WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lata przebywania w domu, w którym szemrane interesy nie były niczym niecodziennym, nauczyły go jednego; rozmowy o biznesie powinno przeprowadzać się w odpowiednich warunkach. Z dala od wścibskich spojrzeń, z dala od podsłuchów i z dala od osób nieupoważnionych. A najlepiej gdy zupełnie się o nich nie rozmawiało, jeśli nie było ku temu odpowiednich powodów. Tyle że Perseus miał odpowiedni powód; Nikko był jego przyjacielem i powinien o wszystkim wiedzieć. Nie byli już przecież wyłącznie dzieciakami, które mogły bawić się w ogrodzie, wspinając się po pobliskich drzewach; nie byli też ślepi, a do tego wydawało się, że nie mieli przed sobą zbyt wielu tajemnic. Percy nie chciał więc zatajać przed nim prawdy, nieustannie wypraszając go ze swojego domu, gdy pojawiali się w nim dziwni ludzie; nie chciał też znikać bez słowa i tłumaczyć mu, że wszystkie siniaki na jego ciele były wyłącznie zasługą omdleń. Szczególnie jeśli rodzina coraz chętniej wprowadzała go we wszelkie interesy; pozwalając mu na więcej. A więc Wang musiał mu powiedzieć; nawet jeśli rodzeństwo uznałoby, że matka powinna obciąć mu za to język, byle dzieciak czegoś się nauczył. Tyle że chłopiec uczył się na własnych błędach; nie sądził więc, by to, co zamierzał zrobić, było zupełnie niewłaściwe. Bo przecież brał przykład ze swoich bliskich, robiąc to, co oni podczas wszystkich tych poważnych spotkań, na które chłopiec nie miał wstępu. Zapewnił im bezpieczną przestrzeń, upewnił się, że w pobliżu nie będzie żadnych świadków, a do tego zapewnił mu też odpowiedni poczęstunek, żeby Nikko nie czuł się niepewnie; jakby chłopiec miał ustawić go pod ścianą, to na nim ćwicząc strzelanie do celu. A więc zaprosił go do swojego domu, momentalnie zaciągając go do kuchni, by wcisnąć mu przed twarz miskę z płatkami, przy okazji rozlewając mleko na blat; tym jednak zupełnie się nie przejmując. Bo przecież miał ważniejsze sprawy na głowie.
I może to popołudnie miało różnić się od wszystkich poprzednich, które spędzali w swoim towarzystwie; ale Percy nie potrafił się na tym skupić. Nie sądził, że wieści, które chciał mu przekazać, mogły być naprawdę szokujące, a do tego nie zapytał nikogo wtajemniczonego, czy właściwie powinien to zrobić. Zamiast tego opierał brodę na dłoni, wciskając sobie do ust więcej płatków, skinieniem głowy namawiając swojego przyjaciela do tego samego. Bo czy odpowiednie śniadanie, które Percy jadał dopiero po godzinie trzynastej, nie było wskazane przed przechodzeniem do interesów? Dlatego Perseus zwlókł się z miejsca, po chwili stawiając przed nim szklankę soku pomarańczowego. — Wypij, bo jakiś blady jesteś. Witaminy to podstawa — mruknął, zaraz po tym ziewając. Być może podejmowanie pewnych decyzji pod wpływem chwili nie było szczególnie rozsądne, jeśli Percy wysłał do niego wiadomość w środku nocy, trzy razy upewniając się, że Nikko pojawi się w jego domu następnego dnia, tuż po jego przebudzeniu i wysłaniu kolejnej, krótkiej wiadomości pokroju; czekam. Ziewając kolejny raz, poprawiając jeszcze piżamę, z której nie zdążył się nawet przebrać, Percy odsunął od siebie miskę, nie zastanawiając się, jak powinien zacząć ten temat. Nie sądził, by odpowiedni wstęp i budowanie napięcia było im potrzebne, jeśli Bahng znał go wystarczająco dobrze. — Mama uznała, że jestem już prawie dorosły i za jakiś czas będę mógł zajmować się tym, co moja rodzina — rzucił, ziewając kolejny raz. — Fajnie, co? Moi bracia nie mieli tyle szczęścia, ale frajerzy strasznie sobie nie radzili, więc ojciec nie chciał dopuszczać ich do interesów — mruknął, jakby Nikko doskonale wiedział, o czym opowiadał mu teraz chłopiec. — Wiem, że i tak o wszystkim wiesz, ale chciałem sam ci o tym powiedzieć — dodał zaraz, biorąc jego szklankę, by napić się soku, nie upewniając się, ile Nikko tak naprawdę wiedział o biznesie państwa Wang; zarówno o tym legalnym i oficjalnym, jak i o tym mniej oczywistym, o którym opowiadał mu teraz Percy. — Powiedz mi. Wyglądam, jakbym się nadawał? Mama mówi, że mam gadane, więc nadam się do negocjacji. Podobno jutro mają przyjechać tu jacyś klienci z Chin i może będę mógł wziąć udział w ich spotkaniu. Nieźle, co? — rzucił, bo przecież była to jego codzienność; i skoro znali się od tylu lat, to podejrzewał, że Nikko przez cały czas jedynie zgrywał dość nieświadomego, zwyczajnie nie chcąc się w to wtrącać. — Pokazać ci broń? W końcu mam do niej dostęp — stwierdził jeszcze z nieco większą fascynacją; bo przecież byli przyjaciółmi, a przyjaciele powinni o wszystkim sobie mówić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nikko przychodził praktycznie zawsze, gdy dzwonił do niego Perseus, mówiąc, że ten musi koniecznie do niego wpaść. Odmawiał mu tylko wtedy, gdy miał zajęcia, może tonę nauki czy zbliżających się egzaminów, których nie potrafił zawalić; w każdym innym wypadku, zawsze pojawiał się przed drzwiami, prowadzącymi do jego domu. W końcu, Wang był jedną z niewielu osób, które naprawdę potrafiły go uszczęśliwić i zrozumieć. A to właśnie tego zrozumienia, zwykle potrzebował, gdy uśmiechał się lekko, powtarzając, że potrzebuje przestrzeni. Bahng uwielbiał to, że w ciągu paru ostatnich lat, nawiązali ze sobą taką znajomość, dzięki której, student o nic się nie martwił; nie bał się porzucenia ani zranienia. Bycie sobą i życie zgodnie ze swoimi przekonaniami, było dla niego cholernie ważne. Po śmierci swojej siostry, a potem po przeprowadzce do Seattle, obiecał sobie przecież jedno; nigdy nie będzie idiotycznie ryzykował. I wtedy też poznał Percy’ego, który w rzeczywistości był wszystkim, czego Nikko chciałby uniknąć. Pewnie gdzieś w głębi duszy, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Potrafił przecież zauważyć te znaczące różnice w ich charakteru, kompletnie inne style życia i cele. Mimo to, nigdy szczególnie mu to nie przeszkadzało; chłopiec wzdychał jedynie z niedowierzaniem, gdy słyszał o kolejnym szalonym planie albo kręcił głową z politowaniem, mówiąc, że swoją lekkomyślnością, zrobi sobie któregoś dnia krzywdę. Czasami dawał się w to wszystko wciągnąć, by choć przez ułamek sekundy, poczuć jak jego serce bije szybciej; a może robił to wszystko, by mieć na niego oko? Sam do końca nie wiedział, dlaczego zdarzało mu się zgadzać, bo często tego żałował. Lubił swoje ułożone życie i to jak funkcjonowało. Powtarzał to sobie jak mantrę niemal każdego dnia, by przypadkiem nie poczuć znużenia albo przygnębienia, że ciągle się ograniczał. Podejrzewał więc, że sam czerpał pewne korzyści z całej tej natury swojego rówieśnika. Gdyby nie on, to może oszalałby, w tych wszystkich swoich zasad, mających zapewnić mu bezpieczeństwo. Przecież nie chciał umrzeć. I nie chciał też, by cokolwiek złego stało się Wangowi, który wydawał się bez końca na to narażać.
Godzina trzynasta była dla niego niemalże środkiem dnia, a mimo to, usiadł przy stole w kuchni swojego przyjaciela, wpatrując się w niego nieco podejrzliwie. Fakt, że Percy wyglądał jak pełen bałagan sam w sobie, to jedno, ale jego zachowanie i nagłe ściągnięcie go na swoją posiadłość, sprawiło, że dwudziestolatek mruknął w namyśle. Nie do końca wiedział, czy powinien się przejmować, czy też nie, skoro Wang z natury był osobą, która wypisywała do niego z zaskakującymi propozycjami, potem uśmiechając się w ten charakterystyczny sposób, sprawiający, że Nikko zawieszał na nim zainteresowane spojrzenie. I nawet, jeśli zjadł już dziś obfite śniadanie, to wciskał te płatki z mlekiem do ust, byle tylko zająć się czymś, co pozwoli mu nie myśleć o tym nagłym wezwaniu w ciągu dnia. Szczególnie, że ten wyglądał, jakby dopiero zwlekł się z łóżka.
— Nie jestem blady — mruknął nieco marudnie, odwracając głowę w stronę lodówki, by spojrzeć na swoje odbicie, pocierając palcami policzek. Pierwsze ziewnięcie chłopca, sprawiło, że student spojrzał na niego z uwagą. — Dlaczego kazałeś mi przyjść, jak się nie wyspałeś? Mogliśmy zobaczyć się wieczorem — skomentował jego zachowanie, parskając cicho pod nosem, zanim rzeczywiście upił trochę soku pomarańczowego. Dopiero wtedy poprawił palcem okulary na nosie, w których pokazywał się jedynie Wangowi; i skupił się na jego słowach.
— Będziesz zajmował się handlem bronią? Masz w ogóle o tym jakieś pojęcie? — zapytał, ściągając nieznacznie brwi, bo niewątpliwie była to dość zaskakująca informacja. W końcu Percy miał zaledwie dwadzieścia lat, a zajmowanie się takim biznesem, było dość wymagające. A przynajmniej tak mu się wydawało. — Zrób sobie kawę — skomentował jego kolejne ziewnięcie. — Więc zamierzają cię szkolić? Od kiedy? Mam nadzieję, że to nie oznacza, że teraz będziesz miał mniej czasu, bo nieszczególnie uśmiecha mi się na bycie bardziej społecznym — mlasnął z niezadowoleniem, odsuwając od siebie miskę z płatkami. — Nie wiem, czy kiedykolwiek widziałem twojego ojca. Przyjeżdża tak rzadko do Seattle, że zawsze się z nim mijałem — mruknął, bo przecież Perseus pewnie doskonale znał jego rodziców. Dość regularnie zapraszał go do siebie, więc jego matka znała Percy’ego, równie dobrze, co swoje własne dziecko. Uśmiechając się nieco złośliwie, Nikko pokiwał entuzjastycznie głową. — O tak, jadaczka tak ci się nie zamyka, że ci wszyscy negocjatorzy, pewnie stracą szybko puentę — zaśmiał się. — Widzę, że naprawdę cię to cieszy. W takim razie mnie też. I mam nadzieję, że będziesz dobrze sobie radził — powiedział, nie odrywając od niego ożywionego spojrzenia; bo przecież chciał dla niego jak najlepiej. — Wy… trzymacie w domu broń? — zapytał, rozszerzając oczy z zaskoczenia. Dlaczego mieliby to robić, zamiast pakować całą tę broń w jakichś magazynach, czy strzeżonych miejscach?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Perseus nie wiedział, czym dla przeciętnych ludzi było normalne życie. Nie widział więc nic szczególnie szokującego w interesach, które prowadziła jego rodzina, a do tego nie robił się chorobliwie blady, gdy myślał o swojej przyszłości; o tym, że być może zastąpi kiedyś swoich rodziców, zajmując się biznesem, który nie zaliczał się do tych legalnych. Wychowując się w tym środowisku, goniąc za starszymi siostrami, które również przystosowały się do takiego życia, Percy wyrobił sobie pewną odporność; na stres, strach i niepewność. Nie zaczynał więc panikować, gdy matka po raz kolejny przypominała mu, co powinien zrobić, gdyby pewne sprawy wymknęły się jej spod kontroli, a do tego nie pamiętał, by jego dłonie zadrżały choć raz, gdy trzymał w nich broń; do tej pory celując jednak do jakichś starych puszek. Uśmiechał się więc dość krzywo, gdy Nikko zaczynał widocznie się martwić, próbując odciągnąć go od wszelkich, absurdalnych pomysłów; a później sam próbował go w to wciągnąć, byle pokazać mu, jak fascynujące potrafiło być ryzyko. Bahng był przecież jego przyjacielem, a więc Percy nie potrafił się złościć, gdy jego równolatek zaczynał go pouczać, najpewniej matkując mu czasem znacznie bardziej niż pani Wang; nie irytował się i nie wysyłał go do domu, uznając, że chłopiec zupełnie niszczył mu humor. Zamiast tego wolał czasem zwolnić, byle Nikko mógł mu towarzyszyć; mimo wszystko potrafił więc dochodzić z nim do pewnych kompromisów, choć w przypadku innych osób, zawsze stawiał na swoim. Chętnie ignorował więc pewne zasady, robiąc wszystko, żeby zaimponować swojej rodzinie; musiał przecież pokazać im, że był idealnym zastępcą dla swojego ojca, w przeciwieństwie do całego jego rodzeństwa. Tyle że nadal był młody; i nadal pakował się w niepotrzebne problemy, później świecąc oczami przed matką lub też prosząc swojego przyjaciela o pomoc. Bo przecież nie mógł zawalić, jeśli rodzice nareszcie zaczęli wprowadzać go w to wszystko; najwyraźniej widząc w nim kwitnący potencjał. I dlatego też chciał opowiedzieć o tym właśnie jemu.
Ignorując jego odpowiedź, Percy przetarł oczy, wyciągając łyżkę z ust, żeby agresywnie nią machnąć, marszcząc przy tym brwi. — Chciałem się pochwalić — mruknął, bo nie chciał czekać w nieskończoność, aby przekazać mu te wyśmienite wieści. Chciał od razu obwieścić mu, że matka przestała traktować go jak dzieciaka, którego wszyscy powinni chronić; jakby Perseus sam nie potrafił się obronić. A więc zależało mu na tym, aby przekazać mu te informacje, jak najszybciej się dało; wolał zignorować własne zmęczenie, zmierzwione włosy i poduszkę odbitą na policzku, sprowadzając do siebie przyjaciela o tak wczesnej porze. — Jeśli mielibyśmy zobaczyć się wieczorem, to musiałbym czekać cały dzień, żeby ci o tym powiedzieć. A to byłoby gorsze niż wszelkie tortury — stwierdził, bo jedno nie zmieniło się od czasów, gdy byli dziećmi i dopiero się poznawali; Percy dzielił się z nim wszystkimi nowinkami ze swojego życia. Nie mając wielu bliskich przyjaciół, właściwie tylko jego traktując jako tego jedynego, Wang mówił mu niemal o wszystkim. Ekscytował się więc wraz z nim swoimi drobnymi sukcesami, czasem narzekając na swoje siostry i matkę, która nadal nie wpuszczała go do klubu po godzinie siedemnastej. A ten dzień z pewnością był wyjątkowy; dlatego też chłopiec nie potrafił sobie opuścić.
Chciałbym — westchnął nieco markotnie. — Ale mama nadal uznaje, że na to jestem jeszcze zbyt młody. Ile mam czekać? Do trzydziestki? A może czterdziestki? Wiem o tym praktycznie wszystko, bo zawsze podsłuchiwałem jej rozmowy z tatą i ich współpracownikami — wymamrotał, nie rozumiejąc, dlaczego rodzice nie chcieli szkolić go od małego, by w odpowiednim momencie mógł zająć ich miejsce. — Jak na razie mogę tylko chodzić z nią na te wszystkie, biznesowe spotkania i wszystkiemu się przyglądać. No i może przestanie nareszcie wypraszać mnie z klubu — stwierdził z nieco większą ekscytacją, bo z pewnością był to dobry początek; coś, na co Perseus czekał od małego. Wysłuchując sugestii chłopca, Percy zwlókł się ze swojego siedzenia, podchodząc do ekspresu. — Od dzisiaj. Tak myślę — stwierdził, przypominając sobie rozmowę, którą odbył wcześniejszego wieczoru ze swoją matką. — Nawet jeśli będę zajęty, to zawsze znajdę dla ciebie czas. Może zostaniesz moją prawą ręką? Wszystko ci pokażę — rzucił z przekonaniem, dopiero wtedy siadając przy blacie z kubkiem kawy; tyle że teraz były to dość niewinne żarty, bo gdy myślał o tym dniami i nocami, to nie chciał, żeby osoba taka, jak Nikko jakkolwiek się w to angażowała. Wolał, żeby jego przyjaciel stał gdzieś boku, mimo wszystko pozostając jednak w swoim świecie. Tym, który znacząco różniłsię od świata Perseusa. — Nic nie tracisz. Jest strasznie sztywny i nigdy się nie uśmiecha — rzucił z lekkim rozbawieniem, bo znacznie lepiej dogadywał się ze swoją rodzicielką, która lubiła także Nikko; traktując go jak odpowiednie towarzystwo dla swojej najmłodszej pociechy. Bo przecież nie można było wiele mu zarzucić; a to takich ludzi, jak na ironię, pani Wang lubiła najbardziej. — Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałem — stwierdził, przyglądając mu się połyskującymi ślepiami. — Skoro ty tak mówisz, to na pewno sobie poradzę. Moim braciom opadną szczęki, zobaczysz — rzucił, upijając łyk kawy, by zaraz po tym gwałtownie podnieść się z miejsca. — Duh. Co jeśli wpadliby tu jacyś nieproszeni goście? Musisz być przygotowany na wszystko, Nikko — stwierdził, bo były to pojedyncze sztuki broni, do których Percy nie zbliżał się jednak bez wcześniejszych rozmów z matką; tyle że teraz mógł pozwolić sobie na więcej. Dlatego odsuwając miski na bok, Wang chwycił rękaw przyjaciela, od razu ciągnąc go w stronę piwnicy, która najpewniej nie była mu szczególnie znajoma. — Powinieneś kiedyś ze mną postrzelać. Albo pójść na trening — stwierdził, prowadząc go do odpowiedniego pomieszczenia, którego z pewnością nie powinien mu pokazywać; tyle że nie traktował go jak obcego, a więc nie widział w tym nic dziwnego. — Tylko jedno mi się w tym wszystkim nie podoba — zaczął, gdy znaleźli się w odpowiednim miejscu i gdy zamknął drzwi, upewniając się, że nikt ich nie widział. — Mama stwierdziła, że przyda mi się ochrona, skoro chcę iść w ich ślady. Wyobrażasz sobie, że jacyś goście w garniturach będą ciągle za mną łazić? — mlasnął, bo nadal się przeciwko temu buntował; uznając, że sam doskonale o siebie zadba.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla Nikko, ryzyko nie było niczym fajnym. Nie kojarzyło mu się z rozrywką, czy przyjemnym przekraczaniem pewnych granic. Robiąc coś niezgodnie z zasadami, być może nawet zakazanego, robił się chorobliwie spięty, a przed jego oczami, pojawił się obraz zapłakanej matki, a potem ciała jego siostry, przykrytego białym prześcieradłem. To trochę trudne, by z pamięci kilkuletniego dziecka, wymazać tak przerażający obraz. I być może, gdyby rodzice oszczędziliby mu tego widoku, to teraz nie byłby tak wielkim paranoikiem. Może potrafiłby żyć normalniej, czasem wychodząc ze swojej strefy komfortu, by sprawdzić, jak właściwie wygląda życie.
Nie potrafił więc patrzeć obojętnie na to, jak Perseus chętnie lgnie do swoich szalonych pomysłów. Zupełnie tak, jakby nie myślał o możliwych konsekwencjach lub jakby uważał się za nieśmiertelnego. A przecież Wang nadal był kruchym człowiekiem; bez względu na to, jak wyszkolonym i świadomym świata, nadal był narażony na niebezpieczeństwo. A chłopiec naprawdę nie chciał powtórki. Nie chciał pojawić się na pogrzebie bliskiej mu osoby. Nie chciał na nowo godzić się z rzeczywistością bez drugiego człowieka, a na pewno nie chciał znów się przeprowadzać i tworzyć nowy start. Dlatego czasami wkurzał się, słysząc głupie plany swojego równolatka i dlatego też, chodził za nim krok w krok, zwyczajnie go pilnując. Jakby mógł go ochronić w przypływie kryzysu. Starał się być dobrym przyjacielem; nie krytykować wszystkich jego decyzji i wywracać oczami. Bo wiedział, że nie było w tym nic przyjemnego. Zagryzał więc mocno wargi i wzdychał z niecierpliwością, pozwalając wciągnąć się w choć część tych spontanicznych akcji, jednocześnie próbując się przystosować.
— Mogłeś pochwalić się wieczorem, przecież nigdzie ci nie ucieknę — mruknął, szturchając łyżką jeden z płatków, unoszących się na mleku. I to nie tak, że był marudny albo niezadowolony, że musiał pojawić się w ciągu dnia. I to też naprawdę nie tak, że przeszkadzał mu ten chaotyczny sposób bycia dwudziestolatka. — Myślę, że spokojnie przespałbyś cały dzień i obudziłbyś się dopiero wieczorem. Jak prawdziwy wampir — rzucił nieco kąśliwie, zanim posłał mu nieco łagodniejszy uśmiech. Oboje mieli inne style życia, a mimo to, potrafili znaleźć złoty środek; czasami to Nikko zarywał nocki, by spotkać się z Percy’m, a czasami Wang ustawiał pewnie sto budzików, by w ciągu dnia, złapać swojego przyjaciela. Coś za coś całkiem dobrze się u nich sprawdzało. Bahng przez chwilę po prostu przyglądał mu się z uwagą, nie przestając się delikatnie uśmiechać. Bo podobało mu się to, że Perseus wyglądał czasami jak bałagan; jak prawdziwe jego przeciwieństwo. Było w tym coś fascynującego. Różnili się od siebie tak bardzo, że spotykając się, Nikko nie potrafił wyjść z podziwu, że to nadal funkcjonowało tak, jak powinno.
— Ledwo skończyłeś liceum, daj im trochę czasu. Pewnie chcą cię dobrze przeszkolić. Jeszcze sprzedałbyś broń, jakiemuś psycholowi i co wtedy? — mlasnął, dochodząc do wniosku, że przez jego roztrzepanie, mógłby popełnić jakiś błąd, który początkowo nie wyglądałby ryzykownie. — I właśnie to jest powód, dla którego nie możesz jeszcze w pełni się tym zająć. Jesteś w gorącej wodzie kąpany — parsknął, mierząc w niego łyżką i kręcąc głową z dezaprobatą, jakby sam był profesjonalistą i prawdziwym biznesmenem, chociaż o prowadzeniu własnej firmy, nie miał zielonego pojęcia. — Brzmi jak coś potwornie nudnego — mruknął, bo nie wyobrażał sobie, żeby chodzić z rodzicami na te wszystkie spotkania i akcje promocyjne. Pewnie umarłby z nudów, słuchając o nowych zapachach i kształtach fiolek. — Prowadzenie klubu brzmi całkiem fajnie. Mógłbym się tym zajmować — stwierdził nagle, bujając się na krześle. — Nie wydaje się to jakoś szczególnie niebezpieczne, szczególnie, że nie jest to miejsce dla wszystkich — mruknął; wolałby, żeby to tym się zajmował Perseus, a nie sprzedażą broni.
Słysząc jego słowa, Nikko parsknął pod nosem, bo jakoś nie wyobrażał sobie wspólnej pracy. Pewnie ciągle by się nie zgadzali i kłócili przez swoje decyzje. Poza tym Bahng nie miał żadnego pojęcia o handlu bronią, dlatego uśmiechnął się krzywo, kręcąc przy tym głową. — Myślę, że moje miejsce jest gdzie indziej — powiedział. — Ale postaram się wspierać cię jak najlepiej z boku — obiecał, przykładając dłoń w okolice serca. Zauważając kubek kawy, chłopiec wyciągnął rękę, żeby ukraść mu łyka lub dwa, po czym westchnął ciężko. — N-nieproszeni goście? — zapytał, podnosząc głowę, gdy ten zerwał się z miejsca. Nikko podniósł się z miejsca, gdy ten pociągnął go za rękaw, czując nagły niepokój. — Postrzelać? — znowu powtórzył za nim, jakby odebrano mu zdolność samodzielnego myślenia. I dopiero, gdy znaleźli się w środku, a Bahng oparł się plecami o drzwi, uderzyła w niego realizacja. Dlatego złapał go za nadgarstek, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami. — Percy… Twoja rodzina… Czym wy się zajmujecie? Dlaczego mielibyście być zagrożeni? — zapytał cicho, czując jak głos ugrzązł mu w gardle.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdarzały się dni, gdy Perseus zapominał, że w gruncie rzeczy był zwykłym człowiekiem; był więc narażony na niebezpieczeństwo i mimo wszystko nie był nieśmiertelny. Nie rozumiał więc, dlaczego jego matka spoglądała na niego dość gniewnie, gdy robił coś nierozsądnego, a do tego potrafił godzinami zastanawiać się, dlaczego rodzice nie chcieli w pełni wprowadzić go w ten biznes, jeśli ktoś musiał ich kiedyś zastąpić. Jego myślenie nigdy nie było szczególnie skomplikowane, a więc Percy chciał, żeby wszyscy szli mu na rękę, zgadzając się z jego pomysłami i każdym planem, który miał zagwarantować mu ciekawsze życie. Niezależnie od tego, czy była to jego rodzina, czy najbliższy przyjaciel. Wiedział jedynie, że zarówno jego rodzice, jak i Nikko, dość uważnie go pilnowali. Co czasem wyjątkowo go oburzało; bo przecież potrafił o siebie zadbać. W inne dni uśmiechał się jednak dość niewinnie, uznając, że jeśli on sam nie przywykł do martwienia się, to przynajmniej ktoś mógł robić to za niego. Szczególnie Bahng, który wiódł raczej normalne życie; a już na pewno w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, który nieustannie wypytywał go, czy przypadkiem się nie nudził, na co dzień nie ryzykując wyjątkowo widoczne i mocno.
Tego nie wiesz. Musiałem wykorzystać okazję, jeśli ją miałem — stwierdził, bo prawda była taka, że od zawsze żył w pośpiechu. Nie potrafił odkładać zbyt wielu rzeczy na później; a już na pewno nie tych, które miały dla niego większe znaczenie. A więc nie byłby w stanie czekać do późnego wieczoru; najchętniej powiedziałby mu o tym tuż po rozmowie z matką, cudem wytrzymując jednak do następnego dnia. — A wtedy ty byłbyś zmęczony i musiałbym co pół godziny robić ci kolejną kawę — mruknął nieco marudnie, mimo wszystko doceniając, że ich życie nieco się od siebie różniło; nawet jeśli wymagało to od nich pewnych poświęceń, a do tego wyrzeczeń na rzecz ciągłych spotkań, to Percy nie miał nic przeciwko temu, jedynie czasem przysypiając na jego ramieniu, marudząc coś o pięciu minutach solidnej drzemki. A później sam wyciągał go gdzieś późnymi wieczorami, mówiąc, że nie wrócą zbyt prędko do domu, bo czekała na nich kolejna, wyśmienita przygoda. — Nic nowego. Broń codziennie trafia ręce w takich ludzi, inaczej biznes by się nie kręcił — rzucił, dość obojętnie wzruszając ramionami. Były to fakty; informacje, które matka czasem przekazywała mu, gdy popijała wino w kuchni, siedząc nad jakimiś dokumentami, którym Percy nie mógł się przyglądać. Nie wydawało mu się to więc dziwne, czy szczególnie nieodpowiednie; bo realia prawdziwego świata bywały naprawdę ponure. Do czego jednak Wang był zadziwiająco dobrze przystosowany. — Boże, krytykujesz mnie gorzej niż mama — westchnął z nieco dziecinnym oburzeniem; choć spodziewał się, że Nikko może mieć sporo racji. Spędzał z nim wiele wolnych chwil, a do tego znał go lepiej niż inni. A co za tym szło; widział też znacznie więcej niż jego rodzina i rówieśnicy, dostrzegając wszystkie jego zalety i wady. — Nie wiem, czy kiedyś się to zmieni. Więc równie dobrze już teraz mogliby mi zaufać. Przecież sobie poradzę — dodał, bo wydawało mu się, że spośród całego swojego rodzeństwa, tylko on mógł nad wszystkim zapanować, sprawiając, że jego rodzice byliby z niego dumni. Miał pewne predyspozycje, był zaangażowany, a do tego nie był szczególnie strachliwy; potrafił też zachować zimną krew w sytuacjach, które tego od niego wymagały. Sam dostrzegał więc sam plusy, których nikt nie brał pod uwagę, przez co nadal słyszał utarte stwierdzenie; jesteś jeszcze zbyt młody, Perseus. Daj sobie trochę więcej czasu. — Nudne to było siedzenie w pokoju, jak przyjeżdżali tu partnerzy rodziców z Chin. Wiesz jak ciężko podsłuchuje się rozmowy w języku, którego do końca nie rozumiesz? — rzucił z wyjątkową powagą i zaraz po tym cicho się zaśmiał, kręcąc łagodnie głową. — Czasem odnoszę wrażenie, że w klubie dzieją się gorsze rzeczy niż na rynku — zauważył, bo wiedział, że poza całą otoczką, która miała dać jego rodzinie pewną przykrywkę, za zamkniętymi drzwiami działy się rzeczy, o których przeciętni ludzie woleliby nie wiedzieć.
Ich współpraca z pewnością byłaby burzliwa; ale może wtedy Percy nauczyłby się, że czasem powinien odpuścić? I że dogadywanie się osobami, które miały odmienne zdanie na pewne tematy, nie było niczym złym. Mimo wszystko wolał chyba, żeby w przyszłości nie łączyła ich praca; bo to wydawało mu się zwyczajnie problematyczne. — Mhm. To gdzie widzisz się za dziesięć lat? Błagam, tylko nie zanudzaj — rzucił, zastanawiając się, jakie tak właściwie Nikko mógł mieć plany na przyszłość. I czy jakkolwiek pokrywały się one z planami Wanga. — Rodzice mają sporo wrogów. Takich interesów nie można prowadzić się w zupełnym spokoju — poinformował go dość swobodnie, rozpromieniając się, gdy znaleźli się w odpowiednim pokoju. Zerknął więc z pewną konsternacją na swojego przyjaciela, gdy ten chwycił jego nadgarstek, a później zamrugał dość mozolnie, rozglądając się po pomieszczeniu. — Jak to czym? Handel bronią. Chiny, Japonia, Korea, Ameryka i kilka mniejszych państw, które skupują ją na potęgę, żeby załatwiać nią swoje wewnętrzne spory — rzucił, bo przecież dla niego było to oczywiste. — Ale pewnie są jeszcze rzeczy, o których rodzice mi nie mówią. Bo jestem zbyt młody — mruknął, przedrzeźniając swoją matkę; podejrzewając, że jego rodzina zajmowała się jeszcze innych, równie nielegalnych działaniami, które miały przynieść im jakieś zyski. — Przecież wiesz, Nikko, więc dlaczego wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć? To moja działka — rzucił z rozbawieniem, nie sądząc, by dla chłopca mogło być to szokujące; bo dla niego samego była to zwykła codzienność.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nikko doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie był jedyną osobą, dbającą o bezpieczeństwo swojego przyjaciela, a mimo to, zawsze zastanawiał się, kto miał na niego oko, zanim zaczęli się ze sobą spotykać. Czy jego rodzina była naprawdę tak uważna, że pilnowali go do tego stopnia, że chłopiec nie zrobił sobie jeszcze krzywdy? Czy poczuli się pewniej, gdy gdzieś przy jego boku, zaczął pojawiać się Bahng? Dwudziestolatek nie był do końca przekonany, czy byłby w stanie, wybić mu każdy głupi pomysł z głowy. Nie wiedział też, czy byłby w stanie go obronić, choć przecież bardzo by chciał. W końcu byli przyjaciółmi. Student nie wyobrażał sobie, żeby z jakiegoś powodu, w jego życiu miałoby zabraknąć jego równolatka. Przyzwyczaił się przecież do jego uśmiechu, roziskrzonego spojrzenia, do nocnych wiadomości, które bezustannie poprawiały mu humor, późnych i długich rozmów, które uświadamiały go, że pomimo ogromnych różnic, naprawdę dobrze się dogadywali. Był więc w stanie zrozumieć naprawdę wiele, jednocześnie chętnie przyglądając się jego przygodom z boku; bo mógł mu kibicować i cieszyć się jego szczęściem, nadal będąc jeden krok za nim. Poniekąd, zawsze czuł się właśnie w ten sposób; jak nieodłączny element jego życia, dający mu przestrzeń i wsparcie, gdy tego potrzebował. Wiedział bowiem, że sam mógł na niego liczyć i nawet, jeśli czasami musiał dwa razy wytłumaczyć mu, co się dzieje albo dlaczego czuł się w ten, a nie inny sposób, to nigdy nie czuł się z tego powodu źle. Byli inni, to nie pozostawiało żadnych wątpliwości, ale gdzieś w tym wszystkim, przy okazji tworzyli jakąś całość i chyba dobrze im to wychodziło. — Cóż, cieszę się, że powiedziałeś mi od razu, zamiast trzymać mnie w niepewności — przyznał, uśmiechając się delikatnie. O wiele bardziej wolał spotkać się po kilku godzinach niż przez kilka dni zastanawiać się, o co mogło chodzić. — Lubię kawę — powiedział chętnie, wzruszając niewinnie ramionami, jakby wypijane przez niego hektolitry kofeiny, mogłyby mieć na niego jakkolwiek dobry wpływ. — Poza tym nie zawsze jestem zmęczony. Jak sobie pośpię, to wieczorem mam całkiem sporo energii — stwierdził, unosząc dumnie brodę. Nie był przecież rannym ptaszkiem, ale miał pewne godziny, do których stawał się stosować. Nie potrafił przespać całego dnia, by funkcjonować normalnie w ciągu nocy. W związku z jego studiami, czy nawet pracą, musiał jednak trzymać się pewnych norm. — Chociaż tobie i tak nie dorównam — parsknął, spoglądając na niego nieco łagodniej. Bo była to kolejna, dzieląca ich różnica, która kompletnie mu nie przeszkadzała.
Nikko spojrzał na niego z niedowierzaniem, zaraz uśmiechając się nieco nerwowo. Mimo wszystko, miał na ten temat inne myślenie i gdyby tylko mógł, to najchętniej wszystkim odebrałby broń, nawołując do pokoju. Bo po co prowadzić jakieś wojny lub szemrane interesy? Gdyby każdy człowiek starałby się choć w połowie, zachowywać się uczciwie, świat byłby piękniejszy. — To trochę przerażające, gdy mówisz o tym tak obojętnie — rzucił i wzdrygnął się, może nieco zbyt teatralnie. Wiedział przecież, że jego przyjaciel nie był złą osobą, która wykorzystywałaby broń do jakichś nielegalnych i złych działań. I może to tylko dlatego, że Bahng nie był przyzwyczajony do obracania się w takim środowisku, ale widział w tym wszystkim więcej wad niż zalet. Mimo to, zacisnął delikatnie usta, posyłając mu kolejny uśmiech. Nie chciał przecież mówić mu, że to trochę dziwne, podchodzić do tego wszystkiego tak lekko. — Wcale cię nie krytykuję! — oburzył się, nagle wyprostowując się, jakby Perseus co najmniej powiedział coś niewłaściwego. — Po prostu się martwię, okej? Też chcę, żebyś się jak najlepiej w tym wszystkim odnalazł — powiedział, zresztą zgodnie z prawdą.
Chłopiec parsknął cicho pod nosem, posyłając mu rozbawione spojrzenie. Nietrudno było zauważyć, jak bardzo mu zależało na tym, żeby jak najprędzej wkręcić się w rodzinny biznes. Nikko chciał go w tym wspierać, dlatego pochylił się do przodu, posyłając mu szerszy uśmiech. — Więc może to czas podszlifować chiński? — zaproponował, wytykając język. — Chciałbym spytać, ale boję się, że ta wiedza, może mnie zaboleć — mruknął, patrząc na niego z wyraźnym niezdecydowaniem. Mieli inne podejście do tych spraw, więc chyba dobrze było, przynajmniej na ten moment, że Nikko nie wiedział o wszystkim. — No… — zaczął niepewnie, drapiąc się po głowie; bo nie był pewien swojej przyszłości i nadal nad nią pracował. Nie był więc spontaniczny, ale nie miał też żadnego konkretnego planu. — Słuchaj. W ciągu dziesięciu lat wszystko może się jeszcze zmienić — mlasnął. Dopiero kolejne informacje, które zaczęły do niego napływać, sprawiły, że wytrzeszczył oczy, nawet nie ukrywając swojego zaskoczenia. — Myślałem, że sprzedajecie broń myśliwym — wydusił. Zacisnął tylko mocniej palce na przedramieniu chłopca, patrząc w jego twarz z niedowierzaniem. — Przecież to niebezpieczne. Boże… Muszę przypomnieć sobie kursy pierwszej pomocy, to chociaż będę wiedział, jak cię poskładać — wyszeptał już bardziej do siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trzymanie cię w niepewności? To byłyby prawdziwe tortury. I to nie dla ciebie, a dla mnie — odparł poważnie, bo Perseus potrafił być naprawdę nadpobudliwy; szczególnie jeśli chodziło o coś istotnego. Rozpromieniał się za każdym razem, gdy jego rodzina wspominała przy nim o swoich interesach, a do tego nienawidził czekać, gdy mógł przekazać jakieś wyśmienite wieści swojemu przyjacielowi. Robił się wtedy zbyt nerwowy i rozkojarzony, jakby w tym wypadku cierpliwość naprawdę mogła go zabić. Zwierzał mu się przecież ze wszystkiego; mówił mu o swoich niewielkich obawach, a później przestawiał mu skrupulatnie zaplanowaną przyszłość, mówiąc, że znajdzie tam odpowiednie miejsce także dla niego. Bahng był jak ta jego druga, lepsza połowa, która wiedziała, co zrobić i powiedzieć, by Wang lekko się uśmiechnął, porzucając smętną minę, która zdobiła jego twarz, gdy matka nieustannie powtarzała mu, że na wszystko było jeszcze zbyt młody. — Jak pośpisz i wypijesz dwa litry kawy — poprawił go z lekkim rozbawieniem. — Ale nie narzekam. Mama mówi, że to dzięki tobie widzę jeszcze światło dzienne — parsknął, bo sam wolał nocne życie; podobał mu się ten spokój, który panował po zachodzie słońca, jak i to, że miasto, a także ludzie pogrążali się w głębokim śnie. Nikt nie przyglądał się wtedy wszystkiemu, co robił, a do tego nikt go nie oceniał, gdy Percy włóczył się po okolicy, jak zwykle szukając rozrywki. Spał więc do późnych godzin, byle przebudzić się dopiero po południu; robiąc wyjątek jedynie dla swojego przyjaciela, starając się dostosować do jego trybu życia. Byle zbyt często się z nim nie mijać, samemu witając rozpoczynający się dzień w tym samym momencie, w którym Nikko się z nim żegnał.
Rodzice nigdy nie trzymali go w jakiejś wyidealizowanej bańce, podczas gdy dość czujnie dbali o jego bezpieczeństwo. Nie wmawiali mu, że świat był dobry i nie zasłaniali mu oczu, gdy działo się coś złego. Perseus miał więc pełen wgląd w to, jak wyglądały ich interesy, choć nie miał jeszcze prawa, by się do nich zbliżać; wiedział więc, że pewnej brutalności nie dało się uniknąć. A już na pewno nie w ich domu, gdzie wszystko kręciło się wokół nielegalnego handlu bronią. Nie potrafił więc mówić o tym w inny sposób; drżąc i bojąc się swojej przyszłości. — Takie jest życie, Nikko — rzucił, wzruszając lekko ramionami, by zaraz po tym zmrużyć oczy. — Mam się popłakać, żeby nie wyglądać na obojętnego? Wiesz, że potrafię — parsknął, traktując to jak żart. Wiedział, że w pewnych kwestiach nigdy nie będą ze sobą zgodni. Podczas gdy Wang poszukiwał adrenaliny i niepewności, Bahng trzymał go na stabilnym gruncie, dbając o to, by nie stała im się żadna krzywda; i podczas gdy Percy sprawiał wrażenie obojętnego, gdy mówił o biznesie swojej rodziny, a także o wszystkim, co do tej pory widział, Nikko zachowywał się, jakby był tym zaniepokojony. Dlatego też chłopiec nie chciał go w to wciągać, wyłącznie ze względu na to, że byli przyjaciółmi; być może jego przyjaciel był jedyną osobą, o którą Perseus dbał tak widocznie, pomimo że nigdy o tym nie mówił? Wolał trzymać go z dala od pewnych spraw, jedynie chwaląc mu się swoimi postępami i jedynie niekiedy wspominając o kilku tych aspektach, które najpewniej nie mogły przypaść mu do gustu, jeśli Nikko chciałby pozbyć się całej broni na świecie; byle nikt nie musiał już cierpieć. — Krytykujesz. Nawet minę masz taką jak ona — stwierdził, machając mu dłonią przed twarzą. Prawda była taka, że tylko dwie osoby potrafiły tak bardzo się o niego martwić; zarówno pani Wang, jak i Nikko. I były to także dwie osoby, którym Percy zwyczajnie na to pozwalał, nie krzywiąc się z niezadowoleniem, gdy ci mówili mu, czego powinien unikać. — Jak bardzo się o mnie martwisz? W skali od jeden do dziesięć? — rzucił dość zaczepnie, byle przekonać się, czy naprawdę był dla niego ważny; choć to wydawało mu się oczywiste. Przyjaźnili się nie bez powodu.
Percy nie potrzebował wsparcia dziesiątek osób; nie zależało mu nawet na tym, by jego rodzeństwo trzymało za niego kciuki, życząc mu sukcesów. Chciał tylko, żeby to rodzice i Bahng byli z niego dumni. — Powinniśmy pójść razem na korki z chińskiego? Sam zanudziłbym się tam na śmierć — westchnął, bo wolał wszystko robić właśnie z nim. Wydawało mu się to nie tylko ciekawsze, ale też znacznie bardziej znośne, gdy chodziło o aktywności, których sam nigdy by się nie podjął. — Nie pytaj, bo później nie będziesz mógł spać w nocy i jeszcze zaczniesz mnie o to obwiniać — zaśmiał się, jakby znów żartował; ale kto wie, jak Nikko zareagowałby, gdyby tylko dowiedział, co właściwie działo się w klubie pani Wang? — Nie masz żadnego planu? Nic a nic? — zapytał z realnym zaciekawieniem, zaraz po tym posyłając mu jednak pokrzepiający uśmiech. — To nieistotne. Ważne, że w swojej przyszłości uwzględniłeś mnie — dodał, machając lekko dłonią. — Myśliwym? Wydaje mi się, że żaden myśliwy nie potrzebowałby takiej ilości broni — stwierdził, znów wzruszając ramionami. — Sprzedajemy ją osobom, które chcą ją kupić. A trochę ich jest — dodał, dopiero wtedy przenosząc wzrok na jego dłoń, zaraz po tym powracając spojrzeniem do jego twarzy. — Woah, nie panikuj, Nikko — rzucił, lekko się uśmiechając; jakby zdenerwowanie przyjaciela wydawało mu się odrobinę zabawne. — Moja rodzina jest przygotowana praktycznie na wszystko. Gdyby tak nie było, to nie prowadziliby tego biznesu — przypomniał mu, rozglądając się po pomieszczeniu. — Więc jeśli nic nie wymknie im się spod kontroli, to żadne kursy pierwszej pomocy nie będą ci potrzebne — dodał, klepiąc go po dłoni; jakby próbował dodać mu nieco otuchy. — Chcesz się przewietrzyć czy już ci lepiej? — zapytał po chwili, nie rozumiejąc, dlaczego Nikko miałby aż tak się tym przejmować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Powinienem czuć się jak prawdziwy wybraniec? No wiesz, skoro to mnie chcesz informować w pierwszej kolejności o swoich sukcesach — powiedział, uśmiechając się delikatnie i nie ukrywając nawet tego, że nieco łechtało to jego ego. Szczególnie, że znali się już jakiś czas i pomimo wielu różnic, dobrze się ze sobą dogadywali. Lubił więc to, że Perseus był z nim szczery, chcąc dzielić się różnymi większymi i mniejszymi osiągnięciami w swoim życiu. Nikko to doceniał, podobnie jak wspierał go we wszystkim, co robił. Wiedział bowiem, że sam może na niego liczyć i że w przypływie jakiegoś kryzysu, ten też mu pomoże. — Jesteś tak nadpobudliwy, że zwyczajnie nie dałbyś rady, utrzymać tego w sekrecie. No, ale wcale ci się nie dziwię — westchnął, bo sam nie chciałby mieć przed nim sekretów. Gdy działo się coś znaczącego, od razu pisał lub dzwonił do swojego rówieśnika, by go o tym powiadomić. Tak było zwyczajnie łatwiej, a poza tym… Gdyby nie on, to kto?
— Nie ma nic złego w piciu dużej ilości kawy — mruknął marudnie, spoglądając na niego z nieco krzywym uśmiechem. W każdej przyjaźni, trzeba było znaleźć miejsce na pewne poświęcenia; w przypadku Nikko, było to porzucenie części snu, by spotkać się lub wysłuchać Wanga. — Też tak myślę. Wiesz, że za dnia też można robić całkiem ciekawe i fajne rzeczy? — zapytał retorycznie, nie potrafiąc wyzbyć się tej złośliwości. Sam chyba całkowicie by oszalał, jeśli nie mógłby, chociaż częściowo, funkcjonować w ciągu dnia. Dlatego od czasu do czasu, wyciągał na zewnątrz chłopca, budząc go i spychając z łóżka, by porobili coś kreatywnego; bo przecież każdy potrzebował pewnej dawki słońca, nawet Percy. I tak, jak Bahng potrafił docenić uroki zmierzchu, spokoju i tego stanu, który go odprężał, tak wiedział, że akurat w przypadku jego życia, najważniejsza była równowaga.
Dwudziestolatek wywrócił oczami na jego słowa, choć nie mógł zaprzeczyć; bez względu na to, co o tym wszystkim myślał, nie będzie powodem, dla którego ludzie zaprzestaną wojen lub przestępstw. I już dawno się z tym pogodził. Mimo to, nie lubił o tym słuchać. Gdyby mógł, to nie chroniłby tylko siebie i swoją rodzinę, ale też Perseusa. Nawet ze świadomością, że to raczej on prędzej ochroni jego. — A umiesz płakać na zawołanie? Super — rzucił ironicznie, bo nie chciał obrócić ich rozmowy w coś poważnego. Czasami bał się, że przez swoje kompletnie różne opinie na niektóre pytania, zwyczajnie się pokłócą. Dlatego zdarzały się dni, gdy robił krok do tyłu, zachowując swoje zdanie dla siebie; być może dla dobra ich znajomości. Obrócił więc swoje słowa w żart, bo tak było najlepiej, prędko wybijając to sobie z głowy. — Nie porównuj mnie do swojej mamy. Jestem twoim przyjacielem — prychnął, odsuwając od siebie kubek i krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Wiesz, że jakby to ode mnie zależało, to od razu dałbym ci miano prezesa. Tylko wtedy musiałbym cię naprawdę pilnować, bo z twoim temperamentem… — westchnął, wznosząc oczy ku górze, jakby nie miał na to siły. I wtedy może rzeczywiście wyglądał jak jego rodzicielka. — Pięćdziesiąt, zadowolony? — mruknął, zaraz jednak uśmiechając się promienniej. — Martwię, bo bywasz mocno roztrzepany — dodał zaraz, żeby przypadkiem nie myślał sobie za dużo.
Nikko nie miałby nic przeciwko, żeby pójść na korki z chińskiego. Z pewnością byłoby to ciekawe doświadczenie i na pewno przydałoby się dwudziestolatkowi. Dlatego postukał się palcem wskazującym po policzku, jakby realnie brał tę kwestię pod uwagę. — Wiesz, że ci nie odmówię — rzucił, kiwając tępo głową. — Nic, a nic. Ale chyba mam na to jeszcze trochę czasu, prawda? — mruknął; czasami go to stresowało, a czasami w ogóle się tym nie przejmował. — Oczywiście. O ile tylko nic nie zepsujesz, to nadal będziesz w niej uwzględniony — mlasnął, zaraz śmiejąc się pod nosem. Dopiero wtedy uderzyła go realizacja i świadomość, że to, co sobie tłumaczył przez cały ten czas, było nieprawdziwe. Dlatego też wpatrywał się w Wanga z takim niedowierzaniem, choć przecież mógł się tego domyślać. Mógł, ale chyba po prostu nie chciał. — Nie panikuję — wydusił, choć okłamywał nie tylko swojego kumpla, ale i siebie. — Nie… Jest okej, po prostu byłem zaskoczony. Możesz mi pokazać tę broń, jeśli chcesz — powiedział, bo gdzieś w głębi duszy podejrzewał, że to może sprawić mu przyjemność. A czy było coś ważniejszego od szczęścia przyjaciół?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Duh. Nie mam drugiego, najlepszego przyjaciela. No i przyznaję, że jesteś całkiem mądry, a to może niekiedy mi pomóc — odparł z nieco durnym uśmieszkiem, bo z pewnością nie trzymał się z nim wyłącznie ze względu na jego intelekt. O ile matka często mówiła mu, że powinien mieć przy sobie ludzi, którzy mogli mu się do czegoś przydać, tak nie wyobrażał sobie momentu, w którym to miałaby wykorzystać swojego przyjaciela. Szczególnie jeśli miałoby to ścisły związek z rodzinnym biznesem i każdą nielegalną transakcją, której dopuszczali się jego rodzice. — Gdybym był nadpobudliwy, to wpadłbym do ciebie już w nocy. Wszedłbym przez okno i od razu bym cię obudził — podsumował, krzyżując ręce na klatce piersiowej, jakby zupełnie nie zgadzał się z analizą Nikko. A przecież chłopiec miał rację; bo Perseus bywał wyjątkowo nadpobudliwy. Czasem nie potrafił powstrzymać pewnych reakcji, a do tego dzielił się z chłopcem wszystkimi, dobrymi wieściami, robiąc to niemal od razu po ich otrzymaniu.
A później siądzie ci serce i będę musiał odwiedzać cię w szpitalu. Wiesz, że mają tam strasznie niedobre jedzenie? — mruknął, bo siostry powtarzały mu to dość regularnie. Najczęściej wtedy, gdy robił coś skrajnie nieodpowiedzialnego, narażając się na niebezpieczeństwo; ale nawet to nie było w stanie go powstrzymać. I podejrzewał, że nie przekona też Nikko, by ten zaczął pić mniej kawy. — Naprawdę? Co takiego? — rzucił, niczym wyjątkowo podekscytowane dziecko, które nie funkcjonowało dość poprawnie w ciągu dnia; a więc nie miało pojęcia, o wszystkim, co właściwie można było wtedy robić. Był więc ciekaw, co właściwie Bahng mógł mu zaproponować, podczas gdy Percy przywykł do przesypiania pewnych pór dnia, budząc się dopiero wieczorami.
Wang wątpił w to, by ktokolwiek miał tak ogromną moc sprawczą, dzięki której nie świecie zapanowałby pokój. Pomimo szczerych chęci, było to raczej niemożliwe; dlatego Perseus nie chciał nawet, żeby jego przyjaciel próbował to zrobić. Wolał, żeby nie wtrącał się zbyt mocno i nie zagłębiał się w jego świat, być może żyjąc tak jak do tej pory. Bo wydawało mu się, że to dzięki temu będzie całkiem bezpieczny. — Mieszkam z siostrami, Nikko. A one są wyśmienitymi aktorkami — parsknął, bo tak naprawdę wszystkiego uczył się właśnie od nich. A przecież wiadome było, że te były naprawdę zaangażowane w rodzinne interesy, jak i klub matki; potrafiły więc doskonale poradzić sobie w każdej sytuacji i dlatego Perseus tak często się im przyglądał, traktując je jako pewien wzorzec. Nadal chcąc jednak być tym lepszym. — Co ci się nie podoba w moim temperamencie? Z moim temperamentem już teraz mógłbym sam wszystkim się zajmować — stwierdził, dumnie unosząc brodę. Bo przecież znał się na rzeczy; i nie dostrzegał tego, że był wyłącznie dwudziestolatkiem, który musiał jeszcze sporo się nauczyć. Ale to przecież nie było dla niego żadnym problemem; miał czas i odpowiednie osoby obok siebie. A więc czy cokolwiek mogło nie pójść po jego myśli? — Rozległa ta twoja skala, Bahng — zaśmiał się, posyłając mu dość promienny uśmiech. — Postaram się nie dawać ci zbyt wielu powodów do zmartwień — podsumował, podejrzewając jednak, że niekiedy mógł robić to dość nieświadomie. Bywały dni, gdy przypadkowo ładował się w kłopoty, najczęściej żaląc się wtedy swojemu przyjacielowi. Bo przecież nie mógł przyznać się przed rodziną, że zrobił coś nieodpowiedniego; bo czy wtedy nadal widzieliby w nim godnego dziedzica całego tego bogactwa i magazynów z bronią?
Ale przy innych musisz być asertywny, dobra? Żeby nie wchodzili ci na głowę — rzucił, bo nie miał nic przeciwko temu, by Nikko mu nie odmawiał; jednocześnie jednak nie chciał, żeby tak samo traktował inne osoby. Bo mimo wszystko lubił to poczucie, że był dla niego wyjątkowy. — Nie masz pięćdziesiątki na karku, więc myślę, że masz jeszcze sporo czasu — stwierdził, klepiąc go po ramieniu; bo czy widział w tym coś złego? Szczególnie jeśli miał być uwzględniony w jego przyszłości. Na co nastawiał się już od dłuższego czasu; jednocześnie uwzględniając go też w swojej. — Wyglądasz, jakbyś panikował — zauważył, z bliska przyglądając się jego twarzy. — Ale na pewno wtedy nie zemdlejesz? Bo wyglądasz strasznie blado — mruknął, szturchając go palcem w policzek, dopiero po tym zerkając nad jego ramię, dość prędko wyłapując odległe kroki na jednym z korytarzy, przez co pociągnął go na ziemię, wraz z chłopcem chowając się za jakąś przypadkową szafką. — Jeśli to moje siostry, to nie mogą nas tu zobaczyć, bo zaraz pójdą nakablować na mnie matce — wymruczał cicho, marszcząc lekko brwi. — Umiesz szybko biegać? — zapytał po chwili, nadal jednak się przy tym uśmiechając.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”