WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po kilku kolejkach Rain dalej prowadziła i wyglądało na to, że to ona właśnie wygra. Nie tylko bile dobrze wchodziły jej do łuz. Równie dobrze, albo i nawet lepiej, wchodziły jej piwa, a potem drinki. Na stole zostało niewiele bil i przy odrobinie szczęście kobieta mogła zakończyć grę w kilku uderzeniach. O karku, który dostał od Mitcha kijem w bebechy zdążyła już zapomnieć, więc latała wokół stołu coraz bardziej podekscytowana, uśmiechając się od ucha do ucha.
Nie dość, że wieczór był miły, prawdopodobnie wygra w bilard to w dodatku Mitchowi podobały się jej piegi. No, dokładniej mówiąc ogólnie uważał piegi za urocze, ale ona i tak wiedziała swoje. Obecnie wiedziała prawie wszystko. Była nieomylna i najpiękniejsza na świecie, a przynajmniej tak się czuła.
Chyba już po tobie! — zawołała i zaśmiała się cicho, przenosząc się na drugą stronę stołu. Wzięła ze stolika szklankę ze swoim drinkiem. Lód zabrzęczał uderzając o brzegi szkła. Upiła kilka łyków, wzdrygnęła się i odstawiła naczynie. Kilka krople wylało się, ale nic sobie z tego nie zrobiła. — Ups — mruknęła i parsknęła cicho, opierając się biodrem o brzeg stołu bilardowego i unosząc kij.

Wish me luck, I'm drunk as fuck Pochyliła się, zmrużyła jedno oko i uderzyła. Wyglądało na to, że miała dziś farta jak nigdy. Szkoda, że nie spotykało jej to częściej, pewnie była teraz szczęśliwsza.
Wygląda na to, że musisz się dobrze zastanowić gdzie wytatuujesz sobie chojraka — powiedziała, prostując się i patrząc na Mitcha z szerokim uśmiechem. — Zmiotłam wszystko — dodała i sięgnęła po drinka, o mało co go nie przewracając. Smakował orzeźwiająco i prawie nie było czuć alkoholu… Co oczywiście nie znaczyło, że go tam nie ma. Dopiła do końca i podniosła rękę, rozglądając się za kelnerką. — To samo proszę — zawołała, oblizała się i odstawiła szklankę z hukiem na mały okrągły stolik, lepiący się od plasterka cytryny, który jakiś czas temu na niego strąciła.
Ostatnio zmieniony 2021-01-01, 11:24 przez Rain Evans, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szlag - tyle mu zaledwie przemknęło przez myśl, gdy Rain niczym cholerny zawodowiec, zamiatała jedną bilę po drugiej ze stołu. Mitch słyszał tylko, jak te o siebie z jawną gracją uderzają, by następnie zgrabnie i z głośnym łoskotem wsunąć się do łuzy im przeznaczonej. Przekleństwo miał na końcu języka, aczkolwiek nie pozwolił, aby przecięło one powietrze. I to z prostej przyczyny. Albo raczej - z dwóch przyczyn. Umiał przegrywać, nawet jeśli posmak goryczy dławił jego gardło. Lecz najważniejsze. Nie chciał psuć humoru Rain. Radość emanowała od niej na kilka metrów i gdyby mogła to zarażałaby nią innych. Brown przeczuwał, że ma to związek ze spożytym alkoholem. Nie musiał przecież widzieć, by oszacować spożytą jego ilość. Najpierw piwa, potem drinki, a dobra passa nie zamierzała opuścić kobiety choćby na ułamek sekundy; nawet jeśli w głowie już przyjemnie szumiało. Ona sama pewnie zauważyła, że jej towarzysz raczej stroni od nadmiaru procentów. Oczywiście, pije, lecz z umiarem, co miało związek z wydarzeniem z przeszłości. Po pamiętliwym wypadku, podczas którego utracił wzrok, przez kolejne lata stronił od alkoholu. Całkowicie. Dopiero po upływie tego czasu, przełamał się i spróbował piwa. Do dzisiaj jednak nie sponiewierał się na tyle, aby przypominać siebie sprzed kilkunastu lat. Aczkolwiek, nigdy nikomu nie narzucał własnego stanowiska, toteż nie miar zamiaru prawić Rain jakichkolwiek morałów co do szkodliwości picia - bo to było jej życie, i jej wybór.
Poza tym, nie urywał jej się film, a była po prostu względnie wesoła.
Nie wiedzieć czemu, gdy posłyszał komentarz odnoszący się do ewentualnego miejsca zrobienia tatuażu, to jakby wbrew sobie po prostu parsknął śmiechem. W jego umyśle zatańczyły wcale nie tak wyblakłe wspomnienia, które opowiadały jego pierwsze starcie z rodzicami, gdy wtargnął do domu ozdobiony obrazkami wykonanymi przez brata. Matka była bliska doznania zawału, a ojciec rzucił jedynie na dupie sobie jeszcze zrób . Nie żeby Mitch poważnie rozważał owe miejsce, a po prostu, jakoś mu się ta sytuacja skojarzyła.
- Ale idziesz ze mną - - wypalił, czekając na potwierdzenie, bo przecież to też była poniekąd część zakładu. Pójść do salonu tatuażu z przegranym. A on, niestety, bezwzględnie zasłużył na dane miano!
Kij bilardowy ułożył na stół, jakoby bał się, że znowu o kogoś przypadkowo zahaczy. Karczek co jakiś czas łypał na niego groźnie, w duchu zastanawiając się pewnie, czy byłby aż tak okrutnym człowiekiem, gdyby tylko ostrzegawczo szturchnął niepełnosprawnego. W końcu jednak zajął się swoim towarzystwem, a także grą w rzutki.
Brown sięgnął po kufel ze swoim piwem, które zważywszy na niewielką już ilość, dopił do końca. W międzyczasie posłyszał, jak Rain zamawia kolejnego drinka. W myślach od razu rozszalała się pewna sugestia. Może i nieodpowiednia w świetle pewnych zawodowych wyrzeczeń. Teraz jednak nie byli w pracy, nie zajmowali się Duchem, a i moralność można było pieprznąć o kant dupy - byli dorośli przecież.
- Słuchaj, skoro mieszkam niedaleko, to może wpadniemy do mnie? Powinniem mieć jeszcze jakieś piwo, ewentualnie whisky - o ile Robert jej nie wyzerował - Myślę, że będzie spokojniej... - i dla potwierdzenia tych słów, jakiś pijany typek wleciał prosto na Mitcha, zaraz też osuwając się na stolik, ten zajmowany przez niego i Rain - No właśnie.

/zt x2
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

To miało być miłe popołudnie i wieczór, które Charleigh planowała spędzić sobie na relaksie, w towarzystwie znajomych i przy okazji z domieszką alkoholu, którego w życiu codziennym nie wprowadzała do swojego menu. Lubiła wyrwać się z domowych pieleszy, wcisnąć się w ładną kieckę, wyskoczyć na miasto z ludźmi, których lubiła i to nie zmieniało się mimo upływu lat. Była w miarę towarzyska jako nastolatka, w okresie przerwanych studiów, a po podjęciu stałej pracy jej zwyczaje towarzyskie nie uległy znaczącej zmianie. Czasem po długim i ciężkim dniu pracy, gdy miała w kawiarni wielu klientów, nie chciała myśleć o wychodzeniu z domu, jednak nie brakowało lepszych dni, kiedy po wyjściu z Easy Street Records and Cafe Charleigh miała w sobie mnóstwo energii i chciała spożytkować ją w aktywny sposób. Seattle było pełne atrakcji dla młodych ludzi, którzy chcą, żeby ich życie towarzyskie kwitło, więc korzystając z darowanych przez niego możliwości, Char często odwiedzała ze swoją grupą koleżanek nowe kawiarnie, bary, puby lub kluby. Czasem wybierały miejsca spontanicznie, a czasami czytały opinie w internecie. W taki sposób budowały swoją własną bazę miejsc, do których warto wrócić i często wracały, jednak dzisiaj to miejsce było zupełnie nowe, a spotkanie też nie takie typowo babskie jak zwykle. Trafiły do Royality w większej grupie.
Wieczór zapowiadał się świetnie, ale wcale taki nie był. Gdyby Char wiedziała, że Tayang też zostanie zaproszony na ten wypad, to na pewno by nie przyszła, ale teraz było za późno na uciekanie pod byle pretekstem, bo co jak co, ale to na pewno by dało mu do myślenia, że unika jego towarzystwa. Nie chciała podawać mu na tacy dowodów, że nadal nie przestała o nim myśleć, a tamto przypadkowe spotkanie, kiedy wracała z pracy, wciąż było żywe w jej pamięci. Nawet bardzo żywe. Nie zliczy się razy, kiedy rozmyślała nad zachowaniem Taya, jego słowami i reakcjami na to, co mówiła. Nie znalazła w nim żadnych oznak, że coś jeszcze dla niego znaczy, co okazało się boleć dużo bardziej niż się spodziewała, ale jej zwyczaj analizowania wszystkiego co do ruchu, słówka i tembru głosu miała się świetnie. Nie zamierzała dać jej spokoju i dręczyła ją podczas każdego wolnego wieczora. Podświadomość, chociaż nie dostawała od świadomości żadnego sygnału, że może spodziewać się zainteresowania ze strony byłego, ciągle miała nadzieję. Char z rozczarowaniem reagowała, gdy zerkała na nową wiadomość w telefonie i widziała przy niej nazwisko kogoś innego. Nie próbował szukać z nią kontaktu, a ona nie była tym zaskoczona, ale i tak bolało.
Miała wrażenie, że to wszystko było jej na złość. Na widok Tayanga bardzo pożałowała, że wspomniała koleżance o ich ostatnim spotkaniu i poniekąd przyznała się do uczuć, które mężczyzna wzbudził w niej na nowo swoim widokiem... jak widać nie trzeba było mówić wprost, żeby koleżanka świetnie wyczuła, iż uczucie Charleigh do byłego chłopaka nie wygasło. Rozmawiała z dyskretną dziewczyną, więc nie obawiała się, że te wieści dotrą do Taya, nawet mimo wspólnych bliskich znajomych, ale nie przewidziała, że ta postanowi wziąć sprawy w swoje ręce i zaprosi go na to spotkanie. Sytuacja robiła się podwójnie niezręczna, ponieważ poza nimi w pubie były prawie same pary, więc wszyscy z czasem zajęli się sobą, a oni dwoje zostali pozostawieni sobie i żeby nie dopuścić do niezręcznej atmosfery, musieli postarać się jakoś podjąć rozmowę.
Charleigh nie umiała przełamać ciszy. Siedziała przy stoliku i miała przed sobą trzeci kufel piwa. Zazwyczaj nie piła dużo, do tego miała słabą głowę, ale w zaistniałej sytuacji potrzebowała czegoś, co pomoże jej się wyluzować przynajmniej na zewnątrz. Nie było możliwe, żeby uważne oczy nie spostrzegły jej spięcia i niezręczności, która dosłownie spinała jej ciało w pozie sztywnie wyprostowanej. Starała się przy tym nie patrzeć na Tayanga. Obecnie wpatrywała się pusto w blat stołu i stukała długimi paznokciami o szkło kufla. Błagała w głowie, żeby ktoś ją zagadał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

Wzrok był dziś wyjątkowo nieposłuszny.
Badał krainy kobiecej urody, które rozum oznaczył już dawno jako lądy zakazane - niebezpieczne i zdradliwe w swym pięknie. Nienasycone oczy z zapalczywością pochłaniały radosny błysk... zaczaił się on w zakamarkach znajomych tęczówek, wymuszając wejrzenie w ich głębie, by go odnaleźć. Następnie wzrok, rozradowany znalezionymi w zieleni iskierkami, wędrował dalej - najpierw po zgrabnym nosku sunął gładko jak po zjeżdżalni, później spoczywał na przystanku pełnych, miękkich ust, które kusiły soczystą barwą szminki. Kiedyś Tay mógł zaznać ich smaku, gdy tylko zapragnął. Dziś? Majaczyły w umyśle jako wyblakłe wspomnienie.
Nieposłuszne spojrzenie nie potrafiło jednak zatrzymać się na twarzy. Wzrok odmówił współpracy z rozumem, nadal uporczywie obstającym przy obojętności wobec byłej partnerki, i wszedł w niepokojącą komitywę z sercem, nadal aż nazbyt chętnym do chwytania każdej chwili w towarzystwie Charleigh. I tak - oczy poza urodziwą twarzyczką dostrzegały smukłą szyję i wyżłobienia obojczyków, z których zakrzywień wyplątać się mogły dopiero po dłuższej chwili, żeby wpadłszy w kolejną pułapkę piękna, zabłądzić na aksamitnym placyku odkrytego dekoltu. Nie było dziś dla wzroku Tayanga żadnej drogi ratunku, bo otoczenie nie oferowało obiektu odpowiedniego do odwrócenia uwagi, a zgrabna sukienka blondynki nie ułatwiała rozumowi prób oderwania się od dyskretnych, a z czasem coraz bardziej nachalnych obserwacji. Gęste fale, opadające na ramiona jak kaskady szlachetnej platyny, również nie. Charleigh kusiła całą sobą. Nęciła ciałem. Czarowała melodią głosu. Przyciągała spojrzeniem. Rozgrzewała serce samym swoim istnieniem w tym cholernym pubie, do którego wcale nie planował się udać!
Dlaczego nie posłuchał dziś własnego rozsądku, który kazał siedzieć mu w domu i sprawdzać walizki spakowane na jutro? W trzytygodniowym wyjeździe na daleki plan filmowy Tay upatrywał swojej szansy na ucieczkę ze Seattle, które po spotkaniu Charleigh wydało mu się nagle dziwnie małe i niebezpieczne. Wyskoczyła ostatnio zza zakrętu tak niespodziewanie, że identycznie mogła napatoczyć się w każdym miejscu i czasie, by znów zburzyć spokój serca, wypracowany w ciągu długich miesięcy rozłąki. To nieszczęsne serce chciało mieć spokój. Raz wyrwało się z zarzuconych przez Char sideł i nie planowało paść jej ofiarą po raz drugi. Pragnęło wolności, życia bez zobowiązań, zazdrości i wielkich planów, sięgających niemal wieku emerytalnego.
Albo tylko tak mu się wydawało.
Próbował pokonać tęsknotę, która wybuchła szaloną eksplozją na widok byłej dziewczyny. Ile razy w ciągu ostatnich tygodni wygrał z pokusą wybrania jej numeru? Charleigh czekała niecierpliwie na wiadomość i nie mogła nawet podejrzewać, jak wiele razy Tayang był bliski napisania do niej, zadzwonienia - choć usiłował stłamsić w sobie uczucie, które odżyło wbrew wszelkim pokładom jego silnej woli, nie mógł ignorować poczucia winy. Od chwili rozstania... ucieczki w zasadzie, tchórzliwej i cichej, wracało jak bumerang, który im dalej odrzucany, z tym większą siłą wracał i godził prosto w twarz. Wyrzuty sumienia uderzyły Tayanga ze zwielokrotnioną mocą po zobaczeniu mieszaniny gniewu, żalu i nienawiści w tych pięknych, zielonych oczach. Nigdy nie widział w nich tak skrajnej negatywności. Wrzały nią i płonęły, a przy okazji parzyły samego Taya, który właśnie podczas tamtego przypadkowego spotkania zdał sobie sprawę, jak bardzo skrzywdził Charleigh. Miał świadomość, że to zrobi, nie spodziewał się jednak takiej skali i... och, mógł oszukiwać się, że chodzi tylko o przeprosiny i naprostowanie starych spraw, ale marzył po prostu, by zobaczyć ją jeszcze raz, tylko nie potrafił przyznać się do tego przed samym sobą! Trwał zawzięcie w postanowieniu, że zamknął już tamten rozdział. Nie pasowali do siebie. Mieli inne marzenia, osobowości i priorytety. Odmienne cele. Ta relacja nie miała szans na przetrwanie. To tylko głupie, bezrozumne serce wyrywało się nadal do starej miłości i należało zignorować jego samobójcze zapędy.
Należało unikać sytuacji niebezpiecznych, a do tych zdecydowanie należało spędzanie wieczoru z Charleigh i wspólnymi znajomymi. Zabawne, że Tayang początkowo nie planował wybywać na miasto, skupiony na jutrzejszym wyjeździe, który miał kosztować go niemało paliwa i godzin spędzonych za kierownicą, ale uległ po namowach. Perspektywa oderwania się od tutejszego środowisko na prawie miesiąc przekonała go, by jednak zobaczyć lubiane twarze przed wyjazdem, zabawić się choć godzinę lub dwie... lecz gdy po przekroczeniu progu pubu zobaczył w znajomym gronie Charleigh, miał ochotę odwrócić się na pięcie i wrócić do domu. Tak by pewnie zrobił, gdyby nie został już zauważony - tłumaczenie ucieczki włączonym żelazkiem z pewnością nikogo by nie przekonało.
Odliczał, aż wybiją pełne dwie godziny od przyjścia, by móc ulotnić się bez podejrzeń. Kiedy inni raczyli kubki smakowe goryczą alkoholu, on sączył z wolna sok pomarańczowy, mając w pamięci, że następnego dnia będzie prowadził, co było dziś wybitnie niekomfortowe. W towarzystwie Charleigh najlepiej by było porządnie się znieczulić, choć... może lepiej było zachować pełną trzeźwość umysłu - a wraz z nią świadomość i najwyższy poziom samokontroli, której w tym momencie potrzebował bardziej niż rozluźnienia. Cisza kłuła w uszy, a z sekundy na sekundę atmosfera zdawała się tak gęstnieć, że z coraz większym trudem płuca chwytały powietrze. Te cholerne oczy nie chciały zająć się nikim innym, więc widziały każdy nerwowy ruch Charleigh oraz jej usilne próby ignorowania go. Była spięta, nawet bardzo. Znów przemknęło mu przez myśl, tak samo jak przy ruchliwej ulicy w South Lake Union, że zachowuje się, jakby nadal jej zależało...
- Ekhm... - przerwał ciszę wyraźnym chrząknięciem, gdy uznał, że jego głowa nie zniesie ani sekundy milczenia więcej. - To... co u ciebie? Myślałem, że nadal jesteś w... w Nowym Jorku.
Miał ochotę ugryźć samego siebie za ten koślawy początek rozmowy. Sztampowe pytanie zadudniło mu w uszach tak żenująco, że pożałował, iż zdecydował się odezwać, a na koniec zająknął się, gdy zdał sobie sprawę, że wcale nie jest pewny, w jakim mieście Charleigh miała studiować. A przecież byli razem, gdy wybierała uczelnię...
Przytłoczyło go poczucie własnej beznadziei.
Ostatnio zmieniony 2021-11-25, 02:36 przez Tayang Batbaatar, łącznie zmieniany 4 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Błagała los o litość, ale on jak widać ów okrutnik nie miał zamiaru okazać jej wymarzonej litości. Inni pogrążyli się w swoich rozmowach i sprawach, w które Charleigh było trudno się wgryźć, a wręcz miała wrażenie, że celowo jest pomijana przez przyjaciółkę, aby nie miała innego wyboru, tylko musiała przynajmniej spróbować podjąć rozmowę z Tayangiem. Jednakże nie miała teraz najmniejszej ochoty tego robić. Może wydawać się, że babska natura bywa kapryśna, bo gdyby okazja do poważnej rozmowy z byłym partnerem nadarzyła się dzień wcześniej, Charleigh na pewno by się nie wahała, tylko zalała go istną falą swoich pretensji i pytań, których miała doń całe mnóstwo. Powinni porozmawiać. Nie, musieli w końcu porozmawiać! Ale nie w takich okolicznościach, w których zostali praktycznie usadzeni naprzeciwko siebie przy długim stole w pubie. Dookoła brzmiały śmiechy ich znajomych, a także dalej rozlegały się radosne rozmowy innych osób, które przyszły dzisiaj do Royalty, żeby zrelaksować się w gronie przyjaciół. Gdzieniegdzie fruwały kłęby dymu z fajek wodnych, który czasem przyfrunął za blisko i lekko gryzł dziewczynę w oczy, ale nie był uciążliwy. Przy stole lalo się piwo z solidnych kufli. Wszyscy mieli w perspektywie trwający weekend i podzielali dobry nastrój. Gdzie tutaj jest miejsce na wyciąganie brudów z przeszłości? Sytuację pogarszał fakt, że dosłownie czuła na sobie zainteresowane spojrzenie Tayanga, które próbowała ignorować i którego przy okazji nie potrafiła zrozumieć. Nie mogła powstrzymać przypuszczeń, co może siedzieć w jego głowie, ale im dłużej milczał, a atmosfera gęstniała, tym mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że to nie były miłe myśli. Może zastanawiał się, dlaczego w ogóle jest w Seattle. Albo śmiał się w duchu z jej skrępowania, które pewnie było widoczne na pierwszy rzut oka. Lub ją rozgryzł i już wiedział, że mimo złości i żalu nadal za nim tęskni. Albo... albo... jasna cholera, dlaczego ciągle czuła na sobie jego wzrok!
To nie było miejsce, czas ani okoliczności na rozprawianie się z tym, co wciąż zalegało w zranionym sercu Charleigh. Jasnowłosa liczyła na to spotkanie sam na sam i najlepiej gdzieś, gdzie nie będzie świadków, którzy mogą niepotrzebnie nasłuchać się wzajemnych pretensji albo krzyków awantury, która wydawała się wisieć w powietrzu podczas ich ostatniego spotkania, gdy przypadkowo wpadli na siebie na ulicy. Mało brakowało, żeby w tamtej chwili dziewczyna wybuchła płaczem i emocjami, które dosłownie w niej eksplodowały na widok byłego, ale cudem powstrzymała się od zrobienia tego w publicznym miejscu. On w porę wycofał się z tamtej rozmowy, zanim zdążył ją sprowokować do kłótni. Po powrocie do domu przepłakała swoje, mając cały czas przed oczami obojętność i kpiarski uśmiech widniejący na twarzy Taya, ale wyniosła z tamtego spotkania jedną ważną rzecz, której miała zamiar trzymać się w kwestii ich kontaktów: bolesnych tematów nie należy poruszać między ludźmi. A już na pewno nie w takim miejscu jak to dzisiaj, kiedy nastawiała się na dobrą zabawę ze znajomymi i przyjaciółką, z dobrym humorem przybywając do pubu. Nie mogli pokłócić się na oczach tylu ludzi, a zwłaszcza nie znajomych. To były ich osobiste sprawy, w których nikt nie powinien mieć udziału.
Lepiej siorb sobie dalej ten soczek i nie kompromituj się więcej. — Próbowała spojrzeć na Tayanga z niechęcią, ale miała wrażenie, że nie wyszło jej to zgodnie z własnymi oczekiwaniami, więc nie skupiała na nim zbyt długo spojrzenia. Uciekła z uwagą na alkohol, którego solidny łyk ponownie wychyliła z kufla. Odrobinę za dużo było alkoholu w tym tempie jak na jej głowę, a gorzki smak piwa z niechęcią przepłynął przez jej kubki smakowe, ale nie miała nic innego, czym mogła zająć swoją uwagę, żeby nie patrzeć na Tayanga i nie wyglądać przy tym nienaturalnie, więc kończyła drugie piwo i powoli zaczynała czuć, że jej głowa robi się ciężka od nadmiaru promili. Nie była pijana, ale nieprzyzwyczajenie do alkoholu zaczynało jej się dawać we znaki. — Ty nawet nie jesteś pewny, gdzie pojechałam na studia! — Miała więcej nic nie mówić, ale to sarkastyczne syknięcie samo wypłynęło z jej ust, jakby nie miała nic do zaprotestowania. Ich poprzednie spotkanie było pełne słów, zachowania i obojętności bijącej od Taya, które poraniły jej serce na nowo. A dzisiaj następna igła przykrości wbiła się w nie, gdy usłyszała wahanie w jego głosie właśnie w takim momencie. Przez kilka miesięcy ich związku Charleigh żyła studiami, nie wspominając o tym, że poznali się, gdy przygotowywała się do wstępny egzaminów, na które notabene to właśnie on ją później zawiózł! Przez długi czas to był jej świat, ale on nie uznał za wartościowe zapamiętać miasta i uczelni, w którym miała spędzić kilka następnych lat swojego życia. Dobrze strzelił, miała studiować w Nowym Jorku, ale jakie to ma znaczenie w obliczu faktu, że w ogóle miał jakieś wątpliwości? — A jak mam na imię to chociaż pamiętasz czy ten drobiazg też ci przypadkiem wyparował?
Nie chciała prowokować sprzeczek, bo jak wcześniej uznała, to nie były odpowiednie okoliczności, żeby wylewać swoje pretensje, ale żal istniał w niej tak żywy, że nie panowała nad nim. Zwłaszcza po dwóch piwach wypitych jak na nią zdecydowanie za szybko.
W ogóle to dlaczego nie pijesz? — Ten fakt wydał jej się nagle dziwnie podejrzany. Tayang, którego pamiętała, przy okazjach towarzyskich nie stronił od alkoholu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Doceniał, że Charleigh powstrzymała swoje emocje i nie odegrała sceny tak widowiskowej jak ostatnio, gdy spotkali się przypadkowo na ulicy. Nadal smukła sylwetka dziewczyny epatowała - wściekle i krzykliwie - bojowym nastawieniem, a jej marsowa mina zdradzała niechęć do spędzania czasu razem. A jednak pohamowała się przed podejmowaniem tematów trudnych w okolicznościach radosnego spotkania ze znajomymi, za co był jej bardzo wdzięczny! W tym jednym chociaż aspekcie panowała między nimi zgoda. Tayang też nie chciał mieszać obcych osób w ich prywatne sprawy, ściągnięcie ich obojga na to przyjacielskie spotkanie natomiast uważał za daleko posunięty nietakt. Zostali postawieni w szalenie niekomfortowej sytuacji, a każda próba wydostania się z niej wiązała się nierozerwalnie z perspektywą urażenia ich grona znajomych lub zrobienia niepotrzebnego szumu - oboje zdawali się odczuwać przymus wytrzymania ze sobą wieczoru, chociaż dwóch godzin, Tayang bowiem nie zmieniał swoich planów ucieczki z pubu.
Ostra odpowiedź zgrzytnęła nieprzyjemnie w uszy, ale Tay był bliższy roześmiania się ze słów blondynki niż poirytowania ich agresywnym wydźwiękiem. Przecież doskonale wiedział, że postawił się w fatalnym świetle, zwieszając na chwilkę głos przy tym pytaniu, ba, w ogóle wspominając o mieście, w którym miała studiować Charleigh - albo przynajmniej jak mu się wydawało, bo jej odpowiedź obudziła w nim uzasadnione wątpliwości. Nie dałby sobie ręki uciąć, że dobrze zapamiętał miejscowość, ale był na tyle pewny, iż postawić sporej sumki by się nie obawiał. Czy to nie w drodze do Nowego Jorku spędzili niemal trzy dni, nocując po drodze w przydrożnych hotelach o mizernym standardzie? To nie po nowojorskich knajpkach włóczyli się w czasie wolnym, kiedy Charleigh mogła nacieszyć się chwilą wytchnienia po stresie przyniesionym przez kolejne etapy przesłuchań? Nie w tamtejszym hotelu spędzili kilka nocy, zanim cała lawina egzaminów na uczelnie artystyczne dobiegła końca? Był przekonany, że to Nowy Jork. Ziarenko wątpliwości zasiewały w jego głowie inne hotelowo-drogowe wspomnienia, które łączyły mu się z byłą dziewczyną. Kiedy mógł, zabierał ją ze sobą na odległe zdjęcia i choć takich sytuacji nie zdarzyło się wiele podczas ich burzliwej relacji, kilka jednak było, pozbawiając Taya pewności. To w Nowym Jorku miała studiować? Albo w jakimś innym mieście, a wspomnienia pomieszały się przez upływ czasu, tworząc w jego głowie enigmatyczną papkę? Napięty harmonogram występów czy godzin spędzonych na planach filmowych, powtarzalność zadań oraz brak czasu na szlajanie się z Charleigh po miastach czyniły ten scenariusz dość prawdopodobnym.
- Czyli źle zapamiętałem? - zapytawszy, z westchnieniem wzruszył ramionami, bo co innego mu pozostawało? Lawina zażenowania, nieprzyjemnie gorąca i ciężka, spadła na niego i na dłuższą chwilę odebrała chęć podejmowania dalszej rozmowy. Zgodnie z życzeniem Charleigh - pochylił się nad zamówionym sokiem, tak bardzo egzotycznie wyglądającym w jego dłoniach podczas weekendowego wypadu ze znajomymi. Sądził, że to naburmuszone piękno nie powie już nic więcej; że zostawi go samemu sobie, swoim myślom i cichej, choć nieskrywanej kontemplacji kobiecych wdzięków... lecz mówiła dalej. Godziła kolejnymi ostrzami słów, co wydarło z gardła Tayanga tylko drugie westchnienie. Zdecydowanie za szybko ją pochwalił w myślach, ciesząc się, że uszanowała panującą w ich grupce atmosferę i nie próbowała drażnić go zbędnymi pyskówkami. A jednak! Naprawdę tak wiele emocji wzbudzał w niej Tay, że nie potrafiła zapanować nad tym swoim naostrzonym jak sztylet językiem? W rozpaczliwej próbie poprawienia atmosfery - a może w podświadomym pragnieniu sprowokowania Char, by wreszcie zwróciła na niego swój wzrok - brunet zaśmiał się, dodając. - Nie jestem pewny! Ann? Ach nie, coś na Ch... Chelsie? Ach, Charlie! Charlotte! Widzisz? Nie jest ze mną wcale tak tragicznie!
Przerysowany entuzjazm wyparował z niego po ostatnim słowie i wiele samozaparcia wymagało od niego utrzymanie się w pionie tak, by nadal wyglądać dziarsko i pogodnie. Bo wewnątrz miał ochotę tylko zapaść się w sobie, zniknąć, uciec od atmosfery, co przytłaczała tak, że niemal wydzierała powietrze z płuc. Dwie godziny spędzone oko w oko z Charleigh, narastające poczucie winy, walka z pragnieniem serca, które rwało się przyspieszonym rytmem do tej, co oczy zaczarowała dziś swoim wdziękiem... ten wieczór wyczerpał go psychicznie. Do cholery, po co się na to zgodził!
A po co ona drążyła tę rozmowę dalej, tak całą sobą manifestująca swoją niechęć, niezadowolona i ogarnięta stresem? Mogła zamilknąć, przecież zdusiła w zarodku jego próbę nawiązania konwersacji, następnie zdeptała ją dla pewności, a na koniec zbeszcześciła to drobne truchełko jadem złośliwości. Dała bardzo wyraźny znak, że nie chce z nim rozmawiać - a chwilę później sama postanowiła zagadać? Och, Charleigh! Wyłącz te babskie emocje chociaż raz i skręć w korytarzyk logiki!
Ale znów nie umiał jej zignorować.
- Prowadzę rano - wyjaśnił krótko, nie widząc potrzeby zagłębiania się w szczegóły swojego życia zawodowego, dla Charleigh będącego zapewne kolejnym pretekstem do przyprawienia tego spotkania świeżymi szczyptami złośliwości, jakby i bez tego nie było ciężkostrawne. Dodał, by odwrócić uwagę od siebie i swoich spraw, z którymi nie miał ochoty jej zapoznawać. - Za to ty pędzisz jak nigdy. Będziesz tego żałować.
Ot, luźne spostrzeżenie, oparte na znajomości byłej dziewczyny. Nie miała mocnej głowy i zwykle unikała alkoholu... co ona teraz wyprawiała?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciała robić więcej scen, chociaż kiedy wracała myślami do tamtego przypadkowego spotkania na ulicy (czyli bardzo często), to była z siebie dumna, że nie wybuchła wtedy płaczem albo nie zrobiła głośnej awantury, mimo że była tego bardzo blisko. Dosłownie o włos. Emocje na widok Tayanga zadziałały tak popłynęła na nich jak na fali po wzburzonym sztormem morzu, ale tamta rozmowa na szczęście przebiegła tak, że dziewczyna zdołała zapanować nad sobą. A może udało jej się nie wybuchnąć, bo Tay znał ją tak dobrze, że wiedział kiedy lepiej się wycofać i w odpowiednim momencie przerwał ich dyskusję i odszedł bez słowa więcej. Wcześniej podrażnił ją kilkoma nieprzyjemnymi tekstami, które wyglądały na celowe, ale widocznie miał to opracowane do perfekcji po roku wspólnego życia: najpierw dźgał patykiem, a kiedy widział, że zaraz oberwie za dokuczanie, czmychał w idealnym momencie przed rozkręceniem się awantury. Może oceniała go znów zbyt negatywnie, jednak nie ujmowała mu, że na pewno przyczynił się pozytywnie do względnie dobrego zakończenia tamtego spotkania.
Dzisiaj było łatwiej zapanować nad emocjami. Charleigh zdążyła w pewnym stopniu przyzwyczaić się do myśli, że Tay nadal jest w Seattle i być może jeszcze go spotka, mimo że rozum bardziej nie chciał takiego spotkania, ale serce wręcz przeciwnie. Liczyło, że taki przypadek zdarzy się jeszcze raz. Albo że Tayang jakimś cudem zatęskni za nią i odezwie się sam... Na jego widok zdała sobie sprawę, że wyleczenie się z miłości do niego to tylko pozory. Wmówiła sobie, że nie czuje do niego już nic pozytywnego, podsycała się w ciągu długich miesięcy żalem, który do niego żywiła, aż ów żal stłumił prawdziwe uczucia, jakimi go darzyła. Ale tylko na chwilę. Wystarczyło, że raz zobaczyła go na żywo i wszystko wróciło. Ze zdwojoną mocą! Miłość, nienawiść, żal, tęsknota, złość, ekscytacja - jakby ktoś powiedział jej dwa tygodnie temu, że człowiek jest w stanie czuć na raz tyle sprzecznym uczuć, to by go wyśmiała. A jednak okazało się, że to możliwe, zaś ona nie umiała z tym walczyć. Połowę z wymienionych uczuć, to znaczy te pozytywne, chętnie by wymiotła ze swojej głowy, ale nie była w posiadaniu skutecznej zmiotki.
Nawet udawanie obojętności szło jej coraz trudniej. Próbowała nie skupiać na Tayangu uwagi, zajęła się piciem, zaś dla wyluzowania brała następne łyki alkoholu, ale to nie była dobra droga dla kogoś, kto ma taką słabą głowę jak ona. Zwykle podczas spotkań towarzyskich bardzo się pilnowała ze względu na średnią tolerancję alkoholi, a dzisiaj niebezpiecznie balansowała na granicy. Piła za szybko jak na nią, Tay się nie mylił. Poza tym, że za szybko, to jeszcze za dużo. A w zasadzie to nawet nie lubiła piwa. Jego gorycz nieprzyjemne dotykała jej kubków smakowych, ale dzielnie wychylała następny kufel. Byle się czymś zająć i wyluzować spięcie, bo na widok Tayanga wyprostowała się na krześle jak przywiązana do kijka od szczotki. Procenty pomagały uporać się z nerwami i czuciem się nieswojo. Szkoda, że to zdradliwa droga do wyluzowania.
Mógłbyś choć raz nie pajacować. — Odstawiła kufel po złowrogim syknięciu i rzuciła mu ostre spojrzenie. Nie wziął na poważnie jej złości. Znów sobie z niej dowcipkował, do tego żartem wyjątkowo niskich lotów. Przygryzła wargę zastanawiając się czy powinna pociągnąć temat Nowego Jorku. Pewnie powinna odpuścić, poza tym może warto celowo wpędzić Tayanga w wyrzuty sumienia, że nie zapamiętał, gdzie jego ówczesna dziewczyna miała wyjechać na studia? Nie lubiła grać ludziom na emocjach, ale siedział przed nią niechlubny wyjątek, który rok wcześniej grał bezlitośnie na je własnych, zaś później zniknął i nie dał jej szans na zemstę. Teraz miała swoją szansę, ale... — Dobrze zapamiętałeś. Albo strzeliłeś. Ale to ma najmniejsze znaczenie. Tyle mówiłam o studiach, doradzałeś mi i to ty odwiozłeś mnie na egzaminy. Nazwa miasta padła dziesiątki razy w naszych rozmowach, a dzisiaj po tym wszystkim wahałeś się gdzie to było! To zwyczajnie przykre, że ja ze swoimi sprawami byłam dla ciebie tak marginalną kwestią, że nie łaska było zapamiętać, gdzie się wyprowadziłam. — Miała nie wylewać swoich żali podczas spotkania towarzyskiego, owszem, ale w końcu wylały się z niej same. Mówiła spokojnie, nie podnosiła głosu, żeby nie robić przedstawienia. Ale użyła dobitnych słów, żeby uzewnętrznić to, co czuła i mówiąc wreszcie na dłużej zatrzymała wzrok na twarzy bruneta. Było ostre i świdrujące. Gdy niosły ją negatywne emocje, nabierała odwagi.
Wzruszyła ramionami na uwagę, że będzie żałować szybkiego tempa, chociaż pewnie Tayang miał rację. Jednak dziś nie dbała o jutrzejsze samopoczucie ani o finał dzisiejszego wypadu. Potrzebowała alkoholu na rozładowanie emocji, które wezbrały w niej przez obecność byłego chłopaka, więc miała w nosie konsekwencje. Oby poczuć się w końcu lepiej, bo gdyby nie wspomogła się procentami, to pewnie by dawno wybiegła z pubu, nie mogąc znieść towarzystwa Taya. Miało nie być przedstawień, prawda?
Czyli zawodowo jak zawsze dobrze — podsumowała. Wątpiła, że miał jutro zerwać się z rana i prowadzić z innego powodu niż zawodowy. Tayang zawsze jeździł wszędzie swoim samochodem, ale poczucie obowiązku miał tylko wtedy, gdy w grę wchodziła praca. W życiu osobistym nie dało się go wyciągnąć z łóżka przed południem. Chyba że znalazł taką, która tego dokonała... na tą myśl Charleigh aż parsknęła pod nosem cichym, krótkim i wyjątkowo kwaśnym śmiechem. Teraz i z kimś innym wszystko mogło wyglądać inaczej niż z nią. W końcu nic dla niego nie znaczyła, udowodnił jej to już dzisiaj i nie szczędził jej dowodów podczas poprzedniego spotkania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przypadkowe wpadnięcie na siebie na ulicy miało znaczącą przewagę nad spędzaniem wspólnego weekendowego wieczoru w gronie znajomych - gdy spotkali się tak niespodziewanie w pobliżu ruchliwej ulicy, mijani przez anonimowe sylwetki zabieganych przechodniów i smagani pędem przemykających za krawężnikiem aut, znajdowali się na otwartej powierzchni, a stamtąd mogli w każdej chwili uciec, by nie dopuścić do eskalacji emocji. A tych nie brakowało! Napędzały wówczas ciężką, nieprzyjemną atmosferę nadchodzącej awantury. Wtedy Tayang w odpowiednim momencie - choć chwilę wcześniej podrażniwszy Charleigh kilkoma cierpkimi słowami, starannie dobranymi tak, żeby zniechęcić ją do siebie jeszcze mocniej i odsunąć raz na zawsze od rozkołatanego tęsknotą serca - wycofał się, zanim doszło do wybuchu. Początkowo wydawał się on nieunikniony, ale najpierw dziewczynie udało się zapanować nad nerwami, następnie Tay czmychnął w idealnej chwili. Tutaj nie mieli takiego komfortu. Każde nagłe odejście od wspólnego stołu wywołałoby zainteresowanie znajomych, zapewne późniejsze plotki i niepotrzebne próby wtrącania nosa w absolutnie nieswoje sprawy. Zdaje się, że już stali się z Charleigh ofiarami niezdrowych prób uszczęśliwiania ich na siłę, Tayang bowiem nie miał najmniejszych wątpliwości, że ściągnięcie ich obojga do pubu akurat tego wieczoru nie było przypadkowe - i żałował, że nie pomyślał o zabraniu ze sobą żadnej z dziewczyn, z którymi od czasu do czasu spotykał się w relacjach czysto fizycznych. Nie tworzył z nikim stałego związku, nie chciał zresztą po rozczarowaniu przeżytym u boku Charleigh, niemniej pokazanie się z kimś mogło odsunąć byłą dziewczynę daleko, daleko, na bezpieczną odległość, której teraz Tayang potrzebował.
I może to cholerne, nieposłuszne serce w końcu by przestało rwać się do piękności, która dziś raz po raz kryła śliczną twarz za masywnym kuflem piwa...
Zastanawiał się, dlaczego dziś. Co stało się impulsem, który tknął wspólnych znajomych do ściągnięcia ich w jedno miejsce właśnie teraz, zaledwie kilka tygodni po tamtym przypadkowym spotkaniu - ta myśl na chwilę zawładnęła jego umysłem, odgradzając uwagę od otoczenia i choć odpowiedź dziewczyny dotarła do jego uszu, potrzebowała dłuższej chwili, aż zostanie wpuszczona do umysłu. W przeszłości nikt nie próbował swatać ich na siłę i choć początkową ciszę wśród przyjaciół można było uważać za spowodowaną wyjazdem dziewczyny daleko, daleko od Seattle, wyglądało na to, że obecnie przebywała w mieście od dłuższego czasu, może na stałe - więc jeśli ktoś chciał koniecznie ich ze sobą skonfrontować, miał do tego już wcześniej mnóstwo okazji. Tayang nie miał zwyczaju zwierzać się znajomym ze swoich problemów sercowych i na pewno by pamiętał, gdyby komukolwiek wspomniał o tamtym zrządzeniu losu, kiedy złapał Charleigh, zanim runęła jak długa prosto na pełną samochodów ulicę. Nie zrobił tego... czyli ona powiedziała? Plotkowała na jego temat z koleżankami? Żaliła się? Szukała pocieszenia? Czyli tamto spotkanie nie przeszło jej obojętnie - nadal jej zależało? Gdyby wypowiadała się na jego temat z samą nienawiścią, z pewnością nikomu by nie przyszło do głowy dziś zapraszać ich na wspólne imprezowanie w pubie! Pytania skłębiły się nad głową Tayanga, krążąc bez nadziei na wypatrzenie odpowiedzi. Te niepewności rozwiać mogła jedynie główna bohaterka rozmyślań, jej zaś Tay nie mógł zapytać wprost.
- Nie byłaś... - zaczął, lecz urwał, zanim zdecydował się rozwinąć to zdanie. Zaczerpnął głęboki wdech, wypełniając płuca powietrzem obarczonym ciężarem dymu i chmielowej woni, która dziś wyjątkowo drażniła jego nozdrza. Wszelki alkohol wisiał dziś nieosiągalnie wysoko, co w tak towarzyskich, a zarazem trudnych z powodu obecności Charleigh okolicznościach drażnilo. Odezwał się na nowo po krótkiej pauzie, ułożywszy w głowie zdanie, które nie zdradzało jego uczuć. - Nie strzelałem, po prostu nie miałem pewności, czy zostałaś w Nowym Jorku. Nie wiem, co działo się u ciebie w ostatnich miesiącach. Mogłaś dziesięć razy zmienić uczelnię, kierunek albo pomysł na życie.
Miał wrażenie, że wybrnął gorzej niż źle. Zupełnie niewiarygodnie, ale... po co w ogóle próbował się tłumaczyć?! Dlaczego odczuwał ten wewnętrzny przymus, tak niezgodny z próbami odsunięcia byłej dziewczyny od siebie, które starał się podejmować?
Uniósł łagodnie brew w wyrazie delikatnego zaskoczenia, gdy usłyszał, jak po kolejnych słowach - zdaje się ostrożnej próbie zagajenia rozmowy, której chwilę wcześniej Charleigh tak bardzo nie chciała - usłyszał ten śmiech, w którym kwaśna nuta zabrzmiała tak wyraziście, jakby miała przeżreć na wylot gardło i język blondynki. Nie zabrzmiało to dobrze, lecz co oznaczało?
- A u ciebie? - spytał. - Zabrzmiałaś, jakbyś chciała mnie zamordować za powodzenie na scenie.
Kompletnie nie spodziewał się, w jakie korytarze skręciły myśli Charleigh, zinterpretował więc jej nieprzyjemny śmiech jako nawiązanie do jego sytuacji zawodowej. Zazdrościła? Skąd właściwie wzięła się w Seattle? Nadal nie udzieliła odpowiedzi na to pytanie, co kazało mu przypuszczać, że wydarzyło się w Nowym Jorku coś niedobrego, co skłoniło ją do powrotu.
Tay, czy ty nie przejmujesz się tym troszeczkę za bardzo?
Ostatnio zmieniony 2021-10-21, 02:54 przez Tayang Batbaatar, łącznie zmieniany 3 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miała za złe koleżankom, że wciągnęły ją w to spotkanie i nie zapytały o zdanie... Nigdy nie wtrącała się w życie uczuciowe swoich znajomych ponad tyle, ile sami chcieli pomocy, więc liczyła, że w drugą stronę to będzie działać tak samo i nikt nie postanowi na siłę ściągać Tayanga od tego samego pubu, co ją. Podobnie jak on miała przypuszczenia graniczące z pewnością, że to nie zdarzyło się przypadkiem i kiedy dzisiaj zobaczyła go wchodzącego do lokalu i tak samo zaskoczonego na jej widok, jak ona na jego, pożałowała, że powiedziała komuś o swoim niedawnym spotkaniu z Tayem i o odczuciach, które ów spotkanie w niej obudziło. Miała ochotę tylko się wygadać, a skończyło się na tym, że ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby swatać ich na siłę. I po co to było? Dzięki genialnym pomysłom osób postronnych Charleigh nie miała swojego upragnionego wyluzowania w przyjemnym gronie znajomych. Dobry nastrój nadchodzącego weekendu prysł jak bańka mydlana, a miało być tak przyjemnie!
Zamiast dobrego nastroju miała ciągłe napięcie i uczucie niezręczności, które rosło, im dłużej próbowali ze sobą rozmawiać. Ich próby nawiązania jakiegoś tematu były skazane na porażkę, dopóki dziewczyna była daleka od traktowania byłego partnera bez emocji, a na pozbycie się ich jakoś nie było żadnych perspektyw. Budził w niej gniew, żal i smutek, a pod grubą warstwą negatywnych emocji na domiar złego rozpalał serce uczuciem, które wcale nie chciało wygasnąć. Gubiąc się w mieszance skrajnych emocji, Charleigh reagowała nerwowo i opryskliwie do tego stopnia, że wstydziła się swoich reakcji przed samą sobą. Słowa były dziś bowiem szybsze niż myśli, nawet po wypiciu kilku piw, które w założeniu miały ją rozluźnić. Czuła się po nich skołowana, ale zamierzonego efektu nie przyniosły. Tylko utrudniły jej rozumienie intencji w wypowiedziach Tayanga!
Oczywiście, tak to sobie tłumacz — burknęła. Miała wrażenie, że chciał powiedzieć coś innego. Może tylko myślała życzeniowo, jednak wydawało jej się, że Tay jakoś odruchowo próbował zaprzeczyć, że Charleigh była dla niego na marginesie jego spraw życiowych, ale zrezygnował i powiedział coś innego. Zresztą jego wyjaśnienia o braku pewności co do miejsca studiów też nie wyglądały na prawdziwe. Raczej przywodziły jej na myśl próbę tłumaczenia się tak, żeby wybrnąć z sytuacji i nie przyznać się, że zapomniał o miejscu, w którym miała studiować. Cały Tayang, prawda? Zawsze musiał brylować w towarzystwie i robić dobre wrażenie. Zaś jeśli coś szło nie po jego myśli, umiał świetnie lawirować, żeby i z tego wybrnąć zwycięsko. Kiedyś lubiła jego pewność siebie, poczucie humoru i tą walkę, żeby zawsze wyszło na jego. Ba, imponowało jej to! Dzisiaj drażniło ją jak wszystko inne w mężczyźnie, albo może poczuła irytację, bo tym razem jego przekręcanie na swoje było wymierzone w nią. Miała ochotę odpowiedzieć, że morderstwo to za mała kara i najchętniej by go własnoręcznie i boleśnie wykastrowała, ale nie miało to związku z zawodową zawiścią, której nie odczuwała, tylko z ich sytuacją w życiu osobistym. Nie musiała osiągnąć sukcesu w teatrze, filmie ani w ogóle nigdzie na scenie. Marzyła o tym, ale to były zdrowe marzenia, świadome, że nie każdemu się udaje i ma tak naprawdę nikłe szanse na powodzenie. Skoro jej nie wyszło, to oczywiście, że żałowała, ale nie znaczyło to, iż musi zazdrościć i złorzeczyć każdemu z otoczenia, komu w tej branży się wiodło. — Nie obchodziło cię, gdzie studiowałam, więc wątpię, że naprawdę cię to interesuje, ale to miłe, że przynajmniej próbujesz nawiązać rozmowę. — Im dłużej rozmawiała z Tayangiem, to tylko mocniejsze ją chwytało wrażenie, że nie umie brać jego słów obiektywnie i ciągle wpycha w nie jakieś swoje emocjonalne interpretacje, nadzieje albo przemyślenia. Tropiła w nich oznak, że nadal mu zależy, ale zarazem miała wrażenie, że wszystko mówi na odwal się, bo wypada albo dlatego, że już nie może znieść ciężkiej atmosfery, która pogłębiała się z każdą minutą niechcianego spotkania. — U mnie w porządku, dziękuję. Pracuję w kawiarni i mam się świetnie. A ze studiów musiałam zrezygnować, bo nie było mnie na nie stać.
Nie weszła w szczegóły, ale uznała to za zbędzie. Jeśli zainteresowanie Tayanga nią w przeszłości nie ograniczało się jedynie do jej tyłka, to powinien zakodować sobie w pamięci, że w jej rodzinnym domu się nie przelewało i długo zwlekała z podjęciem próby dogonienia swoich marzeń, a nawet wyjeżdżając na studia nie była pewna, czy zdoła się utrzymać. Nie mogła liczyć na żadną pomoc ze strony bliskich, a łączenie pracy z wymagającymi studiami nie zawsze było możliwe. Ale czego ona oczekiwała od człowieka, który nie pamiętał dobrze, dokąd wyjechała?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pożałował, że przerwał milczenie. Z każdym zdaniem wypowiedzianym przez Charleigh żałował coraz bardziej i coraz więcej - że odezwał się z tym cholernym "co u ciebie?", by przełamać gęstniejącą atmosferę niezręczności; że nie wycofał się z pubu na widok dziewczyny, nawet gdy został dostrzeżony i jego odejście wywołałby lawinę plotek między jej rozgadanymi koleżankami; że w ogóle przyjął zaproszenie na ten cholerny wypad, kiedy zdawał sobie sprawę doskonale, iż jutro musi bladym świtem wskoczyć za kierownicę i nie ma szans na prawdziwe odprężenie przy kuflu piwa, na jakie nachodziła go ochota, gdy obserwował beztroskę współtowarzyszy zabawy. Kiełkowały też w jego głowie pretensje do samego siebie, że nie skontaktował się z Charleigh po tamtym spotkaniu na ulicy, by wyjaśnić sobie ostatnie nieporozumienia, które ewidentnie burzyły w jej duszy negatywne emocje. Był jej te wyjaśnienia winny, migał się jednak, nie chcąc psuć sobie humoru poważnymi rozmowami, jakich od dawna unikał...
Ale czy naprawdę chodziło tylko o dbałość o własny nastrój?
Tayang bał się kolejnego spotkania z Charleigh. Przerażeniem ogarnęła go świadomość reakcji własnego serca na widok byłej dziewczyny. Trwał przez miesiące w przekonaniu, że to już przeszłość, dawno zapomniana, zakopana gdzieś w ogródku pamięci jak zdechłe zwierzę, które należy pochować i z czasem zapomina się, gdzie złożyło się jego truchło - i jakkolwiek cyniczna i przykra jest analogia miłości minionej do martwego Burka, Tay w momencie decyzji o rozstaniu podobnie ją taktował. Z uśmiechem wspominał najpiękniejsze ze wspólnych chwil i tęsknił do nich, ale nie zamierzał podejmować bezsensownych prób reanimacji, przyjąwszy do wiadomości, iż uczucie umarło i nie można niczego na siłę ratować. Wygasło, przestało istnieć. Pozostało mu pogodzić się z tym i pogrzebać je z szacunkiem, a później zapomnieć. Z biegiem czasu serce wykaże gotowość do spętania się w sieć kolejnej miłości - która prawdopodobnie powtórzy żywot poprzedniej, ale podobnie jak ona, pozostawi wiele pięknych wspomnień, które z przyjemnością wyciągnie się z pamięci po czasie.
I wszystko by w tym sposobie myślenia było w porządku, gdyby Tayang rzeczywiście pogrzebał tę miłość z szacunkiem - a tego absolutnie nie zrobił. Gdzie szacunek do Charleigh i tego, co łączyło ich przez rok, w zniknięciu i pozostawieniu po sobie jedynie lakonicznej wiadomości, że miło było, ale się skończyło? Decydując się na takie odejście, Tay na własne życzenie obudził w byłej partnerce pretensje, których zasadności nie próbował nawet podważać. Spodziewał się, że jeśli kiedyś dojdzie między nimi do konfrontacji, nie będzie ona miła ani łatwa i tylko czekał, aż Charleigh zadzwoni do niego po tamtym spotkaniu, żeby wreszcie poważnie porozmawiać - a w zasadzie to wyrzucić z siebie żal. Telefon nie dzwonił, Tayang zaś miał poczucie, że powinien wyjść z inicjatywą jako ten, który skrzywdził i chce naprawić po sobie wrażenie, lecz... bał się nawiązania kontaktu. Za dużo poczuł. Nagle serce odżyło, zadudniło w piersi jak na początku ich znajomości, a oczy na nowo zachwyciły się urodą byłej dziewczyny. Związek z Charleigh nie miał prawa bytu, przecież umysł rozumiał niezgodność charakterów i konflikt priorytetów życiowych, więc czemu to cholerne, głupie serce nie chciało go posłuchać? Nie na to liczył, nie tak to miało wyglądać!
- Bardzo mi przykro - skomentował jedynie wieść o porzuceniu studiów, wcześniejsze złośliwości znów puszczając mimo uszu. Nie był w bojowym nastroju. Próbował obrócić w żart wcześniejsze warknięcia Charleigh, ale jako że to nie działało - wolał dać sobie spokój i nie prowokować kolejnych konfliktów. - Miałaś tam chyba pracę, prawda? Co się stało?
Przykro było słyszeć, że problemy finansowe pokonały marzenia osóbki, której życzył jak najlepiej... Char długo walczyła o przejście egzaminów na studia aktorskie, była świetnie przygotowana i niewątpliwie miała warunki do zrobienia wcale niemałej kariery. Dobrze radziła sobie na scenie, umiała śpiewać, była wszechstronna, a przede wszystkim - przepiękna. Uroda niegdyś otworzyła jej bramy do modelingu i mogła otworzyć kolejne, tym razem do osiągnięcia sukcesu w teatrze czy filmie. Miała wszystko, czego trzeba, żeby spełnić swoje marzenia z wyjątkiem jednego - szczęścia w życiu. Urodziła się w trudnej rodzinie, pełnej problemów i z pustym kontem bankowym, a bliscy nie pomagali jej rozwinąć skrzydeł, gdy był na to czas. Jak mogła myśleć, że Tayang nie pamiętał, skąd pochodzi i z czym borykała się od dzieciństwa? Te negatywne oceny krzywdziły, niemniej Tay przełykał je w milczeniu, bez zbędnych komentarzy. Wchodzenie na ścieżkę wrogości nie miało sensu w sytuacji, w której powinien zachować skruchę.
- Jeśli potrzebujesz pomocy i chciałabyś wrócić na studia, mogę ci coś pożyczyć, załatwić na miejscu coś drobnego, żebyś się odkuła... o ile to aktualne - zaproponował i nie blokował nawet niepewności, która wdarła się w jego ton. To była odważna propozycja, padała w końcu z ust kogoś, na kogo Charleigh zdawała się nie chcieć patrzeć. Jedynie w ten sposób mógł odkupić swoje winy - choć bardzo wątpił, że spotka się z aprobatą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Porównanie ich miłości do zdechłego psa było bardzo trafne, a zarazem jeszcze bardziej smutne. Gdyby Tay wypowiedział na głos swoje myśli, które miał rok temu, kiedy tak po prostu postanowił się ulotnić z jej życia i zostawić za sobą jakąś lakoniczną wiadomość, jej rozbite na kawałeczki serce i mnóstwo żalu oraz pretensji, zabolałoby, ale jednocześnie dziewczyna by nie była zaskoczona. Godziny, tygodnie, miesiące analiz ich związku i doszukiwanie się odpowiedzi na pytanie, co jest z nią nie tak, jako głównego winowajcę ich rozstania wskazywały Tayanga, nie ją... Tayanga i jego bardzo lekkie, niedojrzałe podejście do związków partnerskich. Char właściwie powinna cieszyć się, że odszedł tak szybko i nie zmarnował jej kilku lat z najpiękniejszego okresu życia, ale serce wciąż bezmyślnie tęskniło. Tylko za czym? Za tym metaforycznym pieskiem, którym była ich miłosna relacja? Piesek był bardzo fajny na początku. Zajmował czas, budził emocje, cieszył i chciało się spędzać z nim każdą chwilę. Z czasem zaczęło pojawiać się znużenie zwierzątkiem, a samo ono traciło siły w swoim dość krótkim żywocie, aż wreszcie umarło, a znudzony właściciel, zamiast podjąć jakieś próby ratowania go, wzruszył tylko ramionami i zakopał jego ciało w ogródku. A za jakiś czas zapomni, gdzie to było.
Nie tego Charleigh oczekiwała od swojego partnera życiowego. Jej rodzina nigdy nie była zbyt zgodna i szczęśliwa, a rodzice rozstali się po latach obustronnej męczarni, ale dziewczyna podziwiała swoją matkę, która starała się przez długi czas składać to do kupy i może gdyby ojciec też się postarał, dziś by byli szczęśliwi, a ich życia by się potoczyły zupełnie inaczej. Może to był ten wzorzec przekazany przez matkę, a może po prostu ona chciała stabilności w życiu osobistym, ale dla niej naturalne było, że kiedy coś się psuje, próbuje się to naprawiać, jakoś ratować. To chciała robić, gdy coraz więcej konfliktów pojawialo się między nią i Tayem, ale... on uciął to z dnia na dzień. Tak najprościej.
Oferta pomocy to była jedna z ostatnich rzeczy, których Charleigh mogła się spodziewać po rozmowie z Tayangiem. Bardziej niespodziewane by było tylko wyznanie miłości, które jej rozum negował widząc sposób, w jaki Tay odnosi się do niej (a tym bardziej mając bardzo żywo i grubą czcionką wypisane w pamięci, jak ją potraktował rok temu - a co jak co, tak paskudne porzucenie z miłością nie ma nic wspólnego), ale zidiociałe od uczuć serce oczekiwało i próbowało dopatrywać się w każdym ruchu, spojrzeniu i geście, który mężczyzna kierował w jej stronę. Ale im dłużej z nim rozmawiała, czy to wtedy podczas przypadkowego spotkania na ciemnej ulicy, czy teraz, gdy oboje zostali podstępnie zwabieni do cholernego pubu przez jej bezczelne koleżanki, minuta po minucie dziewczyna pogłębiała swoje przekonanie, że nigdy nic już się między nimi nie wydarzy. Dla Tayanga to był zamknięty rozdział i okazywał to w prawie wszystkim, co robił. Co z tego, że czasem jego wzrok zawiesił się na niej nieco za długo, żeby to wyglądało jak neutralne spojrzenie? No cóż, nie zmieniła się z wyglądu, a kiedyś przecież uważał ją za atrakcyjną, więc nie sądziła, iż może to być oznaka czegoś więcej niż jakiegoś starego sentymentu albo zwykłej męskiej łapczywości w podziwianiu kobiecych wdzięków. Dziś miała na sobie dopasowaną sukienkę, która podkreślała jej sylwetkę, makijaż i fryzura trzymały się nienagannie i podkreślały jej urodę... pewnie zwrócił uwagę na to. Jak zawsze, jak cały Tayang: opakowanie, nie jego zawartość.
W każdym razie, nie spodziewała się miłosnych wyznań, ale wyjście z zaoferowaniem pomocy finansowej lub zawodowej zaskoczyło ją prawie tak samo mocno. Dziewczyna popatrzyła na Taya szerzej otwartymi oczyma i jakby na chwilę procenty, które krążyły w niej organizmie po wypitym alkoholu wyparowały. Nie, żeby była pijana, ale po szybkim wychyleniu dwóch kufli piwa czuła delikatnie skołowanie, które utrudnia zachowanie pełnej sprawności umysłowej. Teraz jakby w momencie przetrzeźwiała od zdumienia. Uniosła brwi, sygnalizując zaskoczenie bardzo wyraźnie i był to, rzecz jasna, celowy zabieg.
Mnie się to śni czy ktoś dodał mi czegoś do tego piwa i mam halucynacje? Ty mi proponujesz pomoc? Ty?! — Parsknęła śmiechem, trochę zbyt mocno odstawiając na blat kufel z alkoholem. — Co, sumienie ruszyło? Brawo. — Nie była miła, ale nie miała powodów, żeby być i zamierzała manifestować to w każdej swojej wypowiedzi. Drażniła go postawa Tayanga, który zachowywał się, jakby przeszłość spłynęła po nim bez śladu. Denerwowało ją jego cwaniactwo i ta cholerna maniera niepoważnych odpowiedzi na wszystkie poważne z jej strony słowa. Pewnie miał na to wpływ wypity alkohol, ale w tym momencie drażniło ją w nim dosłownie wszystko, od tego, co mówił, po uwagę, którą jej poświęcał. Paradoksalnie coś wewnątrz nadal bardzo chciało tej uwagi, zaś ona nie umiała się przyznać, że powarkuje na niego, aby wreszcie wywołać w nim jakieś emocje. Poczuć, że umie go jeszcze poruszyć. — Sam kończyłeś takie studia i wiesz, że nie da się pogodzić ich dobrze z pracą. Ile się nasłuchałam kąśliwych uwag od profesorów, nie zliczę. Niektórzy mieli negatywne podejście do pracy w zawodzie przed dyplomem. Poza zawodem też im przeszkadzało, bo powinnam skupiać się na sztuce, a nie bieganiu z tacką po kawiarni. A ja w przeciwieństwie do ciebie nie mam dzianych rodziców, którzy mogą mnie hodować w nieskończoność.
Wzruszyła ramionami. Tak się po prostu czasem działo i tyle. Studia aktorskie nie były najprostsze do pogodzenia ich z pracą, to dość specyficzny kierunek i zawód... jak widać, nie ma sensu z nim próbować, jeśli nie ma się pokaźnego konta w banku. Albo szczęścia. Albo może to jej zabrakło po prostu zaradności życiowej albo talentu, żeby znaleźć więcej dorywczych zajęć i lepiej poradzić sobie finansowo?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedyś uznał, że rozstanie będzie najlepszym, co mogą zrobić. Dziś zapewne nie pospieszyłby się już tak z poważną decyzją, nie podjąłby jej przede wszystkim sam, bez udziału drugiej strony, która miała tu przecież dokładnie tyle samo do powiedzenia - żałował, bardzo żałował, że w przeszłości popisał się bezgranicznym egoizmem i tchórzostwem, gdy zamiast szczerze i poważnie porozmawiać z partnerką, wolał uciec po angielsku, a później nie odpowiadać na jej wiadomości i nie odbierać telefonów - aż w końcu przestała dzwonić i pisać. Zranił ją, potraktował zupełnie bez szacunku i to wystarczyło, by wyrzuty sumienia pożarły go w całości na widok Charleigh tamtego popołudnia, kiedy ich drogi przypadkiem skrzyżowały się po raz kolejny. Sumienie podgryzało również uczucie, niechciane i problematyczne, którego niezmordowany ognik tlił się w sercu i rósł coraz większy. Zobaczenie byłej dziewczyny na żywo okazało się rozpałką, która dała mu zaskakująco dużo sił, budząc przy tym niepokój, ale i potęgując to uwierające umysł poczucie, że zrobił krzywdę byłej dziewczynie. Oraz żal, że nie dał tej relacji drugiej szansy. Niemniej próbując patrzeć zdroworozsądkowo, Tayang nadal uważał, że ten związek nie miał przyszłości. Oboje chcieli od relacji damsko-męskiej czegoś zupełnie innego. Charleigh szukała stabilizacji, spokojnego domu i być może rodziny w przyszłości, Tayang chciał towarzyszki dla spontanicznego, pełnego niewiadomych życia na walizkach, wspólnego zrywania owoców z drzewa życia, gonienia za szaleństwem młodości! Nie mogli pogodzić swoich priorytetów ani wtedy, ani teraz.
Następne złośliwości postanowił puścić mimo uszu i skupić się jedynie na przekazanych przez Charleigh informacjach, poszukując przy tym najodpowiedniejszej reakcji, która nie stanie się przypadkiem kolejną prowokacją do wypluwania ku niemu nowych porcji kobiecego jadu. Wcześniej miał nadzieję, że skoro już zostali niejako przymuszeni do spędzenia tego wieczoru ze sobą, ba, celowo postawieni naprzeciw siebie, wbrew ich woli i samopoczuciu, to oboje dołożą starań, by wieczór nie był jednak stracony i przyniósł im chociaż namiastkę rozluźnienia, na które Tayang liczył, udając się dziś do pubu. To miał być może bezalkoholowy, ale jednak luźny wieczór, spędzony w towarzystwie dobrych znajomych, z którymi zwykle czas płynie szybko i w przyjaznej atmosferze. Mieli szansę, by uratować ten czas choćby w małym stopniu, ale Charleigh postanowiła jak zawsze zrobić po swojemu i pogrzebać ostatnie nadzieje na przyjemny początek weekendu dla niej, a dla niego miły ostatni wypad ze znajomymi przed kolejnym stosunkowo długim wyjazdem zawodowym. Mogli mieć dobry humor. Mogli nieźle się bawić. Mogli przynajmniej w małym stopniu naprostować swoje relacje - bo co prawda miejsce i czas nie sprzyjały poważnym rozmowom, jakie zdecydowanie powinni przeprowadzić, ale był dobrą okazją, żeby poplotkować o niczym i w ten sposób zniwelować napięcie przynajmniej w małym stopniu. Ale ktoś wolał zdeptać te szanse, żeby dać upust swojej frustracji, czyniąc z Tayanga worek treningowy. Zdanie za zdaniem, cios za ciosem. Początkowo odpierał ataki, obecnie robił już tylko uniki. Nie chciał doprowadzić do emocjonalnego wybuchu Charleigh - udało się uniknąć tego podczas ich pierwszego spotkania, więc dziś Tay wolał dalej podążać tą drogą. Zwłaszcza w towarzystwie ludzi, którzy ich znali i mogli szybko wziąć na języki ich osobiste sprawy. Przedstawienia z miłosnymi dramatami były ostatnim, na co miał teraz ochotę.
- Nie wiedziałem, że jestem dzieckiem Rockefellerów - odrzekł, śmiejąc się z określenia jego rodziców dzianymi. Owszem, jak na mongolskie realia Tayang miał szczęście urodzić się w rodzinie dość bogatej, niemniej daleko było standardowi życia w Ułan Bator z tym, jaki widział w Stanach Zjednoczonych, zresztą - odkąd wyjechał na studia z ojczyzny, utrzymywał się i radził sobie sam. Miał ochotę dodać, że złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, ale ugryzł się w język. To nie było miejsce na wytykanie Charleigh nieporadności życiowej... talentu i umiejętności aktorskich jej nie brakowało, więc niepowodzenia studenckie na pewno nie wiązały się z kierunkiem samym w sobie. Za to według Taya dziewczyna od zawsze była nieco nieporadna życiowo. - Nie każdy profesor lubi, gdy studenci dzielą uwagę na naukę i pracę, to fakt. Ale wydaje mi się, że można to pogodzić... przecież jesteśmy dorośli i ci ludzie też zdają sobie z tego sprawę. Fotosyntezy się nie nauczymy, żeby zaoszczędzić na jedzeniu.
Miłosnych wyznać dziś nie było. Żadne werbalnie wyduszone "kocham cię" nie wisiało powietrzu. Ale za to było spojrzenie - czasem zbyt nachalne i łapczywe, pełne uwagi oraz zachwytu urodą zatopioną w głębokiej zieleni tęczówek, zaplątaną w splotach platynowych fal, zaklętą na załamaniach materiału sukienki... wzrok pochłaniał to piękno mimowolnie i nie chciał zachowywać dyskrecji. Charleigh była piękna. Nic nie zmieniło się podczas ostatniego roku rozłąki, a jeśli już - to na jeszcze lepsze. Jakby rysy twarzy uszlachetniły się jeszcze bardziej, a ruch ciała nabrał podwójnie kusicielskiego charakteru. A może to tylko tęsknota, do której Tayang tak bardzo nie chciał się przyznać?
- Może pechowo trafiłaś - dodał, próbując załagodzić nieco wydźwięk poprzednich słów. Naprawdę bardzo nie chciał prowokować jej do kolejnych złośliwości, za to starał się uratować ten wieczór ze wszystkich sił. - Pracowałaś w kawiarni, tak? Może to zajęcie było jednak zbyt absorbujące? Nie te godziny pracy, które kolidowały z zajęciami? A przede wszystkim, zrezygnowałaś na dobre czy to tylko przerwa?
Nie życzył jej źle. Dobrze wiedział, jak wielkim marzeniem Charleigh było aktorstwo, więc ze szczerym żalem przyjąlby wiadomość, że porzuciła swoje plany na amen.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dobrze, że Charleigh nie mogła czytać w myślach. Nie wiedziała, w jaki sposób Tayang postrzegał jej zachowanie podczas ich spotkania w pubie i lepiej niech tak zostanie, bo ocenianie na zasadzie "jak zwykle zrobiła po swojemu" nigdy nie służyło zgodzie w ich związku, a pojawiało się nadzwyczajnie często podczas ich kłótni. I to padało z obu stron. Tay zawsze miał jej do wytknięcia coś na zasadzie "jak zawsze zrobiłaś inaczej niż chciałem", "jak zawsze źle zareagowałaś", a ona z kolei często uderzała w niego słowami pokroju "jak zawsze zapomniałeś", "jak zawsze wolałeś iść się bawić". Wiele w ich charakterach i życiowych priorytetach się nie zgadzało, to była święta racja. Były momenty, w których nawet ona, zakochana i pewna, że chce spędzić z tym facetem życie, zastanawiała się czy to na pewno ma sens, bo może jednak lepiej odpuścić i poszukać kogoś, z kim będzie miała więcej zgodności, a wspólne życie nie będzie wymagało chodzenia na setki kompromisów, które oni musieli wypracować prawie codziennie. Ciągle pojawiało się coś, co ich poróżniło, a oni sobie z tym radzili. Wspólnymi siłami, często nie bez wysiłku, a nawet z dużym poświęceniem emocjonalnym podnosili taką kłodę, uszli parę kroków i spadała następna, prosto przed ich nogami. Charleigh liczyła, że Tayang się zmieni. Że po prostu jest dość niedojrzały, jak wielu młodych facetów, którym w głowie zabawa, a nie ustatkowanie się. Matka kiedyś ostrzegała ją przed wejściem w świat artystów. Nie znała ich osobiście, ale lubiła opowiadać o przyjaciółce z lat szkolnych, która swego czasu związała się z jakimś gitarzystą i wypłakała z jego powodu wiele łez. Może coś w tym było, że mężczyźni, którzy poświęcali się sztuce, nie potrafili się ustatkować. Ich życie zawodowe było szarpane przez niespokojne wody, oni przyzwyczajali się do braku stabilizacji i dość luźnego życia, bez chodzenia do pracy na ósmą rano i wychodzenia po południu od poniedziałku do piątku, a później przekładali to na życie osobiste i nie umieli inaczej.... może tak było, jednak kiedyś mimo chwil zwątpienia Charleigh wierzyła, że Tayang jeszcze dojrzeje, zmieni się pod jej wpływem. Niestety, do zmian nie doszło. Za to uciekł przed nią bez odwagi powiedzenia jej w twarz, że ich związek nie ma przyszłości. Winiła jego, winiła siebie. Dzisiaj była wściekła patrząc na jego twarz i obwiniała go za wszystko złe, co w ich związku ją spotkało, ale kiedy wróci do domu, a alkohol wyparuje jej z krwiobiegu, wrócą wszystkie czarne myśli, które wiecznie pojawiały się w jej głowie. Najczęściej podczas bezsennych nocy albo tuż przed zaśnięciem. Inni ludzie w tym czasie analizują swoje życie, planują następny dzień albo obmyślają spóźnione riposty, którymi mogli zgasić kogoś w pracy. A ona myślała o Tayangu i szukała w sobie powodów jego odejścia. Samoocena leciała jej na łeb na szyję, a ona nie umiała tego zatrzymać. W realnym życiu wcale nie była taka pewna siebie jak podczas krótkich epizodów, którymi były działające na nerwy spotkania z byłym partnerem. Ale o tym nikt nie wiedział. robiła wrażenie osoby bardzo negatywnie nastawionej do byłego, jakby na niego zwalała całą winę za ich rozstanie i w pewnym stopniu tak było... lecz w chwilach ciszy i samotności różne wątpliwości i obawy uderzały jej głowę.
Dzieckiem Rockefellerów nie, nigdy tego nie powiedziałam. Ale w porównaniu ze mną miałeś na kogo liczyć i nie wciskaj mi kitu, że rodzice nigdy ci nie pomagali, bo wiem, że było inaczej. — Opowiadał jej o swoich studiach i owszem, w większości utrzymywał się sam, co wtedy Charleigh bardzo imponowało (zresztą teraz też, ona nie dała sobie rady!), ale Tay nigdy nie ubarwiał. Przyznał, że potrzebował czasem pomocy finansowej od rodziców i ją otrzymywał... ona musiała radzić sobie wyłącznie sama. Zresztą to smutno brzmiało, że Tayang nigdy tak naprawdę w nią nie wierzył. Nie wątpiła, że życzył jej dobrze. Spędzili razem wiele miesięcy na wspólnych przygotowaniach do jej egzaminu na studia aktorskie, a Tay nie był człowiekiem, który by jej mydlił oczy, że na pewno sobie poradzi, gdyby uważał, że Char nie nadaje się do tego zawodu. Czyli miała talent? Mogła sobie poradzić? Ale była taką niemotą życiową, że nie miała szans odnaleźć się w wielkim świecie mimo talentu? Tak to miała interpretować? Poczuła, że wraz z jego słowami rośnie jej oburzenie i nie udało mu się tego do końca złagodzić krótkim rzuceniem, że miała pecha. — Nie studiowałeś na mojej uczelni. Nie znasz ludzi, którzy tam wykładali. Więc bądź tak łaskaw, żeby nie wygłaszać opinii na temat mojej zaradności życiowe, Wiem, co sugerujesz. — powiedziała, a właściwie wycedziła przez zęby po pochyleniu się w stronę Tayanga przez stół. Nie chciała, żeby ktoś inny słyszał jej ostry ton, tutaj była zgodna z Tayem: nie potrzebowali przedstawień na oczach znajomych, którzy lubili sobie czasami poplotkować. Gdy przysunęła się do niego i zdała sobie sprawę, że znalazła się bardzo blisko, straciła swoją pewność siebie i miała ochotę skarcić swoje serce, które przyspieszyło rytm pod wpływem bliskości bruneta... wystarczyło jeszcze kilka centymetrów do przełamania dystansu i spotkania ich ust, a ona bardzo tego... nie, nie chciała! Cofnęła się gwałtownie i wyprostowała. — Pewnie na zawsze. Ile razy mam próbować? Też mam swoją cierpliwość! Widocznie to nie jest dla mnie.
Wzruszyła ramionami, ale to wyglądało nazbyt ostentacyjnie. Próbowała zachowywać się, jakby to jej było obojętne, ale czy w istocie było? Nie. Mówiła o swoich straconych marzeniach i zmarnowanej jedynej szansie. To bolało, ale akurat przed nim nie chciała odkrywać swoich emocji, w każdym bądź razie innych niż złość.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Otworzył usta, szykując się do słownego odparcia tego ataku, ale nabrawszy w płuca duży haust powietrza, zawahał się przez chwilę, aż wreszcie w wyrazie rezygnacji wypuścił je z trzewi, głośno przy tym wzdychając. Miał nie dyskutować, prawda? Nie prowokować do kłótni, nie psuć atmosfery, która być może jeszcze była do uratowania - choć Tayang miał ku temu coraz większe wątpliwości. Charleigh robiła absolutnie wszystko, co tylko mogła, żeby zniszczyć ten wieczór i wypuścić go do domu z fatalnym humorem. A przecież oboje przyszli tu, żeby przyjemnie zacząć weekend! Ona zapewne dla odstresowania się po ciężkim dniu pracy, on -oczekując paru beztroskich chwil przed tygodniami intensywnej pracy, które przyjdzie mu przemęczyć z daleka od Seattle. A jednak pokusa zniszczenia Tayangowi piątkowego wieczoru wygrała w umyśle byłej dziewczyny, nawet kosztem spieprzenia zabawy samej sobie.
Nie zamierzał brać w tym udziału. Nie chciał dorzucać drew do ogniska nerwów, które płonęło już wystarczająco intensywnie, by pod wpływem jednego impulsu przeobrazić się w widowiskowy dla zgromadzonych w barze, ale za to bolesny dla nich pożar.
- Niczego nie próbowałem sugerować. Znam twoje zamiłowanie do nadinterpretacji, ale tym razem nie trafiłaś, więc nie musisz się tak unosić. Spokojnie - odrzekł, siląc się najbardziej neutralny ton, na jaki tylko było go stać w tym momencie. Oczywiście, że jego sytuacja materialna była lepsza niż Charleigh, gdy zaczynał studia. Los podarował mu lepszy start i w chwilach kryzysowych Tay miał do kogo zwrócić się o pomoc finansową, niemniej starał się unikać takich sytuacji, by jak najszybciej wyrwać się ze studenckiej beztroski i usamodzielnić, jak na dorosłego człowieka na obczyźnie przystało.
Gdy zbliżyła się, by w gniewie wycedzić kolejne słowa, Tay odruchowo wyprostował się gwałtownie i przylgnął plecami do oparcia krzesła, by odsunąć się od niej jak najdalej - jakby bliskość Charleigh była zagrożeniem, które mogło źle się skończyć... a może właśnie tak było? Choć jej słowa niosły woń alkoholu, zmysły zdawały się odbierać tylko to, na co miały ochotę. Przyjemną mgiełkę kobiecych perfum, która otoczyła go wraz z przełamaniem bezpiecznego dystansu. Nieprzeciętną urodę, podkreśloną starannym wieczorowym makijażem i platynowymi falami, które rozsypały się wokół urodziwej twarzy zadziornie niczym lwia grzywa. Dekolt, co przy przechyleniu się przez stół przyciągał męski wzrok zdecydowanie za bardzo. Och, bliskość Charleigh była niebezpieczeństwem dla jego silnej woli! Zdrowy rozsądek bez przerwy, przy każdej chwilce zapomnienia, kiedy była dziewczyna niepokojąco wkradała się do jego umysłu, przypominał Tayangowi o koszmarze kłótni, niezrozumienia i wysłuchiwania ciągłych pretensji, w które obfitował kiedyś ich związek, uzmysławiając, że wejście w nową relację z byłą partnerką przyniosło powtórkę z ich niezgodności charakterów. To nie miało sensu! Nawet jeśli serce podszeptywało swoje, rozgrzewając duszę ognikiem uczucia, rozum kazał zignorować ten przyjemny głosik i nie pozwolić na uratowanie umierającej miłości. Pogrzebana została już dawno, ale... dlaczego po czasie musiało się okazać, że za życia, a teraz postanowiła się mścić?
Tym razem to on nachylił się ku Charleigh, nie przekraczając jednak dystansu, który uznał za bezpieczny - nie chciał się zbliżać, wolał jednak ściszyć głos, by nikt ze znajomych nie usłyszał, co ma dziewczynie do zakomunikowania. Nadal uważał, że niepotrzebnie ktokolwiek wtrąca się w ich osobiste sprawy, więc nie chciał też, by ktokolwiek traktował ich spotkanie jako interesujące przedstawienie - a nie miał wątpliwości, że dobre przyjaciółki Charleigh, którym musiała najwyraźniej naopowiadać bzdur o ich niedawnym przypadkiem spotkaniu, tylko czekały na sensację, którą później będą mogły omawiać w nieskończoność na babskiej kawusi.
- Ja mogę naprawdę wiele zrozumieć... wiem, że daleko mi do wzoru moralności i zasłużyłem, żebyś wymierzyła mi solidnego kopniaka w tyłek, ale czy tak koniecznie musisz prowokować kłótnię właśnie tu i teraz?- zapytał. Wcześniej gryzł się w język, usiłując nie skręcać w obecnych okolicznościach ku poważnym tonom rozmowy, ale im bardziej Charleigh go atakowała, tym silniejszą miał potrzebę postawienia sprawy jasno. - Zdaje się, że oboje przyszliśmy tu dla dobrej zabawy, nie dla obrzucania się błotem ku uciesze towarzystwa, prawda? Ten jeden raz mogłabyś zacisnąć zęby i chociaż spróbować nawiązać neutralny dialog.
Utkwił w jej jasnych oczach świdrujące spojrzenie. Och, tak, wspaniale, że Charleigh nie mogła czytać mu w myślach! Z jego oczu, poza zniecierpliwieniem i powagą mogłaby wówczas wyczytać uczucia i emocje, które z całych sił próbował ukrywać przed światem - a zwłaszcza przed nią samą. Bo właściwie dlaczego wciąż tu był? Mógł wstać i wyjść w każdej chwili, nikt go tu na siłę nie trzymał. Odpowiedź błyszczała nieśmiało gdzieś w ciemni jego tęczówek - oby niezauważona!
Ostatnio zmieniony 2021-11-15, 04:17 przez Tayang Batbaatar, łącznie zmieniany 4 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tayang powtarzał, że nie chce konfliktów tego wieczoru i woli unikać przedstawienia przed znajomymi ludźmi, o co zresztą po chwili poprosił Charleigh, ale najpierw musiał koniecznie wbić jej drobną szpileczkę wspominając o skłonnościach do nadinterpretacji. Nie była w stanie ocenić czy miała rzeczywiście taki problem czy Tay powiedział to specjalnie, żeby ją rozdrażnić, ale teraz miała wrażenie, że chodziło o to drugie. Była bojowo nastawiona, bo bolesne emocje ciągle wędrowały po jej umyśle, kiedy na niego patrzyła. Nie umiała odbierać jego słów bez wrażenia, że chce ją dotknąć albo się z niej naśmiewa. Pewnie niesłusznie, ale uraza z przeszłości robiła swoje i niestety swoje pięć groszy dołożyły piwa, które wypiła.
Rzadko sięgała po alkohol, nawet delikatny. Nie miała potrzeby pić i umiała bawić się dobrze bez tego, ale głównym powodem była sytuacja rodzinna, którą znosiła przez wiele lat patrzenia na szarpaninę rodziców. Autorem rozwodu jej rodziców, biedy w domostwie i innych nieprzyjemności był alkoholizm jej ojca. Pamiętała go pijanego i bełkoczącego, a także tkwiło głęboko w jej pamięci szemrane towarzystwo, które ściągał na libacje alkoholowe. Nie umiała usunąć z głowy obrazów, kiedy awanturował się po pijaku. Miała głęboką awersję do picia i jeśli to robiła, miała bardzo poważny powód, a drugie w ciągu tygodni przypadkowe spotkanie Tayanga było bardzo dobrym! Alkohol, którego wypiła bardzo dużo jak na swoje możliwości i częstotliwość picia, miał ją wyluzować. Miał być pomocą, żeby przetrwać grupowy wypad na miasto w towarzystwie byłego chłopaka i nie dostać po drodze szału albo się na niego nie rzucić (niekoniecznie z pięściami). Okazał się nie sojusznikiem, a przeciwnikiem. Pewnie nie było po niej widać, że wypite piwa zrobiły na niej wrażenie, a przynajmniej mogło to umknąć obcym osobom i ich znajomym (choć koleżanki mogły pewnie zauważyć woje, bo pod tym kątem już ją trochę znały), ale Tayang na pewno widział, że zaszumiało jej w głowie. Tak szumiało, że dużo trudniej niż normalnie przychodziło jej myślenie, analizowanie słów mężczyzny i na domiar złego sklecenie dobrej riposty. Jeszcze gorsze było to, że Charleigh czuła się bezsilna wobec luzu, który faktycznie się pojawił, ale nie tam, gdzie dziewczyna chciała. Miała wrażenie, że rozwiązał jej język i mówiła o sobie za dużo, bo nie planowała z niczego zwierzać się Tayangowi. Jej życie to od dawna nie była jego sprawa. Jeszcze bardziej się bała, że zdradzi się z uczuciami, którymi nadal go darzyła. W tym stanie to mogło być niestety proste, a podobnie do niego nie chciała z niczym się zdradzać. Nie widziała w tym sensu. Pewnie tylko by ją wyśmiał, poza tym sama jeszcze nie była pewna co powinna zrobić z uczuciami, które Tayang w niej wzbudzał. Obecnie uważała je za zbędne, ale niemożliwe do usunięcia. Czekała niecierpliwie na każdy ruch, słowo, a w ciągu ostatnich tygodni wiecznie zerkała na telefon z nadzieją, że jednak się do niej odezwie. Próbowała sobie wmawiać, że czeka, bo należą jej się przeprosiny i wyjaśnienie zniknięcia rok temu. Nikt nie zasługuje, żeby zostać porzuconym w taki sposób, w jaki Tay porzucił ją. W głębi duszy niestety dobrze wiedziała, że nie chodzi o sprawiedliwie potraktowanie i wyjaśnienia, bo serce chce czegoś więcej. Bardzo głupie było to jej serce.
A kiedy i gdzie mam ci powiedzieć co o tobie myślę? Chowasz się przede mną jak szczur po kanałach i pewnie gdybyśmy nie wpadli na siebie na ulicy, robiłbyś to dalej! A chyba mi się należy parę słów wyjaśnień — zasyczała półgłosem jak wąż. Poddała się sugestii Tayanga ściszając głos, ale mimo że nie mówiła donośnie, to brzmiała ostro i nieprzyjemnie. Utkwiła wzrok prosto w jego oczach i ściągnęła brwi. — No! Chyba że znikanie z dnia na dzień i olewanie ludzi bez słowa to jest dla ciebie norma! Właściwie nie powinnam się dziwić. Wszystkie można się spodziewać po człowieku wychowanym z dzikusami, może u was to taka społeczna norma! — Normalnie nie robiła takich personalnych wycieczek w czyjeś pochodzenie albo wychowanie. Sama nie pochodziła z najlepszego domu świata i zrobiła w życiu parę głupot. Pochodzenie Tayanga i kulturę jego rodzimego kraju uważała za fascynującą, lecz dziś wszystko było dobrym argumentem, żeby mu dokuczyć.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Wedgwood”