WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.imgur.com/tzleIBc.jpg"></div></div></div>
Ostatnio zmieniony 2020-08-25, 21:24 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tego wieczora Darrell nieplanowanie wylądował na jednej z mniejszych sal w klubie Kremwerk. DJ, rozstawiony ze swoim sprzętem na niewielkim podeście, grał tej nocy wyłącznie stare hity z lat dwutysięcznych, a na parkiecie było duszno i tłoczno. Na pierwszy rzut oka, takie warunki stanowiły niemalże idealną atmosferę dla Addamsa do szampańskiej zabawy, jednak Azjata finalnie wyszedł z tłumu po zaledwie trzech piosenkach. I to nie tak, że w tamtym momencie chciał okazać jakąś swoją niechęć do kultowych przebojów Justina Timberlake'a, bo swego czasu ślinił się przecież do jego plakatów w swoim nastoletnim pokoju, ale... Potrzebował chwili oddechu. Nie zdążył jeszcze niczego wypić, nawet głupiego soku pomarańczowego z najbliższego baru, a czuł się tak, jakby parę godzin temu wlał w siebie całą butelkę taniej wódki i właśnie obezwładniał go nieznośny kac.
- Ha? Niby teraz? - wzdrygnął się tuż po wygodnym oparciu pleców o chłodną, klubową ścianę, kiedy na ekranie jego telefonu wyświetlił się sms od jednego z jego starszych przyjaciół. Jak na ironię losu, dokładnie od tego, który tego dnia wystawił go na ostatnią chwilę, przez co właśnie dlatego zjawił się tego wieczora na Belltown. Biorąc pod uwagę fakt, ile starań włożył, żeby aktualnie wyglądać niczym rozwiedziona miliarderka, zwyczajnie nie godziło się to, aby pozostał w swoich samotnych, czterech ścianach, toteż wypchnął się do klubu. Choć aktualnie, mówiąc szczerze, nie uważał tego za dobry pomysł. Czuł się zmęczony, ale przy tym również na tyle uparty, ażeby chociaż nawet trzymać ściany, byleby nie wracać do akademika z podkulonym ogonem. - Teraz to niech się jebie... Nie ruszam się stąd - warknął jeszcze do swojej komórki, zanim zdążył wcisnąć ją w tylną kieszeń swoich jeansów, a następnie, od niechcenia, rozejrzał się po sali. Faktycznie Darrella w ostatnich dniach dręczył kac, z tym, że niekoniecznie taki po spożyciu dużej ilości napojów wyskokowych, a bardziej moralny, którego nienawidził zdecydowanie bardziej. Czekał w końcu na innego smsa - od kogoś zupełnie innego, choć w głowie karcił się za takie pragnienia, bo z jednej strony chciał kolejnego zaproszenia od tego cholernego kujona, a z drugiej - czuł, jakby w ostatnim czasie dał Oceanowi idealną okazję do kolejnej zabawy jego uczuciami i lepiej by na tym wyszedł, aby chłopak znowu o nim zapomniał i dał mu wreszcie spokój. Chociaż nie, to ja powinienem dać sobie z nim wreszcie spokój i nie dawać mu się wodzić za nos za każdym razem, kiedy pojawi się na horyzoncie. Powinienem zająć sobie myśli-..., rozmyślał smętnie, aż w końcu urwał swoją myśl idealnie w momencie, w którym wychwycił na tyle estetyczną twarz w otoczeniu, że od razu powziął zamiar, aby chociaż spróbować, żeby wysoki chłopak niedaleko wejścia został jego dzisiejszym pocieszeniem. Kimś innym.
I, ach, gdyby tylko wiedział wtedy, do kogo postanowił podejść...

- No hej, kolego, mogę cię pożyczyć na jakiegoś drinka? Na ogół nie stawiam, ale powiedzmy, że mam dziś dobry dzień - rzucił w stronę swojego dzisiejszego celu ze swoim wręcz firmowym uśmiechem, niekoniecznie kryjąc się jakoś wielce ze swoimi zamiarami. Co prawda, zdołał dostrzec dookoła niego jakieś inne osoby, ale nie miał wtedy żadnej pewności, czy byli to jego przyjaciele, czy też "nowy" znajomy był niemniej nieodpowiedzialny, co on i przyszedł do klubu w pojedynkę, aktualnie bawiąc się w tłumie obcych osób, toteż... Tekst o pożyczce idealnie pasował mu do sytuacji. - To jak? Co lubisz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rzadko kiedy wybierał się na miasto samotnie. Po pierwsze: to było nudne, po drugie: on, wbrew pozorom, lgnął do ludzi, no i po trzecie: potrzebował towarzystwa starszych, by dość zgrabnie wyminąć regulacje prawne, zwłaszcza te, które tyczyły się sprzedaży alkoholu osobom, które nie miały jeszcze ukończonych dwudziestu jeden lat. Trzeba było mieć zaplecze, bo tak na trzeźwo? Kiepska sprawa. A porobić się na zaś tez nie było jak, bo przed selekcjonerem często trzeba było świecić oczami, a te, które błyszczały się od upojenia alkoholowego, niekoniecznie były dla bramkarzy przekonujące.
Temu też dzisiaj był w towarzystwie kolegów i koleżanek, wśród których co najmniej jedna osoba miała przekroczony ten „magiczny próg”. Zamówili butelkę wódki i butelkę whisky do stolika, więc na jakiś czas nie musieli się niczym martwić. A każdy mógł się odejść, bo przecież nie było żadnej zasady, że skoro przyszli razem, to razem będą musieli trzymać się przez cały czas.
A w momencie, w którym miało dojść do tego spotkania, to Reyes stał nieopodal ich loży, z wyciągniętym telefonem, odpisując na jakąś wiadomość. Podniósł jednak wzrok, zaprzestając swojej czynności, kiedy przed nim pojawiła się postać. Odruchowo nachylił się, nadstawiając ucho, by móc usłyszeć to, co przybysz miał mu do przekazania.
Uśmiechnął się pod nosem, jednocześnie przyciskiem gasząc wyświetlacz telefonu. Ktoś będzie musiał zaczekać na tę wiadomość, którą pisał, bo Reyes stracił zainteresowanie, całą swoją uwagę oddając teraz nowej osobie.
Pożyczyć drinka, mówisz? Wychodziłoby, że potem będę musiał ci drinka oddać. Zakładam też, a raczej: mam nadzieję, że to pożyczka na wysoki procent. – stwierdził, mierząc chłopaka spojrzeniem.
Jedną z flagowych cech Mavericka było to, że potrafił docenić urodę każdej osoby, niezależnie od płci. I również każdy potrafił go zainteresować, tutaj nie miał rozgranicznika. Co się tyczyło jego kolegi – był niebrzydki i to lekko mówiąc. Bo był zadbany, wyglądał estetycznie, a on lubił, kiedy ktoś się ładnie komponował. Bywał wybredny, nawet jeśli chodziło po prostu o wybór kompana do zwykłej rozmowy. To też warunkowało jego późniejsze nastawienie.
Lubię niedużych, dobrze wyglądających, bezpośrednich chłopaczków, którzy wyglądają, jakby się zgubili – odpowiedział, dalej taksując go wzrokiem. Zaraz jednak po tych słowach wrócił spojrzeniem do twarzy chłopaka. Na ustach Reyesa pojawił się filuterny uśmiech. Podjął: – Jeśli zdobędziesz whisky z colą, to dorzucę ci dodatkowe punkty – oznajmił. I co z tego, że wystarczyło, by cofnął się do swojego stolika po taką kompozycję. Bardziej interesowało go to, czy z takim zadaniem, jak zdobycie alkoholu w klubie, poradzi sobie jego nowy kolega. Tym bardziej, że wyglądał młodo, ale czy to nie była domena azjatyckiej urody? Że wyglądało się tak, jakby proces starzenia cię po prostu pomijał? Potem po prostu było nagłe tąpnięcie na starość i nagle znikąd, bez zapowiedzi, wszystko się sypało. – Jeśli nie – cóż, chyba będziesz zdany na mnie. – W kwestii zdobywania alkoholu. I nie tylko. Wtedy jednak nici z pożyczania drinków – bo od razu przeszłoby do zwrotu, nawet jeśli sama pożyczka nie nastąpiła?
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Towarzystwo Darrella nigdy nie było krystalicznie czyste. Właściwie wręcz przeciwnie - kilka lat temu pokazało mu korzyści podążania złymi drogami, a Addamsowi tak bardzo się one spodobały, że nawet wyjazd z rodzinnego miasta nie dał rady go chociaż w minimalnym stopniu ugrzecznić. Od dziecka obracał się w towarzystwie starszych znajomych, dzięki którym zdążył posmakować wielu zabronionych substancji, ze szczególnym naciskiem na alkohol, jaki udawało im się kołować najłatwiej. Zaczynając od proszenia przyjaznych (choć nie zawsze uczciwych) panów bezdomnych, przez podkradanie trunków rodzicom, po późniejsze wystawianie najstarszych w charakterze kurierów. Ta ostatnia metoda była na początku dla Darrella szalenie wygodna, toteż ostała się jakoś do końca pierwszego roku studiów, aczkolwiek obecnie miał w swoim rękawie innego asa, niż starych znajomych, czy ładne oczy.
No, może nie tak od razu w rękawie, bo w kieszeni.
Czasami zastanawiał się, jakim cudem wciąż żył, analizując swoją sieć kontaktów, ponieważ trudno było uznać znajomość z kilkoma dealerami za bezpieczną kartę przetargową, aczkolwiek obecnie liczyło się dla niego tylko to, że jeden z wymienionych załatwił mu pokątnie podrobiony dowód, opiewający na to problematyczne, a zarazem magiczne dwadzieścia jeden lat. Przy czym to nie tak, że od razu po jego otrzymaniu zaczął wymachiwać plastikiem na prawo i lewo, bo nie - raczej starał się go używać jak najrzadziej, nie chcąc ryzykować ewentualnych konsekwencji. Bardziej wolał zapamiętywać bezproblemowych barmanów. A akurat dzisiaj nie muszę się nawet niczym popisywać, bo znowu wystawili tę rudą, co nic nie ogarnia, skwitował w myślach bez cienia paniki w oczach, kiedy nieznajomy zagaił o konkretnego drinka i dodatkowych punktach, których to zdobyciem Darrell z chęcią połechtałby swoje wygłodniałe ego. Nie był tutaj przecież pierwszy raz, żeby miał z tym jakiś problem. "Zawsze na liście", czy jakoś tam w tych simsach się to nazywało...
- No popatrz, to chyba się dogadamy, bo lubię wysokich i z dojebanym ego. Idealnie się złożyło, co nie? A co do pożyczki... Powiedzmy, że jeśli się sobą znudzimy, nie będziesz mi nic winien. Gorzej dla ciebie, jak przypadniemy sobie do gustu, bo wtedy nie odpuszczę żadnych prowizji - zachichotał na słowa wyższego, ponieważ nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Wyobrażał sobie kilka wariantów tego, jak mógł odpowiedzieć na jego zaczepkę, ale tego, że podchwyci jego prosty do bólu flirt? Nie, absolutnie nie. Aczkolwiek nie to, żeby narzekał. Ba, mógłby nawet określić to jako pozytywne zaskoczenie, które wcisnęło mu na twarz nieco bardziej wyraźny uśmiech. - Ogólnie to nie wiem, jak tobie, ale mnie szkoda życia na jakieś podchody, a zgubić to się dopiero mogę. Z tobą. Na początek przy barze, bo spokojnie, zaradny chłopak jestem - zaproponował, ujmując Mavericka za ubranie, a konkretniej za rękaw, subtelnie i w żadnym razie nie pospiesznie wyciągając go z grona znajomych.

W krótkim czasie obaj panowie znaleźli się za właściwą stroną baru, przy czym Darrell, niemalże od razu zajął miejsce na jednym ze stołków. Głównie dlatego, że lady w Kremwerk należały do tych wyjątkowo wysokich, a starszy... Cóż, faktycznie nie mógł się pochwalić jakimś imponującym wzrostem, co zdążył już zauważyć jego towarzysz. Nie on pierwszy, nie ostatni. I choć jego zabójcze sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu (które na niektórych miarach wychodziło jako złośliwe sto sześćdziesiąt dziewięć), niewątpliwie stanowiło dla niego kompleks, szczególnie na tle trzech, prawie dwumetrowych, starszych braci, tak jednak nie lubił się nad tym użalać. Jakkolwiek by chciał, nie było już zbytnio szans na to, żeby się trochę bardziej rozciągnął, a przecież sobie nie dokleję. Najważniejszym był wtedy przecież fakt, aby nie wzbudzać podejrzeń w oczach obsługi i nie wyjść na nieletniego bachora. Nie chciał przecież dać satysfakcji swojemu towarzyszowi, a przynajmniej nie na tym etapie. Choć musiał przyznać, że spiął się z lekka, kiedy nagle, ruda barmanka zniknęła gdzieś na zapleczu, a w jej miejsce pojawił się jakiś nieznajomy, brodaty mężczyzna. No i, kurwa, musiał zapytać o ten dowód, bo byłby chory.
- Bo co? Bo Azjata? Uch, jestem zero-zero, ale chuj, czekaj tylko... - mruknął z teatralną urazą, ślamazarnie wyciągając swój niekoniecznie legalny plastik, gdzie już po zobaczeniu konturu dowodu, barman przeprosił za wszystko i przystąpił do realizacji zamówienia. Obecność butelki Whisky dla Mavericka oraz postawionego obok, pękatego Malibu do drinka Addamsa przyniosło mu ulgę, choć nie okazał jej swoją mimiką twarzy ani trochę. Zamiast tego, uciekł wzrokiem do swoich pierścionków, a kręcąc ten konkretny na palcu wskazującym, ukradkiem zerkał na "nowo poznanego" chłopaka.
- A ty? Który rocznik, tak w ogóle? - zagaił, leniwie opierając jeden z łokci o wysoki blat, wpatrując się w jego ciemne oczy, choć nie utrzymał kontaktu wzrokowego za długo. Głównie dlatego, że w pewnym momencie nieznacznie się wzdrygnął, w reakcji na uświadomienie sobie czegoś stosunkowo ważnego. - Ach, no i burak ze mnie, bo zapomniałem się przedstawić... Mów mi Daniel, z łaski swojej - dodał pośpiesznie, niby w wyrazie skarcenia się, gdyż wcale nie powiedział chłopakowi całej prawdy. Owszem, Addams miał na imię Daniel, ale dopiero na drugie, aczkolwiek wyjątkowo nie lubił zdradzać tego pierwszego losowym "typom z klubów". Bardziej liczył, że tym zagraniem zmusi swojego rozmówcę do przedstawienia się, chociaż ich rozmowy były nieco utrudnione przez rozwrzeszczany tłum, śpiewający w tamtym momencie jedną z kultowych piosenek Britney Spears. Z tej więc okazji, przysunął się trochę do młodszego, aby mieć pewność, że wszystko usłyszy. - Mam nadzieję, że nie jesteś z tych tajemniczych. Lubię wiedzieć, kogo wołać w różnych, życiowych sytuacjach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podczas tego wyjścia średnio się bawił. Mówiąc szczerze: nie był imprezową bestią; pojawiał się dla towarzystwa, ale nie w jego stylu było szalenie na parkiecie, zaczepianie losowych ludzi i zarządzanie przedziwnych akcji wśród znajomych. Preferował po prostu być na miejscu, a przy okazji korzystać z tego, że jego połówka Azjaty, która odbijała się mocno w rysach jego twarzy, w tych czasach cieszyła się niesamowitym powodzeniem, wśród wszystkich, tak zwanych, kejpopiar. Nie miał zatem większych problemów ze znalezieniem dziewczynek, które by się nim zainteresowały tylko przez to, że wyglądał jak idol. Często to słyszał od pochmielonych, uwieszonych na nim towarzyszek. Początkowo było to dla niego dziwne, bo on z tą genre miał wspólnego tyle, co nic, jednak z czasem zaczął wykorzystywać to na swoją korzyść. Na plus było także to, że chłopak dbał o siebie – nie wychodził na miasto w wymiętym t-shircie i jeansach z nijakim krojem. W dodatku aura, jaką wokół siebie roztaczał – człowieka średnio przystępnego, posługując się tutaj oklepanymi, utartymi określeniami: złego chłopca – sprawiała, że – mówiąc nieskromnie – nie sposób było go pominąć w tłumie.
Faktem jednak było, że dzisiejszego dnia ten wskaźnik dobrej zabawy u niego, był bardzo nisko. Był bo był. Nie zwracał za bardzo uwagi na otoczenie, zasadniczo rozpatrywał już opcję powrotu do domu. Pewnie by tak zrobił, gdyby nie zaczepił go jakiś niewyrośnięty skośny, na którym Maverick, po raz pierwszy od przyjścia do klubu, zdołał zatrzymać swoją uwagę.
Gdy tylko usłyszał odpowiedź nowego towarzysza, jego usta leniwie wykrzywiły się, układając się w szelmowskim grymasie; niechybnie była to reakcja na samą końcówkę wypowiedzi chłopaka.
W byle co nie inwestujesz. – Tak chłopakowi powiedział. To i tylko to, a następnie przeciągnął po nim raz jeszcze swoim spojrzeniem, by w następnej chwili tak po prostu, bez słowa sprzeciwu, dać się powieść przez tłum w kierunku baru.
Znów alkohol.
No cóż.
Po dotarciu, wręcz: przepchnięciu się, do lady, Reyes ustawił się za nowym kolegą, który posadził swoje szanowne cztery litery na stołu barowym. Pozostając za swoim towarzyszem, wyciągnął jedną rękę by oprzeć się niedbale dłonią o blat baru, jednocześnie w pewnym stopniu otaczając go swoją osobą. Można było to rozumieć dwojako – po pierwsze: Reyes w tym momencie manifestował przynależność tego konkretnego chłopaka do niego samego, przynajmniej na ten moment; po drugie – to było też wyczuwanie granic, jakie miał sam kolega, bo też nie każdy chciał być przywłaszczany, ot tak. Tak jak mówił wcześniej: w byle co chłopak nie inwestował, ale działało to też z drugiej strony: na większość podchodów Maverickowi było po prostu szkoda czasu i brakowało chęci. Byli w klubie, a nie na romantycznym rejsie po Karaibach, w dodatku jako bohaterowie romantycznej komedii. Tutaj rzeczy działy się o wiele bardziej dynamicznie, nierzadko były one okrojone z tej całej ckliwej otoczki.
W milczeniu obserwował jak chłopaczek sobie radzi z barmanką w kwestii pozyskania alkoholu. Osobiście nie dawał mu tych dwudziestu jeden lat, ale akurat Azjaci i wszyscy ci, którzy w dużym stopniu byli spokrewnieni z kimś z dalekiego wschodu, mieli to do siebie, że nie wyglądali na tyle, ile naprawdę mieli bo, co do zasady, sprawiali wrażenie młodszych. Nieliczne były przypadki, jeśli ktoś o tego typu rysach był faktycznie młodszy niż by wyglądał.
Przesunął się bliżej blatu, kiedy faktycznie postawiono na nim trunki.
No, no, no – rzucił, w wyrazie sparodiowanego podziwu. – Czyżbym cię nie docenił? – zastanowił się na głos. Choć nie oczekiwał odpowiedzi, choć nie było to pytanie skierowane bezpośrednio do chłopaka, a rzucona w eter wypowiedź, to jednak nachylił się nieznacznie nad jego uchem, by mógł go usłyszeć.
Przysunął do siebie swój napitek, przeskakując spojrzeniem z powrotem na nowego kolegę.
To ciekawość, czy jednak ma to jakieś znaczenie dla ciebie? – spytał, ująwszy szklankę ze swoim alkoholem, by unieść ją na wysokość ust i dodać: – Zero dwa – oznajmił, nie mając większych oporów przed zdradzeniem tego, ile miał lat. Nie było to żadną tajemnicą, choć może powinien się zastanowić, czy winien był opowiadać, zza szklanki z whisky, że nie powinien formalnie pić alkoholu. Co mu niby w takim wypadku zrobi ten drugi? Pogrozi palcem i sobie pójdzie? Nie będzie tęsknił. Spróbuje zaciągnąć na policję? Nie da rady. Zrobi wykład umoralniający? I tak nic nie słychać.
Wychylił nieco zawartości swojej szklanki, by odstawić ją na blat.
Daniel. Nie było w tym nic zaskakującego, ani też nic, co sprawiłoby, że nie wierzyłby w to, że faktycznie ma tak na imię. Byli w Ameryce, a w niej spotykało się mnóstwo Azjatów, którzy nie nosili typowo dalekowschodnich imion. Sam Reyes był świetnym tego przykładem.
Mhm, to teraz chcesz się bawić w imiona – rzucił, w kąciku swoich ust mając gałgański półuśmiech. Zlustrował krótko spojrzeniem jego twarz, ten zadowolony grymas nieznacznie mu się pogłębił, a za chwilę podjął: – W takim razie niech będzie – Maverick. – Swoje imię też wyjawił, bo to też nie było coś utajnionego. Choć w klubach to wiadomo, że takie informacje to były nierzadko o kant dupy rozbić. – Adres i numer paszportu też będziesz chciał? – sarknął, przysuwając ujętą już w dłoń szklankę, by zaraz potem unieść ją i wypić raz kolejny. Jak nie rocznik, to imię. Niby standardowe pytania, gdy się kogoś poznawało, ale czy to nie on mówił, że szkoda mu życia na podchody? – To w takim razie, żeby nie wyjść na chama, teraz powinienem zapytać czym się zajmujesz i jaki jest twój ulubiony kolor? – rzucił ironicznie, pijąc momentalnie do tych klasycznych pytań zadawanych na randkach. – Bo zamiast tego mógłbym po prostu spytać o to, co cię zadowala, to mogłoby się bardziej mi przydać. – Nie wiadomo, czy przechylił się jeszcze bardziej w kierunku ucha kolegi po to, by go lepiej słyszał – przecież to, jak porozumiewał się z nim do tej pory wydawało się być wystarczające, czy jednak w zupełnie innym celu, samemu przyjmując postawę wspomnianą przez kolegę: mnie szkoda czasu na podchody.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Darrell przez całe swoje życie czuł się jak bezpański pies i choć starał się roztaczać dookoła siebie aurę, iż właśnie tego chciał i taka była jego wola, tak jednak faktyczny stan rzeczy znacząco od tego odbiegał. Uwielbiał czuć się zaopiekowany, a nawet zawłaszczany, ponieważ nie doświadczał tego w domu rodzinnym, gdzie traktowano go jako zbędny element układanki. Głównie dlatego z taką łatwością, czując za sobą Mavericka, przyszło mu zrobić z niego prowizoryczne oparcie - subtelnie przytulając swoje plecy do jego torsu. I owszem, zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby młodszy się wówczas odsunął, zapewne, w najgorszym wypadku, runąłby do tyłu, spadając ze stołka i pewnie roztrzaskałby potylicę, jednakże życie nie było mu na tyle miłe, żeby przywiązywał do tego zagrożenia wielką wagę. Poza tym stawiam, prawda? Nie zasłużyłem na nic takiego!
Reyes był przyjemnie ciepły, a Darrell, manifestując swoje granice, a raczej ich brak, nie zamierzał trzymać rąk przy sobie. Pozwolił sobie na lekkie zaczepianie go dłonią, szczególnie w obrębie twarzy, a konkretniej szczęki - na tyle zarysowanej, że aż zapraszała do choćby jednego przejechania po niej którymkolwiek z obwieszonych biżuterią palców Addamsa. Bo przecież on również chciał go wyczuć, choć barman zza lady spojrzał się wtedy na nich na tyle znacząco, jakby oceniał, czy starszemu wystarczyło już alkoholu, choć podawany mu drink był dopiero pierwszym tego wieczora. Spokojnie, Strażniku Teksasu, ja się tak kleję na trzeźwo.
- Dla prokuratora na pewno by miało, gdybyś był te trzy lata młodszy - parsknął śmiechem, prostując się na krześle, aby także skosztować swojego drinka i... Cholera, jaki to był błąd, że zacząłem go pić. - Słuchaj, z tym imieniem to niezmiernie przykro mi, ale wychodzi na to, że starszy jestem i opcja "tatusiu" nie przejdzie - chichotał dalej, pomiędzy jednym a drugim łykiem Tropical Bay, uważając, żeby nie zachłysnąć się trzymanym alkoholem, jednak mimo najszczerszych chęci i tak się nim udławił. Albowiem słysząc imię stojącego za nim chłopaka, Darrell dosłownie ostatkiem sił powstrzymał się od przyjęcia roli fontanny i oplucia całego baru. Bo, kurwa, nie potrzeba mi żadnych pytań dodatkowych, żeby ogarnąć, z kim mam do czynienia.

Zakasłał parę razy. Pierwsze kaszlnięcia skutecznie udrożniły mu drogi oddechowe, a ostatnie dwa były raczej próbą kupienia sobie choć kilku sekund na przetworzenie tego, co obaj właśnie odpierdalali czynili. Bo jakkolwiek Maverick nie wydawał się być szczególnie zadowolonym z faktu, iż Darrell zapytał go o imię, tak niższy właśnie wtedy dziękował sobie w duchu, że o nie zapytał, inaczej... kurwa, nawet o tym myśleć nie chcę! Znajdujemy się w pierdolonym Waszyngtonie, a ja jestem z Massachusetts! Nijak nie wychodzi mi Alabama!
- Jest okej... - zdążył jedynie zapewnić, kiedy jego, pożal się, Boże, kuzyn, wesoło, w kompletnej nieświadomości, żartował sobie w najlepsze z kolorów, paszportów i... ja bym sobie też tak, kurwa, pożartował, gdyby mi się nie odechciało łazienkowych eskapad z własną rodziną. Z każdym, cholera, jednym - najlepiej na zdjęciach, ujadał w myślach, starając się nie wpuścić na twarz ani jednej oznaki szoku, choć ciało starszego niekoniecznie chciało z nim współpracować, przepuszczając przez jego skórę multum dreszczy. Musiał się z tej chorej sytuacji wyplątać, a Maverick niekoniecznie ułatwiał mu zadanie, będąc tak blisko jego ucha. Jakkolwiek nie mam honoru w łóżku, tak jeszcze mnie nie pojebało na tyle, żeby się spowiadać z moich upodobań własnemu kuzynowi.
- Co mnie zadowala? Ach, spokojnie. Sama prostota, Maverick - zaczął, z udawaną nonszalancją, wbijając w niego swoje spojrzenie. Bo skoro ja prawie dostałem zawału, to żądam jakiegoś wyrównania. - Przykładowo seks z ludźmi ze mną niespokrewnionymi, bo, kurwa, tak się składa, że "Daniel" to mam na drugie, a z tego "zero-zero" tylko pierwsze "zero" jest prawdziwe - dodał niemalże na jednym wydechu, wyraźnie, lecz nieco ciszej, niż poprzednie słowa, ażeby przypadkiem nie przyprawić czujnego barmana o jego faktyczne dane - z kamiennym wyrazem twarzy, jakiego to nie utrzymał za długo. Szybko wyparło go zawstydzenie, którego nie odczuwał od wieków, ale w tamtej chwili, w Kremwerk, poczuł, jakby właśnie to, konkretne uczucie strzeliło mnie w pysk wepchnęło go w otchłań dyskomfortu. Nie mógł uwierzyć, że tej nocy los zesłał mu obok tego dobrze ubranego chłopczyka, z którym ponad dekadę temu bawił się samochodami na salonowym dywanie. A teraz? Teraz byśmy skończyli w-... Uch! No nie mogę!
- Kurwa mać... - zajęczał w którejś chwili, chyba po raz pierwszy w swoim całym życiu mając wyrzuty sumienia za podrywanie kogokolwiek w klubowym chaosie, a zarazem obiecując sobie, że za każdym następnym razem będzie przynudzał każdemu pytaniami o imię i rocznik. Bo, cholera, z moim szczęściem-...! - Co w takim miejscu robi ktoś taki, jak ty?!
Nie było innej opcji. Kimowie nie odpuszczają tak szybko. Ach, no i lubują się w specyficznych imionach... Ciekawe, czy w ogóle wie, że od kilku lat noszę nazwisko ojca?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lubił być dotykany przez kogoś, kto mu się spodobał, choć przecież nie powie o tym głośno. Co prawda była cienka granica między tym przez ile czasu chciał być zaczepiany, a kiedy zaczynał uznawać to za kizia-miziową przesadę, która zaczynała go po prostu nużyć bo wlokła się i do niczego nie prowadziła. Niemniej tak – na wiele można było sobie pozwolić z Reyesem, kiedy ten akceptował drugą stronę i był wyraźnie zainteresowany nią. Fizycznie, ma się rozumieć.
Czy to czyniło go łatwym?
Zdecydowanie, ale miał to w poważaniu. Skupiał się przecież na sobie.
Nie przejął się zbytnio tym, że jego towarzysz się zachłysnął własnym drinkiem. Takie rzeczy się zdarzały. Ważne, że nie wypluł, tylko jednak połknął. Zaraz, co to on… Ach, tak. Kolega zapewnił go, że było okay, więc tym bardziej nie interesował się tym, czy wpadło nie do tej dziurki co trzeba, czy jednak inna przyczyna stała za tym zdarzeniem. Dlatego, wydawało mu się, mógł kontynuować.
Wypuścił głośno powietrze – choć ten dźwięk utonął wśród dudniącej muzyki – jednocześnie wznosząc swoje spojrzenie ku górze, ze zrezygnowaniem, w ten sposób kwitując odpowiedź ze strony swojego towarzysza. Bo niewiele mu to mówiło, bo też nie lubił wodzenia za nos. Z szacunku do własnego czasu wolał konkrety – gdyby mu na nim nie zależało, to przecież nie rozbijałby się po klubach, akceptując przy okazji zaproszenia osób, które jakkolwiek przypadły mu do gustu swoją aparycją, już dalej zmierzając myślami z tego zdarzenia nieco dalej.
Czy to czyniło go pospolitą szmatą?
Łowcą. Łowca ładniej brzmi.
Co padło dalej z ust chłopaka, będące doprecyzowaniem tej wcześniejszej wypowiedzi sprawiło, iż Maverick zaczął się zastanawiać, czy ten drink chłopaka przypadkowo za mocno go już nie przeczołgał albo też: czym był zaprawiony, że teraz tamten zaczął mu się nagle spowiadać z poprzednich kłamstewek. Byłby zapytał, czy aby wszystko w porządku, konkretniej z jego głową, ale nie interesowało go to wcale.
On jeszcze nie wiedział, on nie rozumiał kogo spotkał, choć gdyby ta świadomość spadła na niego już teraz to czy zrobiłoby to mu jakąś większą różnicę?
Maverick nigdy nie przywiązywał uwagi do wartości rodzinnych. Jako dzieciak nauczył się, że samo to pojęcie obowiązuje u każdego, tylko nie u niego. Zdało się przecież wyczuć, będąc dziecięciem, że twoja obecność jest średnio pożądana, choć zawsze zastanawiał się „dlaczego?”. Nie zrobił przecież niczego złego, słuchał się, sprzątał po sobie zabawki i nie skarżył na braci, kiedy ci mu dokuczali, ani też im nie oddawał. Prędko spadła na niego świadomość, że model jego rodziny jest odchylony od standardowej definicji. Wiedza, że jego prawdziwi rodzice nie są razem, nie mieszkają w jednym domu, tylko są rozdzieleni o tysiące kilometrów. Pojęcie, że nie pałali do siebie sympatią, co szybko dało też zrozumienie, że on sam nie był tym długo wyczekiwanym „cudem narodzin”. Wiedział, że był wpadką, w dodatku bardzo niefortunną dla obu stron.
I jak początkowo matka wypierała się go – bo nie posiadał z wczesnego dzieciństwa wspomnień z nią – tak z czasem okazała mu nic innego jak łaskę, zabierając go do siebie na część wakacji. Choć „do siebie” to stwierdzenie zgoła nad wyraz – najczęściej upychała go po znajomych, opiekunkach czy własnej siostrze, samej oddając się pracy.
Tak oto nie miał okazji zrozumieć, jak wielką wartość posiadają więzy rodzinne. Nie czuł się z tą całą familią w żaden sposób związany. A przez to niechybnie nie szykanowałby hasła „incest is wincest”. Gdyby chłopak zamierzał go teraz uświadomić, że przecież to on, Darrell, padłoby w odpowiedzi krótkie, ale jakże wymowne „Jaki, kurwa, Darrell?”. Ci Azjaci, oni wszyscy tacy do siebie podobni!
I od momentu tego wyznania, kiedy dowiedział się, że Daniel nie był Danielem tak do końca, a ten wskazany przez niego wcześniej rocznik też nie był prawdziwy, Reyes nie odzywał się, chyba wyczekując, aż tamten sobie w głowie poukłada wersję wydarzeń, którą chciał mu podać.
Kurwa mać.
Brzydko.
Tak jakby on wysławiał się lepiej.
Uniósł minimalnie łuk brwiowy, cały czas obserwując twarz chłopaka. Brew wzniósł jeszcze wyżej, kiedy usłyszał zadane przez niego pytanie. Nie był pewien, czy przypadkiem nie było ono retoryczne, czy może beznadziejnym tekstem na podryw pokroju „bolało jak spadłeś z nieba?”. Po prostu w jego odbiorze brzmiało to głupio.
Jesteś pewien, że będziesz dalej to pił? – spytał, nie darując sobie tej protekcjonalnego tonu, wskazując przy tym wszystkim niedbale na jego drinka. Kto go tam wiedział, czy to kwestia wybitnie słabej głowy czy jednak tego, że ktoś mu tam coś dosypał. Jeśli ktoś, to na pewno nie Maverick. Aż tak zdesperowany nie był.
Ukryć się nie dało, że przez to całe zamieszanie stracił część swojego zainteresowania chłopakiem – no jak się krztusił na drinku, to wcale się to za dobrze nie zapowiadało w perspektywie możliwego dalszego rozwoju tej znajomości. Tak czy siak: jego spojrzenie nieco rzadziej wracało do rozmówcy, a skupiało się na bliskim otoczeniu, na zbierających się przy ladzie osobach, które przepychały się między sobą, celem zdobycia możliwości zamówienia drinka.
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy Darrell poczuł się dotknięty tym zapomnieniem? Ależ oczywiście. Nawet bardziej, niż by sobie tego życzył, ponieważ niezrozumienie na twarzy Mavericka przyprawiło go o naprawdę nieprzyjemne uczucie. Porównywalne nieco ze złośliwym pstryczkiem w nos, sygnalizującym mu, jak nieważna była jego osoba w życiorysie kolejnej osoby. To nie miało tak być... Miałem się odprężyć, a czuję, jak nagle się spiąłem. Jednak ta strona z quizami się pomyliła i zamiast "Magic Mike" bardziej pasuje do mnie "Przeminęło z wiatrem", psia mać, zasyczał w duchu, dotykając jednego ze swoich przedramion. Dlaczego czuję złość, że mnie nie rozpoznaje?
- Uch, czekaj... Nie jestem pijany, słowo. Jesteś Maverick, tak? Maverick R-... Jeny, jak to było-... - westchnął, ostatkami sił próbując przypomnieć sobie nazwisko chłopaka, choć stanowiło to dość trudne zadanie. W końcu dzieci nie mówiły sobie nazwiskami, a więc okazji do usłyszenia "Reyes" miał niewiele. Ot, tyle, co na palcach jednej ręki. W porywach. - Nie ma chuja, nie przypomnę sobie, ale twoja matka nazywała się Seojun Kim i miała młodszą siostrę, Heejin - mruknął z rezygnacją, choć jednak nie całkiem poddając się w podrzucaniu pod nos kuzynostwa dodatkowych wskazówek. Oczywiście, dane ciotki, której to twarzy już prawie nie mógł sobie przypomnieć, powiedział z nutą wątpliwości, nie wiedząc przecież, jak dalej potoczyły się ich losy. Najwyraźniej dalej siedzieli w Seattle, ale czy w końcu wyszła za ojca Mavericka? Czy poślubiła kogoś innego? Darrell nie miał i nie mógł mieć o tym pojęcia. A może-... Może skapnął się, ale nie chce się przyznać, że kojarzy? Ach, dlaczego sobie to robisz, Addams!, skarcił się w myślach, ponieważ podczas szukania w wyrazie twarzy Reyesa jakichś reakcji na jego słowa, nagle jego wyobrażenia zaczęły zmierzać w niekoniecznie dobrym kierunku. A naprawdę nie chciał się dodatkowo dobijać. Nie dziś, dlatego... Ostatnia próba.

- Darrell, syn Heejin. Darrell Daniel Kim. Znaczy-... Addams. Teraz Addams, chociaż to nieistotne. Naprawdę nic ci nie świta? - przedstawił się, tym bardziej poprawnie, patrząc się z czystą wątpliwością w ciemne oczy Mavericka. Zawsze byli bogatsi. Widziałem, że miał fajniejsze ubrania i mieszkał w większym mieście. Więc czy wyprze się mnie teraz? - Ale nie tak, że jestem po ślubie i zmieniłem nazwisko, czy coś tam, żebyś se nie dopowiadał...
Jeśli teraz nie zaskoczy, poddaję się. Chociaż... może to i lepiej, gdyby jednak faktycznie nie pamiętał? Ciotka z matką nie miały ze sobą kontaktu od wieków i na rękę mi, żeby się ta Wiedźma nie dowiedziała, co robię po klubach, bo znowu będzie spinać...
Czy to od nerwów czy zdecydowanie zbyt intensywnego dymu z dymiarki zaczęło mu się robić tak duszno?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wbrew pozorom i ogólnie utartemu (nawet wiem skąd, ale głośno o takich rzeczach nie powiem), nie znał wszystkich Azjatów całego świata. Ani nawet nie kojarzył tych z Seattle. Ludzie o azjatyckich rysach nie trzymali się tylko ze sobą. Reyes na przykład, poza Jinem, którego i tak mógłby wykreślić z listy swoich znajomości, bo go z nim nic nie łączyło poza tym, że tamten mu podpadł, w swoim wąskim gronie nie posiadał żadnego innego Azjaty, z którym by się trzymał. To nie była kwestia terytorializmu, ani niepisanej zasady „jeden Azjata na dwudziestu białych”. Po prostu tak się złożyło.
Nie było to więc dziwne, że chłopaka nie kojarzył. Choć, w teorii, powinien.
Miał wątpliwości, co do zasłyszanego oświadczenia, przedstawionego przez chłopaka. Nie był pijany? Czyli tak normalnie, na co dzień, miał rozszczepienie osobowości? Czy to po prostu była jakaś dziwna odmiana zespołu Tourette’a Jednak, co mimo wszystko utrzymało uwagę Reyesa na chłopaku to było to, że znał – tak plus minus – jego nazwisko. Nie był jakimś misterem popularności i też z rzadka zwierzał się z tego, po kim się nazywał (tu nie było czym się chwalić). Sam R wystarczyło mu, by się zatrzymał.
Potem zaczęło się robić naprawdę interesująco.
Uniósł brew, kiedy usłyszał, jak tamten – bez żadnego zawahania – podaje imię i nazwisko jego matki, a to była informacja, którą Reyes dzielił się jeszcze rzadziej, niż swoim nazwiskiem. Nie dało się ukryć: był zdziwiony. Zmarszczył czoło w wyrazie konsternacji, przyglądając się rozmówcy, już teraz ze znacznie większą, niż chwilę temu.
Wtedy padło imię chłopaka. To prawdziwe. Kolejne słowa, które rzuciły nieco światła na sprawę. W zasadzie – sprawę całkowicie rozjaśniły. Nie potrzebował chwili, by w odmętach własnej pamięci odnaleźć twarz smarkacza, z którym on sam bawił się tę dekadę temu.
Rzucił się na szyję długo niewidzialnemu kuzynowi, wychwalając pod niebiosa dzień, w którym dane było mu się odnaleźć z kimś z rodziny.
No, no – odezwał się w końcu, prostując się. Na jego ustach pojawił się delikatny, ironiczny uśmiech. – W Grę o Tron jeszcze się nie bawiłem. – Podniósł brew, wciąż mając prowokacyjny wyraz na gębie. Oparł się ramieniem o blat baru, zwracając swoje ciało bardziej w stronę krewniaka.
Normalnie powinien się tą sytuacją zmieszać, bo wyszło… nieprzyzwoicie. Niemniej, kiedy się miało zaburzone spojrzenie na całą instytucję rodziny i więzów krwi jak on, to chyba ciężko było o speszenie. Jego mało co zawstydzało.
Dopił do końca pozostałą zawartość swojej szklanki, a następnie odstawił ją na blat, odsuwając palcami od siebie.
Czyli co, Darrell? Urosnąć to dalej nie urosłeś, ale widzę, że jeszcze szacunku do siebie się pozbyłeś, skoro czepiasz się nowopoznanych nieznajomych w klubach? – zagadnął chłopaka, kiedy już wrócił do niego swoim spojrzeniem. – Przynajmniej gust masz całkiem niezły – skwitował, beztrosko pijąc do tego, że tym zaczepionym przez tamtego nowopoznanym nieznajomym był właśnie on, Maverick. – A mama wie, że tak spędzasz wieczory? – spytał, unosząc lekko brew. Ten kpiący, prowokacyjny półuśmiech dalej miał przyklejony do kącika swoich ust.
I rozmawiał z nim, jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby przed chwilą faktycznie nie miało dość do jednej ze sceny podobnej do tych, prezentowanych w tym serialu ze smokami i cyckami. Incest is wincest, nie?
<link rel="preconnect" href="https://fonts.googleapis.com"><link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com" crossorigin><link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.mr1 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:15px 0px 0px 0px;} .mr11 {width:150px; box-shadow: 0px 0px 4px #111111; border-radius:0px 0px 15px 0px;} .mr2 { width:290px; background-color: white; opacity:0.24; height:20px; margin-top:-40px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8.5px; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.9; } .mr3 { width:290px; margin-top:-22px; padding-left:5px; padding-right:5px; padding-top:2px; padding-bottom:2px; font-family: arimo; font-size:8px; line-height:100%; color:black; text-transform: uppercase; letter-spacing:0.3; position:relative; opacity:0.95;}</style><center><img src="https://64.media.tumblr.com/b852d7a5bfc ... 1_250.gifv" class="mr1"><img src="https://64.media.tumblr.com/5cf9012e07c ... o9_250.gif" class="mr11"><div class="mr2"></div><div class="mr3">Love me or hate me<br> Either way <b>I'm on your mind</b></div></center><br>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niezwykle trudno było mu określić swój stosunek do Mavericka. Już za dzieciaka żywił doń bardzo mieszane uczucia, nie umiejąc jasno przyznać się do tego, czy lubił go, czy też bardziej za nim nie przepadał. Z jednej strony Reyes z dawnych lat stanowił dla Addamsa ciekawe urozmaicenie towarzyskie, z uwagi na to, że jakoś nigdy nie miał szczęścia do kompanów w swoim wieku, jednakże już z drugiej - coś wybitnie go w nim denerwowało. A teraz, z perspektywy czasu, mogę już nawet nazwać, co konkretnie mnie w nim irytowało.
Zawsze bywał o niego zazdrosny, czując, że w jakimś stopniu odstawał od niego poziomem życia. Kiedy młodszy przyjeżdżał w towarzystwie matki, przyglądał się ich zmieniającym się samochodom, które za każdym razem prezentowały się zdecydowanie lepiej na tle tego, jaki stał na jego własnym podjeździe. Nawet coś tak trywialnego, jak zabawki potrafiły ich poróżnić i wbijać drobne szpileczki w młodego Darrella, kiedy obserwował Reyesa, wyciągającego ze swojego plecaka te najbardziej reklamowane w telewizji. I tu się przyznam, że zabawy umyślnie wybierałem takie, żeby poprzecierał sobie te piękne jeansy.
- To ja już chyba wolę wrócić z tobą na etap pierdolonych Hot Wheels - przewrócił oczami z wymalowanym na twarzy niesmakiem, niespokojnie wracając do dopijania swojego Tropical Bay. I nawet się wtedy nie krył z tym, że podczas maltretowania słomki wnikliwie spoglądał na prezencję kuzynostwa, nie mogąc odnaleźć w nim tego samego chłopaka, którego ciągnął niegdyś złośliwie za szelki.

Choć Maverick od zawsze był nieco wyższy od Darrella, jego dorosła wersja zdawała się całkowicie przesadzić ze wzrostem, ponieważ lekką ręką dałby mu przynajmniej ten sławetny metr-osiemdziesiąt, zakładając, że na mierze wyszłoby pewnie więcej. Dodatkowo, starszy musiał obiektywnie stwierdzić, iż podobały mu się jego ubrania. Ale wreszcie ja również siedzę w równie dobrych obok. To się zmieniło, pomyślał, bawiąc się srebrnym kolczykiem przy uchu, kiedy zdecydowanie zbyt beszczelny kuzynek ośmielił się wytknąć mu przysłowiowe to i owo, zaczynając oczywiście od najbardziej żenującej wisienki na torcie.
- Hm, pozbyłem szacunku? - powtórzył za nim, ewidentnie niezadowolony, a może i nawet zaskoczony jego śmiałością. - Czekaj, dobrze rozumiem, że będziesz próbował mi teraz prawił morały? Nie wiem, jak ty, ale ja już mam tyle lat, że nie muszę się pytać mamusi o pozwolenie na wyjścia. - Uniósł brew, odbijając piłeczkę na tyle, na ile wówczas mógł, ponieważ brak kontaktu skutecznie utrudniał mu jakiekolwiek konkretniejsze złośliwości. Bo odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z nieznajomym. - W takim razie rozumiem, że twoja wie, że lubisz pić z nieznajomymi, tak? I że twoim marzeniem jest odgrywanie Targaryenów? Ach, niby taki porządny, zawsze białe kołnierzyki i dobre oceny, a tu proszę, spotykamy się razem, przy jednym barze, szukając wrażeń. Zabawne, nie? To raczej ja powinienem pytać, gdzie się podział twój szacunek do siebie samego - wyliczył zaczepnie, wędrując ręką do koszuli Maeve'a i nonszalancko rozpiął mu jeden z guzików. Ot, żeby nie poczuł się zbyt pewnie w jego towarzystwie, choć musiał wtedy przyznać, że przezornie wolał wówczas skierować całe zainteresowanie na wyższego, niekoniecznie chcąc się spowiadać ze swojego trybu życia. Wystarczyło mu, że już raz dostał od matki w twarz i wolał, aby po kątach nie dowiedziała się o zaistniałej sytuacji. Chociaż... Znając ją, pewnie nawet by nie uwierzyła, że jej "idealny siostrzeniec" jest zdolny do takich rzeczy. Sam bym nie uwierzył, jakbym z nim teraz nie gadał. W końcu to on był tym porządnym chłopcem w rodzinie, a ja tym, co nie lubił się uczyć i latał po płotach sąsiadów. Tylko ciekawe, co się stało, że nagle widzę go tutaj? Następny, który wreszcie zluzował? Dopijając ostatni łyk drinka, nie zaczekał na reakcję młodszego, zsuwając się ze stołka, równocześnie zatapiając ręce w kieszeniach, w poszukiwaniu paczki papierosów. Zaczynało go wkurwiać to wszystko.
Hałas.
Mała ilość alkoholu.
Milczący Ocean.
Nieudane spotkanie.
Ostatnie dwie sztuki Marlboro.
Ale i przede wszystkim Maverick.
- Zróbmy sobie przysługę i nie wspominajmy o tym nikomu, a ja pójdę zapalić.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Kremwerk”