WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdopodobnie w sposób nieodpowiedni zareagował na newsa w związku z analizą krwi Jacksona, którego za pomocą wiadomości tekstowej przesłała mu Eileen. W zasadzie nowo posiadana przez niego informacja mówiła zarówno wiele, jak i nie była w stanie powiedzieć niczego, dopóki sam nie pofatygował się pod właściwy adres, co postanowił zrobić po wymianie kilku kolejnych smsów i wskoczeniu pod szybki prysznic w celu odświeżenia się.
Chłodny podmuch powietrza, jaki uderzył w niego niedługo po przekroczeniu progu swojego domu, w mig ostudził jego dobry humor (trochę złośliwy co prawda, ale nie należał tego dnia do kiepskich), a ochotę do pożartowania sobie w sposób podobny do tego, jak odpowiadał Dev w tych kilku wiadomościach, porzucił gdzieś za sobą.
Od czasu spotkania z Jacksonem zdążyło minąć kilka długich tygodni; okres ten był niezwykle intensywny dla Blake'a, który musiał oswoić się nie tylko z faktem, iż - być może - sprawa śmierci Ivy i dwójki znajomych zostanie na nowo otwarta, ale jeszcze większą rewolucją w jego życiu okazała się mała Zoey. Towarzyszące przyjściu na świat córki emocje przeplatały się ze sobą; obawy chowały się, kiedy uświadamiał sobie jak dumny jest z tego, że został ojcem, a każde pojedynczo rzucane przez małą Gię spojrzenie potrafiło wynagrodzić kolejną noc, po której czuł się bardziej zmęczony, niż wypoczęty. Doba co prawda mogłaby trwać nieco dłużej, ale jeszcze nie nauczył się tego, jakim sposobem mógłby rozciągnąć ją o kilka bonusowych godzin.
Przemierzając dobrze znaną trasę, w ostatniej chwili - co zapewne poskutkowało spóźnieniem większym, niż wspomniany kwadrans - skręcił, obierając kierunek pobliskiej, meksykańskiej restauracji, w której zamówił dwa razy Chili con carne (prosząc, by nie obawiali się dodać daniu wymaganej ostrości), a dodatkowo - tak w razie czego, gdyby Eileen sama w sobie miała tyle jadu, że kolejna ostrość miałaby jej zaszkodzić - wpadła w jednej porcji Quesadilla. Poniekąd tymi drobnymi darami chciał podziękować ciemnowłosej za pomoc w małym śledztwie, choć bardziej starał się nawiązać do zakończenia ostatniej, wspólnej podróży i... najzwyczajniej w świecie zgłodniał, a samemu jeść u kogoś nie do końca wypadało.
Nie sprawdzając jak wiele czasu minęło od jego wiadomości, zatrzymał się przed drzwiami wejściowymi i nacisnął dzwonek, w ostatniej chwili rezygnując z tego, aby po prostu nacisnąć na klamkę i wejść do środka. Tym razem zrobi to bardziej kulturalnie, by sobie nie pomyślała, że tak nie potrafi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

xxxiii.
Ostatnie kilka dni z tygodni, jakie minęły od spotkania z Blake'em, upłynęły Shepherd na kurowaniu się po niedawnej, spontanicznej eskapadzie po mieście w towarzystwie przypadkowego kolesia. Skutki tej lekkomyślności dały jej w kość bardziej i na dłużej niż zakładała, ale te udręczone chwile spędzone w łóżku z wysoką gorączką na moment odwróciły jej uwagę od najświeższego problemu, którego waga - przynajmniej w jej osobistej skali - wymagała jak najszybszego działania. Teraz jednak, poddając analizie kwestię swojego stanu doszła do wniosku, że równie dobrze mogła nabawić się wszystkich chorobowych objawów z nerwów i niecierpliwości wywołanymi prawdopodobnymi wynikami z krwi. Cała ta sytuacja sprawiła, że doznała lekkiego deja vu z okresu, w którym z takim samym pokładem emocji, oczekiwała swoich prywatnych wyników badań. Te ostatecznie nie przyniosły nic dobrego, więc żywiła nadzieję, że tym razem akurat ten element się nie powtórzy.
Gdy tylko dostała potwierdzenie przybycia wyników związanych z próbką materiału dowodowego, od razu skontaktowała się z głównym zainteresowanym. Rozpoczęli to razem, a zatem całkiem logicznym wydało jej się, iż w tym samym układzie powinni kontynuować dalszą przeprawę w poznaniu prawdy oraz reszty faktów. Czyżby obudził się w niej duch gry zespołowej, który przez lata tłumiła głęboko, czy może chodziło wyłącznie o Griffitha? Perspektywa robienia z nim wspólnie czegokolwiek nie jawiła się jeszcze szczególnie obrazowo, mimo że ostatnia misja zakończyła się powodzeniem, a nawet więcej, udało im się nie pozabijać się nawzajem. Mimo wszystko podświadomość podpowiadała jej, że w ich przypadku chwalenie dnia przed zachodem słońca nie było najlepszym posunięciem. Wszystko może się zdarzyć, a dobitnym tego dowodem był fakt, że jeszcze niedawno żadne z nich nie przypuszczało, że kiedykolwiek dobrowolnie będą ze sobą współpracować.
Na dźwięk dzwonka przewróciła oczami, zsunęła się ze stołka przy blacie i pomaszerowała do drzwi. Po ich otwarciu od razu oparła na mężczyźnie surowy wzrok, który właściwie nie za bardzo różnił się od tego, jakim darzyła go normalnie, chociaż on pewnie mógłby to zakwestionować w znany sobie sposób.
— Współczuję osobom, które z jakiś powodów muszą na ciebie czekać — przywitała go serdecznie, bo wypominając mu niedotrzymanie słowa i nieprzestrzeganie czasu, jednocześnie czując się w obowiązku pozbawienia go ewentualnych wątpliwości i zaznaczenia, że ona nie należała do grona tych potencjalnych osób, a co za tym idzie, nie czekała na niego. Wcale.
Odeszła w głąb domu, zostawiając Blake'a za sobą. Nagle znikąd pojawił się u jego boku Geralt i z tym swoim pieskim, niezmordowanym entuzjazmem, oblizując się przy tym wymownie, zaczął obwąchiwać torbę w ręku mężczyzny. Aromat nie zdążył nawet dotrzeć do nozdrzy kobiety, a już wiedziała, że ten przyniósł ze sobą jedzenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miał w zwyczaju się spóźniać, z reguły starając się pojawić o czasie, skoro zadeklarował swoją obecność o konkretnej godzinie. W jakimś stopniu były to nadal wzorce zachowań wyniesione z domu; Wayne i Jackie może i nie poświęcali mu wybitnie dużo swojego czasu i uwagi, aczkolwiek zawsze znajdywali moment, aby pomówić o dobrych manierach i o tym, jak powinno się je wdrażać do swojej codzienności, bowiem te bez względu na okoliczności były mile widziane. Więzienie jedynie umocniło pewne przyzwyczajenia, jak między innymi te, by być punktualnym; do porannych pobudek nie potrzebował nawet budzika, aby zerwać się na równe nogi o wymaganej godzinie, podobnie odczuwając upływające minuty podczas widzeń, albo czasu wolnego na zewnątrz. Do tej pory myśląc o tym, jak wielkim absurdem był ten w o l n y czas pomiędzy wysokimi murami, miał ochotę kpiąco parsknąć.
Przychodząc do Eileen, nie spóźnił się celowo i z premedytacją, a późniejsze przyjście związane było ze splotem kilku innych czynników, jakie opóźniły pojawienie się na mecie tejże trasy. Nie czuł się jednak z tego powodu źle, wszak wspomniany w jednej z wiadomości kwadrans traktował bardzo umownie, tym samym pozwolił sobie nieco jego widełki rozciągnąć.
- Prawda? - podjął, dodając do tego potwierdzające skinienie głową. - Na pewno nie mogą się mnie doczekać, zdaję sobie z tego sprawę - poinformował pewnie, jakby w rzeczy samej tak właśnie było, a on, Blake Griffith, święcie w tę teorię wierzył.
A wierzył tylko trochę.
- A ty nadal tu? - mruknął z rozbawieniem na widok psa, w następstwie spoglądając na idącą przodem Eileen i zaśmiał się cicho. - Podobno psy mają nosa do ludzi, aż dziwne, że jeszcze nie uciekł ci do żadnego z sąsiadów - skwitował, w międzyczasie drapiąc psiaka za uchem, w c a l e nie z zaznaczeniem tego, że miał jakiegoś konkretnego sąsiada na myśli. Zresztą, nie miał czasu na tego typu obowiązki jakim było zajmowanie się zwierzętami, i pomimo tego, że wydawało mu się, że na dzieci czasu też nie ma, a dodatkowo nie nadaje się do roli ojca, tak to - i zaadoptowanie jakiegoś czworonoga, nie wchodziło w grę.
- Dziś bez żadnego filmu w tle - rzucił, unosząc wyżej papierową torbę (by przypadkiem Geralt im jej nie porwał), którą ostatecznie położył gdzieś w kuchni, czy salonie, w zależności od tego, gdzie zatrzymała się ciemnowłosa.
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a sądzę... - urwał, dopiero teraz poważniejąc. -...że możemy mieć kilka kwestii do omówienia. - Nie wiedział, czy Dev czekała na niego ze sprawdzeniem wyników analizy krwi, czy zrobiła to sama. Kolejną tajemnicę stanowiło to, czy próbka zdobyta przed kilkoma tygodniami była zgodna z tym śladem, na jaki dawno temu wpadła była analityk.
- Jeśli jest winny... - Uniósł spojrzenie, aby skrzyżować wzrok z Shepherd. - Policja i tak nic nie zrobi. - A przynajmniej tak mu się wydawało, że zważając na poprzednie występki mężczyzny, kiedy dodatkowo na jaw wyszło jak mocne miał plecy, Eileen prawdopodobnie mogła myśleć tymi samymi kategoriami co on i również mogła powątpiewać w wymiar sprawiedliwości, w którym niegdyś sama pracowała.
Cóż.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niezadowolenie Eileen, jakie okazała mu już od progu, nie wynikało z przesadnego szacunku do czasu i krytyczności wobec tego, jak łatwo przychodziło innym marnowanie cennych minut, czy nawet godzin, które nie należały do nich. Szczególnie, że sama niejednokrotnie zaliczała wpadki w tej sferze, na co jej poprzedni przełożony, owszem, nie raz przymykał oko, ale zdarzało się też, że w końcu zaczynało brakować mu cierpliwości. Wzburzenie kobiety wynikało ze zniecierpliwienia, które wraz z przyjściem wyników sięgnęło zenitu, a on dodatkowo je potęgował. Naprawdę chciała wiedzieć już, co skrywał oficjalny świstek nadesłany z laboratorium. Możliwe nawet, że trochę bardziej niż Blake.
— Do ciebie, na przykład — odparła z przekąsem. Nie wiedziała, jak zachowywał się w stosunku do zwierząt, ale wystarczyło jej, że nie wyglądał na takiego, który byłby w stanie poświęcić sporą część swojego czasu na opiekę nad czworonogiem. — Nie bierz tego do siebie — skomentowała przyjazne podejście Geralta do mężczyzny, mrużąc nieznacznie oczy na ten chwytający za serce widok. — To golden retriever. One są przyjazne dla każdego, a jego imię to tylko zmyłka — dodała równie zgryźliwie, po czym posłała mu uśmiech, jakby chciała tym gestem zamaskować ewentualny brak życzliwości, jaki krył się za jej słowami. Tym bardziej, że wątpiła, aby naprawdę uważał, że była złym opiekunem dla psa (nie miał podstaw, co nie), a zwyczajnie wykorzystywał każdą jedną nadarzającą się okazję do poczynienia złośliwości w jej kierunku. Naturalnym więc było, że ona odpłacała mu się tym samym.
— Szkoda — mruknęła pod nosem z wyczuwalnym zawodem w głosie, wzruszając ramionami w drodze do salonu. — Akurat ostatnio oglądałam Szczęki. — Spojrzała na niego porozumiewawczo, albowiem fakt ten miał duży potencjał, nie tylko humorystyczny, ale także w zapoczątkowaniu jakiegoś ich rytuału. Poza tym krwiożercze rekiny, mięso, nieposkromiony apetyt? Kto by się nie utożsamiał z tymi elementami?
— Omówienia? — zapytała, na chwilę pozostawiając faktyczny wydźwięk tej kwestii w zawieszeniu. — Sądziłam, że w ten sposób chciałeś podziękować mi za wkład w doprowadzeniu sprawy do końca — zauważyła zuchwale, aczkolwiek uniesione ku górze kąciki ust zdradzały, iż droczyła się z nim. Gdyby jeszcze miał jakieś wątpliwości, porzuciła ten temat na rzecz głównego, za sprawą którego w ogóle się spotkali, odchodząc w bok. Po chwili wróciła z czymś w dłoniach.
— Jeśli jest winny, nie mogą przejść obok tego obojętnie — powiedziała zgodnie z tym, co sama o tym myślała. Oczywiście nie zawsze szło to w zgodzie z rzeczywistością, ale ze swojej strony starała się robić wszystko, aby naprawić w jakimś stopniu te niedociągnięcia. Przygryzła wargę, wpatrując się w przyniesioną kopertę. To naprawdę był podniosły i symboliczny moment, pełen napięcia, którego w pierwszej kolejności po prostu musiała się pozbyć, bo inaczej nie byłaby w stanie niczego przełknąć. Nie przeciągając dłużej, wręczyła mu ją zdecydowanym ruchem. — Ty sprawdź.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niezadowolenie kobiety względem tego, że w jej progu zawitał on, w zasadzie nie robiło już na nim większego wrażenia. Zapewne poczułby się zaskoczony, kiedy jej pełne wargi utworzyłyby coś na znak mimowolnego, bezwiednego uśmiechu, a to właśnie Blake Griffith byłby powodem tego niekrywanego zadowolenia. Takie cuda to jednak nie działy się nawet w okolicach zbliżających się świąt, których przy okazji, nie był fanem. Nie czekał na słowa w których to mówiła, że dobrze go widzieć, ani bynajmniej nie spodziewał się, że wyzna, iż może czuć się jak u siebie. Pomimo tego w międzyczasie odwiesił kurtkę i bez żadnego skrępowania podążył za nią, w pamięci mając zdecydowanie mniej kulturalne odwiedziny, których się podjął niecały rok temu.
To był niesamowicie długi rok; obfitujący w wiele wzlotów i bolesnych upadków. Niespodziewane zaskoczenia szły w parze z gorzkim zawodem sytuacji, których mógł się spodziewać, a jednak naiwnie liczył, że się nie wydarzą. W podsumowaniu - wszelkich plusów i minusów - bilans przedstawiał się całkiem nieźle, w związku z czym nie mógł narzekać. Nadal był na wolności, a to jakiś sukces.
- Kiepsko - rzucił krótko - warto mieć lepszą ochronę. Co, jeśli Jackson byłby na tyle napalony, że postanowiłby za wszelką cenę cię odnaleźć? Niestety nie mieszkam aż tak blisko, by w środku nocy usłyszeć alarm i móc interweniować - skwitował, tylko trochę sobie kpiąc, kiedy wrócił wspomnieniami do sytuacji z klubu. Wtedy, cóż, z perspektywy czasu mógł przyznać (mógł, ale nie chciał, to swoją drogą) jej rację; zbyt szybko wkroczył do gry, zamiast dać się jej rozwinąć i sprawdzić jak wiele byłaby w stanie wyciągnąć z mężczyzny Dev.
...gdyby nie obawiał się, że nim do tego dojdzie, tamten mógłby się posunąć względem niej do czegoś, przez co nawet Griffithowi zrobiłoby się jej szkoda. Najwyraźniej niekiedy wykazywał się empatią i pojedynczymi uderzeniami serca, przebijającymi się gdzieś z próżni.
- Bardziej do klimatu pasowałby mi Fight Club - zasugerował, równocześnie unosząc brew, kiedy to jego spojrzenie osiadło na kobiecych tęczówkach. Czy to była jakaś sugestia? Być może, ale na tyle nienachalna (akurat), że nie zamierzał się z nią powtarzać, by sobie nie pomyślała.
- Dlaczego to ja miałbym dziękować tobie, a nie ty mi? - mruknął, marszcząc czoło w niezrozumieniu. - O ile pamięć mnie nie myli, tobie również zależało na doprowadzeniu sprawy do końca. I nie wiem jak ty, ja na razie jej końca nie widzę - poinformował, nieświadomie dodając do swoich słów więcej goryczy, niżeli planował. Taka jednak była prawda, którą właśnie sobie uświadomił; co z tego, że mieli wyniki krwi, skoro tak w zasadzie niewiele - jako dwie, dalekie od sprawy jednostki - mogli z tym zrobić? Odprowadził Shepherd wzrokiem, a kiedy wróciła, skupił się głównie na trzymanej w jej dłoniach kopercie.
- Napięcie niemalże takie, jak gdybyś miała tam test ciążowy, a ja miałbym być, w razie czego, głównym winnym - zironizował, ale prędko uznał, że moment nie należał do najbardziej ku temu odpowiednich, więc pokręcił głową. Może tego typu docinki miały w pewien sposób sprawić, że poczuje się lepiej. Pewniej. Tak, by tuż po uzyskaniu oczekiwanej (czyli jakiej...?) odpowiedzi, od razu wiedział co z tym mogą zrobić.
- Uhm - burknął samemu do siebie, powoli i ostrożnie przejmując biały prostokąt, który sprawnie otworzył i przez kilkanaście sekund - w międzyczasie coraz mocniej zaciskając szczękę - wczytywał się w wypisaną drobnym drukiem treść.
- To... - uciął, podając jej kopertę, a samemu przesuwając dłonią po krótko przystrzyżonych włosach. - Muszę zapalić - powiedział, aczkolwiek nim skierował się po paczkę z papierosami znajdującą się w kieszeni kurtki, przez dłuższą chwilę nieruchomo stał w miejscu, jak gdyby próbował zrozumieć co teraz i jak wiele to zmieniało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Shepherd zdarzały się momenty słabości i zapomnienia, podczas których popuszczała lekko hamulce, nie widząc potrzeby, żeby tłumić w sobie naturalne, ludzkie odruchy względem Blake'a. Gdyby poznał jej myśli w tej kwestii pewnie bez zawahania by im zaprzeczył, ale to, że nie zapatrywał się na to w ten sam sposób, w ostatecznym rachunku może działało na jej korzyść.
— Jestem dobrze zabezpieczona — mruknęła zdawkowo, albowiem nie chciała zanadto zdradzić się z tym, jak niekomfortowo poczuła się w zetknięciu z zarysowaną przez niego perspektywą, nawet jeśli poczyniona została w formie żartu. Na nie, jak wiadomo, miała dosyć wysoki próg tolerancji, jednak ten nie był na miejscu, jako że wydał się jej zbyt prawdopodobny. — Mam dobrze zaryglowane drzwi i okna, ale akurat dziś zostawiłam je otwarte, na wypadek gdybyś chciał wejść do środka niestandardowym sposobem. — Odwróciła sytuację na żart, który swoim wydźwiękiem zdecydowanie bardziej jej odpowiadał.
— Chcesz się ze mną bić? — zaśmiała się rozbawiona na jedyne skojarzenie wywołane Fight Clubem. Podejrzewała, że tytuł ten niósł za sobą więcej trafniejszych i bardziej metaforycznych powiązań, ale w takim razie będzie musiał je przed nią odsłonić.
— Może powinniśmy podziękować sobie nawzajem — zasugerowała z uniesieniem brwi w wyzywającym wyrazie. Każda płaszczyzna życia była niejako sztuką kompromisów. Już w szczególności w przypadku tak niepokrewnych (na pierwszy rzut oka) dusz jak oni. Eileen, wbrew pozorom, nie upodobała sobie funkcjonowania w atmosferze ciągłych zgrzytów. Zwyczajnie nie chciała tracić energii na niesnaski, dlatego chodzenie ścieżką kompromisów nie było jej obce.
— A co, miałeś już kiedyś do czynienia z podobną sytuacją? — zakpiła, z jakiegoś powodu wnioskując, że taki scenariusz miał małe szanse na powodzenie w jego wydaniu, choć po prawdzie nie miała absolutnie żadnych przesłanek, aby tak zakładać, może poza własną intuicją i domysłami, których wiarygodność, jak by się teraz okazało, szybko zostałaby zakwestionowana. Chyba po prostu miała go za człowieka rozsądnego i ostrożnego, jeśli chodziło o sferę intymną; człowieka, który po to, aby oszczędzić sobie wystąpienia podobnych incydentów, wolał zawczasu zastosować zapobiegliwe środki.
Z chwilą przejęcia przez niego koperty, zastygła w bezruchu. Mimo to kobiecy wzrok cały czas był w nim utkwiony, w dodatku z tak dużą, a zarazem nieświadomie przebijającą się intensywnością, że gdyby było to możliwe, wywierciłaby w nim dziurę.
— No? — wydusiła nagląco ze ściśniętym z emocji gardłem, co najmniej jakby spodziewała się usłyszeć od niego złe wieści i przygotowywała się wyłącznie na to. Tylko które były złe? Po czyjej stronie tak naprawdę stała prawda? Wyraz jego twarzy nie zdradzał niczego konkretnego, nie naprowadzał na żadną jednoznaczną odpowiedź. Już miała przywołać go z powrotem na ziemię, kiedy wręczył jej kartkę. Odebrała ją z taką werwą, że cały jej zapis pochłonęła błyskawicznie, chociaż najchętniej przeszłaby od razu na sam koniec, gdzie znajdował się ostateczny osąd: ZGODNOŚĆ.
Nie było wątpliwości, że dwie zbadane próbki należały do tej samej osoby. Do Jacksona. Jej usta wykrzywiły się mimochodem w coś na kształt satysfakcji, której nie mogła sobie odmówić, nieważne, że była ona na wyrost. Pozwoliła temu jednak trwać nieco dłużej, niż było to konieczne, nie zważając, iż następujące po tym kroki mogły być niespójne z postawionym sobie celem. Opuściła ręce wzdłuż tułowia swobodnie, jak gdyby właśnie zrzuciła z siebie ciężar, na powrót opierając spojrzenie na mężczyźnie. Przez krótką chwilę zdradzało ono mniej więcej to samo nieme pytanie, co to postawione przez niego w myślach.
Co teraz?
— Taki dowód trudno podważyć. Będą musieli to zbadać, może nawet wznowią sprawę. Nie wykręci się tym razem — szybko się zreflektowała, chcąc chyba przekonać go do pomysłu ze zgłoszeniem tego do odpowiednich służb, aczkolwiek wypowiedzenie tych słów na głos miało służyć również przekonaniu samej siebie, gdyż w całej tej determinacji lekkomyślnie spychała na bok odpowiedzialność, jaka spadnie na nią za drążenie w dawno przesądzonej sprawie, która dalece wykraczała poza jej kompetencje oraz uprawnienia. Wszystko to wyjdzie na jaw wraz z odkryciem nowego dowodu, a fakt zwolnienia się z pracy ściągnie na nią więcej zarzutów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każdy chyba miewał momenty zarówno słabości, jak i swojego rodzaju zapomnienia, choć Blake starał się trzymać - głównie te pierwsze - gdzieś z dala od czujnego wzroku innych, tym samym woląc prezentować ogółowi takie oblicze, jakie miał ochotę pokazać. Nie zawsze mu się to niestety udawało, a Eileen była świadkiem co najmniej dwóch sytuacji, gdzie obnażył się z nagłego przypływu emocji, którego nie potrafił w porę powstrzymać i na krótką chwilę stracił rezon. Nie był z tego powodu zadowolony; ani ten niespełna rok temu w Honolulu, kiedy to irytacja związana z ciągłymi docinkami kobiety wzięła nad mężczyzną górę, w związku z czym krótki urlop trochę bardziej się skomplikował, ani podczas niedawno urządzonej wystawy, bowiem nie spodziewał się ujrzeć fotografii przedstawiających Ivory. Gdyby dokładniej się nad tym zastanowił, zapewne znalazłby więcej podobnych momentów i własnych monologów, które z perspektywy czasu nie brzmiały tak dobrze, jak mu się wydawało w chwili kierowania ich do ciemnowłosej. Na całe szczęście nie miał w zwyczaju zakopywać się w przeszłości, nawet jeżeli obecne śledztwo - i chęć domknięcia niezwykle istotnej kwestii, jaka przez wiele lat nie dawała mu spokoju - zdawało się stać w opozycji do tego stwierdzenia.
-Nie - odpowiedział od razu, nawet nie hamując grymasu, jaki wpłynął na jego twarz. - Za to pierwsza zasada pasuje do naszego małego śledztwa. - I druga, jakby nie patrzeć, również. Nie wiedział, czy Dev była fanką takiego kina, nie orientował się także w tym, czy w ogóle widziała wspomniany przez niego film, zatem uniósł dłonie w geście kapitulacji. Mieli na głowie ważniejsze - choć bez wątpienia mniej przyjemne - zagadnienia, niżeli dyskutowanie nad tym, czy stało się po stronie narratora, czy to Marla od samego początku skradła nasze serce.
- Podziękujemy, jak poczujemy, że zrobiliśmy wszystko, co można było zrobić, by zakończyć to we właściwy sposób - skwitował, nie precyzując, jakie rozwiązanie w tej sytuacji mogłoby uchodzić za właściwe. On, w przeciwieństwie do byłej analityk, nie ufał aż tak w sprawiedliwe wyroki; wątpił, że zdobyte dowody przekazane policji, będą w dobrych rękach i po kilku latach za morderstwo odpowie osoba, która się tej zbrodni dopuściła.
- Nigdy nie dostałem testu ciążowego, jeśli o to pytasz - wyjawił, dodając do swoich słów krótkie wzruszenie ramionami. Nie kłamał; podczas spotkania z Lottie na cmentarzu, obyło się bez tego rodzaju dowodów rzeczowych, wszak był w stanie zawierzyć jej słowom. Może nie od początku, bowiem nie był pewien, czy noszone dziecko jest jego, a nim w to uwierzył i postanowił wziąć za swoje czyny odpowiedzialność, zdążył w międzyczasie umrzeć. Zbyt intymne szczegóły, aby miał się z nich spowiadać Shepherd. I tak coś czuł, że by mu w to nie uwierzyła...
- Uhm - powiedział cierpko, zatrzymując się w progu i na kilka sekund opierając się bokiem o framugę. - Zakładam, że nie muszę wykładać ci definicji nielegalnego pozyskania dowodów - oświadczył, rozkładając ręce na boki w geście bezradności. W jego sprawach karnych było ich kilka; głównie wskazywały na niewinność Blake'a, lecz przez to, że nie zostały przedstawione w sposób pasujący oskarżycielom, bardzo łatwo było zdyskredytować ich wiarygodność i to, w jaki sposób obrona weszła w ich posiadanie. Był wdzięczny i rodzicom, i adwokatowi, jak i świadkowi, który gotowy był zeznawać - anonimowo - na jego korzyść, ale i to było zbyt wątłym promieniem nadziei w tej skorumpowanej machinie.
- Nie wrócą do sprawy przez to, że nagle ktoś podrzuci im zgodne wyniki próbki krwi, skoro nawet nie mieli zarejestrowanej jednej z nich - powiedział twardo i ze sceptycznym wyrazem twarzy uniósł brew. - Jackson zresztą nie przyzna się, że krew należała do niego, a oni nie będą mieli podstaw, by przeprowadzić ponowne badania. O ile sprawy pod dywan nie zamiotą szybciej, a wyniki magicznie nie znikną - wytłumaczył, jak on postrzegał rozwój wydarzeń i to, co mogłoby się stać z ich odkryciem. N i c; martwy punkt najwyraźniej im pasował.
- Ktoś w tym macza palce od początku. To nigdy nie miało wyjść na jaw - prychnął kpiąco. Eileen była inteligentna i sądził, że domyśliła się tego od razu, gdy tylko wpadła na tajemniczy ślad. Nie było możliwym, by pracując przy sprawie tak długo i intensywnie, umknął im taki szczegół; coś bez wątpienia śmierdziało, a teraz już wiedział między innymi kto za tym stał.
- Daj mi trochę czasu. Zajmę się tym - poinformował, obrzucając ją ostatnim spojrzeniem, nim zgodnie z zapowiedzią wyszedł zapalić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Jaka zasada? — drążyła nieustępliwie (tak już chyba miała), marszcząc przy tym brwi z lekkim zdezorientowaniem i główkując, czy przypadkiem coś jej nie umknęło z ich poprzedniej pogadanki. Jednocześnie zdała sobie sprawę, że w omawianym pokrótce zagadnieniu stanowiła pewnie mniejszość, ponieważ tym pytaniem sprawiła, iż nietrudno było odgadnąć, że wspomnianego filmu nie widziała.
— Trzymam za słowo — mruknęła, jakby wypowiedzeniem tego zwrotu faktycznie można było iścić sobie prawo do egzekwowania późniejszych przywilejów. Fakt, że nie wiedzieli, kiedy ten koniec nadejdzie, i czy w ogóle tak się stanie, tylko dowodził temu, jak mało znaczyły te słowa. Tym bardziej, że Blake nie zdawał się być szczególnie entuzjastycznie i optymistycznie nastawiony, zarówno do wizji osiągnięcia pomyślności w działaniu prowadzącym do rozwikłania zagadki, jak i samej inicjatywy niesienia dziękczynienia, nazwijmy to tak. Cóż, nic na siłę.
— Nie łam się. Może jeszcze nie wszystko stracone — odparła z wyraźną przekorą przebijającą się przez twarz kobiety. Tym razem nie była tylko złośliwa. Chciała rozładować atmosferę, odsuwając ich od tematów okołociążowych, które, o ile przeczucie ją nie myliło (już wiemy, że myliło), nie dotyczyły żadnego z nich. Poza tym, co innego miałaby odpowiedzieć?
Przez chwilę ciszy, jaka nastała między wymianą zdań, zastanawiała się, na ile jej wyobrażenie o wprowadzeniu nowych dowodów do sprawy było możliwe do zrealizowania z korzyścią dla nich, dla niego przede wszystkim, a na ile pozostawało w sferze niespełnionych fantazji. Kolejne słowa wychodzące od Griffitha utwierdziły ją w przekonaniu, że raczej na pewno należało ono do tej drugiej kategorii. Zwłaszcza, że przedstawiona na trzeźwo argumentacja brzmiała naprawdę racjonalnie. Musiała jakoś to przełknąć, po swojemu najlepiej, dlatego odprowadziła go wzrokiem w milczeniu.
Możliwe, że spędziłaby tak czas w oczekiwaniu na powrót Blake'a, ale z zamyślenia wyrwał ją zapach jedzenia. Moment, w którym zorientowała się, że cały czas tu było, a na dodatek stygło, był także momentem, w którym nagle zgłodniała. Wypakowała więc dwie porcje aromatycznego chili con carne, wzięła jedną ze sobą i nabierając kawałek, dołączyła do palącego na zewnątrz Griffitha.
— Co zamierzasz w takim razie? — zagaiła, nie potrafiąc ukryć ciekawości, z jaką ją zostawił po zadeklarowaniu, że on się tym zajmie. Przeżuwając kęs, przystanęła przy barierce na niewielkim ganku i oparła się o nią pośladkami. Musiała mieć coś, czym mogłaby się zająć, gdyby ten uznał, że współpraca między nimi kończyła się z dniem dzisiejszym i wtajemniczanie jej we wstępny plan mijało się z celem, przez co ich mała misja dotyczyć będzie już wyłącznie jego.
Jakoś to przełknie.
Po swojemu najlepiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Fight Club był za dobrym filmem (czy też książką, bo zapewne ta więcej, niż jeden raz znajdywała swoje miejsce w rękach mężczyzny), aby na szybko streszczać fabułę Eileen, a z drugiej strony nie mógł tak po prostu zignorować tematu, skoro sam rozpoczął ich rozmowę od przytoczenia filmowego tematu. Przechylił głowę nieco w bok, równocześnie przyglądając się ciemnowłosej z pojawiającym się na twarzy zaciekawieniem.
- Mówiłaś komuś o tym, co robimy? - zapytał, co pozornie mogło nie mieć związku z jakąkolwiek regułą, lecz w jego postrzeganiu sytuacji - miało, dlatego kontynuował. - Ja nie. I to pierwsza zasada; im mniej osób wie, tym lepiej - wyjaśnił, a na potwierdzenie swoich słów, dodał do całości pojedyncze skinienie głową. Niepotrzebny rozgłos, zamęt wokół podjętego przed kilkoma tygodniami śledztwa, mógł tylko sprawić, że drugim razem wcale tak łatwo nie byłoby o znalezienie Jacksona, który dotychczas - i chyba to się nie zmieniło - lubił zostawiać w sieci ślady na temat miejsc, w jakich się bawił. I to było zdaniem Griffitha niezbyt rozsądne, bowiem miał okazję tylko raz posłuchać od nowej znajomej tego, co na imprezach z jego udziałem się miało miejsce, aby stwierdzić, iż te nie powinny (dla dobra samego Jacka, gdyby był mądrzejszy) być aż tak rozsławiane. Na szczęście do tej pory nie dbał o to, co się z facetem działo, a teraz tym bardziej skłamałby mówiąc, że życzy mu dobrze.
- Zabrzmiało jak groźba - podsumował, nawiązując do tego, że miał się nie łamać. - Na szczęście miałem okazję się przekonać i wiem, że jesteś trochę zbyt tchórzliwa, Shepherd. Lubisz uciekać, kiedy robi się gorąco - mruknął zadziornie, celowo zawieszając wzrok na linii oczu kobiety. Pogrywał sobie w nawiązaniu do konkretnego wieczoru, bynajmniej nie mając na myśli tego w klubie, spędzonego wspólnie z Jacksonem. Tak bez dwóch zdań wykazała się odwagą, lecz nie byłby sobą, aby nie podchwycić czegoś, co pasowało mu bardziej do kontekstu. Najwyraźniej - z całą sympatią do Eileen (ewentualnie jej brakiem, bo między nimi nie jest to jednoznaczne) - wciąż drobne szpilki i przeplatanie specyficznych komplementów ze złośliwościami, nie potrafiło opuścić ich relacji.
- Jeszcze nie wiem - wyznał szczerze, nie siląc się na prędkie wymyślenie czegoś, byle tylko sprawić pozory, że w ciągu dwóch minut potrafił znaleźć rozwiązanie rozwiązanie. Tym razem jej ciekawość nie mogła być zaspokojona; potrzebował więcej czasu, wszak działanie pod wpływem chwili i emocji nie zawsze należało do tych słusznych.
- Chcę, by przyznał się do wszystkiego -
rzucił, między kolejnymi zaciągnięciami się papierosowym dymem. - A jak to zrobi, nie będę miał wątpliwości, że jest odpowiednią osobą, by za to zapłacić - dokończył, odnajdując wzrokiem popielniczkę, o ile gdzieś tam się znajdowała, a jeżeli nie, to zapewne dogasił podeszwą buta peta. Niby mieli już solidny dowód; próbkę krwi, jaka była zgodna z tą odnalezioną przez Dev, a z drugiej strony Blake Griffith wiedział, że niekiedy dowody wydające się w stu procentach pasującymi do sprawy, wcale takimi nie są.
- Wolałabyś zakończyć to legalnie? - zapytał nagle, aczkolwiek nim posłał kobiecie pytające spojrzenie, ciszę przerwał dźwięk nowej wiadomości. A raczej - kilku nowych wiadomości, wobec czego sięgnął do kieszeni po smartfona i po krótkim: to może być coś ważnego posłanym w eter, odczytał treść.
- Kurwa, naprawdę? - warknął, nieświadomie zaciskając palce wolnej dłoni w pięść. Nie wiedział, czy te pogróżki miały nadal związek z feralnym Halloween, groźbami śmierci w jego kierunku, lecz jeśli chodziło o niego - był w stanie to przetrawić i machnąć ręką. Sprawa miała się inaczej, kiedy ktoś zanadto zaczął interesować się jego życiem prywatnym i Zoey.
- Wróćmy do środka - zarządził, w jakiś nerwowy sposób spoglądając w kierunku chodnika i drogi, trochę tak, jak gdyby liczył, że dostrzeże winnego, choć z tyłu głowy wiedział, iż to raczej niemożliwe.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Tylko tacie, sąsiadce z naprzeciwka, kasjerce ze spożywczego... — zaczęła wymieniać, po czym przewróciła oczami, uznając to pytanie za zbędne, a nawet poniekąd krzywdzące, gdyż, mniej lub bardziej intencjonalnie, stawiało ją w złym świetle. Rozumiała, że jej nie ufał, ale tkwili w tym oboje, więc jeśli chciała przysporzyć mu problemów, gadając na prawo i lewo, pogrążyłaby również siebie, a nie miała w tym interesu. Chociażby z tego względu powinien porzucić wątpliwości, jeśli jeszcze jakieś posiadał. — Jasne, że nie mówiłam. Nie bardzo jest się czym chwalić — skwitowała takim tonem, jakby to była najoczywistsza sprawa na świecie. Do chwalipięt też nie należała, więc już w ogóle odpada. — Zapytałabym jakie są pozostałe, ale chyba wolałabym własne — dodała, aczkolwiek mało przekonana, bo oficjalne zasady zazwyczaj ustala się w przypadku podejrzeń, że ktoś zawiedzie.
— Nie chciałbyś, żebym ci udowodniła jak bardzo się mylisz. — Uśmiechnęła się cierpko, starając się zamaskować dysonans, jaki wywołał u niej ten zarzut. Zresztą, po co miałaby to robić? Nie o to przecież chodziło. W niektórych sytuacjach wspomniane (chociaż może raczej wypomniane?) zachowanie nosiło znamiona zdrowego rozsądku, a nie tchórzostwa. — Poza tym nie wmówisz mi, że to dla ciebie przeszkoda, więc zastanowiłabym się, w czym tak naprawdę leży problem. — Spojrzała na niego wyzywająco, chociaż wcale nie potrzebowała jego potwierdzenia, aby wiedzieć, że miała rację. Na poparcie swojego przypuszczenia z łatwością i bez zająknięcia mogłaby przywołać kilka wydarzeń, łącznie z ich wizytą za miasto.
— Cokolwiek postanowisz, nie musisz tego robić sam. — Z pewnością nie zamierzała go powstrzymywać, ale istniało ryzyko, iż w kolejnej konfrontacji z Jacksonem, honor i chęć zemsty przyćmią jego umysł do tego stopnia, że doprowadzi do niepożądanych skutków. Z czyjąś pomocą minimalizował wystąpienie tych strat. Tak jej się przynajmniej wydawało, dlatego ostatecznie wzruszyła ramionami.
— Czy to nie ty zasugerowałeś, że coś, co rozpoczęło się nielegalnie nie da się zakończyć w inny sposób? — Nie mylił się. Za dużo zaryzykowali. Doprowadzając nowe dowody na policję nieumyślnie mogłaby ściągnąć uwagę na niewłaściwą sprawę, przez co kontynowanie śledztwa na własną rękę nie będzie już możliwe i znowu wszystko wróci do punktu wyjścia. Nie to mieli na celu.
— Czasami wymiar sprawiedliwości nie zawsze jest... sprawiedliwy — zaczęła z lekkim zawahaniem dotyczącym tego, czy rzeczywiście powinna się nimi dzielić. — Nie działa na korzyść poszkodowanego tak, jak powinien — stwierdziła, mając nadzieję, że odpowiedziała na jego pytanie wystarczająco wymownie. Sam był ofiarą tejże niesprawiedliwości, a najprawdopodobniej korupcji i pociągania za sznurki przez osoby, które swoje wpływy wykorzystują w złych zamiarach. Ona też swoje widziała, więc nie był to zwykły sceptycyzm.
Odbiła się od barierki z zamiarem wejścia do środka, jednak słysząc wzburzenie w reakcji na przychodzące wiadomości, zatrzymała się w drzwiach i skierowała wzrok na mężczyznę.
— Coś nie tak? — spytała niepewnie, zerkając na telefon w jego dłoniach odruchowo. Gdyby nie znała go już trochę, pomyślałaby, że ten pomruk niezadowolenia sprowokowany był wymownością jej wcześniejszych słów. — Jakby co, to nie jest za ostre. Powiedziałabym nawet, że poskąpili przypraw — dała upust swojemu rozczarowaniu, jakby poruszona kwestia sprowadzała się do jedzenia, i wzięła kolejny kęs, wchodząc w głąb salonu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pomimo tego, iż jego pytanie - w intencji mężczyzny - miało wybrzmieć jak najbardziej poważnie, nie zdziwił się, że zostało przez nią wykpione. Może i miała rację, a on niepotrzebnie dopytywał o ewentualne osoby trzecie, które mógłby znaleźć się w ich duecie, co bynajmniej nie wydawało mu się potrzebne; Eileen jak widać również nie czuła konieczności, aby kogokolwiek włączać do ich dwuosobowej ekipy. Z drugiej jednak strony, w jakiś sposób musiała porównać obie próbki, a sama wspominała jakiś czas temu o kimś z przeszłości, kto mógłby jej w tym pomóc, w związku z czym jego wątpliwość mogła być w pewnym stopniu uzasadniona. Finalnie odpuścił dalsze dociekanie; uniósł dłonie w geście kapitulacji, dołączając do całego obrazka krótkie wzruszenie ramionami niemo sugerujące, że w porządku, ale musiał sie upewnić. Blake Griffith najwyraźniej lubił czuć pewność, jeżeli poruszana kwestia nie była mu obojętna, a zaczynała absorbować i pochłaniać czas oraz myśli.
- Czyli jesteśmy kwita - powiedział, posyłając jej potwierdzające, krótkie skinienie głową. - Nie mogłem się oprzeć, by nie zapytać i swoich sąsiadek, czy nie są fankami kryminalnych zagadek, skoro mam do rozwikłania jedną z nich - rzucił lekko, a potem z pozornym zamyśleniem poskrobał się po kilkudniowym zaroście. - Wiem, o kim zapomniałem. Pracuję z kimś, kogo medyczne umiejętności mogłyby się przydać, kiedy kolejne draśnięcie okazałoby się zbyt głębokie. - W związku z czym podejrzany (albo ofiara; jak zwał, tak zwał) straciłby za dużo krwi, co mogłoby być nieco niebezpieczne. W tym przypadku Yael faktycznie wydawała się odpowiednią osobą mogącą zasilić ich szeregi, aczkolwiek i tu się zgrywał.
- Jeśli myślisz, że nie jest dla mnie przeszkodą to, że ktoś rezygnuje, to najwyraźniej mylisz mnie z Jacksonem - odpowiedział, posyłając jej przy tym gorzki uśmiech, bynajmniej nie mający zbyt wiele wspólnego z zadowoleniem i poparciem jej teorii. Mogła myśleć, że miała rację, choć on był innego zdania; wiedział, gdzie należało się zatrzymać i niekiedy nawet tych swoich granic się trzymał, nie mając zamiaru - z reguły - działać tak, by wzbudzić w drugiej osobie nadzwyczaj dużo poczucia strachu, niechęci, czy innych negatywnych emocji, tak dalekich od komfortu. Mogło to wchodzić w grę wtedy, kiedy odbijał takie bodźce, które sam otrzymywał, więc to go motywowało do porzucenia subtelności, przez co rzeczywiście nie był zbyt przyjazny i prowokował, ale nadal wolałby nie znajdować się na tym samym końcu i w podobnej definicji, co kolega Jack.
- To zależy do jakich nielegalnych ruchów jesteś w stanie się posunąć - poinformował, równocześnie taksując ciemnowłosą wzrokiem, jak gdyby oceniał jej umiejętności i predyspozycje do wzięcia udziału w jego ewentualnym planie. Nie musiała mu odpowiadać teraz, bowiem i on jeszcze nie wiedział jak będą przedstawiać się jego plany, lecz musiała wiedzieć, że raczej będzie się z nimi trzymał z dala od policji.
- Uhm - burknął, nim to przemyślał. - Zdałem sobie sprawę z tego, że pewnie już wszystko jest zimne, ale liczyłem, że wciąż będzie potrafiło rozgrzać w inny sposób - stwierdził, niby to na serio, w międzyczasie próbując odpisać na wiadomość przesłaną przez obcy numer. Niestety, w odpowiedzi dostał komunikat, iż numer nie jest już aktywny. Zacisnął szczękę i ruszył do domu za Dev.
- Ale oczywiście musiałaś popsuć i pozbawić mnie złudzeń - dokończył wcześniej podjęty wątek i ponownie odwiesił kurtkę. - Eileen - podjął po chwili - jak wiele wciąż pamiętasz z tamtej nocy? - zapytał poważniejąc, kiedy dotarli do salonu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Skoro jesteś tutaj, to znaczy, że wszystkie przede mną musiały dać ci kosza. — To, oczywiście, nie musiało być najtrafniejszym wnioskiem, i najprawdopodobniej też nie było pierwszym, co przychodziło do głowy po usłyszeniu podobnych słów, aczkolwiek nie mogła sobie darować przewrotności w rozumowaniu jego myśli. Już pomijając kwestię tego, że nic, o czym wspomniał, nie miało miejsca... chyba. — Nie wiem, czy mieć ci to za złe, czy jednak triumfować. — Pokręciła głową z rozbawieniem, bo jednak perspektywa Blake'a pielgrzymującego w poszukiwaniu odpowiedniej kandydatki, przy czym każda jedna zamyka mu drzwi przed nosem, była iście pokrzepiająca. A to, że nie brał jej pod uwagę w pierwszej kolejności nie stanowiło niczego odkrywczego, więc teoretycznie nie powinna czuć się dotknięta. Poza tym rzeczywistość jawiła się trochę inaczej, bowiem to ona mu się narzuciła, grzebiąc w aktach.
— Dla ciebie wszystko jest czarne albo białe, co? — podjęła, rezygnując z pomysłu dobitniejszego skomentowania stwierdzenia o Jacksonie, gdyż z pewnością nie o takie przekraczanie granic jej chodziło. A może ta zasada obowiązywała tylko w odniesieniu do jej osoby, bo nie był w stanie dopatrzeć się w jej postawie niczego poza tym, co powierzchowne? Ewentualnie jeszcze przewrotność działała w dwie strony. Zabawne, że w ogóle o tym wspomniała, bo całkiem niedawno sama wychodziła z założenia, że świat maluje się wyłącznie w dwóch kolorach. Tymczasem wyszło nawet bardziej ironicznie, niż przypuszczała, ponieważ to głównie sytuacja z jego przypadkiem uświadomiła jej, że zawsze jest jeszcze coś pomiędzy. — Nie uciekłam teraz — zauważyła po dłuższym namyśle, najwyraźniej uznając, że nie zdołała go przekonać wystarczająco. W całym zdarzeniu z próbką było parę momentów, kiedy zrobiło się gorąco, a jednak oboje zaryzykowali poparzeniem się.
— Wolałabym ograniczyć się do absolutnego minimum — uściśliła, na wypadek gdyby pomyślał, że miała w sobie jakiś pierwiastek przestępczy i paliła się do łamania prawa i działania wbrew powszechnej moralności. Wręcz przeciwnie. Nie zacierała rąk na myśl o popełnieniu jakiegoś brutalnego czynu, którego potem miałaby żałować, a konsekwencje zatruwałyby jej życie. Z drugiej zaś strony wiedziała, że nie zawaha się przed użyciem ostatecznych środków, jeśli sytuacja ją do tego zmusi.
— Podgrzeję to, jeśli chcesz — mruknęła, zerkając na niego przelotnie, choć może lepiej byłoby zapytać, czy w ogóle zamierzał cokolwiek zjeść. Poruszali takie tematy, które swoją skalą i powagą, pozbywały dobrego samopoczucia, więc niewykluczone, że oddziaływały tak samo na apetyt. — Albo mogę ewentualnie zaproponować... — urwała po otwarciu lodówki, studiując wzrokiem jej zawartość z wyraźnym oporem przed dokończeniem propozycji — kawałek żółtego serca, ryż ze wczorajszego obiadu, chyba ze wczorajszego, lub piwo. — Raz jeszcze skierowała wzrok na mężczyznę. Zacisnęła usta w reakcji na zadane pytanie, zamknęła lodówkę i obracając się przodem do Blake'a, skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
— Pamiętam ciebie — odparła na pierwsze wspomnienie tamtego wieczoru. Na imprezie obecnych było dużo ludzi, ale powody, dla których zapamiętała akurat jego, były im już znane. Potem niejednokrotnie po nie sięgała w chwilach zwątpienia i próby nadania sensu temu, co się wydarzyło. — Impreza jak impreza. Nudno, głośno, kiepska muzyka, wszędzie lał się alkohol. Praktycznie nikogo nie znałam. Prawdę mówiąc nie byłoby mnie tam, gdyby nie Nathalie. — Wzruszyła ramionami. — Kiedy to się stało, pobiegłam od razu do miejsca, w którym ją zostawiłam. Po chwili rozległ się drugi wystrzał, zrobił się popłoch i uderzyłam o coś głową. Ostatnie, co pamiętam to poruszenie dookoła, głosy kilku osób, krew, no i... ty. Ciągle byłeś w zasięgu wzroku. — Zmrużyła nieznacznie oczy, wpatrując się w niego. Teraz sądziła, że to ze względu na Ivory, z którą Nathalie łączyły przecież przyjacielskie relacje, jednak wtedy nie działało to na jego korzyść. — Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, straciłam przytomność i ocknęłam się dopiero w karetce — zamilkła, jakby do prawidłowego zwieńczenia należało dodać: to wszystko, ale wzbraniała się przed tym. Tak, to było wszystko. Wszystko, na czym opierała swoje domysły, ale jednocześnie nic w kontekście całej sprawy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się kącikowo, nieco na przekór wydźwiękowi tezy przedstawionej przez ciemnowłosą, bowiem wizja kilku kobiet, jakie rzekomo miałyby mu dać kosza, bynajmniej nie należała do pokrzepiających, ani nie powinna pozytywnie podziałać na ego mężczyzny. Wiedział jednak, że nie było w tym ani ziarna prawdy, skoro realia były tak różne od niego samego wędrującego po sąsiadkach i u którejś z nich wsparcia, by ostatecznie odbić się od odmowy i zatrzaskującymi się przed nosem drzwi. Domyślał się, że i Eileen miała świadomość, że nie tak przedstawiała się sytuacja, skoro i on wiedział, że wcześniej - w związku z wyjawieniem sprawy kilku osobom - zgrywała się ona.
- Wszystkie przed tobą już zaczęły działać, byśmy mieli jak najmniej roboty - poinformował, prędko przybierając na twarz maskę powagi, lecz jak szybko ta się pojawiła, tak nagle zniknęła, kiedy po raz kolejny zdemaskowały go unoszące się w geście rozbawienia kąciki ust. Niestety - a może stety? - nie mieli żadnej innej pomocy, ani nie mogli liczyć na współpracę z osobami trzecimi, choć najwyraźniej ani Dev, ani on, nie zdawali się z tego powodu ubolewać. Nie było sensu, skoro jak na razie ten ich sojusz i zgodne dążenie do odkrycia prawdy, przebiegało bez większych utrudnień. A te, jakie pojawiły się po drodze, zostały przezwyciężone za pomocą rozbitego szkła po drinku i drobnego draśnięcia nim przeciwnika.
- W zasadzie to... nie - oznajmił, zatrzymując spojrzenie na jej tęczówkach. I to nie tak, że czuł potrzebę nie zgodzenia się z nią z czystej przekory, choć i to w kontekście osoby Blake'a Griffitha nie byłoby niczym zaskakującym, ani niemożliwym. On był po prostu... ostrożny. Wolał nie pokładać zbyt wielkich nadziei w rzeczach, które co prawda leżały w zasięgu wzroku mężczyzny, ale były zbyt daleko, aby po nie sięgnąć, podobnie podchodząc do pogrążania się w ciemnych scenariuszach, czego praktykować nie lubił. Był gdzieś w połowie; między głębią czerni, a klarowną postacią bieli, pośród której wszystko wydawało się proste.
- Jesteś pewna, że nie mylisz mojego zamiłowania do fortepianu i tego, jaką barwę mają jego klawisze, z moim podejściem do życia? - zagaił, lecz zanim zdążyła odpowiedzieć - o ile miała taki zamiar - pokręcił przecząco głową na znak, że nie musiała tego robić. Nie znali się tak dobrze, aby mogła w sposób ponadprzeciętny określić jego osobę i do tego nie zaliczyć przed tym co najmniej kilku wpadek. Był na tyle litościwy, że tym razem mógł jej to wybaczyć.
- To dobrze - rzucił, przez chwilę zastanawiając się, czy powinien coś jej wyznać, czy może lepiej było odpuścić.
- Wiesz... - zaczął jednak, nieznacznie mrużąc przy tym oczy, jak gdyby pamięcią szukał tych samych przemyśleń i bodźców, jakie towarzyszyły mu podczas wspólnej przejażdżki za miasto. - Przez chwilę przeszło mi przez myśl, czy nie planujesz mnie w nic wrobić, a przed tym sprowokować, bym mógł mieć pretensje tylko do siebie - powiedział, w nawiązaniu do ciągu wydarzeń, jaki miał miejsce począwszy od momentu, w którym wsiadła do jego samochodu, aż do czasu, kiedy wyłowił ją siedzącą w loży, tuż przy Jacksonie.
- A potem uznałem, że niepotrzebnie za wszelką cenę próbujemy... - Pokręcił głową, prędko poprawiając się: - próbowaliśmy dopatrzeć w sobie wroga. Kogoś, kto nie jest godzien nawet odrobiny zaufania - sprecyzował, gdzieś z tyłu głowy mając to, iż teraz mogła go wykpić za aż takie uzewnętrznienie się i pokazanie, że chyba już przestał jej nie ufać aż tak, jak robił to przed kilkoma miesiącami. Wspólny nieprzyjaciel w rzeczy samej potrafił zbliżyć ludzi, czy tego chcieli czy nie.
- Nie, w porządku - mruknął, wyciągając rękę, aby przechwycić danie. Nie był już aż tak głodny, a apetyt schował się gdzieś pod wizją tego, że najprawdopodobniej są bliżej schwytania mordercy niż kiedykolwiek był ktoś z odznaką, co budziło w nim równocześnie radość i spokój, ale też niepewność i obawę. Całość swoim chaosem i brakiem jednoznaczności wpasowywała się idealnie w ramy dysonansu.
- Nie wiem, czy jesteś aż tak wybitną kucharką, że potrafisz stworzyć z tego - i tu ruchem głowy wskazał na zawartość lodówki - coś sensownego, czy aż tak tragiczną. Bez urazy, obstawiam to drugie, tylko przez to, że to... wyjątkowo słabe piwo - skwitował nadzwyczaj pewny swoich przemyśleń, bo to w c a l e nie tak, że akurat niskoalkoholowy trunek przedstawiał się najlepiej z całego menu, jakie była mu w stanie wymienić. Cóż, najwyraźniej i ono nie było kraftowe, a przecież jeżeli sięgać po piwa, to tylko po takie.
O ile nie jest się Lunarie i nie podlewa nimi kwiatków. I właśnie przez to skończyła pod ziemią; bo trzeba było znaleźć lepszy nawóz, sama sobie zawiniła.
- A Jackson? Nie widziałaś go wcześniej? W trakcie? - dopytał, opierając się pośladkami o blat, kiedy już z zainteresowaniem wysłuchał opowiedzianej przez kobietę historii. Blake żałował, że pomimo tego, iż tamtego wieczora nie pił, nie potrafił ułożyć poszczególnych wspomnień w jedną, pasującą do siebie układankę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Nie lubię, kiedy jest za łatwo już od samego startu — przyznała, niejako wyrażając delikatną dezaprobatę wobec wszystkich przed nią. Poświęciłaby przejrzystość oraz brak przeszkód na trasie w zamian za pełnie kontroli i decyzyjność, jakie przypadały w przypadku działania w pojedynkę, czy w podwójnym składzie, jak oni teraz. Co prawda jej wyrzut był nieuzasadniony, ponieważ, jakby nie patrzeć, oni nie mieli łatwo, ani teraz ani wcześniej, ale dzięki przebyciu tej burzliwej drogi przynajmniej była odpowiednio zahartowana.
— Nie? — podjęła, choć zaprzeczenie powinno przecież przemawiać na korzyść, tymczasem przywołało jeszcze więcej pytań i wątpliwości. — Nie wiem, a jakie jest twoje podejście do życia? — Skoncentrowała wnikliwy wzrok na mężczyźnie, przysuwając się bliżej i opierając bokiem o blat, przy którym stał. W jej słowach nie znajdowała się nawet krztyna blefu. Autentycznie chciała poznać go od tej strony. Bez niedomówień i ciągłych domysłów, które i tak zwykle okazywały się błędne.
— Przyznaję, z początku przeszło mi to przez myśl — zaczęła, ale już po chwili zmyła z siebie kpiący wyraz jednym przeciągłym uśmiechem, dając tym samym do zrozumienia, że nic takiego nie zaprzątało jej myśli. Mogłaby chociaż raz wykazać się powagą w jakiejś kwestii, tym bardziej, że on podzielił się z nią swoimi odczuciami całkiem szczerze, bez rezerwy, która zwykle im towarzyszyła. — Cieszę się, że to mówisz — powiedziała, niejednoznacznie oznajmiając, że podzielała jego zdanie w tym temacie. Porzuciła resztki uprzedzeń oraz obłudy, jakimi karmiła się przez większość czasu w konfrontacji z nim, dodając: — Bo widzisz, Blake, ja tak naprawdę myślę, że jesteśmy tacy sami bardzo podobni — stwierdziła ze śmiałością, idąc w drugą skrajność dla odmiany, i kącikami ust uniesionymi w podobnym wyrazie, niezrażona tym, iż ten mógłby odebrać to jako obrazę. Sama nie raz wzbraniała się przed tego typu wnioskami, ale w końcu musiała to przyznać przed sobą. Nie potrzebowała w tym celu wdzierać się głęboko do jego umysłu, choć to na pewno byłoby ciekawym doznaniem.
— Za rzadko tu bywasz, żebyś mógł mieć swoje ulubione w mojej lodówce — rzuciła z przekąsem, starając się porzucić uczucie poruszenia grubiaństwem okazywanym poprzez krytykowanie jej gustu związanego z piwem. Na szczęście Eileen nie przywiązywała się do takich rzeczy, więc tym razem mogła mu to wybaczyć. — Zostaw listę życzeń na następny raz. Może jakieś domowe skrzaty albo wróżki ją zrealizują — dodała, przewracając oczami. Żeby oddać mu sprawiedliwość, ona sama nie tknęłaby tego, co zaproponowała do jedzenia.
— Nie. Nie wiem. Próbowałam sobie przypomnieć, ale chyba nie — odparła ze skupieniem charakterystycznym dla przeczesywania pamięci w poszukiwaniu konkretnych wydarzeń z przeszłości. Po spotkaniu z Jacksonem robiła to kilka razy, jakby próbowała wykrzesać z posiadanych wspomnień jeszcze więcej, jednak za każdym razem dochodziła do tej samej konkluzji, którą właśnie podzieliła się z Griffithem. — A ty masz jakieś wieści w jego sprawie? Słyszałeś coś od czasu konfrontacji? Przeglądałam trochę jego media społecznościowe, ale cisza. — Czego innego mogła się spodziewać? Jak już zdążyła się zorientować, Jackson głupi nie był i na pewno łatwo dodał dwa do dwóch, wiedząc, że to zbytnia nadgorliwość doprowadziła ich do niego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się pod nosem. Krótko, wydając przy tym ciche, okraszone rozbawieniem prychnięcie, bowiem okazało się, że i w tym przypadku byli do siebie podobni, choć tu akurat nie czuł się zdziwiony ani zaskoczony tym faktem. Eileen, od pamiętnego spotkania w sklepie muzycznym jej ojca, jawiła się w jego oczach jako kobieta niesamowicie irytująca między innymi odważna, bezpośrednia, zadziorna i pewna siebie. Z doświadczenia wiedział, iż często takie osoby miewały w życiu zarówno łatwiej, jak i... trudniej, wszak mogły wypaść w oczach innych ludzi niekoniecznie pozytywnie. Doczepiano im łatkę, szufladkowano, zarzucano wybujałe ego, czy dążenie do celu po trupach. I to nie tak, że z a w s z e rozmijało się to z prawdą; nie, nawet sam Blake miał świadomość, że jak dużo dystansu ma do siebie w przeróżnych sprawach, tak są kwestie, gdzie cienka szpilka jest w stanie dokuczyć mu bardziej, niżeli setki niewybrednych komentarzy zasłyszanych kilka minut wcześniej. Niewyparzony język i lawirowanie między strefami bezpiecznymi, a tymi, które groziły nagłym, gwałtownym runięciem w przepaść, łączyło się z jeszcze jednym - darem do przyciągania kłopotów. Zakładał, że i w tym mogli znaleźć więcej podobieństw między sobą, niż różnic.
Mylił się?
- Nie lubię gdybać, ani zakładać, że coś jest pewne, jeśli coś wskazuje, że takim jest - zaczął powoli, doskonale wiedząc, że teraz mogła - jeśli chciała - przywołać temat próbki; pozytywnego wyniku na kompatybilność tej, jaką udało im się zdobyć, jak i śladów z przeszłości, jakie ktoś tak skrzętnie próbował ukryć. Nie udało się. Spojrzeniem podążył do koperty - o ile była gdzieś w zasięgu wzroku - a potem spojrzał raz jeszcze na Dev.
- Wiem, o czym możesz myśleć - zauważył pewnie - Jackson. Co, jeśli motywuje nas niechęć do niego i kilka zebranych detali, jakie są tylko pojedynczymi kropkami w tej sprawie? Może ta krew była tam, bo... sam nie wiem. Był pijany, zobaczył coś, czego nie powinien. Próbował uciec w popłochu i miał bliższe spotkanie z chodnikiem - mruknął, dokładając do tego krótkie wzruszenie ramionami. Przy tym - czego nie ukrywał - słowom mężczyzny towarzyszyła sceptycznie uniesiona brew i nieco kpiący ton.
- To jedna z możliwości. Bardziej przekonuje mnie to, że jest winny, ale... - urwał, na parę sekund zaciskając zęby na dolnej wardze. - Byłbym pieprzonym hipokrytą, gdybym go tak nazywał, równocześnie mówiąc o tym, jak smakują niesprawiedliwe wyroki ludzi, którzy je wydają, bo tak im łatwiej - dokończył myśl, chcąc skrzyżować spojrzenie z ciemnowłosą, aby spróbować wyłapać, czy dobrze się rozumieli. Wynik - wynikiem, te kilka nakładających się kwestii także było istotne, ale nie chciał nic zrobić przed próbą skonfrontowania się ze znajomym, równocześnie czując, jak trudną przeprawą to będzie.
Tak czy inaczej - potrzebował zrobić coś jeszcze; cokolwiek, nim wyda swój osąd.
- Poza rzeczami, jakie traktuję bardzo na serio, rzadko kiedy biorę je - życie - śmiertelnie na poważnie. - Wolał cieszyć się odzyskaną wolnością, możliwościami, jakie dostał, a których wcześniej nie doceniał. Nie zawsze patrzył na konsekwencje, tym samym pakując się w wielkie kłopoty. Nie miał w zwyczaju ani żałować, ani patrzeć za siebie. Czerpał tyle, ile chciał, nie czując się źle z powodu swoich hedonistycznych pobudek.
- Z początku - powtórzył - dlaczego zrezygnowałaś? - I to bardziej go ciekawiło, niż kwestia omówienia swoich podobieństw, skoro takowe wychodziły samoistnie. Zamiast tego, w oczekiwaniu na odpowiedź, chwycił wcześniej przyniesione danie, o ile Eileen była o tyle łaskawa i podała mu sztućce.
- Święty Mikołaj. W tym roku byłem wyjątkowo grzeczny -
poinformował, tylko trochę sobie żartując, a przy okazji nawiązując do zmieniającej się aury za oknem. - Od jakiegoś czasu dostaję telefony sugerujące, że ktoś... nie życzy mi za dobrze. - Bo po co miał od razu przyznawać się, że to jednoznaczne groźby mówiące, że skończy martwy? Wolał się nad tym nie rozdrabniać, ani - wyjątkowo - za bardzo i niepotrzebnie jej nie straszyć.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”