WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • #1

Już od bardzo dawna borykała się z problemem bezsenności. Od czasu do czasu przypadłość ustępowała, a innym razem narastała ze zdwojoną siłą. Nigdy nie potrafiła znaleźć ostatecznego powodu, a lekarz przepisywał jej kolejne leki ułatwiające zaśnięcie. Zwyczajnie jej organizm z czasem uodparniał się na poszczególne środki, a ona leżała przez długie godziny, wpatrzona w pogrążony w ciemności sufit.
Leżała na boku, obejmując Donovana. Czasami wydawało jej się, że jej sen zależy od nastroju w jakim znajdowało się jej narzeczeństwo. W te dobre i idealne dni spała jak mała dziewczynka. A może to siedziało tylko w jej głowie i na siłę szukała powodów bezsenności? Przez pewien czas przytulała się do pleców narzeczonego, aż w końcu poddała się i przekręciła na plecy. Obróciła głowę w bok. Czas wydawał się płynąć nieznośnie wolno. 3:47. Przecież przysięgłaby, że ostatni raz, gdy patrzyła na zegarek była 3:46. Bezsilność czasami ustępowała irytacji, zniecierpliwieniu.
Poprzedni dzień minął jej na spotkaniach i organizacji przeprowadzki. Nowy dom, nowy adres, całkiem nowa energia. Wszystkie meble zostały przewiezione, ustawione i rozpakowane jeszcze przed ich ostatecznym wprowadzeniem się do domu. Wciąż jednak pracowała z licznymi firmami przewozowymi nad dostarczeniem wszystkich drobiazgów: ich prywatnych pamiątek, ubrań, ceramiki czy dzieł sztuki. Może to był problem? Nieznacznie ściągnęła brwi. Jutro mieli przywieźć pracę Francisa Bacona, jeden z jego arrasów.
W końcu się poddała, przestała analizować. W jedwabnej, krótkiej koszulce nocnej na wyjątkowo cienkich ramiączkach, zeszła na dół. Wypiła szklankę wody, a z lodówki wyciągnęła chłodzącą maskę na oczy. W łazience nałożyła tylko serum z kwasem hialuronowym pod oczy, a potem ułożyła się na sofie w salonie. Położyła zimny okład na oczy, zadarła swoje długie nogi na oparcie sofy. Na drewnianym, jasnym blacie niskiej ławy leżały - liczne ulotki i podręczniki. Rozerwany, pakowy papier nosił charakterystyczny charakter pisma Rose McGovan, matki Donovana. Ulotki dotyczyły dzieci. Od zwykłych informacyjnych - jak ważne jest posiadanie dzieci, aż do medycznych z zaleceniami klinicznymi i placówkami pracującymi nad problemami z płodnością.Chyba udało jej się zasnąć, zaledwie na parę godzin.
Wysokie, przeszklone ściany salonu wpuszczały znacznie więcej światła słonecznego. Już parę minut po wschodzie słońca, Meadow przekręciła się na bok, z ostatnimi szansami na kontynuowanie snu. Było znacznie za wcześnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I
look
Żadne podróże nie zmęczyły go tak samo, jak przeprowadzka. Powszechna niechęć i zła sława nie brały się z niczego. Wolał odbyć długą podróż na antypody, niżeli przenosić kolejne pudła i walizki, zrezygnowanie myśląc o wypróżnieniu ich ze wszystkich rzeczy. I tak nie powinien narzekać. W przeciwieństwie do Meadow, miał stosunkowo niedaleko. Seattle było jego domem od prawie zawsze.
To był jeden z tych pięknych snów, kiedy nie musiał się martwić o dzień jutrzejszy. W końcu wziął parę dni wolnego, poświęcając je na uporządkowanie ich wspólnego domu oraz dla Meadow. Wszelkie sprawy zawodowe nie były tak ważne, choć telefon co chwilę mrugał, oznajmiając przybycie kolejnej wiadomości na różnych kontach. Nie śmiał jednak wychodzić spod objęć narzeczonej. Z początku tkwiąc w romantycznym ułożeniu na środku dużego łóżka, przekręcił się na ramię, plecami do niej. W końcu, był to jego ulubiony bok do spania.
Biologiczny budzik brutalnie wybudził mężczyznę, pomimo braku ustawionego alarmu. Z lekkim przerażeniem uniósł tułów, mając wrażenie iż przespał kilka ważnych spraw do zrobienia i decyzji do podjęcia. Fakt, iż Meadow nie było w pobliżu zmylił go jeszcze bardziej. Uspokoił się trochę i opuścił sypialnię, w której oboje przespali pierwszą noc. Zszedł na dół, oślepiany promieniami słońca, które wpadały na parterze przez duże ilości szklanej zabudowy.
Ulotki wysłane przez matkę były jedynie ciekawostką, o których poczytał podczas wczorajszej przerwy na lunch. Widok śpiącej na kanapie obok Meadow nie wzbudził w nim podejrzeń. Nie był pewien, czy w samotności zdobyła się na powtórkową lekturę z cudów dzisiejszej medycyny i katolickich nauk, dotyczących szczęśliwego pożycia rodzinnego. On, decyzję podjął już dawno, choć poza własnymi chęciami istniały także inne pobudki. Wychowując się w wielodzietnej rodzinie nie potrafił wyobrazić sobie innej, własnej. Przekonywał się również, jak dużo punktów procentowych daje taki obrazek.
Rytualnie włączył ekspres do kawy, który został wypakowany jako pierwszy. Włączył niewielki telewizor, stojący tymczasowo na blacie. Ustawiony kanał NBC News serwował na paskach najważniejsze informacje o poranku, choć od czasu do czasu zdarzało mu się zapuścić do konkurencji, czyli Foxa.
Przygotowawszy dwie filiżanki z kawą, która jak zawsze okaże się tą niewłaściwą, podszedł z nimi w stronę salonu. Jedną zostawił na stoliku, obok ulotek a drugą trzymał nadal w dłoni. Spojrzał na śpiącą narzeczoną, przy której przykucnął i złożył czuły pocałunek na policzku, uważając na nałożoną na twarz maseczkę.
- Zrobiłem kawę. – oznajmił, mając poczucie, że wraz z drobnymi ruchami ciała kobiety, kończy się sen. Pozwolił, by wszystko działo się samoczynnie, dlatego wyprostował się na równych nogach i podszedł do szklanych drzwi, które odsunął bardziej. Upijając pierwsze łyki brązowego napoju, oparł się ramieniem o ich ramę, patrząc na przydomowy ogródek, myśląc nad wieloma rzeczami, które powinien zrobić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cicho zamruczała, czując miękkie wargi narzeczonego na swoim policzku. Uśmiechnęła się nawet, ale zanim zdążyła zsunąć z twarzy chłodzący okład, Donovan był już przy dużych drzwiach tarasowych.
Dziękuję. – spojrzała na kawę, przeczesując swoje jasnobrązowe włosy między palcami. Zsunęła nogi na podłogę, sięgnęła po kawę. Nic tak nie działało o poranku jak zapach świeżo mielonej, świeżo parzonej kawy. Uśmiechnęła się lekko, wypijając niewielki łyk, po którym nieznacznie się skrzywiła.
Dopadła mnie migrena, a nie chciałam Cię obudzić. Dlatego zeszłam kręcić się po salonie. – wyjaśniła nocną zmianę lokalizacji. W zasadzie, nigdy nie przyznała się Donovanowi, że ma poważne problemy z zasypianiem. Uznała chyba, że nie byłby zainteresowany. Miał wystarczająco dużo planów i problemów związanych z karierą polityczną. Dokładać mu kolejne zmartwienia? Kolejne kłopoty? Nie, to nie leżało w jej nieco wycofanej, powściągliwej angielskiej naturze.
Przesunęła dłonią powoli po skraju sofy. Legendarna, ikoniczna sofa Togo, obita kremową, wełnianą tkaniną z charakterystyczną teksturą. Przyjemnie łaskotała opuszki jej palców, zanim ostatecznie Meadow ruszyła do jednego z pudeł. Po paru sekundach grzebania w nim, wyciągnęła niewielką, czarną kosmetyczkę. Coś zabrzęczało w środku, a było to paręnaście małych, szklanych buteleczek z olejami doTerra. Przeglądała je, niemal z profesjonalną wprawą. Wyciągnęła jeden z nich, oznaczony żółtą etykietką. Rozgrzała parę kropel na opuszkach palców, wcierając olejek w skórę szyi. Cicho mruknęła, czując ciepły, nienapastliwy zapach o lekko drzewnym charakterze. Zwykle korzystała z olejów, które - w jej ocenie - wpływały na jej mięśnie, na humor i nastrój, a nawet stan całego organizmu.
Kosmetyczkę rzuciła na jeden z foteli, przechodząc przez miękki dywan w stronę tarasu. Objęła Donovana od tyłu, opierając policzek na jego ramieniu. Zamknęła oczy na parę chwil, czując zapach jego skóry, mieszający się z perfumami.
Pamiętasz, że dzisiaj jedziemy z Amber i Chrisem na piknik? – piknikiem określała wyjazd za miasto. Nabrała tego nawyku w Anglii, gdzie zwykle całą rodziną wsiadali w parę samochodów terenowych i wybierali się - na piknik. Czasami towarzyszyło temu polowanie, innym razem grillowanie. Anglia to kraj z mnóstwem wolnej przestrzeni. Wzgórza, pagórki, gdzie można było poczuć lekko chłodny wiatr i całkowitą pustkę. Starała się chyba znaleźć ekwiwalent tego uczucia wokółSeattle.
Po śniadaniu zacznę wszystko przygotowywać. Masz ochotę na coś specjalnego? – jak zwykle, perfekcyjna pani domu, miała wszystko zaplanowane. Przygotowanie koszy z jedzeniem, z gorącą herbatą i kawą, z napojami i przekąskami, z miękkim, wełnianym kocem, który mogą położyć na trawie i moherowym okryciem, w razie gdyby było im zimno.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mało który poranek był tak spokojny i tak błogi. Czasem miał wrażenie, że nawet jak spał, to i tak pracował. Kariera, która w jego przypadku rozwijała się w błyskawicznym tempie, zabierała mu coraz więcej czasu. Nawet, jeżeli służba publiczna stała się jego nowym powołaniem, nie bez znaczenia był tutaj silny wpływ ojca, próbujący za pośrednictwem syna wprowadzić nazwisko Wootten na polityczne salony, dołączając tym samym do panteonu takich rodzin, jak Bushowie, Clintonowie czy Kennedy.
- Jak się czujesz teraz? – zapytał, odwracając głowę w stronę siedzącej na kanapie narzeczonej. Zaskakująca informacja wcale nie musiała taka być, gdyby zapamiętał kilka poprzednich wytłumaczeń migreną, które ugrzęzły gdzieś między tysiącem innych spraw, które analizował w głowie.
Jednocześnie, obserwował poranny rytuał swej wybranki, która sięgnęła po swój niezbędnik z kosmetykami, a dokładniej z olejkami. Było coś kojącego w samym widoku pielęgnacji, nie wspominając o walorach zapachowych. Coś bardzo kobiecego, zmysłowego. Na pewno, niekiedy korzystał nawet i on.
- To już dzisiaj? – kolejne zaskoczenie tego poranka. Chyba nawet zrobiło mu się głupio. A może, po prostu w głowie miał inne plany. Lubił mieć wszystko dopięte, a ogarnięcie domu i rozpakowanie rzeczy w jego mniemaniu było dalekie od sukcesu. – Myślałem, że dopiero ustaliłaś z nimi termin. – dał do zrozumienia, jak mało pamiętał z prywatnego kalendarza, choć dałby sobie rękę uciąć, że nie tak dawno usłyszał o planach, choć termin był ustalany z odpowiednim wyprzedzeniem.
Ujął dłoń Meadow i przeprowadził ją przed swoje oblicze. Spojrzał w jej oczy i uśmiechnął się ciepło, mając nadzieję, że upieką mu się luki w pamięci. Pochylił się nieznacznie, by uraczyć narzeczoną kilkoma czułymi pocałunkami, które świadczyły również o tym, iż w tym momencie czuje wewnętrzny spokój i jest szczęśliwy. W tym czasie, przesunął wolną ręką po udzie kobiety, podwijając w górę jej strój do spania.
- Jeśli jest szansa, że wstąpimy do La Reve Bakery to moje ulubione rogale z powidłami niczego innego poza tobą i nimi nie będzie mi potrzeba na tym pikniku. – zaśmiał się cicho, trochę żartując sobie z angielszczyzn, jakie Meadow przemycała do ich codziennego życia. Poza tym, był pewien, że Radcliffe przygotuje o wiele rzeczy za dużo. Pod tym i innymi względami jawiła się jako wspaniała gospodyni i nie miał wątpliwości, że będzie również wspaniała matką.
- Zaraz wracam. Jeżeli potrzebujesz pomocy, daj mi znać. – oznajmił, gdy usłyszał dzwoniący z góry telefon. Zniknął na górnym piętrze, krocząc w samej bieliźnie z kawą w ręku. To był ten rodzaj telefonu, z którym przeszedł od sypialni do swojego gabinetu, który był jego prywatnym skrawkiem, który miał pozostawać niczym nie zmącony.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lepiej. Znacznie lepiej. Ale jeszcze parę drobnych pocałunków jest wskazane. Zalecenie lekarza. – uśmiechnęła się, nieco zawadiacko. Odwzajemniła każdy kolejny pocałunek. Niektóre nawet próbowała przedłużyć, muskając jego dolną wargę koniuszkiem języka. Za trzecim, czy czwartym muśnięciem warg, wypuściła powietrze z płuc z cichym świstem. Przypominało to błogie westchnięcie, zakończone uśmiechem.
Amanda wyjeżdża na dwa tygodnie. Pomaga swojej siostrze w organizacji ślubu w Kalifornii. – odpowiedziała spokojnie, gdy zakręciła niewielką buteleczkę z olejkiem. – Zależało im żebyśmy spotkali się przed tym wyjazdem. Nalegali. – sama właściwie nie miała ochoty na ich towarzystwo. Najczęściej wymykała się poza miasto całkowicie sama. Była to niemal angielska celebracja, gdy zakładała klasyczny Macintosh, dopasowane, jeździeckie spodnie i kalosze. Chustę Hermesa przewiązywała na głowie, a potem wsiadała w swój ukochany samochód, próbując znaleźć możliwie odludne miejsce. Gasiła wtedy silnik, a potem patrzyła w głuchą, cichą przestrzeń. Od czasu do czasu tylko przelatywał samolot, gdzieś hen daleko, powodując lekki, zakłócający spokój szum.
Oczywiście, zatrzymamy się po drodze. Poprosiłam również Teresę aby upiekła scones z owocami. – jak na osobę o chorobliwie zdrowym trybie odżywiania, Meadow miała słabość do angielskich, słodkich bułek, posmarowanych kremowym masłem i dżemem.
Wróć szybko, to wystarczy. – uśmiechnęła się, a na pożegnanie: to co zwykle robiła. Dziwnym trafem, zamiast całować go na pożegnanie, zwykle dotykała policzkiem jego policzka. Lubiła czuć bijące od niego ciepło, zapach skóry i perfum. Uśmiechała się wtedy, zarówno na twarzy, jak i w środku. Tym razem było tak samo. Odprowadziła Donovana wzrokiem, czasami przypadkowo uciekając w dół na jego zgrabne pośladki. Nie raz złapała się na tym, że niemal bezczelnie się na nie gapiła.
Po paru chwilach była już w kuchni, gdzie również roiło się od pudeł i pudełek, kartonów o różnych kształtach i gabarytach, opisanych skrupulatnie na przedniej ścianie. Zabrała się za przygotowanie śniadania. Zwykle zajmowała się tym ich gosposia, ale po przeprowadzce, Meadow wciąż nie ustaliła szczegółów. Postanowiła więc przygotować coś bardzo prostego. Owsianka z komosą ryżową, z odrobiną miodu i bananami, dodatkowo obsypana prażonymi orzechami.
Kiedy kroiła owoce, w tle włączyła koncert Live d'Amor, Cesarii Evory. Ciemny, niski głos kobiety sprawiał, że Meadow od czasu do czasu poruszała biodrami. Śniadanie czekało już na stole, gdy zaczęła rozpakowywać jeden z kartonów. Znalazła dwa duże kosze piknikowe, wyłożone biało-niebieską, kraciastą tkaniną. Mus z awokado, wędzony łosoś, pasta z owoców morza do niewielkich kanapek. Kilka małych słoików z dżemem. Zapakowała również zastawę piknikową, którą przywiozła z Anglii. Porcelana, zdobiona drobnymi motywami z polnych zwierząt. Zające, bażanty i kuropatwy zerkały zza pojedynczych źdźbeł na samym środku każdego talerza.
Śniadanie! – zawołała, gdy zorientowała się, że owsianka zaczyna stygnąć, a Donovan wciąż nie wyszedł ze swojego gabinetu.
Ach, jeszcze termos. – mruknęła, rozglądając się i otwierając parę szafek. W końcu zaczęła otwierać kolejne pudła, w poszukiwaniu brakującego przedmiotu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez rozmowę stracił rachubę czasu. Dla niego, to była codzienność. Kalendarz w ciągu dnia zmieniał się kilkukrotnie, a trzymanie się terminów wręcz niemożliwe. Meadow, mogła mierzyć czas jego nieobecności słabnącym ciepłem owsianki, pod postacią ledwie widocznego dymu. On czuł się, jakby minęło dziesięć minut, choć tak naprawdę zniknął na dużo dłużej.
Starał się mimo wszystko zakończyć to szybciej. Skoro już był w domu, nowym domu, chciał poświęcić czas dla Meadow i ich związkowi. Oczywiście, miał przekonanie, że mu to wybaczy. Musiała. Tak naprawdę, wiedziała na co się pisze oraz jakie są jego ambicje. Rola, którą przyjęła na siebie również nie była bez znaczenia. Spokój w domu, to spokój w duszy. Nie chciał deprecjonować jej umiejętności, ambicji, pragnień i możliwości, lecz wierzył, że również znajdzie dla siebie rolę w lokalnej społeczności, jednocześnie patrząc szerzej w kontekście przyszłości.
- Och, owsianka… Jak cudownie. – uśmiechnął się, choć w środku miał ochotę na odrobinę czegoś nieco mniej zdrowego. Odkąd zaczęli wspólnie pomieszkiwać jeszcze w poprzednich czterech kątach, jego dieta zmieniła się niemal radykalnie. Może nie wierzył tak jak Meadow w efektywność jej czarodziejskiej kuchni, lecz wszystko wynikało z niewiedzy. Poza tym, na smak nigdy nie narzekał. Trzeba było jednak brać poprawkę na to, jak suto zastawiony był stół podczas wizyt u rodziców.
- Czego szukasz? – zapytał, przysiadając do talerza. Bażanty na obrazku już w ogóle go nie dziwiły. – Skarbie, termos jest w pudle z żółtą taśmą, w kuchennych rzeczach. – dał wskazówkę, gdyż dla niego ta kategoria przy termosie była aż zbyt oczywistą. Ogólnie, czuł się, jakby znów miał dwadzieścia lat i zaliczał swoją pierwszą przeprowadzkę. Pod pewnymi względami, taka była. Ich pierwsza, wspólna.
- Pójdę wziąć prysznic i coś na siebie ubiorę, a potem pomogę ci wszystko zanieść. – oznajmił, gdy tylko skończył jeść w niemal żołnierskim tempie. Kolejny zły nawyk, wywodzący się z ograniczeń czasowych. – Było pyszne. – pochwalił, wieńcząc komplement krótkim pocałunkiem w usta. Udał się do łazienki, by zwieńczyć poranek orzeźwiającym prysznicem.
- Jedziemy twoim czy moim? – zszedł po parunastu minutach na dół, przebrany w świeży komplet ubrań. Podszedł, a właściwie zakradł się do Meadow. Splótł ich palce razem, z wymalowanym na twarzy uśmieszkiem, zadzierając przy tym nieco podbródek. Mimo kurtuazyjnego pytania, łatwo było dostrzec sugestię, aby to ona zasiadła za kółkiem. Uwielbiał ten widok. Uwielbiał też jej auto, chociaż miał ich sporo do kochania.
- Spakuję rzeczy. – oznajmił, pozwalając Meadow na chwilę dla siebie. – Tak właściwie przypomnisz mi, gdzie się właściwie wybieramy? – zapytał jeszcze, nie do końca będąc pewien, czy w czwórkę rzeczywiście będą leżeć na kocykach, na dzikiej łące, z wiklinowymi koszykami obok.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Nie mogę znaleźć termosów. – przyznając, unosząc lekko brwi. Otwierała już kolejny karton, ale w środku znalazła tylko komplet sztućców, zaprojektowanych przez studio architektoniczne Zaha Hadid. Z lekko zniesmaczoną i zawiedzioną miną zamknęła karton. Stanęła w iście bojowej postawie, opierając dłonie na biodrach. Rozejrzała się po kuchni, ale nie było tutaj więcej kartonów.
– Jesteś niezastąpiony. – uśmiechnęła się, całując go w skroń, gdy przechodziła obok.
– Chyba jeszcze jeden z żółtą taśmą widziałam w salonie. – pokręciła głową, nawet cicho mruknęła, jakby karcąc samą siebie. W końcu opuściła kuchnię, a z salonu dobiegło dumne: “Oho!”.
– Pojedziemy moim, do Mount Rainier National Park. – tak było znacznie łatwiej. Jej samochód był stworzony do długich, przełajowych tras wyznaczonych przez środek dzikiego pustkowia. Zresztą, Meadow wprost uwielbiała prowadzić samochód. Była dobrze wychowaną blacharą, z bardzo dobrym gustem do czterech kółek. Dlatego od czasu do czasu, po cichu, zabierała klucze także do samochodów Donovana. Miała zwyczajnie słabość do dobrych, starych aut.
Uwielbiam Cię w niebieskim. – uśmiechnęła się. Gdy tylko znalazł się na wyciągnięcie ręki, chwyciła skraj jego koszulki. Przyciągnęła go do siebie, z cichym warknięciem. Może pomrukiem. Traciła czubkiem nosa jego podbródek.
– Prawie skończyłam nas pakować. Zostały mi tylko te cholerne termosy i… chyba zaoszczędziłam trochę czasu. Możemy go jakoś spożytkować. – szepnęła, gdy ich wargi dzieliły zaledwie milimetry. I jak zwykle, tylko podkręcała atmosferę. Obowiązki, a potem przyjemność. Nie pozwoliła nawet na pocałunek, uśmiechając się zawadiacko. Dała mu okazję, by zaniósł pełne, zapakowane kosze do samochodu, gdy sama wróciła do szukania termosów.
Jeden z kartonów, oznaczony jako kuchenny stał pod jedną ze ścian. Znajdował się na samym dole niewielkiej piramidy, ale i to jej nie zniechęciło. Dźwignęła jeden karton, odstawiając go na bok. A potem drugi. Wtedy też rozległ się głuchy huk, gdy dno kartonu otworzyło się, wyrzucając na podłogę parę ciężkich książek architekitoczniych, albumów i teczek z rysunkami.
– Pieprzone kartony. – warknęła pod nosem.
Już miała zabrać się za zbieranie sterty papierów, gdy jej uwagę przykuł jeden, mały drobiazg. Błyszczący papier, odbijający światło inaczej niż pozostałe kartki. Kucnęła, wyciągając fotografię gdzieś spomiędzy stron książki. Lekko rozchylone wargi, ściągnięte brwi. Krew w niej zawrzała. Poczuła przypływ gorąca, zupełnie jakby w ułamku sekundy dostała gorączki. Zacisnęła mocniej wargi, aż zabolała ją żuchwa. W tym momencie Donovan wrócił do salonu po kolejny kosz piknikowy.
– Chyba sobie żartujesz, że trzymasz zdjęcie tej… – tutaj, chyba cudem ugryzła się w język, wyciągając w dłoni fotografię dziewczyny. Poznała ją od razu. Studentka filozofii, z którą Donovan zamierzał się - a właściwie związał.
– Jeśli chcesz, możemy ją zabrać razem z nami na piknik. W piątkę będzie wesoło. – podała mu fotografie, mijając w drzwiach. Czuła, że serce wali jej jak młotem. Wbiegła na górę, zamykając za sobą drzwi łazienki. Przed lustrem wzięła głęboki wdech, otwierając szeroko okno. Nieznośny zapach jego perfum. Nieznośny, bo tak przyjemny.
Związała ciasno włosy, gdy zaczęła swój poranny rytuał mycia twarzy. Najpierw olej z pestek malin, a potem pieniący się żel oczyszczający. Odstawiała każdy kosmetyk z łoskotem, niemal uszkadzając marmurowy blat.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na taką odpowiedź właśnie liczył. Każdy wygrywał w takim układzie. Ona mogła poszaleć za kółkiem, on zrelaksować się obok i obserwować ją w akcji. Czerpał przyjemność z prowadzenia, choć podobnie lubił, kiedy szanowne cztery litery były wożone przez kogoś innego. Zwłaszcza, kiedy w drodze musiał zajmować się wieloma rzeczami. Dlatego nierzadko oddawał jej palmę pierwszeństwa. Pod tym względem dobrali się idealnie. Choć poznali się podczas wernisażu, z którą Meadow była bardziej za pan brat, to jednak samochody okazały się być ich wspólną pasją. Nie raz i nie dwa dochodziły go słuchy, gdy pod jego nieobecność, jakiś dobrze mu znany samochód był widziany również na mieście z wysiadającą piękną kobietą. Nie miał z tym problemu, choć mała ryska na klasyku mogła przyprawić go o szybsze kołatanie serca, aniżeli rozwalony błotnik w jakimś Audi.
- Spożytkować mówisz? Jakieś pomysły? – udawał niewiniątko, choć pytanie było czysto retoryczne. Uwielbiał, kiedy go tak zaskakiwała. Zwłaszcza, że mocno zaniedbali się pod tym względem przez jego częstsze wyjazdy. Naprawdę, wiele mu nie było trzeba, aby go zachęcić. Najlepszy seks był właśnie wtedy, kiedy mieli ochotę w najmniej odpowiednim miejscu, czasie i sytuacji.
Już miał zaakceptować propozycję kolejnym pocałunkiem, lecz napotykał tylko powietrze. Spojrzał w oczy narzeczonej, uśmiechając się razem z nią, lekko kręcąc przy tym głową. Dłonią ścisnął delikatnie jej pośladki, lecz grzecznie zabrał się za noszenie piknikowego zestawu. W głowie zapewne nadal myślał o tych paru minutach, które mieli do zagospodarowania.
Wrócił do środka zaraz po tym, jak wpakował kosze i koce do pokaźnego bagażnika. Niemrawy nastrój z poranka wyraźnie mu się poprawił, choć za moment miał zostać sprowadzony do poprzedniego stanu, a nawet gorszego. Rozwalone pudło i sterta wysypanych na podłogę kartek nie wróżyła nic dobrego. Dziwniejszym był tylko brak odruchu posprzątania nagłego bałaganu, a nieruchoma sylwetka kobiety, gapiącej się na zdjęcie.
Słysząc oskarżycielski ton poczuł się zdezorientowany. Ściągnął nieco brwi, podchodząc bliżej, lecz w odległości paru kroków dostrzegł zdjęcie, którego nie widział setki lat. Trudno nie rzec, że był bardziej zdziwionym fotografią, która zawieruszona, przetrwała aż do przeprowadzki tutaj.
- Ale o co ci chodzi? – zapytał, nim nagle uszło z niego trochę powietrze, gdy zdjęcie zostało niemalże wciśnięte w klatkę piersiową, do odebrania. Zerknął na wizerunek idealnej pary, tonącej we własnych objęciach. Jego oblicze niemal dekadę temu oraz głupią minę, jaką zwykła przybierać do zdjęć blondynka.
Kathleen nie była po prostu byłą dziewczyną, krótkim romansem, ani nawet pierwszym, poważnym związkiem. Była bratnią duszą, a jednocześnie miłością na całe życie. Różniło ich praktycznie wszystko, lecz owe różnice stanowiły fundamenty czyniły ich relację czymś specjalnym. Dzięki niej, udało mu się niemal uciec z konserwatywnej bańki, w której trzymali go rodzice. Miała silny wpływ na wykreowanie innego, bardziej liberalnego i otwartego światopoglądu, dostosowanymi do obecnych czasów, co zaczęło wyróżniać go od tego, głoszonego przez rodzicieli. Była przyczyną, dla której duże, ojcowskie, polityczne ambicje prawie się nie ziściły, na rzecz sloganu …i żyli długo i szczęśliwie, do czego ostatecznie nie doszło. Moment, w którym pierwszy raz poznał Meadow, był początkiem końca tej bajkowej historii.
- Nie wiedziałem, że wciąż mam to zdjęcie. – próbował się wytłumaczyć, lecz dojrzał tylko znikającą po schodach sylwetkę narzeczonej. – Naprawdę będziemy to znów przerabiać? Meadow! – zawołał za nią, po czym ruszył jej śladem, chcąc wyjaśnić sytuację. Choć na początku ich znajomości przyznał się Meadow do bycia, a właściwie upadku związku z Kathleen, nigdy nie wyznał, ile tak naprawdę dla niego znaczyła. Nikt by tego nie zrobił. Ostatecznie, to właśnie z Radcliffe przeprowadził się do nowego domu. To ona wygrała.
- Chyba sobie żartujesz… – wyznał głośno, gdy pociągnięcie za klamkę łazienkowych drzwi nie przyniosło rezultatu. Spróbował jeszcze raz i kolejny, lecz ponownie bezskutecznie. – Meadow, otwórz te drzwi! – uniósł się, lecz krótki moment ciszy nie został przerwany szczęknięciem zamka. Zamiast tego, usłyszał głuche odgłosy ostentacyjnie obijanego, marmurowego blatu.
Tkwiąc w napięciu, przeszedł do sypialni, gdzie dopadł swojej torby, która została niemalże rzucona na łóżko. Pogrzebał w niej przez parę sekund odnajdując schowaną paczkę papierosów. Nim odszedł, odruchowo wrzucił do środka zdjęcie, podświadomie nie pozwalając mu na całkowite zniknięcie. Zszedł na dół, szybszym, bardziej doniosłym i słyszalnym krokiem. Znów wyszedł na ogródek, gdzie oparł się o szybę, wsunął papieros między wargi i odpalił zaciągając się nazbyt szybko i mocno, co wywołało krótki kaszel. Ukrywał się ze swoim paleniem, nigdy nie robił tego przy Meadow. Co prawda, miał słabość do cygar a tytoń, najczęściej połączony ze słodkimi aromatami był jego zapachem, to nie wprowadzał niezdrowych nawyków w jej obecności. W tym momencie, było mu wszystko jedno. Nawet nie krył się, gdy usłyszał powrotne kroki narzeczonej. Czuł, że czeka ich wspaniała przejażdżka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mam parę pomysłów. – wyjaśniła z szelmowskim uśmiechem. Przez chwilę jeszcze dzieliły ich ledwie milimetry, a Meadow przypadkiem wysunęła nogę, żeby udem nieco mocniej docisnąć do ciała narzeczonego. Z niemal niesłyszalnym świstem wypuściła powietrze z ust, czując jego dłonie na swoich pośladkach, pod jedwabnym materiałem sukienki nocnej.
Mocniej. – poprosiła, gdy zaczął zaciskać palce. Dopiero po tym krótkim, miłym epizodzie cofnęła się i kontynuowała z kartonami. Cała atmosfera prysła niczym mydlana bańka, gdy na ziemi znalazło się to nieszczęsne zdjęcie.
O co mi chodzi?! Pytanie brzmi, co Tobie kołacze się po głowie, skoro trzymasz jej zdjęcia. – niemal warknęła.
Może zrobimy sobie pokoik wspomnień na poddaszu? Ja przyniosę zdjęcia moich byłych, a Ty swoją... – machnęła ręką, którą niemal zacisnęła później w pięść. Wywróciła tylko oczami, ostatecznie wycofując się do łazienki na piętrze.
(...)
Tak. Zebrało mi się na żarty o poranku. – mruknęła sama do siebie, przesuwając opuszkami palców po swojej skórze. Po umyciu twarzy, weszła pod prysznic. Gorący i długi. Ściany pokryte marmurowymi płytami, tafla lustra i szklane drzwi, wszystko pokryła gęsta para. Rozgrzało się także ciało Meadow, która miała wyraźnie zaczerwienione rumieńce na policzkach. Zaczęła jak zwykle, na osuszone ciało nakładała balsam, który później zabezpieczyła olejem do ciała. Na koniec zaczęła z serum do twarzy. Złamała małą, szklaną ampułkę Dr Barbary Strum, po czym zaczęła wcierać przeźroczysty, nieco lepki płyn pod oczy, przechodząc okrężnymi ruchami na czoło i policzki. Z okna łazienki świetnie widziała Donovana, który - oczywiście, palił. Przez moment przeszedł jej przez myśl pomysł z wylaniem na niego zimnej wody.
Nie było sensu sięgać dzisiaj po żadne wymyślne sukienki.
Chcę żebyś mi oddał to zdjęcie. – powiedziała. Jej ton był nieco chłodny, twardy, z wyraźniej niż zwykle zarysowanym angielskim akcentem. Meadow nigdy nie wyzbyła się akcentu, a wciąż nawet używała charakterystycznych dla brytyjskiego słów. Garbage zamiast trash, a do herbaty serwowała biscuit nigdy cookie.
Donovan bez żadnych przeszkód mógł zauważyć, że złość wcale jej nie opuszczała. Jej kości policzkowe wydawały się jeszcze bardziej uwydatnione, a linia żuchwy lekko drżeć od mocno zaciśniętych zębów. Powietrze zdawało się z niej ulatywać powoli, ale agresywnie przy każdym kolejnym wydechu. Niemal jakby trenowała oddech, by opanować jakiś atak agresji. Cóż, nie było to dalekie od prawdy. Mogła wyciągnąć rękę po fotografię, ale wiedziała, że Donovan nie ma jej przy sobie. Chyba, że wcisnął w kieszeń do spodni, co pewnie tylko zaogniłoby sytuację.
Oddasz mi to pieprzone zdjęcie, czy mam przewrócić dom do góry nogami i znaleźć je sama? – była Angielką, przeklinanie było wpisane w jej DNA. Podobnie jak picie mocnej whisky i herbaty z mlekiem. Niemniej, zwykle powstrzymywała się przed wszelkimi wulgaryzmami. Wydawało jej się, że rozsiane rzadziej, wplecione w zdanie tylko od święta, miały znacznie mocniejszy wydźwięk.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby, choć spadła na niego najdrobniejsza uwaga, dotycząca palenia, nie wzruszyłby nawet ramieniem. Zastosował samo izolację, przebywając aktualnie we własnej strefie komfortu. Wystarczyło mu stresu w pracy, dlatego ze zdwojoną siłą oddziaływała na niego ta kłótnia. Odechciało mu się całego tego wyjazdu. Mimo to, nie odwołał planów, kosztem przeniesienia napiętej atmosfery na umówione spotkanie.
Pierwsza prośba kompletnie go nie obeszła. Spokojnie dopalił peta, słuchając stukotu obcasów, przechodzącej przez parter Meadow. Znów miał ciarki, lecz trwał w swoim bezruchu i totalnym zobojętnieniu. Nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że wygląda seksownie. Uczucia na razie odsunął na bok, wciąż uważając, że niczym nie zawinił.
Rozejrzał się za jakąś rzeczą do dogaszenia papierosa. Nie widząc innej opcji, przygasił go o ziemię pewnej rośliny, ustawionej w doniczce. Nie był pewien, czy była już tutaj, zanim się wprowadzili. Na jego szczęście i tak zostanie uznana za zbędną. W przeciwnym wypadku, tylko doleje oliwy do ognia. Nawet nie specjalnie się z tym krył. Drobne rzeczy, którymi teraz będą podtrzymywać swoje wkurzenie. Zawsze mogło być gorzej, mógł wyrzucić niedopałek po prostu na ziemię.
- Dasz sobie spokój? To tylko jedno głupie zdjęcie sprzed paru lat! – zwrócił się ostro, może bardziej, niż by tego chciał. Wszedł do środka i spojrzał na Meadow, która przybrała niemal bojowe nastawienie. Miał rację, wyglądała seksownie. Nawet, gdy się złościła. Nie mógł jej jednak tego powiedzieć, nie teraz. – Już ci mówiłem, nie wiedziałem nawet, że tam jest. Wieki nie zaglądałem do tamtych rzeczy. Po prostu je spakowałem. Nic ono nie znaczy. Przestań robić niepotrzebne sceny. Kurwa. – rzucił oskarżycielskim tonem, nie próbując zrozumieć jej punktu widzenia. Ona najwyraźniej nie chciała uwierzyć mu. Niestety, nie można było zweryfikować prawdziwości jego słów. Nie ma i nigdy nie będzie mieć dostępu do najważniejszej skarbnicy jego pamiątek, jaką były wspomnienia, zachowane w głowie. – Bardzo proszę, przetrząśnij ten cholerny dom, jeśli masz ochotę. Najlepiej, wywal wszystko, co uznasz za niewłaściwe. Oszczędzę ci jednak kłopotu. Zostawiłem je na górze. Możemy teraz ruszać? – machnął ręką, po czym wyminął ją, jakby była powietrzem. Zszedł z drogi lub usunął ją z własnej. Na pewno nie pomagał. Tym, że odruchowo wrzucił zdjęcie do sportowej torby podczas szukania papierosów, a przecież mógł je odpowiednio zutylizować. Żadne z nich nie myślało jednakże, aby odpuścić wyjazd. Przecież to oni byli tą parą idealną, świecili przykładem. To ich podziwiali przyjaciele oraz naśladował elektorat. W Seattle nie byli tacy całkiem anonimowi. Poza tym, w jednej chwili zapragnął być wśród innych, by nie ścierać się dłużej sam na sam z Meadow.
Wsiadł do Range Rovera, zajmując fotel pasażera. Prawie trzasnął tymi drzwiami, szczerze nie interesując się dalszymi czynami narzeczonej. Westchnął ciężko, odchylając głowę do tyłu. Parę razy przeklął, może coś tam burknął pod nosem. Wciąż się gotował, a emocje nie chciały opaść. Siedział w ciszy, która była kojąca, ale obawiał się, że nie na długo, jeżeli raz jeszcze usłyszy o tym zdjęciu. Nerwowo bawił się okularami przeciwsłonecznymi w dłoniach. Przejażdżka zapowiadała się cudownie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– To może zabierz swoją fotografię na dzisiejszy piknik. Jestem pewna, że będziecie się świetnie bawić. – wzruszyła bezradnie ramionami, rozkładając ręce. Nie uśmiechała się. Nie było w tym ociekającej złością ironii, raczej bezsilność. Najwyraźniej poddała się w chwili obecnej, a przynajmniej chciała kupić sobie więcej czasu. Na przemyślenia? Na wyładowanie złości? Sama nie widziała czy czuje się zagrożona, zawiedziona czy zraniona.
– Ach, zastanawiam się jeszcze… – zatrzymała się, gdy zdążyła już obrócić się dynamicznie na pięcie. – Co będzie kolejne? Nazwiesz mnie jej imieniem podczas seksu? Czy poczekasz z przejęzyczeniem do przysięgi małżeńskiej? – uniosła lekko brwi, ale nie czekała na odpowiedź, a ruszyła w stronę kuchni. Potrzebowała chyba czegoś mocniejszego, ale jednocześnie miała zaraz wsiąść do samochodu. Ostatecznie napełniła szklankę lodem, zalewając ją najzwyklejszą Coca-Colą. Gdy nikt nie widział, mogła pozwolić sobie na chwilę słabości. Szczególnie, że teraz dawka cukru była wysoce wskazana. Gazowany napój wręcz drażnił i drapał jej język, podniebienie i przełyk. Poczuła lekkie pieczenie, gdy ostatni łyk zniknął w jej ustach. Jednym duszkiem skończyła napój, odstawiając szklankę na blat. Obserwowała Donovana przez okno, gdy wychodził i ostentacyjnie zatrzasnął drzwi, siadając na miejscu pasażera.
Meadow dołączyła dopiero po paru minutach. Oczywiście, że poszła do sypialni, odnajdując fotografię. Zgięła ją w pół, chowając do swojej torebki. Dlaczego jej nie wyrzuciła? To proste, zamierzała sprawdzić czym ta dziewczyna się obecnie zajmuje. Gdzie mieszka, czy założyła rodzinę. Z odrobiną szczęścia zginęła gdzieś po środku pustyni lub postanowiła przejść terapię hormonalną ze zmianą płci w tle. Wciskając fotografię do swojej torebki pewnie zgięła ją parokrotnie, wyładowując gniew na kawałku zadrukowanego papieru.
I tak parę minut później wyszła przed dom, machając z uśmiechem do sąsiadki, wyprowadzającej trzy buldogi francuskie. Wsiadła za kierownicę, odpalając silnik i wyjeżdżając na drogę. Nie była piratem drogowym,, ale nie jeździła też z stylu niedzielnego kierowcy. Zdecydowanie zmieniała pasy, wyprzedzała i wjechała na autostradę prowadzącą za miasto. Nie odzywała się, nawet jej warga nie drgnęła. W pewnym momencie włączyła kierunkowskaz, zjeżdżając na niemal opustoszały parking. Zjazd przy autostradzie, gdzie najczęściej chyba zatrzymywały się ciężarówki. Byli już niemal spóźnieni, a dodatkowy postój tylko pogrąży sytuację, zmuszając ich znajomych do dłuższego czekania.
Zaparkowała na jednym z ostatnich miejsc, rozpinając pasy. Nie minęła chyba nawet sekunda, gdy znalazła się na kolanach Donocana. Usiadła okrakiem, przodem do niego. Bez słowa przygwoździła go do oparcia, wpijając się w jego usta. Głośno westchnęła, całując go długo i namiętnie. Zaczepnie przygryzała jego dolną wargę, ale co więcej: butnie blokowała mu możliwość użycia języka. Odpychała go, drażniła, a potem cofała. Dłonie zsunęła po umięśnionym torsie w dół, sprawnie dobierając się do klamry paska od spodni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Totalnie zignorował sąsiada zza płotu, który być może chciał zainicjować jakąś pogawędkę. Pogrążył się w przeglądaniu telefonu, czytaniu newsów i wpisów na twitterze. Musiał się czymś zająć, aby nie siedzieć jedynie ze swoimi myślami. Przez myśl przeszło mu nawet, czy aby się nie wycofać. Mimo wszystko, nie chciał sprawić zawodu przyjaciołom, a tym bardziej Meadow.
Wyłączył telefon, gdy tylko znalazła się w środku. Sam wyglądał na rozmarzonego, gapiąc się głównie przez okno w drzwiach, przy których siedział. Trochę bał się cokolwiek powiedzieć. Morale i tak nie było za wysokie, a nie miał chęci, by to naprawić, wciąż nie przyznając się do winy. Nie było co nawet liczyć na wstąpienie do piekarni po jego ulubione rogale, gdyż dawno ją przejechali. Prawie nie zerkał w jej stronę, jak miał w zwyczaju. Uwielbiał przecież patrzeć, jak prowadzi samochód. Jego dłoń nie spoczęła na jej udzie ani nie miziała po policzku. Kątem oka zerkał w momentach, gdy samochód bardziej przyspieszał, wyprzedzając na autostradzie inne pojazdy w celu znalezienia wolnej przestrzeni. Chyba nikomu nie ufał bardziej, jeśli chodzi o prowadzenie auta, lecz w wyniku kotłujących się nerwów i złości, kątem oka obserwował, gdy trochę bardziej dociskała pedał gazu.
Raczej uważnie obserwował drogę i mijające drogowskazy. Nagły zjazd z autostrady nieco go zaniepokoił. Wprost przekręcił głowę w stronę Meadow, próbując doszukać się jakichś odpowiedzi, lecz nie napotkał nawet bezpośredniego spojrzenia.
Rozejrzał się po długim miejscu postojowym, gdzie nie było żadnej żywej duszy. Na drugim krańcu stała jedna ciężarówka, która miała zasłonięte szyby od wewnątrz co oznaczało, że kierowca najprawdopodobniej jeszcze spał. Nim zdołał zapytać, co właściwie tutaj robił przyjął Meadow na swoje uda. Poprzez dotyk, którego tak potrzebował, poziom serotoniny wydzielany w organizmie przekraczał chyba wszelkie normy.
Został niemal przygwożdżony do swojego fotela, choć gdyby chciał, z łatwością by się wyswobodził. Ale nie chciał… Natychmiast oddawał spragnione pocałunki, co raz wzdychając z uczucia ulgi, która następowała po pełnym napięcia poranku. Mimo to, nie miał dużego komfortu, jako że Meadow nadawała cały ton. Mógł tylko patrzeć jak się odsuwa i jak go stopuje. Wpatrywał się w jej cudowne oczy, gdy odpychała go i uderzała w klatkę piersiową, najpewniej chcąc wyładować swoją złość i frustrację, być może przekazać też, że jest skończonym dupkiem i idiotą.
Zaczął rozpinać guziki jej dżinsowej koszuli. Nie dobrnął nawet do końca tylko wsunął pod nią swoje ciepłe dłonie, przesuwając po delikatnej skórze swojej narzeczonej. Usłyszał szczękanie klamry od paska, do którego dorwała się Meadow. Sam dobierał się do jej biustu, lecz zapędy szybko były hamowane. Wpatrywał się wtedy na kobietę z dużą dozą niezadowolenia, frustracji i pragnienia. Cholernie pragnął rozładować te napięcie, wyładować swoją złość. Oboje musieli. Chciał to zrobić w najlepszy znany mu i najprzyjemniejszy sposób.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”