WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Choć decyzja była prosta i bezpośrednia dotarcie na miejsce już nie do końca. Oczekując, że będzie pił Travis w końcu nie miał swojego samochodu na miejscu, jednak na złomowisko wolał wybrać się na własną rękę. Musieli więc zrobić krótki przystanek, zebrać arsenał i piwo (co by można było rozbijać szklane butelki) i oczywiście upewnić się, że na pewno mogą rzeczywiście odwiedzić wspomniane miejsce. Kolega poinformował go, że nocny stróż będzie ich oczekiwał i że wskaże im gdzie powinni się udać. Wszystko szło zgodnie z planem.
Travis nawet nie skojarzył (jeszcze) tego sporadycznego pociągania nosem, chyba przekonany, że od momentu gdy się Blake’owi przyjrzał nie wiele mogło się zmienić. Przecież by się nie zmieniło, prawda? Może powinien był wiedzieć lepiej, ale równocześnie wcale nie był świadkiem takich poczynań Griffitha zbyt często by stworzyć powtarzający się motyw.
Zbliżając się do poza miastowego złomowiska na horyzoncie malowały się niesymetryczne, krzywe pagórki ze zebranych tam gratów. Ciężko było nawet określić jak daleko sięgało to zbiorowisko, zwłaszcza przy miernym, sporadycznym oświetleniu. Jedyną wyraźniej malującą się strukturą był niewielki budynek, do którego przylegała brama wjazdowa. Podjeżdżając bliżej mogli zobaczyć, że w jednym z okien paliło się mdłe światło, tak nieskutecznie oświetlające znajdujące się tam stróża, że jego twarz wyraźniejsza była dzięki kilku monitorom na których absolutnie nic się nie działo. Podjeżdżając do okna Travis opuścił szybę, a stróż swoją w odpowiedzi odsunął w bok.
-My jesteśmy od Andre. Podobno miał pan nas oczekiwać…?
-Taak, tak. – Mężczyzna zniknął z ich pola widzenia schylając się po coś. –Tu macie gogle na oczy i halogeny, żebyście się nie pozabijali. – Kolejno przekazał im trzy egzemplarze lamp, które Travis podawał Blake’owi. –A tu jest mapa. – Dał Travisowi kartkę, wychylając się przez okno. –Bardzo prosto, jedziecie tu, po głównym przesmyku, w prawo, i macie plac dla siebie. Wszystko tutaj dookoła jest do waszej dyspozycji. – Okrążył palcem ściany wskazanego placu. –Wszystko jasne?
-Raczej tak. W razie co wiemy gdzie pana szukać. Hałasem nie musimy się przejmować?’
Mężczyzna machnął ręką, kręcąc głową.
Czyli ruszamy.
Brama rozsunęła się przed nimi i jeszcze tuż przed wrzuceniem jedynki Travis przyjrzał się mapce, tak dla pewności, by nie wziąć złego skrętu. Okazało się później, że wedle zapewnień nocnego stróża, rzeczywiście droga była ‘bardzo prosta’. Po rozłożeniu napędzanych na akumulatorki lamp byli w stanie określić co się wokół nich znajdywało. Przede wszystkim samochody. Starsze i nowsze, ale zniszczone do tego stopnia by nie opłacało się z nich niczego odzyskiwać. Były też sporadyczne pralki, luźno leżące tostery i elektryczne czajniki. Barwna kolekcja do wprowadzenia w nią jeszcze większych zniszczeń.
-Pierwszy ruch jest twój, przyjacielu. – Gestem ramienia wskazał na ich otoczenie. –Ja znajdę zbiorę trochę fantów. – Naciągnął na oczy gogle i poszedł wszystkie te mniejsze części, które miał plan elegancko ustawić w rządku do strącania i patrzenia jak daleko powędrują.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zniknął na niespełna trzy minuty, po których zdążył zapalić przed klubem papierosa. W tym czasie zażyte narkotyki zaczęły działać, choć celowo nie pokusił się o działkę większą, która mogłaby spowodować bardziej efektowne (czyżby?) i dłuższe działanie. Z jednej strony czuł się z tym źle; na moment przed wciągnięciem amfetaminy miał wrażenie, że bardziej stchórzyć nie mógł, a ukazana słabość w jakimś stopniu jest w stanie go zdefiniować. Te uczucie - na szczęście - znikało wraz z napływem zdecydowanie przyjemniejszych w odbiorze emocji. Spadek pewności siebie odchodził w zapomnienie, a ponury wyraz twarzy zastępował nonszalancko uniesiony kącik ust. Nim ruszyli w Travisem w podróż na złomowisko, skontrolował godzinę; mniej więcej był już w stanie oszacować jak długo w jego organizmie będzie utrzymywał się ten stan, a bynajmniej nie chciał, żeby Charlotte dostrzegła jakiekolwiek niepokojące symptomy. I to nie tak, że czuł się dobrze i komfortowo z zatajeniem tego faktu; zupełnie tak nie było, ale równocześnie nie chciał dokładać jej zmartwień i swoich problemów, z którymi musiał sobie jakoś poradzić.
Jak widać - znalazł sposób. Marny i destrukcyjny, ale był... jakiś.
Po krótkiej rozmowie ze stróżem, Blake na początek bez słów przyjął ów gogle i lampy, w ostatniej chwili gryząc się w policzek, by nie parsknąć śmiechem.
- Mamy się nie pozabijać - powtórzył, kątem oka zerkając na przyjaciela - mówiłeś mu z kim przyjedziesz? Brzmiał, jakby mnie znał - skwitował, spoglądając w bok i wywracając oczami. Pociągnięciu nosem tym razem towarzyszyło przetarcie go wierzchem dłoni, by po chwili ze swojego rodzaju nerwowością kilkukrotnie podrapać okolice nadgarstka od wewnątrz. Tego nie lubił; nieprzyjemnego wrażenia, że coś wspinało się wzdłuż jego żył. I nie zmieniało nic to, że Griffith doskonale wiedział, że wcale nic po nim nie chodziło, a jedynie mu się wydawało.
- Świetnie - powiedział, z uwagą rozglądając się dookoła. I jak wspomniane już gogle się przydały, tak lampy bardziej zdawały się być wrogiem, a nie sojusznikiem. Ostre światło nieprzyjemnie raziło, a Blake mrużył oczy starając się złapać ostrość na czymś, co będzie mógł szybko zniszczyć.
Nie minęło dużo czasu, kiedy ciemnowłosy odnalazł długą, metalową rurkę. Ciężko było sprecyzować do czego mogła niegdyś służyć, aczkolwiek w tym przypadku przydała się idealnie do oderwania smętnie wiszącego lusterka samochodowego i rozbicia kilku szyb. Po drodze chwycił jakiś czajnik, jaki zgrabnie przeleciał przez wybite wcześniej okna. Gdyby grali w koszykówkę, nieskromnie dałby sobie za ten rzut trzy punkty.
- Coś się stało? - zapytał nagle, kiedy po upływie kolejnych kilku - albo niezliczonej ilości, wszak ciężko mu było stwierdzić jak wiele czasu minęło - minut niemalże wpadł plecami na przyjaciela.
- Potrzebowałeś coś zniszczyć, czy to ze względu na mnie? - Spojrzał na profil mężczyzny, a potem niespokojnie rozejrzał się dookoła. Zaburzony zmysł wzroku i słuchu wraz z ogólnym pobudzeniem podsuwał mu błędne wnioski, a te wymagały weryfikacji. Na szczęście - tak jak poprzednio - tylko mu się wydawało, wobec czego skupił się na tej biednej, leżącej nieopodal pralce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Jak się ma takich pasażerów to nie można nie wspomnieć. – Zażartował w odpowiedzi, też się podśmiewując. Oczywiście, wszystko brało się od tego, że Travis był po prostu szczery z Andre i przyznał, że potrzebują się wyładować. Wydawało się to dość kluczową informacją.
Widząc, że trochę przyjacielowi po oczach dały te światła, nieznacznie je obniżył, pozwalając by nadal cienie rozświetlały graty dookoła, z głównym promieniem padającym bardziej na ziemię. Sam zdążył przyzwyczaić się już do otaczającej ich ciemności, nawet rozpraszanej przez niektóre uliczne lampy w drodze na miejsce.
W pewnym momencie też stracił rachubę czasu. Wydawał się nawet zasapany gdy na siebie wpadli. –Co? – Spojrzał na Blake’a z niezrozumieniem, wyrwany ze swojego własnego świata. Miał w pewnym momencie chwycić nawet za jedno z piw, ale zamiast uczknąć przynajmniej łyk puścił butelkę w powietrze po czym rozbił ją w locie. Nie miał w organizmie ani grama substancji odurzających, a czuł się niemalże jak na niezdrowym haju. Nie było mu przyjemnie, a każde kolejne uderzenie nie rozładowywało wściekłości, a tylko ją bardziej napędzało.
Zamrugał i odwrócił się przodem do Grifftha, pozwalając by ten podszedł do urządzenia i zaczął je okładać nim do niego podszedł. –Nie ma na to złej odpowiedzi, wiesz. – Zaserwował kopniaka w walającą się poszarpaną eksploatacją felgę. –Ale skłamałbym jakbym powiedział, że tylko o ciebie chodziło. – Wzruszył ramionami i już lżejszym ruchem strącił na bok toster. –Nie mówiłem ci… – Odchrząknął, podejmując próbę wyprostowania się tylko po to by zrobić zamach i przywalić w kolejny grat. –Za wiele miałeś na głowie, a mnie to… też ścięło z nóg. – Przyznał smutno, zerkając na cień rzucany przez jego ciemne buty. –Znalazłem Earla. – Przyznał głucho, patrząc w przestrzeń, czując jak całe ciało spina się na samą myśl o tej parszywej gnidzie. Knykcie pobielały na uchwycie, ale stał tam tylko, nawet nie odwracając oczu ku przyjacielowi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na szczęścia miał - tak mu się wydawało - dystans do samego siebie, jak i swojej przeszłości, która, cóż, nie zawsze należała do łatwych i przyjemnych, a nawet wręcz przeciwnie; przyciągał komplikacje i zawirowania, nadal nie potrafiąc się do tego przyzwyczaić. Jednak wobec tego - ze względu na całe mnóstwo nieprzychylnego mu nazewnictwa, jakim był określany - tego wieczora na komentarz stróża złomowiska potrafił parsknąć krótkim, zachrypniętym nieco śmiechem. Częściowo była to zasługa (wina?) narkotyków, jakie bez wątpienia odbierały trzeźwe myślenie i zakrzywiały obraz tego co wypadało, a co chyba niekoniecznie, lecz kierując się zarówno nielegalnymi substancjami jak i przeświadczeniem, że na swój temat słyszał już wszystko, potrafił podejść do słów nieznajomego na luzie. Poza tym, facet nie zwracał się do niego personalnie, a to sam Blake pozwolił sobie ów morderstwa podpiąć pod siebie, a to była istotna różnica.
- Nie wierzę, że nigdy wcześniej mi nie powiedziałeś, że masz takie znajomości - powiedział z krótkim grymasem, do którego dodał pełne rezygnacji westchnięcie. Równie dobrze przyjaciel mógł się znać z ów Andre krótko, w związku z czym wcześniej nie było możliwości odreagowania złych emocji na porzuconych, zniszczonych sprzętach, a z drugiej strony - chyba jak dotąd nie było lepszej (i najgorszej zarazem) okazji, aby właśnie z tej opcji skorzystać i z grona różnych pomysłów na spędzenie czasu, wyłuskać aktualny. Propozycja młodej kobiety z klubu nie była nawet w połowie tak ciekawa; nie, by Griffith ją choć przez chwilę rozważał, skądże.
- Mam powtórzyć, czy nie chcesz odpowiadać? - Zadarł brodę, nie do końca w pierwszej chwili wiedząc, czy rzucone w eter "co" było sygnałem, że przyjaciel próbuje sobie kupić trochę czasu i zastanowić nad dalszym dialogiem, a może najzwyczajniej w świecie, w ferworze podjętych działań polegających na niszczeniu zdezelowanych przedmiotów, nie usłyszał pytania.
- Ostatnio byłem najgorszym kumplem, ale... wydaje mi się, że mam wytłumaczenie - mruknął, starając się uśmiechnąć, a wyszedł kolejny, niezbyt optymistyczny grymas. Tłumaczyć się zresztą również nie lubił, jednakże tu bez dwóch zdań śmierć Zoey zaważyła nad wszystkim, co miało miejsce w ostatnim tygodniu. Przez to milczał, nie interesował się zbytnio życiem innych, odciął od świata i próbował pozszywać swoją codzienność, co nie było ani prostym, ani przyjemnym zadaniem.
- Mimo to, gdyby... - Nie dokończył. Gdzieś między kopnięciem w chłodnicę, a uderzeniem metalową rurą w kolejną szybę, usłyszał wypowiadane przez kumpla znajome imię. Zmarszczył czoło, odruchowo posyłając mu pytające spojrzenie, przy okazji jasno ukazujące, że może kontynuować.
- Uhm, nie będę pytał w którym momencie go sobie wyobrażałeś - powiedział, skinając głową to w prawo, to w lewo, tym samym wskazując kierunek zniszczonych przez Travisa sprzętów i rozbitej w drobny mak butelki.
- Mów - ponaglił, opierając się pośladkami o solidnie wgniecioną maskę samochodu, wzrokiem łowiąc - dla odmiany - pełnych i nienaruszonych butelek z piwem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[Uwaga...? Dużo wulgarnego słownictwa.]

-Złomowiska to nie są raczej zwyczajowe miejsca na spędzanie swojego czasu. – Nigdy jakoś wcześniej nie skojarzył, że tak właśnie mógłby wykorzystać tą przestrzeń wypełnioną gratami. Gdy zauważył swoje dziwne wybuchy agresji zaczął chodzić na boks i tam później wyrzucał swoje frustracje. Możliwe, że też i w tyle głowy cały czas przygotowywał się na nadejście Marcusa, który już zdążył pokazać, że do wielu paskudnych rzeczy jest zdolny. –Jakbyś potrzebował jakiś części za pół darmo, wtedy bym ci o tym wspomniał. – Szło to w parze z poświęceniem ładnego kawałka czasu i braku gwarancji na odpowiednie znalezisko, więc może nie byłby to nawet jego pierwszy wybór w takich okolicznościach.
-Weź, nawet nic nie mów. – Pokręcił zaraz głową. –To się w ogóle pod żadne kryteria nie podkłada. – Najgorszy – najlepszy. Blake musiał skupiać się na tym by jego własne jestestwo kompletnie się nie rozpadło, musiał wstawać kolejnego dnia z łóżka, i być wsparciem dla Charlotte. Gdzie miałby niby umysł znajdywać czas na więcej będąc i tak pchany ponad swoje możliwości? Cavanagh z resztą i sam trochę ginął w swojej własnej głowie z wydarzeniami ostatnich miesięcy, w tym też i utratą Zoey. Trzeba było przede wszystkim przetrwać do następnego dnia.
Prychnął jakby w rozbawieniu, podszywanym goryczą gdy sam w końcu objął spojrzeniem zniszczenia jakie właściwie oboje pozostawili. Nie był do końca pewien czy tylko o Earla chodziło. Wszystko co złe zbierało się w żołądku i targało nim bez opanowania jakby ogłosiło swoją niezależność. Wypuścił ciężko powietrze z płuc odchylając pałkę w jeden, a to w drugi bok. –Ukrywał się w rodzinnym mieście. – Zaczął od środka. –Nawet, kurwa… – Westchnął. –Tak, niby pojechałem go tam szukać, ale no… ja pierdole, no nie myślałem, że ten skurwysyn tam będzie. Ukrywał się tuż pod naszymi nosami doskonale wiedząc jakich problemów narobił. – Przesunął dłonią po twarzy robiąc kilka kroków. –I jeszcze miał kurwa czelność się tłumaczyć, że jego życie było w niebezpieczeństwie. Jego życie, rozumiesz?! Jakby kurwa nie zostawił swojego najlepszego przyjaciela z długami u niebezpiecznych ludzi. Ale to nawet nie jest najlepsza część. – Powiedział we wściekłym sarkazmie. –On wiedział o biżuterii. Wiedział, że Rotheberg jej szuka. Jeszcze lepiej! Rothberg dotarł do niego pierwszy, ale Earl mu zwiał, wiedząc, że gość pójdzie po jego bliskich. – Zacisnął szczęki, a ręka na pałce zaczęła mu się trząść. –Od nie wiem już jak dawna żyję pod presją, że gość mnie i Leslie, albo Asli może w każdej chwili zabić, albo kto wie kogo innego! Szukam tych pierdolonych błyskotek, które on zajebał, bo musiał kurwa przelecieć laskę jakiegoś bogacza i oczywiście ją okraść, chyba, żeby mieć jakieś pieprzone trofeum, a on tak po prostu się przyczajał w swoim rodzinnym mieście. No do kurwy nędzy to jakiś pierdolony żart. Myślałem, że mam zwidy jak próbował tak po prostu zawrócić na chodniku, myśląc, że go nie zobaczyliśmy. – Podniósł pałkę, ale znowu ją opuścił, zamiast tego przemierzając kilka kolejnych kroków przez rozbite szkło. –W sensie… – Odchrząknął. –Z Leslie byłem. Mama wspomniała mi o tym gdzie Earl dorastał i razem pojechaliśmy. No szukałem właściwie tylko jakiś wskazówek. Trochę naiwnie liczyłem, że może upchnął gdzieś naszyjnik w znajomym miejscu, ale nie samego siebie. – Dyskutował o tym i rozważał, że znalezienie źródła tych wszystkich problemów mogłoby ich kilka rozwiązać, ale nie był na to kompletnie mentalnie przygotowany. Coś w nim po prostu momentalnie pękło gdy w tej wycofującej się postaci rozpoznał swojego biologicznego ojca.
Postukał pałką o ziemię. –Ja wiem, że instynkt samo przetrwania jest silny, ale żeby kurwa po drodze wszystkich dookoła powpychać pod pociąg? Żeby nie wiedział… – Wycedził. –Żeby po prostu uciekał, chroniąc własną skórę, licząc, że jak nie znajdą jego to może odpuszczą, albo zajmą się szukaniem tylko jego. Nie, on kurwa wiedział, że zostawia innych, żeby odpowiadali za jego pierdolone błędy. Z resztą, kurwa… – Prychnął. –Jakie błędy? To jest debilne działanie z premedytacją. No geniusza nie trzeba, żeby wiedzieć, że branie kredytów od szemranych ludzi nie kończy się dobrze jak się ich nie spłaca i że mężowie nie lubią jak się pieprzy ich żony i jeszcze je okrada. Nie obchodzi mnie, kurwa, ile miał lat. To nie jest, kurwa, wyższa matematyka, tylko zdrowy rozsądek. Ale może do tego trzeba mieć jeszcze sumienie na pierwszym miejscu. – Rozłożył zamaszyście ramiona na strony i używając tego ciągu przywalił w lodówkę, pozostawiając poważne wgięcie w jej drzwiach. Nie zatrzymał się na pierwszym razie, choć miał taki zamiar. –Jebany egoista. – Wycedził z kolejnym uderzeniem. W końcu się zatrzymał, biorąc głębszy wdech, starając się strząsnąć to wrażenie braku kontroli z ramion. –Zawsze myślałem, że jeśli go kiedyś spotkam to mu bardzo elokwentnie, bardzo poważnie wygarnę, że go nie potrzebowałem, że bez niego było lepiej, że mama w końcu była szczęśliwa. Tak mu to wszystko pięknie powiem, że aż mu w pięty pójdzie. – Prychnął na własną naiwność. –Jedyne co chciałem zrobić jak go wtedy zobaczyłem to rozwalić mu tą parszywą gębę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blake trenować boks zaczął jeszcze przed odsiadką, kiedy aktywny tryb życia - zaraz obok muzyki - był jego scenariuszem do wypełnienia, by dzień móc uznać za udany. Oprócz tego, co było jedną z oczywistości, swoją codzienność wiązał z Iv, która była zarówno jego największym wsparciem i motywacją ku temu, aby realizować swoje pasje i plany na wszystkich płaszczyznach. Później, kiedy życie potoczyło się zupełnie inaczej, niż ów pisane skrupulatnie plany przedstawiać miały jego przyszłość, skupił się na boksie, aby wyładować złość. Gniew, będącą jedną z głównych emocji towarzyszących w więziennych realiach; głęboko osadzone poczucie niesprawiedliwości, żalu, tęsknoty. Wbrew temu, jak radziła sobie spora część skazanych - wyładowując się na innych - Griffith skupiał się na worku treningowym. Poniszczonym, starym, ale wciąż na tyle sprawnym, by móc z niego korzystać.
- Zakłady pogrzebowe to też nie są raczej miejsca, gdzie pragną pracować osoby w naszym wieku, spędzając pół dnia pośród trupów. - Rozłożył ręce na boki, gdzieś w międzyczasie chwytając paczkę z papierosami i odpalając jednego z nich. Wydawało mu się, że Travis ponownie nie będzie miał ochoty zapalić, ale - bo kultura nakazywała (ironicznie trochę, skoro o trucie drugiej osoby w tym przypadku chodzi) - podsunął i w jego kierunku kartonik z fajkami. Charakterystyczny klik zapalniczki wypełnił krótka chwilę ciszy jaka zapanowała pośród nich, by później mógł zaciągnąć się nikotynowym dymem.
- A mimo to spędzamy w Serenity dużo czasu, robiąc to całkiem świadomie i z własnej woli - dokończył myśl, po tych słowach zaciskając wargi na filtrze i wykonując zamaszysty ruch metalową rurą, którą w rezultacie był w stanie oderwać naruszone już lusterko samochodu, przy jakim się zatrzymał.
Wiedział - a może i nie, skoro był lekko pod wpływem - że jego konkluzja może niekoniecznie ma dużo sensu, bowiem on podjął pracę w zakładzie pogrzebowym poniekąd na złość innym, a przyjaciel szukał zarobku, więc te kwestie nie do końca miały się do sposoby spędzenia wolnego czasu i wyboru na to złomowiska, a z drugiej strony - na pewno żadną z tych decyzji nie można było nazwać typową.
- No to, kurwa, nie będę - rzucił luźno - mów ty - powtórzył ponownie go zachęcając, a nim Travis przeszedł do dialogu, ciemnowłosemu udało mu się znaleźć wspomniane wcześniej piwa, zatem skinął głową w ich kierunku. Bez trudu udało mu się otworzyć jedno o drugie, nie dbając o odskakujące kapsle i zaśmiecanie środowiska. Byli na złomowisku; czuł się, powiedzmy, usprawiedliwiony.
Mimo nie do końca sprzyjających warunków - poczucia żalu i niesprawiedliwości, co wciąż towarzyszyło przedwczesnemu odejściu Zoey, jak i krążących w żyłach narkotyków, Griffith naprawdę starał się w skupieniu słuchać tego, o czym mówił Cavanagh. Nie był jednak świadom tego, jak wiele razy na jego twarzy pojawił się gorzki grymas zawodu, a brwi uniosły w niezrozumieniu wobec rażącej postawy Earla.
- Ja pierdolę - skwitował po dłuższej chwili naznaczonej ciszą. Tego się nie spodziewał. - Nie tylko egoista. Jebany tchórz - powiedział, nie dbając o to, że mimo wszystko (ale chyba jedynie pod względem genów, biorąc pod uwagę jego całokształt i to, że nic dobrego w życie Travisa nie wnosił) facet był nadal kimś bliskim dla jego przyjaciela.
Zacisnął gniewnie szczękę, jeszcze raz milknąć, aby kumpel mógł mówić, a kiedy opowieść zdawała się dotrzeć do końca, Blake pociągnął łyk i postanowić zadać dwa pytania, jakie - o ile mu nie umknęło - nie doczekały się finału tej historii, a były dla niego czymś nurtującym.
- Co z tym naszyjnikiem? Znaleźliście, czy tylko tego śmiecia? - Zadarł wyżej brodę, krzyżując wzrok z przyjacielem. - Czyli... wygarnąłeś mu, czy... - Rozwaliłeś gębę?, nie dokończył; nie musiał, same spojrzenie sugerowało kontynuację niemo zadanego pytania, co przyjaciel bardzo dobrze zrozumiał. Kolejne minuty, kwadranse - a może nawet godziny, mijały na naprzemiennym rozładowaniu złych emocji na zdezelowanych sprzętach oraz wymianie zdań; zarówno tych osadzonych w gorzkiej przeszłości, jak i nikłej nadziei na to, że przyszłość przyniesie coś lepszego.

/ zt x 2

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”