WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
Blondynka umówiła się ze znajomym w pobliskim sklepie, w którym uwielbiała kupować różnej maści przyprawy. W łapce miała siatkę ze świeżo zakupioną piersią z indyka. Jeszcze nie wiedziała co z nią zrobi. Tu liczyła na inwencję twórczą chłopaka. W oczekiwaniu na niego przeglądała dostępne produkty zastanawiając się co też dzisiaj będą pichcić. W sumie lubiła różne smaki. Nie umiała się więc zdecydować, czy tym razem postawić na coś nieco pikantniejszego, czy może słodszego. Westchnęła cichutko przymykając na chwilkę oczka. W głowie zaczęła sobie przypominać co ma również z alkoholu w mieszkaniu, oraz co mogłaby z niego zrobić do jakiego typu dań. Dobrze dobrany trunek też jest ważny. Może podbić smak potrawy, lub też całkowicie zaburzyć ową harmonię. Zrobiła sobie podsumowanie co ma, choć ostatecznie i tak dopóki Ricky nie zaproponuje dania i go nie opisze, ona sama nie dobierze do tego czegoś, co mogłaby zaserwować do tego. Podrapała się po karku znów cichutko wzdychając. No nic. Musiała na niego poczekać, a przecież oczywiście ona musiała przyjść za wcześnie.
-
Ricky uwielbiał gotować. A dowiedział się tego naprawdę przypadkiem! Na studiach dorabiał w różnych knajpach i choć zaczął od roznoszenia talerzy, to podglądanie kolegów w pracy było dla niego naprawdę inspirujące. Spowodowało to, że zaczął więcej gotować w domu, potem piąć się w hierarchii restauracyjnej. Gdy już opanował siekanie i krojenie, dawano mu zamieszać w garnku i tak dalej. Sushi może nie było tym, w czym chciał się specjalizować, ale to była jedyna posada stricte kucharza, jaką udało mu się otrzymać.
Więc dalej się szkolił w temacie kucharzenia w domu. Oglądał youtube'a, kupował książki kucharskie i eksperymentował. Więc propozycja Kiry, aby wspólnie spróbować zrobić coś nowego, czego dziewczyna do tej pory nigdy nie przyrządziła.
Niby coś tam zaplanował na tą lekcję, więc mógł sam zrobić zakupy, ale nie upierał się. Skierował się do wskazanego sklepu, ale zanim znalazł tam dziewczynę, to powkładał kilka rzeczy, które powinny się im przydać. Na przykład dwie butelki piwa! I to nie byle jakiego, a jakiegoś z wyższej półki.-Nad czym tak medytujesz?-zapytał, stając za jej plecami.
-
Blondynka delikatnie drgnęła słysząc głos chłopaka. Tak się zamyśliła, że nawet nie zakontaktowała, iż do niej podszedł. Powoli się odrwóciła w jego stronę. Uśmiechnęła się zakłopotana drapiąc się przy tym po karku wolną dłonią.
- Och... Zastanawiałam się cóż będziemy pichcić, no i co mam w swoim barku. No bo przecież do dobrego jedzonka musi być odpowiedni napitek, nieprawdaż? - zaśmiała się delikatnie opuszczając dłoń. Podniosła zaś drugą wskazując na siatkę ze swoim zakupem. Zawsze chodziła do jednego, konkretnego sprzedawcy. Wybór był prosty. Tanie mięso z marketu, które nie zawsze było świeże, lub droższe, za to pewne i wysokiej jakości. Wybór dla niej oczywisty. Zawsze wybierała drugą opcję.
- To co dzisiaj pichcimy? Jestem ciekawa co tym razem mi pokarzesz. - powiedziała zadowolona szeroko się uśmiechając. Jej myśli wciąż próbowały uciec w kierunku odpowiedniego alkoholu. Szybko je jednak prostowała, bo przecież wciąż nie posiadała informacji dotyczącej dzisiejszego dania. Oczywiście fakt, że była to pierś z indyka już nieco kierowała tok myślenia w konkretnym kierunku, jednak to wciąż za mało informacji, aby wybrać coś ostatecznie.
-
-Myślę, że dziś postawimy na stare, dobre piwo-powiedział to, co sam zdążył wsadzić do koszyka. Może nie był to żaden szlachetny trunek, ale za to pozostawiał olbrzymie pole do popisu. Były piwa smakowe, jasne, ciemne, słodkie i te bardziej gorzkie... Co kto lubi. On wsadził do koszyka na razie dwie butelki, ale szczerze mówiąc, przydałyby się jeszcze ze dwie. -Masz frytkownicę w domu?-zapytał, bo tak naprawdę to było coś, co potrzebowali, ale i bez tego sobie jakoś poradzą. -Dziś bez szaleństw, choć obiecuję, że będzie smacznie. No i kalorycznie, ale czasem trzeba-przyznał. On nie liczył żadnych kalorii ani nic takiego, miał więc nadzieję, że Kira nie będzie marudzić w związku z tym. Ostatecznie mogli ograniczyć nieco kaloryczność, ale też smak. -Potrzebujemy jeszcze hm.... Ziemniaki, korniszony, zioła i tak dalej. Obstawiam, że jajka, mąkę i inne przyprawy masz w domu, więc nie musimy tego kupować-powiedział dość odważnie i zaczął zastanawiać się co jeszcze powinni kupić. Bo nie ma nic gorszego, niż w trakcie gotowania zauważyć, że czego się nie ma w domu,
-
- O to się więc martwić nie trzeba. Mam małe co nieco w lodówce. Kilka rodzajów. Będzie co degustować. - powiedziała pogodnie. Stanowczo miała dzisiaj dobry humor i to było widać. Kobieta lubiła próbować nowych smaków, a ostatnio odwiedziła sklep, w którym mieli ogromny wybór alkoholu. Nie omieszkała więc zakupić kilka piw z różnych gatunków. Odpowiednio wcześniej przeczytała sobie etykietki w jakich temperaturach najlepiej je trzymać. No i jeszcze z własnego doświadczenia była w stanie stwierdzić, czy faktycznie tak będzie. Dodatkowo kupowała zawsze po dwie sztuki, bo jedne trzymała w temperaturze pokojowej. Lubiła porównywać smak w obu temperaturach. Na swój sposób sprawdzała, w której wersji bardziej jej odpowiadało.
- Frytkownicę posiadam, a kalorie to ja mam w dupie. -[/] Klepnęła się w tyłek i zaczęła śmiać. - W takim razie złapmy korniszony i w drogę. Ziemniaczki i przyprawy w domu. Zioła też oczywiście się znajdą. - Powiedziała zadowolona. Kalorii ona właściwie nie liczyła. Należała do tych szczęściar, co mogą jeść bez ograniczeń. Dbała jednak, aby mimo wszystko nie przesadzać. Najlepsza była forma 2000 kcal na dzień. Nie oszukujmy się, to jest sporo jedzonka domowej roboty. Prace miała mimo wszystko fizyczną, a do tego trenowała boks i biegała, więc nie było sensu by się głodzić. Byłoby to wręcz głupota przy takim wysiłku fizycznym.
-
-No to jesteśmy ustawieni. Wziąłem też normalne, bo jakieś perełki szkoda zmarnować na marynatę do mięsa-roześmiał się. Doustnie można na pewno poczuć większe różnice, nuty smakowe i inne niuanse, niż w połączeniu z przyprawami, innymi składnikami i gorącym olejem.
-Prowadź w takim razie-stwierdził, zbierając różne rzeczy po drodze do koszyka. Choć tak naprawdę w głowie miał już coś innego, myślał już o tym, co ugotują czy przyrządzą. Aż mu ślinka leciała, bo jednak takich rzeczy na co dzień nie robił, z różnych względów. Wiadomo, liczenie kalorii a zdrowy rozum to coś zupełnie innego. Ricky też raczej należał do osób, które mogą jeść co chcą, ale wiedział też, że jakby codziennie serwował tłuste, wysoko kaloryczne dania swojej dziewczynie, to by się wkurzyła, nie mówiąc o tym, że pewnie by ich brzuch rozbolał i wątroba cierpiała.
-
- Mmmm.... Piwna marynata brzmi smakowicie. - Blondynka oblizała usta i zaśmiała się. O tak, to brzmiało na prawdę dobrze. Już na prawdę nie mogła się doczekać ich pichcenia. Skinęła mu głową na znak, że się zgadza. Ruszyli więc o kasy, choć i Kira w międzyczasie coś tam jeszcze łapnęła, by mieć na przyszłość. Zdrowa żywność dobra rzecz, tak samo jak i zrównoważona dieta. Warzyw i owoców sobie nie odmawiała. Tłuste od czasu do czasu nie zaszkodzi, ale wiadomo, że trzeba wiedzieć ile można. nawet przy ich metabolizmach mogliby nieźle zepsuć sobie zdrowie jedzeniem wciąż tłustych i wysokokalorycznych dań. Na szczęście im to nie groziło, bo oboje myśleli logicznie pod tym względem. Powędrowali więc do kasy, aby poopłacać zakupy tak jak należy, a następnie Potem zostało już tylko zawędrowanie do mieszkania blondynki.
[zt -> dalej tutaj]
-
Cokolwiek oznacza bycie dorosłym człowiekiem, nie ma jasnej granicy, przez którą należy przejść, aby zyskać wszelkie potrzebne cechy i umiejętności. I nigdy chyba nie przestaje się być dzieckiem przed swoim rodzicem, ani w ich oczach, ani w swoich do końca, bo rodzic zbyt długo miał jakiegoś rodzaju władzę i zbyt silnie zakorzenił się w umyśle jako ktoś, kto wie więcej, kto więcej przeżył i nawet w czasach buntów przeciw jego opiniom, wydawał się jakiegoś rodzaju ostoją bezpieczeństwa.
I coś jeszcze jest - jakaś potrzeba bycia w jego oczach kimś odpowiednim, wystarczającym, a w tym przypadku jakieś poczucie, że na rodzicielską miłość trzeba sobie zasłużyć, podobnie jak to, że na uznanie, czy zadowolenie zasłużyć się właściwie nie da, lub koszmarnie trudne to jest. I ważne, zawsze ważne było przecież.
Więc można mieć swój dom, pracę, prowadzić samodzielne, w pełni osobne od reszty rodziny życie, można się utrzymywać i nawet własne dziecko mieć, ale znów poczuć jakiegoś rodzaju napięcie na myśl o zawiedzeniu rodzica. I to chyba było w nim najsilniejsze, kiedy usiłował wyjaśnić kuzynowi, że lepiej o tym w ogóle nie gadać, że nie musi rozumieć, że to żadna choroba, że nic dobrego nie wyjdzie, jeśli się wygada. Ale wygadał się, tego był pewien, od babci wiedział, bo zadzwoniła po kłótni z ojcem i wspaniała była tak, jak tylko ona potrafi. Ale tylko milczenie po tym zostało, jakaś ciężka, głucha cisza i nagle się okazało, że telefon może nawet leżeć agresywnie i ostentacyjnie pozostawać w bezruchu, kiedy na jakąś wiadomość, na dzwonek szczególnie się czeka.
Więc leżał tak dzień, potem drugi, ale panowała cisza i Milo chyba chciał uciec i wszystko zignorować, udawać że to się nie dzieje, dać sobie i ojcu czas, może z miesiąc, może spotkać się dopiero w czasie świąt jakichś, kiedy głupio przy rodzinie się kłócić - choć doskonale wiedział, że to głupie, że to tchórzliwe, że tak tylko udowodni mu, że ma rację w swojej opinii o takich jak ten twój ciepły kolega.
I może chciał mieć to za sobą, bo trudniej było nad nerwami panować, bo bez sensu na Floriana wczoraj naskoczył za jakąś bzdurę, bo buzowało w nim to za mocno, choć jednocześnie trudno było te myśli w jakikolwiek sposób uspokoić, dopóki nie zajmował się czymś, pracą, gotowaniem, dzieciakami, czymkolwiek. I w końcu w samochód wsiadł i pojechał, ozdoby świąteczne jeszcze zdobiły ulice, śnieg sprawiał, że ludzie jeździli jak idioci (co roku jest śnieg, CO KURWA ROK, a ci jebani debile nie potrafią się przyzwyczaić nauczyć, ja pierdolę, co jest z tym światem nie tak), więc tak typowo poświątecznie jeszcze było. Pierwszy raz nie zabrał ze sobą Vi w odwiedziny do ojca, bo Vi zdecydowanie przy tej rozmowie być nie powinno. I pod sklepem jak zawsze ciężko zaparkować, czarny samochód ojca, znów zastawiony bezsensownie przez auto sąsiada, za mało tu miejsca zawsze było, ale za rogiem udało się coś znaleźć.
I jakoś ciężko, w klatce piersiowej ciężar jakiś był, kiedy wyłączył muzykę i wysiadał, trochę się czuł jak szczyl, który przeskrobał coś w szkole, albo na noc nie wrócił i wie, że będzie miał awanturę w domu. Nie spieszył się więc wcale, zapalił jeszcze w drodze, ale nie dało się tego bardziej już odkładać, więc po kilku minutach wywalił peta do kosza i wszedł do środka. I zapach przypraw od razu go uderzył, zazwyczaj dobrze się kojarzył, nasuwał przyjemne wspomnienia, podobnie jak kolory tego miejsca. Teraz trochę inaczej wszystko mu wyglądało, teraz nie odzywał się, czekał po prostu, bo ojciec z jakimiś ludźmi za ladą rozmawiał, nasypywał do papierowego opakowania ryż, potem jakieś przyprawy i jakoś długo to trwało i Milo miał wrażenie, że atmosfera zgęstniała właściwie od razu, kiedy wszedł.
Przeszedł się, bez zainteresowania oglądając dobrze znane naczynia, ignorując tę atmosferę, usiłując ułożyć własne myśli w głowie, bo przecież nie powinien się przejmować w ogóle, nie powinno go to stresować w ogóle wszystko. A jednak trudno było na ojca spojrzeć, kiedy klienci w końcu zamknęli za sobą drzwi, poruszając przy tym lekko zawieszonym nad nimi dzwoneczkiem.
- Hej. - odezwał się więc, trochę nie wiedząc co więcej powiedzieć, bo przecież nie przyznawał się do niczego złego, bo przecież ojciec wszystko wie, a wszelkie wpadłem sprawdzić, czy jeszcze ze mną gadasz brzmiało beznadziejnie nawet w jego głowie i nie chciało się ułożyć w sensowniejsze zdanie. Więc hej. I wyczekujące spojrzenie, bo może normalnie będzie, może bez sensu się przejmował, może babcia wyolbrzymiała, może to wszystko tak naprawdę bez znaczenia jest.
-
Praca jak zawsze stała się więc sposobem na odsunięcie od siebie wszystkich tych skrzętnie zbieranych i upychanych na tyłach świadomości negatywnych emocji. Łatwo pozwalała na moment przestać od nowa odtwarzać mnogość pytań, których nie miał komu zadać, ale wraz z oślą krnąbrnością i wyjątkowo kruchym autorytetem nie umożliwiała przełknięcia własnej dumy. Raz po raz frustracja wyrywała się z klatki piersiowej, objawiała poirytowaniem w tonie wołającym za siedzącą na zapleczu o kilka minut zbyt długo Yasamin, rzadziej projektowana była na klientów, tak jak dziś, tu i teraz właśnie, gdy z ewidentnym brakiem cierpliwości, a zamiast tego odrobinę burkliwym tonem, wyjaśniał upartemu studentowi że nie pomylił się przy wydawaniu mu reszty. Krzywy sprint spojrzenia w kierunku drzwi i migająca sylwetka, znana oczywiście lepiej niż doskonale, zdawały się zupełnie tego zadania nie ułatwiać – do tego stopnia, że z wyrażoną głębokim westchnieniem kapitulacją Jahan w końcu bez przekonania rzucał studentowi będącą podmiotem sprzeczki pięćdziesięciocentówkę. Być może po to właśnie, by wygonić go stąd szybciej, bo choć w ramach rodzinnych kręgów utrzymywał, że sprawa Milaha nie mogłaby obchodzić go w tym momencie mniej, potrzebował odpowiedzi. Nie byle jakiej, a jednej, konkretnej, tej, która pozwoliłaby zdjąć złożoną samemu sobie przysięgę milczenia, odetchnąć z niewypowiedzianą ulgą.
Hej nie spotkało się z żadną odpowiedzią. Pusty sklep na dłuższy moment pogrążył się w absolutnej ciszy, a Jahan odchylał się lekko do tyłu, krzyżując ręce na piersi, by uważnym, chłodnym spojrzeniem zmierzyć syna.
- I? Tylko "hej"? – zapytał otwarcie, znów oszczędny w słowach, a więc i bez planów uraczenia Milaha jakimkolwiek rzewnym powitaniem.
-
Bo coś było w tych słowach, w postawie ojca, w tym jego wyczekiwaniu, co narzucało wstyd, którego Milah nie chciał wcale, z którym walczył odkąd zrozumiał jaki jest i, co to oznacza. Mógł jednak robić wszystko i samego siebie przekonywać, że w niczym nie różni się od innych, że to nie ma znaczenia i nie świadczy o nim w żaden sposób - mógł wmawiać to sobie, jednocześnie używając okrężnych zwrotów, żeby nie określić siebie w sposób bezpośredni i teraz czuć ten wstyd i szukać słów wyjaśnienia dla czegoś, czego wyjaśnić się nie da, ani nie powinno. Tylko że słów na to nie ma, łatwiej się bronić, łatwiej cały ten ciężar przekuwać w złość, ona zawsze wygodniejsza była.
- A czego oczekujesz? - spojrzenie wciąż błądzące po sklepie, bo mógł udawać wszystko, ale ciążący wzrok ojca jakiś zbyt ciężki był i też denerwował, podobnie jak jego oczekiwania, bo pytanie było głupie i Milo doskonale wiedział co powinien powiedzieć oraz, że tego powiedzieć nie może, nawet jeśli chce bardzo, bo to by było nic więcej, jak czyste tchórzostwo. Więc nie, więc inaczej, choć nadal jakoś bez ładu, nadal nie wprost, z jakąś dozą poirytowania. - Raczej nic nowego ci już nie powiem, w naszej rodzinie plotki roznoszą się w sekundę.
To prawda wszystko, głupotę zrobiłem z tym zdjęciem, ale to tylko prawda, Florian nigdy nie był tylko kolegą, jest kimś na kim zależy mi o wiele bardziej niż by ci się to podobało, w głupi sposób się dowiedziałeś, ale co to właściwie za różnica.
Ale trudno to na głos powiedzieć, to prawda nie chciało przejść przez gardło, już nawet ta cisza była wygodniejsza, która się pojawiała między kolejnymi wypowiedziami.
-
- Co to znaczy czego ja oczekuję? – odpowiedział bez zastanowienia, zupełnie jakby bardziej chcąc w tym momencie dać Milahowi do zrozumienia, jak denerwujące były te niekonkretne odpowiedzi, aniżeli rzeczywiście dowiedzieć się co miał do powiedzenia. Najlepszym świadectwem tego był z resztą sposób, w jaki ściągnąwszy łopatki rozchylał usta, nie dając synowi zbyt wiele czasu na dojście do głosu. – Dzieje się coś takiego, a Ty nie odzywasz się do mnie przez bite kilka dni, pojawiasz się tu nagle i tylko tyle masz mi do powiedzenia? "Hej"? – Ton docelowo miał wybrzmiewać stoickim spokojem, tradycyjną obojętnością, z którą tak bardzo chciał i potrzebował podchodzić do całego tego wyjątkowo przykrego zamieszania, ale słowa same błyskawicznie nabrały nieprzyjemnego wydźwięku, co podkreślać zdawało się nieustępliwe, wciąż nachalnie wbite w syna spojrzenie. – Co Ty sobie w ogóle myślisz, Milah? Że ja za Ciebie będę to odkręcał? Wyręczał jak dziecko? Że ja nie mam lepszych rzeczy do roboty, niż tłumaczyć się wszystkim z tych niedorzeczności? – kontynuował, bez skrępowania bombardując kolejnymi pytaniami, w trakcie całej tej tyrady znajdując jednak kilka sekund na to, żeby kątem oka zmierzyć szczęśliwie pusty już lokal. – Nie interesuje mnie jak to zrobisz, ale masz to wyjaśnić. Nie będę się za Ciebie wstydził – padło w końcu w sposób niepokojąco naturalny i prosty. Było to niekomfortowe o tyle, że choć Jahan zdobywał się teraz na największą bezpośredniość, z łatwością wskazując to uczucie pod którym płynęły mu ostatnie dni, wciąż odmawiał nazywania po imieniu tego, co było przedmiotem spędzających sen z powiek plotek.
-
- Jeśli chciałeś porozmawiać, sam mogłeś się odezwać. - szybka obrona, choć głupia w swojej bezczelności. Bo wiedział, że ojciec czeka, że powinien zadzwonić i wyjaśnić, z tym że w tym scenariuszu wybrałby właściwy numer i powiedział wiesz przecież, że to bzdury, naprostuję to, a to nie mogło mieć miejsca, więc też telefoniczne rozwiązanie sprawy, choć kuszące wydawało się cholernie nie na miejscu. A przyjazd jakiś trudny się wydawał.
Nie będę się za ciebie wstydził.
Ciężkie słowa, choć wcale nie tak ciężkie, jak się spodziewał. Może dlatego, że ojciec jeszcze nie wierzył w to wszystko. A już teraz nie wiedział, jak znów na niego spojrzy, skoro wszystko co ma mu do powiedzenia oznacza nie mniej, nie więcej jak owszem, będziesz się mnie wstydził. I nieistotne, że to ojciec ten wstyd wybiera, że sam się na niego decyduje, że ten wstyd wcale nie jest konieczny - skoro dla niego najwidoczniej jest.
Więc ciężar w piersi jakiś większy i czuł się jakby był dzieciakiem, choć przecież te czasy już minęły. A może wcale nie, może naprawdę tylko głupim dzieciakiem był i za wiele sobie wyobrażał, bo równie mocno nie chciał być zawodem, bo nigdy nie przestał się starać, bo to żeby być kimś w oczach ojca zawsze było równie ważne, co ciężkie, jeśli nie niemożliwe.
- Nie ma czego odkręcać. - w końcu jakieś wyznanie winy, ciężkie, z trudem przeciskane przez gardło, wypluwane z ust, wyraźnie rozbrzmiało w pomieszczeniu gdzieś między gniewem, a ciszą.
- Bo to nie są niedorzeczności.
Jeszcze ciężej, jeszcze trudniej. Nie chciał wcale się wstydzić, chyba czuł że tą swoją postawą przyznaje, że to złe, że to obleśne, niemoralne i nienormalne, że zboczony jest po prostu, że ciotą jest po prostu, bo czemu nie mógłby na ojca spojrzeć, czemu mówiłby o tym, z jakiego innego powodu tak trudno byłoby mu dobrać słowa, jeśli nie właśnie dlatego, że to wszystko prawda?
Choć przecież nie, bo chyba prawda jest taka że ten wstyd narzucony był, że więcej w tym lęku przed byciem niewystarczającym chyba, choć te wszystkie myśli tak trudno było poukładać w spójną całość.
- Od lat właściwie. Spotykaliśmy się. Jeszcze jak do szkoły chodziłem. Potem do Londynu do mnie pojechał. Teraz… nie wiem, praktycznie mieszkamy razem. - spojrzał na niego w końcu i chyba bronić się chciał, kiedy przyszła zwyczajna irytacja i chyba dlatego zaczął te wszystkie szczegóły, może wyjaśnić chciał, pokazać, że to normalne w jakiś sposób. - Nie byliśmy razem przez jakiś czas. Ale znowu się spotkaliśmy i nie wiem, za dobrze nam razem, żeby to zostawić. Nie powinienem ci tego z resztą tłumaczyć, kochałeś mamę i nadal ją kochasz. - miłość. Po prostu miłość. Coś było banalnego w mówieniu o niej, więc czemu tak trudno wyjaśnić ją jako uczucie, do którego ma przecież prawo, którym nikogo nie krzywdzi? - Ja jego kocham. Floriana. Poznałeś go dawno temu.
Wcale nie było lżej po tych wszystkich słowach, wcale nie wyczekiwał mniej, wcale nie mniej chciał stąd zniknąć. Ale dobrze było mieć je po prostu za sobą.
- I nie zamierzam się tego wstydzić, tato.
Choć to już cholernie trudne zadanie.
-
- trigger warning, slury i homofobia
Nie ma czego odkręcać. W tym momencie Jahan zamilkł, nie pozwalając żeby po wypranej z wcześniejszych emocji twarzy przebiegł teraz choć cień gniewu, który zaczął rosnąć wraz z tym niekonkretnym, choć zupełnie zrozumiałym wyznaniem. Potwierdzały się właśnie wszystkie najgorsze obawy – te, w które mimo wszystko nie było znów aż tak trudno uwierzyć, bo tamci ciepli koledzy, bo nuta defensywności w głosie kiedy niepewnie obierał ich stronę, wszystko zaczęło składać się w całość, która choć sensowna, wciąż nie chciała zostać przez niego w tym momencie przyjęta. Nie pomogły wyjaśnienia – one być może zdenerwowały nawet bardziej, bo sprawa nagle przestała być kwestią Milo, tego, na co decydował się w pojedynkę, ale także wszystkich tych rzeczy, na które przecież sam mu pozwolił. Na tamten głupi wyjazd choćby, wobec którego dezaprobatę wyrażał przecież od samego początku. Nie mógł tego słuchać, godzić się na to bez objawiającego się milczącym kręceniem głowy wyparcia, bo to wszystko oznaczałoby przecież zawód, zamykało wszystkie jego starania w haśle złego rodzicielstwa, którego efektem było właśnie to – ta paskudna, odpychająca głupota, którą Milah tak zawzięcie usiłował na jego oczach uczynić prawdą.
- Nie. – Krótkie, stanowcze, ale pozbawione już jakiegokolwiek spokoju, bo na zachowywanie pozorów zabrakło już cierpliwości. Nie jak nie wierzę, ale też jak nie kochasz go. – Nie, Milah – powtórzył, odruchowo robiąc krok w stronę syna. – Dość. Nie będziesz więcej mówił tych rzeczy – ciągnął, przyjmując ten rozkazujący, autorytarny wręcz ton, głęboko licząc, że tyle właśnie wystarczy, żeby przemówić synowi do rozsądku. A może nie, może po prostu złość szukała ujścia i nie potrafiła odnaleźć go w żadnych słowach rozczarowania, tylko w wyparciu i głosie, który nie przyjąłby odmowy. – Odkręcisz to. Nie wychowałem Cię na pedała. – Nie interesowało żadne wyjaśnienie i żadne zapewnienie, że kochał, bo taka miłość nie miała prawa bytu. – Jeśli masz do mnie jeszcze za grosz szacunku, naprawisz to jeszcze dziś. Zaczniesz się wreszcie zachowywać jak normalna osoba. Bo powinieneś. Powinieneś się wstydzić, jeśli jakakolwiek część tego to prawda.
-
Czy właśnie został porażką swojego ojca.
Nie odpowiedział na te gniewne słowa, za daleko już brnęła ta rozmowa, żeby skupiać się na sprzeczkach, za dużo ważnych rzeczy było i zbyt ciężko się robiło, bo kiedy w końcu powiedział to na głos, ojciec nie zamierzał słuchać, nie zamierzał faktów do siebie dopuścić. Mówił tym dobrze znanym tonem, który jasno mówił, że nikt nie ma prawa do dyskusji, że wszystko już postanowione, tym tonem kazał przemyśleć swoje zachowanie i naprawić wszelkie błędy.
- Mam kłamać? Jak dzieciak, powtarzać, że to tylko kolega, wmawiać wam, że mieszkamy razem bo tak jest wygodnie? - uśmiechnął się cierpko, złość płynęła w jego słowach, bo zbyt długo mówił już rzeczy które ojciec chciał usłyszeć i tak dbał, żeby ten zadowolony był z każdego jego ruchu. Bo oczekiwano od niego zawsze więcej, a on wszystkie oczekiwania chciał spełniać, być taki jak powinien.
I ta złość, ten gniew dosłyszalny w głosie, wszystko zgasło po kolejnych słowach ojca, spojrzenie znów uciekło, usta się zamknęły, bo jakiekolwiek więcej słowa po prostu nie chciały wyjść na światło dzienne. Za ciężkie były i nieodpowiednie, nie istniały właściwe słowa na podobne momenty, trzeba chwili, choć przestrzeń pełna ciszy zaczyna się zmieniać w przestrzeń pełną tych słów, których ojciec nie cofnie, których taki pewien się wydaje.
Co odkręcę? Wmówię wam wszystkim to, w co chcecie wierzyć, żeby wszystkim znów było wygodnie? - ale żadne słowo nie zostało wypowiedziane, niewłaściwe były, a może zapomniał, jak się mówi już.
- Nie da się wychować kogoś na pedała. Po prostu taki jestem. - zamiast tego. Chyba ze złością znów wymówione, choć to tylko słowo, zazwyczaj nie miało znaczenia, ale w ustach ojca chyba czymś więcej było, pogardą było obleśną.
Ale ojciec nie słuchał i tak, swoje wiedział, dalej mówił.
- Nie chodzi o ciebie. Ani o szacunek do ciebie. Tylko o mnie i moje życie. - nigdy chyba nie rozmawiało się z ojcem łatwo. Zbyt uważny był, krytyczny, tak łatwo było się potknąć. Ale nigdy nie było tak trudno jak teraz, kiedy widział, że jakiekolwiek jego słowa niczego nie zmienią i gubił się w tej rozmowie, nie wiedząc co może zrobić, jak wszystko naprawić, nie wracając przy tym do udawania i kłamstw.
- Więc nie będę tego odkręcał, chcę być przy osobie którą kocham i nie chcę wymyślać głupich wymówek, kiedy ktoś nas razem zobaczy. To wszystko prawda. Przykro mi.
Przepraszam.
Spojrzenie gdzieś w misie, na jej zdobieniach, dłonie zaciśnięte, nie wiedział co z nimi zrobić i chyba nigdy nie czuł się tak źle w swoim ciele, ze sobą.
- Możemy być normalną rodziną. - spróbował już tylko.
Nie liczył, że kiedykolwiek będzie chciał po prostu zaprosić ich razem. Na pewno nie z Florianem - z tym głośnym, wyrazistym chłopakiem gestykulującym tak żywo, artykuującym wyrazy w tak charakterystyczny sposób, dobierającym te słowa jakby jakiś specjalny słownik dramatu miał w głowie i śmiejącym się z hetero rzeczy to nigdy nie będzie miało racji bytu. Bo on mógł kochać go właśnie takiego, ale ojciec zawsze będzie gardził każdą jego cząstką. Nie musieli się widywać, tylko Milah nie był przekonany czy da radę tę pogardę, ten wstyd oglądać.
- Możemy o tym więcej nie rozmawiać, ale milczenie nie sprawi, że to wszystko będzie mniej prawdą.
Mogą nie rozmawiać, udawać, że to nigdy się nie wydarzyło, nie wspominać o domu, tak jak kłamał przez liceum i na studiach, może teraz milczeć.