WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sądził, że udało mu się wejść w posiadanie tylu informacji, które bez większego problemu pozwolą mu zbudować historię, aby ta swoim wydźwiękiem zaabsorbowała Jacksona na przynajmniej krótką chwilę i rozproszyła skupioną na ciemnowłosej uwagę. Ukradkowe spojrzenie posłane - gdzieś między jego warknięciem, a gwałtownym zerwaniem się do pionu - w kierunku Eileen, to stojącego przed nią drinka, pozwoliło mu ocenić, iż sytuacja jest stosunkowo stabilna, a kobieta wzięła sobie do serca głowy jego wcześniejszą poradę.
Spodziewał się tego, że bynajmniej nie będzie kimś mile widzianym w zajmowanej przez parę loży, bowiem bez wątpienia Jack czułby się swobodniej bez nieproszonego gościa, mającego jego poczynania w zasięgu wzroku. Spojrzenia co prawda przytłumionego poprzez laserowe światła, migoczące wieloma kolorami kule, oraz unoszącą się w powietrzu co jakiś czas sztuczną mgłę, jaka najprawdopodobniej miała tworzyć klimat.
...ewentualnie maskować to, czego nie powinno się rejestrować.
- Sally - sprostował spokojnie, równocześnie czując lekkie drgnięcie mięśnia twarzy, któremu daleko było od jakiejkolwiek obawy, czy nerwowego tiku. Ot, dość typowy dla niego kpiący uśmiech, kontrastujący z powagą osadzoną na stalowych tęczówkach.
- Zdaję sobie sprawę, że nie jest tak istotna i interesująca, jak ta... - Usta rozciągnęły się w szerszym uśmiechu, jak gdyby osobiście miał dobre wspomnienia z kobietą (a może raczej: dziewczyną, bo wedle opowieści Karen, tamta najprawdopodobniej nie była nawet pełnoletnia) o której planował wspomnieć. Monolog Griffitha musiał jednak poczekać do czasu, aż ten nie zaciągnął się papierosowym dymem, a zgarniętą zapalniczkę (pewnie razem z paczką fajek i nie tylko nich) wsunął do tylnej kieszeni spodni. Żadne kleptomaństwo; całkiem świadomy ruch.
- Vien... - zaczął, wypuszczając dym w bok, by nie stosować tanich zagrywek i nie chuchnąć nim wprost na Jacksona, skoro nagle postanowił do niego doskoczyć. - Vivienne - sprecyzował, bacznie obserwując czy jakakolwiek zmiana nastąpiła na twarzy znajomego. Jego reakcja - albo jej brak - mógł równocześnie powiedzieć mu wiele, jak i nie powiedzieć zupełnie nic, wszak znał pewnie tak samo wielu dobrych aktorów, jak i napaleńców, którzy tracą rozum na widok ładnej kobiety i skrawka jej odsłonionego ciała. Blake zaliczał się do jednej z tych kategorii.
Możecie zdecydować do jakiej.
- Spokojna głowa, Jacky, moja orientacja w terenie jest na tyle dobra, że nie muszę kontrolować tego, gdzie jestem. - W przeciwieństwie do kobiet, którym serwujesz swoje specjalne, autorskie drinki - chciałoby się dodać, aczkolwiek jedynie wzrokiem podążył na dwie sekundy w kierunku szkła podanego Dev. Nie ruszył się z miejsca i nie planował tego robić, a przynajmniej nie do tego czasu, dopóki Jack nie da mu się sprowokować. W zasadzie mógłby mu zrobić delikatną krzywdę nawet bez wyraźnego powodu, nieszczególnie miałby z tym problem, nawet jeżeli z reguły nie wybierał rozwiązań siłowych.
- Za to Vi po ostatnim incydencie przestała się tu pojawiać. Ciekawe dlaczego -
mruknął kpiąco, strzepując niedbale (pozornie niedbale) popiół tuż nad drinkiem Eileen; nieszczególnie się też z tym krył, tworząc sobie z niego swojego rodzaju popielniczkę. Lepsze to, niż śmiecić byle gdzie, prawda?
- Spasuję - odpowiedział, nawet nie hamując wymownego grymasu, który mógł pojawić się zarówno przez jej propozycję, jak i to, że w klubie rozbrzmiał paskudny remix Poison od Alice Coopera (musiałem, ale doceńcie, że nic nie podlinkowałem, bo serio - są straszne).
- Nie lubię się dzielić, ale gdybyś postanowiła zmienić towarzystwo... - podjął, zerkając na jej dłoń znajdującą się na jego ręce, a później drugą, która błądziła po udzie Jacka, co - jak się domyślał Blake - tym bardziej mogło spowodować, że koleś nie będzie chciał z niej zrezygnować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uporczywie wpatrywał się w trzymany przez Eileen drink, dając jej w myślach jeszcze około trzech sekund, nim osobiście go w nią wleje. Był nawet gotów zlizać z jej odsłoniętych obojczyków pozostałości tej autorskiej mieszanki, gdyby ta niechcący w całości nie trafiła do jej ust. Sama ta myśl podniecała go na tyle, że musiał nieco zmienić pozycję, bo spodnie zaczęły go coraz mocniej uwierać.
Obecność Griffitha nie ostudziłaby jego zapędów, gdyby tylko tamten nie podsuwał jego panience - bo przecież Shepherd należała już tylko do niego - jakichś głupich pomysłów.
- Nie słuchaj go. Mówiłem ci, że przy mnie nic ci nie grozi… - mruknął, nie pamiętając, czy faktycznie wystrzelił tym tekstem, czy dopiero miał zamiar. - Nie oddam cię w niczyje ręce. Tylko ja potrafię się tobą odpowiednio zająć - dodał, kolejnym przeciągłym spojrzeniem krążąc w okolicach partii ciała Eileen, skąpo zakrytych materiałem sukienki.
Fakt, że Blake się nie oddalał, a przywłaszczał sobie coraz więcej rzeczy Jacksona, bynajmniej mu się nie podobał. Dwoma głębokimi buchami dopalił skręta, pstryknięciem posyłając niedopałek gdzieś przed siebie. Ściągnął brwi jeszcze mocniej, gdy padło imię, które z kimś mu się skojarzyło. Nic jednak nie powiedział, nie chcąc się zdradzić. Dopiero zdrobnienie, które padło z ust Griffitha podburzyło go na tyle, że warknął i był gotów szarpnąć mężczyzną, gdyby nie będąca między nimi Eileen.
- O chuj ci chodzi? Kim ty w ogóle jesteś, cioto, że do mnie podskakujesz? Nie masz pojęcia z kim masz do czynienia, więc lepiej spierdalaj, pókim miły - rzucił wrogo w stronę Blake’a, któremu dłużej niż wcześniej się przyglądał. I coś zaczynało mu świtać, by po chwili rozjaśnić się na tyle, że parsknął gromkim śmiechem.
- Kurwa, nie wierzę. Griffith! - Prawie zakrztusił się nazwiskiem Blake’a, które dodatkowo wzmogło jego wesołość. - Ty nie w pierdlu? Aaa, znów się do niego wybierasz, kumam. No, no. Krzyżyk ci w dupę, czy jak to się tam mówi. - Tym razem klepnął mężczyznę po ramieniu (albo chociaż próbował).
Popatrzył na Shepherd, szybkim ruchem sięgając do jej podbródka, na którym mocno zacisnął palce. W jego spojrzeniu pojawiło się coś nieprzyjemnego, mimo że nadal się uśmiechał.
- Czyżby kolejna narzeczona? Wydaje się bardziej chętna od tamtej twojej blondi - zauważył z kpiącym uśmieszkiem, z szarpnięciem odrywając palce od skóry kobiety. Szybko zajął rękę drinkiem, którego wypił duszkiem, by następnie otrzeć wargi wierzchem dłoni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dzięki szybkiemu wkroczeniu Blake'a, sytuacja zaczynała nabierać tempa właściwego postanowieniu oraz planom. Naprawdę chciała mieć to już za sobą, żeby nie musieć dłużej przebywać w coraz bardziej przytłaczającej atmosferze klubu, a także w towarzystwie Jacksona, znosząc jego nachalne spojrzenia oraz komentarze, na które reagowałaby zgoła inaczej, gdyby nie okoliczności. Fakt, że musiała gryźć się w język niemal za każdym razem, kiedy te padały, jednocześnie przefiltrowując możliwe odpowiedzi, stawał się powoli uciążliwy.
— Dlaczego nie? Tak ciekawie opowiada — odparła słowa swojego niedoszłego oprawcy (pieszczotliwie tak go nazwała w myślach), a żeby udowodnić mu stopień zainteresowania informacjami podawanymi przez Griffitha, oparła się wygodnie o oparcie siedzenia, jak gdyby nastrajała się odpowiednio na więcej.
W następnej kolejności śledziła już ich poczynania, w budującym się od środka napięciu wyczekując dalszego przebiegu konfrontacji. Wszystko wskazywało jednak na to, że mimo iż przeciwnik sypał konkretami, Jackson znowu nie da się tak łatwo sprowokować. Nawet po tym jak tożsamość zakłócającego jego spokój kolesia stała się dla niego jasna.
Tym razem nie zdążyła uchylić się przed ruchem Jacka. Zaciskające się na podbródku palce z całą pewnością nie należały do najprzyjemniejszej z serwowanych dzisiaj pieszczot, ale nie próbowała oponować. Wręcz twardo mierzyła się z męskim wzrokiem, który, mimo że budził grozę, a w połączeniu z wyrazem twarzy stawał się lekko psychodeliczny, o wiele bardziej obawiała się tego Blake'a. Nie musiała zerkać w jego kierunku, aby domyślać się, co mogło zdradzać na wspomnienie tak delikatnej kwestii, nawet jeśli próbowałby się z tym kryć. Szczerze wolałaby, żeby puściły mu wszelkie hamulce i wreszcie złoił tego kutasa. Chociażby dlatego, że przyświecał im konkretny cel.
— A co — zwróciła się do siedzącego obok mężczyzny, gdy w końcu wyswobodził ją ze swojego uścisku — straciłeś już ochotę? — Nie mogła powstrzymać się od drwiącego komentarza, dodatkowo wieńcząc go pogardliwym uśmiechem. Nie wykazując szczególnej chęci na poznanie odpowiedzi, zwłaszcza jeśli miała być przecząca, odsunęła się i wstała z kanapy, niejako decydując za niego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To wszystko nie miało większego znaczenia; w jego odczuciu było tylko zlepkiem liter posłanych w eter, aby uśpić czujność Eileen, skoro pomimo przystawionego do warg skręta, kobieta nadal zachowywała się trzeźwo i w jakimś stopniu rozsądnie, a drink skończył jako popielniczka dla dopalonej fajki Griffitha. Wobec tego, na uspokajające ją zapewnienia Jacksona, Blake zacisnął szczękę, z trudem hamując drwiące parsknięcie, jakie chciało się wydostać spomiędzy jego warg. Zaciskające się w pięści dłonie dawały kolejny wyraz tego, iż jego cierpliwość powoli się kończyła.
- Na pewno - prychnął pod nosem, kątem oka wyławiając wychodzące z toalety koleżanki, które dostrzegły także te niewielkie zamieszanie przy loży zajmowanej przez Jacka z Dev. - Najwyżej obudzisz się niedaleko strumyka, a ktoś będzie ci próbował wmówić, że przesadziłaś z drinkami i właśnie cię uratował. Jebany, kurwa, rycerz - skwitował, chociaż burknął to bardziej pod nosem; z gorzkim niesmakiem wobec zachowania znajomego, szczędząc przy tym kpiny, bo nawet na to nie zasługiwał.
Poza zniesmaczeniem i złością, nie wyrażał zbyt wielu innych emocji wobec zaistniałej sytuacji. Wrogie nastawienie Jacksona go nie dziwiło, tak samo jak to, że odwdzięczał mu się równie miłymi określeniami, na które jednak Blake reagował zaledwie uniesieniem brwi w dość olewczym wyrazie.
- Na razie jedynym, który podskakuje, jesteś ty. -
Na razie, bowiem prędko po wypowiedzianym stwierdzeniu, tym razem spokój Griffitha został solidnie podburzony, a wcześniejsza próba sprowokowania typa została sprawnie przez tamtego obrócona przeciwko niemu. I tego chyba nie potrafił przewidzieć, wszak sięgnięcie po temat Ivy - jako zmiany toru rozmowy - było najgorszym, po jaki mógł sięgnąć. I dla Blake'a, i dla siebie samego.
...co równocześnie sprawiało, że - paradoksalnie - było najlepszym, co mógł zrobić.
- To było za bardzo osobiste - powiedział, nie patrząc na niego, a celowo kierując te zdanie do Eileen i mając nadzieję, że zrozumie. Kątem oka zarejestrował jej ruch, jak i to, że szklanka po opróżnionym drinku została odstawiona, więc nie zastanawiając się dłużej, zacisnął pięści na wysokości ramion kolegi, by pomóc mu poderwać się do pionu. Leżącego podobno nie wypadało zresztą kopać.
Nie miało większego znaczenia to, że od jakiegoś czasu opuszczał treningi, przez co jego forma nie osiągała najwyższego poziomu. Połączenie nerwów, przywołania Ivory, jak i buzującej w żyłach adrenaliny (bo na szczęście nie alkoholu), spowodowało, że wystarczyło jedno mocniejsze odepchnięcie, by facet zatrzymał się za znajdującą tuż za siedzeniami ścianą.
I ta sekunda - być może - konsternacji wystarczyła Griffithowi, aby sięgnął po opróżnione dopiero co szkło.
- Dziwię się, że którakolwiek jest chętna by mieć cokolwiek wspólnego z takim śmieciem - oświadczył, a przedramieniem docisnął jego głowę do ściany. Nie było to za bezpieczne dla Jacksona, wszak trzymana ręka na wysokości tchawicy znajomego, nie do końca kontrolowała to, czy nadal miał on czym oddychać, czy już nie za bardzo.
- Może jest im ciebie szkoda - rzucił, dodając do całego wydźwięku nonszalanckie wzruszenie ramienia, a ich kąt sali wypełnił brzdęk rozbijanego (tuż przy jego głowie) szkła. - Da się sprawić, by było jeszcze bardziej - poinformował sucho, skupiając się na ostrym, wystającym elemencie, który wbił w okolicach męskiej żuchwy i przeciągnął niebezpiecznie daleko (ale tylko w sytuacji, kiedy tamten się szamotał i niezbyt rozsądnie próbował uderzyć Blake'a), także nie do końca potrafiąc wyczuć, kiedy sytuacja zacznie być dla niego groźna. I dla siebie samego również, ale tylko pod względem alarmujących ochronę dziewczyn. Umieszczona przy krtani ręka zaczęła mu przeszkadzać, aczkolwiek prędko znalazł inne zastosowanie, więc cios zadany w okolice splotu słonecznego okazał się całkiem pomyślnym rozwiązaniem; potrafił zamroczyć przeciwnika. Zazwyczaj.
- Jak dużo krwi musi stracić człowiek, by jego życie było zagrożone, Dev? - posłał w eter, obracając się w stronę Shepherd. - Wystarczy. Spadamy - zarządził, bo przecież...
...nie przyszli tu po to, by kogoś zabić, ani jakoś szczególnie mocno poturbować.
Potrzebowali tylko - zaledwie - drobnej próbki, jaka mogła im pomóc w wyklarowaniu się zamglonego przez znaki zapytania obrazka, więc prędka ewakuacja była jak najbardziej wskazana.
- Wystarczy, by przeżył i by to zbadać. Chyba go nie zabiłem. - I nie mówił tego po to, aby w jej oczach wyglądać lepiej i bardziej niewinnie, a rzeczywiście nie uśmiechało mu się zamordowanie kogokolwiek.
Przynajmniej nie do czasu, póki nie był pewien jego winy.
- Masz coś, co... - Nie dokończył, a zamiast tego wskazał przeciągłe rozcięcie na swojej - na szczęście - prawej ręce, zatem wykluczona była możliwość, aby i jego krew znalazła się w niesionym naczyniu. Z drugiej strony - nie poniósł aż takich obrażeń, by cokolwiek zagrażało ich bezpiecznemu powrotowi do Seattle. Te kilka ciosów zadanych przez Jacksona w ramach początkowej obrony, czy drobny, ostry rykoszet, jaki go ugodził, to przecież n i c.
- Nieważne, jedźmy - oświadczył szybko, by tuż po tym, jak podał jej próbkę do zbadania (jak ładnie podaną), skupił się na szybkim dotarciu do samochodu i odnalezieniu kluczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z chwilą przejścia do rękoczynów, Eileen odstąpiła od dotychczasowych poczynań, odsuwając się na bezpieczną odległość. Nie pozostało jej za wiele możliwości, dlatego przyglądała się wszystkiemu z ręką na pulsie, od czasu do czasu rozglądając się gorączkowo dookoła, jakby spodziewała się, że ktoś już wszczął alarm i lada moment nadejdzie ochrona. A zatem gdy z ust Blake'a padł komunikat sygnalizujący wyjście, podążyła za nim bez wyraźnych oporów. Opuszczając lożę, jedynie zerknęła za siebie ostatni raz na, jak mniemam, lekko poturbowanego i wstrząśniętego Jacka, chyba chcąc nabrać pewności co do tego, iż ten naprawdę go nie zabił.
Dopiero po wyjściu z budynku dotarło do niej jak duszno było w środku, nie tylko z powodu ludzi, ale przede wszystkim od nadmiaru emocji, w szczególności w samym finale. Możliwe, że jeszcze chwila, jeden ruch za dużo, a konsekwencje nie byłyby dla nich tak sprzyjające.
— Nie wierzę, że naprawdę się udało — odparła z lekkim powątpiewaniem w głosie, bo przecież to nie miało prawa się udać... co nie? Dla pewności zerknęła na Blake'a, któremu dotrzymywała kroku podczas powrotu na parking, który stał się parkingiem na potrzeby przeprowadzenia misji. Chwyciła w dwa palce ich wyczekiwaną próbkę i umieściła ją do foliowego opakowania. — Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że nie nadaliśmy temu żadnego kryptonimu. — Na ustach ciemnowłosej zamajaczył cień rozbawionego uśmiechu, którym rekompensowała sobie wszystkie niedociągnięcia oraz ewentualne zarzuty.
— Nie wiem, czy to był taki dobry pomysł — mruknęła nagle na widok zakrwawionego odłamka szkła zanim ten wylądował w torebce, nie bacząc na to, że było już po fakcie i nic już nie dało się z tym zrobić. — Co jeśli ten dupek będzie chciał się odegrać? Teraz, kiedy już wie, że to ty, ma sprawę ułatwioną. Praktycznie sam mu się podłożyłeś. — Zacisnęła usta w efekcie napływających kaskadą czarnych myśli. Może powinni byli lepiej wszystko rozplanować, dzięki czemu wątpliwości, jakie pozostawiła za sobą wizyta w klubie, nie byłyby aż tak uzasadnione. A może w ogóle inaczej by to rozegrali? — Cały czas myślę o tym, że w przypływie furii znajdzie jakąś inną dziewczynę i zrobi jej krzywdę. — Obawy związane z końcem, jakie przybrało ich spotkanie z Jacksonem, były zbyt głośne i dokuczliwe, żeby potrafiła zachować je dla siebie. Zresztą to też nie tak, że wzięły się znikąd, albowiem zdążyła poznać jego mentalność trochę bardziej. Mimo że przez większość czasu się pilnował, konfrontacja z Girffithem na pewno go ubodła i spróbuje to odreagować, prawdopodobnie na kimś niewinnym.
Podążyła wzrokiem na wskazane przez niego rozcięcie i pokręciła przecząco głową w odpowiedzi.
— Masz apteczkę w samochodzie? — spytała, sugerując, że wypadałoby się zająć jego raną, nawet jeśli ona nie posiadała przy sobie niczego, co nadałoby się do tego. Tym bardziej, że nie wiedziała, czy przy okazji nie oberwał gdzieś jeszcze, i jak poważne były te obrażenia. — Jesteś pewny, że możesz prowadzić? — dodała, gdy dotarli do samochodu i spojrzała na niego kontrolnie, na wypadek gdyby przyszło mu do głowy zatuszować faktyczny stan. Za dużo mieli wrażeń jak na jeden dzień, żeby ryzykować jeszcze samochodową kraską.
— Szybko zareagowałeś — powiedziała po chwili namysłu, wreszcie znajdując sposobność na to, aby poruszyć temat jego rychłego zjawienia się w loży. — Miałam wszystko pod kontrolą. Aż tak mi nie ufasz? — Pytanie raczej powinno brzmieć, czy nie ufał, że spełni swoją część zadania należycie. Jaki inny wniosek miała wysnuć? Ten, który mu przedstawiła, wydał jej się najbliższy prawdy, jako że wcześniej poruszyli tę kwestię. Osobiście uważała, że może gdyby dał im trochę więcej czasu, Jack wypaliłby całego skręta, może nawet dwa, wypił kilka drinków, i z jej odpowiednią zachętą, udałoby się wyciągnąć z niego coś więcej. Każda informacja, nawet pozornie bezużyteczna, była na wagę złota.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po wyjściu z budynku ponownie zdał sobie sprawę z tego, jak kurewsko bardzo chciało mu się palić. Wypalony - w pośpiechu, będący t y l k o jednym z pretekstów - w klubie papieros, nie pomógł załatać jego nadszarpniętych (tylko trochę; lekko, z każdym krokiem coraz mniej, ale jednak) nerwów. Cienka, ulotna nić utkana z szarej smugi dymu wisiała nad nim ciężko, a on z trudem powstrzymał się przed tym, by nie sięgnąć po wsuniętą w tylną kieszeń paczkę z... no właśnie, Jacky, z czym? Wizja zaciągnięcia się skrętem była zarówno niezwykle kusząca, jak i - przede wszystkim - zważając na sytuację, w jakiej się znaleźli - cholernie nierozsądna. Zrezygnował, zatrzymując się dopiero przy samochodzie i biorąc głębszy wdech.
To musiało wystarczyć. Na razie.
Powoli przekierował spojrzenie na stojącą na przeciwko niego Eileen, kątem oka starając kontrolować to, co działo się w okolicy wejścia do klubu. Bynajmniej nie planował żadnych słownych - czy nie tylko słownych - potyczek z ochroną, ani właścicielem klubu, gdzieś podświadomie przeczuwając, że spore udziały mógł mieć w nim Jack. Z tego co zdążył ułożyć w całość Griffith, tamten bawił się tu często, a sposób w jaki to robił, był daleki od: grzecznego. Nie był naiwny sądząc, że każdy przeciętniak mógłby liczyć na podobne fory i pokorne skinienie głową, kiedy prosił o swój autorski drink.
- Co? - Zmarszczył czoło w wyrazie niezrozumienia i prychnął cicho. - To nie miało szans się nie udać, Shepherd. Trochę więcej wiary - podsumował i zrobił to on, Blake Griffith, z reguły podchodzący do rzeczy z przede wszystkim sceptycznym nastawieniem i rezerwą. Tym razem jednak mając informację odnośnie tego, iż Jackson znajduje się w ów miejscu, a do tego wiedział co takiego musieli zrobić - same działanie nie jawiło się w jego oczach jako problem.
A może po prostu był świadkiem wielu zdecydowanie brutalniejszych napaści, kończących się koniecznością ratowania życia, a nie będących zaledwie - tak myślał - jednym z brzydszych draśnięć, jakie za kilkanaście dni powinny się zagoić. Ewentualnie - jeśli będzie miał odwagę - zgłosi się po parę szwów.
Czy to z ł e, że on nie odczuwał żadnych wyrzutów sumienia? Możliwe, ale i o to nie dbał.
- Zdziwiłbym się, gdyby nie chciał się odegrać - przyznał po chwili, tym razem nie patrząc na Dev, a twardo spoglądając na strumień światła, dzięki któremu potrafił rozpoznać, że ktoś wychodzi z klubu. Po późniejszym gromkim śmiechu, w łatwy sposób wykluczył obecność mężczyzn w tamtym gronie.
- Ciebie nie zna - albo nie rozpoznał - więc jesteś bezpieczna. A ja... - Wzruszył ramionami i pokręcił głową na znak, że nie ma co tym sobie zaprzątać myśli. - Jeśli się o siebie boisz, to zachowuj się tak jak do tej pory i możemy się unikać. - Mniej, albo bardziej świadomie. Do wydźwięku tejże sugestii dodał kpiące wywrócenie oczami, bowiem nawet czując, że atak może nastąpić w nieoczekiwanym momencie, nie planował mieć oczu dookoła głowy, ani obawiać się o każdy krok. Zresztą daleko mu było od ponętnej, smukłej brunetki (czy blondynki, bez znaczenia), nie potrafiącej sobie poradzić z takim oprychem.
- Wątpię - skwitował krótko, ale szybko potrząsnął głową. - Nie dziś. - Za inne dni nie mógł ręczyć, wszak wystarczył jeden artykuł, krótka rozmowa i parę minut spędzonych w towarzystwie mężczyzny, by Blake wyrobił sobie o nim zdanie, a te zdecydowanie nie należało do dobrych.
- Powinna być - potwierdził, lecz nie czekał na to, aż Eileen się nią zainteresuje, a wsiadł do samochodu, wcześniej próbując wybadać opuszkami palców, czy żaden pojedynczy odłamek szkła w dalszym ciągu nie znajdował się w jego ręce. Prawdopodobnie nie. Przeżyje.
- Nie pasujesz mi do roli pielęgniarki, Shepherd, ale doceniam twoją troskę -
poinformował, a kącik męskich ust drgnął w krótkim uśmiechu. Poczekał aż do niego dołączy, by mógł odpalić silnik i po ostatnim spojrzeniu w lusterko wsteczne, odjechał w kierunku z którego przed jakąś - mniej więcej - godziną przyjechali.
- Nie chciałem, by stała ci się krzywda - przyznał zaskakująco szczerze, ale cichy pomruk rozbawienia zmienił kontekst wypowiedzianych słów. - Z jego rąk. Co innego z moich, wtedy miałbym większą satysfakcję. A tak? - mruknął, na parę sekund odrywając dłonie z kierownicy i unosząc je w geście kapitulacji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Tylko idiota by się nie bał — skwitowała, poniekąd sugerując, że jeśli zamierzał utrzymywać tak lekceważącą postawę, będzie zaliczał się do tego zaszczytnego grona ludzi. Chociaż nie, znając skłonności Shepherd do rzucania złośliwościami, prędzej jawnie nazywała go idiotą, a nie tylko to sugerowała, albowiem wcale nie chodziło jej o to, że od razu trzeba barykadować się przed światem w domu i bać własnego cienia, a o zachowanie minimalnej ostrożności. Gdyby to zrobił, korona z głowy by mu nie spadła. — Poza tym, co znaczy: tak jak do tej pory? — Zmarszczyła brwi, aczkolwiek nie była w stanie stwierdzić, co powodowało nią bardziej, kiedy zadawała to pytanie: ciekawość czy zdezorientowanie.
— Przyznaję — zaczęła, patrząc na rozciągającą się przed nimi drogę w przedniej szybie — przez chwilę myślałam, że sytuacja nabierze zgoła innego tempa i skończę w jakieś ciemnej, stęchłej piwnicy, przywiązana do kaloryfera — zwieńczyła całość nutą nerwowego rozbawienia, którym dodawała sobie otuchy po emocjonującym zdarzeniu. Rozsiadła się więc wygodniej na siedzeniu i oparła głowę o zagłówek tak, jakby dopiero po odjechaniu mogła odetchnąć z ulgą. Dość, że pominęła fakt, iż obawa ta nigdy tak naprawę jej nie opuściła i towarzyszyła przez cały czas. Może ustąpiła dopiero z chwilą, w której się pojawił.
— Twoja strata. Jestem świetną pielęgniarką. — Czy wymyśliła to kłamstwo na poczekaniu, aby wzbudzić w nim ewentualne rozdarcie z powodu odmowy? Oczywiście, że blefowała, ale ani na moment nie zwątpiła w to, że gdyby tylko chciała, potrafiłaby odnaleźć się nawet w roli pielęgniarki. — Czasem mają miejsce pozytywnie zaskakujące rzeczy, gdy decydujesz się porzucić uprzedzenia — dodała sugestywnie, nie zwracając uwagi na to, że z wiadomych im względów, najpewniej brzmiała jak hipokrytka.
— Wiem — odparła, być może lekko zuchwale, zaraz po tym, jak udało jej się okiełznać mimowolny uśmiech wywołały słowami mężczyzny. — Ale mógłbyś maskować swoje zapędy nieco bardziej. Jack przynajmniej do końca starał się zachować pozory — mruknęła drwiąco, bo samo to imię powodowało u niej nudności. Nie mogła się już doczekać, aż zmyje z siebie wrażenia pozostawione po jego dotyku.
— Też nie chciałam, żeby stała ci się krzywda — zrewanżowała się tak, jak powinna, po czym obróciła głowę w jego stronę i zaraz dodała: — Gdybyś poległ w tym starciu, nie miałabym jak wrócić. — Posłała mu jeden z tych swoich przekornych uśmieszków, którymi lubiła go raczyć (była przekonana, że on również je lubił!). Szybko jednak przybrała nieco bardziej neutralny wyraz twarzy i przygryzła wargę, zastanawiając się nad czymś intensywnie.
— Masz plany na resztę wieczoru? — zapytała ni stąd, ni zowąd, nie kryjąc się specjalnie z tym, że zwrot ten miał swój ciąg dalszy, a nie padł wyłącznie w charakterze wypełniacza czasu, jaki im pozostał, w związku z czym średnio interesowało ją co tak właściwie padnie w ramach odpowiedzi. — Co powiesz na cheeseburgera i piwko? Ja stawiam. — Kąciki ust Eileen uniosły się w wymownie, bo jeśli sądził, że to koniec z odniesieniami filmowymi, to grubo się mylił. W końcu przy okazji poprzedniego oferowała mu usługi, więc teraz nie chciała wyjść na taką, co to rzuca słowa na wiatr. — Nie walcz z tym. I tak musisz się gdzieś zatrzymać, żeby opatrzyć ranę — uprzedziła jego odpowiedź.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wolał zbyt długo nie zastanawiać się nad tym, do jakich jeszcze czynów zdolny był Jackson, ani jak wiele mogłoby - z nie do końca znanych mu względów - przejść mężczyźnie płazem. Był dorosły, wydawać by się mogło, że z upływem lat, powinien (chociaż wiadomo, nie zawsze to tak działało) stać się bardziej dojrzały, jak i wyhodować o kilka więcej szarych komórek odpowiedzialnych za słuszne wyczucie sytuacji i podjęcie właściwych działań. Albo przynajmniej zaniechanie takich, jakie mogły doprowadzić do fatalnych konsekwencji.
- Mnie też się bałaś? - zapytał, zamiast rozdrabniać się nad tematem Jacka, oraz swoich własnych, osobistych odczuć na jego temat (aczkolwiek i specjalnie ukrywać ich nie zamierzał). We wspomnieniach potrafił przywołać co najmniej kilka spotkań (przypadkowych, albo i nie), podczas których mieli okazję spędzić trochę czasu sam na sam, co - skoro uważała, iż jest mordercą - w jej oczach mogło wydawać się średnio rozsądnym i bezpiecznym. Z drugiej jednak strony nie dostrzegł, aby uciekała z krzykiem, a zarówno jej słowa, jak i czyny, wydawały się raczej odważne.
- To znaczy, że w grę wchodzą głównie przypadki, których trudno uniknąć - stwierdził, dodając do tego delikatne wzruszenie ramionami. Zacisnął zęby na dolnej wardze, aby nie dodać, że w nich dominowała wyczuwalna niechęć Eileen względem niego, wobec czego Jackson - nawet widząc ich gdzieś razem - potrafiłby stwierdzić, że prawdopodobnie za sobą nie przepadali. Nie wszystkie były też przypadkowe, bowiem te związane z Honolulu musiały zostać umówione, a w kolejnym - wraz z zaproszeniem na wystawę - został przez nią sprowokowany.
- Sugerujesz, że jestem do ciebie uprzedzony? - podjął, a w tonie jego głosu słychać było ewidentne rozbawienie, dobrze współgrające z unoszącym się kącikiem ust. Mało brakowało, aby nie nazwał jej hipokrytką, ale i tym razem się powstrzymał, zamiast tego przełączając stację radiową, aby nie musieć znosić - nadal - jakiegoś fatalnego remixu, wszak ktoś w rozgłośni uznał, że będzie idealną muzyką na nocne przejażdżki.
- Jesteś naiwna sądząc, że pokazuję je wszystkie - poinformował z powagą, starając się zatrzymać unoszący się kącik ust. Na szczęście próba zapięcia pasów w taki sposób, aby nie pobrudzić nic dookoła siebie krwią, zaabsorbowała go na tyle, że to na tym się skupił. Może i faktycznie warto było zrobić porządek z tym draśnięciem choćby po to, by później nie musiał spędzić zanadto dużo czasu na sprzątanie szkarłatnych śladów z wnętrza samochodu.
- Mam dość piwa po dzisiejszym wieczorze - oświadczył, a mimowolny grymas dla odmiany wcześniejszych pół-uśmiechów wykrzywił jego wargi. - Możemy je wymienić na Chianti i wtedy przyjmę twoje zaproszenie - dodał, rzecz jasna nawiązując również do pewnej sceny w filmie (wstyd, że wyłapał lepiej, niż ja...) i spoglądając na ciemnowłosą przelotnie.
- To była całkiem dobra współpraca, Eileen -
powiedział po dłuższej chwili - kto by pomyślał. - Bynajmniej nie on, a na pewno nie mając na uwadze cały przekrój ich znajomości, ale skłamałby mówiąc, że... nie podobał mu się taki stan rzeczy. Pewnie dlatego - by nie kłamać - po prostu się do tego nie przyznał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Tylko trochę, żebyś za bardzo nie obrósł w piórka — powiedziała, rozładowując atmosferę potencjalnie trudnego tematu niezgrabnym żartem. Szybko jednak spoważniała, nie tyle finalnym wydźwiękiem swoich słów, co w konsekwencji namysłu. — Nie zaprzeczysz chyba, że podsycałeś plotki — odparła, uchylając się trochę od jednoznacznej odpowiedzi, co najmniej jakby to w nim szukała winy swojego tchórzostwa za niemożność wyjścia poza schemat myślowy. W rzeczywistości chciała wiedzieć, co właściwie nim powodowało w takich chwilach, i czy miało to coś wspólnego z tym, że wspomniane zachowanie wynikało raczej ze zmęczenia obroną własnej osoby, która bez ustanku przechodziła bez echa, oraz chęci utarcia nosa niedowiarkom, aniżeli potwierdzenia niesłuszności wyroku.
— Wszystkiego można uniknąć przy odrobinie chęci, a już na pewno przypadkowych spotkań. — Tylko czy chcieli? Czy ona chciała? Mogła mówić wyłącznie za siebie. Na pewno nie miała nic przeciwko, zwłaszcza w ostatnim czasie, nawet przy wkradających się gdzieś w międzyczasie zgrzytach i niedomówieniach. — Jeśli tak bardzo ci one przeszkadzają, to możemy spróbować zaaranżować kiedyś jakiś przypadek — dodała z uniesionymi w sugestywnym wyrazie kącikami ust. Dzięki temu mieliby przynajmniej złudne przekonanie, że przebieg takiego spotkania jest pod ich kontrolą.
— A nie jesteś? — zapytała, tym razem bez ogródek, gdyż będzie w stanie przyjąć to do wiadomości, jeśli sam temu zaprzeczy, albo wręcz przeciwnie. Wybiła właśnie dla nich godzina szczerości. Pytanie tylko, jak bardzo szczerzy będą chcieli pozostać?
— Nigdy nie założyłam, że pokazujesz wszystkie. Wiadomo, że każdy wytrawny gracz zachowuje te najlepsze na sam koniec. — Spojrzała na niego, jakby chciała upewnić się w prawdziwości tego stwierdzenia. Cóż, przynajmniej ona żywiła nadzieję, że trzymał w rękawie jeszcze jakieś asy.
— Niech będzie Chianti — zgodziła się. — Ale chyba bez żadnych specjalnych dodatków, co? W szczególności wątroby. — Uniosła brew z powątpiewaniem, które wkrótce zostało wyparte przez rozbawienie, coraz wyraźniej malujące się na twarzy ciemnowłosej. — Już myślałam, że będę musiała cię przekonywać, w tym celu posługując się bronią ostateczną. — Wciąż miała ją w użyciu, gdyby jednak zdecydował się zmienić zdanie, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę było tą bronią.
— Powiedziałabym, że polecam się na przyszłość, ale chyba jednak wolałabym uniknąć podobnych sytuacji. — Pomimo ostatecznych, zadowalających efektów, sytuacja sama w sobie daleka była od zaznania przyjemności, dlatego chociażby z tego względu chciałaby ograniczyć konieczność jej ponownego wystąpienia. — Ale nic straconego. Zawsze można popracować nad samymi okolicznościami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie odebrałby tego żartu za niezgrabny, a całkiem niezły, w związku z czym kącik męskich ust drgnął w wyrazie rozbawienia, lecz na tym pozostał, nie dodając żadnego słownego komentarza od siebie. Raz jeszcze okazało się, jak specyficzne poczucie humoru miał Blake (albo: mieli oboje), i do jak dziwnych zwrotów potrafił sobie dopiąć łatkę komplementu, bowiem za niego - mniej więcej - uznał to, co powiedziała Eileen. Nie miało też znaczenia, że możliwe, że jedynie się zgrywała.
- Trochę - rzucił po chwili, sekundę później złączając wargi w cienką linię, aby zbyt szeroko się nie uśmiechnąć. Tego typu reakcja nie pasowała zarówno do wydarzeń rozgrywających się przed kilkunastoma minutami, jak i samego tematu i jego zachowania tuż po wyjściu na wolność. Blake postąpił odwrotnie od wszelkich sugestii, jakie były kierowane w jego stronę; zignorował rodziców, ich doradców wizerunkowych, sprawił, że brwi części znajomych uniosły się z niemym niezrozumieniem na wieść, że wrócił do Seattle. Jak gdyby nigdy nic, a piętno przeszłości wcale nie było jego. Tymczasem nosił je na swoich barkach, przekazywał w chłodnym spojrzeniu i wielu kpiących komentarzach. Wiózł karawanem po ulicach Szmaragdowego miasta, rozsiewał wraz z każdą plotką, która spadała tak ciężko i gęsto, jak często padał tu deszcz.
- Wciąż nie jestem tak zdolny, by potrafić przewidzieć przypadki i ich uniknąć - stwierdził po chwili namysłu, przekierowując - na ułamek sekundy - wzrok z drogi, na kobiecy profil i z powrotem. - Za to byłbym w stanie nie pojawić się na zaaranżowanym przypadkowym-spotkaniu - wyjawił, unosząc sugestywnie brew, choć już nie patrzył na współpasażerkę, więc nie widział, czy widziała ona. I nie kłamał; byłby w stanie, gdyby pojawiać się nie chciał, ale wtedy musiałby jednoznacznie stwierdzić, iż wolałby tych spotkań uniknąć, a teraz...
- Niech zostanie tak, jak jest, Shepherd, skoro zostaliśmy partnerami. - W zbrodni, chciałoby się dodać, ale może jeszcze lepiej nie. - Sama się na mnie skazałaś - dodał, tym wyznaniem zmywając z siebie ewentualną winę, którą mogła chcieć - w razie czego - zrzucić na niego. Gdyby nie te zaaranżowane spotkanie w galerii, a później temat krwi - nie doszłoby do tej wspólnej przejażdżki, pod czas której towarzyszył im raz jeszcze pewien zespół i piosenka.
- Już chyba nie - powiedział, co chyba było najlepszą i najbardziej szczerą odpowiedzią na jej pytanie. Na początku ich znajomości - tej po latach - żywił względem Dev awersję, która była bardziej lustrzanym odbiciem kobiecych emocji, niżeli tych, które emanowały od niego.
Mistrzem gry w pokera to niestety nigdy nie był, choć iście pokerowe zagrania - z w miarę neutralnym wyrazem twarzy, jaki nie zdradzał za wiele - przeniesione na życie codzienne nie były mu obce, wobec czego powstrzymał się ze zdradzeniem nawet rąbka tajemnicy. Zaintrygowała go za to ta jej - ukryta za (nie)wdzięczną nazwą broni ostatecznej.
- Zaciekawiłaś mnie - wypalił, dość gwałtownie skręcając w oddaloną o kilkanaście mil uliczkę. Podobnie ciemną i leśną do tej, jaką opuścili podczas wyjazdu z okolic klubu. - Jak ci się podobają te okoliczności? Odpowiednie do użycia broni? - zagaił, rozsiadając się wygodniej, z czającym się w kącikach ust cieniem uśmiechu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z perspektywy czasu, ich relacja była tak nieoczywista i nieokreślona, że jakakolwiek mapa postępowania i odnalezienia się w niej okazałaby się zbędna i zaprowadziłaby jeszcze więcej chaosu. Eileen niekoniecznie wracała myślami do początków, nie tylko dlatego, że nigdy nie zakładała, iż będą mieli ze sobą do czynienia na tyle, aby kiedykolwiek mogła to zrobić, ale głównie ze względu na swoje niechlubne zachowanie. Oczywiście, biorąc pod uwagę tamte okoliczności, znalazłoby się więcej dowodów na usprawiedliwienie jej uprzedzenia ostrożności, aniżeli na niewinność Blake'a, ale nawet to nie usprawiedliwiało niektórych słów. Shepherd miała tendencję do zakłamywania rzeczywistości dla własnych korzyści, jednak o tym, jak gorzkie i niepotrzebne były te słowa z jej strony, świadczyły chociażby następujące zaraz po nich wyrzuty sumienia, które jak najbardziej były prawdziwe.
— Wiesz, ktoś mógłby teraz powiedzieć, że przypadki tak naprawdę nie istnieją, a wszystko to jest efektem działania opatrzności — powiedziała z rozbawieniem majaczącym w kącikach ust, ale mimo żartobliwego wydźwięku i złośliwości, jaką się kierowała przy czynieniu tej aluzji, nie potrafiła przemóc się i wypowiedzieć tego wyświechtanego słowa na P, które mogłoby zastąpić opatrzność.
— Tak, jak jest — powtórzyła po nim, jakby w ten sposób analizowała wszystkie za i przeciw. — A co jeśli chciałabym więcej? — Zwróciła na niego nieprzenikniony wzrok, a uśmieszek wdarł się na jej wargi, nie zdradzając, czy mówiła czysto hipotetycznie i w dalszym ciągu droczyła się z nim, czy może faktycznie wyraziła chęć pewnych zmian. Bez wątpienia pozostanie w sferze, w której wszystko posuwało się w jednym niezmienionym tempie było najwygodniejszą opcją, której nie trzeba było poświęcać żadnego wysiłku czy uwagi. Zwłaszcza w tym czymś, w czym tkwili oni, a czego nawet nie dało się określić.
— Dziś są moje urodziny — oznajmiła bez większego entuzjazmu, co najmniej jakby informowała go o tym, co zjadła na śniadanie. W zasadzie w jego odbiorze ta wiadomość zapewne interesowała go tak bardzo jak treść spożytego posiłku, aczkolwiek skoro już zdradził się ze swoim zaciekawieniem w tej kwestii, to przecież nie mogła trzymać go za długo w niepewności. — Teraz już rozumiesz? Po prostu nie mogłeś mi odmówić. — Uśmiechnęła się nonszalancko, przewróciła oczami, gdyż nie wiedziała, czego właściwie oczekiwał i czy to w jakimś stopniu go usatysfakcjonowało (pewnie nie, bo i dlaczego by miało?), po czym udali się w miejsce, w którym mogli w końcu zjeść i się napić.

koniec

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże”