzyjającej sytuacji. Teraz jednak szybkim krokiem kierowała się w stronę drzwi, dopijając czarną jak noc koszulę pachnącą jakimiś tandetnymi męskimi perfumami. Nie, nie miała zamiaru zastanawiać się na tym zbyt długo. Ważne, że znalazła jakieś ciuchy, w jakich mogła opuścić, to miejsce. Tylko i wyłącznie dla niej. Przecież na litość wyższych istot, ona jej potrzebowała pomimo wypierania tego, z własnej świadomości.
Na miejsce przybyła najszybciej jak tylko mogła. Łamiąc przy tym wszystkie przepisy ruchu drogowego i zapewne zabrano by jej prawo jazdy, gdyby takie posiadała. Vi jednak nie miała takiego cuda, a tym bardziej nie przejmowała się możliwością, zabrania środka komunikacji, jaki tym bardziej nie był jej. Nazwijmy rzeczy po imieniu. Kradziony środek lokomocji zostawiła parę przecznic dalej, z kluczykami w stacyjce. Wiedziała, że ktoś pewnie się skusi, a ona będzie miała, o jeden problem mniej. Teraz przecież musiała zająć się poważniejszym problemem, w postaci swojej znajomej. Bez słowa brnęła na miejsce, wyciągając telefon w celu wykonania połączenia kontrolnego, z pytaniem gdzie jest. Przecież określenie plaża było naprawdę rozległe, a nie miała ochoty szukać C bez końca! Zresztą nie miała na to ani siły, a tym bardziej ochoty wiedząc, że coś zapewne się święci, skoro pani sztywna aż tak wylewnie ją potraktowała.
Vi szła wyznaczoną trasą, rozglądając się w poszukiwaniu znajomej twarzy, samochodu, czy czegokolwiek co mogło jej pomóc, jednocześnie przyciskając telefon, do ucha czekając na połączenie. Sygnał, dwa, a może mniej?
Caitlyn Hirsch

autor

-

Awatar użytkownika
46
0

sędzia

King County District Court

sunset hill

Post

Zachowanie nie było podobne do sędziny i można było przyjąć nawet, że kobieta źle się czuje bądź ma gorączkę iż zachowuje się w taki sposób a nie inny. Jednak naprawdę nie wiedziała co robić. Corki nie zamierzała martwić czymś takim, bo ta pewnie jeszcze zabroniłaby jej wykonywać zawód z racji tego, że już sobie narobiła wielu wrogów. Część z nich za jakiś czas może wyjść z więzienia i nie będzie przyjemnie gdy za cel obiorą sobie właśnie jej naprawdę skromną osobę. Niby była tego świadoma, ale obecnie jedynie dostawała tylko głupie pogróżki i nikt nie robił z tym nic więcej.
Do teraz.
Do teraz kiedy spanikowana czekała na jedyną osobę, o której w takim momencie mogła pomyśleć. Roztrzęsiona nie wiedziała do końca gdzie ma się ulokować i w panice rozglądała się wokół siebie. Bała się, że i tu ją dorwą, a przecież mogła pojechać do domu i tam się zaszyć. Z psami i przede wszystkim w totalnie bezpiecznym miejscu, a nie tutaj na plaży gdzie była odsłonięta z każdej strony. Nawet wizyta w dzielnicy cudów nie była tak przerażająca. Wtedy miała Irfy obok siebie i czuła się dość bezpiecznie. Teraz? Była sama, a przynajmniej w tym momencie obawiając się, że Vanitas może nie przeczytać wiadomości i nie odezwie się przez kolejne kilka dni. A może nawet i wcale.
Ostatecznie skierowała się w miejsce gdzie mogła chociaż usiąść na kamieniu. Mocno w dłoni trzymała swój telefon czekając. Ale ile ma czekać? Chwilę? Godzinę? Nie miała pojęcia. Najważniejsze to było jednak się uspokoić co nie wychodziło jej zbyt dobrze. Przestraszył ją dzwonek telefonu i i aż się wzdrygnęła zanim spojrzała na wyświetlacz. Irfy. Odrobinę odetchnęła z ulgą i odebrała dokładnie instruując swoje małe uzależnienie gdzie się znajduje. Nie rozłączała się aż do momentu gdy ją zauważyła. Dopiero wtedy zerwała połączenie z Vi i wstała z miejsca czekając niecierpliwie aż ta się zbliży. Przywarła do niej zanim tamta się odezwała. Potrzebowała przytulenia i zapewnienia, że wszystko będzie okej. Dopiero gdy odrobinę się uspokoiła odsunęła się od Vi. Dopiero teraz kobieta mogła zobaczyć to nieszczęsne podbite oko. -Pachniesz męskimi perfumami - rzuciła marszcząc uroczo nosek i zaraz się zreflektowała bąkając ciche przepraszam -Nie miałam pojęcia do kogo dzwonić i w panice wybrałam Twój - rzuciła cicho. Nie wiedziała co teraz, ale przynajmniej nie była sama, a to było najważniejsze.

Vanitas Irfy

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Discovery Park”