WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

/ z restauracji Duke’s
Gdyby nie ta cała przedziwna i niepokojąca sytuacja z facetem, który ich obserwował, Valentina z pewnością i z wielką chęcią zagłębiłaby się nieco w rozmowę z Brandonem na temat początków ich znajomości. W obojgu było sporo gniewu, który został przelany na niewłaściwe osoby. Niby byli dorośli, ale to wcale nie oznaczało, że potrafili sobie radzić z negatywnymi emocjami. Dla niego nowa praca mogła być stresująca, do tego dochodziła sytuacja z żoną, o której dopiero co się dowiedziała. Ona natomiast czuła się tym wszystkim przytłoczona.
Tak samo czuła się teraz, uciekając przed śledzącym ich facetem. Z tym że teraz czuła również strach. Coś, czego wcześniej nie doświadczyła. Przy Enzo zawsze czuła się bezpieczna i do teraz, kiedy zagrożenie stało się realne, prawie że namacalne, nie pomyślałaby, że faktycznie cokolwiek może się jej stać. Otuchy dodawała jej obecność Wilsona. Szybka i profesjonalna reakcja mężczyzny tylko potwierdziła jego wcześniejsze słowa - myślę, że Enzo nie zatrudniłby świeżaka do chronienia swojej żony – to była prawda.
– Mogłeś powiedzieć wcześniej. – wypomniała mu, chociaż bez zbędnych emocji w głosie. Taka informacja, na przyszłość, z nadzieją, że następnego razu jednak nie będzie. Skoro chodziło o jej bezpieczeństwo, wolałaby wiedzieć, jak wygląda twarz mężczyzny, którego powinna unikać.
– Skąd pomysł, że to on się w coś wpakował? – mruknęła, od razu marszcząc czoło. – Może mieć wrogów, obraca ogromnym kapitałem. Nie wiem… może komuś sprzątnął klienta albo ofertę sprzed nosa? Może komuś się nie podobają jego działania? – zaczęła się głośno zastanawiać, rozważając różne scenariusze. Opcji było dużo, a Valentina rozważała tylko te, w których Enzo prowadził legalne interesy. Może ewentualnie takie na pograniczu, lekko wątpliwe, ale nadal mieszczące się w jakiś normach. – Na pewno jest wiele możliwości. – dodała, również zwalniając kroku i kurczowo trzymając się Brandona. Starała się iść spokojnie, by nie zwracać na siebie niczyjej uwagi, rozglądanie się i pilnowanie drogi zostawiając Brandonowi. To on wiedział najlepiej, jak powinni się zachowywać.
– A jak pójdą za nami? – zapytała, jednak nie było już czasu na tę rozmowę. Przyśpieszyła, gdy pociągnął ją za sobą przez przejście dla pieszych. Powtarzając w duchu, ale pewnie i na głos, z czego nie do końca zdawała sobie sprawę, wiązankę przekleństw w znanym jedynie sobie języku, szybkim krokiem przemierzała kolejne metry, uważając, by na nikogo nie wpaść.
Bez słowa poszła za Brandonem, wchodząc do mieszkania jego znajomego, któremu na powitanie kiwnęła jedynie głową. Stanęła w koncie przedpokoju, dając im chwilę, by się dogadali, a po kilku minutach zarzuciła na siebie płaszcz i ruszyła za swoim ochroniarzem do samochodu. Całą drogę milczała, nerwowo spoglądając w lusterka samochodu, zawieszając spojrzenie na pulsującej na skroni Brandona żyle albo skubiąc troczki od swojego swetra. Czuła, jak serce jej wali, a oddech nie chce się uspokoić. Nie zwróciła nawet uwagi na trasę, jaką pokonali z parkingu do jego mieszkania.
– Jakie to popieprzone. – mruknęła, gdy Wilson zamknął za nimi drzwi. – Tu nas nie znajdą? Co, jeśli nas nadal śledzili? Myślisz, że inny płaszcz albo kaptur na głowie mógł pomóc? Dlaczego przywiozłeś nas tutaj? To twoje mieszkanie? I co, teraz będą wiedzieć, gdzie mieszkasz, więc i ty będziesz w niebezpieczeństwie? – nagle z jej ust wyleciała cała masa pytań, a mężczyzna na pewno nie był w stanie jej przerwać. Rozedrgany głos zdradzał jej nerwy, dłonie się jej trzęsły, a ona stała na środku jego salonu, wyglądając tak, jakby miała się za chwilę rozpłakać.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Wywrócił oczami. Mógł powiedzieć, ale nie musiał. I tak w najbliższym czasie miał być jej ogonem, który snuł się za nią na każdym kroku. Nie widział potrzeby wtajemniczania ją w to, jak wyglądali ci mężczyźni, kiedy to jego zadaniem było dopilnowanie wszystkiego i wypatrywanie, czy przypadkiem w pobliżu nie kręci się nikt podejrzany. Ona zaś miała się skupić na sobie, normalnym codziennym funkcjonowaniu i tym, by jakoś przetrwać ten bałagan.
Nie wiem, wydaje mi się, a właściwie to wiem z doświadczenia, że w tego typu sprawach wina leży po obu stronach. Szemrane interesy, pranie brudnych pieniędzy… Nie bierz tego do siebie, po prostu sporo widziałem, sporo słyszałem i zakładam, że w tym przypadku… Może być podobnie, a ty po prostu nie wiesz o wszystkim – stwierdził, nieco naginając prawdę, ale chcąc jej dać do zrozumienia, że nie powinna tak ślepo ufać mężowi i wierzyć we wszystko, co jej wmawiał.
Cisnęło mu się na usta, by powiedzieć jej, że oczywistym było iż tamci pójdą za nimi, ale nie chciał pogarszać sprawy, a na celu miał tylko i wyłącznie zgubienie śledzących ich mężczyzn i zapewnienie Lenie bezpieczeństwa jakimkolwiek kosztem. Nawet jeśli w grę wchodziło zabranie jej do domu i pozwolenie, by naruszyła jego skromną prywatność swoją osobą. Swoje mieszkanie traktował niczym twierdzę, w której mógł się zaszyć, by pobyć w samotności. Rzadko kiedy spraszał kogokolwiek, nawet jeśli chodziło o znajomych, a teraz… Miał pochwalić się swoją norą przed kobietą, która przywykła do życia w luksusach i prawdopodobnie nie miała okazji bywać w niewielkich, skromnie urządzonych meblami z odzysku mieszkaniach.
Nikt nie wejdzie tu bez mojej zgody – mruknął stanowczo, przekręcając klucz w zamku i ściągnął buty od razu przechodząc do niewielkiego salonu a następnie kuchni. Z lodówki wyciągnął dwie butelki piwa i otwarł je, chcąc jedną z nich podać Lenie, ale zatrzymał się w pół kroku, gdy zasypała go licznymi pytaniami, za którymi… Nie nadążał. – Lena, uspokój się – westchnął, odkładając obie butelki na kuchenny blat. – Zadzwonię do Enzo, okej? Powiem mu, jak wygląda sytuacja. Dzisiaj zostaniesz u mnie. Nawet jeśli nas śledzili i tu wejdą, wierz mi, nie wyjdą stąd o własnych siłach – dodał, podchodząc do kobiety i położył dłonie na jej ramionach, wyczuwając jak drżała, poczuł, jak robi mu się jej żal. Była niewinną, poboczną ofiarą interesów Enzo. Zupełnie nieświadoma tego, jak ten działał, a mimo to skazana na to, by nie czuć się bezpiecznie na ulicach miasta. Zaufała niewłaściwemu człowiekowi, ponosząc tego konsekwencje, choć wcale nie powinna, bo jej uczucia żywione względem męża nie powinny były doprowadzić do tej sytuacji. – Usiądź i spróbuj się uspokoić, weź piwo, włącz telewizor. Nie wiem, cokolwiek, ale się uspokój. Ja idę zadzwonić – rzucił jeszcze i sięgnął po swój telefon i paczkę fajek, z którymi wyszedł na balkon, by przedzwonić do jej męża. Enzo odebrał po drugiej próbie dodzwonienia się. Rozmowa nie należała do przyjemnych, ale była krótka i treściwa. Poirytowany nią Brandon wrócił do mieszkania, zabrał swoje piwo i usiadł na kanapie, kątem oka spoglądając na Lenę.
Rano zawiozę cię do domu. Enzo jest za miastem i wróci przed południem, a ja mam trzymać ręce przy sobie – rzucił parskając śmiechem, bo żądania Enzo były dla niego komiczne. W chwili, w której jego żona musiała uciekać przed jego wrogami, on martwił się tylko tym, by ochroniarz nie zaczął się do niej przystawiać. Zero pytań o jej samopoczucie, zero pytań dotyczących tego, kto ich śledził. Nic. – Wracając do twoich pytań… To urocze, że martwisz się o moje bezpieczeństwo, ale zapamiętaj, że jesteś w tym wszystkim najważniejsza – zauważył po chwili. O tym, że sam był w niebezpieczeństwie doskonale wiedział, ale na tym polegała jego praca. Narażał się, by inni byli bezpieczni. Robił to będąc agentem, robił to będąc ochroniarzem. – Lepiej? – zapytał jeszcze, odnosząc się do emocji, które przed kilkoma minutami dały jej dość mocno w kość, co nie było niczym zaskakującym.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

Na czole Valentiny zaczęła powstawać głęboka zmarszczka, gdy Brennan zaczął wyliczać, w co takiego może być zamieszany jej mąż oraz co może być powodem jej zagrożenia. Pokręciła głową, jakby nie chciała do siebie dopuścić tej myśli.
– Czekaj. – mruknęła, po czym wzięła głębszy oddech i wlepiła w niego spojrzenie. W tym samym momencie powoli zaczęła łączyć kropki, składać strzępki informacji, w których posiadaniu była. Nigdy nie interesowały jej interesy Enzo. Za każdym razem, gdy o nich opowiadał, robił to w taki sposób, że brzmiało jak najnudniejsza praca na świecie. Dla Valentiny ciekawe były spotkania z ludźmi, jego współpracownicy, służbowe wyjazdy, czy wystawne bankiety, chociaż i tak z czasem potrafiło się znudzić. Słuchanie o analizie danych, tabelkach, fakturach, transakcjach, punktach w umowach, rozmowach z prawnikami, to wszystko było czymś, czego Lena nie potrafiła objąć rozumem. I to nawet nie dlatego, że faktycznie nie potrafiła, a dlatego, że nie chciała. Enzo doskonale to wiedział i teraz zaczynała rozumieć, że opowiadał jej o tym aspekcie swojej pracy, który szybko ją nudził.
– Powiedziałby mi. – stwierdziła, chociaż brzmiało to raczej jak zapewnienie samej siebie. Brandon powoli zyskiwał jej zaufanie, jednak w tej chwili nie była w stanie mu powiedzieć, że może mieć rację. Co by to zmieniło? Oddech wroga i tak już czuli na swoich karkach.
– A myślisz, że ktokolwiek o zgodę będzie pytać? – uniosła pytająco brew. Szczerze w to wątpiła. Jej dom posiadał masę zabezpieczeń (teraz powoli zaczynała rozumieć dlaczego), wysoki płot, monitoring, ochronę, ale mieszkanie Wilsona? Był specjalistą w swoim fachu, ale czy byłby w stanie poradzić sobie sam, z kimś, kto nieproszony wtargnie do jego mieszkania, w dodatku z bronią w ręku?
Naprawdę próbowała się uspokoić, w tej sytuacji nie było to jednak łatwe. Głębokie oddechy, zamykanie oczu, liczenie od dziesięciu w dół – to były techniki pomagające przy małym stresie, a nie przy strachu o własne życie. Dopiero dłonie Brandona sprawiły, że nieco się uspokoiła. Powoli pokiwała głową, zgadzając się na plan, który przedstawił jej mężczyzna. Wątpiła, że miała w tej sytuacji cokolwiek do powiedzenia, nie był to również odpowiedni czas na złośliwości. Chociaż negatywne emocje zawsze trochę podkręcały jej złośliwy charakter, teraz nawet o tym nie myślała. Kolejny raz kiwnęła głową, sięgnęła po wskazane przez niego piwo i przeszła do salonu. Z butelką w dłoni zaczęła krążyć po pokoju, przyglądając się wnętrzu pomieszczenia. Nie wiedziała, czego się spodziewać po mieszkaniu Brandona, bo jeszcze wczoraj wyobrażałaby sobie jako kawalerską jaskinię, tymczasem dostrzegała każdy szczegół, który wyglądał na damską robotę.
Odwróciła głowę, gdy zamknął za sobą balkonowe okno, szybko zajmując miejsce na kanapie. W tym momencie nie potrzebowała wykładu o jego prywatności i jej wścibskim nosie. – Świetnie. – mruknęła, jakoś nie bardzo wzruszona jego słowami. To, co powiedział, brzmiało bardzo jak słowa Enzo. I choć nie miał być, o co zazdrosny, zawsze był, jakby dla zasady. Wiedziała też jednak, jak bardzo rzeczowy w rozmowach z pracownikami był jej mąż. W tym momencie nie chodziło jej samopoczucie, a pracę Brandona i zapewnienie jej bezpieczeństwa. Taką przynajmniej miała nadzieję, tak usprawiedliwiała Harmona w swojej głowie. – Ktoś musi, prawda? – odwróciła głowę w jego stronę i uniosła sugestywnie brew. Nawet jeśli nie umiała pomóc, mogła w ten sposób wykazać swoją troskę o jego bezpieczeństwo. Przecież został w to wciągnięty przez nią, przez jej męża, nawet jeśli w pewien sposób na własne życzenie. – Nie wiem. Nie bardzo. – pokręciła głową, w odpowiedzi na jego pytanie. Czy było w tej chwili cokolwiek, co sprawiłoby, że poczułaby się lepiej? Może obecność Enzo. Pociągnęła cicho nosem i osunęła się nieco na kapie. – Może powinnam wyjechać? – rzuciła, rozważając opcję ucieczki, jako sposób na zapewnienie sobie bezpieczeństwa.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Skoro tak twierdzisz – wzruszył ramionami w zobojętnieniu. Udawanym, ale jednak. Przez moment miał nawet ochotę powiedzieć jej, że jest głupia, że tak ślepo w Enzo wierzy. Miał chęć powiedzieć jej co wiedział i czemu tak naprawdę stanęli na swojej drodze, ale wiedzial, że nie mógł tego zrobić. Było za wcześnie na takie ruchy. Pozostało mu jedynie wierzyć w to, że Lena po tym dniu nabierze choć troche podejrzliwości i zacznie się baczniej przyglądać temu, co robił jej mąż. To miało przecież doprowadzić Brandona do celu. To ona miała dać mu wskazówki i jasne dowody na to, że Enzo kręcił i prał pieniądze.
Pewnie nie, ale wyjdzie równie szybko jak wejdzie. Nic ci się tutaj nie stanie, jasne? – zapewnił. Jesli ktoś odważyłby się wejść do jego mieszkania bez jego zgody, nie skończyłby dobrze. A już na pewno nie dwóch czy trzech szemranych typów, chcących skrzywdzić Valentinę, którą miał za zadanie chronić. I chociaż w dalszym ciągu nie była to robota jego marzeń, to zdążył ją polubić na tyle, by naprawdę zechcieć wywiązać się z powierzonego zadania.
Nie warto zaprzątać sobie mną głowy. Za jakiś czas pewnie wszystko się wyjaśni, ja zostanę zwolniony i koniec końców zapomnimy o swoim istnieniu. Każde z nas wróci do swojego świata i będzie żyć dalej, jak gdyby nigdy nic – stwierdził i machnął ręką. Nie chciał troski. Nie był do niej przyzwyczajony i nie uważał, by w ogóle na takową zasługiwał. Właściwie to wychodził z założenia, że jeśli coś się stanie, to będzie to karma za to, co zrobił żonie. I nawet czekał, aż ta karma do niego wróci, bo zawsze wracała. Tak już był ten świat stworzony. Ponadto naprawdę żył w przekonaniu, że ta znajomość była chwilowa. Lena miała swoje życie, on miał swoje. A kiedy dodać do tego fakt, że prawda o jego pracy miała prędzej czy później wyjść na jaw, wręcz oczywistym było dla Brandona to, że nie ma sensu się zbytnio angażować w relacje i jakieś kumplowskie zatroskanie. O ile o kumplowskim podejściu można tu było mówić. – Może... Chcesz coś obejrzeć? Zjeść? Nie wiem... Cokolwiek, żeby odciągnąć myśli od tego, co się stało? – zasugerował, unosząc brew w pytającym geście. Był gotów się tego dnia poświęcić i spełniać jej zachcianki wszelkiej maści, żeby sie nieco rozchmurzyła i przez chociaż chwilę nie myślała o tym, że była na celowniku. Zwłaszcza, że najwyraźniej naprawdę nie wiedziała, czemu w ogóle na nim byla. Albo po prostu tak ślepo chciała ufać Enzo, że nie starała się dopuścić do siebie myśli, że nie był idealnym mężem i człowiekiem w ogóle.
Wyjedziesz i co dalej? Będziesz siedzieć do końca życia na drugim końcu świata z dala od rodziny i znajomych? – zapytał, nie kryjąc sceptycznego podejścia do tego pomysłu. Takie ucieczki nie często się sprawdzały. Jeśli w grę wchodziły lewe interesy, ci którzy byli zagrożeni, nigdzie nie mogli czuć się bezpiecznie. – Tacy ludzie nie odpuszczają. Wyjedziesz, a oni jeśli będą chcieli dopiec Enzo, to i tak cię znajdą. A zauważ, że ewidentnie jesteś jego słabym punktem, skoro to ty potrzebujesz ochrony, a nie twój mąż – dodał, powstrzymując się od nerwowego zaciśnięcia szczęki i zazgrzytania zębami, kiedy myślał o tym, że Enzo wiódł całkiem spokojne, choć pełne krętactw życie, a najbardziej martwiącą się konsekwencjami jego działań, miała stać się Lena.
Chcesz się przebrać? Mam tu jakieś spodnie dresowe, które zostawiła moja żona i któraś z moich koszulek tez powinna się nadać. No chyba że chcesz siedzieć i spać w tej sukience, ale jak na moje oko, trochę jej szkoda – zagaił po chwili, gotowy wstać, przynieść jej rzeczy na przebranie i pokierować do łazienki, żeby mogła się wykąpać, trochę zrelaksować i ochłonąć po tym, co ich tego dnia spotkało.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

– Rozumiem, że dla ciebie to zlecenie jest krótkoterminowe i czekasz tylko, aż trafi ci się coś nowego… przywykłeś pewnie do takich sytuacji oraz ryzyka… ale ja nie. I nie potrafię nie myśleć o tym, że przeze mnie może stać się krzywda innej osobie. – odparła szczerze, błądząc wzrokiem po stole stojącym przed nimi. Westchnęła cicho i kolejny raz złączyła swoje dłonie, nerwowo pocierając jedną o drugą.
– To nie jest zwykła praca… wydaje mi się, że sam fakt, że odpowiadasz za czyjeś bezpieczeństwo… życie, ta druga osoba w jakiś sposób powinna zaprzątać sobie tobą głowę. – dodała, rozwijając swoją myśl. – Owszem, liczę na to, że niedługo każde z nas wróci do swojego świata i będziemy mogli dalej żyć, ale teraz…? – oblizała wargi, w końcu na niego spoglądając, z uniesioną brwią. Bywała dla niego złośliwa, właściwie to chyba go nawet nie lubiła, jednak w obliczu tej sytuacji, była gotowa schować w kieszeń wszelkie niezgody, świadoma tego, że to przez nią, a właściwie przez Enzo, on również jest narażony na niebezpieczeństwo.
– Nie wiem. – pokręciła głową, nie dając sobie nawet czasu na zastanowienie. Nie przepadała za bezmyślnym oglądaniem telewizji, na co i tak przeważnie nie miała czasu. Jedyne, co chodziło jej po głowie, to chęć nadmiernego analizowania całej sytuacji. – Zjadłabym coś. – dodała, przeczesując włosy za ucho. – Możemy zamówić pizzę? – spojrzała na Brandona z bladym uśmiechem. Nie udało się im zjeść, a ucieczka przed zagrożeniem była wykańczająca, choć głównie psychicznie. Była głodna, ale nie miała w tej chwili głowy do tego, by zastanawiać się, co będzie bezpieczną opcją. Szczególnie gdy do wyboru miała kuchnię Brandona, pizza była najlepszym pomysłem.
– Mam rodzinę na drugim końcu świata. Zresztą pół życia spędziłam w podróży, zmieniając pracę, znajomych, miejsce zamieszkania. Taki zawód. – odparła, wzruszając lekko ramionami. Enzo było stać na to, by gdzieś ją ukryć, chociaż faktycznie pomysł wydawał się nieciekawy. Nie mogła i nie chciała przecież ukrywać się latami. Nie za coś, czego nie była winna.
– Masz rację. – przyznała. Miała nadzieję, że Brandon ją ma. Enzo ją kochał i liczyła na to, że był w stanie zrobić wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Nie chciała być przynętą. – Musimy jak najszybciej rozwiązać tę sytuację. Dowiedzieć się czego chcą i dlaczego. – dodała, pewna swoich słów i zdeterminowana. Wiedziała, że będzie musiała się w to zaangażować, skoro Enzo niewiele chciał jej powiedzieć. Musiała się z nim zobaczyć i czekanie do następnego dnia wcale jej się nie podobało.
– Tak, jeśli to nie problem. – przesunęła dłońmi po materiale sukienki, której wcale nie było jej szkoda. Miała na uwadze kwestię wygody. Lubiła domowe ubrania, a dres wydawał się dobrą opcją, jeśli resztę wieczoru miała spędzić na kanapie.
– Masz coś innego, niż piwo? – zapytała jeszcze, rzucając spojrzenie na butelkę, którą wcześniej jej dał.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Daj spokój. Naprawdę odpuść i skup się na sobie, zamiast przejmować się tym, czy coś mi się stanie – mruknął poirytowany jej nastawieniem. Nie lubił troski. Nie był oswojony z tym, że ludzie się o niego martwili. Żył dla siebie, ryzykował świadomie, a gdyby chciał spokojnego życia pozbawionego takich zagrożeń, to wybrałby sobie inny zawód. Brandon lubił jednak ryzyko, adrenalinę krążącą w żyłach i poczucie zagrożenia, jakiemu należało stawić czoła, by wyjść z niego obronną ręką. Troska innych była w jego przypadku czymś, co źle wpływało na jego nastrój. A troska obcych jedynie to potęgowała. Lena nie była bowiem nikim bliskim, na kogo mógłby przymknąć oko, mając na uwadze łączące go z taką osobą więzi. Ledwo się znali, nawet specjalnie się nie lubili i tylko nauczyli tolerować swoje towarzystwo. Zdaniem mężczyzny to było za mało, żeby się przejmowała tym, co z nim będzie. Zresztą po co? On sam się tym nie przejmował. Żył w myśl tego, że jednego dnia człowiek żył, kolejnego nie istniał. Zwyczajna kolej rzeczy, jaką trzeba było akceptować.
Nikt nie powinien sobie zaprzątać głowy moimi decyzjami. Ja wybrałem taką pracę i ja ponoszę odpowiedzialność za to, co się stanie. A póki co nie stało się nic, więc skończmy ten temat – odparł, patrząc na nią w sposób dający do zrozumienia, że powinna odpuścić. Jeśli chciała się przejmować, to nie mógł jej tego zabronić. Widział, że była uparta i prawdopodobnie wciąż trzymałyby się jej te wszystkie emocje, ale z wdzięcznością przyjąłby, gdyby przestała to obwieszczać wszem i wobec. Mogła to zachować dla siebie i zadręczać się w najlepsze, skoro tak już miała. On nie chciał jednak o tym słuchać. Wolał poczucie zobojętnienia z jej strony. I ze strony każdej innej osoby.
Krótkie westchnięcie wydobyło się z jego ust. Rozumiał jej zdenerwowanie, ale nie chciał przez resztę wieczoru skupiać się na wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu minut. Zdawał sobie jednocześnie sprawę z tego, że dla niej porzucenie natrętnych myśli mogło stanowić problem, jeżeli znalazła się w takiej sytuacji po raz pierwszy. – Jasne. Pepperoni, czy coś bardziej wymyślnego? – odparł, również lekko się uśmiechając i sięgnął po telefon, żeby wejść w aplikację pobliskiej pizzerii. – Trzymaj, wybierz na co masz ochotę – dodał podając jej telefon, bo tak było prościej, żeby zapoznała się z propozycjami, jakie oferował lokal i dokonała ostatecznego wyboru. Jemu było wszystko jedno. Chciał po prostu coś zjeść po całym dniu spędzonym na nogach.
Wiesz... Bez powodu nie jesteś na celowniku, ale wydaje mi się, że jeśli ktoś powinien uciekać, to Enzo. Nie ty. Nie możesz sobie zmarnować życia na ciągłym uciekaniu i oglądaniu się za siebie, bo twój mąż wpakował się w jakieś gówno – przyznał. Okej, ona była ofiarą poboczną i stała się głównym sposobem na dojście do Harmona, ale zdaniem Brandona nie powinna była poświęcać własnej przyszłości przez błędy i bezmyślność męża. Enzo zawalił sprawę, pakując się w nielegalne interesy. Nie myślał o tym, że to odbije się na Lenie. Ale dlaczego to ona miała cierpieć i rezygnować z siebie na rzecz ucieczki i strachu?
Brzmi, jakbyś proponowała mi wspólne śledztwo – zagaił, unosząc kącik ust w zaczepnym uśmiechu, a w jego głowie zrodziła się nadzieja na to, że mogłaby to podłapać i dać się wkręcić w węszenie za tym, co knuł jej mąż, bez bawienia się w szczere rozmowy z Enzo, w których zapewne i tak by ją okłamał, by ukryć swoje nielegalne interesy i pranie brudnych pieniędzy. – Ja tam mogę się zabawić w detektywów, żeby dowiedzieć się, co knuje twój mąż – dodał jeszcze, chcąc ją bardziej podpuścić i skierował się do swojej sypialni. Tam przebrał się w luźniejsze ciuchy, mając na uwadze to, że nigdzie się już nie wybierali. Chwilę zajęło mu również wyciagnięcie prywatnej broni i naładowanie jej, by w razie konieczności była pod ręką, gotowa do użycia, bo chociaż nastawiał się na to, że reszta wieczoru i noc miną spokojnie, to wolał być przygotowany na różne ewentualności.
Do salonu wrócił po chwili z dresowymi spodniami żony i jedną ze swoich koszulek.
Tak, idź się przebrać, a ja zobaczę co jeszcze mam – odparł, podając jej ubrania. – Tam jest łazienka. Jak chcesz skorzystać z prysznica, to śmiało – dodał, wskazując na drzwi prowadzące do wspomnianego pomieszczenia, sam zaś wrócił do kuchni, by przejrzeć zawartość lodówki pod kątem dostępnych alkoholi. Nie było tego wiele, ale ostatecznie na stole znalazła się pełna do połowy butelka whisky i cała butelka wódki. Wina nie pijał na co dzień, w związku z czym tego nie miał, więc to, co mieli musiało Lenie wystarczyć.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

Westchnęła ciężko, postanawiając już nic więcej nie odpowiadać. Skoro tak bardzo nie chciał, by się interesowała jego sytuacją, musiała nieco odpuścić. Być może nie rozumiał, w jakim była w tym momencie stanie, a może rozumiał aż za bardzo i starał się ją jakoś uspokoić i nie pozwolić, by się nakręcała? Nie miała pojęcia, ich znajomość była na tak początkowym etapie, że wiele razy nie wiedziała, jak powinna rozumieć słowa, czy gesty Brandona.
Pokiwała więc tylko głową, dając mu tym gestem znać, że kończy temat, tak jak sobie tego życzy i nie będzie więcej go drążyć. Poniekąd miał rację, nie mogła sobie zaprzątać jego decyzjami, przecież nikt go nie zmusił do podjęcia tej pracy. Dobrze wiedział, jakie jest ryzyko w jego zawodzie, a mimo to godził się na wszystko. Musiała więc wierzyć, że był raczej zdrowy na umyśle i to nie jakieś skłonności do narażania swojego życia nim kierują, że był rozsądny i rzetelnie wykonywał swoją pracę.
– Zwykła margherita będzie świetna. – odparła, dość szybko dokonując konkretnego wyboru. Mimo to odebrała od niego telefon i przejrzała menu. Zmarszczyła czoło, widząc na liście sałatkę, która przypomniała jej o tym, że niestety nie może sobie pozwolić na bezkarne pochłanianie pizzy wieczorami. – I niech będzie jeszcze sałata. – dodała, dotykając ekranu telefonu, by wybrać to, co chce zamówić. Pozwoliła sobie jeszcze kliknąć butelkę coli oraz wody gazowanej. Stres powodował, że miała ochotę zjeść coś bez sprawdzania wszystkich składników i martwieniem się, czy jutro nie będzie czuła się ciężko, jednak rozsądek i lata przyzwyczajeń sprawiały, że dla własnego spokoju musiała zamówić również bezpieczniejszą opcję.
– Nie wydaje ci się, że gdyby Enzo uciekał… to zabrałby mnie ze sobą? – uniosła pytająco brew, przenosząc spojrzenie na Brandona. Chciała wierzyć w to, że Enzo znajdzie najlepsze rozwiązanie. Była przecież jego żoną, nie chciała, by wyjechał bez niej, ukrywając się w miejscu, o którym nie miałaby pojęcia. Nie chciała również ukrywać się sama, odcinając od życia, które przecież lubiła. – Nie wiem… nie mam pojęcia, co mam o tym myśleć. – dodała, wzdychając cicho. Świadomość, że faktycznie Enzo mógł się wpakować w jakieś gówno, była dołująca. Chciała wiedzieć, by móc znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji, pomóc mu rozwiązać problem.
– Hmm… – uśmiechnęła się blado i pokręciła głową, jakby usłyszała właśnie jakiś głupi żart albo absurdalną wiadomość. Tymczasem jej życie, dosłownie w ciągu kilku tygodni, zamieniało się w scenariusz filmu akcji, a ona miała zastanawiać się, co grozi jej oraz jej mężowi? Nawet nie lubiła takich filmów, by spróbować spojrzeć na tę sytuację tak, jak spojrzałby na to bohater jakiegoś kryminału. To wszystko wydawało się niedorzeczne.
– Chyba tak… chyba proponuję wspólne śledztwo. – pokiwała głową, jakby sama siebie musiała utwierdzić w przekonaniu, że tego właśnie chce. – Hej, Bran… – zaczęła, marszcząc czoło, jednak widząc, jak znika w sypialni, machnęła ręką, jakby nie chciała kontynuować tematu. Po dłuższej chwili odebrała od niego ubrania i wstała, kierując się w stronę łazienki, którą jej wskazał. – Dzięki. – posłała mu blady uśmiech i zamknęła za sobą drzwi. Wzięła długi prysznic, a ciepła woda tylko trochę pomogła się jej rozluźnić. Wróciła do salonu po dobrych trzydziestu minutach, jeśli nie więcej, siadając z wilgotnymi włosami na kanapie.
– Dlaczego uważasz, że to on coś knuje? Wspominasz o tym już drugi albo trzeci raz. Czy ty coś wiesz? Nie wydaje ci się, że to ktoś mógł jego w coś wciągnąć? – spojrzała na niego pytająco, jednocześnie sięgając po butelkę whisky, którą postawił na stole.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
31
180

Agent FBI

Federal Bureau of Investigation

fremont

Post

Śmiało. Ja stawiam – odparł. Skoro chciała do tego sałatki, to nie widział problemu. Jemu pizza w zupełności wystarczyła, szczególnie że jedzenie zamierzał zapijać alkoholem, który miał mu ułatwić przespanie tej nocy. I pewnie nie było to zbyt odpowiedzialne, skoro musiał mieć na nią oko, ale nie wydawało mu się, żeby ludzie, którzy ich śledzili mieli dotrzeć do mieszkania i zerwać ich z łóżka tudzież kanapy w środku nocy. Wychodził więc z założenia, że śmiało mógł się czuć jak po godzinach pracy, z tą różnicą, że zyskał niespodziewane towarzystwo w osobie Leny.
Nie mam pojęcia. Różnie ludzie reagują. Jedni zabierają rodzinę i jadą na drugi koniec świata, inni porzucają wszystko i znikają bez słowa – zauważył. Nie znał Enzo. Nie miał pojęcia, jak mężczyzna mógł się zachować i czy w ogóle miał na uwadze to, że był zobowiązany chronić Lenę nie tylko z pomocą ochrony, ale również na własną rękę. Śmiał jednak twierdzić, że mężczyzna wcale nie był tak w to wszystko zaangażowany, jak powinien. Już sama rozmowa z nim dawała mu do zrozumienia, że nie przejął się zbytnio tym, że Lena tego dnia nie miała jak wrócić do domu, za to była zmuszona poddać się ucieczce ulicami miasta. Normalna osoba przejęłaby się tym bardziej, niż faktem, że miała spać w mieszkaniu Brandona. – Prześpimy się z tym, nieco uspokoimy. Może rano będzie nam łatwiej poskładać wszystko w całość i dojść do tego, czemu cię szukają – skwitował. Teraz mogli siedzieć i gdybać długimi godzinami, ale pora, zmęczenie i napięta atmosfera nie pomagały w niczym, a już na pewno nie w szukaniu logicznych wyjaśnień.
Świetnie, piszę się na to – rzucił tylko. Podobała mu się ta perspektywa i było mu bardzo na rękę to, że Lena chciała się zaangażować i nieco powęszyć, by dojść do tego, czym zajmował się jej mąż i na ile było to legalne, a na ile niekoniecznie zgodne z prawem i wszelkimi odgórnie przyjętymi zasadami. Jej zniknięcie za drzwiami łazienki na dłuższy czas również było mu na rękę, bo mógł nieco odetchnąć od tej rozmowy i w ogóle od jej towarzystwa. To chociaż nie było złe, to było męczące, bo nie był przyzwyczajony do goszczenia innych w swoim mieszkaniu.
Bo nic nie dzieje się bez powodu. Zazwyczaj to ci, którzy kręcą są ścigani. Piorą brudne pieniądze, handlują lewym towarem, ściemniają w interesach i zbierają sobie rzesze wrogów. Nawet gdyby to jego w coś wciągnięto, to wydaje mi się, że zacząłby działać, skoro to ty jesteś na celowniku – odparł. Brał to na logikę. Miał tez na uwadze wszystkie dowody, które przemawiały na niekorzyść Enzo, a którymi nie mógł się z nią podzielić, bo to byłoby jednoznaczne z przyznaniem, kim tak naprawdę był. Chyba że Enzo wcale nie zależało, a cała ta ochrona miała inny, mniej oczywisty sens, z którego nikt nie zdawał sobie sprawy. Ta nagła myśl przywołała na jego czoło charakterystyczne zmarszczki wyrażające intensywne rozmyślania, ale szybko zszedł na ziemię. – Nieważne, zobaczymy jak nam pójdzie to prywatne śledztwo. Nie ma sensu snuć różnych scenariuszy i fiksować na punkcie tego, czemu w ogóle ktoś za tobą chodzi – stwierdził. Wolał zakończyć temat. Tu i teraz, by nie zaczęła zadawać niepotrzebnych pytań, przez które on czułby się jakby balansował na cienkiej linie.

autor

-

Awatar użytkownika
31
168

baletnica

Seattle Opera

broadmoor

Post

Musiała się powstrzymać, bo na końcu języka miała już słowa o tym, że nie może się zgodzić na to, by on stawiał. Byli w pracy, to znaczy on był w pracy, zapewniał jej bezpieczeństwo, więc to jej i Enzo powinien być obowiązek, by i jemy zapewnić godne do tego warunki. Wiedziała jednak, że będzie się z nią o to kłócił, więc musiała tylko zapamiętać, by jej mąż pamiętał o premii dla Brandona.
– Masz rację. Nie możemy tego wiedzieć, dopóki to się nie wydarzy. – przyznała, zgadzając się z nim. Mogło jej się tylko wydawać, że zna swojego męża i wie, jak zareaguje w takiej sytuacji. – Mam jednak nadzieję, że nie będzie okazji, żeby się dowiedzieć. – dodała, chociaż te słowa kierowała bardziej do siebie. Nie chciała znaleźć się w środku żadnego z potencjalnych scenariuszy. Pragnęła życia, na które się pisała – stabilnego, dostatniego, z zapewnioną bezpieczną przyszłością. Przecież to wszystko obiecywał jej Enzo.
– Nie masz przypadkiem leków na uspokojenie? – zapytała, od razu nawiązując do jego słów. Tabletki z pewnością ułatwiłby jej zaśnięcie oraz kilka godzin normalnego snu. Znała swój organizm i wiedziała, jak reagował on w stresie. Zasypianie nie było wtedy łatwe, a następnego dni i tak czuła się fatalnie. W domu miała kilka specyfików, które pomagały jej się uspokoić.
Podczas minut spędzonych pod prysznicem biła się z myślami. Nie była pewna, czy chce się angażować w niebezpieczną sytuacją i węszyć na własną rękę, czy chciała za wszelką cenę pomóc swojemu mężowi. Każda opcja, która pojawiała się w jej głowie, miała dość długą listę za i przeciw. Najważniejsze było jednak to, by porozmawiała z Enzo, szczerze i konkretnie.
– Coś w tym jest. – przytaknęła, przechylając butelkę, by nalać sobie alkoholu. Słuchała go, stwierdzając, że faktycznie mógł mieć rację. Ona się na tym nie znała. O takich rzeczach mogła słuchać w wiadomościach, oglądać je w filmach albo uznawać to wszystko za jakieś opowieści, chociaż była przekonana, że było w tym dużo prawdy. Świat był brutalny i zły, a ludzie robili wszystko, by dorobić się majątku i statusu. Domyślała się, że jedni wyglądali jak prawdziwi gangsterzy i można ich było rozpoznać po tatuażach, a inni po cichu zarządzali interesami z jakiejś ciepłej i niewzbudzającej podejrzeń posady. No i wtedy właśnie pomyślała, że przecież Enzo również taką posadę miał. – Porozmawiam z nim jutro. – stwierdziła, obracając szklankę w dłoni. Musiała wybadać sprawę i zorientować się, na czym stoją. Miała wrażenie, że Brandon albo wie coś więcej, albo z góry zakłada i ocenia. Ona miała zupełnie inne zdanie o Harmonie, także jego brak działań usprawiedliwiała w swojej głowie na różne sposoby, a przede wszystkim była niemal przekonana, że tych działań tylko nie było widać, a on na pewno się tym zajmował. – Prywatne śledztwo wymaga ode mnie jakiejkolwiek orientacji na ten temat… dwadzieścia lat swojego życia spędziłam na sali treningowej albo na deskach teatru i potrzebuję tej rozmowy, by pojąć, jak to może działać. Nigdy nie podejrzewałam swojego męża, że mógłby być zaplątany w coś więcej, niż małą machloję dotyczącą dogadywaniem się nieoficjalnie w sprawie nieruchomości… także pozwól, że poświęcę trochę czas na rozmyślanie o różnych scenariuszach. – spojrzała na niego z miną nieznoszącą sprzeciwu i westchnęła cicho. Dźwięk dzwonka nie pozwolił mu skomentować jej słów. Odprowadziła mężczyznę wzrokiem, a po chwili dotarł do niej zapach zamówionej przez nich pizzy. Poczuła, jak bardzo jest głodna. Odechciało jej się dalszych rozmów, chciała tylko zjeść, napić się i jak najszybciej się położyć.

/ zt x 2

autor

Pateczka

ODPOWIEDZ

Wróć do „115”