WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

miles kane

Zablokowany
dreamy seattle
Awatar użytkownika
40
178

próbuje przejąć dragon club

i trochę gangsteruje

south park

Post

about me

imie i nazwisko

Fitzroy Hirah Mihajlo von Mercer

pseudonim

Fitz, rzadziej Roy

data i miejsce urodzenia

1980s, bando

dzielnica mieszkalna

South Park

stan cywilny

żonaty w przypływie entuzjazmu

orientacja

róbcie miłość, nie wojnę

zajęcie

próbuje przejąć interes

miejsce pracy

Dragon Club

wyznanie

katolicyzm

jestem

przyjezdny

w Seattle od:

co najmniej 35 lat

my story
Patrzą na niego.
Wielkie, wybałuszone oczy – w kolorze gorzkiej, dziewięćdziesięciopięcioprocentowej czekolady (czyli w zasadzie jałowego w smaku, sprasowanego kakao). Płytko osadzone na dziecinnie korpulentnej twarzy. Z zaciekiem obiadu przyschniętym ponad górną wargą, otartym kurczowo przez grzbiet dłoni.
– No idź tam! Ty ją wykopłeś, pendejo! – Słyszy. No i wie. Zna przecież takie dzieciaki. Carlosa, Dużego Pete’a, Dwayne’a. Niby z innych środowisk, ale koniec końców wszyscy urodzeni pod bezwzględnym fatum ekwifinalności. Konflikty z prawem wpisane mają w rysy twarzy; tak samo jak wyroki i zawieszenia.
Latynoski młokos, szturchnięty w ramię przez drugiego chłystka, potyka się w sekwencji trzech kroków. Staje naprzeciwko Fitzroya i palcem wskazuje na piłkę – dziwny, postrzępiony, już nie kolisty a owalny kształt czegoś, co na porządku dziennym przerzucało się pomiędzy improwizacją bramek z poutykanych w piachu prętów, na obrzeżach trailer parku. I faktycznie, piłka zatrzymuje się na obcasie zakurzonego mokasyna. Wykończeniu nogi długiej, tyczkowatej, ściętej ponad kostką kantem starannie dopasowanych spodni.
Zawsze było tu dużo Meksykańców. W zasadzie, Mercer ma wrażenie, że przybywa ich z każdym tygodniem. Widzi; jest tu przecież w każdą niedzielę.
Podaje piłkę, strząsa z dłoni warstewkę żwiru. Młody najpierw jest zdziwiony, a potem trochę się obrusza, kiedy nazywa go enano, ale nic nie mówi. Odbiega. Obydwoje – wczepieni w siebie pre-nastoletnimi ramionami – odprowadzają go wzrokiem.

Fitzroy, razem z resztą rodzeństwa, wychowywał się w jednym z dwóch blaszaków oznaczonych numerem dziewięć (a właściwie pod adresem zwieszonej szóstki, nazywanej lokalnie dziewięć-be). Prawda jest taka, że jeśli ktoś wiedział „kogo” szuka – wiedział też „gdzie” go znaleźć. Albo kogo zapytać.
Wchodząc do środka czuć zapach spalenizny. Matka przysypia w fotelu. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w fotelu przysypiają też inne rzeczy – i że zamiast spalić własny obiad (za pół godziny oskrobany ze zwęglonej warstwy i samotnie, choć bez urazy, skonsumowany), z dymem powinno się puścić całą tę budę. Całuje matkę w obydwa policzki. W tej pozycji – pochylonej ponad półtruchłem osiemdziesięcioletniego ciała, ma dobry rzut na dębowy regał. Niewielki, w całości zastawiony zdjęciami. Na środku stoi zdjęcie madre, z czasów młodości.

Madre nauczyła go szacunku i pokory. I tego, że trzeba dbać o słabszych. I tolerancji. I tych fragmentów Pisma Świętego, z którymi się zgadzała. I że rodzina to najwyższy rodzaj świętości. Byli tacy, co mówili, że to zwyczajna k u r w a bez wykształcenia. Ale teraz już tak nie mówią. Fitz zawsze uważał, że z matuli była dobra kobieta, tylko z pechem do miłości. A on bardzo kochał swoją mamę.

Obok jest zdjęcie Scotty’ego. Scotty od zawsze był bystry i spostrzegawczy, i szybko się uczył. Ze Scottym, kiedy Scotty miał siedem (prawie osiem) lat znaleźli stash Aarona. W pudełku po płatkach śniadaniowych, drugim od lewej, na najwyżej półce. Kiedy Aaron się dowiedział, wybił Scotty’emu zęby. Na szczęście nie miał w gębie nic poza mleczakami, więc nie trzeba było wykładać na dentystę. Po prostu dłużej – i bardziej – się seplenił. Scotty, w każdym razie, był najmłodszy. Teraz najmłodszy jest Fitz, bo Scotty zginął w dwa-tysiące-siedemnastym. Podobno popełnił samobójstwo, ale Paul mówił, że otwór wlotowy znajdował się po stronie potylicy. Fitz bardzo tęskni za Scottym.

Potem jest Al.
Al nauczył Fitza tylko jednego: że nie chce być jak Al. Nikt z rodziny nie chce mieć nic wspólnego z Alem. Podobno ma stałą pracę w jakiejś korporacji, mieszka gdzieś w centrum Columbia City, chodzi w garniturze wyprasowanym przez swoją żonę i co sobotę dba o to, żeby jego dzieciaki nabawiły się miażdżycy w Burger Kingu. Al nie odwiedza matki. Nigdy nie wysłał jej nawet kartki na urodziny. Fitz nie wie, jak można być takim skurwysynem.

Aaron. Aaron i Scotty mieli tego samego ojca.
Aaron nauczył Roya (tylko Aaron tak go nazywał) prowadzić swojego Forda Escort. Madre zawsze pytała, skąd wziął pieniądze, ale Aaron powtarzał, że ma wielu przyjaciół. I że takiego grata to czasami za darmo oddają, albo po przysłudze. Niedługo potem Fitz poznał Slim Jima. A ze Slim Jimem, tak jak mówił Aaron, każdą furę dało się załatwić po taniości.
Z Aarona był dobry chłopak. Palnął sobie w łeb, jak usłyszał o śmierci Scotty’ego. I to już był samobój, bo odstrzelił się przy Roxy, kiedy urządzili sobie wspólny seans The Real Housewives of Beverly Hills. Wyszedł tylko na chwilę; mówi, "żeby się odlać". I że ma nie zatrzymywać. "Nie zatrzymuj, Roxy, oglądaj". A potem już wyłącznie huk i resztki biednego Aarona na ścianie łazienki, lustrze i świeżo wywieszonym praniu. Ale nie miała żalu. W sumie i tak nie przepadała za tą szmatką z trykotu. A to właśnie tej szmatce oberwało się najbardziej. Resztę łaszków odratowała, całe szczęście. Chociaż trzy razy musiała zanieść je do pralni chemicznej.<br>Aaron często chodził do kościoła. Na pogrzeb przyszło ze czterdzieści osób; ale grób rozkopano i zdewastowano, zaraz następnej nocy. Podobno komuś zależało na tym, żeby się upewnić, czy aby na pewno wgryzł się w piach na amen.

Dalej jest Paul.
Paul zabierał Fitza na obrzeża miasta i pokazywał jak korzystać z broni. Kiedyś pokłócił się z Aaronem i przez przypadek przestrzelił mu nogę. Aaron nie odzyskał pełnej sprawności i nigdy więcej nie skroił już żadnego auta. Fitz widział kiedyś, jak pali ubrania, ale o tym nigdy nie rozmawiali. Paul mu zabronił. Paul powiedział, że jeśli piśnie słowo, to z gardła zrobi mu kolumbijski krawat. Paul nigdy nie kłamał.<br><br>Tallulah jest bliźniaczką Paula.
Tallulah zabraniała Fitzowi używać swojego imienia w godzinach pracy. A pracowała w tym znanym lokalu w Lake City. Mówili na nią Honey. Czasami wsiadała do obcych samochodów. Zawsze przynosiła do domu spore pieniądze. Poza tym to właśnie Tallulah wciągnęła Fitza w interesy – dokładnie tam, w Rick's. Nauczyła go grać w backgammon. Przez nią poznał też Ethyl. A Ethyl to wspaniała – w s p a n i a ł a – kobieta. Uwieczniona w pamięci, sercu i skórze – na wysokości pierwszego żebra rzekomego; w trzech kopiach imienia (przekreślonych dwukrotnie po dublecie hucznych rozstań).

I wreszcie Roxy. Roxy jest najstarsza.
Roxy zawsze powtarzała, że to, co liczy się w życiu, to być dobrym człowiekiem. Z Roxy dużo rozmawiali. O życiu, właśnie. Zawsze mieli podobne spojrzenie na świat. Rozumiecie? Poglądy, o. Poglądy mieli takie same. Identyczne. A potem zaczęła ćpać. Jest po trzech odwykach i dwóch aborcjach. W sumie – myśli – dawno jej nie widział.

Dlatego ryzykuje:
– Mamo? Roxy się do ciebie odzywała?
Madre mówi, że nie do niej, ale do Paula. Że na stoliku, obok różańca, leży pocztówka z Barbados. No i faktycznie, leży – że „kocha, całuje i ściska”; ale Fitz rozpoznaje jego pismo.
my flaws
Są takie miejsca, w których Fitzroya się szuka – i takie, w których można go znaleźć. Szukają go, najczęściej, w klubach i szemranych lokalach. W lożach Dragon Clubu. W spelunach błagających o interwencję sanitarną. A Fitz to przecież porządny gość. Znaleźć pozwala się w knajpie o względnie niezmiennej rotacji znajomych twarzy. Można z nim – albo z jego chłopcami zagrać w karty. Pośmiać się z dziewczynami jego chłopców. Spędzić miło wieczór. Można znaleźć go w country clubie, łagodnie krzywiącego się na widok rdzawo przybrudzonej piętki golfowego kija. Na tyłach kościelnej nawy. Owiniętego krawiecką miarą – w obiciu pstrokacizny koszul i poszetek zgrabnie wyglądających zza wcięcia brustaszy.
W przymiarce błyskotek – na szyi, nadgarstkach, palcach. Jednak pośród karatów, marek, sygnetów, gramów i grillów – powtarza zawsze, na piersi kładąc nadzwyczaj zadbaną dłoń (w biznesie, w którym każdy każdemu patrzy na ręce, ważna jest ich prezencja; choćby kosztem obśmianego manicure’u) – jako najcenniejsze zawsze wskazywał dobre serce i własną, wierzył, dogłębnie rozwiniętą wrażliwość.
Rąbkiem kciuka ociera kącik metalicznie spękanych ust. Szpicem buta natomiast – szturcha bezwładne ciało, leżące na brukowej wyściółce zaplecza.
Fitzroy ma dobre serce. Czułe. Miękkie, nawet. Ale liczy się dla niego także lojalność. Poza tym, tak – o tym też wspominał (jest pewien... chyba? może zapomniał?) – ceni sobie słowność. A facet, w absurdalnie rozbrajającym bulgocie krwi zapętlonym po prawej stronie rozchylanych – jak dramatyzująca rybka – warg, nie dotrzymał ani terminów, ani słowa.
Dzwoni na dziewięćset jedenaście. Zgłasza, ”chyba pobicie?”; potem oddaje telefon Carlosowi. A Carlos wie, co z takim telefonem zrobić. Bo Carlos jest lojalny. I dotrzymuje słowa. I szybko się uczy.
– No proszę. Zdążymy jeszcze na The Real Housewives. – Chrząka. Poprawia mankiet koszuli. Depcze po dłoni kulącego się mężczyzny. Przeprasza – szczerze. – A co u twojej córki? Tak? Czas szybko leci. I Harriet nie ma nic przeciwko? – Wzdycha, śmieje się. – Kobiety, co? Pozdrów ją, koniecznie.

Fitz to porządny gość.
and more

imię/ nick z edenu

addiopizzo

kontakt

hit me up

narracja

różnie bywa

zgoda na ingerencję MG

tak

fitzroy von mercer

miles kane

autor

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

akceptacja!
Serdecznie witamy na forum, twoja karta została zaakceptowana. Możesz teraz dodać tematy z relacjami, kalendarz oraz telefon i cieszyć się fabularną rozgrywką, którą musisz rozpocząć w ciągu 7 dni.

autor

Zablokowany

Wróć do „Karty postaci”