WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mam taką nadzieję, w końcu... Musimy sobie ufać i dzielić się tym, co się u nas dzieje — podsumowała. Co więcej mogła powiedzieć? Przyjaźnili się. Zależało im na sobie. Wspierali się od lat na różnych życiowych płaszczyznach. Nie powinni zapominać o tym, że bez względu na wszystko, mogli na siebie liczyć i powinni się wspierać. Tak, jak robili to do tej pory. Bo przecież byli we wszystkim razem, czy tego chcieli, czy nie.
Oboje nawaliliśmy, daj spokój — wywróciła oczami. Ona też nawaliła, bo za bardzo wyolbrzymiła. Trochę usprawiedliwiały ją okoliczności, ale zdecydowanie nie usprawiedliwiało ją to, że znała go kawał czasu i powinna ruszyć głową i pokierować się logiką, by wiedzieć, że nie był takim dupkiem. Nie zrobiła tego.
Wstając podała mu dłoń, by mogli ruszyć na poszukiwania jakiejś kawiarni.
Kiedy po kilkuminutowym spacerze dotarli na miejsce, spojrzała na znajomo wyglądający szyld i uśmiechnęła się do Cavanagha, bo wybór był tego popołudnia dziecinnie prosty, dzięki temu, że w środku znalazło się sporo wolnych stolików. Przekroczywszy próg lokalu od razu wskazała na jeden, który zainteresował ją najbardziej, ustawiony na uboczu, bez towarzystwa ludzi przy sąsiednich stolikach, dzięki czemu mogli skupić się na rozmowie, nie myśląc o tym, że ktoś ich usłyszy.
Wracając do tematu... Widzę, jak na mnie patrzysz, więc wiem, że nie uniknę opowiadania, co dzieje się u mnie — westchnęła, gdy zajęli miejsce przy stoliku. Wbijając wzrok w menu, by wybrać sobie jakieś ciastko i kawę, spojrzała krótko na Travisa. — Pisze do mnie z różnych numerów. Straszy, grozi. Ewidentnie doskonale się bawi. Zgłosiłam to, ale nie są w stanie nic zrobić. Marcus regularnie zmienia numer telefonu. Każdy z którego przychodzą wiadomości, szybko jest nieaktywny, na domiar złego wszystkie są niezarejestrowane, więc ciężko go namierzyć — wyjaśniła w wielkim skrócie, ale nie pomijając niczego. Jedynie treści wszystkich wiadomości. O tym słuchać nie musiał. A ona nie miała wcale ochoty ich przytaczać. Travis mógł się jedynie domyślać, jak one brzmiały. — Wezmę tiramisu i latte z bitą śmietaną i posypką z białej czekolady — stwierdziła, gdy wybrała sobie w międzyczasie dwie interesujące ją pozycje z menu. I skinęła głową na młodą, nieśmiało przyglądającą im się kelnerkę, że mogła podejść po ich zamówienie.
Jeśli chodzi o tę biżuterię, to... — urwała na moment, by raz jeszcze przemyśleć to, czy jej plan aby na pewno miał jakikolwiek sens. — Pojedziemy do Sharon. Jak pojawimy się tam razem, to mamy spore szanse na to, że nie będzie podejrzliwa, kiedy zaczniesz wypytywać o biżuterię, bo bardziej skupi się na mnie. Wiesz, że uwielbiam ją zagadywać — stwierdziła w końcu, uśmiechając się niewinnie. Była gotowa zagadać swoją niedoszłą, potencjalną teściową na długie godziny, jeśli to miałoby pomóc Travisowi w przekopaniu każdego kąta domu, w nadziei, że ta biżuteria jednak gdzieś tam była. — Jeśli niczego się nie dowiemy, pojedziemy do ciebie, przetrzepiemy ten cały dark net w nadziei na to, że tam coś znajdziemy. A jeśli nie to... Coś wymyślimy. Jeszcze nie wiem co, ale wymyślimy, jasne? — podsumowała, sięgając ponad stolikiem do jego dłoni, na której zacisnęła lekko swoje palce. Miał jej pełne wsparcie i powinien był o tym wiedzieć, gdyż była gotowa posunąć się nawet do tych najgłupszych pomysłów, jeśli istniał cień szansy na to, że przyniosłoby to jakieś pozytywne skutki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatnim razem był w tej kawiarni by zaczerpnąć prawnej porady, by dojść do wniosku, że było dla niego bardziej korzystne, aby Earl nadal żył, bo póki żył jego długi nie były długami Cavanagha i tak chciał, aby zostało. Mógłby się oczywiście wszystkiego zrzec i nie miałby nic przeciwko temu, ale jednak pozostawał jeszcze przyjaciel rodziny z jego córką, a dawną koleżanką Travisa, którzy mieliby szansę lepszego finału gdyby krętacz wrócił żywy, jeśli wróci w ogóle. Próbował wmówić sobie, że nie powinno go to obchodzić, mając na głowie wystarczająco własnych problemów, a jednak częściowo sprawy sklepu muzycznego stały się też i jego interesem, gdy odebrał tamtego dnia, jeszcze przed wyjazdem nad jezioro telefon od Sharon. Mimowolnie, jego spojrzenie zawędrowało do miejsca w którym siedział poprzednim razem, teraz zajętym przez kogoś innego, acz nie była to pani prawnik ubrana jakby wyrwana z klimatów domu pogrzebowego. Jeszcze nie wiedział co konkretnie o niej sądził po nieszczególnie długiej rozmowie, ale na pewno nie zrobiła na nim fatalnego wrażenia, a to już był dobry znak.
Słusznie, myślisz. Nie powiedział tego na głos, żeby już Leslie nie przerywać, ale był nastawiony na dopytanie ją w sprawie Marcusa. Facet budował sobie coraz grubszą kartotekę u policji i coraz większe pokłady nienawiści u Travisa, co sprowadzało się do coraz to wyraźniejszych chęci obtłuczenia mu gęby (zaprowadzenie na komisariat oczywiście swoją drogą). Pogrywał sobie w gierki jakby nie wyszarpywał spokoju z życia realnej, czującej osoby, chociaż to w jego intencji na pewno było krzywdzenie jej. Kogoś kogo (w domniemaniu) kiedyś kochał, a teraz była to już chyba tylko chora obsesja, nie stawiająca nawet żadnych warunków, a przynajmniej Travis nic o nich nie wiedział. Domyślał się, że Leslie zapewne oszczędza mu szczegółów, mając tylko nadzieję, że nie ukrywa też kluczowych punktów, które lepiej mogłyby zarysować motywy Marcusa i to co nim kieruje w tych zagraniach. Uchylił usta, by zaproponować pierwsze, jakie przyszło mu do głowy, rozwiązanie, ale właśnie wtedy Hughes złożyła swoje zamówienie. Brunet podniósł swoje, nieco nieobecne spojrzenie, na kelnerkę, by ograniczyć się tylko do: -Czarną kawę, bez cukru. – Nim wrócił spojrzeniem do blondynki. –Zmień swój numer. Skoro on może odwalać takie numery, to ty też. A przecież twoje siostry, ja i Blake, no generalnie ludzie którym ufasz nie przekażą tego nikomu dalej. Po co masz czytać tego więcej? Policja już wie. – To był jedyny powód by zachowywać jakikolwiek ślad kontaktów od jej eks. Nie zmieniało to może, że Marcus nadal tam był, ze swoimi motywacjami i zawziętością, ale jeśli można było się od niego chociaż w tym sensie odciąć to chyba warto było to zrobić?
Zmrużył lekko oczy, rozważając propozycję blondynki. Nie odbiegało to szczególnie od jego planu, a nawet obecność samej Hughes, jak to zauważyła, mogłaby pomóc w ukryciu ich rzeczywistych intencji. Jeśli nie chciał martwić Sharon, to tak właśnie powinni zrobić. Nie wiedział jednak jak czuł się z aktywnym wciąganiem Leslie w tą sprawę. To było coś innego gdy tylko jej o tym mówił, a wchodziło na kolejny poziom, gdy zabierał ją i prowadził wspólne poszukiwania. Wolałby odmówić. Tak podpowiadał mu instynkt, ale wiedział, że nie mógł tego zrobić, nie mógł odwrócić się znowu do niej plecami po tym jak dopiero co o tym rozmawiali. Przesunął spojrzeniem do ich dłoni, a później wrócił nim do twarzy przyjaciółki, unosząc kącik ust. –Okej. – Pokiwał lekko głową. –Pierw moja mama, a później będziemy się zastanawiać co dalej. – Dołączył do uścisku swoją wolną dłoń pieczętując tym swoje losy już nieodwracalnie zamieszane w kręte drogi ich perypetii z siłami zewnętrznymi. –Z partnerką Earla już rozmawiałem. Mówiła, że nie kojarzy biżuterii, ale właściwie to nie wiem czy mogę jej ufać. Z drugiej strony… – Przekrzywił głowę. –Wydawała się realnie martwić jego zniknięciem. Chyba myślała, że powiem jej gdzie można go szukać. Co się zabawnie złożyło, bo liczyłem, że ona będzie mogła mi z tym pomóc. – Westchnął, odchylając się w miejscu. –Więc póki co skreślam ją z list. Jest jeszcze jubiler, który mówił, że da mi znać, bo wydawało mu się, że kojarzy styl w którym robiona była bransoletka, ale musi porównać dokumenty, a że wiesz, to nie jest właściwie jego problem, to się nie śpieszy. Ale może to być w końcu jakiś trop, oprócz tego, że wiem kiedy mniej więcej Earl skradł te błyskotki. – Nie był do końca pewny co też to im dawało w tym aktualnym kontekście, oprócz tego, że mogli przygotować się na to, że wiele osób nie będzie zbyt wiele o tym pamiętać. Oprócz, oczywiście samego zainteresowanego odnalezieniem, ten miał pamięć nie do zdarcia. Zapewne było o to łatwiej gdy wiązały się z tym silne uczucia.
Kelnerka podeszła, by podać im ich zamówienia i z uprzejmym uśmiechem wycofała się gdy podziękowali. Travis chwycił od razu za sporą filiżankę z kawą i upił z niej przynajmniej drobny łyk mimo iż była piekielnie gorąca. –Sypiasz ostatnio normalnie, czy…? – Pokręcił głową, tym gestem dokańczając swoje zdanie. –Bo ja nie. Wczoraj prawie odjechałem z pustą trumną. – Skrzywił się markotnie i przesunął dłonią po twarzy. –Ale przynajmniej do mnie Marcus się nie dobija, a wszystkie opony są całe. Tylko jeszcze muszę ogarnąć nową maskę, szramy są takie głębokie, że nie da się tego odratować. – Przyznał, nie z pretensją, a raczej stwierdzając po prostu jak wyglądała sytuacja. –Tylko mi nie wyjeżdżaj z żadnymi pieniędzmi. Jak się uda ogarnąć coś na szrocie to może wyjdzie za pół darmo. – Przynajmniej sama maska, ale jeśli szlifowaniem i lakierowaniem zajmie się sam, to będzie musiał tylko zapłacić za farbę. –I rozważ zmianę numeru. Bo tylko kontaktował się przez telefon…? Nie miałaś wrażenia, żeby się gdzieś kręcił, albo sugerował w wiadomościach, że cię obserwuje?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie mógł jej odmówić. I tak szłaby w zaparte, nie dając za wygraną. Po tych cichych dniach, kiedy żyła w niewiedzy odnośnie tego, co się właściwie między nimi dzieje, nie byłaby w stanie od tak usunąć się w cień, tylko dlatego, że duma Travisa wymieszana z troską, nie pozwalały mu na to, by wciągnąć ją we własne problemy.
Uśmiechnęła się więc, gdy ten jeden raz się z nią nie sprzeczał i zgodził na propozycję, z którą wyszła. Jeszcze bardziej cieszyło ją to, że mówił o wszystkim w taki sposób, jakby ostatnie dni nie miały miejsca, a oni tkwili w tym bagnie razem od samego początku.
Ja bym nie ufała. Mówimy o cholernie drogiej biżuterii, a ta kobieta mogłaby zbić na niej dobrą sumkę. Właściwie... W tej kwestii nie można ufać chyba nikomu, bo kto przyzna się do kradzieży, jeśli się na niej wzbogacił? — zauważyła, a przez myśl przeszło jej, że winnym zamieszania mógł być każdy. Włącznie z Earlem, który mógł doskonale wiedzieć, gdzie jest ta biżuteria o ile czerpał z tego jakieś korzyści. Ludzie byli pazerni, a w pogoni za pieniądzem byli skłonni posuwać się do wszystkiego. — Może jest dobrą aktorką? — wzruszyła ramionami. Nie oceniała, nie osądzała, ale brała pod uwagę każdą możliwość. Włącznie z tą, że partnerka Earla sama się go pozbyła, bo miała ku temu powody. Okej... Jak przetrzepiesz dom mamy, to pójdziemy do jubilera. Rzucimy mu trochę kasy i jestem przekonana, że z miejsca zabierze się za te dokumenty[/b] — zadecydowała. Kto bogatemu zabroni? W dobrych intencjach mogła szastać pieniędzmi na prawo i lewo, a ta sprawa była równie ważna, co pozbycie się Marcusa. W końcu chodziło o bezpieczeństwo Travisa, a to było dla Leslie niezwykle istotne.
Jak myślisz? — odparła, ale nie dała mu czasu na odpowiedź. — Beznadziejnie. Za dużo się dzieje, a to, że muszę się martwić o siostrę i jej dziecko, w niczym mi nie pomaga — przyznała. Gdyby tylko mogła, spakowałaby walizki i wyniosła się od Lottie. Wróciłaby do swojego domu i tam czekała na to, czego przewidzieć nie potrafiła ale czego mogła się domyślać, że będzie miało miejsce. Nie chciała dodatkowo narażać siostry i dziecka, a wiedziała, że jeśli Marcus wiedział, lub miał się dowiedzieć, gdzie przebywała, to kwestią czasu było to, jak pojawi się w domu starszej Hughes by zniszczyć Leslie doszczętnie. — Rozważam powrót do domu — przyznała jeszcze, spuszczając wzrok na menu, choć nic już jej w nim nie interesowało. Nie chciała jednak widzieć spojrzenia Travisa, gdy dzieliła się z nim swoimi planami. Bo chyba tym mogła nazwać już ten pomysł. Był on bowiem bardzo bliski wcielenia w życie. Jeśli miała się o kogoś martwić, to chciała się martwić tylko o siebie. Kwestię pieniędzy przemilczała. Nie chciała się sprzeczać, ale nie zamierzała też odpuszczać i zrzucać kosztów tylko na jego barki. Prędzej czy później zamierzała dorzucić się do naprawy, a może nawet i pokryć całość.
Travis... Codziennie mam wrażenie, że on jest w pobliżu. Nawet teraz — jęknęła, podnosząc na przyjaciela wzrok. — Nawet teraz, kiedy tu siedzimy, wiem, że on może być gdzieś tam. Że może siedzi w którymś z samochodów, albo obserwuje każdy mój krok idąc za mną w takiej odległości, żebym nie wyłapała go w tłumie... — przyznała, wskazując na ulicę za oknem kawiarni. Wykańczała się psychicznie tym, że Marcus pozostawał nieuchwytny i grał z nią w swoją chorą gierkę. Była pewna, że jeszcze kilka dni życia w takim napięciu i strachu doprowadzi do tego, że będzie bliska postradania zmysłów. Chciało się jej płakać, ilekroć próbując wrócić do normalności, myślami znowu wracała do tego człowieka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Niby tak, ale też nie wiadomo, czy ludzie wiedzą, że to w ogóle jest kradzione. Swoją drogą, że kobieta mogła dostać ładne pieniądze za sprzedaż. – Tylko po co miałaby to ukrywać? Skoro dostała już pieniądze to nie miałaby żadnych korzyści z ukrywania gdzie błyskotki trafiły. Jeśli jednak rzeczywiście miała coś na sumieniu, wtedy łatwiej było o kłamstwa i omijanie pewnych informacji. To wszystko było mniej problematyczne gdy winnym był sam Earl, im więcej osób wmieszane było w jego przekręty czy nieczyste zagrania tym mniej można było się dowiedzieć od ludzi dookoła, jakby sprawa i tak nie była szkieletem wyciągniętym po latach z szafy. –Może. – Przyznał, będąc w stanie wziąć taką opcję pod uwagę. To wracało do punktu wyjścia – można było skreślić ją z listy. Czy odmawiała mówić więcej, czy po prostu nie wiedziała, nie mogła im w żaden sposób pomóc. –No, jeszcze zobaczymy, która będzie godzina. Rodzice nas szybko nie wypuszczą. – Uśmiechnął się w niejakim rozbawieniu. Może było to ich usposobienie, a może fakt, iż Travis nie odwiedzał ich zbyt często, a może każdego po trochu, sprawiając, że wizyta, gdy już się przytrafiała to było jak wpadnięcie śliwki w kompot. Gdyby tylko okoliczności były lepsze to mogłoby się okazać całkiem miłym przedsięwzięciem, zaraz obok informacji, że rozstał się z narzeczoną. Mimo jednak tego iż Travis oficjalnie przedstawił rodzicom Asli, to jednak przez kontakt utrzymujący się przed około dekadę z Leslie, to ją państwo Cavanagh znali lepiej, a i nie raz robili aluzje co do ich potencjalnego związku. –I wiesz, za nim zaczniemy rzucać kasą, to jednak warto się spytać czy coś już ma. – Jeśli można było mieć coś za darmo, to po co było jeszcze dodatkowo rzucać w to gotówką? Jeśli oczywiście jubiler okazałby się zatrzymywać pewne informacje dla siebie, wtedy można byłoby wypisać niewielki czek, by go zmotywować.
-Wyobrażam sobie. – Odparł. Nie znajdywał się może w identycznej sytuacji, ale jednak życie Asli zależało od tego jak skutecznie będą przebiegać te poszukiwania. Jego życie było jedną kwestią, ale świadomość, że ktoś mógł ucierpieć przez niego była momentami paraliżująca, lub pewnie by taka była, gdyby tylko zatrzymał się na chwilę i pozwolił by osadziło się to w jego świadomości. W jego wyrazie, na ten beznadziejny plan, widać było zarówno rozczarowanie jak i po prostu strach o kobietę. Dom był tak odsłoniętym celem dla kogoś takiego jak Marcus. Nawet wymiana zamków nie byłaby szczególną przeszkodzą gdyby mężczyzna tylko chciał dostać się do środka. Może wydawałoby mu się, że to jakiś chora metafora, że znów znaleźli się w tym samym miejscu. Kto wie do czego by się wtedy posunął. –Ty chcesz mu to ułatwić? – Zmarszczył brwi, w dezaprobacie. –Lepiej wprowadź się do mnie. – Wydawało mu się to tak oczywiste. –Na czwarte piętro się już tak łatwo nie dostanie, a z resztą, musiałby w ogóle wiedzieć na którym mieszkam. Chodzi mi o to, że moje mieszkanie będzie bezpieczniejsze niż dom, który z nim dzieliłaś. – Nie stawało się ono zaraz pentagonem, ale na pewno budowało dla Marcusa więcej przeszkód. Mogło się też okazać czymś co go całkiem poważnie wyprowadzi z równowagi, ale człowiek nie wydawał się szczególnie stabilny tak ogólnie i na odcisk mógłby mu wejść nawet najmniejszy gest. Chociażby to, że zauważyłby jak oboje jadą w tym samym samochodzie.
Właśnie. Ile jeszcze takiego stresu mogła znieść jedna osoba? Ktoś kto pomimo iż miał swoje wady (a kto ich niby nie miał?) na pewno nie zasłużył na takie traktowanie. Serce mu się łamało słysząc, że kobieta starała się tak funkcjonować, jak gdyby było normlanie, gdy ten stan był tak daleki od normalności. Bała się. Bała się o swoje zdrowie, martwiła się o innych i w głowie jeszcze odtwarzała sobie traumatyczne wydarzenia w które Marcus ją wepchnął. Wyciągnął do niej swoją rękę, przesuwając kciukiem po jej dłoni. Nie było żadnych dobrych słów, nie mógł też obiecywać rezultatów z tym jak długo policja nie mogła go znaleźć. –Teraz… – Szukał odpowiednich słów. –nie może ci nic zrobić. Nawet jeśli nas obserwuje to… to jedyne co może. A w drodze do moich rodziców upewnię się, że nawet jakby chciał cię śledzić to mu się to nie uda. – To niepokojące jak takie ‘gubienie’ weszło Travisowi nawyk, chociażby po to, aby nie obserwował go nikt od bogacza chcącego swoją biżuterię, ale też przez pamiętanie, że Marcus może i mieć oko na niego. –Chciałbym móc zrobić więcej, bo to naprawdę nie brzmi jak wiele, ale…- Zacisnął usta w bezradności.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mi to nie przeszkadza. Możemy posiedzieć, ile będą chcieli, chyba że... Masz jakieś plany na później — stwierdziła. Lubiła rodziców Travisa i musiała przyznać, że nie widząc się z nimi od dłuższego czasu, zdążyła zatęsknić za tymi wszystkimi ciastkami, herbatami i przede wszystkim długimi rozmowami. To było zaskakujące, ale tam od lat czuła się swobodnie, tak jakby była w domu. Potem jednak dobiegło to końca. On się zaręczył, a ona nie chciała wchodzić w to wszystko z butami jako przyjaciółka, bo zrobiłoby się zdecydowanie za tłoczno.
Fakt, szkoda byłoby rzucać pieniędzmi, jeśli już coś wie — zgodziła się. Jeśli jednak facet nie stawiał tej sprawy na priorytetowym miejscu to wtedy mogli pokusić się o zachętę. Faktem było jednak to, że mógł ich miło zaskoczyć i podzielić się jakimiś istotnymi informacjami.
Wzruszyła ramionami w odpowiedzi na jego pełne dezaprobaty pytanie. Nie wiedziała, czego chciał. Nic nie wiedziała, a to pytanie w teorii proste, w praktyce było zdecydowanie za trudne, by zdołała na nie odpowiedzieć.
Co? — zapytała, patrząc na niego z niedowierzaniem. Miała wyprowadzić się od siostry, której nie chciała narażać, by wprowadzić się do niego i zacząć narażać jego? Patrzyła na niego jak na skończonego wariata i chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że mogło to być najlepsze wyjście, bo i tak tkwili w dwóch problemach wspólnie, to pokręciła głową. — Nie... Nie wiem... Cholera, nie miałeś lepszego pomysłu? — mruknęła, naburmuszona, bo tu ją miał. Powinna z miejsca odmówić i wynieść się do własnego domu. Z drugiej strony cholernie bała się tego życia w pojedynkę i oczami wyobraźni widziała te wszystkie chwile spędzone w samotności, kiedy nasłuchiwałaby każdego najmniejszego szmeru, by ostatecznie w starciu z realnym zagrożeniem, w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. Nie byłoby Lottie, dzięki której już raz wyszła cało z dramatycznej sytuacji. Nie byłoby Travisa, który okazywał jej ogromne wsparcie mimo własnych problemów... Z jednej strony chciała postąpić w zgodzie z własną logiką. Z drugiej kierowała nią egoistyczna potrzeba posiadania obok kogoś. Z dwojga złego lepszy Travis, niż ciężarna siostra. On przynajmniej jakoś sobie poradzi w starciu z Marcusem, a Lottie? Mogłoby się to skończyć źle.
Westchnęła ciężko i skupiła swoją uwagę na ciastku, dłubiąc w nim bez celu widelcem.
Nie miała pojęcia, co powinna robić.
Co byłoby najlepszą decyzją.
Okej... — przytaknęła, słysząc jego plan na podróż do jego rodzinnego domu. — Ale to wszystko jest bez sensu. Czemu my musimy uciekać przed Marcusem, przed tymi ludźmi od biżuterii? Przecież to ci źli powinni robić wszystko, by stać się niewidzialnymi dla świata — jęknęła żałośnie. Było to naiwne myślenie, ale naprawdę nie rozumiała tego, czemu świat rządził się swoimi prawami i to nie przestępcy się ukrywali, tylko ich ofiary. Szlag ją trafiał na samą myśl, że osób takich jak ona czy Travis, było pewnie dużo więcej. — Możesz zrobić więcej — zauważyła, po krótkiej chwili milczenia i uniosła wzrok. — Obiecaj, że koniec z cichymi dniami i tajemnicami — dodała. Więcej nie chciała. Tylko pełnej szczerości, normalnej relacji i wsparcia, jakie wzajemnie mogli sobie dać na miarę swoich możliwości.
Chodź, jedźmy do Sharon, nie ma co zwlekać — zagaiła, kiedy już zjedli ciastko i dopili kawę. Na lenistwo jeszcze przyjdzie czas, a przynajmniej taką miała nadzieję. Teraz zaś przyszła pora na konkretne działanie.

zt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pierwszym co rzuciło się w oczy Mel był wystrój kawiarni - prosty, schludny, a jednocześnie dawał poczucie ciepła. W samym pomieszczeniu panowała przyjemna temperatura, kontrastując z mroźnym powietrzem, którego oznaki nosiły zaróżowione obecnie policzki dziewczyny.
Mężczyzna niczym prawdziwy dżentelmen przepuścił ją w drzwiach, a następnie odsunął krzesło, które zajęła, delikatnie się przy tym uśmiechając.
- A więc jesteś zapalonym pływakiem, chociaż robisz to nie tylko dla samego sportu, ale by później móc bezkarnie się objadać - zaczęła na palcach ręki wyliczać informacje, które już o nim zdobyła - To w zasadzie całkowicie rozumiem, bo sama mam podobne podejście - zaśmiała się, biorąc od kelnerki filiżankę z kawą, a po chwili na stoliku pojawiły się również zamówione przez nich desery.
- A czym zajmujesz się na co dzień, poza podrywaniem dziewczyn na pływalni? - zapytała, wdając się w zupełnie niezobowiązującą rozmowę. Lubiła poznawać nowych ludzi, nawet jeśli znajomość ta trwać będzie zaledwie kilka godzin. Dla Melusine nie stanowiło to najmniejszego problemu, tak samo bez krępacji patrzyła w oczy Gwyn'a, chociaż jeszcze ponad kwadrans temu świeciła przed nim cyckami. Były rzeczy do których nie przywiązywała wagi, wiedząc, że szkoda na to czasu, jak i nerwów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gwyn kiwnął głową. Sam lepiej by siebie nie ujął, jeśli chodziło o ogólne podejście dla sportu. To jednak nie znaczyło, że specjalnie ćwiczył, a potem się objadał. Po prostu nie czuł konieczności stosowania jakiś restrykcyjnych diet. Dobrze wyglądał, matka natura też mu w tym pomagała, ponieważ rozdała mu naprawdę całkiem dobre geny.
- Dokładnie tak. Lepiej sam bym tego nie powiedział. – Zaśmiał się. Śmiech miał całkiem sympatyczny. Zaczął się nawet dość swobodnie czuć przy kobiecie. Najwyraźniej pierwszy stres spowodowany tym, że wszedł do jej szatni, gdzieś zniknął. Teraz tylko wyjawiał się prawdziwy, sympatyczny Gwyn. I dobrze. Kolesie bez osobowości byli nudni.
- Jeśli mam być szczery, to jesteś pierwszą moją randką z pływalni. – Właściwie jak już, to na randki najczęściej umawiał się z Tindera. Kiedyś zaprosił dziewczynę na niezobowiązującą kawę, ponieważ tuż przy nim rozerwał się jej worek z karmą. Miał przy tym dość sprzątania, ale było wesoło, propozycja padła. Do tej pory się z nią przyjaźni. Nie wyszło nic z tego więcej. Najwidoczniej rozerwany worek z karmą nie był wstępem do żadnej większej historii miłosnej. – Ale tak normalnie prowadzę sklep zoologiczny i opiekuję się całą ferajną zwierząt w domu. – Zawsze zastanawiał się, dlaczego nie został chociaż technikiem weterynarii. Nie potrafił udzielić odpowiedzi na to pytanie. Teraz było na to już jednak za późno. Wiedzy miał naprawdę dużo, ale nie wystarczająco. Wiek też sprawiał swoje, że raczej to już nie był czas na zmianę ścieżki kariery. – Także jeśli masz zwierzęta, zapraszam. Kryptoreklama mi wyszła. – Ponownie się zaśmiał. Spojrzał w menu. Wybrał zimową herbatę, uznając, że może o tej porze lepiej ona mu zrobi niż kawa. Do tego wziął sernik malinowy. Całe zamówienie podał kobiecie, która do nich podeszła.
- A Ty na co się skusisz? – zapytał swoją rozmówczynię, na chwilę przerywając ich rozmowę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- A więc to randka! - powiedziała, z zawadiackim uśmiechem czepiając się słowa, którego sama użyła. Poniekąd ponownie chciała postawić mężczyznę w niezręcznej sytuacji, ale przede wszystkim widząc jak ulega rozluźnieniu, sprawdzić jego granicę. Lubiła bawić się w tą głupią, może nieco dziecinną grę, której - choć ostatnio dała jej popalić - nie potrafiła sobie odmówić.
Sama nie korzystała z portali randkowych, nie tylko dlatego, że nie miała do nich zaufania, ale przede wszystkim to wydawało się takie bezosobowe. Mimo wszystko wolała spoglądać w oczy swojego rozmówcy, miast ekran telefonu czy komputera.
Słysząc o tym, czym mężczyzna zajmuje się na co dzień, mimowolnie uśmiechnęła się szeroko. Z zaskoczeniem odkrywając, że to właśnie on jest jednym z najbardziej hojnych darczyńców dla schroniska. Sama nie miała okazji nigdy go poznać, bo zazwyczaj to Jane zajmowała się współpracą ze sklepami zoologicznymi, a teraz okazywało się, że świat jest naprawdę mały. Mimo wszystko, nie zamierzała zdradzać się ze swoim odkryciem, jednak nie dało się ukryć, że patrzyła na Gwyn'a nieco inaczej - jakby jej spojrzenie nabrało ciepła? W życiu Melusine zwierzęta odgrywały szczególną rolę.
- Każda reklama jest dobra. - zaśmiała się. - Ale niestety nie mam jeszcze żadnego zwierzaka. W rodzinnym domu alergia mamy była nie do przeskoczenia, a obecnie mieszkam w akademiku, gdzie nie tolerują futrzaków - dodała z wyjątkową, jak na siebie otwartością.
- A masz na myśli mówiąc o ferajnie? - zapytała, wyraźnie zainteresowana tym tematem. Natomiast jeśli chodzi o zamówienie postawiła przede wszystkim na kawę, odczuwając brak kofeiny we krwi oraz - Zdecydowanie na beze, taka dawka kalorii będzie idealna - oznajmiła, chociaż w gruncie rzeczy kompletnie nie przejmowała się ich ilością.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Randka – zgodził się. Zupełnie nie miał z tym problemu. Gdzieś tam pierwszy wstyd, że wparował jej do przebieralni, zniknął. Gdyby miał się w życiu przejmować takimi rzeczami, pewnie nie mógłby spać po nocach. Wiadomo, Gwyn był bardzo spokojnym gościem, ale nie brał aż tylu rzeczy do siebie, by zacząć to rozpamiętywać, przeżywać i robić wiele dziwnych rzeczy. Było, minęło, a teraz mogło być po prostu lepiej. Bez dwóch zdań!
- Akademiku? Co studiujesz? – W sumie on też zadziwił się swoim odkryciem, bo nie myślał, że jego rozmówczyni jest aż tak młodsza od niego. Wiadomo, on wcale nie wyglądał, jakby miał za chwilę czterdziestkę, więc też mógł być sam sobie winien. Ogólnie Gwyn zawsze miał problem z określaniem wieku innych ludzi, a najbardziej miał problem z kobietami. Co do zwierząt – szło mu o wiele lepiej, ale tu wiadomo, czasem wystarczyło popatrzeć na zęby, czasem na inne cechy i można było mniej więcej ten wiek oszacować. Z człowiekiem bywało różnie.
- Obecnie mam tylko dwójkę zwierzaków, co jak na mnie jest bardzo dziwną sytuacją. – Zaśmiał się. Naprawdę miał całkiem przyjemny dla ucha śmiech. – Mam psa ze schroniska Biszkopta i świnkę morską Peppę. – Mógł powiedzieć jeszcze, że do jego ferajny zalicza swoją córkę, ale uznał, że akurat w tym przypadku nie będzie zabijać dziewczyny informacją o tym, że jest samotnym tatuśkiem. Dobra, postawmy sprawę jasno – raczej dzieliła ich mocna różnica wieku i raczej nie zanosiło się tutaj na romans pomiędzy tą dwójką, ale wiadomo – nie zawsze trzeba było dobijać tę drugą osobę takimi informacjami. – Ale przez mój dom przeszło naprawdę dużo zwierząt. – Właściwie to przez MJ trochę przystopował. Bardziej skupiał się teraz na pracy w sklepie i właśnie pomaganiu innym zwierzętom przez wspomniane dotacje dla schroniska. – Zresztą moi rodzice zamiast dać mi brata czy siostrę, to woleli sprawić mi zwierzęce towarzystwo. Nie mogłem się więc stać kimś innym, mając za najlepszych przyjaciół psy, koty, świnki, króliki, chomiki, myszy… - Naprawdę tego było bardzo dużo, a on pamiętał każde zwierzątko. Akurat zwierzęta miały tę jedną wadę – żyły o wiele krócej niż powinny, a potem człowiek trzymał je mocno w serduchu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdecydowanie nie warto było przejmować się takimi rzeczami, zwłaszcza, że Melusine należała do kobiet, którym wystarczył kawałek ciasta, aby wybaczyła mniejsze winy.
- Zootechnikę - odpowiedziała bez wahania, lekko się przy tym uśmiechając, bo poniekąd ich branże były ze sobą powiązane. Oczywiście uwadze brunetki nie uszedł wyraz zdziwienia malujący się na twarzy mężczyzny, gdy wspomniała o mieszkaniu w akademiku. Czyżby sądził, że jest starsza? W gruncie rzeczy wyglądała dojrzale, a postawa którą często przyjmowała mogła być bardzo myląca - babcia często mówiła jej, że ma dość starą duszę, co zawdzięczała przede wszystkim temu, w jaki sposób wychowywała ją matka z udziałem dziadków.
- Ty nadałeś to imię psu, czy już takie miał? - zapytała, z wyraźnym zainteresowaniem, ciekawe czy może Biszkopt nie był jednym z jej podopiecznych, skoro został zabrany ze schroniska. Tym razem uśmiech Mel powiększył się, reagowała tak za każdym razem, gdy ktoś wspomniał, że wyciągnął zwierzę ze schroniskowej rzeczywistości. Bardzo szanowała takie osoby, dlatego mimochodem Gwyn zyskał w jej oczach.
Określając ich spotkanie mianem randki Melusine nawet przez myśl nie przeszło, że mogłoby ono później rozwinąć się w coś więcej, nawet jeśli miałby to być krótkotrwały romans. I nie chodziło o to, że Parker nie był pociągający jako mężczyzna, wręcz przeciwnie, dlatego brunetce nie przeszkadzała nawet różnica wieku, niemniej po pierwsze nie wierzyła w coś takiego jak przeznaczenia, uznając ich spotkanie za wypadkową roztargnienia lub zmęczenia, a po drugie zdecydowanie nie widziała w każdym napotkamy na swojej drodze mężczyźnie potencjalnego partnera.
- To w zasadzie całkiem miłe z ich strony, oczywiście nie biorąc pod uwagę, tego ile czasu żyją zwierzęta, a śmierć każdego z nich zapewne dla ciebie jako dziecka była tragedią - powiedziała, upijając odorbinę ostyglej już kawy. W zasadzie mimo swojego wieku Mel sama wciąż przeżywała odejście niektórych ze swoich podopiecznych ze schroniska, chociaż jednocześnie wierzyła, że tam gdzie obecnie przebywają jest im znacznie lepiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- O proszę. – Właściwie dużo mógłby tutaj się wypowiedzieć, bo sam był po bardzo podobnych studiach. Chciał być technikiem weterynarii. Miał pomagać w gabinetach. Niestety, był za bardzo delikatny, chyba się ciut do tego nie nadawał, dlatego przejął sklep po mamie, który rozrósł się do całkiem niezłego rozmiaru i nawet otrzymał szyld sieciówki. I wcale to nie było złe w oczach Gwyna! Starał się o jak najlepszą karmę, doglądał zwierzątek – u niego można było adoptować wyłącznie zwierzątka pochodzące z certyfikowanych hodowli, a nie hodowli, gdzie rozmnażało się zwierzęta na potęgę, niejednokrotnie przez to zwierzaki miały różnorakie wady genetyczne. – Czyli właściwie mamy pokrewne kierunki. Nadal wykłada profesor Thomson? Ja miałem z nim aż cztery wykłady. Na jednym zasnął. Jak widać, można to zrobić nawet jeśli prowadzi się zajęcia. – Mimo wszystko po latach dość ciepło wspominał tego wesołego staruszka. Miał wiedzę, chociaż nie zawsze chciało mu się go słuchać. Takie życie studenta.
- Nadane w schronisku. – Kiwnął głową. – Właściwie nigdy nie zmieniam zwierzakom imion, nawet jeśli nie zdążyły się do nich przyzwyczaić. – Różnie to bywało, ale akurat Biszkopt wiedział, że był Biszkoptem. Imię do niego pasowało jak ulał. Głupio było mu to zabierać nagle i wołać na niego jakoś inaczej.
- Zależy jak na to patrzeć, ale wiesz… Mając ojca weterynarza i matkę, która prowadziła sklep zoologiczny, który teraz przejąłem… Trudno było mieć inne dzieciństwo. – Zresztą sam teraz córkę wychowywał w podobnym duchu. Wiadomo każda strata zwierzaka była najgorsza, ale… - Jest zawsze jedna rzecz, którą powtarzam. Gdyby nie my – te zwierzęta mogłyby spędzić życie za kratkami w schronisku, trafiłyby na karmę, pasztet albo tułałyby się po śmietnikach. Ratujesz – pomagasz. A potem po Twoim życiu się z nimi wszystkimi spotkasz, bo to są o wiele lepsi przyjaciele niż ludzie. Nigdy Cię nie zapominają, tak jak Ty ich. – Chyba raczej nie mógł wyjść na dziwaka, skoro miał wrażenie, że trafił „swój na swojego”.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- O nim obecnie krążą już tylko legendy, dawno przeszedł na emeryturę - odpowiedziała, lekko się przy tym uśmiechając, bo w rzeczy samej, profesor Thomson w ścianach uczelni pojawiał się już tylko na ustach studentów, którzy od czasu do czasu opowiadali między sobą najśmieszniejsze z jego wpadek. Tym w dużej mierze Melusine nie dawała wiary, słysząc kolejną już z wersji tej samej historii, chociaż zapewne gdzieś pośrodku leżała prawda na temat sędziwego wykładowcy o czym świadczył komentarz Gwyna dotyczący jego osoby. Dziewczyna uśmiechnęła się, biorąc kolejny łyk kawy. Jednocześnie pytanie o profesora, uświadomiło jej, że między nią a mężczyzną jest większa różnica wieku, niż tak, którą zakładała, co było zaskakujące. Wyglądał naprawdę młodo i sama nie dałaby mu więcej niż trzydzieści lat.
- To miło, chociaż w niektórych przypadkach warto to zrobić, bo imię często utożsamiane jest z przeszłością, a jeśli chodzi o zwierzęta ze schroniska to często bardzo brutalną i bolesną - przyznała, była to prawda, chociaż niezwykle smutna. Bywało, że nawet w schronisku zwierzęciu nadawane było inne imię do którego je przyzwyczajano, jednocześnie tworząc nowe, szczęśliwsze wspomnienia.
- Rzeczywiście - przyznała - Chociaż to kim są rodzice nie zawsze definiuje dzieci, bo idąc tym tropem, ja powinnam być albo krawcową albo projektantką mody - przyznała, choć może w roli modelki też by się sprawdziła? Wszakże często za nią robiła, kiedy matka szyła kolejną kreację na specjalne zamówienie. Niezwykle subtelnie wzruszyła ramionami do własnych myśli, nie poświęcając im więcej uwagi, bo miejsce, w którym obecnie się znajdowała uważała za właściwe.
Poniekąd musiała przyznać mężczyźnie rację, chociaż sceptycznie podchodziła do życia po życiu, chociażby z tego względu, że takowego nie doświadczyła, więc jak mogła ufać, że istnieję?
- Najgorsze a zarazem najpiękniejsze jest jednak to, że niezależnie od tego, jaka krzywda spotyka zwierzę ze strony człowieka, to ono i tak wybacza - dodała jeszcze, jakby nieco w zamyśleniu, patrząc nie na bruneta, a ścianę za nim, na której wisiał zegar. W tym właśnie momencie uświadomiła sobie, jak późna już godzina, a ona miała jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Cholera - rzuciła, pospiesznie wstając z miejsca. - Ten czas tak szybko, uciekł. Bardzo cię przepraszam, a randka była naprawdę miła - oznajmiła, wyciągając pieniądze z torby, które położyła na blacie stołu; zdecydowanie chciała być zbyt niezależna, aby pozwolić za siebie zapłacić.
- Pewnie się jeszcze spotkamy - powiedziała, zanim zniknęła za drzwiami kawiarni.


Z tematu

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gwyn właściwie miał coś kobiecie odpowiedzieć, kiedy nagle wstała, zostawiła pieniądze i pozostawiła go samego przy stoliku. Było to dla niego dość dziwne, ale nie powiedział niczego na głos. Poczuł jednak swojego rodzaju zawód. Najwidoczniej był nudnym człowiekiem, skoro kobieta postanowiła nagle ulotnić się ze spotkania i zaserwować mu standardowy tekst o tym, że „pewnie się jeszcze spotkamy”. Trudno było to zrobić, skoro nie wymienili się nawet numerami telefonów.
Może niepotrzebnie podejmował temat a propos życia po życiu? O tym, że się po śmierci zawsze spotkasz ze zwierzętami? Albo zapytał o profesorka? Miał naprawdę kilka typów, by wskazać, że to właśnie to sprawiło, że zepsuł całkowicie całą randkę. Podrapał się po głowie, myśląc, co właściwie dalej ma zrobić.
Ciastko jeszcze miał, tak samo jak kawę. Puste miejsce naprzeciwko jedynie utwierdziło go w przekonaniu, że prawdopodobnie jest starym, nudnym capem. Gwyn Parker uwielbiał czasami tak się biczować, aczkolwiek jego wiara we własne umiejętności i ogólna wiara w siebie była bardzo niska.
Wyciągnął telefon z kieszeni, aby przeczytać te kilka wiadomości, które otrzymał podczas wizyty w pływalni oraz tej pseudo randki. Właściwie jeśli miał to rozpatrywać w ramach randki, to raczej wrzuciłby to do kosza tych nieudanych. Nie pierwszyzna, co?
Zrobił głęboki oddech, czytając wiadomość po wiadomości. Pokręcił głową, widząc zdjęcie MJ z przedszkola. Jedna z jej nauczycielek wysłała mu zdjęcie, aby pokazać co takiego tym razem jego córka – diabełek wymyśliła. Miała na głowie zabawkowy garnek, a w dłoni lalkę i coś, co miało robić jej za tarczę. Podpis brzmiał, że udaje rycerza. Ciekawe. Może właśnie posiadanie córki skreślało go, aby w ogóle randkować i cokolwiek robić w tym kierunku? Pewnie tak. Jak już założyłeś rodzinę, to już trudno. Partnera nie ma – z jakichkolwiek powodów – ty zostajesz z tym, co masz. Nikt twoich obowiązków na siebie brać nie będzie.
Gwyn dojadł swoje ciasto i dopił kawę. Ponieważ nie dysponował żadną gotówką, zapłacił za wszystko kartą, a pieniądze młodej dziewczyny wrzucił do puszki z napisem „napiwki”. Chyba się o to nie obrazi? Zresztą – i tak pewnie nigdy się nie spotkają, więc czym miałby się przejmować?

Z tematu.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”