WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Normalność w słowniku Oceana posiadała bardzo dziwne rozwinięcie, a on sam nie do końca wiedział, czy całe jego życie można zaliczyć do normalnego. Od dłuższego czasu nie czuł się dobrze z tą całą sytuacją, która działa się dookoła niego, ale czy miał jakiekolwiek wyjście? Jego życie było tak naprawdę zaplanowane w każdej sekundzie, a on był tylko biedną kukiełką, która niezbyt chętnie brała udział w tym całym teatrzyku. Tak naprawdę to tylko kierunek studiów udało mu się wybrać samemu. Ojciec napierał na niego, aby został lekarzem, ale Ocean czuł, że laboratorium to jego powołanie. Nie mylił się. Zajęcia bardzo mu się podobały, a dzięki temu nie torował komuś drogi do spełnienia marzeń. Jego narzeczona właśnie takie miała plany. Chciała zostać światowej klasy lekarzem, który każdego dnia ratuje ludzkie życia, a po godzinach wraca do szczęśliwego domu, gdzie czeka na nią mąż i dwójka słodkich dzieci. Czy Quon pragnął tego samego? Nie. Tylko, że nie potrafił powiedzieć o tym głośno i starał się jak mógł, żeby prawda nigdy nie wyszła na jaw. Nie za bardzo miał wybór, kiedy ojciec przedstawił go jego przyszłej żonie. Przygotowania do tego wielkiego dnia ruszyły praktycznie od samego początku, a Ocean czul się jak najgorszy śmieć, wiedząc, że skrzywdzi ją. Myślał, ze może z czasem pojawi się między nimi ogniste uczucie, ale jedyne co czuł to ogrom sympatii. Tyle albo aż tyle. Jego serce już dawno zostało skradzione i nie potrafił nic z tym zrobić. Darrell Addams nieświadomie skradł Oceanowi wszystko, co tylko mógł. Z bólem serca (oraz sporymi siniakami) musiał zerwać z nim wszelkie kontakty. Czy tego chciał? Nie. Czy teraz pragnął mieć z nim jakikolwiek kontakt, kiedy oboje studiowali w tym samym mieście? Tak. Czy miał do tego prawo? Nie i doskonale wiedział, że pociągnie to za sobą duże konsekwencje. Teraz nie patrzył tylko na siebie, ale również na niewinną dziewczynę, która została postawiona w tej dziwnej sytuacji razem z nim.
Zdecydowanie się na pozowanie podczas zajęć Darrella było głupie. Quon był tego świadomy w momencie, kiedy ich wzrok się spotkał. To była bardzo zła decyzja, ale cholera, tęsknił za nim. Może to było głupie, ale Ocean naprawdę zadurzył się w tym rozbójniku, który bawił się jego uczuciami i na każdym kroku po prostu z niego szydził. Czuł, że mimo wszystko, w głębi serca Addams jest dobrym chłopakiem i on mógłby pomóc mu odnaleźć odpowiednią drogę. Całe zajęcia dzielnie pozował, ale wzrokiem uciekał w jego stronę. Kurde, chciał z nim porozmawiać, ale bardzo szybko ruszył w stronę małej salki, gdzie miał zamiar się przebrać i wrócić do domu. Oczywiście, że zapomniał o zamknięciu drzwi, ale jego myśli były skierowane w zdecydowanie innym kierunku. Nie wpadłby na to, że Darrell postanowi się z nim skonfrontować. Quon po prostu nie był na to w żaden sposób gotowy, więc w duchu modlił się, żeby chłopak poszedł sobie do siebie. Tak po prostu. Jednak nie dane mu było tego uniknąć. Odwrócił się w jego stronę, kiedy ten wparował z mordem w oczach. Było źle, a Ocean w jednej chwili miał ochotę po prostu przyciągnąć go do siebie i zapomnieć o całym bożym świecie.
- Wiem, że mnie widzieli. To było kiedyś, Darrell. Nie wspominaj tego, bo już dobrze za to zapłaciłem. - przygryzł wargę, odrzucając ze swojej głowy wspomnienie, które tak mocno chciał zatrzymać ze sobą.- Byłem dla nich eksponatem, a nie obiektem do seksualizowania. To jest różnica i jako artysta powinieneś to wiedzieć. - nawet nie zwrócił uwagi, że ten zamknął drzwi. Musiał się stąd wydostać i to jak najszybciej. Tylko, kurde, czy on tego chciał? Niekoniecznie.- Jaki frajer? O czym ty mówisz? Jakie znudził?- zmarszczył brwi, bo nie do końca wiedział o co chodziło Darrellowi. Po chwili jednak przypomniał sobie, że najprawdopodobniej chodziło mu albo o jego przyjaciela albo o Timmiego, który żywił do Oceana głębsze uczucia. Zaśmiał się pod nosem, bo przecież tak naprawdę między nimi do niczego nie doszło, bo Quon już wtedy skupiony był w pełni na Addamsie, chociaż nie chciał się do tego przyznać.- Mówisz o Timothym? Nie, nie znudził mi się. Dalej ze sobą rozmawiamy, ale między nami nic nie ma. Nie wiem, kto ci to powiedział, ale to od zawsze była przyjaźń. Tylko i wyłącznie przyjaźń.
Spuścił jednak głowę na jego kolejne słowa. Kurde, to nie miało tak być. Co miał zrobić, kiedy ojciec najpierw sprał go za to, że zakochał się w nim i pomyślał chociaż przez chwilę o tym, że mógłby być szczęśliwy z Darrellem, a potem przedstawiał go jego narzeczonej. To wszystko działo się tak szybko i było męczące, dlatego Ocean czuł się przytłoczony.- To wcale nie tak. Nie pomyślałeś, że może to nie jest moja decyzja? Może sam z siebie jej nie podjąłem?! - spojrzał na niego, bo czuł jak narastają w nim wszystkie emocje.- Ty niby jesteś święty, tak? Przypomnieć ci imprezę w La Push, kiedy to poszedłeś w pieprzonym lasku na całość z tą zaplutą mendą, Kingiem. To było Twoim zdaniem w porządku? A nie, no tak. Przepraszam. Ty masz prawo robić co chcesz. - odwrócił się do niego plecami i naciągnął na tyłek bokserki, a potem dresy. Wiążąc je, odwrócił się do niego przodem i podszedł bliżej. Ta cała złość nagle z niego wyparowała i miał ochotę zrobić tylko jedno. Szybkim krokiem zmniejszył odległość między nimi i delikatnie popchnął Darrella na drzwi, a następnie ujął jego podbródek w palce.- Wkurzasz mnie. - mruknął, a potem złączył ich usta w namiętnym, i na pewno utęsknieniem z jego strony, pocałunku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Darrell był z tej kategorii osób, które nienawidziły niedopowiedzeń - był chory na wszelkie podchody, jakie miały na celu zmiękczanie lub odwlekanie przekazu. Lubił wiedzieć, jeśli był przez kogoś znienawidzony, a i sam nie pozostawał wtedy dłużny, uświadamiając delikwenta o jego podobnych uczuciach, dostrzegając w takim układzie najlepsze rozwiązanie. Wszystko było jasne i klarowne, w przeciwieństwie do tego, co łączyło go z Oceanem, gdyż "dobry dzieciak" już od wielu lat miał na niego oko, jednakże na wyznania zbierało mu się tylko z chwilą alkoholowych nadużyć. Jak Addams mógł potraktować coś takiego poważnie? W świetle tego więc sam, niejednokrotnie, ciągnął starszego za język, żeby usłyszeć chociaż fragmenty rzeczy, jakie go interesowały, przy czym teraz ciekawił go powód jego przyjścia. Bo jeśli faktycznie dobrze kombinował z tym, iż przygnała go tutaj potrzeba atencji, chciał wiedzieć, czemu wymagał jej akurat od niego. I absolutnie nie interesował go fakt, że tak jak reszta żaków, winien powoli iść wtedy na kolejne zajęcia. Stwierdził w tamtym momencie niemal automatycznie, iż najwyżej wykorzysta przez to jedną z coraz intensywniej kurczących się nieobecności lub nadrobi materiał, latając po profesorskich dyżurach, ale dyskusji ze "starym znajomym" nie odpuści. O nie, co to, to nie. Chciał uwagi to ją dostanie, bo Quon się musi, kurwa, nauczyć, żeby najpierw ruszył głową, a dopiero później się gdzieś na mnie nacinał.
- Ooo, teraz wjeżdżamy mi nie tylko na zajęcia, ale i na ambicje. To coś nowego! No popatrzcie, kogoś nauczyli szczekać przez te kilka lat? - zagaił kpiąco, odnośnie artystycznej uwagi wyższego, niespecjalnie biorąc ją do serca, a swoim tonem chciał dobitnie uświadomić o tym swojego rozmówcę.
Darrella naprawdę trudno było obrazić tak, żeby dało się zmącić jego poczucie własnej wartości i jakkolwiek dotknąć. Właściwie mało które słowa miały taką moc, przez co bardziej dało się go zranić czynami. Ot, chociażby udało się to kiedyś właśnie Oceanowi, gdyż... Cóż, nie ukrywał, że zawsze bolały go wymiany jego osoby. Przez te wszystkie lata przyzwyczaił się do uzyskiwania statusu lalki do zabawy i mniej lub bardziej godził się z tym, że nie zawsze dawał radę stać na czyimś pierwszym planie przez dłuższy czas. Łykał te fakty jak wielkie tabletki - czując, że grzęzną mu w gardle, ale finalnie rozpływały się gdzieś po jego ciele. Niby jak miałem się czuć, jak nagle, z dnia na dzień, przestał mi nawet odpowiadać na głupie przywitanie na korytarzu, a potem zobaczyłem, jak obejmuje się z jakimś typem w świetlicy? Jakby... Kurwa, mógł wprost powiedzieć, że mu się znudziłem i oszczędzić sobie tego żałosnego silent-treatment, w którym sam musiałem się domyślać, o co w zasadzie chodziło.
- Och, więc już ciągoty do przyjaciół nie są aktualne? Szkoda, ale mniejsza, twoje sumienie, jebie mnie to - prychnął na jego wyjaśnienia odnośnie Timothy'ego, do których również niespecjalnie przykładał wielką wagę, gdyż, najwyraźniej tak jak on, stanowił już tylko tło, skoro stosunkowo niedawno Quon zaręczył się z tajemniczą blondynką. Bardziej to dziewczyna zaprzątała jego głowę, tym bardziej, że Ocean zdawał się nie stawać murem za "miłością swojego życia" i wracał tak, jak go matka urodziła, do swojego byłego-niedoszłego, czy też innej, licealnej fantazji. Dosłownie. Musiał wybrać akurat akt? To jakiś manifest, czy ki chuj?
- Przestań już skamleć i się nie broń, bo twoje tłumaczenia z minuty na minutę robią się coraz bardziej żałosne. Jakby... - westchnął przeciągle, próbując zebrać swoje myśli w całość, bo wówczas chciał wypowiedzieć ich tyle, że trudno mu było zachować poprawną kolejność. - Jakby, cholera no, Quon, jak nie twoja decyzja, to czyja? Wcisnąłeś lasce na palec jebany pierścionek zaręczynowy, mając pistolet przy tym tępym łbie, czy co ty mi teraz próbujesz wcisnąć? Jeśli faktycznie nie była to twoja decyzja, to ja pierdolę, jak trzeba być głęboko upośledzonym, żeby dać się zrobić tak bezwolnym?

Quon był, jest i będzie kujonem. Był ode mnie lepszy, co najwyżej, w wyryciu podręcznika na blachę, podsumował z nieukrywanym niesmakiem, uznając się za bardziej zaradnego życiowo, niż brunet, bo, wbrew pozorom, ich sytuacja rodzinna malowała się całkiem podobnie, a oni, jako swoje przeciwieństwa, zachowali się różnie niemalże przy tym samym stanie faktycznym. Addams nigdy nie dałby się złamać na tyle, aby ktokolwiek, czy to matka, czy to ojciec, układał mu życie. Decyzja o studiach przybrała formę konsensusu, rozważywszy wszelkie za i przeciw, a kierunek wybrał całkowicie samodzielnie, mając za nic matczyne przebąkiwania, żeby został politykiem lub prawnikiem. Żyję, jak chcę. Co prawda, raz na wozie, raz pod, ale przynajmniej potem mogę mieć pretensje tylko do siebie, a nie... Jak obrażony pięciolatek, któremu rodzice źle doradzili. Mamy rocznikowo po dwie dychy na karku, więc czas się, kurwa, obudzić i decydować o sobie, Quon.

- A ty znowu z tą samą kartą, no nie wytrzymam... Nudny się już robisz z tym zasranym La Push, bo zachowujesz się w tym temacie jak taka katarynka. Napierdalasz tylko jedną i tę samą melodię. Znajdź se lepsze, jakieś świeższe rzeczy do czepiania się, okej? - jęknął w zażenowaniu, kiedy tylko do jego uszu dotarła nazwa miejsca, w którym kiedyś zrobiono licealną imprezę i którą Ocean wypomina mi, jak najgorszą zdradę, a przecież wtedy się prawie nie znaliśmy! Był dla mnie jedynie wkurwiającym korepetytorem do matmy, do siedzenia z którym przymusiła mnie 'sorka...
- Ale już chuj, bo odpowiadając na pytanie to tak, było zajebiście w porządku. Wiesz dlaczego? Nikogo nie zdradzałem. Nikomu nie obiecywałem niczego, a tobie w szczególności. Także tak, miałem i mam prawo robić co chcę - zasyczał w czystej irytacji, niby nie mając obowiązku do kolejnych tłumaczeń z przytoczonego przez starszego incydentu z przeszłości, aczkolwiek chciał to zrobić. Bo być może nie wyraziłem się wtedy zbyt jasno.
- Pewnie moja odpowiedź się nie podoba, hm? Czekaj, może ja się nadstawię szyję... Długo mam czekać na zapięcie mi kolejnej obroży, aneksyjny pojebie? - dodał niemalże od razu, wykonując przy tym bardzo charakterystyczny gest. Mianowicie Darrell przejechał wtedy swoim palcem wskazującym dookoła własnej szyi, mając w zamiarze nakreślić tak kształt psiej obroży, jaką kiedyś, z zupełnego zaskoczenia, udekorował go pijany Quon w drzwiach szkolnej bursy. I jakkolwiek gest ten na początku go zmieszał, a później w zasadzie bawił (gdyż pojawianie się na lekcjach w takiej "biżuterii" z imieniem klasowego kujona stanowiło jakąś tam formę rozrywki), tak później ten nieoczekiwany prezent przybrał formę symbolu faktycznej przynależności.
Ocean coraz częściej odcinał go od reszty, wymagając jakby wierności, której z początku nie umiał okazywać. Z czasem jednak sam z siebie zaczął się odsuwać od pewnych ludzi i sytuacji, ale w ramach nagrody Darrell dostał wtedy, co najwyżej, po swojej wówczas licealnej, naiwnej głowie. Bo jak to? Ocean nagle odwracał wzrok i nie odzywał się do niego słowem. Omijał na korytarzach jak trędowatego. Dokładnie tak, jakby się nim brzydził, choć nie zrobił niczego niewybaczalnego. Ba, zaczął się wtedy zamieniać na nieco bardziej przyzwoitą wersję siebie i... chuj. Chuj w to wszystko, podsumował z obcym rozżaleniem, wsuwając głębiej w tylną kieszeń spodni swój telefon z brelokiem, ażeby tylko wyższy nie zwrócił na niego uwagi. Szkoda tylko, że gdy wrócił doń wzrokiem, Quon był już praktycznie przed nim, a przy tym pchnął na drzwi, czym wywołał w Darrellu szczere zdziwienie. Szczególnie, że później, jak w kiepskim romansidle, ujął jego podbródek i zaczął całować. Co miałem zrobić...?

Dał temu chwilę. Może odrobinę za długą, niż powinien dać. Trudno mu było się jednak oderwać od niegdyś klasowego kujona, który aktualnie całował go tak tęskno, jakby zamiast dwuletniej przerwy mieli za sobą jakąś dziesięcioletnią. Chociaż to nie tak, że przyjął jego gest z przysłowiowymi, otwartymi ramionami, gdyż mimo odwzajemniania gestu, Darrell pomiędzy jednym, a drugim cmoknięciem zdecydował się z lekka podgryzać dolną wargę Oceana, jakby chciał tym go ostrzec. Chłopak bowiem ponownie, okrutnie łapczywie sięgał po niego, ale Addams, mimo swojej kochliwej natury, nie chciał go tak łatwo wpuścić do swojego świata na nowo. Nadal żywił do niego urazę, ale nie nienawiść, która zapewne zawiodłaby ich prędzej do poważniejszych rękoczynów, niźli szarpanie za dresy wyższego, aby tylko zbliżył się bardziej. Aby nie został pomiędzy nimi nawet centymetr odległości, bo Darrell nie potrzebował przestrzeni po to, żeby kontrolować sytuację. Przerwał to wszystko w wybranym przez siebie momencie, zasłaniając ręką usta Quona, przytulając się wówczas potylicą do bibliotecznych drzwi. Oddechy brał ostrożne, aby nie dać po sobie poznać, że dał sobie wydrzeć zdecydowanie za dużo powietrza.
- A więc jest tak, jak myślałem. Ktoś zdążył wyjść z wprawy i ślini się jak basset hound z padaką - zachichotał złośliwie, nie mogąc się powstrzymać od uszczypliwego komentarza, którym mógłby chociaż odrobinę podkopać morale starszego, choć wtedy nie mógł się skarżyć na jakość pocałunku. Był taki, na jaki zasłużył po takiej przerwie. Ale co dalej?
- Więc? Zadowolony? Powspominaliśmy stare czasy, także możesz iść i bawić się dalej w zakładanie rodziny, czy coś tam, bo nie wiem, do czego to wszystko ma według ciebie znowu zmierzać - zapytał niespiesznie, bezwiednie sunąc ręką po jego karku, jakby chciał sobie przypomnieć licealne zamykanie się po nauczycielskich kantorkach, choć dał się skusić na równie wredne zaakcentowane "znowu" w kierunku Oceana. Bo mam wrażenie, że zataczamy koło... - Znaczy... Nie to, że jara mnie zmierzanie z tobą do czegokolwiek poważnego, bo co to, to nie. To ostatnie, czego bym sobie życzył, ale z czystej ciekawości - zastanawiają mnie twoje motywy. Co, Pani Pierścionek w łóżku nie daje sobie rady i potrzebujesz urozmaicenia?

Wątek przeniesiony do domu Oceana także zt x2.
Ostatnio zmieniony 2021-12-25, 23:22 przez Darrell Addams, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy się na coś zafiksował, to ciężko mu było odpuścić. Im głupsza była to rzecz tym gorzej, bo z jakiegoś powodu bardziej mu wtedy zależało. Zaczęło się niewinnie. Podpytywał Christiana o sprawy związane ze szpitalem i pracą, od słowa do słowa wdali się w dyskusję odnośnie jednego z przypadków i napotkali ścianę w postaci różnicy zdań odnośnie kwestii teoretycznej z dziedziny medycyny. Obaj upierali się przy swoim, a google jak zawsze kiedy było naprawdę potrzebne nie potrafiło udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Nie wierzył, że w dobie internetu musieli sięgać po klasyczne rozwiązania, ale nie zamierzał odpuszczać. Holloway może i musiał zbierać się do pracy, ale on był na urlopie, a co za tym idzie, miał mnóstwo czasu aby udać się do biblioteki i poszperać. Wybory miał dwa. Przez studia wiedział doskonale gdzie czego mógł się spodziewać pod względem zakresu wiedzy i nawet jeśli minęło już parę dobrych lat, to i tak zamierzał zaufać temu co znał. Postawił na bibliotekę uniwersytecką z jednego prostego powodu - była bliżej, a on zamierzał pokonać trasę pieszo. Nie widział potrzeby w korzystaniu z auta skoro i tak nie miał już żadnych planów na resztę dnia. Myślał co prawda o odwiedzinach u któregoś z braci, ale przeczuwał, że skończy się na okrężnym powrocie do siebie. Nie wiedział dlaczego, ale nie potrafił się zebrać na zainicjowanie spotkania z rodziną i poświęcał im czas dopiero wtedy kiedy stawiali go przed faktem dokonanym.

Szedł w stronę odpowiedniej sekcji biblioteki i musiał przyznać, że zaskoczyła go liczba korzystających z niej osób. Prawie każdy stolik był zajęty przez minimum jedną osobę, a do tego było tam przeraźliwie cicho. Większe grupki dyskutowały w specjalnie wydzielonych do tego pomieszczeniach, ale nawet szmer się stamtąd nie wydostawał. Kroczył ze spokojem, bawiąc się kciukami materiałem swetra. Rękawy były na niego za długie i choć starał się tego nie robić, to odruchowo ściągał je jeszcze bardziej. Nie był jeszcze pew... zastygł. Nie trwało to długo, choć ciężko byłoby mu teraz sprecyzować upływ czasu, bo jego umysł na szybko przerobił właśnie wspomnienie pewnego wieczoru sprzed kilku tygodni. Automatycznie zaczął iść dalej. Robił to wolno, bo nie wiedział co się dzieje i dlaczego w ogóle tak mocno na to zareagował. Instynktownie zajął miejsce przy jakimś stoliku i obejrzał się za siebie, aby przyjrzeć się jego plecom. Nie wydawało mu się, że się ponownie spotkają, ale było to raczej irracjonalnie idiotyczne. Przecież poznali się przez kompletny przypadek, więc dlaczego miał czelność zakładać, że los nie połączy ich ponownie? Jego rozumowanie nie trzymało się kupy, ale to żadna nowość akurat. Zaczął nerwowo stukać palcami o stolik, co szybko zwróciło uwagę jego sąsiada. Na szczęście nie był stuprocentowo odklejony od rzeczywistości, więc w porę wyłapał jego groźne spojrzenie. Natychmiast uniósł dłonie w geście obronnym i posłał mu przepraszający uśmiech. Czuł, że powinien coś zrobić w związku z Gabrielem... no właściwie to nie wiedział jak ten miał w rzeczywistości na imię, ale nazywał go sobie właśnie Gabrielem. Wstał dość gwałtownie, ponownie irytując osoby w najbliższym otoczeniu i szybkim krokiem przeszedł do stanowiska przy którym pracowała bibliotekarka. Chwilę z nią podyskutował, aby następnie raz jeszcze pokonać tę samą trasę. Skorzystał z tego i przyjrzał mu się raz jeszcze. Niestety nie miał wątpliwości, że to właśnie on. Lekko poczochrane włosy w bliżej niezidentyfikowanym (dla niego, nigdy nie był dobry w definicjach) kolorze, masa delikatnych piegów oraz mocno zaciśnięte wargi, które najwidoczniej były oznaką skupienia. Powrócił na miejsce z kartką papieru oraz długopisem. Obie te rzeczy ułożył bardzo równiutko na stole przed sobą, kilkukrotnie poprawiając położenie długopisu, aby zachować równoległość do brzegu kartki. Wyprostował się, patrząc się na papier tak, jakby czegoś oczekiwał. Nie mógł go przecież zaczepić, bo byłoby to po pierwsze zbyt niezręczne, a po drugie inwazyjne, a przecież i tak dostał już zbyt wiele nieprzychylnych spojrzeń. Jego noga zaczęła nerwowo podrygiwać, co w kontakcie z nogą od stołu przyczyniło się do jego wibracji. Chłopak z którym ten stół dzielił westchnął głośno, raz jeszcze karcąc go wzrokiem. - So... - przerwał, wykonując dłonią bliżej niezidentyfikowany gest i zaprzestał zakłócenia mu spokoju (po raz drugi). Było mu głupio, bo spędził na krześle dobre kilka, nawet kilkanaście minut. Co jakiś czas sprawdzał oczywiście czy Gabriel nadal tam był. Gdyby wyszedł, to potraktowałby to jako znak i powód do tego, aby za nim nie iść. Skoro jednak siedział dalej, to chyba musiał pozwolić na realizację swojego pierwotnego planu. Szybko zapisał górny lewy róg kartki, a następnie wstał i podszedł do stolika przy którym stacjonował Gabriel. Zgiętą na pół kartkę położył blisko jego ręki i odczekał sekundę na jego reakcję. Nim ich spojrzenia zdążyły się spotkać, obrócił się na pięcie i powrócił na swoje miejsce. Siedział wyprostowany jakby czekał na ścięcie, a niespokojny wzrok skupił na zażartej konwersacji odbywającej się za szybą dźwiękoszczelnego pomieszczenia konferencyjnego.
Twoje ogromne skupienie może oznaczać tylko jedno.
Znowu czytasz Marksa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pomimo tego, jak bardzo chcą to ukrywać i udawać, że wszystko jest w porządku, Sam jest świadomy tego, że jego rodzice żałują jego wyborów dotyczących studiów. Jego ojcom zdarza się zapomnieć w rozmowie i pozwolić, aby odrobina ich żalu wydostała się na światło dzienne i uderzyła Sama z całą swoją siłą tam, gdzie zaboli go to najbardziej. Sam nie był głupi. Doskonale wiedział, że skończenie fizyki na Uniwersytecie w Waszyngtonie, to nie to samo, co skończenie absolutnie czegokolwiek na MIT. Ale odnajdywał się w swojej pracy w szkole bardziej, niż w jakiejkolwiek wielkiej firmie, która płaciłaby mu ogromne pieniądze, ale w zamian z każdym dniem zabierała trochę jego duszy. Wiedział też, że ma ogromne szczęście, że mógł po studiach pracować w zawodzie i dzięki temu uświadomić sobie, jak bardzo nadal chce się rozwijać i że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Z tego też powodu znalazł się tego dnia w bibliotece uniwersyteckiej, przekopując się przez wszystkie ważne publikacje z ostatniej dekady dotyczące fizyki i astrofizyki, żeby móc zaimponować profesorom podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Wtapiał się w tłum studentów i pracowników naukowych i miał to rzadkie poczucie, że gdzieś w pełni pasuje. Nie było to miejsce, w którym sądził, że zetkną się ze sobą jego dwa światy, że będzie zmuszony lawirować pomiędzy swoim introwertycznym, na stałe zakodowanym ja i wykreowaną maską, której utrzymanie na dłużej, niż kilka godzin było dla niego wyczerpujące. Szczególnie na trzeźwo.

Dla Sama wychodzenie z domu wieczorami i poznawanie ludzi, wiążę się z całym rytułałem. Zakłada na siebie skórzaną kurtkę niczym zbroję, używa drogich perfum, kiedy na codzień wystarcza mu tylko woda po goleniu, tuż po wejściu do pubu wypija trzy kolejki aby zneutralizować swój introwertyzm i to pozwala mu udawać, że jest kimś fajniejszym, zabawniejszym i wartym czyjejś uwagi przynajmniej na te kilka godzin. Jakby stawał się inną osobą. Dlatego można tylko wyobrazić sobie jego zdziwienie, kiedy zobaczył przed sobą pojedynczą kartkę i po obejrzeniu się przez swoje ramię, oddalające się od niego plecy mężczyzny. Poznał go po samym zapachu perfum i sylwetce, ale miał całkowitą pewność, kiedy wrócił na swoje miejsce oddalone kilka metrów od Sama, przy innym stoliku. Zanim dał sobie czas na nadinterpretację wszystkiego i wejście na karuzelę natrętnych myśli, co może być na niej napisane, spojrzał na jedno zdanie zapisane eleganckim pismem i. Nie tego się spodziewał. Wykorzystując swoje momentum, chwycił za długopis i napisał pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy.
Gdyby to był Marks, to miałbym dobry dzień, a niestety nie jest dobry. Postawił na dolnej krawędzi jeden z tomów, które leżały obok niego tak, aby jego rozmówca mógł zobaczyć napis Annual Review of Astronomy and Astrophysics na jego okładce ze swojego miejca.

Oczywiście, że o nim myślał przez te ostatnie kilka tygodni. Była to miła odmiana od zbierania miłych wspomnień i katalogowania ich jak robi to bibliotekarz z woluminami - do ponownego sięgnięcia po nie, jeżeli najdzie cię ochota na przeżycie tego jeszcze raz, ale traktowania ich jednak jak zamknięty rozdział. Nie spodziewał się, że nieznajomy w ogóle go pozna. Wiedział, że poza barami i klubami nie ma tej aury pewności siebie, którą tak misternie stworzył. A jeśli nawet poznał, to nie da tego po sobie poznać. Przecież był w końcu jakiś powód, czemu tak nagle się wycofał i zostawił Sama z całym wielkim katalogiem emocji i myśli, z którymi do końca nie wiedział, co ma zrobić. Czuł się niedorzecznie uśmiechając się do jednego zdania zapisanego na wyrwanej kartce papieru, ale trudno było mu tego nie robić, kiedy najwyraźniej jego półtrzeźwe wywody na temat początków komunizmu były warte zapamiętania. Po chwili jednak uderzyła go inna myśl, która natychmiast zmieniła wyraz jego twarzy. Nie mógł przypomnieć sobie, czy powiedział nieznajomemu tamtego wieczora cokolwiek sensownego na swój temat, czy był całkowicie pochłonięty próbami oswobodzenia klasy pracującej. Nie zdziwiłby się, gdyby był przekonany że Sam jest jakimś oświeconym studentem antropologii, politologii albo, o zgrozo, kulturoznawstwa. Z pewnością nie działało na jego korzyść, że wyglądał o wiele młodziej, niż wskazywałaby na to data urodzenia na jego prawie jazdy. Nie jest jedyną osobą, która tak myśli, biorąc pod uwagę ile razy miał problem z kupieniem piwa w sklepie.

Podniósł ponownie długopis i dopisał pod poprzednim zdaniem:
Czy ty też próbujesz zatrzymać swój rozpędzony, czyhający za rogiem kryzys wieku średniego powrotem na uniwersytet i przebywaniem ze studentami w kwiecie wieku, czy to tylko ja? Zawahał się na moment, zanim wstał ze swojego miejsca. Kiedy siedział, było widać tylko nieład na jego głowie, niedorzeczny kolorowy wełniany sweter i okulary w grubych czarnych oprawkach, a kiedy wyjdzie zza biurka, nie będzie miał jak ukryć swoich rozpadających się vansów i błękitnych jeansów, które wyglądały na tak wiekowe, że równie dobrze jego dziadek mógł mieć je na sobie w 1969 na Woodstocku. Cały ten strój z pewnością byłby na samym dnie listy rzeczy, które Sam chciałby mieć na sobie spotykając się z osobą, która przez ostatnie tygodnie była źródłem znacznych spadków jego samooceny i rosnącej frustracji. Pokonał odległość dzielącą ich stanowiska ze wzrokiem wlepionym we własne buty, unikając za wszelką cenę złapania przypadkowego kontaktu wzrokowego. Podniósł oczy tylko na chwilę, podchodząc do zajętego przez mężczyznę biurka, żeby nie potknąć się o własne nogi, co byłoby bardzo w jego stylu, ale też bardzo niepożądane.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wewnętrzny niepokój nie tylko go stresował, ale przede wszystkim żenował. Nie tego się po sobie spodziewał. Nie robił przecież nic zagrażającego życiu czy wybitnie szalonego, ale jednak coś robił. Jego serce pompowało krew w znacznym przyspieszeniu, a mięśnie na powierzchni całego ciała były spięte jakby spodziewały się, że zaraz będą musiały nagle zareagować na nieoczekiwany bodziec. Jak zwykle kiedy postąpił zgodnie ze swoim spontanicznym pomysłem - miał ochotę wstać, obrócić się na pięcie i usunąć się z tej sytuacji. Bezsens własnych zachowań był u niego częstym zjawiskiem. Całe szczęście, że rzadko kiedy faktycznie się wycofywał. W paru przypadkach na pewno zaoszczędziłoby mu to sporo nerwów i czasu, ale tym razem siedział i czekał. Zjechał wzrokiem w odpowiednim kierunku i zmrużył powieki. Ewidentnie czekała go wizyta u okulisty, bo nie tak łatwo było mu odczytać tekst na pokaźnym brzegu lektury Gabriela.
Kompletnie się tego nie spodziewał, ale nic dziwnego skoro nie podzielili się ze sobą w zasadzie żadnymi suchymi faktami ze swojego życia. Co to jednak oznaczało? Co dokładnie studiował? Pytania rodziły się niczym strzały z karabinu maszynowego, a jego obraz Gabriela posypał się nim zdążył mrugnąć. Nie był rozczarowany, ale... po prostu nie wiedział na kogo tak naprawdę patrzył. To wzmagało tylko jego stres i fascynację.

Żałował, że nie wybrał bardziej odległego biurka. Reagował jednak czysto instynktownie i nie kalkulował w tamtym momencie, że w razie ewentualnej wymiany korespondencji będzie potrzebował więcej czasu, aby mu się przyjrzeć. Nie miał do powiedzenia nic negatywnego w temacie jego stroju. Szczerze mówiąc, to czuł się tak jakby patrzył w lustro, które miało nieco więcej pojęcia na temat łączenia ze sobą poszczególnych elementów garderoby. Podobało mu się, że wyglądał tak skrajnie różnie od tego co widział poprzednim razem. To pogłębiało tylko przekonanie, że Gabriel 1.0 i Gabriel 2.0 mogli być kimś zupełnie innym.
Skinął powoli głową, kiedy chłopak zmaterializował się nad nim i zmusił się do zerknięcia na jego twarz. Rozchylił wargi w zamiarze powiedzenia absolutnie nieprzemyślanych słów, ale głos ugrzązł mu w gardle. Mógł przysiąc, że towarzysz jego stanowiska świdrował go właśnie wzrokiem. Nie zamierzał mu podpadać po raz kolejny, chociaż miał ku temu cholernie dobry powód.
Odchrząknął najciszej jak tylko był w stanie i wyciągnął dłoń, aby przejąć od niego kartkę z odpowiedzią. Zrobił to na tyle ostrożnie, aby palce ich dłoni nie dostały możliwości zetknięcia się ze sobą. Rzecz jasna nie odczytał słów Gabriela od razu. Odczekał wpierw aż ten wróci na swoje miejsce i pozwoli mu na chwilę prywatności. Potrzebował tego aby strawić całą tę sytuację oraz zebrać myśli na swoją kolejną wiadomość.
Uśmiechnął się pod nosem, kiedy zapoznał się z treścią zapisaną na kartce. Ku własnemu zdziwieniu niemal od razu chwycił za długopis i zabrał się za zapisywanie swoich przemyśleń. Nie zajęło mu to zbyt wiele czasu i już po chwili powtórzył rytuał zaniesienia mu kartki. Przy okazji zatrzymał się nad nim na krótką chwilę i omiótł wzrokiem wszystko to, co znajdowało się przed nim na biurku. Nim przyszło im do głowy, aby wymienić spojrzenia na zbyt długo, nogi zaprowadziły go z powrotem na miejsce.
Za nic nie skazałbym się na ponowne przejście przez jakąkolwiek ścieżkę edukacji. To by tylko pogłębiło kryzys, który nie tyle czyha, co pożarł mnie w całości już kilka lat temu.
Przyszedłem tu wyłącznie, aby udowodnić, że mam rację. To zawsze pomaga na pogruchotane starcze ego.

Czy jeśli znajdę i przyniosę Ci Marksa, to jest szansa, że Twój dzień stanie się lepszy?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sam nauczył się żyć ze swoimi lękami, a nawet można powiedzieć, że je udomowił. Jego psychiczne i fizyczne reakcje na stresujące wydarzenia paradoksalnie go ugruntowują, przypominają mu że istnieje tu i teraz, a nie wypadł z czasu jak Billy Pilgrim w Slaughterhouse 5 Vonneguta.

Nie o tym powinien myśleć w tej chwili, ale czuł się źle z demonizowaniem astrofizyki, jakby to nie było coś, co sprawiało mu ogromną radość. Po prostu do Sama, którego jego nieznajomy poznał, nie pasowało czytanie o mechanizmach kappa czy innych teoretycznych bzdurach. Ale tak naprawdę, to co miał do stracenia? Już teraz mężczyzna dał mu szybsze bicie serca i głupi uśmiech na twarzy, który nie zszedł z niej od kiedy zobaczył pierwsze zapisane zdanie na kartcę, niczego więcej nie potrzebuje. Jak Sam ma wychodzić ze swojej strefy komfortu, to może zrobić to chociaż w stylu protagonistki legendarnych filmów dla młodzieży ze swojego dzieciństwa. Może jego lęki i jednoczesna ogromna fascynacja ludźmi, znajdowanie ogromnej przyjemności w rozmawianiu przez godziny bez poznawania nawet imienia osoby, która dzieli się z tobą swoimi mniejszymi lub większymi sekretami, tworzyły razem wybuchową mieszankę.
W takim razie chyba powinienem zostawić cię w spokoju, męskie ego jest pod ściślejszą ochroną niż pandy wielkie

To poważna sytuacja, tylko przeczytanie go w oryginale może uratować dzień.
Podszedł do stanowiska, przy którym siedział mężczyzna i podsunął mu kartkę. Uśmiechnął się lekko na widok poirytowanego studenta, który miał to nieszczęście dzielić z nim tego dnia stanowisko i być świadkiem odgrywania przez nich scen z coming of age filmu z lat 90. Tym razem nie unikał wzroku mężczyzny i nie odszedł od razu na swoje miejsce. Poczekał, jak skończy czytać, złapał leżący obok jego dłoni długopis i dopisał w rogu strony drobnymi literami.
Mam na imię Samuel Mógł przedstawić się jako Sam. Zazwyczaj tak robi, ale z jakiegoś powodu chciał usłyszeć, jak obydwie sylaby brzmią w ustach mężczyzny. Zapomniał już, jak ekscytujące było wyłamywanie się ze swoich własnych schematów. Gdzieś z tyłu głowy słyszał dobijający się do drzwi stres i niepewność, którymi spowite było całe to spotkanie, ale kiedy nieśmiało omiatał oczami przystojną twarz nieznajomego; pozwalał żeby zostały zasłuszone przez o wiele bardziej pozytywne emocje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdziwiło go, że nie odszedł i wbrew ich poprzedniej interakcji, łapczywie wręcz wpatrywał się w jego twarz. Nie pozostawał mu dłużny. Wargi wygięły się nieco rozbawionym, a nawet błogim uśmiechu. Całe to zajście było w gruncie rzeczy niesamowicie głupie i niedorzeczne, ale to właśnie poprawiało mu humor. Miał ochotę puścić mu oczko, ale na samą myśl przez jego plecy przechodziły ciarki żenady. Darował to sobie, wciąż trzymając się granic rozsądku. Jego sąsiad niestety nie był w stanie dłużej znieść ich gierki i z nieukrywaną irytacją zabrał swoje rzeczy i ruszył w poszukiwaniu innego, zapewne spokojniejszego miejsca.
Po prostu bądź delikatny.

Z oryginałem może być ciężko.

Jeśli chcesz poznać moje imię, to musisz za mną pójść.
Wręcz nabazgrał, ale spieszyło mu się, bo nie chciał przecież aby Samuel (nie Gabriel, choć imiona te były jego zdaniem bardzo podobne i wcale mocno się nie pomylił) czekał w nieskończoność. Posłał mu znacznie szerszy uśmiech i wstał z miejsca, chwytając za swoje rzeczy. Miał nadzieję, że ten za nim podąży. Nie przygotował się bowiem na inne zakończenie tej sceny. Obrócił się na pięcie i zdecydowanym krokiem skierował się do jednej z salek konferencyjnych na tyłach. Była przeszklona, więc nie dawało im to prywatności, ale za to całkowicie wyciszona. Ich rozmowa była tam wyłącznie ich własnością. Doceniał ich korespondencję na kartce papieru, ale desperacko wręcz łaknął go usłyszeć. Wszedł do środka, odkładając torbę na ziemię i odetchnął powoli. Stał tyłem do wejścia, ponieważ nie chciał odbierać sobie przyjemności oraz poczucia ulgi, kiedy Samuel cicho zamknie za nimi drzwi i wypowie pierwsze słowo.
[ przerwana ]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Siedziała na niewygodnym, bibliotecznym krześle, wpatrzona w ekran telefonu, z którego spojrzenie, co jakiś czas przenosiła na leżącą na drewnianym blacie stołu gazetę. Między wiadomościami wymienianymi z Siriusem, próbowała przetłumaczyć nagłówek artykułu, którego twarzą był… jej ojciec. Nie ulega wątpliwości, że to był właśnie on! Tak wiele razy przyglądała się tym rysom twarzy, próbując odnaleźć podobieństwo między nim a sobą, które znała z jedynego zdjęcia jakie posiadała jej matka, że niemożliwym było, żeby się pomyliła.
Kiedy tłumacz po raz kolejny wyświetlił jej jakieś bzdury, pozwoliła sobie na głośniejsze prychnięcie, które rozniosło się po pomieszczeniu, zwracając na brunetkę uwagę bibliotekarki. Zawstydzona, zarumieniła się nieznacznie, mrucząc pod nosem -Przepraszam - po czym zaraz napisała do Siriusa z pytaniem. W gruncie była to pierwsza rzecz o jaką chciała go zapytać, ale było jej trochę głupio. Bo może mógłby pomyśleć, że chce go tylko wykorzystać? W dodatku dzięki temu udało jej się z niego wyciągnąć informacje i niejako ucieszyła się, że zamiast walentynek będą mogli świętować nie-urodziny, chociaż kwestia tego, dlaczego chłopak ich nie obchodził była zastanawiająca. Chciała o to zapytać, ale ostatecznie odpuściła, wychodząc z założenia, że jeśli będzie chciał to sam jej to wyjaśni.
Siedziała jak na szpilkach za każdym razem zwracając głowę ku wejściu do biblioteki, kiedy tylko jej drzwi się otwierały. Zdążyły to zrobić dwadzieścia siedem razy zanim pojawił się w nich jej chłopak, któremu od razu pomachała, podrywając się z krzesła; telefon, który miała na kolanach z łoskotem upadł na podłogę.
- Cholera - rzuciła, sięgając po niego. Źle odmierzyła odległość i przywaliła głową w blat stołu. Jęk bólu i kolejne - Cholera - opuściło malinowe usta. Wstała, rozmasowując obolałe miejsce, a gdy podniosła głowę napotkała rozbawioną twarz Siriusa.
- I co cię tak bawi, Bosworth? - zapytała, nie umiejąc się nie uśmiechnąć.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#58

Wiadomość od Melusine była poprawnie złożona i nie wyrażała żadnej desperacji, a pomimo tego poczuł niepokój. Reszte zajęć spędził niecierpliwie spoglądając w ekran telefonu, aż w pewnym momencie po prostu wstał i wyszedł. Profesor zwrócił mu uwagę, jednak za pomocą samej perswazji nie zdołał zatrzymać Siriusa Boswortha, który w międzyczasie zdążył założyć kurtkę i trzasnąć drzwiami. Potem zbiegł ze schodów, aby następnie znaleźć się na parkingu i za kierownicą audi. Teren uczelni opuścił nieco zdenerwowany.
W bibliotece pojawił się po minięciu czterech skrzyżowań, co łącznie zajęło mu piętnaście minut. Samochód zostawił na krawężniku przed budynkiem i pośpiesznie wbiegł do srodka, gdzie natychmiast zwrócił uwagę innych gości. Ludzie oderwali się od lektur, kiedy w ten nerwowy sposób: zdyszany, z wypiekami na policzkach i kurtką, która zsunęła mu się z ramienia, poszukiwał spojrzeniem Melusine. Gdy w końcu natrafił na jej jasne oczy, od razu zrozumiał, że była czymś strapiona. I chociaż początkowo towarzyszył mu głównie niepokój, to gdy zobaczył z jaką nieporadnością dziewczyna schyliła się po telefon, mimowolnie zaczął się śmiać. Odchrząknął i ponownie zrobił poważną minę, kiedy zwróciła mu uwagę.
- Czy coś się stało? - zapytał natychmiast, zapomniawszy że znajdowali się w bibliotece. Jakaś tleniona blondynka z okularami na nosie syknęła nieprzyjemnie, aby oboje w końcu się uciszyli. Wtedy cmoknął nerwowo i już miał skomentować jej zachowanie, gdy Melusine ponownie przywołała rozsądek Siriusa. Usiadł i odruchowo zaczął doglądać gazety, która leżała rozłożona na blacie.
- Co to jest? - oderwał spojrzenie od pierwszej strony i zwrócił się do dziewczyny.
Ostatnio zmieniony 2022-02-08, 16:53 przez Sirius Bosworth, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Melusine odznaczała się podobną do siriusowej nerwowością, chociaż jej powód leżał gdzieś zupełnie indziej. On był przekonany, że dziewczynie mogło się coś stać, natomiast ona przejęta była swoim odkryciem, które szokowało a jednocześnie cieszyło. Oczywiście pojawieniu się chłopaka w bibliotece towarzyszyło zamieszanie, które wywoływał zawsze, niezależnie od miejsca w jakim się znajdowali. Było to, coś co początkowo ją nieco irytowało, bo zwracali na siebie niepotrzebną uwagę, jednak z czasem zaczęło ją po prostu bawić.
Przygryzła dolną wargę, widząc malującą się w czekoladowych tęczówkach troskę. Chwyciła go za rękaw kurki, chwilę po tym, jak bibliotekarka zwróciła im uwagę, by zachowywali się ciszej, widząc, że awanturnicza natura chłopaka, chce znaleźć ujście. Pociągnęła go, zmuszając by usiadł przy zajmowanym przez nią stole.
-Gazeta - odparła, ale to przecież było oczywiste, a sam Sirius zadaje tak proste pytanie pewnie oczekiwał wyjaśnień, dlatego - Gazeta na łamach, której jest artykuł ze zdjęciem mojego ojca - uściśliła, otwierając odpowiednią stronę. - To on - oznajmiła, wskazując palcem mężczyznę w średnim wieku, z brązowymi włosami, ciemniejszą karnacją i stalowo-niebieskimi oczami, które podobne były do tych Melusine, chociaż one na świat patrzyły nieco łagodniej.
Starała się zachować spokój, jednak uderzająca wciąż o podłogę stopa zdradzała to, jak wiele emocji wywołuje w niej odkrycie jakiego dokonała. - Myślisz, że jestem do niego podobna? - zapytała, jakby szukając u bruneta potwierdzenia, że w rysach jej twarzy jest coś, co może połączyć ją z nieznajomym ze zdjęcia.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Pod wpływem szarpnięcia usiadł na krzesło. Mimowolnie spojrzał na gazetę, którą dziewczyna chwilę później złapała i zaczęła kartkować. Przyglądał się temu z lekką dezorientacją, jednocześnie zastanawiając się nad własnym, absurdalnym zachowaniem. Wybiegł z wykładów, bo treść wiadomości od Melusine wydawała mu się podejrzana. Przez głowę przeszły mu obawy, że mogła mieć jakiś poważny problem, a tymczasem siedział w samym środku publicznej biblioteki, nie rozumiejąc absolutnie niczego. Pokręcił głową, przy czym w myślach wyzwał siebie od szaleńców.
Dopiero po upływie kilkudziesięciu sekund zrozumiał całą sytuację. Z rozwartymi wargami nachylił się nad artykułem i skupił spojrzenie na mężczyźnie, którego tak gorliwie mu wskazała.
- Twój ojciec? - zapytał całkowicie machinalnie, bo w rzeczywistości nie potrzebował żadnej odpowiedzi. Rozsiadł się wygodniej i oparł łokieć o stół. Następnie zaczął spoglądać raz na fotografie w gazecie, a raz na Melusine, która również bacznie przyglądała się jego reakcji. - No nie wiem, Melusine - oparł się o oparcie i mimowolnie położył dłoń na kolanie dziewczyny, aby przestała nerwowo nim poruszać.
Zauważył, że była bardzo rozemocjonowana, jednak sceptycznie podszedł do jej znaleziska. W końcu niewiele wiedziała o ojcu, a jego zdjęcie w jednej z bibliotecznych gazet wydawało się Siriusowi nieprawdopodobne. Nabrał powietrza, po czym głośno westchnął i podrapał się po głowie. Nie chciał zniechęcać Melusine do poszukiwań, lecz nie zamierzał również wzbudzać w niej złudnej nadziei. Mimo tego ponownie nachylił się nad gazetą i spojrzał na dziewczynę.
- Macie podobne oczy, chociaż on wygląda o wiele sympatyczniej. - Zabrał rękę z kolana brunetki i postukał w głowę mężczyzny. Próbował w ten sposób zażartować, aby w małym stopniu rozluźnić zachowanie Melusine. - Ten sam kolor włosów i ciemniejsza karnacja - kontynuował, ale w jego głosie brakowało entuzjazmu. Wypowiadał się w bardziej formalny, aniżeli sympatyczny sposób. Potem ponownie westchnął i krzyżował ramiona.
- To nadal nic nie znaczy, Melusine. - Przetrzymał wzrok na twarzy dziewczyny, po czym w końcu skapitulował. Cmoknął głośno, wyrażając wszem i wobec dezaprobatę, co ponownie zwróciło uwagę bibliotekarki i wyciągnął telefon. Następnie zrobił zdjęcie. Widząc to, kobieta podniosła się zza biurka i ruszyła w ich kierunku. Minę miała tęgą, sylwetkę spiętą i dzierżyła w dłoniach zalaminowany regulamin budynku. Sirius pośpiesznie, trochę nerwowo wystukał coś na klawiaturze, a po chwili wokoło rozniósł się dźwięk wysłanej wiadomości. Schował urządzenie razem z dłońmi do kieszeni i spoglądnął na bibliotekarkę. Zatrzymała się w połowie drogi i widocznie zdając sobie sprawę, że nic już nie wskóra, ponownie zajęła swoje żandarmie miejsce.
- Syn ciotki Melodie jest marynarzem. Wydaję mi się, że mówi w czterech językach - zwrócił się ponownie do Melusine. - Może akurat zna hiszpański - uśmiechnął się ciepło i złapał dziewczynę za rękę. - Nie chcę żebyś była potem zawiedziona - oznajmił, spoglądając prosto w jej oczy.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez zamieszanie wywołane odkryciem jakiego dokonała i towarzyszącym temu emocjom, zupełnie nie zorientowała się, że Sirius pojawił się w bibliotece przed czasem, co oznaczało, iż urwał się z ostatnich minut zajęć, czego zapewne by nie pochwaliła. Dziewczynie zupełnie przez myśl nie przeszło, że prosta wiadomość mogłaby wywołać tak szybką reakcję Bosworth'a, a jednocześnie absurdalnym było sądzić, że to z powodu uczuć jakimi ją darzył. Fakt, byli parą, a to było jednoznaczne z tym, że się lubią, ale czy Sirius mógł poczuć to co ona? Miał już pewne doświadczenie, wiedział czym jest miłość, więc gdyby poczuł, że właśnie tym uczuciem ją dąży, zapewne, by jej to powiedział, prawda? I nauczył? Czasami myślenie Melusine było bardzo dziecinne, zupełnie jak w tej chwili, kiedy uznała, że mężczyzna na zdjęciu z gazety, która miała już swoje lata jest jej ojcem, chociaż nigdy go nie widziała na oczy.
Początkowo sama w to nie wierzyła, nie ufała własnym oczom, choć tak wiele razy ta twarz uśmiechała się do niej ze zdjęcia, które wykradła mamie. A później pojawiło się to dziwne przeczucie, że to musi być on, że jest.
W odpowiedzi na pytanie bruneta pokiwała potwiedzajco, energicznie głową, wciąż przygryzając dolną wargę, która poza wciąż chodzącymi nogami, zdradzała nerwowość Pennifold. Ta nasiliła się, gdy miast entuzjazmu, spotkał ją sceptycyzm Siriusa. - Myślisz, że zwariowałam - stwierdziła z wyrzutem, tylko na chwilę zatrzymując na nim spojrzenie, które ponownie przeniosła na gazetę. Naburmuszyła się. W ciszy i z nadymanymi lekko policzkami słuchała jego słów, zachowując się niczym mała, kapryśna dziewczynka.
- To jest on. Czuje to - oznajmiła próbując przekonać nie tylko jego, ale również siebie. - Zobacz - wyciągnęła w jego kierunku zniszczone zdjęcie, które do tej pory nosiła w portfelu. Znajdowała się na nim uśmiechnięta parka - jej matka i niejaki Nicolás. - To ten sam facet - upierała się, podsuwając chłopakowi obie fotografię pod nos, zaraz po tym jak schował telefon. Spojrzała na niego pytająco, a wtedy wyjaśnił, że skontaktował się z kuzynem.
- Wiem - odpowiedziała, gdy wyznał o co tak naprawdę się martwił. I przez ułamek sekundy również zaczęła wątpić,by możliwym było, aby w taki sposób znalazła ojca - przez zdjęcie w gazecie. To brzmiało irracjonalnie. Ale z drugiej strony, w jej życiu ostatnio działo się tak wiele niemożliwych i szalonych rzeczy, że może i tym razem?

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius pomimo doświadczenia nadal nie zrozumiał własnych uczuć. Z jednej strony sądził, że skoro był weteranem w związkach, to nieprędko będzie w stanie ponownie się zakochać. Jednak z drugiej ciągle przyłapywał się na tym, że myślał o Melusine częściej, niż wypadało. Wypełniała każdy zakamarek jego umysłu i momentami czuł się przez to przytłoczony, ale prędko odganiał te pesymistyczne emocje i przypominał sobie o wspólnych porankach oraz nocach, podczas których kotłowali się w pościeli.
Nie — zaprzeczył, co zrobił również kiwnięciem głowy. — Nie myślę tak, Melusine — złapał ją za skórę na twarzy, aby wyrwać jej policzek spomiędzy zatrzaśniętych zębów. Następnie poruszał nim prawo i w lewo. Nie chciał omyłkowo zaprezentować postawy, która skutecznie zniechęciłaby dziewczynę do dalszego działania. Po prostu zależało mu na tym, aby Melusine była przede wszystkim ostrożna, bo to ona zostałaby ofiarą własnych poczynań. Uważał, że nie powinna w tak dużym stopniu angażować w całą sprawę emocji - chociaż tak naprawdę był ostatnią osobą, jaka powinna wypowiadać się na ten temat. Sam zawsze działał pod wpływem serca, pozostawiając racjonalność daleko w czeluściach nierozsądku i pochopności.
Odpuścił. Położywszy łokieć na blacie podparł ręką brodę. Jeszcze jeden raz spojrzał na gazetę, przy czym westchnął i rozmasował lewe oko. Potem zwrócił uwagę na fotografię od Melusine, którą opieszale chwycił w drugą dłoń.
No... Są do siebie podobni, ale to jeszcze nic nie znaczy, Melusine — powtórzył to, co już wcześniej mówił przy porównywaniu wyglądu mężczyzny z wyglądem Melusine. Widział upór, jaki wykształcił się w jej zaciekłym spojrzeniu, ale pomimo tego ani na moment nie ustąpił. — Poczekajmy aż mój kuzyn odpisze — zaproponował, jednocześnie wyciągając na stół telefon. Bibliotekarka natychmiast wyciągnęła swoją długą szyję i wyjrzała ponad głowy innych, aby sprawdzić, czy Sirius czasem ponownie nie robił jakiegoś nielegalnego zdjęcia. Gdy upewniła się, że wszystko było w porządku jej wzrok utkwił w tekście grubej, starej książki.
Tymczasem Sirius zamknął w obu dłoniach drobną rękę Melusine.
Nie możesz się na mnie boczyć — powiedział i pokiwał głową. Następnie nachylił się i pocałował ją w usta. Głośne cmoknięcie na powrót zaalarmowało kąśliwą bibliotekarkę, która ostrzegawczo chrząknęła. — Ale ona mnie denerwuje — szepnął bardziej do siebie, aniżeli dziewczyny. — Może dopóki nie odpisze powinniśmy rozejrzeć się za czymś jeszcze?
Sirius nadal nie był przekonany, co do słuszności artykułu, jednak nie miał pewności, kiedy kuzyn odczyta jego wiadomość. Prawdopodobnie znajdował się gdzieś na oceanie spokojnym, a tam przeważnie brakowało zasięgu. Wkrótce okazało się, że los im tym razem sprzyjał i syn Melodie odpisał, choć musieli cierpliwie poczekać, że załaduje się MMS. Wysłał im tłumaczenie na kartce. Sirius natychmiast wręczył telefon Melusine, aby na głos odczytała całą treść.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cel. Każdy jakiś w życiu posiada - dla jednych jest siłą napędową, dla innych jednym powodem do zmiany. Dla Melusine od zawsze był odpowiedzią, na pytania, które zaczęły pojawiać się w jej głowie, gdy tylko pojęła różnice pomiędzy swoją rodziną, a tą koleżanki czy kolegi. Wiedziała, że kiedy już go osiągnie dowie się kim tak naprawdę jest, bo obecnie - i od zawsze - czuła, jakby składała się tylko z jednej połowy. Szukała odpowiedzi, wciąż błądząc, pozwalając, aby na chwilę mrok spowił jej duszę, nadtrawiając tkanki, rujnując relacje. Z każdym upływającym rokiem traciła nadzieję, że pojmie, jak to jest być całością i choć pojawienie się Siriusa w jej życiu, pozwalało jej poniekąd to zrozumieć, co wciąż czuła się niekompletna. Z tego też powodu nie potrafiła w pełni otworzyć się na chłopaka, zaufać mu, bo przecież sama wciąż nie ufała sobie.
Bosworth okazało się jedną z lepszych rzeczy, jakie spotkały ją w życiu, chociaż świadomość tego docierała do niej powoli, wypełniając każdy atom ciała, który, gdy brunet był w pobliżu, wyrywał się do niego. Podobnie, jak serce; to za każdym razem biło z taką siłą, jakby chciało wyskoczyć z jej piersi wprost w siriusowe dłonie. Czuła całą sobą, że stał się nie tylko częścią życia jakie wiodła, ale również jej samej - zagubionym kawałkiem duszy.
A jak mam myśleć? zadała mu nieme pytanie, patrząc w czekoladowe tęczówki smutnym wzrokiem. Sama poniekąd uważała, że to wariactwo, a jednocześnie nie mogła pozbyć się tego dziwnego przeczucie, że to właśnie jej ojciec. Instynktownie wtuliła twarz w ciepłą dłoń chłopaka, kiedy dotknął jej policzków. Otulona jego ciepłem i zapachem, tak charakterystycznym, że ciężko było pomylić go z czymś innym była bardziej skora do wysłuchania jego słów. Podświadomość podpowiadała jej, że Bosworth ma rację, głos rozsądku nakazywał go słuchać, ale czy mógł on mierzyć się z dziecięcym marzeniem?
- Jędzowata baba - mruknęła, dostrzegając jak biblioteka ponownie groźnie na nich łypie. Nigdy nie lubiła tego kobiety, a dziś szczególnie, bo prawdopodobnie właśnie ważyły się jej losy, a ta jedynie potęgowała nerwowość Melusine, która towarzyszyła jej od momentu, gdy natknęła się na zdjęcie mężczyzny w gazecie.
Ciche westchnienie opuściło malinowe wargi, kiedy dłonie Siriusa otoczyły jej własne, mimochodem spłatała ich palce, przez dłuższą chwilę patrząc na nie, ubijając spojrzenia czekoladowych tęczówkach.
- Wiem, przepraszam - powiedziała, na ułamek sekundy zamykając oczy, gdy poczuła na swoich ustach ciężar pocałunku. Ten gest na chwilę przyniósł ulgę, jednak myśli brunetki wciąż błądziły wokół ojca. Bo jak to możliwe, że nie znalazła go wcześniej? Dlaczego właśnie teraz? Jej życie powoli nabierało stabilności, a jedno zdarzenie ponownie ją zaburzało.
- Tak, znajdźmy coś jeszcze! - że też wcześniej o tym nie pomyślała. Poderwała się z krzesła, ciągnąc za dłoń chłopaka,by poprowadzić go do miejsca - między regałami, z dala od wścibskiego spojrzenia bibliotekarki - gdzie znalazła gazetę. Może w innych numerach też o nim napisali?
- A jeśli jest kimś ważnym? Na zdjęciu na takiego wygląda. - wyraziła swoją opinię, ciekawa, co na jej temat myśli chłopak. Wzięła w dłonie kolejne wydanie magazynu, tym razem nieco nowsze na szybko wertując jego strony. Nic. Następny - nic. Jeszcze jeden - nadal nic. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, po chwili zdając sobie sprawę, jak okropnie się zachowuje. Ponownie zaślepiona tym, by osiągnąć cel. Na szczęście tym razem opamiętanie przyszło znacznie szybciej. Odłożyła plik gazeta zachodząc Siriusa od tyłu; oplotła go dłońmi, kładąc głowę na ramieniu. - Przepraszam, że zachowuje się, jak wariatka. To dla mnie ważne, ale prawda jest taka, że ty jesteś ważniejszy i dziękuję. Dziękuję za wszystko - wyszeptała, mocniej się do niego przytulając. Wtedy też rozbrzmiał dźwięk telefonu, który zaraz znalazł się w jej dłoniach.
- Nicolás Carrera. Młody aktywista, którego prężenie rozwijająca się kariera, uczyniła go najmłodszym politykiem wchodzącym do parlamentu. Jego odważne, czasem zakrawające o brawurę poczynania…. - przeczytała, lekko się przy tym uśmiechając, kiedy wymownie spojrzała na Siriusa - czy on kogoś jej nie przypominał? - Urodzony w Sewilli, ukończył studia z wyrażeniem, co było oczywistym w tak ambitnej rodzinie…. To nie ważne…. Obecnie spotyka się z dziedziczką tronu... - przy tym zdaniu ściągnęła brwi, ale wzrokiem błądziła dalej - Mieszka w posiadłości leżącej na obrzeżach Madrytu. Reszta to inne brednie - dodała. - Muszę go znaleźć - oznajmiła, pozwalając by słowa te poprzedzała dłuższa cisza, w której oswajała się z informacjami, jakie zawierało tłumaczenie. - Ale najpierw powinnam rozmówić się z matka? - zapytała, choć nie chciała, by znak zapytania rozbrzmiał na końcu tego zdania.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Sirius, chociaż z początku również żył w niepełnej rodzinie, nigdy nie odczuwał chęci odnalezienia biologicznego ojca. Może wynikało to z tego, że matka nie próbowała zataić przed nim jego tożsamości. William Bosworth był podrzędny aktorem, introwertykiem i oszustem, obiecującym jej dozgonną miłość. W rzeczywistości odszedł czterdzieści minut po narodzinach syna. Zdaniem Siriusa nie był godny uwagi, dlatego zatarł się w jego pamięci jako osoba, która porzuciła rodzinę na rzecz egoistycznych zachcianek.
Maya Bosworth-Montgomery nawet po znalezieniu nowego partnera nie pozwoliła, aby przez brak biologicznego ojca Sirius poczuł się gorszy. W tej niekompletnej rodzinie, złożonej z wielu genów, było wiele wsparcia, bezpieczeństwa i miłości. Właśnie w taki sposób wspominał dzieciństwo.
Znaki zapytania zwisły pomiędzy Siriusem a Melusine. On starał się spojrzeć na całą sytuację z dystansem. Ona natomiast bezwzględnie upierała się przy swojej opinii, co sprawiało, że musiał zważać na własny instynkt samozachowawczy. W innych okolicznościach, jeszcze przed paroma tygodniami, śmiałby wyśmiać dziewczynę. Niczego nie argumentując podważyłby jej autorytet. Jednak od tamtego czasu wiele się zmieniło. Ewoluował w człowieka, który był skory do nieco większej cierpliwości, zrozumienia i pokory. W milczeniu popatrzył na Melusine podświadomie czując, że wewnątrz niej panował ferment. Toczyła walkę z sercem i rozsądkiem, jaką on w innej sytuacji natychmiast by przegrał. Poległby oddając władzę impulsywnym emocjom.
Mimo uszu puścił przeprosiny, które nie miały poparcia w żadnej winie brunetki.
A jeśli tak, to co? — zapytał nieco rozbawiony tym pytaniem. — To nie masz prawa żeby z nim porozmawiać? — Oboje nie potrzebowali odpowiedzi na to pytanie.
Opieszale wyciągnął jedną z gazet i zaczął ją kartkować, jednocześnie ukradkiem spoglądając na Melusine. Był nerwowa na co mimowolnie pokręcił głową. Odłożył magazyn i udał się w głąb regału, aby pochwycić kolejny plik. Nie wiedział czego dokładnie powinien szukać, dlatego zwracał uwagę zarówno na nagłówki, jak i poszczególne wizerunki mężczyzn. Druk był stary, dlatego miejscami za stronach znajdowały się niewyraźne kontury. Wtem poczuł jak dłonie Melusine zacisnęły się na jego pasie. Ponownie wsunął gazetę pomiędzy inne artykuły i odwrócił się do niej przodem.
Nie powiem, że zgadzam się z tym co robisz, bo nie jestem w twojej skórze. Jednak jeżeli będę mógł ci pomóc, to to zrobię. — Oparł brodę o czubek głowy dziewczyny, jednak ich chwila intymności została brutalnie przerwana przez sygnał telefonu. Podał jej urządzenie i w milczeniu wysłuchał treści, którą zaraz przeczytała.
Co? — nie zrozumiał tego, co Meluisne miała na myśli, kiedy spojrzała na niego w ten wymowny sposób. Umieścił łokieć na półce i nachylił się nad ramieniem dziewczyny, aby dojrzeć resztę wiadomości. Wtedy też zaczęła czytać dalej. — Więc to rzeczywiście on? Nazywa się Nicolás Carrera? — zapytał, musząc się jeszcze upewnić. Jednak po chwili wyraz twarzy Melusine dał mu jednoznaczną odpowiedź.
Zabrał telefon i schował go do kieszeni, po czym oparł się bokiem o drugi regał. Było ciasno, dlatego musiał ustąpić drogi szczupłej blondynce, która akurat próbowała przejść na drugą stronę. Milczał aż do czasu, gdy ich minęła. Potem znowu skupił się na swojej dziewczynie, przy czym głośno cmoknął.
Myślisz, ze dziedziczka tronu ma jakąś ładną córkę? Nigdy nie spotykałem się z księżniczką — zażartował, bo atmosfera pomiędzy nimi zrobiła się dosyć napięta. Melusine wydawała się mniej obecna nawet wtedy, kiedy z jej ust wypadły dwa słowa. Muszę go znaleźć. Sirius przytaknął, bo spodziewał się właśnie takiej reakcji.
Złapał dziewczynę za ramiona i delikatnie nimi potrząsnął. Zadziwiające, że w obecnej sytuacji to on był głosem rozsądku. On chamski, awanturniczy i impulsywny chłopak Melusine Pennifold. Ten sam, którego instynkty na co dzień musiała samodzielnie ujarzmiać.
Nie rozmówić, a porozmawiać, Melusine — powiedział. Z góry założył, że wizyta u pani Pennifold przyniesie kolejną gamę niekorzystnych emocji. — Porozmawiać - dźgnął ją w klatkę piersiową.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „University of Washington”