WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Niewątpliwie wyciąganie ważnych nauk z popełnianych błędów było istotnym elementem ludzkiego życia, jednak nie od dziś wiadomo, że dużo przyjemniej uczyło się na tych, które popełniali inni ludzie. Charlotte nie zamierzała jednak negować męskiego nastawienia, szczególnie przez wzgląd na to, że sama - mimo licznych starań - nie była krystalicznie czysta. Czasami, znajdując się w towarzystwie kolegów po fachu, zastanawiała się, jak zareagowaliby na fakt, że maskowała zbrodnie własnej siostry i na dodatek brała czynny udział w pozbywaniu się zwłok.
Błędy. Kto ich nie popełniał?
- Nie. Właściwie nie wiadomo o nim za wiele. Pracował w branży IT, nie miał tu wielu znajomych czy rodziny. Rozmawiałam z jedną kobietą, bywał w salonie fryzjerskim, w którym ona pracuje. Kilka razy się spotkali, ale to nie było nic zobowiązującego. Wątpię, że ona jakkolwiek pomoże - Aura nie wydawała się osobą skłonną do zatargów z prawem. Ponadto biła od niej jakaś bliżej nieopisana szczerość, pod wpływem której Charlotte czuła się niekomfortowo w związku z jakimikolwiek podejrzeniami. - Sama zgłosiła się na przesłuchanie, kiedy dowiedziała się o sprawie - dodała po krótkiej pauzie, uznając to za informację istotną z punktu widzenia potencjalnych rozmów, które Brennan chciałby przeprowadzić po swojemu. Nie mogła mu tego zabronić, ale mogła zaoszczędzić mu czasu.
- Jeszcze nie. Przygniotła mnie papierkowa robota, potem zaczęłam zastanawiać się nad rezygnacją z pracy, a teraz... - podsumowała, ucinając, gdy zorientowała się, na jak niebezpieczny grunt weszła. Nie chciała, by ktoś postronny dowiedział się o jej stanie. W Seattle - chociaż było to miasto ogromne - plotki i informacje roznosiły się nadzwyczaj szybko. - Teraz na pewno nie wrócę - wyjaśniła po chwili, posyłając znajomemu przyjazny, acz nieco wymuszony uśmiech.
Nie chciała, by pokusił się o pytanie dotyczące szczegółów.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo wszystko sprawdzę ją. Czasami ci najmniej pozorni, są w stanie powiedzieć nam najwięcej. Zresztą pewnie nie jeden raz się o tym przekonałaś — on wielokrotnie miał okazję spotkać się z takim zjawiskiem. Ilekroć był bliski przekreślenia kogoś na starcie, to wraz z rozwojem danej sprawy rozumiał, że to właśnie ci ludzie ostatecznie mówili najwięcej, naprowadzając go na właściwe tropy — To ciekawe. Ludzie z reguły trzymają się od tego z dala i wolą udawać, że nic nie widzieli i nie słyszeli — zmarszczył czoło. Nie doszukiwał się w tym niczego podejrzanego, ale mimo wszystko odnotował sobie, by zainteresować się sprawą i kolejną kobietą. Wszystko to zapowiadało długą, żmudną sprawę, którą chciał rozwiązać. Najchętniej już zatarłby ręce do pracy, ale nie mógł. Polecenia szefa były świętością i siłą wyższą, z jaką nie należało się spierać.
A teraz zaskoczyłaś wszystkich — zaśmiał się. Wciąż miał przed oczami pełne dezorientacji spojrzenie szefa, kiedy postanowiła nieświadomie zburzyć jego plany, wręczeniem wypowiedzenia. Jedyne co go cieszyło, to że nie widział swojej własnej miny w tamtym momencie. Pewnie przestałoby mu być do śmiechu. W końcu cała ta sytuacja sprawiła, że został trochę rzucony na głęboką wodę i nie mógł powiedzieć, by był z tego faktu zadowolony — Spoko, dam sobie radę. W razie czego będę dzwonić, jeśli coś wzbudzi moje wątpliwości — zapewnił ją z lekkim uśmiechem. Nie chciał jej na siłę trzymać przy FBI, ale nie mogła zaprzeczyć, że była najlepszym źródłem informacji dla niego. Początkowo musiała się więc liczyć z tym, że miał od czasu do czasu napomknąć o sprawie, która dla niej tak naprawdę powinna się stać przeszłością w dniu odejścia z pracy.
Swoją drogą, wybacz pytanie, ale bywam trochę ciekawski... Jak nie chcesz, to nie musisz odpowiadać — podjął i napił się kawy, by po chwili wbić badawcze spojrzenie w Charlotte — Jakie masz plany? Dłuższy odpoczynek, czy może znalazłaś coś, co kręci cię bardziej? — dodał. On sam nigdy nie brał pod uwagę tego, by rzucić tę robotę i chwycić się czegoś innego. Bezrobocie poświęcone odpoczynkowi również nie przeszło mu przez myśl.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Chcąc lub nie - musiała przyznać mu rację. Pozory bywały złudne, a spokojny charakter okazywał się być jedynie przykrywką dla gwałtowności i emocjonalnego podejścia, niemożliwych do dostrzeżenia na pierwszy rzut oka. Przez kilka lat pracy dla FBI Charlotte spotkała się z wieloma typami osobowości, postaciami zarówno szczerymi, jak i tymi, które bez zająknięcia kłamały w żywe oczy. Za wieloma przypadkami nie dało się nadążyć, co w jakimś stopniu na pewno przekładało się na typowo zawodowe wypalenie. Ileż bowiem można było poświęcić czasu na walkę z czymś, na co nie miało się rzeczywistego wpływu?
- W teorii tak, w praktyce... wydawała się nie mieć ukrytych intencji. Poza tym nie znała ofiary za dobrze. Był jej klientem, parę razy wyszli na kawę. Doi nie mówił za dużo ani o swoich znajomych, ani rodzinie, więc informacje od niej nie były przełomowe - skwitowała krótko, wspomnieniami wracając do spotkania z Aurą Whitbread. Sama Lottie była wtedy zaskoczona jej dobrowolnym zgłoszeniem się na przesłuchanie, jednak w toku rozmowy szybko zrozumiała, że nie miała do czynienia z kimś podejrzanym. Raczej z osobą, która w życiu kierowała się empatią, może złudnym poczuciem sprawiedliwości. - Któregoś dnia spotkała go w mieście. Rozmawiali przez chwilę, ale pojawił się jakiś mężczyzna. Doi wyraźnie się spiął, a ten nieznajomy ewidentnie chciał, by Aura sobie poszła. Udało się sporządzić portret pamięciowy, ale niestety wciąż nie wiemy, kim był tamten facet - dodała pospiesznie.
Im bardziej brnęła w tę sprawę, tym bardziej ta wydawała się skomplikowana. Być może Charlotte nie powinna była myśleć o tym w pewnych kategoriach, ale... czuła dziwną ulgę w związku z tym, że wyrwała się z tego kręgu.
- Och, jasne. Dzwoń, kiedy będziesz chciał. Postaram się pomóc, nawet jeżeli szef zarządza za to Twojej głowy - niewinne wzruszenie ramionami miało być puentą niekoniecznie udanego żartu. Wątpiła bowiem, że przełożony byłby zachwycony niekoniecznie dozwolonymi konsultacjami z agentką, która w ostatnich dniach zagrała mu na nerwach, ni stąd, ni zowąd rzucając na biurko wypowiedzenie.
- Cóż, jakby to powiedzieć... - podjęła, szukając w głowie odpowiednich słów. Z perspektywy czasu była naprawdę rozbawiona tym, jak niefortunnie to wszystko się ułożyło. Rzucenie pracy i ciąża wcale nie były ze sobą powiązane, a jednak wiedziała, że ludzie postrzegaliby to właśnie w ten sposób. - Potrzebowałam zmiany. Ostatnio... kilka bliskich osób przypomniało mi, co lubiłam robić w młodości i stwierdziłam, że muszę spróbować. Odwlekałam to wystarczająco długo - przyznała pokrętnie, może nieco tajemniczo. Utrzymywanie sekretu było cholernie trudne, szczególnie że ciążowe krągłości już niedługo miały być widoczne dla całego świata.
- Na początek chyba przyjmę propozycję pracy u przyjaciela. Otwiera swoje studio tatuażu. Będę robić projekty, prowadzić strony internetowe, zajmować się dokumentacją. W międzyczasie... maluję - wyznała, znów sięgając po sok.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ich praca była skomplikowana. Temu nie mogli zaprzeczyć. Związana z ludźmi, sprawiała, że trzeba było mieć w sobie wiele cierpliwości, ale i sprytu, by rozgryźć poszczególne osoby. Każdy człowiek był inni. Jedni byli kiepskimi kłamcami, inni doskonałymi aktorami. Lata praktyki pozwalały wyrobić sobie nawyk łączenia poszczególnych zachowań z dawnymi sprawami, co przydawało się, gdy sprawy stały w miejscu. Nie dało się jedna ukryć tego, że ostatecznie zaskoczenie i tak przychodziło niespodziewanie, bo wstępne podejrzenia nie miały nic wspólnego z rzeczywistością.
Być może nie ma z tym nic wspólnego. Z drugiej strony… Często ofiar i mordercy nie łączy za wiele, o czym pewnie wiesz. Weźmy na przykład sprawę z Atlanty z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Dziesiątki w większości nie powiązanych ze sobą ofiar, jeden potencjalny morderca. Niektóre z ofiar znał, słabo bo słabo, ale jednak, tak? I teraz mamy sytuację, gdzie oficjalnie oskarżono go o dwa morderstwa z trzydziestu. Dlaczego? Bo zabrakło dowodów. Co z tego, że był z nimi widziany? Nikogo to nie obchodzi. Nie ma powiązań, nie ma oskarżenia. Policja ma w dupie jasne dowody, świadczące na jego niekorzyść. Trzymają się tego, że nie znał ofiar dobrze, a co za tym idzie, nie mógł mieć motywu. Jak dla mnie, jego motywem jest to, że to pieprzony świr — wzruszył ramionami. Trochę żałował tego, że nie został przeniesiony właśnie do Atlanty. Z przyjemnością odkopałby stare, zakurzone akta, by zrobić porządek ze sprawą, która wstrząsnęła Ameryką — Chryste… Jest opcja, że wymyśliła tego faceta? System nic nie wskazał? — on jeszcze w tę sprawę nie wszedł porządnie, a już wiedział, że będzie ona jedną z tych, przy których dorobi się kilku siwych kępek włosów w trakcie zarwanych nad aktami nocy.
Myślę, że za rozwiązaną sprawę odpuści. Zresztą co jak co, ale jestem całkiem dobry w utrzymywaniu tajemnic, więc ryzyko, że się dowie jest znikome — uśmiechnął się szeroko. Jeśli było coś, czego nie można było mu odmówić, to tego, że był dobry, naprawdę dobry w tym, by trzymać język za zębami. Była to bardzo przydatna umiejętność, którą starannie pielęgnował i nie pozwalał sobie na to, by postąpić wbrew tej jednej zasadzie, która mówiła, że wszystko należało zachować dla siebie, o ile rozmówca nie stwierdził, że może być inaczej.
Tak po prostu, mów jak jest —zaśmiał się. Nie widział powodów, dla których miałaby sobie odmówić szczerości. Wystarczyło rzucić prosto z mostu i tyle, bo oceniać i tak jej nie zamierzał — Hej, to dobry początek. Mało kto ma to szczęście, żeby zawodowo robić coś, co go kręci od lat — zauważył. On sam wybrał taką, a nie inną karierę zawodową i nie zmieniłby jej na żadną inną, ale wielokrotnie myślał o tym, co by było, gdyby pracę powiązał z górami i został jakimś przewodnikiem, czy zawodowym alpinistą. Na pewno jego życie byłoby ekscytujące, ale czy tego chciał? Chyba nie. W tym przypadku wolał oddzielić od siebie pracę i pasję.
W takim razie masz już pierwszego klienta. Mam sporego babola, którego chcę czymś zakryć. Jak podeślesz mi namiary to wpadnę, żebyś zobaczyła, jak to wygląda i skombinowała coś lepszego — stwierdził całkowicie poważnie. Miał plany zasłonić nieudany tatuaż w Nowym Jorku, ale nie wyszło. Tu zaś nie zorientował się jeszcze w studiach tatuażu, bo nie miał na to czasu. Kiedy jednak okazja sama pojawiała się na horyzoncie, żal było nie skorzystać.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Niewątpliwie wypowiedź Brennana zawierała dużo sensu, z którym Charlotte musiała się zgodzić. Lata doświadczeń wielokrotnie udowodniły, jak sprytni i wyrachowani potrafili być ludzie, jak wiele byli w stanie zrobić, by uniknąć odpowiedzialności za swoje działania. Hughes nie musiała szukać przykładu daleko. W momentach takich jak ten wychodziła z niej przecież prawdziwa hipokrytka - kto bowiem kilka tygodni wcześniej wspierał młodszą siostrę w ukrywaniu zwłok faceta, na którego przypadkowo zrzuciła cholernie ciężką trumnę, tym samym doprowadzając do jego śmierci?
- Wątpię. Ale najrozsądniej byłoby przejść się do tego sklepu, w którym wtedy była - skwitowała krótko, sięgając do odpowiedniej teczki w celu znalezienia dokumentu z adresem i nazwą marketu, pod którym rozegrało się tamto spotkanie Aury i jej znajomego.
- W takim razie nie krępuj się - zapewniła z łagodnym uśmiechem. Chociaż chciała odciąć się od dotychczasowych przyzwyczajeń i zawodowych obowiązków, to jednak nie widziała problemu w tym, by pomóc Brennanowi przynajmniej na początku jego policyjnej drogi w Seattle. Nawet jeżeli jej działania miałyby bardzo ograniczony zakres, to jednak stopniowe rozstanie z FBI zdawało się być opcją dużo lepszą niż nagle rzucone na biurko przełożonego wypowiedzenie. Nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło.
- Dotychczas sądziłam, że praca w policji to dokładnie to, co chcę robić, ale po kilku latach patrzenia na śmierć, niesprawiedliwość i wady systemu poczułam się... zmęczona - początkowo robiła to tylko dla siebie. Chciała odpocząć, zresetować umysł, zająć się tym, co kochała od zawsze. Obecnie zaś spoglądała na sprawę nieco szerzej, mając na uwadze przede wszystkim dobro dziecka, które zasługiwało na matkę z regularnymi godzinami pracy, bez niebezpieczeństw pokroju postrzału czy śmierci w czasie wykonywania obowiązków.
- Załatwianie klientów brzmi jak dobry powód do podwyżki. Będę musiała przedyskutować to z Rhysem - zawyrokowała w rozbawieniu, doceniając propozycję kolegi po fachu. - Jak tylko studio zacznie działać, podeślę Ci namiary - dodała tuż przed kolejnym łykiem soku.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak zrobię. W domu zapoznam się ze wszystkim i jak tylko przydzielą mnie do pracy w terenie, skupię się na tej sprawie — skwitował. Nic innego mu nie pozostało. Miał czas na to, by przewertować otrzymane papiery kilka razy i doszukać się czegokolwiek co do tej pory mogło zostać pominięte. Resztę zamierzał rozgryźć z biegiem czasu, drogą przesłuchań i śledztwa.
Nie zamierzam, a jednocześnie nie musisz się martwić, planuję uszanować twój czas i postaram się nie być wrzodem na tyłku — przyznał. Skrępowanie nie było czymś, co odczuwał często. Właściwie miało ono miejsce bardzo rzadko i wcale nie miał z tym problemu. Wolał stawiać sprawy jasno i dążyć po trupach do celu, niż zastanawiać się nad tym czy coś wypadało, czy nie.
Mam nadzieję, że te zmiany wyjdą ci na dobre — uśmiechnął się ciepło. Jeśli FBI zaczęło ją męczyć, to nie powinna była dłużej w tym tkwić. Miała inne pasje, znalazła okazję ku temu, by dostać inną pracę, która mogłaby jej sprawić więcej satysfakcji. Zawsze warto było spróbować takich zmian, na których ostatecznie mogła wiele zyskać. W najgorszym wypadku to również mogło się okazać być czymś, co nie dałoby jej takiej satysfakcji jakiej by oczekiwała, ale mimo to... Świat stał przed nią otworem. Każdy prędzej czy później znajdował coś dla siebie.
Polecam się, na potrzeby podwyżki mogę zostać stałym klientem — roześmiał się. Nie wykluczał takiej opcji. Jeśli wykonanie potencjalnego tatuażu przypadłoby mu do gustu i pokrywałoby się z portfolio, byłby skłonny wracać tam po kolejne — W takim razie czekam na wiadomość — skwitował. Kolejne minuty minęły im na luźnej rozmowie dotyczącej miasta, w trakcie której Brennan próbował wyciągnąć jak najwięcej wiadomości od Charlotte, by zyskać nieco większego rozeznania w Seattle. Chłonął każdą wskazówkę, odnotowywał w pamięci każdy punkt, o którym wspominała, a który był warty uwagi i nie wiedział kiedy, kubek z kawą stał się pusty, podobnie jak talerzyk z ciastem. To dało mu do zrozumienia, że należało wracać do domu. Pożegnał się z blondynką, podziękował za spotkanie i po upewnieniu się, że nie chciała, by gdzieś ją podwiózł wrócił do domu, gdzie czekał na niego pies i akta, nad jakimi spędził resztę dnia.

zt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • [II]
Kiedyś nienawidziła swojej aparycji. Spoglądała w lustro z grymasem niezadowolenia i oglądała się z każdej strony, myśląc, że jest nijaka. Dzisiaj uważała ją za jeden z największych atutów. Niepozorne metr pięćdziesiąt siedem, zwyczajne, brązowe włosy i ładna (ale nie przesadnie) twarz, pozwalały jej pozostać anonimową praktycznie w każdej sytuacji. Nikt nie spodziewał się, że ta miła dziewczyna z sąsiedztwa może stanowić zagrożenie. Że zadawane pytania nie wynikają ze zwykłej ciekawości i wścibstwa, a pragmatyzmu, i że odpowiedź na każde z nich przybliżało ją do osiągnięcia celu.
Z agentami pracowało się jednak inaczej. Większość z nich nie była ostatnimi idiotami, których można było okręcić wokół palca za sprawą flirciarskiego uśmiechu i dotknięcia ramienia niby to przez przypadek. Mówili to, czym pozwolono im się dzielić, a w zamian wymagali podkreślenia ich imienia w artykule bądź reportażu; oczywiście w wyjątkowo dobrym świetle.
Tylko zimna krew i szybkie myślenie agenta Hawkinsa, doprowadziło do finalnego ujęcia mordercy.
Agenci wyglądali, jakby wyprodukowano ich w jednej fabryce. Każdego ranka przywdziewali niemal identyczne garnitury. Zapinali guziki śnieżnobiałych koszul, wiązali czarne krawaty, kupowali ulubionego bajgla z wózka stojącego pod biurem i ładowali baterie półlitrową kawą. Siadali za raczej uporządkowanym biurkiem i włączali komputer. Większość z nich łączyła też istotna cecha – lubili być gloryfikowani przez wszelkiego rodzaju media. Słowo zachwytu powodowało, że ich ego drastycznie wzrastało i wcale nie byłaby zdziwiona, gdyby wiele białych kołnierzyków nocami masturbowało się do artykułów ze swoim nazwiskiem w tytule i zdjęciem poniżej.
Iście amerykańskie samce alfa, z którymi należało obchodzić się z największą delikatnością – właśnie to robiła teraz.
– Czy przyznał się do innych zabójstw? Póki co powiedzieliście tylko o… – spojrzenie na krótki moment zjechało niżej, prosto na notatnik leżący na stole. –…Lisie Ammer, Stephanie Hudson i Glorii Santos.
– Na ten moment nie mogę udzielić ci konkretnych informacji, ale podejrzewamy, że ofiar było więcej – uważnie obserwowała twarz blondyna.
Będą mieli problem. Modus operandi mordercy było specyficzne i obejmowało robienie show z odnajdywania ciał. Lubił zyskaną sławę i niewątpliwie potrafiłby przyznać się do zabójstw, które nie są na jego koncie.
Rozmawiali jeszcze przez kilkanaście minut, gdy godzina druga trzydzieści bezlitośnie dała im znać, że czas na lunch już się skończył. Wymienili krótki uścisk dłoni, po czym Elena została przy stoliku sama. Zebrawszy myśli, bazgrała na kartce pismem, które najpewniej potrafiła odczytać tylko ona sama i którego nie powstydziłby się żaden lekarz.
I wtedy go zobaczyła. A przynajmniej wydawało jej się, że to on, bo minęło wiele lat, od kiedy widziała go po raz ostatni. W głowie szatynki ruszyła machina krótkich migawek. Chłopiec z podwórka. Wolna dusza, z którą wspólnie zapuszczali się w zakamarki waszyngtońskich lasów. Po prostu Jake rozpalający ognisko latem na Alki Beach i ona, śmiejąca się w niebogłosy, bo survival ewidentnie nie był jednym z jego talentów. Jego dłonie opatrujące niewielkie rozcięcie od rozbitej butelki piwa, bo pierwszy raz się upiła i straciła równowagę.
Zmienił się jego wygląd, ale błysk w oku wciąż pozostał ten sam.
Zamknęła klapę laptopa z cichym trzaskiem i zebrała swoje rzeczy. Wodząc za nim wzrokiem, poczekała do momentu, w którym odbierze zamówienie. Wtedy wstała i tuż przed wyjściem z kawiarni położyła mu rękę na ramieniu. Odwrócił się gwałtownie.
– Jake? Jake Mitchell? – zapytała, jakby chcąc się upewnić, że nie pomyliła go z nikim innym, choć doskonale wiedziała, że to niemożliwe. Teraz, będąc blisko, widziała, że elementy twarzy mężczyzny idealnie pokrywały się z starymi reminiscencjami. – Ostatnim miejscem, w którym spodziewałabym się ciebie spotkać, jest knajpa wypełniona agentami federalnymi – pozwoliła sobie na mały żarcik, bo jeszcze nie była pewna, czy ją poznał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ktoś musiał popełnić poważne niedopatrzenie podczas swojej zmiany w fabryce agentów federalnych, kiedy z taśmy schodził Jake. Tylko w ten sposób można byłoby wytłumaczyć jego niesłabnącą niechęć do tych przeklętych garniturów, do których najwyraźniej nie zamierzał się przekonać, niezależnie od tego, jak często miałby słyszeć komentarze własnego ojca na temat niewłaściwego stroju. Brak marynarki, czy spodnie, które zdecydowanie niewiele miały wspólnego z tymi garniturowymi, nie mogły przecież ujmować jego efektywności w pracy.
Znalazłoby się przynajmniej kilka czynników, które zmniejszały tę efektywność znacznie skuteczniej.
Z kolei niechęć do garniturów nie była w przypadku Mitchella jedynym błędem, jaki popełniono w fabryce agentów. Zdecydowanie nie miał uporządkowanego biurka. I, co nie powinno ulegać najmniejszej wątpliwości, nie spieszyło mu się do tego, by jego nazwisko - a raczej imię, bo akurat nazwisko nie należało tylko do niego i w mediach pojawiało się całkiem często... - wplatane było w jakiekolwiek medialne informacje. Chyba po prostu zdążył przyzwyczaić się do tego, że ewentualne wzmianki na jego temat mogłyby mieć jedynie ten negatywny wydźwięk. I w zasadzie... nie przypominał sobie, by kiedykolwiek faktycznie jakoś bardzo mu to przeszkadzało. Nie, póki wszelkie szczeniackie wybryki sprzed lat bardziej działały na nerwy jego rodzicom, jemu samemu nie wyrządzając większej szkody. Inna sprawa, że najwyraźniej od zawsze Mitchellowie potrafili całkiem skutecznie zadbać o to, by wścibscy dziennikarze nie wywlekali na wierzch niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób kalać tę po stokroć przecież idealną rodzinę.
Powracając jednak do stereotypowego postrzegania agentów... Jedno przynajmniej się zgadzało. Jake nie funkcjonował bez kubka - ewentualnie kilkunastu - porządnej kawy. Dawno też zdążył dojść do wniosku, że ta, którą serwował ekspres w siedzibie FBI, niespecjalnie nadawała się do spożycia. Szczęśliwie ktoś wpadł na pomysł, by całkiem niedaleko otworzyć kawiarnię, która już niejednokrotnie ratowała Mitchellowi życie.
Prawdopodobnie nawet nie musiałby mówić tej miłej blondynce zza lady, czego dokładnie potrzebował. Wystarczyłoby pewnie poczekać bez słowa, a i tak po kilku minutach dostałby to, co zamawiał przecież niemal każdego dnia. Czasami nawet kilka razy w ciągu dnia.
Może któregoś dnia faktycznie powinien to przetestować. Jednak nie tym razem. Tym razem codzienny rytuał miał się odbyć bez większych zakłóceń. Wymiana niewiele znaczących uśmiechów podczas zamawiania kawy, rzucone na odchodne życzenie miłego dnia i łyk gorącego napoju wypity jeszcze zanim Jake miałby dotrzeć do drzwi wejściowych.
I właśnie ten ostatni element codzienności został zakłócony. Na tyle niespodziewanie, że niewiele brakowało, by zawartość kubka znalazła się na koszuli Mitchella.
- We własnej osobie - rzucił bez większego zastanowienia, upewniając się w międzyczasie, że kawa pozostała jednak na swoim miejscu i że przynajmniej nie będzie musiał wysłuchiwać dodatkowych utyskiwań ojca na temat poplamionej koszuli. Dopiero po chwili, a więc i po kolejnych słowach kobiety, przeniósł spojrzenie na nią.
- Czyli w jednym się zgadzamy - pozwolił sobie na krótkie uniesienie jednego kącika ust, przyglądając się uważnie jej twarzy i starając się dopasować do niej właściwe imię. Bo co do tego, że powinien ją kojarzyć, nie miał praktycznie żadnych wątpliwości. Za żadne skarby nie był jednak w stanie przypomnieć sobie okoliczności, w których mogliby się poznać lub spotkać wcześniej.
Przelotne spotkanie w jakimś barze? Możliwe, chociaż to chyba nie do końca to.
Spotykali się kiedyś? Wtedy pewnie zareagowałaby znacznie mniej przyjaźnie na jego widok.
- Chyba nie do końca kojarzę... skąd właściwie się znamy? - mógłby zgadywać, jasne. Ale dość szybko musiał dojść do wniosku, że nie miało to większego sensu, a on prawdopodobnie nie miał aż tyle czasu. Jedynym rozsądnym wyjściem zdawało się być więc przyznanie do porażki i liczenie na to, że skoro już znajoma postanowiła go zaczepić, to zechce go również oświecić w tym temacie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie jest nowością, że w fabrykach zdarzają się błędy i niekiedy na rynek wypuszczane zostają wadliwe egzemplarze. Mitchell niewątpliwie reprezentował jeden z nich, a i ona sama wpadła do puli beznadziejnych przypadków, bo gdyby miała całkowicie dopasować się do woli starszyzny, resztę życia spędziłaby w Homer na Alasce, odmrażając cenne kończyny w rodzinnym sklepie. Zamiast tego spakowała manatki i wyjechała; najpierw do Anchorage, a później Seattle – mekki seryjnych morderców, brudu i ćpunów, co jakimś cudem sprawiło, że poczuła się jak w domu.
Hawkins, z którym pożegnała się przed kilkunastoma minutami, faktycznie reprezentował zupełnie inny typ nie tylko agenta (bo przecież jeszcze nie wiedziała, że J. poszedł w ślady ojca), ale też osoby. Poukładany, schludny i… Mniej znudzony okolicznościami, bo Jake sprawiał wrażenie, jakby wcale nie chciał tu być i chyba nie mogła mu się dziwić.
– Poważnie uraziłeś moją dumę – prawa brew bezwiednie powędrowała ku górze, a całemu zdarzeniu towarzyszył również nieco figlarny uśmiech. – W końcu dwadzieścia parę lat temu przysięgałeś, że nigdy o mnie nie zapomnisz – ich pierwsze i ostatnie zaręczyny, które wprawdzie zerwali kilka lat później, w oczach dziecka, były absolutnie magiczną chwilą.
W rzeczywistości nie była zdziwiona, że nie przypominał sobie, kim jest. Sama miała wyjątkową pamięć do twarzy i zdecydowanie była to jedna z cech, która nie raz przydała jej się w dziennikarskiej pracy, ale nadal – ostatni raz widzieli się podczas wakacji w, bodajże, dwa tysiące dziesiątym roku.
– Elena Doherty – rzuciła w końcu, odłożywszy torbę z laptopem na krzesło przy pustym stoliku. – Przyjeżdżałam na wakacje do ciotki na Mercer Street – domyślała się, że ta informacja rozjaśni umysł bruneta. Jego dom znajdował się na tej samej ulicy, zaledwie kilka domków dalej. Ciotka April nie zawsze popierała spotykanie się Eleny z tym gówniarzem Mitchellem, więc Doherty późnymi wieczorami wymykała się przez okno sypialni i schodziła na dół po jednej z części drewnianej altany. Kilka minut dzieliło ją od bogatego podjazdu rodzinnej posiadłości Jake’a, która zawsze wyglądała, jakby za krótki moment miała ją odwiedzić rodzina królewska.
Zamilkła i w oczekiwaniu na jego reakcję, skupiła wzrok na czekoladowych tęczówkach towarzysza.
Zupełnie nic nie oczekiwała od przypadkowego spotkania; po prostu nie byłaby sobą, gdyby go nie zaczepiła. Najpewniej ciekawość nie pozwoliłaby jej wyrzucić z głowy myśli: kim się stał? Co robi? Jakim jest człowiekiem? Czy poprawił relacje z ojcem?
Kiedyś godzinami dyskutowali o życiu i śmierci, a później relacja rozpoczęła męczeńską drogę, podczas której mozolnie umierała. Studia, pierwsza praca i tysiące dzielących ich kilometrów nie pomagały w utrzymywaniu bliskiego kontaktu, bo wraz z końcem wakacji przyszło poczucie odpowiedzialności, przynajmniej w przypadku Eleny.
On był dla niej przebłyskami przeszłości, ona została całkowicie wyparta z jego pamięci.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W najmniejszym stopniu nie myliła się, przypuszczając, że Jake niespecjalnie miał ochotę znajdować się w miejscu, w którym przyszło mu być obecnie. Choć niekoniecznie chodziło tu o samą kawiarnię. Ta była akurat całkiem w porządku. Albo raczej... mogłaby być całkiem w porządku, gdyby wizyta w niej i zamówienie kawy nie wiązało się z koniecznością skierowania swoich kroków wprost do siedziby FBI. Nawet, jeśli nie do końca byłoby zgodne z prawdą stwierdzenie, że Jake miałby absolutnie nie znosić swojej pracy i jedynie się w niej męczyć. Fakt, nie dało się ukryć, że nie lubił wielu kwestii, które wiązały się z tą konkretną pracą.
Na czele z własnym ojcem w roli szefa.
Poza tymi drobnymi szczegółami, pewnie mógłby przyznać, że było całkiem... znośnie. Na więcej prawdopodobnie nie pozwalałby mu fakt, że po prostu nie taką drogę kariery dla siebie widział i nadal nie miał zamiaru w pełni godzić się z faktem, że z FBI miałby związać się na dłużej niżby sobie kiedykolwiek życzył.
W tej konkretnej chwili nawet całkiem nieźle się składało, że w gruncie rzeczy wcale nie spieszyło mu się do obowiązków służbowych. W przeciwnym wypadku prawdopodobnie zdążyłby się ulotnić, zanim kobieta, która go zaczepiła, zdążyłaby w ogóle wyjaśnić, skąd się znali. Choć co do tych wyjaśnień... wcale nie trzeba było wiele. Jeszcze zanim usłyszał te bardziej konkretne, mógł uśmiechnąć się rozbawiony, gdy wspomniała o rzekomej przysiędze sprzed przeszło dwudziestu lat. Faktycznie, tyle wystarczyło, żeby ta właściwa szufladka w zakamarkach pamięci otworzyła się i żeby uświadomił sobie, że przecież w zasadzie jego dawna narzeczona wcale nie zmieniła się aż tak bardzo.
Łatwo było dojść do takiego wniosku, gdy już wiedział, z kim miał do czynienia.
- Jeżeli masz zamiar oddać mi pierścionek, to obawiam się, że nie mam na to czasu, muszę wracać do pracy - przynajmniej przez chwilę próbował zachować śmiertelną powagę, jakiej mogłoby wymagać podobne stwierdzenie. Niespecjalnie się udało. I tak, doskonale wiedział, że nigdy nie dostała od niego żadnego pierścionka. W przebłysku dziecięcego geniuszu myślał wprawdzie o tym, żeby podarować kilkuletniej Elenie któryś z pierścionków znalezionych wśród błyskotek matki, ale dość szybko musiał dojść do całkiem słusznego wniosku, że każdy i tak musiałby być dla niej za duży. Błyszczące i całkiem ładne spinki do mankietów znalezione w rzeczach ojca zdawały się więc nadawać o wiele lepiej.
- No i w takim razie to chyba nie ja powinienem się tłumaczyć ze swojej obecności tutaj...? - wymownie rozejrzał się dookoła, by następnie powrócić spojrzeniem do Eleny. Jeśli znów miałaby jedynie odwiedzać swoją ciotkę - choć czy ta stara jędza, jak zdarzyło mu się ją przynajmniej kilka razy nazwać tych kilkanaście lat temu, wciąż jeszcze w ogóle żyła? - to chyba raczej nie przesiadywałaby w kawiarni, która nawet nie znajdowała się w tej samej okolicy. I zdecydowanie nie była tak rewelacyjna, by przejeżdżać połowę miasta dla wypicia kawy właśnie tutaj...
A już na pewno nie była aż tak dobra, by wpaść tu na kawę prosto z odległej Alaski.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak przez mgłę pamiętała, że relacje całej rodziny Mitchellów były – co najmniej – napięte, ale te między synem i ojcem dość szybko weszły na wyższy poziom niezrozumienia. Za dzieciaka często porównywała Johna do postaci komiksowego antagonisty; wysokiego, pewnego siebie, z nieco przydługimi kudłami i groźnym, zimnym spojrzeniem. Współczuła Jake’owi, bo choć państwo Doherty nie stanowili przykładu idealnego rodzicielstwa, to dali jej namiastkę miłości, którą powinno się obdarowywać własnego potomka.
Parsknęła pod nosem i ledwie zauważalnie pokręciła głową. Pudło.
– Błagam, już dawno sprzedałam go w lombardzie – słynne spinki do mankietów najpewniej zajmowały honorowe miejsce w jednej z drewnianych szuflad na zimnej Alasce, ale będąc całkowicie szczerą, zupełnie o nich zapomniała.
– Mam swoje powody, żeby bywać tu częściej niż rzadziej. Ładne widoki, całkiem niezła kawa i lokal wypełniony stróżami prawa. Sam wiesz, jak ważne jest poczucie bezpieczeństwa w dzisiejszych czasach – skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej, wciąż nie odrywając wzroku od mężczyzny. Jeden z kosmyków ciemnych włosów niesfornie wyglądał ponad względnie ułożoną fryzurę, więc walczyła z potrzebą poprawienia go – bynajmniej nie z pobudek romantycznych, a przez wrodzony perfekcjonizm. – Jestem dziennikarką – powiedziała w końcu, bo nie widziała większego sensu w zachowywaniu tajemnicy, która w rzeczywistości wcale nią nie była. Wystarczyło wpisać jej imię i nazwisko w dowolnej wyszukiwarce, a oczom ukazywały się dziesiątki artykułów i przygotowane reportaże.
Nie rozwlekała też tematu swojej pracy i konkretnych powodów, dla których bywała w kawiarni, bo niewątpliwie dodał zdążył dodać dwa do dwóch. Lubiła być poinformowana, szczególnie jeśli część z tych informacji otrzymywała pierwsza. Właśnie to liczyło się w dziennikarstwie najbardziej – czas reakcji. Doskonale zdawała sobie sprawę, że agenci dzielą się z nią tylko tym, czym chcą się podzielić, ale wolała to niż brak jakichkolwiek wieści.
– W każdym razie widzę, że nadal jesteś mistrzem odwracania kota ogonem – bo zadała pytanie pierwsza, a on zgrabnie odbił piłeczkę i tym samym uniknął odpowiedzi. Sprytne. – Poszedłeś w ślady ojca? – pewnie nie uwierzy, dopóki nie zobaczy odznaki, ale przecież teraz nie miał obowiązku tego robić; chyba że zamierzał ją aresztować za zadawanie niewygodnych pytań?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Masz pojęcie, jak długo musiałem odkładać na niego kieszonkowe? - ani jednego dnia. Tak mniej więcej. - Liczę przynajmniej na zwrot części poniesionych kosztów.
Szczerze mówiąc, pewnie wcale by się nie zdziwił, gdyby okazało się, że nieszczęsne spinki do mankietów lata temu zagubiły się gdzieś w tej tajemniczej otchłani, w której zwykle znikała większość rzeczy należących do kilkulatków. I prawdopodobnie nawet nie miałby tego Elenie za złe. Wiadomo, że tajemnicza otchłań sama wciągała wszystkie te przedmioty i absolutnie nic nie dało się na to poradzić. Nawet, jeśli niekiedy jej ofiarami stawały się rzeczy o sporej wartości sentymentalnej - bo takiej z całą pewnością nie dałoby się spinkom odmówić.
Zerknął przelotnie na zegarek, dochodząc przy tym do wniosku, że powinien być w pracy mniej więcej za dobrych parę minut temu. Przy tym jednak daleko było jego reakcji do tej, jaką mógłby się wykazać odpowiedzialny dorosły człowiek, który zdawał sobie sprawę z tego, że wymigiwanie się od służbowych obowiązków prawie nigdy nie było dobrym pomysłem. I bardzo rzadko kończyło się dobrze. Mógłby prawdopodobnie krótko wyjaśnić, że naprawdę się spieszył i być może nawet zaproponować spotkanie w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach.
Tyle, że... właściwie to wcale się nie spieszył.
Spokojnie odstawił więc swoją kawę na stolik, przy którym wcześniej zdążyła już spocząć torba Eleny. A zanim sam zajął miejsce na jednym z krzeseł, ruchem głowy zasugerował swojej rozmówczyni, że być może będzie to jednak miejsce nieco wygodniejsze niż to, które zajmowali obecnie. Tym bardziej, że całkiem skutecznie utrudniali innym wchodzenie i wychodzenie z kawiarni, co zresztą swoim oburzonym prychnięciem zasygnalizowała im jakaś wyraźnie spiesząca się kobieta.
- Nie powiem, żeby jakoś bardzo mnie to dziwiło - uśmiechnął się w odpowiedzi na jej wzmiankę o tym, jaką drogę kariery dla siebie wybrała. Bo przecież to nie tak, że zupełnie wymazał ją z pamięci i że nie kojarzył zupełnie niczego, co wiązało się z narzeczoną z dzieciństwa. Przeciwnie. Kiedy już właściwe imię zostało dopasowane do niewątpliwie znajomej twarzy, okazywało się, że w zasadzie wiele wspomnień z nią związanych wciąż było całkiem żywych. Jak na przykład te, w których już lata temu pośród jej planów na przyszłość musiały przewijać się takie, dzięki którym wybór dziennikarstwa nie dziwił ani odrobinę.
- Dziwi mnie za to tak beznadziejny wybór miejsca, w którym próbujesz czaić się na jakieś ciekawe informacje. Ludzie zazwyczaj są średnio rozmowni przy zwykłej kawie - za to prawdopodobnie nawet agentom federalnym języki mogły rozwiązywać się znacznie skuteczniej pod wpływem innych napojów. Przynajmniej niektórym, bo na pewno znaleźliby się i tacy, którzy nawet po kilku drinkach nie pozwoliliby sobie na powiedzenie choćby jednego słowa ponad to, o czym oficjalnie mogliby rozmawiać.
I czy faktycznie odwracał kota ogonem? Możliwe. Na pewno nie zamierzał temu zaprzeczać. A nawet gdyby próbował, to uśmiech, który pojawił się na jego twarzy skutecznie przeczyłby wszelkim takim próbom.
Zdecydowanie nie wyglądał na kogoś, komu mogłoby być choćby odrobinę głupio z powodu wytknięcia niezbyt subtelnego wymigania się od odpowiedzi na wcześniej postawione pytanie. Właściwie... gdyby się nad tym zastanowić, Jake prawdopodobnie bardzo rzadko miewał okazję poczuć jakiekolwiek wyrzuty sumienia, niezależnie od tego, na czym akurat został przyłapany.
- W kwestii odwracania kota ogonem? Nie wiem, może to faktycznie po nim, jakoś nigdy za bardzo się nad tym nie zastanawiałem - nie zamierzał też kryć swojego rozbawienia, podobnie jak nie zamierzał odpuszczać okazji do ponownego odwleczenia jasnej i klarownej odpowiedzi. Choć to też nie tak, że wcale nie zamierzał jej udzielać. Owszem, pozwolił sobie na jeszcze chwilę zwłoki, spożytkowaną na upicie kilku łyków stygnącej kawy, ale też nie uważał, by jego zawód był jakąś wielką tajemnicą.
Zwłaszcza, że sprawdzenie tego na własną rękę, byłoby pewnie równie mało skomplikowane jak w przypadku Eleny.
- Ale jeżeli pytasz o zawód, to tak, faktycznie jakoś tak wyszło - i to było chyba najlepsze podsumowanie tego, dlaczego właściwie zdecydował się na karierę agenta federalnego. Jakoś tak wyszło całkiem nieźle wyjaśniało tę kwestię.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Nie miałam pojęcia, ale wierzę, że wynagrodzę ci to moim towarzystwem przez najbliższe pół godziny – rzuciła, zajmując miejsce naprzeciw bruneta. Widać było, że nie ma ochoty wracać do biura – w przeciwnym razie już dawno umówiliby się na „piwo”, doskonale wiedząc, że to gadka wynikająca jedynie z kultury i najprawdopodobniej do spotkania nigdy nie dojdzie. Ale teraz było… Miło? Od czasu przeprowadzki do Seattle, poznała wiele ludzi, ale były to głównie znajomości wynikające z wykonywanej przez nią pracy. Kamerzyści, montażyści, asystenci i inne osoby zajmujące przeróżne stanowiska o dziwnych nazwach w King5, w żaden sposób nie byli jej przyjaciółmi. Przewijali się przez codzienność kobiety, ale gdy wracała do mieszkania na Fremont, nie potrafiła nawet dopasować imion części z nich do konkretnych twarzy.
Samotność? Absolutnie. Przecież miała Lucasa – zazwyczaj kochanego i opiekuńczego. To taki typ mężczyzny, którego kochają wszystkie matki, a ojcowie z ufnością klepią go po plecach. Tylko czasem za mocno chwytał ją za nadgarstek. Tylko czasami boleśnie ściskał policzki, gdy powiedziała coś nie tak. Naprawdę rzadko popychał na ścianę, kiedy w lodówce nie było jego ulubionego piwa. To nic takiego, prawda? Miał stresującą pracę, a Elena i tak zapominała o jego wybrykach, gdy tylko zaczynała skupiać się na swojej, bo wtedy liczyło się tylko dowiezienie tematu.
W tym momencie nie pracowała jednak nad konkretnym tematem.
Z delikatnym uśmiechem słuchała Mitchella, co jakiś czas unosząc brwi ku górze; albo nie wiedział nic o długim języku własnych kolegów, albo blefował.
– Uwierz mi, że są osoby, którym zwykła kawa i obietnice użycia ich nazwiska zupełnie wystarczą – kąciki ust kobiety mimowolnie powędrowały ku górze, w rezultacie obdarowując towarzysza szerszym uśmiechem. Niektórzy zadowalali się kawą, innym rozplątywał się język po czwartym Long Island Ice Tea. Jeszcze innych – zazwyczaj tych podstarzałych agentów, których już dawno otaczało ramionami widmo rychłej emerytury – spotykało się w luksusowych strip clubach, z twarzami zanurzonymi w zrobionych cyckach tancerek. – Ale domyślam się, że ty nie dałbyś się na to złapać – zawsze był… Niepokorny? To chyba dobre określenie na osobę, która nigdy nie przejmowała się zdaniem innych i działała po swojemu. Pamiętała, że kiedy bardzo jej tym imponował i chciała być taka, jak on. Inspirowała się jego sposobem wypowiedzi, gestami, stylem bycia, a po wakacjach wracała nie tylko na mroźną Alaskę, ale również to bycia standardową sobą. W pewnym momencie życia odkryła własne ja i zaczęła kroczyć indywidualną ścieżką, natomiast gdyby spojrzeć na to całościowo, znajomość z J. była pewnym kamieniem milowym w życiu Doherty.
Słysząc zgryźliwą odpowiedź dotyczącą ojca, pokręciła tylko głową w akcie ogólnego rozbawienia. Owszem, mogła go sprawdzić tuż po wyjściu z kawiarni i musiałaby nawet wyjmować telefonu z kieszeni. Była przekonana, że wpisanie jego imienia i nazwiska w wyszukiwarce byłoby wystarczające.
Jakoś tak wyszło? Któregoś dnia wstałeś z łóżka i pomyślałeś, że zostaniesz agentem? Czy znalazłeś legitymację agenta federalnego na ulicy? – zarówno wrodzona, jak i zawodowa ciekawość wzięła górę, bo poczuła charakterystyczny dreszczyk zainteresowana na skórze. Oparła się o niezbyt wygodne oparcie krzesła i zawiesiła na nim spojrzenie.
Ciekawe, czy nadal nie lubił pytań.

autor

Awatar użytkownika
43
176

prezenterka telewizyjna

KING5 TV

broadmoor

Post

1 | style

Było późne popołudnie, kiedy Susanne zjawiła się w okolicy Pioneer Square. Po porannym programie i załatwieniu wszystkich innych spraw, łącznie z prośbą do gosposi o odebranie synów ze szkoły, nie mogła się jeszcze cieszyć z wolnego wieczoru, tradycyjnie przy lampce czerwonego wina. Początkowo, nie miała zamiaru odpowiadać na zaproszenie, wystosowane przez mężczyznę. Dobrze wiedziała, jaką sprawę potrzebował pilnie przedyskutować. Osobiście nie znali się zbyt dobrze. Jednakże, czytając ogromne ilości materiału na temat jego działalności i życia prywatnego oraz mając okazję raz czy dwa widząc Jonathana na własne oczy miała wrażenie, jakby znała go całe wieki. Jednocześnie, wyrabiając sobie opinię, zapewne niesprawiedliwą.
Zatrzymała swoje czerwone Ferrari na wolnym miejscu przy chodniku. Rozmawiając przez telefon wyłączyła silnik, po czym nie zapominając o torebce wysiadła z pojazdu. Zerknęła szybko na witrynę lokalu, niecierpliwie próbując zauważyć mężczyznę. Kończąc żywiołową wymianę zdań z producentami programu weszła do środka kawiarni. Kawa była zdecydowanie tym, czego potrzebowała o tej porze, by nie odczuwać zmęczenia. Rozłączyła się, chowając telefon do reszty akcesoriów, po czym przystanęła na sekundę, obejmując spojrzeniem cały lokal. Szybko dostrzegła przy jednym stoliku postawnego mężczyznę w średnim wieku, z brodą i włosami przyprószonymi siwizną. Nie zwlekając dłużej ruszyła w jego stronę.
- Jonathanie. - zwróciła jego uwagę, posyłając nieco wymuszony uśmiech. Musiała przyznać, że od razu wydał jej się bardzo czarującym i przystojnym mężczyzną. Nie zmieniało to faktu, iż z tyłu głowy postrzegała go w dużo mniejszych superlatywach, co było związane bezpośrednio z jego koncernem, charakterem czy przekonaniami, znacząco różniącymi się od jej własnych.
Odstawiając torebkę przy krawędzi blatu zajęła miejsce na przeciwko zakładając nogę na nogę i szybko poprawiając swój wygląd. Nim skupiła się na ich spotkaniu spojrzała na młodą pracownicę lokalu. Blondynka poprosiła o podwójne latte na owsianym mleku, odmawiając innych, zaproponowanych dodatków. Po załatwieniu najważniejszych potrzeb, raz jeszcze przeniosła wzrok na Jonathana, którego miała przed sobą.
- Dobrze wiem, dlaczego się tutaj spotykamy. - rozpoczęła, od razu wykładając karty na stół, zanim pojawią się wszelkie próby kokieterii z jego strony. Nie wątpiła, że doszły już go słuchy o materiale, który miał zostać wyemitowany w jednym z nadchodzących programów i temacie, który chciała poruszyć. Jonathan również odgrywał w nim swoją rolę, czy tego chciał, czy nie. - Jeśli zamierzasz odwieść mnie od tego to wiedz, że nic takiego się nie stanie. Zamierzam przedstawić ten reportaż i nasza rozmowa niczego nie zmieni. - dodała stanowczo, jasno wyrażając własne stanowisko. W myślach odtworzyła kilka dość wstrząsających obrazków katastrofy ekologicznej, którą wywoływała działalność takich korporacji, które prowadził między innymi jej towarzysz. - Masz jednak szansę przedstawić własne zdanie u mnie w programie i skonfrontować się ze mną oraz zaproszonymi przeze mnie ludźmi, zajmującymi się ekologią. Nie wątpię, że będziesz miał odmienną opinię, którą mógłbyś się podzielić. - odparła z mała nutą ironii, gdyż nie wiedziała, jak racjonalnie mógłby odpowiedzieć na szereg zarzutów, stawianych przy okazji poruszonego tematu. Ten, dawał jej nie małą, osobistą satysfakcję. W międzyczasie, podziękowała za kawę, którą jej dostarczono. Zamieszała uważnie kawę w wysokiej szklance i upiła parę krótkich, przyjemnych łyków.

Jonathan Singleton

autor

-

Walk like a king or like you don't give a fuck who's the king
Awatar użytkownika
50
187

CEO

Singleton Industries

broadmoor

Post

{ 005 }
outfit
.

Siedział wygodnie na kanapie, z potylicą wspartą nonszalancko o skórzany zagłówek, ale czujne spojrzenie zdradzało, że cała ta swoboda jest tylko pozorem. Ponieważ Jonathan czekał i to na bardzo konkretną osobę, a na końcu języka kształtowały się słowa — tysiące, . m i l i o n y . słów kotłujących się w szerokiej przestrzeni świadomości. Przewijał w myślach dane przedstawione mu przez agentów od wizerunku. Wszystko to, czego dowiedzieli się — tylko częściowo legalnie — na temat jutrzejszego programu śniadaniowego. Nie pozwalał sobie na irytację. W ogóle nie pozwalał sobie na żadne zbędne emocje mogące zmącić jego plan.

Wreszcie w kawiarni pojawiła się Susanne Collins i swoją zorganizowaną obecnością godną kobiety sukcesu — która przejawiała się w każdym jej ruchu i geście — wyparła obecność wszystkich innych ludzi w pomieszczeniu. Wiódł za nią nienachalnym spojrzeniem aż do momentu, w którym stanęła przed zajmowanym przez niego stolikiem, ale nawet wtedy się nie poruszył. Był zbyt skupiony na słuchaniu. Na obserwowaniu. Każdy wniosek, nawet pozornie nieistotny, miał mu się przydać.

Prosto do sedna, bez nudnej gry wstępnej — ocenił i skinął krótko głową na powitanie, dalej rozparty wygodnie na miękkiej kanapie. — Doceniam. W innych okolicznościach z pewnością moglibyśmy się dogadać — dodał, pozwalając kącikom ust na dodatkowe, nieznaczne uniesienie się mające sugerować okoliczności tego dogadywania się.

Dwuznaczna, prostacka uwaga była tylko zaczepką bez żadnego ciężaru i znaczenia; słowami rzucanymi po to, żeby uśpić jej czujność albo może tylko po to, żeby gadać cokolwiek. Bo Jonathan lubił mówić, lubił tembr własnego głosu — a równie mocno lubił zwodzić swoich przeciwników. Dawać im do ręki pewność, że oto znaleźli się na wygranej pozycji wyłącznie po to, żeby przyglądać się ich minom, kiedy będzie tę samą pewność wydzierał im spomiędzy kurczowo zaciśniętych palców. A w końcu robił to każdemu; w mniej czy bardziej humanitarny sposób.

Dobrze, w takim razie pominę czułości i też będę mówił wprost — podjął, kiedy kobieta zamówiła swoje ekologicznie do bólu latte z najbardziej ekologicznym mlekiem, jakie dało się wybrać z menu.

Po tych słowach wyprostował się wreszcie, splótł palce, oparł przedramiona na blacie i nachylił nieznacznie nad dzielącym ich stolikiem, mową ciała sugerując jawnie, że jego ego oraz jego agresja potrzebują dużo miejsca w dzielącej ich przestrzeni. Utkwił harde spojrzenie w bladoniebieskich tęczówkach kobiety.

Niczego nie masz, prawda? Bo gdybyś miała, zamiast fatygować się do kawiarni i marnować popołudnie na spotkanie ze mną tylko po to, żeby rzucać te urocze, kąśliwe uwagi i zapraszać mnie do swojego programu śniadaniowego — położył wyraźny akcent na tym słowie tak, żeby kobieta nie miała wątpliwości jak wysoko ceni sobie jej program i jaki ma do niego stosunek — proponowałabyś mi raczej spotkanie w sądzie. Ale bez dowodu ciężko o takie odważne kroki, a ty masz wyłącznie poszlaki i przypuszczenia, w najlepszym przypadku kadry, które nie znajdą podstawy prawnej, bo w żaden sposób nie wiążą się z Singleton Industries.

Jonathan nie poruszył się, nie przesunął wzroku nawet o cal. Niczego nie zamówił, miał przed sobą tylko szklankę wody, o którą poprosił, gdy jeszcze czekał na prezenterkę. Był spokojny; jak gładka tafla jeziora, niewzruszona żadnym słowem padającym z jego własnych ust.

A skoro nie masz dowodów, najmądrzej byłoby nie wciągać mojej firmy — mojego . n a z w i s k a . — w to bagno spekulacyjne, które szykujecie z producentem. Jedyne co na tym zyskasz, to kilka procent oglądalności na dwa dni, bo tyle będą się tematem interesować ludzie oglądający programy śniadaniowe, i trochę dobrze płatnych nadgodzin dla moich PR-owców — urwał na moment swój neutralny monolog, żeby zrobić krótką pauzę. Żeby znów się uśmiechać, kiedy spojrzenie wbijał prosto w jej oczy, choć tym razem uśmiechem trudniejszym do jednoznacznego zdefiniowania. Drapieżnym. Przestrzegającym. Czy raczej zapraszającym do zabawy? — A do stracenia masz moją sympatię.Moja sympatia może być bardzo przydatna na wielu różnych płaszczyznach.Naprawdę sądzisz, że warto? Koszt nieadekwatny do zysków, Susanne. Każdy biznesmen ci o tym powie.

Sympatię.

Nie darzył jej sympatią. Co najwyżej jakimś pokrętnym rodzajem szacunku.

Ale miał nadzieję, że Collins ma w głowie wystarczająco dużo oleju, żeby zrozumieć, że chociaż teraz tolerował jej niepochlebne opinie, stracenie tej tolerancji może niekorzystnie odbić się na jej komforcie życiowym. To nie była groźba. A przynajmniej nie taka, którą dałoby się wyczuć, zwłaszcza że Jonathan wciąż się uśmiechał.

.
Susanne Collins

autor

Val

ODPOWIEDZ

Wróć do „Pioneer Square”