WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3 Delfiny były przepiękne, ale foki również miały w sobie to coś, musiała to przyznać. Podczas gdy te pierwsze zapierały jej dech w piersiach i odsuwały na bok wszystkie niepokojące myśli, na wierzch wysuwając tylko zachwyt nad ich inteligencją i gracją, te drugie natomiast wprawiały ją w stuprocentowe rozczulenie. Nigdy nie miała kręćka na punkcie zwierząt, prawdopodobnie ze względu na to, że jej rodzice zawsze przejawiali niechęć do jakichkolwiek stworzeń, które nie byłyby ludźmi (w dodatku białymi, hetero i najlepiej wyznającymi katolicyzm), ale wystarczało tylko raz spojrzeć w te duże, czarne oczy, aby kompletnie stracić dla fok głowę. Tamtego popołudnia więc zaszyła się blisko miejsca, gdzie te pocieszne zwierzęta sobie pływały, korzystając z niewielkiego ruchu i kojącej ciszy, przerywanej jedynie szmerem wody. Wtorki nie były ani ulubionymi dniami turystów, ani rodziców, którzy, choć zapewne męczeni prośbami i marudzeniem dzieci, po całym dniu pracy ledwo mieli siłę na oddychanie, więc co tu dopiero mówić o wycieczce do oceanarium. Averill natomiast, jako iż najcięższe chwile rodzicielstwa miała już za sobą, korzystała z takich dni, zadowolona, że miała ciszę i foki praktycznie tylko dla siebie. No, jeśli nie brać pod uwagę obsługi, która co jakiś czas pojawiała się na horyzoncie, aby dać zwierzakom jedzenie albo sprawdzić ich stan zdrowia.
Ponieważ zdarzało jej się często zachodzić do tego miejsca, kojarzyła już kilka twarzy. Pamiętała, że treser delfinów nazywał się Dave i był byłym nauczycielem biologii jej dzieci - odszedł ze szkoły, bo nastolatki za bardzo dawały mu w kość. Była też jedna dziewczyna, Pola, która doglądała tutejszych zwierząt, i która chyba podzielała jej fascynację delfinami. Tak przynajmniej wywnioskowała z kilku przyjemnych rozmów, jakie odbyły niedaleko ich zbiornika. Averill znała również jedną ze sprzątaczek, której mąż zmarł około pół roku temu na zawał serca (o czym wiedziała, bo naturalnie wykonała jego sekcję zwłok).
Akurat kiedy już miała odchodzić, drzwi pomieszczenia służbowego otworzyły się i stanął w nich nie kto inny, jak Pola. Callaway uśmiechnęła się lekko i zamachała do niej niepewnie. Najchętniej by do niej podeszła, w końcu całkiem dobrze im się rozmawiało, ale nie chciała być nachalna. Jak zwykle czekała na ruch drugiej osoby.
<center> <img src="https://i2.wp.com/cdn130.picsart.com/30 ... 339211.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -65px; margin-top: -30px;" width="340px"; height="270px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/da1384342bb ... 4k_540.gif" style="border: 1px solid #5b5141; padding:3px; position: relative; margin-top:40px;" width="230px" /> <br><br>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Minął już rok odkąd wróciła do Seattle, ale wciąż nie poczuła się tutaj jak w domu. Uciekając pięć lat temu sprzed ołtarza chciała się znaleźć jak najdalej od Szmaragdowego Miasta i choć Australia skradła kawałek jej serca to dopiero w Afryce poczuła coś niesamowitego. Coś, czego nie potrafiła zrozumieć w tak krótkim czasie jaki przyszło jej tam spędzić nim okazało się, że musi wrócić w rodzinne strony. Kiedy jej najdroższa przyjaciółka zachorowała sens wszystkiego nagle stracił blask, a kiedy umarła Pola utraciła ważną część siebie. Czy po tych wszystkich wydarzeniach uda się jej jeszcze odnaleźć względny spokój i radość z życia? To nie tak, że jej nie posiadała, bo w oczach wielu ludzi wciąż była tą samą Polą, uśmiechniętą dziewczyną o dobrym sercu, ale prawda była nieco inna. W swoim zagubieniu popełniła tak wiele błędów, że raniła przy tym wiele osób. Nie chciała tego, ale i tak pod wpływem stresu i jednej błędnej decyzji złamała serce ukochanemu uciekając sprzed ołtarza. Nie mówiąc już o tym, że jako młoda kobieta nie myśląc zbyt wiele o konsekwencjach wdała się w romans z profesorem. Jeszcze kilka tygodni wcześniej nie przypuszczała, że przeszłość zapuka do jej drzwi, a ona odnowi coś co prawdopodobnie powinno pozostać w kategori akademickich błędów… chociaż jego nie potrafiła uznać w swoim życiu za błąd. Czy to już przejaw jakiejś słabości do niego? W końcu z niezwykłą łatwością ponownie wpadła mu w ramiona po tylu latach i wszystko wydawało się takie proste do jednej krótkiej chwili, w której uświadomiła sobie kim jest jego żona. Kobieta, która zawsze była jedną wielką niewiadomą nagle okazała się kimś, kogo dobrze znała. Dobrze to może za wiele powiedziane, ale kilka rozmów wystarczyło by polubiła Averill. Widząc zdjęcie szczęśliwej kobiety u boku Mikaela zdała sobie sprawę, że teraz jego żona nie była już dla niego obcym człowiekiem. Była kimś kogo znała. Była człowiekiem, który posiada uczucia. Była kimś, kogo Pola nie potrafiła teraz z taką łatwością wyrzucić z myśli, kiedy pojawiał się w nich Mikael, a jak na złość powracał do nich zaskakująco często. Do tego stopnia, że skusiła się na drugie spotkanie z nim już po tym jak odkryła kim jest jego żona. Zdawała sobie sprawę z tego, że Averill dość często pojawia się w jej miejscu pracy, dlatego robiła wszystko co w jej mocy, by się na nią nie natknąć przypadkiem, chcąc uniknąć zjadających ją od wewnątrz wyrzutów sumienia, bo dobrze wiedziała, że łatwiej było robić uniki od niej niż zrezygnować ze spotkań z Mikaelem. Kiedyś jednak musiał nastąpić ten dzień, w którym ponownie na siebie wpadną…
…a Pola nie była na to gotowa. Pewnie dlatego widząc nieśmiałe powitanie ze strony kobiety poczuła falę ciepła uderzającą w jej policzki. Zadrżała przez chwilę stojąc jak wryta w drzwiach do pomieszczenia służbowego i dopiero po krótkiej analizie swojego dziwnego zachowania zdała sobie sprawę, że wypadałoby się uśmiechnąć. Przecież ona nie ma o niczym pojęcia - powtarzała sobie w głowie, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego jakie to okrutne z jej strony. W końcu odmachałam jej z większym entuzjazmem i uśmiechnęła się delikatnie krocząc niepewnie w jej stronę. — Cześć, dawno cię nie widziałam — a była ku temu niezła okazja, w końcu byłam w twoim domu; dopowiedziała sobie w myślach, co sprawiło, że na jej twarzy pojawił się kwaśny uśmiech, skierowany nie tyle do Av, co do własnych wyrzutów sumienia, bo tak… posiadała sumienie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W życiu nie przeszłoby jej przez myśl, że ta miła dziewczyna, która opiekowała się zwierzakami z oceanarium i z którą zachwycała się delfinami, mogła równocześnie być tą, jaką jej mąż przed nią ukrywał. Na co dzień raczej starała się nie myśleć o tym, że Mikael mógłby prowadzić podwójne życie – wolała skupiać się na pracy i dzieciach, choć równocześnie nie wykluczała takiej możliwości. Mimo to, nigdy nie pomyślała, że jeśli jej mąż faktycznie miał kochankę, ona mogłaby znajdować się tak blisko, wręcz na wyciągnięcie ręki. Przy ponad siedmiuset tysiącach ludzi mieszkających w Seattle, natknięcie się na tę jedną, która od jakiegoś czasu skutecznie zajmowała całą przestrzeń w umyśle Mikaela, graniczyło z cudem. A jednak cud się zdarzył, chociaż Averill niekoniecznie zdawała sobie z niego sprawę. Taki stan rzeczy w gruncie rzeczy był lepszy, bo gdyby nagle wszystko się wydało, jej świat ległby w gruzach. I to niekoniecznie ze względu na to, że wciąż kochała Mikaela i wkładała całą swoją energię w utrzymywanie tego małżeństwa przy życiu, bo Bóg jej światkiem, iż momentami poważnie zastanawiała się nad tym, czy to, co między nimi było, miało jakąkolwiek szansę na powstanie z martwych. Chodziło raczej o przyzwyczajenie – o to, że wygodniej było wracać po pracy do domu, który nie stał pusty; do kłótni, które już się znało. Może i była naiwna, ale nie wyobrażała sobie zaczynać na nowo w wieku czterdziestu lat, kiedy połowa życia była już dawno za nią. Układanie wszystkiego od fundamentów, budowanie nowej rutyny i przyzwyczajanie się do braku kogoś, kto był z nią już od ponad piętnastu lat, okropnie ją przerażało. Dlatego lepiej jej było trwać w tym, co już znała. Nawet jeśli nie dawało jej to satysfakcji. Bo w sumie też wątpiła w to, aby czerpanie przyjemności z małżeństwa po tak długim czasie było w ogóle możliwe. Ludzie ewoluowali, czasy się zmieniały i Averill naprawdę nie sądziła, aby po tylu latach jakakolwiek kobieta patrzyła na swojego męża tak, jak po pierwszym miesiącu związku. Zakochanie przekształcało się w przywiązanie, a to zaś w psychologii było czymś zupełnie naturalnym. Ludzie, którzy oczekiwali, że ich związek będzie wiecznie tkwił w fazie zakochania, oszukiwali samych siebie i rozczarowywali się gorzko, kiedy dni zaczynały zlewać się w jedną plamę, a partner przestawał codziennie zaskakiwać ich czymś nowym. Podobno miłość zaczynała się dopiero w momencie, gdy życie robiło się ciężkie. I tego myślenia właśnie Averill starała się trzymać, nawet jeśli w chwilach wrzasków i nieporozumień zdarzało jej się w tę prawdę powątpiewać.
Jeśli Pola w jakikolwiek sposób dała po sobie poznać niezręczność, Callaway tego nie zauważyła. Może była zmęczona po pracy, a może za bardzo skoncentrowała się na fokach, aby dokładnie przestudiować wyraz twarzy osoby, która w gruncie rzeczy nie była nikim więcej, jak przypadkową znajomą. Nikim, kto, w mniemaniu Averill, mógłby spędzać wieczory w jej domu podczas jej nieobecności.
- To pewnie przez pracę – przytaknęła, uśmiechając się delikatnie, jakby chciała przeprosić za tę krótką nieobecność. – Sporo mam teraz na głowie – dodała w ramach wytłumaczenia. – A co u ciebie? Wszystko w porządku? – zapytała raczej z uprzejmości niż z rzeczywistej ciekawości. W końcu nie były aż tak blisko. – Przeczytałam gdzieś kiedyś, że foka potrafi tyć w tempie dwóch kilogramów dziennie, to prawda? – zapytała, przenosząc wzrok na młodą fokę szarą, która wylegiwała się dużym kamieniu.
<center> <img src="https://i2.wp.com/cdn130.picsart.com/30 ... 339211.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -65px; margin-top: -30px;" width="340px"; height="270px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/da1384342bb ... 4k_540.gif" style="border: 1px solid #5b5141; padding:3px; position: relative; margin-top:40px;" width="230px" /> <br><br>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właściwie nieszczególnie była ukrywana przez Mikaela, skoro podczas pierwszego spotkania od blisko dekady zaprosił ją do ich rodzinnego domu. Kto w ogóle tak robi? Czy podczas zdrad nie praktykuje się raczej schadzek w hotelach i poza miastem? No tak, to drugie też zdążyli zaliczyć w przeciągu ostatniego miesiąca. Dwa spotkania, jedno przypadkowe doprowadziło do tego już bardziej zaplanowanego, choć dla Poli i tak spontanicznego. Wiadomość od Mikaela zaskoczyła ją, ale i tak odpowiedziała na nią pozytywnie. To wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyła zastanowić się do końca nad tym co robi i dlaczego znów do tego wraca, a tym bardziej nie analizowała tego co kryło się po drugiej stronie życia Mikaela, po tej przed którą była tajemnicą skrzętnie ukrywaną.
Mogła jedynie dziękować w myślach, że jej niezręczność pozostała niezauważona, jednak na jak długo? Czuła jak ciśnienie jej szaleje i coś uderza do głowy. Oddech niebezpiecznie przyspieszył i z tego wszystkiego chyba cała pobladła.
To pewnie przez pracę. To była jedna z tych dziwnych chwil, w której przez moment wydaje ci się, że jesteś pod taflą wody i słowa docierając do ciebie z wielkim trudem. Wpatrywała się w oczy kobiety, a ten delikatny uśmiech nie umknął jej uwadze. Wyczuła dziwnie brzmiącą nutę, jakby kobieta chciała ją przeprosić i wtedy w myślach zakpiła sama z siebie. Oczami wyobraźni wykreowała sobie scenę z jej pierwszego po latach spotkania z Mikaelem, kiedy to wtargnęła do ich domu pod jej nieobecność; kiedy to zatańczyła głupiutko plątając się pomiędzy salonem i kuchnią; kiedy to wtargnęła do jednej sypialni i leżała w łóżku w jego koszulce, która na domiar złego była chyba nietrafionym prezentem od dzieciaków, bo miała na sobie wzory ciasteczkowego potwora. Widziała to wszystko i wyobraziła sobie, że w tamtej chwili pojawia się i ona, a cała prawda rozlewa się gorzko na ich oczach. Czuła nieprzyjemny ścisk w żołądku, odruchowo złapała się za brzuch, a dźwięk nagle stał się taki wyraźny. — Ja też — odparła nieporadnie, jakby niezidentyfikowana siła zacisnęła się jej na gardle, ale pomimo tego uśmiechnęła się delikatnie słysząc uprzejme zapytanie. — Tak, w porządku. Raz lepiej, raz gorzej, ale jak to ładnie ujmują - dorosłość — i nie wchodziła w szczegóły, bo co mogła jej odpowiedzieć? Wszystko dobrze, ale ze stresu mdli mnie na widok żony kochanka? Czuła się trochę tak jakby w jednej sekundzie miała wszystkie objawy zatrucia żołądkowego, ale one chyba pokrywały się z nagłym atakiem stresu, a nie stanowiły niestrawność dnia poprzedniego, prawda?
Wiedziała, że musi się wziąć w garść, bo zachowywała się co najmniej dziwnie wobec kobiety, która była dla niej w zasadzie obca. Wymieniły kilka zdań, krótkich przelotnych rozmów podczas obserwacji cudownych zwierząt, ale ciężko było nazwać tą relację, w końcu raczkowała. Było jej podwójnie głupio, bo kiedy nieświadoma niczego ucinała sobie pogawędki z Averill doszła do wniosku, że to całkiem miłe spędzanie czasu w pracy, a teraz? Teraz czuła się paskudnie, nie wiedziała jak spojrzeć jej w oczy dlatego dobrze, że miała powód by odwrócić wzrok i skierować go na foki. Teraz było o wiele prościej odpowiedzieć sensownie na zadane pytanie. — Tak, to prawda. Oczywiście dotyczy to tylko młodych, ale potrafią mieć zaskakujące tempo — przyznała ciesząc się, że u dzieci waga tak szybko nie postępuje, bo kobiety pewnie źle zniosłyby noszenie takich klocków. — Wiesz co mnie osobiście bardzo zaskoczyło? Jak się dowiedziałam, że foki lubią uprawiać seks z pingwinami — nawet nie wiedziała po co u licha jej to mówi. Tak jakby ważne było z kim zwierzęta uprawiają seks. Może powinna się ją uświadomić z kim mąż sypia, to wiedziała najlepiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bezczelność Mikaela nie znała granic. Posiadanie kochanki to jedno, ale sprowadzanie jej do domu było czymś zupełnie niedopuszczalnym. I już nawet nie chodziło o Averill – ona jakoś by to przeżyła, z trudem, ale by przeżyła. Inną kwestią były natomiast dzieci, z których dwójka wciąż jeszcze mieszkała pod ich dachem, a dwójka, choć wyprowadziła się już na swoje, to w każdej chwili mogła wpaść do rodziców w odwiedziny. Ciekawe, jak Mikael wybrnąłby z sytuacji, gdyby podczas takiej wizyty Poli nagle rozległo się pukanie do drzwi? Kazałby jej uciec przez okno, jakby byli nastolatkami? Mężczyźni nie mieli za grosz roztropności, to Averill wiedziała na pewno.
Słysząc jej zdawkowe odpowiedzi, zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się nad powodem zamyślenia Poli. Zazwyczaj wydawała jej się energiczną, rozmowną dziewczyną, ale wiadomo, różne rzeczy się w życiu zdarzały i bardzo prawdopodobne, że ją również spotkało coś, co tamtego dnia zaważyło na jej humorze. Averill nie miała śmiałości pytać o to, co tak na nią wpłynęło. Ba, nie byłaby nawet na tyle bezczelna, aby dać jej do zrozumienia, iż zauważyła jakąś zmianę w jej zachowaniu. Jeśli rodzice czegoś ją w życiu nauczyli to prawdopodobnie tego, że najlepiej było ignorować zarówno własne, jak i cudze problemy. I choć wielokrotnie przekonała się w życiu o tym, iż ta taktyka niekoniecznie spisywała się na medal, jej znajomość z Hudson nie była na tyle zaawansowana, aby Averill miała czelność wytknąć jej tę dzisiejszą utratę sił.
Spojrzała na nią nieco sceptycznie, z wyraźnym zmartwieniem, gdy Pola stwierdziła, że wszystko było w porządku. Nie miała zamiaru się wtrącać, oczywiście, ale mimo to…
- Na pewno? – zapytała ostrożnie. Powątpiewanie w jej prawdomówność nie było jej intencją, ale ten usilnie odwracany wzrok i położona na brzuchu ręka trochę ją martwiły. Mimo niedługiego stażu ich znajomości, na swój sposób przejmowała się Polą. Jak zresztą każdym znajomym, którego miała. A miała ich niewielu, więc zamiast nimi szastać to interesowała się ich losami. Szkoda, że oni jej już nie bardzo, jak widać na załączonym obrazku.
- Niesamowite. – Przynajmniej foki jakoś ratowały sytuację tymi swoimi wielkimi, uroczymi oczami i lśniącą od wody skórą, którą chciałoby się głaskać przez dekady. O ile łatwiejsze byłoby życie, gdyby wszyscy nagle zamienili się w foki. Chociaż… słysząc o seksie z pingwinami, Averill zmarszczyła brwi, poddając swoją ostatnią myśl w wątpliwość. To już trochę komplikowało życie. – Jakoś nie potrafię sobie tego fizycznie wyobrazić – powiedziała zgodnie z prawdą. No bo jak to w ogóle działało? Kto dominował? Kto komu... ekhem. Durne rozważania jak na dorosłą kobietę. – Przecież pingwiny są o wiele mniejsze, foki mogą je zgnieść. – No chyba że chodziło o jakiś konkretny, drobniejszy rodzaj foki, ona się tam nie znała. W ogóle rozmawianie o pożyciu seksualnym zwierząt jakoś ją krępowało, tym bardziej, że patrzyły na nią w taki sposób, jakby zdawały sobie ze wszystkiego sprawę i chciały powiedzieć: "haha, patrz na nas, my chociaż mamy jakieś seksualne przygody". No bo ona nie miała raczej czym się chwalić, w przeciwieństwie do Mikaela i Poli.
<center> <img src="https://i2.wp.com/cdn130.picsart.com/30 ... 339211.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -65px; margin-top: -30px;" width="340px"; height="270px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/da1384342bb ... 4k_540.gif" style="border: 1px solid #5b5141; padding:3px; position: relative; margin-top:40px;" width="230px" /> <br><br>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy miała mu za złe, że przyprowadził ją do rodzinnego domu? W pewnej chwili tak, kiedy odkryła, że to ich dom. Nie potrafiła jednak złościć się na niego; po pierwsze przemawiała przez nią słabość do Mikaela, a po drugie wiedziała na co się pisze. Ostatecznie wysiadła z taksówki i poszła za nim, zapytała czy będzie sam i zaryzykowała swoją obecnością w miejscu, które oni nazywali swoim domem. Była tam jeden jedyny raz i nie zamierzała nigdy wracać, bo to nie tylko igranie z ogniem, ale już wyżyny bezczelności Apolloni Hudson.
Błagam, nie patrz tak na mnie. Jęknęła w myślach widząc zmartwione spojrzenie kobiety, na które nie zasługiwała. Ono tylko pogorszyło całą sprawę jaka działa się w jej podbrzuszu. Spojrzała odruchowo w dół widząc, że przyłożyła sobie rękę na brzuch, a to nasunęło jej banalne wyjaśnienie. — Źle znoszę pierwsze dni — i posłała jej wymowne spojrzenie, które jasno dawało do zrozumienia, że chodziło o kobiece sprawy. Okres miała za sobą, ale Averill raczej nie będzie jej zaglądać do majtek (w odróżnieniu do męża) więc mogła bezczelnie kłamać. Dla własnego dobra, dla jej dobra. Dla dobra wszystkich właściwie. Była beznadziejną kłamczuchą, ale w tym jednym przypadku wszystko szło tak dziwnie gładko, że nawet nie czuła się z tym źle. Poczuła wręcz ulgę, że wybrnęła jakoś z sytuacji i automatycznie ucisk w podbrzuszu stał się jakiś lżejszy.
Nie ty jedna — odparła już nieco spokojniej, kiedy zeszły na temat fok, pingwinów i pewnych wyobrażeń. — Właściwie wolę sobie tego nie wyobrażać — dodała nawet nie próbując dociekać w myślach jak to wszystko wygląda w rzeczywistości. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć…
...i właśnie, żałowała, że poznała prawdę na temat tego, kim jest żona Mikaela. Los śmiał się Poli prosto w twarz stawiając kobietę na jej drodze. Instynkt podpowiadał jej, że powinna uciekać gdzie pieprz rośnie, czyli dyskretnie wywinąć się z tej rozmowy, odejść i staranniej jej unikać następnym razem. Nic dziwnego, że niegdyś cichy głosik w jej głowie teraz wręcz wykrzyczał w jej myślach:Apollonia, co ty odpierdalasz?!, kiedy spojrzała na kobietę z lekkim uśmiechem na twarzy. — Napijesz się jakiejś kawy? — tak jak miały to w zwyczaju. Jakby nic u licha się nie zmieniło?! Do reszty zwariowałaś Hudson! Weź się w garść!! Wracaj do pracy… głosik wcale nie przycichł, ale zdolność Poli do ignorowania go zdecydowanie przybrała na sile. Co prawda sama karciła się w myślach, że tak postępuje, ale nie miała pojęcia co innego mogłaby w tej chwili zrobić. Powiedzieć jej — hej… w sumie to muszę iść bo spotykam się z twoim mężem i to trochę nie przystoi popijać kawkę z jego żoną; w tym wypadku nie było odpowiedniego wyjścia. Owszem, mogła przestać z nim sypiać, ale to nie to było problemem. Seks właściwie był jedynie dodatkiem do czegoś, co zrodziło się między nimi prawie dekadę temu i ku ich zaskoczeniu nie przeminęło z biegiem lat. Nie miałaby takich wyrzutów sumienia, gdyby chodziło tylko o seks, bo gdyby tylko o to chodziło nie szukałaby tego w objęciach żonatego mężczyzny. To było coś innego. Gorszego, bo gdy w grę wchodziły jakiekolwiek uczucia…
...cholera, wszyscy na tym ucierpią.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

O tyle dobrze, iż podczas tej ich schadzki nikogo jednak w domu nie było. Gdyby Averill jednak dowiedziała się, że pod jej nieobecność mąż przyprowadził do domu kochankę, chyba zrobiłaby mu z życia jesień średniowiecza. I to dosłownie jesień, bo trudno stwierdzić, czy by go przypadkiem przy tym nie ukatrupiła, a później nie zakopała w ogródku. Kto wie, może po tym wszystkim nawet zaprosiłaby Apollonię na stypę i dałaby jej pięć minut na opłakanie Mikaela?
Trochę jej się głupio zrobiło, gdy okazało się, że Pola po prostu miesiączkowała i z tego powodu nie czuła się najlepiej. Niby okres to normalna, kobieca sprawa, ale Averill należała do tej grupy ludzi, którzy woleli o takich rzeczach nie mówić. Kolejny spadek po zaściankowo myślących rodzicach.
- Rozumiem – przytaknęła współczująco. Sama też kiedyś borykała się z takim problemem. – Mówią, że po pierwszej ciąży bóle już nie są tak uciążliwe – powiedziała i uśmiechnęła się lekko. Ten uśmiech był trochę rozgoryczony – mimo iż od śmierci jej dziecka minęło dziesięć lat, ból wciąż był podobny – ale Pola przecież o niczym nie wiedziała, a Callaway nie miała zamiaru zacząć rozczulać się nad swoją przeszłością. Zbyt krótko się znały. Zresztą, starała się nie ruszać tego tematu nawet w towarzystwie ludzi, którym ufała, i którzy zaskarbili sobie miano jej przyjaciół. Rozdrapywanie starych ran nigdy nikomu nie wyszło na dobre. – Chociaż to ponoć też nie działa we wszystkich przypadkach. Przepraszam, nawet nie wiem, czy masz dzieci – westchnęła ciężko i machnęła ręką z nadzieją, że Pola zignoruje temat, jeśli Averill ciągnęła go wbrew jej woli. Doprawdy, czasami dziwiła się, jakim cudem przeżyła ponad czterdzieści lat i nigdy nie uznali jej za wariatkę. Jej relacje międzyludzkie wołały o pomstę do nieba.
Skinęła głową. Wyobrażenie seksu foki z pingwinem zdecydowanie nie było czymś, o czym myśleli zwyczajni ludzie. Czy takie współżycie pozagatunkowe w ogóle było normalne? Przyroda nie przestawała jej zaskakiwać.
Na jej propozycję kawy, lekko się ożywiła. W sumie nie miała żadnych planów – zapewne patrzyłaby jeszcze trochę na foki, potem przeszłaby do jakichś innych stworzeń, a następnie ruszyłaby do domu, gdzie nikt na nią nie czekał. Perspektywa kawy nie brzmiała więc tak źle.
- Chętnie, ale… – zawahała się momentalnie. – Skończyłaś już pracę? – Nie miała przecież zamiaru odciągać jej od obowiązków. – Jeśli masz jeszcze coś do zrobienia, możemy to przełożyć na kiedyś indziej. – Ich rozmowy nie toczyły się co prawda wokół fizyki kwantowej, ale spotkania z Polą były dla Averill miłą odskocznią od codzienności. Była młoda, wykształcona, uprzejma, no i miała codzienną styczność z delfinami. Chyba brakowało jej jakiejś takiej świeżej znajomości, możliwości zrobienia na kimś wrażenia zupełnie od nowa. Och, gdyby tylko wiedziała, że w gruncie rzeczy wcale tak nie było...
<center> <img src="https://i2.wp.com/cdn130.picsart.com/30 ... 339211.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -65px; margin-top: -30px;" width="340px"; height="270px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/da1384342bb ... 4k_540.gif" style="border: 1px solid #5b5141; padding:3px; position: relative; margin-top:40px;" width="230px" /> <br><br>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Apollonia dziękowała w duchu, że nikt tak naprawdę ich nie przyłapał w tamtej chwili, choć tak naprawde początkowo w ogóle nie interesowała się miejscem, w którym się znaleźli. Dopiero po dłuższym czasie, kiedy zobaczyła zdjęcie i zrozumiała w co się wpakowała włączył się jej tryb ucieczki. Kto wie, czy sama uszłaby z tego żywa, gdyby doszło do starcia z Averill.
— Taaa, zawsze mówią, że jak dorośniesz to zobaczysz albo, że wszystkie obawy prysną niczym bańka mydlana jak zobaczysz swojego wybranka na ołtarzu, a później tylko czujesz się oszukana. Wolę się nie nastawiać — trochę za bardzo się rozgadała, a tak naprawdę dopiero zaczęła. — Z resztą to nie do końca prawda — zaprzeczyła, jednak szybko zdała sobie sprawę, że zabrzmiało to tak jakby urodziła i wiedziała, a w zasadzie guzik wiedziała. — Moja świętej pamięci babcia twierdziła, że to stek bzdur na który nabrała się pięciokrotnie tak Hudson mogła poszczycić się sporą ilością wujków od strony mamy — a mama zawsze marudziła, że po moich narodzinach przeszła menstruacyjne piekło, a to nie wróży mi zbyt sielankowej przyszłości. Pomijając fakt, że to nie grozi mi zbyt prędko — jej życie singielki nie zwiastowało ustatkowania się i masowej produkcji bobasów, o których marzyła po cichu. — Mniejsza, nie wiem czemu cię tym zanudzam — przez chwilę nawet zupełnie zapomniała o tym komu zdradza swoje rodzinne bolączki, a w chwili kiedy zdała sobie z tego sprawę jedyne co poczuła to lekkie zażenowanie. Mówiła zbyt dużo, choć tak naprawdę nie powinna z nią rozmawiać wcale. Dlaczego się w to pakowała zamiast uruchomić swój mechanizm obronny i brać nogi za pas uciekając jak najdalej się da? Czemu wciąż stwarzała pozory tej miłej i rozgadanej dziewczyny, którą nie powinna być w jej oczach? Może dlatego, że chciała zakopać ten sekret głęboko tak, by nikt po niego nie sięgnął… nikt prócz niej, bo nawet stojąc przed żoną Mikaela nie mogła wyzbyć się tej głupiej myśli z głowy - czy zobaczą się raz jeszcze? Na domiar złego zaproponowała kawę, z której głupio byłoby się teraz nagle wykręcić.
Uśmiechnęła się lekko, bo co mogła zrobić? Ten życzliwy gest wychodził jej nad wyraz dobrze - lata praktyki! — Właściwie nie skończyłam, ale też nie miałam zaplanowanego na dziś nic poważnego, tylko drobny obchód więc chyba się zwolnię wcześniej — stwierdziła po krótkim namyśle i dodała pospiesznie — daj mi pięć minut, góra dziesięć — i zniknęła w jednym z pomieszczeń służbowym, by załatwić sobie wcześniejsze wyjście. Zrobiła to dość szybko, przez resztę czasu stojąc pod drzwiami i obmyślając czy nie wyszłabyś lepiej na ucieczce jakimiś tyłami. Ostatecznie wzięła głęboki oddech i skryła za pozornym uśmiechem całe to kłamstwo, które w sobie pielęgnować. — Tuż obok jest całkiem dobra kawiarnia, możemy sobie tam usiąść — na krótką chwilę, a później rozejść się w swoje strony. Ona do Mikaela, a Pola… schować się pod poduszkę przed wyrzutami, które siedziały jej na ogonie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Averill nawet nie chciała myśleć o tym, co by było, gdyby przyłapała Mikaela na zdradzie. Z jednej strony zdawała sobie sprawę z tego, że mógł mieć kogoś za plecami, ale na co dzień starała się o tym nie myśleć. Tak było wygodniej i tak nie bolało, chociaż przecież wiedziała, iż równocześnie oszukiwała samą siebie. Była tchórzem, nie chcąc stanąć z nim twarzą w twarz, aby wygarnąć mu wszystko, co było między nimi nie tak, i aby zapytać, czy w ogóle jeszcze ją kochał. Jakiś cichy głosik podpowiadał jej, że usłyszałaby wtedy coś, przez co jej życie runęłoby jak domek z kart, a ona tego nie chciała. Życie w kłamstwie było okropne, to prawda, lecz życie w samotności wydawało jej się jeszcze bardziej przerażające. Tym bardziej, że mieli dzieci. Ilekroć Averill nachodziła myśl o zakończeniu tego wszystkiego, przypominała sobie, iż kiedyś, te kilkanaście lat temu, razem z Mikaelem postanowili dać im nowy dom i stać się ich rodziną, i przechodziły ją ciarki na myśl, że teraz mieliby im to odebrać. Nawet jeśli w większości były już dorosłe i zapewne potrafiły zrozumieć te typowo dorosłe sprawy – wyrzuty sumienia pozostawały.
Słysząc jej wywód, uśmiechnęła się lekko, bo w sumie miała trochę racji. Ludzie wierzyli w różne pierdoły, które niekoniecznie zyskały rzetelne, medyczne potwierdzenie. W tym przypadku akurat wszystko zależało od osoby, ale… no tak, jej nastawienie miało swoje wytłumaczenie.
- Och, wcale mnie nie zanudzasz – zaprzeczyła, uśmiechając się do niej szeroko. – To akurat bardzo ciekawe, bo sama widzisz, u mnie się sprawdziło, a u twojej babci niekoniecznie. – Co za przedziwny fenomen. – Ale lekarze nie potrafią wskazać żadnej logicznej przyczyny takiego stanu rzeczy. – Właściwie ginekologia nie leżała w gronie jej zainteresowań, ale siłą rzeczy po studiach medycznych co niego wiedziała. – Geny są ciekawe, może akurat w twoim przypadku będzie inaczej. – Ona sama co prawda nie mogła opowiedzieć jej nic o swojej rodzinie, bo gdyby poruszyła temat menstruacji przy swojej matce, ta prawdopodobnie zeszłaby na zawał. Była jedną z tych dystyngowanych pań, które udawały, że wcale nie miały waginy. – Ale jesteś młoda, masz jeszcze na to mnóstwo czasu – powiedziała, nawet nie znając dokładnego wieku Poli. Wyglądała jej najwyżej na dwadzieścia pięć lat, ale intuicja podpowiadała jej, że skoro skończyła weterynarię, mogła mieć trochę więcej. W końcu ten kierunek był całkiem wymagający.
Zgodziła się, aby na nią poczekać. I tak nie miała żadnych planów na tamten dzień. Pewnie popatrzyła jeszcze trochę na foki, potem przeszła się do rybek i nim się obejrzała, Apollonia już przed nią stała, gotowa do wyjścia. Na jej widok twarz Averill rozjaśniła się w spokojnym uśmiechu. Jej obecność jakoś ją tonowała.
- Chodźmy więc – przytaknęła, po czym zapewne wyszły, rozmawiając o jakichś błahych sprawach – Pola wciąż walcząc z gryzącymi wyrzutami sumienia, a Ave całkowicie nieświadoma całego tego bałaganu, jaki rozgrywał się w głowie jej nowej koleżanki.

/zt x2
<center> <img src="https://i2.wp.com/cdn130.picsart.com/30 ... 339211.png" style="padding:5px; position: absolute; margin-left: -65px; margin-top: -30px;" width="340px"; height="270px" /> <img src="https://64.media.tumblr.com/da1384342bb ... 4k_540.gif" style="border: 1px solid #5b5141; padding:3px; position: relative; margin-top:40px;" width="230px" /> <br><br>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • ~ 03
Nie spodziewał się, że okres separacji wiąże się także z nadmiarem wolnego czasu, którego zazwyczaj nie potrafił spożytkować w interesujący sposób. Uwielbiał co prawda siedzieć w swoim laboratorium, jednak nawet takie czynności potrzebowały chwili przerwy, by nabrać nowej perspektywy na opracowywane wynalazki. Do pisania swojej powieści nie miał ostatnio polotu, odkładając zapisanie kilku stron za każdym razem na jutro... A wszyscy wiemy, jak takie zabiegi się ostatecznie kończyły. Tak więc mógł uczciwie przyznać, że najzwyczajniej w świecie, bez Raelynn mu się okropnie nudziło. A jak się człowiek nudzi, idzie do oceanarium, wiadomo. Nie ma lepszego lekarstwa na znużenie niż oglądanie rybek, to znana wszystkim prawda, czy jakoś tak... Kręcił się więc przy ogromnych akwariach, podziwiając najrozmaitsze gatunki wodnych kręgowców i myślał jednocześnie o wszystkim i o niczym, jak to w jego przypadku często bywało. A kiedy i to zajęcie go zmęczyło, a chłodno niebieskie światło prawie uśpiło, wolnym krokiem skierował się do obszaru z fokami, przez natłok ludzi na głównej drodze skręcając w mniej uczęszczaną ścieżkę. Wtedy właśnie jego wzrok przyciągnęła drobna blondynka, która ze wszystkich sił starała się opanować swój płacz, co niestety niekoniecznie jej wychodziło. I to nie tak, że samo przygnębienie dziewczyny chwyciło go za serce, a obojętność ludzi, którzy mijali ją tak, jakby ta scena ich gorszyła. Przeklęci, zakłamani hipokryci, syknął pod nosem i podszedł do nieznajomej, delikatnie kładąc rękę na jej ramieniu. — Wszystko w porządku? Coś pani dolega? — zapytał z wyraźną troską, rozglądając się po całym obszarze w poszukiwaniu jakiejś ławki, na której ewentualnie mogliby usiąść.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 2
Panowanie nad emocjami nie było mocną stroną Edy. Bez względu na to, czy właśnie oglądała film, który szarpnął ją za serce, dostała dobrą wiadomość, czy pokłóciła się ze swoim mężem, zazwyczaj po prostu wybuchała płaczem w miejscu, w którym stała. Czasami bardzo tego nie lubiła, bo potrafiła rozpłakać się w najmniej oczekiwanym momencie, a wiele informacji, które powinna przyjąć na chłodno, mocno nią targały. Jej rozmowa z mężem nie powiodła się i Eda nie była zdziwiona. Zostawiła go, kiedy byli naprawdę szczęśliwi, skazując tym samym na cierpienie i jego, i siebie. Jemu wydawało się, że zrobiła to z głupich pobudek, ale Eda miała swoje powody, które były naprawdę istotne. Nie chciała, żeby jego życie toczyło się wokół szpitala, żeby było pasmem zmartwień i strachu, który Eda odczuwała każdego dnia. Nie chciała odbierać mu prawa do rodziny. Była uparcie przekonana, być może z powodu nacisków rodziny, że Jonah chce ją powiększyć, a ona przecież nie mogła tego zrobić. To był jeden z pierwszych dni w pracy. Właściwie dopiero teraz rozpoczynała swoją zmianę, kiedy dostała przykrą wiadomość, jedna z fok, którymi się opiekowała była poważnie chora. Weterynarze rozkładali ręce. Właściwie nic nie zwiastowało takiego stanu, a to była jedna z co kilkutygodniowych kontroli. Na policzkach Edy pojawiły się łzy. Wiedziała, że powinna zająć się pracą i przestać robić przedstawienie, ale nie potrafiła się opanować, kiedy patrzyła na swoją przyjaciółkę, kiedy przypominała sobie rozmowę z mężem, kiedy docierało do niej, że z ledwością przeżyła, kiedy uświadamiała sobie, jak wiele ludzi odwróciło się od niej z powodu jej decyzji. To wszystko na raz sprawiło, że łzy nie przestawały płynąć. – Nie. Tak. To znaczy… wszystko się pieprzy. Ale tak jest zawsze, prawda? Jak ma się psuć, to wszystko na raz – westchnęła. Spojrzała na mężczyznę i otarła łzy z policzków.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Potrafił zrozumieć punkt widzenia kobiety — sam z troski o swoją żonę postanowił porzucić ją w okropnie bestialski sposób, co teoretycznie przeczyło jego szlachetnym zamiarom, ale jednocześnie też było jedynym słusznym wyjściem. Każdy człowiek co najmniej raz w swoim życiu musi zmierzyć się z podobnym problemem, który niestety nie niesie ze sobą żadnego odpowiedniego rozwiązania; takiego, które nie zraniłoby ani go, ani osoby, o jaką się troszczy. A jeśli taka zagwozdka nigdy kogoś nie spotkała... Cóż, w takim wypadku człowiek ten jest cholernym szczęściarzem.
Tak, oczywiście, problemy mają to do siebie, że zawsze chodzą stadami — przyznał uczciwie, nie zamierzając na siłę pocieszać ją bzdurnymi frazesami, które nijak miały się do prawdy. — Ale potem mijają i zanim na nowo postanawiają wrócić, można cieszyć się błogim spokojem. Jestem przekonany, że w pani przypadku też tak będzie — zapewnił, kojącym tonem głosu. Nie potrafił pocieszać ludzi — starał się, ale sztuka ta wymagała przeistaczania się w osobę myślącą pozytywnie, odrzucającą rzeczywistość i patrzącą na życie przez różowe okulary, a Fitzowi zdecydowanie bliżej było do realisty, a nawet pesymisty. Miał jednak nadzieję, że choć trochę udało mu się podnieść nieznajomą na duchu. — Co więcej, zdecydowanie nie powinna pani wstrzymywać płaczu. On pomaga się oczyścić i przynosi nieopisaną ulgę. A tych ludzi proszę zignorować, to jacyś paskudni prostacy i hipokryci — odparł, mierząc wściekłym wzrokiem tych bezdusznych idiotów i choć rozum podpowiadał mu, by skończył już zgrywać dobrego samarytanina, serce stanowczo zakazywało mu opuścić brunetkę (tak, zobaczyłam już swój błąd, że nazwałam ją wcześniej blondynką, to z rozpędu!). Skoro nie potrafił pomóc sobie, mógł spełnić choć jeden dobry uczynek względem kogoś innego. — Może usiądziemy, wypłacze się pani, a potem mi opowie, co tak panią trapi? Nawet jeśli nie będę w stanie pomóc, czasem dobrze wygadać się obcej osobie — zaproponował, mając nadzieję, że przejaw jego troski nie zostanie odebrany jako zwykła nachalność, bo i tak się czasem zdarzało, a szczególnie w jego przypadku. Ludzie często przeinaczali jego słowa i w rezultacie kończył z tytułem buraka, chama, a czasem też palanta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ranienie kogokolwiek nie leżało w naturze Edy. Nie chciała tego robić, nienawidziła tego robić i miała ogromne wyrzuty sumienia, kiedy takie zdarzenia miały miejsce. Po raz pierwszy zrobiła to z premedytacją, dlatego tak bardzo bolało ją to, że Jonah nie było w jej życiu. Bo zdarzyło się to z bardzo niesprawiedliwego powodu. Eda zadawała sobie pytanie, komu tak bardzo podpadła, że spotkało to właśnie ją. Nie życzyła tego nikomu innemu, ale czy zły stan zdrowia nie mógłby jej ominąć? Najwyraźniej była zbyt szczęśliwa, zbyt bardzo losowi przeszkadzało to, że na jej twarzy zawsze gościł uśmiech.
Skinęła głową, bo nie potrafiła odpowiedzieć. Zamiast tego wytarła nos chusteczką, którą wyjęła z kieszeni bluzy. - Chyba nie, przynajmniej w najbliższym czasie nie czeka mnie nic dobrego - westchnęła. Może była zbyt uparta, być może teraz nie widziała wielu dobrych rzeczy, które działy się w jej życiu, ale przez moment chciała się nad sobą poużalać. Jeśli już miała taką szansę, a miły mężczyzna zechciał jej wysłuchać, jeśli mogła usłyszeć wersję kogoś zupełnie nieznajomego, patrzącego trzeźwo na tę sytuację, który nie zna ani jej, ani jej męża i nie może ocenić ich w żaden sposób, to chciała opowiedzieć mu wszystko. Otarła łzy, które napłynęły znów, może też ze wzruszenia, że jednak ktoś się zatrzymał, zainteresował nią i nie traktował jak nadąsanej dziewczynki, która sama jest sobie winna. Skinęła głową i powędrowała za nim do najbliższej ławki, a kiedy usiedli, wzięła głęboki wdech. - Umiera Monique. Monique to foka, z którą przeżyłam ostatnie dwa lata. Jest niesamowita - postanowiła zacząć od najgorszej tragedii, bo foka, w porównaniu do Edy, nie zasłużyła sobie na to wszystko. - Strasznie ją kocham - szloch targnął jej ciałem. - A po za tym, rzuciłam mojego męża, bo jestem chora. Nie mogę mieć dzieci, a on cholernie o tym marzy. Nie chcę mu tego odbierać, a przecież jego też strasznie kocham - wyjaśniła. Była głupia, bezmyślna, ale nie chciała, by mężczyzna siedzący na ławce pomyślał o niej w ten sposób. Usilnie potrzebowała teraz kogoś, kto powie, że wcale nie jest najgorszą osobą na świecie.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak to już chyba było, że najgorsze choroby nawiedzały tych, którym ostatnio jakoś zaczęło się układać. Życie niestety bywało dość złośliwe, podstawiało haka na każdym zakręcie i szydziło z nas nieubłaganie, wystawiając nas na coraz to nowsze próby, którym niektórzy byli w stanie podołać, a inni... niekoniecznie. Fitz już na pierwszy rzut oka widział, że Eda zaliczała się do tych silnych osób; do tych, które mimo wszystko przezwyciężają nawiedzające je trudności, dlatego zdecydował się do niej podejść — każdy od czasu do czasu potrzebował dodania animuszu, nawet ci najbardziej odważni i pewni siebie ludzie. Nawet tacy mieli chwile zwątpienia, a szkoda byłoby, gdyby chęć walki z nich uleciała.
Czasem życie potrafi nas pozytywnie zaskoczyć — stwierdził tylko, nie mając zamiaru na siłę wmawiać jej, że trwała w błędzie i że coś dobrego ją wkrótce spotka. Nie mógł przecież tego wiedzieć, a nawet w to nie wierzył — życie przeważnie było dość paskudne i samo z siebie nie zsyłało na nas upragnionego szczęścia. Sami odpowiadaliśmy za to szczęście, a powierzanie go losowi było zwyczajnie niemądre. Czuł jednak, że nieznajoma odpowiednio zaopiekuje się swoją przyszłością, bo naprawdę wyglądała na rozsądną osobę, która potrafiła o siebie zadbać. Kiedy już usiedli i brunetka zaczęła opowiadać o wszystkim, co ją trapiło, Wainwright trochę się zdziwił. Nie spodziewał się usłyszeć aż tak tragicznych wieści, które... cóż, niejednego człowieka zdecydowanie by przerosły, a tymczasem nieznajoma (mimo wszystko) trzymała się całkiem dobrze. Skoro była w stanie wstać rano z łóżka, przyjść do pracy, obcować z innymi ludźmi, a do tego troszczyć się o innych — czy o to bliskich czy o zwierzęta — tak, to zdecydowanie było godne pochwały. — Nie da się już nic poradzić? — zapytał, mając na myśli wspomnianą fokę. Szanował ludzi, którzy byli w stanie tak bardzo przejąć się losem bezbronnych zwierząt. — Z drugiej strony... Jeśli się męczy i śmierć będzie dla niej wybawieniem... to chyba nie mamy prawa trzymać jej przy życiu z własnego egoizmu, prawda? Taka już kolej rzeczy, że rodzimy się po to, by później odejść z tego świata, a jestem pewny, że przez te dwa lata zapewniłaś jej wspaniałe życie — stwierdził, trochę pesymistycznie, ale wolał postawić na szczerość niż przekłamane frazesy. Wiedział, jakie to bolesne i niesprawiedliwie, kiedy nagle musieliśmy mierzyć z czyjąś śmiercią, ale było to też nieuniknione. Naprawdę wierzył, że foka była pod dobrą opieką i że przeżyła już na tyle wiele, by teraz mogła w spokoju odejść. — A co do męża... Wątpię, że już cię skreślił, ja na pewno bym nie potrafił tak postąpić — odparł i uśmiechnął się lekko, bo mimo wszystkich jego uprzedzeń i nietraktowania miłości jako czegoś ważnego i wzniosłego, naprawdę wątpił w to, by wspomniany mąż nieznajomej przestał ją kochać i się o nią troszczyć ot tak, z dnia na dzień. Nie potrafił się jednak odnieść do kwestii upragnionego potomstwa, bo... cóż, sam miał za sobą przykre doświadczenie w tym temacie, a także nie potrafił zrozumieć ludzi, dla których pozostawienie po sobie spuścizny w postaci dziecka było najważniejszym celem. — Miałaś na względzie jego szczęście, prawda? To zrozumiałe, nie ma sensu sobie tak tego wyrzucać — przyznał, uważając, że dziewczyna nie powinna być dla siebie tak surowa i tym samym tak się nad sobą znęcać, skoro, jak wspomniała, była chora. Wiedział, że to delikatny temat, dlatego nie miał zamiaru wciskać jej swoich rad, o które przecież nie prosiła. Podrapał się po karku i mimowolnie zaczął zastanawiać się, na co dokładnie nieznajoma cierpiała — była przecież młoda, nie wyglądała, jakby coś jej dolegało i przez to się przejął, bo drogą dedukcji doszedł do wniosku, że musiało to być raczej poważne schorzenie. — Rozmawiałaś z kimś o tej chorobie? Naturalnie mam na myśli kogoś poza twoim lekarzem. Nie powinnaś się z tym mierzyć sama — stwierdził, wyraźnie zmartwiony.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Aquarium”