WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Odwaga Browna była zaskakująca! Przecież wystarczyła jedna kropla, by ją wkurzyć, a ten zrzucił na nią całą armię kropelkową i gdyby nie fakt, że to nieco pomogło podczas nagłego omdlenia, pewnie dostałby z pięści już nie w klatkę, a w oko.
Nie było mowy, by po tym wszystkim zasnęła, czuła jak wszystko w niej buzuje. Krew przepływała przez jej ciało z jakimś przyspieszeniem, aż dziw, że jej serce to wytrzymało. Jeszcze trochę i Robert naprawdę miałby na sumieniu szpital. Po drinka też nie sięgnęła podczas całego lotu, bo obawiała się, że to tylko pogorszy jej stan, więc kiedy dostała zamówienie przyjaciela odwróciła głowę w stronę okna, by podziwiać widok z góry. Puszyste obłoki dawały drobne ukojenie podczas tego burzliwego lotu, ale to nie wystarczyło, by przestała marzyć o szybkim zejściu na ląd. Najchętniej wskoczyłaby do łóżka, ukryła głowę pod poduszkami i krzyknęła z całych sił, ponieważ szczerze nienawidziła tego uczucia, które właśnie ją rozpierało.
Takie bojowe, negatywne, zupełnie do niej niepodobne.
Ugh.
Grrrrr! Nawet sobie nie zdawał sprawy z tego, jak w tej chwili chciała go ukarać. Poważnie, toczyła wewnątrz bitwę nad bitwami! Z jednej strony chciała posłać mu piorunujące spojrzenie pt. oczywiście, że wracamy do domu i nawet słowem przy tym nie pisnąć, a z drugiej… posłać mu zabójcze spojrzenie zatytułowane wyjaśnijmy sobie coś, po czym zaczęła wyliczać. — Wciągnąłeś mnie do samolotu pod pretekstem usunięcia nerki; nie uprzedziłeś mnie, że obieramy kurs na Vegas w rezultacie prawie zaczęłam krzyczeć, że bomba jest na pokładzie — tak, to on ponosi odpowiedzialność za jej nierozważne zachowanie — mdlejąc przyprawiłeś mnie o mini zawał, po czym sprawiłeś, że o mały włos sama bym się tam wyłożyła i uratowała nas tylko zbyt ciasna łazienka — znów zaczynała odrobinę dramatyzować? Może, ale miała prawo. — Krzyknąłeś nawet niespodzianka, a teraz chcesz mi powiedzieć, że nici z prezentu? — zapytała, a w jej tonie mógł wyłapać niemałą porcję oburzenia. — Urodzinowych atrakcji zaserwowałeś mi już sporo — na miarę niespodzianki z horroru i na myśl o kolejnych nie kryła swojej obawy — ale to chyba za wiele — zasugerowała z naburmuszoną miną.
Dziewczynie nie odmawia się prezentu, pf.
Trzeba przyznać, że cwana bestia z tego Roberta. Nawet nie wiedziała kiedy z wielkiej obrazy zamieniła się w dziewczynkę, która stała więc jak głuptas na tym lotnisku i zastanawiała się co dostanie na urodziny od kogoś, kto właśnie przeprowadził ją przez mini piekło.
Serio, nigdy więcej urodzinowych niespodzianek!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wysłuchał wszystkich zarzutów Poli, kiwając raz po raz głową i patrząc na nią z powagą wypisaną na twarzy. Bardzo dobrze, że to wszystko z siebie teraz wyrzuciła. Można było przejść do planu H i przyznać jej rację, bo zdenerwowana kobieta ma zawsze racje, i oczyścić atmosferę, aby móc przejść do planu I lub J, w zależności od jej kolejnych reakcji.
Tak, masz absolutną rację — zaczął, puszczając bagaże i delikatnie łapiąc ją za dłonie. — Całkowicie nawaliłem i nie powinienem był robić tego wszystkiego i cię denerwować. Bardzo przepraszam i mam nadzieję, że wybaczysz mi to wszystko i pozwolisz, żebym teraz cię tylko zabawiał i rozpieszczał i sprawił, żebyś wspaniale spędziła resztę czasu —powiedział, starając się nie uśmiechać zbyt szeroko, bo wtedy wyglądał trochę jak podejrzany napalony typek, kręcący się przed podstawówką. Przynajmniej tak mu się czasami wydawało, wnioskując po niepewnych minach ludzi, do których postanowił się właśnie tak szeroko uśmiechnąć.
Tak, to za wiele — kolejny raz przyznał jej rację, po czym znowu złapał bagaże i pognał w stronę wyjścia z lotniska, aby złapać taksówkę. — Zaczniemy od hotelu. Mamy tam niewielki pokój, wynajęty do jutrzejszego wieczoru — poinformował ją, gdy taksówkarz pakował ich torby i walizki do bagażnika, a oni sami wsiadali do auta.
Podróż nie zajęła im wiele i niedługo mogli chwilę odsapnąć w niewielkim, ale względnie czystym pokoju, w którym jakimś cudem zmieściły się dwa pojedyncze łóżka, niewielkie biurko z lampką, krzesło i mini lodówka z napojami i drinkami. Mieli również własną, ale ciasną, łazienkę z prysznicem. — Jak ci się podoba? Mamy widok na jedną z najbardziej ruchliwych ulic Las Vegas — oznajmił z dumą, chociaż najbardziej ruchliwa, oznacza też najgłośniejsza, więc chyba nie było się do końca czym chwalić. Nie chcąc już dłużej zwlekać, wyjął z jednej z toreb, zapakowany z papier urodziny prezent. — Wszystkiego najlepszego.
Podał jej pakunek, w którym znajdowała się drewniana, ręcznie malowana, pozytywka z baletnicą, będąca jednocześnie skrytką na biżuterie. Wewnątrz skrytki znajdowało się niewielkie pudełeczko z elegancką srebrną bransoletką, złożoną z drobnych kwiatów, zręcznie ze sobą splecionych.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wyrzuciła z siebie naprawdę wiele (i tym razem żadnego pawia tutaj nie było, choć przyznać musiała, że na moment w samolocie ją zemdliło), ale wcale nie zrobiło się jej lżej. Wciąż była oszołomiona tym co zaszło, a jej mózg nie wyrabiał z przetwarzaniem nowych informacji. Nie pomagał też fakt, że przed wyjazdem mało spała, bo przejmowała się operacją, która - jak się okazało - nie będzie miała miejsca! Z jednej strony powinna odczuć ulgę, że życie Roberta nie będzie narażone, a z drugiej strony takim kłamstwem naraził się na trwały uszczerbek na zdrowiu, jaki zadać mu mogła rozwścieczona Apollonia. Tylko za sprawą szczęścia Pola nie zareagowała w brutalniejszy sposób. Los mu sprzyjał najwyraźniej. Szczęściem w nieszczęściu okazało się też to, że przejęcie się całą sytuacją przyćmiło resztki racjonalnego myślenia i nawet nie zorientowała się, że Robercik znów robi ją w balona. (Pomijając rzecz jasna to, że na ogół była trochę naiwna.)
Samym przytaknięciem już zbił ją z tropu - biedna chyba myślała, że będzie miała więcej czasu, by wyrzucać z siebie złość. Zmarszczyła lekko czoło, zwęziła brwi i podejrzliwie na niego spoglądała, kiedy stał przed nią trzymając za dłonie. Spięła się trochę, nerwowo jakoś tak, jakby wyczuwała podstęp - ale nic dziwnego, że po tym całym wydarzeniu miała pewne obawy. Dopiero po chwili wnikliwego przyglądania się w oczy Roberta, jej mięśnie twarzy zaczęły się rozluźniać, a ona była w stanie wziąć swobodny oddech. — Tylko nie myśl sobie, że tak łatwo puszczę ci to płazem — ostrzegła, widząc uśmiech rysujący się na jego twarzy. — Na twoim miejscu nie spałabym dzisiaj zbyt spokojnie — mruknęła pod nosem uciekając spojrzeniem gdzieś na bok, bo miała słabość do przyjaciela, a przedwcześnie złamać się nie chciała.
Dopiero po chwili znów spojrzała na Roberta, by rzucić krótkie — prowadź — i poczłapała za nim posłusznie, pozwalając taksówkarzowi spakować ich bagaże. Wbiła się do samochodu, a podczas jazdy - trochę jak taki pies podróżny - wystawiała głowę za okno, by podziwiać miasto. Nie oddała się temu w pełni, bo w głowie wciąż panował niezły bałagan związany z ostatnimi wydarzeniami, ale niewątpliwie wiatr we włosach pomógł jej trochę oczyścić aurę. Tym samym do hotelu weszła już z trochę lepszym nastawieniem, ale i tak jej ciało odczuwać będzie nerwowe napięcie jeszcze przez najbliższy tydzień. Szkoda, że nie wzięła ze sobą maty do akupresury.
Weszła niepewnie do pokoju (jakby obawiała się, że nagle ktoś wyskoczy na nią! sorry, nie była pewna czego może się dzisiaj spodziewać), a że nic nie pieprznęło z hukiem, powędrowała w kierunku okna, rzucając na jedno łóżko swoją torebkę. — To miasto musi tętnić życiem, w innym wypadku straciłoby swój urok — przyznała uśmiechając się delikatnie (w końcu!!) po czym rozglądnęła się po okolicy. — Wychodzi więc na to, że wybrałeś nam jedną z lepszych ulic w Las Vegas — wyznała odwracając się.
Jej oczom ukazał się Robert (tutaj nie było zaskoczenia) z urodzinowym prezentem w dłoniach (tutaj już pojawiło się lekkie zdziwienie.) Odruchowo przygryzła lekko policzek od wewnątrz, by trzymać w ryzach swoją ciekawość i drobną ekscytację. Musiała pamiętać o tym, by zbyt prędko nie puścić mu płazem tego co zrobił. Powoli sięgnęła po pakunek, a mając go w rękach usiadła na brzegu łóżka, by dobrać się do wnętrza. Kiedy jej oczom ukazała się drewniana pozytywka wydęła usta sprawiając wrażenie zasmuconej, ale w jej oczach pojawił się błysk, bo tak naprawdę rozczulił ją ten prezent. Smuciło ją co najwyżej to, że miała większy problem ze wściekaniem się na Browna. Dopiero po chwili zauważyła, że pozytywkę można otworzyć. Spróbowała więc, a wtedy jej oczom ukazał się jeszcze jeden prezent. Ugh, Robercik za dobry był w te klocki. Teraz naprawdę się wzruszyła, a ukrywanie tego słabo jej wychodziło. Ostrożnie odłożyła pozytywkę na łóżko, by sięgnąć po bransoletkę, która od razu próbowała założyć na nadgarstek. Tak, zaniemówiła. W ciszy próbowała uporać się z zapięciem. Dłonie drżały, kiedy walczyła z małym zapięciem, aż w końcu dała za wygraną i uniosła te swoje sarnie oczy na przyjaciela, wyciągając do niego dłoń z nadzieją, że jej pomoże.
Bransoletka w końcu znalazła się na właściwym miejscu, a Pola wzięła głębszy oddech, by w końcu coś powiedzieć. — To wyjątkowy prezent — przyznała cicho. Nie od dziś wiadomo, że ma słabość do Roberta drewnianych zabawek, dlatego pozytywka już na wstępie skradła jej serce, a biżuteria była swoistym dopełnieniem całości.
Cholibka! I jak niby miała się na niego teraz złościć?!
Nie potrafiła.
Podniosła się z łóżka stając przed przyjacielem tylko po to, by zarzucić mu ręce na ramiona i przytulić go mocno. — Dziękuję — bo było za co, nawet jeśli zostało to okupione takim oszustwem. Nie była pewna jak długo stała tak wtulając się w przyjaciela, jednocześnie przyglądając się biżuterii zdobiącej jej nadgarstek; dopiero po czasie ocknęła się z tego 'amoku' dodając — ale na twoim miejscu i tak nie spałabym spokojnie — a odsuwając się posłała mu zadziorny uśmiech.
Tak, wciąż ma podobno przechlapane.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zauważył, że mimo jego okropnego zachowania, nawet jeśli spowodowanego dobrymi chęciami, Pola nie zrównała go z ziemią. Z jednej strony miał na uwadze, że prawdopodobnie mu się upiekło, z drugiej jednak strony z jakiegoś powodu, podświadomie, wiedział, że nie oberwie mu się aż tak mocno. Może wyczuwał słabość Poli, z resztą odwzajemnioną, nawet jeśli nie do końca umiał jeszcze dodać dwa do dwóch. Chyba najgorsze mieli już za sobą - ona poznanie prawdy i pierwszą falę złości, on zniesienie tej złości najlepiej jak potrafił.
Ucieszył się, że pochwaliła wybrany przez niego hotel, chociaż starał się tego po sobie nie pokazywać, bo chyba powinien mieć jeszcze wyrzuty sumienia za to, co zrobił. Uśmiechnął się więc do siebie, gdy Apollonia nie patrzyła. Potem przygotował i wręczył jej urodzinowy prezent. Obserwował uważnie jej reakcje, w pierwszej chwili nie wiedząc, czy smuci się, bo jej się pozytywka nie podoba, czy może wzruszyła się, bo bardzo jej się podoba. Trochę się tym zestresował, więc tylko w napięciu obserwował ją dalej. Jak znalazła już prezent wewnątrz prezentu, był pewien, że to wzruszenie. Odetchnął z ulgą i zakołysał się dumny z siebie. Gdy dostrzegł, że kobieta potrzebuje pomocy z zapięciem bransoletki, pospiesznie przy niej ukucnął i pomógł, aby niczym się już nie martwiła. Podniósł się, a słysząc jej słowa, zerknął na jej twarz wyrażającą pełnię emocji i po prostu lekko się uśmiechnął. — Idealny dla wyjątkowej osoby — odparł i dopiero w tym momencie poczuł coś, czego nie czuł od czasów szkoły średniej. Objął ją mocno, gdy się przytuliła. Zaczął mieć dziwne wrażenie, że nie bez przyczyny są tutaj tylko we dwoje. Chyba że to tylko jego wybujała wyobraźnia albo jakieś dziwne, ukryte pragnienie, które z jakiegoś powodu ujawniło się właśnie teraz. Czy od tego momentu będzie patrzył na Polę inaczej? Czy może nigdy nie przestał tak na nią patrzeć? Nie przeszkadzało mu, że ich przytulanie się trwało dłużej, niż się spodziewał. Gdy Hudson się odsunęła i ponowiła swoją groźbę, odwzajemnił uśmiech, wzruszając ramionami. — Mam nadzieję, że obydwoje nie będziemy dzisiaj w nocy spać — odpowiedział tajemniczo.
Następne kilka godzin, dzielące ich od zmroku, wykorzystali na odświeżenie się po podróży, przebranie się i zjedzenie kolacji, którą zamówili do pokoju. Robert załatwił nawet niewielki torcik ze świeczką, a lokaj odśpiewał bardzo niskim głosem “sto lat”, za co dostał spory napiwek, kiedy Pola akurat nie patrzyła. Po wyjściu z hotelu znaleźli się na jednej z najbardziej rozrywkowych ulic Vegas i rzucili się w wir imprezowania. Najpierw udali się do kasyna, aby pograć na automatach i w pokera. Wzbogacili się może o sto dolców, ale jak na pierwszy raz był to całkiem niezły wynik. Po drodze spotkali kilku Elvisów, z którymi robili sobie zdjęcia, a następnie weszli do jednego z klubów nocnych, niepostrzeżenie przemykając się obok bramkarza, który prawdopodobnie normalnie by ich nie wpuścił. Impreza chyba była imienna. W każdym razie w środku było fantastycznie. Pełno świateł, skórzane sofy i świetna, głośna muzyka. Alkohol lał się strumieniami, a kelnerki roznosiły przekąski i kieliszki z szampanem. Już w momencie wejścia do klubu byli wstawieni, a tuż za rogiem czekały na nich kolejne drinki. Brown zgarnął z tacki kilka pasztecików i koreczków serowych, by zaraz część z nich wręczyć Poli. — Czego się napijesz?— zapytał głośno, przekrzykując muzykę. Sam chyba miał ochotę na szampana, więc po prostu zgarnął dwa kieliszki i jeden podał solenizantce. — Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Polciu moja kochana! — krzyknął, unosząc nieco swój kieliszek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Idealny dla wyjątkowej osoby.
Poległa! Czuła, że cała się zaczerwieniła i odruchowo zmarszczyła nos, kiedy zawstydzenie przybierało na sile. To było cholernie miłe, ale też odrobinę zawstydzające, dlatego z radością oddała się uściskowi, który trwał wystarczająco długo, by zdołała przyswoić komplement i zdobyć siłę na małą groźbę, która szybko odwróciła się przeciwko niej.
— Nie? — lekko skołowana tajemniczymi słowami przyjaciela, początkowo nie załapała co miał przez to na myśli. Przepraszam bardzo, ale w nocy się śpi, prawda? Potrzebowała kilku sekund na to, by zrozumieć, że są przecież w mieście, które nocą tętni życiem. Kiedy w końcu to do niej dotarło było już za późno, a jej policzki zaszły lekką czerwienią. — A no pewnie, że nie! — przytaknęła tak entuzjastycznie, jakby to od początku było wiadomo, że tej nocy nie pośpią za wiele, a na jej twarzy pojawił się uśmiech - odrobinę niezręczny, ale kto by to analizował. Przecież nawet nie miała nic zdrożnego na myśli, chryste! co się z nią dzieje?
Zamiast się nad tym zastanowić rzuciła się w wir przygotowań do wyjścia. Szybki prysznic był wskazany, by zmyć z siebie niesmak szalonej podróży. Zaraz po nim wskoczyła w puchowy szlafrok (miała do nich słabość, nawet podczas pamiętnego halloweenowego wieczoru przemierzyła Seattle w szlafroku, kiedy pędziła jak na złamanie karku poszukując Roberta), w którym kręciła się prawie do samego wyjścia, ale nie jej wina, że grzeszył wygodą. Była przekonana, że w tym wygodnym wdzianku zarówno kolacja, jak i torcik smakowały o niebo lepiej. Po wszystkim musnęła lekkim makijażem swoją twarz i wpadła w wir poszukiwania ubrań przeklinając w myślach słowa Charlie, która sugerowała, że powinna wziąć ze sobą małą czarną. Nie wzięła, ale za to miała czarną spódnicę, dorzuciła do niej krótki top i była gotowa na podbój Vegas!
Tylko głupiec będąc w światowej stolicy hazardu ominąłby kasyna, dlatego Hudson nawet nie próbowała zaprotestować, kiedy ich pierwszym kierunkiem okazało się miejsce tego typu. Sama podjęła próbę gry na automatach, ale ona początkowo nie skończyła się najlepiej. Dobrze, że wspólnymi siłami ostatecznie udało się im lekko wzbogacić, a jeszcze lepiej, że w porę wyszli i tego nie stracili. Przemknęli też przez najsłynniejszą ulicę Miasta Grzechu, a usta Poli praktycznie się nie zamykała. Zarzucała Browna ciekawostkami, które kiedyś gdzieś usłyszała, a teraz magicznie do niej powracały. Sama była ciekawa, czy The Strip faktycznie jest najjaśniejszym punktem na ziemi dostrzeganym z kosmosu. Szybko jednak ta myśl ustąpiła innej, a później kolejnej. Naciskała na to, że koniecznie muszą odwiedzić Muzeum Neonów, Testów Atomowych, Zorganizowanej Przestępczości i Egzekwowania Prawa, czy Kultowych Bryk Wielkiego Ekranu. O mamuniu, mogliby nawet pójść do Muzeum Erotyki. W głowie Apolloni ponownie zagościł chaos, który szybko przełączył się na tryb imprezowy. Kolejne drinki w klubie mogły zwiastować nieszczęście, wystarczy wrzucić na tapetę historię z pawiem, ale może w urodziny ją to ominie? Powinno! Dlatego nie zaprzątała sobie tym głowy, a słysząc pytanie Roberta wesoło odparła. — Wszystko mi jedno! — i nawet nie popatrzyła na to, co jej podał, tylko przechyliła kieliszek opróżniając go do dna, po czym wetknęła sobie koreczek serowy do buzi, by ugasić mocny smak alkoholu. — Dziękuję! — podniosła głos i czując, że roznosi ją pozytywna energia, jednocześnie skłaniając się ku niemu - kiedy akurat rozglądał się po klubie - by złożyć krótkiego całusa na jego policzku. Nie przewidziała jednak tego, że Robert dokładnie w tej chwili postanowi wrócić spojrzeniem do niej, w rezultacie niefortunnie przylgnęła do jego ust…
...a teraz nie była pewna, co właściwie się wydarzyło.
Czy przystanęła przed nim na moment jak wryta i jedynie w jej głowie rozegrał się właśnie całuśny spektakl z Brownem, napędzany krążącymi we krwi procentami? Czy może faktycznie oddał jej pocałunek i krótką chwilę dali się ponieść w rytm tętniącej muzyki?
Naprawdę nie była pewna, co właśnie się wydarzyło. Czy to jawa, czy sen? Prawda, czy może pijackie wizje odległe od rzeczywistości? Koniec końców - cokolwiek właśnie miało miejsce - stała przed przyjacielem z palpitacją serca jakby nigdy nic stwierdzając. — Jeszcze raz to samo!? — po czym uniosła rękę by dosięgnąć do stojącej w pobliżu osoby z tacą w ręku - bo przecież miała miała na myśli tego szampana, choć zabrzmiało jakby sugerowała coś zupełnie innego.
Powinni zatańczyć!
Tak, zdecydowanie powinni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Robert chyba miał ostatnio szczęście w przyciąganiu pocałunków Poli. Niedługo stanie się to chyba regułą, co w zasadzie by mu nie przeszkadzało, a zdał sobie z tego sprawę, właśnie podczas obecnego pocałunku. Co ciekawe nie czuł się skrępowany, to po prostu wywołało przyjemne, prawie błogie, uczucie. Nie dotarło też do niego, że Hudson pocałowała go w usta przez przypadek, uważał że to było jak najbardziej celowe i przemyślane, dlatego odwzajemnił go bez chwili namysłu, obejmując przy tym kobietę w talii. Może nie tak mocno, jakby chciał, ale miał jeszcze w dłoni kieliszek z szampanem.
Tak — odparł z lekkim, rozmarzonym uśmiechem i sam nie wiedział czy chodzi o alkohol, czy jednak coś innego.
Kelnerka z tacą, przebrana za seksownego króliczka, odwróciła się w stronę Poli i Roberta, po czym zmierzyła ich wzrokiem. — Szampana? Whiskey? Sex on the beach? Cukiereczka? — pytała, na koniec pokazując im torebeczki z pastylkami o różnych kształtach i kolorach: wielokolorowe uśmiechnięte buźki, tęcze, słoneczka i serduszka.
O, Polcia, patrz jakie fajne — zawołał Robert i zanim kobieta się obejrzała, złapał dwie torebeczki z serduszkami. Pospiesznie dopił szampana, a kieliszek odłożył na tacę króliczkowi. Kelnerka skinęła głową z lekkim uśmiechem i ruszyła w dalszą drogę. To nie tak, że Brown nie wiedział co to za pastylki, po prostu uznał, że to wspaniała okazja na ich pierwsze wspólne ćpanko. Nigdy wcześniej nie używał takich imprezowych narkotyków, ale widział na różnych filmach, że wszyscy się po nich dobrze bawili, no chyba, że oglądał akurat horror, ale to inna sprawa.
Nie wahał się, nie bał i nie myślał o konsekwencjach. Z pozoru idealny plany po prostu się realizuje, zanim będzie za późno. Otworzył torebeczki i wysypał dwa różowe serduszka na swoją dłoń. — Na trzy. Raz, dwa, trzy…
Jedna z pastylek zniknęła w buzi pisarza i musiał przyznać, że wcale źle nie smakowała. Uniósł wzrok na Polę, sprawdzając czy też połknęła serce. Miał nadzieję, że tak się stało, bo inaczej musiałby przechodzić fazę sam, a to chyba byłoby trudne zarówno dla niego, jak i w miarę trzeźwej Poli, no przynajmniej trzeźwiejszy od niego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Usta Apolloni zbyt często wybiegały przed szereg, szczególnie jeśli na horyzoncie pojawiał się taki Brown. Co ciekawsze, to nie była świeża sprawa, a przy tym wcale nie uległa zmianie na przestrzeni lat - w końcu zdarzało się już wcześniej z nimi spotkać; ba! niekiedy w dość niefortunnym momencie jak w przeddzień ślubu. Żaden z ostatnich pocałunków nie był zaplanowany, ale też żaden nie był przez to gorszy. Oj nie, zdecydowanie nie… i może zaczęłoby ją w tym momencie nieco martwić, a raczej zaczęłaby się nad tym intensywniej zastanawiać, ale póki była na procentowej fali, a alkohol buzował we krwi - nie czarujmy się - nie miała na to czasu. Po prostu oddała się przyjemnej chwili, bo niewątpliwie zbliżenie z Robertem do takich się zaliczało. I gdyby nie kelnerka - kto wie? - czy raz jeszcze nie wpadłaby w objęcia przyjaciela. Tak się jednak nie stało, a w jej dłoń wpadł kolejny kieliszek szampana i…
— Cooo — to? Pf, nieważne! Kto by się tym teraz przejmował? Ważne, że były — ...jakie kolorowe! — cukierki zamiast niepokoju wzbudziły w niej dziwny entuzjazm i nim się obejrzała skosztowała jednego tuż po odliczeniu Roberta. Skrzywiła się nieco, bo smak był hmmm... właściwie go nie było, w rezultacie była nieco zawiedziona, ale trwało to tak krótką chwilę, że nikt nie zdołałby tego zauważyć.
Nie miała pojęcia jak i kiedy właściwie zaczęło działać na nią cukierkowe serduszko, ale stało się. Czuła dziwną lekkość, którą prezentowała tańcząc w rytm muzyki (choć tu można było się kłócić, czy to co docierało do jej uszu faktycznie zestawiało się z muzyką odtwarzaną przez DJ’a, była teraz w innym świecie).
Co ciekawsze - w jednej chwili obracała się z Robertem na parkiecie, jakby była w jakimś muzycznym transie. W kolejnej zaś znajdowali się w zupełnie innym miejscu...lecz gdzie właściwie byli? To było niczym zerwanie plastra, albo przymknięcie powiek - jakby mrugnięcie okiem zmieniło zupełnie perspektywę, przenosiło w miejscu i czasie. Nie rozumiała tego, co wokół niej się dzieje, ale nie w złym sensie. Czuła się hmm (?) szczęśliwa? (Cóż, była na haju, więc nie ma w tym nic zaskakującego.)
— Chyba zmysły postradałam! To wariactwo! — pisnęła, zaraz po tym śmiejąc się uroczo; ale co? Co jest wariactwem Hudson?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bliskość Poli była jak widać czymś, co Robert lubił powtarzać i to w zasadzie nie od dziś. Apollonia była w końcu jedną z najważniejszych osób w jego życiu od bardzo długiego czasu. Właśnie o tym przez moment myślał, gdy patrzył na nią, tuż po tym, jak połknęli serduszka. To ona była jego pierwszą miłością, pierwszą dziewczyną, to z nią przeżył swój pierwszy pocałunek. Od tamtego momentu wiele się zmieniło i wiele przeszli, będąc zawsze obok siebie, nawet jeśli przez jakiś czas na odległość. Po szkole średniej co prawda nie byli już parą, ale dalej wspierali się w swoich dobrych i złych chwilach. Ona była przy nim, kiedy dowiedział się o stracie nienarodzonego dziecka i został odrzucony przez Lavender oraz po strasznych wydarzeniach w minione Halloween, a on wspierał ją, gdy rozstała się z prawie-mężem, tęsknił, gdy wyjechała, a potem pocieszał, gdy zmarła jej przyjaciółka z dzieciństwa. Czasami, szczególnie podczas jej nieobecności w Seattle, mieli mniejszy kontakt, ale koniec końców do siebie wracali i mimo upływu czasu dalej byli dla siebie bardzo ważni.
Szampan uderzył do głowy, a po chwili i serduszka zaczęły działać, wydobywając z nich to, co najlepsze - a przynajmniej tak czuł się Robert w danej chwili. Wierzył, że jest Panem świata i może zrobić, cokolwiek zamarzy. Mając przy boku Polę, uważał, że wszystko układało się właśnie tak, jak powinno. Ruszyli przed siebie, a on jednocześnie miał wrażenie, że nie do końca wie co robi, a z drugiej strony, że wie doskonale i robi wszystko to, co zrobić powinien. To tak dziwne, a jednocześnie przyjemne uczucie, że po prostu płynął z prądem, z uśmiechem na ustach.

Pola, patrz. Bańki! — zawołał, gdy przechodzili obok stojącego na chodniku mężczyzny, który puszczał ogromne bańki mydlane. Wyglądały jak tęczowe kule światła, magiczne, kruche i pełne dobrej energii. Był przekonany, że jak dotknie jedną, to stanie się coś pięknego. Podbiegł do największej, przebił ją palce, a ona pękając, zwilżyła mu twarz maleńkimi kropelkami płynu, który nie pachniał najlepiej. — Bleh.

Pola, patrz. Wata cukrowa! —zawołał, stając przy wózku, na którym kobieta w kolorowych włosach kręciła bajecznie pachnącą watę. Kupił dwie ogromne i podał jedną Apolloni. Smakowała jak każda wizyta w cyrku i parku rozrywki, kiedy był dzieckiem. Jak spełnione marzenia i trochę jak pocałunki Poli.

Pola, patrz. Elvis! — zawołał, gdy przechodzili obok niewielkiego budynku, całego pomalowanego na biało, przed którym stał prawdziwy Elvis, ubrany w swój ikoniczny strój. Uśmiechnął się do nich i zaczął namawiać ich do czegoś, co Robert uznał za świetny pomysł. Złapał więc Polę za rękę i wszedł do środka. Ślub z Polą? Przecież to najbardziej rozsądny i romantyczny pomysł na świecie. Czemu nie pomyślał o tym wcześniej?
Odwrócił się nagle, wyciągając z kieszeni jeansów metalowe kółko do kluczy.
Apollonio Hudson, wyjdziesz za mnie? — spytał głośno, tuż po tym, jak przed nią uklęknął i uniósł niby-obrączkę. O obrączkach pomyśli później, w końcu nie było czasu, Teraz albo nigdy!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie potrafiła nadążyć za tym jak szybko zmieniała się sceneria. Klub rozmył się w pamięci, a muzyka już dawno ustąpiła miejsce dźwiękom ulicy, które przeplatały się między słowami Roberta. Świat migotał tysiącami barw, co sprawką nie tyle alkoholu, co neonów było. Bańka magicznie rozpryskiwała się tuż przed jej twarzą, przywołując szczerą radość na jej twarzy. Wata cukrowa, co smakiem dzieciństwa pięknego była, podniebienie rozpieszczała. Wszystko to usłane beztroską, której już dawno nie czuła w taki sposób, jakby całą sobą na nowo w powrót do przeszłości wskoczyła. I tylko jedna stała w tym układzie była - ON - ten sam loczek, co niegdyś rozbujał jej huśtawkę do tego stopnia, że śmiech z okrzykiem strachu się mieszał, sprawiając tym samym, że nogi jak z waty miała. Wątpić nie powinna w jego dzisiejszą zdolność ożywiania dawnych uczuć, mimo to nie sądziła, że kolana ugną się pod nią z wrażenia…
...a jednak i to stało się. Podrabiany Elvis uśmiechem rozbrajał zebrane towarzystwo — Apolonię jeszcze Hudson i Browna Roberta — już od wejścia, w kierunku którego pociągał ją przyjaciel. O ile początkowo w żart obrócić to sobie chciała, o tyle później, kiedy pytanie kluczowe zapadło, jakoś inaczej się zrobiło. Kolana jakby zmiękły, nogi się nieco ugięły, dłoń zadrżała jakby po najpiękniejszy pierścień sięgnąć chciała, a nie jedynie metalowe kółko od kluczy. Nieśmiałe przytaknięcie, jedno i drugie, by w końcu odważniej raz jeszcze głową skinąć.
— Oczywiście, że tak wariacie! Z Tobą to ja mogę nawet konie kraść — właściwie to bieliznę swego czasu podkradli tylko (chyba nawet gdzieś ją ma, o ile nie została koniec końców u Roberta) ale to n i e i s t o t n e. Rzecz w tym, że z Robertem mogła wszystko i to praktycznie od zawsze. Gdyby jakaś postronna osoba prześledzić miała całą ich historię, pewnie zdziwiłaby się, że jeszcze państwem Brown się nie stali. W dodatku takim prawdziwym, a nie zaprzysiężonym przez gościa z Vegas, co pod Presley’a się podszywa. W tej chwili jednak rozsądek zaszył się pod pierzyną innych czynników oddziałujących na dwójkę przyjaciół, spontaniczność wzięła górę.
Gdyby rzeczywistość na filmowym scenariuszu bazowała, pewnie i doniosłe TAK padłoby na poczekaniu, tu i teraz. Prawda jednak była odrobinę inna, a formalności, które należało załatwić - nawet jeśli trwały maksymalnie dziesięć minut - były nie do przeskoczenia. Na ratunek przybył Elvis, co wozem swoim różowym, pod pobliski budynek ich podrzucił, skracając tym samym szansę na trzeźwe rozeznanie w temacie. Chwilę później z licencją do kaplicy wrócili, drzwi się otworzyły, a oni w rytmie Today, Tomorrow, and Forever króla rock'and'rolla stanęli przed ołtarzem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak naprawdę chyba powinien był spodziewać się odmowy, jednak z jakiegoś powodu nie przyszlo mu w tamtej chwili do glowy, że Pola mogłaby powiedzieć coś innego niż “tak”. Wydawalo mu sie, ze są dla siebie stworzeni i właśnie w takim olśnieniu wszystko wydawalo sie prawidlowe i na miejscu, Jasne, że ślub w Vegas nie był prawdziwym ślubem (nawet jeśli prawnie był), ale wtedy wydawało mu się, że to tylko pierwszy krok. Potem wezmą w Seattle prawdziwy ślub, z białą suknią, złotymi obrączkami, weselem i gośćmi. Czy to ma sens? Oczywiście, że tak.
Uśmiechnął się lekko, gdy wsuwał prowizoryczny pierścionek na palec kobiety.
Niedługo potem ceremonia zakończyła się, a Pola dostała nawet niewielki bukiet sztucznych kwiatów, nie mówiąc naturalnie o pamiątkowym zdjęciu młodej pary z Elvisem.
Czuł się wspaniale i to tak dobrze, jak nie czuł się od lat, może nawet od czasów szkoły średniej. Miał wrażenie, ze dopiero teraz czuje, że żyje. Byl pewien, ze kariera pisarska i jego niebezpieczne, ekscytujące hobby dają mu poczucie spełnienia i szczęścia, a okazało się, ze nawet to się nie umywał do tego, co czuł teraz.
Złapał Pole za rękę i ruszył z nią w stronę całodobowej restauracji, chociaż kelnerki jeżdżące na rolkach podawały tam chyba głównie fastfoody, co z jakiegoś powodu wpisywało się w ich tryb dzisiejszej nocy. Hamburgery, frytki, krążki cebulowe i szejki czekoladowe spożyli przy świecach, a w zasadzie jednej świecy, którą kelnerka wytrzasnela z dna szuflady na zapleczu, specjalnie dla nich.
- Wyglądasz pięknie - powiedział Robert, wpatrując się w Panią Brown z lekkim, oczarowanym uśmiechem. Miała ketchup w kącikach ust i lekko rozmazany tusz pod prawym okiem, ale dla niego byłaby najpiękniejsza istotą na świecie, nawet w przetłuszczonych włosach, ubrana w worek.
Następnego dnia w południe mają lot powrotny, ale on z jakiegoś powodu nie chciał o tym myśleć. Wolalby zostać tu, w tej chwili, już na zawsze. Czas jednak nie jest tak łaskawy, nie można go zatrzymać ani cofnąć. Czy tego chcemy czy nie, musimy ruszać naprzód.
- Czekaj, masz tutaj coś - mruknął, wyciągając w jej kierunku dłoń z chusteczką. Wytarł jej usta, po czym wsadził sobie kilka frytek do buzi i przeżuł je, nie spuszczając z kobiety wzroku.
- Wybuduje ci dom. Przestronny, jasny, z dużym balkonem, tarasem i ogromnym ogrodem - mruknął, po czym przeżuł resztkę burgera, którą popił szejkiem. Smakowało wspaniale. Nie przejmował się jutrem, kacem, ani niczym innym. Wiedział tylko, że noc się nie skończyła i mają przed sobą jeszcze kilka magicznych godzin w Las Vegas.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kilkanaście godzin wcześniej sprawy miały się zupełnie inaczej, a ona była święcie przekonana, że Robert wróci z podróży bez nerki, a tymczasem nie dość, że nerka była na swoim miejscu to jeszcze w wyniku innych zdarzeń zyskał też żonę. Czy odpowiednią? Czas to zweryfikuje z całą pewnością, ale na ten moment dla Apolloni Hudson wszystko wydawało się być odpowiednie. Wciąż w pamięci miała jego okrutny żart pod pretekstem urodzinowej niespodzianki i z całą pewnością nadarzy się idealna okazja, by koniec końców się mu odpłacić, ale w tej konkretnej chwili zupełnie o tym nie myślała. Jak myśleć o zemście, kiedy awansowała na najszczęśliwszą pannę młodą z najprawdziwszym pierścionkiem (pomijając to, że był oszukanym i blask jaki od niego bił to głównie zasługa tkwienia w dobrej fazie), bukietem kwiatów (może i sztucznych, ale rękę dałaby sobie uciąć, że pachniały jak świeżo zerwane!!) i pamiątkową fotografią, którą od razu ukryła w torebce. Nawet weselna uczta miała miejsce, więc czy można było podważać zawartą przysięgę, kiedy do całej otoczki dołoży się też fakt, że byli sobie bliscy? Bardzo bliscy i nie rozchodziło się tylko o niewinne szkolne buziaki i lata spotkań, nikt bowiem nie wiedział jak wielką rolę odegrał pisarz w ucieczce Apolloni sprzed ślubnego kobierca przed laty. Właściwie on sam chyba nie do końca zdawał sobie z tego sprawę, a sama Hudson próbowała nie roztrząsać tamtego zawahania. Czy możliwe, że wtedy strach sparaliżował ją nie tylko przed ucieczką od narzeczonego, ale też przed prawdziwym uczuciem? Zamiast analizować przeszłość skupiła się na teraźniejszości, która aktualnie kręciła się wokół wyśmienitego fast fooda i jeszcze lepszego pana Browna.
Zarumieniła się, choć przy wypiekach, które towarzyszyły jej od dyskoteki, pewnie nie rzucało się to tak bardzo w oczy. — Co innego mógłbyś mi powiedzieć tuż po tym jak mnie poślubiłeś przystojniaku, huh? — zachichotała przewracając teatralnie oczami. Przyjmowanie komplementów najwyraźniej nie było jej mocną stroną, dlatego lepiej będzie jak zapcha się frytkami, a te wchodziły dzisiaj wyśmienicie. Przeżuwając jednego posłała Robertowi szczery uśmiech, zupełnie nie przejmując się tym, jak wygląda, nawet z ketchupem, który rozgościł się w kącikach jej ust.
— Pamiętasz o tym? — zdziwiła się czując dziwne napięcie w podbrzuszu; dość oklepane marzenie i pewnie łatwe do zapamiętania, ale nie wspominała o tym już tak długi czas, że prawdę mówiąc wątpiła, że ktokolwiek z jej bliskich może mieć to na uwadze. On miał, tym samym sprawiając, że zmiękło jej serducho. — Mi wybudujesz? Czy może… nam? — zapytała nieśmiało się uśmiechając, by szybko wcisnąć do buzi ostatni kawałek swojego burgera, jednocześnie zabierając się za zbieranie wszystkich śmieci na jedną tackę. Chciała jak najszybciej się jej pozbyć, zgarnąć kubek z napojem i ruszyć dalej; a kiedy wytoczyli się z lokalu bez uprzedzenia wskoczyła mu na plecy - przez co o mały włos oboje nie wylądowali na chodniku - i przez śmiech dopytała — A budę dla psa, karmnik dla ptaków i domek dla jeża też wybudujesz? Zawsze chciałam mieć jeża! — (no dobra, może nie zawsze, ale dzisiaj właśnie tego zapragnęła) wyznała próbując utrzymać się na jego plecach jedną ręką, bo druga była zbyt zajęta jego lokami. Owijanie sobie loczków wokół palca wskazującego okazało się bardzo hipnotyzujące, do tego stopnia, że w pewnym momencie po prostu spadła, ale prawie w ogóle się tym nie przejęła. Śmiejąc się siedziała na chodniku z obolałym tyłkiem. — Tak się objadłam tymi fast foodami, że chyba nie dasz rady przenieść panny młodej przez próg — oznajmiła próbując utrzymać powagę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W opinii Browna, ona i on byli dla siebie stworzeni. Pola była dla niego wymarzoną narzeczoną, nawet jeżeli nie piastowała tego tytułu zbyt długo, i idealną żoną. Nie było mowy o pomyłce czy braku dopasowania. Wszystko było świetnie zaplanowane i przeprowadzone, nawet jeśli większość wyszła tak naprawdę spontanicznie. Na pewno nie przeczuwał, zbliżającej się, póki co, małymi krokami zemsty Apolloni za jego perfidne kłamstwo z wujkiem i nerką. Może i dobrze, bo zacząłby się tylko stresować.
Tak oto bawił się wyśmienicie z kobietą swojego życia. Miał wrażenie, że ostatnie lata były snem, wyczekiwaniem właśnie na ten moment. Co prawda nie miał pojęcia, że ucieczka Poli sprzed ołtarza te kilka lat temu, miała z nim coś wspólnego, ale na pewno poczuł na tę wiadomość ulgę. Nie przyznał się oczywiście do tego, bo nie wiedział czy nie zrani uczuć Poli. Ostatnie czego chciał to ją zranić. Jego żona powinna być już zawsze szczęśliwa, a on razem z nią.
Uśmiechnął się na jej reakcje, po tym jak wspomniał o budowie domu. — Oczywiście, że pamiętam. Mieliśmy chyba po piętnaście lat, gdy powiedziałaś mi o tym po raz pierwszy — odparł, po czym zjadł kilka ostatnich frytek ze swojej porcji. Skinął głowa, gdy poprawiła go, ze zbuduje dom im, nie jej samej. W końcu naturalnie chciał zrobić miejsce dla nich obojga. Naprawdę wyobrażał sobie, że ich przyszłość będzie wyglądać jak na obrazku, gdzie rodziny są zawsze uśmiechnięte i zadowolone. Zupełnie nie odnosił się do rzeczywistości, czyli do tego, że właśnie pobrali się w Las Vegas przed Elvisem, pod wpływem narkotyków i alkoholu. Tak chyba nie zaczynają się przeciętne, poukładane małżeństwa, ani nawet związki. Póki co jednak, cieszył się chwilą.
Gdy wyszli z baru, o mało co nie wylądowali na chodniku, gdy Pola wskoczyła mu na plecy. W ostatniej chwili utrzymał równowagę i śmiejąc się, przytrzymał ja za uda, po czym ruszył przed siebie. Czy pamiętał gdzie właściwie jest ich hotel?
Oczywiście, co tylko chcesz. Nawet ci wybuduje kurnik i stodołę w razie potrzeby! Na tyle jeży ile będziesz chciała! — zadeklarował, po czym zachwiał się lekko, gdy stracił równowagę. Pola, ku jego przerażeniu, spadła na chodnik, a on przechylił się i po chwili znalazł jakimś cudem w pozycji leżącej przy krawężniku. W pewnym momencie nie był pewny gdzie jest podłoga, a gdzie… sufit. Znaczy… niebo? W końcu usiadł, gdy już doszedł do tego gdzie góra, a gdzie dół.
Oszywiście, że dam radę! — oburzył się, stając chwiejnie na nogach i próbując podnieść i swoją żonę. — Jak tylko znajdziemy ten próg — dodał nieco ciszej. Mieli skręcić w prawo, czy w lewo? Czy to w ogóle to skrzyżowanie? Wszystko tu wyglądało tak samo. Przynajmniej pamiętał, że hotel znajdował się przy głównej ulicy. Musiał tu gdzieś być!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Apollonia starała się być dobrą osobą i w wielu życiowych aspektach wychodziło jej to rewelacyjnie. Niestety kwestia uczuć pozostawia wiele do życzenia, ponieważ pomimo długoletnich starań nie zdołała stworzyć zdrowego związku i rozwinąć go w kierunku, o którym przecież marzyła już jako dzieciak. Rodzina - to tego pragnęła najmocniej, a jakimś sposobem miała ponad trzydzieści lat i brak perspektyw na stały związek (przynajmniej do teraz, ale należało pamiętać o tym, że wciąż nie myślała zbyt trzeźwo i z pewnych rzeczy nie zdawała sobie sprawy). Gdzieś po drodze pojawiały się przeszkody, które sama generowała. Czyżby sabotowała swoje poważne relacje? Możliwe! Z Robertem rozeszła się w pokojowych okolicznościach, ale byli jeszcze dzieciakami - wtedy traktowanie uczuć zbyt poważnie i przyszłościowo musiało źle się skończyć i tym sposobem pod pretekstem utrzymania pozytywnej relacji na długie lata zakończyli coś, co z biegiem lat mogło zamienić się w szczęśliwa rodzinę z gromadą dzieci. Kolejny związek też nie należał do zbyt udanych, bo w zasadzie związkiem nazwać nie można czegoś, co było akademickim romansem z żonatym mężczyzną, prawda? Reece, był w zasadzie pierwszym mężczyzną, z którym stopniowo zaczęła realizować swoje marzenie, ale nawet fakt, że obdarzyła go uczuciem nie wystarczył by zwyciężyć moc sabotażu… uciekła wtedy z Seattle lecz nie była pewna czy przed konsekwencjami swojej rezygnacji ze ślubu, czy może dlatego, że zdała sobie sprawę, co zawsze czuła - gdzieś w głębi siebie - do Roberta. Pocałunek w przeddzień ślubu, był wstrząsem, który mógł odmienić losy Poli i Roberta już kilka lat wstecz, gdyby… no właśnie - nie uciekła… Kolejny sabotaż? Hudson zdecydowanie powinna zapanować nad swoją zdolnością do zaprzepaszczania poważnych relacji. Nasuwa się więc pytanie: czy wyniknie coś dobrego z ich ślubu w Vegas, czy po raz kolejny Pola sama rzuci im kłodę pod nogi?
Teraz jednak nie miało znaczenia to, co wydarzy się później. Żyła chwilą i prawdę mówiąc, już dawno nie była tak szczęśliwa. Robert choć potrafił przyprawić ją o zawał serca swoimi strasznym opowieściami i miał swój udział w tym, że w przyszłości prawdopodobnie będzie zmagała się z nerwicą, w ostatecznym rachunku i tak wychodził na plus, ponieważ w pozytywny sposób poruszał jej serce o wiele częściej. Na przykład teraz, kiedy pamiętał o jej marzeniach i oferował siebie jako pomoc w ich realizacji. Kiedy tak stawiał sprawę Pola naprawdę była w stanie uwierzyć, że ta historia ma swój happy end w postaci wspólnego domu i rodziny...jednak podobnie jak Robert była pod wpływem sporej ilości alkoholu, nie mówiąc już o narkotykach. Teraz wszystko wydawało się takie banalne i oczywiste! Czy, kiedy wytrzeźwieją nadal tworzenie związku i rodziny przyjdzie im z taką łatwością?
Oh, nieważne!
Teraz powinni cieszyć się chwilą i całkiem nieźle im to wychodziło, ponieważ nawet kiedy wspólnie wylądowali pośladkami na twardej ziemi, nie stracili pozytywnego nastawienia!
— Trzymam za słowo! —oznajmiła, poprawiając swoje ubranie po upadku, a kiedy tak stali na chodniku rozejrzała się wokół. Miała wrażenie, że mijali już to wejście kilkukrotnie. Wbiła swoje spojrzenie w szyld nad drzwiami oddając się zdumie, po czym zerknęła na Browna niepewnie.
— A przypadkiem nie jesteśmy już na miejscu? — zapytała i nie czekając na jego odpowiedź wbiła do środka kierując się do recepcji, gdzie wdała się w dyskusję z mężczyzną, ale czy ktokolwiek wiedział, o czym tak energicznie rozmawiali?
To też nieistotne!
(...ale dla ciekawskich - zadbała o dostawę szampana i truskawek w czekoladzie, jak na filmowy deser przystało; nie zapominając też o śniadaniu, którego pewnie przez kaca i tak nie tkną!)
— To tutaj Robcio! Chodź, chodź… — ponagliła go, w podskokach kierując się do windy, a gdy drzwi dopiero zaczęły się zamykać Polcia złapała męża za koszulkę i przyciągnęła go do siebie, całując tak, jak przystało na świeżo upieczony pannę młoda w noc poślubna.
Co działo się później?
Oh, kochani…
Co działo się w Vegas, zostaje w Vegas!

[ k o n i e c ]

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”