WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Wysuwając dłoń z łagodnego, acz mocno podnoszącego na duchu męskiego uścisku, Charlotte niemal od razu pożałowała decyzji związanej z przekroczeniem progu gabinetu w samotności. Niespodziewanie zapragnęła, by Rhys towarzyszył jej przez cały czas trwania wizyty; by wciąż trzymał ją za rękę, by również wysłuchał tego, co miał do powiedzenia lekarz i by po prostu był obok zarówno w chwili poznania dobrych, jak i tych złych wiadomości. Te drugie trzymały się blondynki od dawna i Lottie nie byłaby zaskoczona, gdyby przewrotny los raz jeszcze z niej zakpił. Walcząc o pozytywne nastawienie, jednocześnie była boleśnie świadoma własnego pecha. Efekt domina nie był jej obcy. Jedna rzecz niszczyła kolejną, a ona wielokrotnie uginała się pod naporem przykrych doświadczeń. Dobre rzeczy zwyczajnie się jej nie przydarzały, dlatego chyba nie czuła się na siłach, by znów przejść przez to w pojedynkę.
Na zmianę zdania było jednak za późno; lekarz zamknął za nią drzwi bardzo szybko, dlatego jedynym, co zdążyła zrobić, było posłanie siedzącemu na krześle mężczyźnie pokrzepiającego - lub może przeciwnie; krzyczącego o pomoc - spojrzenia.
Ona również straciła poczucie czasu. Denerwowała się, jednocześnie dokładając wszelkich starań do tego, by rozmowa z lekarzem była płynna i rzeczowa. Ile razy jednak myślała o swojej sytuacji oraz rozwijającym się pod jej sercem dziecku, tyle razy dopadały ją obawy, niepewność, przykre wspomnienia rozmowy z Blake'm. Nie potrafiła się skupić, a nerwy bardzo szybko przełożyły się na jej ogólną kondycję. Zawroty głowy, jej pulsujący ból, duszności i podniesione ciśnienie były zaledwie wierzchołkiem góry lodowej.
Odpoczywać.
Nie denerwować się.
Jeść zdrowo.
Zostać na obserwacji.
Dopiero ostatnia sugestia siedzącego tuż obok niej mężczyzny sprawiła, że Charlotte wróciła na ziemię. Tak bardzo skupiła się na sprawianiu pozorów normalności, że niemal przegapiła moment, w którym wyniki wykonanych badań okazały się tymi poniżej normy.
Nie była zachwycona perspektywą zostania w szpitalu. Nawet jeżeli miałby to być zaledwie dzień, góra dwa, to jednak oznaczało to dodatkowe komplikacje - dla niej, ale przede wszystkim dla Rhysa. Wiedziała, że czekający na nią na korytarzu przyjaciel nie byłby w stanie odpuścić; że znów zaangażowałby się w coś, co nawet go nie dotyczyło. To jedynie pogorszyło kobiece samopoczucie i sprawiło, że gabinet lekarza opuściła z trudnym do ukrycia grymasem na twarzy.
- W porządku, naprawdę - zapewniła krótko, przystając obok rzędu krzesełek. Trzymany w dłoni plik papierów niemal od razu wcisnęła do torebki, dopiero wtedy zmuszając się do tego, by spojrzeć na twarz Rhysa. - Chce... zatrzymać mnie na obserwacji. Na dzień lub dwa - wyjaśniła lakonicznie, z trudem panując nad drżeniem głosu. Chociaż nie padła jednoznaczna informacja o tym, że coś było nie tak, to jednak perspektywa spędzenia kilkunastu godzin poza domem, w szpitalnym łóżku, w pustej sali była zwyczajnie przerażająca.
- Mógłbyś... przywieźć mi kilka rzeczy? Wiem, że proszę o dużo i że tylko zawracam Ci głowę, ale... ale jeszcze nie rozmawiałam z nikim z rodziny, a... - a ojca dziecka nie poproszę, bo nawet nie ma go w mieście.
Nie miała pojęcia, kiedy dokładnie pierwsze łzy spłynęły po jej policzkach, ale były one zaledwie zapowiedzią szlochu, na który pozwoliła sobie po raz kolejny w ciągu ostatnich dni.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Naiwnością było chyba wierzenie w to, że chociaż raz coś mogłoby pójść dobrze. Mimo to trzymał się tej wiary przez te wszystkie minuty spędzone na korytarzu, nawet jeśli wątpliwości nasuwały się jedna za drugą, gdy uświadamiał sobie, że to wszystko trwa zdecydowanie za długo. Chciał sobie tłumaczyć to tym, że tak miało być i prawdopodobnie każda kobieta spędzała w gabinecie tyle czasu, ale zniecierpliwienie innych pacjentek dawało mu do zrozumienia, że wcale tak nie było. A skoro Lottie siedziała u lekarza dłużej niż wynosiła norma, wniosek nasuwał się sam. Coś znowu było nie tak.
Nie sądził, że jej wyjście utwierdzi go w tym przekonaniu. Wolałby, żeby powiedziała, że wszystko jest w porządku i mogą wracać do domu. Byłaby to najlepsza wiadomość w ostatnich dniach, ale to chyba nie był czas na koncert życzeń, który mógłby zostać wysłuchany przez wszelkie siły wyższe.
Dzień lub dwa... — powtórzył i zerknął ponad jej ramieniem na lekarza, który przekazywał coś pielęgniarce. Nie dopytywał jednak o szczegóły. Mogła mówić, że jest w porządku, ale on wiedział, że gdyby było, to w tej chwili wracaliby razem do domu. Bez powodu nikogo się na obserwacjach nie zostawiało. Wrócił spojrzeniem do Lottie, gdy jej prośba przeplatała się z kolejnymi tłumaczeniami i czymś na wzór przeprosin. Westchnął, wpatrując się w nią z bliżej nieopisanym wyrazem twarzy. Z jednej strony rozumiał to, że było jej głupio prosić go o cokolwiek. Z drugiej strony bolało go to, że pozwalała sobie w dalszym ciągu wierzyć w to, że jej prośby mogłyby być dla niego jakimkolwiek problemem. Nie wiedział, jak ją przekonać do tego, że tak tego wszystkiego nie postrzegał, ale ostatecznie nawet gdyby wiedział, to nie był czas i miejsce na takie rozmowy.
Cholera, Lottie... — westchnął, gdy się rozpłakała. Odciągnął ją na bok pod najbliższą ścianę, a jednocześnie wystarczająco daleko od innych pacjentów i mocno przytulił, by nie musiała wystawiać swoich łez na widok osób trzecich. Chowając jej twarz w swoich ramionach, pogładził jej włosy i pocałował czubek głowy dając chwilę na to, by pozwoliła swoim emocjom znaleźć ujście. Gdy nieco się uspokoiła, spojrzał na nią — Przywiozę co trzeba, ale miej telefon pod ręką, bo pewnie będę dzwonił, żeby dopytać czy wszystko spakowane — zapewnił, uśmiechając się ciepło, by uświadomić jej, że to nie był żaden problem. Potrzebowała pomocy i tylko to się liczyło — Idź, załatw formalności związane z przyjęciem i daj mi godzinę. W razie czego dzwoń — dodał, ocierając kciukiem jej wilgotny policzek. Wolałby iść z nią, dotrzymać jej towarzystwa w chwili, w której trafi na oddział, ale wiedział, że i tak na nic się nie przyda w chwili, w której pielęgniarki będą szukać dla niej sali. Ten czas wolał poświęcić więc na to, by jechać do domu, spakować najpotrzebniejsze jej rzeczy i wrócić do szpitala. Kiedy więc Lottie oddaliła się w towarzystwie pielęgniarki, on opuścił szpital, wsiadł w samochód i pojechał do domu.

zt.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

#26

Nareszcie nadszedł ten długo wyczekiwany dzień, wizyta lekarska podczas trwania terapii eksperymentalnej, w której to Specter wzięła udział podczas leczenia swojej choroby serca. Kobieta co prawda czuła się lepiej, zniknęły epizody omdlenia, nie miała takich problemów z oddychaniem, zniknęło też to dziwne poczucie kołatania, czy nierównego bicia serca. Mógł to być efekt działania leku, a równie dobrze mogła to być wiara prawniczki w działanie tabletek, które zażywała, czyli tak zwany efekt placebo. Jednak trzeba było sprawdzić czy terapia działa, zatem zaproszono pannę Specter do szpitala na wykonanie paru badań, a potem powiadomili kiedy są wyniki do odebrania, ponadto Lavender miała spotkać się z lekarzem. Nie chciała jednak podczas tej wizyty być sama, a skoro Kath miała niedawno wypadek i powinna leżeć w łóżku, a Maeve i Sebastiana nie było w mieście, poprosiła zatem Nate'a by był jej skrzydłowym i wsparciem. W końcu nie miała nikogo bliższego od mężczyzny, a jej matka zapewne by panikowała, nakręcając tym samym szatynkę jeszcze bardziej. Czekali zatem w poczekalni przed gabinetem lekarza, a Specter po raz kolejny zaczęła patrzeć na wyniki, które otrzymała.
- Niczego nie rozumiem z tych wykresów i literek. Przypomnij mi Nate dlaczego nie poszłam na medycynę? - zapytała, zerkając znad papierków na przyjaciela. Denerwowała ją niewiedza, chciałaby znać się na tym, by wiedzieć już wcześniej, czy stan jej serca się poprawił, czy też nie. A ten lekarz ewidentnie się spóźniał, co jeszcze bardziej irytowało szatynkę.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#29

Wyjazd z Lavą pozwolił nieco wyciszyć zszarpany emocjami umysł Nate’a, dlatego kiedy nadszedł ten moment, był w pełni gotów dotrzymać towarzystwa swojej przyjaciółce. Nie okazywał tego wszem i wobec, ale martwił się o Lavender i chciał dla niej jak najlepiej. Konsultacje z kilkoma lekarzami pozwoliły im zawierzyć terapii i choć nie dotyczyło go to bezpośrednio, to w duchu przeżywał to razem z kobietą. Najbliższa rodzina odeszła od niego ponad rok temu, więc najbliższymi osobami, jakie mu zostały, była ich paczka, z której nie zamierzał rezygnować, kiedy zrobiło się trochę trudniej. Wręcz przeciwnie, niedawne wydarzenia, jak wyjazd Maeve i Sebastiana, własny wypadek, a później informacja o chorobie Lavender jeszcze bardziej umocniły więź z tymi, którzy pozostali w mieście. Zbyt wiele ważnych osób w swoim życiu stracił, by tak łatwo się poddawać. Nie darowałby więc sobie, jeśli odmówiłby Lavender w tak ważnym dla niej dniu.
Niepewność dawała się we znaki z każdą chwilą, którą spędzali w poczekalni. Na dźwięk jej słów, mimowolnie się uśmiechnął.
- Bo Twoim marzeniem było pomaganie ludziom, którym należy się sprawiedliwość - odparł, spoglądając na kobietę. Jako pani prawnik wykonywała świetną robotę i naturalnym było, że nie we wszystkim musiała się odnajdywać. Rozumiał doskonale jej irytację, bo jemu też nie raz zdarzało się, że nie potrafił rozszyfrować problemów ze względu na brak pełnej perspektywy i umykających mu informacji. Mimo wszystko nie wyobrażał sobie dziewczyny na medycynie. Codziennie zmaganie się z chorymi, wymiana kroplówek, kontakt z zarazkami i czyjąś krwią - to zdecydowanie nie było dla szatynki.
- Cokolwiek to wszystko oznacza wiedz, że masz mnie. I Kath. Jesteśmy z Tobą i dla Ciebie, bez względu na wyniki - uśmiechnął się łagodnie i złapał ją za rękę, by dodać jej otuchy. Sam czuł się źle z tym, że nie był w stanie zrobić nic innego. Jedyne, co mógł, to być. I czekać z nią na nieuniknione.
- Co chciałabyś zrobić, kiedy już stąd wyjdziemy? - zapytał, żeby choć na chwilę odwrócić jej uwagę od dręczących myśli. Miał nadzieję, że otrzymają dobrą informację, ale jakakolwiek by nie była, chciałby spełnić jej życzenie, by poczuła się choć odrobinę lepiej. A byłby w stanie zrobić dla niej naprawdę wiele. Wystarczyło to nazwać.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Może była potworną przyjaciółką, tak, na pewno była okropna, skoro nawet nie zapytała mężczyzny o jego wyjazd z ukochaną. Czy się udał, czy podczas niego nie pokazały się różnice, których wcześniej nie zauważali, czy przepracowali wspólnie problem, jeśli w ogóle jakiś się pojawił. Niestety Specter w tym momencie nie potrafiła myśleć o niczym innym jak o tych dziwnych medycznych sformułowaniach związanych z jej sercem. To od nich zależało czy będzie żyć, jak będzie żyć i jak długo. Towarzystwo Covingtona ją uspokajało, inaczej zrobiłaby pewnie już awanturę o to, że tak długo czeka, a ma ze sobą bardzo ważne wyniki z którymi to nie powinna czekać ani minuty dłużej. W końcu stres źle wpływał na kondycję serca, czyż nie?
- Owszem, zawsze sprawiedliwość stawiałam na pierwszym miejscu. Ale nie wiem nadal dlaczego nie zrobiłam jeszcze na boku medycyny, bym mogła czytać bez problemów swoje wyniki. - nawet posłała mu delikatny uśmiech, ale nadal było widać jak kobieta się denerwuje. Skoro zaczęła już nerwowo chodzić po korytarzu to widać było, że trzeba będzie zacząć zaraz interweniować. Na chwilę się zatrzymała, przyglądając się przez chwilę przyjacielowi w milczeniu. Wreszcie usiadła i złapała go za rękę.
- Dziękuję, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Ale ja już czuję się lepiej, nie omdlewam tak często, chyba nawet lepiej wyglądam, co nie? To, to musi działać. - zaczęła mówić, ściskając jego dłoń, a drugą ręką ściskając teczkę, którą miała w dłoni. Chyba przez długą chwilę zastanawiała się też nad tym, co by chciała zrobić. O dziwo początkowo żadne pomysły nie przychodziły jej do głowy, a jak już coś przyszło, to wydało się wręcz awykonalne.
- Jeśli te wyniki będą świadczyły o tym że zdrowieję to chcę skoczyć na bungee, albo ze spadochronem. Jeśli jednak nie ma żadnej poprawy to chcę wypić najlepszego wina w mieście i zjeść całą blachę ciasta, najlepiej orzechowca. - uznała ostatecznie, a na horyzoncie pojawił się biały kitel. Aż prawniczka momentalnie zerwała się z krzesła i upuściła przez to teczkę, którą podał jej przyjaciel. Okazało się jednak że to nie ten lekarz, na którego czekała.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Nate nigdy nie był skory do opowiadania szczegółów ze swojego życia, choć pewnie często ulegał namowom najbliższych, zwłaszcza jeśli dziewczyny były wyjątkowo ciekawskie. Nie skupiał na sobie uwagi, zdecydowanie bardziej koncentrując się na potrzebach innych. Tym razem więc rozmowa na temat jego wyjazdu z Lavą mogła, a nawet musiała poczekać. Nie miał najmniejszego zamiaru emanować swoim szczęściem i dobrymi wiadomościami, kiedy Lavender czekała na wyniki badań. Psucie ważnego dla niej dnia z pewnością nie należało do jego priorytetów.
- Byłaś wystarczająco pochłonięta prawem, żeby brać na siebie kolejny, równie wymagający kierunek. I dobrze, że tego nie zrobiłaś, bo wtedy już w ogóle byśmy Cię nie widywali - przyznał, mimowolnie się przy tym uśmiechając na wspomnienie czasów, kiedy Lavender była pilną studentką. W tamtych czasach i tak trudno było ją gdziekolwiek wyciągnąć, takie miała ambicje. A dwa bardzo poważne kierunki były ciężkie do zrealizowania. Poza tym nie do wszystkiego było się też stworzonym. Niektóre rzeczy warto było zostawić specjalistom.
- Oby było już tylko lepiej - przytaknął z nadzieją, delikatnie muskając kciukiem jej wierzch dłoni. To dobrze, że wszystko wskazywało na to, iż leczenie działało i bardzo chciał wierzyć prognozom, ale wiedział też, że w życiu bywało różnie. I choć nie pokazywał tego po sobie, to do całej sytuacji podchodził z ogromną ostrożnością. Miał nadzieję, że wszystko się unormuje, a jednocześnie odzywał się w nim pragmatyzm.
- Bardzo… ekstremalne te życzenia. Może najpierw jakieś… hmm… gokarty lub off-road? Jest wiele fajnych zajęć, które czekają na Twoje odkrycie, podniosą adrenalinę i będą odrobinę bezpieczniejsze - stwierdził swobodnym tonem, bo trafiła na idealne towarzystwo do wszelkiego rodzaju ekstremalnych wyczynów i nie chciał, by odebrała to jako nadopiekuńczość, ale delikatnie zasugerował rozwagę. A że miał za sobą tego typu skoki to wiedział, że to było mega stresujące i wcale nie był pewien, czy pozwoliłby na to Lavender. Mimo wszystko musiała na siebie uważać, a jeśli chciała poszaleć to w nieco bardziej kontrolowanych warunkach. W innych okolicznościach mógłby sam umierać ze strachu o nią.
- Hej, Lav, spokojnie. Może stało się coś poważnego z innym jego pacjentem, stąd to opóźnienie - powiedział uspokajająco, podnosząc teczkę z podłogi i podając kobiecie. W końcu nie byli sami w szpitalu i zdarzały się różne, niecierpiące zwłoki przypadki. Jednocześnie rozumiał też, jak trudno było jej zachować spokój oraz wydobyć z siebie pokłady empatii. A niecierpliwość przekładała się na złość w kierunku spóźniającego się lekarza.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Skoro się nie miało własnego życia prywatnego, żyło się głównie pracą to wiadomo, że interesowało wtedy życie innych, zwłaszcza przyjaciół. Lavender z natury nie była wścibska, nie interesowali jej inni, tylko ci najbliżsi. I wiedziała że jeśli dobrze podejście Covingtona to usłyszy najbardziej pikantne wiadomości z jego świeżego związku z niejaką Lavą, prawie jej imienniczką. Dzisiaj to nie był jednak ten dzień, dzisiaj była nerwówka, bo nie wiadomo było do końca czy zdrowieje czy wręcz przeciwnie, zbliża się do grobu. Należało zatem jej wybaczyć wszelkie humorki.
- No tak, wtedy to już bym w ogóle nie miała życia poza pracami. Mogłabym się z wami kontaktować jedynie sms-owo bądź przez komunikatory. - to prawda, że ciężko było ją wyrwać gdzieś z tego studenckiego transu i nie mówię tutaj o wiecznych imprezach tylko o ciągłej nauce, braniu udziału w różnych projektach i o stażu w kancelarii prawnej ojca, ucząc się zawodu od podszewki. Jednak czasami kobieta dawała się porwać na jakiś koncert, zwłaszcza gdy grał jej ulubiony rockowy zespół. Nie żałowała tamtego koncertu, na którym to poznała i zaliczyła wpadkę z Robertem, bo dzięki temu mogła liznąć odrobiny miłości i życia chłopaka z niższych sfer, jednak potem popełniła parę błędów uważając że robi dobrze i chroni go przed zepsuciem snobów z wyższych sfer, z których to się wywodziła. Uśmiechnęła się do przyjaciela słysząc jego życzenia by było lepiej, bo sama się do nich przyłączała. Ale nie mogło być źle, zwłaszcza że czuła się o niebo lepiej. A jednocześnie mówią że przed śmiercią nagle się poprawia choremu, by potem znów pojawił się spadek i nastąpiło odejście w zaświaty.
- Okej, na początek możemy zacząć od wypadu na gokarty. Pozderzałabym się z kimś na torze. - zmrużyła na chwilę oczy i wierz mi czy nie, ale ja bym nie chciała siedzieć w tym drugim pojeździe, w który by uderzyła prawniczka swoim samochodzikiem, by dać upust swoim emocjom i tym wszystkim negatywnym nerwówkom, przez które przechodziła przez ostatnich wiele miesięcy. Oby Nate czuwał by jego przyjaciółka zanadto nie zaszalała.
- Myślisz że to ktoś z tego programu, że ta terapia w ogóle nie pomaga? - zapytała z pewnym przerażeniem w oczach, bo zdała sobie sprawę z tego, że gdzieś tam może leżeć osoba zażywająca ten sam eksperymentalny lek co Specter, lecz ten lek nie zadziałał. Momentalnie pobladła gdy jednak pojawił się lekarz, tym razem ten właściwy i zaprosił ich do środka. Przeprosił za to, że tak długo czekali, nawet wyjaśnił powód swojego spóźnienia, ale prawniczka na chwilę oddaliła się myślami, zastanawiając się nad tym czy ktoś właśnie nie umarł na oddziale. Potrząsnęła głową i spojrzała na lekarza dopiero gdy ten po przejrzeniu dokumentacji i powiedzeniu czegoś najzwyczajniej w świecie się do niej uśmiechał. W tym momencie poczuła, że coś ewidentnie ją ominęło i spojrzała pytająco na przyjaciela. Może on słuchał tego, co lekarz miał jej do obwieszczenia?

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Znajomość z Lavender była na tak zaawansowanym poziomie, że Nate był w stanie wybaczyć jej o wiele więcej, niż mogłaby przypuszczać. Z resztą, mężczyzna należał do osób cierpliwych, choć istniały momenty, kiedy i jemu ciężko było nad sobą zapanować. Sytuacja Lavender była poważna, dlatego nie winił jej za brak humoru, czy rozdrażnienie. Właściwie po to tu był, by pomóc jej w tym wszystkim.
- Naprawdę? Znalazłabyś czas i na ukradkowe odpowiedzi na sms? To mogłoby Cię tylko rozpraszać - pokręcił głową w rozbawieniu. Samo miganie komórki, wibracje czy tam dźwięk były w stanie mocno irytować, zwłaszcza, jeśli próbowało się skupić nad czymś ważnym. Biorąc pod uwagę opcję, że Lavender byłaby na dwóch kierunkach i jednocześnie znając jej ambicję, to oba byłyby dla niej ważne, by zdobyć wysokie wykształcenie. I Nate doskonale to rozumiał, bo była znaczna różnica między przykładaniem się do czegoś na 100%, a zaliczeniem tylko na połowę tej wartości. Ani Nate, ani Lavender nie byliby usatysfakcjonowani robieniem czegoś “po łebkach”.
- Hah, okej. To się da zrobić. Słuchaj, a może zaprosiłbym tego dupka ze studiów, co Ci wiecznie pod górkę robił, gdziekolwiek się nie pojawił? Poczekaj, jak on miał? Anthony? - zaproponował w żartach, wspominając, jak jeden typek porządnie zachodził jej wtedy za skórę. Często się na żaliła na tego gbura, a jeszcze częściej chwaliła się, kiedy z każdej rzuconej przez niego kłody wychodziła obronną ręką. W takiej sytuacji rywalizacja z nim byłaby czystą przyjemnością.
- Nie, na pewno nie - machinalnie zaprzeczył, ściągając brwi, choć właściwie sam nie był pewien. Zdarzały się naprawdę różne przypadki i ludzie czuli się gorzej z wielu przyczyn. Dlatego tak naprawdę nie mógł mieć pewności, że właśnie ktoś w szpitalu umierał. Niestety, wyciągnięcie na głos zgoła innych wniosków, niż te, które wypowiedział, mogłoby jeszcze bardziej dobić przyjaciółkę, więc powstrzymał się przed jakimkolwiek komentarzem.
Przybycie lekarza wcale nie sprawiło, że niepokój zniknął, wręcz przeciwnie. Nate miał wrażenie, że w jego gabinecie lekarskim powietrze stało się o wiele bardziej stężone, niż było na korytarzu. Sam też nieco napięty przysiadł na krześle obok Lavender i z uwagą słuchał, co lekarz miał do powiedzenia, co chwila przytakując głową na kolejne wyjaśnienia, aż w końcu usłyszał coś, co przyprawiło go o dreszcz. Pozytywny dreszcz. Z szerokim uśmiechem pełnym ulgi mówiącym jestem z ciebie dumny spojrzał na kobietę, która podniosła na niego niezrozumiałe spojrzenie.
- Lav… - złapał ją za rękę, nie potrafiąc powstrzymać ekscytacji i pochylił się nieco w jej stronę. - Wszystko jest dobrze, słyszysz? Terapia działa. Wyzdrowiejesz. Idziemy na gokarty. Co tam, nawet na skok ze spadochronem - wyznał szybko w pełnym skrócie, na koniec śmiejąc się, wyraźnie już rozluźniony, nie przejmując się lekarzem, który od razu zaoponował, by jednak na siebie uważać. Nate uspokoił go, chichocząc jeszcze z tej sytuacji, widząc, że całkiem spoko ten gość w kitlu, choć całkiem możliwe, że mógł teraz z lekka brać ich za wariatów. Covington nie mógł jednak nic poradzić na to, że bardzo się cieszył z pozytywnych wyników przyjaciółki i, tak jak obiecał jej chwilę wcześniej, był gotów spełnić każdą jej zachciankę. Wzmianka o skoku oczywiście wypowiedziana była w żartach, co i tak na wszelki wypadek odradził im doktor, ale nie mógł się powstrzymać przed pokazaniem, jaką ulgę przyniosła mu ta wiadomość.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Nie skłamałabym chyba mówiąc że Lavender byłaby w stanie wybaczyć przyjacielowi dosłownie wszystko. Może to dlatego ta więź między nimi była tak specyficzna? Rodzinie nie wszystko da się wybaczyć, facetowi też nie wszystko wybaczysz, ani tym bardziej przyjaciołom czy zupełnie obcym ludziom, a nawet jak Nate bardzo podpadł kobiecie to wystarczyło pewne spojrzenie, by serce Specter zmiękło i wybaczyła mu ten horrendalny błąd, który w stosunku do niej popełnił, a po popełnieniu go przez kogoś innego zapewne by zerwała relację.
- Na pewno podczas nudnego wykładu bym napisała do was byście mnie uratowali i zabrali stąd, bo inaczej wbiję skalpel temu profesorowi prosto w aortę, albo rozbiję mu figurkę Temidy na głowie. - odparła żartując, bo nigdy nie miała skłonności morderczych, choć kto wie, może były one jedynie głęboko ukryte i nie ujawniały się zanadto? Na prawie nigdy nie miała nudnych wykładów, trafiła na naprawdę ciekawych wykładowców i mogłaby ich słuchać wiecznie, ale kto wie kogo by spotkała na medycynie? W końcu lekarze bywali dziwni. I owszem, kobieta jeśli nie dawała z siebie 100% to nawet się nie zabierała za daną rzecz, bo ewidentnie nie lubiła robić czegoś "po łebkach". Była na to zbyt ambitna.
- Nie Anthony, James Atherton. Jak ja go nie znosiłam, jak on mnie wkurzał, uważał się za najlepszego na roku i jeszcze ośmieszył mnie na balu dla studentów, bo był gejem. - jak Nate mógł zapomnieć o tak ważnej postaci, która to ciągle była swego czasu na języku Specter i kto sprawiał, że w szatynce aż wrzało? Na nim to chętnie rozbiłaby figurkę Temidy i poszłaby siedzieć uważając że zrobiła światu przysługę pozbywając się tego irytującego typa. Na szczęście przyjaciele zawsze byli w stanie ją powstrzymać przed ostatecznością. W gabinecie lekarskim się wyłączyła, wracając wspomnieniami do tego, jak rywalizowała z Athertonem, jak wyglądało jej życie na studiach, jak poznała Roberta i ogółem o błędach jakie popełniła oraz z czego była dumna, to pewnie dlatego nie zauważyła tego pytającego spojrzenia lekarza, który był zaskoczony brakiem reakcji z jej strony i radością Nate'a jakby co najmniej był szczeniakiem witającym ją po powrocie z pracy w domu. Jeśli ktoś kiedykolwiek sprawił że prawniczka zaniemówiła to teraz był ten drugi raz, a może właśnie pierwszy. Patrzyła z szokiem i niedowierzaniem to na przyjaciela, to na lekarza. Nie wiedziała co powiedzieć, czuła się jak ryba bez głosu przez dobrą chwilę, gdy jej umysł przetrawiał to, co właśnie usłyszał.
- Ja nie umieram? Ja? O mój... tak się cieszę, naprawdę, dziękuję doktorze, tobie też Nate za wiarę we mnie! - i normalnie aż najchętniej to by wyściskała lekarza i pocałowała Covingtona z tej radości, ale potrząsnęła jedynie ręką jednego, potem drugiego i wstała z krzesła, gotowa na podbój świata.
- Oczywiście że będę uważać, ale skoczyć ze spadochronem muszę, bo od teraz zmieniam swoje życie i czerpię z niego garściami. - odparła i zaczęła już zbierać swoje rzeczy i kierować się do drzwi, pospieszając Nate'a by z nią poszedł, ale łapiąc za klamkę coś jej się przypomniało, więc wróciła na krzesełko.
- Czy to oznacza że mogę od teraz zacząć starać się o dziecko? - zapytała, kij z tym że nie miała z kim tego zrobić, najwyżej skorzysta z banku spermy, ale miło by było gdyby mogła mieć jeszcze tę przyjemność przy okazji, a nie tylko strzykawkę. W jej głosie zabrzmiała nutka nadziei, bo to było obecnie jej największym marzeniem, ale lekarz spoważniał, mówiąc że terapia działa i jej serce będzie biło prawidłowo, ale nadal nie może zajść w ciążę, bo to by było niebezpieczne dla jej życia. Nagła ekscytacja opadła, na twarzy znów pojawiła się maska, która zasłaniała wszelki smutek szatynki.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Oboje doskonale wiedzieli, co oznaczało kłamstwo czy zdrada dla całej relacji. Bez względu na to, czy była to przyjaźń, rodzina czy związek, niektóre sprawy nie podlegały dyskusji i było tylko jedno wyjście z danej sytuacji. I Nate, gardzący kłamstwem, postąpiłby tak z każdym, kto zachowałby się wobec niego nieszczerze. Wyjątkiem była jedynie Lavender, w stosunku której nie potrafił być bezstronny. Co by się nie stało, miał do niej jakąś dziwną słabość nakazującą zastanowić się, czy warto rzeczywiście tracić coś tak wartościowego na rzecz dumy.
- Wyobrażam sobie, jak organizujemy akcję pod kryptonimem Soter - wpadamy na salę przebrani w policjantów i wciskamy bajeczkę, że Twoja siostra została porwana i musisz dogadać się z oprawcami w sprawie okupu, po czym w pośpiechu wyciągniemy Cię z sali bez większych tłumaczeń - uniósł wysoko brew z uśmiechem mówiącym, jak bardzo ambitnie podszedł do tematu, wspominając nawet grecki przydomek władców, którzy byli zbawcami dla swojej ludności. Tak właśnie czuliby się całą paczką, gdyby Lavender wysłała im sygnał SOS. Prawdziwi wybawiciele z opresji. Używając określenia bardziej pasującego do obecnych czasów - przyjaciele.
- Prawdziwy dupek, który nie miał za grosz honoru, żeby się ujawnić - prychnął, kręcąc przy tym głową. Czy to było ważne, jak się nazywał, skoro w ogóle nie był warty wspomnień? Osobiście nic nie miał do gejów, oni byli i będą na świecie, tylko wielu się jeszcze ukrywało. I niestety, wolało ranić wszystkich wokół siebie z obawy przed wyznaniem prawdy. Był tolerancyjny, ale Lavender zdecydowanie sobie nie zasłużyła na takie traktowanie. Pewnie, gdyby sam miał możliwość zetknięcia się z nim to nie skończyłoby się dobrze. I tu nie był pewien, czy ktokolwiek byłby w stanie odwieść go od co najmniej uszczypliwości, bo to najmniejsze, co mógł mu zrobić.
Po usłyszeniu tych cudownych wieści, dał jej chwilę na oswojenie się z nowymi okolicznościami. On zareagował nad wyraz radośnie, ulżyło mu, że wyniki okazały się pozytywne, ale nic nie mogło przebić szczęścia samej zainteresowanej.
- Nie dziękuj mi. Robię to, co zrobiłby każdy na moim miejscu - stwierdził z uśmiechem. Każdy, kto znał ją na tyle, by wiedzieć, co przeżywała, kiedy udawała, że wszystko w porządku. Ale przede wszystkim każdy przyjaciel, który naprawdę przejmował się losem swoich najbliższych. A prawdziwy przyjaciel nie zostawiał swojej przyjaciółki z problemami samej.
Pokręcił głową w rozbawieniu, również wstając, a kiedy zobaczył, że Lavender powraca na swoje krzesełko, stanął za nią. Sądząc po wypowiedzianym przez przyjaciółkę zapytaniu, pokładała dużą nadzieję w odpowiedzi twierdzącej. Nate ściągnął brwi, zdając sobie sprawę, jak bardzo szatynka pragnęła dziecka, więc informacja od lekarza sprawiła, że poczuł nagły ucisk w gardle. Położył Lavender dłoń na ramieniu, upewniając ją, że nadal przy niej był i dodając jej tym otuchy.
- Czy to ostateczne? Nie istnieje żaden cień szansy, jeśli Lavender całkowicie wyzdrowieje i będzie pod stałą opieką lekarza? - zapytał poważnie. To nie mogło się tak skończyć. Istniały przypadki, że kobietom udawało się zajść w ciążę, a gdyby tylko zaszła taka potrzeba, zapewniłby jej odpowiednią, całodobową opiekę.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Kłamstwo niszczyło niejedną relację szatynki, o zdradzie już nie wspomnę bo ta była dla Specter wręcz niewybaczalna. Ile rozwodów przeprowadziła przez to, że jedno z małżonków uległo pokusie, a drugie nie potrafiło już wybaczyć, ani ponownie zaufać co doskonale rozumiała. Jej raz nadużyte zaufanie przez daną osobę sprawiało, że już nigdy w pełni tej osobie nie zaufała, a nawet nie w kilkudziesięciu procentach. Dla niej zaufanie było naprawdę czymś ważnym, jak pewnie dla większości z nas. Nate był tutaj wyjątkiem, jeśli okłamał szatynkę to potrafiła powiedzieć sobie, że skłamał w dobrej wierze, a jej zaufania nigdy nie nadużył i bardzo dobrze, bo tutaj to by dostał od niej solidnego kopniaka w cztery litery skoro nie potrafiła tak łatwo przeciąć łączącej ich więzi i zerwać znajomość. Słysząc tę akcję organizowaną przez Nate'a roześmiała się i to w głos! A potem naprawdę sobie wyobraziła tę akcję, bo wiedziała że jej przyjaciele pod przewodnictwem Covingtona oczywiście byli do tego zdolni.
- Wiesz co jest najgorsze? Że ja to widzę jak byście to naprawdę poczynili. - odparła ze śmiechem i była pełna dumy oraz podziwu dla mężczyzny, że wspomniał ten grecki przydomek, o którym niewielu pamiętało. Jednak ona miała kulturę i historię grecką w jednym paluszku i doceniała tych, którzy do tego nawiązywali. Nie bez powodu to właśnie te osoby były jej przyjaciółmi, a nie inne.
- O tak, odwagi to mu naprawdę brakowało. Chociaż obecnie jak na to patrzę to chyba teraz łatwiej się ujawnić niż za czasów naszych studiów. - i wcale nie usprawiedliwiała tutaj mężczyzny tylko jak tak wrócić czasami wstecz o tych dziesięć lat to pod względem tolerancji wobec osób homo czy biseksualnych było o wiele gorzej, więc pewnie dlatego jej kolega z roku się nie przyznawał do swojej orientacji, a ona błędnie odebrała jego zaczepki i rywalizację.
- Mimo wszystko cieszę się że przy mnie jesteś. - i spojrzała na mężczyznę tak jakby inaczej? Na pewno dawno nikt nie widział takiego spojrzenia w oczach Lavender, ale to pewnie dlatego bo dawno nie była aż tak szczęśliwa jak obecnie. Chwilę później szczęście powoli zaczęło opadać spod sufitu na podłogę, a Specter ujęła dłoń przyjaciela swoją dłonią, słuchając wciąż z nieukrywaną nadzieją lekarza i wpatrując się w niego z tym samym uczuciem.
- Proszę państwa, ciąża jest zbyt dużym ryzykiem dla pani Specter. To jest ryzyko które może pani podjąć, ale są małe szanse na to, żeby przeżyła pani poród i każdy lekarz to powie. - odparł mężczyzna w białym kitlu bardzo poważnym tonem, choć dla Lavender brzmiało to tak, jakby próbował on wybić jej z głowy ten pomysł. A to nie był wymysł nastolatki tylko pragnienie dorosłej kobiety.
- Skoro jest chociaż minimalny cień szansy to się go podejmę, prawda Nate? - powiedziała twardo i uparcie Specter i spojrzała w górę na swojego przyjaciela. Popierał ją, prawda?

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

W tej kwestii Specter miała zdecydowanie większe doświadczenie. Zbyt wiele w życiu widziała sytuacji, w których ludzie tak łatwo przekraczali granice dobrego wychowania i zniżali się do poziomu, który nie świadczył o nich zbyt dobrze. Tym bardziej rozumiał, dlaczego była wyczulona na punkcie cech, które również i jemu wadziły w życiu. Nienawidził nieczystej gry, którą często prowadzono, by zyskać jak najwięcej możliwie jak najmniejszym kosztem, albo wręcz nie przejmując się niczym. Takie zagrania wskazywały na tchórzostwo, potęgowane przez liczne kłamstwa i zdrady dla własnych zysków, automatycznie skreślały całą relację. W biznesie nie było miejsca na sentymenty. Sprawa inaczej się miała, jeśli w grę wchodziły osoby najbliższe twojemu sercu. I zarówno Nate, jak i Lavender doskonale o tym wiedzieli. Ufali sobie, a swoją przyjaźń traktowali na tyle poważnie, by znać swoje granice i z szacunku do siebie nie przekraczać ich.
- Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych - oświadczył nieco bardziej aroganckim tonem, ciesząc się na ten niepoprawny wręcz w tym miejscu wybuch jej śmiechu. Jeśli ktoś miał się krzywo na to patrzeć, to niech się patrzy. W tej chwili nie obchodziło go nic oprócz Lav i zadbaniu o jej samopoczucie.
- Ale my tchórzostwa nie lubimy bez względu na okoliczności, prawda? - przypomniał jej, unosząc znacząco brew. I jakie dziesięć lat? Gdyby Nate usłyszał myśli Lavender, to pewnie częściowo przyznałby jej rację, ale z drugiej strony mocno by zaoponował, bo po cóż było się tak postarzać? Kobieta skończyła studia całkiem niedawno, bo każde poważne stanowiska wymagały przejścia odpowiedniego czasu, niech więc nie przesadza o dekadę i nie współczuje tamtemu dupkowi, który zdecydowanie zasłużył sobie na ich hejt.
- Oczywiście, Lav. Nie mogło być inaczej - przyznał ciszej, czując i dostrzegając w kobiecie wdzięczność i jeszcze coś niezwykłego w jej oczach, czego wcześniej nie dostrzegał. W tym momencie jego również przepełniało szczęście, ulga i nadzieja na przyszłość, w którą nadal mogli ramię w ramię kroczyć.
Nie tego się spodziewał po odpowiedzi lekarza. Wypowiedziane słowa mimowolnie go zmroziły, dlatego zacisnął mocno zęby. Oczywistym było, że skoro istniało zbyt duże ryzyko, by przyjaciółka nie przeżyła porodu, to Nate nie widział sensu aż tak się narażać. Tak bardzo uparta we własnych przekonaniach, prawdopodobnie nawet nie przemyślała swoich słów, a to nie była decyzja ani do podjęcia na teraz, ani najpewniej w ogóle nie miała przyszłości. Obiecał jej, że zrobi, co w jego mocy, by wszystko się ułożyło. Tym bardziej nie mógł więc dopuścić do jej samobójstwa. O tym jednak nie powinni dyskutować w gabinecie.
- Lav… - zaczął łagodnie, spoglądając na kobietę. - Dzisiejszy dzień to nie jest jeszcze odpowiedni moment na planowanie ciąży. Dopiero dowiedziałaś się, że leczenie działa, dziś to tym właśnie powinnaś się cieszyć. To twój sukces - wykrzesał z siebie dumny uśmiech, skrzętnie ukrywając zatroskanie nowymi okolicznościami. - Chodźmy rozpocząć świętowanie i pogadamy na spokojnie, dobrze? - zaproponował lekkim tonem. Jeśli miała ochotę przedyskutować sprawę, to wolał nie robić tego przy osobie trzeciej. Poza tym mimowolnie to miejsce ciążyło na ich emocjach, a sprawa wymagała bardzo delikatnego podejścia.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Na początku gdy pojawiała się na sali sądowej to zadziwiało ją to, jak ludzie potrafią ze sobą walczyć, wyrzucać publicznie swoje brudy, nienawidzić się podczas gdy wcześniej tak bardzo się kochali. Bo przecież małżeństwo zawierali z miłości, a nie z przymusu, nieprawdaż? Do czego można było się posunąć, by wina nie była moja tylko strony przeciwnej... naprawdę kobieta to dostrzegała i początkowo ją to przerażało, a potem zwyczajnie się na to uodporniła. Nigdy klientom nie ufała w stu procentach, gdy kogoś broniła to nie miała pewności czy na pewno on był tak krystalicznie czysty, jak go opisywała przed sądem, bądź jak się on przed nią przedstawiał. Nauczyła się rozróżniać pracę, którą miała do wykonania, a emocje związane z daną sprawą, czy ocenę klienta pozostawiała jedynie dla siebie. Przyjaciół zaś dobierała ostrożnie, bo nie liczyło się duże grono przyjaciół, tylko żeby byli oni prawdziwi.
- To prawda, muszę z czystym sercem to przyznać. - odparła już powoli uspokajając swoją falę śmiechu. Potrzebowała tego, ewidentnie i w tym momencie naprawdę miała gdzieś to, że inni mogą na nich krzywo patrzeć, nie interesowali jej teraz ludzie dookoła tylko to pozytywne uczucie, które choć na chwilę w niej zagościło.
- Oczywiście że tak, tchórzostwo jest oznaką słabości, a my nie jesteśmy słabi. - odparła z dużą dozą pewności siebie, bo tak też widziała siebie i mężczyznę i ogółem całe ich grono przyjaciół. Ogółem Specter otaczała się ludźmi silnymi, może dlatego bo sprawiała wrażenie gardzącej słabeuszami? Zastanawiała się czasami, czy nie robiła źle z tego względu, że odrzucała zaloty tchórzliwych mężczyzn. Ale z drugiej strony spójrzmy prawdzie w oczy, jej był potrzebny prawdziwy, silny mężczyzna, a nie ciepłe kluchy. Doceniała wsparcie przyjaciela, które było dla niej bardzo budujące. Jednak nigdy nie jest tak, żeby było zbyt pięknie, dlatego słowa lekarza były bardzo dołujące. Ale byłaby właśnie słabym tchórzem gdyby to wycofała się nagle rakiem, skoro był cień szansy na to, że wszystko będzie dobrze, a ona spełni swoje marzenie bycia matką. Zmierzyła przyjaciela złowrogim spojrzeniem. I ty Brutusie przeciwko mnie? Myślałam że jesteśmy przyjaciółmi, że zawsze będziesz mnie wspierał. Te myśli przeszły przez jej głowę i były widoczne w jej oczach. Czuła wręcz rozczarowanie postawą Covingtona. Sama również zacisnęła wargi, gotowa do potyczki z nim, a nawet sporej kłótni. Jednak przy lekarzu nie wypadało. Spojrzała zatem na mężczyznę w białym kitlu.
- Nie będziemy już przeszkadzać panu doktorze. Nate, koniecznie będziemy musieli porozmawiać. - i jak do lekarza była całkowicie miła, tak do przyjaciela słowa wycedziła przez zaciśnięte zęby, a potem podniosła się z krzesła i skierowała swoje kroki za drzwi, a gdy tylko Nate zamknął drzwi za sobą to odwróciła się w jego stronę i wypaliła:
- Co to miało być Nate?! Myślałam że będziesz mnie wspierał niezależnie od podjętych przeze mnie decyzji! I ty uważasz się za mojego przyjaciela?! - wykrzyczała, kierując całą swoją złość na przyjaciela, choć nie chodziło tutaj głównie o to, że ten jej nie poparł, ale też i o to, że już nigdy może nie zostać matką.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Czasem zakochanie sprawiało, że nie dostrzegało się wad i słabości drugiej osoby lub spoglądało się na nie przez różowe okulary, pozwalając na akceptację wszystkich cech w imię czegoś znacznie większego. Niestety, dopiero małżeństwo, wspólne mieszkanie i czas weryfikowały siłę, jaka rzeczywiście umacniała związek. Niekiedy zamiast pracować nad własnymi wadami, tylko się nasilały, aż w końcu stawały się nie do zniesienia i nawet miłość nie była w stanie naprawić wyrządzonych krzywd. W kwestii przyjaźni natomiast dużą rolę mogła grać ta “wspólnota”, wszak z przyjaciółmi nie spędzało się każdej chwili w ciągu dnia, a szanowało się dawaną sobie przestrzeń, co nie wpływało na poczucie duszenia się w relacjach. Było się częścią jakiejś całości, ale również stanowiło się jako osobną jednostkę. Może właśnie w tym tkwił sekret tak udanej przyjaźni?
- Popieram w stu procentach - pokiwał energicznie głową, bo jak mógł się z nią nie zgodzić? Choćby świat walił mu się na głowę, zawsze starał się zachować spokój i opanowanie i nie uciekał od pojawiających się problemów. Tchórzostwo było oznaką słabości, a zarówno Lavender, jak i Nate, zdecydowanie tym gardzili. W zasadzie każdą słabość starali się przysłonić maską autokontroli, by nie okazywać jej postronnym osobom i stawiali czoła przeciwnościom. Czasem jednak trzeba było wiedzieć, kiedy należało odpuścić.
Chciał być możliwie jak najbardziej delikatny w swojej wypowiedzi, nie chcąc w żaden sposób urazić Lavender. Tego dnia była już wystarczająco rozchwiana emocjonalnie i nie był pewien, do czego jej nagłe rozdrażnienie mogło doprowadzić. Mimo starań, nie zareagowała najlepiej. Widząc po jej oczach czuł w kościach, że przybrana maska względnego spokoju zostanie zdjęta, gdy tylko wyjdą z gabinetu lekarza. Wcale się nie mylił, bo zdążył zamknąć za sobą drzwi, usłyszał ostry krzyk.
- Obiecałem Ci, że zrobię co w mojej mocy, by Ci pomóc w chorobie i wyzdrowieniu - zaczął spokojnie. - Ale nie po to, żebyś za chwilę znów miała ryzykować własnym życiem - dodał na koniec nieco zbyt emocjonalnie, po czym westchnął ciężko, by wraz z tym oddechem przywołać się do porządku. Oczywistym było, że jako przyjaciel nie miał zamiaru tracić przyjaciółki przez tak pochopną decyzję. - Dopiero co usłyszałaś pierwsze wyniki leczenia. Uważam, że to jeszcze nie jest odpowiedni czas na planowanie dziecka - stwierdził stanowczo, tym razem skutecznie powstrzymując drżenie głosu. Jeśli w ogóle miałby takowy czas nadejść. W każdym razie wymagało czasu, by ustabilizować organizm i przejść do kolejnych kroków. Należało też poważnie przemyśleć sprawę przed przystąpieniem do jakichkolwiek działań. Zrobić tabelę za i przeciw, choć osobiście sądził, że przeciw mogło przechylić szalę. Zbliżył się w jej stronę, przybierając na twarzy zatroskanie. - Naprawdę powinnaś dać sobie czas na przemyślenie tego wszystkiego, a teraz po prostu cieszyć się tym, co właśnie otrzymałaś. Szansę na stanie się zgrabną emerytką - mimowolnie kącik jegu ust zadrgał w uśmiechu, kiedy zatrzymał się przy stojącej tuż na wyciągnięcie ręki kobiecie i spojrzał na nią łagodnie. Niedawno na cmentarzu rozmawiali na ten temat i obraz ich jako staruszków przedstawiał się teraz niezwykle realistycznie.

autor

Lyn [ona]

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

Oj tak, miłość naprawdę przysłaniała wiele i sprawiała że dana osoba w naszych oczach stawała się wręcz idealna, podczas gdy takowa jednak nie była. Niestety często było też tak, że ludzie zakochiwali się we własnych wyobrażeniach dotyczących danej osoby, aniżeli właśnie w niej samej, a potem gdy okazywało się że nasze wyobrażenia nie zgadzają się z rzeczywistością to pojawiało się rozczarowanie, a od rozczarowania do zerwania już jedynie parę kroków. Lavender nie musiała pracować nad wadami, bo przecież ona takowych nie miała, co Nate pewnie potwierdzi, he he he. Jednak świat nie jest taki kolorowy i wcale tak nie było, kobieta zdawała sobie sprawę ze swoich wad i nad pewnymi pracowała, a inne zwyczajnie rzecz biorąc akceptowała, uważając je za zalety, podczas gdy inni mogli je określać wadami. Na pewno nie byłaby łatwą partnerką poprzez potrzebę kontroli i tego, że to jej zdanie ma być tym właściwym. Umiała w kompromisy, a przynajmniej tak uważała w gębi siebie, ale tylko jej przyjaciele byli w stanie określić czy to prawda.
- Dlatego musimy się wziąć za Kath. Po tym wypadku co miała i gdy dowiedziała się że jej siostra spodziewa się dziecka... muszę przyznać że jest źle. A że jest bardzo źle stwierdzam po tym, jak James do mnie zadzwonił i prosił o interwencję. - odparła, zmieniając chwilowo temat na ich przyjaciółkę. Lavender widziała zawsze w Kath też silną osobę, na równi z nią i Natem, ale jednak niemożność ponownego zajścia w ciążę potwornie zniszczyła kobietę i było to bardzo widoczne. Lavender to rozumiała, sama była wściekła z tego powodu że lekarz odradza jej ciążę, przyjaciel to samo. Jednak czy potrafiła pomóc przyjaciółce, skoro nawet sobie tego nie umiała zrobić?
- Wydawało mi się że wiesz doskonale jak bardzo pragnę być matką, odkąd zaprzepaściłam na to swoją jedyną szansę. I wiesz doskonale, że mimo iż jestem najlepszym prawnikiem w Seattle to nikt nie da samotnej kobiecie dziecka do adopcji. - podobno najlepszą obroną jest atak, więc chciała mężczyznę uświadomić w tym, że kompletnie niczego o niej nie wiedział, nie słuchał jej, był fatalnym przyjacielem. To wszystko mówiły jej oczy, na pewno nie słowa. Ale Covington powinien doskonale rozumieć każde spojrzenie szatynki.
- Jeżeli jest chociaż mały procent na to, że to się uda to jestem gotowa zaryzykować. Naprawdę nie będziesz wierzył wraz ze mną że mi się uda? - znów odezwała się do jego emocji i chęci wsparcia z jego strony. Bez wsparcia przyjaciół to się jej nie uda, ale znali ją pewnie na tyle dobrze, że wiedzieli doskonale iż kobieta uparcie będzie dążyła do celu za wszelką cenę.
- A kiedy będzie właściwy czas? Nate, ja już mam prawie trzydziestkę na karku. Nie jestem mężczyzną, nie będę mogła mieć dzieci zawsze, mam pod tym względem nieco ograniczony czas i pragnę go wykorzystać, póki mam szansę. - nadal mu tłumaczyła powoli, ale z naciskiem na pewne słowa, na przykład takie jak "czas". Akurat kobiety pod tym względem miały gorzej w stosunku do mężczyzn, bo często musiały decydować między karierą, a zakładaniem rodziny. Natura czasem bywała niesprawiedliwa.
- Ale ja już od dawna mam to przemyślane, już zanim dowiedziałam się o chorobie serca. Okej, mogę pójść na kompromis i odwlec to chwilowo w czasie, ale nie zmienię zdania, lepiej żebyś o tym wiedział. - i nawet jeśli by nie zaciągnęła nikogo do łóżka, kto byłby dobrym materiałem na ojca dziecka to wybierze sobie kogoś z banku spermy. Tak, tak, naprawdę uparta z niej oślica była.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”