WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie sądziła, że to wyjście będzie wyglądało inaczej, niż jak tylko zakończy się obejrzeniem spotkania, by potem powrócić do domu jak gdyby nigdy nic, kładąc się do łóżka by wstać rano do pracy - dzień jak co dzień, zwyczajnie. A tu jednak - coś innego od szarej codzienności, trafiając niespodziewanie do szatni popularnego pięściarza.
Nie wiedziała jednak, czy to aby na pewno dobry pomysł, by się tam wybierać. Zmiana decyzji czy ucieczka to nie jest rozwiązanie, a i też są to opcje, na jakie jest zbyt późno, by się na nie zdecydować. Toteż pozostało jej słuchanie Luke’a cieszącego się wręcz jak małe dziecko z tego, że będzie miał przyjemność porozmawiać z bokserem. Nawijał o tym całą drogę aż do szatni, uśmiechając się szeroko na widok mężczyzny, do jakiego przybyli. Do niej nigdy się chyba tak nie szczerzył, jak właśnie do Navarro… Czy powinna się tym zacząć niepokoić? Ależ skąd! Jeszcze jakby się w jakikolwiek sposób interesowała swoim mężem.
- Hej - powiedziała nieśmiało na przywitanie, bo głupio byłoby się nie odezwać, prawda? Odprowadziła następnie młodszą dziewczynę, jaka się tu znajdowała, domyślając się iż musi być członkiem rodziny dla zawodnika. - Siema, świetna walka - za to Luke zaczął od razu, bez żadnego skrępowania, wymieniając uścisk dłoni. Cholera - czuć, że ma krzepę w łapach! Ten jednak nie skrzywił się, by nie okazać słabości przed idolem. - Luke, a to jest Hope - oczywiście, że przedstawił ją, nie dając dojść do słowa. Cały Johanson…
- Właśnie coś słyszałem, a kompletnie jej nie wierzyłem na początku… Przepraszam Cię za nią, tym bardziej że to nawet moja żona, niezdara z niej czasem, mimo że uczy na co dzień wu-efu - czuł się w obowiązku, aby wyjaśnić swoją małżonkę, o czym również powiedział bardzo otwarcie. W końcu zaobrączkował ją - toteż miał prawo mówić o tym na prawo i lewo - nawet jeśli to jest ktoś taki, jak Dante Navarro, którego z całą pewnością nie obchodzą zażyłości, jakie są pomiędzy danymi ludźmi, z jakimi spotyka się raz, jeden jedyny w swoim życiu.
Tu Hope - nie musząc się już przedstawiać, bo przecież wspaniałomyślnie zrobił to za nią mąż - również uścisnęła dłoń mężczyzny, z jakim miała (nie)przyjemność wcześniej się zderzyć. Westchnęła dyskretnie, nie wiedząc co zrobić. Bo ona naprawdę by z największą chęcią w tej chwili uciekła w drugą stronę, nie przejmując się czymkolwiek. Kultura osobista jednak nauczycielce wychowania fizycznego na to nie pozwala, stojąc i czekając aż Luke się nagada, chcąc w końcu wrócić do domu.
- Zdecydowanie warta. Postawiłem na Ciebie nawet dwieście dolców! Czułem, że zwycięstwo jest w Twojej kieszeni - tak jak i jest obecnie w mojej - zażartował, a Hope - stojąca lekko za mężem - przewróciła oczami, nie wierząc iż ten uważał że to jest niesamowicie zabawne. Wtedy padły słowa - kolejne z serii niespodziewanych - wypowiedziane przez Dante’go, na co lekko zmarszczyła brwi. - Och, ja… dziękuję - odparła z lekkim uśmiechem, a z dalszej części lokalizacji, w jakiej się znajdowali, dobiegł dziewczęcy głos z jeszcze gorszym tekstem, przez co Hope zrobiła większe oczy - a Luke chwilę ogarniał, czy dobrze usłyszał. Spojrzał wtedy na swoją małżonkę, a potem na pięściarza. - Bardzo dobra walka. Świetne ataki - przerwała tą chwilową ciszę, jaka zapadła w szatni, nie wiedząc co dalej. Luke nie wyglądał na zadowolonego. Przeczuwała, że w domu dojdzie do kolejnej kłótni, do jakiej dojdzie ponownie nie z jej winy, a i tak zrzuci ją w pełni na jej barki. Świetnie…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na słowa mężczyzny uśmiechnął się. Zawsze miło jest usłyszeć komplement na temat swojego pokazu. Rozbił go tak jak powinien i teraz dzięki temu każdy kto wychodził z areny na pewno będzie mieć udaną noc. W końcu takie walki nie zdarzają się często. On po prostu był gwarantem dobrego spektaklu!
- Miło mi. – rzucił od razu gdy ich przedstawił. Widział w oczach Luke’a, że faktycznie jest zapalonym fanem boksu. Kto wie, może kibicuje mu od jakiegoś czasu. - Nie ma za co. – nie musiał tego robić i tak szczerze? Nie za bardzo mu się podobało, że nie dopuszczał kobietę do rozmowy. Jakby była tylko ładnie wyglądającym obiektem w szatni i tyle. Poza tym, cała ta sytuacja z jego perspektywy była zabawna, ponieważ jeszcze nikt w ten sposób do niego nie powiedział – no chyba, że znajomi i rodzina, ale nie obca osoba. Nawet kobiety często poznawały go na ulicy ze względu na branie udziału w różnych kampaniach reklamowych, spotach i tak dalej. - Wuefu mówisz… jedyny przedmiot w szkole, który jakoś dało się znieść. – chociaż wracając wspomnieniami nie był on aż tak kolorowy jak to przed momentem ujął. Lecz teraz wyparł to kompletnie z pamięci. Zmienił swój los i nie zamierzał rozwodzić się nad tym jak był kiedyś traktowany.
- No to gratuluję, ze mną nie zbiedniejesz. – uśmiechnął się, bo przecież doskonale wiedział iż sporo ludzi było mu przychylnych i obstawiali całkiem duże pieniądze na wygrane. On miał gdzieś w głowie, że nigdy ich nie zawiedzie, a przede wszystkim siebie samego. Sukcesy były jak narkotyk uzależniały i mimo kilku porażek jeszcze w amatorskich czasach, wyciągał z nich lekcje, piąc się dalej na sam szczyt, gdzie chce zostać jak najdłużej się da.
Oczywiście, ze zauważył iż Hope przewróciła oczami. Nie dało się tego przeoczyć, ale nie zamierzał nic mówić, ze względu na fakt iż niejako sam widział, że ten fan przed nim to suchym żartem potrafi zarzucić. Nie spodziewał się, że siostra wykopie pod nim dołek. Nastała cisza i był wdzięczny, że kobieta ją przerwała. - Dziękuję. A to małe niewychowane dziecko, BEZ MANIER… - zawołał głośniej aby dziewczyna usłyszała - to moja młodsza siostra. Przepraszam za nią, czasem jak czymś rzuci to trudno uwierzyć. Spokojnie, twoja żona jest bezpieczna. – powiedział to takim tonem, aby mężczyzna nie był zbyt przewrażliwiony. On – pięściarz klasy światowej mógł mieć każdą, a ta… była zaobrączkowana, także Luke powinien czuć się jak na wygranej pozycji.
- Chcesz coś na pamiątkę? – podpytał faceta i w sumie, bez jakiegokolwiek zastanowienia wziął rękawice, a Antonio podał mu czarny marker, aby móc je podpisać. Może to udobrucha jego fana? Podał mu je posłał piękny uśmiech. - Dla Ciebie też coś znajdę. – przemył wodą ochraniacz na zęby po czym dokładnie wytarł aby się podpisać. - Poczekajcie moment. – szybko powędrował do siostry i w pośpiechu na wewnętrznej stronie małymi zielonymi cyferkami (tak aby zlewał się z kolorem flagi) zapisał swój numer. Tak – wiedział, że ryzykuje, ale przecież to tylko pamiątka. Wrócił po dosłownie kilkunastu sekundach i wręczył również kobiecie małą niespodziankę. Może jak dobrze się przyjrzy w domu to go znajdzie? - Antonio was odprowadzi, przepraszam ale wiecie… walka jednak męczy. – chyba go zrozumieją.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powędrowała tęczówkami za dziewczyną, o jakiej właśnie mówił, a do której posłała delikatny uśmieszek. Skądś ją kojarzyła… chyba. Nie była pewna. Mogło to być jedynie złudzenie optyczne z racji tego wszystkiego, co ma w dniu dzisiejszym miejsce. Wszystko jest dzisiejszego wieczoru możliwe, także nie chciała nawet się nad tym dłużej zastanawiać. Wystarczająco wrażeń już przeżyła jak na jedno wydarzenie.
- Jasne, nic się nie dzieje - powiedział Luke z uśmiechem na ustach, chociaż jednocześnie z tyłu głowy pojawiała się myśl, że może Hope powiedziała coś takiego, co dało jednoznaczny znak pięściarzowi, że jest nim zainteresowana? Sam nie wiedział co myśleć w takiej sytuacji, toteż nie omieszka się dopytać małżonki raz jeszcze o to, co konkretnie się wydarzyło przed walką. Przeczuwał, że nie powie całej prawdy albo i nawet kompletnie go okłamie, niemniej znał ją na tyle, iż potrafił dostrzec kiedy nie była z nim szczera.
Luke’owi strzeliła brew do góry w chwili usłyszenia hasła pamiątka. No nie, on chyba śni! Kumple mu kompletnie nie uwierzą w to, co miało dzisiejszego wieczoru miejsce! I że jeszcze coś od niego dostanie! Matko i córko - to będą rękawice z podpisem! Nie dowierzał we własne szczęście, co pokazywał bez większego zawahania na swojej twarzy, uśmiechając się od ucha do ucha na widok podarunku, jaki ma zostać złożony na jego ręce. Gdy już trzymał je, można by uznać, że praktycznie zaszkliły mu się oczyska, co akurat skrzętnie ukrywał przed wszystkimi, na co Hope natomiast dyskretnie westchnęła. Jak nic, będzie się nimi jarał przez najbliższy miesiąc - jak nie lepiej. A samo to spotkanie przez przynajmniej pół roku będzie opowiadane przy każdym możliwym spotkaniu ze znajomymi. Zna go aż za dobrze, by myśleć, że będzie inaczej.
Nie sądziła jednak, że i dla niej znajdzie się jakiś prezent, na jaki zresztą nie liczyła. - Proszę nie robić sobie kłopotu. I tak już dostaliśmy coś niezapomnianego - odparła prędko Hope, jednakże Dante był nieugięty, robiąc po swojemu. Westchnęła ponownie, czekając cierpliwie. Bo co, odwróci się na pięcie i niekulturalnie opuści miejsce? Mężczyzna zaraz po tym wyszedł, by powrócić z podpisanym ochraniaczem na zęby, z jakiego korzystał w trakcie dzisiejszej walki. - Naprawdę nie było takiej potrzeby… - zdołała ledwo to powiedzieć, a Navarro zaczął ją uciszać, uśmiechając się w jej kierunku. Dlatego też przyjęła podarunek z nieukrywaną wdzięcznością. - Dziękujemy, to naprawdę zaszczyt, że w ogóle mieliśmy okazję pogadać z Tobą - odparł Luke, nadal mając błyszczące się oczy.
- Nie no, jasne. Mistrzu, dziękujemy jeszcze raz i mam nadzieję, że do zobaczenia przy następnej walce. Niech Ci pomyślność sprzyja - odparł na koniec Johanson, a Hope jedynie posłała delikatny uśmiech w kierunku pięściarza, bo tak naprawdę nie miała nic więcej do dodania. - Miło było poznać - dopowiedziała jedynie, tym razem już bez sarkazmu, co powinien docenić! Pożegnali się z Dante, po czym zostali odprowadzeni do wyjścia z areny, mogąc wsiąść do samochodu.
Luke całą drogę jarał się tym, co miało miejsce po walce, na jaką niechętnie przecież się wybierała z początku. A teraz? Wyszła z nawet wesołym uśmiechem, a jej mąż może da jej dzisiaj spokój. Wiele sobie zażyczyła, niemniej byłaby to naprawdę świetna odmiana!
Zatrzymali się pod domem, gdzie Hope zaczęła się tłumaczyć, że zaraz przyjdzie do domu, bo chyba wypadł jej w samochodzie kolczyk, który woli od razu poszukać. Luke - o dziwo - przyjął to bez większego problemu, samemu przechodząc do wnętrza domu, zostawiając małżonkę w aucie. A Hope? Tak naprawdę analizowała to, co się wydarzyło, przyglądając się przy tym ochraniaczowi na zęby, jaki otrzymała. Przy tym przyglądaniu się przedmiotowi zauważyła ledwo widoczny ciąg cyfr, co było mocno zastanawiające. Numer seryjny produkcji? Kompletnie tak to nie wyglądało, to było jak… numer telefonu. Nie, teraz sobie zdecydowanie coś wkręcała! To na pewno nie jest to, o czym myślała.
Bo przecież to nie było tak, że Dante Navarro - zawodowy, znany bokser zostawił do siebie numer, aby to ona - Hope Johanson, zwykła nauczycielka wu-efu w szkole średniej miała się do niego odezwać.
A może jednak było?

[ z tematu x2 ]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cztery

Pierwsze co uderzyło ją gdy weszła na trybuny to głośna wrzawa, zupełnie jakby ktoś miał zaraz wypluć płuca. Nie było nic słychać, nawet własnych myśli, a spiker chyba podawał nazwiska koszykarek jakie właśnie wybiegały na parkiet. Spojrzała na wysoko zawieszony telebim.
Na tym się skupia wzrok czy na parkiecie?
Sama zgłupiała, ponieważ warto nadmienić iż był to jej pierwszy (i zapewne ostatni) raz jako kibic (wątpliwej jakości) na jednym z meczów koszykówki. Przyszła tu tylko po to aby zobaczyć o co tyle krzyku. Sport to nie jej bajka i wystrzegała się go tylko jak mogła. Nawet głupie brzuszki, które wykonywała w domu na macie, nie były najprzyjemniejszą formą rozrywki. W szkole ledwo zdawała z wfu ponieważ za każdym razem plątały jej się nogi na boisku, a trenerka nie potrafiła zrozumieć, że ona już tak ma i nikt, nawet najlepszy sportowiec świata gdyby ją trenował, nie zmieni tego. Jakieś tam zasady gry pamiętała, ale też nie zanosiło się aby szybko pojęła o co chodzi w tak skomplikowanej rozgrywce.
Dobrze, że przynajmniej kupiłam jedzenie.
Bez tego by się chyba nie obyło. Musiała coś robić rękoma, aby nie sprawdzać co kilka minut powiadomień na telefonie. Robiła to machinalnie przez swoją pracę, ponieważ każdy nowy artykuł to możliwość poszerzenia swojej wiedzy. Niestety dalej tkwiła w dziale plotkarskim, który jest chyba najgorszym z możliwych dla dziennikarza, który chce coś zmienić w świecie. Zajmowanie się życiem obcych ludzi nie jest przyjemne ani jakoś porywające, a przynajmniej dla Richards.
Wzięła ziarenko popcornu i wrzuciła sobie do buzi spoglądając na parkiet. Nie siedziała wysoko. Raczej w rogu areny skąd akurat wybiegały zawodniczki. Czemu nie męska NBA? Bo o wiele lepiej patrzyło się na kobiety z pasją niż mężczyzn którzy na lewo i na prawo kipią sportową złością. Poza tym, nie była przekonana czy w ogóle byłaby zainteresowana oglądaniem dwumetrowych facetów.
Wodziła po parkiecie od zawodniczki do zawodniczki, starając się nie ogłuchnąć przez dzieciarnie obok która wykrzykiwała różne dziwne rzeczy. Czy się nudziła? Tak, ale jeśli już wybrała tę formę rozrywki stwierdziła, że przetrwa do końca. Nie zrobi z siebie pośmiewiska i nie wyjdzie w połowie. Byłoby to głupie. Zamiast tego wzrokiem poszukała jedynej znanej jej osoby – Reyny Hanslow i szczerze? Nie było to trudne bo pamiętała jej numerek na koszulce. Nie wiedziała czy był on wybrany z własnej woli czy kobieta wzięła taki bo nie było innego. Teraz nie miało to znaczenia bo właśnie wrzuciła chyba punkt. Znaczy dwa punkty… za skomplikowane to na móżdżek Gwen, która zawzięcie udawała, że ta gra ją interesuje. Nawet wcześniej kupiła sobie czapkę z logo drużyny, którą założyła na głowę. Oczywiście tył na przód, aby być wyjątkową.
Moment… to już przerwa?
Jej mózg przetwarzał fakt, że nie grały czterdzieści pięć minut tak jak w piłce nożnej… tylko… sama nie było pewna ile. Te wszystkie zasady to czarna magia i szczerze? Zagłębianie się w nie wcale nie było najwyżej na jej liście celów życiowych. Odetchnęła spokojnie, poddając swoje niezrozumienie gry późniejszym dywagacją i dalej skupiła się na parkiecie, na jakim biegała laska, która dwa tygodnie temu pocałowała ją w jej własnej prywatnej łazience. Ten fakt dalej mroził krew w żyłach dziennikarce. Starała się o tym zapomnieć dla dobra samej koszykarki. O sobie również myślała. Nie chciała być przyczyną rozpadu związku znanej osoby. Jeszcze o niej zrobi się głośno, a tego pod żadnym pozorem nie chciała!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

Jej związek z Micah nie był już idealnym. Przez ostatni tydzień pokłócili się mocno i chwilowo oboje dali sobie czas na ochłonięcie. Jak zwykle poszło o datę ślubu i niezgodności ich grafików, bo przecież oboje mieli napięty czas i przez najbliższe kilka miesięcy będą się mijali, a to zdecydowanie nie sprzyjało planowaniu czegokolwiek.
Całą swoją uwagę skupiła na treningach i grze, bo to robiła przecież najlepiej. Widocznie bycie idealną córeczką rodziców z idealnym partnerem u boku (który wciąż wspominał o porzuceniu przez nią sportów). Na boisku czuła się wolna i nie przejmowała niczym innym poza ganianiem za pomarańczową piłką i zdobywaniem punktów dla drużyny. Szło im naprawdę dobrze, a sama Rey była w pełni sił po ostatniej małej kontuzji. Uśmiech nie opuszczał jej twarzyczki mimo zmęczenia, które było coraz większe z każdą mijającą minutą. Basket był jej życiem i naprawdę powinna znaleźć kogoś kto w pełni zaakceptuje fakt bycie na drugim miejscu podczas sezonu koszykarskiego.
Z Gwen kontaktowała się przez ostatnie dwa tygodnie może z kilka razy. Obie miały swoje światy i zajęcia, a Reyna nie chciała się narzucać krasnalowi. Już i tak wystarczyło, że ten knypek z blond czupryną i uroczym uśmiechem zajmował się kompletnie pijaną Hanslow podczas jej ostatniego wyjścia na imprezę i zalania się w trupa. Od tamtej pory nie tykała alkoholu. Zresztą gdyby wiedziała co wtedy w mieszkaniu Gwen się podziało to kompletnie by się nie odzywała a jedynie zapadła pod ziemię i zniknęła na kilka tygodni. Już i tak miała odrobinę mieszankę w głowie to wystarczy.
Kierowała się do szatni na przerwę gdy jakiś dzieciak zawołał jej imię i wyciągnął łapki z markerem i czapką. Biorąc od niego rzeczy spostrzegła, że kilka miejsc obok siedział nie kto inny a krasnal w całej swojej okazałości. Ta typiara, która o sporcie tyle wie co noworodek. Uśmiechnęła się szeroko i puściła jej oczko by zaraz podpisać czapkę i oddać ją dzieciakowi. -Tobie też coś podpisać Krasnalu? - wyszczerzyła się. Musiała. Nie byłaby sobą by jej nie zaczepić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cała ta koszykówka była na tyle dziwną grą, że Gwen powoli zastanawiała się na swoim przyjściem tutaj. Miała wrażenie, że kompletnie nie pasuje do ludzi, którzy kibicują drużynie gospodarzy, krzyczą jakieś słowa, albo po prostu oglądają z wielkim zainteresowaniem mecz. Gdyby jeszcze ktoś nakreślił jej zasady, a tak? Wydała kilkaset dolarów by mieć jedne z najlepszych miejsc, a i tak w niczym one nie pomogły. Mogła przybić sobie jedynie facepalma bo kto normalny poszedłby na coś czego nie rozumie a wręcz nie lubi? No nikt!
Nie spodziewała się, że Reyna ją przyuważy, wręcz przeciwnie, chciała po prostu przyjść i wyjść, a nie gadać z kobietą. Dla niej ta gra była całym życiem i to widać po jej postawie na boisku, a dla Richards to jedynie coś co nie jest w żadnym stopniu interesujące. Dużo bardziej wolałaby poczytać dobrą książke, albo pójść na miasto. Wszystko byle nie sport!
Zmarszczyła nosek i brwii, bo nikt jej jeszcze tak nie nazwał. Nie podobało się to młodej dziennikarce, dlatego z początku chciała udawać głuchą, zważając na tłum który cos tam jeszcze pokrzykiwał i zignorować zaczepkę zawodniczki. Jednak dobre wychowanie wygrało i podeszła bliżej barierki.
- Obejdzie się. Nie nazywaj mnie tak. - od tego musiała zacząć, bo nie czuła się komfortowo gdy ktoś wypominał jej brak wzrostu. Ona stała w kolejce po inteligencje a nie WYSOKOŚĆ. - Chyba dobrze Wam idzie. Dużo punktów macie. Czy to już koniec meczu? - no nie znała się, Reyna musi jej to wybaczyć. Dziennikarka już i tak przyszła tu z własnej nieprzymuszonej woli, co graniczyło z cudem. - To ostatnie miejsce w którym byś mnie normalnie zobaczyła. - zaśmiała się i delikatnie uśmiechnęła. W gruncie rzeczy Gwendolyn nie jest taka sztywna i żartem też zarzuci. Zresztą ono była chodzącą kupką niepohamowanej radości, po prostu czasem było to trudno okazać, a w szczególności w takim miejscu jak to. Na szczęście miała honor i jeszcze stąd nie wyszła.
W ostatecznej ostateczniści podała czapkę, aby kobieta jej ją podpisała. Może uda sprzedać się to z zyskiem, albo ktoś z jej znajomych w pracy będzie miał uciechę. Nie wiedziała czy oni/one kibicują, dlatego zawsze może później ubić z tego biznes na ebayu.
- Dlaczego numer 11? - dziennikarska dusza jednak wychodziła zbyt często i nie zdążyła powstrzymać swojego kłapiącego języka, który był szybszy niż jej myśli w tym wypadku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W sumie było zaskakującym zobaczyć Gwendolyn tutaj. Rey przecież doskonale wiedziała, że jej towarzyszka raczej za sportami nie przepada w przeciwieństwie do samej Hanslow. Była zaskoczona tym wszystkim po prostu, ale adrenalina z obecnego meczu sprawiała, że jednak nie do końca to do niej docierało. Ciekawe czemu przyszła. Węszyć czy może jednak faktycznie oglądać jej zgrabny tyłek i całą jej osobę.
Ciężko było nie zauważyć blondynki jeśli siedziała odrobinę dalej od dzieciaka, któremu Rey podpisywała czapkę. A mimo wszystko co się wydarzyło między nimi (i o czym sama Rey nie wie) polubiła tą kobietę na swój pokręcony sposób.
-Oh to przepraszam najmocniej - najwyraźniej ktoś nie lubił jak się ją w ten sposób nazywało. No nic. Będzie musiała wymyślić coś bardziej miłego i przyjemnego dla ucha dziennikarki. A przynajmniej Rey się postara. Lubiła zwracać się do znajomych uszczypliwymi nazwami i wiele osób po prostu się do tego już przyzwyczaiło.
-Koniec? To dopiero połowa słońce - uniosła brew. Chyba faktycznie Gwen mówiła najprawdziwszą prawdę jeśli chodziło o nieznajomość koszykówki. Rey nie pozostawało nic innego jak naświetlić jej całość o ile na to wyrazi chęci i przyjdzie jeszcze kiedyś na mecz. Zawsze mógł to być jednorazowy wyskok przecież. -Domyślam się. Wyglądasz na trochę zagubioną - rzuciła uśmiechając się uroczo i wzięła czapkę od niej by również machnąć podpis. Nie był jej potrzebny, więc pewnie zamierza go opchać, ale wcale się nie dziwiła. Hanslow nie była super graczem, ale coś powinna za to dostać od superfanów.
Marszczyła zabawnie nosek -Bo to fajna liczba? - nie chciała się zagłębiać w to teraz. Zresztą zaraz jedna z jej kumple z drużyny podeszła do niej łapiąc za ramię -Ty nie romansuj i nie podrywaj tylko chodź, bo trener czeka - rzuciła uśmiechając sie szeroko w stronę Gwen. Reyna się roześmiała i ostatecznie spojrzała na dziennikarkę -Jeśli chcesz to możesz na mnie poczekać po meczu. Pogadamy dłużej, bo już się drużyna za mną stęskniła - rzuciła jeszcze na szybko i pognała wraz z kumpelą w stronę szatni. Oczywiście nie omieszkali jej zjebać od góry do dołu za zmarnowanie im pięciu minut.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie lubiła gdy wypominało się jej wzrost, dlatego od razu zareagowała zbyt impulsywnie, na co jedynie skarciła się w głowie. Nie powiedziała przepraszam bo to jest słowo którego używa niezwykle rzadko. Tylko kiedy naprawdę nawali i czuje się źle z tym, że coś odwaliła. Chociażby opublikowaniem materiału który nigdy nie powinien ujrzeć światła dziennego o jednej takiej koszykarce… Do tej pory pluła sobie za to w brodę, ale przynajmniej jako tako Hanslow uwierzyła w jej skruchę – była ona szczera i niezaprzeczalna.
- Połowa? – otworzyła szerzej oczy. I ona miała tu jeszcze zostać nie wiadomo ile? O nie… w myślach już biła się po głowie, że w ogóle postanowiła przyjść na coś tak absurdalnego jak mecz koszykówki. Na pewno nie zamierzała przychodzić tu następny raz. No chyba, że będzie zmuszona z pracy, w innym wypadku nie ma mowy aby postawiła tu swoją stopę!
- Trochę? To mało powiedziane. Wszyscy się drą, coś krzyczą, komentują a ja żrem popcorn bo tylko to umiem. – i rozumie, co przede wszystkim znaczyło tyle, że Gwen to antytalent sportowy i kibicowanie nie wyzwala w niej żadnych emocji. Może gdyby zgłębiła zasady to byłoby inaczej… Na razie jednak dalej nie mogła pojąć fenomenu gry i całej tej publiczności w arenie.
- Powiedzmy, że przyjmuję taką odpowiedź. – lepsza taka niż jej brak. Może to szczęśliwy numer? Nie wnikała dłużej bo koło Reyny pojawiła się koleżanka. Richards jedynie uśmiechnęła się niemrawo, bo ten komentarz wprawił ją w niemałe zakłopotanie, zwłaszcza że jej pamięć jest na tyle dobra, aby dalej czuć usta koszykarki na swoich. - Okej. – może wyciągnie z niej coś ciekawego. Cóż… jej dziennikarski mózg zawsze był przyzwyczajony do łapania wszelkich potrzebnych i niepotrzebnych informacji z konwersacji jakie prowadziła. Usiadła z powrotem na swoim miejscu aby uważnie przyglądać się cheerleaderkom na boisku. Ruchy miały naprawdę niezłe, dlatego Gwen trochę zapatrzyła, wcinając przy tym popcorn. Zdecydowanie bardziej rozumiała taniec niż grę w kosza. Druga połowa meczu zaczęła się spokojnie. Seattle Storm prowadziły, a Richards raz na jakiś zawieszała dłużej oko na Rey. Nic nie poradzi na to, że tylko ją znała!
Zaczekała na koniec meczu, gdzie kibice powoli zaczęli się zbierać, zapewne obstawiając wyjście aby złapać jakąś koszykarkę na podpisanie gadżetów. Poprawiła czapkę na głowie przekręcając ją daszkiem do przodu i co jakiś czas sprawdzała zegarek, aby skontrolować ile czasu upłynęło. Arena opustoszała i ochrona niestety przyuważyła ją.
- A Pani co tu jeszcze robi?
- Eeeeee, czekam na znajomą.
- Ale my zamykamy, musi Pani z nami wyjść.
Przez krótkofalówkę słyszała jak ziomek woła swoich goryli aby ją wyprowadzili. Czyżby mogło się skończyć na zakazie wstępu, za nieodpowiednie zachowanie? Czemu Rey jeszcze nie było!!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ktoś tutaj był wrażliwy na punkcie swojego wzrostu! Reyna lubiła nadawać ludziom przydomki i tak się do nich po prostu zwracać, ale w takim razie będzie musiała wymyśleć coś innego. Chwilowo jednak zostaniemy przy krasnalu i tyle. Rey nie starała się myśleć o tym jak się poznały i jak bardzo Gwen spierdoliła jej związek jak i również namieszała w głowie tym wszystkim. Dalej się mocno próbowała przekonać, że ona to tylko przepada za facetami, a szczególnie za swoim przyszłym mężem, który bardzo mocno działał jej na nerwy.
-O już nie udawaj, że to jest taka okropna rzecz przyjście na mecz - przewróciła teatralnie oczami. Niech się wczuje w atmosferę i przynajmniej spróbuje przyjrzeć się grze by potem może dojść do ładu po swojemu. Mądra z niej babka przecież jest! -Atmosfera to właśnie połowa całej tej sportowej otoczki. Spróbuj się chociaż w nią wczuć - uśmiechnęła się lekko. Jeśli faktycznie nie czuła się tutaj dobrze to mogła przecież po prostu pójść i potem obmazać ten sport w gazecie! Zresztą nikt jej tu nie trzymał a tym bardziej nie Reyna. Widziała to zakłopotanie, ale była zbyt pochłonięta swoim światem by momentalnie zapytać o co chodzi, ale jeśli nie zapomni to jeszcze tą sytuację wspomni pewno. Chwilowo musiała się skupić na grze i taktykach. Może miały przewagę, ale nie mogły sobie pozwolić na relaks, bo tą przewagę można bardzo łatwo stracić.
Reszta meczu była pod dyktando Seattle. Nie ważne jak bardzo przeciwna drużyna się starała to Storm nie dało sobie wyrwać tego zasłużonego zwycięstwa.
Zeszło się Rey trochę dłużej niż sądziła jeśli chodziło o ogarnięcie tyłka po meczu. Musiała jeszcze niestety zawitać do drużynowego lekarza by ten sprawdził jak się miał jej nieszczęsny nadgarstek. Lepiej mieć rękę na pulsie i kontrolować to co się działo z najlepszymi zawodniczkami w drużynie. A w tym sezonie Hanslow miała szansę na zostanie MVP, więc trzeba było o nią zadbać. Przebrała się na szybko w swoje ciuchy, zgarnęła torbę i ruszyła ku wyjściu z szatni. Miała nadzieję, że jej znajoma nie postanowiła sobie pójść.
-Panowie. Ta pani czeka na mnie - pojawiła się w pobliżu wyglądając niczym milion dolarów i zaprezentowała im szeroki uśmiech. Mężczyźni szybko się zreflektowali i przeprosili Gwen kierując się w sobie znane miejsce. -Chcesz trochę porzucać? Mogę ci co nieco wyjaśnić - posłała jej rozbrajający uśmiech i rzuciła torbę, z której wyciągnęła swoją piłkę do kosza. Miały jeszcze trochę czasu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Już widziała oczami wyobraźni jak pojawia się przy niej dwóch goryli, którzy łapią ją za frak, mimo iż ona się rzuca i wyrzucają ją przed drzwi. Na szczęście ta dzika fantazja pozostała jedynie w sferze wyobraźni, ponieważ kilka sekund po przyjściu mężczyzny, koło niej pojawiła się Reyna. Gwen nie chciała zaliczyć kolejnego spotkania z kupą mięcha która ostatnim razem rozbiła jej nos. Bardzo go lubiła i posiadanie krzywego nie wchodziło w grę. Odetchnęła z ulgą gdy panowie się oddalili i mogła skupić wzrok na kobiecie. Dużo lepiej prezentowała się w takich ciuchach niż trykocie sportowym.
- Masz świadomość, że sport i ja to złe połączenie? - wolała się upewnić że koszykarka faktycznie ma jakiekolwiek pojęcie o tak wybuchowym połączeniu jak Richards i koszykówka! Jedakże przeszła niżej, przechodząc na parkiet tuż za towarzyszką. Oczywiście miała krótkie nóżki dlatego zajęło jej to trochę dłużej, ponieważ przełożenie nogi nad krzesełkami było dosyć problematyczne.
Spojrzała na piłkę - nie ufała jej ani trochę. Kiedyś dostała taką w brzuch i przez reszte dnia czuła każde jedno żebro w swoim ciele. Jeśli teraz miałaby oberwać tak samo to wolała usiąść na ławeczce i pooglądać jak Hanslow sobie gra.
Gdy dostała podanie, złapała piłkę - a to cud i niedowierzanie! Przecież jest to dla niej już duży sukces.
- I co ja mam niby z tym teraz zrobić? - no rozumiała że piłka musi przelecieć przez obręcz aby był punkt, ale wykonanie tego przy jej wzroście i odległości od kosza graniczyło z cudem. - Nie mogę Ci podać a Ty rzucisz? - uśmiechnęła się cwaniacko, ale zaraz zrozumiała, że to nie jest wyjście. Podeszła trochę bliżej i zadarła głowę do góry. - Niby jak ja mam tam dorzucić? - podpytała koszykarkę, skoro miała okazję i były same. Nikt nie będzie widział tej porażki poza Rey.
Poczekała aż kobieta podejdzie do niej, ustawi odpowiednio rękę, ustawi jej nogi i pokaże ruch jaki ma wykonać. Wszystko składało się na jedną całość, ale Gwenny i tak nie dorzuciła nawet do obręczy. - Nie patrz tak na mnie staram się. Nie mam takich bicków jak Ty. - w tym wypadku nawet wyjście na siłownię kulało i nie było najprzyjemniejszą czynnością. Nie ma się więc co dziwić iż jej mięśnie są cieniutkie!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Mam świadomość, ale wyglądałaś na bardzo niezadowoloną siedząc na tych trybunach, że postanowiłam Ci troszeczkę przybliżyć zasady - przewróciła teatralnie oczami. W oczekiwaniu na krasnala postanowiła trochę kozłować w miejscu by nie stać mimo wszystko jak kołek. Zresztą nie lubiła stać i musiała coś z rękami robić. Może jakieś niestwierdzone adhd? Albo po prostu nie znosiła stać w jednym miejscu i tyle. Gdy Gwen ostatecznie pojawiła się na parkiecie wyciągnęła dłoń z trzymaną piłką w jej kierunku. Sprzedawała jej przy tym rozbrajający uśmiech by zachęcić kobietę do udziału w tym brutalnym eksperymencie. Bo tak było! Zmuszała biedną Gwen do rzucana do kosza! Sport! Takie straszne!
Ostatecznie rzuciła blondynce piłkę mając nadzieję, że ta ją złapie, bo będzie trochę głupio jak tego nie zrobi i krasnal na samym początku dostanie prosto w ten uroczy czerep, a jednak Rey nie chciała robić sobie w niej wroga.
Nie odpowiedziała na to głupie pytanie, a jedynie pokręciła ze zrezygnowaniem głową. -Nie, nie możesz. To nie jest takie straszne - odsunęła się odrobinę by dać znajomej więcej miejsca. Jeśli naprawdę nie chciała rzucać to przecież nie będzie jej do tego zmuszać prawda? Spróbuje raz czy drugi i będą mogły się ewakuować z tego miejsca i tyle. Zadane pytanie sprawiło, że Rey włączył się tryb nauczyciela i podeszła bliżej by pomóc jej się ustawić odpowiednio. Ostateczne ta nie dorzuciła do obręczy co było odrobinę śmieszne, ale Hanslow powtrzymała się od chichotu jaki cisnął się na jej usta. -Ale to nie leży tylko w bickach - podbiegła po piłkę i zaraz stanęła przy znajomej ustawiając się podobnie do niej. -Wybicie z nóg i ruch nadgarstka. To jest najważniejsze. Jesteś taką małą procą dla piłki - wykonała rzut, który ładnie wylądował w koszu. Wyglądało to jakby naprawdę to było nic trudnego, ale dla Rey nie było właśnie. Ona urodziła się z piłką w ręku i od małego trenowała basket. -I nie mów, że wzrost też jest przyczyną, bo znam zawodniczki Twojego wzrostu, które grają na naprawdę wysokim poziomie - rzuciła jeszcze by wytrącić Gwen wymówkę z ręki. -Robisz coś później? Mam ochotę na pizzę i filmy, więc mogłybyśmy pojechać do mnie coś obejrzeć na kinie domowym - spytała nawet nie patrząc na Gwen, bo akurat potruchtała po piłkę i rzuciła ją lekko w kierunku znajomej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciała być niemiła po prostu jej sport ograniczał się do biegu na autobus, który właśnie podjeżdżał albo porannego rozciągania, aby później wysiedzieć kilkanaście godzin za biurkiem wlepiając swoje ślepia w ekran służbowego monitora. Robienie rzeczy po złości to jedno z zagrań jakie lubi uskuteczniać, jednakże teraz postanowiła schować swoją dumę do kieszeni i chociaż spróbować dorzucić do kosza. Oczywiście nie wyszło jej to najlepiej, ale nie przejęła się tym zbyt bardzo. Wolała zwalić fakt na wysoką sprawność i bicki znajomej niż na swoją beznadzieją koordynację ruchową. Lepiej aby nikt tego nie widział. Ta życiowa porażka może ją później kosztować zakwasami!
- Procą dla piłki to ty jesteś, ja najwyżej jej ofiarą. – zaśmiała się na swój drętwy żart i dalej słuchała pani koszykarki, która to wielce mówiła coś o wzroście innych. Może i były takie zawodniczki, które faktycznie przy wzroście podobnym do Gwen dawały sobie radę, tylko one faktycznie wiedziały co i jak. Ona ostatni raz piłkę do kosza trzymała w liceum czyli jakieś dobre kilka lat temu. Mogła się już odzwyczaić!
- W sumie… powinnam napisać artykuł. – bo nie płacą jej za niepisanie. Tylko nie znalazła jeszcze na tyle dobrej plotki, aby móc się odbić od dna, po tym jak lekko zrujnowała życie kobiety. - A twój narzeczony nie ma nic przeciwko? – chyba powinni razem spędzać czas, nieprawdaż? Znaczy takie girls night też jest fajne, ale Richards po prostu zastanawiała się czy nie lepiej jest się wycofać, bo w końcu mogłaby napsuć im krwi i to nawet przez przypadek.
- Dawaj tą piłkę. – zabrała ją Reynie i podeszła bliżej kosza aby rzucić. Nikt nie musiał wiedzieć przecież, że stała praktycznie przy obręczy. Widziała, że tak kobitki też zdobywały punktu, nawet dzisiaj w meczu! Ustawiła się poprawnie tak jak pokazała jej wcześniej koszykarka i wypuściła piłkę. Było to na tyle dobre że czysto wpadło do kosza nawet nie odbijając się od obręczy. - Widzisz, teraz poproszę mój kontrakt ze Strom. – widać, że mimo początkowej niechęci to humor jej dopisywał. Gdy Rey wzięła piłkę Gwen podbiegła do niej i starała się zabrać, a gdy nie mogła tego zrobić zaczęła łaskotać kobietę. Wszystkie chwyty dozwolone. Złapała piłkę której poziom Hanslow obniżyła. Natychmiast Gwen rzuciła ją do kosza ale tym razem nie było to na tyle celne, bo odbiło się od obręczy i trafiło ją w głowę.
- FAUL! – zawołała wręcz machinalnie siadając na parkiecie. - Kosz mnie zaatakował! – i powinna dostać jakiś karny, czy jak to tu się zwie. W każdym razie powinna dostać jakiś dodatkowy punkt i tyle!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie każdy był stworzony do sportów i to było jak najbardziej zrozumiałe nawet dla kogoś takiego jak Rey, która wręcz wychowana była na piłce i sportach wszelakich. Lubiła to, ale jeśli ktoś inny nie przepadał to przecież nie będzie go zmuszać do niczego prawda? I tak było w tym wypadku. Gwen mogła równie dobrze powiedzieć jej prosto w twarz by się goniła z tymi swoimi zasadami. Mogła powiedzieć, że przyszła tutaj, bo chciała wyłapać jakieś plotki albo popatrzeć na tyłki innych zawodniczek. Proste i logiczne.
-Już nie przesadzaj - przewróciła teatralnie oczami. Jeśli chciała być ofiarą to tylko i wyłącznie na własne życzenie. Przy odrobinie dobrej woli i starań to Gwen mogła dojść do jako takiej sprawności. Wystarczyło chcieć no ale Rey nic na to nie poradzi jeśli Gwen to leniwy kanapowiec. Patrząc na to z drugiej strony... zawsze z takim leniem można film obejrzeć albo nawet i dwa jednego wieczoru. Też jakiś pozytyw.
-Jeśli to o mnie to nie pisz. Lepiej na tym wyjdziemy - rzuciła krótko kozłując piłkę kilka razy. Zatrzymała się w momencie gdy Krasnal wspomniał o tym, którego imienia wymawiać chwilowo nie wolno. Psuło się między nimi i Reyna była tego w pełni świadoma. Gorzej, że chwilowo miała naprawdę na to wyjebane delikatnie mówiąc. -Nie ma go to co miałby powiedzieć. Zresztą robię z czasem wolnym co chcę - wzruszyła ramionami. Czasami naprawdę miała dość udawania tego przeklętego idealnego związku, który istniał tylko na pokaz i było pokarmem dla mediów. No, ale co Gwen mogła wiedzieć. Oddała piłkę uśmiechając się delikatnie i przez moment po prostu przyglądała znajomej, ale widać było że wspomnienie o narzeczonym sprawiło, że straciła wcześniejszy dobry humor, chociaż próbowała udawać, że wcale tak nie jest.
-Do podpisania kontraktu to jeszcze Ci daleko dziewczynko - roześmiała się szczerze gdy podbiegła by przejąć piłkę. Ataku łaskotek to się nie spodziewała i Krasnal wziął ją z kompletnego zaskoczenia. -Ej. Oszukujesz! - rzuciła rozbawiona dając się Gwen nacieszyć zwycięstwem. Jednak to co się stało sekundę później wprawiło Rey w osłupienie i nie bardzo wiedziała czy ma się najpierw roześmiać czy jednak sprawdzić czy z Gwen wszystko okej. Ostatecznie powstrzymała się od śmiechu i podeszła bliżej znajomej kucając zaraz przy niej -Dziura w głowie jest? Pokaż - rzuciła żartobliwie, bo musiała chociaż tyle zrobić -Pani to chyba już wystarczy tego niezdrowego i okropnego sportu co? - dłonią uniosła podbródek kobiety by ta spojrzała na koszykarkę -To co zwijamy się stąd? Już dość krzywdy sobie narobiłaś. Będzie mi jeszcze bardziej głupio jak faktycznie sobie przypadkiem coś złamiesz ciamajdo - rzuciła posyłając znajomej rozbrajający uśmiech.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciała pisać kolejnego artykułu o Hanslow, ze względu na fakt iż napsuła jej krwi i już przepraszała za swój wybryk. Zrobienie tego po raz drugi, byłoby wielkim świnstwem, a Gwen aż tak podła nie jest! Jasne kiedy ktos nadepnie jej na odcisk potrafi być bezlitosna, ale w tym wypadku chciała się zachować porządnie i dać prywatność zawodniczce, tak aby zaraz nie zostać obsmarowaną za grzebanie w cudzym życiu. - Muszę coś znaleźć, bo okaże się że nie będę miała za co zapłacić czynsz. - wynajmowała mieszkanie, które w jakiś sposób musiała opłacać. Jej bloga czytała raczej mała ilośc osób, a za ploteczki dostawała pieniądze za które mogła kupić chociażby jedzenie! Nie miała tak fajnie jak koszykarka. Ona zapewne pieniędzy nie musiała aż tak liczyć. Zresztą wystarczy spojrzeć na samochód kobiety aby ujrzeć że jest z wyższej klasy niż Richards. - Spokojnie nie chciałam byc niemiła. - przecież Rey może robić co chce. Po prostu podejrzewała, że narzeczony wie kim jest osoba która napisała artykuł i mogłaby mu się nie spodobać jej obecność. To tyle. Bez żadnych podtekstów i zbytniego używania swojego dziennikarskiego nosa. Czasem musiała się hamować aby czegoś nie napisać, labo nie jebnąć petardą którą podłapią najgorsze brukowce, z okropnymi paparazzimi nie dającymi spokoju. - To w takim razie mogę wpaść. - stwierdziła z lekkim uśmiechem, poprawiając jeszcze czapkę zanim zaatakowała kosz. Musiała odwrócić uwagę Reyny a łaskotki okazały się idealnym pomysłem. Może niezbyt sportowym, ale skutecznym na tyle aby mogła oddać fatalny rzut.
Gdy usłyszała komentarz o dziurze w głowie schowała twarz w dłoniach. Czy ona musi być taką skończoną idiotką przy koszykarce, która faktycznie zarabiana na rzucaniu przez obręcz? Oczywiście byl to również podstęp którego Hanslow się nie domyśliła, dlatego Gwen miała lekką przewagę. Gdy faktycznie uniosła jej podbródek, dziennikarka westchnęła aby chwilę później rzucić się na znajoma i powalić ją na plecy.
- Nie złamię, a Ty się dałaś zrobić jak dziecko. - stwierdziła po czym przeturlała się z kobietą trochę dalej aby szybko wstać i pobiec po piłkę. Pokozłowała pod kosz, stanęła dokładnie tak aby nie trafić sobie po raz kolejny w twarz i rzuciła "gola".
- Wygrałam! Teraz możemy iść. - triumfalny uśmiech pojawił się na tej roześmianej twarzyczce. Podniosła Rey i poprawiła czapeczkę na głowie. - To jak, co będziemy oglądąć? Od razu mówię jestem wybredna, a horrorów nie oglądam. - zbyt bardzo się boi, a sąsiedzi nocami myślą że obdziera się ją ze skóry gdy już ktoś bardzo niefajny postanowi z nią obejrzeć film z gatunku starsznych! Dobrze, że jeszcze nie wezwali policji, albo innych egzorcystów!

autor

Awatar użytkownika
41
178

Agentka CIA

Oddział CIA

broadmoor

Post

Któraś XD

Spędzanie czasu z rodziną stało się jedną z najlepszych czynności jakie Artemis uskuteczniała gdy akurat nie mordowała ludzi. Uwielbiała te krótkie momenty gdy mogła się skupić na szczęściu dzieci i żony, która ewidentnie nie była zadowolona z powrotu do czynnej służby. Jej ostatnie problemy psychiczne tylko to nasiliły. Wrogość jednak nie utrzymywała się na tyle długi aby Ady chodziła wiecznie naburmuszona. Dzisiejszy dzień można zaliczyć do tych lepszych ponieważ obyło się bez kłótni, wręcz przeciwnie. Arti zapłaciła sporą kwotę za bilety jakie pokazała żonie, która wręcz oszalała. Razem z dzieciakami wybrały się na mecz Seattle Storm. Sama nie jest wielką fanką koszykówki, ale postanowiła, że przestanie wiecznie patrzeć na siebie przypominając sobie o rzeczach, które cieszą jej żonę i pomagają zapomnieć o niebezpiecznej pracy Brytyjki.
- Pójdę po coś do jedzenia. Chodź Ax, pójdziesz ze mną a mama z Els pójdą zając miejsca, dobra? – chłopiec pokiwał energicznie głową i złapał Artemis za rękę. Czasem dalej trudno było jej pojąć, że faktycznie ten szkrab traktuje ją jak swoją mamę. Szybko znaleźli stanowisko z hotdogami i piwem – tego drugiego to bardziej Art potrzebowała, ale wzięła również dla Adayi oraz sok dla dzieci. Poszli razem na sam parkiet, gdzie zajęli miejsca. Axel oczywiście niósł dzielnie dwa hotdogi – dla siebie i siostry, która była już na tyle duża aby móc zjeść coś normalnego. - Proszę – agentka podała piwo partnerce i usiadła na krzesełku. - No nie powiem. Miejsca warte swojej ceny. – stwierdziła rozglądając się dookoła. Zastanawiała się, jak to będzie gdy wyjdą koszykarki. Nie chciała aby Axel nagle pognał za piłką i przerwał jakąś ważną akcję.
- Czyli obstawiamy, że Storm wygrają? – podpytała żonę a następnie delikatnie się uśmiechnęła. Odciągnięcie myśli od pracy było kojące, a obserwowanie widowiska sportowego sprzyjało fajnej atmosferze do konwersacji. Dodatkowo dzieciaki były podekscytowane możliwością zobaczenia czegoś takiego na żywo, a nie tylko w TV. - Muszę was zabrać do Londynu na mecz piłki nożnej. Najlepiej na Wembley – to dopiero jest przeżycie. – była dwa razy i za każdym razem tak samo zapierało dech w piersiach. - To za ile zaczyna się mecz? – bo nie pamiętała dokładnej godziny a wolała się upewnić, aby w razie czego jeszcze skoczyć do łazienki.

autor

Arti

ODPOWIEDZ

Wróć do „Queen Anne”