WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#8

Choć los wyposażył Annalee w spore zasoby odwagi i pewności siebie, czasem wyjście ze swojego specyficznego, quasi-artystycznego światka, w którym obracała się od wielu lat, bywało dla niej stresujące. Myśl o poznawaniu przyjaciół i bliskich Hany uruchamiała chłodny dreszczyk niepokoju, który w decydujących momentach potrafił odtańczyć nieznośnego kankana na karku Tajki, zanim rozpłynął się wraz z niemiłym uczuciem lęku czy niezręczności. Dziewczyna chciała wypaść w oczach jej najbliższych jak najlepiej, zrobić dobre wrażenie, ale doskonale wiedziała, że jej odbiór bywał już w przeszłości zakłócony przez drogę życiową, którą obrała. Mogła lubić tańczyć, przepadać za dusznym, przesiąkniętym alkoholem i erotyzmem klimatem nocnego klubu, ale w wielu kręgach praca striptizerki nie zaliczała się do chlubnych zajęć. Poukładani, żyjący spokojnym i przeciętnym życiem rodzice ukochanej zdawali się należeć właśnie do tych kręgów, a jej znajomi? Annalee nie miała powodów, by sądzić, że będą postrzegać ją inaczej.
Z tym więc dreszczykiem niepokoju po raz pierwszy uścisnęła dłoń Laury, choć szybko poczuła się w jej towarzystwie swobodnie. Młoda, otwarta na świat przyjaciółka Hany wzbudziła sympatię Tajki i ta z przyjemnością przystała na kolejne spotkanie - dziś w przyjemnej kawiarence. Nawet gdy po pracy do późna obudziła się zdecydowanie za późno i musiała w popłochu szykować się na spotkanie, a kiedy wreszcie wyszła z mieszkania - niewiele brakowało jej do spóźnienia. Akurat pruła jak drobny przecinak przez grupki przechodniów, walcząc o pojawienie się w umówionym miejscu na czas, gdy otrzymała wiadomość od swojej dziewczyny. Sygnał wiadomości zatrzymał ją na krótką chwilę i pewnie gdyby w informacji o nadawcy zobaczyła imię kogoś innego, odczytanie zostawiłaby sobie na później. SMS od Hany lub Laury mógł okazać się kluczowy właśnie w tej chwili, kiedy miały spotkać się we trzy, więc traktując go z najwyższym priorytetem, zatrzymała się i przeczytała wiadomość, którą skwitowała pełnym dezaprobaty cmoknięciem, zanim ruszyła w dalszą drogę.
Do kawiarni dotarła na czas, choć nieco zziajana po marszu przez miasto, więc odetchnęła z ulgą, gdy Laura szybko rzuciła jej się w oczy. Szczery, pogodny uśmiech rozjaśnił twarz Tajki po dotarciu do stolika i usadowieniu się na całkiem wygodnym krześle.
- Cześć! - odrzekła i jeszcze raz głęboko odetchnęła, powoli uspokajając rozpędzone płuca. - Prawie biegłam przez pół miasta, myślałam, że się spóźnię... oczywiście zaspałam i w pośpiechu tak się wystroiłam, że prawie wyszłam w dwóch różnych butach!
Zachichotała z wpadki, której na szczęście uniknęła. Wystarczyło jej, że przez roztrzepanie już kilka razy w życiu zrobiła różne głupotki. Nie skupiała się jednak na swoim skojarzeniu, tylko na kolejnych słowach znajomej, które skomentowała głębokim westchnieniem, a wesołe iskierki w czarnych oczach przybladły jej na moment.
- Napisała mi tylko, że spóźni się z powodu pracy i... może to głupie, ale mam czasem wrażenie, że ta praca ją kiedyś wykończy - wyznała, po raz pierwszy w zasadzie wypowiadając na głos wątpliwości, które miała odnośnie pracy Hany. Pewna i powtarzalna praca niewątpliwie dawała jej poczucie bezpieczeństwa, ale Annalee zdążyła już nasłuchać się, jak Hana jest bardzo zmęczona traktowaniem, z którym spotykała się w firmie i jej psychiczne zmęczenie budziło w Tajce niepokój. Nie śmiała wtrącać się w zawodowe wybory partnerki, ale czasem miała wrażenie, że powinna. Sięgnęła po menu, dodając. - Oddałabym królestwo za prawdziwą tajską zieloną herbatę... ale właściwie z każdej innej zielonej też ucieszę się jak dziecko z cukierków.
Jej wzrok powiódł po serwowanych w lokalu napojach. Nie chciała na wstępie budować ponurej atmosfery zdaniem na temat pracy Hany, ale dopóki były z Laurą we dwie - miały okazję swobodnie wymienić swoje spostrzeżenia. Może Annalee wszystko wyolbrzymiała i ta nieszczęsna korporacja wcale nie była takim problemem?

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Laura może i pewna siebie i całkiem odważna, zawsze stroniła od ludzi. Zaczęło się to zmieniać jakiś rok temu, może wcześniej, gdy na jej drodze pojawił się Cosmo, który przez kilkanaście miesięcy ich wspaniałej znajomości, wyciągnął ją z pokoju pełnego książek i wprowadził na salony, by którego dnia, bez ostrzeżenia, zostawić ją na tym świecie samą. Z pokorą przyjęła tę oraz niejedną, inną lekcję, którą przyjaciel jej dał. To dzięki niemu teraz wychodziła ze znajomymi i nie miała ochoty zawrócić w połowie drogi.
Ostatnio częściej i bardziej potrzebowała wokół siebie ludzi, by jakoś zastąpić stratę innych. Czas był o tyle trudny, że znajomy wyjeżdżali na studia do innych miast albo po prostu szukali szczęścia poza Seattle. Dobrze więc było mieć Hanę, z którą znajomość była dla Laury czymś stabilnym i bezpiecznym oraz nawiązywać relację z jej dziewczyną. Nie obchodziło ją, kto gdzie pracuje, czym się zajmuje, jak zarabia na życie, dopóki nie krzywdził tym innych. Nie jej było oceniać życiowe wybory innych, skoro jej własne można by było rozważać w kwestiach moralnych. Doceniała jednak to, że Kugimiya nie udawała, że jest kimś innym.
– Oj, Annalee, mogłaś dać znać, przełożyłybyśmy spotkanie albo… mogłam tu na ciebie poczekać, nic by się nie stało. – przekręciła nieco głowę na bok, wlepiając ciemne ślepia w swoją koleżankę, śmiejąc się z dwóch różnych butów, dla żartu nawet spoglądając pod stół, niby po to, by się upewnić, czy czasem nie ściemnia.
– Ah ta jej praca. – westchnęła, wywracając przy tym oczami. – Też mam takie wrażenie. Ona jest zbyt wrażliwa do tego korpo. – przyznała, krzywiąc się nieznacznie na samą myśl Hany muszącej się użerać ze sztywniakami w garniturach. Hana nigdy nie mówiła dokładnie, co się dzieje w jej pracy, ale Laura potrafiła wyłapać jej wątpliwości z nią związane. Zauważała jej zmęczenie, zmianę nastroju, gdy tylko mówiła o pracy, czy niechęć do niektórych rzeczy z pracą związanych.
– To świetnie! Koniecznie sprawdź, czy taką mają. Szczerze mówiąc… chętnie bym takie spróbowała. Myślałam o marokańskiej, ale jest chyba na to zbyt ciepło. Może biała? – przeniosła wzrok na menu, próbując rozczytać niektóre nazwy i gatunki herbat, które miała do wyboru. – I koniecznie coś słodkiego. – dodała z uśmiechem, odwracając kartkę, by przejrzeć punkt z deserami.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Łatwo zostać wtrąconym przez świat do ponurych lochów samotności, gdy przechodzi się ten przełomowy moment zakończenia szkoły i wejścia na kolejny etap życia. Znajomi szukają swoich dróg, nie oglądając się za siebie, szkolne paczki rozpadają się, a przyjaźnie umierają pomału, gdy odległość lub odmienność priorytetów pomalutku luzują ich więzy. Gdyby Annalee zastanowiła się nad znajomościami, które straciła, gdy ostatni raz wyszła z murów swojej starej szkoły, dotarłoby do niej pewnie, że nie został jej kontakt z nikim. Kiedyś zgrana grupka, dzieląca te same pasje, ideały i poglądy, rozpierzchła się w dziesięciu różnych kierunkach. Jedni spoważnieli i poszli na studia, inni od dawna cieszyli się stabilizacją w założonych rodzinach... no i była też taka Annalee, która poważnieć wcale nie chciała. Każdy żył dla siebie i zapominał o tych, z którymi kiedyś łączyło go tak wiele. Etap, którego każdy musi doświadczyć na własnej skórze... szkoda jedynie, że dość przykry, choć Annalee zdawała się znaleźć przypadkowo w idealnym miejscu i czasie, by zająć sobie wygrzane przez kogoś w przeszlości miejsce na liście znajomych Laury.
Pierwsze słowa skwitowała śmiechem, ale też, zupełnie odruchowo, zerknęła na swoje obuwie. Na szczęście do takiej wpadki nie dopuściła, ale rozbawiła ją wizja siebie w kawiarni, plotkującej w najlepsze z koleżanką i wystrojonej w dwa różne buty. Teraz to wydawało jej się zabawniejsze niż w domu, kiedy w progu zorientowała się o swojej pomyłce i musiała naprawić ją, tracąc kolejne cenne minuty. Obserwujący ją z korytarza kot nasłuchał się przy tym przekleństw. Sąsiadka zza ściany pewnie też!
- Na jedną już czekamy, wystarczy tych spóźnialskich! - zaśmiała się, by po chwili uspokoić ton w kolejnych słowach. - Chyba już do tego przywykłam. Mam jakiś problem z organizacją czasu i albo zaśpię, albo wyjdę za późno z domu... nie po drodze mi z punktualnością, ale jakie to dobre na kondycję!
Bo co jak co, ale nabiegać się dziewczę w tym swoim roztrzepanym życiu musiało!
Jej wzrok sunął po linijkach z nazwami kolejnych napojów, aż chwilę po sugestii Laury zatrzymał się na herbacie białej. Wiedza Annalee na temat tego gatunku herbaty zaczynała się i kończyła na informacji, że ma chińskie pochodzenie. Nigdy nie miała okazji jej spróbować, więc dlaczego nie? Pomysł zamówienia zielonej herbaty odstawiła na bok. Szafkę w kuchni miała zastawioną pudełkami z przeróżnymi odmianami zielonej herbaty, więc takiej mogła napić się w domu, a wyjście do lokalu słynącego z dobrych herbat aż prosiło się o wyjście ze schematu i poszerzenie swoich horyzontów smakowych!
- O, o, biała herbata to jest pomysł! Nigdy takiej nie piłam, więc chętnie spróbuję - stwierdziła, a na jej twarzy wykwitł jeszcze szerszy uśmiech, co było wymowną odpowiedzią na wzmiankę o deserach. Szybko też dotarła do karty menu z listą słodkich specjałów lokalu. - Ciasta, ciastka, ciasteczka... o, podobają mi się gofry deserowe. Świeże owoce, bita śmietana...
Zaczytawszy się w składzie wspomnianych gofrów, zdała sobie sprawę, że w biegu na spotkanie zdążyła nieźle zgłodnieć. Temat pracy Hany wciąż jarzył jej się w tyłu czaszki wyraźnym światłem, ale pusty żołądek i lista pyszności w menu na chwilę go przysłoniły.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Laura nigdy nie była duszą towarzystwa, popularną dziewczyną, do której sami lgnęli. Miała jednak grupkę zaufanych i bliskich jej osób, których tracić przez życiowe zmiany nie chciała. Bolesna prawda była jednak taka, że przy wyborze studiów, czy ścieżki kariery, nikt nie brał pod uwagę znajomych, czasem może swoich partnerów. Ojciec Laury, chociaż jakieś dwadzieścia lat później, niż ona w tym momencie, też nie brał jej pod uwagę, decydując się na wyjazd do Australii. To była kolejna z lekcji, którą Laura musiała odbyć, by utwierdzić się w przekonaniu, że najlepiej żyło się, gdy samego siebie stawiało się na pierwszym miejscu.
Nie było to łatwe, dlatego, gdy tylko była możliwość, by podtrzymywać znajomości z bliskimi jej osobami, starała się bardzo, by wszystko szło w dobrym kierunku, te rozluźniające się relacje puszczając i pozwalając im zakończyć się w dogodnym momencie.
– Ach, skądś to znam. Moi bracia są strasznie roztrzepani i nigdy nie potrafili sobie czasu zorganizować. – zaśmiała się, wzruszając przy tym delikatnie ramionami. Chyba ona jedyna w tej rodzinie potrafiła planować swoje dni. – Założę się jednak, że kondycję to ty już masz na tyle wyrobioną, że dodatkowy wysiłek nie jest ci potrzebny. – dodała z uśmiechem. Laura za to kondycję miała raczej słabą, nigdy bowiem nie angażowała się w jakieś konkretne sporty. Poza jogą, na którą starała się regularnie chodzić, były to jednak zajęcia z kategorii, która nie miała najwyższego priorytetu na jej liście zadań. Zajęcia sportowe w szkole nie należały do jej ulubionych i za każdym razem, kiedy zwalniano ją z nich, by mogła uczestniczyć w innych ważnych wydarzeniach, np. debatach albo konkursach, była bardzo zadowolona.
O samych herbatach Laura wiedziała co niego. Ojciec, który był szefem kuchni w świetnej hotelowej restauracji, musiał posiadać taka wiedzę, a jej chwilowe zainteresowanie tematem potraktował jako okazję, by czegoś jej nauczyć. Zdarzało się to nieczęsto, więc wykorzystała to, spędzając z nim trochę czasu. Jednak jaka by jej wiedza nie był, miała na ten herbat wyjątkowo mało do powiedzenia. Jej kubki smakowe nie były chyba aż tak rozwinięte, jak ojca, czy brata – również kucharza; pamiętała, że niektórych gatunków należy unikać, bo śmierdziały sianem albo starą wilgotną piwnicą, inne były gorzkie i nie dało się ich pić. Zdecydowanie wolała te delikatne herbaty, które z przyjemnością mogła popijać.
– Będzie delikatna, więc to chyba dobry wybór na pierwszy raz. – podzieliła się z Annalee tą cząstką wiedzy, którą na temat białej herbaty posiadała, posyłając jej uśmiech.
– Ja chyba… wezmę muffinkę z matchą i lody. – zdecydowała w końcu. Jak już były w herbaciarni i zamierzały pić coś bardziej tradycyjnego niż czarną herbatę albo wymyślne bubble tea, zamierzała i deser wybrać adekwatny.
– A Hana najwyżej dostanie coś na wynos. – zasugerowała, obawiając się, że obowiązki w pracy mogą okazać się na tyle czasochłonne, że szybko do nich nie dołączy.
– Idziesz dziś do pracy, czy uda się wam nie minąć? – zagadnęła luźno, nie chcąc być wścibska, pytając jedynie z ciekawości. Wellington wspominała jej, że przez zupełnie inne tryby pracy, nie mają wcale tak dużo dla siebie.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie jest łatwo nauczyć się żyć, stawiając na pierwszy miejscu siebie, zwłaszcza gdy empatia, często nadmierna, dobija się rozpaczliwie do bram umysłu, a stare znajomości nadal wydają się żywe i nieprzyjemnie kłują serce tęsknotą za minionymi czasami. Nostalgiczne chwile atakują niespodziewanie, krótko po skończeniu szkoły, kiedy świadomość wejścia w zupełnie nowy etap i utracenia starych czasów uderza jak obuchem w głowę. Tęskni się za bliskimi, beztroską, a nawet za przysypianiem na szkolnym biurku. Można zatopić się w tej tęsknocie - ale można też iść naprzód, w czym Annalee zdawała się właśnie biernie uczestniczyć, będąc towarzyszką Laury w kawiarni i ogółem pojawiając się w jej życiu jako jedna z nowych znajomych. W zasadzie nie mogła o tym wiedzieć, ale lubiła być przydatna, więc nieświadomie spełniała się towarzysko. Tym lepiej!
Westchnąwszy teatralnie, rozłożyła ręce w wyrazie bezsilności , choć chwilę później jej wyrazista reakcja ubarwiła się pogodnym śmiechem, którego Tajka nie żałowała temu spotkaniu od jego pierwszych minut. Och, ona też najchętniej by nie biegała, a swoje aktywności fizyczne ograniczyła do codziennych treningów w klubie i na siłowni, ale głowa nie zawsze chciała współpracować z jej pragnieniami.
- Ja też tak sądzę, ale moja pamięć ma chyba inne zdanie na ten temat! - zachichotała. Jak to się mówi? Skleroza nie choroba, tylko nogi bolą - i to samo można powiedzieć o roztargnieniu. - Ale trochę ci współczuję życia z zakręconymi braćmi, bo ja z samą sobą czasem nie umiem wytrzymać!
Informacja o mocy herbaty oczywiście była przydatna, zwłaszcza w trakcie podejmowania decyzji o zamówieniu, więc Annalee posłała dziewczynie szeroki uśmiech i kiwnęła głową na znak, że przyjęła to do wiadomości, a specyfika białej herbaty jej odpowiada. Lubiła cierpkie smaki, do których przywykła pijąc zielone herbaty, ale mocny aromat nie zawsze był odpowiednim wyborem. Na kumpelskie pogaduszki w kawiarni łagodna herbaciana nuta wydawała jej się bardziej trafiona, zresztą - miejsce słynęło z dobrych herbat i dawało szansę poszerzyć horyzonty, więc ograniczanie się do znajomych rodzajów trąciło nudą!
- A ja już nie wiem, wszystko brzmi aż za dobrze... - jęknęła zbolałym tonem, po raz piąty lub szósty już przebiegłszy wzrokiem po liście deserów. Takie chwile przypominały jej boleśnie, że w obliczu słodyczy miała skłonność do tracenia głowy. Muffinki brzmiały kusząco, gofry też, przeróżne rodzaje ciastek też przyciągały uwagę... No, już, mózgu! Mamy na nogach wysokie obcasy, ale podejmujemy męską decyzję, raz, raz! Dodała, nie tracąc rozbawienia, które subtelnymi nutkami wdzierało się w jej słowa. - Dobra, nie będę się długo namyślać, bo zdążą zamknąć, a ja nadal nie wybiorę, zostaję przy gofrach!
Deser na wynos mógł okazać się ponurym, ale słusznym spostrzeżeniem na temat uczestnictwa jej wybranki w tym babskim spotkaniu. Zaniepokoiło ją, że Hana znów musi zostać dłużej w robocie, a jej ciągłe niezadowolenie tylko ten niepokój podsycało. Wydawało się, że miejsce pracy jest dla niej czymś więcej niż pretekstem, żeby tak po ludzku sobie ponarzekać, jak czasem każdy potrzebuje. Nieustannie oddziaływało negatywnie na jej samopoczucie, wpędzało w stres i męczyło psychicznie... a nie tak chyba powinno to wyglądać?
- Chyba znów się miniemy - przyznała, a rozbawienie rozmyło się gdzieś w jej tonie głosu. - Nie potrafiłabym zrezygnować z mojej pracy, ale tak różne tryby życia strasznie okradają nas ze wspólnych chwil... spodziewałam się, że pod tym względem nie będzie łatwo, ale nie sądziłam, że to będzie wyglądać aż tak źle. Hana ostatnio coraz częściej musi pracować po godzinach, a ja nie mogę pozbyć się wrażenia, że ta praca ją niszczy.
W końcu wypowiedziała na głos swoje obawy. Wahała się z początku, nie chcąc wprowadzać do luźnego spotkania ciężkiej atmosfery, ale gdy Laura zagadnęła na temat mijania się - niepokoje same wypłynęły z ust Annalee. Nie znosiła obarczać innych swoimi problemami, ale nie miała nikogo innego, kto tak dobrze Hanę zna i może zrozumieć te obawy.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

– Jedyny plus jest taki, że już z nimi nie mieszkam i wiele mnie omija. – zaśmiała się. Kochała braci, ale byli czasami bardzo męczący i upierdliwi. Bawiło ich, to jak Laura się irytowała, gdy coś gubili, spóźniali się albo używali jej rzeczy, udając, że nie wiedzą do kogo one należą. Często robili jej na złość i zawsze śmiali się, gdy ona ze łzami w oczach skarżyła się mamie. Była od nich młodsza, ich było dwóch i niestety jej szanse w starciu z nimi były naprawdę niewielkie. Długie lata dochodziła do momentu, w których potrafiła ich olać i nie pozwalała, by ich zachowanie na nią wpływało, bo… chyba ją to po prostu zmęczyło i nie miała ochoty dawać się wkręcać.
– Jeśli będzie tak dobre, jak się zapowiada, po prostu zajrzymy tu kolejny raz. – z lekkim wzruszeniem ramion uspokoiła Annalee, uśmiechając się do niej ciepło. Sama nie raz miała problem z wybraniem ciastka, jakby to była najważniejsza decyzja danego dnia, ale obie nic nie mogły poradzić na to, że chyba jedną z gorszych rzeczy było uczucie zawiedzenia, gdy jedzenie okazywało się nie być tak dobre, jak się oczekiwało. Laura na swoje nieszczęście tak miała, że psuły jej humor takie błahostki. Zwłaszcza gdy oczekiwała wiele. A skoro już przeczytała recenzje tej herbaciarni, widziała zdjęcia ludzi wrzucających posty na Instagram, a teraz spoglądała w menu, które naprawdę zachęcało do spróbowania niemal każdej pozycji, chciała zjeść coś naprawdę dobrego!
– Dobry wybór. Możemy się podzielić, wtedy będziemy mogły spróbować więcej. – Laura wychowana z dwójką braci nauczona była dzielenia się. Chociaż nie zawsze było to tak kolorowe, bo nie zawsze dzieliła się z własnej woli, czasami ukrywała przed starszymi Hirschami jedzenie, które chciała mieć tylko dla siebie, ale w końcu doszła do tego, że pamiętała o braciach, by kupić więcej albo zawsze oddać nieco ze swojej części. Taką kochaną była siostrą.
– Przykro mi. – mruknęła, ściągając usta w cienką linię. – Rozumiem. – pokiwała powoli głową, wzdychając cicho. – Hana wspominała, że macie mały problem z wygospodarowaniem odpowiedniej ilości czasu na spotkania. – nie chciała tego ukrywać, a Annalee pewnie mogła się domyślać albo po prostu wiedzieć, że Hana z Laurą o wielu rzeczach rozmawiała. Był to problem, który dotykał wiele związków, do tak powszechny i niestety tak oczywisty, że chyba już się nikt nie krył z tym, że było mu najzwyczajniej w świecie przykro, że nie ma czasu dla swojej drugiej połówki.
– Dopasowanie się z drugą osobą grafikami nigdy nie jest łatwe. – przyznała. Coś o tym wiedziała, jednym z powodów jej rozstania z Finnem było między innymi właśnie to, że w ostatnim czasie ciągle się mijali, bo i on pracował nocami, podobnie do Annalee. – I niestety… obawiam się, że możesz mieć rację w sprawie pracy Hany. Mam wrażenie, że ostatnio wydaje się bardziej zmęczona i zrezygnowana. Nawet gdy ostatnio się z nią widziałam, mówiła, że ma bardzo dużo pracy. – to też nie była żadna tajemnica. Do tego Hana była bardzo wrażliwa i stres źle na nią wpływał. – Nie chciałam jej stresować pytaniami wtedy… ale może powinna rozważyć zmianę pracy? Podsuwałaś jej może ten pomysł? – zasugerowała niepewnie.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chętnie słuchała na temat problemów z rodzeństwem, jakichś sprzeczek, wygłupów czy innych takich bzdurek, które rozgrywały się między braćmi i siostrami każdego dnia. To było coś, co jej przepadło bezpowrotnie, była bowiem jedynaczką, a teraz zrobiło się zdecydowanie za późno, żeby rodzice zmienili ten stan rzeczy, zresztą... miała z nimi bardzo luźny kontakt. Nie akceptowali drogi zawodowej, jaką wybrała sobie ich córka, a w przeszłości mocno dała im popalić za czasów nastoletniego buntu, więc relacje rodzinne ochłodziły się, a przez pewien czas nie istniały wcale. Obecnie były bardzo poprawne, ale nic ponad to, Annalee natomiast nie nalegała na zacieśnienie tych więzów. Dobrze było tak, jak było. Ceniła sobie niezależność, którą dawało jej pewne oddalenie od rodziców - przynajmniej pozwalali jej żyć po swojemu i nie wtrącali się w codzienność.
- Jak tego słucham, to z jednej strony współczuję przebojów z braćmi, ale z drugiej trochę ci zazdroszczę, bo ja niestety jestem jedynaczką. Takie zwykłe siostrzano-braterskie sprawki są mi obce. Pewnie szybko miałabym tego dość, bo brak rodzeństwa jest wygodny... ale za to wpędza w straszną samotność - stwierdziła. Zazdrościła odrobinę, niemniej nie była to zazdrość rozdzierająca serce i pobudzająca niechęć, raczej całkiem uprzejme uczucie związane z różnicami na polu rodzinnym, które istniały między rozmawiającymi dziewczynami. Ot, Annalee dostrzegała po prostu zalety posiadania rodzeństwa, choć będąc świadomą jego wad, nie chciała narzekać nadmiernie na swój los. Dodała z pogodnym śmiechem. - A pomysł z podzieleniem się deserem jest bardzo dobry. Odrobina muffinki do gofra to nie jest złe połączenie!
Pracy Hany nie była i nie będzie na pewno najweselszym z tematów, jakie dziewczyny poruszą tego popołudnia przy herbatce, ale Annalee bardzo cieszyła się, że może poruszyć ten temat z osobą, która zna jej ukochaną i może mieć wyrobioną na ten temat sensowną opinię, a także doradzić, czy Tajka powinna wtykać nos w nieswoje sprawy. Była z Haną w związku, ale nadal świeżym, na etapie wzajemnego poznawania się, nadal dość powierzchownego. Miała obawy, czy to dobry moment na wtrącanie się w jej życie ze swoimi złotymi radami - bo przecież rzeczywistość mogła wyglądać zupełnie inaczej niż sądziła. Odpowiedź Laury rozwiała jej wątpliwości.
- Tak, ze znalezieniem wspólnego czasu bywa ciężko, choć spodziewałam się tego i właściwie... nie miałabym z tym żadnego problemu, gdybym wiedziała, że Hana jest szczęśliwa w swojej pracy. Najważniejsze, żeby realizowała się w czymś, co sprawia jej przyjemność, ale sama widzisz, jak to wygląda. Ona się nie realizuje, tylko zajeżdża na nadgodzinach i co prawda nie skarży się na konkrety, ale z atmosferą chyba też jest tam dość kiepsko - odrzekła, w zasadzie uzupełniając wcześniejszą wypowiedź o śmielsze spostrzeżenia. Bała się od nich zaczynać, by nie wygłupić się i nie wyjść na przewrażliwioną, ale skoro przyjaciółka Hany zauważyła to samo... - Też mi się wydaje, że powinna poszukać czegoś innego, zdrowszego. Myślisz, że powinnam jej to zasugerować?
Podniosła pytające spojrzenie na Laurę. Miała do czynienia z dziewczyną, która dużo lepiej znała jej ukochaną i bardzo liczyła się z jej opinią na ten temat.
- Wcześniej trochę się bałam wychodzić z takimi poradami. Nie byłam pewna czy czegoś nie nadinterpretuję, no i nie jesteśmy razem tak długo... głupio mi było wtrącać się jej sprawy. Ale może faktycznie nie powinnam z tym czekać - dodała.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Rodzina Laury była raczej wspierająca, ale nie było pewności, czy to przez otwartość i umiejętność pozwalania innym uczenia się na własnych błędach, czy może przez natłok obowiązków, a może samą niechęć do wtrącania się w życie innych? Teorii było wiele, bo przy każdym członku rodziny wyglądało to nieco inaczej. Od ciągłych kłótni z Taylorem, który był mistrzem robienia rodzicom na złość, przez małe rozczarowanie najstarszym synem, który nie chciał iść na studia, a w pewnym momencie poszedł w ślady ojca, po najmłodszą córkę, której bracia przetarli szlaki, a rodzice uznali za na tyle dojrzałą i pilną, że nie mieli czasem pomysłu, o co można było mieć do niej pretensje, pomijając jedynie jej niechęć do przeżywania prawdziwego nastoletniego życia.
– Szczerze? Sama czasami mam wrażenie, że miło by było być jedynaczką, ale… z drugiej strony, gdy ma się rodzeństwo, czujesz, że masz kogoś po swojej stronie. – odparła z bladym uśmiechem. Może nieświadomie, ale bracia często przejmowali rolę ciągle nieobecnego w ich życiu ojca, troszcząc się o Laurę. Wiedziała, że zawsze mogła na nich liczyć i co by się nie działo, staną po jej stronie.
– Jeszcze się okaże, że odkryjemy jakieś fantastyczne połączenie smaków! – zaśmiała się. Jej ojciec był mistrzem łączenia składników, które na pierwszy rzut oka niekoniecznie do siebie pasowały. Hirschówna była pod tym względem bardziej zachowawcza, jednak muffinka z gofrem nie brzmiała źle. Jedno i drugie słodkie, tu nie miało się co nie zgadzać.
– Wiesz, to z pewnością coś innego, gdy wiesz, że będziecie mieć dla siebie mało czasu, ale masz świadomość, że ta druga osoba spędza czas, robiąc coś, co przynajmniej lubi. Albo w miejscu, w którym czuje się dobrze. – zauważyła. Niewielkie miała doświadczenie w kwestii związków, ale już teraz wiedziała, że sama w swoim grafiku miała punkty, którym chciała poświęcać czas i była przekonana, że swojej drugiej połówce nie robiłaby wyrzutów, gdyby miała podobnie. Natomiast patrzenie, jak ktoś się męczy albo źle czuje, było z pewnością okropne.
– Myślę, że Hana ceni sobie twoje zdanie i mam nadzieję, że zrozumie, że to z czystej troski. – stwierdziła z uśmiechem. – Z drugiej strony… Hana jest nieco zamknięta w sobie, więc wątpię, że sama powie ci o swoich wątpliwościach względem pracy. – to nie był łatwy temat, ale Laura liczyła na to, że dziewczyny potrafiły ze sobą szczerze i dojrzale rozmawiać. – Gdy ostatnio z nią rozmawiałam, to sugerowałam jej, że mogłaby podpytać, czy ma opcję pracowania z domu, chociaż przez kilka godzin w tygodniu, może to by jej jakoś pomogło. – dodała. Wrażliwość Hany i jej niska odporność na stres na pewno nie sprzyjały w robieniu nadgodzin, Laura miała nadzieję, że chociaż jeden dzień spędzony w domu okazałby się zbawienny.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez lata dzieciństwa i późniejszego buntowniczego dorastania żałowała - choć tylko od czasu do czasu! - że nie ma siostry ani brata. Nie brakowało jej dzięki temu wygód. Nie musiała z nikim dzielić pokoju, swoich rzeczy i mogła liczyć na hojność rodziców, którzy kwot na urodzinowe prezenty czy kieszonkowe nie musieli rozdzielać na więcej niż jedno dziecko, ale... z rodzicami dzieliła ją przepaść pokoleniowa, znajomych i przyjaciół natomiast nie łączyły z nią więzy krwi. Brakowało czegoś pośrodku. Tak samo, jak pewnie za 30 lat zabraknie kogoś bliskiego, gdy rodziców zabierze bezlitosny czas. Nie pozwoliła poddać się ponurym rozmyślaniom, z przyjemnością za to patrzyła na Laurę, gdy ta wspominała o swoich braciach. Sprawiała wrażenie zżytej z nimi, a dobry humor rozmówcy był dla Annalee również jej dobrym humorem.
- Jedynak ma częściej wolną chatę i więcej prywatności, ale to straszna nuda - zachichotała. Nigdy nie była łatwym dzieckiem, a obdarzona talentem do wpadania na wyjątkowo głupie pomysły nawet jako jedynaczka dała się rodzicom we znaki. Kto wie, czy drugą taką Annalee byliby w stanie przeżyć? - Żeby mieć towarzystwo do robienia głupot w dzieciństwie, musiałam szukać sobie znajomych. Ile więcej bym nabroiła, gdybym miała pod ręką chętną siostrę albo brata... choć może dla moich rodziców to lepiej. mogliby tego nie przetrwać!
Przeskakiwanie z tematu na temat, od rodzeństwa, przez muffinki i gofy, po czas na randkowanie z Haną, było całkiem zabawne, ale ten ostatni temat przyniósł tak poważną atmosferę, że starł z ust Tajki jej zwykły śmiech, zarysował za to lwią zmarszczkę między brwiami, które bezwiednie ściągnęła w wyrazie głębokiego namysłu. Przytaknęła na spostrzeżenie Laury, bardzo słuszne. Gdy się kocha, nie lubi się tracić ukochanej osoby z pola widzenia. Jakby chciało się chronić ją przed wszystkim, co złe... dopóki znika z oczu, by realizować się w zajęciach dających jej szczęście, radość jest obopólna. Analogicznie z negatywnymi odczuciami - smutek Hany był smutkiem Ann, przyprawionym jeszcze szczyptą niepokoju, bo jak tu się nie martwić o drugą połowę, kiedy istnieje coś, co blokuje uśmiech na jej ustach?
- Tak... gdyby robiła coś, co lubi... chyba masz rację. Nie powinnam tylko biernie patrzeć - westchnęła. Miała świadomość, że świat, w którym każdy robi to, co kocha, idzie do pracy uśmiechnięty od ucha do ucha, a wraca podśpiewując radosne piosenki, to utopijna wizja. To nie ma prawa bytu. Z drugiej strony miała poczucie niesprawiedliwości, że to właśnie jej ukochana musi być wśród tych pechowców, którzy odliczają minuty do końca zmiany. Była zdeterminowana, żeby to zmienić, a Laura dodała jej śmiałości, żeby poruszyć przy najbliższej okazji temat wyniszczającej pracy. - To byłby świetny pomysł. Chyba Hana ma sporo zadań, które by mogła przynieść do domu, zupełnie się na tym nie znam... Może oderwanie się od tego środowiska na jeden dzień więcej by jej pomogło... bo chyba chodzi o środowisko, nie o samą pracę, prawda?
Może to było wrażenie mylne, w końcu nie dopytywała namiętnie, co dokładnie niszczy Hanę w jej miejscu pracy, ale czasem wymsknęło jej się, że nie jest przez współpracowników najlepiej traktowana. Ograniczenie z nimi kontaktów brzmiało więc bardzo sensownie.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

– Nawet nie wiesz, jak bardzo lubię spędzać czas sama w domu. To chyba przez to, że zawsze ktoś był i wyczekiwałam, aż w końcu wyjdą i przez chwilę będzie cisza. Ale… odkąd mój ojciec wyjechał do Australii, a ja zostałam sama w jego mieszkaniu… trochę mi brakuje takiego poczucia, że ktoś jednak jest obok. – przyznała szczerze, uśmiechając się blado. Rozmawiały szczerze, a Laura nie miała problemu z wyrażaniem swoich myśli. Nie była to żadna tajemnica, że w pustym mieszkaniu ludzie czuli się inaczej.
– Zawsze mogłam zrzucić winę na moich braci. W większości przypadków to naprawdę była ich wina, ale muszę przyznać, że kilka razy zrzucałam na nich odpowiedzialność. Mama zawsze w to wierzyła, a oni czasami sami nie do końca wiedzieli, czy na pewno ten numer odwaliłam ja. – zaśmiała się. – Nie trafili ci się sąsiedzi, którzy wciągali cię w kłopoty? – zagadnęła jeszcze, unosząc znacząco brew. Nie, żeby coś sugerowała, była po prostu ciekawa. Skoro Annalee szukała sobie znajomych, to równie dobrze oni mogli być odpowiedzialni za niektóre występki.
Temat Hany do najłatwiejszych nie należał. Laura nie lubiła wtrącać się w nie swoje sprawy, jednak zdążyła już zauważyć i boleśnie przekonać się o tym, że lepiej się czasem odezwać, niż potem tego żałować. Czyż nie lepiej było żałować tego, co się zrobiło, niż potem mieć wyrzuty sumienia, że się milczało? Praca Hany ją wykańczała, a skoro obie to widziały, powinny coś z tym zrobić, zanim Wellington to za bardzo przytłoczy.
– Ja próbowałam z nią rozmawiać, ale nie wydaje mi się, żeby ktoś taki jak ja… czyli tak naprawdę bez większego doświadczenia w pracy, był dobrą osobą do takich rozmów. – zmarszczyła nieco czoło, krzywiąc się przy tym. Była od Hany młodsza, może niewiele, ale to były kluczowe lata, w których Hana już doświadczenie ze studiami i pracą miała, a Laura dopiero je zdobywała.
– Wydaje mi się, że to środowisko. Chociaż… może te zadania, które ma, nie do końca jej też odpowiadają? Nie mam pojęcia. – lekko wzruszyła ramionami, kręcąc przy tym głową. Spojrzenie przeniosła na dość niską dziewczynę, która na dużej tacy przyniosła ich zamówienie.
– Dziękujemy. – uśmiechnęła się do niej, przysuwając w swoją stronę pustą filiżankę.
– Pogadaj z nią. To będzie najlepsza opcja. – spojrzała na Annalee, gdy zostały znów we dwie. Temat Hany zajął im jeszcze trochę czasu, omówienie tego, by dziewczyna przyjaciółki czuła się pewnie z tą decyzją w końcu nie było takie łatwe. Później skupiły się na herbacie i wymianie słodkościami, a rozmowa zeszła na bardziej neutralne, no i przyjemniejsze tematy.

Koniec x 2

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">3
<div class="ds-tem4">Angel walk on street
<br>Rose Rutherford</div></div></div></div></div></table>

Znalazł pracę, więc przyszedł czas, żeby znalazł też mieszkanie; nie mógł dłużej tutaj zostać..., miał świadomość, że jeszcze kilka dni i nie ruszy się stąd nigdzie i znów wszystko będzie tak, jak kiedy był dzieckiem. Tylko, że..., teraz wiedział już czym zajmowała się przez te wszystkie lata mama. Wiedział kim była i kim sam przez nią się stał. I ta świadomość bolała go coraz mocniej, chociaż teraz nie dokuczał mu nikt tak, jak wcześniej w szkole i nie musiał na każdym kroku udowadniać swojej wartości oceniany przez pryzmat tego czym zajmowała się Susanne. A ponieważ nie chciał jej nienawidzić..., musiał się wyprowadzić odcinając przynajmniej w ten sposób, bo chociaż widział, że cieszyła się z jego powrotu chyba tak samo, co ktoś jeszcze w tym mieście... Ktoś, kogo był gotów szukać do skutku a przynajmniej tak długo, jak długo nie przekonałby się, że to jedynie gonienie wspomnień, do których nie można było wrócić. Widział jak starała się organizować wszystko tak, żeby móc spędzać z nim jak najwięcej czasu rozpieszczając tak, jak byłby wciąż tamtym małym chłopcem albo niepokornym, nieposkromionym nastolatkiem..., jakby chciała nadrobić cały ten stracony czas i wynagrodzić mu to, co przeszedł, mimo że o większości, co go spotkało nie miała tak naprawdę pojęcia. Doceniał to..., naprawdę i był jej wdzięczny, chociaż czuł, ze gdyby nie została sama pewnie jeszcze długo nie odezwałaby się do niego, czego znów — nie oceniał nie czując się ku temu zdolnym czy odpowiednią osobą, powiedział jej wprost, że szuka dla siebie mieszkania.<br>
Obejrzał już kilka, ale żadne tak do końca mu nie pasowało — albo czynsz okazywał się o wiele droższy niż podano w ogłoszeniu nie uwzględniając chociażby mediów, albo nadawało się do remontu, albo było kiepsko skomunikowane z pracą, albo... Miał wrażenie, że na siłę doszukiwał się tych wszystkich albo i..., zaczynało go to coraz bardziej niepokoić. Miał w pamięci nieśmiało wypowiadane już chyba dwa razy i brzmiące mocno jak propozycja słowa Rose o wolnym pokoju w mieszkaniu, w którym sama podnajmowała jeden, ale... Nie był pewien czy to najlepsze rozwiązanie; z jednej strony byliby wciąż razem oddzieleni jedynie cienką ścianą a z drugiej..., co jeśli dowiedziałaby się o wszystkim tym, co działo się w jego życiu, kiedy był daleko od niej? Tym bardziej, że doskonale znał siebie i wiedział, że w pracy wśród zupełnie obcych ludzi jest w stanie nad sobą panować, ale czasami, kiedy zostawał sam mimowolnie popadał w ten niechciany stan odrętwienia, kiedy potrafił siedzieć godzinami na podłodze albo łóżku z podkulonymi pod samą brodę nogami wpatrując się wciąż w to samo miejsce na ścianie albo suficie. Albo kiedy nie mogąc znieść tych wszystkich kłębiących się w głowie myśli i wspomnień, sięgał po tabletki nasenne i padał bezwładnie w pościel. I ostatnim czego by życzył sobie — i jej — to oglądać go w tym momencie, kiedy zupełnie tracił kontakt z rzeczywistością. I chyba też dlatego nie chciał mieszkać u mamy; bo wiedział, że gdyby znalazł go takim..., musiałby opowiedzieć jej całą prawdę a na to nie miał ani siły, ani ochoty a przede wszystkim nie był gotowy i nie wiedział czy kiedykolwiek będzie...<br>
Dzisiaj umówił się w Chinatown, niedaleko kamienicy, w której mieszkała Rose, żeby obejrzeć dwa naprawdę małe mieszkania, ale żadne nie zrobiło na Nicholasie nawet dobrego, a co dopiero cokolwiek więcej, wrażenia. I miał poczucie, że jedynie stracił czas, więc kiedy przechodząc przez ulicę zauważył otwarty salon fryzjerski, z którego wyszedł w pośpiechu wytrzepując resztki nie do końca wymiecionych szorstkim, gęstym pędzlem balwierskim włosków z krótko podstrzyżonego tyłu głowy, mężczyzna... Wszedł do środka, co oznajmił cichym brzęknięciem dzwoneczek zawieszony przy drzwiach i kiedy tylko podeszła do niego fryzjerka, która właśnie kończyła czyścić przybory przy swoim stanowisku, zapytał czy dałaby radę przywrócić jego włosom kolor sprzed tych dziewięciu lat farbowania się na czarno. Pokazał kobiecie nawet swoje stare zdjęcie na telefonie i kiedy przyglądała się mu uważnie, żeby po chwili spytać czy może dotknąć jego włosów, niemal dostrzegał w jej skupionej twarzy ognik nadziei, który zgasiła krótkim „nie na jednej wizycie”. Aż uchylił w rozczarowaniu usta, które zaraz bezwiednie ściągnął w dzióbek jakby był naburmuszonym, małym chłopcem co widząc fryzjerka zaraz zaczęła..., tłumaczyć mu się czym wprawiła Nicholasa tylko w zakłopotanie.<br>
Ma z piękne włosy..., nawet te czarne, żeby spalić je rozjaśniacz – powtarzała kalecząc angielski mocnym akcentem jednego z krajów Azji i pokazując na kilka buteleczek, których musiałaby użyć, żeby wziąć jedną i odkręciwszy podetkną mu ją pod nos.<br>
12, to bardzo mocny. Spalić wszystko. Rozumiesz? – Zapytała, więc powtórzył kilka razy, że rozumie, ale chyba patrząc na twarz Nicholasa doszła do zupełnie innych wniosków i dodała coś, że może go umówić, ale na co najmniej trzy wizyty w odstępie nie krótszym niż półtora miesiąca. Podziękował kobiecie i tak cholernie zakłopotany wyszedł z salonu obiecując, że przedzwoni do nich. I nawet wziął od niej całkiem miłą w dotyku i przyjazną jak na tę dzielnica dla oka wizytówkę, którą wcisnął w portfel pospiesznie przechodząc znów przez ulicę chcąc jak najszybciej wsiąść w zaparkowany pod herbaciarnią Cadillac i odjechać, kiedy po drugiej stronie skrzyżowania zauważył wychodzącą z apteki Rose. Zupełnie nie myśląc, rozglądając się pospiesznie, ale nie całkiem uważnie, przebiegł przez przecznicę odskakując od samochodu, który kierowca zatrzymał kilka cali od jego nóg i o którego maskę oparł się na moment, żeby pokazując, że „wszystko o.k.” podbiec do dziewczyny, która zatrzymała się po kilku ledwie krokach od wyjścia, kiedy tylko usłyszała jak ktoś ją woła.<br>
Rose – wydyszał raz jeszcze jej imię i oddychając chwilę głęboko, uśmiechnął się, chociaż gdzieś tam w jego oczach lśniło jeszcze odbicie rozczarowania sprzed chwili. – Co tam? Jak tam? – Zapytał łapiąc ją za rękę i oglądając się na aptekę, z której wyszła; nie wyglądała na przeziębioną, ale nie miał śmiałości zapytać, co kupiła, tym bardziej, kiedy tylko musnęła jego policzek na powitanie zostawiając na nim delikatny odcisk jaśniutkiego błyszczyku; uśmiechnął się szerzej już i dotknął do tego miejsca na skórze — było ciepłe tak, jak jej malinowe wargi. Czy smakowały też malinami?; skarcił się za tę myśl i czując jak czerwieni się mu kark, przetarł go dłonią i zapytał nie wypuszczając drugiej z jej rąk, z której dwóch ostatnich palców lewej zwieszała się papierowa apteczna torebeczka.<br>
Co powiesz na herbatę i coś słodkiego? Tutaj w Oasis?
Ostatnio zmieniony 2022-09-04, 23:31 przez nicholas swallow, łącznie zmieniany 4 razy.
Obrazek
We're caught in a trap; I can't walk out
Because I love you too much baby

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">4
<div class="ds-tem4">All at once they meet; <br>
oh dreams come true

<br>Nicholas Swallow</div></div></div></div></div></table>

Zakręciło się jej w głowie. Świat, bez ostrzeżenia, zawirował Rose przed oczyma. To, co widziała jeszcze przed momentem wyraźnie i ostro, teraz falowało oraz rozmywało się, tracąc swoje krawędzie. Złapała głębszy chust powietrza, wstając od biura, przy którym siedziała szkicując projekt zamówionej przez wydawnictwo grafiki. Szła na oślep, kierując się bardziej pamięcią, gdyż podłoga tańczyła w jej pokoju walca. Strąciła większość z rzeczy na biurku, te spadły na wyłożoną dywanem posadzę z łoskotem. O kilka potknęła się, inne kopnęła głębiej. <br>
Czuła, jak słabnie. Nie miała kontroli nad własnym ciałem, potykała się o swoje nogi, odbijała od ścian, które nie powinny stawać na jej drodze. W końcu, metodą prób i błędów, dokopała się do swojej torby. Wysypała cała jej zawartość na łóżku, szukała w pośpiechu i rodzącej się panice jednej, charakterystycznej, szklanej fiolki. Miała już mroczki przed oczyma, gdy w końcu udało się jej wbić w ramię wąską igłę. Insulina, rozeszła się po krwioobiegu. Rose odetchnęła, przymykając oczu. Serce waliło jej tak, jakby chciało wyrwać się z piersi. Nie powinna dopuszczać do takich sytuacji, balansując na granicy własnego zdrowia. A jednak, pośpiech dnia codziennego oraz natłok obowiązków skutkował tym, że nie zawsze pamiętała o zastrzykach. <br>
Minęła godzina, może pół, nim podniosła się z pościeli, przyglądając krytycznie pobojowisku w pokoju. Pozbierała swoje rzeczy, wrzucając to, co zawsze było potrzebne i co chciała mieć pod ręką do torebki. Chwyciwszy fiolkę, dostrzegła, że insuliny jest na wykończeniu i być może, nie starczy już nawet na pojedynczy zastrzyk. Z cichym westchnieniem, wsunęła ją do kieszeni zamykanej od środka. Wyciągnęła z szafy pomarańczowy sweter o grubym splocie, opatuliła się nim szczelnie, czując jeszcze przez najbliższą godzinę nienaturalny chłód. Skierowała się do wyjścia z mieszkania, przepraszając koty leżące na wycieraczce. Resztę... Resztę posprząta później. <br>
Wychodząc z kamienicy, przeszła na drugą stronę ulicy. Szła wzdłuż ciągnącej się drogi, aby w pewnym momencie skręcić pomiędzy kamienicami do apteki. Musiała odczekać swoje w kolejce, cierpliwie przesuwając się na raz nie więcej, niż dwa centymetry do przodu. Wydawało się jej, że trwało to całe wieki. W końcu, farmaceuta przyjął jej receptę, przepraszając na moment. Wrócił z kilkoma, szklanymi buteleczkami, które Rose szczelnie owinęła wstążką i dopiero schowała do listonoszki. Dokupiła zestaw sterylnych igieł, a zapłaciwszy za wszystko, życzyła obsługującemu jej mężczyźnie miłego dnia, czym o dziwo szczerze go zaskoczyła. Sprawiał wrażenie, jakby już dawno nie słyszał od nikogo tych słów. <br>
Wychodząc, przeskoczyła po dwa stopnie na raz. Już miała stawiać pierwszy krok na chodniku, kiedy usłyszała swoje imię. Obejrzała się, widząc Nicholasa w momencie, w którym przebiegał przez jezdnie. Nie było to rozsądne, już miała zamiast skomentować jego popis, lecz ten jak gdyby nigdy nic chwycił ją za ręce i uśmiechnął się.<br>
- Nie mówiłeś, że będziesz dzisiaj w okolicy - cmoknęła. Nie czekając na odpowiedź, wspięła się na palce i ucałowała policzek chłopaka na dzień dobry.<br>
Zastanawiała się chwilę nad jego propozycją, czekał na nią projekt, lecz i tak musiała zaczynać od nowa; straciła tusz, który rozlazł się na kartki papieru, zamieniając koncept w jedną, wielką plamę. Wciąż miała go w głowie, nie ucieknie z niej w ciągu najbliższej godziny, bądź dwóch, prawda? <br>
- Herbacie i słodyczom nie odmówię. Przecież mnie znasz - a już na pewno, nie powiem nie Twojemu towarzystwu chciała dodać, ale zamiast tego uśmiechnęła się i chwyciła chłopaka pod ramię, mówiąc, aby prowadził. Swoim zaproszeniem, narobił jej ogromnej ochoty na świeżo wyciągniętą z pieca cynamonkę lub chałkę z kruszonką z płatków owsianych. A może zje i jedno, i drugie? <br>
- Nie mieliśmy okazji porozmawiać po Twoim pierwszym tygodniu w pracy. Jak było? Nie rozczarowałeś się? Dziewczyny Cię polubiły, dużo o Tobie mówią... - widział, jak kąciki jej ust drgnęły przyjmując bardziej zaczepny wyraz. Nie dziwiła im się wcale, Nicholas nie musiał jednak usłyszeć tego z jej ust.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To ona... Ona to sprawiała i działała tak na Nicholasa, że w jednej chwili tracił cały swój zdrowy rozsądek — o ile rzeczywiście taki posiadał kiedykolwiek... Sprawiała, że chwilami nie myślał logicznie albo zaczynał myśleć o czymś, co nie miało właściwie jakiegokolwiek znaczenia; szczególnie dla niej, o czym on sam najczęściej nie miał pojęcia. I tak samo jej dotyk czy o wiele czulsze i bliższe gesty jak ten niewinny z pozoru ulotny pocałunek, który on będzie rozpamiętywał jeszcze długo wracając do niego z rozrzewnieniem, ale i..., zawstydzeniem, w którym chcąc ukryć się przed samym sobą, zakryje twarz dłonią albo obiema na raz i zaciśnie mocno powieki czekając na sen. Nie miał takich chwil wiele, dlatego chyba tak dokładnie starał się zapamiętać każdą jedną, aby nie zlały się w tę samą scenę w jego wspomnieniach. Chciał zapamiętać na zawsze ten moment dnia; kilka minut przed południem, panującą atmosferę; zgiełk ulicy, przez którą przebiegł i nawoływania sklepikarzy z sąsiedniego zaułka, pogodę; wyjątkowo słoneczną po tych kilku pochmurnych dniach, ale nadal chłodno i to, co najważniejsze... Jej jasną, wręcz bladą twarz, która zaróżowiła się ledwie stanęła przy nim na całych stopach zadzierając głowę w górę, jakby chciała sprawdzić czy nie ubrudziła go za mocno szminką, do której dotknął, żeby w chwili, której spojrzała w bok na aptekę, z której dopiero co wyszła, przytknąć palce do swoich ust — czy to był już pocałunek, którego tak bardzo pragnął a jednocześnie..., bał się, że przywoła w nim wspomnienie innych ust, ale nie... Nie tym razem na szczęście.
I widział już, że chciała powiedzieć coś, o tym jak nierozsądnie się zachował przed chwilą przebiegając bezmyślnie przecznicę, więc przekrzywił głowę nie przestając uśmiechać się i łapiąc jej dłonie w swoją o wiele większą od jej drobnej ręki, na której brzegu miała rozmazany, ale wyschnięty już tusz, który zabarwił jej jasną, delikatną skórę.
Nie wiedziałem w sumie, że będę w Chinatown – przyznał wzruszając ramionami; przecież tak naprawdę umówił się, żeby obejrzeć te dwa nieszczęsne mieszkania, na ostatnią chwilę. Nabrał głębiej powietrze... – Szukam mieszkania tutaj – dodał wreszcie; jego głos..., zabrzmiał trochę tak, jakby przepraszał Rose, bo przecież wspominała o tym pokoju u Syda, a on... On wciąż szukał czegoś na własną rękę. – Zależy mi na czymś małym, ale nie chcę takiej typowej kamienicznej klitki. Dwa pokoje i balkon, to byłby idealny kąt, bo nie chciałbym palić w mieszkaniu... – Wręcz zaczął się tłumaczyć w ostatniej chwili powstrzymując się i przygryzając mocno policzek, bo niewiele brakowało, żeby wygadał się o tym nieszczęsnym balkonie w mieszkaniu mamy, na który wychodził przez okno — domyślał się, chociażby po jej reakcji, kiedy podbiegł do niej, jak mogłaby..., jak musiałaby zareagować.
Liczyłem na to, że dasz się namówić – zaśmiał się, zupełnie nie spodziewając, że weźmie go pod rękę. Przymknął na moment powieki i potrząsnąwszy głową, popatrzeć ponad ramieniem na dziewczynę. I szli tak aż do skrzyżowania, przy którym wcisnął przycisk przy światłach i..., objął ją ramieniem niemal zaglądając Rose w oczy, jakby chciał się upewnić czy mógł a przede wszystkim czy to ona chciała. Mimowolnie oparł dłoń o jej biodro, ale zaraz cofnął ją wyżej i jak tylko zmieniły się światła, ruszyli w stronę Oasis, do którego dotarli ledwie po kilku minutach niemal powolnego spaceru.
Nie i nie było źle, chociaż najbardziej odpowiadają mi wszystkie te zmiany, które mamy zagrafikowane razem – przyznał zgodnie z prawdą i zatrzymawszy się przed drzwiami, otworzył je energicznie i przepuściwszy Rose, wszedł zaraz za nią i rozejrzał się po lokalu, kiedy dotarło do Nicholasa co jeszcze powiedziała. – Co? Nie mają o czym rozmawiać? – Zapytał niby żartobliwie, ale był pewien, że dosłyszała to zażenowanie w jego głosie, bo nie uważał, żeby było o czym mówić w jego przypadku; starał się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki a że nie zgrywał przy tym, jak niektórzy zatrudnieni w Little Darlings barmani, ważniejszego niż był i traktował dziewczyny..., normalnie nie jak kogoś gorszego od siebie. I chociaż nie zależało mu, żeby być lubianym przez kogokolwiek oprócz Rose, uśmiechnął się, bo skoro było tak, jak mówiła..., przynajmniej mógł liczyć na dobre relacje w pracy, co gwarantowało względny spokój.
To miłe, chociaż nie przychodzę tam po to, żeby zawierać nowe znajomości – dodał odsuwając jej krzesło, a kiedy usiadła przykucnął obok i wpatrzył się w czarną tablicę, na której biała kredą były wypisane najczęściej zamawiane przez klientów słodkości. – Chyba wezmę te bubble-wafle i jaśminową mleczną herbatę z... – przerwał i odwróciwszy się głowę w jej stronę, także ich twarze znalazły się znów niebezpiecznie blisko i niemal czuł jej ciepły, miętowo-malinowy oddech na policzkach, zapytał:
Jaki smak kulek będzie pasować do tego? Wiśniowe czy – nie dokończył; jego spojrzenie mimowolnie zatrzymało się na jej wargach; nie! Nie miał prawa nawet o tym myśleć! Tylko..., dlaczego nie potrafił mimo wypełniającego jego ciało po brzegi zawstydzenia?
Obrazek
We're caught in a trap; I can't walk out
Because I love you too much baby

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dopiero teraz, gdy oplotła ramię Nicholasa, idąc z nim krok w krok w stronę herbaciarni, zdała sobie sprawę, że jej palce są brudne od tuszu. Nanosiła na szkic bladoróżową, trochę brudną barwę. Pastelową, bez intensywnego nasycenia. Z domieszką bieli, gdyby przyjrzeć się jej uważniej pod światło. I już miała otwierać słoiczek z szałwiowym kolorem, kiedy brak insuliny głośno się upomniał o lek. Może to dlatego, kompletnie nie zarejestrowała, ze ma ochlapane dłonie. Tusz, po zastygnięciu, przybrał barwę podobną do skóry. Gdyby nie była taka blada, nawet po wystawianiu się na słońce i uśmiechaniu do niego, być może także i on nie zauważyłby śladów na opuszkach. Potarła o siebie intensywnie dwa palce. Nic z tego. Tusz zasechł, mogła go albo zedrzeć wraz z naskórkiem, albo zaczekać, aż będzie okazja porządnie wymoczyć dłonie na przykład myjąc włosy, olejując je, albo... biorąc długą kąpiel z bąbelkami, która prawdę mówiąc chodziła za nią od dłuższego już czasu. Problem w tym, że Rose nie miała wolnych wieczorów. Albo pracowała, albo spędzała późne godziny z Owenem. Potrzebowała większej swobodny, chciała mieć czas dla siebie - w domyśle również dla Nicholasa - gdyby więc zaspokoić apetyt mężczyzny zawczasu...
Stanowczo odsunęła od siebie myśli powiązane z właścicielem Little darling. Nie chciała go na trzeciego w dniu, w którym mogła cieszyć się towarzystwem Swallowa. Po woli dojrzewała do myśli, iż w ogóle nie chciała go już widywać na stopnie, na której spotykali się dotąd.
- O balkon w Chinatown może być trudno. Prędzej trafisz na zabudowaną loggie. Albo! - podniosła palec, stopniując napięcie i uśmiechając się do chłopaka przebiegle.
- Dużo budynków ma tutaj otwarte wyjście na dach po wąskiej drabinie z ostatniego piętra. Na przykład u nas, mało kto korzysta z ogromnego ogrodu dachowego, a my z Sydem posadziliśmy tam nawet szałwię - nie nalegała, choć... Ucieszyłaby się, gdyby zajął wolny pokój naprzeciwko jej sypialni. Myśl, że mogliby widywać się codziennie, mówić sobie dobranoc, budzić kawą wywołała uczucie ciepła rozlewającego się po całym ciele... Potrząsnęła głową, zerkając na czerwone światło przy przejściu dla pieszych.
Idąc dalej, zanuciła cicho piosenkę, ciekawa, czy Nicholas podchwyci. Weszli do herbaciarni roześmiani oraz rozśpiewani, dużymi, iskrzącymi się oczyma, omotała ladę. Pachniało herbatą oraz świeżym pieczywem. Zjadła na śniadanie naleśniki, ale i tak nagle, jak na zawołanie, zrobiła się głodna.
- Jesteś za skromny. Lubią Cię, bo do każdej zagadasz, wysłuchasz narzekać, albo monologu o wszystkim i o niczym. Nie zadzierasz nosa, masz błysk w oku i ładny uśmiech... Naprawdę tego nie widzisz i mam wymieniać dalej? - cmoknęła, drażniąc się z chłopakiem.
- A dużo mamy tych zmian razem? - udała, że nie wie, choć prawdą było, iż była to pierwsza rzecz, którą sprawdziła po wejściu do pracy nazajutrz po jego próbnym dniu.
Usiadła na krześle, które odsunął, dziękując za gest. Popatrzyła na tablice kredową, przeskakując z pozycji na pozycje.
- Jerżynowa lemoniada z miętą na ciepło brzmi dobrze. A do tego poproszę... kawałek, nie duży, taki rozsądny chałki z kruszonką z płatków owsianych oraz szarlotkę na ciepło z kulką waniliowych losów i sosem waniliowym z goździkami - obróciła głowę w momencie, w którym Nicholas pochylał się nad nią, aby lepiej widzieć napisane na końcu tablicy, drobniejszym druczkiem pozycji. Zahaczyła nosem o jego nos, uśmiechając się przy tym niby speszona, ale jednak ciepło.
- Jak to jaki? Malinowy, oczywiście - wykrzywiła usta muśnięcie pomadką o podobnej barwie. Nicholas ruszył do kasy, złożyć zamówienie. Przestawiła zalaminowane ulotki na bok, chcąc mieć pośrodku miejsce, gdyby niespodziewanie, nabrała chęci złapania go za rękę...
Spojrzała na chłopaka, kiedy ten siadał naprzeciwko. Stanowczo zbyt daleko.
- Masz jeszcze jakieś mieszkania do obejrzenia dzisiaj? Może warto przejrzeć ogłoszenia drobne na jakimś słupie reklamowym, bądź na forach? - podsunęła mu pomysł, samej sięgając po dzisiejszą gazetę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podążając spojrzeniem za jej wędrującym powoli w powietrzu coraz wyżej palcem, podniósł głowę wpatrując się w lśniący błękit nieba nad ich głowami i przez chwilę miał wrażenie, że aż zakręciło się mu w głowie..., ale nie. I dopiero po chwili dotarło do Nicholasa, o czym dokładnie mówiła, kiedy zauważył zwieszające się z murków okalających sąsiednie budynki rośliny. Uśmiechnął się do siebie; ich widok tam wysoko w górze był tak niespodziewany. I jeszcze to ciepło słonecznych promieni prześlizgujących się po ich twarzach i..., jej obecność tak blisko, że wystarczyło lekko odwrócić głowę, żeby wpatrzyć się w jej miękko zarysowany w aureoli złotych włosów profil albo w jej wielkie, niebieskie tęczówki w tak intensywnym i jednocześnie chłodnym odcieniu...
Zupełnie nieświadomie wprawiła go znów w zakłopotanie; czuł się naprawdę źle odmawiając Rose i chociaż w tym konkretnym wypadku nie powiedział jasno określając się „tak” albo „nie”..., był kompletnie rozdarty i na dodatek nie wiedział przecież jaką decyzję podejmie ostatecznie. Nabrał głębiej powietrze i wpatrzył się znów w jej oczy; moment, w którym je otworzyła jak poruszający wolno ogromnymi skrzydłami motyl i uniosła spojrzenie prosto na jego twarz sprawił, że przez chwilę poczuł jak brakuje mu tchu. Uchylił bezwiednie poruszające się bezgłośnie wargi i na chwilę, bardzo krótką, przymknął, drżące powieki nie mogąc przestać mimo wszystko uśmiechać się do Rose.
Wiem – szepnął bardzo cicho w końcu. – Wiem, że ma wolny pokój – dodał, ale nie dokończył w duchu dziękując losowi i może nie tylko jemu, że wtulając się w jego ramię, zaczęła nucić jedną z tych piosenek, których nie potrafił przemilczeć i nie wydobyć z siebie chociaż najcichszego dźwięku; ledwie uszli kawałek a już cichutko wtórował jej tak długo, jak długo nie doszli do herbaciarni, do której weszli śmiejąc się..., sam nie był pewien z czego dokładnie; powtarzał zawsze, że nie lubi, kiedy inni go słuchają a przecież w ciągu kilku ostatnich lat tak zarabiał na siebie setki mil stąd — z dala od niej, gdzie wszystko było mimo skrzących się noc w noc rażącym, kolorowym światłem neonów i lamp, tak przeraźliwie ciemne. Wiele lat temu stała się jego światełkiem rozpraszającym mrok dookoła i zastanawiał się tylko jak to możliwe, że wyciągając w jej stronę zachłannie ręce nie sparzył się wciąż skoro była tak niewyobrażalnie blisko..., jak teraz. I..., zawstydzała go coraz bardziej; już nie tylko bliskością i ciepłem bijącym od jej ciała, którym opierała się o jego ramię dosłownie chwilę wcześniej, ale i tym, co mówiła — jednocześnie... przyłapywał się na tym zażenowany własną próżnością?, chciał usłyszeć więcej jeszcze, bo nieskromnie zakładał, że może sama myślała podobnie, co jej koleżanki z Little Darlings
Aaa tam – mruknął potrząsając głową i machając dłonią. – Przesadzasz. I dziewczyny też – dodał po chwili, żeby ledwie zapytała wypalić zupełnie bezmyślnie, nie zastanawiając się ani tym bardziej nie doszukując w jej słowach zaczepnego tonu, który wskazywałby jednoznacznie, że droczyła się z nim nadal. – No..., całkiem sporo. Szef chyba doszedł do wniosku, że powinnaś mnie pilnować – zażartował kompletnie nieświadomy. – Albo żebym miał oko na ciebie – dodał kucając obok niej i kiedy tylko się odezwała odczytując z tablicy to, na co miałaby ochotę jak zakładał, odwrócił głowę w jej stronę; przyjemny dreszcz przebiegł mu po policzkach i szyi, żeby przez kark ześliznąć się w dół kręgosłupa, ale chociaż wszystko w nim wyrywało się w jej stronę, chociaż przez chwilę jedyne o czym myślał to dotknąć do jej ust zatrzymanych w bezruchu o cal od jego, drżącymi wargami, powstrzymał się trącając nosem jej policzek — niewiele brakowało i otarłby się o jej rozgrzaną już słońcem i odrobinę zaróżowioną skórę, swoim policzkiem. Podniósł się powoli i dotknął jej jedynie dłonią zanim ruszył do kontuaru, przy którym musiał chwilę zaczekać na zamówienie i zanim wrócił z nim do stolika, rozkładając całość na dwa krótkie kursy, przyglądał się Rose jak zrobiła więcej miejsca na stoliku i jak spojrzała na leżącą niemal na samym brzegu codzienną gazetę.
Proszę – powiedział z uśmiechem, stawiając przed nią pachnącą tak, że wierciło w nosie szarlotkę i kawałek chałki, na której widok sam poczuł się głodny. Usiadł naprzeciw niej i chwilę przyglądał się dziewczynie, kiedy dotarło do niego, że spytała o coś..., o co? Zaczerwienił się — był pewien, że to zauważyła — i spuściwszy głowę, potrzasnął nią uśmiechając się do siebie. – Przepraszam – przyznał niepewnie. – Zamyśliłem się na moment i nie jestem pewien... Mieszkania dzisiaj? Nie, już nie..., chociaż – przerwał starając się skupić. – Jak szedłem do fryzjera to mignęło mi kilka ogłoszeń, więc nie wiem czy skoro jestem tutaj już w okolicy... – plątał się, żeby po chwili wypalić:
A poszłabyś razem ze mną?Powiedz, że poszłabyś, dodał już tylko w myślach nie przestając wpatrywać się w Rose, jakby miał nadzieję, że w ten sposób wpłynie na nią i że..., może rzeczywiście się zgodzi?
Obrazek
We're caught in a trap; I can't walk out
Because I love you too much baby

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Chinatown”