WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W rozedrganej dłoni, między sinymi od zimna palcami, trzymała papieros, który powoli kończył swój żywot w jej rumianych ustach. Znowu to robiła. Sięgała po papierosy, kiedy stres był na tyle silny, że odcinał umiejętności logicznego myślenia. Przyćmiewał wszystkie inne emocje zabierając całe miejsce w umyśle. W takich sytuacjach najłatwiej było sięgnąć po kolejną fajką i jakoby wydmuchiwać ten stres razem z szarawym dymem roznoszącym się na zimnym powietrzu zwiastującym zbliżającą się zimę.
Kroczyły obok siebie, przy sobie a jednak każda gdzie indziej. Panowała między nimi ciężka cisza, nie ta z gatunku przyjemnych milczeń, w których odnajduje się spokój i ukojenie, nie ta nijaka, która ani to przeszkadza ani pomaga, a cisza, którą możnaby kroić nożem, cisza, która wpijała się w serce ostrymi paznokciami. Liane nie wiedziała co mogłaby powiedzieć bo każde słowo wydawało się zupełnie nie na miejscu. Miała też wrażenie, że cokolwiek nie powie to Morgan odbierze to jako atak. Zupełnie jakby jej głównym celem było zwodzenie i mieszanie w jej umyśle. Tymczasem jedyne czego pragnęła Liane to by Morgan spojrzała na nią tak jak popołudnia, w którym niosla na karku małą Dolly. Spojrzeniem ciekawym, może wręcz odrobinę ciekawskim, szczerym i otwartym. Teraz jedyne co widziała we wzroku Morgan to zamknięcie, podejrzliwość i obronę przed potencjalną prawdą, z którą musiałaby się mierzyć. Liane naprawdę próbowała zrozumieć, okazać wsparcie, ale cokolwiek robiła to spotykała się z murem. Zupełnie jakby Morgan obudowała się nim z każdej strony nie wpuszczając nikogo w swoją sferę komfortu.
Razem z końcem papierosa dotarły pod mieszkanie Liane. Wyciągnęła z kieszeni klucze i szybkim ruchem otworzyła drzwi miesszkania.
- Z góry przepraszam za syf, nie spodziewałam się gości. - w mieszkaniu unosił się ciężki swąd papierosów, które ostatnimi czasy paliła na potęgę. Czasami zapominała otworzyć okno, a kiedy indziej zwyczajnie nie chciało jej się wstać i go chociażby uchylić. - Rozgość się, a ja pójdę po karton. - zniknęła na chwilę pośród ścian mieszkania oddalając się do innego pokoju. Zajęło jej chwilę zanim znalazła zakopany pod stertą rzeczy karton podpisany imieniem Morgan. Pogładziła lekko wieko opakowania, westchnęła przeciągle i zabrała go ze sobą do salonu, gdzie czekała właścicielka imienia widniejącego na kartonie.
- To od czego zaczynamy? Listy, zdjęcia, pocztówki czy twoje ubrania, których nigdy nie oddałam? - zapytała cicho i niepewnie jakby bojąc się reakcji Morgan na wszystkie rzeczy, które miała zamiar jej zaprezentować. Możliwe, że bała się nawet bardziej od niej tego cholernego zmierzenia się z rzeczywistością. Prawda była taka, że zaglądanie do tego kartonu zawsze kończyło się dla niej łzami majaczącymi w kącikach oczu. Z ciężarem przekopywała się przez wspomnienia, a robienie tego z osobą, której one dotyczyły wydawało się jeszcze trudniejsze niż robienie tego samemu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mieszkanie, w którym postawiła nogę, wyglądało przygnębiająco, pomimo ewidentnych starań właścicielki. Przewalająca się kupka popiołu w popielniczce służącej za przycisk do papieru na stosie książek niedbale ustawionych na skraju parapetu oraz szare kawałki taśmy na złączeniach mówiły Morgan, że w ten sposób dziewczyna chroniła się przed przeciągami lub otwierającym się oknem. Francuskie tytuły nie mówiły jej nic, podobnie do starych gazet złożonych na stoliku przy wysłużonej kanapie. Baxby rozejrzała się po salonie i napotkawszy wzrokiem niewielki słoik pełen ziemi i dogorywającej lawendy stwierdziła, że to jedyny okaz czegoś "żywego".
Idealne miejsce dla grabarki - pomyślała, rozwiązując płaszcz i choć po spacerze z kawiarni przycmentarnej było jej gorąco, wolała pozostać w przemokniętych ubraniach. Zaczesała wilgotne, krótkie kosmyki za uszy, stwierdzając w duchu, że nic, co rzucało się w oczy w pierwszej sekundzie, nie wywoływało utraconych wspomnień.
Dopóki Liane nie pojawiła się z kartonem.
Widok własnego imienia na kawałku tektury nie przekonał jej w stu procentach, ale mocno zachwiał w wiarę, że to wszystko jest wyłącznie paskudną farsą. Lub zrządzeniem losu.
To przecież nie ma sensu...
- Od początku - powiedziała, nie ważąc się nawet usiąść na kanapie okrytej kocem. Czekała z założonymi rękami, jak pies śledczy w oczekiwaniu na sygnał od śledczego, aby zacząć węszyć, lecz widząc skruszoną Francuzkę, mimowolnie je opuściła. - Powiedziałaś w pewnym momencie, że pisałyśmy do siebie listy - dodała po chwili, niechętnie wybierając skrajne siedzisko z lewej. - Możemy zacząć od tego. Powinnam móc rozpoznać swoje pismo, ale... Dasz mi kartkę? I coś do pisania. - Musiała mieć sto procent pewności, zarazem zdając sobie sprawę z tego, jak irracjonalnie się zachowuje. - Podyktujesz mi kilka zdań z któregoś listu i porównamy je.
Nie była w stanie powiedzieć, nawet przed kimś pozornie obcym, że powrót do funkcjonowania oznaczał naukę wielu rzeczy od nowa - od prawidłowego poruszania ręką, po sprawne pisanie. Z perspektywy czasu żywota - nie minęło znowu tak długo, a jednak konfrontacja z Liane w taki dzień, w takich okolicznościach i z takimi dowodami sprawiały, że Morgan czuła ciężar ostatnich prawie już trzech lat pełnych punktów niewiadomych na swych barkach mocniej i dosadniej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaniedbała swoje mieszkanie. Od kiedy wyprowadziła się poprzednia współlokatorka, która przypominała jej o codziennych obowiązkach, mieszkanie przypominało bardziej melinę, przynajmniej w jej opinii. Popiół przewracał się leniwie w zbyt zapełnionej popielniczce. Na stole leżały dwa tomiki fracuskiej poezji, z czego jeden z wypaloną dziurą po papierosie, kiedy to ten wypadł jej z ręki. Stół był pełen kubków, których nie miała siły zabrać do kuchni i umyć. Stały posłusznie czekając na swoją kolej. Jej mieszkanie przypominało kwaterę starego, smutnego człowieka, który już nie do końca wiedział co zrobić ze swoim życiem i może była w tym cząstka prawdy. Może faktycznie była smutnym człowiekiem.
Delikatnie przejechała po krawędziach kartonu biorąc głęboki wdech. Otwieranie tej skarbnicy zawsze wiązało się z bólem emocjonalnym tak silnym jakby przez jej ciało przeszło tornado. Wszystkie te widokówki, bransoletki, gałązki dawno uschniętych kwiatów, naszyjniki, wiersze, i te cholerne listy wystukane na starej maszynie do pisania. Listy, w których kryła się najautentyczniejsza i najszczersza miłość jaką doświadczyła kiedykolwiek Liane. Rozłożyła z lekkim rozedrganiem karton pozwalając Morgan zajrzeć do środka.
- A więc listy. - przytaknęła wyjmując plik kartek z dna kartonu. Zanim jednak przekazała je Baxby zgodnie z jej prośbą dała jej kartkę czystego papieru i długopis. - Ja pisałam na maszynie do pisania, raz na jakiś czas zdarzył mi się odręczny list, ale ty pisałaś zawsze ręcznie. Nie mam listów, które ja pisałam, powinnaś mieć je gdzieś schowane u siebie. Chyba że po naszej kłótni spaliłaś je wszystkie doszczętnie. - w głosie Liane czaił się smutek wymieszany z żalem. Żałowała wszystkiego. Samotnych wieczorów, smutnych poranków, i słów, przede wszystkim słów, choć Morgan nie pamiętała co Liane powiedziała tuż przed jej wypadkiem to w Liane burzył się gniew na samą siebie za to, że właśnie takimi słowami pożegnała najważniejszą osobę w jej dotychczasowym życiu, a może i teraźniejszym.
Francuzka sięgnęła po pierwszą kartkę z brzegu i podała ją Morgan razem z małą widokówką, która leżała w innym kącie kartonu.
- To pierwszy list i pierwszy prezent. Miałyśmy zwyczaj dołączania do listów małych podarunków na poprawę humoru. Gałązki lawendy, torebkę ulubionej herbaty, ciastka, czy widokówki. Zapisz: Moi rodzice nadal nie wierzą w historię z gór. Chociaż nie, sprostuje - nie potrafią sobie wyobrazić mnie z małą kozą na karku. To jedna z moich ulubionych historii. Tak się poznałyśmy. Zgubiłaś się w Alpach, a ja szlam na wypas z kozami. Znalazłam cię, a chwilę później okazało się, że jedna z kóz, Dollie, miała kontuzje i trzeba było nieść ją z powrotem do wioski. Spędziłaś wtedy dzień w moim domu. Lubię wracać do tej historii. - westchnęła lekko i wyjęła z kieszeni sfatygowaną paczkę papierosów. Szybkim ruchem przysunęła do siebie popielniczkę i odsunęła się od kartonu na tyle by niczego nie uszkodzić dymem papierosowym. Odpaliła fajkę i powoli zaciągnęła się dymem. - Co o tym wszystkim myślisz, Morgan? Jak się czujesz? - dopytywała z troski wiedząc, że gdyby była na jej miejscu sama miałaby okropny mętlik w swojej głowie. Nie umiała sobie nawet wyobrazić jak ciężkie przeżycie to musiało być dla Morgan.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Patrzyła na pismo krzywe, nachalnie przewracające się w prawo, prawie lądujące w poziomie. Pismo, co to kompletnie nie pasowało do młodej kobiety, a zwłaszcza kobiety lekarza - kogoś, kto przeczyć zwykł krzywym formom lekarzy specjalistów z sędziwym brodami oraz szeregiem doświadczeń na głowie, karku i ramionach.
Rzecz w tym, że wcale nie odbiega specjalnie balastem od arcymistrzów, pionierów zawodu, co to uważali się za nowych Leonardów da Vinci wyłącznie przez pracę na robocie operującym o tej nazwie od blisko drugiej dekady roku 2000. Wypadek, niepamięć wsteczna, fotograficzna pamięć, śmierć carol, spotkanie Liane - przekładając rozmach tych drobnych zdarzeń, istniało prawdopodobieństwo, że Morgan Baxby już dawno przerosła w doświadczeniach starych wyjadaczy zdarzeń niefortunnych.
- Nie wiem. - Pokręciła głową i zaczęsała wilgotny kosmyk za ucho. - Nie wiem, naprawdę. - Podniosła wzrok, lecz ciężko było jej wyobrazić sobie blondynkę z niejaką kozą Dollie we francuskiej dolinie wysokogórskiej. Jeszcze raz spojrzała na zapisane zdanie oraz prawie wierną kopię sprzed kilku lat. Niektóre litery różniły się nieznacznie, ale kapitalne miały dokładnie te same ogonki śmiesznie skręcające w lewo, a nawet "M" w "Morgan" miało ostre trzy sztylety, które podkreślała odruchowo bez jakiejkolwiek przyczyny.
Oto i dowód - pomyślała, powoli tracąc zapał zaprzeczenia. Nie mogła kłócić się z samą sobą przez wieczność. Poprosiła Liane, żeby podyktowała jej zdania z innych listów, aż na stosie zebrała imponującą liczbę czterech kartek A4 najpierw pisanych starannie, z czasem bardziej rozlegle . Okazało się, że wszystkie zakręty i szerokie węki między literami były znakiem rozpoznawczym stanu emocjonalnego Baxby. Im bardziej prywatne listy, tym bardziej zamaszyste pismo.
Zatrzymały się na opowieści wigilijnej, w której Morgan obwieścił, że musi zatrzymać się w Paryżu na kolejny weekend modowy, bo jej rodzice promowali nową kolekcję "Vigilante", najnowszego nabytku na rynku, wywodzącego się od pomysłu ich najmłodszej córki. Carol powtarzała, że to jej szansa na studiowanie zagranicą bez wkładania pieniędzy rodziców w rozwój, lecz, jak pokazał czas, a zarazem jak wywnioskowała Morgan przez obecność Caol w seattle, a nie w Paryżu, jeszcze przed śmiercią - pokaż najwidoczniej nie przykuł aż tak wielkiej uwagi, jak tego chciałaby jej siostra.
- Co się potem stało? - zapytała, śledząc palcem po swoim piśmie z 18 grudnia. - Wolałabym być teraz z tobą i upewnić się osobiście, że Dollie ma ciepło wraz z pozostalymi, a dziura załatana w listopadzie przez twojego ojca nie przepuszcza śniegu do środka. A jeśli nie to, to miło byłoby cię zobaczyć w święta lub po. Nie miej mi tego za złe. Moja rodzina jest specyficzna i nie przykuwa uwagi do festywnego czasu, gdy w powietrzu wisi okazja do biznesu. A ponoć to lekarze są okropni, biorąc dyżury w Wigilię... - odczytała z ostatniego akapitu, a po chwili prychnęła. - To brzmi jak paniczna prośba o ratunek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Patrząc w listy trzymane w dłoniach w błękitnych oczach wzbierały łzy, które silnie próbowała powstrzymać przed spłynięciem po zaróżowionych policzkach. Podchodziła do tego zbyt emocjonalnie. Jak zwykle. Nie potrafiła nad sobą panować od najmłodszych lat, zawsze to emocje brały górę nad rozsądkiem i albo rozładowywała je w kolejnym wolno dopalającym się papierosie, albo w łzach, które pojawiały się jak na zawołanie. Samo przebywanie Morgan w zaniedbanym mieszkaniu Liane sprawiało jej ból zarówno ten emocjonalny jak i ten somatycznie odczuwany jako fizyczny. Nie potrafiła spojrzeć jej w oczach bojąc się dojrzenia tego co widziała w kawiarni- zagubienia. Zagubienia, które próbowała choć trochę rozplątać mając wrażenie, że tylko komplikuje życie Ukochanej. Siedząc tuż obok niej powracały wszystkie wspomnienia, które przez ostatnie dwa lata starała się mocno zakopać w połaciach podświadomości. Wracały wizje wspólnych chwil, pocałunków, przytuleń przed snem i powitań nad ranem. Oczami wyobraźni widziała jej uśmiech, kiedy trzymała ją w objęciach tuż przed wyjściem do pracy i całowała po całej twarzy jakby żegnały się na całe lata, a nie jedynie paręnaście godzin. Żałowała, że kiedy była pora nie zdążyła się pożegnać w taki sposób, nie zdążyła dopełnić rytuału, nie zdążyła powiedzieć tak wielu słów. Tylko czy to miało jakiekolwiek znaczenie, jeśli Morgan nie pamiętałaby żadnego jej słowa?
Pogładziła listowny papier, który trzymała w dłoni z czułością jakoby gładziła policzek kochanka. Choć tych wielu się przewinęło przez ostatnie dwa lata, to żadnego nie głaskała w sposób, w które robiła to z Morgan. Przy każdym brakowało tej miłości, brakowało zaangażowania i oddania, które ze sobą dzieliły. Z nikim nigdy nie udało jej się utworzyć uczucia, które chociażby przypominałoby to, które miała z Baxby. Każda relacja wydawała się błaha, prosta, nijaka. Nie potrafiła ponownie zaangażować się emocjonalnie, być może z lęku, który chwytał rozkołatane serce i ściskał z całej siły. Popadała w kompulsywne, zupełnie nieznaczące randkowanie byleby zabić tęsknotę za osobą, którą miała przed sobą. Za jej pięknymi, dużymi oczami, za błyskiem w kąciku oka, za uśmiechem, który nie dorównywał żadnym innym uśmiechom, za śmiechem, który sprawiał, że cały dzień stawał się ociupinkę lepszy niż był z początku. Teraz tego w niej nie widziała. Jedyne co dostrzegała to kompletne zagubienie i zakłopotanie, próbę odnalezienia się w rzeczywistości, która wydawała się całkowicie nierealna. Chciała pomóc jej odnaleźć drogę, ale nie wiedziała jak.
-Potem zrobiłam to co pierwsze mi przyszło na myśl. Pojechałam busem do najbliższego miasteczka, a stamtąd stopa do Paryża. Droga mi zeszła jakieś sześć godzin, ale to nie było wtedy ważne. Wyrwałam cię z rąk rodziny i spędziłyśmy dzień chodząc od jednej kawiarni do drugiej, od jednej knajpy do kolejnej, spacerując nad Sekwaną i przymarzając grudniowym zimnem. Spałam w jakimś najtańszym hotelu bo tylko na to było mnie stać i, gdy musiałaś już wrócić do rodziny, do swoich obowiązków, do swojego wielkomiejskiego życia to wróciłam tak jak przyjechałam. Rodzice byli na mnie wściekli przez tydzień bo powiedziałam, że zostaję na parę dni u koleżanki, ale wyszło na jaw, że było to doszczętne kłamstwo. Zabronili mi kontaktu z tobą z początku, ale nie mogli kontrolować moich listów, więc miałyśmy dalej kontakt. Potem już im przeszło i sami pytali czy kiedyś jeszcze do nas wpadniesz.- westchnęła przeciągle na wspomnienie wszystkich tych chwil, kiedy to pierwszy raz odwiedziła stolicę swojego kraju. Do tej pory pamiętała niedowierzanie w oczach Morgan, kiedy Liane wysiadła z ostatniego ze złapanych aut tuż obok niej. Niedowierzanie, które tak szybko zamieniło się w szczerą radość. Objęcie, które wręcz czuła na nowo na swojej skórze. -To był dobry wypad.- uśmiechnęła się pod nosem, trochę bojąc się szczerze uśmiechać, a trochę nie mogąc się od tego powstrzymać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W jednej chwili Morgan miała ochotę przetrzeć oczy z niedowierzaniem, a w drugiej nałykać się środków przeciwbólowych, bo przeprawiona w bojach czaszka dawała o sobie znać w trakcie przeżywania wzmożonego stresu. Odkrywanie przeszłości spod ciężkich, czarnych kotar niepamięci wywoływało oba efekty równocześnie. Samopoczucie Baxby cierpiało przez to katusze, ale z drugiej strony, w pewien przedziwny sposób, fascynowało ją zapomniane. Miała przed sobą niezbite dowody na prawdomówność Liane i nie istniał żaden racjonalny powód, aby nie uwierzyć. Papier przyjmie wszystko - głosiło znane porzekadło w oddziale neurochirurgii, gdy rozprawiając się z agresywnym pacjentem należało sporządzić protokół tak, aby personel broniący się siłą nie dostał po dupie za niekontrolowaną reakcję pijaka, który obudził się po kilku dniach drzemki w ciepłym łóżku.
Zacisnęła usta w podłużną linię i sapnęła, łapiąc się lewą dłonią za kark. Mięśnie były sztywne, kręgosłup zastygnięty, a napięcie wręcz promieniowało pod wychłodzonymi od deszczu palcami. Nie wiedziała, co powinna sądzić o tym całym zdarzeniu. Dowiedzieć się, że jeszcze jakiś czas temu prowadziła bogatą korespondencję z dziewczyną, która została jej drugą połówką z biegiem czasu, zakrawało o scenariusz dziadowskich komedii brazylijskich puszczanych w dyżurce pielęgniarek codziennie o godzinie szesnastej. Morgan podniosła wzrok znad kolekcji listów, odłożyła je na stolik i utkwiła skonfundowane oczy w przepełnionej popielniczce.
Potrzebowała czegoś namacalnego, a paradoksalnie znikającego.
Coś, co pozwoli uspokoić roztrzaskane myśli.
Poprawiła wilgotną spódnicę za kolanami, po czym wsunęła dłoń do ukrytej kieszeni z lewej strony, zaraz na szwie. Wyciągnęła mały, pogięty kartonik Luckies i uznała, że to idealna pora na wyhodowanie nowej kolonii komórek rakowych w płucach.
- Czy mogę? - zapytała grzecznie półtonem, skinąwszy w kierunku parapetu. Zabrała ze sobą popielniczkę i ostrożnie, żeby nic nie rozsypać, wstała z trzeszczącej kanapy.
Już po chwili stała przy uchylonym oknie, słuchając bicia kropli deszczu w starych rynnach. Odpaliła papierosa. Szary dym otulił Baxby, jak stary przyjaciel, który był zawsze wtedy, gdy go potrzebowała. Wielokrotnie próbowała rzucić palenie - częściowo z powodów zdrowotnych, częściowo na prośbę rodziców - lecz głód nikotynowy po wypadku przybrał rozmiary niemożliwego do pokonania giganta. Poza tym, pięciominutowe "przerwy na fajka" w pracy pozwalały na zebranie się do przysłowiowej kupy w okamgnieniu. Jak mogła pozbyć się tak skutecznego rytuału?
A jak mogła pozbyć się tylu śladów po wspólnej przeszłości z blondynką, która, jeśli naprawdę wierzyć, była jej niegdyś bliska?
- Przepraszam, że nie od razu ci uwierzyłam - powiedziała spokojnie i zaciągnęła się papierosem. - Kilka osób już próbowało mi wmówić nieprawdę od momentu, kiedy się obudziłam w szpitalu. Jestem notorycznie przewrażliwiona. - Prychnęła, zdając sobie sprawę, jak wiele faktów przeinaczono lub zatajono przed nią. Z gorzkim uśmiechem wydmuchała dym nosem. - Wychodzi na to, że słusznie. Żyję wśród kłamców. - Podrapała mostek nosa kciukiem ze wspartym oń papierosem, po czym przysiadła na parapecie bokiem. Patrzyła jak deszcz obmywa Seattle z brudu, jednocześnie wypłukując więcej szamba na wierzch z zaczopowanych rynien, studzienek i ścieków. Po chwili zapytała: - Mogę je pożyczyć? Na dzień lub dwa... - Dmuchnęła na wilgotny kosmyk wpadający do prawego oka, gdy tylko odwróciła się do Liane. - Zrobię kopie i oddam oryginały nienaruszone. Chcę zweryfikować kilka spraw.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Widziała w Baxby całkowite zagubienie, widziała próbę odnalezienia się w rzeczywistości, która wydawała się całkowicie nierealna. Widziała w niej rozchwianie, którego już chyba nie była w stanie kontrolować. Sama nie potrafiła już za bardzo kontrolować swoich emocji. Czuła się jakby stała na bardzo cienkiej lince, która w każdym momencie mogła się pod nią zarwać. Zupełnie jakby całe jej życie w tym momencie wisiało nad krawędzią skalistego klifu, pod którym był jedynie bezmiar wody. Jak samobójca w ostatniej chwili życia zastanawiający się czy aby na pewno podejmuje odpowiednie działania, choć żadne inne rozwiązanie nie wydawało się dobre. Po różowych policzkach spłynęła pojedyncza łza, którą Liane szybko starła materiałem bluzy. Pytanie o papierosa wyrwało Liane z lawiny wspomnień, która uderzała w nią co rusz z nową, większą siłą. Próbowała powstrzymać napływ myśli, ale nie potrafiła z tym walczyć. Zamiast tego poddawała się nurtowi, który ciągnął ją za sobą.
-Jasne, nie krępuj się.- powiedziała lekko chybotliwym głosem sama po chwili wyjmując paczką papierosów z leżącej niedaleko skórzanej kurtki. Postukała nim kilkukrotnie o blat stołu i dopiero wsunęła między wargi by po chwili go odpalić. Szary dym uniósł się w już dusznym pomieszczeniu. Przez uchylone okno wkradało się zimne powietrze, które w pewien sposób wybudzało Liane z zachwianego stanu, w którym się znajdowała. Powoli zaciągnęła się papierosem pozwalając by pomieszczenie wypełniła kompletna cisza. Nie ta z gatunku krępujących, nie ta męcząca, a zwykła, ludzka cisza, której każdy czasem potrzebuje.
-Nie przejmuj się. Całkowicie rozumiem twoją nieufność. Tylko, wiesz, teraz masz przed sobą dowody. Mam jeszcze takie rzeczy jak twój ulubiony kubek, jakiś sweter, pocztówki, drobne prezenty. Wszystko jest tutaj.- powiedziała wskazując wzrokiem na znajdujący się między nimi karton pełen wspomnień. Karton, który przynosił zarówno ból jak i ukojenie w zależności od kontekstu w jakim doń zaglądała. Karton, który składował cały sens jej życia na pewnym etapie. -Jasne, możesz je wziąć tylko... proszę, oddaj mi je. Są dla mnie bardzo ważne.- dym wydmuchiwany przez różowe usta otulił stertę listownego papieru znajdującego się na stole. -Jak się czujesz?- spytała głosem cichym i niepewnym z wręcz przelęknieniem patrząc w oczy Morgan. Bała się odpowiedzi. Bała się tego, co się działo w głowie jej Ukochanej.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”