WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4 + Ubranko 8-)

Jak wyglądały u niego dni w ostatnim czasie? Można określić to jakże krótko i w punkt: nieustanne picie i imprezowanie. Gdyby nie fakt, że dalej nie wiedział, co ma myśleć o jego nowym obiekcie zainteresowań... być może aż tak bardzo by nie szalał. Ale skoro ten wciąż milczał, wystarczająco mocno go to już dobijało, by powoli zaczynał się staczać. Może w dalszym ciągu nie na samo dno, niemniej na tyle, by być blisko jakiegoś silniejszego uzależnienia od alkoholu. Dłużej tak być nie może... postanowił, że w końcu sam wykona pierwszy ruch, skoro Jeremy Snyder nie zamierzał tego uczynić. Julka się nie olewa! Musiał się dowiedzieć, o co mu właściwie chodzi, bo inaczej zwariuje. Dał mu czas do następnego dnia... i potem nie da mu żyć, póki nie wyciągnie z niego jaki do jasnej cholery ma problem. Zależało mu na tym, by coś się z tego rozwinęło... zauroczył go tak potężnie, że nie chciał z niego rezygnować. A trzeba podkreślić, iż nikt nigdy tak go nie omamił. Wyjątkowo go wzięło i sam miał niezłą zagwozdkę, czemu tak się stało, ale już nic z tym nie zrobi... O ile ten jakże apetyczny kąsek go nie odrzuci, a póki co wszystko na to wskazywało... dlatego tak zwlekał, by się samemu do niego odezwać.
Żeby się na tym znowu aż nadto nie skupiać, dzień rozpoczął od szklanki jakiegoś słabszego drinka, coby tak z grubej rury sobie nie dowalać. Nie mógł przecież już na wstępie udać się do klubu będąc nawalonym w trzy dupy. To tam planował dokończyć swą libację. Zresztą mógł troszkę więcej wypić i utrzymać jedynie ten ulubiony stan upojenia, gdyż nie należał do osób o słabej głowie. Nie wystrajał się jakoś nie wiadomo jak, gdyż wolałby to robić tylko dla Jema... Jednakże styl i urok osobisty nadal zachował. Ładnemu we wszystkim ładnie — to jest fakt! Założył jakąś elegancką koszulkę w ciapki, jeansy z czarnym paskiem, do tego otulając się jak zwykle dużą ilością biżuterii. Finalnie wylądował w jednym z bardziej luksusowych klubów, tym razem był to inny niż poprzedniego razu. Musiał sobie jakoś urozmaicać widoki, byle też dana lokacja mu się zbyt szybko nie znudziła. Nic nowego mogłoby się wydawać... ale wystarczyła jedna drobnostka, by zmienić tę noc w bardziej zwariowaną. Żeby też nie było, trzeba wyraźnie zaznaczyć, iż Julius nigdy nie tykał narkotyków. Nie miał niespożytej potrzeby aby się nimi szprycować, aż tak kiepsko z nim jeszcze nie było! Ot... nie zorientował się po prostu, iż ktoś mu czegoś dosypał do jednego z trunków, które sobie zamawiał jeden po drugim. Widocznie jakiś śmieszek chciał mu zrobić przysłowiowego pranka czy coś w tym rodzaju! Skąd taki wniosek? Ponieważ w pewnym momencie poważnie zakręciło mu się we łbie, ledwo trzymał się na nogach, wręcz chwiał jakby miał zaraz orła wywinąć na głupiej prostej drodze. W międzyczasie doznał również rozmaitych urojeń... w jego mniemaniu było to nadzwyczaj realne, mimo że wywołane rozchodzącym się po jego organizmie środkiem halucynogennym, o czym sam nie zdawał sobie kompletnie sprawy. W tłumie bowiem dostrzegł... Jeremy’ego! Dostał niemalże zawału i stawiając wszystko w końcu na jedną kartę odważył się go dogonić i wytknąć co mu leżało na sercu. Problem tkwił w tym, że... mu uciekał, jakby nie chciał mieć z nim nic wspólnego.
Jer…?! Czekaj! Do kurwy nędzy, nie ignoruj mnie!! Nie bądź pieprzoną pizdą! — wykrzyczał iście pijackim tonem w pustą zasadniczo przestrzeń, ciągle widząc oddalającą się sylwetkę domniemanego chłopaka. Rzucił się za nim w pogoń zupełnie o nic nie dbając. Miał spore problemy z zachowaniem równowagi, acz jakoś dawał radę brnąć przed siebie, pomimo niezdarnie stawianych kroków i okrutnie wirującego mu przed oczami świata. Rzucał co chwila brzydką wiązankę przekleństw, bo już normalnie szlag go trafiał, że był taki wolny i jak tak dalej pójdzie to zgubi ciemnowłosego i chuj wszystko strzeli. To go zaprowadziło ostatecznie do nieznajomej mu dzielnicy i obcego bloku. To nieważne! Miał inne priorytety niż dostanie się do swego domu. Był święcie bowiem przekonany, że Jeremy wspiął się na drzewo i przeskoczył za wysokie ogrodzenie prosto do jakiegoś podwórka. Poszedł w jego ślady, choć jemu... zajęło to dużo dłużej. Prawdopodobnie gibkość jego ciała i niesamowita elastyczność mięśni, do tego rozluźnionych wszelkimi substancjami pomogła mu się przedostać tam niemalże bez szwanku... Za to wylądował boleśnie na kości ogonowej. Dobrze, że znalazł się na trawniku, lecz nie był w stanie się z niego podnieść. Było mu tak wygodnie i błogo... Nie od razu zarejestrował szczekającego psa. Jedyne co widział to rozmazujący się coraz bardziej obraz. Nie zarejestrował też krzyków dochodzących z wnętrza budynku. Dopiero poczuwszy coś śliskiego na swej twarzy delikatnie go to orzeźwiło. Uśmiechnął się jak idiota i zamiast szczeniaka... myślał, że to Jeremy przy nim stał i próbował go ocucić.
Czyżby coś do ciebie dotarło, piękny...? Wynagrodź mi to ładnie proooooszę... — wyszeptał, na co w rzeczywistości zwierzak przekrzywił w zdziwieniu swój łepek, wciąż go obficie oblizując, a on go trzymał za puchaty pyszczek i po nim tarmosił. Wtem... z tych wszystkich emocji malec zesikał się mu na twarz, możliwe że z nadmiernej ilości szczęścia, mimo że Harris był na totalnym haju nieogarniającego, co się wokół niego w istocie dzieje. Pewnie futrzak nie wyczuł w nim żadnego zagrożenia i go jego obecność niesamowicie cieszyła. Zaś mina Juliusa wyrażała błogostan... bo w jego wyobrażeniu to był penis Jera, który właśnie na niego tryskał spermą, a on rozochocony rozwierał usta, aby ją połknąć, a także dosięgnąć członka, którego cholernie pragnął mu doszczętnie obciągnąć...
Boże, jak on dowie się co tak naprawdę się wydarzyło, chyba spali się ze wstydu! Póki co... napawał się tym, że odzyskał swego kochanka...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5

Wstyd zdawał się urastać do rangi uczucia przewodzącego upływającym wieczorem, choć dopóki Tayang znajdował się daleko od miejsca zamieszkania - w najśmielszych wyobrażeniach nie mógł odgadnąć, z jakiego, a w zasadzie z czyjego powodu dziś jego policzki zapiecze rumieniec zawstydzenia przed sąsiadami. Z Juliusem nie widział się od wielu długich miesięcy i nie spodziewał się, że ten stan ulegnie szybkiej zmianie, doskonale znając swoje plany zawodowe na najbliższe miesiące i wiedząc, że tancerz nie jest uwzględniony na liście jego przyszłych współpracowników. Ich drogi zawodowe splotły się w przeszłości, jak to wśród aktorów i zawodowych tancerzy nierzadko bywa na ścieżce musicalowej, a po kilku miesiącach wspólnych intensywnych prób i sezonu spędzonego na pieczołowicie przygotowywanym spektaklu, rozeszli się w swoje strony - aktor pozostał przy swojej teatralnej pasji, a Julius? Zagubił się gdzieś w środowisku zupełnie innych gatunków sztuki, do których nie sięgały znajomości Tayanga. Ot, artystyczne nihil novi: pierwsze uściśnięcie dłoni, godziny pracy na parkiecie, wieczory przy mocnych trunkach, a po wybrzmieniu wspólnego przedsięwzięcia pożegnanie, po którym nigdy nie nastąpi ciąg dalszy. W ciągu kolejnych lat spędzanych w środowisku aktorskim Tayang przyzwyczaił się, że świeże zawodowe znajomości prawdopodobnie rozpadną się, kiedy wspólne zobowiązania wygasną. Skrzętnie kolekcjonował kontakty na wszelki wypadek, gdyby w przyszłości miały okazać się przydatne i starał się zostawić po sobie dobre wrażenie, co w tym światku było podstawą szansy na dalsze propozycje zawodowe, ale szybko przestawał myśleć o tych ludziach. A oni zapewne o nim również, co nie było niczym zaskakującym. Epizody przecież spycha się na peryferie pamięci, a myśli skupiają się na tych, co w życiu grają role pierwszoplanowe. Naturalna rzecz.
Julius był jednym z takich zawodowych epizodów, niemniej bardzo dobrze przez Tayanga wspominanym. Sympatyczny Amerykanin o koreańskim pochodzeniu, na scenie profesjonalny, poza nią nieco pyskaty i ekscentryczny, ale zostawiający po sobie pozytywne wrażenie... a do tego dobry kompan do wspólnego zanurzania się w kieliszku. Czego chcieć więcej od znajomości zawodowych? Zatonął gdzieś w odmętach jego pamięci i na co dzień z niej nie wypływał, ale jeśli już się to działo - Tay przypominał sobie tylko przyjemne doświadczenia w jego towarzystwie. W każdych innych okolicznościach pewnie ucieszyłby się ze spotkania ze starym kolega z pracy, ale te dzisiejsze miały okazać się... cóż, specyficzne.
Wieczór spędził poza domem, co nie było jego codzienną rutyną, ale nie zaskakiwało - z okien jego mieszkania często wyzierała czerń, zwykle powiązana z wyjazdami zawodowymi, ale często oznaczająca po prostu, że Tayang postanowił spędzić popołudnie lub noc, umilając sobie czas w czyimś towarzystwie. Kawalerskie życie, brak osobistych zobowiązań i - przede wszystkim! - brak Charleigh, rozliczającej z każdego wypitego kieliszka, dawały mu wolność, z której chętnie korzystał. Raz wracał do domu nad ranem, z trudem wtaczając się na swoje piętro przez alkoholowe skołowanie, innym razem następnego dnia lub późnym wieczorem, zupełnie trzeźwy, ale zaliczywszy przyjemne chwile w towarzystwie zainteresowanej koleżanki. Drugi scenariusz przeważał, odkąd na jego drodze znów przypadkowo stanęła Charleigh, jakby wchodząc w nowe cielesne, lecz emocjonalnie puste relacje Tay usiłował za wszelką cenę udowodnić sobie, że nie potrzebuje jej w swoim życiu. Duma oraz bezmyślny upór nie pozwalały mu wybrać numeru byłej dziewczyny, by podjąć w końcu rozmowę o przeszłości, którą już dawno powinni mieć za sobą, zaś próby ucieczki w inne damsko-męskie relacje tylko bardziej oddalały go od tego ruchu, utwierdzając w złudnym przekonaniu, że uczucia można zakrzyczeć zwierzęcym aktem bez wartości.
Komu spieszy się do pustego mieszkania? Tayang nie czuł pośpiechu, więc spacerowym krokiem i okrężną drogą wracał do South Lake Union, by resztę nocy spędzić w samotności. Pozwalał spojrzeniu prześlizgiwać się po zaparkowanych na poboczu samochodach i nielicznych przechodniach, którzy o tej porze kręcili się w okolicy. Z oddali już zauważył drobny, puchaty obiekt, który zidentyfikował jako psa sąsiada. Mężczyzna miał zwyczaj pozostawiania swojego pupila samego na podwórku przed blokiem, by udać się na wieczorne zakupy i zgarnąć psiaka do domu w drodze powrotnej. Nic nowego, choć jak szybko Tay dostrzegł, tym razem zwierzak nie był sam. Kręcił się wokół rozłożonej na trawniku ludzkiej sylwetki i w pierwszym odruchu przyspieszyło to kroki Tayanga. Ogrodzenie wokół bloku praktycznie uniemożliwiało wtargnięcie na jego teren obcym osobom - a jeśli to był właśnie ten sąsiad? Zasłabł, złamał nogę, stała mu się inna krzywda, a psiak skakał przy nim, nie potrafiąc mu pomóc? Po otwarciu furtki i wejściu na podwórze, Tay szybko przekonał się, że to wcale nie jest sąsiad. Gładki tenor rozbrzmiał półszeptem w ciszy, a jego specyficzna barwa wydała się Tayangowi znajoma, choć niesłyszana od dawna. Podszedł bliżej zanurzonej w zieleni trawnika postaci i aż zamarł w zdumieniu, gdy pochyliwszy się, zobaczył znajomego tancerza. Julius Harris? A ten skąd się tutaj wziął?!
- Oho, kolega w formie, jak widzę - zaśmiał się półgłosem, kierując te słowa raczej do siebie niż Juliusa, który zupełnie nie wyglądał na kogoś, do kogo dotrze choćby proste zdanie. W formie to ostatnie, co można było o nim teraz powiedzieć, choć znaną Tayangowi formę ostrego imprezowicza jak widać blondyn trzymał doskonale! Cała scena z młodym psiakiem, który w ferworze radości, że znalazł sobie ludzką zabawkę, postanowił oznaczyć to znalezisko moczem, wywołała u Tayanga cichy śmiech, któremu pozwolił wybrzmieć, zanim zdał sobie sprawę, jak wiele ciekawskich par oczu może ich teraz oglądać z okien bloku. Bezwiednie uniósł głowę, by spojrzeć na budynek i dałby sobie rękę uciąć, że za przynajmniej jedną z szyb poruszyły się zasłony, jakby ktoś chciał szybko schować się przed jego wzrokiem - a to już nie było takie zabawne! Tay nie zwykł bratać się z sąsiadami, ale kojarzył większość z nich i niestety, to działało również w drugą stronę, a łatka menela, który ściąga do domu turlających się w znietrzeźwieniu kumpli, to ostatnie, czego chciał. Machnął ręką na psa, ten zaś szczeknął z urazą, ale obawiając się starcia z dużo większym człowiekiem, odbiegł na kilka kroków. - Sio, sierściuchu! No już, uciekaj stąd!
Następnie wypuścił z płuc powietrze, okraszając je głębokim westchnieniem, po czym ponownie zerknął w okna i rozejrzał się nerwowo. A może jednak nikt nie zdążył zauważyć? W zasadzie mógłby po cichutku wrócić do mieszkania i udać, że nie zna tego bełkoczącego nieszczęśnika, który jeszcze przed momentem cieszył się jak dziecko z bycia psim nocnikiem, ale... cholera, przecież nie mógł tak zostawić kolegi! Jeśli Julius miał gdzieś dochodzić do siebie, to lepiej u niego, niż na dołku czy izbie wytrzeźwień.
- Te, piękny! Podnoś tyłek, idziemy stąd! - rzucił do Juliusa, chwyciwszy go za ramię i pociągnąwszy energicznie, by pomóc mu wstać. Nie liczył na zrozumienie słów, miał jednak nadzieję, że chłopak jest na tyle przytomny, by poprawnie zinterpretować próbę podniesienia go i z jego pomocą sam wstanie - o ile w ogóle jeszcze jest do tego zdolny.
Wieczór pełen wrażeń jak widać się nie skończył!
Ostatnio zmieniony 2022-01-04, 19:55 przez Tayang Batbaatar, łącznie zmieniany 3 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Juliusowi niezaprzeczalnie zdarzało się o wiele za dużo wypić napojów wysokoprocentowych, czasem dla towarzystwa zapalić papierosa... ale ani sobie, ani nikomu innemu tym dotychczas nie zaszkodził w żaden sposób. Niemniej obiecał samemu sobie odkąd się wybił, a jego popularność znacząco wzrosła — że nigdy nie będzie nic ćpał. Od zawsze zależało mu na swej reputacji, której nie chciał sobie zniszczyć jakimiś głupotami ani tym bardziej z błahego powodu się ośmieszyć, nieważne czy przed fanami, czy znajomymi. Wyjątkowo przerażała go wizja bycia w stanie pod wpływem jakichkolwiek środków odurzających, gdyż... nie miał bladego pojęcia, jakich skutków ubocznych mógł się po sobie spodziewać po zażyciu tego rodzaju gówna. Niestety miał się o tym boleśnie i jakże okrutnie przekonać w najbliższym czasie... Naturalnie nie z jego winy, ponieważ celowo sobie czegoś takiego by za żadne skarby świata nie zrobił! Nie wpadłby na to za nic, że dojdzie kiedykolwiek do takiej sytuacji, że ktoś mu czegoś sprytnie i niezauważenie dosypie do drinka i skończy tak marnie... na czyimś podwórku. Do tego pod blokiem znajomego, z którym i on wciąż dzieli same pozytywne wspomnienia, mimo że sam nie był pewien czy ich drogi się kiedykolwiek jeszcze zejdą. A teraz Tayang miał go uświadczyć na totalnym odlocie, wyobrażającego sobie erotyczną scenkę... przecież jak to dotrze do Harrisa, będzie tak zażenowany jak nigdy i będzie miał niespożytą chęć spalić się ze wstydu! I po dobrym wrażeniu jakie po sobie zostawił, kiedy ze sobą współpracowali... wszystko legnie gwałtownie w gruzach! Póki co jego umysł praktycznie nie kontaktował, zatem dopiero po otrzeźwieniu zmierzy się z nieobliczalnymi konsekwencjami jego nieświadomego odurzenia.
Julkowi jak widać także nie spieszyło się do pustej posesji... w której jedynym towarzyszem był jego kociak. I tak oto leżał na trawniku, myśląc że obcy dlań futrzak to jego Jeremy. Jak silny był ten narkotyk, licho jedne wie. Definitywnie musiał to być twardy towar, skoro jego zmysły tak fatalnie rozróżniały żywe stworzenia. Pomylić psa z człowiekiem to już naprawdę poważna sprawa! Jak to dobrze, że Tay znalazł się tutaj w ostatniej chwili... w innym wypadku mogłoby dojść do obrzydliwych czynów w postaci zoofilii. Tego chyba by sobie do końca życia nie wybaczył, gdyby mu potem powiedział do czego dokładnie się dopuścił, nawet o tym nie wiedząc. Szczęście w nieszczęściu dosłownie! Przed jego oczami widniał tylko jeden obraz, który został rozproszony czyimś nieproszonym głosem, kompletnie nie pasującym do całej otoczki, którą jego otępiały mózg rejestrował do tej pory. Nie od razu udało mu się rozpoznać, do kogo on należał. Ot, zaczął mu na tyle dudnić w czaszce, by go odrobinę ocucić i sprawić, by jego zaćmiony wzrok mógł spostrzec męską sylwetkę, która nagle się wyłoniła zza mgły. Snyder zniknął mu z oczu, jakby rozpływając się w powietrzu, a jego tęczówki wreszcie wyłapały małą puchatą kulkę, a obok niej stojącego nieopodal młodego mężczyznę. Wpadł w lekką panikę, bo znowu obiekt jego westchnień zrobił go w bambuko. Nerwowo rozejrzał się dookoła usiłując go odnaleźć. Na próżno. Próbował dźwignąć się na równe nogi, lecz skończyło się to porażką w postaci kolejnego dość komicznego upadku na glebę. Był zbyt kołowaty, aby o własnych siłach móc się podnieść.
A ty dokąd, wracaj mi tu natychmiast! Jeszcze z tobą nie sko... — nie udało mu się dokończyć tego rozżalonego i wyraźnie pijackiego biadolenia trzy po trzy, ponieważ dostał jakiejś czkawki. W dalszym ciągu nie ogarniał co się wokół niego w ogóle działo... Sens słów jakże znajomego osobnika również mu się gdzieś w tle rozmył. Odnosił wrażenie, że to Jeremy powiedział mu coś chamskiego i zostawił tu na pastwę losu. Na to mu wyglądało! Jakby tego było mało odczuwał potworny niesmak w buzi, ale wolał się na tym nie skupiać... z miejsca by się załamał, gdyby się zorientował w końcu, z jakim rodzajem cieczy miał w istocie do czynienia... i bynajmniej nie była to sperma. A radosny zwierzak jak to zwierzak... nacierał na niego wesoło, pukając go zimnym nosem, by ten się z nim pobawił. Zdążył biedaka już obsikać... i chyba chciał uczynić to ponownie. Wtedy do uszu blondyna dobiegł donośny i groźniejszy ton, który malucha stąd skutecznie przegonił, uniemożliwiając mu szatańskie plany oznaczania po raz wtóry Julka moczem. Powinien być wdzięczny swemu osobistemu bohaterowi, że go właśnie wyratował z opresji! Lecz on nie zdawał sobie z tego zupełnie sprawy... Zrobił focha na Jeremy’ego i stwierdził, że ma go w takim razie w głębokim poważaniu. — Dobra, nie chcesz, to nie, więc spierdalaj! Nie będę się wpychał tam, gdzie mnie nie chcą... Ja sobie tutaj kurwa poleżę! — mruknął z jawnym oburzeniem w przestrzeń, czego nie kierował do bogu ducha winnego Tay’a, ale różnie można było to aktualnie odebrać. Obraził się na amen. Zbłaźniał się właściwie coraz bardziej... Tym razem coś o dziwo zatrybił, dziwiąc się, że ktoś chce z nim rozmawiać. Wyleciało mu z tej z kołowatej głowy, że nie był tutaj sam! Zamrugał w szoku kilkukrotnie powiekami, niedowierzając własnym oczom. — Hę...? A ty co tutaj robisz...? Ojej, jak miło mi słyszeć taki komplement z ust tak atrakcyjnego pana! Ty też jesteś piękny, wiesz? — następnych kompromitacji ciąg dalszy. Przemawiały przez niego używki, na trzeźwo by czegoś mu takiego nie palnął... przecież wiedział, że jest on heteroseksualny! Musiał mu to jednak wybaczyć... w takim mizernym stanie nie ma się co dziwić, iż Julek żył w swoim własnym świecie; nie myślał racjonalnie, wręcz z opóźnieniem, więc nie szło od niego oczekiwać logiki, a jedynie większej głupoty. Wtem stało się coś nieoczekiwanego... poczuł mocniejsze szarpnięcie, co wcale mu w niczym nie pomogło. — Eeej, to boli! Skąd ta agresja! — pisnął nadzwyczaj wysoko, jakby ktoś go krzywdził, mimo że ten starał się mu pomóc i ciągnął za ramię, a on uznał to za zamach na niego. Na moment udało się Tay’owi go dźwignąć, ale kiedy ten chciał utrzymać równowagę... poplątały mu się nogi, a już i tak szedł zygzakiem i wylądował z powrotem na rośliny, tym razem przednią częścią. Zamortyzował to ledwie co, upadając prosto na kolana, które pewnie nieźle sobie obtłukł przy sile, z jaką jego ciało się osunęło. — Ja pierdolę... — jęknął bezradnie, czując jak się zaczyna w nim gotować ze złości, że nie dość, że został zaatakowany to nie mógł do jasnej cholery normalnie wstać!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszystko jest dla ludzi, jak to mówią, prawda? Alkohol jako dodatek do dobrej zabawy nie jest zły - nawet jeśli od czasu do czasu wymyka się spod kontroli i popycha do popełniania głupstw, urywa film, a następnego dnia zaciska się wokół czaszki cierniową koroną kaca, to spożywany w racjonalny sposób nie doprowadzi do alkoholizmu ani nie wyrządzi żadnej innej krzywdy. Można czasem przesadzić, będąc świadomym cierpienia następnego dnia, można zabawić się co weekend, a choćby i codziennie, o ile zna się możliwości własnego organizmu. Narkotyki - postawione parę pięter wyżej w hierarchii substancji uzależniających również mogą być dla ludzi, jeżeli ma się na tyle oleju w głowie, by spróbować, zapłacić - zarówno finansowo, jak i zdrowotnie - po czym nie powtórzyć tego więcej lub wrócić do tej niebezpiecznej gry nieprędko. Niemniej skala zagrożenia w przypadku narkotyków sięga znacznie dalej niż alkoholowa i absolutnie nie każdy powinien próbować na niej swoich możliwości - a już absolutnie nie powinien być faszerowany dragami nieświadomie. Gdyby Tayang mógł dowiedzieć się teraz, co przytrafiło się Juliusowi, gdzie i kiedy dokładnie, zapewne zareagowałby natychmiast, zgłaszając na policję, że prawdopodobnie ktoś dosypał jego koledze narkotyków do drinka - nie mógł jednak ani nigdzie zgłosić przestępstwa, ani nawet poznać szczegółów. Znał krzykliwego Koreańczyka jako radosnego imprezowicza, który nie boi się puszczać hamulców w zabawie, więc w pierwszej kolejności pomyślał, że chłopak zapewne sam tak się naćpał, że zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością. Kiedy zaś Julius dojdzie do siebie i wyzna mu prawdę - będzie zdecydowanie za późno, by gdziekolwiek zgłaszać, że w jednym z miejscowym klubów grasuje potencjalne niebezpieczeństwo z tajemniczym proszkiem w kieszeni.
Nie chciał sobie nawet wyobrażać, do czego tu mogło dojść, gdyby nie zjawił się w odpowiednim momencie i nie odgonił tego nieszczęsnego psa od Juliusa... choć nadal miał cichą nadzieję, że tylko mu się wydawało i jego znajomy nie ćwierkał peanów nad - a raczej pod - psem, który postanowił oznaczyć go swoim zapachem jak krzaczek czy samochodową felgę. Wolał nie wnikać w wyobrażenia Juliusa, jakieś pijackie czy narkotyczne raczej wizje, mimo że wcale nie było łatwo zatrzymać galopu wyobraźni, kiedy wzrok odbierał tak szalone, dzikie wręcz sceny, jakich absolutnie nie spodziewał się zostać świadkiem. Nie podejrzewał go też o intencjonalne napastowanie psa - wystarczyło na niego popatrzeć, by pojąć, jak daleko odfrunął Julius! Nie miał pojęcia, co robi, być może był pod wpływem środków halucynogennych? Tak to wyglądało... i choć przeobrażanie mieszkania w izbę wytrzeźwień było ostatnim, na co Tay miał ochotę, widząc kolegę w tak fatalnym stanie, czuł jedynie rosnącą determinację, by wciągnąć go do bloku i posadzić na kanapie w salonie, gdzie już niczego nie nabroi... a przynajmniej jego kolejne wybryki nie wyjdą poza mury mieszkania Tayanga, więc reputacja Juliusa pozostanie nienaruszona. Będzie mógł znęcać się nad nią do woli, a i tak nikt się nie dowie - z daleka od oczu ciekawskich sąsiadów czy innych gapiów, którzy mogą rozpoznać znanego artystę i roznieść plotki o jego pijacko-narkotycznych ekscesach.
Pewnie łatwiej by mu było postawić Juliusa na nogi, gdyby jego rzucone w pełni oburzenia "ja sobie tutaj kurwa poleżę!" nie doprowadziło go do gwałtownego ataku śmiechu, utrudniającego podniesienie tancerza, jak i później utrzymanie go w pionie. Wyobraźnia znów zrobiła swoje, podsuwając mu obraz urażonego blondyna, leżącego na tym zimnym trawniku do bladego świtu, z rękami skrzyżowanymi na piersi i wyrazem zacięcia na twarzy. I jakkolwiek kłopotliwy Julius by teraz nie był, robiąc to przedstawienie na oczach wszystkich sąsiadów, Tayang na razie całkiem dobrze się bawił!
- Ta, wspaniały. Mister Mongolii - mruknął z niepohamowaną nutą ironii, odpowiadając na jego niezbyt trzeźwo palnięty komplement, po czym znów parsknął cichym śmiechem. Julius w tym stanie był całkiem zabawny, ale jak widać - wciąż umysłem krążył po orbicie, daleko od ziemskiej grawitacji i Tay miał poważne wątpliwości, czy w tym stanie w ogóle go rozpoznał, chociaż... jakie to miało znaczenie? Zarejestrował przynajmniej obecność drugiego człowieka, niebawem może zrozumie też jego intencje, a to dobry krok do współpracy, bez której doprowadzenie Juliusa w bezpieczne miejsce może okazać się niewykonalne! Dodał, trzymając go mocno za ramię i powoli posuwając się naprzód. - Agresywny to może być kolejny piesek, który postanowi zostać twoim kochankiem. Lepiej zwijajmy się stąd, zanim przyjdzie i postanowi ci coś odgryźć.
Nie było żadnego zagrożenia, że jakikolwiek niebezpieczny pies pojawi się na ogrodzonej posesji - ale to nie miało znaczenia. Drobny blef, o ile dotrze do umysłu Juliusa, może okazać się przydatny w pozbieraniu go z chodnika, na który... ach! Tay syknął aż ze współczuciem, krzywiąc się na widok przewracającego się znów kolegi. Usiłował go podtrzymać, ale gdy ten runął przed siebie tak nagle, ciężarem całego ciała wyrwał mu się z rąk. Na widok jego bezsilności Tay czuł ukłucie żalu, ale jednocześnie wkładał nadludzkie wręcz wysiłki w wewnętrzną walkę, by znów się nie roześmiać.
VII stacja - Julius upada po raz drugi.
To będzie długa droga krzyżowa do windy.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”