WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

04.

Do Święta Dziękczynienia pozostało jeszcze kilka dni, ale Indiana przygotowała swoją kolację już dzisiaj, mimo iż nie był to nawet czwartek - bynajmniej jednak nie z zamiarem celebrowania owego dnia, chociaż istotnie pragnęła w ten sposób podziękować Connorowi za udzielenia jej chwilowego dachu nad głową, a uczynienie tego poprzez przygotowanie dla niego smacznego względnie zjadliwego posiłku, wydawało się dobrym pomysłem. Pomysłem, który brunet sam jej podsunął, tamtego felernego wieczoru, o którym Indy w znacznej większości wolała zapomnieć - bo choć zaczął się przyjemnie, to niezupełnie tak też się zakończył. Chciała więc zapomnieć o tym, że tego samego wieczoru wizytę złożył jej właściciel dawnego mieszkania i zażądał od niej zapłaty, krótko mówiąc, w naturze - zaś nie otrzymawszy jej, postanowił wyrzucić młodą pannę Halsworth na bruk; i o tym, że Connor był nie tylko świadkiem owej nieprzyjemnej sceny, ale także jej uczestnikiem, gdy odpłacił niechcianemu gościowi sierpowym prosto w nos. I to zapewne właśnie ów cios spowodował, że w efekcie tamtej scysji Indy pozostała bez dachu nad głową - a raczej: pozostałaby, gdyby również nie Brewster, który zaproponował, aby ciemnowłosa zatrzymała się u niego, dopóki nie znajdzie nowego lokum. Tak też się stało, a po szybkiej i trochę chaotycznej przeprowadzce niemal w nocy, Indy i Connor z sąsiadów nagle stali się współlokatorami, co dla samej dziewczyny było początkowo odrobinę niezręczne. Szybko jednak poczuła się w jego domu komfortowo i przekonała się, że to małe zmieszanie było kompletnie niepotrzebne - Connor w żaden sposób nie dawał jej odczuć, jakoby mu przeszkadzała, a wręcz swoim przysposobieniem potrafił sprawić, że Indy zupełnie zapomniała o jakimkolwiek skrępowaniu. Przynajmniej do pewnego stopnia, bo nawet to, że czuła się tu, jako jego współlokatorka, po prostu dobrze, nie zmieniało faktu, że wciąż rumieniła się pod ciężarem jego spojrzenia, a to, że obecnie on sypiał praktycznie za ścianą, bynajmniej nie ułatwiało jej uporządkowania we własnej głowie tych wszystkich rozbieganych myśli, jakie mężczyzna prowokował swoją osobą. Zwłaszcza po tym, co jej niedawno powiedział, gdy Indy spytała, czemu traktował ją inaczej niż pozostałe kobiety w swoim otoczeniu. Z jednej strony było jej miło, że Connor ją lubił. Ba, też go lubiła. Ale sama nie wiedziała, czy odpowiadała jej rola dziewczyny, którą mógł tylko lubić - tylko czy potrafiła być czymś więcej? Czy też była skazana na bycie wyłącznie koleżanką - jego lub jego młodszej siostry? Odpowiedzi na te pytania wydawały się być poza jej zasięgiem. Z drugiej jednak strony - poza jej zasięgiem było także gotowanie, a tymczasem samodzielnie przygotowywała kolację dla dwojga (współlokatorów), która nie była ani kolacją dziękczynną - mimo iż była formą podziękowania - ani tym bardziej żadnym podstępem. Zamiast indyka i puree ziemniaczanego, Halsworth postanowiła zatem przyrządzić spaghetti, na które wcześniej, zgodnie z przepisem, zakupiła specjalnie wszystkie potrzebne składniki. W pierwszej kolejności jednak włączyła sobie odpowiedni podkład muzyczny, czyli playlistę z piosenkami z ulubionych filmów Tarantino, jakie nastrajały ją pozytywniej, niż klasyczna muzyka filmowa - bo każdą czynność, czy to sprzątanie, czy gotowanie, przyjemniej wykonywało jej się przy muzyce, iście tanecznym krokiem. Pomimo początkowych trudności, udało jej się zlokalizować w kuchennych szafkach wszystkie potrzebne naczynia, nóż, oraz deskę, by, podśpiewując pod nosem, pokroić składniki na sos - uważając, by nie pokaleczyć sobie palców - a następnie podsmażyć i umieścić wszystko w garnku. W międzyczasie ułożyła też na stole talerze i sztućce, butelkę wina oraz dwa kieliszki; niedługo później zaś w drugim garnku nastawiła wodę na makaron, w sam raz, by wrzucić go na wrzątek w chwili, jak usłyszała trzask zamka u drzwi wejściowych. Schowała zabrudzone naczynia do zmywarki i pospiesznie zdjęła lniany fartuszek, zostając w króciutkiej, zwiewnej, czerwonej sukience w malutkie gwiazdki, w której prezentowała się całkowicie dziewczęco i zapewne nie do końca tak, jak wolałaby, aby Connor ją postrzegał, ale ostatecznie była to przecież tylko zwykła, przyjacielska kolacja. - Cześć! Zdążyłeś w samą porę - przywitała go promiennym uśmiechem, gdy wkroczył do kuchni, mimo iż wcześniej nie uprzedziła go o swoich zamiarach, zatem ów samodzielnie przygotowany posiłek był dla niego niespodzianką, z jaką to Indiana musiała dostosować się do pory jego powrotu do domu. - Poprzednim razem nie udało mi się zrobić tej kolacji, żeby ci podziękować, więc... zrobiłam ją dzisiaj. Mam nadzieję, że jeszcze nie jadłeś. I że lubisz spaghetti - wyjaśniła, skinąwszy na garnki. - Nie gwarantuję, że będzie ci smakować, ale starałam się, okej? Nie wiem tylko, czy makaron jest już gotowy, spróbujesz? - wyłowiła pojedynczą nitkę i odwróciła się do Connora, unosząc wysoko dłoń wraz z widelcem, by mógł złapać końcówkę długiego makaronu, drżącą niebezpiecznie na skutek cichego śmiechu, jaki wstrząsnął ręką Indiany, gdy po chwili sama wspięła się na palce i idąc za ciosem capnęła drugi koniec, z figlarnymi iskierkami w oczach spoglądając na bruneta, którego usta zbliżały się niechybnie po owej nitce do tych jej. Miał jeszcze szansę to przerwać - dosłownie i w przenośni. A może oboje czekali, aż to drugie to przerwie, zanim ich usta się spotkają? Jednak to wargi Indiany jako pierwsze naparły na jego, zaledwie na krótką sekundę, po której odsunęła się, z niewinnym uśmiechem i lekkimi rumieńcami na policzkach wyczekując jego reakcji, odrobinę niepewna tego, jak brunet odbierze ów gest - który nie był przecież pocałunkiem, skoro było między nimi spaghetti... - Dobry?

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

3. Święto – jakiekolwiek by nie było, dla Connora nie stanowiło jednak chyba żadnego większego znaczenia, bo zwyczajnie nie zwykł ich obchodzić; czy raczej celebrować. Nie przywiązywał więc zbytniej wagi do dekoracji, tradycji czy potraw, traktując niemal każdy dzień tak samo. Niemniej sam już niemal zapomniał o tym, że Indiana miała mu przygotować jakąś kolacje, bo ostatnio tyle się działo, że zdecydowanie zepchnął to odwdzięczanie się na dalszy plan – działo się, bo brunetka zamieszkała pod jego dachem i chcąc czy nie, zagarnęła część przestrzeni dla siebie. Nie żeby mu to przeszkadzało, bowiem nie stronił od ludzi i ich towarzystwa, ale jednak przywykł w jakiś sposób do mieszkania w pojedynkę i… to była jednak spora zmiana. Tym bardziej, że ową współlokatorką nie jest jego dobry kumpel, a młoda i w dodatku śliczna dziewczyna, która nawet nieświadomie kusiła go niemalże na każdym kroku. I cóż mógł poradzić na to, że jest przecież tylko prostym facetem, który w dodatku ma oczy i doskonale widzi nie tylko jej perfekcyjną figurę, ale również drobne gesty, delikatne uśmiechy i te spojrzenia, które czasami doprowadzały go do szaleństwa. Należy jednak nadmienić, że samo mieszkanie z nią – tak ogólnie, okazało się przyjemniejsze niż mógłby początkowo przypuszczać, a więc ostatecznie był skłonny podzielić się swoją przestrzenią, dopóki Indy tak całkowicie nie wchodziła mu w drogę i nie przejmowała jego przestrzeni wyłącznie dla siebie, tego zapewne by nie zniósł. Ale bruneta odnalazła się dość szybko w nowej rzeczywistości, więc i sam Brewster nie mógł jej niczego narzucić – a jedynie musiał pamiętać o tym, że nie jest już tutaj sam, więc paradowanie chociażby w samej bieliźnie stanęło pod dużym znakiem zapytania. Mimo, że nie wstydził się swojego ciała, to jednak nie chciał nadmiernie wykorzystywać sytuacji, tym bardziej nie chcąc, aby to Indiana wczesnym rankiem bądź późnym wieczorem kręciła się po mieszkaniu w kusej koszulce bądź jakiejś seksownej bieliźnie, na co na pewno nie mógłby pozostać obojętnym. I chyba tego obawiał się najbardziej, bo rozum niezmiennie nakazywał się wycofać i co więcej – powstrzymać przed zrobieniem czegoś, co mogło wszystko zmienić. A na pewno nie zasługiwała ona na to, aby miał się nią zabawić i na koniec skrzywdzić, bo pewnie sam sobie tego nie mógłby wybaczyć. Dlatego kilka ostatnich dni minęło względnie… spokojnie. Nie rozmawiali już więcej o tym co wydarzyło się w tamtym mieszkaniu tego pamiętnego wieczora, przeprowadzka poszła im dość sprawnie, a nawet dotychczas nikt nie zorientował się, że Brewster nie mieszka już sam – co chyba obojgu im póki co było na rękę. W końcu nikt nie musiał nad wyraz plotkować o tym, że zamieszkał z dużo młodszą od siebie dziewczyną, tym bardziej nie musieli wiedzieć o tym jego bliscy – ani jego siostra. O tym jednak póki co nie myślał, miał sporo na głowie także w pracy – głównie w siłowni, gdzie wprowadzał pewnego rodzaju nowości i nadal musiał dbać również o reklamę i pozyskiwanie nowych klientów, na głowę zaś jednak wchodzili mu Ci, których tatuował w miejscowym salonie tatuażu, a z którymi nadal prowadził różne interesy, o których nie mówił głośno. Dlatego też w mieszkaniu generalnie bywał rzadko i to bynajmniej nie dlatego, że unikał ciemnowłosej, ale tak po prostu wyglądała jego codzienność, o czym mogła do tej pory nie wiedzieć – poza tym dotychczas wracanie do pustych czterech ścianach nie było zbyt kuszące. Wolał więc ten czas spędzać na mieście – pośród ludzi, gdzie miał nie tylko rozrywkę, ale i towarzystwo, a przy okazji mógł się w stu procentach oddawać pracy i interesom, nic więc nie zaprzątało jego głowy i czasu. Teraz było jednak nieco inaczej, bo myślami zdarzało mu się wędrować ku Indianie, więc chyba właśnie dlatego dzisiaj wyrwał się z roboty nieco wcześniej, wiedząc, że na pewno zastanie ją już w mieszkaniu. Nie spodziewał się jednak takiego miłego powitania – czyli przyjemnego zapachu już od progu, który zwiastował o tym, że coś dobrego tworzyło się w kuchni. Dotąd zastawał tutaj wyłącznie ponurą ciszę, a sam raczej rzadko gotował, więc… to było ciekawą odmianą. Rzucił klucze na szafkę przy drzwiach i wszedł dalej, kierując się właśnie do kuchni, której próg przekroczył, od razu skupiając swoje spojrzenie na brunetce ubranej dziś w czerwoną sukienkę, która zdecydowanie przykuła od razu jego uwagę. Bez wątpienia pasował jej ten kolor i niemal od razu przyłapał się na tej niegrzecznej myśli, która oscylowała wokół tak, jak jej idealne ciało prezentowałoby się w czerwonej – ale bieliźnie. Zapewne równie fantastycznie. Musiał jednak szybko tę myśl wyrzucić ze swojej głowy, bo teraz Indy prezentowała się owszem ślicznie i dziewczęco, ale zdecydowanie nie musiała się martwić o to, że w tej kategorii będzie ją postrzegał – bo jak wiemy, od tamtego wieczora, gdy wpadła pijana do jego mieszkania, już tak na nią nie patrzył. Nawet więc w tej z pozoru niewinnej sukieneczce w gwiazdki, wydawała się być cholernie pociągająca – zapewne więc całkiem nieświadomie. Kąciki jego ust drgnęły lekko ku górze, gdy przywitała go po chwili, wsunął więc dłonie do kieszeni spodni i wszedł nieco dalej, spoglądając na to co tam przygotowywała. – Cześć. Przygotowałaś dla nas kolacje? – uniósł brew, posyłając jej pełne zaskoczenia spojrzenie, bo raz – nie przypuszczał, że brunetka będzie skora jednak zrealizować jego propozycję i faktycznie coś przygotować, a dwa – nadal nie mógł się oswoić jeszcze z myślą, że wrócił do mieszkania, w którym ta kolacja już na niego czekała. I to w dodatku w pakiecie z Indianą. – Wiesz, że tak serio to wcale nie musisz mi się odwdzięczać, nie oczekuje tego. Ta kolacja to był tylko taki żart, ale… bynajmniej nie pogardzę tym co tam przygotowałaś. Jestem ciekaw jak się mają Twoje zdolności kulinarne – stwierdził z nutką rozbawienia w głosie – I nie, nie jadłem nic w sumie to już od rana, miałem dzisiaj sporo na głowie. A spaghetti brzmi dobrze, nie wybrzydzam – przyznał, zerkając to na kuchenkę, to na brunetkę, sugerując, iż nie jest wybredny w kwestii jedzenia, chociaż też czasami zdarza mu się myśleć o tym co je i ile tego spożywa, aby przy okazji jednak dbać o formę. Nie ma jednak na punkcie tego jakiejś obsesji, więc mimo posiadania własnej siłowni, jada raczej normalnie, a dodatkowe i zbędne kalorie po prostu może spalać w miejscu, które należy do niego, więc sam ma do niego nieograniczony dostęp. – Trochę słabo zachęcasz mnie do spróbowania – zaśmiała się w końcu, w odpowiedzi na jej słowa, którymi to nie mogła mu obiecać, że owy posiłek mu posmakuje – co pewnie powinno go właśnie zniechęcić do degustacji, ale Connor zdecydowanie lubi ryzyko, poza tym ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a on lubił z własnej ciekawości robić różne głupie rzeczy. Jak również żaden z niego szef kuchni, ale przystał na propozycję sprawdzenia czy makaron aby jest już gotowy, więc zbliżył się nieco bardziej, obserwując jak Indy wyławia pojedynczą nitkę. – Doceniam starania – dodał jeszcze, tak na wszelki wypadek przed spróbowaniem, by nie myślała, że jeżeli danie okaże się niezbyt dobre, to on sam będzie z tego powodu niezadowolony. Doceniał fakt, że w ogóle postanowiła to zrobić – i to w dodatku dla niego. Złapał więc końcówkę nitki, nie spodziewając się tego, że brunetka pocznie to samo z jej końcówką z drugiej strony. Zjadał więc powoli makaron, kierując na nią spojrzenie, gdy capnęła ten drugi koniec i kąciki jego ust znowu drgnęły ku górze, bo nadzwyczajniej w świecie go tym rozbawiła. I zaintrygowała. Co więcej, nie zamierzał się wycofać, gdy zjadali makaron w ten sposób, zbliżali się do siebie nieuchronnie, doskonale wiedząc co czeka ich na końcu. Był ciekaw czy Indy się wycofa, ale ku jego zaskoczeniu – to właśnie ona jako pierwsza naparła na jego usta. Ponieważ kontakt ten trwał zaledwie kilka sekund, zdecydowanie poczuł cholernie duży niedosyt. Ale – podobało mu się to co zrobiła, dając jasny sygnał, że tego chciała, jednocześnie zapalając czerwoną lampkę w jego głowie. Kruchy lód – znowu. Gdy odsunęła się szybko, równie uroczo się rumieniąc, uśmiechnął się i oblizał dolną wargę, zbliżając się do niej jeszcze bardziej. Uniósł dłoń do jej buźki i przesunął kciukiem po jej dolnej wardze, która tak jak i jego pozostała nieco mokra od wody z makaronu. – Zdecydowanie jest już gotowy. A podany w ten sposób… bardzo dobry – mruknął zniżonym tonem głosu, spoglądając w jej oczy – Chociaż możemy się upewnić czy aby na pewno i spróbować jeszcze jednej nitki – rzucił żartobliwie, odrobinę nawet kusząc ją do powtórki, ale wiedział, że to nie jest dobry pomysł. I że igra sobie z ogniem, tak jak ona igrała sobie teraz z nim – w końcu to było jej inicjatywą. Z uśmiechem odsunął się jednak na bezpieczniejszą odległość i spojrzał znowu w kierunku kuchennego blatu. – A więc wino? Nie zostaniesz jednak miłośniczką whisky, co? – zażartował, wspominając degustację, którą jej zaserwował tamtego wieczora, po czym podszedł do butelki i otworzył ją po chwili, następnie napełniając czerwonokrwistym trunkiem oba kieliszki – I miło, że ktoś w końcu w tej kuchni gotuje, bo ja niezbyt często z niej korzystam.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Indiana przez całe swoje życie, które spędziła jako ta druga bliźniaczka, nauczyła się być w pewnym sensie niewidzialna - i taka też starała się być jako współlokatorka Connora. Nie była uciążliwa, nie forsowała własnych zasad czy zmian, a swoje rzeczy trzymała głównie w jednym, zajmowanym przez nią pokoju, nie ingerując w nieco zbyt surowy jak na jej gust wystrój kawalerskiej samotni Brewstera - poza rozlokowaniem w różnych zakątkach apartamentu roślinek zabranych z poprzedniego mieszkania, ale one przecież tylko ocieplały przestrzeń. To wszystko miało być jednak tylko na chwilę, i chociaż istotnie mieszkało jej się tu bardzo dobrze - i bynajmniej nie przeszkadzałoby jej, gdyby Connor z przyzwyczajenia zapomniał czasem założyć na siebie koszulkę, bo raz już miała okazję widzieć go w samych bokserkach i ewidentnie był to widok przyjemny dla oka; acz pewnie i tak czułaby się z tym odrobinę dziwnie - to nie lubiła nadużywać cudzej gościnności. Niechętnie i niezbyt skutecznie przeglądała więc oferty mieszkań na wynajem, dziwnym trafem nie znajdując jednak jak na razie nic, co odpowiadałoby jej potrzebom oraz możliwościom finansowym. Przynajmniej do pewnego stopnia zatem - była niewidzialna. A jednocześnie robiła wszystko, by nie być. Bliskość Connora i przebywanie z nim pod jednym dachem - nawet jeśli ostatecznie nie spędzał w domu wiele czasu - skutecznie mąciła jej w głowie, nieustannie popychając ją ku niemu jeszcze bardziej i sprawiając, że podświadomie sama szukała z nim kontaktu i przyłapywała się na tym, że chyba troszkę zaczynała się do niego przywiązywać, zupełnie nie wiedząc jednak, co właściwie miałoby z tego wyniknąć. Ale chciała się przekonać. W samej kolacji, jaką postanowiła na dzisiaj przygotować, nie było jednak żadnych ukrytych intencji, poza ewentualną możliwością porozmawiania, poznania się lepiej i spędzenia miło czasu przy wspólnym (i smacznym, jeśli szczęście dopisze) posiłku. Spaghetti wydawało się być nieskomplikowanym wyborem, przy którym Indiana nie zastanawiała się zbytnio nad tym, czy Connor nie był na jakiejś diecie; chociaż nigdy właściwie nie gotowała dla kogoś - w ogóle rzadko gotowała - i trochę obawiała się efektu oraz tego, jak mężczyzna go przyjmie. Naprawdę chciała, aby mu zasmakowało. - Wiem - odparła szybko, kiwając głową. - Ale... chciałam - sama nie wiedziała, czy można to było nazwać próbą odwdzięczenia się; wciąż bowiem istniała szansa, że danie okaże się zbyt trudne do przełknięcia, a jej starania pójdą na marne, ale chciała po prostu zrobić brunetowi miłą niespodziankę, zupełnie nie myśląc przy tym o zawłaszczeniu sobie jeszcze jednej roli: pierwszej kobiety, która przygotowała dla niego posiłek, tak jak wcześniej została już pierwszą, z którą przespał cała noc oraz pierwszej, z którą zamieszkał. Nawet jeśli tylko na chwilę... Cichym śmiechem Indy skwitowała jego słowa o zachęcie; zajęta już poławianiem makaronu, jakim ostatecznie podzielili się, łapiąc za dwa końce długiej nitki, która znikała konsekwentnie w ich ustach, dopóki te nie zetknęły się ze sobą, nie inaczej niż u Connora, także u Indy powodując malutką ekscytację i równoczesny niedosyt. Tym bardziej zapragnęła poczuć smak jego ust na swoich, na znacznie dłuższą chwilę, ale - nie wiedziała, czy Connor również by tego chciał i czy odpowiadało mu takie naruszanie przestrzeni osobistej, czy też preferował, aby ich relacje pozostały tam, gdzie były dotąd. Czyli trudno-powiedzieć-gdzie. Dlatego sprowokowała jedynie tę małą, acz ewidentnie dwuznaczną sytuację, dając chyba dość klarowny sygnał, iż nie miałaby nic przeciwko powtórce, gdyby istotnie miało do takowej dojść, a o czym zdawało się również świadczyć spojrzenie jej ciemnych oczu, wpatrzonych wiernie w Brewstera i balansujących pomiędzy jego oczami a ustami, gdy przesunął kciukiem wzdłuż jej wargi, siejąc w główce Indiany jeszcze większy zamęt, jaki i ona postanowiła zetrzeć uśmiechem i rzuconym naprędce żartem: - Czyli jednak nie tak słabo cię zachęciłam? - gdy z uniesioną lekko brwią wycofała się do kuchenki i odcedziła makaron, skoro był już gotowy i bardzo dobry. Zaraz potem sięgnęła po leżącą na blacie łyżkę, którą zanurzyła w garnku z bulgoczącą niczym wrząca lawa, pomidorową miksturą, upewniając się, że ta była odpowiednio gęsta. Zebrała więc z owej łyżki odrobinę sosu paluszkiem, a odwróciwszy się następnie z powrotem w kierunku Connora, oparła się biodrem o kuchenny blat i wsunęła palec do ust, niespiesznie oblizując sos. I doprawdy nie sposób było stwierdzić, czy igrała z nim świadomie, czy zupełnie bezwiednie. Sama też nie umiała stwierdzić, czy sos był wystarczająco doprawiony oregano czy papryką, ale z dwojga złego - lepiej lekko nie doprawić, niż na przykład przesolić. - Nie wiem - podjęła kwestię trunku z lekkim wzruszeniem ramion. - Miałeś mnie nauczyć pić whisky, więc to trochę twoja porażka, że jeszcze nie jestem miłośniczką. Do kolacji jednak chyba wino będzie odpowiedniejsze, ale jeśli wolisz whisky, to... wiesz, czuj się jak u siebie - posłała mu ukradkowy uśmiech, wyłączając palnik pod garnkiem, by móc wreszcie przełożyć jedzenie na talerze. Makaron polała pomidorowym sosem, by całość przyprószyć jeszcze odrobiną startego parmezanu. - Nie przyzwyczajaj się - pogroziła mu paluszkiem, łapiąc się na myśli, że właściwie może nawet chciałaby być tą kobietą, do której Connor wracałby na co dzień - ale on chyba wcale nie potrzebował takiej kobiety w swoim życiu, skoro jeszcze jej nie posiadał. Na pewno chętnych kandydatek nie brakowało. - Smacznego - rzuciła, gdy zajęli wreszcie miejsca przy stole i ostrożnie nawinęła trochę makaronu na widelec, zerkając jednak dyskretnie na Connora, ciekawa i niepewna jego werdyktu. Jej samej - właściwie chyba nawet smakowało; może sos był trochę zbyt kwaśnawy, ale mogło być gorzej. - Czym byłeś dzisiaj taki zajęty, że nawet nie miałeś czasu nic zjeść? - zagaiła po chwili dość typową, niezobowiązującą pogawędkę, ale właściwie... nie mieli takich na swoim koncie zbyt wiele i Indy dość pobieżnie orientowała się w tym, jak wyglądała codzienność bruneta. - O ile nie chodzi o jakieś ciemne interesy, o których nie możesz mówić - dodała lekko, coby nie wyjść na wścibską; bynajmniej nie zdając sobie sprawy, iż mogło w tym tkwić jakieś ziarenko prawdy. Ale przecież szemranych interesów nie załatwia się za dnia, duh.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Connor wcale nie oczekiwał od niego tego, że będzie całkowicie niewidzialna – że przebywając w jego mieszkaniu nie będzie w ogóle wchodziła mu w drogę, a jedynie będą się mijać tak jakby jej tu właściwie nie było. Bo czemu miałby chcieć jej unikać skoro sam instynktownie jednak szukał z nią jakiegoś kontaktu? Do końca jednak nie rozumiał czemu – wielu rzeczy, które działy się chociażby w jego głowie względem Indiany… nie rozumiał. I nawet nie próbował zrozumieć, jak zwykle pozwalając temu, by wszystko działo się samoistnie i nieco też spontanicznie, pokazując dokąd ich to właściwie zaprowadzi. Oczywiście łatwiej byłoby, gdyby dziewczyna nie wyglądała tak jak wygląda: nie kusiła niesamowicie długimi i zgrabnymi nogami, które zdecydowanie uwielbiała prezentować, całą nienaganną wręcz figurą, która nawet pod luźnymi ubraniami doprowadzałaby każdego faceta do obłędu, no i oczywiście tą śliczną buźką – kuszącymi ustami i dużymi oczami, którymi niewidzialnie przyciągała do siebie. To wręcz niesamowite, że Brewster w ogóle zwracał teraz na to uwagę, bo chociaż jak każdy facet jest po prostu wzrokowcem, to nigdy nie przywiązuje większej wagi do detali: jeżeli kobieta mu się spodoba, to liczy na to, iż spędzi z nią kilka przyjemnych chwil, by potem się pożegnać – nie ma więc potrzeby zapoznawania się i dostrzegania drobiazgów, które ją definiują. W przypadku Indy jednak dostrzega aż nazbyt wiele i to właśnie odrobinę zaczęło go martwić, tym bardziej, że ciemnowłosa wcale od niego nie ucieka – nie ogranicza kontaktu, nie wycofuje się, gdy sytuacja wskazywałaby na to, że powinna i co więcej – sama kusi go na każdym kroku i sprawia, że coraz trudniej jest mu się powstrzymywać. Zapewne oboje zdają sobie sprawę z tego jak wiele kosztowałoby ich przekroczenie TEJ granicy, ale z drugiej strony chyba oboje równie mocno tego właśnie chcą – a to grozi nieuchronną katastrofą. Ale jakże przyjemną, prawda? – W porządku, to właściwie… miłe. Miłe, że czeka na mnie tutaj po powrocie coś do zjedzenia i miłe, że ktoś w końcu korzysta z tej kuchni w celu bardziej zaawansowanym niż zrobienie kawy czy śniadania – stwierdził z rozbawieniem, ale jednocześnie chcąc podkreślić, że docenia ten gest. Bo chociaż absolutnie nie musiała tego robić, to jeżeli faktycznie chciała – to tym bardziej to doceniał. Tak jak i to co zrobiło chwila później, jednocześnie doprowadzając do nazbyt dużo niedosytu po jego stronie – bowiem spontaniczne i całkowicie niespodziewane spotkanie ich ust sprawiło, że zapragnął więcej. Tak jak pragnął już dotychczas, ale teraz mając niewielki obraz tego o czym tak wiele razy już myślał. I ostatkiem silnej woli powstrzymał się przed tym, by nie wpić się w jej kuszące wargi na znacznie dłużej… chciał, ale się wycofał. Bynajmniej nie miał jej za złe naruszenia tych jego granic osobistych, ale też czerwona lampka w głowie przypominała o tym, że to nie było właściwie. Czasami miał wrażenie też, że Indy nie do końca wiedziała czego chce – a może i nawet nie do końca rozumiała z czym by się to wiązało. A może miał o niej błędne zdanie? Może była bardziej odważna niż wskazywałoby na to jej zachowanie? Może mogła go zaskoczyć i pokazać całkowicie inną naturę? Chyba właśnie to tak bardzo chciał odkryć i to tak bardzo go w niej intrygowało. – Jeżeli tak byś mnie zachęcała zawsze, to przypuszczam, że zjadłbym to nawet, gdyby nie było ugotowane – stwierdził przekornie, niby żartobliwie niby poważnie, pozostawiając w tym pewną niedopowiedzianą nutkę. Bo owszem, podobało mu się to co zrobiła, ale jednocześnie nadal próbował zachować się – jak należy. Ale jak miał to zrobić kiedy Indy kusiła go na każdym kroku, dokładnie tak jak teraz, gdy spojrzał na nią w momencie, w którym zlizywała sos z palca. Kąciki jego ust drgnęły znowu ku górze, bo chyba naprawdę nie była świadoma tego co z nim robiła. – Sos także mogę spróbować, jeżeli nie jesteś pewna czy jest dobry – zasugerował, całkiem chętnie zbliżając się do niej znowu i niemal całkiem zapominając o winie, które właśnie rozlał do kieliszków. Gdy więc ciemnowłosa nałożyła nieco sosu na łyżeczkę, pokręcił głową i sięgnął po jej drugą dłoń, a właściwie interesował go tylko jej paluszek, z którego sama ten sos przed chwilą próbowała. Gdy zrozumiała o co mu chodzi, bezwiednie zgarnęła odrobinę sosu z łyżeczki, pozwalając mu na to, aby uniósł jej dłoń do swoich ust, a następnie zassał jej palec, zlizując z niego pomidorową miksturę, jednocześnie nie odrywając wzroku od jej oczu. – No… - pokiwał głową, trzymając ją chwilę w napięciu - …jest pyszny – dodał, śmiejąc się cicho, gdy puścił już jej palec i pozwolił jej zająć się przygotowaniem jedzenia do końca. Sam zaś zgarnął kieliszki i postawił je na stole przy którym po chwili usiadł, obserwując jej poczynania. – Wiesz, kto powiedział, że już skończyłem Cię uczyć? Po jednym razie chyba miłośniczką nie zostaniesz, ale wszystko przed nami – puścił jej oko, gdy postawiła przed nim talerz z gotowym daniem, a sama zajęła miejsce obok – Ale teraz mogę dla odmiany napić się trochę wina. I wzajemnie – odpowiedział, gdy życzyła mu smacznego, po czym faktycznie zabrał się za jedzenie – z zaciekawieniem co do tego czy faktycznie w całokształcie będzie dobre. Zjadł trochę i nie zerkał na nią, znowu lekko trzymając ją w niepewności, ale wyczuł jej wzrok na sobie, na co zaśmiał się lekko i spojrzał na nią w końcu, kiwając głową. – Nie stresuj się, jest dobre – przyznał zgodnie z prawdą, w dalszym ciągu delektując się smakiem przygotowanego przez nią dania. Nie mógł się do niczego przyczepić, a nawet jeżeli sos nie był do końca taki jak powinien, to chyba nie zwrócił na to większej uwagi – z natury nie wybrzydza co do jedzenia, więc trafiłam na łaskawego smakosza. Spojrzał jednak na nią znowu z lekkim rozbawieniem, gdy wspomniała o ciemnych interesach. – O ciemnych interesach nie można rozmawiać – pokręcił głową, sugerując, że jeżeli nawet takowe by były, to by o nich z nią nie rozmawiał. I teoretycznie utrzymał to w żartobliwej nucie, co świadczyć miało o tym, że takowych i tak nie ma, ale… że były, to już inna sprawa. Nie był to jednak temat do rozmowy – raz, że nie w takiej sytuacji, a dwa, że nie z Indianą, która nie powinna o tym wiedzieć. – A zajęty byłem pracą. Nie wiem czy wiesz co robię... – spojrzał na nią pytająco, bo chyba nigdy o tym nie rozmawiali – Prowadzę siłownie w centrum, więc pochłania właściwie 90% mojego czasu, własny interes jest mocno czasochłonny. A, że ja to naprawdę lubię i wiąże się to z aktywnością fizyczną, którą także praktykuje, to poświęcam temu dużo uwagi. Wprowadzam nowy sprzęt, nowe zajęcia i sprawdzam nowych trenerów, przy tym muszę zadbać o dobrą reklamę, bo ostatnio jakoś mniej ludzi było chętnych do tego, by poćwiczyć. Chciałbym też spróbować pozyskać w roli klientów jakieś znane osoby, co zapewniłoby nam znacznie lepszą reklamę – wyjaśnił, właściwie całkiem się otwierając przed nią w tej kwestii, ale praca była dla niego jak chleb powszedni, więc chętnie o niej mówił. I to akurat nie było żądną tajemnicą, o tym mógł mówić wprost i na luzie, więc to robił. O ile Indianę to w ogóle ciekawiło. – Poza tym jeszcze dorywczo tatuuje w salonie znajomego, tak raczej po prostu z pasji – oznajmił, bo przecież sam miał liczne tatuaże, a że tam też kręcił pewne interesy, to już informacja poza rozmową. Zerknął na nią z zainteresowaniem i uniósł nieco pytająco brew. – A Ty, masz jakieś tatuaże? – zagadnął wyraźne tym faktem zaintrygowany, chociaż doprawdy niesamowicie byłoby odkryć to samemu, o ile jakieś miała i to skryte przed oczami postronnych. Chyba jego myśli zapędziły się zbyt daleko, więc upił jednak łyk wina i zjadł jeszcze nieco spaghetti. – Ponieważ przez większość dnia nie ma mnie w mieszkaniu, to właściwie nie wiem czym Ty się zajmujesz. Studiujesz, tak?

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Przypuszczenie, jakoby Indiana sama nie wiedziała, czego chciała, było najzupełniej trafne - bo chociaż wydawało się, że gdyby ją o to zapytać, to odpowiedź byłaby prosta: chciała - pragnęła - Connora; to z drugiej strony możliwym było, iż chciała go chcieć - a nie mieć. Oboje bowiem byli od siebie tak różni, że zwykłym szaleństwem byłoby łudzić się, iż jakakolwiek relacja pomiędzy nimi mogłaby mieć rację bytu. I chociaż mieszkała obecnie w jego domu, i przygotowywała mu kolację w jego kuchni, to wszystko to wydawało się być bardziej dziełem przypadku aniżeli przeznaczenia. I chyba tego się właśnie obawiała: że była dla Connora przypadkiem i przypadkową współlokatorką; małym, nieistotnym epizodem, który ten zamknie bez żalu w momencie, jak przyjdzie jej się stąd wyprowadzić, bo w przeciwieństwie do niej, on takich epizodów i krótkich znajomości miał na swoim koncie zapewne wiele. A w niej - nie było przecież nic na tyle interesującego ani wyjątkowego, aby zająć na dłużej kogoś takiego jak Connor Brewster. Może lubił ją jedynie dlatego, że była intrygującą niewiadomą; i kiedy tylko pozna ją na tyle, by zorientować się, że była dokładnie taka, jaka się wydawała (pomimo swych bezskutecznych prób udawania innej) - będzie nią rozczarowany i znudzony. Nie raz już Indy spotykała się ze stwierdzeniami: "szkoda, że nie jesteś inna" czy "szkoda, że nie jesteś jak twoja siostra" i nie chciała, aby Connor podzielił to zdanie. I w pewnym momencie sama zapętliła się w tym błędnym kole do tego stopnia, że obawiała się nawet własnego tchórzostwa - tego, że wcale nie była dziewczyną, jaka zwykła po prostu chwytać byka za rogi, kiedy nadarzała się ku temu okazja. Nie - ona była dziewczyną, która tylko patrzyła bezczynnie, jak jej szanse mijają. A przecież wiedziała, że druga taka okazja, jak mieszkanie z Brewsterem pod jednym dachem, już się nie powtórzy - dlatego pragnęła zdobyć się wreszcie na odwagę i zaryzykować; tylko wciąż nie potrafiła sięgnąć po to, czego chciała - nie potrafiła wyjść z inicjatywą; acz starała się to właśnie zrobić, odrobinę nieśmiało badając grunt tą swoją małą prowokacją ze spaghetti i licząc chyba na to, że okaże się to wystarczające, by zasygnalizować brunetowi zielone światło. Nawet jeśli nie była pewna, czy rzeczywiście byłaby gotowa, gdyby postanowił to dane mu zielone światło wykorzystać. Ale i o tym mogli przekonać się tylko w jeden sposób. Uniosła więc zaintrygowana brew, gdy Brewster zasugerował, że również chciał spróbować sos - nie z łyżki, lecz z jej palca. Nabrała wówczas odrobinę, przygryzając mimowolnie dolną wargę i śledząc uważnie jego oczy, gdy sam chwycił jej dłoń i uniósł ją do swoich ust, by następnie zlizać pomidorowy sos z jej palca. Każdym takim gestem mężczyzna coraz bardziej mieszał jej w głowie, którą ostatecznie skinęła jednak z uśmiechem, słysząc ostateczny werdykt. - W takim razie mam nadzieję, że nie skończy się na jednym razie - odrzekła jeszcze odnośnie kosztowania trunków, bo chociaż nie sądziła, by miała przekonać się do smaku whisky - nawet jeśli tego drinka zrobiłby jej właśnie Connor, który byłby pewnie w stanie przekonać ją do wielu rzeczy - to sama lekcja jej picia, oraz to, jak blisko siebie się wówczas znaleźli, były na tyle przyjemne, że Halsworth byłaby skłonna to powtórzyć. Tymczasem zasiadła natomiast w końcu do stołu, by początkowo w milczeniu zacząć kolację, co do jakości której nie była ani trochę przekonana, ale też i nie sądziła, by miała usłyszeć z ust bruneta krytykę, gdyby jednak coś okazało się nie tak. Ale to i lepiej, a Indy nie wnikała w to, czy był szczery, czy po prostu miły: uśmiechnęła się tylko lekko, z widoczną ulgą przyjmując informację, że mu smakowało. Pokiwała zaraz głową na komentarz o ciemnych interesach, o jakie bynajmniej bruneta nie podejrzewała - bo i nie miała ku temu powodów. - Zgoda, nie będę pytać - zapewniła więc tylko, uznając to wszystko za żarty. Niezależnie jednak od tego, jaka była prawda, Indy nie zwykła raczej interesować się tym, czym nie powinna i dobrze rozumiała, że jego sprawy, to - jego sprawy. Pokręciła więc przecząco głową niejako w odpowiedzi na pytający ton jego głosu. - Nie do końca. To znaczy... Emily mówiła mi kiedyś, że byłeś w wojsku? - odrzekła odnośnie jego zajęć. Kojarzyła tylko, że jeszcze ładnych parę lat temu jej koleżanka, a jego młodsza siostra, czyli właśnie Emily, wspominała jej o tym, iż zaciągnął się do wojska; ale później nie miały już zbytnio powodu, by o nim rozmawiać. Z tym większym zainteresowaniem Indiana wysłuchała jego słów, zajadając w międzyczasie makaron. - Czyli... jesteś biznesmenem - ni to stwierdziła, ni zapytała, bo chociaż nie był biznesmenem takim jak, powiedzmy, dyrektor w korporacji, to jako człowiek prowadzący własny biznes, mógł chyba zostać tak nazwany. - Nie wyglądasz. Chociaż wyglądasz na kogoś, kto prowadzi siłownię - wycelowała w niego widelec, mrużąc w zamyśleniu oczy. - I sam chyba jesteś jej najlepszą reklamą - dodała z ukradkowym uśmiechem, gdy jej spojrzenie mimowolnie ześlizgnęło się na jego umięśnione ramiona, które zawdzięczał pewnie między innymi właśnie treningom na siłowni. Zapytana o tatuaże, potrząsnęła jednak głową. - Nie mam. Chociaż zawsze chciałam mieć jakiś mały... napis, czy coś. Ale bałam się, że.. będzie bolało. No i nie miałam konkretnego pomysłu, więc to też był argument przeciw - wzruszyła ramionami. To była zaledwie jedna z wielu rzeczy, jakich nigdy nie odważyła się zrealizować, pomimo ewidentnych chęci. Jej ciało nie skrywało zatem żadnej tajemnicy, jaką Connor mógłby odkryć; było czystą kartką, nieumalowaną formą. Właściwie sama Indy miała niekiedy wrażenie, iż była zaledwie kawałkiem gliny - być może tym oderwanym od swojej bliźniaczki - z jakiej zapomniano coś ulepić. Nie miała konkretnych pasji, niczym się nie wyróżniała. Może tatuaż byłby dobrym krokiem, aby w tym jednym przynajmniej spróbować coś zmienić. Tymczasem napiła się nieco wina, zanim podjęła odbitą przez Connora w jej kierunku piłeczkę. - Jestem sekretarką w kancelarii. W sumie nic ciekawego, ale odpowiada mi praca za biurkiem. Może nie na tyle, żebym mogła to nazwać moją pasją, ale przynajmniej wiem, że nie popadnę w pracoholizm - zażartowała, nawiązując do tego, jak Brewster lubił swoją pracę i jak wiele czasu jej poświęcał. - Lubisz to, że praca zajmuje ci tyle czasu? - spytała nagle, choć raczej ostrożnie, nie wiedząc do końca, jak powinna sformułować to pytanie, aby nie zostało ono źle odebrane, a ona sama - uznana za zbyt ciekawską. Bo nie było jej sprawą to, dlaczego Connor nie chciał części tego czasu poświęcić chociażby jakiejś kobiecie. W gruncie rzeczy jednak Indy nawet mu trochę zazdrościła: tego, że miał jakąś pasję, i że łączył przyjemne z pożytecznym. Ona - bez przekonania w ogóle poszła na studia, gdzie zdążyła uzyskać bachelor's degree, i to wystarczyło, aby zostać sekretarką - choć pewnie i tę pracę dostała dzięki zgrabnym nogom, które cudownie prezentowały się nawet w nudnych spódnicach, jakie zapełniały teraz w większości jej szafę. Nie chciała zaś przyznać przed Connorem, że tak naprawdę po prostu nie miała na siebie lepszego pomysłu i nie wiedziała, co chciałaby robić. To było zbyt żałosne.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Na pewno nie był w stanie w tym momencie określić co właściwie kierowało nim, gdy obok znajdowała się Indiana – i chyba tak naprawdę nie chciał tego zrozumieć, bo nie zwykł nazbyt dużo analizować tego co działo się w jego życiu i raczej wolał wszystko pozostawić gwoli przypadku. Zdawał się już jedynie na los, który jako jedyny mógł coś zmienić w jego codzienności, bo on sam dawno już zrozumiał, że na niewiele rzeczy w życiu mamy właściwie wpływ. Dlatego też obecnie stara się żyć z dnia na dzień, nie przywiązywać się zbytnio i łapać chwile na tyle na ile to możliwe. Indy jednak na pewno nie stanowiła tego jednorazowego, małego epizodu, który mógłby łatwo i szybko wymazać ze swojego życia – głównie dlatego, że łączyła ich przede wszystkim jego siostra, a to z kolei sprawiało, że znają się nie od dziś i był niemal pewien, że będą się znali jeszcze długo. A może już zawsze, o ile wcześniej nie spieprzy tej ich znajomości, bo przecież już teraz stąpają po naprawdę kruchym lodzie i jedynie krok dzieli ich od tej nieuchronnej, acz cudownej katastrofy. I tak, lubił ryzyko i poczucie adrenaliny, a właśnie to w jakiś niezrozumiały sposób dawała mu znajomość z Indianą, bo wiedział, iż stanowi dla niego pewien zakazany owoc, który on bardzo chciał skosztować. I być może jest tak, iż intrygowała go bo: tak naprawdę właściwie niewiele o niej wie, stanowi sporą zagadkę i w dodatku także jakieś wyzwanie – ale nikt nie mógł przewidzieć co stałoby się w chwili, w której już to wszystko stałoby się dla niego jasne i oczywiste. Czy gdy skosztuje jej, gdy ją pozna i zrozumie – to czy nadal będzie tak samo zachwycony? Wydawało mu się, że tak, ale Indiana jednak pełna była sprzeczności i on sam widział to już teraz raz, bowiem z jednej strony kusiła go na każdym kroku, a potem jednak zachowywała odrobinę rezerwy, którą odbierał nieco sprzecznie. I jedyne co wiedział to właśnie to, że to ciemnowłosa nie wiedziała czego właściwie chce. Ale bynajmniej go to nie zraziło, a może i nawet chciał w końcu zaszczepić w niej nieco pewności siebie i wiary w to, że może więcej – bo ewidentnie miała z tym spory problem, co dostrzegł bez najmniejszego problemu. Ale i tak szedł w tę nietypową rozgrywkę, którą sama zapoczątkowała i nie mógł narzekać na taki obrót spraw, nawet jeżeli przygotowana i czekająca na niego w domu kolacja nie była codziennością – to jednak stanowiła całkiem miły element. Postanowił jednak zwiększyć nieco ten dystans na czas jedzenia, bo być może posunęli się jednak nieco dalej niż powinni i jakby tak dalej poszło, to pewnie w ogóle nie w głowie byłoby mu jedzenie, a szkoda byłoby, aby zmarnowało się to co Indy przygotowała. Bo doceniał, że to dla niego zrobiła. Poza tym chciał z nią porozmawiać i cokolwiek się o niej dowiedzieć, bo tak naprawdę nie mieli okazji ku temu by lepiej się poznać, więc przeoczyli pewien etap tej znajomości. Kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze, gdy odparła, że nie będzie pytać, co właściwie przyjął z ulgą – bo ewidentnie nie wzięła jego słów na serio i nie podejrzewała niczego, czyli dokładnie tak jak powinna. Spiął się jednak lekko w momencie, w którym wspomniała o wojsku i kiwnął lekko głową. – Tak, byłem w wojsku. Zaciągnąłem się zaraz po szkole, ku wielkiemu niezadowoleniu mojej idealnej rodziny – odrzekł z lekkim przekąsem w głosie, bo jednakże ten temat nadal bywał lekko drażliwy, mimo, że minęło już tyle lat. Ale teraz był w zupełnie innym momencie życia i nikt już nie dyktował mu warunków i nie mówił co może, a czego nie. – Ale spędziłem na misjach kilka lat i… pewnie byłbym tam nadal, gdybym mógł – dodał jeszcze, zaznaczając iż nie zrezygnował z tego z własnego wyboru, ale właśnie dlatego, że musiał. Że tego wyboru nie miał, bo los dał mu drugie życie, ale odebrał szansę na kontynuowanie kariery wojskowej. Zaśmiał się więc cicho, gdy określiła go mianem biznesmena i pokręcił lekko głową, po tym jak upił łyk wina. – Myślę, że to zbyt wyniosłe określenie. I faktycznie nie wyglądam nawet jak biznesmen – zauważył, bo przecież nie chadzał w garniturach, miał liczne tatuaże i preferował raczej luźniejszy styl na co dzień, nawet do pracy, gdzie faktycznie prowadził interesy, ale jednak to nadal tylko siłownia. Garnitur ubierał już wyłącznie wtedy, gdy miał jakieś to biznesowe spotkanie, ale jedynie sporadycznie. – Ale poniekąd jest to prawdą, bo prowadzę własny biznes – potwierdził i zaśmiał się znowu, gdy wycelowała w niego widelec, niejako komplementując jednak jego wygląd – Tak uważasz? Może powinienem sam zostać twarzą swojej siłowni. A Ty lubisz tego typu rozrywkę? Chodzisz na siłownie? Przypuszczam, że nie musisz, bo przecież masz zajebistą sylwetkę… - skierował na nią swoje przeszywające spojrzenie, która świadczyło o tym, że tak – właśnie pomyślał o jej idealnym ciele i bynajmniej nie były to grzeczne myśli – Ale jednak ruch to zdrowie, nawet jeżeli tylko dla wzmocnienia własnego ciała. I na przykład mnie to odpręża i odstresowuje, więc jeżeli tylko masz ochotę, to wpadnij zobaczyć jak wygląda ten mój mały biznes – zaproponował, tak po prostu, bez zobowiązań, ale przypuszczał, że mogłoby jej się tam spodobać. Dbał o to miejsce, rozwijał je, miał liczne i różne zajęcia, ćwiczenia, sprzęty – do wyboru, do koloru, bo dla każdego coś mogło się znaleźć. – Ty też spokojnie mogłabyś zostać twarzą mojej siłowni – posłał jej lekko przekorny uśmieszek, kolejny raz akcentując fakt, iż jest posiadaczką cholernie seksownego, kuszącego i pięknego ciała, które ewidentnie chciałby zobaczyć w całej okazałości, ale póki co oceniał pobieżnie jedynie po tym, co już miał okazję widzieć. Pokiwał za to głową na informację o braku tatuaży, ale nie czując też wielkiego rozczarowania z tego powodu. – Więc w kwestii tatuaży nadal wszystko przed Tobą. I jak wspomniałem, ja sam tatuuje, więc… może się skusisz? – uniósł sugestywnie brew ku górze, jakby z kolei całkiem zaintrygowany tym, że to właśnie on mógłby przyozdobić jej ciało w jakimś ciekawym i niewidocznym dla oka miejscu. To dopiero byłoby coś. Żeby jednak zbytnio się nie zapędzić w tych rozmyśleniach, skupił się znowu chwilowo na jedzeniu, dla odmiany wysłuchując teraz tego co do powiedzenia miała Indiana. Uśmiechnął się lekko i przytaknął, odstawiając kieliszek na stół. – Nie powiedziałbym, że jesteś sekretarką. I właściwie to podziwiam, bo ja nie mógłbym pracować ciągle za biurkiem. Nie nudzi Cię to? Jeszcze szczególnie w kancelarii, czy biurokracji prawniczej, tak cholernie nudnej? Pracoholizm tam chyba faktycznie Ci nie grozi – zażartował mimo wszystko, po chwili nawet lekko zaskoczony jej pytaniem. Nie do końca pewnie zrozumiał jego drugiego dno, aczkolwiek jeżeli chodziło o kwestię pracy, to nie miał żądnych wątpliwości. – Uwielbiam to. Właściwie sam ciągle szukam sobie nowych zajęć i większość dnia spędzam poza domem. Już raz popełniłem kilka błędów z braku konkretnego zajęcia, więc teraz nie pozwalam sobie na bezczynność. Ty nie chciałabyś spędzać całego dnia w pracy, którą lubisz? – zagadnął, spoglądając na nią z zaciekawieniem – Nie mówię o siedzeniu cały dzień w kancelarii, ale… zajmowaniu się czymś co lubisz, co Cię interesuje? Ja chciałem być w wojsku, a skończyłem na siłowni – a gdzie Ty chciałaś być? – oparł się o oparcie krzesła i utkwił na niej swoje spojrzenie na dłużej, próbując cokolwiek odczytać teraz z wyrazu jej twarzy. Oczywiście nie naciskał, ale był ciekawe jaką jest osobą, co lubi, co chce robić – być może właśnie to pomogłoby mu jednak nieco uzupełnić obraz jej osoby, który klarował się w jego głowie. – A tak poza tym… to co Emily Ci jeszcze o mnie mówiła?

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Zabawne, że to, czego Indiana najbardziej w sobie nie lubiła - to niezdecydowanie i ciągła niepewność - były prawdopodobnie tym, co sprawiało obecnie, że Connor wciąż chciał ją odkryć. Bo gdyby nie wahała się tak długo, a od razu wykonała ten krok, na jaki w dalszym ciągu nie potrafiła się zdobyć; gdyby nie kusiła go tylko po to, żeby się później wycofać i pozostawić z poczuciem niedosytu - to nie byłaby już dla niego tą słodką niewiadomą, i tym zakazanym owocem, którego pragnął, lecz nie mógł posmakować. Jedyny problem polegał na tym, że Indy nie robiła tego wszystkiego do końca celowo, i chociaż chciała być przez bruneta odbierana jako intrygująca i tajemnicza, to momentami zwyczajnie nie była w stanie zatuszować swych obaw i tego, że w gruncie rzeczy czuła się przy nim jak zawstydzona, niedoświadczona dziewczynka. Pomimo pewnego dystansu, jaki podświadomie wciąż zachowywała, z każdym dniem coraz bardziej jednak się z nim oswajała i przekonywała o tym, że chciała przestać być ostrożna; chciała podjąć ryzyko, jakim jawiła się znajomość z Connorem. A w tym bez wątpienia mogła pomóc choćby zwykła, swobodna rozmowa przy kolacji. A nuż przy bliższym poznaniu brunet okazałby się palantem - wszak przystojni mężczyźni często się takowymi okazywali - i cały czar by prysł, a Indiana nie musiałaby dłużej zastanawiać się, co z tym fantem zrobić? Było to co prawda mało prawdopodobne - bo chociaż nie mieli wielu okazji, by porozmawiać o tych zupełnie przyziemnych, codziennych sprawach, to Indiana zdążyła przekonać się, że Brewster miał swoje zasady i był świetnym facetem, który traktował ją właściwie lepiej, niż się początkowo spodziewała. A jakże łatwiej dla obojga byłoby, gdyby po prostu się nie polubili. Po jego reakcji domyślała się jednak, że za jego karierą w wojsku kryło się coś jeszcze, ale jednocześnie odniosła wrażenie, że nie był to najbardziej komfortowy dla bruneta temat, zatem skwitowała jego słowa tylko lekkim skinieniem głowy, w milczeniu przeżuwając spaghetti - mimo iż na końcu języka miała już co najmniej kilka pytań, jakie chciałaby mu w związku z tym zadać. Innym razem - jeśli będzie jeszcze miała ku temu okazję - obecnie zaś skupiając się na bardziej teraźniejszej kwestii jego obecnej pracy w siłowni. - Właśnie - zgodziła się, gdy rozwikłali już kwestię semantyki; nie mając najmniejszych wątpliwości, że jako biznesmen w pełnym tego słowa znaczeniu, w idealnie skrojonym garniturze Connor prezentowałby się równie dobrze, co i w tym luźniejszym wydaniu - acz Halsworth domyślała się, że byłby to raczej niecodzienny widok. Którego być może nigdy nie będzie jej dane uświadczyć, więc wyobraźnia, to w tym przypadku jedyne, czym mogła się posiłkować. Odrobinę zaskoczył ją jednak tym bezpośrednim komplementem odnośnie jej sylwetki, na co uniosła brwi i uciekła spojrzeniem do swojego talerza, mimo wszystko uśmiechając się skromnie. - Dzięki - odrzekła, pakując sobie zaraz porcję makaronu do ust. Nigdy chyba nie nauczyła się przyjmować komplementów, ale też i nie widziała sensu w zaprzeczaniu: miała świadomość tego, że najwidoczniej przypadły jej w udziale dobre geny i metabolizm, dzięki którym mogła cieszyć się szczupłą sylwetką właściwie nawet bez większego wysiłku, bez diet i katowania się treningami - ale zdawała sobie również sprawę z tego, że taki stan nie będzie trwał wiecznie i z wiekiem utrzymanie idealnej wagi będzie nieco trudniejsze; oraz z tego, że szczupła figura to jedno, ale żeby mieć ładnie wyrzeźbione i jędrne ciało, konieczne były również ćwiczenia. - Ale też czasem zaglądam na siłownię, zwłaszcza że przez większość dnia siedzę za biurkiem i muszę to jakoś równoważyć, chociaż nigdy nie rozumiałam, jak wysiłek fizyczny może odprężać... Mnie po prostu męczy - zaśmiała się cicho. - I nie wiedziałam, że jesteś takim zwolennikiem zdrowego stylu życia, w takim razie chyba zakłóciłam tą kolacją twoją dietę i pewnie... będziesz musiał później spalić te kalorie? - uniosła lekko brew, z nutką rozbawienia i chyba lekkiej prowokacji w głosie. - Może wpadnę... na zajęcia z trenerem personalnym. Która to siłownia? - dopytała. Nie miałaby nic przeciwko ćwiczeniom z Connorem i byłaby rozczarowana, gdyby zaproponował to tylko po to, aby zyskać nową klientkę - lub, potencjalnie, klientki, bo dla Indy ćwiczenia były raczej sportem towarzyskim i wybierała tę siłownię, gdzie chadzały również jej koleżanki. Uniosła zaintrygowana brew, gdy zasugerował również, że mógłby sam wykonać jej tatuaż. Może to był właśnie impuls, jakiego potrzebowała, by zdobyć się wreszcie na odwagę, licząc, że Connor zrobiłby to tak, aby nie bolało... - Może... Myślisz, że jaki tatuaż by do mnie pasował? - zastanowiła się, co właściwie było dość zabawną ironią, skoro sama Indy nie znała siebie na tyle, by umieć zdecydować się na jakiś konkretny wzór czy napis, który chciałaby uwiecznić na swojej skórze. Tak naprawdę nie pytała jednak Connora o radę czy podpowiedź - a była zwyczajnie ciekawa, co o niej myślał i jak ją postrzegał. - A co byś powiedział? - odbiła zatem piłeczkę, gdy przyznał, że nie wyglądała mu na sekretarkę. - W sumie mnie to nie dziwi, ale nie ma czego podziwiać, do siedzenia za biurkiem można się przyzwyczaić. I chyba po prostu nie mam czasu zastanawiać się nad tym, czy mnie to nudzi - wzruszyła ramionami, upijając łyk wina. Mogło się to wydawać dziwnie i wręcz nienaturalnie realistycznym podejściem ze strony osoby równie naiwnej, co Indiana Halsworth, ale - wykonywała po prostu swoją pracę i nie zastanawiał się nad tym, czy wolałaby być gdzieś indziej, bo to poczucie, iż nie była na swoim miejscu, dołowało ją jeszcze bardziej niż sterty papierów, jakie każdego dnia czekały na nią na biurku. - Nie powiedziałam, że nie lubię być sekretarką. Po prostu... praca sprawiająca jednocześnie przyjemność, to rzadki luksus - zauważyła odrobinę wymijająco, mimo wszystko zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią na jego pytanie i dłubiąc przy tym bezmyślnie widelcem w talerzu. Gdzie chciała być? - Nie wiem - pokręciła bezradnie głową. - To nie tak, że nie udało mi się spełnić moich marzeń, czy że wolałabym być w jakimś innym miejscu. Chyba... zawsze myślałam, że kiedy dorosnę, to będę wiedziała, co chcę robić, ale - tak nie było - przyznała w końcu, przyłapując się na myśli, że może w takim układzie po prostu - jeszcze nie dorosła? - To znaczy... miałam kilka pomysłów, jak miałam osiem, czy ileś tam, lat, to chciałam być lekarzem, później fryzjerką, najlepiej z własnym salonem i kanałem na youtube, gdzie miałabym miliony obserwujących, a moimi klientami byłyby same sławy - roześmiała się, brzmiąc przy tym równie dziecinnie, co te jej plany. - Chociaż najbardziej chciałam pracować ze zwierzętami, w sensie, wydawało mi się, że mogłabym to polubić - bo zwierzęta są kochane, nie? Albo połączyć z tym fryzjerstwo, żeby strzyc i obcinać pazurki pieskom - uśmiechnęła się pod nosem. - Ale nigdy nawet nie zbliżyłam się do zrealizowania któregoś z tych planów, i chyba nawet wolontariat w schronisku by mnie przerósł i po jednej wizycie zabrałabym wszystkie te psiaki ze sobą do domu - skwitowała ze śmiechem, troszkę może nerwowym, bo jednak było jej trochę z tym wszystkim głupio. I szczerze zazdrościła ludziom, którzy kończąc liceum, mieli już pomysł na siebie. Z drugiej zaś strony - Indiana nie mogła być chyba jedyną równie zagubioną we własnym życiu osobą... prawda? Troszkę więc zakłopotana tą, być może nadmierną, szczerością, ponownie skupiła się na jedzeniu, nie zauważając nawet, że ubrudziła się na buzi odrobiną sosu. Słysząc jednak kolejne pytanie, mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. - Lubisz słuchać o sobie? - uniosła brew, przygryzając lekko wargę od środka i zwlekając chwilę z odpowiedzią. - Mówiła, że nie możesz opędzić się od dziewczyn i że łamiesz wszystkim serca - przyjrzała mu się, ciekawa, czy nadal taki był - czy może nigdy. A może to jemu ktoś w końcu złamał serce, skoro obecnie był sam. Chociaż Indy nie spodziewała się, że brunet otworzy się przed nią w tej kwestii - możliwe jednak, że to ona poniekąd tymi słowami się przed nim odsłoniła, ujawniając powody swej ostrożności względem jego osoby.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Łatwiej byłoby się nie lubić – łatwiej byłoby po prostu zakończyć tę znajomość w początkowej fazie i nie narażać się na potencjalne konsekwencje jej rozwinięcia, bo to, że do tego rozwinięcia dojdzie było bardziej niż oczywiste. I jak to się mówi: prędzej czy później będą musieli w końcu przekroczyć granicę i zrobić to co ewidentnie zrobić chcieli. Nie żeby Connor miał żałować tego, że kiedyś ewentualnie mógłby już Indianę odkryć – poznać ją całą, to jaką jest osobą, jej ciało i wszelkie inne przyjemne rzeczy, których chciałby doświadczyć, aby dowiedzieć się co tak naprawdę ciemnowłosa lubi. Bo jeżeli już kiedyś by je poznał – to mógł polubić je na tyle, że wcale nie chciałby z nich - i z niej rezygnować, nie zaś oscylować wokół tego, że znudziłby się, gdyby nie pozostawała już dla niego zagadką. Ale to oczywiście wciąż pozostawało jedną wielką niewiadomą bowiem teraz dopiero mieli okazję na spokojnie ze sobą porozmawiać i dowiedzieć się czegoś więcej – można powiedzieć, że pierwszy raz od dawna, ale tak naprawdę nigdy szczerze ze sobą nie rozmawiali, bowiem wcześniej Brewster uważał ją jedynie za małolatę, z którą nie miał zbyt wiele wspólnego. Teraz zaś wszystko się zmieniło, Indy nie tylko jest śliczną dziewczyną, ale przede wszystkim jest już dorosła i to zmieniało całkowicie postać rzeczy – mógł z nią porozmawiać w zasadzie o wszystkim, nawet jeżeli dzieliła ich nadal spora różnica wieku: ale jak to mówią, na pewnym etapie takowa różnica po prostu się zaciera. A teraz Indiana była już kimś kto ewidentnie go interesował i intrygował, sprawiała, że chciał ją poznać i że chciał… więcej, znacznie więcej niż właściwie powinien i to mogło być jego zgubą. Jednocześnie jednak wyzwalała w nim coś, co sprawiało, że wcale nie chciał jej skrzywdzić, a przeczuwał, że właśnie to by zrobił, gdyby pozwolił jej się do siebie zbliżyć – więc, mimo tych chęci i pragnień nadal próbował trzymać jakiś względny dystans. Chociaż ciemnowłosa na pewno mu tego nie ułatwiała, a już na pewno nie teraz, gdy mieszkała z nim pod jednym dachem, co było dla niego naprawdę sporym wyzwaniem. Tak jak i wyzwaniem oraz nieprzyjemnym dość tematem było rozmawianie o wojsku i wszystkim co z tym związane, więc poniekąd świadomie uciął temat i nie chciał go teraz rozwijać, co najwyraźniej brunetka dobrze zrozumiała. I był jej wdzięczny za to, że póki co nie ciągnęła tego tematu. – Zdecydowanie nie powinnaś być w tej kwestii taka skromna, większość dziewczyn, które odwiedza moją siłownie marzy o takiej figurze jak Twoja. Więc tak, byłabyś zdecydowanie dobrą reklamą – wycelował teraz w nią widelec, uśmiechając się jednoznacznie. Ale tak, zamierzał doceniać jej wygląd i mówić jej o tym, bo bynajmniej nie zwykł owijać w bawełnę. Raczej zawsze był szczery i bezpośredni, a tym bardziej jeżeli chodziło o kobiece piękno, którego był zdecydowanym koneserem. Domyślał się jednak, że to w większości pewnie dobre geny, ale też dobre geny należy czasami wesprzeć i podrasować, a przypuszczał, że Indy nie tylko jest szczupła, ale również, że jędrne i kuszące jest to, co powinno takie być. Póki co jednak pozostawało to dla niego nadal słodką tajemnicą i mógł jedynie podziwiać jej kształty przez materiał ubrania. – Ćwiczenia muszą być męczące – zaśmiał się, słysząc jej słowa – Wysiłek fizyczny odpręża głównie moją głową, pozwala mi oczyścić myśli i dzięki temu w ten sam sposób reaguje reszta ciała – wyjaśnił pobieżnie swój tok rozumowania, zjadając kolejną porcję spaghetti. Musiał przyznać, że naprawdę mu smakowało i zdecydowanie nie zamierzał wybrzydzać, nawet jeżeli nie wszystko było tam perfekcyjne. Ale jadł już w życiu tak wiele różnych rzeczy, że bynajmniej nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. – Nie jestem fanatykiem aż tak zdrowego stylu życia, żeby katować się dietami. Po prostu stosuje dobrą suplementację i trenuje regularnie, bo we własnej siłowni, w której jestem codziennie mam akurat do tego super warunki. Tak więc jadam wszystko i normalnie pije alkohol, ale… to fakt, na pewno przyda mi się spalić trochę tych dzisiejszych kalorii. Znam na to różne, ciekawe sposoby – poruszył sugestywnie brwiami, oczywiście wyłapując oczywistą sugestię w jej głosie, bo zdecydowanie pomyśleli teraz o tym samym. Ale nie wspomniał o tym wprost. - Seattle Boxing Gym, całkiem niedaleko stąd. Być może nawet o tym miejscu słyszałaś. Mamy trenerów personalnych… - zauważył też, chociaż nie do końca spodobało mu się to, że jeden z jego pracowników miałby przez godzinę obserwować ponętne kształty brunetki – Właściwie sam planuje zrobić takie uprawnienia, ale póki co zatrudniam świetnych fachowców. No i mamy także od niedawna szkółkę boksu, cieszy się sporym zainteresowaniem, w tym także zainteresowaniem kobiet, można całkiem fajnie wyładować nadmiar energii - uśmiechnął się, upijając kilka kolejnych łyków wina. Lubił opowiadać o tym miejscu i chyba nigdy mu się to nie znudzi – wciąż miał w głowię milion pomysłów i wszystkie chciał je zrealizować. Póki co jednak krok po kroku budując swoją marke. Nie miałby jednak nic przeciwko temu, by na przykład potrenować z Indianą, bo jakąś wiedzę tam miał, więc mimo, iż sam trenerem oficjalnie nie jest, na pewno umiałby się nią dobrze zająć i to na wiele sposób. Pokręcił jednak głową na pytanie o to jaki tatuaż by do niej pasował. – Nigdy nie podpowiadam klientom jaki tatuaż powinni sobie zrobić, to potencjalnie decyzja na całe życie, więc to Ty musisz wiedzieć co to ma być i dlaczego chcesz to na swoim ciele – odparł, zjadając trochę spaghetti nim kontynuował, jednocześnie teraz prześlizgując się wzrokiem po jej ciele, po tym fragmencie, który widział nad stołem – Myślę jednak, że byłoby to coś drobnego. Być może coś na palcu albo na nadgarstku, jakiś symbol, znak… może serce albo gwiazda. Może coś bardziej rozwiniętego na karku, mogłoby pozostać skryte pod Twoimi długimi włosami. Może znak nieskończoności z jakimś znaczącym dla Ciebie słowem lub napisem. Albo coś w miejscu mniej widocznym dla oka – zasugerował, zsuwając się sugestywnie wzrokiem niżej, wskazując tym samym na to wszystko co skrywała pod ubraniem – Może jakaś data, jakiegoś ważnego dla Ciebie wydarzenia? Myślę, że jeżeli już byś się na coś zdecydowała, to właśnie na coś co miałoby jakieś znaczenie – dodał, chociaż oczywiście mógł się totalnie mylić, bo przecież nie zna jej tak dobrze, a może nawet póki co nie zna jej w ogóle i to co wie to jedynie domysły i jej obraz w jego głowie, który sam sobie stworzył. Ale był ciekaw jej zdania na ten temat i tego czy być może bardzo się pomylił w tym osądzie. Nie zmieniało to jednak faktu, że chętnie sam przyozdobił to jej śliczne ciałko, najchętniej właśnie w jakimś bardziej intymnym miejscu. – Bądźmy szczerzy, nie wyglądasz jak sekretarka – zaśmiał się mimo wszystko, wzruszając lekko ramionami – Bardziej jak modelka i to zdecydowanie w tej kategorii bym Cię zakwalifikował, gdybym Cię nie znał. Ale to też żaden wymóg byś miała korzystać z tego jak wyglądasz, ważne abyś robiła to co sprawia Ci jakąś satysfakcję. Bo faktycznie praca sprawiająca przyjemność to bardzo rzadki luksus – przyznał, zgadzając się z nią w tej kwestii w stu procentach. Jednocześnie po chwili zamilkł i po prostu jej słuchał, analizując wszystko i składając sobie jej słowa w jedną całość – czyli po prostu weryfikując te fakty z obrazem Indiany w swojej głowie. Zaśmiał się, słysząc o fryzjerskich planach i pokiwał głową ze zrozumieniem, podobnie zresztą jak z rozbawieniem obserwował ją i słuchał, gdy opowiadał o wolontariacie i psach, bo ten obraz absolutnie mu do niej pasował – delikatna dziewczyna z dobrym sercem, która najchętniej przygarnęłaby wszystkie pieski i kotki, zapewniając im dobry dom. – Doskonale Cię rozumiem w tej kwestii, po szkole też… nie miałem na siebie pomysłu. I życie wcale nie pokazało mi w czym jestem dobry i co powinienem robić, tak jak moi rówieśnicy zostawali lekarzami czy prawnikami. I w tym zawodzie najchętniej widziałaby mnie moja rodzina – dodał, poniekąd nawiązując do swoich wcześniejszych słów – Ale czasem dobrze rzucić się na głęboką wodę, ja poszedłem do wojska, Ty zostałaś sekretarką, chociaż żadne z nas tego nie planowało. No i jak widzisz, ja dzisiaj mam siłownie i tatuuje ludzi, chociaż nie zakładałem, że w tym będę się realizował, więc… myśle, że na wszystko przyjdzie pora też u Ciebie. Kto wie, może jednak zostaniesz jeszcze fryzjerką – ludzi bądź psów? – zaśmiał się cicho, sugerując, że przecież mogła zrobić wszystko co tylko chciała i nikt nie mógł jej tego zabronić albo ją przed tym powstrzymać. Jednocześnie jednak nawiązał do jej młodego wieku, bo przecież całe życie przed nią i ma jeszcze mnóstwo czasu na jakiekolwiek zmiany. On już osiadł w konkretnym biznesie, ale jak widać dopiero po wielu latach, więc i ona jeszcze spokojnie mogła zdecydować się na coś innego, a on był na to najlepszym przykładem. Skończył też w końcu jeść i odłożył sztućce, spoglądając na Indianę w momencie, w którym w kąciku jej ust pozostała resztka sosu. Sięgnął więc dłonią do jej buźki i starł kciukiem resztkę sosu, wyraźnie wprawiając ją w zaskoczenie, po czym cofnął rękę i zlizał ten sos ze swojego palca. – Było pyszne – powiedział w końcu, upijając ostatni łyk wina – Wszystko – dodał jeszcze tak dla pewności, że miał na myśli zarówno makaron, jak i sos – całokształt. Zjadł ze smakiem i szczerze mówiąc, mógłby się chyba do tego przyzwyczaić, ale bynajmniej nie zamierzał na niej wymuszać jakiegoś ciągłego gotowania. Wzruszył po chwili lekko ramionami, ale jednak zaśmiał się, słysząc jej pytanie. – Niekoniecznie lubię słuchać o sobie, ale jestem ciekaw co nagadała Ci moja siostrzyczka – stwierdził, przyglądając jej się uważnie, po czym znowu zareagował śmiechem, gdy wspomniała o dziewczynach – A więc Emily zrobiła ze mnie kobieciarza? – uniósł pytająco brew, nie odrywając wzroku od ciemnowłosej. Poniekąd właśnie o tym pomyślał, że przyznała między słowami, iż właśnie dzięki jego siostrze, za takiego go uważała – za faceta, który łamie kobietom serca. Może właśnie dlatego też tak przed nim uciekała i niby chciała, ale jednak w ostatniej chwili się wycofywała. Na pewno był to dla niego istotny element tej układanki. – Ty też mnie za takiego uważasz? – zagadnął mimo wszystko, chociaż sama Indy mogła nie znać go na tyle dobrze, by wyrobić sobie jakieś zdanie – Właściwie to chyba niewiele się pomyliła. Kiedyś rzeczywiście sam zabiegałem o zainteresowanie dziewczyn i się nimi bawiłem, ale byłem jeszcze dzieciakiem, to było przed wojskiem. Teraz… nie narzekam na zainteresowanie – przyznał z lekkim rozbawieniem – Ale jak przyznam się do bycia facetem, który łamie kobiece serca, to sam sobie strzelę w kolano – uniósł sugestywnie brew ku górze, rozciągając usta w cwanym uśmieszku – A jeżeli już łamie im serca, to zapewne dlatego, że oczekują ode mnie więcej niż mogę im dać – dodał jeszcze, decydując się na większą szczerość niż zapewne powinien. Raczej rzadko opowiadał o swoich podbojach i o tym jak traktuje kobiety, tym bardziej kobiecie, która potencjalnie go interesowała i nie wykluczone, że w ten sposób i tak strzelił sobie w kolano. Bo skoro nie oczekiwał nic więcej, to czy Indiana w ogóle mogła na coś więcej liczyć? Była gotowa zaryzykować i spróbować sprawić, że z nią zechce? - A Ty, łamiesz męskie serca? Bo w to, że ustawia się do Ciebie kolejka chętnych, to akurat nie wątpię.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

- Tylko że ja nie jestem żadną znaną osobą, jaka mogłaby ci zrobić skuteczną reklamę - zauważyła w odpowiedzi, mimo wszystko odrobinę się rumieniąc. Nie chciała wyjść na fałszywie skromną, bo w jej przypadku ta skromność nie była fałszywa, ale chyba nie była przygotowana na przyjmowanie komplementów z ust Connora. - Ale może to jest jakaś myśl: zostać influencerką, której ludzie tacy jak ty płaciliby za to, żebym co jakiś czas wrzuciła na instagram zdjęcie z treningu w twojej siłowni - zastanowiła się z rozbawieniem. Szczerze? Nie miałaby nic przeciwko zarabianiu w ten sposób - acz do tego potrzebowała najpierw większej liczby osób, jakie śledziłyby jej portale społecznościowe. Przygryzła lekko dolną wargę, z trudem nie uginając się pod ciężarem spojrzenia bruneta, gdy nawiązał do spalania kalorii w chyba dość oczywisty dla nich obojga sposób, jakiego nie nazwali wprost. Mimo to samej Indy na moment aż zrobiło się troszkę cieplej na myśl o tych aktywnościach fizycznych, jakie mogliby razem uskutecznić. Odchrząknęła jednak po chwili i skinęła lekko głową. - Domyślam się... skoro regularnie trenujesz - skwitowała krótko, wciąż w odrobinę dwuznacznym tonie i z majaczącym w kąciku jej warg uśmiechem. - Kojarzę. Ale osobiście bliżej mi do baletu niż do boksu, to drugie wolę raczej oglądać niż trenować - przyznała zgodnie z prawdą, bo oglądanie umięśnionych mężczyzn, obijających sobie buźki na ringu interesowało ją i podobało jej się bardziej niż jakiś tam, powiedzmy, baseball. Co wciąż nie czyniło z niej żadnej wielkiej fanki sportów walki, zwłaszcza że wcale nie przepadała za widokiem krwi, jaka niejednokrotnie potrafiła polać się w tego rodzaju sportach. Acz na Connora w takim wydaniu chętnie by popatrzyła - a w każdym razie: chętniej niż wtedy, gdy obijał twarz właścicielowi jej poprzedniego mieszkania; wówczas trudno jej było odnaleźć w tym jakąś przyjemność. Potrząsnęła głową w odpowiedzi na jego słowa o wyborze tatuażu. - Jasne, to zrozumiałe. Chodziło mi raczej o fachową radę niż podpowiedź, wiem, że nikt nie powinien wybierać mi tatuażu za mnie - przyznała, wysłuchując jednak jego sugestii, nad którymi zastanowiła się krótką chwilę. - Na palcu albo na nadgarstku raczej odpada, chociaż w sumie zawsze chciałam mieć coś właśnie w tym miejscu, ale nie wiem, jak by to zostało odebrane w mojej pracy... Więc lepiej chyba postawić na coś mniej widocznego. Może na boku... na żebrach? - ściągnęła brwi, nie do końca wiedząc, jak określić miejsce, które miała na myśli, więc obróciła się lekko, by wskazać je dłonią: tuż obok piersi, gdzie ewentualny tatuaż zakrywałoby ubranie. - Albo faktycznie na karku, to też fajny pomysł - pokiwała w zamyśleniu głową, by zaraz uśmiechnąć się z lekkim zakłopotaniem. - W każdym razie, jak kiedyś wymyślę, co chciałabym sobie wytatuować, to na pewno się do ciebie zgłoszę - dodała. O ile bowiem wybór miejsca na jej ciele nie był trudny, tak wybór samego wzoru tatuażu, który nie wyglądałby tandetnie, a byłby osobisty, miał dla Indiany znaczenie oraz który chciałaby nosić na swojej skórze do końca życia, stanowił już pewien problem. Z całą pewnością jednak Brewster zaszczepił w niej chęć powrotu do pomysłu wykonania sobie takowego malunku i zamierzała wziąć sobie do serca jego rady i sugestie. Pozostawało zatem mieć nadzieję, iż tym razem jej zapał nie przeminie tak szybko jak to bywało zazwyczaj. Tak jak chociażby miało to miejsce w przypadku wyboru ewentualnej ścieżki kariery. - Chyba wszyscy rodzice życzyliby sobie, żeby ich dzieci zostawały prawnikami albo lekarzami - zauważyła. - Póki co wystarcza mi taka praca, a resztą będę się martwić, jak mnie kiedyś wyrzucą - zażartowała ze wzruszeniem ramion, niejako ucinając temat, bo zastanawianie się nad tym, co mogłaby robić, nie miało już raczej większego sensu, skoro nawet ona sama tego nie wiedziała. Ostatecznie chyba więc dobrze się stało, że zdecydowała się na studia, jakie pozwoliły jej znaleźć pracę: lepsze to, niż gdyby poszła na kierunek, który teoretycznie ją interesował, tylko po to, by rzucić to po roku, dalej nie wiedząc, co powinna robić. Można zatem powiedzieć, że rzeczywistość ściągnęła ją na ziemię i pozbawiła złudzeń co do tego, że jeszcze kiedyś znajdzie zajęcie, które faktycznie pokocha; chociaż przykład Connora pokazywał, że i na to nigdy nie jest za późno. Nie spodziewała się jednak żadnego gestu z jego strony, dlatego gdy sięgnął dłonią do jej buzi i wytarł sos, jaki zawieruszył się w kąciku jej ust, spojrzała na niego zaskoczona, by zaraz jednak zamaskować to drobne zażenowanie uśmiechem. - Cieszę się, że ci smakowało. Albo że tak twierdzisz - wzruszyła z rozbawieniem ramieniem, również odkładając sztućce na talerz, by zaraz roześmiać się na wzmiankę o jego siostrze. - Nie miała dla ciebie litości - pokiwała głową, rozkładając bezradnie ręce. - Cóż, mam informacje z wiarygodnego źródła, a ty też mówiłeś, że nie pozwalasz kobietom zostać w twoim łóżku na noc... I tylko dzisiaj rzuciłeś mi co najmniej dwa komplementy, więc chyba mam podstawy, żeby uznać cię za kobieciarza - zawyrokowała ze śmiechem. Trudno powiedzieć, czy była aż tak naiwna, by liczyć na to, że Brewster zaprzeczy owemu stwierdzeniu - a mimo to poczuła delikatne ukłucie zawodu, kiedy przyznał, że jednak zwykł bawić się dziewczynami. - Niekoniecznie. Na pewno gdzieś tam są jakieś emocjonalne masochistki, które tym bardziej lecą na faceta, im większe jest prawdopodobieństwo, że zostaną przez niego skrzywdzone - tylko czy sama również była jedną z nich? - Ale dzięki za ostrzeżenie - uniosła brew, siląc się jednak na lekki uśmiech. Cóż, sprawa wydawała się całkiem prosta, może nawet przesądzona, skoro Brewster sam przyznał, że nie był w stanie zaoferować kobiecie niczego więcej niż seks. Możliwe więc, że Indiana potraktowała to właśnie jako uprzedzenie, aby sama również nie liczyła na nic więcej - tylko że jak dotąd nie łączyło ich nawet tyle. Parsknęła bezdźwięcznym śmiechem w odpowiedzi na jego pytanie i pokręciła głową, wstając od stołu, z którego zabrała talerze. - Jeśli łamię, to tylko wtedy, kiedy jakiś facet oczekuje, że będę swoją bliźniaczką, i okazuje się rozczarowany tym, że tak nie jest - odparła z nutką goryczy i rozbrajającą szczerością - którą Brewster z łatwością mógł uznać za niezbyt udany żart - przy czym skierowała swoje kroki do kuchni, gdzie od razu wstawiła brudne naczynia do zmywarki; nieopatrznie pochylając się przy tym w sposób, jaki sprawił, że materiał i tak króciutkiej sukienki podsunął się jeszcze bardziej ku górze, ledwie zasłaniając jej pośladki. Nie zaprzeczyła jednak, jakoby ustawiały się do niej kolejki adoratorów, częściowo może po to, by nie pozostawać w tyle, mimo iż wcale tak nie było - a raczej: Indiana nie była tego do końca świadoma, gdyż często potencjalny podryw odbierała jako przejawy zwykłego bycia miłym; zapominając o tym, że mężczyźni nie bywali tak po prostu mili, a niemal zawsze mieli w tym jakiś interes.

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

- Póki co nikt znany nie reklamuje mojej słowni, chociaż nie ukrywam, że do tego zmierzam. Poza tym nie tylko znana twarz się liczy, ale i świetne ciało, w końcu każdy przychodzi tam po efekty – przyznał zgodnie z prawdą, jednocześnie nadal wplatając pomiędzy słowami komplement dla niej. I chyba nigdy nie znudziłoby mu się mówienie o jej ciele i komplementowanie go, bowiem istotnie była posiadaczką niemal perfekcyjnej figury i oddałby chyba wszystko za zaznajomienie się z nią w znacznie bliższym stopniu. Myślenie o tym jednak skrupulatnie go nakręcało, więc powinien jak najszybciej te myśli odrzucić ze swojej głowy, ale jak zwykle zresztą brunetka mu tego nie ułatwiała, gdy to kolejny raz sugerowała spalanie kalorii w oczywisty dla nich obojga sposób, więc nawet nie musieli nazywać rzeczy o imieniu. Ale znowu fakt, że to krążyło w jego głowie i że bohaterka tych rozmyśleń siedziała tuż przed nim – nie pomagał. – Utrzymanie dobrej formy to podstawa – mrugnął do niej sugestywnie, bynajmniej nie zdradzając czy miał na myśli wyłącznie rzeczywisty trening na siłowni czy raczej te drobne dwuznaczności, o której okrężnie i trochę wymijająco rozmawiali. Ale takowe rozmowy doprawdy mu się podobały, tyle, że musieli być w nich ostrożni, a przynajmniej on musiał, bo jak tak dalej pójdzie, to mieszkanie z nią pod jednym dachem stanie się dla niego prawdziwą katorgą. – Oglądasz boks? – uniósł brew w pytającym geście, jakby jednak nieco zaskoczony taką informacją i z całą pewnością ten rodzaj sportu nie pasował mu do drobnej i delikatnej w jego odczuciu Indiany, chociaż oczywiście mogłaby go zaskoczyć – zapewne nie tylko w tej kwestii. Mimo to oczywiście sam proponował jej lekcje boksu, bo na nie mógł wpaść każdy i nie dyskwalifikowała jej drobna sylwetka, bo wszystko było do wypracowania. Niemniej jednak nie każdy lubił oglądać to jak dwaj faceci obijają się po twarzy, więc tym bardziej zaintrygowało go to, że lubiła to ciemnowłosa: a może miała w tym po prostu ukryty inny cel. – Ale i tak polecam Ci kiedyś taki trening boksu, zobaczysz jak potrafi oczyścić głowę i pozbyć się negatywnych emocji. Nic zobowiązującego, wystarczy trochę uderzać w worek – stwierdził z rozbawieniem, niemal od razu wyobrażając ją sobie w tym sportowym, obcisłym stroju, gdy to precyzyjnie ustawiona uderzała w cięższy pewnie od samej siebie treningowy worek. Musiał przyznać, że wizja tego była cholernie kusząca, ale ciągle zapędzał się w te niedozwolone rejony w swojej głowie – jakby niemal każda myśl o niej od razu sprowadzała się do jednego, chociaż z całą pewnością nie traktował jej jedynie jak kawałka seksownego ciała. W tej chwili jednak słuchając jej słów o potencjalnym tatuażu, niemal od razu podążył wzrokiem za jej dłonią, którą wskazała miejsce w okolicy biustu i bezwiednie, wręcz od razu, pokiwał twierdząco głową. – To miejsce byłoby idealne – zarówno, na tatuaż, jak i na to, by on sam mógł go jej tam wykonać, bynajmniej byłoby to istną rozkoszą dla niego. I tym kusząca byłaby myśl, że jako jeden z nielicznych wiedział, że go tam ma – i że mógłby powiedzieć, że sam naznaczył to jej niesamowite ciało. Kąciki jego ust drgnęły więc lekko ku górze. – W takim razie dobrze się zastanów co chciałabyś sobie zrobić i gdzie, a wtedy mów śmiało, na pewno coś z tym zrobimy. Liczę, że jednak się nie rozmyślisz – uśmiechnął się, odrobinę ją może w ten sposób podpuszczając, ale też nie chciał na niej tego wymuszać. Nie każdy musiał mieć tatuaż – i bynajmniej Connor nie jest tym facetem, który wciska go każdemu i na każdym kroku, bo sam posiada ich sporo i w dodatku tatuuje. Nie szukał na siłę nowych klientów, a Indianie jedynie zasugerował taką możliwość, skoro miała już pod ręką fachowca w tym temacie. I tak, kusiło go to, by sam mógł jej go zrobić – ale wszystko w swoim czasie, a wierzył, że w końcu się na to zdecyduje. W międzyczasie jednak pozwolił jej uciąć już temat pracy, bo w rzeczy samej nie było chyba sensu gdybać o tym co by było gdyby, a na stwierdzenie, że taka praca jej odpowiada, pokiwał jedynie krótko głową. W końcu to jej wybór, a poza tym nie było w tej pracy nic złego, nie zamierzał więc jej w ten sposób oceniać. Kilka zbereźnych myśli w tym kontekście także zaświtało w jego głowie, więc należy mu jednak wybaczyć, iż część myślał swoim przyjacielem a nie mózgiem, ale w jej obecności to było cholernie trudne. – Naprawdę mi smakowało. Sam nie jestem wybitnym kucharzem, ale też jak mówiłem, nie wybrzydzam – dodał jeszcze, po czym jednak zaśmiał się, gdy wspomniała o jego siostrze – Chyba będę musiał z nią podyskutować na temat tego co opowiada o mnie ludziom – zauważył z rozbawieniem, mimo wszystko już nie będąc już tak rozbawionym, gdy brunetka tak szybko go rozgryzła i niemal od razu utwierdziła siebie samą w przekonaniu, że Brewster jest kobieciarzem. Czuł, że w jakiś sposób go to przekreśla i z jednej strony pewnie powinien się cieszyć – bo problem ma z głowy, tak? Z drugiej zaś czuł jakieś ukłucie zawodu, bo Indy pewnie nadal stanowiła dla niego pewnego rodzaju wyzwanie i ten zakazany owoc, który niemiłosiernie kusił, a nagle sam strzelił sobie w kolano (z niemałą pomocą siostrzyczki). – Nie wiem czy chce wiedzieć co jeszcze Ci nagadała. A jednej kobiecie pozwoliłem zostać w moim łóżku… - utkwił spojrzenie na Indianie, sugerując w oczywisty sposób, że chodziło właśnie o nią, jakby instynktownie próbował ratować swoją sytuację – Twierdzisz więc, że mówiłem Ci dzisiaj komplementy bo chcę cię zaliczyć? – spytał właściwie całkiem wprost, niby uśmiechając się przy tym cwanie, jakoby nie mówił poważnie, ale jednocześnie spytał całkiem serio, bo ciekaw był jej opinii. On sam na pewno nie na to liczył, mówiąc jej jak dobrze wygląda, bo to były fakty i należało o nich mówić głośno, by brunetka poprawiła swoją samoocenę. I pewność siebie, której ewidentnie w niektórych sytuacjach jej brakowało – a niepotrzebnie. Ten uśmiech nie zniknął z jego twarzy, ale on sam nie odpowiedział jej na to pytanie – nie zaprzeczył ani nie potwierdził, czekając po prostu na to co zrobi ona. Zaśmiał się jednak w końcu na wspomnienie o masochistkach i pokiwał ze zrozumieniem głową. – To w zasadzie prawda, mam wrażenie, że ostatnio trafiam tylko na takie kobiety. Im bardziej je od siebie odsuwam, tym bardziej mnie chcą… jakby tylko czekały na to, że faktycznie bardziej je skrzywdzę. A przecież niczego im nie obiecuje – wzruszył bezradnie ramionami, poniekąd trochę się jednak tłumacząc, chociaż wcale nie miał takiego obowiązku. Sam do końca nie rozumiał tego co się działo między nim a płcią piękną, po prostu korzystał z tego co miały mu do zaoferowania, a że szczególnie się nie wzbraniały… to czemu miałby odmówić? Ale że potem to one kończyły ze złamanym sercem, to jego czyniło dupkiem? – Ty zapewne też liczysz na coś więcej? Nie przygodny, przelotny seks, ale romantyczne gesty, kwiatki i serduszka? – zagadnął z zainteresowanie, pragnąc poznać również tą jej stronę i zrozumieć jej tok rozumowania. Z niego bowiem żaden romantyk i dlatego takowe gesty kojarzyły mu się głównie z serduszkami i kwiatkami, co chyba nijak do niego nie pasowało. A może po prostu nie spotkał odpowiedniej kobiety, przy której mógłby się tak właśnie zachowywać. Słysząc z kolei jej aluzję co do bliźniaczki, uniósł ze zdziwieniem brwi, po czym powędrował wzrokiem za brunetką aż do kuchni. – Dlaczego ktoś miałby być tym faktem rozczarowany? – spytał, nie do końca rozumiejąc, a potem wciągnął głośno powietrze, gdy nagle dziewczyna pochyliła się do zmywarki, pozostawiając sukienkę na samej granicy swoich jędrnych pośladków, których widok zapewne zaparłby mu dech w piersiach. Ale sukienka skutecznie jeszcze zakrywała to co najlepsze. Odetchnął cicho i niemal jak przyciągany przez niewidoczną nić, ruszył powoli w stronę kuchni. – Niedawno zorientowałem się, że Twoja siostra bliźniaczka spotyka się z moim przyjacielem – przyznał jeszcze tak dla jasności, bo sam był tym faktem zaskoczony i nawet dość rozbawiony, co też skwitował ostatecznie cichym śmiechem – Świat jest naprawdę mały – dodał, stając tuż za ciemnowłosą, a ręce niemal świerzbiły go, by tylko ułożyć je na tym jej wypiętym nadal w jego stronę, kuszącym tyłeczku. Był pewien, że prezentuje się równie dobrze, ale ku jego nieszczęściu, to nadal były tylko przypuszczenia. Zacisnął na moment dłoń w pięść i wrócił na ziemie dopiero wtedy, gdy Indiana się wyprostowała i w ten sposób zderzyła się plecami z jego torsem, bo nie spodziewała się, że Connor znajduje się tuż za nią. – Przestrzeń czasami też staje się bardzo mała… - mruknął cicho niemal tuż przy jej uchu, nawiązując do tego jak niewielka teraz dzieliła ich przestrzeń, a może nawet nie dzieliła żadna, bowiem brunetka nadal przylegała delikatnie do jego ciała, a on sam nie mogąc dłużej się powstrzymać, ułożył jedną ze swoich dłoni na jej biodrze.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

- Zdarza się - odparła odnośnie oglądania boksu i wzruszyła lekko ramionami, z nieco enigmatycznym uśmiechem na ustach, mimo że tak jak powiedziała - bliżej jej było do baletu, który zresztą trenowała jako dziecko, i doprawdy nie sądziła, by była w stanie tymi swoimi piąstkami wyrządzić komuś jakaś krzywdę. Chociaż pewnie istniała kategoria wagowa i dla kogoś jej gabarytów, bo przecież - trenować każdy może, a sporty walki nie były przeznaczone wyłącznie dla facetów; choć istotnie były znacznie popularniejsze wśród mężczyzn, którzy przy okazji zarabiali na tym znacznie więcej niż kobiety (zresztą ten schemat istniał chyba we wszystkich dyscyplinach), mimo że teoretycznie wkładali w treningi taki sam wysiłek i wykonywali tę samą robotę, a po prostu ich występy przyciągały szerszą publikę. - W takim razie może ty potrenujesz, a ja popatrzę? - zasugerowała, nie wykluczając jednak, że przy takiej okazji Connor mógłby pokazać jej parę ciosów. Na pierwszy rzut oka widać było jednak, jak bardzo oboje się od siebie różnili - i równie oczywistym wydawało się to, że posiadali odmienne zainteresowania, inne rzeczy uznawali za relaks i inaczej spędzali wolny czas. Dzięki temu jednak oboje mogli na takiej znajomości coś zyskać - tak wewnętrznie, dla samych siebie. Pokiwała więc głową na zgodę odnośnie ewentualnego tatuażu, ale gdy rozmowa zeszła już na temat relacji Brewstera z kobietami - nie tylko tego, co Indy o nim słyszała, ale i jak on sam się na to zapatrywał - brunetka okazała się nieco rozczarowana zarówno jej biegiem, jak i tym wszystkim, co od niego usłyszała, a co spowodowało kompletny mętlik w jej głowie; lecz najgorszym wydawało się to, iż mogła za taki stan winić wyłącznie siebie samą. W jednym Connor miał rację: przynajmniej był szczery i od razu stawiał sprawę jasno, nie mydląc nikomu oczu ani nie udając nikogo innego. Nie odpowiadał więc za to, że w jej głowie zdążył powstać zgoła odmienny obraz jego osoby; to ona chyba chciała w nim widzieć kogoś innego. Wzruszyła więc ramionami w odpowiedzi na jego pytanie o cel tych komplementów, bowiem nie uważała, że chciał ją zaliczyć - ale z drugiej strony, nie wiedziała, co właściwie powinna o tym myśleć. - Nie wiem. Może po prostu tak rozmawiasz z kobietami - uznała ostatecznie, nie brzmiąc jednak, jakby miała mu to za złe. Niektórzy mężczyźni po prostu potrzebowali drobnego flirtu równie mocno, co powietrza do oddychania; aczkolwiek Halsworth nie chciała wysnuwać zbyt daleko idących wniosków. Jak dotąd Connor nie dał jej powodów, by źle o nim myśleć: nie dawał jej odczuć, jakoby chodziło mu tylko o zaciągnięcie jej do łóżka; nie miał problemów z utrzymaniem rąk przy sobie. Mimo to pogrążał się bardziej z każdym słowem, jakie padało z jego ust, sprawiając, że w pewnym momencie Indy z trudem musiała powstrzymać się przed ironicznym parsknięciem - choć brunet może bardziej liczył na to, że pogłaszcze go po główce, bo przecież temu biedactwu musiało być tak trudno, nie móc opędzić się od tych wszystkich naiwnych panien, jakie same pchały mu się do łóżka... Aż ją zirytował! Mimo iż nie miała ku temu powodu - była na niego zwyczajnie zła. Chociaż oczywiście na głos nigdy by tego nie przyznała, uparcie twierdząc, że: wcale nie jestem zła! - Na nic nie liczę - burknęła nagle nieco szorstkim tonem, maskując swą irytację wyjściem do kuchni. Nie chciała się niepotrzebnie stroszyć, a już tym bardziej nie chciała okazywać przy Connorze tego, że oczekiwała jednak po nim czegoś innego - mimo iż była ostrożna w swych oczekiwaniach i z całą pewnością nie liczyła od razu na to, że facet będzie ją nosił na rękach czy dawał jej kwiatki; ale miała chyba prawo życzyć sobie, aby nie odsunął jej na bocznicę zaraz po tym, jak ją zaliczy, bo koniec końców taki byłby właśnie jego cel. I chociaż gdzieś tam w środku poniekąd rozumiała to, że jako facet musiałby on być skończonym idiotą, by nie korzystać z tego, że podobał się kobietom, to i tak w jej oczach wychodził właśnie na zwykłego dupka. I jedynym pocieszeniem wydawało się to, że przekonała się o tym wcześniej, niż później. - Bo nie jestem nią - stwierdziła odnośnie swojej bliźniaczki, co dla niej samej wydawało się całkiem proste. Nie dziwiło jej jednak to, że Connor tego nie rozumiał - bo tylko ktoś, kto całe życie spędził jako wyblakła i niedoskonała kopia drugiej osoby, mógłby to pojąć. Jeśli więc Indy na cokolwiek liczyła, to chyba na to, by móc choć raz poczuć się wyjątkowa i chciana - chciana dla niej samej, a nie dla bycia substytutem za jej siostrę. Zamiast jednak dłużej zaprzątać sobie tym głowę, wolała zająć się naczyniami, które ustawiła w zmywarce, kilka razy zupełnym przypadkiem uderzając talerzem o inny, gdy Brewster, ku jej zaskoczeniu, postanowił jednak z jakiegoś powodu wspomnieć o jej siostrze oraz swoim przyjacielu. - Faktycznie mały - skwitowała (mając na myśli świat, a nie jego przyjaciela, heh) bez większego zainteresowania, nie zauważając też, gdzie brunet zatrzymał się, docierając za nią do kuchni, przez co w chwili, gdy zamknęła zmywarkę i wyprostowała plecy, napotkała tuż za nimi męski tors. Nie ruszyła się jednak ani o centymetr, mimo że bliskość bruneta, nie inaczej niż zwykle, przyprawiła ją o nieco szybsze bicie serca. Nabrała tylko jednak powietrza do płuc i sięgnęła po leżącą na blacie ściereczkę, w którą wytarła dłonie, by następnie odrzucić ją z powrotem, gdy na swoim biodrze wyczuła męski dotyk. Zwilżyła wargi językiem i odruchowo zerknęła w dół, nakrywając po chwili jego silną dłoń swoją własną, drobniejszą, ale nie zdjęła jej ze swojego ciała. - A ty? Pragnąłeś jakiejś kobiety tym bardziej, wiedząc, że nie możesz jej mieć? - podjęła wcześniej ucięty temat, uznając, że ten wymagał jednak rozwinięcia, chociaż pewnie nie na to Connor miał w tej chwili ochotę. Zabawne, że gdyby nie tych kilka ostatnich słów, jakie pomiędzy nimi padły, ten wieczór mógłby potoczyć się zupełnie inaczej... Tymczasem jednak Indiana obróciła się zgrabnie, ocierając przy tym wyczuwalnie pośladkami o jego krocze, by stając przodem do bruneta, ułożyć dłonie na jego torsie - acz tylko po to, by stworzyć pomiędzy nimi prowizoryczną barierę i w razie konieczności móc go od siebie odsunąć. Choć nic w jej zachowaniu na to nie wskazywało, gdy przesunęła niespiesznie rączkami w górę, wpatrując się nieustannie w mężczyznę tymi swoimi wielkimi, sarnimi oczami. - Czego ty chcesz, Connor? - zapytała, szczerze ciekawa odpowiedzi, choć raczej nie spodziewała się jej dostać. - Zdobywać? - wspięła się delikatnie na palce, nieomal dosięgając jego ust swymi rozchylonymi kusząco wargami. - Posiadać? - może to był na niego sposób, skoro te kobiety, jakie same go niego lgnęły, nudziły Connora do tego stopnia, że musiał je wręcz od siebie odsuwać i odpychać: stać się obiektem dla niego nieosiągalnym, mimo iż znajdującym się w zasięgu jego rąk; obudzić w nim łowcę, jakim każdy mężczyzna był z natury. Tylko czy Indiana potrafiła to zrobić - z pełną premedytacją, a nie tylko nieświadomie?

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

- To byłoby nie fair – zaśmiał się, celując w nią palcem wskazującym – Ty popatrzysz sobie na mnie kiedy trenuje, a ja na Ciebie nie? Coś za coś. Tak czy inaczej zapraszam do samej siłowni, możesz wpaść wtedy kiedy tam będę i możemy potrenować razem. Albo po prostu poboksować, zobaczysz jakie to fajne – stwierdził z enigmatycznym uśmiechem na ustach, bynajmniej podekscytowany takową perspektywą – wspólnego treningu. Bądź chociaż możliwością popatrzenia sobie na Indianę podczas, gdy energicznie uderzałaby w dużo cięższy pewnie i od siebie samej - worek treningowy. Może więc pewne aspekty istotnie ich różniły: począwszy od zainteresowań, a skoczywszy na tym jak spędzali wolny czas i jak się relaksowali, ale czy nie mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają? Z całą pewnością ekscytuje to co nieznane, a Connor uwielbia odkrywać nowe rzeczy, których zapewne mógłby się przy niej nauczyć. Na pewno kompletnie innego spojrzenia na świat i na życie, bo takiego zaledwie dwudziestotrzyletniej dziewczynie nie brakowało, a on w tym życiowym momencie był już dużo dalej – doświadczony trochę zbyt mocno, by czerpać z tego życia w sposób podobny jak ona. Ale może tego właśnie mu brakowało, takiej iskry, którą to właśnie Indy mogła mu dać, może więc to właśnie to tak bardzo go do niej przyciągało. Chociaż mocno różni się od kobiet, z którymi dotychczas spotykał – czy spotyka się Brewster. Jednakże głównie z uwagi na to, że znają się od dawna i że łączy ją bliska relacja z jego siostrą, stara się być z nią po prostu szczery, nie idzie zaś po swoje jak zawsze. Mógłby to zrobić – mógłby ją skrzywdzić już na starcie, ale właśnie dlatego znaleźli się w tym momencie, że on naprawdę dawał jej szansę na wycofanie się… jednak Indiana nadal tutaj była. Dając mu więc pewnego rodzaju zielone światło sprawiała, że coraz bardziej chciał wziąć to na co miał tak dużą ochotę i coraz trudniej było się powstrzymywać. – Taki chyba po prostu jestem, nie wynika to jedynie z faktu jak rozmawiam z kobietami. Lubię doceniać kobiece piękno i komplementować kobiety, bo powinny być komplementowane na każdym kroku – wzruszył lekko ramionami, nie chcąc zabrzmieć tutaj teraz jakoś źle – Czasami jest to oczywiście po prostu część flirtu, drobnego bądź nie, ale nigdy nie kryje się za tym kłamstwo – dodał jeszcze, tak dla pewności, by nie pomyślała, że te wszystkie słowa, które dziś jej mówił, były częścią jakiejś gry. Bo nie były. On jedynie wyrażał swoje zdanie na temat jej wyglądu – mówił o tym co widzi każdy facet i bynajmniej nie sądził, by którykolwiek obok niej przeszedł obojętnie, bo to było po prostu niemożliwe. Nawet jeżeli ostatecznie ona sama nie wierzyła w siebie na tyle, by o tym wiedzieć. Zdziwił się jednak nieco, gdy nagle ciemnowłosa zmieniła front i chyba najwyraźniej się na niego wkurzyła, chociaż nie do końca rozumiał dlaczego. Mimo to poczuł jednak, że mógł ją swoimi słowami urazić, chociaż wcale nie taki był jego cel, dlatego zmrużył lekko oczy, gdy nagle niemal uciekła w kierunku kuchni w niekoniecznie dobrym nastroju. – Hej, to nie miało być jakimś wyrzutem w Twoją stronę – zaczął, gdy tylko ruszył za nią niespiesznie w stronę kuchni, tylko na moment zostawiając jej odrobinę wolnej przestrzeni – Bardziej chodziło mi o to, że romantyzm to nie do końca moja bajka. Ale mogło to źle zabrzmieć… więc pewnie masz rację, że uważasz mnie za dupka – skwitował krótko, chociaż tak naprawdę ona wcale tego nie powiedziała, ale mógł to spokojnie wyczuć poprzez jej zachowanie. A nawet to jedno spojrzenie, które posłała mu, nim już powędrowała do kuchni – widział to w jej oczach. Tak patrzyły kobiety, którym łamał serce, chociaż naprawdę wcale nie chciał tego robić. – I jestem nim, lepiej żebyś o tym wiedziała. Ale na pewno nie powinnaś mówić, że jesteś gorsza od siostry. Dlaczego miałabyś być nią? Chociaż samo w sobie brzmi to dziwnie, bo przecież wyglądacie identycznie… ale przypuszczam, że jesteście kompletnie inne. I to jest dobre – wzruszył lekko ramieniem, chociaż nie wkładał zbyt wiele w mowę ciała, bowiem Indiana stała do niego tyłem, zajmując się cały czas umieszczaniem naczyń w zmywarce, on zaś jedynie świdrował wzrokiem jej seksowne, długie nogi i to miejsce, w którym kończyła się jej sukienka, skrywając to co najlepsze. Kiedy zaś niezbyt zainteresowana ucięła temat swojej siostry i jego przyjaciela, nie podjął go dalej na ten moment, wyczuwając nadal odrobinę niechęci z jej strony. Gdy jednak wyprostowała się i zderzyła z jego ciałem, nie zamierzał odpuścić i wycofywać się – wręcz postanowił pozwolić by ten moment rozwijał się sam i niemal bezwiednie ułożył dłoń na jej biodrze. Kiedy Indiana nakryła ją swoją, był niemal pewien, że za moment strąci tę jego i mu się wymknie, ale kolejny raz mocno go zaskoczyła – nie zrobiła tego. Zamiast tego podjęła wcześniej zakończony już przez nich temat, co nieco zbiło go z tropu, ale również trochę zaintrygowała. Była zirytowana i waleczna, a to kompletnie inna jej natura, której chyba do tej pory nie doświadczył – a uwielbiał ją odkrywać kawałek po kawałku. Wciągnął mocno powietrze, gdy nim zdążył się w ogóle odezwać, Indiana odwróciła się w jego stronę, wcześniej ocierając się tym kuszącym tyłeczkiem o jego krocze, co istotnie poczuł każdym swoim mięśniem. – Nigdy żadnej nie pragnąłem tak bardzo… bo nigdy nie trafiłem na taką, której nie mogłem mieć. Aż do teraz – odparł nieco zniżonym tonem głosu, spoglądając najpierw w jej oczy, a potem pochylił głowę i na moment skupił wzrok na jej dłoniach, które ułożyła niespodziewanie na jego torsie. Jego ciało odrobinę się spięło pod wpływem jej dotyku, gdy zaczęła niespiesznie przesuwać nimi w górę, ale wówczas uniósł znowu wzrok do jej twarzy. – Więc tak, pragnę jednej kobiety tym bardziej, wiedząc, że nie mogę jej mieć – dodał nieco ciszej, nie odrywając wzroku od jej oczu. Wyczuwał, że próbowała swoimi dłońmi stworzyć pewnego rodzaju barierę między nimi, ale nawet to by jej przed nim nie uchroniło. Nie wtedy, gdyby ten ostatni mur wreszcie padł. Przełknął ślinę, gdy nagle ciemnowłosa przejmowała inicjatywę: obserwował ją doprawdy właśnie jak pewien łowca swoją ofiarę, w momencie, w którym pytała go o rzeczy, na które chyba do końca nie znał odpowiedzi. Ale istotniejsze było to, co w międzyczasie robiła, zbliżając się do niego niebezpiecznie i kusząc swoimi rozchylonymi ustami. – Uwielbiam zdobywać i posiadać – przyznał całkiem szczerze, zezując na moment na jej pełne wargi, z trudem już ze sobą walcząc. Z trudem się powstrzymując. A ona wcale mu tego nie ułatwiała, wręcz sama prosiła się o to, by zrobił coś więcej, mimo, że prawie już przed nim zaczęła uciekać. – I chcesz wiedzieć czego chce? – mruknął, sunąc zewnętrzną stroną jednej z dłoni wzdłuż jej ręki, docierając niespiesznie do ramienia, po którym przesunął już jedynie opuszkami palców, zgarniając kilka pasm jej ciemnych włosów na plecy. Chwilowo pochłonął go ten widok, ale gdy wrócił wzrokiem na jej twarz, przepadł. Była zbyt blisko – tak bezbronna, jakby chętna i wręcz czekająca na niego. – Pokaże Ci – zbliżył jeszcze bardziej twarz do tej jej, a właściwie to zbliżył usta do jej nadal kusząco rozchylonych warg. Spojrzał raz jeszcze w jej oczy, a potem odetchnął cicho i trącił jej nos swoim, jakby jeszcze przez krótki moment się wahając, jakby dając jej szansę na to, by go spoliczkowała i odeszła, ale… potem po prostu wpił się w jej słodkie usta, czując niemal błogą ulgę. Tak cholernie długo czekał na ten moment, że po prostu nie mógł być lepszy – chociaż spodziewał się tego, że może go odepchnąć, to gdy tylko odwzajemniła pocałunek, pozwolił sobie na znacznie więcej. Całował ją zachłannie, ale na tylko delikatnie, by móc ją smakować bez końca – palce jednej z dłoni zacisnął nieco mocniej na jej biodrze, by następnie przesunąć dłoń dalej na jej plecy i przyciągnąć w ten sposób jej drobne ciało bardziej do swojego, sprawiając, iż nie było między nimi nawet odrobiny wolnej przestrzeni. Drugą dłoń po krótkiej chwili wsunął w jej ciemne włosy i pozwolił sobie nieco odchylić jej głowę, pogłębiając pocałunek z każdą chwilą coraz bardziej. Zrobił niewielki krok do przodu i przycisnął jej ciało do kuchennego blatu, napierając mocniej na jej usta, których ciągle było mu zbyt mało. Wiedział, że nie powinien, ale w tej chwili nie miało to dla niego już żadnego znaczenia, bo zakazany owoc naprawdę smakuje najlepiej.

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Indiana sama nie była już pewna, czy Connor - jak na mężczyznę posiadającego najwidoczniej całkiem spore doświadczenie z kobietami - znał się na nich tak słabo, by nie dostrzec, że to zielone światło, jakie od niej wcześniej otrzymał, właśnie zmieniło kolor na żółty; czy też znał się tak dobrze, że wiedział, iż pomimo tego, co od niego usłyszała, w dalszym ciągu nie będzie potrafiła po prostu się z tego wycofać. Czyżby była dla niego aż tak czytelna? Czy raczej to on był człowiekiem, jaki po prostu sięgał po to, czego pragnął, nie zastanawiając się nad tym, czy może, bo przecież bez ryzyka nie osiągnąłby zupełnie nic? - A gdybyś miał dziewczynę... nadal komplementowałbyś inne kobiety? Tak samo otwarcie, czy tylko za jej plecami? - zapytała, tonem z pozoru obojętnym, przypominającym raczej niezobowiązującą pogawędkę o pogodzie. To bowiem nie tak, że coś sobie wyobrażała, raczej była po prostu ciekawa - czy poświęcanie uwagi swojej kobiecie zakrawało w jego opinii właśnie na ten romantyzm, którego nie zwykł praktykować. Trudno jednak byłoby mieć o coś takiego pretensje, skoro były to tylko niewinne słowa; aczkolwiek Indy posiadała zgoła odmienne poglądy. I chociaż fakt, iż Connor po prostu taki był, nie umniejszał wartości jego komplementów, bo Indy wierzyła, że mówił szczerze i w dalszym ciągu było jej miło, że słyszała to wszystko właśnie od niego, to przez to nie sądziła, aby jakakolwiek kobieta mogła czuć się przy nim wyjątkowa i najpiękniejsza - zwłaszcza gdyby musiała słuchać, jak te same rzeczy mówił komuś innemu. Możliwe jednak, że w przypadku Indiany ta potrzeba czucia się wyjątkową była zakorzeniona szczególnie głęboko - przez połowę swojego życia bowiem robiła wszystko, żeby być bardziej jak swoja siostra, a przez drugą połowę - by nie być jak ona. I wcale nie czuła się lepiej ze świadomością, że w oczach Connora wyglądała po prostu identycznie jak Jordie. Nawet jeśli było to prawdą. - W porządku - ucięła, nie mając ochoty dłużej drążyć ani tego tematu, ani samej kwestii tego, czy Brewster faktycznie był dupkiem - a jeśli tak, to dlaczego był nim z wyboru, mając tego pełną świadomość. Coś jej podpowiadało, że wcale nie chciała o to pytać, a odpowiedź okazałaby się równie rozczarowująca, co wszystko to, co usłyszała do tej pory. Na tym etapie wszystko okazywało się jedynie rozczarowaniem - łącznie ze świadomością, że brunet wcale nie pragnął jej, lecz pragnął czegoś zakazanego - i jedynym rozsądnym wyjściem w chwili, gdy zbliżył się do niej w taki sposób, byłoby to przerwać i odejść: tymczasem jednak Indiana zrobiła coś dokładnie odwrotnego - gdzie rozum bowiem podpowiadał: dystans, tam ciało było już obezwładnione tą nagłą bliskością mężczyzny, a znalazłszy się z nim ponownie twarzą w twarz, nie była już w stanie go od siebie odsunąć, kiedy miała ku temu ostatnią szansę. Przeczuwała wszak, do czego to zmierzało; problem tkwił jednak w tym, że wbrew emocjom, jakie ta dzisiejsza rozmowa w niej sprowokowała, Indy wciąż nie potrafiła oprzeć się temu dojmującemu pragnieniu - by poczuć jego usta na swoich, i na chwilę po prostu zapomnieć o całej reszcie. Czekała na to tak długo - i ta chwila również wydawała się strasznie dłużyć, gdy słowa Connora bez odpowiedzi zawisły pomiędzy nimi, niczym obietnica, a jej rozchylone delikatnie wargi zdawały się prosić niemo: zrób to. Kiedy więc ich usta w końcu się spotkały, Indy przymknęła oczy, w pierwszej chwili jednak zastygając na sekundę w bezruchu, jakby jeszcze się wahając, a pod jej spoczywającymi na męskim torsie dłońmi dał się wyczuć delikatny nacisk, sugerujący, że zamierzała go od siebie odepchnąć. Zamiast tego jednak musiała się poddać: odwzajemniła pocałunek, napierając śmielej na jego wargi i pozwalając, by ich języki zatraciły się we wspólnym, namiętnym tańcu, gdy przesunęła jednocześnie dłońmi ku górze, by zakotwiczyć nimi na karku bruneta oraz przylgnąć szczelnie do jego ciała, jakby wciąż pragnęła czuć go bardziej, gdy całował ją w sposób, jaki niemalże zapierał jej dech i sprawiał, że dosłownie miękły jej kolana, a ona sama, w tym słodkim potrzasku pomiędzy ciałem bruneta, a kuchennym blatem, czuła się jak naiwna i niedoświadczona nastolatka - ta sama, którą była, gdy poznała Connora - która pierwszy raz tak zachłannie smakowała jego ust, pragnąc, aby ta chwila po prostu trwała. Im bardziej jednak chciała, aby to trwało, tym bardziej też z tyłu jej głowy przepychała się już myśl, że trzeba to przerwać - że za sekundę już nic nie zdoła tego zatrzymać. Ostatkiem silnej woli Indiana cofnęła więc finalnie głowę i oderwała się od warg Brewstera, by zaczerpnąć tchu, i choć wciąż trzymające się kurczowo jego ramion dłonie zdawały się prosić o to, by nie pozwolił jej uciec, to roziskrzone spojrzenie jej ciemnych oczu uciekło ostatecznie z jego twarzy, śledząc drogę jej rąk, jakie prześlizgnęły ponownie w dół, by spocząć płasko na jego klatce piersiowej. A może szukały w nim serca... Indy zagryzła dolną wargę, normując oddech i przez moment wpatrując się tępo w milczeniu we własne dłonie. - Mam na jutro umówionych parę mieszkań do obejrzenia - oznajmiła ni stąd, ni zowąd. - Za kilka dni pewnie będę mogła się wyprowadzić - i rób z tą wiedzą, co chcesz. Ewidentnie wysyłała mu sprzeczne i niejasne sygnały, a pewnym - dla niej samej - było tylko to, że blefowała: może chciała w ten sposób zasugerować, że nie musieli się ograniczać, skoro za chwilę i tak nie będą już mieszkali pod jednym dachem - a może przeciwnie: że nie chciała, aby ich znajomość zakończyła się w chwili, kiedy Indy zabierze stąd swoje rzeczy. Możliwe też jednak, że jakaś jej część zwyczajnie pragnęła usłyszeć od niego, że nie musiała stąd odchodzić; że mogła zostać na dłużej. Że Connor chciał, aby została - bo chociaż gdzieś tam w środku wiedziała, że nie mogła liczyć na nic więcej z jego strony, to jednak serce nadal z całych sił pragnęło karmić się jakże naiwną myślą, że z nią będzie inaczej. Tylko dlaczego miałoby być?

autor

life is short and it is here to be lived
Awatar użytkownika
33
189

właściciel siłowni

seattle boxing gym

belltown

Post

Często bywało tak, że Connor po prostu nie chciał pewnych rzeczy widzieć – oczywiście miał ich pełną świadomość, ale jeżeli przeszkadzały mu w osiągnięciu potencjalnego celu, to chyba zwyczajnie je ignorował. Znacznie prościej zdobywa się wówczas, gdy nie zważa się na przeszkody, a jedynie idzie po swoje – nawet jeżeli tym co chce się zdobyć są kobiety, które przeważnie i tak niekoniecznie stawiały mu opór. A właściwie nie stawiały go nigdy, nawet jeżeli tak jak w przypadku Indiany, kolor światła, który sygnalizował chęci nagle zmieniał się z zielonego na ostrzegawczo żółty. A może właśnie to ten żółty kolor jedynie napędzał go i zachęcał do działania, nawet bardziej niż ten zielony, bowiem właśnie wtedy mógł być tym łowcą, którym z natury jest zapewne każdy facet. Tym też normalnym było, że wcale nie krył się z tym faktem przez ciemnowłosą, bowiem uwielbiał zdobywać i posiadać, o czym mówił wprost – a nawet w takiej sytuacji nie stawiało go to na przegranej pozycji. W całym więc tym nie do końca oczywistym rozumowaniu, trzeba było zauważyć, że Brewster zna kobiety bardzo dobrze, a czasem nawet lepiej niż one same siebie: dostrzega ich piękno, mówi o tym głośno i chce sprawić, by czuły się doceniane i pewne siebie, jednocześnie dając im dokładnie to czego oczekują – od niego bądź ogólnie od płci przeciwnej, nie bacząc na to czy w danym momencie chcą tego bardziej czy mniej, bo istotnie w ogólnym rozrachunku to i tak sprawia im przyjemność. I tak potem pragną tego dwa razy więcej – i nawet jeżeli jest to z jego strony pewnie jakąś częścią egoizmu, bo przecież czerpie z tego wiele dla siebie. Spiął się jednak nieznacznie, słysząc jej pytanie i przyjrzał się jej uważnie, dostrzegając w niej nutkę dezaprobaty i niechęci – bo ten obojętny ton był jedynie dobrą zasłoną dymną i doskonale o tym wiedział. – Gdybym miał dziewczynę miałbym udawać, że inne kobiety nie istnieją? – uniósł sugestywnie brew ku górze, odwracając nieco jej własne pytanie przeciwko niej: bo przecież związek nie był żadnym ograniczeniem czy tym bardziej więzieniem i Brewster raczej nie byłby skłonnym zapomnieć o całym świecie dla jednej kobiety. A może właśnie nigdy tego nie przeżył i nie wiedział jeszcze, że jest to absolutnie możliwe. - Poza tym, komplementy to coś złego? Miałem dziewczynę i nigdy jej nie okłamywałem w kwestii swoich intencji. Wątpię też by czuła się przy mnie źle bądź bym poświęcał jej niewystarczająco uwagi, jeżeli o to Ci chodzi – stwierdził zgodnie z prawdą, nawet wspominając o tym, iż rzeczywiście kiedyś był w związku, raz jeden co prawda i bynajmniej relacja to nie była kompletną porażką – nawet jeżeli on sam zakrawa na dupka. Ostatecznie złamał dziewczynie serce, ale gdy jeszcze z nim była, z całą pewnością nie mogła narzekać na ten stan rzeczy, w końcu wtedy nie chciałaby więcej, a właśnie tego więcej on nie mógł jej wówczas dać. – Może jestem dupkiem, ale potrafię zadbać o swoją kobietę – pochylił się lekko w jej stronę, wspierając na chwile ręce o blat po obu stronach jej ciała i zbliżył usta do jej ucha – I możesz być pewna, że wtedy komplementuje tylko ją – mruknął zniżonym głosem, delektując się przez moment jej słodkim, delikatnym zapachem, który przyjemnie podrażnił jego nozdrza. Zdecydowanie ten zapach oddziaływał na całe jego ciało i z trudem się znowu wyprostował, zwiększając nieco dystans między nimi. Chciał jednak by wiedziała, że mimo swoich licznych wad, nie uważał poświęcania uwagi swojej kobiecie za romantyzm na który nie mógłby się zgodzić, bo to było dla niego czymś oczywistym – jego kobieta była tylko jego i to on miał o nią zadbać. A że nie potrafił dać jej więcej niż chciała… to już inna historia. Dlatego nawet odrobinę poczuł ulgę, gdy jednak ucięła owy temat i nie drążyła go dalej, bo zapewne pogrążyłby się w jej oczach jeszcze bardziej. Wyczuwał już to rozczarowanie po jej stronie, bo chyba zbyt mocno go idealizowała dotychczas, dając to iście wyczuwalne zielone światło, które nagle zderzyło się z rzeczywistością i nagle zmieniło barwę na żółtą, która co prawda ostrzegała, ale jednak nie pozwoliła się brunetce całkiem wycofać. Czuł, że się wahała i chyba właśnie dlatego postanowił jej pokazać czego naprawdę chce, łamiąc przy tym swoje zasady. Zbyt długo czekał jednak na to, by poczuć te jej słodkie i kuszące usta na swoich, a ponieważ miał wrażenie, że odrobinę mu się wymykała, po prostu nie mógł zmarnować tej szansy od losu. Gdy więc wreszcie złączył ich usta w pocałunku, napotkał spodziewany opór pod postacią jej dłoni, które nieudolnie próbowały go od siebie odepchnąć, ale Brewster nawet nie drgnął, bynajmniej nie zamierzając oderwać się od jej ust, które dosłownie pochłonęły go bez końca. Pragnął smakować jej bardziej i bardziej, a ten pocałunku pełen pasji i namiętności, w którą wplątały się ich języki, stał się nagle obietnicą czegoś o wiele lepszego. Tym śmielej i zachłanniej całował jej usta, gdy już jej opór minął, a jej delikatne rączki zakotwiczyły na jego karku, powodując, że jej ciało tym bardziej przylgnęło do jego. Zatracał się w tym tak bardzo, że najchętniej w ogóle by nie przerywał, ale to właśnie Indy niespodziewanie oderwała się od niego i odchyliła lekko głowę, pozostawiając teraz jego usta ze sporym niedosytem. Spojrzał jednak zaraz w jej oczy, jakby chcąc wyczytać jakąkolwiek reakcję z jej strony, gdy jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w znacznie szybszym tempie niż jeszcze kilka minut temu. Normował oddech, lustrując jej buzię swoim spojrzeniem, kiedy ona sama tym swoim uciekła, wbijając go teraz w swoje dłonie utkwione na jego torsie. Wydała mu się nagle tak niewinna i delikatna, jakby zawstydzona – a to było dla niego całkiem nowym doświadczeniem. Przeczesał powoli palcami ciemne pasma jej włosów, zgarniając część z nich na jej plecy i pochylił głowę tak, jakby prawie wsparł się czołem o to jej, ale nie doprowadził do kontaktu. – Nie masz pojęcia jak bardzo chciałem to zrobić – mruknął bez cienia wątpliwości, deklarując jasno że to co się właśnie wydarzyło nie było działaniem pod wpływem chwili – że chciał tego od dawna i że z całą pewnością myślał o niej także w ten sposób. Musiała to wiedzieć. Jednak cofnął po chwili głowę i zmarszczył lekko brwi, gdy nagle wspomniał o wyprowadzce, czego z całą pewnością się teraz nie spodziewał. Jeszcze żadna kobieta nie powiedziała mu czegoś takiego, po tym jak ją pocałował, więc… jego lekka konsternacja była chyba uzasadniona. Jednocześnie poczuł jakieś dziwne rozczarowanie faktem, że zaraz miałoby jej tutaj nie być, chociaż wcześniej nie wyobrażał sobie mieszkania z kimś. Zacisnął nieświadomie dłoń w pięść, jakby walcząc ze samym sobą, gdy w jego głowie toczyła się właśnie istna bitwa myśli. – Zapytałbym czemu właśnie teraz mi o tym mówisz, ale chyba rozumiem, że zamierzasz uciec… i to zapewne byłoby najrozsądniejszym posunięciem z Twojej strony – zauważył ostrożnie, jednocześnie sięgając dłonią do jej brody, którą złapał palcem i uniósł w ten sposób jej głowę tak, aby na niego spojrzała – Mówiłem, że nie musisz się z tym spieszyć. I że możesz zostać tak długo jak chcesz – przypomniał mimo wszystko, bo nie mówił tego wówczas z grzeczności, tylko dlatego, że naprawdę jej stąd nie wyganiał – Nie musisz jutro oglądać tych mieszkać, chyba, że naprawdę chcesz się stąd wyprowadzić. Bo jeżeli chcesz, to nie mogę Cię zatrzymać siłą… - stwierdził, kiedy to jego dłoń, którą nadal trzymał przy jej twarzy powędrowała lekko ku górze i wtedy też kciukiem przesunął po jej dolnej wardze, niemal od razu przypominając sobie smak jej słodkich ust, którego chyba nigdy już nie zapomni. Zapewne właśnie dlatego nie mógł się powstrzymać przed powtórzeniem tego co miało miejsce przed chwilą, więc zbliżył znowu twarz do tej jej i będąc mimo wszystko przygotowanym na odmowę, złączył ich usta raz jeszcze w krótkim pocałunku: krótkim, być może nawet czułym, ale soczystym i pełnym delikatnej pasji, chociaż z trudem utrzymywał swoje pragnienie na wodzy. Oderwawszy się w końcu od jej warg, nie odsunął jednak twarzy od tej jej, zastanawiając się nad tym co powiedzieć: jak to powiedzieć tak, by jej nie urazić i by źle nie odebrała jego słów. Chciał, aby została, ale nie dlatego, że chciał mieć współlokatorkę, ale dla samej jej osoby. Chciał tutaj mieć Indianę. I wiem, że powinienem pozwolić Ci odejść, ale wcale tego nie chce…

autor

Connor

tears under my makeup, your lips will stay shut
Awatar użytkownika
23
169

sekretarka

w kancelarii

belltown

Post

Gdyby Indiana miała się nad tym zastanowić, prawdopodobnie sama nie umiałaby w jednoznaczny sposób orzec, dlaczego powiedziała akurat to, co powiedziała - i dlaczego zrobiła to właśnie teraz. Z jednej strony można by ją posądzić o wyrachowanie - o to, że pozwoliła na ten pocałunek, żeby rozbudzić w mężczyźnie apetyt na więcej, a później wmanewrowała go, by przyznał, że nie chciał, aby wyprowadzała się ona spod jego dachu. Tylko że w tym wszystkim ona sama wydawała się być jeszcze bardziej pogubiona niż Connor - bo on próbował przynajmniej cokolwiek z tego zrozumieć. I on chyba wiedział, czego chciał - w przeciwieństwie do Indiany. Gdyby bowiem ta sama sytuacja miała miejsce jeszcze wczoraj - brunetka nie miałaby co do tego najmniejszych wątpliwości. Ale dzisiaj, teraz - wszystko było po prostu nie tak. Obawy znów wzięły nad nią górę, a ów pocałunek, mimo że powinien rozjaśnić jej sytuację i uzmysłowić, czego faktycznie pragnęła, to w rzeczywistości jedynie jeszcze bardziej namieszał jej w głowie, sprawiając, że Halsworth czuła się tym wszystkim co najwyżej przytłoczona. I chociaż jej ciało ewidentnie pragnęło jego bliskości, to w głowie pojawiła się pewna blokada, a Indy wiedziała, że nie może dopuścić do niczego więcej. Że nie mogła podawać mu się teraz jak na złotej tacy, bo to przeczyłoby wszystkiemu, w co wierzyła; że nie była gotowa i nie była w stanie dać brunetowi tego, czego chyba od niej oczekiwał. Ale z drugiej strony - nie mogła też karać go za to, że był z nią szczery; że zdobył się na otwartość i dał jej się poznać, a jej... nie do końca spodobało się to, co w nim ujrzała. To nie dlatego jednak uciekała spojrzeniem od jego oczu; lecz dlatego, że sposób, w jaki Connor na nią patrzył, wciąż kompletnie odbierał jej jasność myślenia, bez którego Indiana miała wrażenie, jakby traciła grunt pod stopami. W emocjach bowiem łatwo było się pogubić; a Indy znana była raczej z tego, że analizowała każde swoje posunięcie. Oraz z tego, że te posunięcia i tak przeważnie nie były zbyt udane. Poddała się więc w chwili gdy Brewster trącił palcem jej podbródek, i wzniosła nań spojrzenie swych ciemnych oczu, na ułamek sekundy zezując jeszcze na jego usta, nim skinęła lekko głową w niemym potwierdzeniu, iż wiedziała, że nie musiała spieszyć się z wyprowadzką. Być może potrzebowała tego zapewnienia, żeby nie czuć się, jakby nadużywała jego gościnności. Przynajmniej tym razem usłyszała więc to, co pragnęła usłyszeć, i chyba nawet trochę osłodziło to w niej tę gorycz niedawnego rozczarowania. - Nie chcę - przyznała nieco ściszonym głosem, gdy równie cichutkie westchnienie uciekło spomiędzy jej warg, a w ślad za nim po dolnej wardze przesunął się miękko kciuk bruneta, prowokując jakby delikatne trzepotanie motyli w jej brzuchu - przez które Indiana nawet nie zdołała oponować, a jedynie z półprzymkniętymi powiekami poddała się temu pragnieniu raz jeszcze, gdy poczuła usta Connora na swoich. Pewnie nawet nie podejrzewała, że potrafił być delikatny, choć przy tym nie pozbawiony pasji. Indy zacisnęła nieco mocniej dłonie na materiale jego koszulki, a oderwawszy się od mężczyzny, przesunęła jeszcze językiem po swoich wargach, na koniec przygryzając delikatnie tę dolną - by zatrzymać i zapamiętać smak jego ust, mimo że przecież nie musiała go zapamiętywać. Mogła go całować, ile tylko by chciała; wiedziała, że mogła - miała go wszak bliżej niż kiedykolwiek przedtem. I przez parę długich sekund faktycznie wahała się, z jednej strony wiedząc, że dla własnego dobra musiała uciec z tego potrzasku - musiała uciec, żeby móc zostać, nawet jeśli nie miało to najmniejszego sensu - a z drugiej, wcale nie chcąc, aby Connor jej na to pozwalał. Jak zatem uciec, aby nie pomyślał, że uciekała od niego? - A jeśli powiem, żebyś to zrobił? - podjęła bez przekonania, bo nie inaczej niż Connor: wiedziała, że powinna to zrobić, ale wcale nie chciała. Dlatego wymamrotała tylko krótkie: - Przepraszam - odsuwając od siebie bruneta i wydostając się spomiędzy jego ciała, a kuchennej szafki, jaką miała za sobą, po czym zmierzwiła nerwowym gestem swoje włosy. -Nie zrozum mnie źle, Connor, ja... doceniam to, że byłeś ze mną szczery, i nie chcę uciekać, tylko chyba... potrzebuję przestrzeni, wiesz? - zagryzła lekko wargę i pokręciła nieznacznie głową, zaniechając jednak dalszego wyjaśniania czegoś, czego sama zupełnie nie rozumiała. - Możemy po prostu... nie wiem, obejrzeć jakiś film.. czy coś? - wzruszyła delikatnie ramieniem, opuszczając bezradnie ręce wzdłuż swojego ciała. Była zła na samą siebie - że znowu zapewne wyszła w jego oczach na niedojrzałą dziewczynkę, ale potrzebowała najpierw ułożyć to wszystko w swojej głowie, i bliskość Connora jej tego nie ułatwiała - a jednocześnie wciąż chciała spędzić z nim czas, jako po prostu jego współlokatorka, choćby na czymś tak trywialnym, jak oglądanie filmu. I tak też spędzili resztę tego wieczoru, popijając wino i udając, że nic się pomiędzy nimi nie zmieniło. Mimo że się zmieniło - wiele.

/ zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „215”