WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Prawda. Prawda to. Verita sancta. I dłonie, brudne grzechem, dłonie mordercy złodzieja, złożone jak do modlitwy (ale, o ironio, za plecami, kajdankami skute).
Flint nie był pierwszym Harper-Jack's.
Wyborem, ma się rozumieć.
Bo pierwszym wyborem Dwellera - tym dokonanym odruchowo, bez przemyślenia, gdzieś poza marginesem jakiejkolwiek świadomości i bez refleksji nad konsekwencjami, wyborem, który się podejmuje głupio i z młodzieńczym stricte entuzjazmem, zawsze był bowiem Elliott.
Elliot. Język galopujący między zębami, potykający się o dwie elki ustawione koło siebie.
Elliot. Z włosami jak kłosy polne, w samym środku sierpnia rozorane słońcem, dotykane dłonią o wczesnym zmierzchu, gdy to wyglądają, jakby ręka boska odlała je nie ze złota, a z miedzi.
Elliot z uśmiechem chłopca, błąkającym się zawsze na wąskich, miękkich wargach, choć lata płynęły i wszystko - z wyjątkiem tego uśmiechu właśnie - zaczynało należeć do mężczyzny. Elliott - miłość pierwsza, najpierwsza. Taka, z której imieniem w myśli człowiek się budzi co rano, i z którym będzie umierał. Pod na-zawsze-już zamkniętą powieką. Na sztywniejących ustach, pod drgającymi w ostatnim swym drżeniu palcami.
(A z czyim imieniem na ciemniejącym języku umierał Cosmo? Z czyimś w ogóle? Czy zdążył, gówniarz ten, młodziak taki, pokochać kogoś już na tyle, by imię jego ostatnim swoim przywoływać tchnieniem? A może matkę wołał? Jak dziecko, co w biegu nieostrożnym, radosnym, o własne stópki się potknęło i krzyczy, że "mama! boli! mama, no zobacz! i pociesz! i poczuj ze mną, jak boli straszliwie!". Albo brata, starszego, co - mądrzejszy rzekomo, bardziej z życiem zapoznany - winien by go wziąć w obronę przed tym brzydkim i złym światem? Może - "Flint! Flint!" - tak zawodził właśnie, gdy Mrok Ostateczny spowijał jego wychudzone ciało).
Ale kto powiedział...
Flint, kto to powiedział...
Że wybór pierwszy to tożsamy jest z najlepszym?
Pierwszy wybór przecież może także być tym błędnym. Tym, co się za nami w życiu potem wlecze jak choroba nabyta w okresie prenatalnym, niezawiniona i nieuleczalna przy tym. Wbrew naszej woli.
- Nie zostawię cię, jeśli o to chciałeś mnie poprosić - dupa wprawdzie była z Jack'a, nie żaden jasnowidz, ale teraz - wnioskując z wzroku, jaki wbijał w niego niższy chłopak - logicznym mu się wydało, o co Flint zamierzał (gdyby mógł) go prosić. "Zostaw mnie. Spieprzaj! Sam sobie poradzę! Ja - wybór niczyj. Wybór niczyj-pierwszy".
Ty, Flint. Wybór mój, niedokonany.
Decyzja niepodjęta, nieskonsumowana. Na wyciągnięcie ręki - wtedy, pięć lat temu, gdyśmy się poznali i teraz, kiedy trzymasz mojej skóry się kurczowo. Wybór, po który nigdy jeszcze nie sięgnąłem. Obietnica płonna, jak fatamorgana.
Dlaczego wtedy cię nie pocałowałem?
Wiesz kiedy. Wtedy, po koncercie.
Dlaczego powiedziałem, że "jasne, powodzenia!" i "będziemy w kontakcie" - i... Nic więcej?
Dlaczego teraz, gdy mnie trzymasz za koszulkę, pragnę, żebyś nigdy już nie puszczał (nawet, jeśli trzymasz tylko, bo Cię wszystko boli).
Co to, tęsknota we mnie, czy jakaś desperacja?
I jak się niby odróżnia jego od drugiego?
- Zabiorę cię do siebie, okay? Do domu. Pójdziesz ze mną? - chwiejne sylaby, co potykają się same o siebie - Niedługo zrobi się zimno, a ty jesteś przemoczony.
Potem, łzami, krwią braterską - przelaną, nawet jeśli tylko w metaforze.
- No chodź, Flint. Zjemy coś, może. Odpoczniesz. Nie powinieneś być teraz sam.
Chcesz być z Cosmo? Dobrze. Ja posiedzę sobie z Wami.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Odchylił się do tyłu wydając z siebie jakiś dziwny jęk, ewidentnie żałosny, przypominający zawodzenie psa. Jakby HJ odmówił mu jedzenia czy wody. W gruncie rzeczy pomagał mu jednak i to bardzo, bo samotność na ten moment była dla niego śmiertelnie niebezpieczna. Westchnął, dźwigając się na nogach, aby raz jeszcze na niego spojrzeć. Próba zmarszczenia brwi nie zakończyła się groźną ostrzegającą Dwellera fałdą, a jedynie nieokreślonym grymasem. Ciężko było mu pozbierać myśli, o wspomnieniach już nie mówiąc. Na przód nieustannie pchał się Cosmo. Nieobecny już w szeregach żywych i przepełnionych ciepłem, ale odgrywający główną rolę w zszarganym umyśle rudowłosego. Bolało go, że musiał stać na tej polanie i trzymać się Harpera. Bolał go każdy oddech i wszystko o czym marzył, to zamknięcie oczu. Na zawsze. Oderwanie się od wszelakich bodźców czy myśli. Chciał zakończyć swoje istnienie w taki sposób, aby nawet sobie nie zdawał z tego sprawy. Coś idealnego, ekscytującego, wręcz podniecającego. Niestety ten moment nie nadchodził, a lekkie podmuchy kwietniowego wiatru dawały mu się we znaki, smagając jego wilgotne odkryte plecy.
Na nich również znajdowały się ślady. Strasznie go żenowało kiedy to robił, bo miał wrażenie, że musiał przy tym głupio wyglądać. Nie podobał mu się również podtekst religijny, ale finalnie samobiczowanie się twardą końcówką paska przyniosło mu wtedy ulgę.
- Ale ja nic nie mam - wydusił z siebie wreszcie, starając się po tym odchrząknąć, ale nie dane mu było to w pełni osiągnąć. Jaki mógł być bowiem powód tej oferty? Założył, że mężczyzna chciał go okraść. Wykorzystać ciężki stan, przejrzeć mu poniszczony portfel, może doszukać się jakichś używek. Wiedział, że się znali. Wiedział, że teoretycznie nie miał w tym momencie do czynienia z paskudnym człowiekiem. Skoro jednak sam był zły, to zła zawsze spodziewał się w drugiej osobie. Pozostawał ślepy na zaoferowaną mu do tego momentu pomoc. Coś musiało przecież być nie tak. Musiało to mieć jakieś drugie dno. Opiekuńczy? Wobec niego? Szczerze? Na pewno nie.
- Nie - odparł z zaskakującą determinacją, znów próbując stanąć na nogach i to tak w pełni sił. Chyba się nawet wyprostował, tak mu się przynajmniej wydawało. Kiedy jednak puścił się materiału Dwellerowych ubrań, grawitacja szybko się u niego upomniała. Chwycił go ponownie i westchnął z poirytowaniem. - Zostaw mnie, słyszysz, odpierdol się - warknął, powracając do swoich starych metod i nawyków. Był dogłębnie zraniony, więc inni również musieli cierpieć. Takie były zasady.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#6 | + outfit

Pierwsze spotkanie, już bezpośrednio w roli, nadal mimowolnie wprowadzało pewną niepewność, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem i czy rzeczywiście obie strony będą potrafiły wczuć się w nową sytuację. Dlatego Valeria musiała dbać o odpowiedni nastrój, co zwykle przychodziło jej naturalnie. W końcu między innymi to należało do jej obowiązków.
Decyzja o zorganizowaniu pikniku należała do jak najbardziej trafnych ze względu na fakt, że pobyt w miejscu publicznym, romantyczne gesty, rozmowy i zabawa stanowiły dobrą podstawę do wczucia się w beztroskie narzeczeństwo, a tym samym zwrócenia na siebie niejako uwagi ewentualnych przechodniów. Przy okazji ona i Reece mieli okazję do bliższego poznania się, co wpływało istotnie na dalszą, owocną współpracę.
Według wcześniejszych ustaleń Reece przygotował kosz piknikowy z zastawą, a Sophia zajęła się jedzeniem. Część przygotowała sama w domu, przykładając uwagę do detali i smaków, jakie oboje lubili. Punktualnie o umówionej godzinie samochód podjechał pod kawiarnię, z której odbierała ostatni element łączący wyprawkę w całość, jedną z jej ulubionych słodkich przekąsek - makaroniki. Ubrana w zwiewną letnią sukienkę z falbanami, w okularach przeciwsłonecznych i nienachalnym makijażu, uśmiechnęła się promiennie na widok wychodzącego z auta mężczyzny i podeszła do niego.
- Cześć, kochanie - przywitała się, kiedy jej wolna ręka spoczęła na jego karku, a w słońcu rozbłysł podarowany ostatnim razem pierścionek. Nawet na obcasach, które miała na sobie, musiała wspiąć się na palce, by nieco zbliżyć się do jego twarzy. Z tak bliska mogła wyczuć przyjemny zapach męskich perfum, który intrygował ją od pierwszego spotkania. Natomiast niezwykły kolor tęczówek mężczyzny, jaki zdążyła poznać dotychczas z nieco większej odległości, sprawił, że na pół sekundy się zawahała, zanim na jego ustach złożyła powitalny, krótki pocałunek. Jego wargi okazały się znacznie bardziej miękkie, niż przypuszczała, co okazało się miłym zaskoczeniem. Odsunąwszy się od niego nieco, ale nadal z ręką delikatnie muskając jego kark, uśmiechnęła się pogodnie. - Gotowy na piknik? - zapytała, unosząc przy tym brew i wpatrując się w jego oczy, by po chwili zwiększyć między nimi dystans i wręczyć mu torbę, w której był przygotowany dla nich prowiant.
Miała nadzieję, że dobrze wcielała się w narzeczoną, sprawiając mu przyjemne powitanie na chodniku. Kto wie, czy akurat tu nie mogliby natknąć się na jakiegoś znajomego? Oboje musieli być czujni i zachowywać pozory, od samego początku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Ree nie denerwował się na kolejne spotkanie z Sophią. Jego dłonie wcale się nie pociły, nie czuł mdłości i nie przebierał z nogi na nogę, niecierpliwie spoglądając na zegarek. W jego zachowaniu dalej wyczuwalny był sceptycyzm. Minęło parę dni, a on nie potrafił wyzbyć się wrażenia, że postąpił zbyt pochopnie. Pomimo tego, jako mężczyzna pełen godności, postanowił się nie wycofywać.
Po pracy Ree pojechał do sklepu, aby kupić duży, piknikowy kosz oraz plastikową zastawę. Sprzedawca patrzył na niego podejrzliwie, kiedy stał przed regałem i nie mógł zdecydować się na rodzaj wikliny oraz kształt. W dodatku wyglądał jak szablonowy gangster w marynarce Fendi i kaburą przypiętą do pasa. W drodze do parku zamierzał się przebrać i w szczególności musiał pozostawić broń w domu. Właściwie to pierwszy raz miał wziąć udział w czymś tak trywialnym jak piknik. Odkąd zakończył ostatni związek, to jego romantyzm zdążył sięgnąć dna.
Po godzinie pojawił się w umówionym miejscu. Wysiadł z czarnego BMW X5 i trzymając w ręku kosz natychmiast podszedł do kobiety. Wyglądała beztrosko. Uśmiechała się radośnie, a w jej oczach błyszczały promienne iskry. Mimowolnie sam zadarł kąciki ust, a w momencie, w którym zamierzał się odezwać, Sophia złożyła na jego ustach krótki, aczkolwiek znaczący pocałunek. Wpierw zaniemógł, bo ten nagły gest wprawił go w konsternacje. Po chwili jednak odzyskał rezon i ponownie poczuł się swobodniej.
Ktoś się chyba stęsknił — powiedział przekornie, po czym uniósł prostokątny kosz, otwierany z obydwu stron. W środku znajdowały się plastikowe sztućce, pastelowo-zielone kubeczki i talerzyki. — Bardziej gotowy nie mogę być — odparł, jednocześnie delikatnie kołysząc przedmiotem. Następnie opuścił kosz i ściągnął dłoń kobiety ze swojego karku, aby zamknąć ją w swojej ręce. Puścił dopiero gdy podała mu torbę z prowiantem. Natychmiast, choć nieco niedbale zapakował wszystko do kosza. W międzyczasie wokoło rozniósł się trzask, świadczący o tym, że właśnie zgniótł któryś z kubeczków. Potem skierowali się w stronę polany
Zastanawia mnie — zaczął, jednocześnie rozkładając koc. — Dlaczego akurat piknik?— zapytał. Gdyby sam musiałby zdecydować o miejscu ich pierwszej randki, to raczej wybrałby restauracje lub kawiarnie i spacer. Tymczasem gdy Sophia zaproponowała piknik, to poczuł się tak samo zdziwiony, co zaciekawiony. Usiadł na środku ich wyścielenia, po czym przeszedł do pozycji półleżącej. Wyciągnął na przód łydkę ze świeżym tatuażem, który przed wyjściem dokładnie przemył, posmarował maścią i otoczył folią. Miał on raptem parę dni i wynikł z głupiej decyzji jego i Terriusa. Oboje w środku nocy skończyli w studiu tatuażu, oferując sobie "dziara za dziarę". Na szczęście znali się na tyle dobrze, że wpadli w swoje gusta.
Reece podparł się łokciem i z uwagą doglądnął okolicy. Polana była obszerna. Zauważył pięć innych par oraz kilka rodzin wokół których beztrosko biegały małe dzieci, a miejscami także psy.
Nie dokończyliśmy ostatniej rozmowy — zauważył — więc czym ty się interesujesz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szczerze mówiąc, Valeria nie pamiętała już, kiedy ostatni raz była na prawdziwej randce. Z facetem, który rzeczywiście interesował się jej osobą i nie przejmował się opinią ludzi wokół. Który poświęcał jej pełną uwagę i przy którym nie musiała nikogo udawać, planować szczegółów spotkania i pilnować swojego zachowania. A poznać mężczyznę z zupełnie czystymi intencjami względem niej było jeszcze trudniejsze, niż się wydawało.
Najpierw dawała się podstępom mamy, dzięki której na drodze Włoszki stawali niby przypadkowo napotkani panowie, aż w końcu okazywało się, kto wymyślał te intrygi. A kiedy już myślała, że naprawdę ktoś się nią zainteresował, to jego główne zainteresowanie stanowiła jej aplikacja. Tak więc chyba wolała udawać, niż poważnie podchodzić do spraw miłosnych. Prawdziwe uczucia kosztowały ją zbyt wiele bezsensownie zużytej energii i problemów na głowie.
Na uwagę Reece’a uśmiechnęła się szerzej. - Jak zawsze - odparła beztrosko, całkiem zadowolona z faktu, że nie odskoczył od niej jak poparzony. Mieli zwrócić uwagę przechodniów na chodniku i uważała, że wychodziło im to nawet przyzwoicie. Uniosła z podziwem brwi, widząc w jego dłoni koszyk. Kiedy zdążyła już w myślach przyznać, że trochę się jednak starał, usłyszała trzask plastiku, na który pokręciła głową szczerze rozbawiona. - Ach, cieszę się, że zawsze mogę na Tobie polegać - dodała, nie mogąc powstrzymać wesołego uśmiechu igrającego na jej twarzy i delikatnie wsunęła mężczyźnie dłoń pod ramię, zanim skierowali swoje kroki do parku.
- Bo cenię sobie Twoją pomysłowość i romantyzm - odparła, sugestywnie unosząc brew, a w jej oczach zatańczyły iskierki. Przynajmniej tego powinni się trzymać, w końcu która nie marzyła o narzeczonym z takimi cechami? - Restauracje pojawiały się częściej w naszym kalendarzu na początku znajomości, a teraz jesteśmy parą planującą w przyszłości założyć rodzinę i musimy podtrzymywać to coś, co nas łączy - przyznała, również sadowiąc się na kocu i poprawiając przy tym sukienkę. Następnie zabrała się za rozpakowywanie koszyka. - Poza tym znajdujemy się w strategicznym punkcie. Stąd mamy doskonałą widoczność na przechodzących alejką obok ludzi, którzy wracają z pracy albo wybierają się na spotkanie. I na odwrót - my też jesteśmy odpowiednio wyeksponowani na wzrok przypadkowych gapiów - wyjaśniła podczas umiejscawiania kolejno miseczek z owocami i ręcznie robionymi muffinkami, przy których pojawiły się również kolorowe mini kanapeczki i paluchy, znane jako grissini. Podała mężczyźnie butelkę z lemoniadą. - Mógłbyś, proszę? - zasugerowała z uśmiechem, żeby napełnił kubeczki, czy to, co z nich zostało. Taki piknik osobiście stanowił dla niej odmianę, gdyż zwykle na takie wyjścia zabierała ze sobą siostrę z dziećmi, a wtedy było o wiele mniej spokojnie. Podejmując taką decyzję stwierdziła, że nowe spojrzenie mogło być ciekawsze. W razie czego zawsze mogli też zmienić plany.
Sophia nie mogła nie zauważyć świeżego tuszu na jego łydce, ale zanim się o to zapytała, Reece przejął inicjatywę. Sięgnęła po wąskiego chlebowego palucha, które piekła poprzedniego wieczoru. - Może zabrzmi to banalnie, ale lubię spędzać czas w kuchni. Czego efektem jest większość tego, co tu widzisz. Tak że częstuj się i sam przekonaj, jak mi to idzie - wzruszyła wdzięcznie ramieniem i na dowód braku ryzyka otrucia się ugryzła kęs grissini. Idealnie krucha przekąska o włoskich korzeniach nie raz już gościła na jej stole. - Ale swoją linię trzymam dzięki codziennemu joggingowi, co urozmaicam czasem jogą i krav magą - przyznała, nadal spokojnie konsumując palucha. Od dzieciństwa próbowała sił w naprawdę wielu zainteresowaniach, lecz niewiele pielęgnowała do dziś. I mimo, że troskliwy tata upierał się na lekcje samoobrony i naukę strzelania to sama Valeria spostrzegła w tym coś intrygującego.
- A tatuaże to Twoje nowe hobby? - wskazała ruchem głowy na czarne rysy na nodze mężczyzny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Valeria Willis, a dla Reece tylko i wyłącznie Sophia była naprawdę świetną aktorką. Nie wahała się, nie milkła w niestosowny sposób i nie gubiła kontaktu wzrokowego. W dodatku zaskakiwała go takimi gestami, jakby naprawdę stanowili idealną parę zakochanych, którzy pojawili się w parku, aby zademonstrować swoją miłość. W tej relacji Ree całkowicie się poddał i kroczył ścieżką, jaką Sophia zdążyła mu wydeptać. Nie sprzeciwiał się, lecz postępował identycznie jak ona, pozwalając, aby improwizacja objęła cały jego umysł. Momentami sam nie wiedział gdzie kończyła się prawda, a zaczynał fałsz.
Oczywiście. Mogłem się przecież domyślić — przytaknął, choć ta odpowiedź nie była jednoznaczna. W obecnym Ree znajdowało się tyle romantyzmu, co na pustyni wody. — Wszystko dokładnie zaplanowałaś. Rysujesz wykresy przed każdym spotkaniem z klientem? — zapytał półżartem, półserio. W działaniu Sophie dostrzegł pewien schemat. Wszystko wskazywało na to, że nie pozwalała sobie na żaden przypadek. Jej praca była pedantycznie poukładana w każdym możliwym punkcie. Przynajmniej posiadali wspólne cechy, bo Ree również poważnie podchodził do swoich zajęć. W przypadku ochrony Terriusa nigdy nie popełnił żadnego błędu. Wszystko dokładnie analizował i nie postępował pochopnie - w przeciwieństwie od samego szefa, który momentami krążył z głową w chmurach, albo wpadał na kolejny, niebywale absurdalny pomysł. Ree czasami czuł się jak strażnik jego głupoty.
Wziął do ręki lemoniadę, jednocześnie wyciągając z kosza plastikowe kubeczki. Ten, który wcześniej trzasnął odłożył na bok, aby w drodze powrotnej wyrzucić go do kosza na odpady. Następnie nalał napoju i podał go Sophie. Sam również się napił.
Byłem tak podekscytowany tym piknikiem, że nie zdążyłem niczego zjeść — skłamał, uśmiechając się szeroko. Potem sięgnął po muffinkę. Kawałek za kawałkiem odrywał babeczkę i wpakowywał do ust. Była naprawdę smaczne. Nawet lepsza niż wyroby, które sporadycznie kupował w piekarniach. — Smakuje... jak prawdziwa domowa muffinka — powiedział z uznaniem, przypomniawszy sobie smak z dzieciństwa. Jego mama również lubiła spędzać czas w kuchni. Gotowanie stanowiło element jej pasji, dlatego z ojcem otworzyli lokal gastronomiczny w Jericho. Niestety wszystko szybko się zepsuło i musieli wyjechać do Seattle.
Trenujesz krav mage? — zainteresował się. Sophia naprawdę mu zaimponowała. Nawet usiadł prosto, aby lepiej przyjrzeć się jej mimice. — Może następna nasza randka odbędzie się na macie? — W tamtym momencie nieszczególnie myślał o tym, aby zaprezentować społeczeństwu ich związek. Ree, aby całkowicie oddać się aktorskiej farsie chciał najpierw poznać kobietę, która miała mu na co dzień towarzyszyć. Obecnie wiedział niewiele. Skrywała się pod całunem tajemnicy i ilekroć odsłaniała rąbek, czuł że pod powierzchnią kryło się coś fascynującego.
Ładna, zabawna i ciekawa. Mimowolnie zaczął zastanawiać się, czy właśnie taka była Sophia, czy był to również element odgrywanej roli.
Odruchowo poruszył łydką. Spojrzał wpierw na nogę, a następnie ponownie na kobietę i zjadł ostatni kawałek muffinki. Tatuaż przedstawiał węża w czerwonych kwiatach tzn. Red Spider Lily. Miał on silny przekaz symboliczny, jaki odnosił się bezpośrednio do życia Ree. Były to kwiaty oznaczające wydostanie się z cyklu śmierci, ostateczne pożegnanie i nowy początek. Wąż natomiast stanowił siłę, mądrość oraz cierpliwość.
To przez przypadek — odpowiedział zdawkowo, choć głupkowaty, nieco dziecinny uśmiech wkradł się na jego twarz. Tamta noc w studiu tatuażu, kiedy dochodził do siebie po wypiciu niedopuszczalnej dawki alkoholu była bardzo bezmyślna, jednak niczego nie żałował. — Wygłupialiśmy się z przyjacielem i skończyliśmy w taki sposób — skinął na łydkę. — On ma coś podobnego na plecach. Lubisz tatuaże? Może po ślubie wytatuujemy sobie wielkie love? — zironizował. Jakaś para znajdująca się nieopodal podłapała pomysł. Dziewczyna uwiesiła się na ramieniu partnera i zaczęła mówić o tatuażu z datą ich pierwszego spotkania, datą pierwszego pocałunku, oświadczyn, ślubu, urodzin przyszłego dziecka i dnia adopcji psa. — Też powinniśmy tak zrobić? — zapytał, słysząc wszystko do czego odnosiła się tamta młódka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aż dziwne, że nie brała żadnego udziału w warsztatach aktorskich. W jaki sposób stała się więc samoukiem? Robienie dobrej miny do złej gry zaczęło jej przychodzić coraz łatwiej, kiedy w jej nastoletnim życiu zaczęła dostrzegać sprawy, którym początkowo nie chciała się przeciwstawiać, próbując w ten sposób ograniczyć konflikty. Wbrew pozorom i włoskim genom, posiadała w sobie pewne pokłady cierpliwości, które były pewnie spadkiem po tacie. Choć czy naprawdę wszystko potrafiła tak dobrze grać przed Reece’m? No, cóż, jeszcze nie mógł wiedzieć, kiedy odkrywała część swojej prawdziwej osobowości.
- A widziałeś takie przed spotkaniem? - odparła rozbawiona, unosząc znacząco brew. Po głowie przeszła jej pełna humoru myśl, że też wcześniej na to nie wpadła! - Może wiadomość do Ciebie nie dotarła? - Teraz już szczerze się zaśmiała, wyraźnie sobie żartując. Profesjonalne podejście do pracy było niezwykle ważne w oczach klientów, dlatego nie mogła pozwolić sobie na pomyłki. Powinna być przygotowana na każdą ewentualność. W końcu za to jej płacono. Ale z drugiej strony dobry humor i skłonność do żartów były wpisane w jej życie i, kiedy nie zachodziła taka potrzeba, wykorzystywała to dla rozluźnienia atmosfery. Niekiedy nawet, zależnie od sytuacji, pozwalała na nieco spontaniczności. A z mężczyzną niezwykle dobrze jej się żartowało. Odbierając od niego kubeczek, przekornie przechyliła głowę.
- Jesteś słodki, kiedy kłamiesz - odpowiedziała z równie szerokim uśmiechem, spoglądając na niego z pod nieco zmrużonych oczu. Wyczuła to od razu. Gdyby nie wiedziała, co tu się tak naprawdę wyczyniało, pewnie by mu uwierzyła, ale nie tym razem. Granice między prawdą a oszustwem potrafiły bardzo łatwo się zatrzeć. - Nie tego się spodziewałeś. - Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie, ale nieco schlebiła jej jego reakcja. Nie oczekiwała jakichś specjalnych pochwał, ale miała wrażenie, że mężczyzna tym razem nie użył ironii, a to już musiało coś znaczyć.
- Taak, to było nieoczekiwane, ale, o dziwo, udało mi się w tym odnaleźć - przyznała poważniej. Nie zamierzała celowo robić na nim wrażenia, ale skoro chciał wiedzieć to czemu miałaby to ukrywać? Mogli mieć przynajmniej temat do rozmowy w razie, jeśli coś by się im nie kleiło. - Jesteś pewien, że to dobry pomysł walczyć z kobietą? - zapytała z odrobiną prowokacji w głosie, a kąciki jej ust drgnęły w uśmiechu, co próbowała opanować. Ciekawa była jego zdania pod kilkoma względami, choć głównego powodu jeszcze przez moment nie zamierzała zdradzić. Niemniej jednak jego propozycja była intrygującym sposobem na bliższe poznanie się, której nie wykluczała.
Nigdy jakoś szczególnie nie marzyła o zrobieniu sobie tatuażu, może to dlatego, że jej zdaniem decyzja o nim musiała nieść za sobą ważny przekaz i mieć dla niej szczególne znaczenie, którego na razie nie odkryła. A ludzie czasem podchodzili do tego bezmyślnie, z ciekawości zaczynając od czegoś drobnego, po czym okazywało się to tak uzależniające, by dziarać sobie więcej i w różnych miejscach. Mogła robić wszystko, uzależniać się od kawy, adrenaliny, innych ludzi, ale popadnięcie w nałóg dziarania wydawał jej się ciut niebezpieczny. Ona lubiła swoje ciało, a jeśli miała coś do przekazania, to mówiła o tym wprost. Aczkolwiek nikogo nie oceniała.
- Jakoś nie bardzo wierzę w przypadki - odparła rozbawiona, marszcząc przy tym na moment nos. Tak osobliwy tatuaż musiał mieć zdecydowanie głębsze znaczenie. Poza tym życie nauczyło ją, że nic nie działo się bez przyczyny, wszystko miało za sobą jakiś ukryty sens. - Którą część ciała masz na myśli? - W jej głosie zabrzmiało zastanowienie, jakby naprawdę poważnie o tym myślała, choć była w tym wyczuwalna figlarność. - Osobiście wolę minimalizm. Datę ślubu wyryjemy sobie na obrączkach. więc myślę, że Twoje imię na nadgarstku zawsze będzie mi przypominało, do kogo należę, bez względu na upływ czasu - westchnęła w teatralnym rozmarzeniu. To tak w razie, jakby zapomniała, kogo poślubiła, miałaby przy sobie dwie podpowiedzi.
- A tak właściwie… jak myślisz, jak Twój przyjaciel zareaguje na wieść o narzeczonej znikąd? Czy może już mu powiedziałeś? - zapytała z zaciekawieniem. Nawet, jeśli jeszcze nikomu nie powiedział o ich umowie, czy nie zamierzał mieszać w to najbliższych, to wolała go nastawić na przygotowanie odpowiedzi. Skoro znajomi byli w stanie donieść byłej narzeczonej Reece’a o tym, że ktoś się z nim spotyka, to tym bardziej mogliby natknąć się na jego własnych znajomych. Jeśli rzeczywiście był z przyjacielem tak blisko to raczej byle wymówka nie dałaby go zwieść. W jej przypadku nie miała zbyt szerokiego grona przyjaciół, przed którymi musiałaby ukrywać swój sekret. Najbliżsi wiedzieli, czym się zajmowała, choć nie ujawniała tożsamości swoich klientów, więc nawet, jeśli wpadliby na nich przypadkiem, były to zaufane osoby, które potrafiły dochować tajemnicy. A opinia całej reszty jakoś szczególnie się dla niej nie liczyła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie mam pojęcia, co możesz przede mną ukrywać — przyznał, jednak w żaden sposób to stwierdzenie nie mijało się z prawdą. Wiedział o Sophie tylko tyle, ile sama zdecydowała mu się przedstawić. Na pierwszym spotkaniu zdecydował o tym, że w ich relacji, albo układzie, powinna być przede wszystkim sobą. Mimo tego nie miał żadnej gwarancji, że kobieta nie udoskonalała swojej osobowości większymi lub mniejszymi kłamstwami. Wcale nie musiała się przed nim odkrywać; opowiadać o życiu, planach i marzeniach. Równocześnie mogła skrzętnie ukryć własne oblicze i prawdopodobnie Ree nigdy by się o tym nie dowiedział - w końcu łączyła ich tylko i wyłącznie umowa.
Zaśmiał się w podobny sposób, bo mimowolnie pomyślał o wypełnionej rozmaitymi wykresami ścianie w mieszkaniu Sophie. Niemal wyobrażał sobie jak stała i rysowała koślawe linie przy zdjęciach potencjalnych ofiar-klientów. Było to zabawne i niewiarygodne. Zapewne fotografia Reece Tremblay'a zawisłaby na samym środku z pineską wbitą w czoło.
Ty również jesteś słodka, kiedy kłamiesz, Sophie — odbił pałeczkę, przy czym znacząco skinął głową. Wziął jeszcze jeden kęs muffinki. Były one naprawdę smaczne i w przyszłości, jeżeli nadarzy się taka okazja, chętnie spróbuje innych wyrobów. Gdy zjadł całą babeczkę, natychmiast otrzepał dłonie z okruszków. Potem niedbale przetarł usta i policzki.
Preferuję bycie na górze — wtrącił z celową dwuznacznością — ale mogę zrobić wyjątek. Dam ci fory. — Ree nie wątpił we własne umiejętności, a zaproponowany przez niego pojedynek miał stanowić formę zabawy. Nie zamierzał potraktować tego na serio, a tym bardziej pojedynkować się o zwycięstwo. Sophia nie miała szans. Po pierwsze była zbyt drobna. Po drugie Reece żył dzięki znajomości sztuki samoobrony i walki wręcz. To nie było wyłącznie jego hobby, ale również sposób na zarobek. Dzięki temu sięgnął szczytu kariery. — Ewentualnie w wolnym czasie mogę sam zacząć pomagać ci w treningach. Może akurat pokazałbym ci coś więcej. — .Poczęstował się jeszcze jedną babeczką. W walce płeć nie miała żadnego znaczenia. Widział na treningu naprawdę dobrze zapowiadające się wojowniczki, które potrafiły zaskoczyć niejednego mężczyznę. Problem zaczynał się wtedy, gdy analizowało się całokształt predyspozycji. Waga, siła oraz umiejętności. Te trzy elementy nie zawsze ze sobą współgrały. Ree z uwagą spojrzał na Sophie i przez chwilę się zamyślił. Uważał, że miałaby ona szansę, gdyby wcześniej nie trenował, ale biorąc pod uwagę wszystkie punkty, to zapowiedź zwycięstwa chwiała się bardziej na jego stronę. Jednak pomimo tego postanowił zachować swoje spostrzeżenia dla siebie i nie ignorować jej jako przeciwniczki. Zasłużyła na chwilę uznania - chociażby ze względu na tak nietypowe zainteresowanie.
Tę, która należy wyłącznie do mnie — podłapał figlarne zachowanie Sophie i nagle nachylił się w jej stronę. Ich twarze na moment zawisły bardzo blisko siebie. Wpierw patrzył prosto w oczy kobiety, a później przeniósł wzrok na usta. Następnie, korzystając z tej chwili nagłej konsternacji i wyciszenia, dźgnął Sophie palcem w biodro. Akurat tam, gdzie zaczynała się gumka od bielizny. — Tutaj — zażartował i odsunął się z identyczną gwałtownością, po czym dokończył jedzenie babeczki. — Pewnie. Przyda ci się, jak na starość dopadnie cię Alzhaimer. Jak zerwiemy, to możesz ewentualnie skreślić mnie skreślić i niżej napisać imię następcy — zironizował, uśmiechając się niebywale zawadiacko. Stopniowo zaczynał się otwierać przy Sophie. Nawet poziom jego żartów utrzymywał się na sensownym i w miarę zabawnym poziomie. Nie był jednak wulgarny tak jak przy Terriusie.
Nie — pokręcił głową — dowie się w swoim czasie. Im mniej wie, tym lepiej — Mimowolnie pomyślał o tym, jaką jego przyjaciel będzie miał minę, gdy prawda wyjdzie na jaw. Reece zazwyczaj był tą osobą w ich duecie, która cechowała się racjonalizmem. Tymczasem był na randce z udawaną narzeczoną i musiał przyznać, że bawił się coraz lepiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jeśli masz jakieś pytania, nie krępuj się - wzruszyła ramieniem z pełną swobodą. Jak zaczęła się przekonywać, Reece okazywał się mężczyzną, przy którym wcielanie się w rolę przychodziło jej z coraz większą łatwością. Może to za sprawą ustaleń, które jej nie ograniczały i sprawiały, że, jak na wykonywanie zadania, czuła się nad wyraz naturalnie.
Nie było to do końca bezpieczne, wszak nadal właściwie go nie znała, ale z jej dyskretnej obserwacji wynikało, iż raczej nie należał do seryjnych morderców czy gwałcicieli. Niby tacy wariaci nie podpisaliby umowy, która by do nich doprowadziła, ale kto wie? Jednak sposób, w jaki jej towarzysz na pierwszym spotkaniu wspomniał o swojej byłej narzeczonej, zwrócił jej uwagę i nakazał przypuszczać, że za tym tematem kryło się znacznie więcej, niż jej powiedział. I jakkolwiek starałby się to zatuszować, nie mogła nie dostrzegać, że pod osłoną powagi i niezwykłej przezorności krył się wrażliwy mężczyzna. Nie była ani głupia, ani nietaktowna, by pytać, co się stało. Ale był jej klientem i skoro pozwolił na swobodę, mógł zadawać pytania o cokolwiek. Nawet, czy rzeczywiście posiada ścianę z fotografiami swoich klientów.
- Tak? Jak to odróżniasz? - Obdarzyła go nieco zadziornym spojrzeniem i dokończyła swojego palucha. Wiedziała, że odkrycie, co w jej wypowiedziach było prawdą, a co kłamstwem, nie było takie oczywiste, dlatego mimowolnie zaczęła zastanawiać się, czy czujny ochroniarz potrafił ją rozgryźć.
- Och, nie, nie, Reece - pokręciła powoli głową w rozbawieniu, a jej włosy delikatnie przy tym zafalowały. Tego się właśnie spodziewała. Mężczyźni lubili bagatelizować kobiety, często przedwcześnie je oceniając. Wyciągnęła dłoń do tyłu, by wygodniej oprzeć się na wyprostowanej ręce i spojrzała na mężczyznę z tajemniczym uśmiechem. - Lubię być na górze, ale tylko wtedy, kiedy sobie na to zapracuję - odparła równie dwuznacznym tonem. - A o moich możliwościach porozmawiamy na macie - zasugerowała z uśmiechem. Chyba nie doceniał jej możliwości, z góry wskazując, że był lepszy. Miała świadomość, że może tak w rzeczywistości być, w końcu praca w ochronie wiązała się z wieloma umiejętnościami, które częściowo przedstawił jej jako swoje zainteresowania. W związku z tym musiał poważnie traktować swoją pracę, w której nie było miejsca na błędy czy porażki. Przyzwyczaiła się do tak szybkiej oceny jej zdolności, i to na podstawie niepozornego wyglądu. Oczywiście, nie stanowiło to dla niej jakiejś urazy, tylko tym bardziej zachęciło do podjęcia wyzwania. W gruncie rzeczy mogła to być całkiem ciekawa zabawa. - Brzmi obiecująco. A może tak wyszkoliłbyś mnie na pracownika ochrony? W razie, gdybym jednak musiała się przebranżowić. Choć z pozwoleniem na broń i umiejętnościami odpowiedniej charakteryzacji i tak najbliżsi uważają mnie za tajną agentkę - przyznała ze śmiechem, po czym sięgnęła po jedną z mini kanapeczek, które uwielbiała przyrządzać na wypady w plener i ją skonsumowała. Jej siostra miała bujną wyobraźnię, która nie wykluczała ochrony ludzkości przed katastrofą. W sprawie ochrony ludzi mogła mieć częściowo rację, biorąc pod uwagę możliwość pogorszenia się relacji z najbliższymi podczas imprez albo popadnięcie w nic nie warty związek.
Kolejnego ruchu mężczyzny zupełnie się nie spodziewała. Kiedy znalazł się bardzo blisko niej, jego słowa dotarły do niej ze zdwojoną siłą, a jego niespotykany wzrok niemal ją zelektryzował. Po raz pierwszy tego dnia na moment udało mu się wprowadzić w niej niepewność, choć musiała przyznać, że za nią krył się przyjemny dreszczyk emocji. Cholernie dobrze grał. Prychnęła na dźgnięcie w biodro, które rozładowało atmosferę. - No, cóż… jeśli w takim miejscu mam mieć tatuaż to już chyba nie tylko Ty będziesz mieć tam dostęp - odparła przekornie, dostawiając drugą dłoń za siebie i przechylając przy tym podbródek w stronę nieba. Tym samym wyeksponowała całą szyję wraz z dekoltem jej hiszpanki i przymknęła oczy, by przez moment móc nacieszyć się świeżym powietrzem. Już pomijała fakt, że akurat w miejscu, o którym rozmawiali, przy odpowiednim dotyku, miała niesamowite łaskotki, ale typowy samiec musiałby się zastanowić nad tym, czy naprawdę chciał podzielić się tym miejscem z innym mężczyzną. Na szczęście Reece nie musiał naprawdę zaprzątać sobie tym głowy. Na następne jego słowa zerknęła na niego spod ukosa, lekko mrużąc oczy z powodu jaskrawych barw. - Myślałam, że chcesz ze mną spędzić resztę życia? Na dobre i na złe, czyli nawet, kiedy dopadnie mnie Alzheimer? - Wyprostowała głowę i przyjrzała się jego twarzy z odrobiną wyrzutu, za którym kryło się rozbawienie. - W takim razie muszę poważnie zastanowić się nad propozycją tatuażu. A może i ślubu? - odparła z żalem, aż na końcu zadrżały jej wargi i sięgnęła po kubeczek z lemoniadą, z którego upiła łyk chłodnego napoju. W duchu musiała przyznać, że całkiem dobrze się bawiła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jakim jesteś typem osoby? — zapytał, kiedy tylko otrzymał otwarte pozwolenie. Nie interesowała go żadna odgrywana rola, lecz prawdziwa Valeria; ta, która była skryta pod teatralną maską i nazywała się Sophie. Pomimo że Reece świadomie wynajął ją do własnych celów, podpisał umowę i niemal na pamięć zdążył nauczyć się regulaminu, to nie zamierzał korzystać ze wszystkich dostępnych przywilejów. Kazanie kobiecie udawać poszczególne zainteresowania lub cechy charakteru uważał za zbyt ordynarne. Wciąż nie czuł się komfortowo i właśnie w ten sposób próbował zachować resztki godności.
Jeszcze nie odróżniam, ale przypuszczam, że mam racje. — Wzruszył ramionami. To było ich trzecie spotkanie. Pierwsze dotyczyło przedstawienia wizji agencji i pobieżne opisanie dokumentów, a drugie dopełnienia papierowych formalności. Tak naprawdę dopiero teraz mieli okazję się lepiej poznać i poruszyć tematy niezwiązane z domniemanym wzbudzaniem zazdrości Poli oraz ideą pracy przyjaciółki do wynajęcia.
Trzymam za słowo — wziął kęs drugiej babeczki. Czuł się coraz bardziej najedzony, jednak słodki zapach wypieków zachęcał go do dalszej degustacji. W następnej kolejności zamierzał skosztować palucha. — Mimo wszystko myślę, że to nie jest praca dla ciebie. Jako ochroniarz musze być cały czas pod telefonem. Nie mogę wyjechać z miasta bez uprzedzenia, nie wspominając już o dłuższych wakacjach. Czasami w ciągu godziny dowiaduję się o delegacji na inny kontynent. Przypuszczam, że po miesiącu byłabyś wykończona. — Ree taki tryb odpowiadał. Nie czuł się przynależny do Seattle. W tym mieście miał tylko ojca i grób matki, który często odwiedzał. Większość czasu spędzał u boku Arlingtona jako jego ochroniarz, albo po prostu przyjaciel. Parę razy w tygodniu odwiedzał klub, siłownie oraz rekreacyjnie bił się na macie. Z kobietami spotykał się rzadko, ponieważ wciąż nie poznał takiej, która by go zaintrygowała. Właściwie to miał wrażenie, że wciąż błądził po życiowej ścieżce, aż dotarł tutaj. Do Sophie. — Jak będziesz miała się przebranżowić, to znajdź coś bardziej ambitnego. może otwórz piekarnie? — dodał na koniec i oblizał kciuk, gdzie ostało się trochę okruszków po babeczce.
Ree uznałby Valerię za bezmyślną, jeżeli ani razu nie zwątpiłaby w jego przyzwoitość. Umowa zobowiązywała ją do przebywania w towarzystwie mężczyzny niezależnie od miejsca. Mogła znaleźć się zarówno pośród tłumu oraz w odosobnieniu; ustronnym pokoju lub lokalu. W dodatku biorąc pod uwagę wizualne predyspozycje, to musiałaby mieć wyjątkowe szczęście, aby zbiec z ramion Reece.
Czy tak właśnie nie powinno być? — zapytał, a powietrze z jego oddech owiał wargi Sophie. Przetrzymał na niej swoje spojrzenie na tyle długo, że atmosfera pomiędzy nimi zahaczyła o miano intymnej. — To jest moje — powiedział władczo, po czym jeszcze jeden raz dźgnął kobietę palcem. Następnie położył się na plecach, chowając ramiona pod głowę. Tak jak Sophia zaczął przyglądać się niebu.
Nie powiedziałem, że cię zostawię, głupia — prychnął śmiechem. Przymknął powieki i zanim kontynuował to odchrząknął. — Będę z tobą nawet jak dopadnie cię Alzhaimer. — Słowa Reece nie brzmiały jak kłamstwo, chociaż w rzeczywistości nim były. Doskonale zdołał wczuć się w rolę narzeczonego, który nie widział świata poza swoją partnerką. Mówił to wszystko, co wypadało powiedzieć w danej sytuacji i o dziwo ani razu się nie zawahał. Nie był aktorem tak jak Sophie, jednak być może przez jej towarzystwo zdołał otworzyć się na tą zabawę.
Powinniśmy wziąć ślub w Las Vegas czy może wyprawimy ogromne wesele na 200 osób? Osobiście wole Vegas, kochanie. — Tym razem nie żartował. Jego pierwszy ślub miał odbyć się w towarzystwie najbliższych osób. Była orkiestra, przystrojony kościół i sala, piękne auto i ogromne bukiety kwiatów. Tylko panna młoda postanowiła uciec sprzed ołtarza. Zostawiła go na pastwę współczujących spojrzeń, tym samym niszcząc jego pogląd na temat tego typu uroczystości. Obecnie, jeżeli kiedykolwiek zdecyduje się wziąć ślub, to chciałby, aby zrobili to wyłącznie we dwoje - on oraz kobieta, którą wybrał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Hmm… - zastanowiła się chwilę, próbując znaleźć odpowiednie słowa i jednocześnie zganiła samą siebie, że przecież sama się o to prosiła. Chroniła swoją prywatność i zwykle uważała na to, co i jak mówiła. W innym przypadku mogłaby powiedzieć o czymkolwiek, ale tym razem uznała, że skoro Reece pozwolił jej na bycie sobą, to należała mu się prawdziwa odpowiedź. - Staram się być bezkonfliktowa i łagodzić wszelkie spory. I o ile zwykle w pracy mi to wychodzi, tak prywatnie, jakkolwiek bym nie chciała, są wyjątki, nad którymi nie potrafię zapanować. Czasem nie da się wyciszyć włoskiego temperamentu - mówiła powoli w zamyśleniu, po czym wzruszyła ramieniem, jakby na niektóre sytuacje nie miała wpływu. - Nie potrafię trzymać długo urazy, zawsze szukam jakiegoś wyjścia i tu przede wszystkim stawiam na rozmowę. Szczerość, lojalność i najbliżsi są dla mnie kwestiami priorytetowymi. - Tu przygryzła na moment wargę. Kiedy tyle rzeczy udawało się w pracy, w prawdziwym życiu doceniało się tak podstawowe cechy, które innym często umykały. - Uwielbiam poznawać nowych ludzi, przypatrywać się ich zachowaniom, a mimo to nie oceniać i nie przyklejać etykietek, dopóki nie poznam ich wystarczająco dobrze. Choć nie każdy umie zdobyć moje zaufanie - przyznała z lekkim uśmiechem, rysującym się w kąciku jej ust. Zastanawiała się, czy nieco zaspokoiła jego ciekawość i co pomyśli na taką otwartość? Nie miała problemu z opowiadaniem o sobie pod warunkiem, że podane informacje nie mogły całkowicie obrócić się przeciw niej. Zawsze stawiała sprawy jasno, nie owijając w bawełnę. Nie spodziewała się tylko, że aż tak łatwo przyjdzie jej poruszenie niektórych kwestii z klientem, których, miała nadzieję, że jednak nie będzie chciał rozwinąć dalej.
- Wbrew pozorom pracując w RentMe mam podobnie - stwierdziła, marszcząc przy tym nos. Żadnych wakacji, odpoczynku od aliasów i ciągłe bycie pod telefonem to również jej rzeczywistość. - Jak już zauważyłeś, potrafię być bardzo zorganizowana, co jako osoba do wynajęcia jest niezwykle istotne, ale też nie mam nic przeciwko spontaniczności. I wyjazdom w delegacje - przyznała, mrugając przy tym okiem. Wbrew pozorom nie była sztywniarą, o czym Reece miał szansę się jeszcze w przyszłości przekonać, i potrafiła się bawić, co praca trochę tłumiła. Poza tym ceniła sobie życie w Seattle, aczkolwiek ciągnęło ją do Europy. Gdyby miała możliwość, wskoczyłaby w pierwszy lepszy samolot i spędziła trochę czasu na poznawaniu nowych miejsc. Taka chwila wytchnienia byłaby spełnieniem jej marzeń. - Może w ogóle własną restaurację? Gdzieś na uboczu, by mogła oczarować przypadkowych przechodniów - położyła dłoń na sercu, tym razem nie siląc się na teatralną grę, a rzeczywiście z pewną dozą zainteresowania poważnie zastanawiając się nad taką opcją.
- W jakiejś równoległej rzeczywistości to całkiem możliwe - niemal wyszeptała, nadal podtrzymując to intensywne spojrzenie. Mimo napiętej atmosfery nie straciła rezonu, ale też jednocześnie poczuła się zaintrygowana. Co tak naprawdę kryło się za tym spojrzeniem? Kim właściwie był Reece? Chciała wiedzieć znacznie więcej, niż to, co jej serwował od ich pierwszego spotkania. Nie potrafiła go rozgryźć. I ta zastanawiająca władczość... - Technicznie rzecz biorąc, bez ślubu jeszcze wszystko może się zmienić - pokręciła głową w rozbawieniu, bo cóż mógł jej tu zrobić? Nawet, jeśli coś by jej groziło, Heath by ją odnalazł, w jakimkolwiek kawałku by została. - Hej! Już przepowiadasz zerwanie, więc nie wiń mnie za to, o czym pomyślałam - żachnęła się, ale niewątpliwie w formie żartu. Położenie się na plecach było doskonałym pomysłem, dlatego po chwili go powieliła. Z tej perspektywy świat wyglądał zupełnie inaczej.
- Hmm… Vegas jest oklepane. A co byś powiedział na jakąś wyspę? Z dala od całego tego przepychu i uczucia obarczenia ogromną odpowiedzialnością, na zacisznej plaży, o zachodzie słońca. Bez świadków i z wiatrem we włosach. To byłoby coś - przyznała cicho, na chwilę pozwalając sobie odpłynąć do tego wspaniałego obrazu, malującego się w jej wyobraźni. To nie były marzenia Sophii. Tym razem w rozmowę znów wkradła się Valeria - skryta romantyczka, której wielkie wesele również nie było po drodze. Mimo usilnych prób matki nie udało się usidlić Włoszki, co nie świadczyło o tym, że gdzieś tam głęboko w sobie z całą pewnością skrywała swoją własną wizję szczęścia. Tak kameralna uroczystość, bez obecności najbliższych byłaby pewnie ciosem w serce rodziców. Ale gdyby kiedykolwiek miał nadejść taki czas, to nie chciała spędzać go w towarzystwie osób, którzy osądzają każdy element ślubu, bo najważniejszą osobą był On. Dlatego właśnie tak wyobrażała sobie ten idealny dzień.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zauważył, że z Sophią łączyło go wiele wspólnych cech. Oboje lubili rywalizację na macie, z ogromnym poczuciem obowiązku podchodzili do wykonywania swojej pracy, a także mieli podobne usposobienie.
Reece nie angażował się w konflikty. Preferował dyplomatyczne rozmowy, chociaż należy zauważyć, że był tylko człowiekiem i również zdążyło mu się nadużyć słów i czynów - w szczególności w pracy. Gdy siedział teraz obok Sophie, która odsłoniła kolejny kawałek siebie, to naszło go nagłe odczucie. Dotychczas wciąż wspominał osobowość Poli, jaka stanowiła dla Reece ideał charakteru kobiety. Jednak im bardziej poznawał swoją towarzyszkę, tym mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że mógł się mylić. Sophia była uprzejma, inteligentna i rozważna - przynajmniej na taką wyglądała. Pomimo sytuacji sądził, że w jej oczach błyszczała szczerość.
A ja? — wtrącił chwilę po zakończeniu wypowiedzi kobiety. — Jakbyś opisała mnie? — zapytał. W pewnym momencie zapomniał, że ich spotkanie stanowiło element aktorskiej gry i naprawdę oddał się rozmowie. Nie rozglądał się po polance w poszukiwaniu znajomych twarzy, ani zapobiegawczo nie odgrywał roli narzeczonego. Po prostu był sobą, mówiąc i robiąc to, co aktualnie chciał.
Rzeczywiście — przytaknął. — Twoja praca jest również wymagająca. — Musiał przyznać racje. On zajmował się ochroną życia Terriusa Arlingtona, jednak dla wielu ludzi Sophia także była ostatnią deską ratunku. Na pewno czasami zdarzały się błahe zlecenia, lecz biorąc pod uwagę nawet sprawę Ree, to do RentMe zgłaszały się osoby zdesperowane; takie, które nie potrafiły samodzielnie poradzić sobie z własnymi problemami. Kobieta musiała być nie tylko aktorką, ale również momentami terapeutką albo po prostu przyjaciółką. Kim będzie dla niego? Mimowolnie zadał sobie to pytanie, przy czym tajemniczo się uśmiechnął. To wszystko robiło się coraz ciekawsze.
W równoległej rzeczywistości mówisz... — prychnął trochę drwiąco, trochę żartobliwie, a następnie pokręcił głową. Naparł mocniej na Sophie, po czym ustąpił i usiadł wygodnie. Gdyby istniało coś tak absurdalnego jak równoległa rzeczywistość, to Reece Tremblay wciąż miałby obok siebie ukochaną matkę oraz trwałby w szczęśliwym małżeństwie. Tymczasem bywały wieczory, kiedy rozmyślał nad sensem istnienia oraz zastanawiał się, czym powinien się zajmować, aby być z siebie dumnym. Momentami nie satysfakcjonowała go posada ochroniarza, właściciela klubu, drogi apartament oraz samochód. Czasami czegoś mu brakowało. Być może towarzystwa.
Wyspa też wydaję mi się oklepana. Każdy wybiera takie miejsca, jako podróż poślubną. Prawdopodobnie oprócz nas byłoby tam pełno innych ckliwych par — zauważył. Plaża jest typowym miejscem, które wybierali romantycy. Problem w tym, że sceneria rzadko pasuje do tej, jaką właśnie opisała Sophia. Przeważnie wokoło kręci się mnóstwo ludzi i coś takiego jak prywatność bywa pojęciem względnym. — A dżungla? Moglibyśmy wziąć ślub w odosobnieniu pod wodospadem, a wokoło nie byłoby niczego innego oprócz dziczy. Na końcu wskoczylibyśmy nago do wody. — Reece dał również ponieść się fantazji i przedstawił swoją nową wizję ślubu. Vegas rzeczywiście było oklepanym miejscem. Plaża także, więc postanowił zaproponować zupełnie inny, naprawdę niecodzienny pomysł.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Odpowiedź na postawione przez Reece’a niby niepozorne pytanie nie była taka prosta, jak się wydawało. Valeria odczuwała to bardziej jak stąpanie po kruchym lodzie, musiała mieć się więc na baczności i przemyśleć, co powinno paść z jej ust. Dlatego więc przygryzła wargę w zamyśleniu. Co prawda, nie mogła wyciągnąć zbyt wielu wniosków w ciągu tych trzech spotkań, aczkolwiek po złożeniu szczątków informacji, jakimi uraczył ją mężczyzna, zaczynała mieć pewne domniemania, o których wolała nie wspominać. Wyrażanie własnej opinii na czyiś temat było o tyle trudne, że należało starannie dobierać słowa, by przypadkiem nie dotknąć kogoś swoją bezpośredniością. A na samym wstępie znajomości wolała nie palić mostów. Przeniosła na niego swój wzrok.
- Jesteś bardzo ostrożny w kontakcie z czymś, czy kimś nowym, co jest zrozumiałe w związku z Twoją pracą, ale wpływ na to może mieć wiele kwestii - zaczęła powoli, zachowując spokój w głosie. Nie mogła powiedzieć wprost, że ta nieufność musiała wziąć się od czegoś większego. I była niemal pewna, że była narzeczona musiała się do tego w jakiś sposób przyczynić. - Uśmiechasz się i żartujesz, ale nadal zachowawczo utrzymujesz pewien dystans. Cenisz sobie prywatność i wolisz, by nie ingerować w Twoją aurę tajemniczości, którą wokół siebie rozsiewasz. Mimo to, pod maską nieufności i pozornej otwartości gdzieś tam kryje się serce, które bije mocniej, kiedy wyrobiona w zawodzie powaga ustępuje Twojej nieco dzikiej stronie. - Mimowolnie jej twarz rozświetlił rozbawiony uśmiech. Kiedy ich oczy się spotkały, nie oderwała wzroku od jego niezwykłych tęczówek. Musiała przyznać, że miło byłoby poznać tę wersję trochę bliżej. - Oczywiście, zawsze mogę się mylić - przyznała, z wolna kręcąc głową i nadal się uśmiechając. Mogła, ale nie była tego taka pewna. Zdarzało jej się dość szybko rozgryzać różne typy ludzi i jeśli jej obserwacje względem mężczyzny były prawdziwe, to tym bardziej wzbudzał w niej zaciekawienie. Nie chciała trwać tylko w domysłach. A skąd to wiedziała? To trochę tak, jakby analizowała siebie. W końcu nie była bezdusznym robotem, a życie doświadczyło ją w sposób, o którym nie rozpowiadała na prawo i lewo. Poza Sophią, odgrywaną co chwila rolą, była też Valeria, którą znało niewiele osób.
Skinęła uprzejmie głową, doceniając fakt, że Reece przyznał jej rację. Wbrew pozorom praca z obcymi ludźmi i wystawianie się na coraz to nowsze okoliczności nie było łatwym zadaniem. Ludzie często lekceważyli to, ile musiała wnieść od siebie wkładu, by uzyskać efekt, na jakim im zależało. Ale na szczęście przyjaźnie z klientami zdarzały się rzadko i wtedy najważniejsze było, że otrzymywała godną zapłatę. Czy tym razem czekało ją jakieś odstępstwo od reguły? Nie miała pojęcia. Ale przeczuwała, że mężczyzna siedzący obok niej był inny od reszty.
- Są plaże, które można wynająć. A jeśli już wyspa to najlepiej niezbyt znana. Mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś nas znajdzie - zachichotała. Odważne stwierdzenie, biorąc pod uwagę fakt, że aktualnie powinni robić zupełną odwrotność - jej zadaniem było skupienie na sobie uwagi ewentualnych znajomych byłej mężczyzny. I choć wiedziała, że nie powinno przejść jej to przez myśl, to… całkiem odpowiadała jej ta chwila zapomnienia. - O, taak, wchodzę w to - westchnęła, mimowolnie przeciągając się na kocu, a potem wpadło jej coś do głowy. Przekręciła się na brzuch, zmniejszając między nimi dystans i nieco się nad nim pochylając, jakby miała zamiar powiedzieć mu coś super ważnego. - Pod warunkiem, że nie będzie tam żadnych komarów - rzuciła cicho, starając się utrzymać powagę, po czym po polanie rozniósł się jej perlisty śmiech, kiedy wróciła ponownie na swoje miejsce.
Budowanie takich obrazów przychodziło im z zadziwiającą łatwością. Wyobraźnia prowadziła ich w coraz to ciekawsze miejsca, co ostatecznie przerwał telefon Reece’a. Mimo tak nagłego zakończenia pikniku wspólnie posprzątali i w dobrych humorach, pod rękę wrócili do samochodu. Stojąc na chodniku i patrząc, jak Reece pakował kosz do auta, Valeria przypomniała się sobie o jeszcze jednym obowiązku. Zbliżyła się do niego i wspięła się na palcach, by na jego ustach złożyć pożegnalny pocałunek.
- Udanego dnia, kochanie - złożyła mu życzenie, na krótką chwilę łapiąc jego spojrzenie, gdy jeszcze znajdowali się tak blisko siebie. Zaczynała żałować, że spędzili ze sobą tak mało czasu. - I następnym razem widzimy się na macie - wyszeptała konspiracyjnie i uśmiechnęła się zawadiacko. Właściwie to było pytanie retoryczne, bo nie uznawała jego propozycji za puste słowa. Odstąpiła kilka kroków i powiodła wzrokiem za wsiadającym do samochodu Reece’m, by po chwili pomachać za odjeżdżającym autem. Tak, Valerio, możesz już wrócić do rzeczywistości.
/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2
 Na ten weekendowy wieczór nie miał za bardzo planów, ani tym bardziej pomysłów, dlatego kiedy dostał SMS-a od znajomego ze studiów, że spotykają się w plenerze – bo ładna pogoda, bo ciepło dzisiaj – by coś wypić, to wyjątkowo postanowił wyciągnąć się z domu. Nie był aspołeczny, a po prostu średnio przystępny i nie wszystkim podchodziło jego usposobienie. Tak czy siak: wyszedł i dołączył do reszty, choć prawnie pić jeszcze nie powinien. Miejsce zostało jednak dość sprytnie wybrane, bo jako jedno z niewielu dopuszczało spożywanie alkoholu publicznie, a przez to liczba odwiedzających, zwłaszcza w weekendowe dni, była całkiem spora, toteż funkcjonariusze pojawiali się sporadycznie. Komu by się chciało przetrzepywać tyle osób?
 Od piwa do następnego, aż w końcu zaczęło zmierzchać, a jeden z kolegów, taki Borys z Polski, wyskoczył z pomysłem, by zagrać we flanki. Pomysł ten nie cieszył się większym zainteresowaniem, jednak było to nic w porównaniu z uporem studenta, który jak raz postanowił, że zagrają to zagrają.
 Reyes w złym momencie podniósł głowę, bo radosny, podchmielony już koleżka, wychwycił jego spojrzenie i uznał to za chęć do współpracy i wspólnej zabawy. Zamiast targować się z typem, Reyes zauważył, że w dwójkę to oni nie pograją, ale jak znajdzie ludzi, to nawet się ruszy. Mocno zaangażowany w przedsięwzięcie chłopak ruszył na łowy.
 I kilka proszalnych min oraz głośnych „no dawajcie, co tak będziecie siedzieć” później, Reyes stał na tej ścieżce, w towarzystwie pana wodzireja i dwójki upolowanych przez niego dziewczyn. Organizator dokonał podziału i to tak „sprytnego”, że siebie dał do pary z jedną z dwóch koleżanek, która chyba mu się spodobała, bo to ją najdłużej prosił i nie chciał odpuścić.
 Maverick zatrzymał się po drugiej stronie barykady, u boku drugiej z zawodniczek, nie wierząc, że obiecał tamtemu, że jednak zagra.
 – Dobrowolnie, zmuszona, czy dla pilnowania koleżanki? – zagaił swoją partnerkę do rozgrywki, zerkając na nią. Dopił do końca swoje piwo, gdyż widział, że wodzirej imieniem Borys leci już z kolejnymi butelkami na potrzeby rozgrywki. – Od razu mówię: nie lubię przegrywać. Na pewno nie z nim – sarknął, bardziej w kontekście żartu, niż groźby, bo gdzie tam on pierwszy do rywalizacji we flankach.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

Zbuntowany Anioł.
Awatar użytkownika
22
160

stażystka

hemsworth company

south park

Post

#22

Willow również nie miała ambitnych planów na dzisiejszy wieczór. Zaraz po skończeniu pracy postanowiła umówić się na spacer z Malasyią. Była pewna, że Jayden nie wróci prędko do apartamentu i z tego powodu nie zamierzała siedzieć pośród opustoszałych ścian.
Polana w Parku Jefferson była malowniczym miejscem, choć w ostatnim czasie nieco zaniedbanym przez miejski zakład zieleni. Zewsząd rozrastały się obszerne zarośla, w których kryły się osiedlowe Sebki i Sabiny, zastygłe w pozycji słowiańskiego przykuca, a jednocześnie gorszące widok normalnym mieszkańcom Seattle.
Willow i Malasyia stroniły jednak od tutejszych krzaków i zmęczone spacerem, zasiadły na jednej z ławek. W dłoniach dzierżyły butelki z sokiem pomarańczowego, który strategicznie rozcieńczyły z wódką. I właściwie nie zwracały uwagi na otoczenie, bo skupiwszy się wyłącznie na sobie rozprawiały o minionej wycieczce do Walencji, zakupach i pracy. Niestety w pewnym momencie ich tok rozmowy został zagłuszony przez parę wątpliwie poruszających się po polanie chłopców i zanim zdążyły połapać się w sytuacji, zostały wplątane w jakąś absurdalną grę! Obie z wyraźną konsternacją próbowały zrozumieć zasady, jednak chaotyczne tłumaczenie Borysa nijak prowadziło do konsensusu. Finalnie machnęły ręką i ustawiły się na wyznaczonych miejscach – choć wodzirej niby omyłkowo przysunął się bliżej Malasyi, która po raz kolejny wykonała taktyczny odwrót w bok.
Wszystko po trochu – zaśmiała się, po czym dopiła własnego drinka z plastikowej butelki. Willow nie potrafiła delektować się alkoholem; nie lubiła ani jego smaku ani zapachu, a co najważniejsze traciła głowę już po trzech szotach. Mimo tego postanowiła wziąć udział w rozgrywce, o której nawet wcześniej nie słyszała i to w dodatku z obcymi ludźmi!
Ja też nie lubię przegrywać – przyznała, przypomniawszy sobie o konkurencjach w których brała udział, gdy wyjeżdżała na wakacyjne obozy. Teraz było podobnie, choć butelki piwa niezupełnie pasowały do dziecięcych rozgrywek.
Flanki rozpoczęły się od rzutu Malasyi. Nie trafiła. Potem Willow wykazała się podobnym brakiem umiejętności, bo kamień, który im służył uderzył Maeve w pośladek. Przeprosiła, lecz kiedy rzut Borysa przewrócił butelkę, prawie skręciła kostkę biegnąc wzdłuż polany, aby znowu ją postawić. Potem trafił Maeve i tym sposobem nie nadążając z przełykaniem część piwa wylała się na jej bluzę. Mimo tego objęli prowadzenie.
Gdy po upływie paru minut przeciwnej drużynie udało się trafić w butelkę, Wi wystartowała naprzód niczym bolid formuły jeden. Niczym galopująca gazela ominęła kłodę, zraszacz i Sebka, który niefortunnie wymknął się z krzaków. Następnie już miała objąć butelkę; już znajdowała się raptem milimetry od chłodnego szkła, kiedy z impetem upadła twarzą prosto w błoto. Malasyia i Borys dopili piwo, dzięki czemu wygrali całą rundę.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „Jefferson Park”