WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jayden z uwaga słuchał tego co mówi do niego dziewczyna i nie mógł się z tym nie zgodzić i na znak pokiwał głowa.
- Konstruktywna krytyka to jest coś co każdy z nas potrzebuje w życiu, ale trzeba mieć wtedy odpowiednie argumenty, a nie gadanie, bo ktoś chce sobie o czym pogadać i akurat może o mnie czy o kimś innym, bo coś się wydarzyło i bam! - taka była prawda. Gdy pracowali się w ie kszyk gronie nie można było uniknąć plotek i każdy chyba o tym doskonale wiedział, dlatego Jayden już się na to uodpornił, ale na początku było trochę ciężko, bo nie rozumiał co ludzie do niego mają, a potem okazało się, że to jest zwykła ciekawość i może trochę zawiści czy zazdrości? Sam nie wiedział dokładnie o co w tym chodzi, bo on nie widział sensu w odpowiadaniu jakichś głupot, które mogą być bardzo krzywdzące dla drugiej osoby. Szkoda, że nie każdy tak uważa to byłoby mniej nieprzyjemności w pracy. - Ja jestem dumnym właścicielem trzech psów i powiem ci, że to jedna z najlepszych decyzji podjętych przeze mnie w ostatnim czasie. - zaśmiał się King. Naprawdę uważał w taki sposób jak powiedział. Dom po przybyciu zwierzaka stał się zupełnie innym miejscem, które nie przyprawia go już o dziwne czy mieszane uczucia. Samotność nie jest fajna, a teraz na szczęście Jay nie jest samotny, tylko sam, to duża różnica. - Zdaje sobie z tego sprawe i ta perspektywa jest naprawdę kusząca, bo bym takich potrzebował. - odparł po chwili zastanowienia. Wiedział, że takie przedsięwzięcie wymaga wielu przygotowania i sporej ilości gotówki, na ten drugi aspekt nie mógł narzekać, ponieważ odziedziczył po rodzicach spadek a jako prokurator też zarabia dość sporo. Jak na razie to tylko marzenie do spełnienia. - Rzym to piękne miasto. - czy był zdziwiony? Nie. Każdy z nas ma swoje własne preferencje i to nimi się kierujemy. Nie ważne w jakim aspekcie. - Dawno nie spędzałem tak miło wieczoru, więc chętnie. - zapewnił, ale czy jest gotowy na coś więcej? Pewnie nie można tego stwierdzić od razu, ale jego choroba jest czymś co mu przeszkadza w zaangażowaniu się. Nie chcę nikogo skazywać na to co może go czekać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zostawienie dziecka na gazie było świetnym argumentem dla spóźnienia ale w tamtej chwili Molly miała głęboko gdzieś co i gdzie zostawili. Byle kierowca zrobił dodatkowe kółeczko albo jeszcze prościej – wybrał dłuższą drogę do wskazanej mu wcześniej restauracji. 100 euro za kwadrans to naprawdę fajny pieniądz, zwłaszcza, że spóźnienie istotnie mogło nie zależeć ani od niego ani od pasażerów. Czerwona fala i te sprawy – przecież to się zdarza.

– Jak wyglądam? – zapytała wachlując dłonią lekko przyrumienioną twarz. Christian skutecznie podniósł jej ciśnienie więc nic dziwnego, że potrzebowała jeszcze chwili aby dojść do siebie. Z uporem naciągnęła na stopy obie szpilki nim wysiedli z auta. Również do wnętrza budynku nie weszli od razu. Molly musiała zyskać pewność, że jej wygląd tak jak do tej pory jest nienaganny a stanie się tak gdy policzki wrócą do normalnego stanu.
Wdech, wydech.
– Jesteś zboczony – skomentowała przeciągając ponownie szminką po dolnej wardze. – Ale lubię Cie za to – a kochała za coś innego ale nie o tym teraz.

–Straszne korki o tej porze – wytłumaczyła się udając naprawdę zawiedzoną tym, że dotarli na końcu. Gdzie przypadło jej miejsce? A no obok kobietki, której zwierzyła się ze swojego źródła dochodu. Jak widać nieszczególnie ją to ruszyło bo odparła coś, że to norma o tej godzinie w dużych miastach i w sumie na tym koniec. Molly była głodna jak wilk. Dawno nie jadła. Dlaczego? Pierwsza zasada przy zakładaniu obcisłych sukienek w okolicy brzucha. Coś za coś… wygląd w zamian za poczucie pustki w żołądku.
Zaraz nadrobi.
Czy wszyscy już coś zamówili? Czy czekali na nich? I na co ona miała ochotę?
Karta.
Z największą przyjemnością przyjęłaby jakieś mięcho, dużo mięcha, nie wypada… sałatka? Na to ona się nie zgodzi. Filet z łososia. Reszta jej nie interesuje. Chris zaostrzył jej apetyt ale na coś zupełnie innego.
To jak pozwolenie dziecku na skubnięcie kawałeczka tortu. Takiego dużego, z ogromną ilością dodatków na górze – piękne opakowanie kryjące zapewne jeszcze lepszy środek.
I weź tu wysiedź jeszcze kilka godzin. Alkohol – tak… pewnie zaraz coś dostanie i będzie mogła wrzucić na delikatny luz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

...czyli jak zrobić coś bardzo podejrzanego nie wzbudzając podejrzeń... Christian opanował to w wojsku. Nie był wcale takim grzecznym żołnierzykiem na jakiego pozował. Ale to materiał na inną opowieść...
Jak zawsze. Zajebiście. Obrzucił ją wzrokiem z góry na dół oblana lekkim rumieńcem wyglądała cudownie... Jakby się odrobinę spieszyła. Albo spóźniła. Właściwie nie było w tym ani odrobiny nieprawdy. A tak serio, wyrównaj oddech i będzie ok. Właściwie sam go przyspieszył i była to w 101% jego wina. To, że on potrafił panować nad swoim ciałem w ten sposób wynikało z doświadczenia bojowego - oddychanie przy strzale było kluczowe.
Być może... nie zaprzeczał, że kręciły go również rzeczy niestandardowe. ...ale póki nie protestujesz, mam zamiar karmić swoją fantazję twoim ciałem. Położył palec na jej dekolcie i przesunął w dół...

Wyszli z auta i pożegnali kierowcę uśmiechem. Chris zobaczył, że po "napiwku" skierował kamerę mocno w dół. Dyskrecja, to lubił.

Niestety, czerwona fala, śmieciarka przed nami. Ot, pech. Powtórzył historyjkę. Oczywiście stek bzdur. Mam nadzieję, że nie sprowadziliśmy przesadnych niedogodności. Składnia niepasująca do Christiana tak jak dzisiejszy outfit.
Niestety, ci dzisiejsi taksówkarze. Skwitował to jego szef. I uśmiechnął się do Włochów, nie do Chrisa i Molly. No tak, to nie oni byli tu gwiazdami.
Później zamówienie. Chris przez chwilę zastanawiał się nad zamówieniem czegoś ciężkiego, co pozbawi go ochoty na aktywność zgoła inną niż spotkanie biznesowe. Jednak przypomniał sobie o dziecku na gazie. Jasna cholera, on zachowywał się jak dziecko na gazie!
-Panie Isselhorst, a jak pan uważa, czy celowniki szerokokątne mają rację bytu przy strzelectwie długodystansowym?
-Nie, wydłużona soczewka zakrzywia obraz, przesunięcie karabinu o milimetr ma kolosalne znaczenie.
-Korzystał pan z karabinów Beretty, jak pan sądzi, sprawdzą się na amerykańskim rynku?
Oczykurwawiście, jeśli będą tanie. Tak, amerykańscy odbiorcy cenią solidną jakość a jednocześnie łatwy serwis. Pistoletom waszej marki zaufało FBI, myślę, że i broń długa będzie cieszyła się popularnością. W tym czasie pojawiło się zamówione jedzenie. Chris popatrzył na swoją piękną dziewczynę i uśmiechnął się delikatnie.
-Czy jutro zechciałby pan pokazać naszym gościom jak doskonale ich produkt spisuje się w rękach wyszkolonego, amerykańskiego strzelca?
- Oczywiście. Tylko pozwólcie nam się stąd wyrwać. Jutro w samo południe z pół mili odstrzelę jaja komarowi tą waszą włoską rurką.
Przerwa na jedzenie była wybawieniem. Później było kalifornijskie wino. Dużo. Chris jednak rzucał Molly zdawkowe spojrzenia mówiące "nie za wiele - mam pewien plan". Rozumieli się bez słów na tyle, żeby załapała w mig.
Coraz głośniejsi włosi, coraz bardziej rozanielony szef. Deser. Włosi zamawiają włoskie wino dla wszystkich. Faktycznie lepsze.
Panno Murphy, czy Pani może uczęszcza na strzelnicę z naszym asem? Coraz bardziej pijany szef coraz gorzej radził sobie ze składaniem zdań. Wlepiał wzrok w śliczną blondynkę. Jego żona rzucała mu spojrzenia z gatunku "no chyba nie".
Jak pan zapatruje się na dystrybucję naszych produktów? Zapytał Bartolometo.
Patti chiari amicizia lunga Christian wyrzucił z uśmiechem jedno z nielicznych zdań które pamiętał ze stacjonowania we Włoszech.
Więc za przyjaźń. I jasne zasady. Widać, że Chris wspaniale spointował rozmowę.
Szef się rozpływał. Chris nie był pewien, czy nad jego erudycją czy urodą jego dziewczyny.
Kolejne wino. Chris dał znać kelnerowi, że chce tylko odrobinę, degustacyjnie. Wiedział, że reszta jest już mocno wcięta. Okazało się nawet, że narzeczona Beretty juniora potrafi mówić, co wcale nie było tak oczywiste.
Zapraszamy więc wszystkich na naszą firmową strzelnicę. Oczywiście załatwimy transport. Szef zaplanował jutrzejsze popołudnie. Chris nie pij za dużo, musisz być w formie. Dodał półgębkiem. Isselhorst poczuł, że to jego chwila. Oczywiście szefie. Pozwoli szef, że my zakończymy już to przemiłe spotkanie. Muszę przygotować się do jutrzejszej prezentacji. Uśmiechnął się profesjonalnie. Diabelskie rogi i ogon mogła dostrzec tylko Molly...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Oj Christian, Christian – przewróciła oczami poprawiając dodatkowo włosy. Że ona niby zlewa takie komplementy, że jej to nie interesuje. Ale szczerze? Była łasa na takie słowa i to bardzo więc zapamiętała stwierdzenie oraz zarejestrowała błądzący po jej ciele wzrok. Lubiła mu się podobać, bardziej niż komukolwiek innemu.
Miło jest być czyimś priorytetem a nieskromnie uważała, że i ona jest na pierwszym miejscu. I nie chodzi jedynie o spotkanie w restauracji gdzie praktycznie będzie obecna jedynie ciałem. – Co do karmienia – zerknęła na sunący po jej ciele palec. – Nawet nie wiesz jak bardzo zgłodniałam – może nie wyglądała, może dobrze to maskowała ale Murphy była potwornym łasuchem. A dodatkowa aktywność fizyczna sprawiała, że apetyt był co najmniej wilczy więc zawsze to jakiś plus wizyty w restauracji – ominie ją konieczność przygotowania kolacji w domu.
Śmieciarki na zatłoczonej drodze są najgorsze
Przytaknęła głową na słowa byłego żołnierza zgadzając się z nim w 100%. Wspaniale, że rozumieli się bez słów.
Pistolety, pukawki, klamki, broń… cały ten bełkot został cudownie przysłonięty kieliszkiem wina do czasu aż nie padło pytanie o kolejny dzień.
Co.
Jakie pokazywanie? Serio?
Nieeee…
Wdech i wydech, łyk wina. To jego praca a z pracą są związane pewne obowiązki. Poza tym można to potraktować jako dalszą część ciekawostki czyli sprawdzania własnych granic. W sumie to nikt nie powiedział, że i Molly ma warować przy Christianie 24h na dobę więc jeśli to zaproszenie jednoosobowe jutrzejszy dzień spędzi na czytaniu książki i głaskaniu kota.
– Owszem ale rzadko –
I pan by nie zabierał kogoś kto w roztargnieniu celuje do pana z małej odległości. I nawet Molly szczególnie nie garnęła się do tych wizyt. Nie widziała siebie leżącej w trawie tak jak wtedy na zawodach. Może strzelectwo nie stało się jej pasją ale nikt nie miał o to pretensji.
Ile wypiła ona? Łącznie może był to jeden pełen kieliszek więc czuła przyjemny, lekki luz ale nic poza tym.
Zapraszamy wszystkich Molly straciła nadzieję, trudno, pójdzie w dresach. Chwila dla Chrisa… wybrnął genialnie. Pod względem wykorzystywania sytuacji na swoje potrzeby był prawdziwym mistrzem.
Pożegnanie. Bełkotliwo miłe. Jak na wstawione towarzystwo było nawet znośnie. Murphy lubiła facetów po alkoholu. Szczególnie kiedy załączał się im tryb „wujka”. Wtedy bywało zabawnie…
Transport, kierunek dom.
Nareszcie.

Zt x 2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmiany w jego życiu były ostatnimi czasy naprawdę znaczące. Działo się wiele, do tego stopnia, że momentami zupełnie tracił poczucie czasu i łapał się na tym, że dni w tej nowej rzeczywistości niemalże uciekają mu same, a w ogóle nie ogląda się za siebie. W pewnym sensie trochę było w tym prawdy - jakoś wolał nie wracać myślami do dni, kiedy tak właściwie zaczynał z tym wszystkim i chyba nie było w tym nic dziwnego - początki przygody z restauracją były w istocie trudne, a do tego w jego wykonaniu momentami marne, co więcej, przecież do teraz popełniał błędy. I żeby nie było, Ned nie należał do tych osób, które by takie wspomnienia chciały z pamięci od razu wymazać, a innym najchętniej by opowiadał, jak to wszystko poszło bez najmniejszego problemu i od pierwszych dni było sukcesem. Zwyczajnie nie czerpał radości z wracania myślami do pierwszych tygodni posiadania lokalu, co wydawało mu się całkiem ludzkie. Gdyby wiedział, na co się właściwie pisze, zapewne w życiu by się na to nie zdecydował. Na całe szczęście nie miał o niczym pojęcia, a teraz, kiedy ciężkie czasy coraz bardziej były już za nim, mógł się tylko coraz pewniej cieszyć z tego, jak ze wszystkiego wybrnął. Z pomocą rozmaitych osób albo metodą prób i błędów, ale ostatecznie z sukcesem.
Kiedy sprawy z rozkręceniem na nowo biznesu były już za nim, a jedynym problemem w jego życiu okazał się w zasadzie rozwód, Edgar momentalnie uciekł w pracę. Okres, kiedy zamknąłby się w swoim biurze z laptopem i zabrał za nowy temat, który miałby go zupełnie pochłaniać przez kolejne miesiące był już za nim - choćby chciał się tak odciąć, już nie mógł, a ucieczka w pracę oznaczała zainwestowanie swojego czasu i zaangażowania w rozwój restauracji. Jako właściciel był nowicjuszem, ale jako dziennikarz... tutaj śmiało powiedziałby o sobie stary wyjadacz. Ale przecież nie samą pracą człowiek żyje, czyż nie? Dlatego właśnie znaleźli się tutaj, on i Charlotte, której przed przypadkowym spotkaniem kilka dni temu nie widział zdaje się już całe wieki. Było mu bardzo miło wpaść na nią, a jeszcze milej zaprosić na kolację. Nie określał tego w żaden inny sposób, chociaż... rozwodził się, więc na dobrą sprawę, chyba nic nie stało na przeszkodzie, by nazwać ich wspólny wieczór randką choćby. - Charlotte - rozpromienił się na jej widok i po krótkim przywitaniu dosiadł się do stolika, przy którym już na niego czekała. Był na czas, a jednak miał nadzieję, że nie musiała długo siedzieć tutaj sama. - Wyglądasz pięknie - odparł niemal odruchowo, ale nie przyglądał jej się nachalnie ani nic z tych rzeczy. Ot, było to pierwsze wrażenie, które sprawiła, kiedy ją dostrzegł, a Ned miał w zwyczaju doceniać piękno w swoim otoczeniu.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Zmiany dopadły również Charlotte. Nie chodziło jedynie o te, które zachodziły w niej samej ze względu na nieplanowaną ciążę (choć figura wciąż nie zdradzała oznak takiego stanu), ale przede wszystkim te, na które nie miała dużego wpływu, które rozgrywały się poza nią i niosły konsekwencje, które w jakimś stopniu rykoszetem odbijały się właśnie na jej osobie.
Rodzinne tajemnice wynikające ze zdrady ojca sprzed kilku lat były męczące, jednak nawet w połowie nie tak bardzo jak miłosne zawirowania młodszej siostry. Martwiła się o Leslie, która nowy etap w swoim życiu przechodziła ciężko. Choć jej dotychczasowy partner okazał się zdradliwym alkoholikiem i ćpunem, to jednak ilość problemów, jakie wygenerował podczas trwania tego związku, była przytłaczająca. Remont w domu Charlotte nijak pasował do tego, by w pokoju gościnnym, który pełnił rolę składziku, zamieszkał ktokolwiek, a kanapa w salonie nie była miejscem, do którego chciała wysłać siostrę.
Czuła się niekomfortowo z tym, jak bezradna była w sprawie młodszej Hughes, a jeszcze gorzej, ilekroć myślała o nadszarpniętej relacji z Rhysem. Powinna była się do niego odezwać i zaproponować spotkanie, ale bynajmniej nie z powodu zbliżającego się wielkimi krokami początku umowy, jaką zawarli w ramach jej pracy w jego studio. Tęskniła za przyjacielem, za tym, jak wyrozumiały był i jak łatwo przychodziło mu podniesienie jej na duchu. Ostatecznie jednak, ilekroć tylko sięgała po telefon, nie potrafiła się przemóc.
Odrobina świeżości była jak powiew chłodnego powietrza, którym Charlotte była gotowa się zachłysnąć, byle tylko odzyskać tak kochaną przez siebie równowagę. Nie miała pojęcia, czy wyjście do restauracji ze znajomym jakby po fachu miało jej to zagwarantować, ale chęć wyrwania się z czterech ścian domu była silniejsza niż konieczność odpoczynku czy zadbania o sprawy dużo bardziej przyziemne.
Miło było w końcu wskoczyć w coś innego niż zwyczajne jeansy czy typowo domowe dresy, a dbałość o każdy, najdrobniejszy szczegół zmusiła Charlotte do ponownego wygładzenia materiału czarnej, podkreślającej jej figurę sukienki na nieco grubszych ramiączkach. Denerwowała się, o czym świadczył cichy, wciąż kontrolowany stukot szpilek, przy pomocy których wybijała zrozumiały jedynie dla siebie rytm.
- Cześć - rzuciła z uśmiechem, nie kryjąc zaskoczenia, gdy Edgar tak niespodziewanie pojawił się przy stoliku. Odetchnęła z ulgą. Nie chciała, by i ten wieczór zakończył się rozczarowaniem. - Dziękuję - mruknęła, wkładając całą silną wolę w powstrzymanie pojawiających się na policzkach rumieńców.
- Tobie za to jest bardzo do twarzy w garniturze. Z pracy zapamiętałam cię inaczej - podjęła, uznając ten temat za dobry wstęp do ewentualnej kontynuacji rozmowy, która w odgórnym założeniu miała być płynna, pozbawiona niosących uczucie dyskomfortu pauz.

autor

lottie

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Życie na trzeźwo było jak piesza wspinaczka po schodach ruchomych, złośliwie poruszających się w dół. Co gorsza... oblepionych smołą -
  • każdy kolejny krok wzywał do włożenia weń nadludzkiego wysiłku
- ...wystarczająco rozgrzaną by poparzyć, ale żeby zabić? Już nie.

Życie bez Niego, za to - choć w sensie wyjątkowo mało dramatycznym jak na ich standardy, bo Zachary przecież nie odszedł, a jedynie (”jedynie”!?, krzyczało wszystko w Harperze, jakie, kurwa, “jedynie”!?) wyjechał z dość jawnym zamiarem powrotu - jak sen. Nie koszmar wprawdzie, śniony na jawie horror, w jakim spełniają się wszelkie najgorsze scenariusze, ale jeden z tych męczących nocnych epizodów, w których człowiekowi wszystko notorycznie leci z rąk, w których próbuje coś powiedzieć, i nie może, w których spóźnia się na samoloty i spotkania, słowem - taki, w jakim nic mu nie idzie.
[ I z którego, w dodatku, mimo prób, nie może się obudzić. ]

Dni były długie, pełne obowiązków i zobowiązań, podobne do siebie jak artyleryjski ostrzał deszczowych kropel siekących tego wieczoru w szyby Silver. Zaczynały się wyuczonym w ośrodku odwykowym paciorkiem dwunastu kroków, dawały wypełniać koniecznością naprawiania błędów popełnianych z wirtuozerską lekkością w ostatnich miesiącach przed Grammys (i, nie zapominajmy, spłacania długów, których narobił nie tylko sobie, ale i własnej ekipie), kończyły kolacjami spożywanymi na w pojedynkę, w próbie przekonania samego siebie, że tak jest dobrze. Zdrowo. Że przecież niczego bardziej nie potrzebuje na aktualnym etapie swojej pożal-się-Boże jestestwa, niż przestrzeni, by dojść do siebie zupełnie nową ścieżką.
Taką, preferencyjnie, której nie wyściełałyby tabletki i strzykawki.

Do tego, nie zapominajmy, dochodziło jeszcze ojcostwo.
(Choć od przyjścia małej Mary-Jane na świat, Harper nadal obracał to słowo na języku z nieufną ostrożnością i pełnym rezerwy niedowierzaniem). Zupełnie nowy stan rzeczy, na który składało się towarzyszenie Charlie w kontrolnych wizytach u lekarza, czytanie o kolkach i czkawkach oraz regularne odmawianie wywiadom, które niosłyby za sobą ryzyko naruszenia prywatności jego córki.

Koniec końców, i może całkiem fortunnie (oraz na własne życzenie), Dweller był ostatnio dość zajęty; tym bardziej teraz, gdy z najwyższym oddaniem wpadł w wir pracy nad rewitalizacją swojej kariery. Im więcej czasu spędzał w studio nagraniowym, w drodze z jednego spotkania na drugie, albo w przestrzeniach wypełnionych muzyką, choćby cudzą, która miała przynieść mu natchnienie do nowych projektów, tym łatwiej (choć nadal bynajmniej nie "łatwo") było mu zapomnieć o tęsknocie samotności zazdrości faktycznym stanie swojego życia.
Możliwe więc, że szybko zaczął traktować zawodowe zobowiązania jak substytut dawnego nałogu. Co więc z tego, że w tym tygodniu zaliczyć zdążył już trzy związane z pracą lunche, jedną kolację, wywiad radiowy i konsultację do sesji zdjęciowej, którą Cleo próbowała załatwić mu w Vogue - z nadejściem kolejnego wieczora ponownie odnajdywał się w oczekiwaniu na kolejnego gościa, którego - na życzenie wytwórni - odzyskiwaną powoli elokwencją i zaśniedziałym nieco urokiem osobistym przekonać miał do podjęcia z nim współpracy.
(Oczywiście nie wolno mu przy tym było zdradzić, jak wyglądała sytuacja - to Alice miała czuć się zaszczycona, że ta wielka jebana gwiazda rock'n'rolla chce ją zaprosić do kolaboracji, choć w rzeczywistości po niedawnym skandalu współpracę zakończyły dwie firmy podwykonawcze, jeden sponsor, i kilku pomniejszych artystów, na których pracy żerował których pracą się inspirował).

Siedząc w najbardziej kameralnym z punktów restauracji, za przepierzeniem z metalu i matowego szkła, rachityczną konstrukcją rozmywająca kontury rzeczywistości, w jeansach Cheap Monday i czarnym golfie, prezentował się wyjątkowo mało gwiazdorsko. Zastanawiał się, czy powinien był może raczej postawić na jedną z atłasowych koszul, które podesłała mu nowa stylistka, ale teraz było już za późno. Gdy więc wstał, żeby przywitać kierowaną ku niemu przez managera sali Alice, blondynka zobaczyć mogła raczej dość zmęczonego trzydziestodwulatka - nie zaś tę wielką diwę, za którą podawał się na okładkach płyt i magazynów.
- Alice - uścisnął jej dłoń, dodając zaraz: - Jestem Harper, zupełnie, jakby mogła mieć wątpliwości - Naprawdę się cieszę, że przyszłaś. Siadaj, proszę. Jesteś głodna? Czekamy jeszcze tylko na asystentkę mojego agenta, ale to może trochę potrwać. Zamówić nam coś do picia?

autor

harper (on/ona/oni)

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

#6

Według Alice, życie składało się z pasma okazji. Czasem mniejszych, nieznacznie wpływających na jakość własnej egzystencji, czasem większych, zmieniających wszystko wokół o 180 stopni. Mniej istotnych, jak promocja ulubionego zabiegu na włosy, lub ważniejszych, jak wyjazd do LA na warsztaty z zakresu użycia nowych technologii sprzętowych w praktyce. Fakt trafiania na okazje nie zawsze jednak oznaczał, że należało je wykorzystywać. W zależności od rangi, niektóre wymagały głębokiego przemyślenia i udzielenia sobie szczerych odpowiedzi w tabeli za i przeciw.
Pierwszą, niezwykle ważną okazją, jaka pojawiła się w życiu jedenastoletniej dziewczynki, było spotkanie z rodziną adopcyjną. Wtedy nie ulegało wątpliwości, że jeśli tylko postarałaby się zrobić na nich wrażenie, wykazać się wszystkimi cechami, które mogła im zaoferować, odzyskałaby życie, za jakim tęskniła. Prosta kalkulacja i włożony wysiłek pozwoliły jej spełnić marzenie. Od tamtej pory, jeśli była do czegoś w stu procentach przekonana, podążała za własną intuicją, która jak na razie jej nie zawiodła. Zrozumiała, że jeśli bardzo czegoś chciała, dzięki włożonemu trudowi i sercu w osiągnięcie celu, prędzej czy później w końcu jej się udawało. Teraz jej marzeniem było odniesienie sukcesu w branży muzycznej od strony technicznej.
Praca jako inżynier dźwięku wbrew pozorom nie należała do łatwych. Wyczulony słuch na każde, nawet najlżejsze brzmienie podczas nagrań i umiejętność wkomponowania go w poszczególne kadry, wymagały poświęcenia temu całej uwagi. By dopracować każdy element do perfekcji, nie mogła więc zajmować myśli przyziemnymi sprawami. Poza tym, jako jedna z najmłodszych osób w zespole, musiała nieustannie się wykazywać, co z czasem coraz częściej dostrzegano, przydzielając jej pracę nad poważniejszymi projektami. Ostatni, naprawdę wartościowy projekt, w którym czynnie brała udział, ujrzał światło dzienne w lutym. Kimi, nagrywana głównie w Seattle, zebrała wiele pozytywnych recenzji. I może to właśnie sprawiło, że tym razem o współpracę z Alice poprosiła wytwórnia muzyczna?
Propozycja pracy nad dokumentem znanego muzyka, przedstawiona w mailu przez asystentkę agenta, brzmiała nad wyraz interesująco. Stwarzało to kolejną możliwość do przedstawienia siebie i swoich umiejętności szerokiemu gronu odbiorców, gdyż dokument mieli oglądać nie tylko fani gwiazdy, ale również krytycy filmowi i muzyczni. Współpraca nad filmem była więc jej szansą i furtką na całkiem nowe wyzwania.
Z drugiej strony do wielu z jej zadań w branży należało wyszukiwanie utworów, które mogła wykorzystać do poszczególnych scen, a co za tym idzie, być na bieżąco w kwestii skandali i sławy wykonawców, by umieszczając podkład muzyczny, uniknąć niepotrzebnych kontrowersji, mogących odbić się na odbiorze produkcji. Dlatego też krótki research wystarczył, żeby poznać wybryki gwiazdy, która wyraziła zainteresowanie współpracą z Carter, a wtedy pojawiły się w niej wątpliwości. Dzięki swojemu stanowisku uruchomiła również znajomości, które częściowo bardziej ją zniechęcały, niż aprobowały kooperację z muzykiem. Dweller nie należał do aniołków, to było pewne. Ale patrząc z perspektywy przeżyć, jakich doświadczył, będąc w nieustannym towarzystwie mediów, miała wrażenie, że za całą otoczką sławy kryło się znacznie więcej. W związku z tym jedynym, co jej pozostawało to zgodzić się na spotkanie i przekonać się, jak było naprawdę.
Postanowiła nie nastawiać się na wiele i podejść do sprawy z dozą ostrożności oraz profesjonalizmu. Na miejscu zjawiła się punktualnie. Ubrana w koszulę w cętki i jasne spodnie, wkroczyła do restauracji. Po poinformowaniu obsługi o spotkaniu, skierowano ją w najdalszy kąt lokalu. Gdy jej oczom ukazał się nieco wyższy od niej mężczyzna, w skromnym stroju i z łagodnym wyrazem twarzy, na kilka sekund dłużej zawiesiła na nim wzrok, próbując rozpoznać w nim gwiazdę, o której tyle się nasłuchała. Już pierwsza chwila nakazała jej zastanowić się nad właściwym odbiorem muzyka, który wydawał się zupełnie inny od osoby nakreślonej przez media i przez ludzi z branży muzycznej.
- Miło mi Cię wreszcie osobiście poznać - uśmiechnęła się, odwzajemniając uścisk dłoni i posłusznie zajęła miejsce naprzeciwko, tuż obok kładąc swoją torebkę. - Do tej pory miałam kontakt z Tobą jedynie w słuchawkach lub przez wytwórnię - wyjaśniła zaraz w delikatnym rozbawieniu, mając na myśli użyczanie piosenek do pojedynczych projektów. - Poproszę wodę, dziękuję. - Jedzenie było tu drugorzędną sprawą, dlatego po chwili zagadnęła: - Zapowiada się bardzo ambitny dokument, biorąc pod uwagę coraz większą popularność produkcji biograficznych, poprzeczka została bardzo wysoko postawiona. Tylko dobrze dobrany zespół jest w stanie utrzymać wszystko w ryzach i głęboko poruszyć widza. Muzyka jest do tego doskonałym narzędziem - przyznała, wyrażając szczerze swoją opinię. Gdyby nie czuła pasji we własnym zawodzie, nie byłaby w stanie dokonać wielkich rzeczy. Miała nadzieję, że artysta również podzielał to zdanie.
Ostatnio zmieniony 2022-09-07, 20:24 przez Alice Carter, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Lyn [ona]

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Pozory - te złośliwe bestie, lubiące nam czasem zamydlić pole widzenia, lub zakrzywić jego kąt - miały już to do siebie, że naprawdę potrafiły mylić. Rzeczy trudniejsze niż w rzeczywistości ukazywać nam jako niby proste i błahe, a te problemy, które w istocie nie były wcale tak skomplikowane, maskując otoczką absolutnej nierozwiązywalności.
I niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto choć raz w życiu nie dał się wpuścić w niepotrzebne tarapaty, przedwcześnie wyciągając wnioski - i robiąc to tylko na bazie szczątków informacji, niepełnej relacji zdarzeń, dowodów, które okazywały się potem być jedynie poszlakami.
Ktoś, kto - jak Harper-Jack Dweller - w wieku niecałych trzydziestu dwóch lat mógł bez konfabulacji stwierdzić, że zdecydowaną większość swojej młodej dorosłości spędził w showbizie, a w środowisku, w którym nic się tak nie liczyło, jak fasada oraz, wiecznie, co ludzie powiedzą, doskonale zdawał sobie sprawę z zabójczej kombinacji ludzkich oczekiwań i społecznych konwenansów. Od dwudziestego piątego, mniej więcej, roku życia spędzając więcej czasu w drodze pomiędzy wytwórniami i salami prób, anonimowymi pokojami hotelowymi i koncertowymi halami i, wreszcie, eventami promocyjnymi, przed-promocyjnymi i po-promocyjnymi, niż we własnym domu, muzyk posiadał dość stabilne przeświadczenie, że dobrze wie, jak funkcjonuje ta branża.
I jakimi zasadami się rządzi.
I względem jakich reguł lubi niektórych windować na sam szczyt (list przebojów, list gości mianowanych tytułem VIP, wszelakich rankingów oraz szczyt ekonomii) dosłownie na przestrzeni jednej nocy...
  • A innych z tego szczytu strącać.
Trzeźwość, w tym przypadku, działała jak broń obosieczna, niosąc za sobą zarówno pozytywne, jak i negatywne konsekwencje.

Plus: Harper doskonale wiedział, co się o nim aktualnie mówiło w środowisku.
Minus: Harper doskonale wiedział, co się o nim aktualnie mówiło w środowisku.

Nie mógł zatem udawać, przed swoim zespołem, agentem, bliskimi, albo i sam przed sobą, że absolutnie nie ma powodów do zmartwień, albo przyczyny dla zmiany strategii biznesowej. I nie potrafił - już? - mydlić sobie oczu fałszywką beztroski, karmiąc się i pojąc sloganami głoszącymi, że wszystko się ułoży, wszystko będzie dobrze oraz, jego ulubione: j a k o ś sobie poradzimy.
No, nie oszukujmy się - nie trzeba było być geniuszem, by - spoglądając choćby na zawierające w sobie jego imię i nazwisko nagłówki, albo statystyki wypluwane w ostatnim czasie przez jego zawodowe konto na Instagramie (lub też słuchając tego, co się o nim szeptało na bankietach, w toaletach po koncertach innych artystów, i za najróżniejszymi kulisami muzycznego środowiska) szybko zrozumieć, że Harper-Jack się wkopał. I wszystkie decyzje, które aktualnie podejmował, mogły mieć dwojaki rezultat - okazać się ostatnią deską ratunku...
Albo gwoździem do trumny.

Decyzja, aby do współpracy zaprosić mniej rozpoznawalnych, i czasem stawiających dopiero pierwsze kroki na drodze kariery, artystów i specjalistów najróżniejszych dziedzin, była krokiem strategicznym, i dość dogłębnie przemyślanym. W ten sposób, myślał Harper (oraz Cleo, oraz Clayton, a nawet Dirk - gdy akurat na niego nie wrzeszczał, i nie wyzywał go od rozpieszczonych, nieodpowiedzialnych, lekkomyślnych gównopodlotków), naprawdę mógł przynajmniej spróbować zacząć od nowa, a przy okazji podreperować wizerunek, przypominając odbiorcom o tym, jaki to nie był z niego filantrop, prawie-altruista, oraz gorliwy propagator nieodkrytych jeszcze talentów.
No, a poza tym wynagrodzenia, jakie realnie mógł w tej chwili swoim potencjalnym współpracownikom zaproponować - uszczuplone kryzysem w jaki wpędził i siebie, i wytwórnię, dostając zawału na największym muzycznym wydarzeniu roku - nie skusiłyby raczej osób o bardzo dużych nazwiskach, i bardzo ugruntowanej pozycji na rynku.
I wszystkie te przemyślenia, rzecz jasna, nadal się w Harperze kłębiły...

...a jednak żadnemu z nich nie pozwolił zniekształcić własnych ekspresji mimicznych, gdy w końcu znalazł się twarzą w twarz z młodą panią inżynier. Kiedy wstał, by się z nią przywitać - ot, Gwiazda dość zmatowiała, brutalnie wypłukana była z blasku i blichtru, które otaczały ją na okładkach magazynów, i w migawkach mediów społecznościowych - na jego twarzy odmalował się jedynie przyjazny, neutralny uśmiech. Żadnych obaw. Żadnych uprzedzeń. Żadnych "cholera, faktycznie wyglądasz dość młodo", ani "mam nadzieję, że nie uważasz mnie jeszcze za kompletnego dupka niewartego choćby dwóch sekund Twojego cennego czasu..."

- Dziękuję - skinął głową w reakcji na pierwsze kurtuazje, natychmiast przekazując kelnerowi skromne zamówienie dziewczyny oraz własne, obszerniejsze (i motywowane faktem, że nadal znajdował się na diecie mającej wyprowadzić go ze stanu zagrożenia niedowagą). Odchrząknął: - Że chciałaś się ze mną spotkać, Alice. I mam nadzieję, że…
Będziesz pozytywnie zaskoczona? Nie zaczniesz żałować decyzji o spotkaniu ze mną po upływie jego pierwszych pięciu minut? Nie okażesz się być łasą na szybkie pieniądze cwaniaczką, która treść nadchodzącej rozmowy sprzeda szmatławcom w minutę po opuszczeniu Silver?
- Nie spierdolę sprawy zbyt szybko. - Wzruszył wreszcie ramionami, okraszając finał stwierdzenia krótkim parsknięciem auto-ironicznego śmiechu. Cóż mu bowiem momentami pozostało, niż posypać głowę popiołem, i w rozbrajającej skromności od razu podkreślić, że wiedział, jak się go teraz postrzega w muzyczno-produkcyjnym półświatku?
Mógł tylko mieć nadzieję, że zachowaniem tym bardziej rozbroi i oczaruje, a nie po prostu przestraszy i zawiedzie, potencjalnych współpracowników.
- Mhhm - Zgodził się zaraz, kiwając głową gorliwie, i nie odwracając od blondynki uważnego spojrzenia podbitych zmęczeniem, ale względnie przytomnych oczu - No, i właśnie to jest nasz największy problem… I nasza największa szansa jednocześnie. Wiesz, wykorzystać fakt, że wszystkie te dokumenty muzyczne są teraz tak zajebiście... Oglądalne? A jednocześnie zrobić coś, czego nikt jeszcze wcześniej nie widział. Zaskoczyć ich, Alice. Uwieść. I zrobić to z wykorzystaniem muzyki.
(Oraz jego prywatnych dramatów, ale to była w tej chwili kwestia drugorzędna).
Nie czekając na reakcję rozmówczyni, Harper pochylił się ku niej lekko nad blatem stolika - w geście prawie spoufałym, i prawie czułym - I od razu wybacz mi, że wyciągnę tak kontrowersyjny temat na dzień dobry, ale przysięgam, że mam ku temu dobry powód, i zaraz powiem ci jaki. Ale najpierw powiedz, Alice... Ćpałaś coś kiedyś? A jeśli tak, to co, i kiedy?

autor

harper (on/ona/oni)

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

- Fakt, że spotkałam tu Ciebie, a nie kogoś z wytwórni, musi o czymś świadczyć - spojrzała na niego bystro, a kącik jej ust uniósł się ku górze, tworząc pogodny uśmiech. To, że pojawił się tu osobiście, w jej przeświadczeniu, musiało naprawdę wiele dla niego znaczyć. Gdyby nie wykazywał żadnego zaangażowania, a jedynie zlecił wszystko agentowi, raczej nie wzbudziłby odpowiedniego zainteresowania wśród ewentualnych współpracowników. Dzięki pojawieniu się w restauracji, jeszcze przed Cleo McIntosh, Harper sprawiał wrażenie gwiazdy, która koniecznie chciała wszystkiego dopilnować. Alice co prawda, nie mogła jeszcze stwierdzić, czy to była tylko gra pozorów, ale jego szczerość naprawdę ją zaintrygowała. A jej odczucia stały się jeszcze silniejsze, kiedy usłyszała dalszą wypowiedź muzyka. Podobnie jak on, była bardzo wrażliwa na muzykę, dlatego doskonale rozumiała jego podejście. Pokiwała więc głową z uwagą.
- Oczywiście wiele tu zależy od reżysera i jego koncepcji. Akurat z Yvesem miałam styczność w zeszłym roku podczas pracy nad Dreamin’ Away i muszę przyznać, że zna się na rzeczy. Współpraca z nim należała do przyjemności. Weston za to może wnieść świeżą perspektywę i innowacyjność - stwierdziła z uśmiechem, aprobując wybór. Jeśli nie on, to jego agencja musiała o tym wiedzieć, skoro zaprosili ją na rozmowę. A ona się na nią przygotowała. Nie dało się ukryć, że na stworzenie dobrego filmu wpływało dobre zgranie się zespołu, przemyślanym ruchem więc było bazować na czymś, co zostało już sprawdzone.
- A jak wiadomo, kadr i dźwięk muszą być ze sobą spójne. Do moich zadań należy przede wszystkim uchwycenie czystego dźwięku i odpowiednie naniesienie go w klatkę tak, by wzbudzić w widzu konkretne emocje. Jeśli duet reżyserski się sprawdzi, wprowadzenie atmosfery będzie już dla mnie czystą formalnością. - Swoją pewnością siebie i delikatnym uśmiechem chciała pokazać, że stawiali na odpowiednią osobę na to stanowisko. Nie miała na celu przy tym zadzierać nosa, a tylko podkreślić swoją wartość, choć tak naprawdę wykazać będzie się mogła dopiero, kiedy projekt ruszy.
Nieco uniosła brwi na bezpośredniość, z jaką skierował się do niej muzyk, przez co zawahała się na moment, by po chwili ostatecznie odpowiedzieć ze wzruszeniem ramion:
- Jak chyba każdy młody człowiek. Zdarzało mi się na imprezach brać ecstasy, ale zawsze uważałam to za dodatek do zabawy, a nie coś, bez czego nie potrafię się bawić. Głównie jednak nie czuję potrzeby sięgania po tego typu rozrywki. Wystarczy mi dobre wino, whisky albo kolorowe drinki, po których następnego dnia i tak umieram. - Tak, postanowiła mu zaufać i odpowiedzieć zupełnie szczerze, z typową dla siebie swobodą. Być może wiązało się to z faktem, że był gwiazdą i miał związane z tym doświadczenia, więc po pierwsze, mógł mieć mniejsze skłonności do oceniania, a po drugie, przypuszczała, że zwyczajnie chciał wiedzieć, z kim miał do czynienia. Własnym wyznaniem miała nadzieję wzbudzić choć odrobinę zaufania. Za to Harper tym pytaniem po raz kolejny nasilił jej ciekawość.

autor

Lyn [ona]

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Yves LaBourre faktycznie był przyjemnym gościem - z braku innego określenia, które lepiej podsumowało by tę fuzję kanadyjskiego akcentu, pragmatycznego podejścia do twórczości i zamiłowania do waniliowych karmelków i różanych papierosów, którymi zwykł częstować wszelakich rozmówców, jaką to reżyser zwykle natychmiast zjednywał sobie ludzi. Harper znał go o tyle, o ile - to znaczy o tyle, o ile poznać można kogoś, z kim przed laty opróżniło się hotelowy minibar na jakimś post-afterparty podczas festiwalu w Cannes, i, w znacznie mniej odległej przeszłości, zjadło trzy bardzo trzeźwe, i bardzo przyziemne lunche.
- Prawda? - Skinął głową, podchwyciwszy komentarz Alice niemal w locie - LaBourre to pewnik. Tylko Liang-Liang... - Z krótkim, i nieco nerwowym chichotem przywołał w pamięci sylwetkę drobnej, krótkowłosej kobiety - niepozornej tak długo, aż się nie odezwała: kąśliwym, szczekliwym sopranem ustawiając otoczenie dokładnie tak, jak podpowiadała jej własna wizja. W zespole kreatywnym była z pewnością nabytkiem cennym, i rozchwytywanym - o kalendarzu zapchanym terminami, a więc i mogąc przebierać w artystach, z którymi finalnie zdecydowała się współpracować - ale też przerażającym. Słynęła wszak z zadziornej i nieustępliwej natury - ...trochę się boję.
Miło było jednak pomyśleć, że - o ile uda mu się teraz skompletować zaufany, i podobny doń samego temperamentem team, pełen takich osób, jak siedząca vis a vis blondynka właśnie - nie będzie musiał użerać się z najróżniejszymi artystycznymi uciążliwościami zupełnie solo. Nie dało się bowiem ukryć, że trzeźwość niosła ze sobą zupełnie nowy rodzaj samotności - w końcu nie było już jak nawiązywać natychmiastowych przyjaźni, takich, które zawiera się ponad blatem stolika usypanym koksem, albo przy jadeitowych ladach koktajlbarów na zamkniętych imprezach w Paryżu i na Florydzie.
- Odrobiłaś pracę domową, co? - Uniósł prawy kącik warg, częstując dziewczynę jednym ze swoich słynnych, zawadiackich uśmiechów. Ktoś mógłby podobne słowa uznać za złośliwe, lub przynajmniej zaczepne, ale żadne z powyższych nie leżało w intencji Dwellera. Podobało mu się, b a r d z o, że Alice Carter naprawdę sprawiała wrażenie, iż wie, o czym mówi. Że przeczytała maila - osobiście; nie zaś zleciwszy to zadanie jakiemuś stażyście, na którego bezpłatnych usługach mogła wszak polegać. Że, chyba, zależy jej równie mocno (lub, przynajmniej, niemal-tak-mocno, jak zależało jemu) - Cudownie, Alice. Naprawdę zajebiście to doceniam.

Zamyślił się na moment, teraz poddając pod wątpliwość własne pobudki - te, jakie nakazały zadać mu poprzednie pytanie, windujące brwi Carter w krótkim grymasie uzasadnionego zdziwienia. Próbował zainteresować ją kontrowersyjnością swojego zachowania? Zaimponować jej szczerością? Upleść nić porozumienia, gdyby okazało się, że obydwoje lubili dać sobie w żyłę wciągnąć kreseczkę na pobudkę w sobotni poranek po wyjątkowo intensywnym piątku, i urozmaicić niedzielne doznania z rodzinnego brunchu pastylką ecstasy?
Chyba gubił się we własnych motywach - ale ważne, że nie zgubiła się w nich Alice. No, nie na tyle przynajmniej, by mu nie odpowiedzieć. I odpowiedź ta sprawiała wrażenie szczerej, zaskakująco swobodnej; odartej ze wstydu albo chichotliwej wstydliwości.
- Okay, okay - Kiwnął głową, dając dziewczynie do zrozumienia, że nie musi zmuszać się do raczenia go większą ilością szczegółów. Nie chodziło mu o plotkarską wymianę doświadczeń, a o coś zgoła innego - Generalnie... Pytam dlatego, że... Wiesz, używki wpływają na wszystko - Acha, na przykład na podejmowanie bardzo błędnych decyzji na bardzo nieodpowiednim etapie swojego życia - Ale, przede wszystkim, na zmysły. Przynajmniej w moim doświadczeniu. Kokaina wyostrza dźwięki, zioło je wypłaszcza, heroina szatkuje oktawy na pół-oktawy. Ecstasy - pewnie będziesz wiedziała o czym mówię, tworzy takie specyficzne echo... Jakby żyło się w akwarium. Każda możliwa używka robi z melodią coś zupełnie innego, tak mi się przynajmniej... - Wydaje? - Tak przynajmniej jest... Było u mnie. I stąd moje pytanie: czy byłabyś skłonna poeksperymentować w tę stronę? Zastanowić się, nie sama, ze mną, jak można by ten efekt uchwycić i przełożyć na filmowy materiał?

autor

harper (on/ona/oni)

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

- Jesteś Dwellerem. Bez ciebie ten projekt nie powstanie - stwierdziła z przekonaniem, wzruszając przy tym ramieniem, ponieważ dla niej było to logiczne. Siedzący przed nią mężczyzna był przecież gwiazdą tego dokumentu, a więc musiał mieć coś do powiedzenia. Może nie posiadał pełnej kontroli nad wszystkim, ale w dużej mierze powinien mieć możliwość ingerowania w proces powstawania produkcji. - Poza tym Liang-Liang nie ma zupełnej władzy, w końcu pracuje w duecie, a każdy jej pomysł wymaga zgody drugiego reżysera. - Jej zdaniem Harper nie miał się czego obawiać, choć pewnie te obawy dotyczyły wielu aspektów pracy nad dokumentem. Zebranie zespołu, który się będzie ze sobą dogadywał, sprawdzenie się w roli aktora, szczerość i otwartość przed kamerą w trakcie poruszania delikatnych tematów. Presja ze strony społeczeństwa, fanów i wytwórni również robiła swoje. Życie pod publikę musiało strasznie wpłynąć na muzyka, o czym Alice prawdopodobnie będzie mogła się przekonać już niedługo.
Mimo wszystkich okoliczności, jakie wpłynęły na to, że zaproszono ją na rozmowę i wszystkich zasłyszanych opinii, które powodowały w niej pewne wątpliwości dotyczące współpracy, z każdą chwilą coraz bardziej przystępne wrażenie sprawiał na niej Dweller. Oczywiście, jako bardzo rozpoznawalny muzyk miał takie samo prawo się zagubić w życiu, jak każdy. Sama doskonale znała swoje ciemne strony i granice, które ostatnio rzadko kiedy przekraczała. To potrafiło zatłumić chęć do czegokolwiek, nawet jeśli posiadało się do czegoś silną pasję. Ale wystarczyło przejście rozmowy na temat muzyki, by przekonać się, że ten projekt naprawdę brał na poważnie. Sposób, w jaki się wypowiadał, tylko utwierdzał ją, że nadawali na tych samych falach.
- Wymagasz profesjonalizmu w swoim teamie, prawda? - odpowiedziała na uśmiech, który w wydaniu mężczyzny wydał się jej czarujący. Nic dziwnego, że posiadał tylu fanów, którzy wiele by zrobili, żeby zająć teraz miejsce Alice. Uznając jego słowa za komplement, poczuła się naprawdę wyróżniona. Wszak była to niepowtarzalna okazja zarówno do poznania sławy osobiście, jak i do otrzymania pracy nad projektem, który mógł wynieść ją na wyższy poziom zawodowy. Oboje byli w stanie wiele sobie nawzajem zaoferować.
Jego pytanie wydało jej się zaskakujące, owszem, ale odpowiedź jeszcze bardziej przykuła jej uwagę. Nagle stało się jasne, czemu zapytał o używki, choć w pierwszej chwili nie było to przecież takie oczywiste. Przysłuchiwała mu się w coraz większym zaintrygowaniu, od czasu do czasu potakując głową. Pomysł brzmiał nietuzinkowo i zdecydowanie wart pójścia w tym kierunku. Harperowi chodziło o coś diametralnie innego od reszty dokumentów i miał szansę po to sięgnąć. Gdyby udało im się uchwycić wszystko, co konieczne do powstania takich scen, naprawdę mogliby zwrócić na siebie uwagę całego świata. Wymagało to jednak o wiele więcej pracy, niż zwykle. Z drugiej strony… nie uzyskaliby dogodnych efektów, gdyby mieli pójść na łatwiznę, prawda? Poza tym albo przede wszystkim, wzięcie udziału w takim projekcie było też dla niej bardzo rozwijające. Sięgnęła po szklankę z wodą, o którą wcześniej prosiła i upiła łyk, dając sobie czas do namysłu. Po krótkim za i przeciw w głowie odstawiła szklankę na stół i spojrzała ponownie na muzyka.
- Przyznam, że to naprawdę innowacyjne podejście do narkotyków jako próba osiągnięcia konkretnych efektów w zależności od sytuacji. To brzmi jak wyzwanie, a takich lubię się podejmować. Można byłoby tu ciekawie pobawić się sceną, wydobyć głębię i przestrzeń. Znaleźć miejsca z odpowiednią akustyką - zastanowiła się chwilę, w głowie wyobrażając sobie szczegóły. - Myślę, że to wykonalne - przyznała z powagą, kiwając przy tym głową. - To oznacza ścisłą współpracę. Razem może wyjść z tego coś naprawdę fajnego - na koniec znów uniosła kąciki do ust, pełna wiary, że może się to udać.

autor

Lyn [ona]

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Fakty, które w jego umyśle - zatłoczonym planami, zobowiązaniami, wizjami i prowizjami, najróżniejszym specom i ekspertom wypłaconymi z góry, więc i takimi, na które Harper musiał teraz zarobić jakby wstecz - kotłowały się i plątały z sobą niczym stado brzydkich, tłustych glist, Alice jednym zdaniem potrafiła rozplątać, ułożyć, i przedstawić mu w sposób nie tylko bardziej dlań zrozumiały, ale i mniej przerażający. Tak po prostu - ze stanu nerwowego majaczenia nie tyle w obłokach, co raczej wśród ciemnych, ciężkich chmur - sprowadzając go na ziemię krótką serią paru racjonalnych zdań.
  • ...Liang-Liang nie ma zupełniej władzy...
    • ...a każdy jej pomysł wymaga zgody drugiego reżysera
Harper się uśmiechnął i skinął głową, bez krzty wstydu czy zakłopotania przyznając, przede wszystkim przed samym sobą, że dziewczyna miała rację. I postanowiła się z nim tą racją podzielić; w sposób, który go nie upokorzył, ani nie zabolał. Nie próbowała się wywyższać - choć swoim rozsądkiem z pewnością przerastała siedzącego naprzeciwko bruneta - ani pokazywać mu, gdzie jego miejsce.
Pomyślał, że właśnie takich osób mu potrzeba. Skromnych, ale pewnych swoich argumentów. Uprzejmych, lecz i wolnych od potrzeby, by najpierw, za przeproszeniem, całować go w tyłek, a potem mu ten tyłek bezdusznie obrabiać (czyt. obgadywać, nic innego), za jego plecami. W jego branży - szukać takich można było niczym igły w stogu siana. Ale, jeśli instynkt go nie zawodził, chyba właśnie znalazł.

- Nie do końca - Odparł z typową sobie przekorą, ale i bez złośliwości. Prawda była taka, że Dweller zyskiwał przy bliższym poznaniu (i tracił, ponoć, gdy wchodziło się z nim w związki romantyczne, ale horyzontów na to, póki co, chyba raczej ani Alice, ani on, nie brali pod uwagę), okazując się być całkiem miłym gościem. Zabawnym. Dowcipnym. Niektórzy mówili, że intrygującym - Wiesz, profesjonalizm da się wypracować. Da się go nauczyć. To mnie nie interesuje. - Wzruszył ramionami, a potem nawinął na palec jeden z co bardziej niesfornych, a więc i wślizgujących mu się teraz w pole widzenia, kosmyków włosów, i wetknął sobie za ucho - Wymagam pasji. Czasem na granicy z obsesją - Nie spuszczał z blondynki wzroku, rozbierając każdy kolejny etap jej reakcji na te słowa na czynniki pierwsze. Czy miała go teraz uznać za snoba, ewidentnie lubującego się w niepotrzebnych tu wcale intelektualizmach? Czy jednak ją kupił? Płynnością narracji, a nie za pieniądze - Jednym słowem: osób, które nie zadowolą się łatwizną.
I z każdą kolejną chwilą, oraz z każdym kolejnym słowem spijanym z warg Alice Carter, Harper czuł, że chyba właśnie dobijają targu. Nawet jeśli ich współpraca - cóż, jak to współprace mają do siebie - miała opierać się na mechanizmie "coś za coś" - to przynajmniej z zyskiem i przyjemnością dla obydwu stron transakcji.
- Powiedzmy - Zaśmiał się w lekkim rzucie autoironii - Że na ostatnim... Na ostatnim odwyku miałem sporo czasu, by przemyśleć mój stosunek do wielu rzeczy. W tym także do muzyki - Która i tak znajdowała się chyba na samym czubeczku góry lodowej dwellerowych przemyśleń i refleksji.

Widział, jak wargi dziewczyny rozciągają się i wyginają w odwróconą podkówkę uśmiechu. I, mimowolnie, sam zaraz podążył w jej ślady, posyłając jej radosne spojrzenie (no, na tyle, na ile radosne może być spojrzenie kogoś, kto w ostatnim czasie pracował po czternaście godzin dziennie, i to na trzeźwo).
- "Ścisła współpraca"? Podoba mi się ten pomysł - Wyciągnął ku Alice dłoń, na wskroś kolorowej zawartości naczyń ustawionych na stołowym blacie - A tych lokalizacji, to wiesz... Moglibyśmy szukać także poza Seattle, prawda? Co być powiedziała na kilka wyjazdów tu, i ówdzie? Z całym zespołem, nie wyłącznie ze mną - Roześmiał się zaraz serdecznie, konstatując, że pierwsza część propozycji mogłaby brzmieć jak nieudolna próba podrywu (godnego starzejących się gwiazdorzyn średniego szczebla, a nie kogoś jego pokroju) - Deal, Alice?

autor

harper (on/ona/oni)

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Pokiwała zgodnie głową na uwagę o wypracowaniu profesjonalizmu. Oczywiście, miał rację, zwłaszcza, że na proponowane jej miejsce nie wziął pod uwagę (albo uzyskał odmowę) znacznie bardziej doświadczonych osób w branży. Wstępną rozmowę mogła więc uznać albo za zaszczyt, albo za resztki ze stołu dorosłych. Wolała jednak nie myśleć tak negatywnie o siedzącym przed nią mężczyźnie, który w obecnej chwili wydawał się nad wyraz przyziemnym i, jak się okazywało, całkiem miłym facetem. Śmiała nawet przypuszczać, że zupełnie innym od jego wcielenia scenicznego.
Słysząc słowo pasja oraz, w interpretacji Harpera, równoznaczna jej obsesja, jej powieki nieznacznie się zmrużyły, a zaraz za nimi kącik ust drgnął w górę. Bez trudu zrozumiała, co miał na myśli, choć wolała nie przyznawać otwarcie, że doskonale znała te uczucia. - Szczerze mówiąc, nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy nienawidzą swojej pracy. Po co zajmować się czymś, co nie przynosi żadnej satysfakcji, prawda? - zapytała czysto retorycznie, unosząc przy tym na moment ramię, co samo w sobie stanowiło potwierdzenie spełnienia jego wymagań. Alice miała to szczęście, że mogła zajmować się czymś, czym się jednocześnie fascynowała i jeszcze jej za to płacono. Dalsze studia i praca w zawodzie dużo jej dawały, bo mogła swoją wiedzę wykorzystywać tu i tu. A smakując wszelkie aspekty bycia dźwiękowcem szczerze dziwiła się ludziom, którzy nie potrafili odnaleźć swoich pasji i rozwijać ich poprzez całkowite oddanie się im. Rzeczywistość bywała przytłaczająca, owszem, ale zawsze był na to jakiś sposób. Nie bez powodu mówiło się przecież, że dla chcącego nic trudnego. A już na pewno nie dla kogoś tak ambitnego, jak Carter, czym zdążyła się już wykazać.
Przyznanie się do bycia w odwyku musiało, według Alice, wymagać odwagi i pokory. Kiedy osobiście usłyszała potwierdzenie plotek, których niezliczona ilość krążyła wokół Harpera, stało się jasnym, z czym naprawdę miała się zmierzyć, a jego zamysł dotyczący wydobycia efektu narkotyków poprzez muzykę nabrał znacznie większej mocy.
- A to zaprowadziło cię do genialnego pomysłu. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z twoim planem. - Nie były to czcze słowa, dzięki którym miała nadzieję na uzyskanie pracy marzeń. Naprawdę życzyła mu dobrze, bo widziała w tym projekcie ogromny potencjał i aż żal byłoby jej, gdyby się zmarnował przez nieodpowiednio dobranych ludzi. A to, że w całej swojej skromności uważała siebie za osobę stworzoną do tego dokumentu, było w tym momencie sprawą drugorzędną.
Skupiona głównie na aspektach pracy, dopiero po szybkim sprostowaniu propozycji zrozumiała, jak wypowiedź Dwellera mogła dwuznacznie zabrzmieć i po ich boksie poniósł się rozbawiony śmiech dziewczyny.
- Jasne. Ogranicza nas tylko wyobraźnia, prawda? - Kąciki jej ust rozszerzyły się w zawadiackim uśmiechu, a jej oczy rozbłysły, bo myślami odbiegała już w podróże w poszukiwaniu odpowiedniej akustyki. Zapowiadało się naprawdę ekscytująco, biorąc pod uwagę możliwości zdobywania doświadczenia. Czuła przyjemne mrowienie w koniuszkach swych smukłych palców na samą myśl, jak bardzo mogłaby się wykazać. A pomysłów naprawdę jej nie brakowało. Widząc uniesioną ku niej dłoń, pochwyciła spojrzenie Harvey’a i poczuła, że ten układ, choć trochę ryzykowny, to mógł wiele znaczyć dla jej kariery. Taka szansa nie zdarzała się zbyt często. Uniosła swoją dłoń nad stół i uścisnęła rękę mężczyzny. - Deal - oznajmiła, tym samym ostatecznie dobijając targu.
Od tej chwili ze znacznie większym pozytywnym nastawieniem patrzyła na nową współpracę i kryjące się za nią perspektywy, a atmosfera stworzona przez Dwellera dzięki ciepłemu przyjęciu do teamu sprawiła, że blondynka bez najmniejszych oporów przeszła do omawiania pewnych zarysów formuły, dzieląc się swoimi pomysłami. Wciągającą rozmowę przerwała im Cleo McIntosh, która ostatecznie dopilnowała wszystkich formalności, dając nadzieję na owocną współpracę.

//ztx2

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
40
185

Inwestor

-

-

Post

Spotkanie z Lavender, prawniczką, którą polecił mu Nathaniel było bardzo ważne w kwestii jego małżeństwa, które chciał zakończyć. Nie była to prosta decyzja, ale będąc w separacji nic się nie zmieniało, ciągle działo się to samo. Ostatnio już nawet nie rozmawia ze swoją żoną, a ona jawnie też pokazuje się z nowym partnerem, co robi trochę szumu wokół jego osoby, ale niespecjalnie ten szum mu przeszkadzał. Przed spotkaniem przygotował sobie komplet dokumentów, dzieci nie posiadał, a więc z tym problemu mieć nie będzie, pozostaje kwestia jakiś alimentów dla żony, bo miał pewność, że będzie chciała go oskubać. Posiadłość na szczęście należała do niego, może uda się to uratować.
Wybrał restaruacje, godziny popołudniowe, bo tak umówili się telefonicznie. Przez telefon po jej głosie czuł ten profesjonalizm, to dobrze o niej świadczyło. Umówmy się, że Nathaniel nie poleciłby mu byle kogo. Liczył na rozwiązanie problemu z pomocą Lavender. Nie sprawdzał jej dotychczasowej kariery, po prostu zaufał przyjacielowi i był dobrej myśli. Być może będzie osobą, która pomoże mu wszystko poukładać, wymazać obecne małżeństwo i z racji tego, że jeszcze nie jest aż tak stary, może uda mu się jeszcze coś stworzyć, z kimś innym.
Na miejscu był pierwszy, ale na takie spotkanie wypada być wcześniej, zajął miejsce przy zarezerwowanym stoliku i zamówił sobie wodę z cytryną, żadnego alkoholu. Nic jednak nie jadł, liczył, że prawniczka również przy okazji pozwoli sobie na obiad. Pozostało mu tylko czekać, cierpliwie, popijając wodę z cytryną, którą właśnie otrzymał.

Lavender Specter

autor

Noobsaibot

ODPOWIEDZ

Wróć do „University District”