WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niezależność była luksusem, ale nie koniecznie wygodą. Miała na pewno wiele plusów, że można było robić co tylko się chce, kiedy się chce i tak dalej. Jednak niektórzy z własnej woli się tego zrzekali na rzecz wygody. Bo jednak nie bójmy się tego powiedzieć, jak ktoś się kimś troszczył, usługiwał i tak dalej, to życie stawało się wygodniejsze. Lara długo tego doświadczała, z czystej wygody nie wyprowadzając się z domu. Choć ta sytuacja miała także negatywne strony, bo nic nigdy nie jest albo czarne, albo białe. W końcu nie bez powodu było ... 50 odcieni szarości. Czy nawet więcej, w zależności do czego człowiek się odnosi.
-Nie wiem, Nate. Pamiętaj, że znam wiele historyjek z przeszłości. Na ich podstawie mogę różne wnioski wyciągnąć-stwierdziła, nieco zaczepnie. Pewnie, absolutnie nie byli tymi samymi ludźmi co 15,20 lat temu. Nie miało to też zapewne żadnego wpływu jakimi byli ludźmi służbowo. Jednak prawdą było to, ze dopiero musieli się poznać.
-Basil's? Nie wiem, nie moje klimaty. Choć wybredna nie jestem, PB&J z dżemem winogronowym zawsze jem z wielką przyjemnością-zaśmiała się. Nie, w takich rodzinach jak jej nie jada się tylko kawioru i ostryg, lecz także takie tanie i przyziemne rzeczy. -Jestem pewna, że owa asystentka absolutnie nie będzie miała nic przeciwko. W końcu jak poprosisz o zamówienie czegoś na obiad, to muszę wiedzieć co lubisz, prawda?-stwierdziła. Zdecydowanie blondynka nie miałaby nic przeciwko i jakby nie miała innych planów, to by się zgodziła. Przecież to nic złego, prawda? Prawda?
-Nie, sztuki walki to nie w moim stylu. Byłam na kilku treningach kickboxingu, ale nawet w złym nastroju to nie było coś dla mnie. -zawiesiła głos, bo szczerze mówiąc, chciała coś dopowiedzieć, ale chyba przez moment się zawahała, czy to wypada dopowiedzieć, w końcu byli w pracy, tak? -Choć oczywiście. Czasem miło poczuć siłę drugiego człowieka-oj, tak zowalowała to, co chciała powiedzieć, żę wcale nie zdziwiłaby się, gdyby Nate nie zrozumiał, że blondynka mówi, że ostrzejszy seks za to doskonała recepta na odreagowanie.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Oczywiście, mieszkanie z rodzicami i towarzystwo służby było bardzo wygodne. Tak na dobrą sprawę Nate mógłby kogoś wynająć do swojego loftu, ale zupełnie nie czuł potrzeby, żeby ktoś nieustannie kręcił się po jego czterech kątach. Raz na tydzień w zupełności wystarczyło, by pomoc ogarnęła to, na co zwykle nie miał czasu. Ale był facetem, któremu nie straszna była codzienna domowa rutyna, bo skoro potrafił mierzyć się z trudnymi problemami w pracy, to gotowanie czy utrzymanie względnego porządku należało do całkiem prostych czynności. Tak naprawdę wszystko zależało od indywidualnego punktu widzenia.
- Hah, faktycznie, patrząc na siebie z perspektywy lat pewnie sam sobie nie mógłbym ufać - zaśmiał się, kiedy po jego głowie przesunęło się kilka wspomnień z młodzieńczych lat, kiedy wcale nie należał do takich grzecznych słodziaków. Dopiero czasy licealne zaczęły wyrabiać w nim tę cząstkę powagi, życie uczyło, jak wejść w dorosłość i czego właściwie od niego chcieć. - A nie lepiej przekonać się, jakie karty kryję teraz, by mieć o wiele szersze spojrzenie na sprawę i zdecydować, która wersja mnie przemawia do Ciebie bardziej? - zapytał, nadal rozbawiony. W końcu to od niej zależało, czy rzeczywiście chciała poznać, co kryło się za tym sztywnym garniturem i zdystansowaniem. Równie dobrze mogła pozostać przy pierwszej wersji, ale skoro mieli ze sobą pracować, to z czasem na pewno dostrzeże różnice.
- Też bym taką kanapką nie pogardził - przytaknął ze śmiechem. Czasem najprostsze potrawy okazywały się lepsze, niż wykwintne, misternie przygotowane przez szefa kuchni talerze, na których była zaledwie łyżka posiłku do spożycia. - Tak się składa, że jest mnóstwo rzeczy, które lubię, więc chyba powinnaś zaopatrzyć się w dobry notatnik - powiedział z szerokim uśmiechem, odnosząc się właściwie do wszystkiego, nie tylko do jedzenia. Przy tym oczywiście sobie żartował, bo nie zamierzał nadmiernie wykorzystywać swojej asystentki do niecnych czy zupełnie prywatnych celów. - Masz jakieś nawyki żywieniowe, o których powinienem wiedzieć? - dodał jeszcze, co nasunęło mu się na myśl. Dziewczyna mogła przecież mieć specjalną dietę, czy po prostu nie przepadać za jakąś kuchnią. To wszystko było ważne, jeśli rzeczywiście miał ją gdzieś zabrać, a że wyszedł z tą propozycją to nie honorowym by było, gdyby postanowił się nagle wycofać. Poza tym zmiana otoczenia na pewno zmieniała też perspektywę.
Zmrużył oczy, na moment zastanawiając się nad tym, co powiedziała, po czym pokręcił głową ze śmiechem, kiedy w jego myślach ukształtował się odpowiedni wniosek i podjął grę domysłów.
- Tak naprawdę każda aktywność spełnia swoje zadanie pod warunkiem, że czerpiesz z niej maksymalną przyjemność - przyznał z pewnym naciskiem na ostatnie słowa, a jego twarz przyozdobił zawadiacki uśmiech. Skłamałby, jeśli by stwierdził, że seks nie przyszedł mu też do głowy jako odpowiedź na własne pytanie. Zastanawiało go, czy Lara rzeczywiście była tak cicha i spokojna i właściwie nie zdziwiłby się, gdyby nie miała odwagi zejść na taki temat, w końcu teoretycznie rozmawiała ze swoim szefem. Ale zdecydowanie bardziej wolał szczerość i otwartość od utartych schematów, więc cóż… to miłe zaskoczenie.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każdy miał inne podejście do życia. Widać to było nie tylko po tym, gdzie i jak mieszkali, ale przede wszystkim po tym, jakie stanowisko zajmowali. Ona, wygodna, mieszkająca z rodzicami była marną asystentką, a on, chcący się usamodzielnić od samego początku był teraz prezesem. Pytanie tylko, czy to naprawdę było ze sobą powiązane? Może wcale Lara nie była gorsza od niego, po prostu inna, przeznaczona do czegoś zupełnie innego? Trudno stwierdzić, choć nie dało się na pierwszy rzut oka nie zauważyć różnicy i nie dojść do takich, a nie innych wniosków.
-No widzisz? To może dobrze, że to nie my podejmujemy takie decyzje?-uśmiechnęła się. Choć zdecydowanie ludzie się zmieniali, ludzie, którzy jako nastolatkowie byli nieodpowiedzialni, stawali się po latach idealnymi rodzicami. Nate, jak i Lara, choć pewnie w mniejszym stopniu, na pewno już wyrośli z tego, stając się w miarę odpowiedzialnymi, dorosłymi ludźmi. -Powiedzmy, że daję Ci hm... czystą kartę, zobaczymy.-Wiedziała, jaki był kiedyś Nathaniel, albo co ich wspólni znajomi mówili o nim, w tym państwo Rhodes, a to co było teraz... Na pewno przekona się jaki mężczyzna jest teraz, przecież spędzą wiele czasu wspólnie. W pracy i po godzinach pewnie też, skoro te pierwszego dnia się już zdarzyły.
-Nie sądzę. Nie jestem wegetarianką, veganką ani nic takiego. Pewnie, są rzeczy, których nie lubię... Ale to chyba ja będę nam zamawiać jedzenie, a nie na odwrót?-zaśmiała się. Była kobietą, kobieta zmienną jest i jak jednego dnia coś lubi, to drugiego dnia wcale może nie mieć na coś takiego ochoty, więc właściwie można by powiedzieć, że tego nie lubi.
-O tak, z tego czerpie się prawdziwą przyjemność-zaśmiała się, bo zrozumiała, że oboje mówią o tej samej rzeczy. Seks potrafił wyzwolić emocje, być przyjemnym i zmęczyć człowieka tak, że nie jest wstanie myśleć o czymkolwiek innym.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Każdy miał swoje własne przyzwyczajenia, upodobania i charakter, których zmienianie na siłę nigdy nie prowadziło do czegoś dobrego. Robienie czegoś wbrew własnej woli było czystą katorgą, bo nie wpływało pozytywnie na własne samopoczucie. Nate starał się nie wywierać wpływu na innych czy nie okazywał swojej wyższości nawet, jeśli miał styczność z zupełnie normalnymi, nie znającymi jego świata, ludźmi. Respektował to, jacy byli inni, jednocześnie oczekując, że odwdzięczą się tym samym. Nie zawsze było to oczywiste, ale nie zamierzał się tym przejmować. Tak, jak nie zamierzał przejmować się różnicami między nim a Larą. To, że była inna, wcale nie oznaczało, że była gorsza i tak też nie zamierzał jej traktować.
- To prawda. Ale za to w naszym geście jest pokazać, że da się nas lubić - stwierdził, bo rzeczywiście uważał, że od nas zależało, co inni o nas myśleli. Bycie gościem, który bez oporów okazywał pomoc, a wiecznie naburmuszonym z wysoko podniesioną brodą to znaczna różnica. Osobną kwestią był natomiast fakt, czy w ogóle przejmować się tym, co ludzie mówili na nasz temat. Czasem nie było warto starać się o czyjąś przychylność. - Dziękuję. Postaram się nie zmarnować okazji - odparł z udawaną powagą, teatralnie dotykając dłonią swojej klatki piersiowej. Skoro mieli ze sobą współpracować to powinien się postarać, by nowa asystentka polubiła jego, firmę i stała za nim murem, a nie robiła pod górkę i męczyła się tu. Z racji jej poważnego stanowiska i bezpośrednich kontaktów z szefem, szczególnie zależało mu na tym, żeby dobrze się z Larą dogadywać. Z Melanie utrzymywał dobre relacje, dlatego tak dobrze im się ze sobą pracowało i z ciężkim sercem odesłał ją na wolne.
- Wolę dmuchać na zimne. Nie każdy lokal ma wielki wybór w tego typu kategoriach - wzruszył beztrosko ramieniem. Kto wie? Może kiedyś udałoby się ją zaskoczyć, a najgorsze, co było, to nietrafiona niespodzianka. Co, jeśli blondynka podążała za jakąś modą, o czym nie wiedział? Lepiej wcześniej zapobiec przypadkowemu zbłaźnieniu się.
- Odpowiedni partner potrafi zdziałać cuda - zapewnił z czającym się na ustach rozbawieniem, przyglądając się dziewczynie. Kto by pomyślał, że ich rozmowa zejdzie na taki temat i Lara nieco się przed nim otworzy? Trzeba było przyznać, że zaintrygowała go, bo okazywała się nie być szarą myszką, za jaką ją do tej pory uważał.
W tym momencie po pomieszczeniu rozległy się wibracje telefonu i to przywróciło jego myśli na właściwy tor. Westchnął i podniósł się z miejsca, poprawiając garnitur. - Przepraszam, obowiązki wzywają - powiedział wyraźnie niepocieszony. Podchodząc do telefonu, jeszcze spojrzał na dziewczynę. - Laro? Dzięki za kawę i towarzystwo. I nie siedź za długo. Jutro też jest dzień - mrugnął do niej porozumiewawczo okiem, zanim włączył zieloną słuchawkę, próbując skupić się na swoim rozmówcy.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lara była na takim trochę rozstaju dróg - musiała zmienić swoje dotychczasowe życie. Praca u Covingtona nie była jej pierwszą, ale wyjątkową - poważna, odpowiedzialna, a przede wszystkim cóż, nie chciała zawieść ani ojca, ani przyjaciela rodziny. Dodatkowo doroślała, zamieszkała sama, no... bez rodziców, bo miała współlokatorkę. Był to sam początek tej nowej ery w życiu Rhodes, więc wiele powiedzieć nie mogła, ale była pozytywnie nastawiona. Wiedziała, że to jest połowa sukcesu.
-Wielka odpowiedzialność ciąży na Tobie, Nate-uśmiechnęła się, nawiązując nie tylko do jego roli, czyli wielkiego prezesa, który ma ludzi od wszystkiego, ale jest za nich odpowiedzialny, ale także bezpośrednio za Larę - to było oczywiste, jako że byli przyjaciółmi, ich rodziny się znały i ceniły.
-Oj, to zdecydowanie. To podstawa sukcesu-stwierdziła. Czy czuła się swobodnie, rozmawiając o seksie ze swoim szefem? Czy po prostu z mężczyzną, z którym nic ją nie wiązało, a ich znajomość była nieco zardzewiała? Trochę na pewno, była nowoczesną kobietą, świadomą swoich wartości i tak dalej. Jednak wiedziała, że takie tematy to jednak nie z każdym powinno się poruszać.
-Pewnie, nie przeszkadzam Ci już-powiedziała, zabierając od niego pustą filiżankę i odstawiając ją do kuchni. Usiadła z powrotem do swojego biurka, aby dokończyć pracę. Jakieś 40-45 minut później zajrzała jeszcze do gabinetu Covingtona, aby dać mu znać, że kończy ten dzień. Dużo później, niż powinna, ale udało się jej w końcu wykonać cały plan na pierwszy dzień w pracy.

/zt x2

autor

Obudźcie mnie kiedy to się skończy
Awatar użytkownika
29
170

asystentka

Covington Constructions

sunset hill

Post

Pracując nauczyła się, że samymi plotkami nie można zaburzać równowagi w firmie. Tym bardziej nie powinno się zawracać dupy samego prezesa, który miał na głowie więcej niż niejedna pracują tu osoba. Bzdury nie były mu potrzebne tym bardziej, że rozchodziło się o poważne oskarżenia wobec wieloletniego pracownika, którego Covington szanował i lubił także poza pracą; jako osobę prywatną a nie swego podwładnego.
Ugryzienie tego tematu wymagało przygotowania i szybkiego researchu zanim pewne informacje dotrą do nieodpowiednich ludzi. Rozsądek podpowiadał także aby poprosiła kogoś o pomoc, ale w tej sytuacji nie mogła nikomu ufać. Tak naprawdę przez całe swoje życie uważała zaufanie za nadszarpniętą kwestię niczym krwisty organ rozszarpany przez wygłodniałe wilki. To było coś, czego posiadała już ledwie naparstek. Czerpanie z niego oznaczałoby koniec. Koniec jakiejkolwiek wiary w ludzi, nawet jeśli posiadała jej zaledwie parę kropel.
Stukając długopisem o blat biurka wpatrywała się w wyświetlacz na telefonie stacjonarnym. Czerwone światełko oznaczało rozmowę, którą sama niedawno połączyła. Z niecierpliwością spojrzała na zamknięte drzwi do biura prezesa i znów na czerwoną plamkę.
Czas był cenny. Pomiędzy tą rozmową a kolejnym spotkaniem Nathaniela z deweloperem zostanie zaledwie osiem minut. Góra dziesięć, o ile..
Czerwone światełko zgasło.
Vivian w pośpiechu zgarnęła z biurka teczkę i szybko stukając obcasami podeszła do drzwi. Nie zapukała. Jako asystentka doskonale wiedziała, kiedy mogła wejść, a kiedy nie. Trochę jej zajęło nim to wyłapała, ale szybko się uczyła. Z łatwością czytała między wierszami (grafikiem) życia prezesa.
- Panie Covington – Zawsze w ten sposób zaczynała rozmowę, o ile zależało jej na zdobyciu choćby chwilowej uwagi mężczyzny. – jest pewna delikatna sprawa, którą chciałabym poruszyć. – Spodziewała się usłyszeć sprzeciw albo prośbę, żeby zostawiła to na później bo Nathaniel musiał szykować się na spotkanie, ale nie zareagowała na żadne z nich.
Podeszła do biurka, po którego drugiej stronie siedział prezes, położyła na niej teczkę i otwartą przysunęła bliżej drugiego krańca; prosto pod nos szefa.
- Chodzi o Richarda Mulligana.Pana wieloletniego pracownika, który świecił przykładem i był świetnym kumplem podczas nieoficjalnych kolacji i brunchów.Dwa tygodnie temu byłam w barze na drinku. Nie wypiłam dużo. – Musiała to podkreślić, żeby nie zostać oskarżoną o upicie się i wymyślanie bajek. – Koło dwudziestej trzeciej pojawiła się w nim spora grupa pracowników z TS Building. Ich stan zakrwawiał o żenadę, ale jednocześnie rozwiązywał języki. Jeden z nich był niezwykle rozmowny i jak sądzę w tajemnicy tuż obok mnie wyznał koledze, że ma dostęp do najnowszego projektu pana firmy. Dokładnie tego, którego przetarg odbywa się w następnym tygodniu. – Zrobiła krótką pauzę zerkając na otwartą teczkę, w której było sporo dokumentów. – Pomylił nazwisko Mulligana, ale to jego wskazał jako osobę, od której ten projekt dostał. – Śmiałe oskarżenia padły z ust zwykłej asystentki, która przygotowała się na każdy możliwy atak oraz pytanie. Teczka była pełna odpowiedzi, ale z chęcią udzieli ich sama.
Przygotowała się.
A mimo to - dodając sobie pewności siebie - wyprostowała się jeszcze bardziej, wypięła pierś i spięła łopatki z tyłu wbijając uważne spojrzenie w Nathaniela.
Albo dostanie kopa w dupę albo zostanie wysłuchana.

Nathaniel Covington

autor

Sechmet

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#61
Plotki były jedną z rzeczy, których Nathaniel nie znosił, zwłaszcza, jeśli nie miały żadnego pokrycia z rzeczywistością. Jeszcze bardziej jednak nie znosił braku lojalności. Obłuda, z jaką zdarzało mu się spotykać, wzbudzała w nim ogrom niechęci względem osoby dwulicowej, od której bezwzględnie się odcinał.
Nie łatwo przychodziło mu zaufanie, dlatego do wielu relacji podchodził z rozwagą i ostrożnością, stosując jedynie pozorną otwartość. Zawsze starannie dobierał słowa, dzieląc się błahymi informacjami, które w żaden sposób nie mogłyby mu zaszkodzić. Dopiero wraz z bliższym poznaniem, po dogłębnym zbadaniu gruntu, powoli zaczynało kształtować się w nim zaufanie. Jeśli ktoś dotarł do tego etapu znajomości z Nate’m to mógł uważać to za niezwykłe osiągnięcie, ale tylko nieliczni zabrnęli tak wysoko, by poznać prawdziwe oblicze prezesa Covington Constructions.
Styczeń zawsze był gorącym okresem. Przyzwyczajony do napiętego grafiku, wypełnionego spotkaniami i rozmowami telefonicznymi, Nate odczuwał jednak pełną kontrolę nad sytuacją. Właśnie zapoznawał się z ostatnim raportem z prac nad jednym z projektów, by przygotować się do następnego spotkania, kiedy ktoś nacisnął klamkę drzwi. Automatycznie podniósł spojrzenie na sylwetkę młodej kobiety, a widząc, że to Vivian, powrócił wzrokiem do papierów.
- Tak? - zapytał głosem, który bynajmniej nie wskazywał na skupienie się na przybyłej asystentce. - Nie, nie możesz wyjść wcześniej - rezolutnie wyprzedził jej myśli. Delikatne sprawy wiązały się zwykle z pożyczką, ciążą, albo wcześniejszym zwolnieniem z pracy. Na żadną z tych rzeczy nie mógł jej pozwolić, i choć możliwe, że jej duma mogłaby również zabronić jej na jakąkolwiek w tych kwestiach prośbę, to musiał to zaakcentować.
Podsunięcie mu pod nos otwartej teczki zakrawało o arogancję, toteż ściągnął brwi w geście irytacji. Kiedy jednak usłyszał znane mu nazwisko, momentalnie znieruchomiał, porzucając stosowny komentarz co do jej zachowania w niepamięć. Przez moment mierzył Liberto wzrokiem, bijąc się z myślami, czy naprawdę było to warte uwagi. Na uwagę o drinkach, pokręcił głową.
- Nie mam czasu wysłuchiwać, co robiłaś w barze. Czy to naprawdę nie może poczekać? - przerwał jej na moment, ale słysząc determinację w jej głosie, opadł na oparcie fotela. Wraz z każdym jej słowem mimo okazywania braku przekonania do jej historii, wpatrywał się w nią z rosnącym napięciem. Na samą myśl, że to mogło być prawdą, po karku przeszedł go zimny dreszcz, a w jego głowie zaczęły formułować się możliwe konsekwencje. - I powiedział to akurat przy tobie - stwierdził ostrożnie z niedowierzaniem, ale serce mimowolnie zaczęło dudnić mu w uszach. Nie dość, że chodziło o pracownika, któremu ufał, to cała ta sytuacja mogłaby wywołać burzę zarówno w branży, jak i mediach. Dobre imię firmy znów mogło zostać zszargane. Z jednej strony wydawało mu się, że Richard nie byłby do tego zdolny, bo jaki mógłby mieć motyw? Z drugiej zaś Nate nie raz się przekonał, że bliscy najbardziej byli skłonni do wbijania noża w plecy. - A to są dowody? - ruchem głowy wskazał na otwartą teczkę. Widząc zbiór dokumentów, czuł narastające obawy przed sięgnięciem po nią. Z mętlikiem w głowie, przez kilka sekund rozważał, czy powinien dać wiarę słowom Vivian, ale wiedząc, jak duża była to bomba, musiał kierować się przede wszystkim dobrem firmy. Spojrzał na zegarek, który nieubłaganie odmierzał czas, po czym wyprostował się i wyciągnął pierwszą kartkę.
- Dobra, masz pięć minut. Jak bardzo źle jest? - Tym razem całkowicie skoncentrowany na asystentce, ponaglił ją do dalszych wyjaśnień.

Vivian Liberto

autor

Lyn [ona]

Obudźcie mnie kiedy to się skończy
Awatar użytkownika
29
170

asystentka

Covington Constructions

sunset hill

Post

Musiała być śmiała i bezpośrednia. Nie mogła stękać, jąkać się lub zbyt długo zbierać myśli. Oczekiwano, że będzie w pracy jak chodzący komputer. Szybka, sprawna i bez wad. Jakieś na pewno miała, ale starała się je korygować, co nie zawsze umykało uwadze prezesa. Był czujny i stanowczy nieraz zwracając jej uwagę oraz podkreślając jak wiele błędów popełniała, chociaż w jej mniemaniu nie zrobiła niczego takiego. Wiedziała jednak, że to nauka na przyszłość. Coś, co mogła poprawić albo zrobić inaczej choćby przez stanięcie z lewej strony biurka a nie z prawej. To były drobnostki, lecz bardzo ważne i skrupulatne ich wyłapywanie należało do części jej pracy.
Jak chociażby to, w którym miejscu Covington zawsze odkładał długopis. Gdzie leżała sterta papierów ważnych lub te, które go znudziły i lepiej je zabrać podrzucając pod nos dopiero jutro. Wiedziała też, że bezpośrednie wciśnięcie mu w ręce teczki z aktami było aż nazbyt śmiałe, za co mogła dostać po łapach.
- Siedział do mnie plecami i był bardzo głośny. – Gdyby nie to, na pewno nie usłyszałaby co trzeba. Nie dowiedziałaby się o konszachtach jednego z pracowników i współpracy z konkurencją. Z początku nawet nie chciała tego wiedzieć uznając, że to nie jej interes. Miała tylko dobrze wykonywać swoją pracę. Nic poza tym. W kontrakcie nie miała zapisane, że do jej zadań należało śledzenie i podsłuchiwanie tego, co mówiła konkurencja. Nie była detektywem, a jednak swego czasu nauczyła się dobrze słuchać i przy tym za bardzo nie rzucać w oczy.
- Tak – odpowiedziała krótko i dosadnie z uwagą obserwując jak szef przypatruje się podarowanej mu teczkę. Wciąż stała w miejscu, na sztywnych nogach, ale z elegancją jaką nadaje się każdej asystentce.
Nie chciała siadać. To nie była rozmowa przy kawie.
- Projekt niestety już trafił do konkurencji i jestem pewna, że swoim przebiją naszą ofertę podczas przetargu. – Przegrają, bo tamci zrobią coś nie tylko lepszego, ale również odrobinę tańszego. Utrata tak ogromnego projektu to jak przepuszczenie przez palce milionów dolarów. – Zostałam po godzinach, żeby sprawdzić maila Mulligana, ale na pracowniczym niczego nie miał. Musiałam sięgnąć po radykalne środki i zatrudniłam kogoś, kto włamałam się do jego prywatnego konta. – O fakturach za tę usługę nie zamierzała teraz wspominać, ale również znajdowały się w teczce. Zapłaciła za wszystko z własnej ręki, co uznała za opłacalne ryzyko. – W teczce są kopie maili, które Richard wymieniał z Frankiem Pagani z TS Building. – Raz jeszcze kiwnęła głową na teczkę, która cienka nie była. – Problem pojawił się, kiedy wyszło na jaw, że pisali ze sobą od dawna. Sprawdziłam to i niestety, ale to nie pierwszy projekt, który Mulligan przekazał konkurencji. Pierwszy z nich, trzy lata temu, projekt na dzielnicy La Fayete. Pańska firma przegrała przetarg, chociaż do ostatniej chwili byliście pewni, że macie to w garści. Kolejny siedem miesięcy później był most kolejowy na obrzeżach miasta i jeszcze jeden półtorej roku temu dotyczący przebudowy dróg w jednej czwartej centrum. – Zajrzała do archiwów firmy i upewniła się, czy maila pokrywały się z rzeczywistością. Porozmawiała też z pracownikami, którzy opowiadali o tamtych projektach i ogromnym zawodzie, który poczuli (głównie w braku premii) po przegranej.
Zacisnęła wargi znów z uwagą przypatrując się szefowi, którego reakcje starała się odczytać. Znała różnych ludzi. Głównie takich, co od razu chwytali za broń i strzelali, dlatego zachowanie Nathaniela traktowała jako fenomen.
- To od pana zależy, czy coś z tym zrobi. – Chciała aby wiedział, że nie zamierzała tego rozpowiedzieć po całej firmie. Pracowała tylko dla niego, więc nie będzie się wtrącać, naciskać ani namawiać. Swoje zrobiła i gdyby tylko zechciał, zrobi jeszcze więcej. – Wiem, że go pan lubił. – Nie bez powodu kupował jego rodzinie drogie prezenty, a raczej zlecał to Vivian. – Tylko, że o najgorsze zbrodnie policja zawsze najpierw podejrzewa najbliższych. – Taka była rzeczywistość. To bliscy byli skłonni zrobić najgorsze świństwo. Wszystko przez to, że czuli się zbyt pewnie; byli pozornie nietykalni.

Nathaniel Covington

autor

Sechmet

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Od czasu śmierci ojca, Nathaniel walczył o to, by rodzinna firma utrzymała filary, które przez lata budowali jego przodkowie. Od zawsze wpajano mu, że firma to przede wszystkim ludzie - zgrane ekipy, z którymi można było się we wszystkim dogadać i na których zawsze można było polegać. Mimo długiego procesu w sądzie i niepewności o los przedsiębiorstwa i pracowników, jaka powstała po katastrofie budowlanej, Nate zrobił wszystko, by oczyścić jego nazwisko z zarzutów oraz zapewnić swoim podwładnym dobry byt. Miał wrażenie, że przetrwanie kryzysu tylko umocniło Covington Constructions, a wszyscy stali się jeszcze bardziej solidarni. Wyglądało na to, że względny spokój, którym przez ostatni rok mógł się poszczycić, miał znów zostać zachwiany.
Skinął głową, doskonale zdając sobie sprawę z ewentualnego przebiegu zdarzeń podczas przetargów, jednak postanowił nie przerywać Vivian i tym razem wysłuchać jej do końca. Wraz z każdym jej słowem coraz więcej emocji zaczęło przepływać przez jego ciało, mimowolnie spinając w nim każdy mięsień. Od zaskoczenia i niedowierzania w czyny, do jakich asystentka posuwała się, by zdobyć dla niego informacje, przez ukłucie rozczarowania związanego z pracownikiem, którego uważał za dobrego przyjaciela, rosnące obawy o renomę firmy, jeśli tak ogromny skandal wyszedłby na jaw, aż po gniew za to, że pozwolił na coś takiego pod własnym nosem. Niewiele jednak z tych emocji był w stanie okazać przed ciemnowłosą, bowiem jej uwagę mogło przykuć jedynie rosnące napięcie na jego twarzy i w coraz bardziej zaciskanych pięściach obu rąk, które do tej pory trzymał na oparciach prezesowskiego fotela.
Kilka długich sekund w ciszy upłynęło, zanim do Nate’a dotarł sens informacji, którymi zarzuciła go pracownica i znów przeszedł go nieprzyjemny dreszcz.
- Niech to szlag - przeklął w wyraźnej złości, uderzając przy tym pięścią w biurko, po czym poderwał się z fotela i przeszedł kilka kroków, by stanąć twarzą do szklanej ściany, zza której rozciągał się widok na całe Seattle. Chwilowy wybuch wściekłości próbował opanować złapaniem głębszego oddechu, co było trudne nawet, kiedy był do Vivian odwrócony plecami. Nie miał zamiaru okazywać przed nią jakichkolwiek szargających nim emocji, ale w tej sytuacji nie potrafił pozostać niewzruszony na rewelacje, jakimi go uraczyła. Dłoń pulsowała mu nieprzyjemnie pod wpływem uderzenia o twardą powierzchnię, ale w tym momencie był to najmniejszy z jego problemów, dlatego wsunął ją do kieszeni spodni.
W milczeniu przetwarzał wszystko, co usłyszał, a jedyną oznaką poruszenia były mocno zarysowane na twarzy linie szczęki. Następne stwierdzenie Vivian o podejrzewaniu najbliższych było niczym kolejne uderzenie w twarz. Najgorsze było jednak to, że miała rację. Cholerną rację.
- Nikt nie może się o tym dowiedzieć - odparł w zamian, a w jego głosie zabrzmiało zdecydowanie. - Tym bardziej Richard. Musimy zachować dyskrecję i spokój, jakby nic się nie wydarzyło, żeby nikt nie nabrał podejrzeń - dodał zaraz, wzrokiem nadal błądząc po miejskim krajobrazie. Rozsądek podpowiadał mu, że w tej chwili nie powinien nikomu ufać. - Najgorsze jest to, że niedługo spotkanie z zarządem, podczas którego mieliśmy omawiać kwestię tego przetargu - westchnął i bezwiednie zwilżył wargi. Co miał im teraz powiedzieć?
- Dobra. Vivian. - Odwrócił się w jej stronę i podszedł do biurka. - Do przetargu nie zostało wiele czasu. Odwołaj wszystkie spotkania w tym tygodniu. Muszę się tym zająć. A ty mi w tym pomożesz - powiedział i sięgnął po swój telefon. Nie musiał mówić na głos, że było to równoznaczne z pracą po godzinach.

Vivian Liberto

autor

Lyn [ona]

Obudźcie mnie kiedy to się skończy
Awatar użytkownika
29
170

asystentka

Covington Constructions

sunset hill

Post

Poczuła nieprzyjemne napięcie w karku, kiedy dostrzegła zaciskające się pięści prezesa. Napięcie na jego twarzy i ten charakterystyczny gest sprawił, że myślami powróciła do przeszłości. Nagle przed oczami miała wkurzonego gangusa, który w każdej chwili był gotów wybuchnąć. Nie raz i nie dwa dostawało jej się z byle powodu, a potem obserwowała jak obrywają inne panny. Nie było szansy na ucieczkę ani na obronę. Nie istniała żadna możliwość aby uniknąć kary za błędy albo niesubordynację. Należało więc pokornie przyjąć tę pięść na swojej twarzy. Zagryźć zęby, znieść ból i dopiero później martwić się, jak zatuszować ogromne limo pod okiem.
To był ciąg przyczynowo skutkowy.
Coś, co mogło powtórzyć się w tej chwili, ale Vivian nie była już w klubie na wschodnim wybrzeżu i nie robiła za niczyje trofeum. Mogła się przeciwstawić, obronić, a nawet odejść; nazywano to wolnością.
Z zamyślenia wyrwało ją silne uderzenie w stół. Prawie podskoczyła w miejscu, ale zamiast tego napięła mięśnie w łydkach starając się utrzymać pion w wysokich szpilkach.
Przez głowę Vivian przeleciała myśl, że może jednak Nathaniel był taki sam, jak mężczyźni z przeszłości. Irracjonalny strach wypełnił jej ciało zmuszając umysł do przygotowania do ucieczki. Podświadomie zrobiła mały krok w kierunku drzwi odsuwając się od biurka i od miejsca, w którym właśnie stał szef. Trzymanie dystansu to podstawa. Dawało to większą szansę na uniknięcie ewentualnego ataku, o który nagle oskarżyła przełożonego.
Jaką miała pewność, że na sto procent Nathaniel tego nie zrobi? Że jej nie przyłoży?
Żadnej. Tylko własne próby przekonania samej siebie, że nie każdy facet był taki sam jak ci których znała przez większość życia.
- Oczywiście. – Odpowiadała jak w wojsku i równie podobnie stała; sztywno na wysokim obcasie, acz wciąż dyskretnie zerkała na dłonie prezesa upewniając się, czy aby na pewno nie dostanie w twarz za nie swoje błędy/zdradę. – Pełna dyskrecja. – Przytaknęła i dopiero teraz dotarło do niej, że przy Covingtonie zamieniała się w cholernego robota. Zero wyluzowania ani swobody. Jak sztuczna inteligencja w idealnie proporcjonalny ciele.
- Zawsze mogę je przełożyć. – Uniosła dłoń, w której cały czas trzymała tablet. Odblokowała go i sprawdziła kalendarz. Nikomu nie musiała tłumaczyć, czemu przekładała spotkania. Wprawdzie zarząd bywał kapryśny, ale i ich potrafiłaby udobruchać (gdyby zaszła taka potrzeba).
Słysząc swoje imię z zaskoczeniem uniosła spojrzenie znad tabletu i nagle pożałowała, że w ogóle zainteresowała się tą sprawą. Już i tak zasuwała jak szalona. Miałaby teraz pomagać samemu szefowi w poprawie projektu, nad którymi od paru miesięcy siedziało pięć osób?
- Dobrze, panie Convington. – Jak pieprzony robot.. powinna zmienić pracę. – Nie będzie łatwo przebić ofertę TS Building zwłaszcza, że nie wiemy jak mocno zeszli z ceny. – To wpłynie również na jakość, ale nie zawsze to miało znaczenie. – Mogę spróbować zdobyć ich projekt. – mogła pożałować tej sugestii, ale otwierała przed Nathanielem kolejne drzwi. Po jego stronie leżała decyzja, czy z tego skorzysta. Czy w ogóle chciał grać nie fair. – To będzie trochę kosztować, ale warto spróbować. – W tym świecie ciężko być szlachetnym i uczciwym, o czym doskonale wiedziała i choć zawsze uważała szefa za dupka oraz cwaniaka, to nigdy jawnie nie przyłapała go na aż takich machlojkach. – Przy okazji rozpowiem po firmie, że zatęsknił pan za czasami, kiedy sam wszystkim się zajmował i że natchnęło pana na coś innowacyjnego. Chociażby, na przebudowę firmowego budynku. – Ludzie to kupią i nie będą zastanawiać się, co całymi dniami szef wyprawiał w swoim gabinecie (razem z asystentką). Richard także nie powinien niczego podejrzewać, o ile Nathaniel potwierdzi plotkę, którą Vivian bez skrupułów rozpuści po całej firmie. – Pójdę odwołać spotkania. Czy potrzebuje pan czegoś jeszcze? – Zrobi co trzeba i wróci do szefa w międzyczasie zamawiając kolację, bo coś czuła, że będzie mu potrzebna. Sama zje coś na szybko w międzyczasie czyszcząc grafik, co łatwe nie będzie, bo Covington miał zaplanowaną prawie każdą godzinę w tygodniu. Poprzekładanie tego i znalezienie luk to sztuka, ale Liberto – o dziwo – to lubiła. Czuła się jak na teście z logicznego myślenia. Nie żeby na jakimkolwiek była, ale gdyby ktoś pytał, to na pewno parę z nich zdała śpiewająco.

Nathaniel Covington

autor

Sechmet

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Rzadko kiedy bywał wyprowadzany z równowagi. A właściwie, rzadko dawał się przyłapać na okazaniu buzujących w nim emocji. Bywały jednak sytuacje, które nie sprzyjały opanowaniu i chłodnej kalkulacji. Nie, gdy zostało się zdradzonym przez człowieka, którego uważało się za zaufanego. Dwulicowe zagrywki Richarda narażały firmę na ogromne straty, a Covington do tego dopuścił. Miał sobie to za złe, a całą swoją złość przelał na uderzenie w drewniany blat, które odbiło się łoskotem od ścian.
Mętlik w głowie sprawił, że umknęła mu reakcja kobiety na ten niespodziewany odruch. Nie zastanowiło go więc, czym spowodowane było jej drgnięcie i taktyczne odsunięcie się od biurka. Gdyby to zauważył, najpewniej zrobiłoby mu się głupio, bo nie miał żadnego celu w przestraszeniu jej. Nigdy nie odważyłby się uderzyć żadnej kobiety, do których, jakiekolwiek nie były, zawsze odnosił się z należytym szacunkiem. Chwilowy brak opanowania z pewnością był dla Vivian dość zaskakującym odkryciem. Dla Nathaniela własny odruch oznaczał jedno: tak, miał uczucia, które przed pracownikami tak starannie ukrywał. Było to niczym skaza na własnym wizerunku.
- Jeszcze się wstrzymaj. Może uda mi się wymyślić coś sensownego do tego czasu - stwierdził, próbując sobie uporządkować w głowie jakiś plan działania. Bo musiał zacząć działać, i to szybko. Przełożenie spotkania z zarządem również mogłoby wzbudzić jakieś podejrzenia, nie mogli działać pochopnie.
- Wiem - westchnął ciężko. Zdawał sobie sprawę, że czekało go podjęcie próby ratowania sytuacji, o której miał jedynie szczątkowe informacje, jednak nie dostrzegał żadnego rozsądnego na to rozwiązania. Dlatego usłyszawszy propozycję pracownicy, podniósł na nią nieco zaskoczone spojrzenie. Przez moment w zamyśleniu analizował jej słowa i wszystkie czające się za nimi za i przeciw. Wystarczyło przecież poznać cenę, z którą TS Building wyszło, by na jej podstawie dobrać rozwiązanie, które zaniżyłoby ich próg. Strasznie kusiła go opcja, w której uciera konkurencji nosa, ale z drugiej strony czy naprawdę chciał się zniżyć do ich poziomu, żeby z nimi wygrać? Poza tym niczego nie należało brać za pewne. - To ryzykowne posunięcie - przyznał. Podejrzewał, że skoro do tej pory Vivian przeprowadziła wywiad tak skrupulatnie, to posiadała znacznie więcej umiejętności, niż napisała w CV. Ponadto swoim przygotowaniem i pomysłami zrobiła na nim wrażenie, bardzo angażując się w tę delikatną sprawę. I może mogła poradzić sobie również z wykradzeniem danych, ale on, jako prezes, musiał patrzeć na wszystko z szerszej perspektywy. Musiał wziąć pod uwagę nie tylko dobre imię firmy, ale też samej Vivian, która znalazłaby się w centrum zainteresowania, gdyby coś przypadkiem poszło nie tak. - Nie, nie posuniemy się do przestępstwa. Nie będziemy tacy, jak oni - postanowił, i choć z trudem te słowa opuszczały jego usta, bo wraz z wypowiedzeniem ich na głos właśnie pozbawiał siebie okazji do pójścia na skróty, to jednocześnie usłyszawszy je, upewnił się, że tak właśnie należało zrobić.
Pomysł Vivian w kwestii jego wymówki spotkał się ze ściągnięciem brwi. - A może wystarczy projekt nowego budynku biurowego dla znajomego? - zasugerował, co wydawało mu się bardziej przyziemne. Nathaniel znany był z tego, że dla bliskich potrafił zrobić wiele, dotyczyło to także projektów. A jak wiadomo, niektórymi sprawami wolał zająć się osobiście, żeby wszystkiego dopilnować. - Hmm… Tak. Całej dokumentacji projektowej i przetargowej, dodatkowo ostatnie cenniki i katalogi wszystkich naszych kontrahentów. Poza tym przydałby się wykaz podobnych inwestycji i ofert, które ostatnio wygrały. Trzeba przyjrzeć się wszystkim kryteriom, które oprócz ceny, zwracają ostatnio uwagę zamawiających. - Na ten moment musiał przede wszystkim zapoznać się z ofertą, z jaką jego firma w tym momencie wychodziła, czekał go więc ogrom pracy. Mógłby zająć się tym całkiem sam, ale czas grał tu ogromną rolę, musiał więc schować swoją dumę do kieszeni i część z obowiązków przenieść na asystentkę.

Ciemność nocy spowijała Seattle. Zapalone w gabinecie lampki wskazywały jednak na to, że prace nad naniesieniem poprawek nieustannie trwały. Nate siedział wygodnie w fotelu z nogami opartymi o biurko, wczytując się w kolejny katalog w poszukiwaniu innowacyjnego rozwiązania, kiedy drzwi pomieszczenia się uchyliły i pojawiła się w nich sylwetka Vivian. Niosła kolejną z rzędu kawę, na widok której mężczyzna skinął głową. Wyraźnie zmęczony długim dniem, zdjął nogi z biurka i odłożył katalog na biurko, po czym sięgnął po filiżankę. Miał wrażenie, że to już powoli przestawały być czasy, kiedy był w stanie przesiadywać całe noce nad projektem.
- Pewnie nie tak planowałaś spędzić dzisiejszy wieczór? - zapytał, spoglądając na asystentkę. Pewnie żałowała, że musiała tu z nim siedzieć. Wyglądało na to, że mężczyzna prowadził ciekawy system nagród w zamian za przekazanie mu tak cennych informacji. To mu uświadomiło, że musiała uważać go za strasznego dupka.

Vivian Liberto

autor

Lyn [ona]

Obudźcie mnie kiedy to się skończy
Awatar użytkownika
29
170

asystentka

Covington Constructions

sunset hill

Post

Nie będziemy tacy, jak oni.
Te słowa wybrzmiewały w jej głowie przy parzeniu kolejnej kawy.
Wpatrywała się w ciemny napar myśląc o tym, jak wiele razy sama powtarzała podobne słowa. Żyła w przekonaniu, że nigdy nie stanie się swymi oprawcami złudnie zapewniającymi, że podarują jej lepsze życie. Nie będzie tacy jak oni i nie zniszczy nikomu życia, a jednak w imię przetrwania zrobiła dokładnie to samo co ONI. Pomagała im z nowymi dziewczynami. Stanowiła swego rodzaju przynętę oraz podkładkę pod budowę zaufania wśród młodych kandydatek. Była lojalna, bo tylko tak mogła zyskać pewien statut i możliwości powolnie otwierające furtkę do ucieczki. Bywało, że wierzyła w swoje intencje oraz rozgrzeszała się samolubnym – Robiłam to, żeby przetrwać – lecz w głównej mierze czuła się winna i wierzyła w swój upadek; w to, że na sto procent skończy w piekle.
Oto cena życia na wolności.
Ekspres zapiszczał zapowiadając płukanie. Szybko zabrała filiżankę przed napływem brudnej wody i postawiła ją na idealnie pasującym spodku.
W tym miejscu wszystko było takie. Perfekcyjne i dopasowane do siebie, jakby nie tylko konstrukcja budynku, ale także jego elementy wewnętrze zostały dokładnie zaprojektowane. Już w pierwszej swojej pracy w Seattle Vivian spotkała się z czymś podobnym i długo zajęło jej przywyknięcie do braku chaosu w otoczeniu. Tak właśnie było – ludzie na wysokich stanowiskach z wieloma planami i szalonym kalendarzem mieli poukładane i perfekcyjne otoczenie. Piękne i drogie rzeczy oraz z pozoru poukładane życie z innymi ludźmi.
Aż chciało się na nich patrzeć; dopóki człowiek nie wniknie głębiej dowiadując się, że to tylko ułuda.
- Gdzie indziej miałabym być? – wyrwało jej się, bo do ostatniej chwili pochłonięta była własnymi przemyśleniami. – Nie zatrudnił mnie pan do narzekania. – Miała pracować, wykazywać się i nie okazywać niechęci wobec tego, co robiła. Jasne, mogłaby być gdzie indziej. Mogła iść szukać nowego mieszkania, samotnie wypić w barze jednego drinka albo pójść do kina. Mogłaby tak wiele wykorzystując wolną chwilę, a jednak ani razu nie westchnęła z dezaprobatą, nie narzekała na bolące od obcasów stopy ani na to, że musiała po nocach siedzieć w pracy.
Nie narzekała, chociaż nie obraziłaby się gdyby teraz była w innym miejscu.
Zamiast mówić dalej odwróciła się i wróciła do miejsca na kanapie, ku któremu wcześniej przysunęła niski stolik. Mogłaby wdać się w rozmowę z szefem, ale ten nigdy tego nie lubił. Ograniczała się więc do krótkich wypowiedzi i informacji, które by go nie interesowały. Nie będzie mu teraz świergotać o tym, że nie miała gdzie mieszkać albo że od dawna nie uprawiała seksu za czym strasznie tęskniła. Tak, myślała o takich rzeczach, ale szef to nie najlepszy wybór do bycia powiernikiem. Na pewno nie taki szef, za którym nie przepadała. Możliwe, że prywatnie był super gościem, ale nad tym Vivian się nie zastanawiała. Nie uważała też aby jej „nie lubienie” faceta miało jakiś wpływ na pracę. Nie zatrudniła się, żeby mieć nowych znajomych a żeby więcej zarobić. Kwestia braku sympatii nie miała tutaj nic do rzeczy.
- Ciekawe – odparła cicho, co było zapowiedzią dalszego ciągu; czegoś, co dostrzegła w dokumentach i porównała to z danymi na laptopie przed sobą. – Napisałam do firmy Hamptona prośbę o aktualny cennik materiałów. – Nieświadomie podała swego prywatnego maila zamiast tego służbowego. – Tylko, że właśnie trzymam w rękach ten pana – niby aktualny – i widzę, że ceny są zawyżone o dziesięć procent. – Zmarszczyła brwi i spojrzała na Covingtona. Czyżby kolejny przekręt, a raczej próba skrojenia dużej firmy budowlanej na materiałach? A może Nathaniel nadepną komuś na odcisk tak bardzo, że teraz odbija to się z każdej strony? – Czy mam od razu pana z nim połączyć? – Niektóre sprawy powinno się załatwić natychmiast zwłaszcza, że rozchodziło się o dużą różnicę w cenie, która dodatkowo wpłynie na zmniejszenie kosztów w ich odświeżonym projekcie. To może być mały przełom ku dobremu.

Nathaniel Covington

autor

Sechmet

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Jej wyznanie stanowiło perfekcyjną odpowiedź dla każdego pracodawcy. Rzadko kiedy trafiało się na tak pracowitą i oddaną osobę, która wykazywała możliwość poświęcenia całego swojego czasu na pracę dla firmy. Większość szefów kwitowała to uśmiechem pełnym zadowolenia i aprobaty z przekonaniem, że uśmiech prezesa jest największą formą podziękowania za wykazywanie się i zapał. Nate powinien czuć dumę, że komuś jeszcze zależało na dobrze firmy, a przy tym wcale nie narzekał na późną godzinę i wręcz palił się do pomocy. Taka pracownica jak Vivian to skarb. A jednak coś mu w tym nie pasowało.
Na moment przygryzł wargę w zastanowieniu, pozwalając, by kobieta zajęła miejsce na sofie, po czym zapytał z zaintrygowaniem:
- Lubisz to, co robisz? Tylko tym razem proszę o szczerość. - Bo nie ulegało wątpliwości, że dobrze odnajdywała się na własnym stanowisku. Jednak nie było nic gorszego niż męczenie się w swojej pracy. Nie wszyscy posiadali ten luksus zajmowania się tym, co sprawiało im przyjemność. Covington miał to szczęście, że mógł się rozwijać w temacie, który go interesował, ale to nie oznaczało, że czasem nie narzekał na firmę. Ogromne zobowiązania, papierkowa robota i przesiadywanie po nocach, jak tego wieczoru, potrafiło dać w kość. Czasem miewał dość. Jego asystentka również nie była robotem. Chyba.
Myślami krążył wokół problemów, które przyczyniły się do pozostania w firmie do tak nieludzkiej godziny. Starał się znaleźć rozwiązania, które mogłyby wpłynąć na wynik przetargu, ale nie było to taką prostą sprawą. Wszystko tak naprawdę zależało teraz od niego i czuł na swoich barkach ciężar odpowiedzialności. Niepostrzeżenie zerknął na Vivian, przez moment bijąc się z myślami, po czym oparł łokieć o podłokietnik.
- Co byś zrobiła na moim miejscu? - Z jego ust wydobyło się pytanie. Teoretycznie nie powinien sugerować się odpowiedzią swojej pracownicy, ale był niezmiernie ciekawy, co myślała na temat ukartowanego spisku i jego próby wyjścia z sytuacji. Może zwróciłaby uwagę na coś, o czym wcześniej nie pomyślał? W tej sytuacji wszelkie rady wydawały się nad wyraz cenne.
Kiedy Liberto przerwała ciszę w celu przekazania ważnego komunikatu, ściągnął nogi z biurka i mimowolnie spiął mięśnie w oczekiwaniu. - Naprawdę? - rzucił z niepokojem przeplatanym z niedowierzaniem, spoglądając na ciemnowłosą w zaskoczeniu. Niewiele myśląc, zaraz wstał z miejsca i podszedł do siedzącej na kanapie kobiety. - Pokaż mi to - polecił pełnym zdecydowania tonem, chcąc samemu przekonać się, czy to prawda. Jeśli tak, to nowe okoliczności dawały pewną nadzieję na udoskonalenie oferty. Przykucnął przy Vivian i spoglądał raz po raz to na otwarty plik w laptopie to na podane mu kartki z cennikiem. - Masz rację, ceny zdecydowanie odbiegają od siebie - przytaknął w zamyśleniu, posyłając asystentce krótkie porozumiewawcze spojrzenie. Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że będąc w tak bliskiej odległości, mógł poczuć zapach jej perfum. Na jej propozycję spojrzał na zegarek na ścianie, po czym pokiwał głową. - Tak, trzeba to załatwić jak najszybciej - powiedział i wyprostował się, żeby skierować swoje kroki do biurka. Gdyby mieli więcej czasu, pewnie przejąłby się późną godziną, ale teraz nie mogli bawić się w takie niuanse.
Głos właściciela firmy z materiałów zabrzmiał w słuchawce po piątym sygnale. Nathaniel, zachowując względny spokój, ale nie kryjąc przy tym niezadowolenia, wdał się w krótką, ale treściwą dyskusję na temat cen. W tonie jego głosu pobrzmiewała stanowczość, tym razem nie hamował się przed wystosowaniem groźby, która poskutkowała zdobyciem celu. Oczywiście, mógłby wyładować złość na gościu tak, że bałby się w ogóle pokazać Covingtonowi na oczy, ale musiał utrzymać względne pozory w razie wygranej, co wymagało dalszej współpracy na pewnych etapie prac. Niemniej, mężczyzna pokazał, na co go stać, nie bojąc się wykorzystać koneksji. Nie lubił takich chwil i wykorzystywania znajomości, ale musiał dobitnie dać znać, że to on jednak tu rządził i powinno się go szanować.
- Dostaliśmy pięć procent zniżki od cennika, który ci podesłano - oznajmił Vivian z delikatnym uśmiechem, całkiem usatysfakcjonowany przebiegiem spraw, a następnie westchnął. - Bycie szefem to przejebana sprawa. Na każdym kroku trzeba udowadniać swoją władzę - przyznał i pokręcił głową, po czym upił już na wpół ostygłą kawę.

Vivian Liberto

autor

Lyn [ona]

Obudźcie mnie kiedy to się skończy
Awatar użytkownika
29
170

asystentka

Covington Constructions

sunset hill

Post

Zaskoczona pytaniem uniosła wzrok znad dokumentów dłuższą chwilę patrząc na szefa w sposób, jakby szukała w jego zachowaniu drugiego dnia. Czy to była podpucha? Czy próbował odnaleźć w niej coś więcej niż tylko prostych odpowiedzi na często skomplikowane polecenia? Doskonale wiedziała, jak się zachowywała kryjąc pod płaszczykiem opanowanej asystentki. Była uważna, obserwowała i ani razu nie dała po sobie poznać, że coś jej nie pasowało. Nie jojczyła też kolegom z pracy ani nie plotkowała z nimi na temat dupkowatego szefa. Tę kwestię poruszała z osobami niepowiązanymi z firmą, ale w niej – cóż – Vivian była idealnym przykładem lojalnej pracownicy.
Nauczyła się tego w przeszłości.
Pewnie dlatego dość szybko w firmie mianowano ją osobistą Amazonką szefunia. Zawsze u jego boku albo za plecami. Gotowa przyjąć każde polecenie i notować co działo się wokoło.
- Nie cały czas – stwierdziła bezpośrednio uznając, że szczerość jej nie zabije i (być może) nie dostanie za to w pysk. – Chwilami jest po prostu „do zniesienia”. – Bywały gorsze i lepsze momenty, ale mówiła o tym z taką swobodą, że ciężko ją oskarżyć o marudzenie. Nie dało się, bo nie była malkontentką. – Praca u boku prezesa daje wiele możliwości. Widzę, słyszę i poznaje ludzi a to otwiera mnóstw drzwi, w razie gdyby pewnego dnia uznał pan, że pora zmienić asystentkę. – Ludzie bywali różni. Jedni mieli kaprys i się mu poddawali a inni stosowali się do zasady, że po pewnym czasie należy coś odświeżyć (niekoniecznie ściany albo meble, ale na przykład wspomnianą asystentkę).
Opuściła wzrok nie podejmując się wzmianki o swych poprzednich pracach. W przeszłości postąpiła podobnie. W miarę możliwości podczepiła się pod szefa, żeby być bliżej, widzieć lepiej i więcej, aż wreszcie aby odkryć sposób na ucieczkę.
Dobrze, że teraz nie musiała tego robić, ale gdyby Nathaniel okazał się skończonym palantem z dnia nadzień grożąc jej zwolnieniem bez uzasadnienia, to byłaby skłonna wyciągnąć jego trupy z szafy.
- Mógłby pan podważyć wyniki poprzednich przetargów, ale to negatywnie wpłynęłoby na firmy, które je zorganizowały. Tego lepiej nie robić. – Zbyt wielu wrogów to narobi. – Skupiłabym się na jednostce. Mamy część dowodów, które przedstawiłabym Mulliganowi w obecności prawników. – Żeby facet nie mógł się wykręcić albo sugerować, że szef go szantażuje. – Zwolniłabym go, odebrała ostatnią pensję i napisałabym siarczystą niemiłą rekomendację sprawiając, że już żadna firma go nie zatrudni. – Zdrajców karało się ostro. – Gdybym jednak miała kaprys, sprawa trafiłaby do sądu publicznie robiąc z niego bankruta i złodzieja. – Covington mógł puścić starego kumpla z torbami, ale czy był aż na tyle ostry, żeby to zrobić? Czy potrafiłby doprowadzić Richarda na samo dno? Odebrać mu wszystkie oszczędności, pewnie też rodzinę i dach nad głową, żeby potem – całkiem przypadkiem – przejeżdżając jedną z ulic dostrzec przez okno siedzące na chodniku bezdomnego przypominającego Mulligana?
Widziała swego szefa w wielu sytuacjach. Pewnego siebie podczas spotkań, zmęczonego po godzinach, kiedy pocierał dłonią bolący kark i spiętego, gdy działo się coś nie po jego myśli. Teraz był zlepkiem tych osób i choć to mogło zabrzmieć dziwnie to pierwszy raz Vivian widziała aby Nathaniel chodził w ten sposób. Jego krok, którym podszedł do stolika, był inny od pozostałych i to być mogła być oznaka pewnego rodzaju zaufania wobec asystentki.
Dostając zgodę również wstała z miejsca i podążyła za mężczyzną w stronę biurka. Sięgnęła po słuchawkę telefonu stacjonarnego i (z pamięci!) wybrała numer do asystentki prezesa wybranej firmy żądając połączenia z szefem.
Odczekała chwilę i oddała słuchawkę Nathanielowi świadoma, że to jeszcze nie był koniec. Mogłaby tak sądzić, skoro najpewniej uda im się zbić cenę, ale nie miała złudzeń. Znała szefa i wiedziała, że w nagrodę dostanie co najwyżej dodatkowe nadgodziny.
Zerknęła na zegarek z powrotem siadając na kanapie i choć poza pracą nie miała życia, to nagle zapragnęła drinka i miłego towarzystwa. Czegoś rozluźniającego, co pomogłoby jej głowie i nogom (od obcasów) odpocząć.
- Pan je dostał – podkreśliła, bo to była jego zasługa i wcale mu teraz nie właziła w tyłek. Zauważyła coś oczywistego. Coś, co dostrzegała w nim od dawna. Miał władzę, wiedział jak rozmawiać z ludźmi i umiał po coś sięgnąć. Nie bał się, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie, które skutecznie odbiło się na rozmówcy po drugiej stronie. – Pięć dolarów. – Nie unosząc spojrzenia znad dokumentów wycelowała w niego długopisem przypominając o umowie, którą mieli. Nathaniel mógł wtedy mówić w żartach, ale Vivian dobrze pamiętała chwilę, w której szef poprosił aby wypominała mu każdy raz, kiedy będzie narzekał na „bycie szefem”. Teraz to uczyniła dokładnie tak, jak wtedy zapowiedziała rzucając krótkie – Za każdym razem wrzuci pan pięć dolarów do słoika. Oczywiście żadnego słoika nie było, ale chodziło o sam symbol. O samo to, że on chciał przestać narzekać na coś, co osiągnął ciężką pracą i być może o czym marzył.
- Na pewno jest miejsce albo osoba, której nie musi pan niczego udowadniać – dodała po krótkiej chwili ciszy odrobinę nieświadoma, że wypowiedziała te słowa na głos. To wzmianka o słoiku sprawiła, że na moment poluzowała swoje robocie odruchy pokazując, że jednak była człowiekiem i miała emocje (oraz empatię). – Przepraszam. To nie moja sprawa. – Szybko się poprawiła, bo w pracy nigdy nie pozwalała sobie na spoufalanie się; zwłaszcza z szefem.

Nathaniel Covington

autor

Sechmet

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Oczywiście, że zabrzmiało to podchwytliwie. Każdy szef chciałby usłyszeć co najmniej przytaknięcie na postawione Vivian pytanie, a najlepiej zachwalenie własnej posady i okazanie wdzięczności za umożliwienie zdobycia takiego świetnego stanowiska przez pracownika. Jego asystentka należała do nielicznej grupy osób, które odnajdywały się na tym stanowisku nadzwyczaj dobrze, a do tego angażowała się we wszystkie powierzone jej zadania z niezwykłą rzetelnością, wykazując przy tym swoją lojalność. Nate’owi do tej pory nie przeszło przez myśl, by w jakikolwiek sposób pokazać jej, że naprawdę to doceniał. No, może pomijając fakt, że w pewnym momencie podwyższył jej pensję. Fakt był taki, że była piekielnie inteligentna, a połączenie wszystkich cech, które wykazywała w pracy, samoistnie nasuwało pytanie - czy w Covington Constructions czuła się jak ryba w wodzie dlatego, że uwielbiała tę pracę, była pracoholikiem, czy po prostu chciała się przypodobać? Niespełna rok z Vivian u jego boku pozwolił trochę już poznać jej nawyki, a raczej przyzwyczaił do jej zmechanizowanych manier, niemniej nadal potrafiła zaskakiwać. I przy tym trzeba było przyznać, że nawet ten rok nie wystarczył, żeby ją rozgryźć.
Usłyszawszy pierwszą część jej odpowiedzi, skinął głową, a kąciki jego ust drgnęły nieznacznie ku górze. W przypadku byłych asystentek nie bywał tak upierdliwy, jak dla Liberto. I choć na początku robił to po części dla zwykłego widzimisię, to teraz bycie dla niej wymagającym miało ukryte znaczenie. Była bardzo twarda, skoro tyle z nim wytrzymała i nic jej nie skłoniło jej do rychłego odejścia, a on tylko ją bardziej hartował i przekonywał się, że była stworzona na to miejsce. - Albo gdybyś sama chciała stąd uciec - zauważył, odnajdując w jej słowach kolejną możliwość, którą postanowiła taktownie pominąć. Ciekaw był, czy chociaż dzięki tej zaczepce był w stanie dowiedzieć się więcej o jej intencjach.
Jasne, można było zwalić winę na fanaberie prezesa, ale nie tylko on miał wpływ na obecną sytuację na stanowisku asystentki - liczyły się także chęci drugiej strony. Niektórzy swoje oddanie kierowali tam, gdzie pojawił się większy pieniądz.
Po raz kolejny pozwolił jej się swobodnie wypowiedzieć, przysłuchując się asystentce w zamyśleniu, co jakiś czas potakując nieznacznie głową. W tej kwestii wydawali się zgodni. Na koniec podniósł na nią wzrok. - Kara dla przykładu? - pochwycił, wyobrażając sobie jatkę w sądzie i całkowitą utratę godności kolegi. Nadal nie docierało do niego, jakim dwulicowym kutasem musiał być Richard, żeby pod jego nosem odwalać takie rzeczy! I choć w tym momencie publiczna sprawa w sądzie i wytoczenie ciężkich dział wydawały mu się kuszącą propozycją, to w głębi siebie nie był pewien, czy był w stanie się do tego posunąć. Musiał to poważnie przemyśleć, żeby nie popełnić błędu i załatwić sprawę jak rozsądnie i sprawiedliwie. - Kutas - mruknął z nutą złości w głosie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że własne myśli wyraził na głos. Nie zamierzał jednak z tego powodu przepraszać czy kryć się z emocjami. - Wyciągasz do kogoś rękę to ci na nią nasra - przewrócił oczami. I to po tylu latach znajomości! Nie do wiary. - No cóż, najwyraźniej każdy w tych czasach idzie za pieniądzem, a nie za człowiekiem - westchnął w końcu, wyznając tę gorzką prawdę. Obecnie czuł zniesmaczenie do wszystkich materialistów na tym świecie. Zdawał sobie przy tym sprawę, że Vivian pewnie nic nie obchodziło, co sobie myślał na ten temat.
Po telefonie opadł ciężko na swój fotel, dając sobie chwilę na opadnięcie emocji. Kolejnych tego długiego, ciężkiego wieczoru.
- Z tego co mi wiadomo, pracujemy w dwuosobowym teamie - stwierdził, ściągając przy tym nieco brwi. Rozmowa owszem, była jego zwycięstwem, ale wiedział, że nie doszłoby do niej, gdyby nie Liberto. Zaraz jednak westchnął przeciągle i prychnął w rozbawieniu kręcąc głową. - Uważaj, bo jeszcze ułożysz sobie za nie życie - przyznał ze śmiechem, ale umowa to umowa, dlatego zaraz wyciągnął portfel i rzucił na biurko wspomniane pięć dolarów. Miała rację - choć czasem było mu ciężko, to jednak czuł satysfakcję z rzeczy, jakie może zdziałać dzięki zajściu tak daleko. Szkoda, że obecnie ugrzązł w gównie i miał chwilowe problemy z jakimkolwiek poruszaniem się, ale o tym nie zamierzał wspominać już na głos w obawie przed wyciągnięciem kolejnych pieniędzy. Kolejne banknoty, jakie miał w portfelu, miały znacznie wyższe nominały.
- Nic się nie stało - odparł i bezwiednie w zamyśleniu przeczesał palcami włosy. - Każdy próbuje coś udowodnić. W pracy, przed rodziną czy nawet przed sobą. Chce pokazać jakieś ważne dla siebie wartości. Trzeba tylko umieć znaleźć w tym wszystkim rozsądek i równowagę - wyznał po chwili. On tego stale się uczył, ale droga do perfekcji bywała wyboista. Dobrze, że przynajmniej miał osoby, na które mógł liczyć i być przy nich po prostu sobą. Prawdopodobnie za sprawą zmęczenia, właśnie uchylał rąbka siebie przed Vivian.

Vivian Liberto

autor

Lyn [ona]

ODPOWIEDZ

Wróć do „Covington Constructions”