WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte zdążyła oswoić się z faktem, że w życiu wszystko miało swoje blaski i cienie - włącznie z macierzyństwem, którego słodko-gorzki smak wciąż znajdował się na jej języku.
Zoey była cudowna. Śliczna, urocza, a jej bystre spojrzenie było w stanie roztopić nawet najtrwalej zmrożone serce. Wypełniała dom wesołością i szczęściem, choć wcale nie udało się uniknąć momentów, w których donośny śmiech rodziców i pełne aprobaty pomruki zadowolenia Gii przekształcały się w donośny płacz dziewczynki i pełne nadziei prośby o to, by się uspokoiła i by podarowała im chociaż najdrobniejszą wskazówkę związaną z tym, co jej dolegało. To właśnie tego typu chwile zaburzały na pozór idealny rytm wspólnej codzienności, jednak z biegiem czasu można było przyzwyczaić się zarówno do kolek, jak i nieprzespanych nocy czy nerwów wywołanych niepewnością.
Lottie nie miała pojęcia, czy z perspektywy osób trzecich sprawdzała się w roli matki. Była świadoma popełnianych błędów i konieczności dalszego doskonalenia dotychczas nabytych umiejętności czy instynktów, ale na koniec dnia nie miała sobie do zarzucenia na tyle, by określić się mianem złego rodzica. Nie inaczej było w przypadku tego, jak postrzegała zachowania i reakcje Blake'a. Biorąc pod uwagę to, że wieść o ciąży spadła na nich zupełnie niespodziewanie, a ich relacja wciąż nie zyskała konkretnego kształtu, Hughes była skłonna stwierdzić, że mogli być z siebie dumni.
Problematyczna wciąż pozostawała kwestia organizacji czasu. Dotrzymanie terminów i wyrobienie w sobie na nowo nawyku punktualności było trudne, kiedy po drodze działo się tak wiele - głód, płacz, pełna pielucha i wiele innych elementów utrudniających nie tylko poruszanie się po domu, ale w życiu w ogóle. Z tego też względu dookoła panował chaos, który Charlotte ze wszystkich sił starała się ogarnąć, szczególnie przed pojawieniem się gości.
Tego dnia miał ich bowiem - ją i Zoey, wszak były to godziny, które Blake spędzał w pracy - odwiedzić ktoś wyjątkowy.
- Lava! - rzuciła entuzjastycznie, kiedy w progu drzwi ujrzała przyjaciółkę. Miała wrażenie, że od ich ostatniego spotkania minęły wieki, dlatego Hale musiała jej wybaczyć przeprowadzenie bacznej obserwacji, której celem miało być zorientowanie się w ewentualnych różnicach, które zaszły w wyglądzie i postawie przyjaciółki. - Wchodź, Zoey akurat usnęła, więc będziemy mieć chwilę - zachęciła ją, dłonią wskazując drogę do kuchni połączonej z salonem.
Nie wiedziała, czy kobieta miała okazję przebywać już w tym domu i zapoznać się z jego rozkładem, wszak historia jej znajomości z Blake'm wciąż pozostawała dla Lottie bliżej nieznanym faktem, dlatego też wolała zachować się tak jak na dobrą panią gospodynię przystało, nawet jeżeli daleko jej było - a przynajmniej taką miała nadzieję - do typowej kury domowej.
- Słyszałam o wielkich zmianach. Już się przeprowadziłaś? - zagaiła, mając na myśli oczywiście informacje dotyczące dzielenia mieszkania z Rhysem.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

#33
Przez ostatnie miesiące Lava miała wrażenie, że naprawdę dużo się u niej dzieje – nowy związek, afera z wyciekiem nagich zdjęć, a przez nią problemy w pracy, wyjazdy, szukanie nowego mieszkania, problemy siostry. Nazbierało się tego i można by wymieniać jeszcze długo. Mimo to, gdy Charlotte wdrażała ją we wszystko, co działo się u niej, Lava przyglądała się jej z zaskoczeniem, a małe przerażenie kuło ją gdzieś w serce, bo… jej życie naprawdę wywróciło się do góry nogami. O ile Hale była w stanie z dnia na dzień rzucić pracę i wyjechać do innego miasta, tak absolutnie nie mogła sobie wyobrazić posiadania dziecka. Podziwiała więc przyjaciółkę za jej siłę, zaangażowanie, upór oraz radzenie sobie w nowej sytuacji. Mimo własnych problemów była gotowa ją wspierać mimo wszystko.
– Lottie! – uśmiechnęła się szeroko na widok blondynki, która otworzyła jej drzwi. Dostrzegła jej spojrzenie, sama postanawiając również zmierzyć ją wzrokiem.
– Promieniejesz. – zauważyła, próbując zachować powagę. Jak zawsze była piękna, chociaż na jej twarzy dostrzec można było zmęczenie. – Świetnie. – odparła, kierując się w głąb mieszkania. Miała okazję w nim być do tej pory tylko raz, niedługo po tym, jak Charlotte wprowadziła się do Blake’a, a na świat przyszła ich córka. – To znaczy… cieszę się, że będziemy miały chwilę dla siebie… – próbowała się jakoś wytłumaczyć, nie chciała brzmieć, jakby unikała Zoey i cieszyła się, że jej nie będzie. – Mam prezent dla małej księżniczki. Nie mogłam się powstrzymać. – spojrzała na Hughes i zmarszczyła lekko nosek, podając jej papierową torbę, był w niej niewielkich rozmiarów kotek uszyty z różnych kawałków materiałów. Pani w sklepie go polecała, twierdząc, że jest on zabawką sensoryczną, a dla takiego malucha jego rozmiar będzie idealny. Różne faktury materiały miały się Zoey spodobać, musiały jednak poczekać, aż mała się obudzi i same się o tym przekonają.
– Taak. – zmarszczyła czoło. Głupio jej było, że nie wtajemniczyła Lottie od razu, ale wszystko stało się tak nagle, że nawet nie wpadła na pomysł, by wysłać jej krótką wiadomość. Miała tyle na głowie podczas przeprowadzki, że jakoś jej to umknęło.
– Dosłownie trzy dni temu. To wyszło tak nagle. Jednego dnia rozmawiałam z Rhysem, następnego dogadywaliśmy szczegóły, a jak wróciłam z sylwestrowego wyjazdy w góry, od razu przewodziłam pudła. – wyjaśniła przyjaciółce. Sama nie spodziewała się, że zamieszka z Rhysem.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Mocny uścisk i kilka złożonych na policzkach przyjaciółki buziaków było zaledwie jednymi z wielu form, przy których pomocy chciała się towarzystwem Lavy nacieszyć. Miała wrażenie, że od ich ostatniego spotkania minęły wieki, a był to wystarczająco długi okres, by wydarzyło się wiele - prawdopodobnie nie tylko u niej, ale również u Hale.
- Tak? - odparła, zerkając na swoją sylwetkę. Ta powoli wracała do formy i stanu sprzed ciąży, ale nie było tajemnicą, że wygodne dresy czy nieco luźniejsze koszulki w domowych warunkach były dużo lepszą opcją niż sukienki czy spódnice, w których Charlotte niegdyś się lubowała. Obecnie powodów do wyjść było niewiele, a ponieważ większość dnia spędzała z Zoey w domu sama, nie przywiązywała tak dużej wagi do tego, jak się prezentowała. - Chyba powinnam odwiedzić fryzjera. I centrum handlowe - westchnęła przeciągle, przelotnie przyglądając się swojemu odbiciu w wiszącym na ścianie w przedpokoju lustrze. Nie chciała, by rozleniwienie i brak czasu negatywnie wpłynęły najpierw na jej zewnętrzną aparycję, a w konsekwencji na ogólne samopoczucie. - Pójdziemy gdzieś któregoś dnia? - Lava musiała wybaczyć jej brak konkretnej propozycji daty i godziny, wszak przy Gii organizowanie czegokolwiek ze zbyt dużym wyprzedzeniem najczęściej kończyło się fiaskiem, choć przesadą byłoby stwierdzenie, że Charlotte czuła się w domu zamknięta. Wychodziła kiedy i dokąd miała ochotę, tyle tylko, że po wcześniejszym ustaleniu konkretów czy to z Blake'm, czy z innymi osobami, które akurat miały opiekować się małą Griffith.
- Gdybym tylko dostawała dolara za każdym razem, kiedy to słyszę - mruknęła przekornie, wywracając oczami. Nie było tajemnicą, że dziadkowie, wszystkie ciotki i przyjaciele zarówno jej, jak i Blake'a mieli jakąś naturalną skłonność do rozpieszczenia Zoey i obdarzania jej tyloma prezentami, iloma tylko byli w stanie. Pokój dziewczynki pękał zatem w szwach od maskotek, ubranek czy drobiazgów mających wspomóc jej aktywność i rozwój.
- Doskonale pamiętam okres, kiedy sama zajmowałam ten pokój. Kto by pomyślał, że od tego czasu tyle się zmieni - westchnęła ze swego rodzaju nostalgią, choć tej daleko było do rzeczywistej tęsknoty. Znajdowała się wtedy w prawdopodobnie najgorszym momencie swojego życia; stary rok pożegnała zdradą dotychczasowego partnera, nowy z kolei wiązał się z ekspresową przeprowadzką i siedzeniem na głowie najlepszego przyjaciela. Niedługo potem sprawy uległy jeszcze większej komplikacji, gdy do całej listy problemów dołączyła zupełnie nieplanowana ciąża. Z perspektywy czasu nie żałowała jednak ani trochę. - Myślę, że będzie się wam razem dobrze mieszkało - podsumowała, uśmiechając się ciepło.
Kiedy tylko znalazły się w kuchennej części pomieszczenia, Charlotte niemal od razu zabrała się za przygotowywanie ciepłego napoju dla siebie i przyjaciółki.
- Co to za sylwestrowy wyjazd? - dopytała, krzątając się między szafkami. - I co Nathaniel na to, że będziesz mieszkać z innym facetem? - dodała po krótkiej pauzie, uznając to za niezwykle istotny aspekt.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Mhm! – przyznała cichym mruknięciem. Nie raz miała okazję oglądać Charlotte w wygodnych dresach, gdy urządzały sobie babskie spotkania – tylko one, ulubione wino, jedzenie na wynos i nadrabianie rozmów, na które niestety codziennie czasu nie miały. Sama preferowała luźny styl, gdy przebywała w domu, a czasem i wychodząc z niego, miała ochotę zostać w ulubionej bluzie. – Myślisz o podcięciu końcówek, czy jakiejś większej zmianie? – zapytała, podłapując temat. Może nie było to w tej chwili istotne, ale być może Lottie chciała przypieczętować życiowe zmiany nową fryzurą. – Oczywiście, że pójdziemy. Gdzie tylko będziesz chciała! I kiedy będziesz chciała. – zgodziła się od razu. Wystarczyło, że Charlotte da znać dzień wcześniej, a Lava zaplanuje sobie dzień tak, by móc spędzić z nią kilka godzin na zakupach. Jeśli miała zapowiedzieć się godzinę wcześniej, brała taką opcję pod uwagę i była gotowa na wspólny wypad. Pamiętała, jak jeszcze pół roku temu brzuch Charlotte rósł, a one szukały pasujących na nią sukienek.
– Chyba musisz poprosić, żeby przy okazji każdy tego dolara dokładał do prezentu. – zaśmiała się. Lava nie mogła zapewnić Charlotte, że okaże się najcudowniejszą ciotką świata, która będzie Zoey nosić na rękach, tulić całymi dniami, zabierać na weekendy, by jej mama mogła odpocząć. Mogła natomiast rozpieszczać ją prezentami, a potem jak będzie nieco starsza, służyć dobrą radą. Malutkie dzieci nieco ją przerażały, a najbardziej bała się, że bobas zacznie uskuteczniać jakieś wygibasy i wypadnie jej z rąk. O Echo się tak nie bała, jak o przebywanie blisko Zoey!
– Prawda? Ostatni rok był bardzo… intensywny. – odparła, z niedowierzaniem kręcąc głową i lekko wzruszając ramionami. Nie lubiła narzekać, ale nie mogła szczerze przyznać, że tamten rok minął jej spokojnie i bez większych problemów. Wszystko jednak traktowała jako cenną lekcję, doświadczenie, z którego mogła wiele wyciągnąć, a dzięki temu stać się mądrzejsza i silniejsza.
– Na razie jest naprawdę nieźle. Zobaczymy, co będzie za kilka dni. – zażartowała. Była raczej konfliktowa, Rhys również taką osobą się jej wydawał, nie podejrzewała więc, że z czasem pojawią się jakieś problemy. Lava i tak spędzała pół dnia w pracy, wyrabiała sobie nową rutynę w postaci długich spacerów z Echo, a niektóre wieczory spędzała z Nathanielem. Nie siedziała więc z Rhysem całych dni, by po krótkim czasie mieli mieć siebie dość.
– Nate chciał, żebym poznała jego przyjaciół, okazało się, że wyjeżdżają na kilka dni do domku w górach. – wyjaśniła, siadając przy kuchennej wyspie. – Pomóc ci z czymś? – wtrąciła, jeszcze zanim Charlotte zdążyła zadań kolejne pytanie. – Cóż… chyba niewiele ma w tej kwestii do powiedzenia… – zaczęła, próbując wyjaśnić to przyjaciółce. – I to dosłownie, nie tylko dlatego, że nie pozwoliłabym mu wtrącać się w swoje wybory. – dodała, marszcząc czoło, mając nadzieję, że Lottie ją zrozumie. Gdzieś w głębi duszy miała nadzieję, że ta sytuacja zostanie rozwiązana w zupełnie inny sposób. – Wiedział od kilku miesięcy, że szukam współlokatora albo nowego mieszkania, więc raczej był świadomy tego, że z kimś obcym tak czy siak zamieszkam. – wzruszyła lekko ramionami.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nieznaczne wzruszenie ramionami i psotny błysk w spojrzeniu na pierwszy rzut oka zupełnie ze sobą nie współgrały, ale całości obrazka dopełnił melodyjny śmiech Charlotte.
- Nie będę już eksperymentować z kolorem - zapewniła krótko, z rozbawieniem powracając myślami do momentu swojego życia, w którym całemu otoczeniu znana była jako brunetka. - Chyba, że w fotelu pokuszę się o odrobinę szaleństwa. Może różowe końce? Chociaż zawsze kojarzyły mi się ze staruszkami, które w ten sposób próbowały się odmłodzić - mruknęła w dezaprobacie dla pomysłu, na którego realizację chyba jednak by się nie zdecydowała ze względu na własny komfort. W blondzie czuła się najlepiej i to wcale nie dlatego, że skrupulatnie udawało się jej unikać wymierzonych w kobiety o tym kolorze włosów żartów.
- I żeby zarzucono mi, że zabieram te pieniądze dziecku? Nie jestem przekonana - odparła przez śmiech, kręcąc głową w dezaprobacie dla kierunku, jaki obrała ta rozmowa. Gdyby tylko mogła, uchyliłaby Zoey nieba, dlatego nie zamierzała ingerować w ilość i formę otrzymywanych przez dziewczynkę prezentów, wszak sama raczej rzadko powstrzymywała się przed kupieniem kolejnego drobiazgu. W takich chwilach tym bardziej doceniała to, jak ogromne miała szczęście, wychowując się może w niekoniecznie normalnej, ale jednak zamożnej rodzinie. Możliwość zapewnienia Gii godnych warunków była w tym przypadku istotniejsza niż wzorowy kontakt z własną matką czy zmarłym już ojcem. Zaczynała od nowa, po swojemu, z własnymi bliskimi.
- Aha, czyli taka impreza integracyjna? A ja wciąż nie miałam okazji go poznać - upomniała przyjaciółkę, zaraz potem kręcąc głową w odpowiedzi na pytanie o pomoc. Wszystko w zasadzie było już gotowe, dlatego po kilku dodatkowych minutach mogły spokojnie usiąść przy stole, na którym znalazły się napoje i liczne, przygotowane oraz kupione specjalnie na tę okazję smakołyki.
- Mhm. - Cichy pomruk był jedyną reakcją, na jaką Lottie sobie pozwoliła. Czuła, że coś było nie tak, że przyjaciółkę coś gryzło, że poruszony temat był na swój sposób niewygodny. Nie chciała być wścibska, ale troska zwyciężyła. - Wszystko między wami w porządku? - zagaiła miękko, posyłając Lavie ciepły uśmiech; miał on być niemym zapewnieniem, że mogła się zwierzyć, wypłakać, wykrzyczeć (w granicach rozsądku ze względu na śpiącą Zoey), o ile tylko miała na którąkolwiek z tych rzeczy ochotę.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Blond jest zdecydowanie twoim kolorem. – odparła ze szczerym uśmiechem. Charlotte wyglądała naturalnie i promiennie, a jasne kosmyki pięknie komponowały się z kolorem jej skóry i oczu. – Różowe brzmią nieźle, choć faktycznie są dość popularne wśród starszych pań. – zgodziła się z przyjaciółką. Miała jednak wrażenie, że w ostatnim czasie kolorowe włosy były na tyle popularne, że w różowych końcówkach Lottie mogłaby stanąć obok jakieś emerytki, ale też nastolatki. Gdyby tylko wybrała jakiś ciekawy kolor, na pewno wyglądałaby w nim uroczo! Może jakiś odcień niebieskiego?
– Ja od razu pomyślałabym, że to oszczędności na studia. – przyznała szczerze. Od razu uderzyła ją myśl, że tak naprawdę Charlotte już teraz mogła zacząć na nie odkładać, biorąc pod uwagę, jak cholernie były one drogie w ich kraju. Wiedziała jednak, że Hughes będzie najlepszą mamą pod słońcem i sprawi, że przed Zoey świat będzie stał otworem.
– Powiedzmy. Podobno co jakiś czas wyjeżdżają razem całą paczką. Szczerze? Wolałabym ich poznać mając na to jeden wieczór, a nie kilka dni… oni się znają od lat, wiedzą o sobie wszystko, trudno było mi się w tym odnaleźć. – nie zamierzała w tej kwestii kłamać, zwłaszcza że wiedziała, że akurat Charlotte może powiedzieć wszystko. Lava była towarzyską i otwartą osobą, ale byłe pewne granice, po których przekroczeniu czuła się niekomfortowo. Rozmowy na tematy, o których nie miała pojęcia, żarty, które rozumiała tylko ta grupa, to wszystko sprawiało, że czuła się jak obca osoba. I choć Nate zapewniał ją, że wszyscy bardzo ją polubili i cieszy się, że pojechali razem, tak ona wiedziała, że nie mogli sobie pozwolić na taką swobodę, jaka by tam panowała bez niej.
– Tak. – przyznała, co w zasadzie było prawdą. – Nathaniel dużo pracuje, więc ostatnio widujemy się nieco rzadziej, ale wydaje mi się, że wszystko jest w porządku. – dodała z bladym uśmiechem. Wszystko było w porządku, bo Covington nie wiedział, że Lava gdzieś w głębi serca liczyła na to, że zaproponuje, by razem zamieszkali. Nigdy nie uważała, że to mężczyzna powinien się oświadczyć, czy zadawać te najbardziej znaczące dla związku pytania, jednak w tej sytuacji, kiedy to on miał własne mieszkanie, a ona wynajmowała, miała wrażenie, że to powinna być jego inicjatywa i decyzja. Ona i tak przecież musiała gdzieś się przenieść. Nie miała być nic przeciwko, gdyby jej nowym domem stało się mieszkanie Nathaniela.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- W gruncie rzeczy niedługo same zaczniemy nimi być. Jaka jest minimalna granica? - dopytała trochę żartobliwie, ale w gruncie rzeczy i poważnie, wszak czuła, że powoli - przynajmniej ona - zbliżała się do tej magicznej liczby, przez którą nie miałaby być dłużej piękna i młoda, ale stara i ewentualnie na siłę odmłodzona. Do tej pory nie zastanawiała się nad sprawami tego typu, sądząc, że miała wystarczająco dużo czasu, jednak tych kilka tygodni w towarzystwie Zoey uświadomiło jej, że codzienność zmieniła się bezpowrotnie, że skończyły się spontaniczne decyzje i szaleństwa, w których mogłaby ponosić ryzyko. I choć nigdy nie kusiła się na tego typu zachowania często, bo to poczucie odpowiedzialności wiodło prym w jej sposobie postrzegania siebie i świata, to jednak obecnie owe uczucie jedynie wzmogło na sile, bo musiała dbać już nie tylko o siebie czy Blake'a, ale również - przede wszystkim - o Zoey i jej przyszłość.
- O ile na nie pójdzie - przytaknęła, zastanawiając się i nad tą kwestią. Pragnęła dać córce możliwość bycia sobą, ale również odpowiednie zaplecze - w tym finansowe - by ta mogła realizować swoje plany i marzenia bez martwienia się o to, że coś mogłoby nie wyjść. Chciała, aby Zoey była odważna, by próbowała nowych rzeczy i nie ograniczała się jedynie do tych znajomych i bezpiecznych - o ile taka byłaby jej wola.
- Czyli to nie był udany wyjazd? - dopytała, unosząc brew. Nie lubiła ciągnąć ludzi za język, ale w przypadku Lavy znikały obawy czy jakakolwiek niepewność. Świadomość, że mogły porozmawiać o wszystkim, była pokrzepiająca i oczywista dla każdej ze stron. - Coś z nimi nie tak? - dodała po krótkiej pauzie, widząc, że wspomnienia z tego wyjazdu nie budziły zbyt wielu pozytywnych emocji.
Celowo przemilczała zatem kwestię swojej własnej wycieczki z Blake'm, choć i ona miała na sobie znamiona niekoniecznie udanego przedsięwzięcia, skoro już pierwsze godziny za miastem opiewały w kłótnie i słowa, których sens mocno rozbiegał się z prawdziwymi intencjami - poza wyznaniem, które wciąż wierciło dziurę w jej głowie i sercu, ilekroć zastanawiała się, czy faktycznie postąpiła słusznie, uzewnętrzniając się do tego stopnia.
- Więc nie pomagał ci w przewożeniu rzeczy? - rzuciła mimochodem, choć to wcale nie tak, że podchodziła do tej sprawy z obojętnością. Nie chciała, by przyjaciółka poczuła się osaczona jej pytaniami, wszak grunt, po którym obecnie stąpały, wydawał się dość wyboisty i naszpikowany pułapkami.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Uznajmy, że starość też stan umysłu… – zażartowała, wywracając oczami. Można się było domyślać, że Lava za trzydzieści lat będzie tą szaloną ciotką, która i tak popala zioło, trenuje jogę i ogląda się za facetami. – Minimalna? Sześćdziesiąt? – uniosła pytająco brew. Była to sprawa indywidualna, jednak w momencie, kiedy przekraczało się te pięćdziesiąt pięć, czy sześćdziesiąt lat, to jednak wchodziło do grupy starszych. Do tego dochodziło to, co takiemu wiekowi towarzyszyło, czyli posiadanie wnucząt, powolne przechodzenie na emeryturę, a to wszystko jednak mocno wpływało na postrzeganie świata. Matka Lavy była już po sześćdziesiątce, z gromadą adoptowanych dzieci na koncie, i choć bardzo pragnęła nadążać za aktualnymi czasami, Hale dostrzegała, że czasami była tym wszystkim nieco zmęczona.
– Też prawda. – zgodziła się. Nie miały pojęcia, jak będzie wyglądał świat za dwadzieścia lat, czy studiowanie będzie miało jakikolwiek sens, jakie możliwości będzie miała Zoey, jak bardzo zmieni się rynek pracy. Lava, podobnie jak Charlotte, miała nadzieję, że co by się działo, mała znajdzie oparcie w swoich rodzicach.
– Sama nie wiem. – westchnęła, opierając twarz na dłoni i przyglądając się przyjaciółce. Nie chciała być marudna, ale trochę jej to leżało na sercu i w pewien sposób martwiło. – Nie. Raczej nie. – pokręciła głową w odpowiedzi. – Na pewno wiesz, jak to jest, jak wchodzisz do grupy doskonale znających się osób… to takie dziwne, gdy nie dołączasz, bo chcą się z tobą przyjaźnić, a dlatego, że spotykasz się z ich przyjacielem. – próbowała to jakoś wyjaśnić. No dla niej to było takie trochę… na siłę. – Na przykład… w grupie jest jedna para, która chyba aktualnie zmaga się z jakimiś problemami, o których nie chcieli rozmawiać i to chyba ze względu na mnie. Jest też prawniczka, która niemal na dzień dobry zaczęła wspominać o zaręczynach i ślubie… – postanowiła nakreślić sytuację nieco dokładniej, wspominając, co się działo na wyjeździe. Miała wrażenie, że Charlotte ją zrozumie, sama była przecież w sytuacji, w której zaręczyny i ślub wcale nie były dla niej priorytetem, mimo, że coś ją łączyło z ojcem jej dziecka. Nie lubiła takich sytuacji, gdy ktoś podsuwał takie sugestie, nie do końca znając sytuację. Nie byli w końcu z Nathanielem na takim etapie, nie była pewna, czy on w ogóle planował kiedykolwiek brać ślub, i czy ona sama tego chciała.
– Nie. Dowiedział się o tym w sumie w ostatniej chwili. – odpowiedziała szczerze, wzruszając ramionami. Może i brzmiało to, jakby zrobiła to trochę na złość, ale nie miała wtedy głowy i czasu, by umawiać się z nim, by znalazł czas, by jej pomóc. Musiała przecież przenieść się niemal z dnia na dzień.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Więc mamy jeszcze trochę czasu - podsumowała, raz jeszcze zanosząc się śmiechem. Nawet jeżeli rodzicielstwo stawiało pewne ograniczenia, to jednak Charlotte pragnęła postrzegać ten czas również jako możliwość rozwoju i poznawania nowych miejsc oraz rzeczy - również na nowo, pokazując je Zoey i odkrywając je razem. To miała być przygoda, pod wpływem której istniało prawdopodobieństwo poczucia się chociaż odrobinę młodziej, dlatego Charlotte była skłonna uznać słowa Lavy za ostateczną wersję pewnych wydarzeń.
Jedna z brwi Hughes powędrowała ku górze, będąc tym samym wyrazem ewidentnego zaciekawienia tematem. Być może daleko było jej do absolwenta psychologii lub specjalisty z zakresu psychiatrii, ale dłuższy staż ich znajomości pozwalał na odszyfrowanie pewnych znaków lepiej niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Niekoniecznie zatem dawała wiarę temu całemu raczej nie.
- Cóż, istniało ryzyko - zaczęła, jednak odmalowane na jej twarzy rozbawienie sugerowało, że owe słowo użyte było zdecydowanie na wyrost - że znalazłabym się w podobnej sytuacji w Sylwestra. Blake chciał, żebym poznała jego przyjaciela, a wszystkiego miała dopełnić jego dziewczyna - wyjaśniła, celowo pomijając fakt, że brak powodzenia tego przedsięwzięcia pozwolił im na nieco dłuższy pobyt poza miastem w okresie świąteczno-noworocznym i że był to czas spędzony dużo lepiej niż miało to miejsce w przypadku Lavy. - Powiedzmy jednak, że wiem, co czułaś - przytaknęła, wsłuchując się w snutą przez przyjaciółkę opowieść. Teoretycznie wczucie się w jej sytuację nie mogło być trudne, w praktyce jednak mogła sobie jedynie wyobrazić, z jak ogromnym dyskomfortem się to wiązało.
- Trochę jak zrzędliwa ciotka na rodzinnym zjeździe. Co Nate na to? - dopytała, wierząc, że jego reakcja była tutaj kluczową oczywistością, o ile faktycznie zachował się tak, jak można by tego oczekiwać. Scenariusza innego niż ukrócenie tych insynuacji nie brała pod uwagę.
- Rozumiem. - Właściwie rozumiała niewiele, ale nie czuła się w żaden sposób upoważniona do tego, by wypytywać dalej i sugerować. Nie była bowiem ekspertem, a nawet więcej - jej własna sytuacja uczuciowa była co najmniej skomplikowana, toteż doradzanie innym mogło się skończyć co najwyżej katastrofą.
- Cieszę się, że uporałaś się z przeprowadzką tak szybko - podsumowała, chcąc w ten sposób skierować rozmowę na tor nieco przyjemniejszy niż niejasności w związku przyjaciółki.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Był taki czas w życiu Lavy, kiedy przeżywała mały kryzys dotyczący swojego wieku. Gdzieś po studiach, a chwilę przed powrotem do Seattle, miała wrażenie, że tygodnie uciekają jej przez palce, robi się coraz starsza, a świat nie będzie na nią czekał. Wtedy żyła intensywnie – imprezowała, jeździła po stanach, poznawała nowych ludzi, aż zrozumiała, że świat nigdzie nie ucieka, w porównaniu do niej. Świat czekał i nigdzie się nie wybierał. Pomijając oczywiście katastrofę klimatyczną, której się obawiała, jednak to był zupełnie inny temat.
– O! – mruknęła tylko, zatrzymując zaciekawione spojrzenie na przyjaciółce. Oczywiście chciała wiedzieć więcej. Gdy jednak okazało się, że do podobnej sytuacji ostatecznie nie doszło, zmarszczyła lekko nos. – Czyli było blisko. Coś się stało, że jednak nie wyszło, czy tak jak to w życiu bywa, plany się posypały? – zapytała z czystej ciekawości, nie węsząc w tym niczego nadzwyczajnego. Byli dorośli, mogło im wypaść naprawdę wiele spraw w ostatniej chwili. Tak niestety bywało. Lava i Charlotte w ostatnim czasie przekładały wiele spotkań, bo niespodziewanie działo się coś, co przekreślało wszelkie plany.
– Nate jest chyba przyzwyczajony do tego. Trochę sobie żartował, że już dawno się oświadczył w tajemnicy przed wszystkimi. – odparła szczerze. – Ja tego absolutnie nie oczekuję. Właściwie to nie spotykamy się tak długo. Nawet nie myślałam o tym, czy bym tego chciała. Jednak… możesz się domyślać, że było to nieco krępujące. Przecież my nawet nie mieliśmy być razem... to się miało skończyć na kilku wspólnych nocach, nie można więc oczekiwać od kogoś, kto wybiera tego typu relacje, że będzie wyczekiwał dnia swojego ślubu. – przyjaciółka była pierwszą osobą, z którą dzieliła się swoimi wątpliwościami. Charlotte raczej wiedziała, że w czasie, gdy Lava poznała Nathaniela, raczej nie szukała niczego na stałe, a badała jedynie rynek. Na początku był taką samą randką z tindera, co wielu innych facetów, jednak musiała przyznać, że była między nimi chemia od pierwszego spotkania.
– Również się cieszę. Chociaż to mam z głowy. – przyznała z uśmiechem, wzdychając ciężko. – Wiąże się to jednak z nowymi obowiązkami, do których będę musiała przywyknąć. Echo polubił spacery ze mną. – dodała, na samo wspomnienie o psiaku uśmiechając się szerzej. Sama nie podjęłaby się adoptowania psa, ale w tym układzie, gdy pomagała Rhysowi, było to całkiem przyjemne. – Widzisz, jak się porobiło? Ty masz dziecko, a ja zostałam psią opiekunką. – zażartowała.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nieznaczne wzruszenie ramionami miało być wyrazem neutralnego podejścia do tematu. Blake wspomniał co prawda o problemach w skontaktowaniu się z dawnym przyjacielem, ale w jego sytuacji - niedługo po opuszczeniu murów zakładu karnego - brak ochoty na towarzyskie spotkania wydawał się w pełni uzasadniony.
- Nic z tego nie wyszło - przyznała po krótkiej pauzie, przez moment zastanawiając się nad tym, czy aby na pewno powinna była dzielić się szczegółami. Te leżały bowiem po stronie Charlesa oraz - siłą rzeczy - Griffitha. - Blake poznał go... w więzieniu. Może stwierdził, że tak duży tłum, to dla niego za dużo. A może po prostu nie jestem aż tak interesująca - skwitowała, celowo nadając ostatnim słowom nieco bardziej żartobliwego wydźwięku. Robiła dobrą minę do złej gry, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że się nie martwiła. Chodziło bowiem o kogoś, kogo Blake był skłonny określić mianem swojego kumpla, toteż brak wieści o tym, co się z nim działo, wpływał również na jej samopoczucie.
- Hej, nie da się przewidzieć, co się wydarzy i w jakim kierunku pójdzie dana relacja. - Nie chciała zabrzmieć przy tym jak przemądrzała wariatka, która pozjadała wszystkie rozumy, ale przed blisko rokiem sama nie pomyślałaby o tym, że mogłaby się znajdować w miejscu i wśród osób, z którymi przebywała obecnie. - Ale również jestem zdania, że takie komentarze w nowym towarzystwie są nie na miejscu - dodała, by Lava wiedziała, że to nie z jej opinią i nastawieniem coś było nie tak. Domyślała się co prawda, że wszystkie te zaczepki miały być swego rodzaju przyjacielską złośliwością lub pokrętną formą udowodnienia, że przyjaciele Nathaniela jako grupa akceptowali Hale, ale... to wciąż nie było to.
- Chciałabym was jako odciążyć. Ostatnio nie widuję Rhysa za często - westchnęła, naprawdę żałując, że inne zobowiązania przysłaniały dotychczasowe priorytety. Zoey była najważniejsza, jednak Charlotte nie podejrzewała, że rodzicielstwo mogłoby pochłonąć ją do tego stopnia, że spotkania z przyjacielem stałyby się czymś, co należało planować z ogromnym wyprzedzeniem. - Jak on się czuje? - dopytała, nie kryjąc zawstydzenia związanego z brakiem informacji. Ilekroć tylko miała okazję z nim porozmawiać, tyle razy skupiali się na kwestiach związanym z jego biznesem, którego pracę Lottie próbowała koordynować na odległość, co również przychodziło jej z trudem.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Myślę, że nie powinnaś się tym przejmować. To jedynie jego strata, skoro nie zdecydował się pojawić. – odparła lekko, nie mając pojęcia, że sprawa może być poważna. Dla niej brzmiało to tak, jakby kumpel ich po prostu wystawił, jakby miał coś innego do roboty albo wcale nie miał ochoty się z nimi spotkać. Minęły lata, odkąd brak wieści od znajomych był dla niej niepokojący. Obecnie większość osób była już na tyle dojrzała i odpowiedzialna, że potrafili wysłać chociaż smsa, że się nie pojawią. Prawdą było jednak, że otoczenie Lavy różniło się otoczenia Blake’a.
– Masz całkowitą rację. – zgodziła się. Była tego świadoma, jednak czasami cała ich relacja wydawała się jej trochę nierealna. Zawsze była wolną duszą, której daleko było do chęci ustatkowania się i tak też partnerów sobie wybierała. Czy to Lucasa, z którym rozstała się przed jego trasą koncertową. Czy ze Stephenem, z którym po prostu nie wyszło, ale żadne na koniec nie płakało. Czy z Ingrid, z którą płomienny romans skończył się niemal tak szybko, jak się zaczął.
Doceniała fakt, że przyjaciółka się z nią zgadzała. Nie wiedziała jednak, czy przyjacielskie zaczepki traktować jako chęć pokazania, że ją akceptują, czy może w drugą stronę, że bez pierścionka na palcu nie uważali, by była kimś, komu należało poświęcać czas i uwagę, bo być może Nathaniel niebawem przedstawi im nową partnerkę? Mimo że spotykali się od roku, a oficjalnie przedstawiali się jako para od kilku miesięcy, jakieś wątpliwości zaczynały krążyć po jej głowie.
– Nie ma takiej potrzeby. Na razie dajemy sobie radę. – pokręciła głową, chcąc uspokoić Charlotte. Domyślała się, że jako przyjaciółka Rhysa, chciała go wspierać i mu pomagać, jednak nie musiała się martwić, bo Lava o niego dbała. – Mam wrażenie, że jest nieco gorzej, niż mówi… – westchnęła, przegryzając dolną wargę. Martwiła się o niego. Ta niezbyt do tej pory intensywna znajomość mocno rozkwitła przez ostatni miesiąc, a Hale zdążyła się już w to zaangażować. – Robi dobrą minę, udaje, że ma siłę robić niektóre rzeczy. Uparł się nawet, by pomóc mi nosić pudła… – dodała, z niezadowoleniem marszcząc czoło. Przez te kilka bacznie go obserwowała, chociaż z odległości, która miała go nie niepokoić. Nie chciała wchodzić mu w drogę, na siłę mu pomagać, czy sprawiać, że poczuje się w jej towarzystwie źle, a każde jej słowo będzie mu przypominać o jego stanie. Były jednak drobiazgi, które próbowała robić, by jakoś go wspierać, ale by wyglądały one jak wyraz przyjacielskiej troski, a nie wciskania mu pomocy.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Nie wiem, czy do końca chodzi o to. Blake się ewidentnie martwi - odparła, marszcząc nos w charakterystycznym dla siebie geście. Nie chciała za mocno ingerować w tę sprawę, wszak w gruncie rzeczy nie dotyczyła jej ona na żadnym gruncie, a jedynym elementem łączącym był właśnie Griffith. Na koniec dnia jednak był to argument wystarczająco mocno przemawiający za tym, by o tym myśleć i gdybać, wszak to, co martwiło Blake'a, stawało się powodem trosk również dla Charlotte. - Może naprawdę coś się stało - dodała, kręcąc głową w dezaprobacie dla tak wielu niewiadomych. Dużo bardziej wolałaby chyba wiedzieć, że Charles faktycznie nie był zainteresowany kontynuowaniem znajomości z Blake'm, a już tym bardziej poznawaniem kogokolwiek z jego bliskiego otoczenia. Przynajmniej wiedzieliby, na czym stali.
Spochmurniała, słysząc o stanie zdrowia przyjaciela. Nie była zaskoczona, że robił dobrą minę do złej gry, próbując za wszelką cenę pokazać znajomym i całemu światu, że nie działo się nic, co powinno budzić czyjekolwiek obawy. Tym razem jednak nie wychodziło mu to tak dobrze jak zazwyczaj - Lottie była bowiem przerażona.
- Typowy Rhys. Nie chce nikogo martwić - mruknęła, zaraz potem przyciskając do ust krawędź kubka z gorącym napojem. Słuchała wysnutych przez Lavę wniosków uważnie, myślami jednak wciąż krążąc wokół osoby przyjaciela i tego, jak ogromną niemoc czuła w związku z brakiem możliwości zapewnienia mu odpowiedniej pomocy. - Miej na niego oko, proszę. I hamuj te jego zapędy. Powinien o siebie dbać - rzuciła w dezaprobacie dla tego, jak nieodpowiedzialnie mężczyzna się zachowywał. - I daj mi proszę znać, jeżeli tylko coś się będzie działo - dodała, choć ton jej głosu wcale nie sugerował prośby. Nie chciała co prawda stawiać Lavy pod ścianą i tworzyć z niej donosicielki, ale trzymanie ręki na pulsie weszło jej w nawyk, szczególnie w odniesieniu do osób, które tak bardzo lubiły radzić sobie po swojemu.
- Z przyjemniejszych rzeczy - podjęła, uznając, że te mniej optymistyczne elementy swojej codzienności zdążyły już dokładnie przedyskutować - nie uwierzysz, co zrobił Blake - dodała, wstając od stołu w celu udania się po teczkę, którą od kilku dni zdążyła obejrzeć dokładnie z każdej strony, a mimo to wciąż zdawała się nie dowierzać w jej zawartość.
- To mój świąteczny prezent - wyjaśniła, pozwalając, by Hale zajrzała do środka, gdzie mogła zapoznać się nie tylko z paroma fotografiami przestronnego, acz pustego biura, ale również aktem własności miejsca, które niegdyś należało do niego, a od czasu na krótko poprzedzającym święta - do niej.

autor

lottie

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– W takim razie… mam nadzieję, że wszystko jest w porządku. – najpierw westchnęła cicho, a potem zmartwiona spojrzała na Lottie. Blake nie był facetem, który zamartwiał się na zapas. Na tyle na ile go znała, wiedziała, że najpierw wszystko przeanalizował, by dojść do wniosku, że coś mogło być nie tak. Liczyła na to, że jego znajomy wkrótce się odezwie i że za jego milczeniem nie kryła się żadna przykra sytuacja.
– Wiesz… trochę go rozumiem, sama pewnie też upierałabym się przy tym, by nikogo nie martwić. – pokręciła nieco głową. Była równie uparta, lubiła stawiać na swoim i udowadniać, że jest w stanie poradzić sobie ze wszystkim. – Obawiam się tylko, że im dłużej będzie zatajał pewne informacje, tym mniej będę w stanie mu pomóc. – martwiła się tak samo, jak Charlotte. Chciała wiedzieć, czy danego dnia czuje się słabo i czy powinna mieć na niego oko. W końcu mieszkała z nim i nie chciała, żeby doprowadził do sytuacji, w której nie będą mogli sobie poradzić. Odbyli już rozmowę o tym, jak powinien o siebie dbać, nadal jednak nie mówił jej o wszystkim. Za każdym razem, gdy dopytywała, wzruszał ramionami albo wymigiwał się od odpowiedzi.
– Będę próbować. Wiesz, jak to jest z dorosłymi facetami.. – odparła, próbując jakoś rozluźnić atmosferę. Chyba w kwestii udowadniania swojego braku słabości, każdy mężczyzna był podobny. Trudno im było prosić o pomoc albo rozmawiać o tym, co ich boli. Zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Jednak Rhys zdążył ją nastraszyć swoim żartem o rozbijaniu głowy, także starała się mieć na niego oko. – Będę cię informować. – przytaknęła. Obie i tak niewiele mogły pomóc, lecz dobrze było mieć świadomość, że ktoś się o niego troszczy. Wszystko pozostawało w rękach lekarzy, samego Rhysa, a także jego organizmu, który z tego, co wiedziała, na razie odrzucał wszelką pomoc.
– Hm? – zaciekawiona uniosła brew. – Co takiego zrobił? – dopytała. Lottie uraczyła ją tą chwilą wyczekiwania, gdy odeszła od stołu. Powędrowała za nią wzrokiem, zastanawiając się, co takiego mógł zrobić Blake. Odebrała teczkę z rąk blondynki i za jej zgodą zajrzała do środka, by wyciągnąć zdjęcia i dokumenty. Potrzebowała chwili, by zapoznać się z ich zawartością, oczywiście nie wczytując się w szczegóły. – Wow! – westchnęła, uśmiechając się szeroko. – Piękne wnętrze i cudowny prezent. Blake wiedział, co cię uszczęśliwi. – dodała po chwili, spoglądając na przyjaciółkę. – Urządzisz tam pracownię? – dopytała.

autor

Pateczka

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte również rozumiała. Lub raczej próbowała zrozumieć. Sama nie lubiła zrzucać swoich problemów i niepowodzeń na barki innych, ale jednocześnie nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że - w porównaniu do wielu osób ze swojego otoczenia - jako jedna z nielicznych była w stanie przyznać się - zarówno przed sobą, jak i innymi - że być może faktycznie nie potrafiła sobie z danym zagadnieniem poradzić na własną rękę i potrzebowała pomocy.
- Mógłby pomyśleć o tym, jak bardzo wszystkich zmartwi, kiedy wydarzy się coś złego - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do przyjaciółki. Rhys może i nie chciał stanowić problemu, wokół którego kręciłby się cały świat jego najbliższych, ale konsekwencje nieodpowiedzialności i bagatelizowania pewnych kwestii mogłyby dosięgnąć ich wszystkich ze zdwojoną siłą. - Wiem. Są strasznie uparci, a na dodatek wydaje im się, że niezniszczalność to również ich cecha - burknęła, wywracając oczami. Być może wyolbrzymiała, biorąc pod uwagę to, że dobrze znała stanowisko Rhysa i świadomość tego, jak kiepsko jawiła się jego sytuacja. Sens pozostawał jednak ten sam, tak samo zresztą jak wdzięczność Lavie za pomoc.
Nie była tylko pewna, czy podzielenie się informacją o świątecznym prezencie od Blake'a było formą oderwania myśli od problemów przyjaciela, czy może jednak wykorzystaniem możliwości, by podzielić się swoim szczęściem. O cokolwiek nie chodziło - Hale była jedną z pierwszych poinformowanych osób.
- Pracownię, może galerię - zaczęła tajemniczo, niby niepewnie i w zamyśleniu, choć nie było żadną tajemnicą, że tego typu pomysł krążył po jej głowie od dawna. - Mam już portret Blake'a. Powoli tworzę Zoey. Może i ty chciałabyś mi zapozować? - zagaiła z uśmiechem, choć ton jej głosu sugerował, że była zupełnie, stuprocentowo poważna. Jeżeli bowiem istniała choć minimalna szansa na własną galerię, to jej otwarcie pragnęła zwieńczyć w ważny, wyjątkowy dla siebie i swojej rodziny oraz przyjaciół sposób. Portrety tych, których kochała i pragnęła mieć zawsze przy sobie, wydawały się idealnym rozwiązaniem.

autor

lottie

Zablokowany

Wróć do „Domy”