WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Darwin słyszał, co się stało między Kylie i Abem, ale ostatnio działo się całkiem sporo - odnaleziono Jacka, ten się ocknął, Connie i Nick zdążyli wziąć ślub, ale nikt nie zdążył się na dobrą sprawę nacieszyć nowym życiem, bo Nick zginął w strzelaninie, a Jackson stracił spory kawał pamięci i obecnie był w fazie bycia dwudziestolatkiem. Cóż, bywa i tak. Skromnym zdaniem Darwina Jackson-dwudziestolatek był całkiem zabawny, znacznie zabawniejszy niż Jack-czterdziestolatek. Do miasta wrócił też Alex, chociaż doskonale wiedział, że mężczyzna nie zamierzał zabawić tutaj na stałe ze względu na bezpieczeństwo małej Katie. No i podobno całe dnie siedział u Cons, co akurat Darwiego nie dziwiło, bo Turner była w okropnym stanie. Parę razy nawet sprawdził co u niej, teraz przyszedł czas na Kylie. Dlatego też przyjechał do niej z butelką tequili, gotów zatopić w niej każdy żal, ból i dramat wewnętrzny blondynki po zerwaniu z Ablem, o którym pewnie reszta ekipy jeszcze nie wiedziała, ale o którym wiedział Johnson.
- Przyszedłem z tequilą i pizzą, nie możesz mnie wygonić, Russell! - oświadczył, kiedy otworzyła przed nim drzwi. Pizza. Jedzenie bogów. No nie mogła mu przecież odmówić, prawda?
-
Tak, teraz zdecydowanie przyszedł czas na Kylie, bo w jej życiu stało się właśnie coś wyjątkowo kiepskiego. I rzeczywiście, poza Darwinem nikomu jeszcze nie mówiła. Zresztą, nikt też specjalnie nie interesował się tym, jak wyglądał jej wyjazd i co się u niej teraz działo, uznała więc, że nie nie musi spowiadać się z tego, że była teraz sama. Zresztą, miała Sunię, która bardzo dzielnie wspierała swoją panią w tym ciężkim momencie: wylizywała do czysta kieliszki po alkoholu, który piła Russell, żeby blondynka nie musiała ich zmywać, drapała ja po plecach (forma masażu), ale przede wszystkim tuliła się do niej, żeby przypadkiem Kylie nie pomyślała sobie, że nikt jej nie kocha. Sunia kochała. To dlatego od razu zaczęła szczekać, kiedy tylko usłyszała dzwonek do drzwi. A jeśli to był ten zdradziecki Abel? Trzeba się go pozbyć! Trzeba go wypłoszyć! Przez chwilę nawet sama Kylie myślała, że to może on i poszła już po pistolet, który dał jej kiedyś ojciec, ale wyjrzała przez wizjer i zobaczyła Darwina. Otworzyła.
- Mogę - odparła od razu, bo nikt nie będzie mówił jej, co mogła, a czego nie mogła robić. Na szczęście nie zamierzała go wyganiać. - Wejdź.
Od razu zabrała od niego butelkę i wróciła z nią do swojego burita smutku - na kanapę i pod kocyk. Pizza tez ją ciekawiła, nie mogła powiedzieć, że nie, ale tequila była o wiele ciekawsza.
- Siadaj, jeśli znajdziesz gdzieś miejsce - co mogło być trudnym zadaniem, tym bardziej że obok blondynki od razu usadowiła się Sunia. Już nie szczekała, ale wpatrywała się w Darwina takim wzrokiem, jakby chciała ugryźć go za samo to, że był facetem i miał penisa. Kolejny niegodziwiec. Kolejny, który mógłby skrzywdzić panią.
-
– Wiesz co? Jak nie masz nastroju to mogę po prostu stąd iść – wzruszył ramionami, bo na pewno znalazłby kogoś, kto by go przywitał znacznie bardziej miło. Ale gdy powiedziała, że może wejść, faktycznie wszedł, dając jej tequilę i usiadł sobie spokojnie niedaleko psa, ale nadal w bezpiecznej odległości.
– Chcesz pić, opowiedzieć mi co się stało, czy pozbierać wszystkie plotki? – uniósł brwi i spojrzał na nią znacząco. Mogli też rozmawiać pijąc, prawda? On takim czymś gardzić nie zamierzał, tym bardziej, że faktycznie, ostatnio dużo się działo i było czego słuchać.
-
Kylie Russell mogła marudzić.
- Nie mam nastroju na nic, w dodatku wyglądam teraz pewnie jak kupa - niedbale przeczesała dłonią włosy, żeby jakoś je ułożyć. Nikt nie powinien widzieć jej brzydkiej, pogrążonej w smutku i depresji, a jeśli już, powinien zapowiedzieć się co najmniej miesiąc wcześniej, żeby mogła się ogarnąć.
Ha, tyle tylko, że miesiąc temu była jeszcze zaręczona i cholernie szczęśliwa.
- A co tu jest do opowiadania. Jestem idiotką, która myślała, że może być kimś więcej, niż tylko... idiotką. Więc tak, chcę pić. Plotki zostawmy na koniec.
Może powinni zająć się nimi na początku, żeby blondynka nie myślała o własnych problemach? Nie, nie mogła. W życiu innych na pewno miały miejsce jakieś radosne rzeczy, a ona sama w niczym nie przypominała tej radosnej Kylie, jaką była jeszcze niedawno.
- Sunia, nie gryziemy Darwina. Przyniósł nam alkohol - zapowiedziała swojemu psu. Oj, bystra bestia. Psiak od razu zrozumiał, bo podszedł bliżej do Johnsona, obwąchał butelkę, szczeknął radośnie i usiadł mu na kolanach. - Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? To, że mój pieprzony ojciec miał jednak rację. Pokłóciłam się z nim w święta, bo stanęłam po stronie Abla, a on miał rację.
Jak ona teraz spojrzy tacie w oczy? Jak spojrzy w oczy całej rodzinie? Jak ona im to wszystko wyjaśni?
-
– Nie będę zaprzeczał – wzruszył ramionami, bo faktycznie, nie wyglądała najlepiej, a jako przyjaciel nigdy nie okłamywał przyjaciół. – Ale nie uważasz, że trochę dramatyzujesz? Jesteś Kylie Russell, możesz mieć każdego – stwierdził, uśmiechając się pokrzepiająco. Jasne, okres żałoby po nieudanym związku był ważny, ale… Po co żałować, skoro śmieci wyniosły się same?
– Okej, będziemy pić – powiedział tylko na spokojnie i wziął kieliszki z jakiejś szafki, by postawić je na stoliku i od razu otworzyć trunek. Uśmiechnął się i pogłaskał Sunię po lśniącej ierści i westchnął sobie cicho. – Twój ojciec związał się z siostrą Farewella, więc jakby… Myślę, że to, że ma rację nie jest szczególnie ważne, skoro posuwa byłą najlepszą przyjaciółkę twojej młodszej siostry – wzruszył niewinnie ramionami. Dziwnie mu było mówić o Nicku. Nie do końca chyba jego śmierć zdążył sobie ułożyć w głowie. Odetchnął głęboko. – Poza tym, nie widujesz go często, więc nie będziesz musiała przyznawać mu racji co najmniej do świąt Bożego Narodzenia – dodał z pokrzepiającym uśmiechem, wciskając jej w rękę kieliszek.
-
- Ja nie dramatyzuję. Gdybym to robiła, jadłabym teraz lody i ocierała łzy w szalik z ostatniej kolekcji Lui Witą. Mam dwa takie same. Nawet trzy, bo jeden jest dla Suni - odparła od razu. Sunia zaszczekała na znak, że właśnie tak by było. - Tylko dlaczego za każdym razem muszę źle trafiać? Najpierw mam ochotę rozjeżdżać swojego instruktora tenisa, a potem to - westchnęła. - To wszystko jest beznadziejne.
Może to ona była beznadziejna, kto to wie! Może i mogła mieć każdego, tylko co z tego? Może chciała mieć kogoś odpowiedniego dla siebie? Sunia była odpowiednia, ale wiadomo, to tylko psiak. Psiak tak kochany, że Kylie od razu dała mu łyczka alkoholu ze swojego kieliszka. Niech i on ma coś z życia.
- Czekaj, co? - dała sobie dłuższą chwilę, żeby zrozumieć to, co powiedział jej Darwin. Przez moment wyglądała pewnie tak, jak każda stereotypowa blondynka, która próbuje rozwikłać tajniki fizyki jądrowej, ale nie można jej się dziwić. To było skomplikowane, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nawet małżeństwo jej rodziców, coś, co wydawało jej się rzeczą względnie stałą, również okazało się porażką.
- Co jest nie tak z moją rodziną? - głośno westchnęła. - Ojciec zawsze mówił, że nam, Russellom, wolno więcej, ale nie mówił, że to będzie wyglądało w taki sposób.
To wszystko było nienormalne. Nienormalne były również jej próby znalezienia normalności.
- W ogóle nie będę z nim rozmawiać - stwierdziła. - Mówiłeś już komuś o tym, że... No wiesz, że Abel to kutas, a ja jestem kretynką?
Bo tak się teraz czuła. Na szczęście po alkoholu powinno jej przejść. Upiła więc spory łyk i od razu podstawiła kieliszek, żeby Darwin dolał jej jeszcze.
-
Wzruszył ramionami na jej pytanie, bo przecież nie zamierzał się powtarzać. Zresztą, doskonale wiedział, że Kylie teraz przetwarzała informacje. Spojrzał na nią z delikatnym rozbawieniem, gdy zapytała co jest nie tak z jej rodziną.
– Naprawdę chcesz otwierać te drzwi? – uniósł jedną brew, spoglądając na blondynkę. – Wasz ojciec to trochę… Oddzielna kategoria mam wrażenie – westchnął cicho, bo szczerze to nawet nie był pewien, skąd pan Russell brał swoje popierdolone pomysły. Dobrze, że pani Russell była kochana, chociaż współczuł jej strasznie, że jej mąż ją zdradzał z Naomi, która… Cóż, była trochę kurwą, nie czarujmy się.
– Nie, ale to dlatego, że wasze rozstanie to chyba najmniejszy problem ze wszystkich problemów, które ostatnio się wydarzyły – wzruszył ramionami. Temat nie wypłynął, a Kylie wcale nie była kretynką. Po prostu wybrała nieodpowiedniego faceta, co nie zmieniało faktu, że w obecnej sytuacji na pewno nikt by jej nie oceniał. Dolał jej alkoholu i sam trochę wypił. – Mam wrażenie, że wszystko stoi na głowie – dodał ze smutkiem, wbijając wzrok w przestrzeń.
-
I strasznie się zawiodła. Omamił ją, oszukał, udawał kogoś, kim w rzeczywistości nie był, a biedna Kylie tak bardzo chciała, żeby w końcu coś jej wyszło w życiu, że nie zwróciła uwagi na żadne sygnały ostrzegawcze.
- Ale to był mój instruktor. Gdyby nie zaczął sypiać z żoną Jacksona, to nie musiałabym go przejeżdżać - skrzywiła się. O'Donella też powinna rozjechać. Od razu by jej ulżyło, a życie rzeczywiście było beznadziejne. Dzisiaj dobitnie to czuła, zwłaszcza teraz, kiedy Darwin zaczął opowiadać jej o kolejnych rewelacjach, jakie miały miejsce w ostatnim czasie.
- Jakie drzwi - spytała, bo hej, była blondynką i totalnie nie załapała. - Stary, siwy popierdoleniec - podsumowała ojca. - Nie tylko na głowie. To wszystko jest nienormalne. Człowiek chciał ułożyć sobie życie po swojemu, może nawet rozkręcić własny biznes, a teraz totalnie nie wiem, co mam robić. Może powinnam się stad wyprowadzić albo nie wiem, wyjechać na dłuższy czas, żeby trochę odpocząć. Nie ma teraz czasem jakiegoś Fashion Weeku albo wyprzedaży? Chcesz jechać ze mną i Sunią?
Zdecydowanie potrzebowała małej przerwy. Chociaż... Z jednej z nich właśnie wróciła i chyba miała też dosyć. Niech Darwin zabierze ją po prostu na jakieś zakupy, niech kupią dużo ciuchów, na przykład nowe kreacje dla Suni, wtedy Kylie będzie szczęśliwsza. Musiała jakoś dojść do siebie. Musiała wrócić na właściwe tory. Może z pomocą przyjaciela jej się to uda.
-
– Brzmi jak opis Jacksona, ale wiem, że mówisz o swoim ojcu – zaśmiał się pod nosem i spojrzał na nią. – Owszem, jest nienormalne, ale przecież nadal możesz rozkręcić własny biznes, Kylie. Jesteś Kylie Russell, kurwa. Możesz wszystko – oświadczył z pełnym przekonaniem, że tak właśnie jest. – Chwilowo nie mogę się ruszać. Constance jest w żałobie, Alex się nią zajmuje i nie mogę zostawić klubu samego sobie, ale mogę cię zabrać na całkiem niezłego tripa w moim gabinecie. Mamy teraz naprawdę zajebisty towar – puścił jej oczko, bo faktycznie, koks mieli obecnie naprawdę pierwsza klasa, więc jeśli by chciała z nim wciągnąć – nie widział problemu!
-
Przynajmniej na początku. Wydawało jej się, że zależy mu na niej, a nie całym świecie. Rzucał dla niej wszystko, zaryzykował utratę dobrych relacji z Jacksonem i to naprawdę było czymś, co jej się podobało. Czy jakiś inny facet zrobiłby coś takiego dla niej?
- Ale to ja mu płaciłam. Suka powinna oddać mi chociaż połowę pieniędzy.
No nie będzie wmawiała mu, że codziennie grała w tenisa ze swoim instruktorem. Już prędzej w penisa, hehe, ale tak, to było oczywiste. Gdyby chodziło o sam sport, miałaby gdzieś to, co mężczyzna robił po godzinach.
- Mogę też powiedzieć ojcu, że nie będę go nienawidzić, jeśli da mi kasę na wykupienie kancelarii, w której pracuję. Zanim będzie mnie stać na coś własnego, minie trochę czasu.
Wtedy będzie potrzebowała wspólnika, w dodatku jakiegoś dobrego, z kasą, ze swoich sfer. Może faktycznie trzeba o tym pomyśleć? Nie dziś. Może jutro. Może po jakimś urlopie.
- Słyszysz Sunia? Darwin zabierze nas na wycieczkę - wzięła psiaka na ręce i od razu zaczęła się do niego tulić i go całować. - Ale kiedy tylko będziesz mógł, pójdziemy na jakieś wielkie zakupy. Nawet tu, w Seattle. Kupimy wszystko.
Zwłaszcza dla pieska. Sunia potrzebowała czegoś nowego z ostatniej psiej kolekcji najwybitniejszych kreatorów mody.
- To kiedy będziesz w klubie?
-
– Wiesz, że instruktorzy mogą mieć kilku klientów, nie? Jack też mu płacił, z tego co wiem – westchnął sobie cicho, bo jednak dramat, serio. Nie wyobrażał sobie płacić typowi poniekąd za ruchanie swojej żony.
– Na pewno da Ci kasę. Przecież zawsze wam wszystkim ją rozdaje – wzruszył ramionami, bo życie na utrzymaniu pana Russella nie było niczym nowym w przypadku jego dorosłych dzieci, nie? – Ej, ale psa do LD nie weźmiesz, szanujmy się. Sunia jest śliczna, ale to nie miejsce dla takiej damy. Jeszcze się przestraszy głośnej muzyki i w ogóle – wzruszył ramionami, bo na wycieczkę mógł je wziąć, ale z pewnością nie potrzebował psów w klubie. – Za to Sunię mogę zaprosić na psią randkę z moim Winstonem – wyszczerzył się do blondynki.
– Jestem codziennie, możesz wpadać, kiedy chcesz – uśmiechnął się, puszczając jej oczko.
-
- Ale Jack płacił mu za lekcje tenisa, a ja nie - znaczy oficjalnie tak, ale oboje wiedzieli, jak wygląda sytuacja. Wtedy ją to bawiło, teraz już znacznie mniej. - Porozmawiam z nim.
Nic nowego. Blondynce kolejny raz nie wyszła zabawa w dorosłość. Na szczęście pan Russell był już chyba przygotowany psychicznie na to, że jego córeczce nie wszystko idealnie wychodzi. W zasadzie byłby chyba lekko zdziwiony, gdyby coś w życiu jej się udało. Ona sama również.
- Masz rację... - zauważyła z lekkim przerażeniem. - Gdzie ja cię chciałam zaprowadzić? Prosto do jaskini szatana! Nie, Suniu, nie pójdziemy razem do klubu. Jesli chcesz, urządzimy sobie kiedyś dyskotekę w domu. Chcesz, prawda? - prawie pocałowała psa, na co ten najpierw nieco się odsunął, ale potem polizał ją po twarzy. - Zobacz, zgodziła się - zakryła jeszcze na moment uszy swojemu psiakowi. - Na randkę też pójdzie. Winston to pies na poziomie.
Niech to będzie mini randka niespodzianka. Dorośli wszystko zaaranżują, a psiaki spędzą razem czas.
- Przyjdę jutro. Muszę w końcu wyjść z domu - a dziś potrzebowałaby chyba reszty dnia, żeby odpowiednio sie przygotować.
-
– No cóż – wzruszył ramionami lekko i westchnął mimowolnie. – Tak zrób. Przecież to, że twój ojciec jest popierdolony nie znaczy, że nie możesz od niego hajsu wyciągnąć – uśmiechnął się do niej leciutko, bo jednak wiadomo - nie ma to jak finansowo wykorzystać bogatego ojca dla swoich celów, right?
- Świetnie- zaśmiał się pod nosem i pokiwał głową, wiadomo, zapraszają zawsze – a potem, skoro już się umówili na jutro, to i tak został, siedział z nią i dodatkowo pewnie jeszcze napili się tego zajebiście drogiego alkoholu, który ze sobą przyniósł! Może nawet udało mu się wywołać uśmiech na twarzy Kylie? Kto wie!
ztx2