WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#7 bez torebki za to z fartuchem

Lorna naprawdę uwielbiała swoją pracę! Co prawda nie była jeszcze takim pełnoprawnym weterynarzem (chociaż już prawie, zbliżała się do tego momentu) i częściej jednak zajmowała się tym, czym nie chcieli się zajmować lekarze, to i tak ją uwielbiała. Nigdy nie była w stanie przewidzieć co dzisiaj ją w tej pracy czekało, czy jakiś pies ze złamaną nogą, czy kocur do sterylizacji.. czy może na przykład potrącony łoś, albo zestresowany kanarek. Im ciekawsze zwierzę przychodziło, tym lepiej! Dopóki nie przychodziły jakieś pająki, bo na tym znała sie o wiele mniej. I dopóki nie wzywali jej do jakichś zwierząt hodowlanych, bo takie krowy i nawet kury ją trochę onieśmielały. I właśnie dzisiaj zajmowała się ptasznikiem, co było niesamowicie stresujące, więc naprawdę odczuła ulgę, kiedy w drzwiach zjawiła się Clari z jej dwoma psami! - Ojej, dzień dobry, co to za piękny widok dla moich oczu - przywitała się, oczywiście z psami najpierw, kucając i przyglądając się im. A potem wstała i otworzyła szerzej drzwi do gabinetu. - Zapraszam, z czym przychodzicie? - zapytała, zwracając się już tym razem do kobiety i uśmiechając się ładnie, żeby się nie stresowała. Nawet jeśli to coś poważnego, to przecież bez problemu sobie poradzą! A zestresowany opiekun to jednak bardziej zestresowane zwierzaki. A że byli u weta, to tak czy siak zawsze stresik się jakiś pojawiał. I tak, Lorna nie używała określenia "właściciel", a właśnie opiekun, bo nie lubiła myśleć o zwierzętach jak o rzeczach i własnościach. To członkowie rodziny, a ci mają to do siebie, że zawsze mogą na coś powiedzieć nie i mają prawo do swoich humorków.
Ostatnio zmieniony 2020-12-04, 21:07 przez Lorna Ebberhart, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Powrót z upragnionego (wolnego!) weekendu, okazał się szybszy niż Claribel mogła się spodziewać - pomimo ewidentnego sprzeciwu Harrisona, oboje już w sobotę przemierzali autem ulice Seattle. Zdecydowanie nie wypoczęli - a w posiadłości czekało na nich jeszcze więcej rewelacji. Najpierw konfrontacja z szesnastoletnią córką, która postanowiła wykorzystać naiwność swojej matki i okłamać ją na temat pobytu podczas Halloween (zamiast nocować u przyjaciółki, poszła na „tajną imprezę” która zakończyła się niekorzystnie), następnie kłótnia z byłym mężem, oraz całonocne wymiotowanie krwią Flory - czyli dziesięcioletniej suczki rasy „owczarek niemiecki”.
Hannigan była wykończona, jedyne o czym marzyła, to kolejny wyjazd na łono natury bez tych wszystkich otaczających ją problemów; chciała zanurzyć się w wielkiej wannie, a najlepiej to z butelką winą i przesiedzieć w niej następne pół roku własnej egzystencji. Niestety, zdała sobie sprawę, że po przyjeździe do „Szmaragdowego miasta” - jednocześnie wróciła również rzeczywistość, z którą mimo wszystko musiała się mierzyć. Dorosłość to fatalna sprawa, szczególnie gdy ma się „na głowie” nastolatkę - jednakże tym razem skupiła się na swoim ukochanym psiaku, czyli tak naprawdę „członku rodziny” - z tego względu zdecydowała się nie iść dzisiaj do kancelarii tylko zabrać Florę tylko udać się z Florą do weterynarza.
Wchodząc do pomieszczenia rozsiadła się wygodnie na jednym z wolnych krzeseł, a przy jej boku ułożyła się wykończona suczka, a z drugiej strony młody dwuletni labrador imieniem Joker - nie chciała go pozostawić samego w domu, poza tym psiak będąc ze sobą sam-na-sam często rozrabiał. Kiedy usłyszała głos dziewczyny na twarzy brunetki zagościł delikatny uśmiech, wzrokiem powędrowała najpierw po jej sylwetce, by ostatecznie zatrzymać go na buzi. - Dzień dobry. - rzuciła unosząc się do pozycji stojącej, a z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie. - Wczoraj jak razem z narzeczonym wróciliśmy do domu, staruszka całą noc wymiotowała. Nie chcę nic jeść, ani pić. Nie wiem, czy to kwestia wieku, czy może się czymś zatruła, poza tym należę do osób, które wolą „dmuchać na zimne.” Ma Pani czas? - z uniesioną brwią obserwowała rozmówczynię. - Wiem, że powinnam się rano zadzwonić i się zapisać, ale zupełnie wypadło mi to z głowy. - fakt, gdy ma się tyle trudności w egzystencji, nic dziwnego że wiele aspektów się nie zapamiętuję.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lorna nie mogła powiedzieć, że rozumie co to jest urlop, nawet taki weekendowy. Studia były wymagające, w końcu to weterynaria i musiała się naprawdę wiele nauczyć, a do tego praca w klinice wypełniały jej kalendarz po brzegi. Ale nie narzekała, bo naprawdę uwielbiała zajmować się zwierzakami. I jednak póki co jej fundusze nie były jakieś ogromne, skoro miała swoje mieszkanie, a praca asystentki nie była jakaś super płatna, więc nie mogła sobie pozwolić na jakieś wielkie wypady na Karaiby. I chętnie brała nadgodziny, nie tylko przez dodatkowe dolary, ale też przez czas spędzany ze zwierzętami. I prawdę mówiąc, była typowym pracoholikiem, który zawsze musiał się czymś zajmować, nawet jeśli faktycznie miała wolne popołudnie. I zawsze było coś do zrobienia, do naprawienia w domu, odnowienia, czy po prostu do sprzątania. Chyba musiałaby poznać kogoś, kto by jej trochę pomógł w takiej nauce odprężania i leniuchowania… ale musiałby to być bardzo cierpliwy korepetytor. Może powinna takowego poszukać? Przykleić reklamę na słupie, czy coś!
Ale póki co, czekała ją praca i niemała zagadka! Dlatego oczywiście od razu czujnie zaczęła obserwować psa, słuchając uważnie słów kobiety. Nie miała oczywiście tak dużych problemów na głowie jak ona, bo nie miała nawet własnego zwierzaka, a co dopiero dzieciaka i komplet zwierzaków… ale mogła postarać się jej pomóc chociaż z tym jednym problemem!
- Tak, mam czas, chodźcie - zaprosiła ich do gabinetu, a potem pomogła umieścić psa na stole zabiegowym. - Okej, no to powiedz mi coś o tych wymiotach, czy coś w nich było? Jak wyglądały? I co jadła? Skoro was nie było, to pod czyją była opieką? - zapytała z troską, nachylając się nad psem, żeby spojrzeć zwierzakowi w oczy, a potem do pyska, oceniając jej stan. A jak już z tym skończyła, to przesunęła ostrożnie rękami po głowie i ciele psa, docierając do brzucha i sprawdzając, czy jest twardy, miękki i czy delikatny nacisk jest dla psa bolesny.

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Cóż, Claribel jeszcze nie tak dawno (około piętnastu lat temu?) przechodziła przez podobne dylematy co Lorna. Studia prawnicze były niezwykle uciążliwe, szczególnie jeżeli miało się pod opieką niepełnie roczną córeczkę, więc gdyby nie jej ciotka, rodzeństwo oraz dziwne zmiany męża, zapewne trudno byłoby dwudziestoparoletniej Clari podołać wymaganiom. Lecz udało się, zwyciężyła i dzisiejszego dnia stała się „kobietą biznesu” - walczącą z stereotypiami, iż tylko mężczyźni są w stanie przesiadywać na wysokich stanowiskach. Hannigan była silna i niezależna, dlatego doskonale wiedziała, że każda młoda dziewczyna, musi poświęcić niezmiernie wiele w całej swojej egzystencji, by znaleźć się na podobnej drodze. Niestety, ale świat jest skonstruowany w taki sposób, że płeć piękna, ma gorzej i pomimo walk oraz nieustających strajków, to jednak zbyt powolnie to się zmienia. Być może i nie znała za dobrze weterynarki swoich psiaków, aczkolwiek gdyby brunetka kiedykolwiek potrzebowała porady (nie tylko prawnej, ale również życiowej!) prawniczka bez problemu podzieliłaby się swoimi doświadczeniami, w końcu pomimo różnicy wieku, profesji i osobowości „grały do tej samej drużyny,” prawda?
Stojąc z wyprostowanymi plecami, kątem oka zerkała na poczynania Ebberhart, swoje psiaczki traktowała jak dzieci - i choć całkowicie ufała dziewczynie, to musiała doglądać czy przypadkiem Flora nie cierpi, „syndrom matczynej miłości” - w inny sposób nie jest się w stanie nazwać zachowania adwokatki. Po jej prośbie, mocniej pociągnęła za smycz (Flora, była mądrą suczką, spodziewała się co ją czeka za tymi drzwiami z tego względu zapierała się), dlatego Clari była zmuszona użyć siły. Gdy wszyscy towarzysze znaleźli się w gabinecie, ciemnowłosa usiadła na wolnym krzesełku, a pieski znalazły się automatycznie obok jej smukłych nóg. - Zwykle jest pod opieką mojej szesnastoletniej córki, ale Stella nigdy by nie dokarmiała jej niezdrowymi smakołykami, zwłaszcza, że to nie pierwszy raz kiedy Flora ma problemy z żołądkiem. - po wzruszeniu bezradnie ramionami i przejechaniu dłonią po pyszczku przestraszonego labradora, ciężko westchnęła. - Dwa lata temu wykryto u niej refluks, dlatego dajemy jej tylko karmę wypisaną wcześniej, przez doktora Hartley'a. - przyjmował niedaleko, zanim zdecydowali się wraz z żoną i dziećmi przeprowadzić do słonecznych Włoch. - Myśli Pani, że mimo diety, ta choroba może jej nadal dokuczać? - uniosła głowę, by ciemnymi ślepiami przesunąć po twarzy młodej lekarki.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lorna zdecydowanie nie była jeszcze gotowa na żadne rozmnażanie. Zastanawiała się czy ma czas na psa, a co dopiero na takie małe stworzenie, które ma zostać kiedyś dorosłym człowiekiem! I jak człowiek spierdoli sprawę już w dzieciństwie, to potem może wyrosnąć na jakiegoś psychopatę albo na konfederatę. Nie wiadomo co gorsze, czy to że zabije cię siekierą, czy że będzie powielać te faszystowskie i rasistowskie bzdury. Chyba już lepsza ta siekiera, bo przynajmniej człowiek nie musi tego oglądać i się wstydzić! A w dobie internetu jednak dość trudno zmienić tożsamość i wyjechać tam, gdzie cię ludzie nie znajdą. Infulencerzy nawet w takich zakątkach się pojawiają ze swoimi relacjami na żywo i cóż, klops, ktoś cię rozpozna i tyle! Więc no, to było zdecydowanie coś, na co Lorna teraz nie miała ani czasu, ani tym bardziej energii. I odkąd Reggie zniknął z pola widzenia to musiałaby chyba stać się człowiekiem wiatropylnym, żeby jakiegoś bobo sobie przygruchać do macicy…
Na pewno bardzo podziwiała kobietę, że to wszystko ze sobą godziła i jeszcze do tego miała takie słodkie psy. Oczywiście dla Lorny wszystkie zwierzęta były słodkie i ładne, bo to szło chyba w parze z zawodem. Nie znała weterynarza, który by nie lubił zwierzaków, czy bał się jakiegoś. Chyba, że liczyć jakiegoś aligatora, który zaraz ma cię zjeść albo jadowitego i morderczego pająka, ale do takich zwierząt każdy ma prawo odczuwać chociaż nutę dezaprobaty.
- Nie trzeba dokarmiać, psy są cwane, potrafią same zadbać o przekąski - zapewniła ją, z uśmiechem, bo nawet gdyby coś się stało, nie obwiniałaby dziewczyny. Ani tak naprawdę Clari, bo czasem po prostu tak sie zdarzało, że człowiek nie zdążył powstrzymać psa. Albo ten coś zjadł na spacerze, a jak wiadomo, ludzie wywalają różne rzeczy do rowów i krzaków. - Mogły też coś złapać na spacerze - dodała, a potem kontynuowała sprawdzanie. Pokiwała głową na słowa kobiety i sprawdziła brzuch zwierzęcia. - Z tego co widzę na pewno jest odwodniona, ale to normalne przy wymiotach. Podam jej na pewno coś na wzmocnienie i myślę że póki co nie musisz zmieniać jej diety, to bardziej wygląda jakby coś jej zaszkodziło na żołądek. Na spacery chodzi z kagańcem, czy bez? - zapytała, głaszcząc psa i idąc po termometr, bo temperaturę też trzeba sprawdzić! W najmniej lubiany przez pieski sposób, oczywiście.

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Po pierwsze Lorna była jeszcze młoda, praktycznie miała przed sobą całe życie - po drugie w aktualnych czasach posiadanie dzieci po czterdziestce jest jak najbardziej rzeczą normalną - większość kobiet stawia na karierę, typowe ustawienie się, niżeli myślą o powiększeniu rodziny. Gdyby dziewczyna wychowywała się w takich czasach jak Clari, zapewne uznana by była już dawno za starą pannę. Właściwie to Hannigan w tym przypadku jej akurat zazdrościła, nie ma się co dziwić - bo choć kochała Stellę całym sercem i w życiu by nie zrezygnowała z tego, aby ją mieć - to jednak nie byłoby nic złego, gdyby urodziła ją nieco później. Wychowanie dziecka i próba zabłyśnięcia w swoim zawodzie to dwa ciężkie „orzechy do zgryzienia.” Szczególnie, iż młoda Clari zanim tak naprawdę zaczęła pracę, miała córkę jeszcze w trakcie studiów, czyli podczas czytania notatek - musiała również zastanawiać się, czy mała jadła - czy trzeba zmienić pampersa, czy wyjść z nią na spacer, albo czy ma kto z nią zostać, gdy ona będzie na zajęciach? Rzecz jasna - miała do pomocy swoją ciotkę, czy braci - bo na równie zapracowanego męża nie mogła zawsze liczyć. Niestety, lecz kobiety w tym społeczeństwie mają znacznie gorzej i nikt nie jest w stanie temu zapobiec. Dlatego coraz ciężej spotyka się sytuację, w których płeć piękna nie chcę dzieci - i zdaniem Claribiel (szczególnie jako dojrzałej matki) to nie jest wcale zła decyzja. Każdy ma wybór - szkoda tylko, że później jest z niego rozliczany
- To bardzo możliwe, ma Pani rację, Flora zdecydowanie zalicza się do tych cwańszych czworonogów. - rzuciła a na twarzy kobiety zagościł ciepły uśmiech, kochała tą psinę jak własne dziecko, ale chyba Lorna coś o tym wiedziała, prawda? Głównie jeżeli zdecydowała się na taki zawód - pomaganie zwierzętom jest cudownym doświadczeniem, dlatego Claribel bardzo szanowała takie osoby, choć sama zapewne by się na podobny nie zdecydowała - otóż, nie miała głowy - ani żadnego powołania. Wolała wychować niżeli leczyć.
Obie Panie jeszcze sobie porozmawiały, Clarie odpowiedziała na wszystkie zadane pytania przez lekarkę następnie zapłaciła za wizytę i wyszła powracając do swej codzienności.

/ztx2

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Halleluiah, Sean i szczeniak multi-lokują z: [Alki] 59th Street
Chronologicznie po wydarzeniach z: [The Edgewater Hotel] Pokój IV


Obrazek-Tak, Halleluiah, jestem pewny, że te smakołyki są dla psów, a nie ludzi. Jak to są, kurwa, smaczne!?
ObrazekSean chwycił towarzyszącą mu dwudziestolatkę za ramiona i stanowczym ruchem przesunął ją przed krzesełko w poczekalni, a następnie na nim usadził po raz kolejny zastanawiając
Obrazek(Może się zdarzyć, że pod twój dom)
Obrazeksię czy na pewno był w pełni władz umysłowych zgadzając się na układ z młodą, nieogarniającą otaczającego jej świata, kobietą poznaną kompletnym przypadkiem na ulicy. Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym coraz mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że udział mogły w tym mieć jego miękkie, wrażliwe na prośby o pomoc serce oraz totalne zaskoczenie sytuacją, w jakiej postawiła go Gin na Pięćdziesiątej Dziewiątej. Wszystko zaczęło się od niewinnej prośby, by nie ruszał się ze studzienki
Obrazek(Ktoś przyjdzie i powie tak:)
Obrazekkanalizacyjnej i przytrzymał jej torebkę. Potem już poszło, nieudana dekapitacja niepełnosprawnego heavy metalowca, rozlana kawa, przewrócony znak drogowy, rozwalona toyota, policjant z bloczkiem mandatowym, przekonywanie wszystkich zgromadzonych, że to wcale nie duet Gin-Sean odpowiadają za zniszczenia mienia publicznego i prywatnego, a na końcu
Obrazek(Czekam na twoją pomocną dłoń)
Obrazekpapieros, prawie podpalony kosz na śmieci i negocjacje dotyczące opieki Gin nad szczeniakiem, a realnie Seana nad Gin. Stanęło na tym, że przyjął oboje pod dach hotelowego pokoju, kupił dziewczynie ubrania, teraz siedzi z nią i psem u weterynarza, a w nocy będzie spał na kanapie. Miał nadzieję, że dobry los okaże się sprawiedliwy i w jakiś sposób wynagrodzi mu decyzję o byciu "na tak". Oby, w ostatecznym rozrachunku, jego nowy start w Seattle nie okazał się spektakularną klęską zakończoną
Obrazek(Daj mi nadziei choć znak, zrozumienia znak.)
Obrazekpobytem na komisariacie policji, na bruku bez oszczędności i dachu nad głową, nożem między żebrami albo - co gorsza - w szpitalu psychiatrycznym. Bo żeby nie zwariować przy - emanującej niezwykłą osobowością - Hallelui Morrison to trzeba było albo już być szurniętym, albo naćpanym albo mieć żelazną cierpliwość. Sean bardzo chciał wierzyć, że spełnia to ostatnie kryterium, choć coraz częściej wydawało mu się, że słyszy diabełka siedzącego na ramieniu i podpowiadającego mu, że prawdziwa jest jednak pierwsza opcja.
Obrazek-Ty wiesz chociaż co to za rasa? - zapytał Gin próbując ustalić cechy charakterystyczne psa wlepiające swoje malutkie oczy w przekąskę w ręce dziewczyny.

/PS. Halleluiah, serio, co to za rasa? =)
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

po zakupach


– Zapalimy, nie?
To było pytanie? Halleluiah już przystawała przed schodkami do weterynarza i wyciągała paczkę papierosów, tak samo jak większość jej aktualnej garderoby – kupioną przez Seana

– Indian Spirits! Kupmy od razu cały karton, nie? No wiem, są dwa razy droższe… ale to dlatego że są zdrowe! Poważnie! Żadnych substancji smolistych, mówię ci!)

po namowach Gin, ale nie: NIE zapalimy, Sean ledwo zerknął z dezaprobatą, więc Halleluiah przewróciła gałkami ocznymi, wetknęła papierosa z powrotem do paczki i wkroczyła za nim do kliniki.
Nie mogła może powiedzieć że „wszystkiego jej zabraniał”, ale zdecydowanie roztaczał nad nią ojcowską-ish opiekę

– Ty, paaatrz! Chrupeczki za darmola!
Cała misa kolorowych chrupek – chyba kukurydzianych? a może orzeszkowych? witała wchodzących do schludnej (hm, jak na standardy Gin, to nieco zbyt schludnej) kliniki weterynaryjnej i była pierwszym elementem jej wystroju, na jaki trafiło spojrzenie dziewczyny z psiakiem na ręku.
– Zossstaw to! To jest dla zwierząt!…
Obróciła się przez ramię, zatrzymana (z kolei przez Seana) faktycznie dosłownie włosek za późno, i spojrzała na niego, a w jej spojrzeniu było coś na kształt „No co ty, toż to chrupki są!”, natomiast w jej ustach, hm, było coś… na kształt…
– Jesteś pewny? – pożuła agresywnie i – GULP? – albo przełknęła, albo… nie, no wypluła na dłoń i wyrzuciła do kosza…
obok kosza…?
„kurwa obok!”
schyliła się, podniosła, wcelowała… Nie ma.
– Tak, Halleluiah, jestem pewny, że te smakołyki są dla psów, a nie ludzi. Jak to są, kurwa, smaczne!?


– Tak, pycha! – wykpiła jego pytanie, bo przecież nawet by jej do głowy nie przyszło to jeść!
Dlatego pewnie miała taką dziwną minę – nie jakby były niesmaczne (psiakrew, nie były takie złe!…), tylko jakby nie wiedziała, czy się przyznawać, czy wyprzeć.
– Moment – oznajmiła, wciskając psiakowi do pyszczka ostatnie chrupki, wręczając Seanowi psiaka i wskazując ruchem dłoni toaletę.

Wróciła po minucie, z wytartymi ustami, ale mokrą ręką, i klapnęła obok towarzysza na krzesełku w poczekalniowym korytarzu.
– No.
To oznaczało, że naprawdę spoko, już, luzik, jest pełna gotowość do następnych wyzwań. Na przykład rasowych.
– Rasa? – wzruszyła ramionami. – Nie wiem. Nie za bardzo miał rodowód jak go… jak weszłam w jego posiadanie. Może…
Hm?
nnn-Nie.
– Nie wiem. – Nie wiedziała. – Słuchaj – myślisz, że każą nam kupować jakieś medykamenty dla niego? Środki czystości? No bo pies w sumie – tak wiesz: naturalnie biologicznie – to umie o siebie sam zadbać. Będziemy z nim wychodzić na plażę żeby się wysikał i tak dalej… nie?
Wciągnęła jedną nogę na siedzisko krzesełka, kotwicząc ją w ciasnym zgięciu glanem pod pupą, drugą wywaliła na krzesełko naprzeciwko (korytarzyk był wąski) i poprawiając nieco irytującą czapkę, którą dała sobie wcisnąć w jakimś sklepie przez rozgadaną ekspedientkę jako „nieodzowny dodatek, kiedy jest się so boho” (tak powiedziała, oglądając sobie od stóp do głów Halleluię może i wykąpaną, ale w ciuchach krzyczących o alternatywę) – i teraz miała tę czapkę, do której pasowały jesienne seattleańskie wieczory może, ale nie przedpołudnia, jak to.
– A jak wejdziemy to mógłbyś odpowiadać na wszystkie pytania? Ma chyba miesiąc, nie? tak na oko – wskazała psiaka podbródkiem – jak chodzi o rasę to rasa kundel, na moje oko – uniosła brwi z fachową miną – i
I w tym momencie otwarły się drzwi do gabinetu, wynurzyła się z nich jedna z tych niewiast, które mają jednocześnie dwadzieścia trzy i sześćdziesiąt siedem lat, są bibliotekarkami, znają się na ikebanie i na szybkim zjeździe rowerem z lekko pochyłej ulicy kończy się ich skala dostępnych podniet.
Głos z wewnątrz zaprosił kolejnych.
– To my! – oznajmiła Halleluiah zupełnie bez potrzeby, zeskoczyła z krzesełka jakoś tak i była gotowa. Zwłaszcza na to, po co przyszła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekSean zwrócił uwagę na to, że Halleluiah nie była specjalnie precyzyjna odwołując się do sposobu, w jaki weszła w posiadanie psa. Nie zakładał, by miała go kupić - to nie była marihuana, by mógł go jej wepchnąć byle kto, byle gdzie na byle ulicy, ale jednocześnie też przez głowę nie przeszły mu inne opcje niż "przygarnęłam z parku, gdzie trząsł się z zimna" albo "wzięłam od znajomej-też-wiecznie-upalonej, której suczka się oszczeniła". Obie te metody wykluczały posiadanie jakiegokolwiek rodowodu czy informacji o rodzicach, gdyby pies był mieszańcem.
ObrazekTrzymając psiaka na kolanach przyjrzał się jego radosnemu łebkowi. Początkowo kojarzył mu się ze szczenięciem owczarka niemieckiego, ale znał się na tym mniej więcej tak samo na krowach. Po dłuższym namyśle doszedł do wniosku, że rzeczywiście może to być mieszaniec. Ale pewnie z ojca-wilczura, dodał w myślach na swoją obronę.
ObrazekZapyta weterynarza. Nie ma innego wyjścia.
Obrazek-Podejrzewam, że obsługa psa nie ogranicza się do nasypania karmy do miski i wyprowadzenia dwa razy na spacer, Halleluiah - rzucił okiem na buty na siedzisku i żałował, że nie skorzystała z tego, że miała nowe "ciasne i w ogóle nie rozchodzone, strasznie obcierające". Miał nadzieję, że nie ubrudzi krzesła. - Pewnie potrzebne będzie mleko, bo on raczej udźca wołowego nie wciągnie. No i maty chłonne, bo będzie co chwila sikał gdzie popadnie. Czy leki, nie wiem, jak jest zdrowy to chyba nie. Dowiemy się.
ObrazekJakkolwiek absurdalne - na pierwszy rzut oka - pytania Gin mogły się wydawać, tak też uświadomiły mu one, że nie ma pojęcia o opiece nad szczeniakiem. Lubił psy, psy lubiły jego, uwielbiał się bawić z pupilami znajomych, ale czym innym jest rzucić piłkę wychowanemu psu, a co innego zajmować się miesięcznym zwierzęciem.
ObrazekI kompletnie odklejoną od rzeczywistości dwudziestolatką.
ObrazekJednocześnie.
Obrazek(A ty powiedz mu: to moja dłoń)
ObrazekTo uświadamiało mu też jeszcze jedną rzecz, a mianowicie fakt, że poniekąd wziął na siebie odpowiedzialność za tę młodą kobietę i to nie tylko pod względem finansowej, krótkotrwałej pomocy
Obrazek(A ty powiedz mu to jest twój dom)
Obrazekpod postacią dachu nad głową i nowych ciuchów, ale przede wszystkim tej długotrwałej, czyli przystosowania jej do życia w dwudziestopierwszowiecznym, cywilizowanym społeczeństwie. Społeczeństwie, które nie traci całych dni na paleniu trawki i poszukiwaniach nieistniejących skarbów rzekomo ukrytych w centrum pieprzonego Seattle. Społeczeństwie, w którym powinno się zdobyć wykształcenie, rozpocząć
Obrazek(Dziel ze mną wszystko każdego dnia)
Obrazekpracę i napędzać cywilizację w jej marszu ku świetlanej przyszłości. Lub samozagładzie, kwestia poglądów. Społeczeństwie, które opiekuje się dziećmi, które wyprowadza na prostą tych, którzy zboczyli z kursu, które nie jest obojętne na ludzką krzywdę.
ObrazekBędzie miał psa i Halleluię. Okay.
Obrazek-Tak, ja będę odpowiadał na pytania - westchnął ciężko. - I, na wszystkich bogów, nie utrudniaj weterynarzowi życia i zwracaj się do mnie po imieniu, które noszę i którym się przedstawię. Jestem Sean, kojarzysz?
Obrazek-To my!
ObrazekNie kojarzy. Zostanę Jerrym, pomyślał zrezygnowany i podniósł się z krzesła kierując się w stronę drzwi gabinetu.
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

#17

Ten dzień w gabinecie weterynaryjnym nie należał do potwornie trudnych. Żadnego przejechanego psa z połamanymi kośćmi, potrzebującego nagłej pomocy przy operacji, którą to nie wiadomo czy przeżyje, bo już utracił sporo krwi. Żadnego postrzelonego psa podczas polowania, bo przyjaciel jego właściciela po wypiciu zbyt dużej ilości bimbru nie rozpoznał psa, pomylił go z dzikiem. Żadnego czarnego kota z zakrwawionym tyłem, bo "przecież one przynoszą pecha, złapałem go, przywiązałem za ogon", ciekawe czy jakby to ona przywiązała go za męskość to by sobie jej nie wyrwał podczas realnego zagrożenia? Jesień była czasem pojawiających się jeży, biedne, potrącone jeże bez szans na ratunek zazwyczaj, ale musisz zachować zimną krew bo sprawca przyjechał wraz z dzieckiem. Chomik wymagający operacji, podczas gdy dopadła go starość i mimo tych wszystkich zastrzyków wiadomo było że on odejdzie. Wizyta w terenie, bo koń na wyścigach złamał nogę, niestety trzeba było go uśpić, przynajmniej już odchodziło się od praktyk strzelania mu między oczy, co robili pierwsi weterynarze, nie mając innych możliwości. Trzeba było mieć w sobie dużo odwagi, jak i również bezduszności, bo odebrać komuś życie? Nawet robiąc to w dobrej wierze musiało to być ciężkie, a sumienie dopadało nawet podczas snu. Ferma drobiu, którą trzeba było zabić i zutylizować, bo akurat znaleźli się w ognisku panującej ptasiej grypy. Żaden weterynarz nie miał lekko, nie zawsze udawało mu się uratować czworonożnego przyjaciela, czasem trzeba było pomóc mu odejść bez zbędnego cierpienia. Dzisiejszy dzień był o dziwo spokojny, Hepburn zaszczepiła parę zwierząt, w końcu to był okres szczepień na nosówkę u szczeniaków, a na wieczór był planowany zabieg sterylizacji kotki. Tymczasem szatynka właśnie kończyła śniadanie, pisząc ze swoim ukochanym i słysząc jak ktoś wchodzi do kliniki. Zawinęła kanapkę ponownie w folię, włożyła do śniadaniówki, wytarła usta co by nie mieć żadnych okruchów i przywdziała swój zielony fartuch. Weterynarze nie powinni mieć białych fartuchów z racji tego, że ten kolor budził strach w zwierzętach. Zieleń, niebieski, coś w zabawne wzorki, to było idealne. Może znów przyszła do niej ta staruszka z mopsem, który po raz kolejny ma wzdęcia po tym jak jego pani podzieliła się z nim swoją kolacją? Mówiła jej, że pies powinien jeść jedynie psią karmę i to tą specjalistyczną, którą dostała. Ale nie, starsi ludzie zawsze wiedzą lepiej, czasami szkodząc swoim czworonogom. Psie i kocie smakołyki były nieodzownym elementem w gabinecie weterynaryjnym. Tylko czy nie obok wisiała kartka, że nie należy karmić zwierząt przed badaniami? Pies jak człowiek zje i badania krwi wychodzą rewelacyjne, w tym wysoka glukoza i cholesterol. One były w nagrodę za to, że pacjent był dzielny. Kiedyś ktoś podawał na internecie że takie chrupki są dobre, ale brakowało im jedynie przypraw, ale nie wiem, nie próbowałam, bo by moje psie dziecko zapewne obraziłoby się na mnie do końca swoich dni za to że zjadam jego posiłki, choć on zawsze prosi o kabanoska gdy go jem, ale takie prawa psiego rodzica, dziecko zawsze prosi "ale mamo, daj gryza". W poczekalni znajdował się mężczyzna, nastolatka i najpiękniejszy, lecz trochę zaniedbany szczeniak o oczach, w których można się zakochać. Młoda kobieta od razu wywnioskowała że to ojciec z córką przybyli ze swoim nowym nabytkiem. Ciekawe czy matka już wie, czy wygoniła ich z psem do weterynarza, bo okazało się że nie jest on rasowy, nie miał rodowodu ani książeczki, okazuje się że był z nielegalnej hodowli? Parę miesięcy temu to właśnie Rosalie brała udział w audycji radiowej poświęconej nie kupowaniu psów z nielegalnych hodowli, bo tym samym wspiera się przestępstwo i naraża się biedne psiaki na niebezpieczeństwo i wykorzystywanie ich w celu zarobku, tym samym często im szkodząc. Najwidoczniej nie do wszystkich to dotarło, a może źle ich oceniła i sytuacja jest zgoła inna? Dowie się już w środku. Otworzyła zatem drzwi i posłała wszystkim przemiły uśmiech, mówiąc:
- Zapraszam. - i cofając się wgłąb gabinetu. Następnie wskazała stół wyściełany skórą, który był zawsze trudny do wymycia, zwłaszcza z krwi. Na szczęście Rosalie była pedantką i ten lśnił czystością, także nikt nie wie jak trudne przypadki czasem trafiają na ten stół.
- Proszę postawić tutaj szczeniaczka. Jak się wabi? - zapytała, spoglądając to na ojca, to na córkę. Nie są do siebie podobni, więc albo urodę odziedziczyła po matce, albo on nadal żyje w kłamstwie sądząc że to jego córka, podczas gdy żona wykonała skok w bok z listonoszem, tudzież hydraulikiem, a może ze swoją miłością ze szkolnych lat? Rosalie, skup się na pacjencie, a nie na tej rodzince!

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

…To oni.
Teraz ich kolej – i Halleluiah już ruszała naprzód z impetem tym większym, że stopniowe oczyszczanie się organizmu (nie paliła trawki od dobrych trzech kwadransów!) zaczynało się u niej objawiać zachowaniami łatwymi do pomylenia z jakimś ADHD, czy HWDP.
A więc choć była dalej od drzwi – wepchnęła się do gabinetu przed Seana ze szczeniakiem, tuż po tym jak z drzwi zniknęła pani weterynarz wraz ze swym służbowym uśmiechem (być może służbowym, a może naturalnie się tak ładnie uśmiechała?) i na koniec stanęła tak, żeby niejako eskortować wzrokiem (i prawym ramieniem jakoś tak odruchowo) pozostałych. W tym to czasie Rosalie miała szansę się jej przyjrzeć – gdyby chciała – po raz pierwszy, i na przykład zobaczyć całkiem przyzwoity outfit, niewątpliwie luźny, wytarte czubki butów (starych, naprawdę starych) mnóstwo drobnych blizenek na dłoniach i niezbyt starannych, chyba domowej roboty branzoletek i rzemyków na przegubach. A w oczach dziewczyny – było rozlatanie, nie stres, ale na pewno odrobinka napięcia, choć jednocześnie w ruchach była powolna – a może zmęczona?
Ale co: przed południem i już zmęczona?
Przeczesała rozlatane na wszystkie strony kosmyki szybkim, niestarannym ruchem dłoni i zastygła na moment z tą dłonią we włosach, ogniskując na Rosalie pełne dobrych intencji spojrzenie.
– Jak się bawi? Hm, no… śmiesznie trochę. Skacze, piszczy… Co.
To było pytanie, bo poczuła na sobie wzrok naznaczony niejasnością.
– A! „Wabi”! Jak się wabi – okeeeeej, czaję –prychnęła krótkim samokrytycznym śmiechem, który z nieznanych przyczyn zniósł ją nieco w bok, ku przeszklonej szafce z lekarstwami. Omiotła ją niestarannym ale czujnym (da się tak? da się!) spojrzeniem, zakończonym płynnie na Seanie.
– Hm? Jak się wabi?
I autentycznie oczekiwała odpowiedzi od Seana.
– Jerry wie. On ma rękę do biednych małych istot na granicy przetrwania –wyjaśniła zupełnie poważnie, wracając wzrokiem do szafki.
– Powiem szczerze, że strasznie się cieszę, że się pani zajmie naszym czworonożnym jakby przyjacielem, bo w tym pomieszczeniu aż wibruje! – pokazała to symetrycznym rozchwianiem obu ramion – ta aura zrozumienia dla naszych milusińskich, począwszy od rybek akwariowych a skończywszy na… – zerknęła na Seana, jakby miał mieć pomysł, czym zakończyć skalę milusińskich rozpoczętą od rybek… – na muflonach. Powiedzmy. No co...? muflon też człowiek. _ Tu musiała chrząknąć – i już galopowała dalej: – W każdym razie to jest dla mn… nas bardzo – i dla naszego pupila, prawda – bardzo ważne. Moja znajoma, Rosalia, z pochodzenia hiszpanka w ogóle, zresztą piękne! piękne imię... No więc ona znalazła zatrutą…
Szybkie machnięcie wzrokiem w stronę okna i…
– …owcę. Owcę! Przygarnęła owcę normalnie. Ale zatrutą, a konkretnie przedawkowaną jakimś zwierzęcym środkiem na sen. A może takie środki się używa do usypiania zwierząt? Kojarzy pani jakiś, pani doktor? – strzeliła w Rosalie pytaniem niemal emocjonalnym. – Wyobraża pani sobie? Trzeba tę owieczkę leczyć, ale kluczowe jest poznanie tego, czym się zatruła. Jakby pani wymieniła jakieś takie… sedatywy… albo najlepiej pokazała, o! – uniosła odkrywczą rękę: – bo ja mam na końcu języka tę nazwę, no… – ah, jakże cierpiała nie mogąc sobie przypomnieć… – ksy… kso… lykso… Albo żeby pani pokazała może? to ja będę wiedzieć i od razu – prawda?- spojrzenie na Seana – kupimy ten, tamten, pojedziemy do owieczki, tam lekarz zbada skład każdego i zastosuje odpowiednie leczenie! No. Okej
Załatwiła. Zatem można wracać do psiaka.
– Co z nim? – nachyliła się nad stołem – Będzie żył? – podpychając szczeniaczka dłonią, bo jego ciekawość i urocza niekumatość doprowadzały go już do krawędzi. A była to krawędź skórzana!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekWchodząc do gabinetu weterynaryjnego Sean spojrzał na zapraszającą ich kobietę. Pierwszym spostrzeżeniem było to, że nie wyglądała na wiele starszą od, towarzyszącej mu Gin, drugim zaś, że nogi sięgają jej chyba pod sam biust. No, możliwe, że spostrzeżenia te poczynił w odwrotnej kolejności.
ObrazekChyba kupi sobie jeszcze jednego psa. Albo dwa.
Obrazek-Dzień dobry, pa... - nie zdołał dokończyć powitania, gdy w słowo weszła mu Halleluiah. Nawet, nie tyle weszła, ile wtargnęła niczym wpatrzony w telefon komórkowy student na przejście dla pieszych: bez ostrzeżenia, bez zastanowienia i kompletnie dezorientując innych uczestników ruchu. W tym wypadku - rozmowy.
ObrazekPostanowił, że nie będzie przerywał jej wywodu na temat miłości do wszystkich stworzeń emanującej zarówno z tego miejsca, jak i od pani weterynarz, bo był ciekaw dokąd będzie prowadził tenże monolog. Jakkolwiek poznał ją już na tyle, by spodziewać się niespodziewanego, o tyle muflon mógł konkurować z gnejsem jako skałą osadową o pierwsze miejsce w kategorii "Halleluiah na dziś" - przynajmniej do momentu opowieści o przygarniętej owcy. Początkowo było to zabawne, ale potem Sean niemal fizycznie poczuł, że Gin ledwo może ustać wmiejscu na widok szafek wypełnionych medykamentami i zrozumiał, że marihuana nie jest jej największym problemem. Naturalny wyraz rozbawienia na jego twarzy momentalnie ustąpił miejsca profesjonalnemu uśmiechowi dyrektora korporacji. Jego głos też zrobił się jakby chłodniejszy.
Obrazek-Myślę, że ciocia Rozalinda sobie poradzi - wbił spojrzenie w swoją towarzyszkę, a ta, gdyby chciała je do czegoś porównać, najpewniej musiałaby szukać słów pomiędzy nazwami ostrych narzędzi kuchennych. - Szczególnie, że to nie była owca, lecz baran, a lekarstwa nie będą potrzebne, bo już zdechł - pozwolił, by ostatnie słowo na moment zawisło w powietrzu mając nadzieję, że przebije się do otumanionej świadomości dwudziestolatki, której obiecał pomoc. Po sekundzie odwrócił się do pani weterynarz. - Piesek wabi się Rancor i, obecna tu ze mną Halleluiah, znalazła go w lesie przywiązanego do drzewa - gładko skłamał, nie dając po sobie poznać, że mogło być inaczej. - Chcielibyśmy, żeby go pani zbadała, zaszczepiła, odrobaczyła i cokolwiek jeszcze będzie potrzebne.
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

Zwykle gdy miała pacjentów z ich właścicielami to pierwszy do gabinetu wchodził ten, który trzymał psa lub kota, ale najwidoczniej tutaj zadziałała zasada pt. "kobiety mają pierwszeństwo", co Hepburn ceniła wśród mężczyzn. Gdzie ci prawdziwi dżentelmeni, którzy to zawsze przepuszczali w drzwiach kobiety, a nie wpychali się jako pierwsi, bo "przecież chciałyście równouprawnienie to macie" i nawet nie ustąpią w komunikacji miejskiej miejsca kobiecie w ciąży. Dobrze wychowany ojciec równa się dobrze wychowana córka, ale ta najwidoczniej była potwornie roztrzepana i czy tylko się wydawało szatynce, czy ona kompletnie nie słuchała co się do niej mówi, czy to kobieta mówiła niewyraźnie, co jej się prawie nigdy nie zdarzało? Jak to mówią zawsze musi być ten pierwszy raz. Blizny na dłoniach wyglądały zaś niepokojąco, czy dziewczyna może się ciąć? A może wcale w tej rodzinie nie było tak dobrze i Rosalie powinna zainterweniować? Mężczyzna zaś nie wyglądał na ojca znęcającego się nad własną rodziną, ale który tak wygląda? Postanowiła podczas tej wizyty nieco baczniej się im przyjrzeć. Długonoga pani weterynarz zaczęła zatem przyglądać się milusińskiemu, zaczynając już pierwsze badanie, a jako że miała podzielność uwagi to potrafiła słuchać tego niekończącego się monologu nastolatki. Wydawała się taka zmęczona, a wciąż miała w sobie tyle energii by nawijać niczym katarynka! Rosalie miała sporo wygadanych koleżanek, ale obecna tutaj Halleluiah przebijała dosłownie wszystkie znane jej osoby. Zaczęła od sprawdzania uszek maluszka, które wydawały jej się lekko zaropiałe. Czyżby miał gronkowca? Musi koniecznie pobrać próbkę wydzieliny do badań.
- Pytałam jak się wabi piesek, w sensie jakie nadaliście mu imię. - zwróciła się do dziewczyny delikatnie, wcale jej nie karcąc, bo rozumiała stres związany z przywiezieniem szczeniaka, który może był jej pierwszym zwierzęciem? Ale czy osoby, które nie potrafią ustać w miejscu, są wiecznie roztrzepane i gadają od rzeczy powinny mieć tak dużą odpowiedzialność jak opiekę nad zwierzęciem? No chyba że to prezent dla córki, ale zajmować się nim będzie mama, czy raczej obecny tutaj jej ojciec, o ile był biologicznym ojcem dziewczyny. Póki co wykazywali się oni kompletnym przeciwieństwem, dlatego kobieta śmiała twierdzić, że ojciec nie był do końca świadom tego, że nie są z córką spokrewnieni. Spojrzała zatem na mężczyznę.
- Zatem panie Jerry jak wabi się nasz pacjent? - zapytała, nie wiedząc że to nie jest prawdziwe imię mężczyzny. Nie ukrywajmy że z tego monologu młodej damy mężczyzna nie zdążył nawet się przedstawić. Dobrze że imię kobiety było zawarte na plakietce, zatem oboje mogli poznać dane uroczej pani weterynarz z równie uroczym uśmiechem na twarzy, który był jej codziennością. Niektóre koleżanki śmiały się wręcz z niej, że śmieje się jak głupi do sera, ale miłość ją uszczęśliwiała, dlaczego zatem miałaby się z tym kryć przed całym światem?
- Oczywiście dziękuję za komplement, staraliśmy się by nasza klinika była miejscem miłym i kojącym dla naszych czworonożnych pacjentów. Może któreś z was przytrzymać psiaka? Potrzebuję pobrać mu próbkę wydzieliny z ucha do badań, a może to być dla malca nieprzyjemne, zwłaszcza że z tego co widzę to jego pierwsza wizyta u weterynarza. - stwierdziła i poprosiła kogoś, jednak spojrzała konkretnie na mężczyznę, nie ufając zbytnio dziewczynie. Potrzebna była silna, stabilna ręka, a jak psiak ugryzie, dziewczyna odskoczy i Rosalie przebije mu bębenek? Nikt nie chciał wypadku na tej sali.
- Jeżeli masz na myśli pentobarbital to niestety po nim już nie dało się uratować tej owcy, tudzież barana, odszedł on na zawsze do lepszej krainy pełnej soczyście zielonej trawy. - dodała jeszcze na temat środka usypiającego dla zwierząt, choć zastanawiam się czy baranom podaje się ten sam środek co koniom i bydłu, czy może ten co podaje się zwierzętom futerkowym? Jednak każde miały w swoim składzie ten środek, zatem uznałam że dawka zależy od wagi zwierzęcia. Na pewno zaś szatynka nie pokazywała żadnych medykamentów, bo nie było ku temu żadnej potrzeby. Tego szczeniaka na pewno nie zamierzała usypiać, bo tego nie wymagał. W dodatku zawsze chcąc ulżyć niego właścicielom zwierząt mówiła o tym, że ich pupile odchodzą do lepszego świata, a nie że odchodzą na zawsze i zostaną po nich jedynie zdjęcia i dobre wspomnienia. Szkoda że o odchodzących ludziach często nie mówi się tak samo. Po chwili już wiadomo było że szczeniak wabił się Rancor i pan Jerry dopiero mógł powiedzieć to nieco później, jak dziewczyna skończyła swój monolog. Jednak słowa mężczyzny nieco zdziwiły kobietę, bo na ciele psiaka, ani na jego futrze nie zauważyła żadnych śladów po wiązaniu.
- Jest pan pewien, że pies był przywiązany? Halleluiah, za co dokładnie był przywiązany szczeniaczek? - zapytała najpierw mężczyznę, a potem nastolatkę, bo w końcu to ona znalazła to biedne, zaniedbane zwierzę. Z pomocą mężczyzny pobrała próbkę z psiego uszka i zrobiła preparat, który musiał chwilę pobyć w utrwalaczu, by móc go potem obejrzeć pod mikroskopem. Zajęła się zatem oględzinami pyszczka, a raczej jego zawartości.
- Ma małe mleczne ząbki, konieczne będzie karmienie go specjalistycznym mlekiem, a za tydzień zaczną państwo podawać miskę karmy dla szczeniąt, mieszając to wraz z mlekiem by maluch przyzwyczajał się do diety stałej. - zaczęła mówić oglądając uzębienie szczeniaczka, po chwili gładząc go po tej ślicznej psiej mordce, na co maluch się ucieszył i polizał dłoń w rękawiczce pani weterynarz. Każdy maluch lubił jej delikatną pieszczotę, mężczyźni zresztą też. Czy zatem oni są niczym szczeniaki?

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To był baran?
Halleluiah zdębiała.
Nie owca??
– Poważnie? O..o – uniosła brwi, przekalkulowała to i owo i nagle wybuchnęła śmiechem. Ale WYBUCHNĘŁA-wybuchnęła. Może i dziwne – wziąwszy pod uwagę że nie byli na jakimś stand-up comedy ani w wesołym miasteczku...
Ale Halleuiah – zresztą zgodnie ze swym w sumie pogodnym charakterem i wrodzoną skłonnością do urągającej sztywniactwu draki – rechotała sobie w najlepsze, zanosząc się a to charkotliwym kaszlem o napędzie nieco mechanicznym, rytmicznym i pulsacyjnym (podobny odgłos wydają niektóre silniki, zapalane wbrew ich woli), a to kwiląc gdzieś wysokimi sopranami w słonecznych kaskadach śmiechu zgoła dziecięcego, dziewczęcego, niewinnego jak ona sama.
Trwałoby to z pół minuty, ale nagle Sean dowalił jej do śmiechowej puli całym tym „rancorem”, Halleluiah więc – która akurat prawie się uspokajała i już-już wychodziła na prostą ze swym śmiechorgazmem jakimś – nagle na imię „:Rancor” zamarła, po czym –z automatu szczękając szczęką i szeptem owo rha-rha-rha- nagle znów wpadła w trzęsawkę, nosiło ją po bezsensownej trasie, obijała się ramionami o ściany, opierała się dłońmi o framugi, kotwiczyła przy parapetach, telepiąc ramionami jak w jakimś bardzo nowoczesnym tańcu, dopóki śmiech nie zniósł jej gdzieś w bok jak skrzynkę bananów w powodziowym wezbraniu, weterynarz i Sean cóż, trudno –patrzyli na nią, cóż, trudno – czekając aż się uspokoi, ale się nie doczekali i zaczęli swoje rzeczowe dialogi, kiedy Halleluiah jeszcze falowała w finalnej fazie ze swoimi śpiewnymi –Eeeeeeeh… i zrezygnowanymi, skatowanymi śmiechowym wysiłkiem – Uuuuu japierdziuuuu… sorry… ale… uuu…
I otrzeźwiała akurat na ważne dla siebie informacje.
– Pento… nie, nie – pokręciła głową z werwą i determinacją. – Myślałam na przykład oooo… – zapuściła palec we włosy i zaczęła kręcić – …o ksylozynie. Hm? Macie tu ksylozynę? Bardzo by się prz… – poczuła znów spojrzenie Seana… – Co:
Uniosła brwi, pokręciła głową z dezaprobatą, no cóż za podejrzliwy facet! A tak się ładnie otwierali względem siebie niedawno na zakupach!
No – do pewnego stopnia.
– Co? – teraz odwróciła się do kobiety, zaniepokojona jej pytaniem. Za co był przywiązany? – Hm, może za zbyt głośne skomlenie. Wiecie – jak jest głodny to daje isssstne pieśni sefardyjskie normalnie! – już w to wierzyła, więc nie musiała się dodatkowo starać w pełni zaangażować emocjonalnie. Tym bardziej że naprawdę coraz konkretniej potrzebowała czegoś, co by spalało i kanalizowało to coraz niezdrowsze pobudzenie. Ale znów pojęła że z tym przywiązywaniem to nie o to chodzi –natomiast myśli już jej szły naprzód, niczym koń pod pijanym jeźdźcem, i zanim się powstrzymała, z ust Gin wysypała się beztroska odpowiedź: – Tak, bardzo przywiązany. On się bardzo przywiązuje i to pewnie… dlatego? – zerknęła na nią… chyba coś źle powiedziała… – Czy… – zerknęła na Jerry’ego, hm, zmarszczyła brwi, hm-hm, co on tak patrzy… –Kurwa no nie wiem, był przywiązany, będzie przywiązany, nie wiem kurwa... Dobra. To idźmy jakby dalej, tak? Czyli... To jak? Te próbki? – najpierw niejasny pośpiech potrząsnął całym jej ciałem, wskoczyła na parapet, klapnęła się w uda, uśmiechnęła, tak, ale trochę na siłę, jakby chciała zmazać nie najlepsze wrażenie, hehe, prawda, hihi – Ekhem… W sensie… jak będą gotowe, to pani da znać, prawda? Czyyyy...
Kurrrr…de, Halleluiah zaczynała czuć, że trochę się to sypie wszystko. Uśmiechnęła się trochę szerzej, tak fajnie się uśmiechnęła, wczesała znów grabki swojej żylastej dłoni we włosy ruchem ni to powolnym, ni to pośpiesznym, westchnęła dwa razy wysupłała dłoń bez odsuwania włosów w którąkolwiek stronę, zatopiła w obu dłoniach twarz i ukazała ją na koniec zmęczoną, ale za to zwycięsko walczącą z jakimiś niejasnymi siłami wewnętrznymi, których zupełnie mogło nie być widać przed gabinetem – a nawet teraz mogły być dla pobieżnego obserwatora w zasadzie niewidoczne.
- Przepraszam. Już – zastopowała powietrze dłońmi na znak że „Już. Przepraszam”. – To stres. Chyba. Szczeniak był… no tak: przywiązany, smyczą. Nic więcej nie wiem…y. Z Jerrym – wskazała palcem siebie-jego-siebie-jego: „Z Jerrym”. Wiadomo. – Jak pani tu nie ma żadnych środków na sedację to będziemy prosić receptę na ksylozynę, no i witaminy, magnez… – czym tam jeszcze można zatrzeć wrażenie… – A, i wodę utlenioną, prawda? Żeby mu dezynfekować ewentualne skaleczenia?
Zapytała panią doktor głosem i wzrokiem, a nawet ruchami głowy: na boki, szybko, aż do wybrzmienia pytania.
I póki co –oklapła.
Jakby skończyły jej się impulsy w jakimś wewnętrznym silniczku. Za to Rancor najpierw polizał Rosalie po gumowych gryzakach (tak interpretował jej palce w rękawiczkach), a potem po prostu ugryzł ją w kciuk – ten szczególnie fajny gryzak, więc dziabnął z całej siły: niech gryzak wie, że go kocha!

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Columbia City Veterinary Hospital”