WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2021-11-01, 16:22 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ciuch

W nowym roku jedynym postanowieniem Ellie było tylko to, aby spędzać z rodziną więcej czasu. Dobra, miała jeszcze drugie - unikać za wszelką cenę Bastarda. Kiedy spotka go na ulicy - przejść na drugą stronę albo odwrócić się na pięcie i pójść w odwrotnym kierunku. Kiedy wpadną na siebie w klubie - natychmiast zasymulować chorobę i uciec do domu. Upewniać się, że wspólni przyjaciele nie zaprosili ich obu na jedną domówkę, kolację albo wieczór gier. Tak, zamierzała go unikać i wytrzymać w tym postanowieniu za wszelką cenę. Do długiej listy porażek nie chciała dodawać kolejnych, które jeszcze bardziej wpędzałyby ją w poczucie winy. I nie, wcale nie mam tutaj na myśli, że miała jakiekolwiek wyrzuty sumienia względem niego. Czuła się źle sama ze sobą, że wciąż pozwalała mu sobą sterować i źle z tego powodu, że miał nad nią taką władzę, że tak bardzo okłamywała się, że nie czuje niczego i jest szalenie silna, a wcale nie była. I wiedzieli to wszyscy.
Przede wszystkim jej matka, której co prawda nie zwierzała się jakoś szalenie bardzo, ale raz po raz wspominała, że jej i Brejwiemu, ulubieńcowi pani Atherton nie było po drodze i już nigdy z pewnością nie będzie. Nie rozumiała tego albo nie chciała zrozumieć. Przytakiwała, a jednocześnie mówiła do Ellie a może jednak warto dać sobie drugą szansę?. Kłóciły się o to niejednokrotnie, bo blondynka bardzo nie chciała przedstawiać Bastarda w złym świetle, dlatego szczędziła szczegółów ich rozstania, zaś jej matka uważała, choć nigdy nie powiedziała tego głośno, że główną winowajczynią rozpadu związku była jej córa.
W każdym razie dzisiaj umówiły się na kawę. I ten jeden, jedyny raz Ellie przyszła na czas. Względnie na czas, bo spóźniła się tylko dziesięć minut. Wchodząc do środka, otrzepywała z ubrań śnieg i odwieszając kurtkę na stojak, zamarła w bezruchu. To jakaś pułapka? Umawiała się z matką, nie z nim, więc co do cholery tutaj robił? Tchnięta impulsem chciała zawrócić i wyjść niezauważona, ale wówczas usłyszała dźwięczne i śpiewne Ellie, którego nie dało się zignorować. Posłała matce wymuszony, wyraźnie niezadowolony uśmiech i z ociąganiem podeszła do stolika, jaki we dwoje zajmowali.
- Nie wiedziałam, że to tego rodzaju spotkanie. Jakaś interwencja, o czymś nie wiem? - zapytała, krzyżując ręce na wysokości piersi, gdy zamiast usiąść, stała nad nimi. - Och córeczko, spotkaliśmy się przypadkiem - odpowiedziała matka, uśmiechając się szeroko do Bastarda, zadowolona z jego towarzystwa. W przeciwieństwie do córki!!!! - Mogłeś odmówić. Potrafisz mówić nie - Ellie też zwróciła się do niego, zajmując wolne miejsce. - Uznałam, że będziesz zadowolona z towarzystwa, bo niestety ja zaraz muszę uciekać. Twój ojciec mnie potrzebuje - poinformowała, kładąc uspokajająco dłoń na dłoni córy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miał dość. Miał dość, kiedy wgapiał się w dziecięce oczy Elisabeth na zdjęciach i miał dość, kiedy ich właścicielka butnie wkroczyła do kawiarni, rzucając mu tymi oczami mordercze spojrzenie. Przejechał dłońmi przez oczy, bo przecież mógł się tego spodziewać, kiedy odezwała się do niego jej mama. Jezu? Nie rozumiał. Uwielbiał tą kobietę, uwielbiał atmosferę jaka panowała w domu Ellie (gdziekolwiek on nie był) uwielbiał zainteresowanie Państwa Atherton swoimi dziećmi, uwielbiał stosunek głowy rodziny do ich życia. Uwielbiał. Nie na tyle jednak, żeby chodzić z nią na kawki, nie oszukujmy się. Kiedy więc się odezwała do niego, mówiąc, że potrzebuje pomocy ze zdjęciami, i może mógłby jej z tym pomóc, jako że kiedyś pomógł Ellie w przygotowaniu najpiękniejszego prezentu dla rodziców jaki można by sobie wymarzyć, to… no nie mógł odmówić. Skąd ona, do cholery, wzięła jego numer? Siedział więc teraz jak idiota, pijąc herbatę, która mu nie smakowała i oglądając zdjęcia rodzeństwa Ellie, raz po raz słysząc komentarze, jeśli akurat trafili na zdjęcie jego księżniczki Atherton. – A spójrz tutaj, nadal pozostał jej tej uśmiech, prawda? Zaczepny, wie czego chce. O, tutaj jesteście we dwoje, skąd się ono tutaj wzięło? Spójrz, jaka szczęśliwa. Nadal ma ten błysk w oczu, kiedy patrzy… – kiedy patrzy na co? Na niego, na przykład teraz, kiedy właśnie tu wparowała i chciała go zabić? Przecież nic nie zrobił, boże. – Interwencja, tak. Tutaj małe zapoznanie z sytuacją, a za kolejnymi drzwiami czeka na nas ksiądz, który najwidoczniej udzieli nam ślubu. Faaaak… – naprawdę bardzo się powstrzymywał, bo nie byli nadal sami, ale nie miał siły. Nie miał. Miało być prosto, miał po prostu jej unikać, by nie usłyszeć znowu, że złamał jej serce. Nie potrafili funkcjonować ze sobą, nie potrafili obok siebie ani wtedy, kiedy jedno wiedziało, że drugie jest za ścianą, na drugim końcu klubu, albo po drugiej stronie stolika. Nie potrafili. Nie odezwał się więcej ani słowem, póki Pani Atherton się nie pożegnała i nie zniknęła za drzwiami. – Ty też już możesz sobie iść – odezwał się, zbierając zdjęcia, które leżały na stole, a to na którym byli oboje, jako pierwsze upychając na dno swojego plecaka. Powoli zaczynało w nim buzować, kolekcjonował wszystkie te emocje pozytywne i negatywne, które powoli przestawały się mieścić w jego głowie i sercu. – Jak to możliwe, że byłaś taka, a teraz… - podsunął jej jedno z ostatnich na stole zdjęć, ale zabrakło mu słowa. Nie dokończył.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Mamo - wycedziła niezadowolona przez zaciśnięte zęby. Mogłaby urządzić scenę w samym serce kawiarni, a wszyscy wokół by ich słyszeli, jednak nie chciała robić wstydu nikomu z nich. Chociaż kusiło... bardzo kusiło. Nie wierzyła, że to działo się naprawdę. Powinna wyjść, tupnąć nogą i ukrócić to, próbować uratować Bastarda? Jej matka zachowywała się jak dziecko w przedszkolu, które nie rozumiało, że ani Ellie, ani Brave nie są jej zabawkami. - Oczywiście, teraz po prostu wyjdź. Cudownie - prychnęła, siadając wreszcie na jednym z krzeseł, kiedy z kolei druga kobieta się stąd ewakuowała, jakby wykonała dzisiejszą misję na ocenę celującą. Odprowadziła ją wzrokiem, wiedząc, że to nie koniec i przez kilka długich sekund milczała, patrząc na bruneta.
- Teraz jaka? - nie musiała oglądać tych zdjęć, aby wiedzieć jak wówczas wyglądała. Była znacznie bardziej podoba to Lettie, chociaż nie łączyły ich żadne więzy krwi. Miała też twarz anioła, a teraz daleko jej było do tego określenia. Właściwie podejrzewała, że w piekle uszykowany jest specjalny kocioł z gorącą smołą tylko dla niej, a pilnował jej będzie diabeł przypisany wyłącznie do niej. Tak musiało być. To znaczy, gdyby w to wierzyła, to tak z pewnością to było. Była paskudna, grzeszyła, nie miała w związku z tym wyrzutów sumienia, więc miał rację... jak z takiego uroczego dziecka zmieniła się w taką hardą, pewną siebie kobietę? Czasami dla niego była wręcz buldożerem i cieszyła się tą rolą. Perfidnie go wykorzystywała, perfidnie raniła, a uroczy, mały człowiek na fotografii zdawał się nie przepowiadać takiej katastrofy. - Dlaczego nie powiedziałeś mojej mamie co tak naprawdę o mnie myślisz? Może wreszcie porzuci ten idiotyczny pomysł, żeby ponownie nas ze sobą połączyć - odsunęła zdjęcie ze złością, skrzyżowała ręce na piersiach i poprosiła kelnera o kawę. Taką na wynos najlepiej. Dużą i czarną, jak najszybciej, by nie musiała brać udziału w tej maskaradzie. No, nie chciała tutaj być i z pewnością nie chciała być aktorem w czyimś teatrzyku. Była zła na matkę i uważała, że ma ku temu absolutne prawo. Miała nawet zamiar pójść do rodziców i rozmówić się z panią Atherton, która tym razem, w mniemaniu Ellie, przesadziła. Czy ojciec w ogóle miał pojęcie co wyczyniała jego żona? To szaleństwo. - Ty idź stąd w cholerę i oddaj mi te zdjęcia, zwrócę je. Co to, kurwa, za szaleństwo? - pozbierała fotografie, urywki życia nie tylko jej, ale i rodzeństwa, a w również Bastarda, który niejednokrotnie przewijał się na obrazkach leżących na stole. - Nie wpadłeś na pomysł, że to zwykła zasadzka? Robiła to już niejednokrotnie. Wrzucała nas wspólnie w jakieś absurdalne sytuacje i wierzyła, że za pięć minut wparujemy do domu jak dwójka zakochanych szczeniaków - wywróciła oczami, wreszcie lekko się rozluźniając. - Może to sposób? Może powinniśmy pójść tam razem, wejść przez drzwi trzymając się za rękę i obwieścić jej, że do siebie wróciliśmy? Da nam spokój - żartowała, no ale... to nie było takie głupie, prawda? Fakt, że pan Atherton zdecydowanie nie pałał sympatią tak wielką jak jego małżonka do Brave'a, ale raczej nie planował go zamordować za złamanie jego córce serca. Chyba.
- Boże, przepraszam cię za nią - westchnęła ciężko. opadając plecami na oparcie krzesła. Co więcej mogła?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie czuł potrzeby uczestniczenia w tej rozmowie. Po co? Po co to wszystko było? Do czego ich to prowadziło, skoro nie potrafili wytrzymać w tym jednym postanowieniu, by trzymać się z dala od siebie? Albo potrafili, ale jednak opatrzność rodziców, a zaś innych wpadek sytuacyjnych, skutecznie im to uniemożliwiała. Przysłuchiwał się krótkiej wymianie zdań między matką i córką. Jezu, nie mieli po siedemnaście lat, no co ona? Kiwnął głową na pożegnanie i na nie szybkie do zobaczenia, a do Ellie pokręcił głową. Nie widział sensu w podejmowaniu tematu, bo ileż można? Wałkowali ciągle to samo – jedno drugiemu wbijało szpileczkę, drugie odbijało piłeczkę, aż w końcu przesadzali – robili to zawsze i zrobiliby i teraz. Złościła się, odpychała zdjęcia, a on miał ochotę tylko i wyłącznie to zakończyć. Koniec. Powinien wyjść i nigdy więcej do tego nie wracać. I powinien jej nagadać. Chciał, bo przecież i tak miała go za człowieka bez serca, więc co by mu szkodziło pokazać, że mógłby uderzyć mocniej? Czy wtedy odsunęłaby się od niego bardziej? Ale nie mógł, bo a) ta gra szybko by się skończyła, hehe, a b) nie potrafił. Bo to przecież nigdy nie było tak, że celowo ją krzywdził, nie? Nie, w życiu. Naprawdę, kurde, starał się być najlepszą wersją siebie. Może w końcu czas dojrzeć do pewnych decyzji? Do takiego unikania, o jakim ciągle mówili. Do całkowitego wymazania jej imienia ze swojego słownictwa i próbie wymazania jej twarzy ze swoich myśli?
- Wystarczy, Ellie, wystarczy – fuknął nagle, niespodziewanie, nieco za głośno, zwracając na nich uwagę ludzi dookoła. Starbaksy eh, jak zwykle tłoczne. Pochylił się nad stolikiem, wlepiając w nią swój wzrok, kiedy dostała w łapkę ciepłą kawę, a zaś oparła się obrażona o oparcie krzesła. – Mam dość. Poważnie. Mam dość tego cyrku. Nie obchodzi mnie, co jej powiesz, mam to gdzieś. Z nimi też już nic nie powinno mnie łączyć, a zobacz, co my robimy – rozłożył bezradnie rączki, wskazując ruchem głowy to na nią, to na siebie. – Widzisz mnie i się wkurzasz. Widzisz, i od razu zaczynasz atak, zawsze, ZAWSZE – wycedził przez zęby. – Skończyliśmy to wszystko, żeby było łatwiej. Miało być łatwiej. A jest tak? – nie było. Wtedy przynajmniej mogli się godzić. Teraz jedynie dolewali oliwy do ognia. Zbierał w tej chwili te zdjęcia jak jakiś głupek. – Nie, obiecałem jej, że wrzucę w komputer i poprawię jakość tych… – okej, zerknął na Ellie. – Wcale tego nie potrzebuje, prawda? – mógł się od razu domyślić. Tak bardzo jak tę kobietę lubił, tak mocno jej teraz nienawidził. I nie miał humoru dziś. Nie miał go taaaak mocno. – Naprawdę myślisz, że to pomoże? – wiedziała, że nie, musiała wiedzieć. Choć może? – Ma przestać. Po prostu ma przestać – pewnie prosiła o to już nie raz, ale co innego mógł powiedzieć, kiedy… łał, przeprosiła go. Co z tego, że przepraszała za kogoś - tego słowa nie można było na co dzień od niej usłyszeć. Uśmiechnął się. Leciutko, ledwie co, ale się uśmiechnął. – Boże, jak ja bym chciał od nowa cię poznać. Jeszcze raz – albo powinien powiedzieć, że dopiero teraz? Nie żałował żadnego momentu ani żadnego wspomnienia, te złe to TEŻ byli oni, a on pewnie wróciłby do każdego jednego momentu, w którym była jego, ale… czy teraz, kiedy byli o te kilka lat starsi zrobiliby coś inaczej?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ustalmy coś na samym początku: Ellie nienawidziła być spychana pod ścianę, ani do kąta. Nie znosiła kiedy ktoś jawnie ją atakował i nie dopuszczał do słowa. To przynosiło odwrotny skutek, uruchamiała się, nakręcała jeszcze bardziej, wściekała i zaczynała planować swój atak, jako forma pewnego rodzaju obrony. Inaczej nie potrafiła. Czy miała rację, czy kompletnie jej nie miała, nienawidziła przyznawać się do popełnionych błędów. A przecież robiła ich sporo. Może dzisiejsze spotkanie, to że siedzieli teraz razem w kawiarni pośród tłumu ludzi, nie było jej winą, nie ona je przecież zaaranżowała, jednak na sumieniu miała sporo innych rzeczy. Mniejszych i większych. Teraz czuła się obrażona, jak dziewczynka, stąd jej naburmuszona mina, gdy on mówił i mówił, nie chcąc przestać. Próbowała wejść mu w słowo raz: - No już... - ale nie pozwolił. - Przest... - jednak znowu jej się nie udało. - Kurwa - sapnęła wreszcie zrezygnowana, opierając się plecami o to niewygodne krzesło i pozwoliła wyrzucić mu z siebie wszystko, co tylko chciał powiedzieć.
A mówił rozsądnie, brzmiał racjonalnie i najpewniej miał rację. Raz po raz skinęła głową, bawiąc się kubkiem trzymanym w dłoni - nie porcelanowym, tym na wynos, bo przecież zamierzała się stąd jak najszybciej ewakuować, gdy tylko dostrzegła swoją matkę. - Co ja mam z tym zrobić, Brave? - wtrąciła się wreszcie pomiędzy jedno a drugie zdanie. - Chyba nie myślisz, że to wszystko zaaranżowałam JA? - uniosła brwi, kpiąc cicho pod nosem z takiego pomysłu. - Moja matka jest twoją fanką, wiesz o tym dobrze. Tłumaczyłam jej to na tysiące sposobów, a ona i tak próbuje tysiąc pierwszy i pewnie spróbuje tysiąc trzydziesty - wzruszyła obojętnie ramionami, wiedząc, że nie da się obok tego przejść niezauważonym i obojętnym. Blondynka mogła pokłócić się z "rodzicielką", używając najgorszych słów, których wcale nie filtrowała, a tamta i tak po chwili względnego spokoju planowałaby coś nowego.
- Masz rację - odstawiła kubek na stoliku, pochylając się nad nim lekko. W ten sposób nie dało się żyć, musieli wypracować pewnego rodzaju kompromis, inaczej prędzej niż później się pozabijają. - Wiem, że jestem trudna - słowa ciężko przechodziły przez gardło, dość niechętnie, ale wreszcie powiedziała to na głos. Owszem - ona także była winna. Była zła, pyskata i nie liczyła się z tym, że jej słowa ranią. - Przepracujmy to... nie wiem w jaki sposób. Jeśli ignorowanie nam nie wychodzi, to boże... spróbujmy się dogadać? - nie wierzyła, że im się uda. On pewnie też nie wierzył. - Możemy spełnić twoje życzenie i udawać, że poznaliśmy się tutaj, dzisiaj. Świeży start. Masz lepszy pomysł? - zapytała, wyciągając przed siebie dłoń, jakby chciała się z nim przywitać i mu przedstawić. IDIOCI.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie dał sobie wejść w słowo, bo wiedział, że jeśli to zrobi, to znowuż to jemu będzie ciężko ten głos odzyskać. Ellie potrafiła selekcjonować słowa jak nikt inny. Robiła to perfekcyjnie, a później strzelała nimi na oślep, idealnie uderzając nimi tam, gdzie wiedziała, że zakłuje najmocniej. Czasami jej słowa bolały tak cholernie, że był pewny, że wolałby dostać solidnego sierpowego w twarz, niż słuchać tego wszystkiego, zastanawiając się przy tym, czy robi to specjalnie? Czy naprawdę tak myśli? Czy po prostu jest wzburzona, albo czy po prostu chce tak mocno zranić?
- Oczywiście, że nie. Wiem, że nie chcesz tego tak samo mocno jak ja – czyżby? Starał się dostrzec na jej twarzy najmniejsze drgnięcie, mrugnięcie okiem, ucieczkę wzrokiem. Znał tę twarz jak żadną inną, powinien dostrzec… cokolwiek. Nie dostrzegł nic. Głupi, głupi, głupi. – Naprawdę myślisz, że to by pomogło? Jeśli dziś albo jutro wpadniemy do twoich rodziców, trzymając się za ręce i wyznając sobie przy nich miłość? – dałaby im wtedy spokój? Bo jeśli to miałoby w jakikolwiek sposób pomóc, to pewnie byłby w stanie to zrobić. Szczerze powiedziawszy, jeśli o udawanie chodziło, to Brave miał wrażenie, że taki performance wykonany w ich wydaniu, niestety, wcale nie musiałby być przez niego udawany. Nie mówił o tym głośno, nie przyznawał przed samym sobą – to nie byłaby gra. I być może dlatego machnął jedynie ręką, bo drugi pomysł wydawał mu się o wiele lepszy. Przysłuchiwał się jej słowom i mimo tego wszystkiego co mówiła – uśmiechnął się delikatnie na te (dla niego) najbardziej znaczące słowa. Jestem trudna. Miał ochotę pociągnąć ten temat, miał ochotę dodać coś zupełnie nieodpowiedniego, coś co mogłoby ją zdenerwować, co sprawiłoby, że zaraz zaczęłaby żałować tych słów. Z drugiej strony, zdawał sobie sprawę jak cholernie ciężko przychodziła jej podobna samokrytyka, więc… odpuścił. Rozumiał. On tez nie należał do najłatwiejszych osób. Przyglądał się jej dłoni, nie wiedząc czy robi sobie z niego żarty, czy nie? Jej słowa jednak też miały sens – próbowali, starali się, a skutek tego był gorszy niż opłakany. Może… może? Co innego im zostało? Wyciągnął rękę i uścisnął jej palce. Dopiero po dłuższej chwili kiwnął głową, uznając, że kolej na jego ruch w tej wymyślonej przez nią rozgrywce. – Brave – tak, IDIOCI, bo.. co dalej? Rozglądnął się dookoła, wzdychając lekko, a resztę tego, co jeszcze było na stoliku upchnął do plecaka. Miał dość tych ludzi, którzy i tak raz po raz na nich zerkali za te wcześniej podniesione głosy. Dość tego miejsca, które z każdym przybyłym klientem stawało się coraz to mniejsze. – Jedźmy stąd. Jedźmy… gdzieś – zdecydował za nich dwoje, od razu odsuwając swoje krzesło i wstając. – No chodź – kiwnął jeszcze głową, kiedy pewnie sama nie wiedziała co zrobić. Poszła za nim? Nie poszła? Na pewno poszła, bo kiedy wyszedł i zatrzymał się przed samochodem, ona do niego dołączyła. – Tylko czekali aż pójdziesz stopień wyżej i zaczniesz krzyczeć, tracąc wszelkie hamulce – wzruszył ramionami, niekoniecznie mówiąc to, na co to wszystko wyglądało, ale zaznaczając przy tym, że taki tłum ludzi absolutnie mu nie odpowiadał. Wrzucił plecak na tyle siedzenie. – Skoro mamy się dogadać, to możemy porozmawiać jak… przyjaciele? – test numer jeden, co brzmiało jak najlepszy żart z sekcji „Śmichy Chichy”. – Pojedziemy zjeść… – sam nie wiedział co. – …ciasto – o. Choć pewnie lepiej by było, gdyby pojechali na solidną libację.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miała trudny charakter, bez wątpienia. Nie filtrowała własnych słów, nie zastanawiała się nad tym jak zabrzmią i czy kogoś zranią, reflektując się po czasie, kiedy czasami było już za późno. Jednak nie demonizujmy jej, miała też dobre momenty. Podobnie jak siedzący obok brunet miewał te złe, gdy nie pozostawał jej dłużny. Także zdarzało mu się rzucać słowami na wiatr, niekoniecznie ważąc ich znaczenie i sens. Chociaż zazwyczaj to Ellie była prowodyrem kłótni, to w ich niegdysiejszym związku (jak i teraz) można odnaleźć dni, kiedy to on wyciągał ciężkie działa, zaskakując ją kompletnie.
- Nie wiem, szukam najgłupszych rozwiązań, które moja matka uznałaby za cudowne wiadomości - wywróciła oczami, wykrzywiając usta w grymasie, bowiem wcale nie było jej do śmiechu. Analizowała, zastanawiała się, kalkulowała i szczerze wątpiła, że jakiekolwiek podjęte przez nich działanie będzie miał głębszy sens i pójdzie prosto po wyznaczonych torach. Nie potrafili tak, wałkowali ten temat odkąd się rozstali, odkąd ponownie wróciła do Seattle, a i tak wciąż tkwili w punkcie zero. - Muszę porozmawiać z Sookie albo z Wrenem, może oni mają jakiś złoty środek na naszą matkę. Ja mam dość. Kocham ją całym sercem, ale widać, że nie łączą nas żadne geny - mruknęła, upijając łyk wciąż parującej, gorącej kawy. - Nieważne - machnęła ręką, gdy akurat zaczął się przedstawiać na co zareagowała cichym śmiechem. Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek, bo... serio?
- Dokąd chcesz jechać? Zwariowałeś? Znamy się dopiero... dwie minuty? - brnęła w tą grę, której wcisnęła start, a on rozpoczął pierwszą misję. Pewnie przegrają już na pierwszej przeszkodzie. - Nie powinnam rozmawiać z nieznajomymi, a tym bardziej wsiadać do ich samochodu - co oczywiście uczyniła, zapinając pas bezpieczeństwa. - To brzmi jak idealna ofiara dla seryjnego zabójcy - skinęła głową, wyciągając dłoń do radia, uruchamiając je. - Zabierz nas dokądkolwiek - suszi, wędzony węgorz, sernik albo zupa pomidorowa w barze mlecznym - wszystko brzmiało całkiem ok. Byle znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.

zt x2

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

#15

Podczas przerwy między zajęciami na studiach Rosalie jechała zwykle do kliniki weterynaryjnej, albo do schroniska, lecz tego poranka nie zdążyła wypić kawy przed wyjściem na zajęcia, bo miała o wiele ważniejsze sprawy, w sensie Grayson się nią dobrze zajął i nie chciał wypuścić z łóżka. Dzięki niemu była wystarczająco pobudzona na tyle, że kawa nie była jej do niczego potrzebna, musiała tylko wziąć szybki prysznic i biec na autobus, by nie spóźnić się na zajęcia. Była przecież ambitną studentką i nie opuszczała zajęć. Ale już podczas kolejnych zaczynała ziewać, bo jednak jej organizm domagał się solidnej, dziennej dawki kofeiny, dlatego też zdecydowała się na udanie się po kawę do Starbucksa. Oczywiście planowała wziąć latte na wynos i wyruszyć dalej, ale stojąc w kolejce po kawę ujrzała znajomą blondynkę. Postanowiła zatem zagadać. Trochę zeszło w tej kolejce, lecz ostatecznie dotarła wraz z kawusią do stolika, przy którym to siedziała znajoma twarz.
- Kira? - zapytała najpierw pochylonej głowy, a gdy ta zareagowała na swoje imię to szatynka posłała jej uśmiech.
- Cześć, nie wiem czy mnie pamiętasz, bo dawno się nie widziałyśmy. Rosalie. - przedstawiła się, bo miała prawo kobieta jej przecież nie pamiętać, ostatni raz widziały się na terapii od której wiele się zadziało zapewne w życiu obu pań. Hepburn została najpierw napadnięta, potem poznała Graysona i ich przyjaźń przerodziła się w coś więcej, a teraz jest szczęśliwie zakochana i nareszcie zamieszkała ze swoim chłopakiem. I tak, nie boi się przed nim rozebrać, bo mężczyzna akceptuje jej blizny, nawet je całując z uwielbieniem tak jak resztę jej ciała.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatnie dni blondynki kręcą się wokół poszukiwania nowego lokum, które to przygarnęłaby na stałe. tego dnia miała wolne więc miała umówione kilka spotkań, na oglądanie różnych nieruchomości. Wciąż jakoś nie mogła zdecydować się czy wybrać mieszkanie czy jednak jakiś mały domek. I jedno i drugie miało swoje plusy i minusy. Był to ciężki orzech do zgryzienia. Z domem było o tyle problematyczne, ze nie wiadomo było, czy nie wpadnie w niekończący się remont jeśli wybrałaby nieco tańczą opcję na rynku. Do Starbucksa przyszła mają okienko w spotkaniach. Wybrała sobie klasyczną, czarną kawę w średnim kubku. Nie lubiła wymyślnych kaw. Czarna, mocna i gorzka kawa to było to, czego było jej potrzeba. Popijając ją przeglądała jeszcze ogłoszenia na smartfonie, wtem usłyszała jak ktoś się do niej zwraca. Głos od razu rozpoznała. Odwróciła wzrok od telefonu i uśmiechnęła się delikatnie.
- Rosalie, hej. Oczywiście, że pamiętam. - powiedziała nieco rozbawiona. Wskazała jej dłonią miejsce przy stoliku by sobie przycupnęła. - Jak się miewasz? - zapytała blokując telefon i chowając go do wewnętrznej kieszeni swojej skórzanej kurtki, jaką to miała przy sobie. Usadowiła się nieco wygodniej opierając o krzesło bo już nie było potrzeby wiszenia nad ekranem smartfona. - Co teraz porabiasz i dalej odwiedzasz naszą cudną panią, co to nas zostawiła samych sobie? - zapytała rozbawiona nawiązując do ich terapii, z której ona dość szybko zrezygnowała w tamtym czasie. Musiała w końcu zaraz ruszyć w trasę aby uporać się ze swoimi demonami.
<center><div class="s3"><img src="https://i.makeagif.com/media/7-29-2016/-0m9DK.gif" class="s1"><div class="s2">Morał jest taki, by strzec się<span class="s4">kobiet</span> zwłaszcza gdy samemu jest się słabym, śmiertelnym <span class="s4">facetem</span>.</div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.s3 {width:200px;height:auto;text-align:center;margin: 0 auto;}.s1 {width:200px;height:auto; -webkit-filter: brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);filter:brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);outline:1px solid rgba(255,255,255,0.15);outline-offset:-8px;border:1px solid rgba(255,255,255,0.15);}.s2 {text-align:justify;font-family: 'Roboto Mono', monospace;text-transform:uppercase;letter-spacing:1px;font-size:7px;color:#0A0D0A;line-height:15px;}.s4 {color:#8fa5a3;font-family: 'Cookie';text-transform:none;font-size:13px}</style>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

Wszyscy znajomi Rosalie ostatnio często zmieniali miejsca zamieszkania, nawet ona sama zamieszkała z chłopakiem, zostawiając daleko za sobą swój pokój w akademiku. Nie żeby narzekała na swój akademik, bo trafiła na naprawdę fajną współlokatorkę, ale własne M z osobą którą się kocha to jest to, do czego każdy z nas w końcu dorasta, dorosła i ona. Przede wszystkim nie żałowała swojej decyzji, a to najważniejsze, czyż nie?
- Mogę? - zapytała dosłownie w tym samym momencie, gdy blondynka potwierdziła że ją pamięta, wskazując jej wolne miejsce na przeciwko. Uśmiechnęła się zatem przepraszająco, w końcu jej przerwała i usiadła ze swoją latte. Więcej mleka niż kawy, to było jej motto.
- A dziękuję, bardzo dobrze, miło że pytasz. Jak tam u ciebie? - zapytała, na początek nie rozwodząc się zbyt wiele na temat swojego życia od ich ostatniego spotkania. Trochę czasu minęło i trochę się pozmieniało u każdej z kobiet.
- Dalej studiuję weterynarię oraz pracuję w przychodni weterynaryjnej. Już nie uczęszczam na terapię, przestałam jakoś kilka miesięcy temu, może ze 4? Jakoś nie za bardzo mi tamta terapia pomogła, a nasza terapeutka coraz to częściej zostawiała nas samopas, uznałam zatem że to nie jest osoba, która powinna mi pomóc. Za to z akceptacją siebie i swoich blizn pomogła mi miłość, więc polecam ten typ terapii. A czym ty się zajmujesz obecnie? Chyba od naszego spotkania w centrum medytacji więcej cię nie widziałam na zajęciach. - zastanawiała się też wtedy czy blondynka czegoś sobie nie zrobiła, bo jednak poruszyły tam bardzo trudny temat dla każdej z nich. Ale gdyby jedna osoba z grupy odeszła i to w zaświaty to by powiedziano to reszcie, prawda? Na szczęście obecnie kobieta była cała i zdrowa i Rosalie nie miała powodów do obaw o koleżankę z terapii. Kto wie, może ją również wyleczyła miłość?

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jakoś powoli do przodu. W końcu, bym powiedziała... - zaśmiała się lekko upijając łyk swojej czarnej kawuni. Nie była zła, że ta jej niejako przerwała. Ot zbiegły się w czasie z tym, że jej wskazała miejsce, a ona zapytała, czy może. Uśmiechnęła się jedynie tutaj w odpowiedzi. Nic w końcu się nie stało.
Blondynka słuchając pokiwała delikatnie głową na znak, że rozumie. terapia, gdzie terapeuta olewa jest do niczego. Wręcz przeciwnie, potrafi to mega negatywnie odbić się na ludziach, którzy szukali wsparcia u takiej osoby. Niektórzy odbierają to jako kolejne porzucenie, potwierdzenie tego, ze świat ma ich w dupie czy coś w tym stylu. Na szczęście ich obu się to nie tyczyło. O tyle dobrze.
- Terapeutka była do dupy, aczkolwiek to nie przez nią przestałam przychodzić na terapie - przyznała spokojnie upijając kolejny łyk czarnego naparu z dużego kubka. Uśmiechnęła się pod nosem - Miłość... Wybacz, nie wierze w nią. Właściwie, to skomplikowany temat w mojej kwestii. Cieszę się jednak, że tobie się udało i że w końcu siebie zaakceptowałaś. Gratuluję - powiedziała w pełni szczerze uśmiechając się ciepło do swojej rozmówczyni. - Ja na kilka miesięcy wyjechałam całkowicie po za miasto. Musiałam uporać się ze swoją przeszłością i wsadzić mojego biologicznego ojca do psychiatryka. To była skomplikowana sprawa, ale w końcu tą sprawę mam w pełni załatwioną co pozwoliło mi niejako poczuć w końcu... Wolność i ulgę. Coś w ten deseń - opowiedziała po krótce co spowodowało jej nagły wyjazd i wyjaśniało to przy okazji kwestię tego, dlaczego przestałą przychodzić tak nagle na terapię.
<center><div class="s3"><img src="https://i.makeagif.com/media/7-29-2016/-0m9DK.gif" class="s1"><div class="s2">Morał jest taki, by strzec się<span class="s4">kobiet</span> zwłaszcza gdy samemu jest się słabym, śmiertelnym <span class="s4">facetem</span>.</div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.s3 {width:200px;height:auto;text-align:center;margin: 0 auto;}.s1 {width:200px;height:auto; -webkit-filter: brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);filter:brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);outline:1px solid rgba(255,255,255,0.15);outline-offset:-8px;border:1px solid rgba(255,255,255,0.15);}.s2 {text-align:justify;font-family: 'Roboto Mono', monospace;text-transform:uppercase;letter-spacing:1px;font-size:7px;color:#0A0D0A;line-height:15px;}.s4 {color:#8fa5a3;font-family: 'Cookie';text-transform:none;font-size:13px}</style>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

To było niezwykle ważne by móc ruszyć z miejsca do przodu, a nie jedynie stać w miejscu ze swoimi koszmarami, negatywnymi emocjami i demonami czającymi się dookoła, które niszczyły nas wręcz od środka, sprawiając że stawaliśmy się bezbronni i coraz to bardziej podatni, w końcu opadaliśmy z sił i poddawaliśmy się temu, całkowicie w końcu znikając, wpadając w sidła śmierci. Ważne zatem było by ruszyć do przodu, pokonać złe demony, wrócić do pełni sił i rozumu, zacząć przede wszystkim żyć. Rosalie w tym celu potrzebowała miłości i akceptacji drugiej strony, Kira zaś musiała pozbyć się toksycznego ojca, żeby móc ruszyć dalej. Najważniejsze jednak że obie już ruszyły i teraz mogło być już tylko lepiej.
- Pamiętam to doskonale, najgorzej dać ten pierwszy krok do przodu potem już łatwiej postawić ten drugi i następny. - stwierdziła z własnego doświadczenia i upiła malutkiego łyczka kawy, by sprawdzić czy ta jeszcze jest gorąca. Ale w sumie była już w sam raz. Odrzucenie przez terapeutkę nie było jeszcze dla niej czymś co miałoby pogłębić jej problemy, może dlatego udało się jej pozbierać? Tego nie wie nikt, a sama Hepburn zwalała to na siłę uczucia, jakim była miłość. Mogła się pod tym względem zawsze mylić.
- Oj tak, masz rację, przecież pozostawianie pacjenta samopas jest potwornie nieodpowiedzialne. Nie wiem według jakich standardów i reguł postępowała nasza terapeutka pod tym względem, - wtedy na początku szatynka tłumaczyła sobie że może to jest jakiś element terapii, której ona nie zna, później zdała sobie sprawę z tego, że raczej to świadczyło o tym iż terapeutka była beznadziejna i dlatego zrezygnowała ostatecznie z terapii. Uśmiechnęła się ciepło na słowa blondynki o miłości.
- Wierz mi, ja początkowo uważałam że miłość to dla mnie zbyt skomplikowane, nie nadaję się do tego kompletnie, ale okazało się że potrzebowałam spotkania tej właściwej osoby, która nauczy mnie miłości i wierzę że ty też musisz spotkać tę właściwą osobę. - i ona naprawdę w to wierzyła, stąd to jej pozytywne nastawienie do miłości. W szpitalu rzucona przez byłego chłopaka obiecała sobie że nigdy się w nikim nie zakocha, że musi liczyć tylko i wyłącznie na siebie. To przez jej ambicję i uparte dążenie do celu chodziła, a było to pod dużym znakiem zapytania. A teraz dostała wręcz skrzydeł za sprawą miłości ukochanego. Przypomniało się jej co Kira mówiła na terapii o swoich rodzicach i aż się skrzywiła na wspomnienie biologicznego ojca blondynki. Nie polubiła go z opowiadań, ale kto by go lubił?
- Cieszę się że się go pozbyłaś ze swojego życia. To on chyba był głównym powodem twoich demonów. - złapała ją za dłoń i uśmiechnęła się, mówiąc to szczerze. Zrozumiała zatem, dlaczego Hale tak nagle zniknęła z terapii, ale najważniejsze że nic jej nie jest i że jest już wolna.
- Nadal pracujesz w barze? - zapytała jeszcze, bo tak było chyba wtedy na terapii, ale skoro Kira pozbyła się największego demona ze swojego życia to może całkowicie odmieniła swoje życie?

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W ich przypadku każdy progres, każdy postawiony do przodu krok, który nie zakończyłby się cofnięciem o kilka w tył, były czymś niezwykle ważnym. To oznaczało, że faktycznie obie dążyły do przodu nie zagłębiając się w paskudnej przeszłości, która pragnęła je pochłonąć, złapać w sidła, z których nie dałoby się już nigdy wyjść. Obie ruszyły i dla obu było to coś niezwykle ważnego. Nie każdemu niestety się to udaje. One jednak mogły pochwalić się swoim sukcesem, dać innym przykład, pokazać, że da się. Są oto tego dowodem, one dwie.
- Tak, w pewnych kwestiach na pewno jest łatwiej. - Tu Kira musiała przyznać rację. Po tym kamieniu milowym w końcu czułą się wolna. Mogła zacząć myśleć o czymś innym, zająć się teraźniejszością, na niej się skupić. Mogła stawiać pewniejsze kroki. Poczuła w końcu własną siłę. Nareszcie bardziej uwierzyła w siebie. To nie tak, że nie wierzyła wcześniej. Po prostu był to zupełnie inny punkt widzenia niż aktualnie. Mogła poczuć się niejako kobietą a nie ofiarą, która postawiła wielkie mury dookoła siebie chroniąc się swoim silnym charakterem przed całym światem. Blondynka upiła kilka łyków swojej kawy. Oh ten cudowny, czarny napar.
- W cale bym się nie zdziwiła, jakby okazało się, że ona sama miała jakieś problemy. W sumie z różnych powodów mogło tak się wydarzyć, co jednak nie tłumaczy nieprofesjonalnego zachowania względem swoich klientów i pacjentów. Nie dostawała w końcu kasy za to, aby zajmować się swoimi problemami. - Hale ogólnie nie wgłębiała się zbytnio w życie prywatne owej terapeutki. Byłą beznadziejna, nieprofesjonalna i nic nie było w stanie wytłumaczyć takiego podejścia do ludzi, którzy niejako jej zaufali i na niej polegali szukając u niej pomocy. Niech się goni. O tyle się cieszyła, że nie wtopiła u niej zbytnio kasy.
Barmanka nie przepadała ogólnie rozmawiać o miłości. Wciąż czuła się niepewnie w tym temacie. Był dla niej mega skomplikowany. Nie umiała zrozumieć tej potencjalnej potęgi owego uczucia, choć podobno jej ojciec zwariował z powodu złamanego serca. Wiele słyszała, wiele słyszała i "miłość" wydawała jej się czymś, co... Co wykraczało poza możliwości jej pojmowania świata. Była mega skomplikowana i przy próbie zrozumienia chociaż niektórych jej aspektów czułą się jak typowa blondynka idiotka.
- Właściwej osoby, która nauczy cię miłości... - powtórzyła cicho. Jej myśli powędrowały do Henrego, który to po przyjacielsku zaproponował jej, że może ją nauczyć czym jest miłość. A może ona go wtedy źle zrozumiała? Może to był ten moment, którzy przegapiła? Nie... Szybko odepchnęła od siebie te myśli, z których z resztą została wyrwana przez Rose gdy ta złapała ją za dłoń. Spojrzała na nią. Skinęła głową przytakując. tak, To jej ojciec był największym jej koszmarem.
- Tak, nadal pracuję za barem ale teraz w innym miejscu. Gdy wyjeżdżałam z miasta to zwolniłam się z Dragon i sprzedałam mieszkanie. Nie wiedziałam ile czasu mi to wszystko zajmie. Teraz pracuję w Rapture - wyjaśniła upijając kolejny łyk kawy. Nie uwolniła jednak swojej dłoni z uścisku Rose.
<center><div class="s3"><img src="https://i.makeagif.com/media/7-29-2016/-0m9DK.gif" class="s1"><div class="s2">Morał jest taki, by strzec się<span class="s4">kobiet</span> zwłaszcza gdy samemu jest się słabym, śmiertelnym <span class="s4">facetem</span>.</div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.s3 {width:200px;height:auto;text-align:center;margin: 0 auto;}.s1 {width:200px;height:auto; -webkit-filter: brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);filter:brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);outline:1px solid rgba(255,255,255,0.15);outline-offset:-8px;border:1px solid rgba(255,255,255,0.15);}.s2 {text-align:justify;font-family: 'Roboto Mono', monospace;text-transform:uppercase;letter-spacing:1px;font-size:7px;color:#0A0D0A;line-height:15px;}.s4 {color:#8fa5a3;font-family: 'Cookie';text-transform:none;font-size:13px}</style>

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
23
170

studentka weterynarii i stażystka

klinika weterynarii

hansee hall

Post

O tak, obie kobiety powinny być z siebie dumne, że mimo przeciwności losu wciąż brnęły do przodu, chociaż małymi krokami, w przeciwieństwie do ludzi którzy nie potrzebowali nigdy wcześniej pomocy psychologa. Tutaj w tej drodze nie można było się cofać, cofnięcie się oznaczało często powrót depresji, braku samoakceptacji, a także całego wachlarzu negatywnych emocji, które ciągnęły człowieka na dno.
- Czy jak już ruszyłaś do przodu to miałaś chwilę zawahania i chciałaś się znów wycofać? - zapytała blondynki, bo sama miała taki moment. Uważała że nie jest warta miłości Graysona, ogółem jest nieatrakcyjna i że on ucieknie jeśli kiedykolwiek dojdzie między nimi do bliskości. Okazało się że te negatywne myśli były niepotrzebne, bo naprawdę była przez niego kochana.
- Racja, skoro to ona miała jakiś problem do przepracowania to powinna sama zgłosić się do specjalisty i nie powinna przede wszystkim prowadzić terapii dla pacjentów. - teraz Rosalie to doskonale widziała, że ta kobieta narażała ich na nieudaną terapię. Ciekawa była czy po niej również sporo ludzi odeszło, czy zostali i dalej próbowali przepracować swój problem, lecz nieskutecznie, bo ich terapeutka była jaka była.
- Jestem pewna że twój jedyny też gdzieś jest, może nawet w Seattle. - nie wiedziała nic o Henrym, ani o jego historii z Kirą, jednak wiedziała jedno, gdyby mężczyzna powiedział jej że nauczy jej miłości to by pomyślała, że chce ją jedynie zaliczyć. Grayson taki nie był, on kochał ją za całokształt i najpierw poznawał ją jako osobę, a do łóżka poszli dopiero jak zostali parą.
- I który bar lepiej oceniasz? - blondynka miała już porównanie dwóch miejsc pracy, zatem Rosalie zapytała gdzie jest bądź było lepiej Hale. Sama też nie puściła jej dłoni, obie potrzebowały wzajemnego wsparcia, nawet jeśli wreszcie w ich życiach zaczęło się układać.

autor

dreamy seattle

ODPOWIEDZ

Wróć do „Starbucks”