WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

001

Ostatnio cierpiała na nadmiar pomysłów i większość czasu spędzała w swojej pracowni, zupełnie ignorując potrzeby najmłodszej latorośli. Zresztą, przecież była pełnoletnia, w mniemaniu pani Hirsch potrafiła sobie radzić sama, nie potrzebowała niańki i całodobowej opieki, jak kilkanaście lat temu, gdy biegała w pampersach. W swoim życiu miała wiele zaniechanych marzeń, ale jedno z nich właśnie się spełniło, a głównym powodem była wystawa jej prac w galerii sztuki. Wszystkich. Nie było ich zbyt wiele, bo tylko osiem, ale zawsze. Czuła jednak pewien niedosyt. Zakasała więc rękawy i wzięła się za malowanie jeszcze kilku nowych dzieł. A jeśli któreś z nich okaże się arcydziełem wartym fortunę? Lilibeth miała nadzieje, że nie zostanie doceniona dopiero po śmierci jak Picasso czy van Gogh. którego mieli wcześniej za niezrównoważonych, patrząc na ich prace. Chciała być jak Salvador Dali, sławny zarówno w trakcie malowania, jak i po tym, gdy dawno wąchał kwiatki od spodu.
Tutaj miała swój azyl i bardzo nie lubiła, kiedy wchodzono tu bez zapowiedzi i oglądano nieskończone obrazy. Wyjątek stanowiły Laura i ta jej przyjaciółka, chyba Stella, bo wtedy zawsze poprawiał się jej humor. Nie lubiła samotności, ale pokój artystyczny był miejscem, gdzie tego nie odczuwała. W jej głowie było tylko sytuacji, tyle pomysłów, że czas biegł niesłychanie szybko, a zapach farb zmieszany z zapachem rozpuszczalnika, którego czasem używała do zrobienia zamierzonych smug, uspokajał ją. Tutaj mogła wyglądać, jak chciała, a jej poplamione ogrodniczki wcale nie wyglądały groteskowo.
Malując kolejną kreskę, zastanawiała się, co takiego stało się z jej rodziną, że z dnia na dzień powoli się rozpadała. Przecież mieli dzieci, kochali się, a potem nagle wszystko zwaliło się jak domek z kart. Nie dlatego, że Judah miał romans czy ona. Nie. Wina tkwiła w tym, że przestali ze sobą rozmawiać, przestali się wspierać i polegać na sobie. To nie miało racji bytu, najmniejszej. Największy cios jednak otrzymała, kiedy również jej synowie opuścili dom i przenieśli do ojca. Wielokrotnie zadawała sobie to pytanie: dlaczego? Nikt jednak nie kwapił się z odpowiedzią na nie. Pozostała jej tylko Laura, tylko dla niej chciała mieć wszystko, by nie musiała się wstydzić matki, ale opowiadać o niej z dumą...
Poprawiła kucyk na głowie, grubszy pędzel wsadziła za ucho, a innym, cieńszym, zaczęła wykończać boczne kontury twarzy.
Ostatnio zmieniony 2021-12-06, 10:07 przez Elizabeth Moore-Hirsch, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Sierpień 2020
Retrospekcja #3
outfit

Uwielbiała ten okres w swoim życiu, kiedy zostały z mamą tylko we dwie. Chociaż wiedziała, że było jej przykro, że bracia postanowili się od niej wyprowadzić, miała nadzieję, że w końcu od nich trochę odpocznie. Posiadanie trójki dzieci w końcu nie było najlżejsze, a dwóch synów w okresie buntu (który trwał od kilku lat i wcale nie zapowiadało się, że szybko się skończy) było wyjątkowo trudne. Tak się przynajmniej Laurze wydawało. Pierwszy wyniósł się Laurence (najstarszy), wybierając sobie pokój w wielkim mieszkaniu ojca i wchodząc w nim jakąś dziwną komitywę. Później wyniósł się Tayler, ten na szczęście wynajął mieszkanie ze znajomymi, po prostu wynosząc się bliżej kampusu, gdzie zaczął studia. I tak właśnie (dzięki temu, zdaniem Laury) od dwóch lat panie Hirsch żyły sobie spokojnie we dwie.
I to były najlepsze dwa lata w życiu Laury. W końcu miały dla siebie czas, słyszały własne myśli, prowadziły długie rozmowy, oglądały razem filmy, a przy każdej z tych czynności Laura czuła wyjątkową więź łączącą ją z mamą.
Pomimo tego wszystkiego, w głowie młodej Hirsch narodził się plan, jeden z wielu, bo tak miała w zwyczaju robić, czyli wszystko planować. Był on prosty i musiała go wcielić w życiu tuż przed rozpoczęciem ostatniej klasy szkoły średniej, zakładał on studia w Nowym Jorku, a do tego potrzebowała wysokiej średniej, kursu z rysunku technicznego, kilku dodatkowych zajęć w szkole, a także poza nią oraz jakieś wolontariatu. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że okazało się, że dojazdy z domu mamy zajmują jej o wiele za dużo, zabierając czas, który powinna poświęcić czas na naukę. Dla Laury były to zwyczajne wyliczenia, które przez ten właśnie szczegół nie do końca się zgadzały. Po wstępnej analizie wszystkich za i przeciw doszła do wniosku, że wygodniej mieszkałoby się jej u ojca. I dopiero wtedy pojawiły się w jej głowie myśli, które wszystko psuły. Jak będzie czuła się mama, gdy Laura ją zostawi? Jak odnajdzie się w nowej sytuacji, skoro już dawno z ojcem nie mieszkała? Czy on w ogóle chciał, by z nim mieszkała? Czy mama nie powinna oddać się w stu procentach swojej pasji, skoro już prawie wszystkie dzieci miała dorosłe? Czy to nie był odpowiedni moment, skoro i tak Laura za rok planowała polecieć na drugi koniec stanów?
Z tymi, a także z masą innych pytań, postanowiła zejść do pracowni mamy. Chociaż nie chciała jej przeszkadzać, gdy malowała i akurat coś wyjątkowo dobrze jej szło, to musiała jak najszybciej z nią porozmawiać. Gonitwa myśli nie pozwalała się jej na niczym innym skupić.
– Mamo… – mruknęła cicho, zaglądając do pomieszczenia. – Możemy… porozmawiać? – zaczęła, podchodząc do Elizabeth. – Pamiętasz, jak ostatnio rozmawiałyśmy o tym, że to już czas zacząć myśleć o aplikacji na studia? Chciałabym to omówić jeszcze raz. – wyjaśniła, chociaż słabe to było wprowadzenie do tak trudnej rozmowy.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie uważała się za złą matkę, chociaż pewnie jej dzieci tak ją postrzegały. Nie potrafiła okazywać im tyle uczuć, w jakim stopniu zasługiwały oraz ile potrzebowały, ale zawsze robiła wszystko, by niczego im nie brakowało. Po prostu za wcześnie została rzucona w rolę macierzyństwa i nie wiedziała jak się przygotować. Co z tego, że czytała wszelkiego rodzaju poradniki, jak i tak z nich nie korzystała, bo nic nie pomagało. Potrafiła zrozumieć młodzieńcze bunty, przecież każdy przez to przechodził, ale kiedy synowie jeden po drugim wynieśli się do ojca, poczuła pewnego rodzaju żal i ból, że trafiła na drugi plan, że teraz jest im już zbędna i zdecydowanie wolą ojca, który koniec końców mimo pracy, zawsze miał dla nich czas.
Na szczęście pozostała z nią Laura i wspaniale im się razem mieszkało. Mówiły sobie praktycznie o wszystkim, chociaż jak to dwie kobiety, również i sprzeczały się ze sobą, ale zawsze potrafiły dojść do porozumienia. Ze strony Elizabeth córka mogła liczyć na stuprocentowe poparcie w różnych decyzjach, ale myśl o tym, że kiedykolwiek miałaby się wyprowadzić z domu, przerażała ją. Zakładała oczywiście taką możliwość, nigdy jednak nie sądziła, że dojdzie do tego tak szybko. Zresztą, zawsze tak w życiu jest, że jedno dziecko zostaje z rodzicami i w tym przypadku liczyła, że będzie do właśnie Laura. Była tak skupiona na malowaniu, że nie słyszała, kiedy uchyliły się drzwi od pracowni, a dodać trzeba, że słuch miała czuły niczym mysz. Drgnęła nieznacznie i na szczęście miała wtedy pędzel ponad płótnem, inaczej na prawie skończonym dziele, pojawiłaby się podłużna biała kreska, której w żaden sposób nie udałoby się usunąć, a cały obraz byłby do wyrzucenia.
- Laura! - wydyszała, gdy już uspokoiło się jej serce i zaczęła czule oglądać malowidło, czy faktycznie nic nie spadło, dopiero potem skupiła uwagę na córce. - Co się tak skradasz, jak złodziej? - zapytała z lekkim uśmiechem, jednak widząc poważną minę córki, natychmiast zniknął on z jej ust. Wyglądała na zakłopotaną i wcale się jej to nie podobało. - Porozmawiać? Oczywiście, że możemy, zawsze jestem po to, aby z tobą porozmawiać - odparła i wrzuciła pędzel do pojemnika z wodą, żeby farba nie zaschła. Poprowadziła Laurę na dwa gołe krzesła, które stały nieopodal i wysłuchała jej z uwagą. Pamiętała tę rozmowę. Studia i jej Nowy Jork. Nie chciała, aby tam pojechała, ze zwykłej obawy bycia samej. Wtedy porzuciła ten temat, ale najwidoczniej znowu o nim zaczęła rozmyślać. - Tak, pamiętam - stwierdziła ostrożnie, spodziewając się najgorszego. 2852 mile. Tyle dzieli Nowy Jork od Seattle. W przeliczeniu na samochód to jakieś 42 godziny jazdy. Nie ma realnej szansy na to, by codziennie jeździć tam na studia, to niewykonalne. Dlatego przeczuwała, jaka będzie dalsza część tej rozmowy. - Chcesz przeprowadzić się do Nowego Jorku, prawda? - postanowiła jej to ułatwić i grać w otwarte karty, żeby im obu oszczędzić niepotrzebnych uników, które niczego nie ułatwiały.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Laura daleka była od oceniania innych ludzi, zwłaszcza rodziny. Swoją dojrzałością zdecydowanie odstawała od dwóch starszych braci, na których błędach chętnie się uczyła, wpisując sobie ich poczynania na nieistniejącą listę tego lepiej unikać. Wiedziała, jak mamę bolały ciągłe walki ze starszymi latoroślami, chciała więc być dla niej wsparciem, a nie kolejną kłócącą się z nią osobą. Natomiast próby nieuważania ojca za złego, bardzo często okazały się bezsensowne. Z roku na rok pokazywał, że daleko mu do zdobycia nagrody taty roku, zawodząc tym bardzo swoje dzieci.
Dlatego Laura ceniła sobie relację z mamą. To było coś, czego chyba każde dziecko chce. Matka będąca jednocześnie prawdziwą mamą, ale też przyjaciółką. Umiejąca wysłuchać, zrozumieć, zatroszczyć się, a jednocześnie dawać przestrzeń. To Laurze odpowiadało. Po rozwodzie z Judahem obie musiały zacząć swoje życie od nowa i było ono całkiem fajne.
– Przepraszam. – mruknęła cicho, trochę rozbawiona reakcją mamy, ale też zestresowana, czy właśnie nie popsuła swoim niespodziewanym wkroczeniem w jej przestrzeń, jakiegoś wielkiego dzieła! Przystanęła więc na chwilę w miejscu, czekając na rozwój wydarzeń.
– Nie wiem. Była tak tu cicho, nie chciałam cię wyrwać ze stanu skupienia. – przyznała szczerze. Sama nie była tryskającym energią wulkanem, więc pewnie nie raz kogoś zaskoczyła swoją obecnością. Usiadła na krześle, które wskazała jej mama, pozwalając sobie na rozpoczęcie rozmowy.
– Tak, ale to dopiero za rok. – odpowiedziała niemal od razu. Przed nią był ostatni rok szkoły średniej, ten decydujący, najważniejszy, nie mogła więc zmienić szkoły już teraz.
– Tak sobie pomyślałam… że skoro u ojca jest teraz wolne mieszkanie, a on mieszka bliżej mojej szkoły, to ten rok spędziłabym u niego? – zasugerowała cicho, unosząc pytająco brew i przenosząc spojrzenie na twarz mamy, przyglądając się bardzo dokładnie jej reakcji. – Zanim coś powiesz, pozwól, że ci wyjaśnię wszystko. Nie chcę, żebyś pomyślała, że teraz nagle mam jakąś potrzebę spędzania czasu z ojcem… dużo czasu zajmują mi dojazdy do szkoły stąd. Mogłabyś wtedy odpuścić sobie odbieranie mnie i miałabyś czas na pracę. Mogłabyś sobie znaleźć mieszkanie, tak jak wspominałaś któregoś razu, ale nie martwiąc się o pokój dla mnie, skoro przyszły rok i tak już spędzę w Nowym Jorku. – kontynuowała swoją wypowiedź, będąc pewna, że jej marzenie o studiach na drugim końcu stanów się spełnią. – Mogłybyśmy spróbować już teraz, jak to będzie przy takiej… no wiesz, rozłące. W środku tygodnia mogłabym spać u taty – dziwnie brzmiało słowo tata w jej ustach, gdy o nim mówiła. – a weekendy z tobą. Myślę, że tobie to dobrze zrobi, mamuś. Nie będziesz miała dzieci na głowie, będziesz mogła skupić się na malowaniu. – przechyliła nieco głowę, uśmiechając się blado. Miała nadzieję, że jej argumenty miały dla Elizabeth jakikolwiek sens.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Elizabeth cieszyła się, że Laura z nią została, miała tylko jedną córkę, a nawet tutaj poległa w roli idealnej matki, bowiem skupiała się na swoich obrazach, zamiast na poświęcaniu czasu Laurze. Co z tego, że była dojrzała, inteligentna i potrafiła o siebie zadbać? Wieczorami często robiła sobie o to wyrzuty, postanawiała, że następnego dnia na pewno będzie lepiej, po czym wszystko było bez zmian. Dopiero później, gdy obie dorosły, odnalazły wspólny język, ale to głównie Lilibeth się zmieniła, chcąc odkupić swoje winy i zgrywać mamę, o której marzy każda nastolatka czy wkraczająca w dorosłość dziewczyna. Zgrywała rolę wyluzowanej mamy, która doradzi, wysłucha, pocieszy i da spokój, kiedy trzeba. Dotychczas funkcjonowało to bez zastrzeżeń, jednak Beth zaczęła ostatnio mieć dziwne przeczucia, które jak zwykle okazały się niezawodne.
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się, bo w istocie tak było, ale mało brakowało. - Kiedy maluję, wpadam w trans i mało co do mnie dociera z zewnątrz, więc w zasadzie to też moja wina, że cię nie usłyszałam - powiedziała zgodnie z prawdą. Podczas tworzenia obrazów, popadała w stan znany tylko innym malarzom, gdzie każdy kolor miał swoje własne życie, własną historię, której należało wysłuchać i odpowiednio przedstawić, aby postronny obserwator zrozumiał dany przekaz.
Słuchała córki z uśmiechem i zainteresowaniem, a miarę wypowiadania kolejnych zdań, jej zadowolona mina, stała się obrazem rozpaczy. Na chwilę się uspokoiła, ale tylko na chwilę, ponieważ potem padły słowa, które bardzo ją zabolały. Nie przypuszczała, że kiedykolwiek do tego dojdzie, że ich wspaniała sielanka rozpadnie się jak domek z kart. Nie przypuszczała, ani nawet nie podejrzewała Laury o to, że zada jej taki cios, że zrobi to samo, co jej bracia i wybierze ojca. Zostawi ją samą. Jak wszyscy. Najpierw Judah, potem Taylor, Laurence, Peter... i Laura.
- Co robię źle? Możesz mi to wyjaśnić? Jesteś młoda, ale inteligentniejsza ode mnie... więc powiedz mi, proszę, co takiego robię nie tak, że wszyscy po kolei zostawiacie mnie samą? - zapytała, a jej głos powoli zaczął drżeć. Nie, nie zamierzała płakać. Nigdy nie płakała przy bliskich, przy nikim. Łzy były jej i tylko cztery ściany jej sypialni mogły je ujrzeć. Teraz dotknięta do żywego nie była taka pewna, czy da radę wytrzymać i donieść je do pokoju.
Przełknęła ślinę, słuchając jej słów o czasie na pracę i innych bzdetach.
- Ale mnie to wcale nie przeszkadza. Lubię cię czasem wozić i odbierać ze szkoły, a mieszkanie tutaj sprawia mi przyjemność, jest małe to prawda, ale jestem tu szczęśliwa. - Udała, że nie zabolało jej słowo tata z ust ukochanej latorośli, ani to, że już tak szybko chce u niego zamieszkać. Powoli wstępowało w nią rozczarowanie, któremu smutek zrobił trochę miejsca obok siebie. - Tak szybko? Może od razu całkowicie się do niego przenieś, zamiast bawić się w dzielenie na dni robocze i weekendy, a ja tu zostanę sama jak kołek ze swoimi bohomazami, co?
Afera koperkowa, akt pierwszy, scena pierwsza, akcja. Nie chciała jej robić, ale to było silniejsze od niej. Wolała jednak nie rozchodzić się z córką skłócona, może później uda się to jej jakoś załagodzić. Na razie przemawiało przez nią coś innego, nad czym nie panowała.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Laura miała wrażenie, że nie może nic zarzucić swojej mamie w kwestii wychowania jej. To nie ona ją zostawiła, gdy miała pięć lat, by zacząć żyć po swojemu, widywać ją co któryś weekend, spełniać się zawodowo i randkować z młodszymi. To ona z nią została, to ona wypełniała swój rodzicielski obowiązek najlepiej, jak umiała. I Laura za to bardzo ją kochała.
– Wiem. Lubię cię w takim stanie… mam wrażenie, że wtedy naprawdę robisz to, co kochasz. – odpowiedziała z uśmiechem. Cudownie było oglądać mamę, gdy oddawała się swojej pasji. Od lat nie widziała jej tak szczęśliwej. Oczywiście cieszyły ją różne rzeczy, Laura doskonale znała jej uśmiech, pamiętała miłe chwile, gdzieś w głowie pojawiały się obrazy zadowolonej mamy, na przykład wspólnym wypadem nad jezioro, wspólnym gotowaniem, czy uczeniem Laury nowych rzeczy, jednak to było coś innego. Gdy tworzyła była w swoim własnym świecie. Ojciec miał podobnie, gdy widziała go w kuchni, był jak w transie. Taylor na boisku odpływał do swojego świata. Laurence na siłowni również wydawał się w odpowiednim miejscu. Hirschówna pragnęła takiego stanu dla siebie.
Zamrugała zaskoczona pytaniem mamy, zaraz zagryzła wargi, nie chcąc jej przerywać, ale też chyba nie do końca wiedząc, co powinna odpowiedzieć na jej pytanie. O ile Lilibeth tak naprawdę chciała odpowiedzi. Przyglądała się jej, gdy udzielała odpowiedzi na każde jej słowo, próbując podrzucić argumenty za tym, że jej pomysł wcale nie jest taki dobry, jak się jej wydaje. Najgorsze było to, że Laura doskonale to wszystko wiedziała.
– Mamo… – westchnęła, przekrzywiając nieco głowę i przesuwając spojrzeniem po jej twarzy. Widziała na niej ból, te zaszklone oczy sprawiały, że łamało się jej serce. Nie miała pojęcia, że mama przyjmie to aż tak źle. Wydawało się jej, że pasja pochłonęła ją na tyle, że będzie zadowolona, że teraz będzie mogła jej poświęcić sto procent swojego czasu.
– Ja też lubię tu mieszkać. I lubię, gdy mnie wozisz do szkoły. – przyznała cicho. – A nie chcesz tego? Nie chciałabyś mieć całych dni na to, by móc spokojnie tworzyć? Pół życia poświęciłaś mi, Taylorowi i Laurencowi. Ojcu w sumie też… czy nie przyszedł czas, żebyś teraz zajęła się sobą? – dodała, spuszczając na chwilę wzrok, a potem unosząc pytająco brew. – Przecież nie chcę się wyprowadzić na złość tobie albo żebyś została sama. Po prostu… – wetchnęła, nie wiedząc co dalej powiedzieć. Nie mogła przyznać, że trochę chciała spędzać więcej czasu z ojcem. Że czuła, że to przez nią mama nie szuka dla siebie kogoś nowego, gdy u ojca co jakiś czas widuje nową dziewczynę. Chciała, by Elizabeth miała w końcu możliwość żyć wedle swoich zasad i swoich pragnień. Owszem, była mamą i to chyba była jej życiowa rola, ale skoro mogła znaleźć dla siebie jeszcze inne przeznaczenie, to Laura tego dla niej chciała.

/ wątek przerwany

autor

oh.audrey

ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”