WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-> kontynuacja z Redmont

Drogę zajęła im luźna pogawędka w której nie pojawiały się wzmianki, ani o Marcusie, ani o biżuterii, tak jakby mieli kontynuować tą dobrą atmosferę z powrotem do Seattle. Bo i takie było zamierzenie. O tej porze, jadąc z nietypowego kierunku mogli sobie pozwolić na chwilę spokojnego oddechu. Nikt nie musiał im tego zrujnować. Złudnie można było powiedzieć, że chociaż raz powrót do Seattle nie wiązał się z obniżeniem nastroju.
Gdy jednak Travis otworzył drzwi do swojego mieszkania uderzyło w niego jak inaczej tu było bez Asli. Głównie w jego głowie, ale pozwolił sobie też zdjąć ich wspólne zdjęcia z korytarza i zacząć pakować niektóre rzeczy kobiety do kartonów, które przechowywał w garderobie. Na stole stało też kilka butelek piwa, w tym jedna na ławie, a w kuchni opakowanie po daniu na wynos, które jadł dzisiaj na śniadanie. Pusty kubek tu, szklanka z wodą tam. Cavanagh odłożył klucze na blat zaraz po zdjęciu butów i wyrzucił plastik do śmietnika schowanego w jednej z szafek. –Nie miałem czasu ogarnąć. – Wyjaśnił, połowicznie wzruszając ramionami. Dopiero teraz zdjął też kurtkę, wieszając ją na niemalże pusty wieszak obok drzwi. –I zimno tu, co? – Stwierdził, podchodząc do termostatu, żeby zwiększyć temperaturę o chociaż kilka stopni. Zamknął też salonowe okno, a w drodze powrotnej zabrał butelki, żeby odstawić je do skrzynki obok śmietnika. Szły do recyklingu. –Chcesz może herbaty? Albo wody, soku? – Spytał, w końcu przystając w miejscu. Nie proponował jednak kawy o tej godzinie, zwłaszcza z tym jak oboje mieli problem ze snem.
Co to było? Czuł się głupio, że przyprowadzał ją do tego powierzchownego nieładu? Czy może ździebko stresował się powodem dla którego oboje się tutaj znaleźli? To nie miało sensu, bo nie był już tym młodziakiem, który zrujnował ich pierwszy raz, ani nie pierwszy raz znaleźli się tutaj razem. Za dużo myślał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Im dłużej jechali, tym więcej zaczynała myśleć. Seattle było coraz bliżej, a słodka otoczka normalności, która towarzyszyła im w ostatnich godzinach, zaczęła zanikać na rzecz zapełnienia głowy myślami dotyczącymi tych wszystkich problemów, które na nich czekały. Nie chciała się z tym mierzyć od nowa, ale wiedziała, że musieli, bo to w Seattle mieli rodzinę, przyjaciół, znajomych i liczne zobowiązania. To wszystko czekało na nich tak samo jak cała gama sytuacji, które nie pozwalały zaznać spokoju.
Gdy dotarli na miejsce, poczuła ulgę. Mogli się zaszyć w czterech ścianach męskiego mieszkania, mogli odetchnąć i przedłużyć jeszcze o kilka godzin to poczucie spokoju, którego mogli zaznać w Redmont. Więcej do szczęścia nie potrzebowała, dlatego kiedy weszli do środka, w pierwszej kolejności nie zwróciła większej uwagi na to, że bez Asli było tam zdecydowanie inaczej. Dopiero kiedy Travis zaczął się tłumaczyć, przyjrzała się bałaganowi i wywróciła oczami.
To nie było ważne.
Daj spokój... Nie ma źle — wywróciła oczami. Okej, w pierwszym momencie nieco się zmartwiła, ale zaraz jej przeszło, bo... Miał ciężki okres w życiu. Nie dziwnym było to, że sprzątanie było ostatnią rzeczą o której myślał, kiedy na karku czuł oddech jakiś dryblasów gotowych odstrzelić mu głowę, jeśli nie odzyska zaginionej biżuterii. Rozumiała, że lista priorytetów w jego codzienności nieco się zmieniła i były rzeczy, które należało zrobić już oraz takie, które można było odłożyć na później. Póki karaluchy mu się nie zalęgły, nie miała zamiaru zachowywać się jak jego matka, gotowa zarzucić krytyką bo nie posprzątał w pokoju. — Odrobinę — przyznała w kwestii chłodu, jaki panował w mieszkaniu. To również nie było zaskoczeniem. Pogoda na zewnątrz już dawno przestała być typowo letnia, a cały dzień spędzony poza domem musiał ponieść za sobą konsekwencje, skoro nie było komu zadbać o to, żeby było tam ciepło i przytulnie.
Zrobię nam herbatę, a ty tu ogarnij — zaproponowała z lekkim uśmiechem. Dawno jej tam nie było, ale jeszcze pamiętała gdzie miał kubki, gdzie kawę i herbatę. Poradzi sobie. On za to mógł doprowadzić pomieszczenie do porządku, skoro w ostatnich dniach nie miał na to czasu. Nie oceniała. Ona sama od kilku dni poza chodzeniem do pracy, nie robiła wiele. Zaszywała się w pokoju, czasami jak miała okazję zagadała do siostry, bo bywały momenty, kiedy w codziennym biegu znajdowały dla siebie pięć minut, ale poza tym? Wegetowała. — No już, sprzątnij tu, chyba że czekasz aż zacznę się czepiać — dodała ze śmiechem, musnęła ustami jego policzek i podeszła do kuchennych szafek. Postawiła wodę na herbatę, wyciągnęła kubki, do których wrzuciła herbatę i obserwując Travisa, czekała, aż woda się zagotuje. — Ciężkie oswajanie się z nową codziennością, co? — zagaiła, odnosząc się do tego harmidru, który zastali po przekroczeniu progu mieszkania. Wiedziała, że jak już wróci kiedyś do własnego domu, będzie to wyglądać identycznie. A może i gorzej. Nie miała w końcu pojęcia, w jakim stanie Marcus zostawił dom przed swoim zniknięciem, ale była gotowa nastawić się na wszystko. Włącznie z koniecznością przeprowadzenia generalnego remontu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie było fatalnie, to prawda. A jednak pewne rzeczy rzucały się w oczy bardziej niż powinny, zwłaszcza gdy wiedziało się gdzie spojrzeć. Z wewnętrznym skrzywieniem stwierdził, że na parapecie został nawet kieliszek po winie z odciśniętą na nim szminką Asli. Kompletnie nie zwrócił na to uwagi, aż do teraz, kiedy przyprowadził do mieszkania gościa. Poprzeczka znacznie mu się obniżyła przez te ostatnie niecałe dwa tygodnie.
Pokiwał głową na jej pomysł, a jednak zamiast od razu zacząć zbierać wszystkie małe i większe klamoty na chwilę po prostu zawieszając na Leslie spojrzenie. Od jej ostatniej wizyty zmieniły się poduszki na kanapie i przybyło kilka magazynów i innych słoików na szafkach, karteczek i magnesów bardziej na widoku. Jedna z nich miała wypisaną datę na koniec tego miesiąca z podpisem ‘lokale na wesele. Ważne.’ Nie było to pismo Cavanagha, więc musiało być Asli. Pośród innych wizytówek, wakacyjnych kartek od znajomych i kilku numerów, Travis tego nawet nie zauważył, a Mayfield nie dostała okazji by mu powiedzieć.
A jednak, to nadal było to samo mieszkanie. Świeże ręczniki nadal znajdywały się w szafce nad zlewem, pracownia była na swoim miejscu, tak samo jak i łóżko w sypialni, płyty CD cały czas można było znaleźć w tym samym miejscu regału, a pilot wiecznie zmieniał swoje miejsce zamieszkania. Wolał myśleć o tym w ten sposób. Zamrugał wracając z zamyślenia, gdy Hugehs zwróciła mu uwagę. –No ogarniam, ogarniam. – Uśmiechnął się kącikiem ust odprowadzając ją wzrokiem.
Wszystko co powinno trafiło do zmywarki wstawionej tuż obok lodówki, Travis poodkładał też gazety i magazyny na swoje miejsce, a do pustego opakowania albumu Erica Claptona z powrotem wstawił płytę. Czy będzie musiał dzielić, które nagrania są czyje? –Trochę tak. – Przyjrzał się odpakowaniu nim otworzył szafkę. –Ale… to takie ładne określenie na zagłuszanie poczucia winy i próby ogarnięcia cudzego bagna. – Biurko w jego pracowni było zawalone kwestami finansowymi, photokopiami dokumentów od Shepherda, które pozwolił skanować, jak i notatnika Earla. –Ale to nie kwestia na dzisiaj. – Podsumował zamykając przed sobą drzwiczki i sięgając do kieszeni po paczuszkę z kolczykami. –Dzisiaj coś w końcu było tak jak trzeba…- Podszedł do jednej z kuchennych szafek i wyciągnął z niej kubek na samym końcu. Do niego wrzucił pudełko i odstawił go. –czyli w podsumowaniu sukces, a resztą będę zajmować się jutro. – Obrócił się, by tyłem oprzeć się o blat i zwrócić się twarzą do kobiety. Nie miał elektrycznego czajnika, toteż chwilę musieli sobie poczekać, aż ten na gazie zagotuje wodę. Wyciągnął trochę szyję, żeby spojrzeć na to co kobieta wrzuciła do kubków, ale gdy i tak niczego z tej odległości nie stwierdził, zostawił temat na za chwilę.
-Co ty swoją drogą uważasz o biżuterii na prezent? Spokojnie, niczego nie planuję. – Uniósł ramiona w symbolicznym geście kapitulacji. –Tak mi się trochę skojarzyło jak moja mama pytała o te kreacje i to wszystko. Chciałabyś w ogóle gdzieś się wybrać… na Halloween?, do nowego roku jeszcze trochę czasu mamy… – Kto wie jak wtedy będzie wyglądać sytuacja. Nawet teraz poddawał w wątpliwość czy będą w humorze gdziekolwiek wychodzić w wieczornych porach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Leslie nie przykładała uwagi do takich szczegółów. Miała to do siebie, że będąc u kogoś nie wpatrywała się intensywnie w każdy kąt, nie oceniała, nie szukała wszelkich niedociągnięć. To wszystko było dla niej nieistotne i wychodziła z założenia, że tak powinni się zachowywać wszyscy goście. Ona sama nie chciałaby, żeby ktoś odwiedzając ją, rozglądał się wścibsko po mieszkaniu, wywracał oczami czy nawet krytykował, że gdzieś miała jakiegoś śmiecia, że na komodzie zalegał kurz, a śmietnik powoli się przepełniał, bo nie chciało jej się ruszyć tyłka, żeby wynieść śmieci. Jeśli więc o nią chodziło, to Travis mógł mieć stos naczyń w zlewie, wszystkie skarpetki rozrzucone po podłodze w całym mieszkaniu, a ona i tak nie miałaby nic do tego.
Jego mieszkanie i jego życie.
Ona cieszyła się, że po prostu mogła tam być. Z dala od wszystkich, tylko z nim, jak za starych dawnych czasów. I nawet jej lekki egoizm nakazywał cieszyć się z tego, że tym razem... Naprawdę byli tylko we dwoje. Żadnej klejącej się do niego Asli, żadnego udawania, żadnych fałszywych uśmiechów i uczucia zazdrości, które przez tak długi czas usilnie musiała w sobie tłumić. Teraz czuła się tam naprawdę dobrze i swobodnie, nawet jeśli Travis dostrzegał wiele niedociągnięć.
Zagłuszenie poczucia winy? — zapytała i spojrzała na niego z zainteresowaniem, ciekawa tego, o czym tak właściwie mówił. Sumienie gryzło go, bo obecnie w kuchni powinna stać zupełnie inna kobieta? A może dlatego, że nie zadbał o to, by mieszkanie prezentowało się nieskazitelnie, zanim ją zaprosił? A może przez to, że wciągnął ją w swoje problemy? O cokolwiek by nie chodziło, miała to jednak gdzieś i była gotowa wybić mu te wyrzuty sumienia z głowy, bo nie miały one najmniejszego sensu. Ona sama ze swoimi zmagała się wystarczająco długo, by zrozumieć, że to i tak nie było nic warte i dużo łatwiej żyło się, kiedy akceptowało się to, że niektóre sprawy wyglądały tak, a nie inaczej. Czasami tak trzeba było, żeby człowiek nie zwariował.
Tu się zgodzę. Ten dzień za dobrze się kończy, żebyśmy myśleli o tym, co przyniesie jutro — przytaknęła. Skoro mogli jeszcze trochę przedłużyć tą chwilę szczęścia, to czemu mieliby tego nie zrobić? Gdybanie nad tym, co będzie dalej i tak okazałoby się pewnie nie warte straty czasu, bo oboje się już przekonali i to nie jeden raz, że życie zaskakiwało na każdym kroku, a snute w głowie scenariusze nie zawsze pokrywały się z rzeczywistością.
Spróbowałbyś coś planować — parsknęła śmiechem, ale zaraz spoważniała i zastanowiła się mocno nad jego pytaniem. — Właściwie to nie wiem... Zależy jaka to biżuteria i od kogo. Bo wiesz, od przyjaciół miło byłoby dostać jakieś kolczyki, czy inną bransoletkę, którą można kupić w przestępnej cenie. Od kogoś bliższego można by oczekiwać czegoś droższego. Niemniej, jest to kwestia finansów, bo nie chciałabym dostać od nikogo w ramach prezentu urodzinowego biżuterii wysadzanej diamentami z jakiegoś białego złota. Czułabym się z tym głupio — odparła w końcu. Co innego symbolicznie dostać coś prostego, a co innego jakieś luksusowe komplety z wyższej półki, które kosztowały więcej niż jej zarobki z kilku miesięcy zsumowane w całość. — Na ten moment nasze życie przypomina niekończące się Halloween — zauważyła. Mordercy szukający biżuterii, psychopatyczni eks, a jakby tego było mało, w myśl tradycji pracowali w zakładzie pogrzebowym. Chyba nie potrzebowała dodatkowych wrażeń. — A ty? Masz jakieś plany? Pomysły? — dopytała z zaciekawieniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Oświadczyłem się kobiecie z którą nie chciałem spędzić reszty swojego życia, chociaż wtedy wydawało mi się coś odwrotnego. – A pierścionek zaręczynowy nie był tylko błyskotką, którą można było pochwalić się znajomym, to nie była bransoletka podarowana ze sympatii. Pierścionek zaręczynowy, choć jeszcze nie był samym zawarciem związku małżeńskiego, właśnie takie nadawał poczucie. Był zapewnieniem, bo jak brzmiały słowa, które wypowiadał jeszcze nim wsunął go Mayfield na palec? A przecież znał siebie. Mimo tego zignorował doświadczenia ze swoich poprzednich związków i wciągnął w to Asli. Wzruszył ramionami, bo wydawało mu się oczywiste, że tak się czuł i pewnie tak właśnie powinien się czuć. W dodatku nie chciał wchodzić w to głębiej, nie chciał pocieszenia, o czym świadczyły kolejne słowa. Nakreślił Leslie jedynie do czego ta wina się odnosiła.
-Dokładnie. – Uśmiechnął się do niej, jakby właśnie nawiązali ciche porozumienie, nawet jeśli większość powiedzieli. W imię tego nieidealnego dnia, z naprawdę dobrymi elementami, warto było nie rozwlekać się nad czymś nad czym nie mieli jeszcze kontroli.
Z lekka pokiwał głową na jej odpowiedzieć. Miała sens i pokrywała się z tym jak on to sobie wyobrażał. Wbrew temu co mówił i tak robiąc o tej informacji mentalną notatkę, choć to nie tak, że było go aktualnie stać na szalenie drogie diamentowe naszyjniki. Poza tym, ostatnie dwa razy kiedy podarował kobietom biżuterię nie skończyło się to dobrze i to na dwa różne bolesne sposoby. –Nie przesadnie drogie i wystawne. Zapamiętam. – Puścił jej oczko. –To i owszem. – Żadnych więcej ‘psikusów’ nie potrzebowali. –No jasne. – Odparł, z podejrzaną pewnością siebie. Myśli jednak nie dokończył, bo właśnie zaczął gwizdać czajnik. Travis wyprzedził Leslie i przekręcił kurek. –Mam zamiar puścić Terminatora i przez jeden wieczór zapomnieć o wszystkim innym. Z resztą… – Kubki zalał wrzątkiem jedynie do połowy. –może do tego czasu część będzie już ogarnięta i do zapominania będzie tylko to ile nerwów to kosztowało. Przewiduję też lazanię i piwo. Możesz czuć się zaproszona. – Spojrzał na Hughes, unosząc kącik ust. Chciałby, aby do końca października jedna z tych spraw przestała być tak skomplikowana, żeby Marcus siedział już za kratkami. Wydawało się to bardziej osiągalne niż znalezienie naszyjnika, gdy nie miało się pojęcia gdzie szukać. Trzeba go było tylko zwabić, jednocześnie mając pewność, że się pojawi. Dać znać Blake’owi, żeby gość im przypadkiem nie zwiał i tego jednego problemu pozbyć się na własną rękę. –A propos, chcesz do tego Burbonu, albo whiskey…? – Spytał oddalając się w kierunku regału przy oknie aby wyciągnąć z niego napoczęty Burbon. Miał zamiar w końcu poczęstować się trunkiem gdy wiadomym było, że już się nigdzie nie wybierał samochodem. Dodał więc ten dodatek do swojej herbaty, przy okazji sprawiając, że będzie się jej mógł napić od razu, a nie za 10 minut. –Tak swoją drogą, pierwszy repertuar jest nie do negocjacji. – Podkreślił. –Ale jestem skłonny podyskutować na temat drugiego. – Jakiż on był dobroduszny. –A no i dla dzieciaków kupię te kwaśne cuksy, bo pewnie kilka zapuka. – Na twarzy błysnął by wręcz przebiegły uśmieszek. Wiedział, że to te czekoladowe zawsze najlepiej schodzą, wiedział, że statstycznie kwaśnie przypadały do gustu znacznie mniejszej liczbie dzieci. To był jak najbardziej świadomy wybór z jego strony. Ot tak, bo w innej wersji po prostu w ogóle by nie otwierał drzwi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie ty pierwszy i nie ostatni. Daj spokój — westchnęła. Okej, może było mu z tym źle, bo zostawił kobietę, która wiązała z nim swoją przyszłość i darzyła go uczuciem, ale jeśli miałby w tym związku tkwić tylko dlatego, że nie chciał zmagać się z sumieniem to prędzej czy później szczęście by ich opuściło a małżeństwo stałoby się nie do zniesienia. Zaczęłyby się kłótnie, ciche dni, zdrady, nieporozumienia, kłamstwa... I na co to komu? Zdaniem Leslie skoro wiedział, że Asli nie była tą, z którą chciał się ożenić to lepiej się stało, że załatwił to teraz. A Asli jakoś sobie z tym poradzi. Minie kilka tygodni i pewnie jeszcze się zdziwią, jak zobaczą ją gdzieś szczęśliwą z nowym kolesiem.
Jak już będziesz chciał mi kupować prezenty to.... Adoptuj mi psa — stwierdziła. Wolała czworonożnego kumpla, takiego upragnionego, o którym marzyła od wielu lat niż jakąś biżuterię, która prędzej czy później i tak zalegnie w szkatułce i zostanie na wieki zapomniana. A zważywszy na to, że zamierzała za jakiś czas wrócić do domu, to tym bardziej zwierzak byłby dobrym towarzystwem, żeby w domu nie było za pusto. — Jakiegoś dużego, ale młodego. Nie chcę go za kilka miesięcy grzebać w ogródku — dodała jeszcze. — Może być w typie bernardyna albo czegoś w tym guście. Będzie mnie grzał w łóżku — podsumowała. Zwierzak musiał być duży. Nie chciała jakiejś małej rozszczekanej pierdoły, na którą musiałaby uważać, żeby nie zadeptać. Lepiej jak już takiego, co można się do niego w zimowe wieczory przytulić. Takie miała wymagania...
Terminator... No jasne — mruknęła pod nosem. Byłaby w szoku, gdyby zaproponował coś... normalniejszego. Komedię jakąś, albo nawet thriller czy coś w tym guście. Cały Travis, a jej przez myśl przeszło, że kiedyś najzwyczajniej w świecie pozabijają się o swoje odmienne gusta, skoro żadne z nich nie potrafiło dać za wygraną i brnęło twardo we własne postanowienia jeśli chodziło o filmowe repertuary. — Ale lasagne i piwo brzmią przekonująco. Masz to jak w banku, że dotrzymam ci towarzystwa — dodała, kiedy wspomniał o jedzeniu i piwie. Ba, była gotowa nawet pomóc mu w przygotowaniu tej lasagne, bo gotowanie z kimś zawsze dawało więcej frajdy niż w pojedynkę. Mogli też coś zamówić, jednak w tej kwestii również miała swoje zdanie i polegało ono na tym, że co przygotowane w domu, było lepsze niż to, co zamawiało się na mieście. Nie, żeby z jedzenia na mieście przez to rezygnowała. Czasami było to cholernie wygodne.
Niee, ostatnio wypiłam tyle, że już nie jestem w stanie przełknąć żadnej dawki alkoholu — odparła, kręcąc głową. Pora wrócić do normalności. Odpuścić sobie alkohol, który skutecznie tłumił emocje, jakie się w niej burzyły i spróbować doprowadzić życie do porządku trzeźwością, a nie procentami, bo te i tak na dłuższą metę nie pomagały i jedynie wzbudzały wyrzuty sumienia, że marnowała czas. Sama herbata wystarczyła. Poza tym przyjemnie rozgrzewała nawet bez wkładki.
Oczywiście, że nie jest. Byłabym zaskoczona, gdybyś chociaż raz chciał negocjować te swoje filmy — rzuciła z lekkim wyrzutem, ale zaraz się roześmiała. Nie była zaskoczona. I była skłonna przymknąć na to oko, bo jakoś Facetów w czerni przetrwała, to i Terminatora uda jej się przeżyć. Nie mogło być przecież tak źle. — Właściwie to mam inną propozycję. Zamiast dyskutować, spiszmy na karteczkach swoje filmy. Wrzucimy wszystko do jednego słoika, wymieszamy i jak będziemy chcieli coś obejrzeć, to decydować sprawiedliwie będzie losowanie — zasugerowała. Może nie do końca sprawiedliwie, jeśli filmy jednej ze stron będę losowane kilka razy z rzędu, ale prędzej czy później zadziała to w drugą stronę.
Jezu, jesteś okrutny... Ja dzieciakom piekłam dyniowe ciasteczka, a ty im dajesz kwaśne żelki — jęknęła, wywracając oczami. Był niemożliwy i bezduszny. Dzieciaki się dobrze bawiły, a on im oferował coś za czym nie przepadały. — Tobie też dawali kwaśne żelki jak biegałeś po domach z wiaderkiem? — zapytała z zaciekawieniem. Może miał jakąś traumę z dzieciństwa i teraz odwdzięczał się kolejnym pokoleniom za to, co sam musiał przeżyć?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bardzo chciałby po prostu dać spokój, ale miesięcy, które kobiecie zmarnował nie mógł zwrócić. Nie mógł się więc pozbyć wrażenia, że skrzywdził ją mimo iż nie musiał. Co by było gdyby… robił sobie dokładnie to co mówił Blake’owi, że nie ma sensu. Jasne, że gdyby wiedział to co wie dzisiaj to postąpiłby inaczej, ale nie wiedział i nic więcej w tej sprawie nie mógł zrobić. Nie powiedział więc nic więcej, bo i nie było co mówić. Z czasem to minie, a może Asli rzeczywiście będzie z kimś kto na nią zasługuje.
Uniósł w zainteresowaniu brwi, z lekkim uśmiechem dowiadując się, że Hughes marzył się czworonożny towarzysz. –Masz to już całkiem przemyślane, co? – Zauważył. –W nocy grzał, a w pracy będzie się chować pod biurkiem, jak futrzasty koc? – Robota to pierwsze o czym pomyślał, bo nie dało się ukryć jak wiele czasu tam spędzali. –Też chciałem mieć psiaka, ale z moimi wyjazdami nie było szans. – Pokręcił sam do siebie głową. –Teraz też… trzeba by wokół tego manewrować, ale no… Jeśli coś takiego zorganizuję to nie będzie to taka niespodzianka raczej. – Wolałby dać Leslie znać i upewnić się, że ta będzie mogła w ogóle przyjąć pod swoją opiekę pupila. –Ale zanotowałem sobie. Bernardyn lub rasa pochodna. – Nie miał zamiaru przepuścić okazji na otrzymanie takich dokładnych wytycznych. Miłe zaskoczenie nie było złe, ale prezenty idealnie trafiające w to czego sobie druga osoba życzyła mogły być jeszcze lepsze.
-No co? Co jest nie tak z Terminatorem? To klasyk. – Wyglądało na to, że Travis tak nazywał co drugi film, ale to rzeczywiście były klasyki. –Jest trochę nawet w klimacie i nie ma tam żadnych kosmitów. – Zauważył. Jasne, robot przybywa z przyszłości, ale większość czasu i tak spędzona jest w latach 80, przez które Arnold się przedziera. –To jesteśmy umówieni. – Podsumował z zadowoleniem.
-Okej. – Nie naciskał. Dolał do jej kubka wody, a Burbon zaraz odstawił na miejsce po tym jak sam się poczęstował. Chwycił swój napar i skierował się na kanapę. Może nie był to temat, który powinien był tak szybko zostawić w tyle, ale domyślał się dlaczego Leslie więcej piła, zważając, że stosował podobną taktykę.
-Bez przesaady. – Spojrzał na nią z lekkim oburzeniem, podszytym rozbawienie gdy już usiadł. –Poza tym, to nie tak, że ciebie jest łatwo odciągnąć od tego co sobie wybierzesz. – Co tu było wiele gadać? Oboje byli dość uparci i to do irytujących stopni, ale koniec końców Travis był zdania, że potrafili dojść do porozumienia. –Dobra… – Doparł z lekkim wahaniem, gdy myślał o tej propozycji. –Ale ustalmy, że na przykład rozpisujemy po mniej więcej tyle samo w danych kategoriach. I jak filmy mają ze dwie albo trzy to idziemy z tym co jest głównym w co wpadają. – Nie wiedział ile kobieta zna wyciskaczy łez, ale zdecydowanie nie chciał dać im przewagi tym, że karteczek o takich tytułach byłoby więcej. Szanse musiały być wyrównane.
-Ty wypiekałaś im ciasteczka? – Spojrzał na nią, jakby to ona była ta dziwna. Jak na jego gust to było zdecydowanie za dużo pracy. Jedyne co on był skłonny zrobić to ewentualnie kupić te fajne czekoladowe słodycze. Ale swój wysiłek dla obcych dzieci? Miał lepsze rzeczy do roboty. –Próbujesz mi jakąś psychoanalizę zrobić? – Zaśmiał się z lekka. –U nas nie bardzo świętowali haloween. Nie w tym sensie, że biegaliśmy od drzwi do drzwi. Spotykaliśmy się na świetlicy, albo u kogoś w domu i tam się najadaliśmy słodyczy. – Przyznał, ze wzruszeniem ramion i na potwierdzenie, że wszystko było normalnie, chociaż od normy trochę odstawało. –A ty nie dostawałaś wypiekanych ciasteczek… – Zmrużył lekko oczy, spoglądając na nią zza swojego kubka, z którego właśnie wziął wręcz profesjonalny łyk. –I teraz może próbujesz to innym dzieciom zrekompensować?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Od lat marzę o psie. Wierz mi, przeczytałam wszystko o wszystkich rasach, doszkoliłam się pod każdym możliwym względem w tym, jak go wychować. Jakby nie to, że Marcus był na nie, to już dawno bym jakiegoś miała — odparła i lekko się skrzywiła. Niby jej dom, niby jej sprawa, ale jak wysłuchiwała odgrażania się, że pies wyleci, zostanie utopiony albo skończy w schronisku czy w chińskiej knajpie, to cały jej zapał by odwiedzić schronisko albo jakąś hodowlę ulatywał w mgnieniu oka. Nie chciała brać zwierzaka, by ten cierpiał tak jak i ona cierpiała przez ostatni rok. To nie byłoby fair wobec takiej bezbronnej istoty, której powinna zaoferować co najlepsze niczym dziecku. — Dokładnie tak, chociaż nie sądzę by Blake zgodził się na psa w Serenity a co jak co, nie chcę stracić tej pracy. Przynajmniej póki nie znajdę czegoś nowego — westchnęła. Nie wiedziała, jak długo pociągnie w zakładzie pogrzebowym, kiedy obok kręciła się Asli. To ją męczyło, bo sumienie dawało się mocno we znaki, przekładało na nadgodziny a to zaś ciągnęło za sobą coraz gorsze samopoczucie. Rozważanie przeniesienia się gdzieś indziej, w ostatnich dniach przychodziło jej z niebywałą łatwością. — Po prostu... Masz zielone światło i tego się trzymajmy. A czy nastąpi to za miesiąc czy za rok, to nieistotne — uśmiechnęła się. Tyle lat wytrzymała bez psa, to jeszcze chwilę sobie na niego poczekac może. Szczególnie że w tej chwili sytuacja była dość niestabilna, kiedy ona pomieszkiwała u Lottie, przed sobą miała perspektywę przeniesienia się do Travisa, a gdzies tam po mieście błąkał się pieprzony Marcus.
Nie wiem... Jest w połowie jakiś taki... Mechaniczny — wzruszyła ramionami. Widziała jakieś obrazki z terminatora, obejrzała nawet zwiastun ciekawa co to za twór, ale nie przemówiło to do niej w najmniejszym stopniu. Wolała zamiast tego obejrzeć kolejną bajkę Disneya.
Okej, możemy tak zrobić — zgodziła się, bo brzmiało sensownie. On nie zadręczy jej kosmitami i robotami z przyszłości, ona nie da mu popalić wyciskaczami łez i bajkami. Nie widziała więc żadnych powodów do tego, by negocjować te warunki, bo sprawiały wrażenie takich, w skutek których oboje byliby zadowoleni.
No a co w tym dziwnego? Niech mają — odparła, nie widząc w tym niczego nadzwyczajnego. Lubiła piec ciasteczka, a jak jeszcze mogła kogoś uszczęśliwić, to już w ogóle miała z tego niezłą frajdę. Co innego, jak miała je piec tylko dla siebie. Potem je zjadła i patrzyła na wagę, czy nadmiar słodkości przypadkiem nie poszedł jej w tyłek. Na jej szczęście miała jednak dobre geny Hughesów, więc waga jej nie rozczarowywała.
Może. Muszę wiedzieć z kim być może będę pomieszkiwać — stwierdziła z miną niewiniątka. Nic nie było jeszcze przesądzone, bo wciąż nie była pewna tego, czy to aby na pewno była najlepsza z dostępnych opcji, jakie przed sobą miała, ale była skłonna to przemyśleć i rozważyć, by w nadchodzących dniach być może podjąć tę ostateczną decyzję. — Bez sensu... Bieganie od drzwi do drzwi, to najlepsza frajda, jaka może być i jak kiedyś dorobię się dziecka, to przysięgam, że będzie miało co roku inne przebranie i będzie dręczyć sąsiadów — wypaliła, totalnie nie rozumiejąc, jak można było obchodzić to święto w sposób inny. Zaskoczył ją. Była przekonana, że każdy obchodził to w ten sam sposób, no chyba że rodzice widzieli w tym jakieś satanistyczne zwyczaje, a bywało i tak. Wątpiła jednak w to, by Sharon miała jakąś religijną paranoję.
Właściwie to nie dostawałam. I wiesz co? Często trafiałam na najgorsze cukierki, bo wychodziłam późno i dzieciaki zbierały te najlepsze przede mną — przyznała. Nigdy nie potrafiła się wyrobić do wyjścia tak, by być pierwszą i zgarnąć co lepsze słodkości. Za każdym razem z rozczarowaniem patrzyła na czekoladki z wiśniami albo cukierki, których smaków nie lubiła jakoś specjalnie. O czekoladkach z gorzkiej czekolady nie wspominając.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skrzywił się razem z nią na wzmiankę o tym, że jedyną przeszkodą przed posiadaniem pupila był Marcus. Najgorsze było to, że nawet teraz nieszczególnie mogła sobie na to pozwolić. Gość nadal mógł wpaść do domu kiedy by mu się to podobało. Strach było samemu tam spać, więc i zwierzaka nie można by było zostawić. Jeden facet, a na tyle sposobów zatruwał jej życie. Może w końcu policja znajdzie go po prostu w jakimś rowie, po tym jak wpadnie do niego po pijaku. Tak byłoby dla wszystkich łatwiej. Cavanagh znalazłby dla Leslie tego psa już teraz, gdyby nie to jakie niezamknięte były ich problematyczne sprawy. –No nie, też mi się nie wydaje, że to by przeszło. – W tej kwestii bardziej żartował. Tylko dlatego, że znali Blake na stopie prywatnej nie było powodem, żeby wchodzić mu na głowę, a i można było kwestionować jak odpowiednim miejscem dla psa był dom pogrzebowy. –I jak to póki nie znajdziesz czegoś innego? – Zauważył, marszcząc lekko brwi. –Szukasz pracy gdzieś indziej? – Miała do tego prawo, a przez prawie tydzień nie rozmawiali, więc nie mógł mieć pretensji, że nie znał jej planów, które mogły zostać obmyślone w ostatnim czasie. A jednak, trochę go to zaskoczyło. –Przyjąłem. – Skinął głową i uśmiechnął się. Czyli właśnie brzmiało to jakby kwestia została już postanowiona i Travis nie mógł powiedzieć by był przeciwko niej. Od biżuterii naprawdę chyba wolał trzymać się póki co z daleka.
-No nie w połowie. To jest cyborg, pokryty ludzką skórą, żeby… – Zatrzymał się nim zabrnąłby w wyjaśnianie fabuły. –Więc, tak całkowicie jest mechaniczny. – Nadal nie do końca rozumiał skąd brał się problem dla Leslie, ale chyba wolał w to tak do końca nie wnikać, bo rzeczywiście wszystko by jej opowiedział. Koniec końców, mimo tego, że niektóre ich gusta się pokrywały to musiał pamiętać, że nie wszystkie. Trudno. Do niektórych on będzie ją przekonywał do niektórych ona, a dzięki losowaniu z większej puli będą mieli szanse spróbować wszystkiego po trochu. To był naprawdę dobry pomysł na ich sytuację.
-No więc jak dla mnie, nie ucierpią jak dostaną coś kwaśnego na wyrównanie. – Wzruszył ramionami, chociaż nie była to żadna obrona do jego argumentu. Nie miał argumentu. Robił to dlatego, że wydawało mu się zabawne, a jednocześnie nie wyrządzało tak naprawdę nikomu krzywdy. Taki mały ‘psikus’.
-Mhmm. – To nie była wcale zła taktyka, gdyby już się tyle czasu nie znali. –Jesteś pewna, że to dzieci mają frajdę, czy ty chcesz je przebierać i wysyłać do dręczenia sąsiadów? – Zauważył z rozbawieniem. –I nie wiem… – Wzruszył ramionami. –u nas robili to chyba dlatego, że łatwiej było zebrać dzieciaki w jedno miejsce, nie było nas tak dużo. – Mówił, oczywiście o czasie jeszcze nim przeprowadził się do Redmont. –Przebieranie było całkiem fajne. – Musiał przyznać. –Słodycze też, tylko do ludzi mi się nie chciało chodzić. Nie brzmi to wcale jak… zabawa. – Skrzywił się na przypomnienie o swoim pierwszym Halloween na nowej dzielnicy. Po tym kompletnie odpuścił sobie całe to bieganie i zamiast tego zapraszał kolegów na planszówki, kiedy już udało mu się kilku zdobyć. Kolegów. Planszówek miał pod dostatkiem.
-Widzisz. Same rozczarowanie. – Wskazał do niej dłonią. – Zostałabyś w domu, przemyciła jakąś czekoladę z ukrycia i wieczór udany. – Rozłożył ramiona jakby znalazł idealne rozwiązanie. Poczęstował się kolejnym łykiem ‘’herbaty”. –Nie no… – Uśmiechnął się sam do siebie. –Nie mówię, że to jest dla wszystkich, ale prawda jest taka, że jakby do ciebie zapukały spóźnione dzieciaki to pewnie też już nie miałabyś dla nich tych fajnych ciasteczek, tylko trzeba by było coś innego szukać. Właściwie to dlaczego za późno wychodziłaś? – Z góry założył, że wybierała się razem z siostrami, więc pewnie na którąś z nich zrzuciłby winę, lub też to właśnie przez Leslie wszyscy musieli przyjmować owocowe cukierki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dokonała złego wyboru, za który przyszło jej zapłacić pod wieloma względami. Miała jednak szczerą nadzieję, że w końcu przyjdzie taki dzień, kiedy los postanowi jej odpuścić. Że głupota zostanie odpokutowana, a ona będzie mogła cieszyć się spokojnym i szczęśliwym życiem, gdzie nie będzie miejsca ani dla Marcusa, ani dla widma wspomnienia o nim. Musiała tylko... Zmotywować policję do tego, by stanęli na wysokości zadania, a to wydawała się zadaniem równie ciężkim, co szukanie zaginionej biżuterii.
Rozważam to. Sam dobrze wiesz, że jest dość niezręcznie. Nawywijaliśmy, a ja naprawdę nie mam głowy do tego, żeby przejmować się jeszcze tym, co myśli Asli i co gadają za naszymi plecami — mruknęła z lekkim grymasem. Nie żeby osądzała wszystkich w Serenity o jakieś plotki po kątach, ale kiedy było się w takiej sytuacji w jakiej znaleźli się z Travisem i Asli, to nie ciężko było o to, by poczuć się gorzej w miejscu, w którym mijali się niemal każdego dnia i spędzali tam razem czas po kilka godzin dziennie. Travis miał to szczęście, że głównie pracował w terenie, ale ona i Asli... Chciały czy nie, mijały się. W toalecie, w biurze, przy wejściu. To potrafiło wykończyć psychicznie, zapewne jedną, jak i drugą. A że Leslie w jakimś stopniu czuła się winna, bo gdyby siedziała cicho, to może by do całego zamieszania nie doszło, to postanowiła sobie, że jak ktoś będzie się ewakuował, to będzie to ona.
Okej... Nie mów nic więcej. Po prostu to obejrzymy — machnęła ręką, bo jakby zaczął jej opowiadać fabułę, to mogłaby do reszty stracić zapał do tego, żeby kolejny raz się przełamać i zapoznać z czymś z męskiego repertuaru. Wolała żyć w niewiedzy, wspomnieniem trailera i tych kilku zdjęć, by ostatecznie pozwolić filmowi samemu się wybronić. Lub nie... Bo to już miał zweryfikować seans, który wcale nie był aż tak odległy jak mogłoby się wydawać, kiedy od Halloween dzieliło ich zaledwie kilkanaście dni. Najważniejsze było jednak to, że udało im się dojść do jakiegoś porozumienia z tym losowaniem filmów. To dawało nadzieję na to, że prędzej czy później się nie pozabijają.
Uważaj, bo karma lubi wracać i kiedyś może wrócić do ciebie, jak dzieciaki za te kwaśne żelki wykręcą ci psikusa — zaśmiała się. Robił co chciał. Skoro dobrze się bawił to świetnie, ale musiał wiedzieć, że dzieciaki koniec końców wcale nie były takie niewinne i potrafiły się mścić jak mało kto. A coś jej mówiło, że Travis nie przewidział tego, iż psikusy jakie im wykręcał, naprawdę mogłyby do niego wrócić. Wtedy nie będzie miał żelek, a przy okazji będzie się zmagał z żartami dzieciaków.
Hmmm... Jedno i drugie. Jestem okropna, nie? — zaśmiała się, ale miał rację. Dręczenie sąsiadów, zwłaszcza tych nielubianych i to z pomocą dzieci, mogłoby być niezłą zabawą, bo dziecku nikt nic nie powie, a niektórym z sąsiadów chętnie zagrałaby na nosie. — Skoro tak... To faktycznie ma trochę sensu — trochę, ale nie do końca. Bo skoro było ich niewiele, to tym lepiej byłoby się przejść po domach, gdyż mniejszą gromadkę było łatwiej upilnować. A przynajmniej tak wydawało się Leslie. W ostateczności jednak machnęła ręką, bo było minęło. Teraz i tak byli na to za starzy, a skoku w przeszłość nie zrobią, żeby mogła go zaciągnąć na jeden taki spacerowy wieczór.
Hej, nie same. Może ze słodyczami się nie udawało, ale za to przejście się po okolicy i zobaczenie jak ludzie wystroili swoje domy i ogrody było świetną zabawą! Nie masz pojęcia, ile niektórzy wkładają wysiłku w to, żeby naprawdę straszyło. Zresztą... Zanim zaczniemy ten seans z terminatorem, pójdziemy na spacer! Sam zobaczysz, że to świetna zabawa — odparła i rzuciła mu spojrzenie z tych, które miały mu dać do zrozumienia, że nie miał co z nią dyskutować. Musiał nieco zmienić swoje plany zalegania na kanapie, bo ona miała w planie wyciągnąć go wieczorem na miasto. — Zawsze byłam marudna pod względem przebrań. Lubiłam mieć kilka i nie potrafiłam rozstać się z tymi z poprzednich lat, póki były na mnie dobre. Jak przychodziło co do czego, to przebierałam się kilka razy, nie potrafiąc się zdecydować — przyznała ze śmiechem. Typowa kobieta, która dłużej szykowała się do wyjścia, niż spędzała czas poza domem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dość niezręcznie. Było na to lekkim określeniem. Cavanagh w głównej mierze się od tego izolował, a to co z jego uwagi pozostawało było pochłaniane przez inne sprawy. Nawet nie wziął pod uwagę, że ktokolwiek mógłby o tym mówić i jak to mogło wpływać na Leslie. Domyślał się, że nie będzie łatwo po prostu mijać się teraz z Asli, ale cicho miał nadzieję, że jednak nie będzie to tak częste by popchnąć kobietę to takich decyzji. Wiedział, że nie mógł mieć wszystkiego na raz. Nie mógł sprawić by Asli nie czuła się jeszcze dodatkowo odrzucona, oprócz tego, że się rozstali, jednocześnie nie wprawiając w zakłopotanie Leslie. –To nie tak, że masz na to jakiś wpływ. Asli raczej nie ma o tobie najlepszego zdania, z resztą jak i o mnie, więc… – Uniósł nieco ramię. Nie przekonają jej przecież, że było inaczej. Spojrzał na swoje dłonie, chwilę rozważając co powie. –Ale… jeśli myślisz, że tak byłoby dla ciebie lepiej... – Kim był, by ją tam zatrzymywać? Z resztą, nie chodziło o samą pracę w Serenity. Na jednym zakładzie pogrzebowym nie kończył się rynek pracy, a oni nie stracą okazji do widywania się. Chodziło o to, że powód nie był… odpowiedni. A może właśnie był. Skoro atmosfera miała ją psychicznie wykańczać… -Teraz to ma sens dlaczego w niektórych miejscach pracy zgłasza się takie rzeczy do HR i podpisuje dokumenty. – Nie był do końca pewny jak miałoby to polepszyć ich sytuację, ale potrzebował przynajmniej odrobiny humoru. Przybijające było myśleć, że w tak niewielkiej ilości pracowników znalazło się tylu z bliskimi, a jednocześnie sprzecznymi relacjami. W dodatku to był pomysł Travisa, by polecić Asli na wolną pozycję w Serenity. Co prawda było to już w przeszłości i tego na pewno nie można było zmienić. Zapewne gdyby mogło to rozwiązać problem to on po prostu by się zwolnił i tak w jego głowie byłoby najsprawiedliwiej, ale jednak Asli nadal widywałaby się z Leslie.
-Jestem gotowy. – Przyznał, jakby tak naprawdę mówił ‘wyzwanie zaakceptowane’ –Docenię, jeśli uda im się wykręcić jakiś dobry numer. – Chociaż tak jak podejrzewała Hughes, on rzeczywiście nie sądził, że za śmieszne słodycze dzieci zaraz będą robić raban. Pośród jego kwaśnych żelków będą miały jeszcze tonę innych słodyczy, co budowało w nim przekonanie, że skończy się na rozczarowanych minach, wciśnięciu niechcianych paczek młodszemu rodzeństwo i tyle. –Punkty bonusowe, jeśli jakoś będzie to powiązane z kwaśnym smakiem. Wtedy na następny rok ogarnę jakieś czekoladowe. Zasłużą sobie. – Przyznał. Przynajmniej będzie wiedział, że włożyły w to trochę wysiłku i pomysłu. Kostiumy to… to inna sprawa. Dzieci były z nich zadowolone, ale w większości był to wysiłek rodziców.
Zawtórował jej lekkim śmiechem i pokiwał głowę. –A mówisz, że to mnie karma dosięgnie. Co się dostaje, za granie na nerwach sąsiadów za pomocą uroczych dzieci? – Oczywiście, że byłyby urocze. To byłyby dzieci Leslie i…. dzieci Leslie, dla których w dodatku przygotowałaby kostiumy. Strojenie domów to był kolejny poziom i widział jak niektóry wkładali w to wiele wysiłku, chociaż u niego w Redmont nikt nie robił szalonych wystaw. Było raczej standardowo i takie podejście rozumiał. O ile nie byłoby w tym jakiejś tradycji (nie samej halloweenowej), o ile nie znalazłby tego wewnętrznego entuzjazmu to poddawał w wątpliwości czy cokolwiek by wywieszał. Miał już robić krzywą minę na ten pomysł spaceru. Już tak wygodnie mu było w tym wyobrażeniu na kanapie, w przekonaniu, że nie dosięgnie go żadne zło, ale widząc jak patrzyła na niego Leslie, nic nawet nie pisnął. Przede wszystkim, chciał sprawić jej przyjemność i większość drogi obserwować jak iskrzą się jej oczy, gdy napotykają co to coraz bardziej kreatywne dekoracje. –Skoro tak mówisz, to trzeba się będzie przekonać. – Uśmiechnął się na kwestię przebierania. Potrafił sobie wyobrazić jak mała blondyneczka kręci tym swoim uroczym noskiem, nie przekonana do swojego aktualnego wyboru. –No to nic dziwnego. Mi to niewiele wystarczało. Zakładałem pelerynę i już był kostium. Ale raz mi tata zrobił kostium iron mana z kartonu. To był dobry dzień. – Pokiwał głową. –Kolegom to mało gały nie wyszły na wierzch, bo to w sumie naprawdę dobrze wyglądało. Ojciec to pomalował farbą w sprayu i zaimpregnował, także się nieźle trzymało. – A później i tak nigdzie nie wyszedł, ale z kolegami i tak się świetnie bawił. –Tak lataliśmy po salonie, że stłukliśmy wazon mamy. Na szczęście nie żaden ulubiony. Później mi się przyznała, że to był prezent od kuzyna ojca, za którym nieszczególnie przepadała, ale nie miała serca tego przyznać. A my się zrzuciliśmy z kieszonkowego, żeby go odkupić. No wiesz, jakiś inny dać w to miejsce. – Tamten był na tyle fikuśny, że i tak by nie znaleźli drugiego takiego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No przecież wiem. Idę o zakład, że mnie wini... I w sumie po części ma rację, bo jakbym... Zresztą nieważne. Stało się — nie chciała o tym rozmawiać. Machnęła ręką i dla niej temat był zakończony. Asli miala żal do niej, miała też żal do niego, a oni mogli mieć co najwyżej wyrzuty sumienia, że na rzecz własnego szczęścia, pozbawili ją tego jej. I to jeszcze w takim momencie, kiedy wszystko powinno wydawać się naprawdę stabilne i trwałe. Cóż... Nie wyszło. A konsekwencje koniec końców ponosili wszyscy.
Czekam na dzień, kiedy zadzwonisz i zaczniesz na nich psioczyć — skwitowała. On był gotowy na numery, które mogły mu wykręcić dzieciaki, ona zaś nie mogła się tego dnia doczekać by poznać reakcję Travisa na jakieś wymyślne psikusy, które niekoniecznie musiałyby mu przypaść do gustu. No i rzecz jasna czekała też na to, by wypomnieć mu, że przecież mówiła, że karma do niego wróci. — Aleś ty łaskawy. Kto by się spodziewał? — parsknęła śmiechem, gdy wspomniał o punktach bonusowych i pokręciła głową. Był niemożliwy. Ale oboje mieli w sobie coś z typowych złośliwców, więc koniec końców nie mogła marudzić jakoś bardzo, że chciał się pastwić nad kubkami smakowymi dzieciaków. Miała tylko nadzieję, że nie był brutalny do tego stopnia, żeby przepakowywać kwaśne żelki do opakowań po słodkich. I wolała o to nie pytać, by przypadkiem nie dać mu pomysłu, który mógłby wcielić w życie.
Pewnie jeszcze gorszych sąsiadów w przyszłości. Ale wtedy dzieci będą starsze i bardziej wredne, więc... Utknę w błędnym kole — wzruszyła ramionami. No trudno, musiała się z tym pogodzić, bo nie mogła zaprzeczyć, że i ją ta karma miała dopaść prędzej czy później. Aczkolwiek to było zależne od tego, czy dzieci się w ogóle kiedyś dorobi. Póki co nie zanosiło się, a nawet jakby się miało zanosić, to wcale żadnego nie chciała, bo wolała jeszcze kilka lat pokorzystać z życia.
Gwarantuję, że będziesz się dobrze bawić. A jeśli uznasz, że to nie to, to po prostu wrócimy tutaj i obejrzymy ten film, okej? — zaproponowała, gotowa iść na taki kompromis. W końcu ciąganie go na siłę po kolejnych ulicach miasta nie miałoby żadnego sensu, jeśli nie czułby żadnego zafascynowania tym, jak swoje domy potrafili wystroić mieszkańcy Seattle. A jeśli mu się spodoba to... Będzie zadowolona i będzie liczyła na to, że wyrobią sobie w ten jeden wieczór nową tradycję, którą będą chcieli odhaczać każdego roku.
Zastanawiam się teraz... Kiedy stałeś się taki szalony i żądny wrażeń, skoro kiedyś wystarczyła ci peleryna i kawałek kartonu do pełni szczęścia — przyznała z lekkim rozbawieniem. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Patrząc na to, że była święcie przekonana że teraz nie miałaby większego problemu z przekonaniem go do tego, by dał się wymalować w myśl tradycji i zaciągnąć na halloweenowe karaoke, ciężko było jej zwizualizować sobie takiego małego, kilkuletniego Travisa, który zamiast szaleć, ubierał pelerynę i zapraszał kilku kolegów na planszówki. Brzmiało to jednak cholernie uroczo i dlatego też rzuciła mu odrobinę rozczulone spojrzenie, kiedy opowiadał o tym, jak mu kumple zazdrościli tego przebrania iron mana i jak przebiegł tamten wieczór.
Wazon... Cholera, sprawdziłeś wazony Sharon? — zapytała nagle, nieco zbaczając z tematu, ale chyba nie znała człowieka, który w różnego rodzaju wazonach, starych doniczkach i innych pojemnikach nie chował biżuterii i różnego rodzaju ozdób, by nie walały się po wszystkich kątach domu. A potem takie drobiazgi zalegały w nich przez lata i znajdowało je kolejne, a nawet jeszcze następne pokolenie, bo ten kto je tam schował, już dawno zapomniał o ich istnieniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-No już dam radę na spacer się przejść. Nie jestem marudnym dzieckiem. – Stwierdził z rozbawieniem, gdy Leslie chciała wracać do domu na pierwszą oznakę jego niezadowolenia. Hipotetycznego, bo przecież jeszcze nie wiedzieli jak się potoczy tamten wieczór. Mógł z pewnością siebie powiedzieć, że nie zamieni się w połowie w Osła ze Shreka, by wypytywać Hughes jak daleko mają do oglądania jego filmu. –Poza tym, ewentualną rekompensatę mogę przyjmować w różnych formach. – Uniósł kącik ust w sugestywnym wyrazie, nim się z lekka zaśmiał. To raczej on powinien jej rekompensować popsuty wieczór, niżeli odwrotnie.
-Zawsze byłem. – Odparł jakby to była oczywista oczywistość. –Tylko się skala zmieniła. – Dla niego zabawy w domu, bieganie po podwórku to były szaleństwa. Nawet rozgrywki planszówek potrafiły być emocjonujące, ale i tak najlepiej było podczas rpgów. Grupka dzieciaków z wielką wyobraźnią, kilka zmyślonych postaci i fikcyjny świat zaczerpnięty z komiksów i filmów to był przepis na długie wieczory pełne wrażeń. Wtedy przebierali się nie tylko na halloween i pukanie do drzwi o słodycze nie mogło równać się ze zwalczaniem laboratoryjnych dinozaurów wyniszczających parki na Marsie. Oczywiście z czasem, rozgrywki rpgów zastąpione zostały treningami, wyścigami na deskorolkach (w pozycji siedzącej ) wzdłuż ulicy i wpadaniem na inne genialne pomysły.
Pokiwał trochę smętnie głową. –Nie mówiłem jej tego, ale przejrzałem jej biżuterię i wszystkie pojemniczki, nawet te w kuchni i puszkę w której trzyma igły, nitki i masę guzików. Także, ta… mocne naruszenie prywatności, ale to nie tak, że to gdzieś miała i jej się zapomniało. – Zwłaszcza, że ostatnim razem nie przyznał się, czego konkretnie poszukiwał, więc i nie spytał mamy, aby przejrzała własne szpargały. Przez przypadek odkrył spinki do mankietów, które Sharon kupiła w prezencie dla Stephena, a jeszcze wtedy ich nie dała. Travis zrobił wyraźną mentalną notatkę, aby pamiętać o byciu zaskoczonym gdy przy jakimś spotkaniu ojciec się nimi pochwali.
Jak to z nimi było rozmawiali jeszcze przez dobrą godzinę, jak nie dłużej. Już dawno z kubków znikła herbata, ale żarty i rozkładanie na części elementów dzieciństwa, najsilniejszych, a najlepszych Avengersów, czy nawet tego spotkania z wredną profesorką Leslie, gdy Travis przelotnie odwiedzał ją na uczelni nie było końca. A pamiętasz jak…, nie wierzę, że ty…, i wtedy oni… . Mogli tak do rana, ale pierwsze ziewanie przypomniało o później porze i jutrzejszych zobowiązania na które trzeba było dotrzeć. Tym razem spóźnienie jednego oznaczałoby też spóźnienie drugiego.
Travis zabrał oba kubki podnosząc się z miejsca. –Czyli ten… – Wskazał luźno w kierunku głównej łazienki. –Ręczniki są w tym samym miejscu. – Odniósł naczynia do zmywarki, przy okazji wrzucił do niej kostkę i nastawił od razu standardowy tryb. W końcu naczynia z ostatniego tygodnia zaznają co to jest wolność. –Ah. – Pstryknął palcami. –Tylko dam ci jakąś koszulkę. – Przeszedł się do ostatnich drzwi na lewo, po to by jeszcze dodatkowo wejść do garderoby, dopiero tam przypominając sobie, że zostawił kartony z rzeczami Asli na środku pomieszczenia. Przesunął je nieco nogą, aby dostać się do własnej szafy i wyłowić z niej zwyczajny, pierwszy lepszy t-shirt. Tak mu się przynajmniej wydawało dopóki materiał się nie rozwinął ukazując logo Waszyngtońskiego Uniwersytetu w Seattle. Stare dzieje. Musiał ją gdzieś dostać podczas pierwszego roku. Niewiele więcej o tym myśląc odnalazł Hughes by wręczyć jej znalezisko. –I wiesz co? Mam tutaj też nieodpakowane szczoteczki… – Sięgnął do szafki nad pralką. Zawsze miał zapas, skoro kupował je w pakietach, a nie pojedynczo. –dla ciebie średnie, nie? – Spojrzał na nią kątem oka i wyciągnął odpowiedni zestaw. –Żółta, fioletowa czy niebieska? – Pokazał ten szalony wybór i zaraz dodał. –Wróć, niebieska jest zaklepana. Ja jej używam. – Wskazał na kubek i przy okazji wyciągnął z niego od razu egzemplarz należący do Asli, póki co odkładając go na szafkę, z zamiarem wyniesienia jak będzie wychodził. Nie zauważył jej wcześniej. –Czyli między żółtą, a fioletową.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Całe szczęście, bo nie wiem czy bym wtedy z tobą wytrzymała — stwierdziła rozbawiona. Gdyby był rozkapryszony i marudny jak dziecko, chyba straciłaby szybko cierpliwość. Wystarczyło jej w zupełności to, że do samej siebie momentami traciła, bo co jak co, ale zdawała sobie sprawę z tego, że bywała marudna i kapryśna. Nie potrzebowała do tego pary. — Mhm... Czyli mam dwa tygodnie na przemyślenie tego, w jaki sposób w razie czego ci to zrekompensować — dodała. W przeciwieństwie do niego nie wpadła na to, że w razie konieczności musiałby jej coś rekompensować. To, że spacer mógłby mu nie przypaść do gustu, nie byłoby przecież końcem świata. Pewne za to było to, że nie zamierzała mu niczego rekompensować filmami i jeśli na to liczył, to mógł już teraz nastawić się na to, że się rozczaruje.
Cholera... No cóż... Nadzieja matką głupich czy coś — westchnęła w rozczarowaniu. Przez chwilę naprawdę żyła nadzieją, że to było rozwiązanie całego problemu, ale szybko została sprowadzona na ziemię i musiała się pogodzić z tym, że przeprawa z poszukiwaniami biżuterii miała być dużo dłuższa i bardziej skomplikowana. Nie podobało jej się to. I nie dlatego, że jej się nie chciało, ale dlatego, że cholernie martwiła się o siedzącego obok Travisa. Zależało jej na znalezieniu biżuterii dużo bardziej, niż na tym, by zamknąć Marcusa. Jak zwykle bardziej troszczyła się o bliską osobę, niż o samą siebie. Nie byłaby sobą, gdyby było inaczej.
Okej — mruknęła, kiwając lekko głową i ruszyła do łazienki, by wyciągnąć sobie z szafki czysty ręcznik. Rozejrzała się po pomieszczeniu, zauważając jeszcze kilka babskich bibelotów i kosmetyków, ale nie przykładała do nich jakiejś większej uwagi. Były i trudno. Nie mogła nic na to poradzić. Travis też nie, skoro Asli nie paliła się do tego, by zabrać to wszystko i nie zostawić śladu w jego mieszkaniu, który mógłby świadczyć o tym, że kiedykolwiek tam mieszkała.
Przydałaby się — przyznała. Gdyby wiedziała, że ten dzień się tak potoczy i wyląduje u niego, to wzięłaby sobie z domu piżamę, a tak musieli improwizować z jego koszulkami. Nie, żeby miała coś przeciwko. Jak to kobieta, uwielbiała męskie tshirty i jeśli miała wybierać między piżamą a koszulką, to zdecydowanie preferowała opcję drugą. Najlepiej jeszcze jak ta pachniała męskimi perfumami, ale to już przemilczała, bo to nie był koncert życzeń, zresztą miała mieć Travisa obok siebie, a to była opcja o wiele lepsza niż zapachy. On przynajmniej był w pełni namacalny. Mogła się przytulić, powalczyć z nim o kołdrę, a ostatecznie zrobić sobie z niego poduszkę pod byle pretekstem.
Mhm... Doceniam, że pamiętałeś — odparła i spojrzała na zestaw szczoteczek nie chcąc nawet myśleć o tym, ile miał w zapasie, skoro już na dzień dobry zaoferował jej jakiś wybór. — Beznadziejny wybór... Wolałabym różową. Z lekkim dodatkiem brokatu — mruknęła markotnie, udając wielce niezadowoloną z powodu tego, między jakimi kolorami kazał jej wybierać. Ostatecznie jednak sięgnęła po pierwszą lepszą. Padło na żółtą. — Żartuję. Tak naprawdę to żadna różnica — stwierdziła, napotykając spojrzenie Travisa i uśmiechnęła się ciepło. Kolor szczoteczki nie miał dla niej żadnego znaczenia. Włos był istotny, ale nic poza tym. No może jeszcze pasta miała znaczenie, ale w takich okolicznościach nie zamierzała kręcić nosem.
Cieszyła się z tego co było i tyle. Co za tym szlo zaraz skupiła się na wieczornej toalecie, która trwała nieco dłużej niż ta Travisa. Skorzystała z prysznica, umyła włosy jego szamponem, bo rzeczy które zostały po Asli nie zamierzała ruszać, umyła zęby i w końcu wskoczyła w koszulkę, którą jej przyniósł śmiejąc się na widok logo uczelni. Nawet ona nie trzymała takich staroci.
Ciesz się, póki możesz... Bo to twoje ostatnie... sekundy, kiedy masz to łóżko tylko dla siebie — rzuciła, gdy pojawiła się w sypialni i wraz ze swoimi słowami podeszła do łóżka, wyciągając się w najlepsze na wolnej połowie. Tego jej potrzeba było do pełni szczęścia. Świeżej pościeli, miękkiego materaca i faceta, w którego mogła się wtulić, co też chętnie zrobiła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak to mężczyzna, Travis uwielbiał widok jego t-shirtu na damskiej sylwetce, najlepiej właśnie tej blondwłosej o delikatnych rysach twarzy, lubiącej marszczyć nosek gdy coś jej nie pasowało. Dzisiejsza piżama jednak do tych rzeczy nie należała. Faktycznie na tym etapie była nieco ‘’zabytkowa’’, ale szalenie dobrze się na swoje lata trzymała, zapewne przez to, że chociaż Cavanagh nigdy decyzji nie żałował, próbował nie wracać do tego, że brakowało mu motywacji by skończyć studia. Gdy zaczął odnosić znaczący sukces w Nascar przestało to mieć znaczenie, a t-shirt ubierał od czasu do czasu właśnie do snu, pomiędzy za pewne zbyt dużą kolekcją innych koszulek tego rodzaju. Pakując się na weekendowy wyjazd musiał zapewne przesunąć ją z powrotem na front szafy.
Gdy Leslie weszła do sypialni brunet miał w swojej dłoni komórkę i wyraz skupienia na twarzy. Palcami wciskał to w lewy to prawy róg ekranu, a towarzyszyły temu krótkie dźwięki, bardzo specyficzne dla Space Pinball. Słysząc jej głos, mężczyzna podniósł na nią oczy, pozwalając by jego spojrzenie powoli zsunęło się od jej twarzy, po zgrabne łydki. Rozległo się rozczarowane przypomnienie, że piłka zleciała prosto w dół, bez nawet jednej próby zatrzymania, a po chwili z powrotem się załadowała. Travis odłożył komórkę na parapet, blokując ekran, by drugim ramieniem odchylić kołdrę tak by Hughes mogła się od razu pod nią wsunąć.
-No i jak ja to przetrwam? – Zerknął na nią odpowiadając lekko dramatycznym tonem. Przekonał się ostatnio, że puste łóżko wcale nie było tak przyjemne jak mogło mu się wydawać. Może i nikt nie próbował zabierać jego przestrzeni, może mógł wiercić się do woli i nikt nie wzdychał, że obraca się już po raz kolejny, odkrywając kołdrę i wpuszczając pod nią chłodniejsze powietrze, ale gdy był w nim sam nadrabiał własnymi myślami kołatającymi się po głowie. Brak ciepła drugiego ciała wyjątkowo mu przeszkadzała, więc to pewnego rodzaju zapewnienie od Leslie było wręcz podnoszące na duchu. A może po prostu napełniało go spełnieniem, że będzie budzić się obok kogoś z kim mógłby utknąć w czasowej pętli. –Takie groźby… – Poruszył lekko ramieniem, które obejmowało Leslie w pasie, jakby ją dodatkowo przytulał. –to poważna sprawa. – Zauważył, opuszczając nawet lekko brwi, gdy się jej przyglądał. –Chyba będę musiał cię zatrzymać…na dalsze negocjacje. – Dłonią przesunął po jej tali, to w jedną to w drugą stronę. Sytuacja dyktowałaby, że powinien targować się o więcej czasu dla siebie, ale wszystko co robił wskazywało na to, że chciał zatrzymać ją blisko siebie na jak najdłużej się dało. Obniżył swoją głowę, by ucałować jej skroń. –Zobaczymy kto lepiej potrafi przekonywać, hm? – Gdy tylko nadarzyła się okazja ucałował kobiecie wargi, mając wrażenie jakby przez te kilka godzin zdążył się już za nimi stęsknić. Nie było śladu po wcześniejszej nerwowości, bo i dlaczego miałaby być? Wystarczyłoby by przypomniał sobie kim dla siebie byli i jak zdążyli się już poznać, by stało się naturalne, że leżeli teraz wspólnie w łóżku.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”